2040
Szczegóły |
Tytuł |
2040 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2040 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2040 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2040 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Joseph Henri Rosny
WALKA
O OGIE�
POWIE�� Z CZAS�W PIERWOTNYCH
przek�ad Ignacy Mrozowski
Krajowa Agencja Wydawnicza
Bia�ystok 1988
Tytu� orygina�u francuskiego: �Lc Guerre de Feu"
Tekst na podstawie wydania Sp�dzielni Wydawniczej �Ch�opski �wiat",
Warszawa 1948
Opracowanie graficzne i ilustracje
ZBIGNIEW WASZCZENIUK
Redaktor ;
MAREK �AWNICKI
Redaktor techniczny
BOGDAN RAJEWSKI
Korekta
IWONA KAPU�CI�SKA
Copyright by Krajowa Agencja Wydawnicza Bia�ystok 1988
CZʌ� PIERWSZA
�mier� Ognia
Plemi� Ulhamr�w ucieka�o w mrokach strasznej nocy. Lu-
dziom oszala�ym z b�lu i zm�czenia wszelki wysi�ek wydawa� si�
daremny wobec okropnej kl�ski. Ogie� skona�! Piel�gnowali Go
od chwili powstania hordy w trzech klatkach. Cztery kobiety i
dw�ch wojownik�w karmi�o Go dniem i noc�. W najci�szych
czasach otrzymywa� �yciodajne po�ywienie. Zabezpieczony od
deszczu, nawa�nic i powodzi przebywa� rzeki i bagniska, nie prze-
staj�c �wieci� za dnia niebieskawym p�omykiem, by zab�ysn��
krwawym p�omieniem w nocy. Jego pot�ne pasmo oddala�o Lwa
Czarnego i Lwa ��tego, Nied�wiedzia Jaskiniowego i Nied�wie-
dzia Szarego, Mamuta, Tygrysa i Lamparta. Krwawe Jego k�y
broni�y cz�owieka przed niespodziankami rozleg�ego �wiata. By�
�r�d�em wszelkiej rado�ci. Z mi�sa wydobywa� smakowite aro-
maty, hartowa� ostrza oszczep�w, pod Jego dzia�aniem p�ka�y
g�azy, pod wp�ywem Jego �agodnego ciep�a cz�onki nabiera�y
przedziwnej mocy. Zapewnia� hordzie bezpiecze�stwo w szumi�-
cych puszczach, na bezmiernych sawannach i w g��bijaski�. By� Oj-
cem, Str�em i Zbawca, pomimo �e by� nieokie�znany, a strasz-
niejszy od Mamut�w, kiedy wydobywa� si� z klatki i po�era� drzewa
niebotyczne.
Skona�! Wr�g zniszczy� dwie klatki; w trzeciej � podczas
ucieczki widziano Go, jak omdlewa�, blad� i zamiera�. Tak os�a-
biony, nie by� zdolny ju� gry�� traw moczar�w; dr�a� jak chory
zwierz. W ko�cu wydawa� si� jak czerwonawy robaczek, kt�rego
lada podmuch wiatru u�mierca... Znik�... Ulhamrowie, obrabo-
wani, uciekali w mrokach nocy jesiennej. Bezgwiezdne niebo
przyt�acza�o oci�a�e wody. Ro�liny pr�y�y zzi�bni�te tkanki. Ze-
wsz�d dochodzi�y odg�osy pluskaj�cych si� p�az�w; m�czy�ni,
kobiety i dzieci gin�li w toni niewidzialni. Jak tylko mo�na by�o,
Ulhamrowie, kieruj�c si� g�osem przewodnik�w, to post�powali
wy�szym i twardszym pasmem ziemi, to zn�w przechodzili rzeki
w br�d, to zn�w przemykali z k�py na k�p�. Trzy pokolenia zna-
�y t� drog�, lecz do jej przebycia trzeba by�o blasku rozgwie�d�o-
nego nieba. Nareszcie przed samym �witem zbli�yli si� do sawan-
ny.
Poprzez kredowe, na kszta�t ska� szyfrowych spi�trzone ob�o-
ki przedar� si� dr��cy promie� �wiat�a. Zawirowa� wiatr na g�s-
tych jak smo�a wodach wzdymaj�c wodoro�le na kszta�t p�cherzy;
zako�ysa�y si� cielska p�az�w w�r�d nenufar�w i strza�ek wod-
nych. Czapla wzlecia�a na szare jak popi� drzewo i po�r�d rdza-
wej mg�y, ci�gn�cej si� do kra�ca horyzontu, ukaza�a si� sawanna
z dygoc�ca od ch�odu ro�linno�ci�. M�czy�ni, mniej zm�czeni,
powstali i przedar�szy si� przez trzciny, znale�li si� w�r�d traw na
sta�ym ladzie.
Wtedy, gdy strach �mierci min��, wielu � nich jak odr�twia�e
zwierz�ta stoczy�o si� na ziemi� i zastyg�o w bezruchu. Odpor-
niejszymi okaza�y si� kobiety. Te, kt�re utraci�y w moczarach swe
dzieci, wy�y jak wilczyce; wszystkie one czu�y zawieszona nad
nimi gro�b� upadku rasy i przygniataj�ca niepewno�� jutra. Matki
uratowanych dzieci podnosi�y je dzi�kczynnie ku ob�okom.
Fauhm przy brzasku nadchodz�cego dnia policzy� cz�onk�w
plemienia, posi�kuj�c si� palcami i ga��mi. Ka�da ga��� przedsta-
wia�a palce dwu rak. Liczy� z trudno�ci�, widzia� jednak, �e pozo-
sta�o jeszcze cztery ga��zie wojownik�w, wi�cej ni� sze�� ga��zi
kobiet i ze trzy ga��zie dzieci tudzie� kilku starc�w.
A stary Goun, licz�cy lepiej od wszystkich m�czyzn, orzek�,
�e z ka�dych pi�ciu nie zosta� nawet jeden m�czyzna; z ka�dych
trzech � nawet jedna kobieta i jedno dziecko z ka�dej ga��zi. A^
wtedy ci, co czuwali, ujrzeli ogrom kl�ski. Poj�li, �e potomno��
ich by�a zagro�ona u samej podstawy, i �e moce �wiata stawa�y si�
straszliwsze: odt�d b�d� b��ka� si� po ziemi s�abi i nadzy.
I Fauhma pomimo ca�ej jego si�y ogarn�a rozpacz. Przesta�
ju� dowierza� swej mocarnej postaci i pot�nym ramionom. Jego
wielka twarz zaro�ni�ta twardym w�osem, jego ��te, lamparcie
oczy wyra�a�y przygniataj�ce zm�czenie. Przygl�da� si� ranom za-
danym mu przez strza�y i w��cznie wra�e, pij�c od czasu do czasu
krew s�cz�c� si� jeszcze z przedramienia.
Jak wszyscy zwyci�eni wyobra�a� sobie t� chwil�, kiedy
zwyci�stwo chyli�o si� na jego stron�. Ulhamrowie rzucili si� do
grabie�y; on, Fauhm, rozbija� czaszki maczug�. Mieli ju� wyt�pi�
m�czyzn, porwa� kobiety, zabi� wra�y Ogie�, aby polowa� na
nowych sawannach i w lasach obfituj�cych w zwierz�ta. Jaki� to
zawia� wiatr nowy? Czemu Ulhamrowie zawr�cili w trwodze,
czemu to ko�ci ich pocz�y trzeszcze�, brzuchy rzyga� wn�trzno�-
ciami, a z piersi wyrywa� si� j�ki agonii, podczas gdy wrogowie
wdzierali si� do obozowiska i niszczyli Ognie �wi�te? Takie pyta-
nia stawia�a sobie oci�a�a i leniwa dusza Fauhma. W�era�a si� w
te wspomnienia, niczym hiena w �cierwo. Broni�a si� przed upad-
kiem i nie uznawa�a si� ni�sz� w energii, odwadze i okrucie�stwie.
�wiat�o si� wzmog�o; toczy�o swe promienie po moczarach,
myszkuj�c w�r�d b�ot i osuszaj�c sawann�. By�a w nim rado��
poranka, by�a w nim �wie�a soczysto�� ro�lin. Woda wydawa�a
si� bardziej lekka, mniej zdradziecka i mniej m�tna. Powierzchnia
jej srebrzy�a si� w�r�d wysp grynszpanowych*, przebiega�y po
niej przeci�g�e dreszcze z malachitu i pere�, l�ni�a blad� barw� siar-
ki, mieni�a si� kolorami z�� miki, a zapach jej poprzez wierzby i
olchy wydawa� si� �agodniejszy. Prawa, rz�dz�ce przystosowa-
niem i okoliczno�ciami, stanowi�y o zwyci�stwie to traw, to b�ysz-
cz�cych lilii wodnych lub ��tych nenufar�w. Wychyla�y si� eu-
forby** b�otne, kosa�ce wodne, baza�ce i strza�ki; roztacza�y si�
ca�e zatoki jaskr�w o li�ciach tojadu***, kr�te kolonie rozchodni-
k�w w�ochatych, epilobus�w**** r�owych, gorzkiej rze�uchy,
r�yczek s�onecznych; ca�e d�ungle sitowia i wiklin, gdzie roi�y si�
kurki wodne, czarne bekasy, cyranki, siewki, czajki z odb�yskiem
jaspisu i dropie oci�a�e.
