13580
Szczegóły |
Tytuł |
13580 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13580 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13580 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13580 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Michał Żółtowski
Blask prawdziwego światła
Matka Elżbieta Róża Czacka i Jej Dzieło
Wydawca: ER-ART - Lublin 1999
Michał Żółtowski, ur. 21 V 1915 r. w Lozannie (Szwajcaria), od 1919 r. zamieszkały w Czaczu w Wielkopolsce. Po maturze w 1933 r., ukończył w 1937 r. wydział prawa we Lwowie. Jako podchorąży 15 p. uł. uczestniczył w kampanii 1939 r. Członek AK. Od 1951 r. pracuje w Laskach. Opublikował książki: "Tarcza Rolanda", 1988 i "Henryk Ruszczyc", 1994 oraz ok. 20 artykułów.
Książka "Blask prawdziwego światła" nawiązuje do słów Matki Elżbiety Czackiej, która uważała, że założone przez nią Dzieło ma wychować elitę niewidomych, zdolnych do ukazania widzącym - ślepym duchowo - właśnie owego "blasku" czyli prawdziwego sensu życia, systemu wyższych wartości. Niewidomi dokonają tego swą postawą, przykładem, kulturą i akceptacją kalectwa.
W osobowości Matki-Założycielki uderzają wielkie kontrasty. Wątłego zdrowia, a mężna i nieustraszona, wrażliwa na piękno, lecz umiejąca zrezygnować z ukochanej muzyki, czuła i dobra, a równocześnie stanowcza. Rozumna i uporządkowana, ale nieoczekiwana w decyzjach, rozmodlona, a dostrzegająca potrzeby materialne otoczenia, doskonała organizatorka, stawiająca wysoko teoretyczne podstawy pracy dla niewidomych.
Przedmowa
Z wielką radością piszę kilka słów o książce Michała Żółtowskiego, przedstawiającej życie i działalność Róży Czackiej - Matki Elżbiety, założycielki Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża oraz tego wszystkiego, co łącznie bywa nazywane Dziełem Lasek.
Moje zainteresowanie tą książką jest tym większe, że z Dziełem Lasek związany jestem od dzieciństwa. Wydawało mi się, że znam je dobrze. Lektura uświadomiła mi, o jak wielu sprawach nie wiedziałem. Dla wszystkich współpracujących z niewidomymi oraz dla samych niewidomych niewątpliwie ważne są informacje o przygotowaniu ociemniałej Róży Czackiej do pracy z niewidomymi, o sytuacji niewidomych na ziemiach polskich na przełomie XIX i XX w., o niezmiernie trudnych początkach działalności Róży Czackiej na rzecz niewidomych. Także informacje o Dziele Lasek w okresie międzywojennym są bardzo ważne i też zawierają nieznane bliżej fakty.
Sprawą niewidomych zajmowali się i zajmują konkretni ludzie. Skuteczność ich działalności zależała i zależy w znacznym stopniu od właściwej formacji intelektualno-moralnej, od postaw kształtowanych przez Ewangelię. Dlatego tak potrzebne są informacje o księdzu Władysławie Korniłowiczu i jego wpływie na charakter Dzieła. Lektura umożliwi też Czytelnikowi bliższe poznanie księdza Antoniego Marylskiego, słusznie nazywanego współzałożycielem Lasek, który, mimo iż borykał się sam ze sobą, odnalazł swoją drogę w ofiarnej służbie inspirowanej przez Ewangelię. Jego przykład może dopomóc ludziom szukającym celu i sensu swego życia.
Z książki tej Czytelnik poznać może charakter tworzonego przez Matkę Elżbietę Czacką dzieła, jego treści intelektualno-moralno-religijne. Ukazani są również konkretni ludzie: Matka Czacka, niewidomi, siostry i współpracownicy świeccy, w czasach krańcowej próby, jaką była II wojna światowa. Ważny jest także zarys dziejów Lasek po II wojnie światowej. Autor pokazuje tu przemiany społeczne i na ich tle sytuację niewidomych. Dobrze, że pokazane są założenia ideowe, wyrastające z głębokiego przeżycia wartości mających swoje zakotwiczenie w orędziu ewangelicznym i akceptowane także przez wielu szlachetnych ludzi zajmujących w stosunku do wiary religijnej postawę poszukującą.
Zarówno dla sprawy niewidomych w Polsce, jak i dla kształtowania właściwych postaw moralnych i społecznych książka ta będzie na pewno pożyteczna.
Bp Bronisław Dembowski
Włocławek, 1999 roku
Wstęp
Czytelnik, biorący do ręki nową książkę, ma prawo zapytać, skąd się wzięła i z czyjej inicjatywy powstała. Rzeczą autora jest uprzedzić takie pytanie i dać odpowiednie wyjaśnienie.
W 1987 r. rozpoczął się w Warszawie przed sądem Kurii Metropolitalnej proces zwany kanonizacyjnym, choć dotyczył tylko beatyfikacji, Sługi Bożej Matki Elżbiety Róży Czackiej. Wspierała go gorliwie matka Terezja Dziarska - Przełożona Generalna, w latach 1989-1995, założonego przez Matkę Czacką Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Jednym z ważnych elementów w procesie jest dobrze udokumentowany życiorys kandydata na ołtarze. Jest on zasadniczym źródłem do opracowania po łacinie "positio", czyli tekstu wykazującego heroiczność cnót świętego. Z prośbą o napisanie życiorysu matka Terezja zwróciła się do mnie. Rozumiałem, że na wybór mojej osoby wpłynął długi, przeszło czterdziestoletni staż pracy w Laskach oraz niezła znajomość współtwórców Dzieła.
Na początek dostarczono mi do przewertowania siedemsetstronicowy zbiór materiałów do procesu kanonizacyjnego bł. Bronisławy Lament, założycielki jednego ze zgromadzeń powołanych przez bł. o. Honorata Koźmińskiego. Składał się z materiałów w czterech językach i pozornie nie stanowił harmonijnej całości. Natomiast jego autorka otrzymała pochwałę z Kurii Rzymskiej. To mnie ośmieliło do podjęcia podobnej pracy.
Źródła do mojej pracy znajdowały się w głównym archiwum Zgromadzenia w Warszawie przy ul. Piwnej 9/11 oraz w archiwum Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, częściowo też w dziale tyflologii, czyli naukowej komórce Towarzystwa. Miałem przede wszystkim do dyspozycji bogaty zbiór opowiadań sióstr i pracowników świeckich o Matce Czackiej, relacje osób z jej rodziny oraz liczącą 375 stron jej korespondencję z Antonim Marylskim. Niezależnie od tego w archiwum Zgromadzenia w Laskach istniały teczki poświęcone niektórym specjalnym zagadnieniom. Po przeselekcjonowaniu tego ogromnego materiału zabrałem się do pisania. Zacząłem od opracowania wstępów do epok z historii Polski, związanych szczególnie z działalnością rodu Czackich.
