1860
Szczegóły |
Tytuł |
1860 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1860 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1860 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1860 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wyb�r poezji
opracowa�a: Ma�gorzata Ryl
Przedsi�biorstwo Wydawnicze
Zwi�zku Niewidomych "Print 6"
Rok 1994
ISBN 83-85987-10-X
Wst�p
W okresie tak szybkiego rozwoju techniki,
w kt�rym kr�luje video, komputer itd.,
gdy �atwiej obejrze�, zekranizowan�
wersj� ksi��ki ni� j� przeczyta�, coraz
mniej ludzi si�ga po poezj� dla w�asnej
przyjemno�ci, satysfakcji nieliczni
wyszukuj� nowo�ci wydawniczych spod
znaku Kaliope.
Czyta si� wiersze z przymusu szkolnego,
dla stopni, dla nauczycieli, a ma�o jest
nauczycieli pedagog�w, umiej�cych
rozbudzi� zainteresowanie poezj�,
uwra�liwi� na pi�kno j�zyka, problemy
zawarte w utworach.
W tej antologii znalaz�y si� utwory
bardziej i mniej znane, r�wnie� z kanonu
lektur szkolnych. Charakteryzuj� si�
r�norodno�ci� pod wzgl�dem formy i
tematyki, m�wi�ce o mi�o�ci, przyja�ni,
smutku, rado�ci itd.. Zawieraj� pytania
dotycz�ce sensu �ycia ludzkiego,
cierpienia, miejsca cz�owieka we
wsp�czesnym �wiecie, postaw moralnych
etc., a wi�c bliskie wsp�czesnemu
czytelnikowi.
Mamy nadziej�, �e ka�dy znajdzie w tym
zbiorze chocia� jeden utw�r dla siebie,
kt�ry by� mo�e pozwoli zapomnie� o
otaczaj�cej rzeczywisto�ci, o smutku,
zrozumie� siebie i innych. Zach�camy
r�wnie� do si�gni�cia po wiersze znane z
lekcji j�zyka polskiego, kt�re czasami
wydawa� si� mog�y nudne, banalne,
bezsensowne i odczyta�, prze�y� je na
nowo.
Motto:
"Czym jest poezja, kt�ra nie ocala
Narod�w ani ludzi?"
Czym jest poezja, je�li nie ocala
narod�w ni ludzi,
ani narod�w i ludzi przed samymi sob�,
lecz tylko to co ludzie
i narody potrafi� zniweczy�?
Czym wi�cej by� mo�e, je�li nie
trwo�nym
jak bicie �miertelnego serca,
silniejszym od l�ku przed n�dz� i �mierci�
g�osem sumienia.
Ryszard Krynicki
opracowa�a: Ma�gorzata Ryl
Bia�oszewski Miron (1922-1983) - poeta;
liryka oparta na zasadach eksperymentu
j�zykowo-poetyckiego: "Obroty rzeczy",
"By�o i by�o"; utwory dramatyczne:
"Pami�tnik z powstania warszawskiego";
"Do NN***"
nagle
wycinasz si�
z pomieszanych form ulicy
z wypuk�o�ci� n�g
twarzy
zbli�asz si� - p�
mijam ci� - p�
jak�e mi szkoda
tej zawsze jednej strony nie widzianej!
odchodzisz - p�
ruch innych
kroi ci�
w coraz drobniejsze kawa�ki
nic mi z ciebie nie zosta�o
nagle
Bogus�awska Teresa - ur. 13 VII 1929 r. -
harcerka, uczestniczka akcji Ma�ego
Sabota�u, wi�niarka Pawiaka, najm�odsza
poetka warszawska czasu wojny; tom
wierszy "Wo�anie nocy" - zm. 1 II 1945r.
"�mieje si� do mnie ..."
�mieje si� do mnie ziemia ca�a,
Okryta mi�kkim �niegu szalem.
Hen, w dal odesz�y �zy wraz z �alem,
A pozosta�a rado�� bia�a.
�miej� si� do mnie sople lodu
I brylanciki - iskry �niegu,
A nawet krzew tr�cony w biegu
Chichocze patrz�c w g��b ogrodu.
�mieje si� do mnie b��kit nieba,
Dach domu �niegiem przyt�oczony,
A nawet czarne, stare wrony
Dziobi�ce z ziemi resztki chleba.
�mieje si� do mnie s�up przy p�ocie
I stary drut tr�cony nog�,
I �awka zgi�ta ponad drog�,
I staw zamarz�y, gro��c: - Trzpiocie!
�miej� si� do mnie nawet ludzie,
Kt�rzy mijaj� mnie po drodze,
Cho� ich, nieznana, nie obchodz�,
Ka�dy jest bliski w bia�ym cudzie.
�mieje si� do mnie, hej! �wiat ca�y,
W �nie�nych iskrz�cy si� kobiercach,
I rado�� dziwna p�onie w sercach,
Ju� dzi� niepomnych, �e p�aka�y...
Bryll Ernest - ur. 1 III 1935 r. w
Warszawie; poeta, prozaik, dramatopisarz;
uko�czy� studia polonistyczne na
Uniwersytecie Warszawskim; zbiorki:
"Twarz nieods�oni�ta" (1963), "Sztuka
stosowana" (1966), "Mazowsze" (1967),
"Muszla" (1968), "Fraszka na dzie� dobry"
(1969), "Zapiski" (1970), "Pio�unie
pio�unowy" (1973), "Zwierz�tko" (1975),
"Ta rzeka" (1977), "A kto si� odda w
rado��" (1980), "Czasem spotykam siebie"
(1981), "Sadza" (1982), "Pusta noc"
(1983), obecnie jest ambasadorem w
Irlandii;
"Rekonstrukcja ch�ru Sofoklesowego"
B�g, co ci� str�ci�, dzi� po ciebie si�ga...
- Dr�ysz w jego palcach. Ju� k�usem
ruszaj�
poselstwa, ju� rozwarte bramy wszystkich
raj�w,
ju� op�ywasz w przyjaci�. Wielka jest
pot�ga
bo�ego tknienia - ono nam przywraca
�renice zbyt po�piesznie niegdy�
wy�upione,
my�li przekl�te. Ona jednym gromem
objawia, co� przeczuwa�.
Po c� nasza praca,
po c� bieg nieudolny, by pod bosk�
d�oni�
- ci�gn�c� cie� jak burza - umkn�� z�ego
gradu,
ocali� swoje. Po c� by�o jadu
smakowa� tyle - aby dzisiaj lepiej
wierzyli twym �renicom - w�a�nie kiedy�
�lepy.
Cz�owieku. Chocia� ziemi� lemieszami
orzesz,
konie ujarzmiasz i okrutne morze,
starczy zaledwie jednej my�li bo�ej
z�ego skinienia - by� tego dokona�,
co nawet senne nie zwiastuj� zmory...
St�d twoja r�ka - nie bo�a - skrwawiona,
znie� teraz kary, przyucz si� pokory
i b�d� szcz�liwy, gdy w dymi�ce trzewie
�wiata, b�g d�o� zanurzy - by si�gn�� po
ciebie
- jak po Edypa si�gn��.
Nie wszystkim Ateny
na odrodzenie dano. Nie wszystkim gaj
�wi�ty;
b�g otrz�sn�� swe palce i schodzisz ze
sceny
ma�y jak resztka brudu. Nawet nie
przekl�ty.
xx***"�ni�em - a mo�e to by�o na
jawie..."
�ni�em - a mo�e to by�o na jawie
�e szli�my noc�. Ka�dy trzyma� w d�oni
�wieczk� swoj� i ognik przed potopem
chroni�
Deszcz hucza� tak ogromny jakby niebo
ca�e
Na nasze g�owy kamieniem pada�o
�ni�em - a mo�e to by�o na jawie
Kto� szepta� do mnie i ja co� szepta�em
ale si� s�owa w deszczu rozmywa�y
A r�ki nie m�g� nikt drugiemu poda�
Bo �wieczki nasze zalewa�a woda
Tak nas rozgoni� deszcz i wiatr.
Szcz�liwi
�e p�omie� ci�gle jeszcze palce parzy
Przybli�ali�my �wieczk� do zsinia�ej
twarzy
Samotni w tej kotlinie ciemno�ci. Lecz
�ywi
�ni�em - a mo�e to by�o na jawie
P�omie� z potopu burzy ocalony
Zczernia� nagle i w popi� zosta� obr�cony
Dopali�y si� �wieczki, a my�my ostali
I na pr�no przyjaci� zginionych wo�ali.
"To Szekspir winien, to Sofokles sprawi�"
- To Szekspir winien, to Sofokles sprawi�:
wm�wili w�adzom teatr. Odt�d zbrodnie
nie s� jak sztylet czyste - z krwi otarty
ma zn�w niewinno�� krzy�a...
Ile wody
posz�o na umywanie r�k, na pot, co karki
ugi�te nad mapami ju� og�adza w marmur,
chlupot manierek. Przecie� oni zwykle
smakuj� kawy po okopach. Potemvvw
namiotach swoich pasuj� si� z Bogiem:
- im w oknach �wiat�o a� do p�nej nocy,
- im dr�enie palc�w, im prawo do duch�w
(po�lednich morderstw zjawy nie og�osz�)
- imion, �e trutnie brz�cz� po historii...