Przy rdzawych wyrwach nadbrze�nych czatowa�y czaple; na
wzniesionych przyl�dkach, klekoc�c, baraszkowa�y �urawie; z�ba-
ty szczupak napada� t�ustego lina, a zwinne wa�ki niby strza�y og-
nisto-zielone mkn�y zygzakiem lazulitu*****.
Fauhm zastanawia� si� nad swym plemieniem. Kl�ska obsiad-
�a ich jak pomiot gad�w, co ��ty od namu�u, szkar�atny od krwi,
zielony od wodorost�w, wydaje wo� chorobliw� i zgni��. Nie-
kt�rzy m�czy�ni le�eli zwini�ci jak pytony, drudzy wyci�gni�ci
jak szczury, inni zn�w charczeli w przed�miertnych skurczach.
Czerniej�ce rany na brzuchu by�y odra�aj�ce, straszniejsze jeszcze
by�y na g�owie rozszerzone krwaw� g�bk� w�os�w. Wszyscy
* wysp grynszpanowych � wysp koloru zielonego, wysp zielonych od
ro�linno�ci.
** euforbia � ro�lina wilczomleczowata.
*** tojad � trwa�e ziele o ciemnofioletowych kwiatach.
**** epilobus � ro�lina o kwiatach du�ych, szeroko rozwartych li�ciach lan-
cetowatych.
***** lazulit � minera� barwy niebieskiej lub zielonawej, spat b��kitny.
o
prawie powinni byli wyzdrowie�, gdy� ci�ej ranni padli na prze-
ciwnym brzegu lub zgin�li w moczarach.
Fauhm, odwracaj�c wzrok od �pi�cych, bada� tych, kt�rych
wi�ksz� gorycz� napawa�a pora�ka, ani�eli zm�czenie. Wielu z
nich posiada�o wynios�� budow� Ulhamr�w. Rysy twarzy by�y
grube, czaszki niskie, szcz�ki silne; sk�ra ich, bardziej p�owa ni�
czarna, pokryta by�a g�stym w�osem. Najbardziej wyczulonym
ich zmys�em by�o powonienie, kt�rym mogli ze zwierzem i�� w
zawody. Oczy mieli du�e, cz�sto okrutne, czasami dzikie; pi�k-
no�� tych oczu ujawnia�a si� silnie u dzieci i niekt�rych dziewcz�t.
Pomimo �e typ plemienia by� zbli�ony do wsp�czesnych nam
ni�szych ras, jednak wszelkie por�wnanie by�oby zwodnicze. Ple-
miona epoki kamiennej �y�y w atmosferze szerokiego oddechu;
cia�o ich przechowywa�o m�odo��, jaka ju� wi�cej nie powr�ci �
kwiat takiego istnienia, o kt�rego mocy �ywotnej i bujno�ci tylko
s�abe mo�emy mie� poj�cie.
Fauhm wzni�s�szy ramiona do s�o�ca, pocz�� gromko zawo-
dzi�:
� Co poczn� Ulhamrowie bez Ognia? Jak �y� b�d� na sa-
wannach i w puszczy, kto broni� ich b�dzie od ciemno�ci i wia-
tr�w zimowych? B�d� zmuszeni spo�ywa� surowe mi�so i gorzk�
ro�lin�; nie b�d� rozgrzewa� wi�cej cz�onk�w swoich; ostrze osz-
czepu pozostanie mi�kkie. Lew, potw�r o z�bach szarpi�cych,
Nied�wied�, Tygrys i Wielka Hiena b�d� ich po�era�y �ywcem w
czasie d�ugich nocy! Kto zdob�dzie Ogie� z powrotem? Ten, kto
to uczyni, zostanie bratem Fauhma, b�dzie otrzymywa� trzy dzia-
�y z ubitej zwierzyny i cztery dzia�y �upu. Ponadto dostanie na
w�asno�� Gamie, c�rk� mej siostry, a po mojej �mierci b�dzie wo-
dzem plemienia.
Na to Naoh, syn Lamparta, powsta� i rzek�:
� Niech b�d� mi przydani dwaj wojownicy o nogach szyb-
kich, a p�jd� zabra� Ogie� synom Mamuta lub Po�eraczom Lu-
dzi, kt�rzy poluj� nad brzegami Dwu-Rzek.
Spojrzenie, jakie Fauhm na� rzuci�, nie by�o przychylne.
Naoh by� najwy�szy wzrostem w�r�d Ulhamr�w; bary jego ros�y
jeszcze; ani jeden wojownik nie sprosta� mu zwinno�ci�, nie m�g�
dotrzyma� w d�ugotrwa�ym biegu. Rzuci� on o ziemi� syna Tura,
Muha, pomimo i� ten dor�wnywa� si�^ Fauhmowi; i Fauhm
obawia� si� go. Dawa� mu polecenia odstr�czaj�ce, oddala� go od
plemienia, nara�a� na �mier� niechybna.
Naoh r�wnie� nie lubi� wodza, lecz wzruszy� go widok Gam-
li, smuk�ej, gibkiej, a tajemniczej, z w�osami bujnymi jak listowie.
Wypatrywa� ja pomi�dzy nadbrze�na �ozina, za drzewami lub w
zag��bieniach ziemi � z cia�em rozpalonym i z dr��cymi r�koma.
Zale�nie od pory dnia czu� dla niej to rzewno��, to gniew srogi,
Niekiedy rozwiera� ramiona, by obj�� ja lekko i �agodnie, to zn�w
zamy�la� napa�� ja, jak dziewczyn� nieprzyjacielskiej hordy i ude-
rzeniem maczugi powali� na ziemi�. Nie chcia� jednak wyrz�dzi�
jej krzywdy. Gdyby posiad� ja na w�asno��, traktowa�by bez zbyt-
niej szorstko�ci � nie lubi� widzie� na twarzach l�ku, kt�ry czyni
oblicza obcymi.
W innych okoliczno�ciach Fauhm przyj��by s�owa Naoha
wrogo. Lecz ugina� si� pod kl�ska. Mo�e zawarte przymierze z sy-
nem Lamparta wyjdzie na dobre, w przeciwnym razie potrafi go
u�mierci�. Zwr�ci� si� wi�c do m�odzie�ca:
� Fauhm posiada tylko jeden j�zyk. Je�eli sprowadzisz
Ogie�, otrzymasz Gamie bez zamiennego okupu. Zostaniesz sy-
nem Fauhma.
M�wi� ze wzniesiona r�ka wolno, szorstko i pogardliwie, po
czym da� znak Gamli.
Przybli�y�a si� dr��ca, wznosz�c oczy, mieni�ce si�, p�omien-
ne, a wilgotne. Wiedzia�a, �e Naoh czatowa� na ni� w�r�d traw i
ciemno�ci; gdy zjawia� si� niespodzianie, jakby z zamiarem napa�-
ci, wtedy ba�a si�. Niekiedy obraz jego nie by� jej przykry. �yczy-
�a. sobie r�wnocze�nie, aby pad� pod razami Po�eraczy Ludzi i by
przyni�s� Ogie� �wi�ty.
Szorstka r�ka Fauhma opad�a na rami� dziewczyny i zawo�a�
w swej dzikiej dumie:
� Kt�ra� z ludzkich c�r jest silniej zbudowana? Mo�e na ra-
mieniu �ani� nosi�, w�drowa� od rannego do wieczornego s�o�ca,
W
znosi� g��d i pragnienie, wyprawia� sk�ry zwierz�t, przebywa�
wp�aw jeziora. Da potomstwo niezniszczalne. Je�eli Naoh przy-
prowadzi Ogie�, b�dzie m�g� j^ poj��, nie daj�c w zamian topo-
r�w, rog�w, muszli i futer.
Wtedy zbli�y� si� Aghoo, syn �ubra, odznaczaj�cy si� naj-
g�stszym ow�osieniem w�r�d Ulhamr�w, tchn�� ca�y po��da-
niem:
� Aghoo chce zdoby� Ogie�. P�jdzie z bra�mi swoimi cza-
towa� na wroga, hen za rzek�! I zginie od topora, w��czni, k��w
Tygrysa, pazura Lwa Olbrzymiego, albo zwr�ci Ulhamrom
Ogie�, bez kt�rego s� oni s�abi jak jele� lub antylopa.
W g�sto zaro�ni�tej twarzy wida� by�o tylko usta, podobne
do dw�ch kawa�k�w surowego mi�sa, i oczy mordercy. Kr�pa
jego posta� podkre�la�a przesadna d�ugo�� rak i ogrom bar�w.
Ca�a jego istota wyra�a�a pot�g� brutalna, niezmo�on^ i bezlitos-
na. Nikt nie zna� granic jego si�y. Nie do�wiadczy� jej ani Fauhm,
ani Mouh, ani Naoh. Wiedziano tylko, �e by�a niepomierna. Nig-
dy nie walczy� dla �art�w. Ktokolwiek stan�� mu na drodze, pada�
zwyci�ony. Zadowala� si� czasem odr�baniem jakiego� cz�onka,
cz�ciej przy��cza� czaszk� przeciwnika do swoich trofe�w. �y� w
oddaleniu od reszty Ulhamr�w z dwoma bra�mi swoimi, obro�-
ni�tymi jak on, z wieloma kobietami, kt�re musia�y znosi� m�ki
niewoli.