W miarę posuwającej się pracy odczuwałem potrzebę konfrontacji mojego tekstu ze zdaniem świadków z tamtych czasów. Ogromnie wartościowe okazały się dla mnie uwagi Zofii Morawskiej, od początku lat trzydziestych współpracującej z Matką Czacką. Również s. Joanna Lossow udzieliła mi cennych uwag o latach wojny i okupacji oraz w innych kwestiach. Władysław Rodowicz przesłał mi wnikliwą recenzję mojego tekstu i wzbogacił wartościowymi uwagami o zmyśle organizacyjnym Założycielki. Nieścisłości w szczegółach wytknęły mi łaskawie prof. Ewa Jabłońska-Deptuła oraz s. Rut Wosiek. Od prezesa Zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi p. Władysława Gołąba otrzymałem parokrotnie pomoc przy opisie trudnych konfliktowych spraw, które nie ominęły Lasek.
Po czterech latach mój liczący ok. 600 stron maszynopis, zapisany na dyskietce, przekazano do Rzymu. Niestety nie potrafiono tam odczytać programu komputerowego. Wiedziałem już zresztą wówczas, że moje opracowanie ma tylko charakter pomocniczy, gdyż właściwy życiorys opracuje prof. Jabłońska-Deptuła. Natomiast zaczęto mnie namawiać, by z maszynopisu zrobić książkę. Po wielu przeróbkach straciłem wiarę, bym mógł to zrobić bez współpracy z fachowym redaktorem. Cennej pomocy udzieliła mi wtedy p. Łucja Mazurkiewicz, wicedyrektor katolickiego radia "Plus" w Gliwicach. Poświęciła wiele godzin swego krótkiego urlopu na przejrzenie mojego tekstu i pokazanie mi, jak poprawić najsłabsze jego strony. To mi pomogło otrząsnąć się ze zniechęcenia i zabrać do gruntownych przeróbek. Pomogła mi w tym s. Elżbieta Więckowska, kierowniczka działu tyflologii w Laskach.
Jednocześnie za pośrednictwem przyjaciół w Lublinie otrzymałem propozycję wydania życiorysu Matki Czackiej od dobrze mi znanego absolwenta Lasek - Ryszarda Dziewy. Ucieszyłem się ogromnie z nowej szansy. Potrzebne mi były do przedstawienia w wydawnictwie dwie recenzje. Jedną otrzymałem od ks. bp. włocławskiego Bronisława Dembowskiego, od lat związanego z Laskami, siostrami i duszpasterstwem niewidomych. Drugą nadesłał ks. dr Janusz Strojny, wicerektor Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie, niegdyś wychowawca, potem katecheta w Laskach.
Nadszedł wtedy bardzo ważny i pracochłonny etap pracy - redakcja. Zadania tego podjęła się moja krewna Bożena Żółtowska, redaktor główny w Dziale Historycznym Wydawnictwa Naukowego PWN w Warszawie. W lipcu 1999 r. książka była gotowa do druku.
W tym miejscu pragnę wszystkim wymienionym osobom, które okazały mi tyle życzliwej pomocy, wyrazić wielką wdzięczność. Nie mogę pominąć dwóch osób, bez których nie byłbym nigdy dobrnął do końca. Siostra Vera przepisywała niestrudzenie na maszynie moje rękopisy, natomiast p. Jadwiga Kuskowska z Warszawy z niezwykłą cierpliwością wciągała na dyskietkę przepisane teksty, robiąc w nich niezliczone poprawki i uzupełnienia. Im więc także z całego serca dziękuję.
Michał Żółtowski
Część I.
Ród Czackich. Młode lata Róży
1. Ród Czackich
Początki rodu Świnków Czackich są bardzo odległe i sięgają XIII w. Były to czasy, w których powstawały dopiero nazwiska, posługiwano się więc imionami, przezwiskami lub nazwami herbów. Kraj nasz, który w XII w. rozpadł się na dzielnice, rozdrobnił się na wiele księstw i księstewek, a władza nad nimi coraz mniej znaczyła. Jak bywa w podobnych sytuacjach, rosło znaczenie wielmożów, a wśród nich wojewodów i biskupów. W ich gronie spotykamy pierwszych Świnków. (1)
W zamieszczonym w Statucie Łaskiego z 1505 r. przywileju z 1264 r. z czasów Bolesława Wstydliwego spotykamy podpis Alberta, herbu Świnka, wojewody kaliskiego. Figuruje on jako "comes", czyli towarzysz księcia, albo członek jego rady przybocznej. Ten najstarszy dokument bardzo jest ważny. Świnkowie zdobędą nazwisko Czackich dopiero na przełomie XIV i XV w.
Ród Świnków nabrał znaczenia dzięki wybitnej roli, jaką odegrał w epoce rozbicia dzielnicowego Piotr Jakub Świnka (zm. 1314), od 1283 r. arcybiskup gnieźnieński. Jest zaliczany do największych mężów stanu naszej historii. Zasłużył się wielce przeciwstawiając się infiltracji żywiołu niemieckiegodo polskiego Kościoła. W 1285 r., na synodzie w Łęczycy, wydał statuty nie pozwalające księżom niemieckim na pracę parafialną, głoszenie kazań i nauczanie religii. Niezależnie od tego przyczynił się w dużym stopniu do scalenia dziedzictwa piastowskiego, skutecznie podejmując działania na rzecz ukoronowania księcia wielkopolskiego Przemysława II (1295). Ta koronacja, po przerwie trwającej dwieście czternaście lat, była znaczącym symbolem i pierwszym skutecznym krokiem ku zjednoczeniu.
Wielki mir, jakim był otoczony Jakub Świnka, wpłynął prawdopodobnie na fakt nadania przez Kazimierza Wielkiego Łukaszowi Śwince, łowczemu poznańskiemu, na podstawie rozporządzenia wydanego w Krakowie w 1367 r., wsi Czacz. Wieś ta w XIV w. należała do rodów Ramszów i Szaszor Opalów, choć na pewno nie w całości, natomiast w 1370 r. została skonfiskowana ówczesnemu właścicielowi Michałowi z Czacza za uknuty na życie króla spisek. Trudno jednak krótko ująć dalsze losy tej posiadłości. Z dokumentów wynika, że w 1402 r., część Czacza kupił kasztelan ksiąski Henryk herbu Świnka z Zimnej Wody koło Pyzdr.
W latach 1407-1447 dziedziczyli po nim synowie: Mikołaj (1407-1452), Piotr (1407-1450) i Jan (1407-1462). Wiemy, że od 1410 r. posługiwali się pieczęcią z herbem Świnka, takim samym, jakiego używali później Czaccy.
Ci trzej synowie odkupili dalszą część wsi oraz zamek. Jednym z ówczesnych właścicieli Czacza był Mikołaj Granowski h. Leliwa, syn kasztelana nakielskiego. Wiele światła w te skomplikowane stosunki wniosło opublikowanie ostatnio prac Dworzaczka, określonych jako Teki Dworzaczka. Stąd wiemy na przykład, że ojciec Henryka z Zimnej Wody nazywał się Janko z Jeżewa, a dziadek Tomasz z Jeżewa. W Czaczu ok. jednej trzeciej gruntów posiadał w XIV w. ród Ciołków skoligacony z rodem Świnków przez Barbarę Czacką, wnuczkę Mikołaja. Nie mieli własnego nazwiska tylko herb Ciołek, podpisywali się zaś Ciołkowie sive (czyli) Czaccy.