To Szekspir winien, to Sofokles sprawi�
owe kurtyny od bitewnej chmury
- jak trzeba - ci�sze. Pod dostojnym
niebem
wspieraj�c si� na szabli, albo kurz�c fajk�
kr�le kszta�tuj� rozkaz. Ka�da jego
zg�oska
Fidiasza d�utem ci�ta...
Kog� nie o�lepi
boska nago�� decyzji. Ju� wnukowie b�d�
jak my - w Cezarze przest�puj�c trupy
powiada�: pi�kna kadencja. Z nasienia,
co pocz�li�my tu� przed marszem,
wzejdzie
aktor wymowny - �e grobowy kamie�
zap�acze - kiedy �kaj�c wy�piewa
widowni,
jak boli wysy�anie innych na �mier�...
Kr�le,
na ten czas obwo�ani, poducz� si� gestu
�wiat�a ustawi� w oknach. Tak zakwitnie
godne og�ady wiek�w zabijanie,
gdzie tylko prostak n� jak Kain capnie.
Ga�czy�ski Konstanty-Ildefons - ur. 23 I
1905 r.- poeta, satyryk, debiutem jest
poetycka powie�� "Porfirion Osie�ek czyli
Klub �wi�tokradc�w"; poematy: "Koniec
�wiata" (1929), "Bal u Salomona" (1931),
"Ludowa zabawa" (1934); okres
przedwojenny Ga�czy�ski zamkn�� cyklem
"Noctes Aninenses"; po wojnie trzy
wybory wierszy wydane 1946 r. (w
Polsce, Rzymie, Hanowerze); zbi�r
"Zaczarowana doro�ka" (1948); w 1945
rozpocz�� cykl "Zielona g�" (groteska);
utwory dotycz�ce roli sztuki: "Niobe"
(1952), "Wit Stwosz" (1952); swoistym
testamentem jest cykl 10 Pie�ni; d�u�sze
utwory satyryczne, poemat: "Chryzostoma
Bulwiecia podr� do Ciemnogrodu"
(1954), farsa: "Babcia i wnuczek, czyli
Noc cud�w" (1955) i in. - zm. 6 XII 1953
r.
"Rozmowa liryczna"
- Powiedz mi, jak mnie kochasz,
- Powiem.
- Wi�c?
- Kocham ci� w s�o�cu. I przy blasku
�wiec.
Kocham ci� w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie, i na
koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w
klonach.
I gdy �pisz. I gdy pracujesz skupiona.
I gdy jajko rozst�ukujesz �adnie -
nawet wtedy, gdy ci �y�ka spadnie.
W taks�wce. I w samochodzie. Bez
wyj�tku.
I na ko�cu ulicy. I na pocz�tku.
I gdy w�osy grzebieniem rozdzielisz.
W niebezpiecze�stwie. I na karuzeli.
W morzu. W g�rach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i noc�.
I wiosn�, kiedy jask�ka przylata.
- A latem jak mnie kochasz?
- Jak tre�� lata.
- A jesieni�, gdy chmurki i humorki?
- Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
- A gdy zima posrebrzy ramy okien?
- Zim� kocham ci� jak weso�y ogie�.
Blisko przy twoim sercu. Ko�o niego.
A za oknami �nieg, wrony na �niegu.
Le�nicz�wka Pranie, 1950.
Grochowiak Stanis�aw - ur. 24 I 1934 r. w
Lesznie Wielkopolskim - poeta, prozaik,
dramatopisarz, publicysta; debiutowa� jako
poeta w prasie; pierwsze ksi��ki: powie��
"Plebania z magnoliami" i zbi�r wierszy
"Ballada rycerska" (1956); inne: "Menuet
z pogrzebaczem" (1958), "Rozbieranie do
snu" (1959), "Agresty" (1963), "Kanon"
(1965), "Nie by�o lata" (1969), "Polowanie
na cietrzewie" (1972), "Haiku-images"
(1978); pisa� dla teatru, radia i telewizji -
zm. 2 IX 1976 r. w Warszawie;
"Dialog"
Opowiedzia� mi cz�owiek, kt�ry pije
w�dk�,
�e nogi ma dosy� dobre, na staro�� te� nie
narzeka;
�e nawet wierzy w Boga, to znaczy w
Co� po �mierci;
�e owszem,
�e od�o�y�
Na Czarn� Godzin�.
Odrzek�em cz�owiekowi, popijaj�c w�dk�,
�e chmury je�li sine, to tak zwykle bywa
pod jesie�,
�e jest to rzecz normalna, i� drzewa
krzywo rosn�,
A ptaszki - krocz�c w �niegu -
przezi�biaj� �apy.
Potem
Padli�my sobie
W ramiona
Z wielkim p�aczem.
"Upojenie"
Jest wiatr, co nozdrza m�czyzny
rozchyla:
Jest taki wiatr.
Jest mr�z, co szcz�ki m�czyzny
zmarmurza;
Jest taki mr�z.
Nie jeste� dla mnie tymianek ni r�a
Ani te� "czu�a pod miesi�cem chwila" -
Lecz ciemny wiatr,
Lecz bia�y mr�z.
Jest deszcz, co wargi kobiety: odmienia;
Jest taki deszcz.
Jest blask, co uda kobiety ods�ania;
Jest taki blask.
Nie szukasz we mnie silnego ramienia
Ani ci w my�li "klejnot zaufania",
Lecz s�ony deszcz,
Lecz z�oty blask.
Jest skwar, co cia�a kochank�w spopiela:
Jest taki skwar.
Jest �mier�, co oczy kochank�w rozszerza:
Jest taka �mier�.
Oto na ro�nych polanach wesela
Z ko�ci s�oniowej unosi si� wie�a
Czysta jak skwar,
G�adka jak �mier�.
Harasymowicz Jerzy - ur. 24 VII 1933 r.
w Pu�awach; poeta, debiutowa� tomikiem
"Cuda" w 1956 r.; inne tomiki: m.in.
"Wie�a melancholii" (1958), "Przej�cie
kopii" (1958), "Pastora�ki Polskie" (1966),
"Madonny Polskie" (1969), "Polska
weranda" (1973), "�aglowiec" (1974),
"Polowanie z soko�em" (1977); otrzyma�
Literack� Nagrod� Ministerstwa Kultury i
Sztuki II stopnia w 1975 r.;
"Kraina listopada"
Daleko w mg�ach jak polem bawe�ny
chodz�
Daleko zostaje sylweta miasta niebieska
Wiatr buszuje w �achach moich
Rudzieje niebo w uko�nych deszczach
Tu ksi�yc ma mord� spuchni�t� od
miasta strony
W norach przedmie�cia chuligan�w jak
sus��w gwizdy
Dalekie s� poci�g�w kontynentalne
szlochy
Lakierowane n�ki w�adzy zaro�lami
przysz�y
I tylko waciak kiedy� tu zostawiony
Waciak cierpliwy w zaro�lach gnije ma
szare sny
W dalekich lasach dr�� nieokre�lone
nadzieje
Szumi ziemia niczyja pod krwaw� �un�
rdzy
Na polach w dymach niskich listopada
Gdzie te dymi�ce jesieni wysypiska
Wspominam kumpli starych bratnie
grzywy
M�odo�ci zgni�� koszul� dynastii lump�w
przezwiska
Herbert Zbigniew - ur. 29 X 1924 r. we
Lwowie; poeta, dramatopisarz, eseista;
studiowa� prawo i filozofi� na
uniwersytetach w Krakowie, Toruniu,
Warszawie; debiutowa� tomem wierszy pt.
