15970
Szczegóły |
Tytuł |
15970 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15970 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15970 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15970 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
E.B. White
Paj�czyna Szarloty
Rozdzia� I Przed �niadaniem
ok�d tata idzie z t� siekier�? - zapyta�a Fern matki, kiedy nakrywa�y do
�niadania.
- Do chlewu - odpar�a pani Arabie. - Wczoraj w nocy urodzi�o si� kilkoro prosi�t.
- No dobrze, ale na co mu siekiera? - dopytywa�a si� Fern, kt�ra mia�a dopiero
osiem lat.
- Widzisz, jedno z prosi�t to cherlak - powiedzia�a matka. - Urodzi�o si� ma�e i
s�abe, nic z niego nie b�dzie. Ojciec postanowi� si� go pozby�.
- Pozby� si� go?! - pisn�a Fern. - To znaczy zabi�? Tylko dlatego, �e jest
mniejsze od innych?
Pani Arabie postawi�a na stole dzban �mietanki.
- Nie podno� g�osu, Fern - powiedzia�a. - Ojciec ma racj�. To prosi� i tak by
pewnie zdech�o.
Fern odepchn�a krzes�o i wylecia�a na dw�r. Trawa by�a jeszcze mokra, a ziemia
pachnia�a wiosn�. Zanim dziewczynka dopad�a ojca, zupe�nie prze-mi�k�y jej
tenis�wki.
- Prosz�, nie zabijaj go! - za�ka�a. - To niesprawiedliwe.
8
Przed �niadaniem
Pan Arabie zatrzyma� si� w miejscu.
- Fern - powiedzia� �agodnie - musisz nauczy� si� panowania nad sob�.
- Panowania nad sob�! - krzykn�a Fern. - To sprawa �ycia i �mierci, a ty m�wisz
o opanowaniu.
�zy sp�ywa�y jej po policzkach. Z�apa�a za siekier� i pr�bowa�a wyrwa� j� ojcu z
r�ki.
- Fern, lepiej si� znam na hodowli �wi� ni� ty. S�abe sztuki przysparzaj� tylko
k�opot�w. A teraz uciekaj!
- Kiedy to niesprawiedliwe! - p�aka�a Fern. -Ten prosiak nic nie mo�e na to
poradzi�, �e si� taki urodzi�, prawda? Gdybym ja urodzi�a si� ma�a, to te� by�
mnie zabi�?
- Na pewno nie - odpar� pan Arabie z u�miechem i tkliwie popatrzy� na c�rk�. -
Ale to nie ma nic do rzeczy. Ma�a dziewczynka to jedno, a cherlawy prosiak to
zupe�nie co innego.
- Dla mnie to �adna r�nica - powiedzia�a Fern, wci�� czepiaj�c si� siekiery. -
To najgorsza niesprawiedliwo��, o jakiej kiedykolwiek s�ysza�am.
Twarz Johna ??????'? przybra�a dziwny wyraz. Wydawa�o si�, �e sam zaraz got�w
si� rozp�aka�.
- No dobrze - powiedzia�. - Wracaj do domu, a ja przynios� ci tego cherlaka.
Pozwol� ci go wykarmi� butelk�, jak niemowl�. Wtedy sama si� przekonasz, ile z
tak� �wini� k�opot�w.
Kiedy p� godziny p�niej pan Arabie wr�ci� do domu, ni�s� pod pach� kartonowe
pud�o. Fern zmienia�a tenis�wki w swoim pokoju na g�rze. St� nakryto ju� do
�niadania, a po pokoju unosi� si� zapach kawy, boczku, wilgotnego tynku i drewna,
kt�rym palono pod kuchni�.
Przed �niadaniem 9
- Postaw to na krze�le - powiedzia�a pani Arabie.
Pan Arabie ustawi� pud�o na miejscu Fern, po czym podszed� do zlewu, umy� r�ce i
wytar� je r�cznikiem zawieszonym na rolce.
Fern powoli zesz�a na d�; mia�a oczy czerwone od p�aczu. Kiedy zbli�y�a si� do
krzes�a, karton zacz�� si� chwia� i da�o si� s�ysze� jakie� drapanie. Fern
spojrza�a na ojca, po czym unios�a wieko. Ze �rodka patrzy�o na ni� ca�kiem
bia�e, nowo narodzo-
10
Przed �niadaniem
ne prosi�. Poranne �wiat�o zabarwi�o mu uszka na r�owo.
- Jest tw�j - powiedzia� pan Arabie. - Uratowany przed niewczesn� �mierci�. I
niech mi pan B�g wybaczy t� g�upot�.
Fern nie mog�a oderwa� oczu od male�kiego prosiaczka.
- Och - szepn�a. - Och, sp�jrzcie tylko! Jaki fantastyczny!
Ostro�nie zamkn�a pud�o. Najpierw poca�owa�a ojca, potem matk�, po czym unios�a
znowu wieko i wyj�a �wink�, przytulaj�c j� do policzka. W tym momencie do
pokoju wszed� jej dziesi�cioletni brat, Avery. By� solidnie uzbrojony - w jednej
r�ce trzyma� strzelb�, a w drugiej n� z drewnian� r�koje�ci�.
- A to co? - zawo�a�. - Co Fern dosta�a?
Przed �niadaniem 11
- Ma go�cia na �niadaniu - odpar�a pani Arabie. - Umyj r�ce i twarz, Avery!
- Niech no spojrz�! - powiedzia� Avery, odk�adaj�c strzelb�. -1 to mizerne
stworzenie nazywasz �wini�? A to dopiero okaza�a sztuka - nie wi�ksza ni� bia�y
szczur.
- Umyj si� i siadaj do �niadania, Avery! - pogoni�a go matka. - Szkolny autobus
zjawi si� tu za p� godziny.
- Czy ja te� mog� dosta� �wini�, tato? - zapyta� Avery.
- Nie, rozdaj� je tylko tym, kt�rzy wcze�nie wstaj� - odpar� pan Arabie. - Fern
by�a na nogach razem ze wschodem s�o�ca, pr�buj�c walczy� z niesprawiedliwo�ci�
na �wiecie. W rezultacie ma teraz prosi�. Mo�e i ma�e, ale jednak prosi�. To
najlepszy dow�d, co mo�e ci� spotka�, je�li szybko wyskoczysz z ��ka. Bierzmy
si� do jedzenia!
Fern nie mog�a jednak je��, zanim nie napoi�a �winki. Pani Arabie nala�a
ciep�ego mleka do butelki, na kt�r� na�o�y�a znaleziony smoczek, po czym
wr�czy�a j� Fern.
- Masz, nakarm go! - powiedzia�a.
W jednej chwili Fern siedzia�a na pod�odze w k�cie kuchni ze swoim niemowlakiem
mi�dzy kolanami; uczy�a go, jak ssa� z butelki. Prosi�, chocia� ma�e, mia�o
spory apetyt i szybko poj�o, o co chodzi.
Od strony drogi odezwa� si� klakson szkolnego autobusu.
- Biegnijcie - poleci�a pani Arabie, zabieraj�c prosi� Fern i daj�c jej p�czka.
Avery z�apa� strzelb� i drugiego p�czka. Dzieci pobieg�y do drogi i wspi�y si�
do autobusu. Fern na
12 _____________Przed �niadaniem
==�
nikogo nie zwraca�a uwagi. Usiad�a i wygl�da�a przez okno, dumaj�c, jaki dobry
jest �wiat i jakie dopisa�o jej szcz�cie, �e mo�e si� sama zajmowa� �wink�.
Kiedy autobus dojecha� do szko�y, Fern wymy�li�a ju� imi� dla swego
podopiecznego - najpi�kniejsze, jakie przysz�o jej do g�owy.
- Nazw� go Wilbur - szepn�a do siebie. Ci�gle my�la�a o �wince, kiedy
nauczycielka zapyta�a:
- Fern, jak nazywa si� stolica Pensylwanii? -Wilbur - odpowiedzia�a pogr��ona w
marzeniach.
Wszyscy si� roze�mieli, a Fern spiek�a raka.
Rozdzia� II Wilbur
ern kocha�a Wilbura najbardziej pod s�o�cem. Uwielbia�a go g�aska�, karmi�,
k�a�� spa�. Ka�dego ranka, ledwie wsta�a, grza�a dla niego mleko, zak�ada�a
smoczek i karmi�a z butelki. Ka�dego popo�udnia, kiedy autobus zatrzymywa� si�
przed jej domem, wyskakiwa�a i bieg�a zagrza� mu nast�pn� butelk�. Karmi�a go
jeszcze przy kolacji i ostatni raz tu� przed p�j�ciem spa�. Pani Arabie dawa�a
mu je�� ko�o po�udnia, kiedy Fern by�a w szkole.
Wilbur ub�stwia� mleko i nic nie cieszy�o go bardziej ni� widok Fern
podgrzewaj�cej dla niego butelk�. Sta� i wodzi� za ni� wzrokiem pe�nym
uwielbienia.