Pozostali właściciele pochodzili od trzech synów Henryka z Zimnej Wody, lecz mieli też inne posiadłości, od których przybierali nazwiska: Jeżewscy, Robaczyńscy lub Glińscy, lecz wszyscy dodawali przy podpisie "sive Czaccy". Z czasem te rodziny wyprowadziły się.
Dla nas ważne jest prześledzenie losów potomstwa Piotra (1407-1450), drugiego syna Henryka z Zimnej Wody. Synem jego był Jan (zm. 1501) żonaty ze Świętochną, którego syn również Jan, nosił przydomek "Barłóg". Od niego pochodzi gałąź wołyńska. Ów Jan miał starszego brata Stanisława i młodszego Piotra, z których wywodziły się osobne gałęzie rodu.
Dzisiaj zadziwia nas obraz Czacza z XVI w., jaki ukazują Teki Dworzaczka. Nie przystaje on do utartych pojęć. Nie ma tam pana i kmieci, lecz jest aż sześciu właścicieli, wszyscy ze szlachty, o różnych nazwiskach. Cała wieś liczyła 29 łanów szlacheckich, tzn. ok. 400-550 ha, gdyż łany liczono bardzo różnie. Było też 9 łanów kmiecych, mniejszych, opustoszałych, wynajmowanych osiadłym kmieciom za czynsz. Każdy z właścicieli miał własny folwark, kilku zagrodników, lecz był też jeden rzemieślnik. Czaccy posiadali ponadto jedną karczmę i jeden wiatrak. Jako ciekawostkę podam, że ten jedyny wiatrak został rozebrany dopiero po II wojnie światowej. Wszyscy właściciele należeli do drobnej wielkopolskiej szlachty i żenili się z równymi sobie.
Ród Czackich zyskiwał stopniowo na znaczeniu. W XV w. spotykamy już nazwiska trzech kanoników poznańskich tego nazwiska: Macieja (1430), Jana (1444) i Mikołaja (1463), w następnym stuleciu jeszcze jednego, Andrzeja (1522).
Jędrzej Czacki, dziekan kujawski, kantor poznański, 27 razy został wybrany na deputowanego do Trybunału Koronnego. Na mocy ustawy sejmu 1589 r. został wyznaczony na delegata do poprawy praw koronnych.
Musieli Czaccy już nabierać znaczenia, skoro jeden z nich, Piotr, należał do świty króla Zygmunta Starego podczas zjazdu monarchów w Wiedniu w 1515 r. Pozostał na dworze cesarskim do 1545 r. i otrzymał tam tytuł "comesa" - hrabiego. W Polsce przedrozbiorowej używanie tytułów hrabiowskich, jako pochodzących od obcych monarchów, było zabronione, a przynajmniej przez demokratycznie nastawioną szlachtę bardzo źle widziane. Toteż nie używano ich. Czaccy uzyskali oficjalne potwierdzenie tytułu hrabiowskiego od rządu rosyjskiego pod koniec XIX w. W latach niewoli posiadanie tytułu ułatwiało załatwianie trudnych spraw z urzędnikami.
W początkach XVII w. spotykamy jedną gałąź Czackich na Wołyniu i Podolu. Wojciech Czacki (ur. 1621 r.), syn Jana i Modlibowskiej, pełnił tam funkcje chorążego, starosty i pułkownika królewskiego. Świadczy to o wcześniejszym osiedleniu się na kresach jego rodziny. Potwierdzają to również inne dane historyczne, np. już w 1579 r. inny Wojciech ożenił się z Barbarą Telefusówną i posiadał dom oraz plac w Kamieńcu Podolskim, Bartłomiej zaś w 1611 r. dokonał zapisu dużej sumy 7000 zł na rzecz klasztoru Franciszkanów w Konstantynowie.
Drugi Wojciech (Adam) przez małżeństwo z Katarzyną, księżniczką Zahorowską, przejął jej znaczne dobra, a przede wszystkim Księstwo Poryckie. Od tej pory Czaccy zaliczali się do możnych rodów tzw. posesjonatów. Wojciech ten zasłynął jako dzielny dowódca. Przed bitwą pod Chocimiem w 1673 r. rozbił oddział tureckich janczarów, a dowódcę ich, Agę, wziął do niewoli. Podczas bitwy stracił dwa konie i mimo odniesionych ran nie zszedł do końca z placu boju.
Syn Wojciecha Michał Hieronim (1693-1745) miał chorągiew pancerną i był stolnikiem, a może i kasztelanem wołyńskim, co dawało mu prawo zasiadania w senacie. Jeśli tak, to był może jedynym senatorem w rodzinie Czackich. Odziedziczył z ordynacji Ostrogskich 7 wsi, dających roczny dochód 26 tys. zł polskich. Na ówczesne czasy były to sumy bardzo znaczne.
Do typowych postaci epoki saskiej należał Feliks (Szczęsny) Czacki (1723-1790). Efektowny mówca na sejmikach, broniący szlacheckich przywilejów, a w sejmie walczący o utrzymanie liberum veto, swą postawą udaremnił podjęcie niejednej ważnej ustawy. Zwalczał postępowe szkolnictwo oo. pijarów, ale w rodzinnym Porycku założył drukarnię wydającą książki w kilku językach, m.in. w żydowskim. W innym majątku ufundował klasztor. Wydawszy odezwę przeciw równouprawnieniu innowierców, został przez ambasadora rosyjskiego Repnina aresztowany i przez sześć i pół roku był więziony lub trzymany pod nadzorem policji, a jego majątek plądrowano.
Jego synowie Michał i Tadeusz, pradziad Róży Czackiej, należeli do najświatlejszych ludzi swego pokolenia.
Michał Czacki (1753-1828), syn Szczęsnego i brat Tadeusza "należał do wybitniejszych osobistości Sejmu Czteroletniego", jak podano w Polskim Słowniku Biograficznym. Wyróżniał się znajomością prawa i zdolnością przemawiania. Utalentowany pisarz i publicysta wydał wiele pism oraz broszur politycznych i filozoficznych, a także Wspomnienia zawierające cenny opis prac Sejmu Czteroletniego. Ożenił się z Beatą Potocką.
Drugi Michał Czacki (ur. 1797 r.), syn Dominika, regimentarz wołyński i pułkownik wojsk polskich, w czasie powstania listopadowego, 14 kwietnia 1831 r. sformowawszy wraz ze Steckim oddział złożony ze 150 ludzi, przyłączył się do wojsk gen. Józefa Dwernickiego. Brał udział w bitwie pod Boremlem i osobistą odwagą przyczynił się do zwycięstwa Polaków. Po stłumieniu powstania jego rodzinny Boreml został zdewastowany, kościół zamieniony na cerkiew, a Michał nie mógł już wrócić do swojej posiadłości; przeniósł się więc do Galicji. Syn jego Feliks Czacki (1783-1862) przez 19 lat wchodził w skład Komisji Sądowej Edukacyjnej, a później jej przewodniczył. Likwidował majątek założonego przez Tadeusza Czackiego Liceum Krzemienieckiego na rzecz rosyjskiego Ministerstwa Finansów. Uzdolniony literacko, wydał 3 tomy studiów nad rewolucją francuską Etudes historiques sur la revolution francaise de 1789. Zgromadził wielką bibliotekę. Ożenił się z Barbarą Czacką, córką Dominika.