"Struna �wiat�a"; zbiory: "Hermes, pies i
gwiazda" (1957), "Studium przedmiotu"
(1961), "Napis" (1969), "Pan Cogito"
(1974), "Raport z obl�onego miasta"
(1983), "Elegia na odej�cie" (1990),
"Rovigo" (1993); opublikowa� te� kilka
utwor�w dramatycznych - "Dramaty"
(1970), zbi�r esej�w - "Barbarzy�ca w
ogrodzie" (1962);
"Chcia�bym opisa�"
Chcia�bym opisa� najprostsze wzruszenie
rado�� lub smutek
ale nie tak jak robi�, to inni
si�gaj�c po promienie deszczu albo s�o�ca
Chcia�bym opisa� �wiat�o
kt�re we mnie si� rodzi
ale wiem �e nie jest ono podobne
do �adnej gwiazdy
bo jest nie tak jasne
nie tak czyste
i niepewne
Chcia�bym opisa� m�stwo
nie ci�gn�c za sob� zakurzonego lwa
a tak�e niepok�j
nie potrz�saj�c szklank� pe�n� wody
inaczej m�wi�c
oddam wszystkie przeno�nie
za jeden wyraz
wy�uskany z piersi jak �ebro
za jedno s�owo
kt�re mie�ci si�
w granicach mojej sk�ry
ale nie jest to wida� mo�liwe
i aby powiedzie� - kocham
biegam jak szalony
zrywaj�c nar�cza ptak�w
i tkliwo�� moja
kt�ra nie jest przecie� z wody
prosi wod� o twarz
i gniew
r�ny od ognia
po�ycza od niego
wielom�wnego j�zyka
tak si� miesza
we mnie
to co siwi panowie
podzielili raz na zawsze
i powiedzieli
to jest podmiot
a to przedmiot
zasypiamy
z jedn� r�k� pod g�ow�
a z drug� w kopcu planet
a stopy opuszczaj� nas
i smakuj� ziemi�
ma�ymi korzonkami
kt�re rano
odrywamy bole�nie
"Dom"
Dom nad porami roku
dom dzieci, zwierz�t i jab�ek
kwadrat pustej przestrzeni
pod nieobecn� gwiazd�
dom by� lunet� dzieci�stwa
dom by� sk�r� wzruszenia
policzkiem siostry
ga��zk� drzewa
policzek zdmuchn�� p�omie�
ga��� przekre�li� pocisk
nad sypkim popio�em gniazda
piosenka bezdomnej piechoty
dom jest sze�cianem dzieci�stwa
dom jest kostk� wzruszenia
skrzyd�o spalonej siostry
li�� umar�ego drzewa
"Przes�anie Pana Cogito"
Id� dok�d poszli tamci do ciemnego kresu
po z�ote runo nico�ci twoj� ostatni�
nagrod�
id� wyprostowany w�r�d tych co na
kolanach
w�r�d odwr�conych plecami i obalonych
w proch
ocala�e� nie po to aby �y�
masz ma�o czasu trzeba da� �wiadectwo
b�d� odwa�ny gdy rozum zawodzi b�d�
odwa�ny
w ostatecznym rachunku jedynie to si�
liczy
a Gniew tw�j bezsilny niech b�dzie jak
morze
ilekro� us�yszysz g�os poni�onych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra
Pogarda
dla szpicl�w kat�w tch�rzy - oni wygraj�
p�jd� na tw�j pogrzeb i z ulg� rzuc�
grud�
a kornik napisze twoj u�adzony �yciorys
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebacza� w imieniu tych kt�rych
zdradzono o �wicie
strze� si� jadnak dumy niepotrzebnej
ogl�daj w lustrze sw� b�aze�sk� twarz
powtarzaj: zosta�em powo�any - czy� nie
by�o lepszych
strze� si� osch�o�ci serca kochaj �r�d�o
zaranne
ptaka o nieznanym imieniu d�b zimowy
�wiat�o na murze splendor nieba
one nie potrzebuj� twego ciep�ego
oddechu
s� po to aby m�wi�: nikt ci� nie pocieszy
czuwaj - kiedy �wiat�o na g�rach daje
znak - wsta� i id�
dop�ki krew obraca w piersi twoj� ciemn�
gwiazd�
powtarzaj stare zakl�cia ludzko�ci bajki i
legendy
bo tak zdob�dziesz dobro kt�rego nie
zdob�dziesz
powtarzaj wielkie s�owa powtarzaj je z
uporem
jak ci co szli przez pustyni� i gin�li w
piasku
a nagrodz� ci� za to tym co maj� pod r�k�
ch�ost� �miechu zab�jstwem na �mietniku
id� bo tylko b�dziesz przyj�ty do grona
zimnych czaszek
do grona twoich przodk�w: Gilgamesza
Hektora Rolanda
obro�c�w kr�lestwa bez kresu i miasta
popio��w
B�d� wierny Id�
Hillar Ma�gorzata - ur. 19 XII 1930 r. w
Piesienicy; poetka; uko�czy�a prawo na
Uniwersytecie Warszawskim; debiutowa�a
tomikiem "Gliniany dzbanek" (1957); inne
zbiory: "Pro�ba do macierzanki" (1959),
"Krople s�o�ca" (1961), "Czekanie na
Dawida" (1967), "Poezje wybrane w
opracowaniu autorki" (1972);
"My z drugiej po�owy XX wieku"
My z drugiej po�owy XX wieku
rozbijaj�cy atomy
zdobywcy ksi�yca
wstydzimy si�
mi�kkich gest�w
czu�ych spojrze�
ciep�ych u�miech�w
Kiedy cierpimy
wykrzywiamy lekcewa��co wargi
Kiedy przychodzi mi�o��
wzruszamy pogardliwie ramionami
Silni cyniczni
z ironicznie zmru�onymi oczami
Dopiero p�n� noc�
przy szczelnie zas�oni�tych oknach
gryziemy z b�lu r�ce
umieramy z mi�o�ci
"Zakochana"
Idzie ulic�
jakby ta�czy�a
na baletowym popisie
U�miecha si�
do dziecka w w�zku
do wr�bla
kt�ry straci� ogon
Te kropki na sukience
my�li
maj� kolor jego oczu
Od rana powtarza
najmilsze imi�
i wychodzi z domu
w jednej po�czosze
Kozio� Urszula - ur. 20 VI 1931 r. w
Rak�wce pod Bi�gorajem; poetka,
powie�ciopisarka; uko�czy�a polonistyk�
na Uniwersytecie Wroc�awskim; debiut w
1957, ("Gumowe klocki", "Nowe
sygna�y", "Arkusz poetycki" nr 10);
nast�pne utwory: "W rytmie korzeni"
(1963), "Smuga i promie�" (1965), "Lista
obecno�ci" (1967), "Poezje wybrane"
(1969, w opracowaniu autorki), "W rytmie
s�o�ca" (1974), "Wyb�r wierszy" (1976),
"�alnik" (1989); powie�ci
autobiograficzne: "Postoje pami�ci"
(1964), "Ptaki dla my�li" (1971);
"Inwokacja"
Bi�goraju
pajdo kraju
le�na ziemio stokorodna
w�ska Tanwio
w �ni�tym Sanie
sanno
p�ozo
ko�na ��ko
i�y mu�y
piachy
lessy
miedzo
�ubin
bosa groblo
sito sosny rozstrzelanej
bezimiennych imion pe�ne
st�jcie przy mnie
b�d�cie we mnie
nie odprawcie w �wiat mnie samej
na b��dzenie nadaremne
w borykanie pylne rdzawe
moje lite krajobrazy
moje chude talizmany
"Mi�o��"
Jest czekaniem
na niebieski mrok
na zielono�� traw
na pieszczot� rz�s
Czekaniem
na kroki
szelesty
listy
na pukanie do drzwi
Czekaniem
na spe�nienie
trwanie
zrozumienie
Czekaniem
na potwierdzenie
na krzyk protestu
Czekaniem
na sen
na �wit
na koniec �wiata
"My�la�am, �e b�d� m�wi�"
My�la�am
wreszcie b�d� m�wi�
Tyle si� we mnie
s��w zebra�o
Tyle s��w
dojrza�ych i twardych
jak ziarnka �yta
cierpkich
jak gruszki polne
aksamitnych
jak pszczo�y
My�la�am
dam ci te moje s�owa
co� z nimi zrobisz
Kiedy otworzy�am usta
zamkn��e� je
swoimi wargami
Cofn�y si� s�owa moje
schowa�y si� we mnie
jak ptaki l�kliwe
Teraz
ju� tylko czasem
wygl�daj� oczami
"Nadnago��"
Mia�am azyl sw�j w lesie
- ju� go wyr�ba�e�
W inne strony odesz�am
- ju� sta�y si� twoje.
Kt�r�dy bym nie bieg�a
zabiega�e� drog�
na przej�ciach czatowa�y uprzedzone
domy.
Mia� to by� pojedynek
lecz wda�e� si� w zmowy
teraz wszyscy jednego osaczaj� zwierza
bez czasu ochronnego
bez wyboru broni.
Nie masz kto by m�g� dzisiaj dachu nie
odm�wi�
nie masz kto by nie wyda� m�g�
nie wskaza� na mnie
nie masz kto by nie tropi�.
I ubiegasz �lady
nim je zd��� odcisn�� w panicznym
wybiegu.
Tyle mi pozosta�o co w zmilczanym
s�owie.
Lecz ty� zdo�a� si� wedrze� w zatajone
wn�trze
i ju� nawet ze sob� nie mam dzi�
przymierza.
Cho� j�zyk zaniem�wi�
trzewia mam stug�bne.
Wydaj� mnie gruczo�y dech si� mnie
zapiera
ci�nienie krwi spiskuje z t�tnem na m�
zgub�
Tyle� wzi��. Wszak�e� jeszcze nie pojma�
mnie ca�ej.
Chcesz mnie dosta� - �mier� zabierz.
W niej jeszcze mam azyl.
"Przes�anie"
Nie wyr�czysz mnie z b�lu nie wyr�czysz
z rado�ci szcz�cia nie wyr�czysz
my�lenia pami�ci
narodzin �mierci tworzenia
nie wyr�czysz z czasu chwili dnia
pojedy�czo jeste�my
jeste�my o tyle o ile odnajdujemy si� w
sobie
pojedy�czo wracamy w siebie zwracamy
si� ku sobie
w b�lu rado�ci szcz�ciu w my�leniu
pami�ci �mierci
w narodzinach mi�o�ci pojedynczo -
ka�dy dzie� istnieje o tyle
o ile odnajdujemy w nim chwil� siebie
Mo�esz za mnie wykona� tylko cudze.
Wyr�czamy si� z cudzego z nie "my" z
nie "ja".
Ka�de cudze przeszkadza nam i ci��y
ono jest do zwalenia na kogo innego
Zepchnij je.
D�wignij siebie pomna�aj sw�j zasi�g
tyle masz �wiata ile go przyswoisz
tworzy - co pojedy�cze.
Reszta jest postronna.
