Okrutna zelandia - SERGUINE JACQUES

Szczegóły
Tytuł Okrutna zelandia - SERGUINE JACQUES
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Okrutna zelandia - SERGUINE JACQUES PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Okrutna zelandia - SERGUINE JACQUES PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Okrutna zelandia - SERGUINE JACQUES - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jacques Serguine Okrutna zelandia (Przelozyl: Jan Czechowski) Najczesciej spotykana forma szczescia polega na niedostrzeganiu, ze nie jest sie szczesliwym.Frank i ja pobralismy sie w samym roku Koronacji, w 1837. W ciagu kilku nastepnych lat gdy mieszkalismy w Anglii, czesciowo w Londynie, czesciowo w Bath, a niekiedy jeszcze w malej szkockiej posiadlosci Mc Leodow, rodzicow Franka, nie odnosilam nigdy wrazenia, ze jestem bardzo nieszczesliwa. Ani tez bardzo szczesliwa. Ale czlowiek zawsze sadzi, ze taki to juz los wszystkich ludzi, znajomych, a tym bardziej nieznajomych. Tylko raz Frank sprawil mi duza przykrosc. Mowie, rzecz jasna, o chwili, ktora ukoronowala dzien naszych zaslubin. Zupelnie przypadkowo bylam swiadoma tego, co mezczyzni robia z kobietami. Jeszcze na pensji kilka moich przyjaciolek wspominalo o tym mniej lub bardziej oglednie, czasami bez ogrodek, a moja wlasna matka uznala za stosowne poruszyc ten temat na krotko przed owa nieszczesna noca, kiedy to znalazlam sie sam na sam z Frankiem. Totez nie bylam bardzo zaskoczona. A jednak, przy calej starannosci, z jaka czlowiek bylby przygotowany na te chwile, nie sposob wyobrazic sobie tych gestow, tych doznan, tych naglych pomrukow mezczyzny. Dotychczas zawsze uwazalam Franka za raczej milego chlopca. Lubilam jego smukla sylwetke, mundury elitarnego pulku kawalerii, bijacy od niego zapach juchtowej skory i cygar. Chetnie wybaczalam mu rozmaite smiesznostki, poniewaz mnie bawily. Calowal mnie w usta od dnia zareczyn. I chociaz wprawialo mnie to w dziwne zaklopotanie, troche tak, jakby moj wlasny ojciec zobaczyl mnie nagle naga, wolalam juz z dwojga zlego, zeby dotykal wargami moich warg, bo kiedy calowal mnie w policzek albo w waskie wyciecie sukni u nasady szyi, na co czasami sobie pozwalal, wykorzystywal to, by ocierac sie o mnie, a jego wasy, faworyty i wciaz odrastajacy zarost na brodzie nie tyle mnie laskotaly, co po prostu kluly. Skore mam bardzo gladka i cienka, i stale mialam wrazenie, ze za moment zedrze mi naskorek, pozostana slady zadrapan i pregi, wiec okropnie sie tego balam. A potem, nagle, nie bylo juz nikogo, kto moglby mnie nie tyle obronic, co oddzielic od Franka, mozna by rzec, trzymac go na dystans. Paradoksalne, ale to wlasnie jest prawdziwa samotnosc. Wielka sypialnia we dworze smaganym wiatrami Szkocji. Rozesmiani przyjaciele opuscili juz dom. Rodzice Franka i moi, jakby to byla zwykla zabawa, postanowili spedzic te noc w drewnianym domku, pawilonie mysliwskim odleglym o kilka kilometrow od zamku. Sluzacy spali nie wiadomo gdzie, a mnie nie pozostawiono do pomocy nawet jednej pokojowki. Umylam sie w sasiednim pomieszczeniu, jak zwykle unikajac patrzenia na wlasne cialo, poniewaz bardzo sie wstydzilam. Umylam sie najdokladniej, jak tylko umialam. Poszlam w tym za rada mojej matki. Musze przyznac, ze nie bardzo to rozumialam, bo zawsze bylam raczej czysta - to po prostu kwestia dobrego wychowania - niemniej jednak posluchalam. I oto jestem w lozku, czekam i wreszcie pojawia sie Frank. Czy to naprawde on? Czy to naprawde ten dziarski kawalerzysta o prostych, szerokich ramionach, z zawsze starannie zaczesanymi ciemnymi wlosami i mocnymi bialymi zebami, ktorym nawet duze ilosci cygar nie odebraly polysku? Czy to on jest ta groteskowa postacia owinieta w placzaca sie miedzy kolanami nocna koszule? Czy to Frank? Moje oczy przywykly juz do polmroku i dostrzegalam go teraz wyraznie. Gdziez podzialy sie jego pieknie wypolerowane buty, ostrogi, szabla? Moj Boze, jakie to przerazajace. Gole lydki i stopy mezczyzny. Coz stalo sie z jego mlodzienczym usmiechem, otwartym, szczerym, a przy tym troche tajemniczym dla mnie, gdyz Franka wprawialo w rozbawienie co innego niz mnie. Dlaczego teraz szydzi ze mnie? Podchodzi do lozka, opiera sie na kolanie, czeka tak samo jak ja. Nie moge nawet drgnac, nie moge wykrztusic ani slowa. W koncu odchyla rog przescieradla i poscieli i pakuje sie do lozka, jakby byl zupelnie sam. Pod jego ciezarem tworzy sie zaglebienie w materacu i zsuwam sie ku niemu, jakbym turlala sie do wody z wysokiego brzegu strumyka. Sparalizowana wczepiam sie w posciel z calych sil. Gdyby chociaz cos powiedzial, ale nie mowi ani slowa. A potem idiotycznie powtarza moje imie: "Stella, Stella, Stella". Przez glowe przemknela mi dziwaczna mysl, ze on wola o pomoc. Moj Boze, jakze nim pogardzam. Wydaje mi sie, ze nawet nie dotykajac go, czuje przerazajace i wstretne cieplo jego ciala. I wydaje mi sie takze, ze Frank, czy tez mezczyzna, ktorego nazywalam Frankiem, szydzi teraz ze mnie. Wiem, co za chwile zrobi, a zarazem nie potrafie sobie tego wyobrazic, zupelnie jakbym byla calkiem nieswiadoma. Tak, to wlasnie jest samotnosc. Mezczyzna, Frank, ciezko sapie. Z obawy i ze wstretu na mysl, ze moglabym robic tyle halasu co on, powstrzymuje oddech tak dalece, ze zaczynam sie dusic, a z braku powietrza i z goraczki zaczyna lomotac mi w uszach i skroniach. A przeciez wszystkie moje obawy, wszystkie te skrajne wzruszenia sa na dobra sprawe niepotrzebne, albowiem on, mezczyzna, wie czego chce, wie, dokad zmierza, i marzy jedynie o swoim malym, zwierzecym skurczu, totez nie ma ani dosc czasu, ani dosc wrazliwosci, zeby troszczyc sie o roztrzesiona dziewczyne. "Stella, Stella". Dlaczego powtarzasz moje imie, ty, ktory mnie nie znasz i wcale nie chcesz poznac? Rownie dobrze moglbys powiedziec Mary, Brenda, Grace. Dobrze wiem, ze nie o to ci chodzi. Wciaz jeszcze mnie wola, a ja nie odpowiadam. Jakze mialabym powierzyc sie temu, kto ma mnie w swojej mocy i napawa mnie takim lekiem? W koncu smiejac sie i szydzac pochyla sie nade mna, a jedna z jego dloni, jak szpony ptaka, zaczyna mietosic moje piersi, wpija sie w nie ciezko. Pewnego dnia moja matka, udajac roztargnienie, ktore mialo pokryc jej zaklopotanie, zauwazyla, ze mam bardzo ladne piersi. Czy tylko po to, zeby mogly sie nimi nacieszyc te meskie