Aczkolwiek Ulhamrowie byli surowi wzgl�dem siebie sa-
mych i okrutni wzgl�dem obcych, zbytek tych cn�t u syn�w �u-
bra przejmowa� ich trwoga. Pocz�o rodzi� si� w�r�d nich ponure
uczucie nagany � pierwsze sprzymierzenie si� t�umu przeciw
wsp�lnemu niebezpiecze�stwu.
Jedna z grup t�oczy�a si� ko�o Naoha, pomimo �e wi�kszo��
zarzuca�a mu brak srogo�ci w zem�cie. By�a to jednak wada poci�-
gaj�ca tych, co nie posiadali silnych mi�ni i zwinnych ruch�w
m�a budz�cego trwog�.
Fauhm r�wn^ �ywi� nienawi�� do Aghoo, jak i do syna Lam-
parta. Pierwszego wszak�e obawia� si� bardziej; w�ochata i ponura
si�a braci zdawa�a si� niepokonana. Je�eli jeden z trzech zapragn��
11
czyjej� �mierci, wszyscy trzej jej pragn�li. Ktokolwiek wypowia-
da� im wojn�, musia� albo sam zgina�, albo ich zg�adzi�.
W�dz szuka� z nimi przymierza; opancerzeni w swej nieufno-
�ci wymykali mu si� jednak. Nie byli zdolni zawierzy� ani s�owu,
ani uczynkom: �askawo�� rozjusza�a ich, pochlebstwo jedynie by�o
dla nich objawem strachu. Fauhm, r�wnie� nieufny i okrutny, po-
siada� przecie� zalety wodza: by� pob�a�liwy dla swych stronni-
k�w, uznawa� potrzeb� pochwa�y i tkwi�o w nim pewne niejasne,
ograniczone, uparte i osobliwe zrozumienie spo�eczno�ci.
Odpowiedzia� wi�c z brutalna bezwzgl�dno�ci�:
� Je�eli syn �ubra zwr�ci Ogie� Ulhamrom, to we�mie
Gamie bez okupu, zostanie drugim m�em plemienia, a podczas
nieobecno�ci wodza wszyscy wojownicy b�d^ mu pos�uszni!
Aghoo s�ucha� go z mina wyzywaj�ca zwr�cony, zaro�ni�-
tym obliczem ku Gamli, spogl�da� na ni� wzrokiem po��dania;
jego okr�g�e oczy �ci�y si� gro�ba.
� C�rka Moczar�w b�dzie nale�a�a do syna �ubra; m�czy-
zna, kt�ry po�o�y na niej r�k�, b�dzie zg�adzony!
S�owa te rozgniewa�y Naoha, podj�� szybko wezwanie i za-
wo�a� dono�nie:
� Ona b�dzie nale�a�a do tego, kt�ry przyprowadzi Ogie�!
� Aghoo przyprowadzi Ogie�!
Spojrzeli na siebie. Do tej pory nie by�o pomi�dzy nimi po-
wod�w do walki. �wiadomi swej si�y, nie maj�c wsp�lnych upo-
doba� ani te� bezpo�rednich pobudek do wsp�zawodnictwa, nie
spotykali si�, nie polowali razem. Przem�wienie Fauhma zrodzi�o
nienawi��.
Aghoo, kt�ry poprzednio nie zwr�ci� uwagi na Gamie prze-
mykaj�ca przez sawann�, dozna� dreszczu, kiedy Fauhm wychwa-
la� dziewczyn�. Pop�dliwy z natury, zapragn�� jej z taka si�a, jak
gdyby to pragnienie z dawien dawna w sobie nosi�. Od tej chwili
skazywa� na �mier� ka�dego wsp�zawodnika; nie potrzebowa�
nawet postanawia� tego, ka�da cz�stka jego istoty by�a przepojona
tym postanowieniem.
Naoh wiedzia� o tym. Poprawi� top�r w lewej a oszczep w
12
prawej r�ce. Na wezwanie, rzucone przez Aghoo, bracia jego po-
wstali w milczeniu, ponurzy i ogromni. Dziwnie byli do niego po-
dobni, bardziej tylko p�owi, pokryci k�pami czerwonych w�os�w, z
oczami mieni�cymi si� jak b�ony skrzyd�owe �uk�w bursztyno-
wych. Zwinno�� ich cia�a by�a r�wnie zatrwa�aj�ca jak ich si�a.
Wszyscy trzej, gotowi do pope�nienia mordu, spogl�dali
chciwie na Naoha. W�r�d wojownik�w powsta� zgie�k. Nawet ci,
kt�rzy przyganiali Naohowi brak srogo�ci w zem�cie, nie chcieli,
by zgina� � szeregi Ulhamr�w do�� ju� by�y przerzedzone � a
on przecie� obiecywa� przyprowadzi� Ogie�. Wiedziano, �e nie
brak�o mu pomys��w, �e nie poddawa� si� znu�eniu, by� zr�czny
W sztuce podtrzymywania najs�abszego p�omyka i rozniecania go
z popio�u, wielu wierzy�o w jego szcz�cie.
Co prawda Aghoo r�wie� posiada� cierpliwo�� i chytro��,
niezb�dne do osi�gni�cia celu, i Ulhamrowie rozumieli korzy��
wyp�ywaj�ca z podw�jnych usi�owa�. Stronnicy Naoha powstali
t�umnie, dodaj�c sobie odwagi okrzykami, byli gotowi do walki.
Chocia� obca by�a synowi �ubra boja��, nie gardzi� jednak
rozwaga. Od�o�y� sp�r na p�niej. Goun Sucha Ko��, wys�owi�
rozproszone i m�tne poj�cia t�umu:
� Czy Ulhamrowie pragn� znikn�� ze �wiata? Czy zapomi-
naj�, �e wrogowie i wody �wygubi�y tylu wojownik�w? Na czte-
rech jeden pozosta�. Wszyscy zdatni nosi� top�r, oszczep i maczu-
g� winni �y�! Naoh i Aghoo nale�� do silniejszych pomi�dzy m�-
czyznami poluj�cymi na sawannie i w puszczy. Je�eli jeden z nich
padnie, Ulhamrowie zostano s�absi, ni� gdyby pad�o czterech in-
nych. C�rka Moczar�w temu s�u�y� b�dzie, kto Ogie� powr�ci.
Tak chce horda!
� Niech si� tak stanie! � podchwyci�y chropowate g�osy.
A kobiety, gro�ne dzi�ki swej liczbie, dzi�ki swej sile prawie
nietkni�tej i dzi�ki jednozgodnemu uczuciu, wykrzykn�y:
� Gamla b�dzie nale�a�a do tego, kto Ogie� wydrze!
Aghoo wzruszy� w�ochatymi ramionami. Nie znosi� t�umu,
lecz nie chcia� go wyzwa�. By� pewien, �e uprzedzi Naoha i posta-
nowi� zwalczy� go i zg�adzi�. I pier� jego wezbra�a otucha.
13
Mamuty i �ubry
By�o to zaraz nast�pnego poranka. Gdy w�r�d ob�ok�w d��
g�rny wiatr, na ziemi i moczarach powietrze wonne i ciep�e
wprowadza�o natur� w stan odr�twienia. To� nieba, dr��ca jak je-
zioro, porusza�a wodorosty, bia�e nenufary, trzciny wyp�owia�e.
Jutrznia toczy�a po niej swe piany. Rozszerzy�a si�, wyla�a w lagu-
ny siarki, w zatoki berylu, w rzeki r�owej masy per�owej.
Ulhamrowie, zwr�ceni do tego pot�nego ogniska, czuli wy-
rastaj�ce w g��bi duszy jakie� uczucie, podobne do kultu. Przej-
mowa�o ono i ptactwo w trawach sawanny, kt�rych gardzio�ka,
14
niby ma�e kobzy, rozbrzmiewa�y �piewem, przejmowa�o ono wi-
kliny moczar�w. Tymczasem ranni j�czeli z pragnienia. Jaki� mar-
twy wojownik wyci�gn�� swe cz�onki: zwierz nocny wy�ar� mu
twarz.
Goun rytmicznie be�kota� niezrozumia�e skargi, tote� Fauhm
kaza� wrzuci� trupa do wody.
Po czym uwaga plemienia zatrzyma�a si� na tych, kt�rzy szli
zdoby� Ogie�, Aghoo i Naohu, gotowych do drogi. W�ochaci nie-
�li top�r, oszczep i w��czni� o ostrzu z krzemienia czy nefrytu*.
Naoh, licz�c wi�cej na chytro�� ni� na si��, wola� nad ros�ych
wojownik�w dwu zwinnych m�odzie�c�w, zdolnych wytrzyma�
d�ugi bieg. Ka�dy z nich by� uzbrojony w top�r, oszczep i w��cz-
ni�. Naoh do��czy� jeszcze maczug� d�bow� � ga��� ledwie obro-
bion� i zahartowan� w ogniu. Przedk�ada� t� bro� nad wszystkie
inne i walczy� ni� nawet przeciw wielkim drapie�nikom.
Fauhm przem�wi� najpierw do �ubr�w:
� Aghoo ujrza� �wiat�o jeszcze przed synem Lamparta. Wy-
bierze zatem swoj� drog�. Je�li p�jdzie w kierunku Dwu-Rzek,
Naoh okr��y moczary ku zachodz�cemu s�o�cu... Je�li za� woli
okr��y� moczary, to Naoh p�jdzie w kierunku Dwu-Rzek.