"W rytmie korzeni"
Cokolwiek czynisz gdziekolwiek
nie jeste� sam
W �wiecie pozbawionym nawiasu
nie staniesz poza
w �wiecie bez obramowa�
nie staniesz obok
gdziekolwiek staniesz
b�dziesz punktem centralnym na kuli
Twoja samotno�� nigdy tylko twoja
przenie� spojrzenie z siebie do miejsc w
kt�rych jeste�
dop�ki jeste�
Hewel hawolim kuloj hewel (Marno�� i
tylko marno��) -
ale oszcz�dzaj korzeni u �r�de�
Niech skrzyd�o pliszki jak p�atek popio�u
samo przywr� czarnoziemu b�dzie
a cienia swojej r�ki nie wypalaj
na li�ciu brzozy
jemu ziele� s�uszna
tak jak mieszkaniom s�uszna
zamieszka�o��
Gdziekolwiek kiedykolwiek
odtaj� szyfry naszych dni pod s�o�cem
I cho� tam nie o tobie tak�e o tobie b�dzie
I cho� nie o mnie tak�e o mnie b�dzie
sprasowani z t�em
pozbawieni twarzy i swego "tak" "nie"
jedn� tylko zostawimy wkl�s�o��
�ladu.
"Z rozm�w o deszczu"
Ta zwyk�a
ta ma�a kropla deszczu
na twojej otwartej d�oni
nie z tej godziny i nie z tego nieba
nie z tej rzeki
nie z tamtego �wiat�a
nie chmur� ma za sob� ale odysej�
Ilu beczkom obr�czom pazurkom
ilu kurzym �apkom czasu
wywin�o si�
z ilu oddech�w
w istnym salto mortale uskoczy�a w
ostatnim momencie do lustra
ile przew�drowa�a �wiat�w od korzenia po
chmur�
od komina po kamie�
w jakie z czym wchodzi�a zwi�zki
roz��ki
podawana z ust do ust
ile� to wyrok�w
wymazywa�o j� ju� nieodwo�alnie z
powierzchni
w jakich przeistoczeniach
mimo to ocala�a cudownie z niejednego
morza katastrof.
Wieczny tu�acz jest od niej m�odszy o
miliardy lat.
Syzyf zwil�a� ni� wargi
Wraz z potem Prometeusza zbieg�a ze
ska�y,
Tu�a�a si� z Odysem.
By�a wieprzem u Kirke i kwiatem molly.
Nie zna swojej Itaki.
Nie zna Penelopy.
By� mo�e zna anonimow� �z� jakiego�
dziecka
by� mo�e wyruszy�a na pustyni� po wod�
dla niego
ale j� zabito.
W og�le rozstrzeliwano j� kilkaset razy
to tu to tam.
Trudno jej wszystko spami�ta�.
Mog�a by� kropl� kt�ra przebiera�a miar�.
Niewykluczone �e od niej jednej zale�a�o
kiedy�
czy ilo�� przejdzie w jako��.
Mo�e to w�a�nie j� przelewano z pustego
w pr�ne
Wiele razy uratowa�a -
nie uratowa�a nikogo.
Wiele razy dobieg�a -
nie dobieg�a do tych czy tamtych warg
do tych czy tamtych korzeni.
Ugasi�a -
nie ugasi�a niczego.
A mo�e to nie by�a ona.
Mo�e by�a wtedy zaledwie motylem lub
jask�k�
ryb� czy chrab�szczem
lub zal��kiem jeszcze innego pragnienia
wschodzi�a na kraty
czyjego� wi�zienia.
Ta ma�a zwyk�a kropla deszczu
tak czy owak zas�u�y�a na marmurowy
sarkofag
na swoj� piramid�
lub przynajmniej na osobn� gablot� w
pierwszym muzeum �wiata
Wa�ysz j� w r�ku
k�adziesz jej wielk� niczyjo�� na swoje
wargi
jak �wi�t� piecz��.
Pod jej obron�
uciekniesz si� w godzin� suszy.
"***"
Jeste� za blisko
za naocznie jeste�
�ebym ci� mog�a zobaczy� raz wt�ry.
Oto li�� jeden przyby�
w naszym drzewie
a nie wiem - kt�ry.
Tak zacieramy si�. Im bli�ej siebie
jeste�my dalsi wci��
od zobaczenia.
Zbyt ods�oni�te mamy twarze. Przecie�
co� pozosta�o w nich
do odgadnienia.
Zatem jed� wyjed� i b�d� mi z powrotem
bowiem gdzie oczy za blisko s� oczom
b�ogos�awiony rozjazd - i powroty.
A tak si� w�a�nie do obrazu
wgl�da
cofaj�c kroki.
Mi�osz Czes�aw - ur. 30 VI 1911 r. w
Szetejniach (Litwa); poeta, eseista,
t�umacz, historyk sztuki; przed 1939 r.
wyda� dwa zbiory wierszy: "Poemat o
czasie zastyg�ym" (1933), "Trzy zimy"
(1936); zwi�zany by� przed wojn� z grup�
"�agary"; zbi�r wierszy: "Ocalenie"
(1945), poemat: "Trakt moralny" (1948),
"Toast"; nast�pny zbi�r wierszy: "�wiat�o
dzienne" (1953), "Trakt poetycki" (1957),
"Kr�l Popiel" i inne wiersze (1962),
"Gucio zaczarowany" (1965), "Miasto bez
imienia" (1969), "Gdzie wschodzi s�o�ce
i k�dy zapada" (1974), "Hymn o perle"
(1981), "Nieobj�ta ziemia" (1984),
"Kroniki" (1987), "Dalsze okolice"; g�osi�
eseje na tematy literacki, filozoficzne,
og�lnokulturalne , m.in. "Ziemia Ulro"
(1977); przet�umaczy� m.in. "Ziemi�
ja�ow�" Thomasa L. Eliota; t�umacz
tekst�w biblijnych ("Ksi�ga psalm�w",
"Ksi�ga Hioba" etc.); 1980 r. otrzyma�
nagrod� Nobla; doktorat honoris causa
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego;
przy wsp�udziale Czes�awa Mi�osza
powsta� "pami�tnik m�wiony" Aleksandra
Wata pt. "M�j wiek";
"Dar"
Dzie� taki szcz�liwy,
Mg�a opad�a wcze�niej, pracowa�em w
ogrodzie,
Kolibry przystawa�y nad kwiatem
kapryfolium,
Nie by�o na ziemi rzeczy, kt�r� chcia�bym
mie�,
Nie zna�em nikogo, komu warto by�oby
zazdro�ci�,
Co przydarzy�o si� z�ego, zapomnia�em,
Nie wstydzi�em si� z�ego, zapomnia�em,
Nie wstydzi�em si� my�le�, �e by�em kim
jestem,
Nie czu�em w ciele �adnego b�lu
Prostuj�c si�, widzia�em niebieskie morze
i �agle.
"Mi�o��"
Mi�o�� to znaczy popatrze� na siebie,
Tak jak si� patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jeste� tylko jedn� z rzeczy wielu.
A kto tak patrzy, cho� sam o tym nie wie,
Ze zmartwie� r�nych swoje serce leczy,
Ptak mu i drzewo m�wi�: przyjacielu.
Wtedy i siebie i rzeczy chce uczy�,
�eby stan�y w wype�nienia �unie.
To nic, �e czasem nie wie, czemu s�u�y�:
Nie ten najlepiej s�u�y, kto rozumie.
"Nadzieja"
Nadzieja, bywa je�eli kto� wierzy,
�e ziemia nie jest snem, lecz �ywym
cia�em
I �e wzrok, dotyk ani s�uch nie k�amie,
A wszystkie rzeczy, kt�re tutaj zna�em,
S� niby ogr�d, kiedy stoisz w bramie
Wej�� tam nie mo�na. Ale jest na pewno,
Gdyby�my lepiej i m�drzej patrzyli,
Jeszcze kwiat nowy i gwiazdk� niejedn�
W ogrodzie �wiata by�my zobaczyli.
Niekt�rzy m�wi�, �e nas oko �udzi
I �e nic nie ma, tylko si� wydaje,
Ale ci w�a�nie nie maj� nadziei.
My�l�, �e ka�dy cz�owiek si� odwr�ci,
Ca�y �wiat za nim zaraz by� przestaje
Jakby porwa�y go r�ce z�odziei.
"Wiara"
Wiara jest wtedy, kiedy kto� zobaczy
Listek na wodzie albo kropl� rosy
I wie, �e one s� - bo s� konieczne.
Cho�by si� oczy zamkn�o, marzy�o,
Na �wiecie b�dzie tylko to, co by�o,
A li�� unios� dalej wody rzeczne.
Wiara jest tak�e, je�eli kto� zrani
Nog� kamieniem i wie, �e kamienie
S� po to, �eby nogi nam rani�y.
Patrzcie, jak drzewo rzuca d�ugie cienie,
I nasz, i kwiat�w cie� pada na ziemi�:
Co nie ma cienia, istnie� nie ma si�y.
Rymkiewicz Aleksander (1913-1983);
poeta; cz�onek poetyckiej grupy �agary;
liryka refleksyjno-krajobrazowa; utwory:
"Promie� dla artysty", "Krajobrazy i
ludzie";
"Hymn na cze�� pierwszej mi�o�ci"
W wieku sonet�w czu�ych i wst��ek nad
czo�em,
pierwsza mi�o�ci, pi�knie ciebie nazwano,
dzi� nie wierz�cy w tamte kobiece anio�y,
chmur czy gwiazdozbior�w s�ysz�c huk za
�cian�,
le�� przy swych kochankach, a w pustym
kieliszku
brzask �z� pierwsz� b�yska.