Przez pierwsze dni �ycia pozwolono mu mieszka� w pudle ustawionym ko�o gor�cej
kuchni. Potem pani Arabie zacz�a narzeka�, wi�c przeniesiono go do szopy, do
wi�kszego pud�a. Kiedy sko�czy� dwa tygodnie, zosta� wyniesiony na dw�r. W�a�nie
zaczyna�y kwitn�� jab�onie, a dni robi�y si� coraz cieplejsze. Pan Arabie
urz�dzi� ma�y wybieg pod jab�onk�
F
Wilbur
specjalnie dla Wilbura, dal mu te� du��, pe�n� s�omy drewnian� skrzyni�, w
kt�rej wyci�� drzwiczki, tak �eby Wilbur m�g� wchodzi� i wychodzi�, kiedy mu
przyjdzie ochota.
- Nie zmarznie w nocy?
- Nie - odpar� ojciec. - Sama si� przekonaj. Fern przynios�a mleko i usiad�a pod
jab�onk� na
podw�rzu. Wilbur podbieg� do niej. Dziewczynka trzyma�a butelk�, a on ssa� i
ssa�. Gdy wypi� ju� wszystko do ostatniej kropli, chrz�kn�� i na wp� �pi�cy
poszed� do swojej skrzyni. Fern zajrza�a przez drzwiczki. Wilbur rozrzuca� s�om�
ryjkiem tak, �e po chwili wykopa� tunel. Wcisn�� si� tam i znikn�� z oczu,
zakryty po uszy.
Fern ogromnie si� to spodoba�o. Bardzo jej ul�y�o, �e jej niemowlak dobrze si�
przykry� i nie zmarznie w nocy.
Ka�dego ranka, po �niadaniu, Wilbur wychodzi� wraz z Fern do drogi i czekali
razem na autobus.
Wilbur 15
Dziewczynka macha�a mu, a on stal i patrzy�, p�ki autobus nie znikn�� za
zakr�tem.
Kiedy Fern by�a w szkole, zamykano Wilbura na wybiegu, ale gdy tylko wraca�a,
wypuszcza�a go i pozwala�a mu wsz�dzie za sob� chodzi�. Sz�a do domu - Wilbur za
ni�. Wchodzi�a na pi�tro - Wilbur czeka� na najni�szym stopniu schod�w. Je�li
zabiera�a lalk� na spacer w w�zku, Wilbur przy��cza� si� do nich. Czasami m�czy�
si� podczas tych wypraw, a wtedy Fern podnosi�a go i wsadza�a do w�zka razem z
lalk�. Bardzo to lubi�. Je�li rzeczywi�cie bardzo si� zm�czy�, zamyka� oczy i
zasypia� pod lalczy-
16
Wilbur
nym kocykiem. �licznie wygl�da� z zamkni�tymi oczami, bo mia� d�ugie rz�sy.
Lalka tak�e zamyka�a oczy, a Fern ostro�nie pcha�a w�zek, �eby nie budzi� swoich
dzieci.
Pewnego ciep�ego popo�udnia Fern i Avery za�o�yli kostiumy k�pielowe i poszli
p�ywa� w strumyku. Wilbur szed� za ni� krok w krok. Kiedy wskoczy�a do strumyka,
on tak�e wskoczy�, ale woda wyda�a mu si� o wiele za zimna. Dzieci p�ywa�y,
bawi�y si� i chlapa�y na siebie, a on sp�dza� przyjemnie czas w szlamie przy
brzegu: by�o tam ciep�o, wilgotno i tak rozkosznie lepko i grz�sko.
Tak up�ywa�y szcz�liwe dni i spokojne noce.
Wed�ug farmerskiego okre�lenia Wilbur by� wiosennym prosiakiem, co oznacza tylko
tyle, �e urodzi� si� na wiosn�. Gdy sko�czy� pi�� tygodni, pan Arabie oznajmi�,
�e ur�s� ju� na tyle, �e mo�na go sprzeda�.
Fern wybuchn�a p�aczem, ale tym razem ojciec by� nieugi�ty. Wilburowi r�s�
apetyt, pr�cz mleka zaczyna� te� je�� odpadki, a pan Arabie nie mia� ju� ochoty
d�u�ej go utrzymywa�. Siostry i bracia Wilbura zostali ju� dawno sprzedani.
- Musi odej��, Fern - powiedzia�. - Mia�a� zabaw�, wychowuj�c ma�ego prosiaczka,
ale Wilbur to ju� nie dziecko i trzeba go sprzeda�.
- Zadzwo� mo�e do Zuckerman�w - podsun�a pani Arabie. -Wujek Homer hoduje
czasem �winie. Je�li Wilbur tam si� przeniesie, b�dziesz mog�a chodzi� go
odwiedza�, kiedy tylko zechcesz.
- Ile pieni�dzy mam za niego za��da�? - dopytywa�a si� Fern.
- No c�, to cherlak - stwierdzi� ojciec. - Powiedz
Wilbur 17
wujowi, �e masz do sprzedania prosiaka za sze�� dolar�w i zobaczymy, co odpowie.
Jak uradzono, tak zrobiono. Fern zadzwoni�a. Odebra�a ciotka Edyta, kt�ra
musia�a g�o�no krzykn��, �eby wuj us�ysza� j� ze stodo�y i przyszed� porozmawia�
z Fern. Dowiedziawszy si�, �e prosiak kosztuje tylko sze�� dolar�w, szybko si�
zgodzi�. Nast�pnego dnia zabrano Wilbura ze skrzyni pod jab�onk� i przeniesiono
do chlewika w piwnicy stodo�y Zuckerman�w.
Rozdzia� III Ucieczka
O' todo�a by�a bardzo du�a i bardzo stara. I 'l Pachnia�o w niej
sianem i chlewem, pach-
nia�o potem zm�czonych koni i s�odkim oddechem cierpliwych kr�w. Cz�sto unosi�a
si� tam wo� spokoju, jakby �wiata nie czeka�y ju� �adne z�e chwile. Pachnia�o
ziarnem i uprz꿹, smarem do osi, kaloszami i nowym sznurem. Je�li kot dosta�
ryb� - stodo�a pachnia�a^ryb�. Jednak najcz�ciej pachnia�a sianem, kt�re
pi�trzy�o si� w wielkich stertach i kt�re rzucano krowom, koniom i owcom.
Zim�, kiedy zwierz�ta sp�dza�y w �rodku wi�cej czasu, w stodole by�o ciep�o, w
lecie za� panowa� tam przyjemny ch��d, bo otwierano na o�cie� wielkie wrota.
Na parterze sta�y boksy dla kilku roboczych koni i zagrody dla kr�w, w piwnicy
za� znajdowa�a si� owczarnia dla owiec i chlew Wilbura. Poza tym nie brakowa�o
tak�e mn�stwa innych rzeczy, jakie zwykle widujemy w stodo�ach: drabiny, kamie�
szlifierski, wid�y, klucze francuskie, kosy, kosiarki do trawy, szufle do
odgarniania �niegu, ba�ki na mleko,
Ucieczka 19
wiadra, puste worki na zbo�e i zardzewia�e pu�apki na szczury. W takich w�a�nie
stodo�ach lubi�y budowa� swoje gniazda jask�ki. W takich stodo�ach uwielbia�y
bawi� si� dzieci. Wszystko to nale�a�o do wuja Fern, pana Homera L. Zuckermana.
Nowy dom Wilbura znajdowa� si� w dolnej cz�ci stodo�y, tu� pod krowami. Pan
Zuckerman wiedzia�, �e to dobry chlew dla m�odego prosiaka. �winie potrzebuj�
ciep�a, a w piwnicy od po�udniowej strony znajd� go pod dostatkiem.
Fern przychodzi�a z wizyt� niemal ka�dego dnia. Znalaz�a stary porzucony sto�ek,
kt�rego kiedy� u�ywano przy dojeniu kr�w. Stawia�a go w zagro-
20
Ucieczka
dzie dla owiec, tu� ko�o Wilburowego chlewika. Siedzia�a tam cichutko ca�ymi
popo�udniami, rozmy�laj�c, s�uchaj�c i patrz�c na Wilbura. Owce szybko do niej
przywyk�y i nabra�y zaufania, podobnie jak mieszkaj�ce tam r�wnie� g�si.
Wszystkie zwierz�ta ufa�y jej, bo zachowywa�a si� cicho i przyja�nie.
Pan Zuckerman nie zgadza� si�, �eby wyprowadza�a Wilbura na dw�r albo wchodzi�a
do chlewika, ale pozwala� jej siedzie� i patrze� do woli. Cieszy�a si�, �e mo�e
przebywa� blisko Wilbura, a i on cieszy� si�, wiedz�c, �e ona siedzi tu� obok.
Niemniej nie mia� ju� �adnych rozrywek - sko�czy�y si� spacery, przeja�d�ki i
p�ywanie.
Wilbur mia� ju� prawie dwa miesi�ce. Pewnego czerwcowego popo�udnia snu� si� po
swym ma�ym wybiegu. Fern nie przysz�a tego dnia, wi�c Wilbur sta� na s�o�cu,
samotny i znudzony.
