8737

Szczegóły
Tytuł 8737
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8737 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8737 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8737 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

RAFA� ZIEMKIEWICZ WALC STULECIA B�l mo�e nie by� ja�owy, je�li tylko uda si� go w co� przemieni�. James Jones St�d do wieczno�ci 1. Potem, gdy rozpami�tywa� w niesko�czono��, jego my�li wci�� wraca�y do balu w wiede�skiej operze; do tej niepowtarzalnej chwili, gdy po�r�d blasku kryszta�owych lamp, po�r�d wiruj�cych w rytm walca kandelabr�w, galowych mundur�w i koronek oznajmia� zdumionej lady Chatsworth, �e nikt nie musi ich sobie przedstawia�, bo to on w�a�nie jest stw�rc� tego �wiata. Ale najpierw by�a rozmowa z Alem, mened�erem AC Games. Rozmowa, do czasu kt�rej Orin wci�� liczy�, �e jako� z tego wszystkiego wybrnie. W�a�ciwie nie; nie tyle liczy�, co faktu, �e ju� nie mo�e na to liczy�, wci�� jeszcze nie przyjmowa� do wiadomo�ci. W tym dziwnym stanie nieprzyjmowania do wiadomo�ci trwa� przez kilka ostatnich tygodni. Wiedzia�, oczywi�cie, �e ostateczny termin kontraktu na �Walc stulecia" up�ywa nieub�agalnie i �e wyszed� ze wszystkich wynegocjowanych limit�w. Wie- dzia�, �e powinien si� jako� przygotowa� do przykrej rozmowy, skonsultowa� z doradc� jej strategi�, zgromadzi� argumenty, przemy�le� zawczasu, z czego mo�e po d�ugich targach ust�pi�, a co po prostu musi zosta� jak jest. Wiedzia�, ale jakby nie wiedzia�. To znaczy: wiedzia� nie on, tylko co� w nim wiedzia�o i bezskutecznie pr�bowa�o si� z t� wiedz� przebi� do jego rozs�dku. A on z dnia na dzie� odk�ada� przemy�lenie tej sprawy do jutra, skupia- j�c si� na mozolnym sprawdzaniu muzealnych archiw�w w poszukiwaniu dwumiejscowego nieuporta czy lod�wki dla Trockiego - tak obsesyjnie uwa�nym, jakby zale�a�y od niego losy ca�ego �wiata. Dopiero po rozmowie z Alem przesta�o to ju� by� mo�liwe. - Nie mo�emy tego zrobi�, Orin - westchn�� Al tak �a�o�nie, jakby to w�asn� prac� niweczy� tymi s�owami. - Po prostu nie mo�emy, nawet dla ciebie. Rozmawiali przez sie�. To by nawet Orinowi odpowiada�o; coraz cz�ciej czu� wr�cz fizyczn� przykro�� na my�l o wyj�ciu z domu, a wszystkie te biznesowe rytua�y i hierarchie, regulowane etykiet� sztywn� jak obyczaje dworu Ludwik�w, naprawd� ma�o go obchodzi�y Odpowiada�oby mu to, gdyby fakt, �e tym razem nie zaproszono go ju� na rozmow� osobist�, nie by� ze strony koncernu jasnym, zrozumia�ym komunikatem. �Twoja integrity podupada" -krzycza�o ka�de z uprzejmych s��w kontaktuj�cego si� z nim asystenta. Aby mu ten bezlitosny komunikat os�odzi�, kiedy ju� przemierzy� wszystkie ol�niewaj�ce, kosztowne pejza�e g��wnych interfejs�w firmy, Al przyj�� go w swojej prywatnej kom�rce, w nieoficjalnym awatarze. Ten z kolei gest mia� podkre�li� dawne zas�ugi Orina i to, �e wci�� pozostaje dla koncernu kim� wi�cej ni� tylko jednym z wielu kontraktowych kreator�w. Oczywi�cie, wiedzia� doskonale, �e