A w kinach wieczorami po mozole we
dnie
syc� ma�e swe serca wielkich serc tragedi�
nie wierz�cy w anio�y kobiece.
Stocz si�, b�stwo z sonet�w, jak my�my
stoczyli.
Widz� - rozkosz oplata jej dziewcz�ce
plecy
r� jak �mij�.
I zn�w nad pustyni� serca, gdy id� ju� z
kina
nie wierz�cy w anio�y kobiece,
niebo te� odludne, ch�odna hen pustynia
i owoc ksi�yca rozci�ty jak mieczem.
Do nich, pierwsza mi�o�ci, powr��
ozdrowie�cza,
nie wiedz�c o tym, oni niezabudek pragn�,
kt�re r�czka podaje, a serce si� zar�cza,
gdy las rozci�ga si� krzykiem �urawi od
bagna.
Obmyj ich dawnym szmerem s�owiczych
strumieni.
Sp�jrz - nawet wybra�c�w losu s�awa nie
pociesza,
w czarn� noc z czarnymi sercami zmierza
czarna rzesza
po miejskim zagonie z kamienia.
Ty jedna masz t� moc tajemn� i wznios��
przemiany, jak �w miesi�c, co przez sosny
z�oci
bujne trawy, i widzisz: oto kwiaty paproci
w�r�d mozaikowych cieni wyros�y.
Stachura Edward - ur. 18 VIII 1937 r.
Charvien (Francja); poeta, prozaik; studia
romanistyczne na Katolickim
Uniwersytecie Lubelskim i Uniwersytecie
Warszawskim; zbi�r wierszy: "Du�o
ognia" (1963); poematy: "Po ogrodzie
niech hula szara�cza" (1968), "Przyst�puj�
do ciebie" (1968), "Piosenki" (1973);
zbiory opowiada�: "Jeden dzie�" (1962),
"Faluj�c na wietrze" (1966); powie�ci:
"Ca�a jaskrawo��" (1969), "Siekierezada
albo zima le�nych ludzi" (1971), "Si�"
(1977); dialog filozoficzno-poetycki
"Tabula rasa. Rzecz o egoizmie" (1979) -
zm. 24 VII 1979 r. w Warszawie
(samob�jstwo); po�miertnie wydano
"Poezje wybrane" (1980);
"Czas p�ynie i zabija rany"
Pos�uchaj, porzucony przez ni�.
Nieznany m�j przyjacielu:
W rozpaczy swojej
Nie wychod� na balkon, nie wychod�;
Do bruku z g�ry nie przychod�, nie
przychod�;
Na smug� cienia nie wybiegaj;
Zaczekaj, troch� zaczekaj.
Pos�uchaj, porzucona przeze�,
Nieznana ma przyjaci�ko;
W rozpaczy swojej
Nie wychod� na balkon, nie wychod�;
Do bruku z g�ry nie przychod�, nie
przychod�;
Na smug� cienia nie wbiegaj,
Zaczekaj, troch� zaczekaj.
Przysi�gam wam, �e p�ynie czas!
�e p�ynie czas i zabija rany!
Przysi�gam wam, przysi�gam wam,
Przysi�gam wam, �e p�ynie czas,
�e zabija rany - przysi�gam wam.
Tylko dajcie mu czas,
Dajcie, czasowi czas
(Zw�lcie czarnym potoczy� si� chmurom
Po was, przez was, mi�dzy ustami,
I oto dzie� przychodzi, nowy dzie�,
One ju� daleko, daleko za g�rami.)
Tylko dajcie mu czas,
Dajcie czasowi czas,
Bo bardzo, bardzo,
Bardzo szkoda
By�oby nas!
"Dooko�a mg�a"
Jak d�uga pisana mi jeszce w��cz�ga?
Ech, gwiazdo - ogniku, ty b��dny mych
dni,
Spraw, by sko�czy�a si�, wreszcie ta
m�ka,
I zap�d�, do czu�ych zakulaj mnie drzwi,
Lecz gdzie jest ten dom, jak tam idzie si�
do�?
Gdzie jest ta stanica, gdzie progi te s�?
Tam most jest na rzece, za rzek� jest sad;
Tam pr�nia si� ko�czy, zaczyna si�
�wiat.
Lecz, gdzie rzeka ta, gdzie rzucony jest
most?
Gdzie sad jest ten bia�y, jab�onki gdzie s�?
Na drzewach owoce i str�ca je wiatr,
Do kosza je zbiera ta r�ka jak kwiat,
Te strony gdzie� s�, gdzie� daleko za
mg��,
Wi�c id� i dalej przedzieram si� wci��!
Zbieraj� si� ptaki, ruszaj� na szlak,
Ju� lec�, wprost lec�, nie b��dz� jak ja,
Jak d�uga pisana mi jeszcze w��cz�ga?
Ech, gwiazdo - ogniku ty b��dny mych
dni,
Spraw, by sko�czy�a si� wreszcie ta m�ka,
I zap�d�, do czu�ych zakulaj mnie drzwi.
"Dwadzie�cia lat p�niej"
czyli
spotkanie ze szkolnym koleg� w mie�cie
IKS
gdzie czas jaki� si� zatrzyma�em w drodze
na pewien p�askowy� andyjski
Wi�c tutaj, stary, w twoim mie�cie
goszcz�;
Niedu�y pok�j, ale lubi� go;
Poddasze, widzisz, siadaj tam przy oknie;
Przestronny widok, jasna dzisiaj noc,
Ja ju� musz� i��...
Spokojnie stary nie ma tu pobudki,
Przyszli�my ledwie, ju� ucieka� chcesz?
Herbaty zrobi�, dobra rzecz po w�dce.
No a w og�le nie tak p�no jest.
Ja ju� musz� i��....
Pami�tasz stary, dawne czasy szkolne;
Najlepszy by�e�, w ca�ej si�dmej B;
Pot�ga w b�jce i w nauce, orze�,
R�j dziewuch wtedy w tobie durzy� si�,
Ja ju� musz� i��...
Co z tob�, stary? Jak papuga trujesz;
Pijany jeste�, masz herbat�, pij;
Odpoczniesz chwilk�, troch� wyparujesz,
A potem, bracie, gdzie Ci� p�dzi, mknij.
Ja ju� musz� i��.... do �ony
Bo mnie ca�kiem z domu przegoni
Ty p�aczesz stary, Niech to licho trza�nie!
kapelusz popraw, prosz�; nie p�acz ju�,
Ju� nie wiem zreszt�, mo�e pop�acz
w�a�nie,
A jakby co� tak, no to wracaj tu.
P�aka� jak dziecko ten, kt�ry dwadzie�cia
lat przedtem zapowiada� si� na to czym
sta� si� dwadzie�cia lat potem,
Sprowadzi�em go na d� po skrzypi�cych
kr�tych schodach,
klepn��em w plecy i poszed� sk�po
o�wietlon� ulic� tej dzielnicy tego miasta,
kt�re od tej chwili znielubi�em i
postanowi�em niebawem je opu�ci�.
Patrzy�em jaki� czas za dawnym szkolnym
koleg�, na jego wstrz�sane
�kaniem przygarbione plecy, a� wsi�kn��
w ciemno��. Wi�cej go nie widzia�em,
Ty - dobrze si� zapowiadaj�cy, m�odszy
kolego -
Uwa�aj. I na zakr�tach: wolnego!
"Nie brookli�ski most"
Rozdzieraj�cy
Jak tygrysa pazur
antylopy plecy
Jest smutek cz�owieczy.
Nie brookli�ski most,
Ale przemieni�
W jasny, nowy dzie�
Najsmutniejsz� noc, -
To jest dopiero co�!
Przera�aj�cy
Jak ozdoba �wiata
Co w malignie bredzi
jest ob��d cz�owieczy.
Nie brookli�ski most,
Lecz na drug� stron�
G�ow� przebi� si�
Przez ob��du los -
To jest dopiero co�!
B�dziemy smuci� si� starannie
B�dziemy szale� nienagannie
B�dziemy naprz�d nies�ychanie
Ku polanie!
"Odezwij si�"
�wieci�o s�o�ce, potem pada� deszcz
Jak w s�o�cu szli�my wr�cz pod deszczem
Tak samo w nocy, jak i w bia�y dzie�
P�on�y oczy nam do siebie
Sko�czy�o si�
Mia�o wiecznie trwa�
Sko�czy�o si�
Ju� nie ma ci�
Ach, jaka szkoda nas
Ju� nie ma mnie
M�wi�a�: nigdy, nigdy nikt i nic
Rozdzieli� w �yciu nas nie zdo�a
M�wi�em: zawsze, zawsze b�d� �y�
Pot�nie zawsze, �y� bo kocham
Sko�czy�o si�
Mia�o wiecznie trwa�
Sko�czy�o si�
Ju� nie ma ci�
Ach, jaka szkoda nas
Ju� nie ma mnie
Co robi� gdy si� z w�asnych spad�o chmur
Na wielkie w�asne te� pustynie
Co robi� gdy si� sko�czy� niby cud
Szukajmy tego co nie ginie
Niech zacznie si�
Ale wiecznie ju�
Niech zacznie si�
Czy s�yszysz mnie
Po�r�d g�r i m�rz
Odezwij si�
Odezwij si�
Odezwij si�
"�ycie to nie teatr"
�ycie to nie teatr, m�wisz ci�gle,
opowiadasz;
Maski coraz inne, coraz mylne si�
nak�ada;
Wszystko to zabawa, wszystko to jest gra
Przy otwartych i zamkni�tych drzawiach.