szpony? Druga reka Frank zadziera do gory moja dluga nocna koszule. Wolalabym nie byc pod spodem naga, ale jestem. Nie sposob chyba bylo pozostac jeszcze w innych czesciach garderoby. Unosi mi teraz koszule nad kolana, uda i brzuch. Tak bardzo chcialabym nie miec plci, tego zaskakujacego futerka, tych dziwnych warg, tego intymnego otworu, tej szpary. Chcialabym byc zamknieta i czysta jak dziecko. Ale juz za pozno. Czy Frank za chwile rozbierze mnie, obnazy calkowicie? Nie. Zostawia koszule podwinieta wysoko nad brzuchem, bo to nie ja go interesuje i nie moje cialo nawet, moja delikatna, cienka skora. Zalezy mu tylko na tym nieszczesnym miejscu, gdzie uda lacza sie z brzuchem, miejscu, ktore czyni ze mnie dokladnie to, czym w istocie nie jestem - zenska istote, kobiete podobna do wszystkich innych kobiet. Doznaje tyle wstydu i upokorzenia, ze zwieram nogi, najciasniej jak potrafie, zeby sie ukryc, zeby zapomniec. Ale to wlasnie tam, nie gdzie indziej, Frank pragnie szperac, wejsc, odkryc mnie, upodlic. Mamrocze cos, szarpie sie z reka miedzy moimi udami, az ulegam. Tam jestem jeszcze bardziej wrazliwa niz na piersiach z ich delikatnymi czubkami, ktore niekiedy tak dziwnie twardnieja i napinaja sie, jakby odczuwaly glod. Ale ta moja wrazliwosc jeszcze bardziej podnieca mezczyzne, ktorego myslalam, ze kocham. W chwili, gdy mimowolnie rozchylam uda, jego palce zakrzywiaja sie i chwytaja mnie za to miejsce, mietosza mnie tak, jak zgniata sie kwiaty. Nagle znalazl punkt, w ktorym jestem najbardziej bezbronna, najslabsza, gdzie jestem calkiem otwarta, i rzucil sie nan zapamietale z odrazajacym zadowoleniem. Teraz przekonal sie, ze pod ubraniem, pod cienkim plaszczykiem dziewczecej i ludzkiej godnosci, w pewnym miejscu mojego nienagannego ciala jest inne cialo, pofaldowane i tajemniczo otwarte, kruche, a nade wszystko wilgotne. Pospiesznie zanurza palec prosto w te nieznosna wilgotnosc, w szczeline, zaglebia go we mnie, jakby sondowal moja dusze, przenika mnie do cna. Ze wszystkich sil probuje sie zewrzec, ale moje mysli, moja wola sa gdzies poza mna. Palec mezczyzny napotyka na swej wstydliwej drodze przeszkode. Nie wiem, jaka to przeszkoda, jaka zapora, ale choc przyprawia mnie to o rozdzierajacy bol, nie osmielam sie krzyczec. A mezczyzna, wprost przeciwnie, pomrukuje z zadowolenia i czuje, ze nie posiada sie z rozkoszy. Mimo woli wyciagam reke przed siebie, zeby sie bronic, zakryc, zaslonic wejscie do tej dziurki, do tej otwartej rany. Mezczyzna wyjmuje palec z wnetrza mojego brzucha i chwyta mnie za reke. Na jego palcu zostalo troche wilgoci z mojego podbrzusza i pale sie ze wstydu. A on czego chce? Brutalnie kieruje moja reke ku sobie, przytyka ja do koszuli, potem do gaszczu twardego zarostu i wreszcie do owego dziwacznego przedluzenia swego ciala, uniesionego i kraglego, rozpalonego, sztywnego i rozedrganego zarazem. Teraz i ja wiem, co on, mezczyzna, ukrywa pod ubraniem, pod usmiechnietymi pozorami dzentelmena. Robi mi sie niedobrze. Zesztywniala z przerazenia wykrecam reke, zeby sie oswobodzic i nie musiec dotykac obrzydliwego meskiego ciala. Jakiez to wszystko brzydkie i wulgarne. A on sie smieje, i abym nie mogla ponownie zewrzec ud, wpycha pomiedzy nie kolano, a zaraz potem z cala sila dluga, ciezka noge. Prawie caly kladzie sie na mnie, probujac jednoczesnie utrzymac sie na zgietych przedramionach, i dziwacznie wygina ledzwie, jakby mial zamiar sie wycofac. Jego prawa reka puscila moja piers, ciezar calego ciala spoczywa teraz na lewym lokciu, a uwolniona reka zsuwa sie w dol niepewnym ruchem. Z goraczkowym, upartym wahaniem powraca znowu na moj brzuch, wslizguje sie we mnie, jakby dla sprawdzenia, czy aby nie zdolalam sie zamknac. Wychodzi ze mnie i chwyta podbrzusze mezczyzny, jak mi sie wydaje. Nagle zdaje sobie sprawe, ze wraz z dlonia mezczyzna wprowadza miedzy moje uda, miedzy wargi mojej kobiecej dziurki, a nawet do jej wnetrza, do mojego brzucha, jakis inny, zapierajacy dech w piersiach, bardzo dlugi, nabrzmialy palec. Nie jestem nieswiadoma jego natury. To jest owo szczegolne miejsce meskiego ciala - czlonek. Nigdy nie zdola wbic go we mnie, nie chce, ani on, ani ja nie mozemy tego zrobic. Usiluje zakazac mu wstepu, wypchnac go, tak, wypchnac, bo juz za pozno na to, zeby zabraniac mu wstepu. Mezczyzna zdazyl juz dobrze ulokowac we mnie glowke tego palca, tego monstrualnego kija, i rozciaga mnie tak, ze za chwile pekne. Powstrzymuje go jakas przeszkoda, ta sama, ktora przedtem zatrzymala jego reke. Przez chwile mam wrazenie, ze mezczyzna ustapi, wyciagnie ze mnie ten obrzydliwy przedmiot, podobnie jak uprzednio wyjal palec. Ale, moj Boze, nic podobnego! Napiera, wciska go we mnie ze wszystkich sil, z cala gwaltownoscia. Rozerwie mnie, czuje to, jestem pewna. Przygryzam wargi, zeby nie wyc, i nagle rzeczywiscie rozrywa mnie jakis maly wewnetrzny wybuch, gluchy i oslepiajacy zarazem. Czuje bol, ktory wprawdzie nie jest nie do zniesienia, ale jest tak niesprawiedliwy, tak niezasluzony, ze az zgrzytam z nienawisci zebami. A on, mezczyzna, ten potwor, jakby nigdy nic, jakby nie wyrzadzil mi zadnej krzywdy, jakbym wcale nie istniala, nie zaprzestaje przebijac sobie we mnie drogi, w ciele mojego ciala, uparcie, slepo, az do wnetrznosci. Powinien byc calkiem szczesliwy, bo przeciez wygral, zdolal wetknac we mnie, w moje cialo, w moje sumienie, caly ten gigantyczny, kretynski przydatek meskiego ciala. Ten dziwny narzad pali mnie i dusi, rozcina. Rozerwal mnie na dwie czesci, ktore nigdy juz sie nie zrosna, a on, mezczyzna, wydaje sie oddychac z ulga i radoscia, szczesliwie. Udaje, ze wychodzi ze mnie, potem, znow sie zanurza, zwleka, podskakuje, jakby chcial nadrobic opoznienie, znow wychodzi, znowu sie zaglebia, i coraz szybciej w ten sposob, az daje sie pochlonac do granic mozliwosci, napina sie do ostatecznosci i nagle staje deba w moim wnetrzu, eksploduje w niewytlumaczalnym szale, i w podskokach, czkawkach, zalewa mnie w srodku jakas krwia, jakimis lzami. Moja krwia, moimi lzami. Wydaje zwierzece pomruki. Szczytem absurdu jest to, ze mozna by sadzic, iz to jemu wyrwano dusze, ze to on zostal zraniony i teraz smieje sie i placze. "Chcialabym, zeby roza - znow na krzewie kwitla - i by krzak rozy sciety - rzucono w odmety" (piosenka kanadyjska). Jestem tylko