to tylko trik, obmy�lony przez podpro-gowc�w firmy. Tak samo, jak spos�b, w jaki Al i inni mened�erowie koncernu prowadzili negocjacje - zawsze otwarci a� do b�lu, jakby z ca�ego serca pragn�li ci jako� pom�c. Wiedzia�, �e to sztuczki, ale mimo wszystko, jak ka�dy, dawa� si� tymi sztuczkami rozbroi�. - Uwa�acie, �e to jest z�e? - zapyta� Orin, zdaj�c sobie spraw�, �e w �adnym wypadku nie jest to reakcja, na kt�r� jego rozm�wca nie by�by doskonale przygotowany. - Z�e?! - Widmowa posta� Ala, nachylona w kapita�skim fotelu, roz�o�y�a bezradnie r�ce. - Daj spok�j, ch�opie, ty nie robisz z�ych rzeczy. To jest bardzo dobre. Wi�cej, po prostu wspania�e. I w�a�nie na tym polega k�opot. Za dobre: rozmach, dopracowanie szczeg��w, komplikacja fabu�y, obfito�� postaci... Sam schemat bazowy interakcji rozgryza�em par� dni. Przeszed�e� samego siebie, bez �adnej przesady. Tylko, prosz�, sp�jrz na to z naszej strony: koszty podstawowej obs�ugi co najmniej dziesi�ciokrotnie wi�ksze ni� przy �Wilhelmie Zdobywcy", a szans� rozpowszechnienia mniejsze. - To po prostu co� nowego. Nikt jeszcze dot�d takiej gry nie zrobi�. Tego te� nie chcia� powiedzie�, dobrze wiedzia�, �e natychmiast stanie si� �a�osny. Nienawidzi� si� za te s�owa ju� w tej samej chwili, kiedy awatar Ala z�o�y� modlitewnie r�ce i uni�s� oczy ku sufitowi, jakby pragn�� zademonstrowa� w ten spos�b bogu menad�er�w, z jakimi lud�mi musi si� m�czy�. Prywatna kom�rka sieci Ala by�a zrobiona na kapita�sk� kajut� starego �aglowca i tak samo, jak kom�rka oficjalna, wystawia�a projektantom koncernu znakomite �wiadectwo. Ka�dy s��j na �cianie, ka�de w��kno zwini�tej w k�cie konopnej liny, dawa�y stuprocentowe z�udzenie rzeczywisto�ci. Ci�ki, mosi�ny zegar, przy�rubowany nad fotelem, l�ni� pe�gaj�cymi plamami �wiat�a stylowej lampy naftowej, pokrywaj�ce blat papiery szele�ci�y przy poruszeniu, gdzie� zza �cian dociera�y szum morza i marynarskie pokrzykiwania, a ca�a kajuta zdawa�a si� z lekka ko�ysa� - tak delikatnie, �e nie by�o si� pewnym, czy to fale, czy tylko pobudzona t� scenografi� wyobra�nia. - Ot� to, ch�opie, ot� to - Al u�miechn�� si� smutno. - Skoro nikt wcze�niej nie zrobi� takiej gry, to znaczy, �e takich gier si� po prostu nie robi. Gdyby to by� interes, gdyby nawet mog�o si� zwr�ci�, przynajmniej zwr�ci�, kto� by ju� dawno si� po�aszczy�. - Nie zrozumia�e� mnie. Nikt takiej gry dot�d nie zrobi�, to znaczy, �e nikt nie jest w stanie oceni� jej szans w rozpowszechnianiu. Wasze ankiety mog� zbada� popyt na co�, czego ludzie si� spodziewaj�, ale nie powiedz� ci nic o szansach rzeczy zupe�nie nowej. Klienci musz� j� dopiero zobaczy�, spr�bowa� i wtedy si� oka�e, czy to ich zachwyci. Al u�miecha� si� tylko �agodnie i smutno, jakby chcia� pokaza�, �e docenia wiar� Orina, ale nie potrafi jej podzieli�. - To by oznacza�o powa�ne inwestycje, nawet sobie nie zdajesz sprawy, o jakich sumach m�wisz. Kiedy sprzedajesz co�, co klient zna i czego si� spodziewa, wystarczy