To jest gra!
�ycie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam;
�ycie to nie tylko kolorowa maskarada,
�ycie jest straszniejsze i pi�kniejsze
jeszcze jest;
Wszystko przy nim blednie, blednie nawet
sama �mier�!
Ty i ja - teatry to s� dwa.
Ty i ja!
Ty - ty prawdziwej nie uronisz �zy,
Ty najwy�ej w g�r� wznosisz brwi,
Nawet kiedy �le ci jest, to nie jest �le.
Bo ty grasz!
Ja - dusz� na ramieniu wiecznie mam,
ca�y jestem zbudowany z ran,
Lecz kalek� nie ja jestem, tylko ty,
Dzisiaj bankiet u artyst�w, ty si� tam
wybierasz;
Go�ci b�dzie du�o, nieodst�pna tyraliera;
Flirt i alkohole, mo�e tanie b�d� te�,
Drzwi otwarte zamkn� potem si�,
No i cze��!
Wpadn� tam na chwil�, zanim spuchnie
atmosfera;
W�dki dwie wypij�, potem cicho si�
pozbieram,
Wyjd� na ulic�, przy fontannie zmocz�
�eb;
Wyjd� na przestworza, przecudowny
stworz� wiersz.
Ty i ja - teatry to s� dwa.
Ty i ja!
Ty prawdziwej nie uronisz �zy,
Ty najwy�ej w g�r� wznosisz brwi;
I nie zara�liwy wcale jest tw�j �miech.
Bo ty grasz!
Ja - dusz� na ramieniu wiecznie mam,
Ca�y jestem zbudowany z ran,
Lecz gdy �miej� si�, to w kr�g si� �mieje
�wiat!
Szymborska Wis�awa - ur. 2 VII 1923 r.
w Bninie w Pozna�skiem; poetka;
studiowa�a filologi� polsk� w Krakowie i
socjologi� na Uniwersytecie Jagiello�skim,
autorka zbior�w wierszy: "Dlatego
�yjemy" (1952), "Pytania zadawane sobie"
(1954), "Wo�anie do Jeti" (1957), "S�l"
(1962), "Sto pociech" (1967), "Wszelki
wypadek" (1972), "Wielka liczba" (1976),
"Ludzie na mo�cie" (1986), "Koniec i
pocz�tek" (1993); dwa tomy felieton�w pt.
"Lektury nadobowi�zkowe" (1973, 1981)
"Allegro ma........."
Jeste� pi�kne - m�wi� �yciu -
bujniej ju� nie mo�na by�o,
bardziej �abio i s�owiczo,
bardziej mr�wczo i nasiennie.
Staram si� mu przypodoba�,
przypochlebi�, patrze� w oczy.
Zawsze pierwsza mu si� k�aniam
z pokornym wyrazem twarzy.
Zabiegam mu drog� z lewej
zabiegam mu drog� z prawej,
i unosz� si� w zachwycie,
i upadam od podziwu.
Jaki polny jest ten konik,
jaka le�na ta jagoda -
nigdy bym nie uwierzy�a,
gdybym si� nie urodzi�a.
Nie znajduj� - m�wi� �yciu -
z czym mog�abym ci� por�wna�.
Nikt nie zrobi drugiej szyszki
ani lepszej, ani gorszej.
Chwal� hojno��, pomys�owo��,
zamaszysto�� i dok�adno��,
i co jeszcze - i co dalej -
czarodziejstwo, czarnoksi�stwo.
Byle tylko nie urazi�
nie rozgniewa�, nie rozp�ta�.
Od dobrych stu tysi�cleci
nadskakuj� u�miechni�ta.
Szarpi� �ycie za brzeg listka:
przystan�o? dos�ysza�o?
Czy na chwil�, cho� raz jeden,
dok�d idzie - zapomnia�o?
"Mi�o�� od pierwszego wejrzenia" z
tomiku "Koniec i pocz�tek"
Oboje s� przekonani,
�e po��czy�o ich uczucie nag�e.
Pi�kna jest taka pewno��,
ale niepewno�� pi�kniejsza.
S�dz�, �e skoro nie znali si� wcze�niej,
nic mi�dzy nimi nigdy si� nie dzia�o.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na kt�rych mogli si� od dawna mija�?
Chcia�abym ich zapyta�,
czy nie pami�taj� -
mo�e w drzwiach obrotowych
kiedy� twarz� w twarz?
jakie� "przepraszam" w �cisku?
g�os "pomy�ka" w s�uchawce?
- ale znam ich odpowied�.
Nie, nie pami�taj�.
Bardzo by ich zdziwi�o,
�e od d�u�szego ju� czasu
bawi� si� nimi przypadek.
Jeszcze nie ca�kiem got�w
zamieni� si� dla nich w los,
zbli�a� ich i oddala�,
zabiega� im drog�
i t�umi�c chichot
odskakiwa� w bok.
By�y znaki, sygna�y,
c� z tego, �e nieczytelne.
Mo�e trzy lata temu
albo w zesz�y wtorek
pewien listek przefrun��
z ramienia na rami�?
By�o co� zgubionego i podniesionego.
Kto wie, czy ju� nie pi�ka
w zaro�lach dzieci�stwa?
By�y klamki i dzwonki,
na kt�rych zawczasu
dotyk k�ad� si� na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni.
By� mo�e pewnej nocy jednakowy sen,
natychmiast po zbudzeniu zamazany.
Ka�dy przecie� pocz�tek
to tylko ci�g dalszy,
a ksi�ga zdarze�
zawsze otwarta w po�owie.
"Mi�o�� szcz�liwa"
Mi�o�� szcz�liwa. Czy to jest normalne,
czy to powa�ne, czy to po�yteczne -
co �wiat ma z dwojga ludzi,
kt�rzy nie widz� �wiata?
Wywy�szeni ku sobie bez �adnej zas�ugi,
pierwsi lepsi z miliona, ale przekonani,
�e tak sta� si� musia�o - w nagrod� za co?
za nic;
�wiat�o pada znik�d -
dlaczego w�a�nie na tych, a nie innych?
Czy to obra�a sprawiedliwo��? Tak.
Czy narusza troskliwie pi�trzone zasady,
str�ca ze szczytu mora�? Narusza i str�ca.
Sp�jrzcie na tych szcz�liwych;
gdyby si� chocia� maskowali troch�,
udawali zgn�bienie krzepi�c tym
przyjaci�!
S�uchajcie jak si� �miej� - obra�liwie.
Jakim j�zykiem m�wi� - zrozumia�ym na
poz�r.
A te ich ceremonie, ceregiele,
wymy�lne obowi�zki wzgl�dem siebie -
wygl�da to na zmow� za plecami
ludzko�ci!
Trudno nawet przewidzie�, do czego by
dosz�o,
gdyby ich przyk�ad da� si� na�ladowa�.
Na co liczy� by mog�y religie, poezje,
o czym by pami�tano, czego zaniechano,
kto by chcia� zosta� w kr�gu.
Mi�o�� szcz�liwa. Czy to jest konieczne?
Takt i rozs�dek ka�� milcze� o niej,
jak o skandalu z wysokich sfer �ycia.
Wspania�e dziatki rodz� si� bez jej
pomocy.
Przenigdy nie zdo�a�aby zaludni� ziemi,
zdarza si� przecie� rzadko.
Niech ludzie nie znaj�cy mi�o�ci
szcz�liwej
twierdz�, �e nigdzie nie ma mi�o�ci
szcz�liwej.
Z t� wiar� l�ej im b�dzie i �y�, i umiera�.
"Nic dwa razy"
Nic dwa razy si� nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodzili�my si� bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Cho�by�my uczniami byli
najt�pszymi w szkole �wiata,
nie b�dziemy repetowa�
�adnej zimy ani lata.
�aden dzie� si� nie powt�rzy,
nie ma dw�ch podobnych nocy,
dw�ch tych samych poca�unk�w,
dw�ch jednakich spojrze� w oczy.
Wczoraj, kiedy twoje imi�
kto� wym�wi� przy mnie g�o�no,
tak mi by�o, jakby r�a
przez otwarte wpad�a okno.
Dzi�, kiedy jeste�my razem,
odwr�ci�am twarz ku �cianie.
R�a? Jak wygl�da r�a?
Czy to kwiat? A mo�e kamie�?
Czemu ty si�, z�a godzino,
z niepotrzebnym mieszasz l�kiem?
Jeste� - a wi�c musisz min��.
Miniesz - a wi�c to jest pi�kne.
U�miechni�ci, wp�obj�ci
spr�bujemy szuka� zgody,
cho� r�nimy si� od siebie
jak dwie krople czystej wody.
"Niekt�rzy lubi� poezj�"
Niekt�rzy -
czyli nie wszyscy.
Nawet nie wi�kszo�� wszystkich ale
mniejszo��.