Tu nigdy nie ma nic do roboty - pomy�la�.
Podszed� powoli do koryta i poci�gn�� nosem, �eby sprawdzi�, czy nie przeoczy�
czego� przy obiedzie. Znalaz� kawa�ek sk�rki od ziemniaka. Zjad�. Zasw�dzia� go
grzbiet, wi�c opar� si� o p�ot i ociera� o deski. Kiedy ju� si� zm�czy�, wr�ci�
do �rodka, wspi�� si� na kopiec nawozu i usiad�. Nie chcia�o mu si� spa� ani ry�.
M�czy�o go stanie, m�czy�o le�enie.
- Nie sko�czy�em jeszcze nawet dw�ch miesi�cy, a ju� �ycie mnie m�czy -
powiedzia�.
Wyszed� z powrotem na podw�rze.
- Kiedy wychodz� na dw�r, jedyne co mog� zrobi�, to wr�ci� do �rodka - m�wi�. -
Kiedy siedz� w �rodku, mog� wyj�� tylko na wybieg.
- I tu si� mylisz m�j przyjacielu, m�j przyjacielu - odezwa� si� jaki� g�os.
Ucieczka 21
Wilbur wyjrza� przez ogrodzenie i zobaczy� g�.
- Wcale nie musisz tkwi� na tym brudnym-ma-�ym, brudnym-ma�ym, brudnym-ma�ym
podw�rku -ci�gn�a g�, kt�ra m�wi�a dosy� szybko. - Jedna deska si� rusza.
Pchnij j�, pchaj-pchaj-pchaj i wyjd� stamt�d!
- Co? Powt�rz troch� wolniej! - powiedzia� Wilbur.
- Cho-cho-chocia� nie chcia�abym si� powtarza� -odpar�a g� - proponuj�, �eby�
wyszed�. Tutaj jest cudownie.
- M�wi�a�, �e deska si� rusza?
- Tak, tak, tak.
Wilbur podszed� do p�otu i stwierdzi�, �e g� wie, co m�wi. Jedna z desek si�
obluzowa�a. Pochyli� g�ow�, zacisn�� oczy i napar�. Deska pu�ci�a. W jednej
chwili przecisn�� si� przez ogrodzenie i stan�� w wysokiej trawie na podw�rzu.
G� zachichota�a.
- No i jak smakuje wolno��? - zapyta�a.
- Podoba mi si� - odpar� Wilbur. - To znaczy, chyba mi si� podoba.
22 Ucieczka
Szczerze m�wi�c, czu� si� troch� dziwnie, kiedy nic nie odgradza�o go od
wielkiego �wiata.
- Jak s�dzisz, dok�d powinienem p�j��?
- Gdzie tylko zechcesz, gdzie tylko zechcesz - odpowiedzia�a g�. - P�jd� do
sadu wyrwa� troch� darni! P�jd� wzd�u� ogrodu i wykop rzodkiewki! Ryj wsz�dzie!
Jedz traw�! Szukaj kukurydzy! Szukaj owsa! Biegaj w t� i z powrotem! Skacz i
ta�cz, hasaj i pl�saj! Pobiegnij przez sad i p�jd� na przechadzk� po lesie!
�wiat to cudowne miejsce, kiedy jest si� m�odym.
- Rozumiem - odpar� Wilbur.
Podskoczy� w powietrze, zawirowa�, zrobi� kilka krok�w, rozejrza� si�, wci�gn��
nosem popo�udniowe zapachy i ruszy� przed siebie wzd�u� sadu. Zatrzyma� si� w
cieniu jab�oni, wsadzi� w ziemi� sw�j silny ryj i zacz�� pcha�, kopa� i wyrywa�.
Ry� tak jaki� czas, zanim kto� go zauwa�y�. Dojrza�a go pani Zuckermanowa z
kuchennego okna. Od razu zawo�a�a m�czyzn.
- Homerze! - krzykn�a. - �winia uciek�a! Larry! �winia uciek�a! Homer! Larry!
�winia uciek�a. Tam jest, pod jab�onk�.
Teraz si� zacznie - pomy�la� Wilbur. - Zaraz mi si� oberwie.
G� us�ysza�a nawo�ywania i te� si� przy��czy�a.
- P�d�-p�d�-p�d� z g�rki do lasu, do lasu! - krzykn�a do Wilbura. - Nigdy-
nigdy-nigdy ci� tam nie z�api�!
Cocker-spaniel te� us�ysza� poruszenie i wybieg� ze stodo�y, �eby wzi�� udzia� w
po�cigu. Pan Zu-ckerman us�ysza� i wyszed� z szopy, w kt�rej naprawia�
narz�dzia. Larry, parobek, pos�ysza� ha�as
Ucieczka 23
i nadszed� z zagonu szparag�w, gdzie wyrywa� chwasty. Wszyscy ruszyli na Wilbura,
kt�ry zupe�nie straci� g�ow�. Las wydawa� si� tak daleko, poza tym nigdy tam nie
by� i jako� w�tpi�, czyby mu si� spodoba�o.
- Zajd� go od ty�u, Larry - powiedzia� pan Zu-ckerman - i pop�d� w stron�
stodo�y! Ostro�nie! Nie poganiaj go! Ja p�jd� po wiadro z pomyjami.
Wie�� o ucieczce Wilbura szybko rozesz�a si� po�r�d zwierz�t. Za ka�dym razem,
kiedy kt�remu� uda�o si� uciec, robi�a si� z tego prawdziwa sensacja. G�si
wyg�ga�y nowiny stoj�cej w pobli�u krowie, a ta natychmiast powt�rzy�a wszystko
pozosta�ym krowom. Jedna z kr�w powiedzia�a owcy i ju� po chwili wiedzia�y
wszystkie owce. Jagni�ta dowiedzia�y si� od matek. Konie w boksach nadstawia�y
uszu, s�uchaj�c g�sich wrzask�w.
- Wilbur uciek� - powiedzia�y.
Ka�de zwierz� wykr�ca�o g�ow�, podekscytowane, �e kt�ry� z przyjaci� wydosta�
si� na wolno�� i nie stoi ju� uwi�zany albo zamkni�ty w zagrodzie.
Wilbur nie wiedzia�, co pocz�� ani dok�d ucieka�. Wygl�da�o jakby wszyscy
uwzi�li si� na niego.
Je�li na tym polega wolno��, to chyba wol� siedzie� zamkni�ty na w�asnym wybiegu
- pomy�la�.
Cocker-spaniel skrada� si� ku niemu z jednej, a Larry z drugiej strony. Pani
Zuckermanowa szykowa�a si�, by odci�� mu drog�, gdyby pr�bowa� biec w stron�
ogrodu, za� pan Zuckerman szed� w�a�nie, nios�c wiadro.
To okropne - my�la� Wilbur. - Gdzie podziewa si� Fern?
Zacz�� p�aka�.
24 Ucieczka
G� obj�a komend� i wzi�a si� za wydawanie rozkaz�w.
- Nie st�j tak, Wilburze! Zr�b unik! Zr�b unik! -krzycza�a. - Odskocz! Biegnij w
moj� stron�, prze�lizgnij si� tu i tam, tu i tam, tu i tam, uciekaj do lasu!
Skr�caj i zawracaj!
Cocker-spaniel doskoczy� do tylnej nogi Wilbura. Larry ju� po niego si�ga�. Pani
Zuckermanowa pokrzykiwa�a. G� zagrzewa�a go do boju. Wilbur przemkn�� mi�dzy
nogami Larry'ego. Larry chybi� i zamiast prosiaka z�apa� psa.
- Dobra robota! Dobra robota! - wo�a�a g�. -Spr�buj jeszcze raz! Spr�buj
jeszcze!
- Pu�� si� p�dem z g�rki! - podsun�y krowy.
- Biegnij w moj� stron�! - dar� si� g�sior.
- Biegnij pod g�r�! - zawo�a�a owca.
- Skr�caj i zawracaj! - tr�bi�a g�.
Ucieczka 25
- Podskakuj i ta�cz! - powiedzia� kogut.
- Uwa�aj na Larry'ego! - rykn�y krowy.
- Uwa�aj na Zuckermana! - wrzasn�� g�sior.
- R�b, co m�wi�! R�b, co m�wi�! - krzycza�a g�. Ca�y ten harmider wystraszy�
tylko i do reszty
sko�owa� biednego Wilbura. Wcale go nie bawi�o, �e znalaz� si� w samym �rodku
zamieszania. Pr�bowa� stosowa� si� do wskaz�wek przyjaci�, ale nie m�g� biec z
g�rki i pod g�rk� r�wnocze�nie, nie m�g� te� skr�ca� i zawraca�, a w tym samym
czasie podskakiwa� i ta�czy�. P�aka� tak bardzo, �e prawie nic ju� nie widzia�.
W ko�cu Wilbur to tylko m�ody prosiak, niewiele wi�cej ni� dziecko.