2. Tadeusz Czacki - pradziad Róży Czackiej
W Polskim Słowniku Biograficznym napisano o nim: "Samouk, mąż stanu, organizator handlu, przemysłu i rękodzieła, historyk wysokiej miary, znawca prawa, bibliofil, przede wszystkim organizator i reformator szkolnictwa. Cieszył się miłością uczniów i profesorów. [...] Zajął się sytuacją mniejszości narodowych, sprawami ekonomicznymi, biciem monety, drożyzną. Wydał wiele prac, m.in. z zakresu pedagogiki".
Tadeusz Czacki (1765-1813) kształcił się w Gdańsku, gdy jego ojciec, Szczęsny pozostawał pod nadzorem rosyjskiej policji. W rodzinnym Porycku z kieszonkowych pieniędzy utrzymywał nauczyciela dla dzieci ze wsi. Mając 19 lat został wybrany do Komisji Kruszcowej (ówczesne Ministerstwo Kopalnictwa), a w wieku 21 lat do Komisji Skarbu Koronnego (Ministerstwo Finansów). Po pierwszym rozbiorze Polski, gdy Prusy blokowały eksport Wisłą (panując nad jej ujęciem), a Austria zagarnęła kopalnie soli, Czacki wszczął badania nad wydobyciem soli, uspławnieniem rzeki Dniestr i opracowaniem hydrograficznej mapy Polski. Opłacał te działania z własnych funduszów. Pisał dzieła z zakresu historii, historii prawa oraz traktujące o mniejszościach narodowych, dopominał się m.in. o prawa dla Żydów, Tatarów i Cyganów. Dwutomowe dzieło O litewskich i polskich prawach i O statucie dla Litwy stanowi pierwsze opracowanie polskiego prawa. Stał się współzałożycielem Towarzystwa Przyjaciół Nauk, ogólnokrajowej akademii nauk. Założył Towarzystwo Żeglugi na Morzu Czarnym, które wypuściło pierwszy polski statek z Odessy do Triestu.
W czasie powstania kościuszkowskiego, w 1794 r., za niestawienie się w Petersburgu, w celu okazania lojalności wobec carycy, Katarzyna II skonfiskowała Tadeuszowi i jego bratu Michałowi dobra na Wołyniu. Obejmowały, jak to wówczas określano, 5367 dusz. Odzyskali je dopiero po śmierci carycy.
Gdy w 1803 r. car Aleksander I przyznał pewną autonomię polskiemu szkolnictwu na Litwie i Rusi, stanowiących kiedyś integralną część ziem polskich, Czacki został mianowany wizytatorem szkół dla Wołynia, Podola i Ukrainy. W ciągu 10 lat doprowadził do utworzenia około 130 szkół parafialnych i kilkunastu średnich. Był niestrudzonym kwestarzem, wdziękiem osobistym i zdolnością przekonywania spowodował niezwykłą ofiarność szlachty, zdobywając pieniądze na szczytne cele.
Za najdonioślejsze osiągnięcie Tadeusza Czackiego uważa się założenie w roku 1805. Liceum w Krzemieńcu, największym mieście na Wołyniu. Dokonał tego w bliskiej współpracy z księdzem Hugonem Kołłątajem, wielkim ówczesnym pedagogiem, wybitnym reformatorem, który opracował organizację i program wzorcowej, nowoczesnej, dostępnej dla wszystkich uczelni. Czacki korzystał też z rad kilku innych światłych ludzi tej epoki, byłych członków zlikwidowanej przez rząd carski Komisji Edukacji Narodowej. Wyższy oddział szkoły, postawiony na poziomie uniwersyteckim, składał się z trzech kierunków: filologicznego, matematycznego i prawnego (czwartego, rolniczo-ogrodniczego, nie udało się uruchomić).
W nauczaniu, kosztem ograniczenia wszechwładnej dotąd łaciny, położono nacisk na nauki ścisłe i opanowanie trzech nowoczesnych języków, a nawet na naukę mechaniki. Języków klasycznych uczono dopiero w wyższych klasach. Czacki bogato wyposażył gabinety fizyki i mineralogii, założył obserwatorium astronomiczne i ogród botaniczny. Zależało mu na ogólnym rozwoju młodego człowieka, toteż przewidział program wychowania fizycznego z nauką: pływania, jazdy konnej, szermierki, gry w piłkę. Przekazał do Krzemieńca zakupiony od króla księgozbiór, liczący 15 tys. tomów, uzupełnił go prywatnymi księgozbiorami (8 tys. tomów) i utworzył wielkiej wartości bibliotekę. Po jego śmierci trafić tam miało 32 tys. książek z jego własnej kolekcji. Otworzył też drukarnię dla szkoły.
Dewizą jego było: "użyteczność nauki szkolnej w życiu", czyli zaspokojenie najbardziej palących potrzeb społecznych, dlatego założył dwuletnią szkołę kształcącą geometrów i "mechaników praktycznych", w której zajmowano się też nauką budownictwa wiejskiego. Planował uczynić z Krzemieńca miasto-szkołę, stworzyć osobne instytucje dla kształcenia organistów oraz nauczycieli szkół parafialnych, gdzie by też uczono położnictwa i weterynarii . Miała powstać nawet szkoła dla guwernantek. Plany te pokrzyżowała wczesna śmierć - w 48 roku życia.
Liceum Krzemienieckie było znaną na terenie całej dawnej Rzeczypospolitej uczelnią, zdecydowanie katolicką, nie zastrzeżoną wyłącznie dla szlachty, wychowującą młodzież na prawych obywateli, patriotycznie nastawionych, o wyrobionym charakterze. Uczniowie mieli własny sąd koleżeński. Czacki dbał o bliski kontakt z rodzicami, których zapraszano na uroczystości szkolne, troszczył się o utrzymanie więzi z absolwentami. Zachęcał szlachtę do zaniechania kształcenia synów w domu i oddawania ich do liceum, zapewniając im przez to wyższy poziom nauki i zaprawę do życia społecznego.
Nic dziwnego, że za tak pomyślaną działalność Tadeusz Czacki spotkał się z ostrym prześladowaniem ze strony rosyjskich władz. Nie uniknął też przykrości i zawiści ze strony Uniwersytetu Wileńskiego. Nie zważał na to, pragnąc tylko jednego: "by plemię polskie moralnie odrodziło się, stało się tym, do czego jest wybitnie zdolne." (2)
Czacki był wielkim erudytą. Pozostawił po sobie bogatą spuściznę w różnych dziedzinach piśmiennictwa. Poruszał problemy, które wydawały mu się najbardziej palące. Osobowość jego wycisnęła wyraźne piętno na rodzinie Czackich, dostrzegalne również u Róży Czackiej: zamiłowanie do historii i wyczucie prawa, kierowanie się nie z góry ustaloną koncepcją, lecz wyczuciem realnej potrzeby, kształcenie w znajomości zajęć praktycznych, wybitny zmysł organizacyjny, stałe zgłębianie nowych dziedzin wiedzy, umiejętność korzystania z pomocy i rady innych, talent pedagogiczny. Oprócz cech osobistych, Czaccy jako rodzina posiadali poczucie odpowiedzialności za losy kraju i najbliższej okolicy. Odznaczali się szacunkiem dla demokracji i tolerancją w stosunku do mniejszości narodowych.