� Aghoo nie zna jeszcze swej drogi! � zaprzeczy� W�ocha-
ty. � On szuka Ognia: rano mo�e i�� ku rzece, wieczorem ku
moczarom. Czy mo�e wiedzie� my�liwiec, kt�ry tropi dzika,
gdzie go zabije?
� Aghoo zmieni drog� p�niej � wmiesza� si� Goun, kt�re-
go popar�o szemranie hordy. � On nie mo�e kroczy� r�wnocze�-
nie w stron� s�o�ca zachodz�cego i w stron� Dwu-Rzek. Niech
zatem wybiera!
W swej ciemnej duszy zrozumia� syn �ubra, �e nie wolno
by�o wyzywa� Wodza, mog�o to obudzi� czujno�� Naoha. Zwra-
caj�c wi�c swe wilcze spojrzenie na t�um krzykn��:
* nefryt � nerkowiec, minera� z�o�ony g��wnie z krzemionki, wapna, mag-
nezji i tlenku �elaza; w epoce kamiennej wyrabiano z niego siekiery, mioty, ostrza
w��czni itp.
15
� Aghoo uda si� w stron� s�o�ca zachodz�cego!
I daj�c szybki znak braciom pu�ci� si� wzd�u� moczar�w.
Naoh zdecydowa� si� nie tak szybko. Pragn�� nacieszy� sw�j
wzrok postacie Gamli. Sta�a pod jesionem tu� za gromadka z�o�o-
na z Wodza, Gouna i starc�w. Naoh przybli�y� si�, widzia� ja nie-
ruchoma, z twarz� zwr�cona w stron� sawanny. We w�osy
wplot�a kwiaty "lilii i nenufar�w koloru ksi�yca; wydawa�o si�, �e
sk�ra jej promienieje jakby �wiat�em silniejszym od �wiat�a �wie-
�ych strumieni i zielonego mi��szu drzew.
Naoh wch�ania� bujno�� �ycia, dr�cz�ce, nigdy nie ukojone
pragnienie, ��dz� budz�ca trwog�, kt�ra odradza �ycie zwierz�t i
ro�lin. Wezbrane serce dech mu zapiera�o, by� pe�en tkliwo�ci i
gniewu; wszyscy, kt�rzy oddzielali go od Gamli byli mu r�wnie
nienawistni jak synowie �ubra lub Po�eracze Ludzi.
Podni�s� zbrojne w top�r rami� i rzek�:
� C�rko Moczar�w! Naoh albo nie wr�ci, zginie w ziemi,
w wodzie, w brzuchu hien, albo przyniesie Ogie� Ulhamrom.
Przyniesie Gamli muszli, kamieni niebieskich, z�b�w Lamparta i
rog�w �ubra.
Na te s�owa wzrok jej, w kt�rym drga�a rado�� dzieci�ca,
spocz�� na wojowniku. Ale Fauhm, zniecierpliwiony, przerwa�
podnieconym g�osem:
� Synowie �ubra ju� znikli za topolami.
Wtedy Naoh zwr�ci� si� na po�udnie.
Naoh, Gaw i Nam dzie� ca�y w�drowali przez sawann�. By�a
jeszcze w pe�nym rozkwicie: trawy sz�y za trawami jak id� za sob�
fale morskie. Ugina�a si� od podmuchu wiatru, p�ka�a od s�o�ca,
rozsiewa�a w przestrze� mnog� dusz� zapach�w; by�a gro�na i
p�odna, jednostajna w ca�o�ci, r�nolita w szczeg�ach, wytwarza-
j�c tyle� zwierz�t, co kwiat�w, tyle� jaj, co nasion.
W�r�d lasu traw, wysp z ja�owca, p�wysp�w z wrzos�w
prze�lizgiwa�y si� babki, dziurawce, sza�wia, jaskry, krwawniki,
silenie i rze�ucha. Gdzieniegdzie naga ziemia, powierzchnia pier-
wotna, do kt�rej ro�lina nie mog�a przytwierdzi� swych rdzeni
niezmo�onych, �y�a powolnym �yciem minera�u. To znowu uka-
16
zywa�y si� malwy i r�e dzikie, jasienie, koniczyna czerwona lub
krzaki ogwie�d�one.
Wznosi�y si� pag�rki, dr��y�y doliny, drzema�y bagna roj�ce
si� od owad�w i p�az�w. G�az przedpotopowy prostowa� sw�j
profil mastodonta*. Wida� by�o uciekaj�ce antylopy, gryzonie,
saigi, p�dz�ce wilki lub psy, wznosz�ce si� dropie lub kuropatwy,
szybuj�ce grzywacze, �urawie i kruki; konie, mu�y i �osie galopo-
wa�y stadami. Szary Nied�wied� o ruchach wielkiej ma�py i No-
soro�ec, silniejszy od Tygrysa i prawie tak niebezpieczny jak Lew
Olbrzymi, myszkowa� po zielonej ziemi. �ubry ukaza�y si� na
skraju horyzontu.
Naoh, Nam i Gaw obozowali tego wieczora u podn�a ma-
�ego pag�rka; nie przeszli dziewi�tej cz�ci sawanny, nie widzieli
nic, pr�cz rozg�o�nym szumem faluj�cych traw. Grunt by� p�aski,
jednostajny i smutny; wszystkie widoki �wiata odtwarza�y i roz-
prasza�y si� w bezmiarze ob�ok�w i zmierzchu.
Patrz�c na ich tysi�czne ognie, Naoh duma� o p�omyku, kt�-
ry szed� zdoby�. Wydawa�o si�, �e wystarczy wspi�� si� na pag�-
rek, wzi�� ga��� sosnow� i chwyci� ni� iskr� z tego ogniska, kt�re
poch�ania�o zachodni niebosk�on. Chmury poczernia�y. Tylko
otch�a� purpurowa pozosta�a d�u�ej w g��binach przestworzy, ka-
myki �wiec�cych gwiazd ukazywa�y si� jedne za drugimi; powia�o
oddechem nocy.
Naoh, przyzwyczajony czuwa� przy Ogniu, tej jasnej prze-
grodzie, postawionej przed morzem ciemno�ci, poczu� sw� bezsil-
no��. Szary Nied�wied� m�g� si� zjawi�, lub Tygrys, Lampart czy
Lew, chocia� rzadko zap�dzali si� na szeroki step. Jedno stado �ub-
r�w mog�o zala� sw� fal� kruche cia�a ludzkie. Wilki w gromadzie
posiada�y te� pot�g� wielkich drapie�nik�w, g��d uzbraja� je w
odwag�.
Wojownicy nakarmili si� surowym mi�sem. By�a to smutna
uczta: lubili zapach pieczonego jad�a. Po czym Naoh obj�� pierw-
* mastodont � wielki, wymar�y zwierz grubosk�rny (z rodzaju s�oni) znaj-
dowany w szcz�tkach dyluwialnych.
2 � Walka...
sz� stra�. Ca�a jego istota wch�ania�a w siebie noc. By� on cudow-
nym naczyniem, do kt�rego przenika�y wszelkie przedziwne w�a-
�ciwo�ci wszech�wiata. Wzrokiem chwyta� gr� �wiat�a, blade
rysy, pe�ganie cienia i wznosi� si� pomi�dzy gwiazdy; s�uchem roz-
r�nia� podmuch wiatru, p�kanie ro�lin, lot owad�w i drapie�ne-
go ptactwa, ch�d i pe�zanie zwierz�t; odr�nia� z daleka poszczeki-
wanie szakala, �miech hieny, wycie wilk�w, krzyk or�a, zgrzyt
pasikonik�w; nozdrzami wci�ga� tchnienie kwiatu zakochanego,
radosna wo� traw, cuchn�ce wyziewy drapie�nik�w, md�y lub
pi�mowy od�r gad�w. Sk�ra jego dr�a�a od tysi�cznych przemian
gor�ca i zimna, wilgoci i suszy, wra�liwa na ka�dy odcie� wietrz-
nego powiewu. Tak �y� tym wszystkim, co wype�nia�o przestrze�
i trwanie.
To �ycie nie przychodzi�o mu z �atwo�ci�, by�o twarde i pe�-
ne grozy. Wszystko, co budowa�o to �ycie, mog�o je te� znisz-
czy�; trwa�o za� jedynie przez czujno��, si��, chytro��, przez nie-
strudzona walk� wydana otoczeniu.
Naoh wypatrywa� w ciemno�ciach k�y co tn�, pazury co szar-
pi�, oko p�omienne po�eraczy mi�sa. Wiele z nich rozpoznawa�o
w ludziach pot�ne zwierz�ta i nie zatrzymywa�o si� wcale. Prze-
sz�y hieny o szcz�kach od lwich straszniejszych, kt�re jednak nie
lubi�y walki, przedk�adaj�c mi�so martwe. Przesz�a gromada wil-
k�w i zatrzyma�a si�: zna�y pot�g� liczby, odgadywa�y, �e s� r�w-
nie silne jak Ulhamrowie. Na razie g��d nie dokucza� im zbytnio;
tropi�y one antylopy. Przesz�y psy, podobne wilkom; d�ugo wy�y
oko�o pag�rka. To grozi�y, to podchodzi�y jeden lub drugi ukrad-
kiem. Niech�tnie napastowa�y pionowego zwierza. Ongi� obozo-
wa�y liczn� gromad� w pobli�u hordy; po�era�y och�apy i przy��-
cza�y si� do polowa�. Goun zawar� przymierze z dwoma psami,
kt�rym rzuca� jelita i ko�ci. Zgin�y w walce z dzikiem. Przymie-
rze z innymi zosta�o uniemo�liwione, poniewa� Fauhm obj�wszy
dow�dztwo, nakaza� wyr�n�� je do nogi.