strzepkiem ciala, zyjaca i cierpiaca resztka ludzkiej godnosci przytloczonej nieznosnym ciezarem odprezonego, wypoczetego ciala mezczyzny. Oddalabym wszystko, co moglabym kiedykolwiek posiadac, by uniesc ten ciezar, pozbyc sie go i pobiec sie umyc, wyszorowac az po dusze rekawicami z konskiego wlosia i druciana szczotka. Ale nawet tego nie moge zrobic. Ciezar mezczyzny miazdzy mnie. Mysle, ze dokonawszy swego wyczynu, pozbywszy sie napiecia nekajacego jego wlasne cialo, mezczyzna po prostu zasnal. * * * Nazajutrz Frank znow byl ubrany, znowu przypominal cywilizowana istote, mezczyzne, jakiego znalam przedtem i ktorego - jak mi sie zdawalo - kochalam. Mial dosyc zdrowego rozsadku, by nigdy nie powracac w rozmowie do wydarzen tamtej nocy. Bez watpienia wiedzial doskonale, ze jego postepowanie bardzo zranilo moja dume i ze nigdy mu tego nie zapomne. Udawal wiec, ze sam tez nic nie pamieta. Przypuszczam, ze oboje moglismy dalej egzystowac tylko pod tym warunkiem.W ciagu kilku nastepnych lat, jak juz wspomnialam, bylismy szczesliwi, a w kazdym razie nie przyszla mi do glowy mysl, ze nie bylismy. Na szczescie nigdy nie spodziewalam sie dziecka Franka. Nie tylko nie sprawiloby mi to zadnej radosci, ale byc moze nie bylabym nawet w stanie tego zniesc. Juz dosc Franka bylo we mnie, wystarczal w zupelnosci ten jego smieszny instrument. W regularnych odstepach czasu Frank ponawial proby zblizenia sie do mnie, i kiedy kladlam sie spac, wtykal mi go miedzy uda. Nie sprawialo mi to juz bolu fizycznego i nie przeszkadzalo za bardzo. Wiedzialam poza tym, ze wiekszosc malzenstw to robi. A zreszta Frank szybko dal sobie z tym spokoj. Byc moze, ze jego takze nie interesowalo to zbytnio, nie zamierzal poswiecac temu zbyt wiele uwagi i holdowal jedynie zwyczajowi. Ilekroc wchodzil do mojej sypialni, kladlam sie na grzbiecie. Przez rodzaj litosci dla Franka posuwalam sie nawet do tego, iz podkasywalam wysoko dluga nocna koszule i rozchylalam uda. Zaczynal tradycyjnie, obmacujac mnie i mietoszac stale w tych samych miejscach, z prawa reka na mojej lewej piersi, a lewa miedzy udami. Zglebial mnie palcem, tez zawsze tym samym, jakby chcial rozpoznac teren, przekonac sie w polmroku, ze moja kobieca szparka nie zmienila miejsca i nie przeniosla sie na srodek plecow albo za ucho. To dotykanie, to systematyczne badanie budzilo we mnie zgroze. Ale tak naprawde nie trwalo ono dlugo. Saznisty meski wyrostek, tepy i glupi, zajmowal miejsce palca. Pewnej nocy, gdy w sypialni bylo jasniej, a Frank jak sprosny ulicznik zblizal sie do mnie spod swiatla, ujrzalam to narzedzie i wydalo mi sie ono podobne do indyka nadymajacego idiotycznie grzebien i nabiegle krwia narosla. Wsadziwszy je we mnie, Frank wytezal sie z chaotycznym pospiechem, dzgal na oslep, miotal sie przez pare chwil, potem pojekiwal, chwytala go sakramentalna czkawka i wreszcie wycofywal sie wyczerpany. Zanim jeszcze zdazyl opuscic sypialnie, a nawet lozko, pedzilam jak szalona do umywalni, zeby sie wyszorowac. Marzylam o swiecie, w ktorym mezczyzni byliby zawsze ubrani po szyje, szarmanccy i dobrze wychowani. Kiedy wracalam do lozka Frank byl juz w swojej wlasnej sypialni. Nazajutrz nie wspominalismy o tym ani slowem. Moglismy od rana znow zaczac zyc jak normalne ludzkie stworzenia. * * * Nigdy nie dowiedzialam sie dokladnie, czemu Frank popadl w nielaske w swoim pulku, ani tez dlaczego znalazl sie na wygnaniu na tych zatraconych wyspach. Pil oczywiscie, ale wcale nie wiecej od innych oficerow. Moze chodzilo o hazard. Moze przegral za duzo pieniedzy albo wrecz przeciwnie - zbyt wiele wygral! Nie obchodzilo mnie to bardziej niz wszystkie inne jego sprawy, skoro oficjalnie pozostal czlowiekiem honoru. Wersja jego przelozonych dotyczaca nowego przydzialu glosila, ze tubylcy zaczeli wzniecac bunty w Oceanii i ze nalezalo raz na zawsze usmierzyc te niepokoje. Wzmiankowano rowniez, ze Francuzi maja chetke na nowe terytoria i ze trzeba polozyc na nich reke jak najszybciej. Czesc kolonistow zgrupowana w rodzaju ligi nazywanej Towarzystwem Nowozelandzkim wywierala w tym kierunku presje na rzad, a tym samym na armie. Wiadomo, ze to kupcy kieruja losami swiata. Jesli chodzi o mnie, zle przeczucia mialam od chwili, gdy Frank wspomnial po raz pierwszy w mojej obecnosci o tych zapadlych zakatkach Imperium, a w szczegolnosci o Australii. Dla mnie byla to jedynie ziemia skazancow. Nie mozna bylo tam liczyc na jakiekolwiek dobre towarzystwo, bowiem zadna dama ani zaden dobrze wychowany mezczyzna nie potrafiliby tam wyzyc. Frank wyjasnil mi, ze, scisle biorac, nie jedziemy do Australii, ktora zreszta jest kontynentem, a nie wyspa, lecz na tereny jeszcze bardziej oddalone, jeszcze bardziej zagubione - do Nowej Zelandii. A zreszta, czemu nie, skoro w pewien sposob moje zycie, nasze zycie bylo stracone? Tam przynajmniej, tak daleko od Londynu, z dala od wszystkiego co ludzkie, bedziemy przedmurzem postepu, zamiast byc tylko jednym z jego odpadkow.Nie ma tam miast, lecz tylko placowki handlowe, zalazki portow, faktorii i obozow wojskowych. U kresu nieskonczenie dlugiej podrozy w brudzie dotarlismy do jednej z miejscowosci w Australii. Garstka wegetujacych tam bialych nazywa ja Sidney. Potem, po drugim rejsie, o wiele krotszym, doplynelismy do Wellington na Nowej Zelandii. Zabawne, ze prawdziwy powod przeniesienia Franka stal sie znany az tutaj - bez watpienia za przyczyna naszych wspoltowarzyszy podrozy - i tych kilku prawdziwych Anglikow, ktorzy osiedli na pustkowiach, ochrzciwszy je nazwami miast, przyjelo nas chlodno. Niemal natychmiast zatem wyruszylismy ponownie ku polnocnej czesci wyspy w asyscie szczuplej eskorty kawalerzystow. Samo Wellington lezy na wyspie polnocnej, lecz my udawalismy sie jeszcze bardziej na polnoc, poza Napier, gdzies miedzy tym, co nazywaja Przyladkiem Wschodnim, a placowkami Hamilton i Auckland, w rejon Rotarua. Wiadomo bylo, ze dochodzilo tam do powaznych starc pomiedzy kolonistami a tubylcami, jednakze dokladnego celu podrozy Franka i kilku zolnierzy, ktorymi dowodzil, nigdy nie udalo mi sie poznac. Na wzgorzach, w gestym buszu, ktory rozciaga sie od rzeki Waikato po jezioro Rotorua, spoza drzew lsniacych w sloncu od wilgoci wypadla raptem wataha Maorysow i rzucila sie z impetem do ataku na nasza mala grupke. Nie pamietam zreszta