26
Ucieczka
Strasznie chcia�, �eby przysz�a Fern, wzi�a go w ramiona i pocieszy�a. Poczu�
ulg� na widok stoj�cego w pobli�u pana Zuckermana, kt�ry trzyma� w r�ce wiadro
pe�ne ciep�ych pomyj. Wilbur uni�s� nos i pow�cha�. Cudowny zapach: ciep�e mleko,
sk�rki od ziemniak�w, pszeniczne otr�by, sma�ona kukurydza i resztki �niadania
pana Zuckermana.
- Chod�, �winko! - powiedzia� pan Zuckerman, stukaj�c w wiadro. - Chod�, �winko!
Wilbur zrobi� krok w stron� wiadra.
- Nie-nie-nie! - zawo�a�a g�. -To stara sztuczka z wiadrem, Wilburze. Nie daj
si� nabra�, nie daj si� nabra�. Pr�buje zwabi� ci� z powrotem w niewol�--l�-l�.
Odwo�uje si� do twego �o��-��-��-dka.
Wilbura przesta�o to zupe�nie obchodzi�. Jedzenie pachnia�o tak smakowicie.
Zrobi� jeszcze jeden krok.
- �winko, �winko! - powtarza� pan Zuckerman �agodnie, cofaj�c si� powoli w
stron� wybiegu przed stodo��.
Rozgl�da� si� niewinnie, jakby nie mia� poj�cia, �e tu� za nim idzie ma�e, bia�e
prosi�.
- Po�a�ujesz tego-go-go! - zawo�a�a g�. Wilbur mia� to w nosie. Pod��a� za
wiadrem z pomyj ami.
- Stracisz wolno�� - tr�bi�a g�. - Godzina wolno�ci to wi�-wi�-wi�cej ni� jedno
wiadro pomyj.
Nie dla Wilbura.
Gdy pan Zuckerman dotar� do chlewika, wspi�� si� przez ogrodzenie i wla� pomyje
do korytka. Potem wyci�gn�� obluzowan� desk�, �eby zrobi� Wil-burowi wygodne
przej�cie.
- Zastan�w si�! Zastan�w! - krzycza�a g�.
Ucieczka 27
Wilbur nie zwraca� na ni� uwagi. Wr�ci� na sw�j wybieg, podszed� do koryta i
wzi�� si� za pomyje. Z apetytem ch�epta� mleko i �u� kukurydz�. Nie ma jak w
domu!
Kiedy jad�, Larry przyni�s� m�otek i par� o�mio-pensowych gwo�dzi, po czym
przybi� desk� na miejsce. Potem obaj z panem Zuckermanem oparli si� leniwie o
p�ot, a pan Zuckerman ko�cem patyka drapa� Wilbura po grzbiecie.
- Niez�a sztuka - powiedzia� Larry.
- Tak, wyro�nie na porz�dn� �wini� - przyzna� pan Zuckerman.
Wilbur s�ysza� pochwa�y, czu� w brzuchu ciep�e mleko i przyjemne drapanie po
grzbiecie. Ogarn�� go spok�j, szcz�cie i senno��. Mia� za sob� m�cz�ce
popo�udnie. Dochodzi�a ledwie czwarta, ale Wilbur postanowi� i�� ju� do ��ka.
Stanowczo jestem za m�ody, �eby samemu rusza� w �wiat - pomy�la�, uk�adaj�c si�
do snu.
Rozdzia� IV Samotno��
ast�pny dzie� wsta� deszczowy i senny. Deszcz b�bni� o dach i jednostajnie
sp�ywa� z okapu; pada� na wybieg i poskr�canymi strumyczkami p�yn�� a� do
�cie�ki zaro�ni�tej ostami^ i lebiod�; uderza� w kuchenne okna pani Zuckerma-
nowej i gulgota� w rynnach.
Mok�y te� grzbiety owcom pas�cym si� na ��ce. Kiedy znudzi�o im si� stanie w
deszczu, wraca�y powoli do zagrody wydeptan� �cie�k�.
Deszcz pokrzy�owa� wszystkie plany Wilbura. A tak chcia� wyj��, w�a�nie tego
dnia, �eby wykopa� now� dziur� na wybiegu! Mia� tak�e inne projekty. Wygl�da�y
mniej wi�cej tak:
�niadanie o sz�stej trzydzie�ci. Odt�uszczone mleko, sk�rki od chleba, otr�by,
nie do jedzone p�czki, ciastka z przyklejonymi kropelkami syropu kio� nowego,
sk�rki od ziemniak�w, resztki puddingu z rodzynkami i s�odk� polew�, a do tego
pokruszone ziarna pszenicy.
�niadanie sko�czy si� o si�dmej.
Od si�dmej do �smej Wilbur chcia� porozmawia� z Templetonem, szczurem, kt�ry
mieszka� pod kory-
N
Samotno��
29
tern. Rozmowa z nim nie nale�a�a mo�e do najciekawszych, ale zawsze lepsze to
ni� nic.
Od �smej do dziewi�tej mia� zamiar�.uci�� sobie drzemk� na s�o�cu.
Od dziewi�tej do jedenastej postanowi� wykopa� dziur� albo r�w, a najlepiej
znale�� w ziemi co� smacznego do jedzenia.
Od jedenastej do dwunastej chcia� sta� nieruchomo i obserwowa� muchy na deskach,
pszczo�y w ulu i �migaj�ce w powietrzu jask�ki.
O dwunastej - obiad. Otr�by, ciep�a woda, ogryz-ki jab�ek, t�uszcz z mi�sa,
obierki z marchewki, wyschni�ta mama�yga i sk�rka od sera. Obiad mia� si�
sko�czy� o pierwszej.
Od pierwszej do drugiej Wilbur planowa� drzemk�.
Od drugiej do trzeciej postanowi� ociera� si� o p�ot, �eby podrapa� wszystkie
sw�dz�ce miejsca.
Od trzeciej do czwartej chcia� sta� nieruchomo i rozmy�laj�c o �yciu, czeka� na
Fern.
O czwartej - kolacja. Chude mleko, obrok, resztki z drugiego �niadania Larry'ego,
sk�rki od suszonych �liwek, kawa�ek tego, k�sek tamtego, odrobina owego,
�wiartka pieczonego jab�ka i okruszyny ciasta.
Wilbur zasn��, dumaj�c o swoich planach. Kiedy si� obudzi� i zobaczy�, �e pada
deszcz, �ycie wyda�o mu si� nie do zniesienia.
Wszystko tak pi�knie obmy�li�em i musia�o si� rozpada�! - powiedzia�.
Przez chwil� sta� ponuro w chlewiku, po czym wyszed� na dw�r i rozejrza� si�
dooko�a. Krople deszczu uderza�y go po nosie. Wsz�dzie zi�b i wilgo�, w korycie
zebra�o si� ponad dwa centymetry wody, a po Templetonie nie by�o ani widu, ani
s�ychu.
??
Samotno��
- Jeste� tam, Templetonie? - zawo�a� Wilbur. �adnej odpowiedzi. Nagle Wilbur
poczu� si� samotny i opuszczony.
- Jeden dzie� podobny do drugiego jak dwie krople wody - j�kn��. -Jestem ma�y,
nie mam prawdziwych przyjaci�, a do tego zanosi si�, �e b�dzie pada�o przez
ca�y ranek i ca�e popo�udnie, wi�c w tak� pogod� Fern na pewno nie przyjdzie. O,
jak s�owo daj�!
I Wilbur rozp�aka� si�, ju� drugi raz w ci�gu ostatnich dw�ch dni.
O sz�stej trzydzie�ci da� si� s�ysze� brz�k wiadra. Larry sta� w deszczu,
mieszaj�c �niadanie.
- Chod�, �winko!
Wilbur nawet nie drgn��. Larry wyla� pomyje, wyskroba� wiadro i poszed� sobie.
Zauwa�y�, �e z prosiakiem dzieje si� co� dziwnego.
Wilbur nie chcia� jedzenia, chcia� mi�o�ci. Chcia� mie� przyjaciela, kogo�, z
kim m�g�by si� bawi�. Zwierzy� si� z tego g�si, kt�ra siedzia�a spokojnie w
k�cie owczarni.
- Przyjdziesz si� ze mn� pobawi�? - zapyta�.
- Przykro mi, przykro, przykro, ale wysiaduj� jaja - odpar�a g�. - Osiem. Musz�
mie� ciep�o jak w pie-pie-piekarniku. Musz� zosta� na miejscu, to �adne hocki-
klocki. Nie bawi� si�, kiedy nied�ugo maj� wyklu� si� piskl�ta. Spodziewam si�
g�si�t.
- No chyba, �e nie dzi�cio��w - powiedzia� Wilbur gorzko, po czym spr�bowa�
zagada� do kt�rego� z jagni�t.
- Nie chcia�by� si� ze mn� pobawi�?
- Wykluczone - odpar�o jagni�. - Po pierwsze, nie umia�bym si� do ciebie
przedosta�, bo nie po-
Samotao��
31
trafi� jeszcze skaka� przez ogrodzenie. Po drugie, nie interesuj� si� �winiami.
�winie, moim zdaniem, to mniej ni� nic.