Takie przymierze poci�ga�o Naoha; odczuwa� w nim now�
moc, wi�cej bezpiecze�stwa i wi�cej w�adzy. Ale w�r�d sawanny
sam z dwoma wojownikami spostrzeg� gro��ce niebezpiecze�st-
18
wo, pokusi�by si� o przymierze z ma�a ilo�ci� zwierz�t, ale nie z
ca�a gromada.
Psy tymczasem zaciska�y ko�o, g�osy ich rozlega�y si� rza-
dziej, oddechy stawa�y si� bardziej przyspieszone. Naoh by� tym
poruszony. Wzi�� gar�� ziemi i cisn�� w najzuchwalszego, krzy-
cz�c:
� Posiadamy oszczepy i maczugi, kt�rymi �mier� zadawa�
mo�emy Nied�wiedziom, �ubrom i Lwom...
Pies, trafiony w pysk i zaskoczony brzmieniem s��w, uciek�.
Inne pocz�y nawo�ywa� si� i jakby naradza�. Naoh rzuci� nowa
gar�� ziemi:
� Jeste�cie za s�abi, aby walczy� z Ulhamrami! Id�cie szuka�
antylop i t�pi� wilki. Pies, kt�ry jeszcze si� zbli�y, powlecze swe
wn�trzno�ci.
Nam i Gaw, obudzeni g�osem wodza, powstali; ich pojawie-
nie si� zadecydowa�o o odwrocie zwierz�t.
Naoh szed� siedem dni, unikaj�c zasadzek �wiata. Mno�y�y
si� one w miar�, jak przybli�ali si� do lasu. Pomimo, �e by� on
oddalony jeszcze o kilka dni pochodu, zapowiada� si� ju� k�pami
drzew i pojawianiem si� du�ych drapie�nik�w. Noce sta�y si�
przykre. Ulhamrowie widzieli Tygrysa i Wielka Panter�. Praco-
wali d�ugo przed zmierzchem, aby otoczy� si� przeszkodami. Szu-
kali wg��bie�, pag�rk�w, ga��zi, g�az�w, g�stych zaro�li; unikali
drzew. �smego i dziewi�tego dnia cierpieli pragnienie. Ziemia nie
mog�a ani ze �r�de�, ani z bagien darzy� ich woda. Trawy stepu
blad�y, gady, pozbawione wilgoci, l�ni�y w�r�d kamieni. Owady
wprawia�y przestrze� w niepokoj�ce drganie mkn�c w�ykowaty-
mi liniami miedzi, jaspisu, szyldkretu, rzuca�y si� na wojowni-
k�w, wbijaj�c w ich sk�r� swe ostre ��d�a.
Dziewi�tego dnia, kiedy cie� sta� si� d�u�szy, ziemia pocz�a
nabiera� �wie�o�ci, pulchnia�a; ze wzg�rz powia� zapach wody i
pokaza�o si� stado �ubr�w, post�puj�cych w kierunku po�udnia.
W�wczas Naoh rzek� do swych towarzyszy:
� B�dziemy pi� przed zachodem s�o�ca!... �ubry id� do
wodopoju.
20
Nam, syn Topoli i Gaw, syn Saigi, wyprostowali swe wy-
sch�e postacie. Byli to m�odzie�cy zr�czni, lecz trudni w wa�eniu
si� na krok stanowczy. Nale�a�o wpoi� w nich odwag�, zaparcie
si�, wytrzyma�o�� na b�l i ufno��. W zamian ofiarowywali swa
powolno��, daj�ca urabia� si� jak glina. Sk�onni do zapa�u, skorzy
byli do puszczania w niepami�� cierpienia i do u�ywania rado�ci
�ycia. A �e gdy byli sami, �atwo tracili g�ow� wobec przyrody i
zwierz�t, poddawali si� wi�c jednostce. Tote� Naoh dostrzega� w
nich trwanie swej w�asnej mocy �ycia. R�ce mieli zr�czne, nogi
gi�tkie, oczy daleko widz�ce, s�uch czu�y. Ka�dy w�dz m�g� wy-
doby� z nich niechybne korzy�ci. Do�� by�o, aby poznali jego
wol� i odwag�. Ot� odk�d wyruszyli, serca ich coraz bardziej
przywi�zywa�y si� do Naoha. By� dla nich wcieleniem gatunku,
pot�ga ludzka wobec okrutnej tajemnicy wszech�wiata, schronie-
niem os�aniaj�cym ich podczas miotania w��cznia lub r�bania to-
porem. Cz�sto, kiedy szed� przed nimi, upojony porankiem,
dumny ze swych silnych mi�ni i szerokiej piersi, dr�eli z dzikie-
go, prawie tkliwego podniecenia, wszystkie ich zmys�y radowa�y
si� jak drzewa bukowe s�o�cem. Raczej wyczuwa� ich ni� rozu-
mia�; z tych istot, zwi�zanych z jego losem, wyrasta�a jego w�asna
osobowo��, bardziej wieloraka, bardziej z�o�ona, bardziej pewna
zwyci�stwa i zniweczenia zasadzek.
D�ugie cienie ci�gn�y si� od pni drzew, trawy nasyca�y si�
obfitymi sokami, s�o�ce w miar�, jak si� w otch�a� nieznana zanu-
rza�o, coraz wi�ksze przybiera�o rozmiary i bardziej ��ta barw�;
stado �ubr�w po�yskiwa�o jak rzeka, wzbieraj�ca p�owymi woda-
mi.
Ostatnie w�tpliwo�ci Naoha rozproszy�y si�. W pobli�u, za
lawina wzg�rz, by� wodop�j. Upewnia�y go w tym jego zmys�y
i mnogo�� zwierzyny, skradaj�cej si� droga, jaka przesz�y �ubry.
Nam i Gaw, wci�gaj�c nozdrzami �wie�y dech ziemi, r�wnie�
wiedzieli o tym.
� Trzeba wyprzedzi� �ubry � rzek� Naoh.
Obawia� si�, �eby wodop�j nie by� za w�ski, a olbrzymy nie
21
zagrodzi�y do� dost�pu. Wojownicy przyspieszyli kroku, chc�c
dosta� si� przed stadem do przesmyku wiod�cego przez wzg�rza.
Liczebno�� stada, rozwaga starych byk�w oraz zm�czenie
m�odzi czyni�y ich poch�d powolnym. Ulhamrowie zyskiwali na
drodze. Inne zwierz�ta trzyma�y si� tego samego sposobu post�-
powania. Wida� by�o biegn�ce lekkie antylopy, gazele, muflony,
os�y oraz p�dz�ce na prze�aj stado koni. Wiele z nich przeprawia�o
si� ju� przez w�w�z.
Naoh znacznie wyprzedzi� �ubry. B�dzie mo�na pi� bez po-
�piechu. Kiedy ludzie dosi�gli najwy�szego wzg�rza, �ubry pozo-
sta�y prawie tysi�c �okci w tyle.
Nam i Gaw przyspieszyli jeszcze biegu. Pragnienie ich wzma-
ga�o si�. Okr��yli wzg�rze, wst�pili do w�wozu. Woda, matka
�yciodajna wyda�a si� im tak samo dobroczynna, jak ogie�, a
mniej sroga. By�o to prawie jezioro, roz�o�one u podn�a �a�cu-
cha skalnego. Poprzecinane p�wyspami, podsycane z prawej
strony falami rzeki, z lewej stacza�o si� w przepa��. Mo�na by�o
dosta� si� do niego trzema drogami: przez rzek�, przez w�w�z,
kt�rym przeszli Ulhamrowie i jeszcze innym przej�ciem pomi�-
dzy ska�ami a jednym z pag�rk�w. Poza tym zewsz�d wyrasta�y
�ciany bazaltowe.
Wojownicy radosnym okrzykiem powitali zwierciad�o wody.
Zarumieniona pomara�czowa czerwieni� zachodz�cego s�o�ca,
gasi�a pragnienie smuk�ych antylop, ma�ych przysadzistych koni,
stepowych os��w o drobnych kopytach, brodatych muflon�w,
kilku saren, czyni�cych mniej szmeru od li�ci opadaj�cych, starego
�osia, z kt�rego �ba niejako drzewo wyrasta�o. Jeden tylko dzik,
brutalny, k��tliwy i ponury, pi� bez trwogi. Inne strzyg�y uszami
z oczami pe�nymi l�ku, gotowe w ka�dej chwili do ucieczki,
stwierdza�y prawo �ycia � nieustanna trwog� s�abych.