szczegolow bitwy. Polnadzy, ciemnoskorzy mezczyzni najpierw wzniesli okrzyk wyzwania, czy tez wscieklosci, a potem w milczeniu, skapani migoczacym od deszczu sloncem uwijali sie, wymachujac oszczepami i maczugami. Purpurowa rana rozkwitla na jasnej tunice jednego z zolnierzy. Ujrzalam Franka spadajacego z konia. Obcas jednego buta utknal w strzemieniu i wierzchowiec wlokl go w ten sposob kawal drogi. A potem dosiegnal mnie cios nieco ponizej karku i stracilam przytomnosc. * * * Zlocista poswiata Oceanii przytlumiona nieustajacym deszczem, z zielonkawym odcieniem listowia przenikala poprzez cienkie scianki szalasu (Whare. Slowo nowozelandzkie) i docierala az do mnie. Promienie dzielily wnetrze szalasu na obszary cienia i swiatlosci. Bylo mi bardzo goraco, sciekal po mnie pot i mialam wrazenie, ze jestem brudna, a z tylu glowy odczuwalam daleki, gluchy, pulsujacy jak dzwiek gongu bol. Sama nie wiedzac dlaczego, nie osmielalam sie poruszyc. Lezalam wyciagnieta na lozku lub raczej bardzo niskiej pryczy, ktora - jak wyczulam dotykiem sklecona byla z czterech krotkich kolkow sluzacych za nogi, ramy z wygladzonych prostych galezi lub zerdzi oraz siatki z lian pokrytej materacem z lisci. Mialam ochote krzyczec, zawolac kogos, ale powstrzymalam sie. Rownoczesnie przyszlo mi do glowy, ze Frank i zolnierze musieli sie albo znajdowac w niewoli jak ja, albo nie zyc. W przeciwnym razie slyszalabym ich glosy, strzaly, jakies zamieszanie. Troche wstyd bylo mi przyznac, ze odczuwalam silna potrzebe naturalna. Lecz skoro nie odwazylam sie nikogo zawolac, tym bardziej nie moglam sie zdobyc na wstanie z lozka, by ja zaspokoic. Zreszta i tak nie wiedzialabym, dokad pojsc.Z drugiej strony dreczylo mnie pragnienie, a pulsujacy bol od uderzenia czy stluczenia z tylu glowy coraz bardziej przechodzil w palaca goraczke. Jak zwykle w takim stanie, az mdlilo mnie na mysl, ze trace swiadomosc uplywu czasu. Chwilami cale godziny zdawaly sie uplywac w zawrotnym pedzie w krotkiej chwili przeblysku swiadomosci lub napiecia uwagi. Kiedy indziej natomiast jedna minuta, a byc moze sekunda, ciagnela sie w nieskonczonosc, wykoslawiona, plynna, szklista jak sama istota goraczki lub koszmarnego snu. Mala naturalna potrzeba, jak mawiala moja guwernantka, kiedy bylam dzieckiem, wyrywala mnie z tego otumanienia i raz za razem pozbawiala mnie tchu. Powstrzymywalam sie, zapieralam tak rozpaczliwie, iz chwilami doznawalam uczucia palacego bolu w podbrzuszu, tam gdzie Frank wchodzil zawsze we mnie palcem. Gdy nie moglam juz wytrzymac i wlasnie mialam podjac jakas decyzje, odczulam skurcz calego ciala i zapomnialam o mojej palacej potrzebie. Poslyszalam jakis nowy halas, paplanine, kroki. - Frank? - zapytalam. W miejscu, ktore u nas w Anglii byloby drzwiami, odsunieto dluga zaslone z lisci. Wielki prostokat swiatla wdarl sie nagle do chaty. W tym swietle gestykulowalo kilka postaci kobiecych, sadzac po piersiach. Bylo ich piec lub szesc i weszly cala grupka bez najmniejszego wahania ani zazenowania. Swiatlo, ktore poczatkowo mnie razilo, teraz wydalo mi sie nieco lagodniejsze juz to dlatego, ze moje zmeczone goraczka oczy przywykly niego, juz to dlatego, ze dzien chylil sie ku zmierzchowi. Za plecami kobiet dojrzalam popielatoniebieskie niebo, strzelajace w gore zielenia palmy i cala bujna roslinnosc na wzgorzach. Kobiety podobnie do mezczyzn, ktorzy nas zaatakowali, byly prawie nagie. Krociutka przepaska, a raczej strzep materialu, przewaznie bialy, a u dwoch czy trzech ufarbowany na zywe kolory, ciasno opasywal im biodra. Cala reszta: tors, ramiona, uda i nogi, pozostawala nie zakryta. Mialy dlugie, czarne wlosy, najprawdopodobniej naturalne, o pieknym polysku, o ile w ogole mozna mowic o pieknie w przypadku dzikusa, oraz skore i cialo niezwyklej gladkosci, ktora zawdzieczaly bez watpienia temu, ze zwyczajem ich bylo chodzic nago. Ich nogi natomiast czestokroc byly podrapane od kolczastych krzewow az po gorna czesc ud. Rodzaj obcislej przepaski zawiazanej mniej wiecej w okolicy pepka nie oslanial bowiem nizszych partii ciala. Nie wiem, czy mozna by nazwac jezykiem ten jazgot, ktory dobywal sie z ich ust, ale prawde mowiac nie byl to jazgot nieprzyjemny. Duzo samoglosek i malo spolglosek, jak gaworzenie niemowlecia. Kobiety otoczyly mnie wsrod pogwarek i paplaniny, a kilka z nich bezceremonialnie usiadlo na moim poslaniu, przygladajac mi sie i wlepiajac we mnie wielkie, blyszczace jak oliwki, czarne oczy. Doskonale wiedzialam, ze w takich sytuacjach z zasady nie nalezy okazywac strachu. Wydawalo sie, ze te dziwne stworzenia zadaja mi jakies pytania w swoim narzeczu. Nie udalo mi sie ich zrozumiec i nawet nie mialam zamiaru probowac. Zarowno usmieszki niektorych, jak i surowa, powazna, badawcza mina innych nie zrobily na mnie najmniejszego wrazenia. A raczej podchodzilam do jednych i drugich z jednakowym brakiem zaufania. -Gdzie jest Frank? Gdzie podziewa sie kapitan Mc Leod? - powiedzialam. - Poza tym bylabym zobowiazana, gdyby przyniesiono mi cos do picia! Znow zaczely cos szczebiotac, lecz tym razem nie do mnie, a pomiedzy soba. I w chwili, gdy juz sadzilam, ze posluchaja mojej prosby, jedna z nich, siedzaca najblizej, pochwycila mnie za ramiona, inna, z drugiego konca poslania, ujela mnie za nogi i odwrocily mnie na brzuch, jak odwraca sie nalesniki. Mowilam sobie, ze powinnam sie bronic, zbesztac je, moze nawet podniesc sie z legowiska i rzucic sie na nie z piesciami. Ale goraczka odebrala mi sily, a nadto obawialam sie, ze w pozycji, w jakiej mnie ulozyly, latwo bylo o utrate godnosci. Zgubilam moj pilsniowy kapelusz amazonki, a splecione w warkocz wlosy musialy sie rozsuplac. Rece, male malpie lapki, odgarnely je zdecydowanie, chociaz bez brutalnosci, podobnie jak przedtem odwrocily mnie na brzuch. Uswiadomilam sobie, ze kobiety ogladaja moja rane. Paplaly, a lozko wygielo sie, gdy jedna z nich wstawala. Na krociutka chwile przeslonila swiatlo, wychodzac z chaty, a potem po raz drugi, gdy wracala. Na kark, w miejscu stluczenia, przytknieto mi rodzaj tamponu nasaczonego plynem, ktory poczatkowo sprawil mi piekacy bol, niemal jak rozzarzone do czerwonosci zelazo, by potem przyniesc mi rozkoszne uczucie swiezosci. Jedna z kobiet wybuchnela perlistym smiechem dziecka lub ptaszka. Czulam sie tak odprezona i spokojna, ze