si� odwo�a� do tych oczekiwa�. A tu musieliby�my wykreowa� popyt od zera, przeprowadzi� kampani� zdoln� przebi� inne i wzbudzi� zainteresowanie nowo�ci�. Tego si� ju� nie robi. Wiesz, �e ludzie dzisiaj w og�le nie s� ciekawi nowo�ci, w �adnej bran�y. - Oczywi�cie, �e to by oznacza�o inwestycj�. Nie ma du�ego zysku bez du�ego ryzyka, w sztuce obowi�zuj� te same prawa, co u was. Wi�cej tego samego, co si� ju� spodoba�o, to recepta na ma�y sukces. Wielki sukces mo�na odnie�� tylko czym� zupe�nie niespodziewanym, czym�, co zaskoczy i zachwyci. M�wi� to wszystko bez nadziei, �e zdo�a si� przebi� przez argumentacj� Ala. Po prostu uwa�a�, �e trzeba to powiedzie�. - Chyba nie my�lisz, Orin, �e podejmowali�my decyzj� bez dok�adnych bada� i kalkulacji? To wszystko, co m�wisz, to oczywi�cie prawda. Tylko �e nas w obecnej sytuacji rynkowej po prostu na takie ryzyko nie sta�. �eby uzyska� czterdziestoprocentow� szans� osi�gni�cia w pierwszym miesi�cu rozpowszechniania dziesi�cioprocentowego zainteresowania w segmencie potencjalnych nabywc�w, musieliby�my zainwestowa� r�wnowarto�� planowa-nych zysk�w z p�rocza... G�os Ala i jego intonacja nie zmieni�y si� ani odrobin�, ale rytm zda� zachwia� si� gwa�townie - albo cytowa� jakie� �ci�gni�te z sieci dane, albo po prostu odda� g�os systemowi eksperckiemu. Tak jest w�a�nie z rozmow� przez sie�; nigdy nie wiesz, co tak naprawd� ma w r�ku cz�owiek skryty za awatarem, nie wiesz nawet, czy kto� tam w og�le naprawd� jest. W�a�nie dlatego biznesowa etykieta kaza�a tak celebrowa� rytua� osobistego spotkania. Al urwa� po kilku zdaniach, gdy tylko zauwa�y�, �e wysypywane na rozm�wc� dane osi�gn�y cel. Orin powt�- rzy� jeszcze, �e powinni wypu�ci� przynajmniej bet� i wysondowa� rynek cho�by przez kluby, ale na te wszystkie �przecie�" Ala nie m�g� znale�� dobrej odpowiedzi. Przecie� tendencj� �wiatow� jest geograficzna dywersyfikacja oczekiwa� konsument�w, segmenty rynku si� oddalaj�, a ten europejski, poza kt�rym �Walc" w og�le nie mo�e mie� szans, na dodatek maleje, i co� tam, i co� jeszcze, w ka�dym razie, tak czy owak, AC musi minimalizowa� swoje koszty. Proste. Al przeszed� do dalszej cz�ci rozgrywki. Znowu by� teraz uosobieniem �yczliwo�ci. - Naprawd�, chcia�bym z tego jak najwi�cej ocali�. Tego rosyjskiego oficera i spraw� kolei transsyberyjskiej; to na pewno. Jest dobre t�o, sceneria, jest pomys� na misj�... No i ten nastr�j. W tym jeste� znakomity, naprawd�. Tylko doda� jak�� sensown� kobiet�, no i zredukowa� drugi plan. - To w�a�nie drugi plan buduje nastr�j. - No tak... Tak, wiem. Zrozum, naprawd� to doceniamy, �e u ciebie byle statysta, byle konduktor do prze-dziurkowania bilet�w ma jak�� ludzk� cech�, jakie� swoje �ycie... Ale koszty, ch�opie, koszty dystrybucji! Przecie� wiesz, jak to �re pami��. - Przepraszam, Al, nie ucz mnie mojej roboty. Zu�ywam dok�adnie tyle pami�ci, ile jest potrzebne do uzyskania optymalnego efektu. Ka�da oszcz�dno�� w ten czy inny spos�b zabije