Nagle wszystkie uszy nastroszy�y si�, �by zwr�ci�y si� ku nie-
wiadomemu. Nagle nast�pi� ruch, by� szybki, pewny, pozornie
tylko chaotyczny. Konie, os�y, antylopy, muflony, sarny, �o�
ucieka�y zachodnim przej�ciem, ton�c w potokach szkar�atnych
promieni. Jeden dzik tylko pozosta� obracaj�c ma�e, krwi� nabie-
22
g�e oczy w jedwabiu powiek. Pojawi�y si� wilki du�ego gatunku,
zamieszkuj�ce tak lasy, jak i stepy, na wysokich nogach, o pot�-
nych pyskach, blisko osadzonych oczach, kt�rych ��te spojrz�-.
ni�, zamiast rozprasza� si� jak u trawo�ernych, ze�rodkowa�y si�
na �upie. Naoh, Nam i Gaw trzymali w pogotowiu oszczepy i
w��cznie, podczas gdy dzik podnosi� zakrzywione k�y i gromko
chrapa�. Chytre oczy wilk�w i czujne nozdzra mierzy�y nieprzyja-
ciela. Wyczuwa�y w nim niebezpiecze�stwo, pogoni�y w stron�
uciekaj�cych.
Po ich odej�ciu zaleg�a g��boka cisza. Ulhamrowie, ugasiw-
szy pragnienie, pocz�li si� naradza�. Zmierzcha�o, s�o�ce zapad�o
za ska�y. By�o ju� za p�no na dalsza drog� � gdzie obra� schro-
nisko?
� Zbli�aj� si� �ubry!� rzek� Naoh.
Lecz w tej samej chwili zwr�ci� g�ow� w kierunku zachodnie-
go przej�cia. Trzej wojownicy nas�uchiwali, po czym legli na zie-
mi�.
� To, co tam idzie, to nie s� �ubry � szepn�� Gaw.
A Naoh potwierdzi�:
� To s� Mamuty!
Zbadali po�piesznie okolic�. Rzeka ukazywa�a si� pomi�dzy
bazaltowym wzg�rzem i �ciana z czerwonego porfiru, dok�d pro-
wadzi� wyst�p na tyle szeroki, aby da� przej�cie du�emu drapie�-
nikowi. Ulhamrowie wspi�li si� na�.
W kamiennej otch�ani woda p�yn�a w cieniu i wiecznym p�-
mroku. Niekt�re drzewa, powalone i powyrywane przez wzburzo-
ne �ywio�y lub przez w�asny ci�ar, rozpostar�y si� poziomo nad
przepa�ci�. Inne wyrasta�y z g��bi czelu�ci cienkie i nadzwyczajnie
d�ugie, zatracaj�c ca�� sw� �ywotn� si��, utrzymuj�ca koron� li�ci w
krainie bladych pod�wit�w. A wszystkie po�erane przez g�sty jak
kud�y nied�wiedzie mech, d�awione przez liany, toczone przez
grzyb, rozwija�y niezniszczalna cierpliwo�� istot pokonanych.
Nam pierwszy spostrzeg� jaka� jaskini�. Niska i p�ytka wdra-
�a�a si� nieprawid�owo. Ulhamrowie, nim weszli, badali j� d�ugo
wzrokiem. Wreszcie Naoh, pochylaj�c g�ow�, rozdymajac n�-
23
dr��, wszed� pierwszy. Na ziemi le�a�y ko�ci z resztkami sk�ry,
rogi, rosochy �osia, szcz�ki. Gospodarz ujawnia� natur� my�liwca
pot�nego i gro�nego. Naoh nie przestawa� w�szy� jego wyzie-
w�w.
� To jaskinia Szarego Nied�wiedzia � o�wiadczy�. � Nie
by�a zamieszkana prawie od ostatniego ksi�yca.
Nam i Gaw zupe�nie nie znali tego pot�nego zwierza. Ul-
hamrowie koczowali w okolicach nawiedzanych przez Tygrysa,
Lwa, �ubra, a nawet Mamuta, dok�d Szary Nied�wied� trafia�
rzadko. Naoh spotka� go niegdy� podczas jednej z dalekich wy-
praw; wiedzia� o jego okrucie�stwie �lepym jak u nosoro�ca, o
sile dor�wnuj�cej Lwu Olbrzymiemu, o szalonej i niewyczerpanej
odwadze. Jaskinia by�a opuszczona: czy to dlatego, �e zwierz po-
rzuci� ja, czy to, �e przeni�s� si� na par� tygodni lub na t� por�
roku, czy te� spotka�o go nieszcz�cie, gdy przeprawia� si� przez
rzek�. Przekonany, �e zwierz tej nocy nie powr�ci, Naoh posta-
nowi� zaj�� jego schronisko. Podczas gdy o tym m�wi� swoim to-
warzyszom, rozleg� si� wzd�u� ska� i w�d rzeki g�uchy �oskot;
�ubry przyby�y. Pot�ne ich g�osy, jak lwie poryki, rozbrzmie-
wa�y echem po dziwnej okolicy.
Naoh nie m�g� bez zmieszania s�ucha� odg�os�w tych olbrzy-
mich stworze�; cz�owiek bowiem ma�o polowa� na Tura i �ubra.
Byki osi�ga�y wzrost, si�� i zwinno��, jakie potomstwu ich nie
mia�y by� wi�cej znane; p�uca ich nape�nia�y si� powietrzem obfit-
szym w tlen. Mo�e zmys�y ich nie by�y bardziej czu�e, ale jednak
by�y one �ywsze i bardziej �wiadome. Zna�y przynale�ne im sta-
nowisko, nie obawia�y si� du�ych drapie�nik�w, chyba �e by�y
s�absze, pozostawa�y w tyle lub zab��ka�y si� samotnie w sawan-
nie.
Trzej Ulhamrowie wyszli z jaskini. Piersi ich od widoku, jaki
roztacza� si� przed nimi, dr�a�y ze wzruszenia. Serca ich zna�y
wspania�o�ci dzikiej natury. Ich ciemna umys�owo�� pojmowa�a
bez s��w, bez my�li si�� �ywio�owa pi�kna, kt�re drga�o w g��bi
ich w�asnej istoty. Przeczuwali zawrotna tragedi�, z kt�rej po wie-
lu wiekach wy�oni si� tw�rczo�� wielkich barbarzy�c�w.
24
Ledwo zd��yli wyj�� z p�mroku, gdy podnios�y si� inne
gromkie odg�osy, kt�re przeci�y pierwsze, jak top�r tnie mi�so
�ani. By� to krzyk podobny do warkotu b�bna, mniej gro�ny,
mniej miarowy, s�abszy od ryku �ubr�w. Zapowiada� jednak�e
najwi�ksze ze stworze�, jakie b��dzi�y po powierzchni ziemi. W
owych czasach Mamut kr��y� niepokonany. Wzrost jego oddala�
Lwa i Tygrysa, zniech�ca� Nied�wiedzia Szarego. Cz�owiek nie
mia� przed up�ywem tysi�cy lat zmierzy� si� z nim. Jeden tylko
Nosoro�ec, za�lepiony i bezmy�lny, odwa�y� si� z nim walczy�.
By� on szybki, zwinny, niestrudzony, zdolny wspina� si� na
g�ry, rozumny i obdarzony niezwyk�a pami�ci�, chwyta�, obra-
bia� i mierzy� wszelkie rzeczy swoja tr�ba, bada� ziemi� olbrzymi-
mi k�ami. Kierowa� swymi wyprawami przemy�lnie i zna� w�asna
przewag�. �ycie dla� by�o pi�kne. Zdrowa krew kr��y�a w jego
�y�ach. Nie ma w�tpliwo�ci, �e jego �wiadomo�� by�a bardziej
jasna, jego odczucie natury bardziej wnikliwe ni� u s�oni, spodlo-
nych d�ugowieczna niewola u cz�owieka.
Zdarzy�o si�, �e wodzowie �ubr�w i Mamut�w zbli�yli si�
jednocze�nie do brzegu w�d. Mamuty, trzymaj�c si� swego pra-
wa, uwa�a�y, �e to im nale�y si� pierwsze�stwo; prawo to nie
spotyka�o si� ze sprzeciwem ani ze strony Tur�w, ani �ubr�w.
Tu jednak�e �ubry zosta�y podra�nione. Przyzwyczajone bowiem
by�y, �e inne trawo�erne ust�powa�y im, przy tym prowadzi�y ich
byki ma�o znaj�ce Mamuta.
A �e osiem czo�owych byk�w by�o olbrzymiego wzrostu �
najwi�kszy si�ga� rozmiar�w Nosoro�ca � cierpliwo�� ich trwa�a
kr�tko a pragnienie si� wzmog�o. Widz�c, �e Mamuty chcia�y
przej�� pierwsze, wznosz�c �by wyda�y gardziele wyd�ta jak kob-
za przeci�g�y okrzyk wojenny.
Mamuty zatr�bi�y. By�o to pi�� starych samc�w o cielskach
jak pag�rki, o nogach jak k�ody. Ich k�y d�ugo�ci dziesi�ciu �okci
by�y zdolne przebija� d�by na wylot. Tr�by ich by�y podobne do
czarnych pyton�w, �by do g�az�w; porusza�y si� w sk�rze, grubej
jak kora starych wi�z�w. W tyle post�powa�o d�ugie stado koloru
gliny...