- Jak to: �mniej ni� nic"? - zapyta� Wilbur. -�Mniej ni� nic" to chyba
niemo�liwe. �Nic" to ostateczna granica nico�ci. Mniej ju� si� nie da. Niby w
jaki spos�b? Je�li znalaz�oby si� co� mniejszego ni� nic, to nic nie by�oby
niczym, tylko czym�, nawet je�li czym� bardzo ma�ym. A je�li nic to nic, wtedy
nie mo�e istnie� co� mniejsze od niego.
- Oj, cicho b�d�! - przerwa�o mu jagni�. - Sam si� baw! Nie zadaj� si� ze
�winiami.
Zasmucony Wilbur po�o�y� si� i s�ucha� deszczu. Niebawem dojrza� szczura
schodz�cego po ustawionej uko�nie desce, kt�rej u�ywa� jako drabiny.
32 Samotno��
- Pobawisz si� ze mn�, Templetonie? - zapyta� Wilbur.
- Bawi� si�? - odpowiedzia� pytaniem Templeton i podkr�ci� w�sa. - Bawi� si�?
Nie bardzo nawet wiem, co to znaczy.
- To znaczy cieszy� si�, figlowa�, biega�, skaka� i swawoli�.
- Nigdy nie robi� takich rzeczy, chyba �e ju� nie mam wyj�cia - odpar� szczur
gorzko. -Wol� sp�dza� czas na jedzeniu, obgryzaniu, szpiegowaniu i ukrywaniu si�
po k�tach. Jestem �ar�okiem, a nie weso�kiem. W�a�nie id� zje�� twoje �niadanie,
skoro nie starczy�o ci rozumu, �eby zrobi� to samemu.
I szczur ruszy� chy�kiem wzd�u� �ciany, �eby znikn�� w prywatnym tunelu, kt�ry
wykopa� mi�dzy drzwiami a wybiegiem Wilbura. Templeton to przebieg�e stworzenie,
kt�re chadza w�asnymi drogami. Ten tunel by� przyk�adem jego zr�czno�ci i sprytu:
dzi�ki niemu m�g� przedostawa� si� ze stodo�y pod koryto, nie pokazuj�c si�
nikomu na oczy. Mia� tunele i trasy na ca�ej farmie pana Zuckermana, niewidoczny
m�g� si� przenosi� z jednego miejsca na drugie. W ci�gu dnia zwykle spa�,
wychodz�c dopiero po zmroku.
Wilbur patrzy�, jak Templeton znika w tunelu i ju� po chwili dojrza� ostry,
szczurzy nos wystaj�cy spod koryta. Szczur podci�gn�� si� ostro�nie.
Oto w ten ponury, deszczowy dzie� kto� dobiera mu si� do �niadania! Ten widok
dope�ni� miary. Samotny, opuszczony i g�odny Wilbur rzuci� si� na �ci�k� i
wybuchn�� �kaniem. Nie pociesza�o go nawet to, �e szczur moknie na deszczu.
P�nym popo�udniem Larry poszed� do pana Zuckermana.
Samotno�� 33
- Chyba co� nie tak z pa�skim prosiakiem. Od rana niczego nie tkn��.
- Daj mu dwie �y�ki siarki i troch� melasy - odpar� pan Zuckerman.
Wilbur nie wierzy� w�asnym oczom, kiedy Larry z�apa� go i wmusi� do gard�a
lekarstwo. To naprawd� najgorszy dzie� w jego �yciu! Wyda�o mu si�, �e nie
zniesie tej okropnej samotno�ci ani chwili d�u�ej.
Zapad� zmrok. Nied�ugo zamiast zadumanych owiec zosta�y tylko cienie, czasem
da�o si� s�ysze� brz�czenie krowich �a�cuch�w. Wyobra�cie sobie zaskoczenie
Wilbura, kiedy z ciemno�ci odezwa� si� nagle cichy g�osik, kt�rego nigdy
przedtem nie s�ysza�.
- Szukasz przyjaciela, Wilburze? - zapyta� kto� cieniutko, lecz sympatycznie. -
Ja mog� si� z tob� przyja�ni�. Patrzy�am na ciebie ca�y dzie� i bardzo ci�
polubi�am.
- Nie widz�%ci� - powiedzia� Wilbur, zrywaj�c si� na nogi. - Gdzie jeste�? I kim
jeste�?
- Jestem tu, na g�rze - odpar� g�osik. - Id� spa�. Zobaczysz mnie rano.
3. Paj�czyna.
Rozdzia� V Szarlota
?? ci�gn�a si� bez ko�ca. Wilbur mia� pusty brzuch i g�ow� pe�n� my�li. W
takich razach nie �pi si� najlepiej.
Wilbur budzi� si� w nocy dziesi�tki razy. Wpatrywa� si� w ciemno�� i nastawia�
uszu, pr�buj�c zgadn��, kt�ra godzina. W stodole nigdy nie panuje idealna cisza.
Nawet o p�nocy ci�gle co� si� rusza�o.
Kiedy obudzi� si� za pierwszym razem, us�ysza� Templetona wygryzaj�cego dziur� w
pojemniku z ziarnem. Szczurze z�by zgrzyta�y g�o�no o drzewo, robi�c mn�stwo
ha�asu.
Ten zwariowany szczur! - pomy�la� Wilbur. - Dlaczego t�ucze si� po nocy i ostrzy
k�y, niszcz�c cudz� w�asno��? Dlaczego nie idzie po prostu spa�, jak inne
przyzwoite zwierz�ta?
Obudziwszy si� znowu, us�ysza�, jak g� wierci si� na gnie�dzie, chichocz�c pod
nosem.
- Kt�ra godzina? - zapyta� szeptem.
- Chyba-yba-yba wp� do dwunastej - odpar�a g�. - Dlaczego nie �pisz, Wilburze?
- Za du�o mam spraw na g�owie.
N
Szarlota 35
- No c�, to nie moja rzecz. Ja tam nic nie mam na g�owie, ale za to mn�stwo pod
sob�. Pr�bowa�e� kiedy spa�, siedz�c na o�miu jajach?
- Nie - przyzna� Wilbur. - To chyba niewygodne. Po jakim czasie wyl�gaj� si�
g�sie jaja?
- Mniej wi�-wi�-wi�cej po trzydziestu dniach -odpar�a g�. - Ale troch� oszukuj�.
W ciep�e popo�udnia nakrywam jaja s�om� i id� na spacer.
Wilbur ziewn�� i zasn�� z powrotem. We �nie us�ysza� zn�w g�osik m�wi�cy: �Ja
mog� si� z tob� zaprzyja�ni�. Id� spa�, zobaczysz mnie rano".
Na jakie� p� godziny przed �witem Wilbur obudzi� si� i nadstawi� uszu. W
stodole wci�� panowa�y ciemno�ci. Owce le�a�y bez ruchu, nawet g�si zamilk�y.
Nad g�ow�, na parterze, te� si� nic nie rusza�o: krowy odpoczywa�y, a konie
zapad�y w drzemk�. Templeton przerwa� prac� i poszed� za�atwia� jakie� inne
sprawy. Tylko z dachu dobiega�o cichutkie skrzypienie - to wiatrowskaz kr�ci�
si� w t� i z powrotem. Wilbur uwielbia� t� por� dnia: wsz�dzie cisza i spok�j,
oczekiwanie na �wiat�o.
Ju� nied�ugo dzie� - pomy�la�.
W ma�ym okienku pojawi�a si� s�aba smu�ka �wiat�a. Jedna po drugiej gas�y
gwiazdy. Wilbur dojrza� najpierw siedz�c� nieopodal g� z g�ow� wetkni�t� pod
skrzyd�o. Potem zobaczy� owce i jagni�ta. Niebo poja�nia�o.
- Och, nareszcie nasta� pi�kny dzie�! Dzisiaj znajd� przyjaciela.
Wilbur rozejrza� si� dooko�a. Przeszuka� chlewik, sprawdzi� kraw�dzie okna,
wpatrywa� si� w sufit, ale nie dostrzeg� niczego nowego. Wreszcie postanowi� si�
odezwa�. Martwi� si�, �e przerywa cudown�
36
Szarlota
cisz� poranka, ale nie umia� wymy�li� innego sposobu na znalezienie tajemniczego
przyjaciela, kt�rego nigdzie nie m�g� wypatrzy�. Odchrz�kn��.
- Prosz� o uwag�! - powiedzia� g�o�no i stanowczo. - Osoba, kt�ra zwr�ci�a si�
do mnie zesz�ego wieczora, proszona jest o ujawnienie si� przez podanie
odpowiedniego znaku lub sygna�u!
Przerwa� i zamieni� si� w s�uch. Wszystkie zwierz�ta unios�y g�owy i gapi�y si�
na niego. Zaczerwieni� si�, ale nic nie mog�o go odwie�� od powzi�tego zamiaru.
- Prosz� o uwag�! Powtarzam wiadomo�� - powiedzia�. - Osoba, kt�ra zwr�ci�a si�
do mnie wczoraj wiecz�r, proszona jest o zabranie g�osu. Powiedz, gdzie ci�
szuka�, je�li jeste� moim przyjacielem!