z�udzenie rzeczywisto�ci. Awatar Ala pokiwa� uprzejmie g�ow� i podj�� przerwany w�tek, jakby w og�le nie s�ysza� ostatnich s��w rozm�wcy - Zdaj� sobie spraw�, �e dla kogo� z twoim nazwiskiem taka propozycja mo�e brzmie� jak obraza... Ale tylko tyle mog� ci na razie zaoferowa�. A musimy co� zrobi� szybko, �eby jako� podtrzyma� tw�j kontrakt. Tego si� nie spodziewa�. - Podtrzyma� kontrakt? Musimy podtrzyma� m�j kontrakt? Zza kapita�skiego biurka dobieg�o go ci�kie westchnienie. - Czy ty w og�le nie sprawdzasz stanu konta? M�j Bo�e, jak ja bym chcia� by� artyst�. Ch�opie, nie mo�esz liczy� ca�e �ycie na swojego �Wilhelma". Wiesz, ile os�b si�gn�o w ostatnim miesi�cu po demo? Sto siedemna�cie. Je�li zejdzie poni�ej setki, po trzech miesi�cach zdejm� go z naszych serwer�w, takie s� zasady. I je�li do tego czasu nie b�d� mia� od ciebie nic nowego... No, wybacz, ale �adna firma nie rozdaje zasi�k�w. - Nie potrzebuj� zasi�k�w, do cholery! - a jednak nie wytrzyma�. - Zrobi�em najlepsz� gr�, jak� kiedykolwiek mia�e� w dystrybucji i... - I ja jej nie mog� kupi�. Uwierz, naprawd� mnie to boli, ale nie mog�. Nie w tej wersji. Chcesz, id� do konkurencji, punkt dwudziesty sz�sty kontraktu. S�uchaj - zawaha� si� nagle, z b�yskiem podejrzenia w oku - a mo�e ty mnie specjalnie tak przyciskasz, �eby otworzy� t� opcj�? Je�li tak, to nie musisz, dam ci zgod� od r�ki. Ja, wszystko, co mog� z tego wzi��, to jeden w�tek: prosta misja, sensacja i szczypta erotyki, na jedn�, g�ra dwie postaci. I bez tej ca�ej polityki. Ludzie rzygaj� polityk�. Za�atwi� ci nawet na g��wn� kobiec� posta� Luk�, chcesz? Nie chcia�. Jak wszystkie s�awne postaci, by�a pewnie ob�o�ona dziesi�tkami idiotycznych pomys��w swojego kreatora. - Daj spok�j, Luka jest przechodzona. Przez d�u�sz� chwil� Al patrzy� tylko na niego smutnym, wsp�czuj�cym wzrokiem. Wcale nie musia� m�wi� tego na g�os. - Nie musimy dzisiaj podejmowa� decyzji - rzuci� pojednawczo. - Prze�pij si� z tym, zobacz, co si� dzieje na twoim koncie. Ja wiem, �e to ci�ko kroi� w�asn� fabu��, kiedy si� nad ni� tyle pracowa�o. Ale musisz mnie zrozumie�... Dopiero wracaj�c poprzez surrealistyczne pejza�e sieci AC Games, jakby powyjmowane z album�w Salvadora Dalego, u�wiadomi� sobie, �e najbardziej zabola� go w tej rozmowie nie wyrok na ukochane dzie�o, ale to, czego Al wcale nie powiedzia� na g�os. Czego nie musia� m�wi�. �Ty te� ju� jeste� przechodzony". Mia� to po prostu wypisane w oczach, mimo ca�ej tej nieszczerej �yczliwo�ci, jak� nape�ni� je komputerowy retusz. Problemy z AC Games. W�a�ciwie by�o to co� oczywistego, do czego dawno ju� przywyk�. Zacz�y si� niemal nazajutrz po sukcesie, przy �Bitwie pod Cuszim�". Orin przygotowywa� j� przez to o p� roku d�u�ej, ni� przewidywa� kontrakt, i ostatecznie da� si� przekona� do odst�pienia od pierwotnego zamys�u. W efekcie powsta� system znacznie lepiej skonstruowany od �Wilhelma", lecz nie do- r�wnuj�cy mu popularno�ci�. Owszem, mia� publiczno�� i, tak jak