25
Tymczasem ma�e ruchliwe oczy zwr�cone by�y na byki. "Sta-
re Mamuty, pokojowo usposobione, niewzruszone i zamy�lone,
zagradza�y drog�. Osiem �ubr�w o leniwych �renicach, o grzbie-
tach pag�rkowatych, o k�dzierzawych brodatych �bach, o rozcho-
dz�cych si� �ukowatych rogach wstrz�sn�o g�stymi, ci�kimi,
zab�oconymi grzywami. G��bia swego instynktu pojmowa�y po-
t�g� nieprzyjaciela, lecz ryki stada podnieca�y w nich zapa� wojen-
ny. Najwi�kszy z nich, w�dz wodz�w, pochyli� zwarty �eb z po-
�yskuj�cymi rogami, run�� z kopyta naprz�d jak wielki pocisk i
podskoczy� do najbli�szego Mamuta. Kolos, uderzony w �opatk�,
chocia� os�abi� cios tr�ba, pad� na kolana. �ubr prowadzi� dalej
walk� z zawzi�to�ci� w�a�ciwa jego gatunkowi. Mia� przewag�.
Jego stalowy r�g powt�rzy� uderzenie a Mamut tylko i to nie bar-
dzo sprawnie pos�ugiwa� si� swa tr�ba. W tej walce mi�ni �ubr
uosabia� zuchwa�e szale�stwo, burz� zmys��w, o kt�rych m�wi�y
zamglone oczy, drgaj�cy k��b, zapieniony pysk oraz pewne, kr�t-
kie, szybkie, powtarzaj�ce si� ruchy. Gdyby mu si� uda�o obali�
przeciwnika i rozpru� mu brzuch, gdzie sk�ra by�a mniej gruba, a
cia�o bardziej wra�liwe, zosta�by zwyci�zc�.
Mamut zdawa� sobie z tego spraw�, usi�owa� nie da� si� po-
wali�, a niebezpiecze�stwo zmusza�o do zachowania zimnej krwi.
Wystarczy�by mu jeden tylko wysi�ek, aby powsta�, lecz do tego
trzeba by�o, by �ubr zwolni� swe uderzenia.
Pozosta�ych samc�w w pierwszej chwili walka zaskoczy�a.
Cztery Mamuty i siedem byk�w sta�o naprzeciw siebie w nat�e-
niu pe�nym grozy. �aden z nich nie okazywa� ch�ci wmieszania
si�. Sami czuli si� zagro�eni. U Mamut�w pojawi�y si� pierwsze
oznaki zniecierpliwienia. Najwy�szy z nich dm�c tr�b�, poruszy�
napi�tymi jak wielkie b�ony uszami, podobnymi do olbrzymich
nietoperzy i ruszy� naprz�d. Niemal jednocze�nie ten, kt�ry wal-
czy� z bykiem, zada� gwa�towny cios tr�b� w nogi przeciwnika. Z
kolei �ubr zachwia� si�, a Mamut powsta�. Pot�ne zwierz�ta zno-
wu znalaz�y si� oko w oko. Przyp�yw sza�u zawirowa� w czaszce
Mamuta, podni�s� tr�b� i wydawszy ostry krzyk rozpocz�� natar-
cie. Zakrzywione k�y podrzuci�y �ubra, gruchoc�c mu ko�ci, po
26
czym Mamut, pochyliwszy si�, uderzy� tr�b�. Ze wzmagaj�ca si�
w�ciek�o�ci� gni�t� ka�dun przeciwnika, depta� jelita, a zmia�d�yw-
szy mu �ebra, zanurzy� we krwi a� po pier� swe potworne nogi.
Straszliwe j�ki konania umilk�y w �oskocie walki: rozpocz�� si�
b�j wielkich samc�w. Siedem �ubr�w i cztery Mamuty run�y na
siebie, za�lepione w�ciek�o�ci�, jaka ogarnia�a podczas pop�ochu,
kiedy zwierz� zupe�nie zatraca wszelka nad sob� w�adz�. Zawrot-
ny sza� opanowa� stada. G��bokie poryki �ubr�w zderza�y si� z
ostrymi d�wi�kami g�osu Mamut�w. Nienawi�� podnieca�a te
d�ugie fale cielsk, te potoki �b�w, rog�w, k��w i tr�b.
Przewodnicy � samce a� dysza�y walka. Ich pot�ne cielska
obraca�y si� jakby w olbrzymim mrowisku, podobne do wielkiej
miazgi mi�sa, pe�nej b�lu i w�ciek�o�ci. Przy pierwszym zderzeniu
przewaga okaza�a si� po stronie �ubr�w, kt�re liczba przewy�sza-
�y Mamuty. Jeden z nich zosta� powalony przez trzy byki, drugi
� unieruchomiony konieczno�ci� obrony. Ale dwa inne odnios�y
szybkie zwyci�stwo. Run�wszy murem na przeciwnik�w zak�u�y
ich, zadusi�y i porozrywa�y, wi�cej czasu trac�c na tratowanie
ofiar ni� na sama walk�. Spostrzeg�szy niebezpiecze�stwo, gro��ce
towarzyszom, natar�y. Trzy �ubry, kt�re zaciekle napastowa�y
powalonego olbrzyma, zosta�y napadni�te znienacka. Wywr�ci�y
si�, jak ra�one piorunem; dwa z nich roztratowano, trzeci umkn��.
Jego ucieczka poci�gn�a te byki, kt�re jeszcze walczy�y, i �ubry
pozna�y, co znaczy pot�ga nag�ego strachu. Z pocz�tku niepok�j
jak przed burza, jaka� cisza, jaka� dziwna bezw�adno�� ogarn�a
ca�e stado. Nast�pnie drganie b��dnych oczu, jaki� tupot, podobny
do chlupotu padaj�cego deszczu i odwr�t rw�cy jak potok. Uciecz-
ka zmieni�a si� w b�j w w�skim przej�ciu; ka�de zwierz� prze-
tworzy�o si� w uciekaj�ca moc �ywio�u, w pocisk pop�ochu. Silni
przewracali s�abych, szybcy gnali na grzbietach drugich, podczas
gdy ko�ci trzeszcza�y, jak drzewa wywracane przez huragan.
Mamuty nie my�la�y o pogoni. Raz jeszcze da�y dow�d swej
pot�gi, raz jeszcze poczu�y w sobie w�adc�w ziemi. I zast�p ol-
brzym�w koloru gliny, o d�ugich szorstkich w�osach, o twardych
grzywach ustawi� si� na brzegu wodopoju i zacz�y pi� tak gwa�-
28
townie, �e woda opada�a w kotlinach, jakie wydr��y�a u brzegu.
Na sk�onie wzg�rz fala mniejszych zwierz�t, kt�re nie och�o-
n�y jeszcze od widoku walki, patrzy�a jak Mamuty gasi�y prag-
nienie. R�wnie� Ulhamrowie patrzyli w os�upieniu na jedno z
wi�kszych wydarze� przyrody. A Naoh, por�wnuj�c w�adcze
zwierz�ta z Namem i Gawem, ich drobne ramiona, cienkie nogi i
w�skie torsy z tymi nogami twardymi jak d�by, z tymi cielskami
wynios�ymi jak opoki, zdawa� sobie spraw� ze znikomo�ci i kru-
cho�ci cz�owieka, tego n�dznego �ycia, tu�aj�cego si� po powierz-
chni sawanny. Duma� te� o Lwach ��tych, o Lwach Olbrzy-
mich, o Tygrysach, z kt�rymi si� spotka w pobliskim lesie, a pod
kt�rych pazurem cz�owiek lub �o� s� tak samo bezsilni, jak grzy-
wacz w szponach or�a.
29
W jaskini
Mia�o si� ku trzeciej zmianie nocnego czuwania. Ksi�yc, bia-
�y jak kwiat powoju, znaczy� drog� wzd�u� ob�ok�w. Fale jego
�wiat�a sp�ywa�y na rzek� i milcz�ce ska�y, roztapiaj�c jedne za
drugimi cienie majacz�ce u wodopoju. Mamuty odesz�y. Od cza-
su do czasu mo�na by�o dostrzec pe�zaj�ce zwierz� lub jaka� sow�
na skrzyd�ach milczenia. A Gaw, na kt�rego przypad�a kolej czu-
wania, pilnowa� wej�cia do jaskini. By� znu�ony. Jego leniwa i
przelotna my�l budzi�y jedynie to raptowne ha�asy, to wzmagaj�ce
si� lub rozchodz�ce nowe zapachy, to znowu ucichanie lub podry-
wy wiatru. �y� w jakim� odr�twieniu, gdzie wszystko by�o znie-
30
czulone pr�cz uczucia niebezpiecze�stwa i musu. Nagle pomkn�a
antylopa; podni�s� g�ow�. Po drugiej stronie rzeki, na �ci�tym
wierzcho�ku wzg�rza ujrza� jakie� grube zarysy stworzenia, kt�re
kroczy�o ko�ysz�c si�. Cz�onki ci�kie, a jednak zwinne, �eb pot�-
ny, zw�ony u paszczy, jaka� niesamowita zjawa cz�owieka �
wskazywa�y Nied�wiedzia. Gaw zna� Nied�wiedzia Jaskiniowego,
olbrzyma o czole wypuk�ym, kt�ry �y� spokojnie w swych schro-
nieniach i na pastwiskach, ro�lino�erc�, kt�rego jedynie g��d sk�a-
nia� do karmienia si� mi�sem. Ten, co si� zbli�a�, nie zdawa� si�
by� podobnym do tego gatunku. Gaw upewni� si� o tym, ujrza-
wszy jego zarys w �wietle ksi�yca: ze swa sp�aszczona czaszka, z
szarawym poszyciem, ca�ym swym wygl�dem, jak to spostrzeg�
Ulhamr, okazywa� pewno�� siebie, groz� i okrucie�stwo drapie�-
nych zwierz�t. By� to Szary Nied�wied�, wsp�zawodnik Wiel-
kich Kot�w.