Owce popatrzy�y po sobie z niesmakiem.
- Sko�cz�e z tymi g�upotami, Wilburze! - powiedzia�a najstarsza z nich. - Je�eli
rzeczywi�cie masz tu nowego przyjaciela, to prawdopodobnie zak��casz mu sen, a
najkr�tsza droga do zniszczenia przyja�ni, to budzi� kogo� przed czasem. Sk�d
wiesz, czy ten kto� lubi wcze�nie wstawa�?
- Bardzo wszystkich przepraszam - wyszepta� Wilbur. - Nie mia�em zamiaru
zachowa� si� nieele-gancko.
Po�o�y� si� potulnie w �ci�ce, z nosem w stron� drzwi. Nie wiedzia� o tym, �e
po pierwsze, przyjaciel znajduje si� tu�-tu�, a po drugie, �e stara owca mia�a
racj�: przyjaciel wci�� jeszcze spa�.
Niebawem pojawi� si� Larry z pomyjami na �niadanie. Wilbur wybieg�, zjad�
wszystko w po�piechu i wyliza� koryto. Owce snu�y si� po �cie�ce, g�sior cz�apa�
za nimi, podskubuj�c traw�. Wilbur uk�ada�
Szarlota 37
si� w�a�nie do porannej drzemki, kiedy us�ysza� ten sam g�os, kt�ry odezwa� si�
do niego poprzedniej nocy:
- Uszanowanie!
Zerwa� si� na r�wne nogi.
- Usza-co?! - zawo�a�.
- Uszanowanie! - powt�rzy� g�os.
- Gdzie to jest, gdzie ty jeste�? - wo�a� Wilbur. -Prosz�, prosz�, powiedz mi,
gdzie jeste�. I co to jest uszanowanie?
- �Uszanowanie" to rodzaj pozdrowienia - odpar� g�os. - M�wi�c �uszanowanie",
mam na my�li �jak si� masz" albo �dzie� dobry". W�a�ciwie to g�upie wyra�enie i
nie wiem, czemu go u�y�am. Je�li chodzi o moje miej*sce pobytu, to nic
�atwiejszego. Podnie� g�ow� i sp�jrz w k�t drzwi. Tu jestem. Widzisz? Macham do
ciebie!
Wilbur nareszcie zobaczy� stworzenie, kt�re odezwa�o si� do niego tak przyja�nie.
W g�rnej cz�ci drzwi rozci�ga�a si� wielka paj�czyna. U jej szczytu, g�ow� w
d�, wisia�a szara paj�czyca wielko�ci gumy do �ucia. Mia�a osiem n�g i jedn� z
nich macha�a Wilburowi na powitanie.
- Widzisz mnie teraz? - zapyta�a.
- O tak! - odpowiedzia� Wilbur. - Jak najbardziej! Jak si� masz? Dzie� dobry!
Uszanowanie! Mi�o mi ci� pozna�. Jak masz na imi�? Mog� si� dowiedzie�, jak si�
nazywasz?
- Mam na imi� Szarlota.
- Szarlota jak? - dopytywa� si� Wilbur gorliwie.
- Szarlota A. Cavatica. Ale m�w na mnie po prostu Szarlota.
- Uwa�am, �e jeste� pi�kna - powiedzia� Wilbur.
%
38
Szarlota
- No, jestem niebrzydka, trudno temu zaprzeczy� - odpar�a Szarlota. -Wi�kszo��
paj�k�w prezentuje si� bardzo korzystnie. Nie jestem mo�e tak efektowna jak
niekt�re, ale ujd�. Szkoda, �e nie mog� zobaczy� ci� tak dobrze, jak ty widzisz
mnie.
- Dlaczego? - zapyta�. - Przecie� stoj� tu� przed tob�.
- Tak, ale mam kr�tki wzrok. Wszystkie jeste�my
Szarlota
39
kr�tkowzroczne. Czasem to pomaga, ale czasem nie. Teraz popatrz, jak zawijam t�
much�.
Mucha, kt�ra pe�za�a po brzegu Wilburowego koryta, wzbi�a si� w powietrze i
wyl�dowa�a w dolnej cz�ci paj�czyny Szarloty. Utkwi�a w lepkich nitkach. Bi�a
w�ciekle skrzyd�ami, pr�buj�c wyrwa� si� na wolno��.
- Po pierwsze, skacz� na ni� - m�wi�a Szarlota. Skoczy�a g�ow� w d� w stron�
muchy. Kiedy opada�a, z jej odw�oku rozwin�a si� jedwabista ni�.
- Potem j� omotuj� - ci�gn�a.
Z�apa�a much� i narzuci�a na ni� kilka jedwabnych zwoj�w. Kr�ci�a ni� tak d�ugo,
a� mucha zupe�nie nie mog�a si� rusza�. Wilbur patrzy� na to z przera�eniem. Nie
wierzy� w�asnym oczom. Chocia� zwykle brzydzi� si� muchami, tej zrobi�o mu si�
�al.
- No i gotowe! - powiedzia�a Szarlota. -A teraz j� znieczul�, �eby by�o jej
wygodniej.
40
Szarlota
Ugryz�a much�.
- Teraz niczego ju� nie czuje - wyja�ni�a. - Idealna na �niadanie.
- Chcesz przez to powiedzie�, �e zjadasz muchy? - zach�ysn�� si� Wilbur.
- Naturalnie. Muchy, robaki, koniki polne, �uki, �my, motyle, smaczne karaluchy,
komary, muszki--owoc�wki, stonogi, �wierszcze - jednym s�owem wszystko, co
nieostro�nie nawinie mi si� w paj�czyn�. Musz� jako� �y�, prawda?
- No tak, oczywi�cie - przyzna� Wilbur. - Dobrze smakuj�?
- Wy�mienicie. Oczywi�cie, nie jem ich tak naprawd�, wypijam tylko krew. Bardzo
lubi� krew -powiedzia�a Szarlota, a jej przyjemny wysoki g�osik zrobi� si�
jeszcze wy�szy i przyjemniejszy.
- Nie m�w tak! - j�kn�� Wilbur. - Prosz�, nie m�w takich rzeczy!
- A dlaczego? To prawda, a prawdy nale�y si� trzyma�. Nie zachwyca mnie
specjalnie dieta z much i robak�w, ale tak mnie stworzono. Paj�k musi si� czym�
�ywi�. Tak si� z�o�y�o, �e urodzi�am si� na trapera. Z natury buduj� paj�czyny,
w kt�re �api� si� muchy i inne owady. Moja matka by�a traperem i matka mojej
matki tak�e. W naszej rodzinie wszyscy s� traperami. Od tysi�cy lat my, paj�ki,
czaimy si� na muchy i robactwo.
- To �a�osne dziedzictwo - powiedzia� Wilbur pos�pnie.
Bardzo go zasmuci�o, �e nowa przyjaci�ka okaza�a si� tak krwio�ercza.
- Zgadzam si� z tob� - przyzna�a Szarlota - ale nic nie mog� na to poradzi�. Nie
wiem, sk�d pierw-
Szarlota 41
szy paj�k na �wiecie wpad� na pomys� snucia paj�czyny, ale wpad� i bardzo to
sprytnie obmy�li�. Odt�d wszystkie paj�ki musz� trzyma� si� tej samej sztuczki.
Szczerze m�wi�c, to nie najgorsze rozwi�zanie.
- Ale okrutne - odpar� Wilbur, kt�ry nie dawa� si� �atwo przekona�.
- No c�, dobrze ci m�wi� - stwierdzi�a Szarlota. - Twoje jedzenie przynosz� w
wiadrze, ale mnie nikt nie karmi. Sama musz� troszczy� si� o siebie. Musz� by�
stanowcza i sprytna, bo inaczej czeka mnie g��d. Musz� obmy�la� plany, �apa�, co
si� nawinie i korzysta� z tego. A tak si� w�a�nie zdarza, m�j przyjacielu, �e
najcz�ciej wpadaj� muchy, owady i robaki. Poza tym - ci�gn�a Szarlota,
machaj�c nog� - czy zdajesz sobie spraw�, �e gdybym ich nie �apa�a, rozmno�y�yby
si� tak, �e mog�yby zniszczy� ziemi�? Wszystko by wymiot�y.
- Naprawd�? Tego raczej bym nie chcia� - powiedzia� Wilbur. - Twoja paj�czyna
jednak na co� si� przydaje.
G� s�ucha�a rozmowy i �mia�a si� pod nosem.
Mn�stwa rzeczy Wilbur nie wie o �yciu - pomy�la�a. - To jeszcze naprawd� bardzo
niewinny prosiak. Nie wie nawet, co go czeka ko�o �wi�t Bo�ego Narodzenia. Nie
ma poj�cia, �e pan Zuckerman i Larry zamierzaj� go zabi�.
G� unios�a si� troch� i wcisn�a jaja g��biej pod siebie, �eby dosta�o im si�
ca�e ciep�o jej cia�a i mi�kkich pi�r.