nie pragnelam juz obrocic sie na wznak. Zastanawialam sie nawet, czy nie podziekowac dzikuskom. Lecz w tej samej chwili, w ktorej przemknal mi przez glowe ten absurdalny pomysl, jedno ze stworzen poczelo mi rozpinac na plecach pierwsze guziki mojej sukni do konnej jazdy, obcislej od szyi po talie, nizej zas luzniejszej, i kobiety przystapily do rozbierania mnie. Tym razem chcialam stawic im czolo, lecz wystarczylo, by polozyly kolano, a moze piesc albo reke na moich biodrach, bym nie mogla sie nawet poruszyc. Teraz palila mnie juz nie mala rana z tylu glowy, lecz straszliwy wstyd. Guzik za guzikiem, czesc ubrania za czescia, i stworzenia te ujrzaly mnie naga, jak mnie Pan Bog stworzyl. Od czasu do czasu przekrzykiwaly sie w swoim narzeczu. Nie wiedzialam, co je tak zafrapowalo, widok moj czy moich ubran. Z cala pewnoscia te dzikuski byly zwariowane. Jedna z nich uchwycila w dlonie moj tyleczek i zanim moglam zaprotestowac w najlepsze rozchylila posladki, by przyjrzec mi sie dokladniej. Inna, byc moze osmielona tym gestem, siedzac na skraju poslania, rozlozyla mi nogi, a trzecia, o ile nie byla to ta sama, ktora chciala obejrzec dziurke w pupce, skorzystala z sytuacji i wsunela mi reke miedzy uda. Szarpnelam sie gwaltownie, zsunelam nogi razem i przytrzymalam ciasno scisniete. Lecz te dziwne stworzenia zareagowaly jedynie wybuchem smiechu. Zamiast ponowic probe lub rozgniewac sie albo uderzyc mnie, o czym w duchu marzylam, bo tak naprawde nic nie sprawiloby mi wiekszej przyjemnosci, niz rzucic sie na nie z pazurami, pochwycily mnie jedynie za ramiona, stopy i obrocily ponownie jak nalesnik, tym razem na wznak. -Och! - wykrzyknely, gdy ujrzaly mnie tak bardzo wystawiona na widok. Do dwudziestego szostego roku zycia nikt nie widzial mnie naprawde nagiej, przynajmniej od najwczesniejszego dziecinstwa. Wspomnialam juz, ze unikalam patrzenia na siebie, kiedy sie mylam, ubieralam lub rozbieralam. Rozpaczliwie pragnelam zwinac sie w klebek, schowac przed tymi wszystkimi spojrzeniami lub chocby zaslonic reka oczy, zeby nie widziec, jak te stworzenia przygladaja mi sie. Lecz one uniemozliwily mi to, juz to trzymajac mnie mocno, juz to calkiem po prostu siadajac na moich czlonkach. Teraz zaczely zachowywac sie jeszcze bardziej jak nienormalne. Jedna z nich uporczywie unosila mi powieki, gdy chcialam je zamknac, a jej czarne zrenice wpatrywaly sie w moje niebieskie oczy jak w studnie, do ktorej za chwile miala wpasc. Inna dobrala sie do moich piersi i wydawalo sie, ze nigdy nie przestanie ich wazyc w dloni, sciskac, naciagac palcami. Posunela sie nawet do tego, ze chwycila je jedna po drugiej wargami i ssala ich koniuszki, co natychmiast sprawilo, ze moje sutki naprezyly sie i stwardnialy, a nabrzmialy biust przyspieszal bicie mojego serca. Jeszcze inna dzikuska, o lagodnym wygladzie, wsunela mi palec w zalom pepka. Skonczylo sie to na tym, ze wetknela tam jezyk, nie spieszac sie z jego cofnieciem, co wywolalo u mnie gwaltowny dreszcz. Lecz gdy walczylam ze soba, zeby go stlumic, a w kazdym razie ukryc, wspoltowarzyszki tej wariatki, korzystajac z mojej nieuwagi, znow rozchylily mi uda. Jedna z nich uklekla mi miedzy nogami, nie pozwalajac ich zewrzec, i teraz tlumnie pochylaly sie wsrod swiergotliwych okrzykow nad moja szparka. Zwawe male rece zmierzwily moje futerko z pewnoscia przygniecione ubraniem i dluga jazda na koniu. Niech wreszcie pojda sobie do diabla! - pomyslalam. Czy nigdy nie widzialy kobiety i nie wiedza, jak jestesmy zbudowane? Czy tutejsze kobiety nie maja przynajmniej cial - skoro nie cala reszte - podobnych do naszych? Jedna z mlodych dziewczat - a na moje nieszczescie nie wydaje sie, by jakikolwiek wiek, w przeciwienstwie do wygladu, traktowano tam z powaga, ze nie wspomne juz o szacunku - wydala nagle glosniejszy okrzyk. Trzymala palec w gorze, a jej wspoltowarzyszki zasmiewaly sie, marszczac niedorzecznie male noski. Ta, ktora krzyknela, wybiegla podrygujac w podskokach. Po chwili wrocila, niosac nieco ostrozniej rodzaj tykwy z czysta woda i jakies gabki. Wlosie lub raczej mech, o jakim donosza z Egiptu niektorzy podroznicy. Nienawistne stworzenia zabraly sie teraz do mycia mnie. I zapewniam, ze ja, ktora tak cenie sobie czystosc, nie zycze zadnej kobiecie, by kiedykolwiek byla kapana w ten sposob. Traktowaly mnie tak, jak z trudem potraktowac by mozna zwierze, przedmiot lub naga statue, docierajac palcami albo karykaturami gabek do najdrobniejszej faldki, najmniejszego zalomu mojego ciala, do jego najintymniej szych tajemnic, jakby chcialy usunac z niego nie tylko slady podrozy, zmeczenia, goraczki, ale nawet niedostrzegalne pozostalosci mojego indywidualnego zapachu, zdrowa otoczke angielskiego ciala, a krocej i prosciej, kazdej istoty cywilizowanej. I podczas gdy tak usilowaly wyszorowac mnie z brudu, ktory w istocie istnial tylko w ich wyobrazni i w ich wykoslawionych i nie uksztaltowanych barbarzynskich pojeciach, zdarzyl mi sie straszliwy wypadek. Lezalam na plecach, dziewczeta rozwarly mi szeroko uda i wycieraly moja szparke malymi gabkami, poruszajac nimi pomiedzy wargami, z dolu do gory i z gory na dol, z duza nawet delikatnoscia, gdy w tej samej chwili jedna z nich, chcac uczestniczyc w operacji albo lepiej widziec, polozyla dlon na moim brzuchu i oparla sie na nim calym ciezarem. Jakiz nieznosny wstyd przezylam, gdy ten nacisk i nagly ciezar rozbudzily moja potrzebe z taka sila, ze zsiusialam sie mimo woli. Wolalabym umrzec w owej chwili, lecz nigdy nie umiera sie tak z niczego. Gdy kobiety krzyknely glosniej niz kiedykolwiek i rozesmialy sie z calego serca, poddalam sie i wydawalo sie, ze nigdy nie skoncze siusiac. Wyobrazilam sobie, ze jestem klacza na lace, u nas w Anglii. W przeciagu jednej sekundy zrozumialam, jakie to szczescie byc zwierzeciem. Zeby te dziewuchy wreszcie poszly do diabla - pomyslalam, zamykajac oczy, by na nie nie patrzec. One zas cofnely sie pospiesznie na lozku, zebym ich nie spryskala. Gdy mimo wszystko skonczylam, zadalam sobie pytanie, na ktore nie bardzo pragnelam odpowiedzi: co teraz zrobia? Prawde mowiac czulam sie szczesliwa, bedac zwierzeciem, przedmiotem. Mlode stworzenia nie wydawaly sie w najmniejszym stopniu zbite z tropu. Postepowaly ze mna, jak postepuje sie z chorymi. Jedna z nich poszla i przyniosla