Gaw przypomnia� sobie legendy, opowiadane przez tych, co
bywali na wy�ynach. Szary Nied�wied� powala �ubra lub Tura i
unosi ich z wi�ksza �atwo�ci� ni� Lampart antylop�. Jego pazury
mog� od jednego uderzenia rozp�ata� pier� lub brzuch cz�owieka.
Dusi konia w swych �apach. Nie obawia si� Tygrysa i Lwa P�o-
wego. Stary Goun przypuszcza, �e ust�puje jedynie przed Lwem
Olbrzymim, Mamutem albo Nosoro�cem.
Syn Saigi nie uczu� tej nag�ej trwogi, jakiej by dozna� wobec
Tygrysa. Przypuszcza�, �e Nied�wied� ten jest r�wnie niewra�li-
wy i dobroduszny, jak spotykany przez niego Nied�wied� Jaski-
niowy. Na razie to wspomnienie uspokoi�o go, lecz ruchy drapie�-
nika w miar�, jak jego zarys stawa� si� wyra�niejszy, wydawa�y
si� bardziej podejrzane tak dalece, �e Gaw postanowi� zwr�ci� si�
do wodza. Wystarczy�o dotkni�cie jego r�ki; z cienia wy�oni�a si�
wysoka posta�.
� Czego chce Gaw? � rzek� Naoh pojawiaj�c si� u wyj�cia
jaskini.
M�ody koczownik wskaza� r�ka w kierunku wierzcho�ka
wzg�rza. Oblicze wodza zas�pi�o si�:
� Szary Nied�wied�!
31
Naoh wzrokiem poczu� bada� jaskini�. Zd��y� uprzednio na-
gromadzi� kamienie i ga��zie, pr�cz tego kilka pobliskich g�az�w
mog�o utrudni� dost�p. On jednak�e zamy�la� ucieczk�, a odwr�t
by� mo�liwy tylko od strony wodopoju. Gdyby zwierz szybki,
niezmordowany i zawzi�ty postanowi� ich �ciga�, dogoni�by pra-
wie na pewno. Pozostawa� jedyny ratunek: wspi�� si� na drzewo.
Szary Nied�wied� nie wdrapywa� si�. Natomiast by� zdolny cze-
ka� niesko�czenie d�ugo, a w pobli�u wida� by�o tylko drzewa o'
cienkich ga��ziach.
Czy srogi zwierz widzia� Gawa, skurczonego, upodobnionego
do otaczaj�cych g�az�w, bacz�cego aby nie zrobi� jednego zbytecz-
nego ruchu? Czy to by� mieszkaniec jaskini, powracaj�cy do niej
po d�ugiej wyprawie? Gdy Naoh rozwa�a� te pytania, zwierz po-
cz�� schodzi� ze stromej pochy�o�ci. Dotar�szy do gruntu mniej
niewygodnego, podni�s� �eb, pocz�� wietrzy� wilgotne powietrze
i ruszy� k�usem. Przez chwil� dwaj wojownicy sadzili, �e si� odda-
la�. Ale on zatrzyma� si� na wprost miejsca, gdzie kraw�d� ska�y
by�a dost�pna. Wszelki odwr�t stawa� si� niemo�liwy. W g�rze
kraw�d� ko�czy�a si� ostra ska�a. Chc�c spu�ci� si� w d�, trzeba
by�o ucieka� przed oczyma zwierza; m�g�by bowiem w�wczas
przeprawi� si� przez w�ska rzek� i zagrodzi� im drog�. Nie po-
zostawa�o nic innego, jak czeka�, by zwierz odszed� lub przyj��
jego natarcie w jaskini.
Naoh obudzi� Nama i wszyscy trzej zabrali si� do staczania
pod jaskini� g�az�w.
Po chwilowym wahaniu Nied�wied� postanowi� przeprawi�
si� przez rzek�. Wy�adowa� z powaga i wygramoli� si� na kra-
w�d�. W miar� jak si� zbli�a� lepiej by�o wida� jego pot�ne mi�-
nie. Czasami w �wietle ksi�yca b�ysn�y jego k�y. Nam i Gaw
dr�eli. Mi�o�� �ycia rozsadza�a im serca. Poczucie bezsilno�ci za-
piera�o dech. M�oda krew t�tni�a, jak l�k t�tni w trwo�liwej piersi
ptak�w. Sam Naoh nie by� spokojny. Zna� przeciwnika, wiedzia�,
�e nie trzeba mu by�o wiele czasu, by zada� �mier� trzem ludziom.
A jego gruba sk�ra i ko�ci z granitu by�y prawie niedost�pne dla
ran, jakie mog�y zada� w��cznia, top�r lub oszczep.
32
Tymczasem koczownicy ko�czyli uk�ada� w stos g�azy.
Wkr�tce pozosta� z prawej strony na wysoko�ci cz�owieka jeden
tylko otw�r. Gdy Nied�wied� zbli�y� si�, potrz�sn�� grzmi�cym
�bem i spojrza� z zak�opotaniem. Bo chocia� zwietrzy� ludzi i s�y-
sza� ha�as ich pracy, nie oczekiwa�, i� znajdzie zaparty dost�p do
legowiska, gdzie sp�dzi� tyle lat. W czaszce jego zacz�o si� koja-
rzy� jakie� niejasne zestawienie pomi�dzy zawalona jaskinia, a
tymi, co ja zajmowali. Poza tym, poznawszy wyziewy stworze�
s�abych, kt�rych mi�sem spodziewa� si� uraczy�, nie wykazywa�
�adnej przezorno�ci, by� tylko zdziwiony. Przeci�gn�� si� w �wiet-
le ksi�yca, wystawia� pier� srebrzysta i ko�ysa� sto�kowata pasz-
cza � czu� si� dobrze w swoim futrze. Potem rozz�o�ci� si� bez
powodu, bo by� natury zgry�liwej i brutalnej, kt�rej obca by�a ra-
do�� i pocz�� wydawa� chrapliwe pomruki. Wreszcie, zniecierpli-
wiony, wyprostowa� si� na tylnych �apach, podobny do w�ochate-
go wielkoluda o nogach zbyt kr�tkich, a nadmiernym tu�owiu i
pochyli� si� nad pozostawionym otworem.
W p�mroku Nam i Gaw trzymali w pogotowiu topory, syn
Lamparta podni�s� maczug�. Oczekiwano, �e zwierz wsunie naj-
pierw �apy, co pozwoli�oby ci�� po nich. Lecz w otworze pokaza�
si� jego ogromny �eb pokryty g�stymi kud�ami, z wargami ocie-
kaj�cymi �lin�, z z�bami spiczastymi jak ostrza w��czni. Topory
spad�y, maczuga zawirowa�a lecz wobec wyst�p�w znajduj�cych
si� ko�o otworu by�a nie do u�ycia. Nied�wied� rykn�� i cofn��
si�. Nie by� raniony. Ani jeden �lad krwi nie czerwieni� si� na jego
paszczy. Ruch szcz�k, roz�arzone �renice �wiadczy�y o wzburze-
niu obra�onej si�y.
W ka�dym razie nie zlekcewa�y� nauczki, zmieni� spos�b po-
st�powania. Zwierz ryj�cy, obdarzony wyostrzonym poczuciem
przeszk�d, wiedzia�, �e lepiej jest niekiedy je rozwala�, ni� wdzie-
ra� si� wprost w niebezpieczne przej�cia. Obmaca� zapor�, po-
pchn�� j�, ruszy�a si� pod naciskiem.
Potw�r wzmaga� sw�j wysi�ek, pracuj�c �apami, barami, czasz-
k�. To rzuca� si� na przeszkod�, to poci�ga� j� l�ni�cymi pazura-
mi. Napocz�� j� i, znalaz�szy s�abe miejsce, zachwia� ni�. Odt�d
3 � Walka..
33
ca�a jego zaciek�o�� skupi�a si� na tym s�abym miejscu. Okaza�o
si� ono dla niego tym bardziej korzystne, �e r�ce ludzi by�y za
kr�tkie, by mog�y go dosi�gn��. Naoh i Gaw, nie trac�c czasu na
pr�ny trud, podparli na wprost Nied�wiedzia chwiej�ca si� �cia-
n� i uda�o si� im powstrzyma� ja, podczas gdy Nam, wychylaj�c
si� przez otw�r, pilnowa� jego �lepia, w kt�re zamierza� pu�ci�
strza��.
Wkr�tce oblegaj�cy spostrzeg�, �e owo s�abe miejsce przesta-
�o poddawa� si� jego wysi�kom. Ta niepoj�ta zmiana, przecz�ca
jego wieloletniemu do�wiadczeniu, wprawi�a go w zdumienie i
rozj�trzy�a. Zatrzyma� si�, siedz�c na zadzie, przygl�da� si� zapo-
rze, obw�chiwa� j� i potrz�sa� �bem z niedowierzaniem. Wreszcie,
jakby podejrzewaj�c, �e uleg� z�udzeniu, powr�ci� do niej. Pchn��
�ap�, ba