poprzednia gra, przyni�s� mu nagrod� Wahren-hoffa. Ale wzbudzi� uznanie g��wnie po�r�d koleg�w po fachu i konkurent�w, kt�rzy natychmiast zacz�li zrzyna� jego pomys�y kr�tkich ��czy matrycy i zbiorowego modelowania przez jeden jej obszar wielu postaci. AC Games zdj�o �Cuszim�" z serwer�w i zarchiwizowa�o j� ju� prawie rok temu. T�umaczyli s�abe zainteresowanie brakiem w grze kobiet. Rzeczywi�cie. Jakim niby cudem Orin mia�by tam wsadzi� kobiety? Do gry, kt�ra zaczyna�a si� wyruszeniem rosyjskiej floty z Ba�tyku, a ko�czy�a jej beznadziejn� rzezi� na Morzu Japo�skim? Do fabu�y, kt�ra niemal w ca�o�ci rozgrywa�a si� na okr�tach wojennych? - W porz�dku, ch�opie - perswadowa� na to sejlsmen koncernu. - To id� w gr� strategiczn�. Zr�b g��wnym bohaterem Ro�estwie�skiego, Niebogatowa albo Enkwista, kt�rego� z oficer�w sztabu, daj ludziom mo�liwo�� poprowadzenia bitwy, ustawienia szyku, walki... Ust�pi�. Teraz nie m�g� tego od�a�owa�. W AC Games nic nie rozumieli. Bohaterem �Cuszimy" nie mia� by� �aden z admira��w ani dow�dc�w pancernik�w, bo Orinowi nie chodzi�o o to, kto wygra morskie starcie. Wiadomo by�o, kto je wygra, Rosjanie nie mieli ani cienia szansy. Bohaterem gry, w pierwotnym zamy�le, mia� by� skromny porucznik Cywi�ski, dow�dca wie�y dzia�owej �redniej artylerii na liniowcu �Borodino". Nikt, kto by zmienia� bieg historii, przeciwnie, jeden z takich, po kt�rych historia przeje�d�a si� jak walec, nie daj�c szansy ani na prze�ycie, ani na sensown� �mier�. Jeden z wielu Polak�w, s�u��cych w �wczesnej rosyjskiej marynarce, a zarazem jeden z nielicznych, kt�rego zdj�cie zachowa�o si� i, zrekonstruowane komputerowo, wpad�o Orinowi w r�ce podczas przetrz�sania archiw�w floty w Sankt Petersburgu. Porucznik Cywi�ski z pancernika �Borodino": m�ody oficer w odprasowanym mundurze galowym, upozowany z praw� r�k� na biodrze i dumnie uniesionym podbr�dkiem, z teatralnie wypiel�gnowanymi bokobrodami oraz czarnym, przystrzy�onym w�sem, kt�ry w jego czasach musia� rozpala� po��danie kobiet. Zgin�� w bitwie. Kim by�, zastanawia� si� wtedy, patrz�c godzinami na wy�wietlone na g��wnym ekranie pracowni zdj�cie, staraj�c si� przemkn�� my�l� dziel�ce go od tego cz�owieka stulecie wojen, zbrodni i nieszcz��. Czy dr�czy�o go poczucie daremno�ci stara� i po�wi�ce�, nieuchronno�ci zawis�ego nad �wiatem z�a? Oficer rosyjskiej floty, ale Polak, wi�c kto� wsz�dzie obcy, nie maj�cy powodu �yczy� dobrze ani carowi, ani jego imperium, kt�remu s�u�y�; tak przynajmniej Orin go sobie wyobra�a�. Oficer rangi na tyle niskiej, by nie m�c nic zmieni� - ale ju� do�� wysokiej, by zna� sytuacj� w ca�ym jej absurdzie. By widzie�, jak g�upota, o�li up�r i kompleksy admira�a pchaj� ca�� eskadr� w sytuacj� bez wyj�cia, jak pot�na ekspedycja, �egnana kwiatami i pewno�ci� zwyci�stwa, zamienia si� w korow�d pogrzebowy, ci�gn�cy przez p� �wiata na niechybn� zag�ad�, na �mier� w niepotrzebnej nikomu ofierze za nieudolnego w�adc� i jego skazane na rych�y upadek