grube narecze lisci. Kiedy wrocila, kilka jej wspoltowarzyszek unioslo mnie, a jedna zwinela zmoczone przeze mnie poslanie z lisci i poszla je wyrzucic. Na to miejsce rozeslano swieze listowie i ulozono mnie na nim na powrot, po czym mlode kobiety, smiejac sie bez przerwy, gdyz incydent ten bardzo je rozbawil, powrocily do mojej toalety, skupiwszy sie w szczegolnosci na podbrzuszu i udach. Gdy juz dokladnie mnie umyly, wysuszyly z nie mniejsza skrupulatnoscia kawalkami lnianej tkaniny. Oczywiscie nie byl to ten gatunek lnu, ktory znamy. Tubylcy tkaja go wlasnorecznie z wlokien roslin liliowatych, ktore uczeni nazywaja phormium. Leniwie i biernie pozwalalam im na wszystko. Zajmujcie sie moja osoba, pracujcie dla mnie, skoro was to bawi, glupie niewolnice - myslalam w duchu. Calkowicie zapomnialam w owej chwili o Anglii i Franku, o Franku przede wszystkim, troszke tak, jakby ta sytuacja, te dziwaczne sceny byly moja zemsta zarowno na nim, jak i na tych stworzeniach. W chwile pozniej, gdy wlasnie w glebi duszy nazywalam je niewolnicami, najmlodsza - sadzac po spiczastych piersiach mogla miec najwyzej pietnascie lub szesnascie lat - spytala o cos swoje wspoltowarzyszki, na co te wyrazily zgode. Dzikuska jak udalo mi sie chyba zrozumiec, miala na imie Nawa-Na - usiadla na skraju lozka i obrociwszy sie do mnie wezowym ruchem, klepnela w siatke pryczy. Przygladalam jej sie bez poruszenia. Wowczas inne, bez cienia brutalnosci, ale i bez najmniejszego wahania, pochwycily mnie za ramiona, uniosly i posadzily kolo niej. Smiech widoczny byl w jej podluznych, brazowych oczach, ale nie na twarzy. Bylam calkowicie naga, ona zas nosila klasyczna w tym plemieniu, jak sie wydaje, biala przepaske, co stawialo mnie w upokarzajacej sytuacji. W zamian za to dominowalam nad mlodym stworzeniem wzrostem, chociaz nie jestem bardzo wysoka jak na kobiete, glowa obsypana grzywa jasnych wlosow, ramionami i torsem, dumnie rozkwitnietymi piersiami. Przypomnialam sobie nagle, ze Frank nigdy nie kochal ani nie potrafil zrozumiec moich piersi. Mloda dziewczyna, Nawa-Na, ujela w dlon jedna z nich i delikatnie kolysala przez chwile. Lecz takze i ja nie to najbardziej interesowalo. Nie potrafilam tego zrozumiec, ale tym, co najbardziej ja intrygowalo, bylo jasne futerko na moim podbrzuszu, chociaz w pozycji siedzacej, w jakiej sie znajdowalam, bylo o wiele mniej widoczne. Nachylila sie, by przyjrzec mu sie z bliska, przez chwile bawila sie nim, chwytajac je palcami. Bylam zdumiona. Potem pozostale kobiety rzucily Nawie-Na kilka slow. Wowczas zaprzestala mnie badac, ujela mnie za ramie i przyciagnela ku sobie. Nic z tego nie rozumiejac, stawialam opor, lecz pozostale kobiety ruszyly ku mnie z groznymi minami i musialam ulec. Nawa-Na chciala ni mniej, ni wiecej tylko przelozyc mnie przez kolana. Bylam przerazona ta nowa pozycja, tak wystawiona na widok, naga i bez zadnej mozliwosci kontrolowania czuwajacych przy mnie kobiet. Lecz co dopelnilo miary mego wstydu i wscieklosci to fakt, ze dziewczyna, ulozywszy mnie podlug swego widzimisie na kolanach, z wypietym tylkiem dokladnie pomiedzy jej udami, zabrala sie w najlepsze do prania mnie po pupie, tak jak u nas karci sie dzieciaka, ktory nieco sie zapomnial. Z takiej czy innej przyczyny rodzice nigdy mnie nie bili i w dwudziestym szostym roku zycia po raz pierwszy dostawalam teraz lanie. Cala moja milosc wlasna gwaltownie zaprotestowala, a szczegolnie przed dostawaniem w skore na oczach tych stworzen z reki kogos, kto w moim mniemaniu byl tylko nedznym podlotkiem. Lecz w chwili, gdy tylko sprobowalam odwrocic sie i wstac, Nawa-Na druga reka przytrzymala mnie miedzy lopatkami i zdalam sobie sprawe, ze jesli bede sie upierac, pozostale kobiety przyjda jej z pomoca. Musialam sie zatem podporzadkowac i nadal pozwolic sie chlostac. Dzikuska uzywala sobie co sil. Uczucie bolu bylo tak piekace, ze niekiedy wbrew woli napinalam sie, by go uniknac, lecz kiedy sie napinalam, uderzenia, klapsy w naprezone miesnie sprawialy mi jeszcze dotkliwszy bol, wiec czasami przeciwnie, rozluznialam sie, otwieralam, starajac sie byc calkiem ulegla i paradoksalnie... niedostepna. Lecz teraz rozzloszczona mala raczka uderzala mnie dokladnie w dziurke w pupie i w otwor kobiecej szparki, ktora zdawala sie rozwierac, trawiona dziwnym i dotkliwym glodem wznieconym palacymi klapsami, i nie moglam juz dluzej tego zniesc. Tymczasem chlosta przedluzala sie, a moja wscieklosc, bunt mojej urazonej dumy dochodzily do krytycznego punktu. Powyzej tego punktu, gdy deszcz razow nie ustawal, a nawet padal ze zdwojona sila, cos peklo z kolei w mojej dumie, pociekly mi lzy, wybuchnelam szlochem i szarpnelam sie rozpaczliwie. Kobiety az krzyknely z zadowolenia. W momencie gdy probowalam sie wyszarpnac, prawde mowiac bez wielkiej nadziei, ze uda mi sie wstac i uchronic od dalszej chlosty, znalazlam sie przez sekunde z glowa zwrocona ku otworowi wejsciowemu szalasu i tam, w odleglosci zaledwie kilku metrow, w popoludniowym swietle ujrzalam przechodzacego tubylca, mezczyzne odzianego tylko w przepaske biodrowa. Zwolnil kroku, byc moze z powodu halasu, i obrocil glowe w kierunku chaty. Bylam pewna, ze widzi mnie naga jeszcze bardziej od niego i bioraca lanie jak dziecko, rownie dobrze jak ja widze jego, i pomyslalam, ze zblizy sie i wejdzie do szalasu. Na te mysl poczulam w glebi trzewi jakies rozdarcie i gwaltowny skurcz, ktore napelnily mnie rozkosza. Naprawde za jednym zamachem wszystko w samym srodku mojej kobiecej szparki zaplonelo i zwilgotnialo. W rzeczywistosci ruszyl swoja droga i oddalil sie, ale dzikuski jakims diabelskim instynktem nie omieszkaly natychmiast zauwazyc mojej niewyobrazalnej reakcji. Znowu radosnie zakrzyknely, klasnely w rece i wszystkie razem ciasno otoczyly mnie i swoja wspoltowarzyszke. Nawa-Na chlostala mnie jeszcze przez kilka sekund, ale juz z mniejszym zapalem. Mozna by rzec, ze chodzilo raczej o uspokojenie mnie, nasycenie w jakis sposob. Zaprzestala, a ja lezalam rozciagnieta na jej kolanach z szeroko rozwartymi posladkami, rozpalonymi i czerwonymi bez watpienia. Korzystajac z tej chwili odprezenia, dziewczyna zanurzyla w mojej kobiecej szparce nie tylko palec, ale chyba cala swoja mala raczke i kilkakrotnie wsuwala ja i wysuwala z cudowna delikatnoscia. Rozesmiala sie i