Nie licz�c szk�, gdzie si� musi,
i samych poet�w,
b�dzie tych os�b chyba dwie na tysi�c.
Lubi� -
ale lubi si� tak�e ros� z makaronem,
lubi si� komplementy i kolor niebieski,
lubi si� stary szalik,
lubi si� stawia� na swoim,
lubi si� g�aska� psa.
Poezj� -
tylko co to takiego poezja.
Niejedna chwiejna odpowied�
na to pytanie ju� pad�a.
A ja nie wiem i nie wiem i trzymam si�
tego
jak zbawiennej por�czy.
"Obmy�lam �wiat"
Obmy�lam �wiat, wydanie drugie,
wydanie drugie, poprawione,
idiotom na �miech,
melancholikom na p�acz,
�ysym na grzebie�
psom na buty,
Oto rozdzia�:
Mowa Zwierz�t i Ro�lin,
gdzie przy ka�dym gatunku
masz s�ownik odno�ny.
Nawet proste dzie� dobry
wymienione z ryb�
ciebie, ryb� i wszystkich
przy �ywych umocni.
Ta dawno przeczuwana,
nagle w jawie s��w,
improwizacja lasu.
Ta epika s��w.
Te aforyzmy je�a
uk�adane, gdy
jeste�my przekonani
�e nic tylko �pi.
Czas (rozdzia� drugi),
ma prawo do wtr�cania si�
we wszystko czy to z�e, czy dobre.
Jednak�e - ten, co kruszy g�ry,
oceany przesuwa i kt�ry
obecny jest przy gwiazd kr��eniu,
nie b�dzie mie� najmniejszej w�adzy
nad kochankami, bo zbyt nadzy,
bo zbyt obj�ci, z nastroszon�
dusz� jak wr�blem na ramieniu.
Staro�� to tylko mora�
przy �yciu zbrodniarza.
Ach, wi�c wszyscy s� m�odzi!
Cierpienie (rozdzia� trzeci)
cia�a nie zniewa�a.
Smier�,
kiedy �pisz, przychodzi.
A �ni� b�dziesz,
�e wcale nie trzeba oddycha�,
�e cisza bez oddechu
to niez�a muzyka,
jeste� ma�y jak iskra
i ga�niesz do taktu.
�mier� tylko taka. B�lu wi�cej
mia�e� trzymaj�c r�� w r�ce
i wi�ksze czu�e� przera�enie
widz�c, �e p�atek spad� na ziemi�.
�wiat tylko taki. Tylko tak
�y�. I umiera� tylko tyle,
A wszystko inne - jest jak Bach
chwilowo grany
na pile.
"Sto pociech"
Zachcia�o mu si� szcz�cia,
zachcia�o mu si� prawdy,
zachcia�o mu si� wieczno�ci,
patrzcie go!
Ledwie rozr�ni� sen od jawy,
ledwie domy�li� si�, �e on to on,
ledwie wystruga� r�k� z p�etwy rodem
krzesiwo i rakiet�,
�atwy do utopienia w �y�ce oceanu
za ma�o nawet �mieszny, �eby pustk�
�mieszy�,
oczami tylko widzi,
uszami tylko s�yszy,
rekordem jego mowy jest tryb
warunkowy,
rozumem gani rozum,
s�owem; prawie nikt,
ale wolno�� mu w g�owie, wszechwiedza
i byt
poza niem�drym mi�sem,
patrzcie go!
Bo przecie� chyba jest,
naprawd� si� wydarzy�
pod jedn� z gwiazd prowincjonalnych.
Na sw�j spos�b �ywotny i wcale ruchliwy.
Jak na m�drego wyrodka kryszta�u -
do�� powa�nie zdziwiony.
Jak na trudne dzieci�stwo w
konieczno�ciach stada -
nie�le ju� poszczeg�lny.
Patrzcie go!
Tylko tak dalej, dalej cho� przez chwil�,
bodaj przez mgnienie galaktyki ma�ej.
Niechby si� wreszcie z grubsza okaza�o,
czym b�dzie, skoro jest.
A jest - zawzi�ty.
Zawzi�ty, trzeba przyzna� bardzo.
Z tym k�kiem w nosie, w tej todze, w
tym swetrze.
Sto pociech, b�d� co b�d�.
Niebo�e.
Istny cz�owiek.
"Zakochani"
Jest nam tak cicho, �e s�yszymy
piosenk� za�piewan� wczoraj:
"Ty p�jdziesz g�r�, a ja dolin�..."
Chocia� s�yszymy - nie wierzymy.
Nasz u�miech nie jest mask� smutku,
a dobro� nie jest wyrzeczeniem.
I nawet wi�cej, ni� s� warci,
nie kochaj�cych �a�ujemy.
Tacy�my zadziwieni sob�,
�e c� nas bardziej zdziwi� mo�e?
Ani t�cza w nocy.
Ani motyl na �niegu.
A kiedy zasypiamy,
we �nie widzimy rozstanie.
Ale to dobry sen,
ale to dobry sen,
bo si� budzimy z niego.
�liwonik Roman - 28 VIII 1930 r. w
Puszczy Maria�skiej pod �yrardowem;
poeta, prozaik; zbiory poezji: "�ciany i
dna" (1958), "Rdzewienie r�k" (1961),
"Zapisy z codzienno�ci" (1966),
"Wyprzeda�" (1971), "Z pami�ci" (1977),
"Za �alem" (1979), "Poezje wybrane"
(1980), "Oddech" (1980), "Pot�gowanie
dramatu" (1983) opowiadania:
"Bezimienni" (1970), "Frajer" (1974),
"Tr�jk�t liryczny" (1978), "Wyb�r
opowiada�" (1984);
"Nikle o mi�o�ci" z tomiku "Koturn"
Mo�na przetopi� zwyk�o�� na poezj�
je�li czuwa nad tob�
nie�miertelno�� twojej godziny
Najm�drzejsi wy�oni� sens z bezsensu
lub z czego� co dla innych nie istnieje
ale w co
przemieni� mo�na mi�o��
jest w tobie
i widzisz jej g�upie i pi�kne �wiat�o
i widzisz siebie w tym pi�knym i g�upim
bezradny
bo w co j� przemienisz
w sto�ek W dom W my�l W wiersz
nieprzydatna trwa w tobie
nie przemienisz mi�o�ci w nic
tyIko w mi�o��
bardzo wytrawni
mozolnie
niszcz� j� w sobie cz�� po cz�ci w��kno
po w��knie
nik�o�� po nik�o�ci
czasem wygrywaj�
i maj� ju�, dzie� jak zwyk�� ulg�
noce bez sn�w
przestrze� oczyszczon� oczekiwaniem
w kt�rym
po jakim� czasie
b�d� j� w sobie sk�ada�
z cz�ci
z w��kien
z nik�o�ci
to oni
bezgrzeszni
stoj� zamkni�ci w g��bi
wszystkich okien �wiata
tak z�owrogo
zionie zwyci�stwo
"***"
Je�li kto� nie potrafi wr�ci�
w miejsce dla niego
urodzone
gdzie� A przede wszystkim
w kim�
w�dr�wka jego przez �ycie b�dzie po nic
drogi puste
domu �adnego nie oswoi
nie spe�ni si� jego serce
nie pojmie �e je ma
i jakie jest naprawd�
bo nieprawda �e takiego miejsca
gdzie� Lub w kim� nie ma
�e mo�na go znale��
ka�demu odnalezienie przeznaczone jest
tylko niewielu rozpocznie
i zrozumie �e to jest w�a�nie
to miejsce
ten cz�owiek
I nie rozpoznawszy Odchodzi
wtedy w�a�nie na zawsze
mija si� z sob�
jest moment �e jeszcze mo�na ocale�
wr�ci�
i zgodzi� si� na t� piecz�� losu
przeznaczenie to wielkie s�owo
jedyne kt�re nas wyr�nia
I m�wi kim jeste�my
trzeba w tym miejscu
urodzonym dla nas zosta�
�eby za wcze�nie nie umrze� za �ycia
nic nam wyboru nie u�atwia
tej konieczno�ci nic nie u�atwia
i nie s�yszymy samych siebie
dlatego tak rzadko ludzie umieraj�
w godzinie jednej
ko�cz�cej mi�o�� i �ycie
tak rzadko zgadzamy si� na los
tak rzadko
pozwalamy mu
zdumie� si� jednak nami
Twardowski Jan - ur. 1 VI 1915 r. w
Warszawie; poeta, kaznodzieja;
debiutowa� w 1935 r. jako poeta na
�amach pisma "Ku�nia M�odych"; zbi�r
wierszy: "Powr�t Andersa" (1937); w
czasie wojny jako �o�nierz Armii
Krajowej bra� udzia� w powstaniu
warszawskim; uko�czy� polonistyk� na
Uniwersytecie Warszawskim,
seminarium duchowe; zbiory powojenne:
"Wiersze" (1959), "Znaki ufno�ci"
(1970), "Niebieskie okulary" (1980), "W
kolejce do nieba" (1980), "Rachunek dla
doros�ego" (1980), "Kt�ry stwarzasz
jagody" (1983), "Rwanie prosto z
krzaka" (1983), "Na osio�ku" (1986);
wyb�r poezji pt. "Nie przyszed�em pana
nawraca�. Wiersze 1973-85" (1986);
opublikowa� te� zbi�r pogadanek o
sprawach wiary i modlitwy pt. "Zeszyt w