Szarlota sta�a spokojnie nad much�, szykuj�c si� do jedzenia. Wilbur po�o�y� si�
i zamkn�� oczy. Zm�czy�a go nie przespana noc i podniecaj�ce spotka-
42
Szarlota
nie. Powiew wiatru przyni�s� zapach koniczyny ze s�odko pachn�cego �wiata za
p�otem.
No c�, owszem, zdoby�em now� przyjaci�k� -pomy�la� - ale przyja�� to prawdziwy
hazard! Szarlota jest zaciek�a, brutalna, przebieg�a i krwio�ercza, same
nieprzyjemne cechy. Jak mam j� polubi�, nawet je�li jest �adna i, rzecz jasna,
m�dra?
Wilbur cierpia� po prostu z powodu w�tpliwo�ci i obaw, kt�re zwykle towarzysz�
nowo zawartym przyja�niom. W swoim czasie mia� odkry�, �e bardzo si� pomyli� w
ocenie Szarloty, pod kt�rej �mia�o�ci� i okrucie�stwem skrywa�o si� dobre serce.
Okaza�a si� lojaln� i szczer� przyjaci�k� do samego ko�ca.
Rozdzia� VI Letnie dni
czesne lato to na farmie najszcz�liwsze i najja�niejsze dni w ci�gu roku.
Kwiaty bzu nape�niaj� powietrze s�odycz�, po czym wi�dn�. Bzom towarzysz�
kwitn�ce jab�onie, wok� kt�rych uwijaj� si� roje pszcz�. Dni robi� si� ciep�e
i �agodne. Ko�czy si� szko�a, wi�c dzieci maj� czas na zabaw� i �owienie
pstr�g�w w potoku. Avery cz�sto przynosi� pstr�gi w kieszeni - by�y ciep�e i
sztywne, w sam raz, by usma�y� je na kolacj�.
Teraz, kiedy nie by�o ju� lekcji, Fern odwiedza�a stodo�� niemal ka�dego dnia i
przesiadywa�a na swoim sto�eczku. Zwierz�ta traktowa�y j� jak cz�onka rodziny, a
u jej st�p uk�ada�y si� spokojnie owce.
W okolicach pierwszego lipca zaprz�gni�to do kosiarki konie poci�gowe. Pan
Zuckerman wspi�� si� na siedzenie i odjecha� w pole. Przez ca�y ranek da�o si�
s�ysze� terkotanie maszyny: kr�ci�a si� w k�ko, a wysoka trawa wypada�a spod
ostrza zielonymi pasmami. Nast�pnego dnia, je�li tylko nie przyjdzie burza z
piorunami, kto �yw pobiegnie pomaga� przy grabieniu, wi�zaniu i �adowaniu. �niwo
W
44
Letnie dni
wieziono do stodo�y wysokim wozem - Fern i Avery jechali na samym szczycie.
P�niej wci�gano s�odkie, ciep�e siano na rozleg�y strych, a� wreszcie ca�a
stodo�a przypomina�a �o�e z tymianku i koniczyny. Cudowne miejsce do skakania, a
ile kryj�wek! Czasami Avery znajdowa� w sianie ma�ego w�a i dodawa� go do
kolekcji innych rzeczy, kt�re nosi� po kieszeniach.
Wczesne dni lata to �wi�to dla ptak�w. Na polu, wok� domu, w stodole, w lesie i
na mokrad�ach -wsz�dzie nic tylko mi�osne pie�ni, gniazda i jajka. Od skraju
lasu spragnione, bia�oszyje jask�ki wo�aj�: �Oj, piij wod�, piij wod�, piij
wod�, piij wod�!". Na ga��zi jab�oni mucho��wka chwieje si� i machaj�c ogonkiem,
powtarza: �Febe, fe-bee!". �wiergotliwa jask�ka, kt�ra dobrze zna kr�tkie, cho�
s�odkie �ycie, m�wi: ��wit, �wit, �wit idzie, �wit, �wit, �wit idzie". Kiedy
wchodzisz do stodo�y, jask�ki sfruwaj� z gniazd, wygra�aj�c: �Czekaj, czekaj!"
W letnie dni dzieciom nie brakuje niczego do jedzenia, picia, ssania i �ucia.
Mleko wype�nia kwiaty mlecz�w, koniczyny p�czniej� od nektaru, a lod�wka od
mro�onych napoj�w. Gdzie tylko obr�cisz g�ow� - wsz�dzie pe�no �ycia, nawet w
kropelce �liny na �odydze chwastu znajdziesz zielonego robaczka. Pod spodem
li�ci ziemniaczanych roi si� od jaskra-wopomara�czowych jaj stonki.
W�a�nie podczas jednego z takich dni wyklu�y si� g�sie jaja - bardzo wa�ne
wydarzenie w piwnicy stodo�y. Tak si� z�o�y�o, �e widzia�a to tak�e Fern,
siedz�ca jak zwykle na swoim sto�eczku.
Szarlota spostrzeg�a g�si�ta jako pierwsza, tu� po samej g�si, kt�ra
zorientowa�a si� ju� poprzedniego
Letnie dni
45
dnia, gdy� z wn�trza jaj dobiega�y j� s�abe g�osiki. G� wiedzia�a, �e strasznie
im ciasno i bardzo si� spiesz�, �eby wydosta� si� na wolno��. Siedzia�a
spokojnie i rozmawia�a mniej ni� zwykle.
Kiedy pierwsze g�si�tko wystawi�o zielonoszar� g��wk� spomi�dzy pi�r g�si,
Szarlota wypatrzy�a je i og�osi�a:
- Jestem pewna, �e wszyscy uciesz� si� na wie��, �e po czterech tygodniach
nieustaj�cych wysi�k�w i cierpliwo�ci ze strony naszej przyjaci�ki g�si ma si�
ona wreszcie czym pochwali�. Przyby�y g�si�ta. Pozw�l, �e z�o�� ci najszczersze
gratulacje!
- Dzi�kuj�, dzi�kuj�, dzi�kuj�! - odpowiedzia�a g�, k�aniaj�c si� bez �enady.
- Dzi�kuj�! - do��czy� si� g�sior.
- Gratuluj�! - krzykn�� Wilbur. - Ile macie g�-si�t? Widz� tylko jedno.
- Jest ich siedem - odpar�a g�.
- Wspaniale! - powiedzia�a Szarlota. - Siedem to szcz�liwa cyfra.
- Szcz�cie nie ma tu nic do rzeczy - odpowiedzia�a g�. - To tylko kwestia
sprawnego zarz�dzania i ci�kiej pracy.
W tej chwili Templeton wystawi� nos ze swej kryj�wki pod korytem. Popatrzy� na
Fern, po czym pod-krad� si� ostro�nie w stron� g�si, ca�y czas trzymaj�c si� pod
�cian�. Wszyscy mieli go na oku, bo nikt go nie lubi� ani nie darzy� zaufaniem.
- S�uchaj - zacz�� tym swoim ostrym g�osem. -Powiedzia�a�, �e masz siedmioro
g�si�t, a by�o osiem jajek. Co si� sta�o z tym ostatnim jajkiem? Czemu si� nie
wyklu�o?
- To pewnie zbuk - odpar� g�sior.
46
Letnie dni
- A co z nim zrobicie? - dopytywa� si� szczur, utkwiwszy w g�si swoje ma�e,
okr�g�e oczka.
- Mo�esz je sobie wzi�� - odpar�a g�. - Zatocz je do tej swojej ohydnej
kolekcji.
Templeton mia� zwyczaj zbierania wszystkiego, co tylko wpad�o mu w oko. Znosi�
to do domu i przechowywa�. Nic si� u niego nie marnowa�o.
- Naturalnie-ralnie-nie - doda� g�sior. - Mo�esz wzi�� jajko, ale jedno ci
powiem, Templetonie. Je�li kiedykolwiek z�api� ci� na tym, �e kr�-r�-r�cisz si�
ko�o naszych g�si�t, to spuszcz� ci takie lanie, jakiego jeszcze �aden szczur
nie dosta�.
Tu g�sior otworzy� mocne skrzyd�a i uderzy� w powietrze, �eby zademonstrowa�
swoj� si��. By� silny i dzielny, ale - szczerze m�wi�c - i on, i g� obawiali
si� Templetona. Nie bez powodu. Szczur nie mia� �adnych hamulc�w moralnych,
sumienia, skrupu��w, wzgl�d�w, przyzwoito�ci ani krztyny dobroci, kt�ra
charakteryzowa�a inne gryzonie, �adnych wy�szych uczu�, przyja�ni ani w og�le
niczego. Zabi�by g�si�-ta, gdyby tylko m�g� si� z tego p�niej wywin��. G�
dobrze o tym wiedzia�a. Wszyscy wiedzieli.
Swoim szerokim dziobem g� wypchn�a nie wyklute jajo z gniazda. Wszyscy
patrzyli z niesmakiem, jak szczur toczy je do siebie. Nawet Wilburo-wi, kt�ry
potrafi� zje�� prawie wszystko, robi�o si� niedobrze.