pojelam, ze wyjasnia swoim wspoltowarzyszkom, ze zostalam pokonana i ze w porywie rozkoszy zwilgotnialam w srodku i wypelnilam sie sokiem. Lecz ani jej smiech, ani moja kleska nie zdolaly mnie upokorzyc. Calkiem przeciwnie, moja duma znow byla ogromna i szybowala ponad tymi nedznymi stworzeniami jak orzel. Gdy Nawa-Na zdecydowala w koncu calkiem wyjac reke, mialam ochote chwycic jej dlon i calowac kazdy jej palec. * * * Opuszczajac szalas, kobiety zabraly ze soba moje odzienie. Myslalam, ze byl to sposob, by zatrzymac mnie w uwiezieniu. Lub tez po prostu chcialy je przymierzyc, poprzebierac sie w nie dla zabawy. Byc moze one takze mialy mezow, tubylczych Frankow o brazowej skorze - co wydalo mi sie pomyslem niewypowiedzianie komicznym - i pragnely uzyc mojej garderoby, by ich uwodzic! Wciaz lezalam na brzuchu, obojetna na wszystko, czujac pod soba elastyczny materac z lisci. Posladki piekly mnie jeszcze. Juz nie cierpialam i nawet przez chwile nie pamietalam o stluczeniu na karku. Moje trzewia wciaz porazone byly gluchym odretwieniem i ilekroc mimowolnie wracalam mysla do tego tajemniczego plomienia, koniuszki moich piersi twardnialy. Leniwie zaciskalam palce na gestych lisciach.Nieco pozniej poczulam glod i pragnienie. Nie chcialam zwracac uwagi na kobiety, lecz odglosy ich zycia dochodzily do mnie. Mezczyzni, dotychczas nieobecni albo niewidoczni, wyjawszy tego, ktorego ujrzalam, gdy dawano mi chloste, pod wieczor powracali chyba do wioski. Kobiety nawolywaly sie, ucieraly jakies korzonki w mozdzierzach albo siekaly je na drewnianych lub kamiennych tacach. Uslyszalam smiechy i bieganine dzieci. Naturalnie tubylcy tez maja prawdziwe dzieci. Byc moze powinnam byla zawolac o pomoc lub jeszcze raz sprobowac ucieczki, ale prawde mowiac, nie bylam jej z kolei pytajacego spojrzenia. Znow sie zasmiala, a potem odwiazala i zwinela jednym ruchem reki swoja przepaske i pokazala mi, jak ona sama siusia. W tym celu kobiety tubylcow przyjmuja prawie pozycje stojaca, uginajac jedynie troszke kolana. Jest to sposob dosc nieszczesliwy, a w szczegolnosci odglos, jaki przy tym powstaje, jest po prostu nie do zniesienia. Poczulam nagle gwaltowne pragnienie, zeby zobaczyc jej dziurke podczas siusiania, ale pech chcial, ze nie pozwalal na to brak swiatla i w ciemnosci rysowala sie jedynie jej twarz, podczas gdy reszta ciala pozostawala w cieniu. Wydawalo mi sie, ze zanim ponownie przewiazala sie opaska, wycierala sie do sucha pekiem lisci. W szalasie kazano mi stanac z rozchylonymi nogami i umyto mnie jeszcze raz, ale juz bardziej powierzchownie - podbrzusze, pomiedzy udami, a takze pod pachami - po czym kobiety odzialy mnie od stop do glow z wyjatkiem ponczoch, ktorych nie pozwolily zalozyc. Wielokrotnie musialam im zreszta pomagac. Mylily rekawy z innymi rozcieciami ubrania albo dawaly sie zbic z tropu iloscia guzikow, wstazek i agrafek. W koncu ubranej pozwolono mi usiasc na lozku, a inne kobiety przyniosly mi cos do jedzenia i picia. Jedzac tak, a nade wszystko pijac, zastanawialam sie, czy w przyszlosci, dopoki pozostane w mocy tych dzikusek, w zamian za nie-ingerowanie w zycie ich wioski beda mnie zywic, obslugiwac, ubierac i rozbierac w tym samym szalasie, nie pozwalajac nigdy z niego wychodzic, nawet dla ukradkowego zaspokojenia potrzeby po zapadnieciu zmierzchu. Nic z tego. Kiedy juz sie najadlam, na co kobiety czekaly bez zniecierpliwienia, daly mi do zrozumienia, ze powinnam wstac i podazyc za nimi. Posluchalam, kryjac zadowolenie z faktu, ze bylam wyzsza od ktorejkolwiek z nich. Jak tylko przekroczylam prog szalasu, wydalo mi sie, ze caly swiat wokol mnie zogromnial. Bylo tam nocne niebo wysoko nad glowa, z gwiazdami odmiennymi od tych, ktore znamy w Anglii. W dole krag lub polkole lancucha gorskiego, ktorego strzeliste, a czasami przeciwnie - popekane i lagodne kontury rysowaly sie w oddali na tle nieba. Wewnatrz kregu, miekkie zbocza wzgorz falujacych pod ciezarem drzew. Dalej, w samym srodku, mniej lub bardziej odslonieta przestrzen posrod drzew i krzewow, gdzie tubylcy zgromadzili, a moze raczej rozsiali swoje szalasy, swoje chaty. Po maorysku nazywa sie to pak. Lecz oczywiscie wowczas jeszcze o tym nie wiedzialam. W samym centrum pahu, czy tez wioski, jesli wolicie, dostrzeglam jedynie anonimowy i przemieszany tlum tubylcow, lezacych na ziemi, podpierajacych sie pod brody, kleczacych lub siedzacych w kucki wokol ogniska albo w pewnej od niego odleglosci, i zazywajacych wieczornego wypoczynku. Tymczasem od strony szalasu, w ktorym trzymano mnie uwieziona, nie bylo nikogo, i wlasnie stamtad kobiety przyprowadzily mnie do pozostalych, po czym same usiadly wsrod czeredy. Zostalam calkiem sama, stojac w bezruchu pomiedzy ogniskiem i spogladajacymi na mnie ludzmi. Jedynie kilkoro dzieci stalo jak ja lub biegalo w rozne strony. By nie utracic godnosci, udawalam, ze nie patrze i nie widze nikogo. Uwagi i komentarze wydawaly sie nader ozywione, lecz nie zauwazylam glosniejszych okrzykow ani smiechow. Zaczelam miec nadzieje, ze po zaspokojeniu ciekawosci zostanie uszanowany moj status Angielki lub przynajmniej bialej i Europejki, byc moze z uwagi na przyszla wymiane lub jakies inne pertraktacje, i ze zostane odprowadzona do chaty. Ale rowniez i z tego nic nie wyszlo. Musiano wydac jakis rozkaz. Katem oka dostrzeglam mezczyzne, ktory sadzac po slusznym wzroscie, widocznym nawet w pozycji siedzacej, musial byc wodzem. Pozniej dowiedzialam sie, ze nazywal sie Ra-Hau. Lecz tamtej nocy nie wydawalo mi sie, by sprawowal wladze. Mimo to dwie sposrod kobiet podniosly sie, podeszly i po raz wtory przystapily do rozbierania mnie. Tego tylko brakowalo! - pomyslalam. Niewiele bylo trzeba, a bylabym sie rozesmiala z wscieklosci. Nie zostawily na mnie skrawka ubrania z wyjatkiem majtek, jednej z tych leciutkich sztuk bielizny produkowanych w Anglii z jedwabi, batystu i koronek, ktore zakrywaly nieprzyzwoite czesci ciala od talii do podudzia. Wciaz jeszcze uwazalam sie za szczesliwa, ze udalo mi sie je nabyc za tak niska cene. Kobiety kazaly mi obrocic sie, zeby wszyscy mogli dobrze sie przyjrzec. W ruchu zakolysalam nagimi piersiami, a moje dlugie blond wlosy posypaly sie na ramiona. Teraz z meskich piersi dobyl sie gleboki pomruk. Calkiem maly chlopiec - sadze, ze nie mogl miec wiecej niz dziewiec