imperium. Oczywi�cie, w AC Games najpierw zamilkli ze zdumienia, a potem podnie�li wrzask: przecie� tak pomy�lana gra w og�le nie mia�a zwyczajowej w scenariuszach �misji", kt�r� gracz powinien wykona�, aby zdoby� r�k� ksi�niczki i p� kr�lestwa. Dla Orina nie mia�o to zasadniczego znaczenia; chodzi�o o prze�ycie historii, znalezienie si� w sk�rze cz�owieka poddanego takim musom i o to, by pozosta� w zgodzie z wymogami oficerskiego honoru, nie podda� si� do ko�ca, nie da� si� zgnoi�. Nie zdezerterowa� podczas bunkrowania w wietnamskim porcie, oprze� si� pokusie uczestniczenia w rewolucyjnym spisku m�odych oficer�w, zainspirowanym, jak mia�o si� w ko�cu okaza�, przez japo�ski wywiad. Zwyci�stwem gracza by�o polec w bitwie, do ostatniej chwili na stanowisku, z pe�n� �wiadomo�ci�, �e wszystko to nie ma za grosz sensu. To by� jeszcze czas, gdy Orin, mo�e pod wp�ywem Malaspiny, bardzo by� przej�ty takim �atwym romantyzmem. Niewiele z tych zamiar�w zosta�o w ostatecznej wersji. Albo, patrz�c na to z innej strony, zosta�o z nich jednak za du�o. Zmieni� w ko�cu bohatera, znalaz� w archiwach innego Polaka, dow�dc� kontrtorpedowca, jednego z trzech okr�t�w, kt�re zdo�a�y si� wyrwa� z bitwy i przedrze� do portu. AC Games nadal narzeka�o, ale w ko�cu to kupi�o - wyj�� ca�o z rzezi i uj�� pogoni, to ju� by�a jaka� misj�, kt�r� potrafili zrozumie�. Kr�tko m�wi�c, �Cuszima" zmieni�a si� w jeszcze jedn� rozgrywk� wojenn�, tak, �e koncern nie mia� problem�w z przyszeregowaniem jej do odpowiedniego dzia�u. Ale zosta� ten nastr�j, kt�ry ogarn�� Orina nad zdj�ciem porucznika carskiej marynarki i z kt�rego �Cuszima" powsta�a. Nastr�j beznadziejno�ci, upiornego korowodu, przygn�bienia, tego b�lu, kt�ry Orin pewnego dnia odkry� w sobie i kt�rym chcia� si� dzieli�. - Ch�opie, fantastycznie zrobiona gra - powiedzia� mu jeden z wa�niak�w na kt�rym� z tych przekl�tych, wytwornych przyj��, na jakie wyci�ga�a go Malaspina. - Ale musz� ci si� przyzna�, �e nie wytrzyma�em nawet do po�owy. Dla mnie to zbyt ponure. To by� w�a�nie jego problem, jako kreatora system�w. Ludzie nie chcieli, by ich poi� swoj� gorycz�. Si�gali po gr�, aby si� oczy�ci�, prze�y� �atwe, proste wzruszenia �wiata, w kt�rym wiadomo, gdzie dobro, gdzie z�o i jak si� znale��. S�ali potem do firmy pe�ne obelg maile, wycedzone zduszonym w�ciek�o�ci� g�osem. Ale przecie� bywa�o tak�e inaczej. Wiedzia� to na pewno, mia� ich listy, �e byli tacy, kt�rzy zrozumieli, kt�rzy poczuli to, czym chcia� si� podzieli�, prze�yli... I to by�o najwa�niejsze. Odpu�ci� z �Cuszim�", bo, prawd� m�wi�c, ju� wtedy traktowa� j� jak odprysk, drobny fragment powa�niejszego projektu, o kt�rym zacz�� w kt�rym� momencie prze-my�liwa�. Jak przymiark� do �Walca stulecia", kr�tko m�wi�c. Wtedy to by� jeszcze mglisty zarys, niejasne przeczucie jakiej� wielkiej, wa�kiej historii - no i to, od czego, prawd� m�wi�c, zazwyczaj zaczyna�y mu si� gry: nastr�j. Podobny jak w �Cuszimie", ale jeszcze bardziej