3. Wiktor i Pelagia z Sapiehów Czaccy, dziadkowie Róży Czackiej
O Wiktorze, ur. w 1801 r., wiadomo bardzo niewiele. Syn wybitnego ojca, Tadeusza Czackiego, wcale nie był do niego podobny. Chorowity, mało energiczny, miał pociąg do alkoholu. Po śmierci ojca musiał spłacać długi zaciągnięte na hipotece majątków na rzecz Liceum Krzemienieckiego. Niczym pozytywnym nie zaznaczył się w historii swego rodu. Największym jego osiągnięciem było małżeństwo z wybitną osobą Pelagią Sapieżanką. Zmarł młodo.
W rodowodzie Matki Elżbiety Czackiej spotkać można wielkie nazwiska historyczne. Do nich należy jej babka ze strony ojca Pelagia, pochodząca z książąt Sapiehów (1803-1892), wywodząca się z rodu zasłużonych hetmanów, wielkich patriotów, lecz również zdrajców ojczyzny. Takim był jej dziadek ze strony matki Szczęsny Potocki, wielki magnat kresowy, który przyczynił się do upadku Polski. Należał do twórców, zawiązanej w imię obrony przywilejów szlacheckich, konfederacji targowickiej, która wezwała na pomoc przeciw reformatorom Rzeczypospolitej wojska Katarzyny II. Tak doszło do II. rozbioru Polski w 1793 r. Wielu potomków Szczęsnego całe życie pokutowało za przodka. Ojcem Pelagii był Mikołaj Sapieha, niegdyś adiutant księcia Józefa Poniatowskiego, marszałka Francji, dowódcy polskiej armii przy boku Napoleona.
W takiej atmosferze wychowywała się Pelagia. Wyszła za mąż za Wiktora Czackiego, syna Tadeusza. Mając chorowitego męża sama musiała radzić sobie z zarządem majątków, z których główny, Poryck, był zniszczony konfiskatami, dobra zaś zahorowskie zadłużone na rzecz Liceum Krzemienieckiego. Była osobą wielkiego formatu, silną osobowością, wywierała więc duży wpływ na otoczenie. Doprowadziła do pojednania z Bogiem Joanny Bobrowej, związanej romansem z Zygmuntem Krasińskim, który ją z czasem opuścił. Krasiński był kuzynem Wiktora Czackiego. Pelagia odważyła się zwrócić mu listownie uwagę, by nie rozbijał ognisk rodzinnych. W przyszłości Krasiński miał pozytywnie znaczący wpływ na formację jej syna Włodzimierza, kardynała.
Mądra, a zarazem stanowcza matrona doskonale wychowała czterech synów. Najstarszy, Władysław, nie miał bliskiego kontaktu z resztą rodziny. Włodzimierz, kardynał, jest kandydatem na ołtarze. Feliks, ojciec Róży Czackiej, życiem i stosunkiem do ludzi służył córce za wzór w postępowaniu, Tadeusz uchodził również za człowieka pełnego cichych cnót. "Jej dzieci, a potem wnuki obsługiwały się same, odwiedzały chorych, ubogich, spieszyły im z pomocą." (3) Także chłopcy musieli nauczyć się szycia, reperacji, cerowania, podobno celował w tym późniejszy kardynał Włodzimierz. Pelagia słynęła z dobroczynności, leczyła znakomicie ziołami. Była bardzo religijna.
Róża Czacka od lat dziecięcych odmawiała modlitwę ułożoną przez kardynała Czackiego, której nauczyła ją babka: "Boże mój, pragnę tylko spełnić wolę Chrystusa, a wszystkich łask i darów oczekuję od Jego miłosierdzia". Na następnych stronach książki poznamy, jak wielki wpływ miała Pelagia na małoletnią Różę.
4. Kardynał Włodzimierz Czacki - stryj Róży
Włodzimierz Czacki (1835-1888), kardynał, poeta, pisarz, jeden z najzdolniejszych watykańskich mężów stanu w XIX w., syn Wiktora i Pelagii z Czackich, brat Feliksa.
Z powodu wątłego zdrowia w 16. roku życia opuścił Polskę, do której już nigdy nie powrócił, i zamieszkał w Rzymie u ciotki Zofii z hrabiów Branickich, księżnej Odeschalchi. W czasie pobytu w Paryżu poznał księcia de Morny, utracjusza, zdobywcę niewieścich serc lecz wybitnego ministra. Po latach korespondencji doprowadził go do nawrócenia.
W Rzymie Czacki studiował na uniwersytecie, opanował biegle 6 obcych języków i poznał dogłębnie kulturę europejską. Wyróżniał się bystrością umysłu, dowcipem i urokiem osobistym. Pozyskał sobie sympatię, a z czasem przyjaźń papieża Piusa IX. Zaczął prywatnie studiować teologię i w końcu 1868 r. z woli Ojca św. w ciągu jednego dnia, w kaplicy swej ciotki, księżnej Odeschalchi otrzymał wszystkie święcenia kapłańskie. Oddał się pracy wśród rzemieślniczej ludności Rzymu, spowiadając garnących się do niego tłumnie wiernych. Papież mianował go "cameriere secreto" i prałatem domowym, a nawet stworzył dlań specjalny urząd sekretarza do korespondencji w obcych językach. Czacki musiał co dzień jadać obiad z Piusem IX i godzinami omawiać trudne sprawy. Włodzimierza cechowała wielka roztropność, trzeźwość umysłu, zdolność do praktycznego rozwiązywania problemów i wyczucie zagadnień dyplomatycznych. Dzięki temu potrafił we właściwym świetle ukazać sytuację Polski pod zaborem rosyjskim, zwłaszcza podczas powstania narodowego w 1863 r., przedstawianego na Zachodzie jako bunt Polaków przeciw legalnej władzy.
Po 1870 r. Włodzimierz Czacki wszedł do Kongregacji św. Oficjum i Kongregacji Studiów, został sekretarzem Kongregacji do Spraw Nadzwyczajnych Kościoła i tu oddał wielkie zasługi, broniąc go w trudnych chwilach. W 1870 r., w epoce Soboru Watykańskiego I, opublikował kilka broszur, dotyczących papiestwa i soboru, Polski oraz jej stosunku do Kościoła.
Papież Leon XIII radził się go, podobnie jak jego poprzednik, i w końcu udzieliwszy sakry biskupiej wysłał jako nuncjusza do Paryża, z tytułem arcybiskupa Salaminy in partibus. Włodzimierz Czacki podjął się trudnej do spełnienia misji w kraju rządzonym przez antyklerykałów i masonerię. Prowadząc otwarty salon, zdobył uznanie wyższych sfer stolicy. Potrafił zjednywać sobie nieżyczliwych polityków, a widząc ich ignorancję w sprawach Kościoła, udzielał rzetelnej informacji o jego zadaniach i polityce. Udało mu się w końcu pozyskać nieprzejednanego papieskiego wroga, premiera Leona Gambettę. W ciągu trzyletniej pracy spełnił w dużej części otrzymane od papieża Leona XIII zalecenia: utrzymania zagrożonego konkordatu oraz budżetu Ministerstwa Wyznań Religijnych, obsadzenia stolic biskupich wartościowymi ludźmi, złagodzenia radykalnych przepisów dotyczących szkolnictwa, ocalenia paru zakonów męskich i żeńskich skazanych na wygnanie, wpłynięcia na miejscowe duchowieństwo, by nie włączało się w opozycyjną grę polityczną.