kratk�. Rozmowy z dzie�mi i nie tylko z
dzie�mi" (1973);
"Bliscy i oddaleni"
Bo widzisz tu s� tacy kt�rzy si� kochaj�
i musz� si� spotka� aby si� omin��
bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze
pisz� do siebie listy gor�ce i zimne
rozchodz� si� jak w �miechu porzucone
kwiaty
by nie wiedzie� do ko�ca czemu tak si�
sta�o
s� inni co si� nawet po ciemku odnajd�
lecz przejd� obok siebie bo nie �mi� si�
spotka�
tak czy�ci i spokojni jakby �nieg si�
zacz��
byliby doskonali lecz wad im zabrak�o
bliscy boj� si� by� blisko �eby nie by�
dalej
niekt�rzy umieraj� - to znaczy ju�
wiedz�
mi�o�ci si� nie szuka jest albo jej nie ma
nikt z nas nie jest samotny tylko przez
przypadek
s� i tacy co si� na zawsze kochaj�
i dopiero dlatego nie mog� by� razem
jak ba�anty co nigdy nie chodz� parami
mo�na nawet zab��dzi� lecz po drugiej
stronie
nasze drogi poci�te schodz� si� z
powrotem
"Przyrost ludno�ci"
szkoda
dla jednej tylko osoby
deszczu
buk�w bo najch�odniej przy nich w�r�d
upa�u
�awki nad rzek�
szcz�cia co zamyka usta
�amig��wki serca
mi�o�ci co ostrzy n�
p�ywania �abk� motylkiem i delfinem
kataru po kt�rym jednym uchem
s�yszy si� p�niej a drugim wcze�niej
cia�a co si� nie dzieli tylko na ducha i
popi�
jask�ki wzruszaj�cej ramionami
wszystkiego po kolei
i dlatego pchaj� si� na ten smutny �wiat
nowi ludzie drzwiami i oknami
"Sprawiedliwo��"
Gdyby wszyscy mieli po cztery jab�ka
gdyby wszyscy byli silni jak konie
gdyby wszyscy byli jednakowo
bezbronni w mi�o�ci
gdyby ka�dy mia� to samo
nikt nikomu nie by�by potrzebny
Dzi�kuj� Ci �e sprawiedliwo�� Twoja
jest
nier�wno�ci�
to co mam i to czego nie mam
nawet to czego nie mam komu da�
zawsze jest komu� potrzebne
jest noc �eby by� dzie�
ciemno �eby �wieci�a gwiazda
jest ostatnie spotkanie i roz��ka pierwsza
modlimy si� bo inni si� nie modl�
wierzymy bo inni nie wierz�
umieramy za tych co nie chc� umiera�
kochamy bo innym serce wych��d�o
list przybli�a bo inny oddala
nier�wni potrzebuj� siebie
im naj�atwiej zrozumie� �e ka�dy jest
dla wszystkich
i odczytywa� ca�o��
"�pieszmy si�"
Annie Kamie�skiej
�pieszmy si� kocha� ludzi tak szybko
odchodz�
Zostan� po nich buty i telefon g�uchy
tylko to, co niewa�ne, jak krowa si�
wlecze
najwa�niejsze tak pr�dkie, �e nagle si�
staje
potem cisza normalna, wi�c ca�kiem
niezno�na
jak czysto�� urodzona, najpro�ciej z
rozpaczy
kiedy my�limy o kim� zostaj�c bez niego
Nie b�d� pewny �e czas masz bo
pewno�� niepewna
zabiera nam wra�liwo�� tak jak
niepewne ka�de szcz�cie
przychodzi jednocze�nie jak patos i
humor
jak dwie nami�tno�ci wci�� s�absze od
jednej
tak szybko st�d odchodz� jak drozd
milkn� w lipcu
jak d�wi�k troch� niezgrabny lub jak
suchy uk�on
�eby widzie� naprawd� zamykaj� oczy
chocia� wi�kszym ryzykiem rodzi� si�
ni� umrze�
kochamy wci�� za ma�o i stale za p�no
Nie pisz o tym zbyt cz�sto lecz pisz raz
na zawsze
a b�dziesz tak jak delfin �agodny i
mocny
�pieszmy si� kocha� ludzi tak szybko
odchodz�
a ci co nie odchodz� nie zawsze powr�c�
i nigdy nie wiadomo m�wi�c o mi�o�ci
czy pierwsza jest ostatni� czy ostatnia
pierwsz�
"�al"
Zofii Ma�ynicz
�al �e si� za ma�o kocha�o
�e si� my�la�o o sobie
�e si� ju� nie zd��y�o
�e by�o za p�no
cho�by si� teraz pobieg�o
w przedpokoju szura�o
nios�o serce osobne
w telefonie szuka�o
s�uchem szerszym od s�owa
cho�by si� spokornia�o
g�upi� min� stroi�o
jak lew na muszce
cho�by si� chcia�o ostrzec
�e pogoda niesta�a
bo t�cza zbyt czerwona
a s�l zwilgotnia�a
cho�by si� chcia�o pom�c
w�asn� g�b� podmucha�
w ros� za s�ony
wszystko ju� potem za ma�o
cho�by si� �zy wyp�aka�o
nagie niepewne
Wierzy�ski Kazimierz - ur. 27 VIII 1894
r. w Drohobyczy - poeta, prozaik,
eseista; debiutowa� 1913r. wierszami
drukowanymi w pismach
m�odzie�owych; debiutem w�a�ciwym
by� tomik "Wiosna i wino" (1919); zbi�r
"Wr�ble na dachu" (1921), "Laur
olimpijski" (1925) - pionierskie podj�cie
tematyki sportowej w poezji; "Wolno��
tragiczna" (1936), "Kurhany" (1938),
"Ziemia-Wilczyca" (1941), "R�a
wiatr�w" (1942), "Siedem podk�w"
(1954), "Tkanka ziemi" (1960), "Kufer
na plecach" (1964), "Czarny polonez"
(1968), "Sen-mara" (1969); zbiory
esej�w: "Cyga�skim wozem", "Miasta,
ludzie, ksi��ki" i "Moja Prywatna
Ameryka" - zm. 13 II 1969 r. w
Londynie;
"Gwi�d�� na wszystko"
Gwi�d�� na wszystko i gram serenad�,
Oddaj� szcz�cie w ka�dym mym
oddechu
Bogu i ziemi, i na s�o�ce jad�
Kawaleryjsk� szar�� mego �miechu.
Szumi�, jak wiatrak niebieskiej wichury
I jakbym �wi�tych objawie� doznawa�,
Wci�� wyskakuj� do nieba ze sk�ry,
Ja, �ycia wielki i bajeczny kowal.
"S�owa"
Sk�adamy si� ze s��w,
Ze s��w dzieci�stwa i kol�d czu�ych jak
matka,
Ze s��w skrzydlatych i
niesprawiedliwych jak m�odo��,
Ze s��w bezradnych a zacietrzewionych
jak staro��,
Ze s��w cichych i dr��cych jak
ca�owanie rz�sy,
Ze s��w utkwionych w gardle jak
wymarsz na wojn�,
Ze s��w oczekiwanych w pustce jak
pukania wi�zienne,
Ze s��w z innego �wiata, tajemniczych
jak groby.
Ale s� tak�e s�owa - �mieci, s�owa -
sk�pe napiwki,
S�owa jak znoszona bielizna,
S�owa z r�kami w kieszeniach jak
salonowy arogant,
S�owa niedoczytane do ko�ca jak debata
w parlamencie,
S�owa natr�tne jak dobre rady bigotek,
S�owa, kt�re nas obskakuj� jak pch�y,
I s� jeszcze s�owa wrogie,
S�owa ob�udne i podst�pne jak figlarny
list zawistnika,
S�owa niewinne a gro�ne jak cykuta
bia�o kwitn�ca,
S�owa, po kt�rych zaczyna si� nico�� jak
krzywoprzysi�stwo,
S�owa obfite,
bogate i bezmy�lne jak Hollywood,
S�owa przera�aj�ce jak procesy
moskiewskie,
S�owa naszego wieku.
Dlaczego uciekamy si� do s��w, do
kt�rych nikt nie ma dost�pu,
Do s��w wywo�anych w nocy z ciemnej
komory snu,
Do s��w wrastaj�cych si� w nowe tkanki
pami�ci,
Do s��w powsta�ych z g�odu tw�rczo�ci
jak przy stworzeniu �wiata,
Do s��w niewyja�nionych, a �ywych jak
filozofia mowy,
Do s��w, kt�re spotykaj� si� pierwszy
raz w naszych wierszach,
Do s��w, kt�rymi siejemy wiatry i
zbieramy burze,
Do s��w, w kt�rych wznosz� si� g�ry,
pasma rado�ci i pasma cierpienia,
Do s��w, kt�rymi mo�emy pocieszy�
ka�dego kto nam uwierzy�,
Do s��w, w kt�rych ko�ysz� si� ��ki
le��ce na wznak,
Do s��w, w kt�rych bose stopy pluszcz�
po pod�odze jak deszcz,
Do s��w, w kt�rych �pi� kochankowie
trzymaj�c si� w ramionach,
Do s��w, w kt�rych pachnie zimowymi
jab�ka