lub dziesiec lat wyskoczywszy z cizby, podbiegl do mnie, a nawet rzucil sie na mnie, objal mnie z calych sil wysoko za posladki i gdy jego twarz znalazla sie dokladnie na wysokosci mojego brzucha, pochylil lekko glowe i poprzez bielizne przycisnal zarliwie wargi do mojej szparki. Material byl tak cienki, iz poczulam cieplo, a nawet ksztalt jego ust, tak jak on z pewnoscia poczul moja najbardziej intymna czesc ciala. Bylam tak zaskoczona, ze nie zdobylam sie ani na spoliczkowanie go, ani na odepchniecie. W pewnej chwili ukasil mnie, pocalunek stal sie mocniejszy, jeszcze bardziej natarczywy, a potem chlopiec odszedl. Jego gest nie wywolal zadnej reakcji poza nowym pomrukiem, pozbawionym zreszta cienia dezaprobaty, o ile zdolalam sie zorientowac. Bylam polzywa ze wstydu, tym bardziej, ze chlopak, jak wszystkie inne dzieci, nie mowiac juz o doroslych, nosil klasyczna przepaske. Nie wiem dlaczego, ale wolalabym, zeby przynajmniej dzieci byly nagie. Mysle, ze czulabym sie mniej samotna. Ktos klasnal w rece. Na ten znak przyniesiono rodzaj kozla, dosyc podobnego do uzywanych w Anglii do cwiczen gimnastycznych, lecz wyscielonego nie skora, a listowiem, i ustawiono go poprzecznie przed gromada. Byl nizszy od konia z lekami i siegal mi mniej wiecej na wysokosc brzucha, podobnie jak ow nieprzyzwoity chlopiec. Gdy przygladalam mu sie, bardziej zdziwiona niz przestraszona, bowiem koszmary sa jedynie rodzajem sennych marzen, te same dwie kobiety, ktore przedtem mnie rozebraly, teraz pochwycily znienacka, przewiesily przez dziwny przyrzad i pozostawily na podobienstwo skrepowanego jenca przerzuconego przez siodlo. Lezalam na brzuchu zgieta wpol, z glowa i torsem zwroconym w kierunku ogniska, z nogami zas, a zwlaszcza tylkiem, tym wstretnym kobiecym tylkiem - ku czeredzie tubylcow, ktorzy z wolna stloczyli sie, tworzac polkole. Nie bylam skrepowana, a jednak nie osmielilam sie nawet pomyslec o wykonaniu chocby najmniejszego ruchu, stawieniu najmniejszego oporu, majac zawsze na uwadze, ze moi oprawcy mogliby uczynic cos jeszcze gorszego. Juz dosc nieludzka byla sama swiadomosc, niemal fizyczne odczucie, ze wystawiam na wyuzdane spojrzenia dokladny zarys mojego ciala, a przede wszystkim mojego tylka, wypietego teraz i otwartego na dodatek z powodu pozycji, w jakiej sie znajdowalam. I kiedy robilam, co moglam, zeby go zewrzec, zamknac go na powrot i uniknac jak tylko sie da zarlocznego ludzkiego wzroku, ktos po raz drugi klasnal w dlonie. Rownie dobrze moglam oszczedzic sobie wysilkow. Jedna z kobiet, ktore przewiesily mnie przez koziol, a ktora rozpoznalam zdolawszy nieco odwrocic glowe, nie ryzykujac jednak wstania, znow powrocila, obeszla mnie wokol - intensywnie czulam teraz jej obecnosc za moimi plecami - i bez uprzedzenia polozyla mi rece na biodrach, po czym sciagnela mi majtki do kolan. Wszyscy zgromadzeni wydali przytlumiony okrzyk. Ogrom wstydu sprawil, ze poczulam, jak czerwienie sie nie tylko na policzkach czy na twarzy, ale wprost od czubka glowy po piety. Bylo to do tego stopnia nie do zniesienia, ze zapragnelam zamknac oczy i nigdy wiecej ich nie otworzyc, a rownoczesnie nie stracic z widoku, chociazby przez jedna sekunde, tych, ktorzy mi sie przygladali. Nie wiem dlaczego, ale w sytuacji najbardziej upokarzajacej mozna zachowac troche dumy dopoty, dopoki znajdzie sie czas na przyjrzenie sie samej sobie i rzucenie wyzywajacego spojrzenia tym, ktorzy na was patrza. Na domiar wstydu, wszystko co cialo kobiety ma w sobie najbardziej tajemniczego, najbardziej intymnego, jesli juz nie najcenniejszego, odslanialam i rozwieralam przed oczami widzow, majac dosc sily jedynie, by odwrocic glowe, przechylic ja nieco na bok i w ten sposob kontrolowac sytuacje i patrzec, czy nie nadchodza. Pewna ich liczba rzeczywiscie podniosla sie z miejsc, a jeden z mezczyzn ruszyl w kierunku kozla. Na nieszczescie przestalam go widziec w momencie, gdy znalazl sie tuz za mna, czyli wowczas gdy najbardziej chcialam moc podpatrywac kazdy jego ruch. Lecz moglam tylko przeczuwac i doznac tego, co uczyni. Zanim zniknal mi z pola widzenia, zdolalam jedynie dostrzec, ze nie byl to dobrze zbudowany, wysoki tubylec, ktorego uznawalam za wodza. Tym razem chodzilo o osobnika przecietnego, nie rozniacego sie niczym od wszystkich pozostalych, i za to jeszcze bardziej go nienawidzilam. Wydawalo mi sie, ze moje upokorzenie nie byloby tak duze, gdyby chodzilo o wodza. Stwierdziwszy, ze zdazylam zewrzec nogi, by ukryc wstydliwe czesci, schylil sie niewatpliwie i chwytajac mnie za kostki u nog, ponownie rozwarl mi szeroko uda. Cienka listewka w moich spuszczonych do kolan majtkach naprezyla sie, ale nie pekla. Potem mezczyzna rozchylil mi rowniez posladki i zauwazylam, ze i inni tubylcy podeszli, zeby popatrzec. Teraz, gdy jego dlonie rozwieraly mi szeroko posladki, ustawil sie tak, by moc rownoczesnie za pomoca kciukow rozciagnac moja szparke. Kobieta wzieta w ten sposob od tylu, zgieta wpol nie ma zadnej ucieczki, zadnej obrony. Wydawalo mi sie, ze czuje oddech gapiow na tym tak obnazonym wnetrzu mojego ciala, mialam wrazenie, iz slysze, jak szeptaja i dysza. Czlowiek, ktory mnie odkrywal, otwieral, rzekl cos ze smiechem i wydalo mi sie, ze inni pozostawili mu - by tak rzec - troche swobody i cofneli sie odrobine. Teraz jednym pchnieciem wsadzil mi palec w dziurke. Moglabym to okreslic jako brutalne, poniewaz rozkosz doznana przed poludniem byla juz tylko odleglym wspomnieniem, teraz zas pod wplywem wstydu, a takze wscieklosci wywolanej tymi wszystkimi spojrzeniami, czulam sie zimna i sucha, tak scisle zwarta, ze mezczyzna musial w istocie przymusic mnie, w pewien sposob zgwalcic po to, by moc chociazby wlozyc we mnie caly palec. Wbijajac sie we mnie w ten sposob, sprawil mi duzy bol i nienawidzilam go za to ze wszystkich sil. Teraz wyciagal powolutku palec, mowiac cos niezrozumialego do otaczajacej nas cizby tonem wielce rozczarowanym, i podczas gdy palec jego wychodzil ze mnie, poczulam, ze scianki mojej pochwy zaciskaja sie na nim wbrew mojej woli, zatrzymuja go jak w jakiejs smiesznej parodii pozadania i milosci. Jeden z tubylcow jeszcze raz klasnal w dlonie i wladczym tonem wymowil jakies imie albo krotki rozkaz: "Ga-Wau! Ga-Wau!" Zaczelam trzasc sie ze strachu, przypuszczajac, ze zamierzaja mnie ukarac, zada