Arcybiskup Czacki źle znosił klimat miasta nad Sekwaną i po upływie trzech lat poprosił o przeniesienie do Rzymu. Papież, acz niechętnie, spełnił jego życzenie oraz nadał mu godność kardynała z tytułem św. Pudencjanny. Kardynał Czacki był członkiem siedmiu Kongregacji rzymskich, protektorem trzech zakonów i Królestwa Portugalii. Przyczynił się do zawarcia ugody z rządem niemieckim w sprawie Kulturkampfu. Stale demaskował politykę rosyjską, dążącą do rusyfikacji narodu polskiego poprzez zmuszanie terrorem unitów, a nawet katolików, do wpisywania się do prawosławnych ksiąg stanu cywilnego. Gdy po powstaniu 1863 r. na ziemiach dawnej Polski zamykano kościoły, internowano biskupów, usuwano zakony i prześladowano księży, w Rzymie nikt poza Czackim o tym nie wiedział. Dokładna znajomość tych spraw stała się prawdopodobnie przyczyną śmierci kardynała. Podczas wizyty przedstawiciela carskiego rządu Aleksandra Izwolskiego i długotrwałych z nim rozmów, kardynał Czacki źle się poczuł. W parę godzin po przybyciu nieznanego lekarza znaleziono go nieżywym. Kardynał Ferrata, dawny sekretarz nuncjatury w Paryżu, zapewnił rodziny Branickich i Czackich, iż Watykan jest przekonany o skrytobójczej śmierci kardynała Czackiego, prawdopodobnie przez otrucie. (4) Gdy w latach osiemdziesiątych XX w. dokonano komisyjnie jego ekshumacji, znaleziono ciało nietknięte. (5)
Siostra Matki Czackiej Pelagia Karnkowska napisała: "Bóg, znacząc Siostrę moją piętnem cierpienia, przeznaczał do wielkich swoich celów [...], jak kard. Czackiego i ten potężny zmysł administracyjno-organizacyjny podany miała z generacji na generację. Jest dużo podobieństwa w ustroju umysłowym Matki z umysłem genialnym Kardynała." (6) A Maria Weyssenhoffowa (7) opowiadała, jak babka Róży Czackiej "... mówiła o życiu dziada Tadeusza Czackiego i o Krzemieńcu, a najlepiej lubiła mówić o swoim synu Kardynale, z którego była dumna, a raczej szczęśliwa, że tak się udał jej "chłopiec"". Rozmowy takie niewątpliwie nie pozostawały bez echa w duszy jej wnuczki.
We wspomnieniach rodziny Czackich, dotyczących kardynała Włodzimierza, znajduje się opis dwóch mało znanych faktów. W dniu jego śmierci, w popołudniowych godzinach, w mieszkaniu jego matki Pelagii nagle spadł ze ściany obraz. Pani domu wezwała służącego i poprosiła, by zawiesił go z powrotem. Po chwili obraz spadł ponownie i wówczas wiedziona macierzyńskim instynktem pani Pelagia zawołała: "Już wiem, mój syn nie żyje." (8) Było to prawdą.
Drugie opowiadanie odnosi się do miejsca spoczynku ś. p. Kardynała. Wiadomo, że w czasie wyjazdów do Rzymu kardynał Stefan Wyszyński i metropolita krakowski Karol Wojtyła chodzili modlić się u jego grobu. Kiedyś otwarto sarkofag i stwierdzono, że grób jest pusty. Wywołało to konsternację. Najbardziej przejęli się tym faktem ks. zmartwychwstańcy, związani tradycjami z tą postacią. Ich przełożony generalny poświęcił dwa urlopy, aby szukać jego grobu. Cmentarz komunalny miasta Rzymu jest bardzo rozległy: poszukiwania nie dały rezultatu. Raz, wyczerpany chodzeniem, zdrzemnął się, siedząc na jakimś grobie. Nagle ocknął się i ujrzał siedzącego obok jednego z dozorców terenu. Wdał się z nim w rozmowę i zwierzył ze swoich kłopotów. Wówczas otrzymał niespodzianą odpowiedź: "Przecież Kardynał leży tu, w sąsiednim grobie." Urządzono uroczystą ekshumację, w czasie której jeden z włoskich lekarzy, członek wyznaczonej do tego Komisji, widząc, że ciało po ok. 100 latach jest całe, a twarz jakby zaróżowiona, pozwolił sobie na ironiczną uwagę: "Nie ma czemu się dziwić, przecież trucizna go zakonserwowała". Zwłoki przeniesiono uroczyście do sarkofagu w bazylice św. Pudencjanny, a przy okazji stwierdzono, że Kardynał był bardzo wysokiego wzrostu. (9)
5. Rodzice
Syn Wiktora Czackiego i Pelagii z Sapiehów, Feliks Marian Czacki, ojciec Róży (1840-1909), wnuk wielkiego Tadeusza, brat kardynała Włodzimierza, miał starszego brata Władysława ożenionego z Leonią Sapieżanką oraz młodszego Tadeusza. On sam ukończył Instytut Szlachecki w Warszawie, studiował przyrodę na uniwersytecie w Kijowie i przez dwa lata medycynę, po czym przejął zarząd nad rodzinnym Poryckiem. (10) Zaślubił Zofię Ledóchowską z linii wołyńskiej. W czasie powstania 1863 r., gdy Kozacy rozbili pod Poryckiem oddział partyzancki, obwiniono Feliksa - pewno nie bez racji - o udzielanie pomocy powstańcom.
Skazany na 6 lat więzienia i osadzony w Łucku, na dłuższy czas przed odsiedzeniem kary został wykupiony przez znanego z patriotyzmu krewnego, Władysława Branickiego, właściciela Białej Cerkwi. (11) Czackiemu nie wolno było mieszkać w rodzinnych stronach, toteż chcąc uratować Poryck przed konfiskatą, przekazał go na razie bratu Tadeuszowi, sam zaś przez administratorów zarządzał majątkami żony: Koniuchami, Ludzinem i Borszczami. (12) Dzięki stosowaniu ulepszonych metod gospodarowania podniósł znacznie ich dochodowość. Miał już wówczas opinię zdolnego organizatora i świetnego rolnika. To zapewne skłoniło Branickiego do zawarcia z nim umowy, iż na dziesięć lat przejmie administrację jego olbrzymich dóbr na Ukrainie, liczących ok. 100 tys. ha czarnoziemu.
W ciągu 10 lat (1872-1882) pełen energii i inteligencji Feliks przeobraził słabo gospodarowane latyfundium w kwitnący obiekt. Założył nasiennictwo buraczane, wybudował trzy cukrownie, rafinerię, uruchomił fabrykę maszyn rolniczych, doprowadził do budowy kolei żelaznej, rozwinął stadninę koni arabskich. Majątek zaczął przynosić ogromne dochody.