- Te� co�, �eby po�aszczy� si� na �mierdz�ce stare jajko! - mrukn�� do siebie.
- Szczur to szczur - powiedzia�a Szarlota. Za�mia�a si� d�wi�cznie.
- Jednak je�li to jajko si� zbije, to nasza stodo�a zrobi si� nie do wytrzymania.
Letnie dni
47
- Co to znaczy? - zapyta� Wilbur.
- To znaczy, �e nikt nie b�dzie m�g� mieszka� w tym fetorze. Zgni�e jajko to po
prostu bomba pe�na smrodu.
- Nie st�uk� go - warkn�� Templeton. - Wiem, co robi�. Ca�y czas mam do
czynienia z takimi rzeczami.
Znikn�� w tunelu, pchaj�c jajo przed sob�. Pcha� i szturcha�, a� wreszcie
dotoczy� je do swego legowiska pod korytem.
48
Letnie dni
Tego popo�udnia, kiedy wiatr ucich�, a na podw�rzu zrobi�o si� cicho i gor�co,
szara g� wyprowadzi�a na �wiat swoich siedmioro g�si�t. Pan Zuckerman
przygl�da� im si� ukradkiem, gdy przyni�s� Wilbu-rowi kolacj�.
_ No i prosz�! - powiedzia�, u�miechaj�c si� od ucha do ucha. - Sp�jrzmy tylko...
jedno, drugie, trzecie, czwarte, pi�te, sz�ste i si�dme. Siedem ma�ych g�sek.
Co� wspania�ego!
Rozdzia� VII Zle wie�ci
ilbur coraz bardziej lubi� Szarlot�. Jej walka z owadami wydawa�a mu si�
sensowna i u�yteczna. Na farmie nie znalaz�by si� chyba nikt, kto mia�by dla
much jedno dobre s�owo. Muchy tylko uprzykrzaj� wszystkim �ycie. Krowy ich
nienawidz�, konie ich nie znosz�, owce nie mog� �cierpie�. Pa�stwo Zuckermanowie
te� na nie wiecznie narzekali i zak�adali w oknach szczelne siatki.
Wilbur podziwia� zr�czno�� Szarloty. Szczeg�lnie cieszy� si� z tego, �e usypia
swe ofiary przed zjedzeniem.
- To bardzo �adnie z twojej strony - m�wi�.
- Tak - odpowiedzia�a swym s�odkim, muzykalnym g�osem. - Zawsze daj� im
znieczulenie, �eby nie czu�y b�lu. Taka moja ma�a us�uga.
Mija� dzie� za dniem, a Wilbur robi� si� coraz wi�kszy. Jad� trzy posi�ki
dziennie, sp�dza� d�ugie godziny, wyleguj�c si� na boku; na wp� �pi�c, marzy� o
przyjemnych rzeczach. Cieszy� si� dobrym zdrowiem i sporo przybra� na wadze.
Pewnego dnia,
4. Paj�czyna...
50
Z�e wie�ci
gdy Fern jak zwykle siedzia�a na sto�eczku, stara owca wesz�a do stodo�y i
zatrzyma�a si�, �eby zamieni� z Wilburem kilka s��w.
- Jak si� masz! - powiedzia�a. - Co� mi si� zdaje, �e przyty�e�.
- Chyba tak - odpar� Wilbur. - W moim wieku to nie najgorsza rzecz.
- Tak czy inaczej, wcale ci nie zazdroszcz�. Wiesz przecie�, po co ci� tucz�,
prawda? - m�wi�a stara owca.
-Nie.
- No c�, nie lubi� roznosi� z�ych wiadomo�ci -powiedzia�a - ale tucz� ci�, bo
maj� zamiar ci� zabi�, ot co.
- Maj� zamiar co? - wrzasn�� Wilbur. Fern zastyg�a bez ruchu na sto�eczku.
- Zabi� ci�. Zrobi� z ciebie w�dzony boczek i szynk� - ci�gn�a stara owca. -
Farmer prawie zawsze zabija �winie, kiedy tylko zrobi si� naprawd� zimno. Dzia�a
tu prawdziwa konspiracja, �eby rozprawi� si� z tob� przed Bo�ym Narodzeniem.
Wszyscy nale�� do spisku: Larry, Zuckerman, nawet John Arabie.
- Pan Arabie? - za�ka� Wilbur. - Ojciec Fern?
- Naturalnie. Kiedy zarzyna si� �wini�, wszyscy pomagaj�. Jestem ju� stara i
widzia�am ten interes wiele razy. Zawsze to samo, rok po roku. Arabie przychodzi
ze swoim kalibrem dwadzie�cia dwa, strzela do...
- Przesta�! - krzykn�� Wilbur. - Nie chc� umiera�! Niech mnie kto� ratuje! Na
pomoc!
Fern mia�a w�a�nie zerwa� si� z miejsca, kiedy da� si� s�ysze� g�os:
Zle wie�ci
51
- Uspok�j si�, Wilburze! - powiedzia�a Szarlota, kt�ra przys�uchiwa�a si� tej
strasznej rozmowie.
- Jak mam si� uspokoi� - dar� si� Wilbur, ganiaj�c w t� i z powrotem. - Nie chc�,
�eby mnie zabili. Nie chc� umiera�. Czy stara owca m�wi prawd�, Szarloto? Czy to
prawda, �e mnie zabij�, kiedy tylko zrobi si� zimno?
- No c� - odpar�a Szarlota, skubi�c w zamy�leniu paj�czyn� - stara owca mieszka
tu ju� od dawna. Widzia�a wiele wiosennych prosiak�w. Je�li twierdzi, �e planuj�
ci� zabi�, to z pewno�ci� m�wi prawd�. Swoj� drog� to najpodlejsza sztuczka, o
jakiej s�ysza�am. Czego ci ludzie nie wymy�l�!
Wilbur wybuchn�� p�aczem.
- Nie chc� umiera� - j�cza�. - Chc� �y� w moim wygodnym chlewiku razem z
przyjaci�mi. Chc� od-
52
Z�e wie�ci
dycha� cudownym powietrzem i wylegiwa� si� na cudownym s�o�cu.
- Jak na razie, robisz tylko cudowne zamieszanie - prychn�a stara owca.
- Nie chc� umiera�! - wrzasn�� Wilbur i rzuci� si� na ziemi�.
- Nie umrzesz - powiedzia�a Szarlota z o�ywieniem.
- Co? Naprawd�? A kto mnie uratuje? - zawo�a� Wilbur.
- Ja - odpar�a Szarlota. -Jak?
- To si� jeszcze oka�e. Ale mam zamiar ci� uratowa� i chc�, �eby� si�
natychmiast uspokoi�. Zachowujesz si� jak dzieciak. Przesta� p�aka�! Nie znosz�
histeryk�w.
Rozdzia� VIII Rozmowa w domu
niedzielny poranek pa�stwo Arabie siedzieli wraz z Fern przy �niadaniu. Avery
ju� sko�czy� i szuka� na g�rze swojej procy.
- Wiecie, �e u wujka Homera wyklu�y si� g�si�-ta? - zapyta�a Fern.
- Ile? - zainteresowa�a si� pani Arabie.
- Siedem. By�o osiem jajek, ale jedno si� nie wyklu�o i g� powiedzia�a
Temp�etonowi, �e jej niepotrzebne, wi�c zabra� je do siebie.
- Co g� zrobi�a? - zapyta�a pani Arabie, patrz�c na c�rk� z przera�eniem.
- Powiedzia�a Temp�etonowi, �e nie potrzebuje ju� jajka - powt�rzy�a Fern.
- Kto to jest Templeton? - zapyta�a pani Arabie.
- To szczur - odpar�a Fern. - Nikt z nas za bardzo go nie lubi.
- My, to znaczy kto? - w��czy� si� pan Arabie.
- No, wszyscy w piwnicy stodo�y. Wilbur i owce, i jagni�ta, i g�, i g�sior, i
g�si�ta, i Szarlota, i ja.
- Szarlota? - powiedzia�a pani Arabie. - A kto to jest Szarlota?
54
Rozmowa w domu
- To najlepsza przyjaci�ka Wilbura. Jest okropnie m�dra.
- A jak wygl�da? - dopytywa�a si� pani Arabie. _ N00... ma osiem n�g. Chyba jak
wszystkie paj�ki - odpowiedzia�a Fern.
- Szarlota to paj�k? - zapyta�a matka. Fern skin�a g�ow�.
- Jest szara i ma paj�czyn� tu� nad drzwiami Wilbura. �apie muchy i wysysa z
nich krew. Wilbur j� uwielbia.
- Naprawd�? - powiedzia�a pani Arabie niepewnie.
Wci�� przygl�da�a si� Fern z zatroskan� min�.
- O tak, Wilbur j� uwielbia. Wiecie, co powiedzia�a, kiedy wyklu�y si� g�si�ta?
- Nie mam poj�cia - odpar� pan Arabie. - Powt�rz nam.
- No wi�c,