Feliks Czacki przez całe życie odznaczał się zacięciem w pracy społecznej. Z jego inicjatywy otwarto w Białej Cerkwi Kasę Emerytalną oraz gimnazjum z bezpłatną nauką dla najlepszych uczniów. Oddano do użytku dobrze wyposażony szpital. Do administracji wciągano Polaków, dając pierwszeństwo uczestnikom powstania w 1863 r., pozbawionym najczęściej środków do życia, lub powracającym z Sybiru zesłańcom.
W 1882 r. kończył się przewidziany umową okres pracy Feliksa w Białej Cerkwi. Nieuleczalnie chory Branicki przebywał niemal bez przerwy za granicą. Majątkiem kierowała jego żona, Maria z Sapiehów.
W tych warunkach w końcu 1882 r. Czaccy zdecydowali się na wyjazd do Warszawy. Chcieli też stworzyć dzieciom lepsze warunki kształcenia. Z czasem zdjęto wyroki skazujące Feliksa Czackiego. Stosunki z Petersburgiem poprawiły się do tego stopnia, iż uzyskał tytuł szambelana carskiego i otrzymał zatwierdzenie nadanego rodzinie w XVI w. tytułu hrabiowskiego (1895). W końcu wszedł jako poseł do Dumy. Wskutek układów rodzinnych po śmierci brata Tadeusza przejął z powrotem Poryck.
Zamieszkawszy w Warszawie Feliks pracował i zajmował się sprawami społecznymi. Jako wiceprezes spółki akcyjnej, prowadzącej największą w Królestwie inwestycję - budowę Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, ułatwiającej Polakom kontakt z Zachodem, dbał o zatrudnianie tam polskiego personelu. Uczestniczył w założeniu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, które w przeznaczonym do wystaw gmachu prezentowało prace rodzimych artystów. Współdziałał przy tworzeniu Banku Handlowego. Zarządzał rozrzuconymi w trzech guberniach majątkami ciotki Augustowej hr. Potockiej, znanej filantropki. Podobnie, po śmierci właściciela, zajął się ordynacją Krasińskich.
Pełnił funkcję prawnego opiekuna nad sierotami z kilku rodzin, proszono go do rad familijnych, sądów polubownych. Dzięki stosunkom w Petersburgu uratował od zesłania lub śmierci około 1000 Polaków zaangażowanych w walkę o wolność. Dzięki udzielanym stypendiom umożliwił 70 młodym ludziom zdobycie dyplomów uniwersyteckich. Przy czym nie oglądał się zupełnie na pochodzenie potrzebującego. W Warszawie, gdy ktoś znalazł się w krytycznej sytuacji, mówiono: "Idź pan do hrabiego Czackiego." (13)
W 1882 r. rząd carski odnowił konkordat ze Stolicą Apostolską. Dla prześladowanego od lat Kościoła interwencje Feliksa Czackiego były cenne i skuteczne. Uratował kilka kościołów przed przekształceniem na cerkwie, wyjednał zgodę władz na budowę paru nowych świątyń w Królestwie, jak również na otwarcie kilku innych. Dzięki niemu Matka Marcelina Darowska, założycielka ss. niepokalanek uzyskała zgodę na otwarcie zakładu wychowawczego w Szymanowie. Kilku żeńskim zakonom wyrobił prawo osiedlenia się w Królestwie. Siostry miłosierdzia - szarytki ocalił od zastąpienia ich przez Rosjanki. Uratował od likwidacji Warszawskie Towarzystwo Dobroczynności. Przez niego wysyłano do Rzymu tajne papiery dotyczące spraw Kościoła, gdyż w środowisku watykańskim miał wyrobione stosunki dzięki bratu, kardynałowi. Feliks Czacki hojnie wspomagał seminarium duchowne w Żytomierzu, które miało tak ważną rolę odegrać w życiu jego córki. (14)
"W domu Czackich panował kult Ofiary Eucharystycznej. [...] Feliks Czacki do Komunii św. przystępował kilka razy do roku, co wówczas wśród mężczyzn było rzadkością. W kościele parafialnym w Koniuchach z jego polecenia celebrans odprawiał głośno Mszę św., w której ojciec Róży uczestniczył z mszałem w ręku, starając się udostępnić teksty liturgiczne zebranym. Były to prekursorskie posunięcia." (15)
Jaki wpływ miał taki ojciec na córkę? Wiemy, że kochał ją najbardziej ze wszystkich dzieci, na wszystko pozwalał, "psuł ją, pieścił [...], dogadzał - nie troszcząc się o zasady pedagogiki ówczesnej." (16)
Pan Feliks, ciągle zajęty cudzymi i swoimi interesami, najlepsze chwile spędzał z najmłodszą córką. Wtajemniczał ją w swoją działalność, szukał zarazem u niej pokrzepienia i odpoczynku. Można z pewnością twierdzić, że wybitny zmysł organizacyjny Róża odziedziczyła po ojcu, wiele od niego przejęła w zakresie znajomości spraw prawnych i ekonomicznych. Z jego polecenia musiała nauczyć się prowadzić wszelkie rachunki. W przyszłości powie, że "pragnęła tak jak on postępować, z podobną dobrocią w stosunku do każdego." (17)
Zofia z Ledóchowskich Feliksowa Czacka, matka Róży, należała do średniozamożnego rodu wywodzącego się z Rusi, sięgającego korzeniami przełomu XV i XVI w. Ród ów wydał dwóch wojewodów i pięciu kasztelanów, a zatem siedmiu senatorów za czasów I Rzeczypospolitej. Później spotykamy nazwiska dwóch generałów Ledóchowskich. Nie był to więc przeciętny ród. Wywodzili się z niego: arcybiskup gnieźnieński kardynał Mieczysław, z linii austriackiej błogosławiona Urszula, założycielka urszulanek szarych oraz błogosławiona Maria Teresa, założycielka Sodalicji Piotra Klawera, jak również Włodzimierz, generał jezuitów i kandydat na ołtarze.
Już w początku XVI w. Ledóchowscy rozdzielili się na gałęzie: wołyńską i radomską. W XIX w. gałąź radomska wydała z siebie dwie linie osiadłe w Austrii, z których jedna pod koniec tegoż wieku powróciła do Polski.
Gałąź wołyńska utrzymywała więź rodzinną z linią radomską i liniami osiadłymi w Austrii. Dowodem tego była adopcja przez Mieczysława Halkę-Ledóchowskiego młodego Aleksandra, syna Michała ze Smordwy na Wołyniu. Bliskiego pokrewieństwa między tymi liniami nie było. Jednakże więź rodową utrzymywano z tymi, którzy posiadali, tak jak Ledóchowscy, ten sam herb. Poczucie wspólnoty zaznacza Maria z Ledóchowskich Weyssenhoffowa we wspomnieniach. Kardynała Mieczysława Ledóchowscy z Wołynia uważali za swojego dalekiego krewnego. Wiemy, że Matka Elżbieta jeździła do Pniew do bł. Urszuli Ledóchowskiej radzić się w jakichś sprawach. Pochodzenie z rodu o historycznym nazwisku i koligacje z ośmiu czy dziewięciu arystokratycznymi rodami, żyjącymi na bardzo wysokiej stopie i o wielkich ambicjach nie było dla Róży Czackiej ułatwieniem na drodze do świętości. Jednakże miała w rodzinie wiele pięknych wzorców do naśladowania.
Zofia z Ledóchowskich Czacka (1845-1912), matka Róży, była córką Romualda, marszałka szlachty podolskiej, i Leontyny z Czackich. Pochodziła z Matwiejowic. Matka Elżbieta z właściwą sobie otwartością pisze: "Dzieciństwo miałam dziwnie smutne. Matka moja była chorobliwie nerwowa, co stwarzało przykrą bardzo atmosferę w domu." (18) Więcej szczegółów podaje Maria z Ledóchowskich Weyssenhoffowa, blisko związana z Czackimi, siostrzenica Zofii: "Zimna, sztywna, w gruncie [rzeczy] dobra i uczynna. Wolała zacisze domowe. W salonach nazywano ją złośliwie "lodownią pokojową"." (19) Prawdopodobnie miała wygórowane wyobrażenie o rodzinie męża i swojej, o ich znakomitym pochodzeniu. Znajdowało to wyraz w zewnętrznych wystąpieniach, w okazałości przyjęć. Maria Weyssenhoffowa pisze o nich z akcentem ironii, dodając, że kierowała się ambicją, walcząc zarówno o najwyższe stanowisko dla męża, jak i najlepszą przyszłość synów. (20)
Córkę wychowywała bardzo surowo, nie okazując serdeczności. Stawiała dziewczynce wielkie wymagania. Nie zadbała jednak należycie o wychowanie religijne dziecka. W stosunku do domowników bywała nieraz gwałtowna. Jednakże szanowała ich i zwracała się do nich per pan, pani, co w owych czasach należało do rzadkości, oraz nie pozwalała dodawać im zbytecznej pracy.
Po utracie wzroku przez córkę zmieniła się wyraźnie. Stała się dobra i troskliwa, dokładała starań o jak najlepsze leczenie. Pomagała córce w uczeniu się pisma brajla, przepisywała książki dla niewidomych. Nie szczędziła ofiar na założony przez Różę w Warszawie zakład.
W ostatniej chorobie męża z taktem i odwagą doprowadziła go do spowiedzi. Jako prezeskę Konferencji Pań św. Wincentego h Paulo kosztowało ją wiele trudu, by zdobywać fundusze dla podopiecznych sióstr szarytek. Podczas swej przedśmiertnej choroby słodyczą i cierpliwością wprawiała w podziw otoczenie. Można przypuszczać, że na tę zmianę charakteru wpłynął też przykład córki. (21)
6. Dzieciństwo i młodość
a. Pobyt w Białej Cerkwi
Róża Czacka urodziła się 22 października 1876 r. w Białej Cerkwi (22) na Ukrainie jako szóste dziecko Feliksa i Zofii z Ledóchowskich Czackich. Róża została ochrzczona 19 listopada tegoż roku w kościele rzymsko-katolickim w dzień św. Elżbiety Węgierskiej. "Chrztu udzielił jej proboszcz parafii, kanonik Seweryn Mogilnicki, rodzicami chrzestnymi byli Antoni Potocki i Maria Branicka." (23)
W Białej Cerkwi zaczynały się budzić uczucia religijne małej Rózi. Na całe życie zapamiętała słowa Madame Chapellier, francuskiej wychowawczyni, że św. Antoni modlił się zawsze i wszędzie. Już wówczas próbowała go naśladować.
O swoim dzieciństwie tak pisała w "Notatkach osobistych": "Z rozkazu Ojca [W. Korniłowicza - M. Ż.] zaczynam pisać historię mego życia. Urodziłam się w październiku 1876 r. w Białej Cerkwi, na Ukrainie. Chrzest mój odbył się podobno 19 listopada, w dzień św. Elżbiety, o czym się dowiedziałam z metryki mojej, w kilka lat po otrzymaniu imienia zakonnego, Elżbiety. Rodzice moi mieli siedmioro dzieci. Ja byłam szósta z rzędu. Najmłodszego, Jędrusia, pamiętam, zmarł prawie nagle w [czasie] nieobecności moich Rodziców. Pierwsze wspomnienia moje związane są z wiosną. Do dzisiejszego dnia pamiętam to pierwsze zetknięcie się moje z wiosną. Zapach specjalny w powietrzu, cudny koloryt nieba i świergot ptaków koło wielkiego domu o dużych kolumnach. Mój Ojciec, siostra moja o 8 lat ode mnie starsza i dwaj moi bracia, powrócili rano z konnego spaceru. Posadzili mnie na klacz mego brata i kilka razy objechałam w ten sposób w koło dziedzińca, trzymana na koniu nie pamiętam przez kogo. Pewnie tej samej wiosny spacer do lasu powozem, wszyscy zbierali fiołki, a mnie nosił na ręku stary Kozak. [...] Potem pierwsze majowe nabożeństwa: ołtarzyk w dziecinnym pokoju, ubrany wiosennymi kwiatami przez naszą starą Francuzkę, p. Chapellier. Nigdy już później takich kwiatów nie widziałam". Matka Czacka pisała dalej: "Mieliśmy wtedy jednocześnie ze starą Francuzką, którąśmy bardzo kochali, jeszcze Angielkę i nauczycielkę Polkę do mojej siostry, a także Niemkę, którejśmy nie cierpieli. Było to niedługo po wojnie francusko-pruskiej i zdaje się, że nasza antypatia była wywołana przez ukrytą niechęć naszej Francuzki do Niemki. Już wtedy słyszeliśmy o Bismarcku (24) i o strasznych zorzach północnych, które się ukazywały na Wołyniu w domu moich rodziców i były przez nich i p. Chapellier obserwowane. Tych czasów też sięga wspomnienie dnia letniego: żar słońca, cudny zapach rezedy i innych kwiatów, a jednocześnie orzeźwiający powiew wiatru stepowego, który, jak mówili starsi zaczynał dąć przy wschodzie słońca, a uciszał się wraz z jego zachodem". Matka Czacka od dziecka była wrażliwa na wszelkie objawy piękna i umiała się nimi zachwycać. Po latach wracała myślą do powiewu wiatru, zapachów i urody kwiatów. Ta cecha pozostała u niej żywa do końca życia.
"W tym czasie również zrobiły na mnie ogromne wrażenie dwa drobne na pozór zdarzenia. Jedna z naszych nauczycielek śmiała się i krytykowała w mojej obecności moją matkę. Słuchałam tego z wielkim zdziwieniem, a ona pewnie ani się domyślała, co za krzywdę robi dziecku. Drugim razem znowu ta sama nauczycielka, znowu w mojej obecności krytykowała jakieś rozporządzenie mojej babki. To rozporządzenie było rzeczywiście bolesne dla nas, dzieci. Mieliśmy wielkiego psa św. Bernarda, którego moja babka kazała zabić, bo była obawa, że się wściekł. Kochałam bardzo moją babkę i na szczęście, prócz zdziwienia wielkiego, nie wpłynęło to w niczym na osłabienie miłości mojej do babki, gdy tymczasem tamta