wszechogarniaj�cy nastr�j upadku, rozprz�enia, zag�ady. - Ca�y czas jeste� u nas gwiazd� - powiedzieli mu dwa lata temu, kiedy przedstawia� pierwszy zarys nowej gry; wtedy jeszcze rozmawiali nie przez sie�, ale osobi�cie, w biurach filii w Reims. A teraz, kiedy by� ju� tak blisko ko�ca, wirtualny fantom Ala rozk�ada� przed nim bezradnie r�ce, m�wi�c, �e nie sta� go na takie inwestycje. To nie by�o w porz�dku. � D�ugo czeka� wieczorem na Malaspin�. Zesz�a na kolacj� p�no, zm�czona i z�a - coraz cz�ciej widzia� j� w takim stanie, a mo�e tylko coraz cz�ciej zwraca� na ten stan uwag�. Musia�a by� tu� po treningu; na szyi przysy-cha�y stru�ki potu, oddech wci�� jeszcze zdradza� niedawny wysi�ek. Faluj�ce piersi napina�y kusz�co materia� b��kitnego szlafroczka. - Ju� sko�czy�e�? - powiedzia�a tylko. Kuchnia by�a do�� ciasna, przy projektowaniu domu woleli przeznaczy� wi�cej miejsca na salon i kiedy tak siedzia� ko�o drzwi, po swojemu oparty ramieniem o �cian�, Malaspina, �eby wej��, musia�a si� o niego niemal otrze�. Na chwil� ogarn�� go delikatny, przyt�umiony dezodorantami zapach jej potu. Nigdy nie m�g� zrozumie�, co w tym zapachu tak go bra�o; w ka�dym razie cho� doskonale wiedzia�, co b�dzie dalej, cho� tysi�ce razy poprzysi�ga� sobie, �e ju� nigdy -gdy nachyli�a si� nad wy�wietlaczem, a skraj b��kitu podjecha� wysoko po jej udzie, a� do kraw�dzi majtek, wyci�gn�� r�k� i pog�adzi� sk�r� �ony, tak samo g�adk� i j�drn� jak zawsze. - Jestem spocona! - uchyli�a si� gwa�townie, jak pora- �ona pr�dem, ale ani na chwil� nie przesta�a b��dzi� palcami po fosforyzuj�cych wzorach wy�wietlacza. - Jad�e�? - Nie... Nie, na razie dzi�kuj�. Wygl�da�a w tym szlafroczku cholernie kusz�co. We wszystkim wygl�da�a cholernie kusz�co. Malaspina: wysoka, pos�gowo zbudowana blondynka, smuk�e uda, wypracowane �wiczeniami oraz elektrostymulacj� po�ladki i talia, stercz�ce wyzywaj�co piersi, a do tego wszystkiego to spojrzenie: wynios�e i jakby pogardliwe, spojrzenie kobiety kt�ra doskonale zna swoj� warto�� i nie zamierza traci� za darmo bodaj jednego u�miechu. Ka�dy, kto widzia� Malaspin�, marzy�, by j� z miejsca rzuci� na najbli�szy mebel i przelecie�. Wszyscy o tym marzyli. Jej m�� tak�e. Cofn�� d�o�, nie przestaj�c si� przypatrywa� w zamy�leniu nikn�cemu mi�dzy po�ladkami �ony klinowi cieniutkiej bawe�ny. - Znowu kogo� ze�pali - powiedzia�a, prostuj�c si� powoli. Podstawi�a dzbanek pod kran filtru wody, czekaj�c, a� Orin jako� zareaguje na jej s�owa. - Tak? - Tu� ko�o nas - oznajmi�a. - Dwie przecznice w stron� miasta. - Niemo�liwe?! - oderwa� od niej wzrok, u�wiadamiaj�c sobie znaczenie tych s��w. Ten jej nawyk ogl�dania wiadomo�ci. Zawsze �wiczy�a w goglach, by potem m�czy� go streszczaniem, co w nich zobaczy�a. Zreszt� Malaspin� przynajmniej usprawiedliwia�a jej praca. Inni w�lepiali si� w serwisy informacyjne zupe�nie bezinteresownie, ch�on�li je z zapa�em i w takich ilo�ciach, �e w ko�cu wszystkie wiadomo�ci miesza�y si� ze sob�, wymazywa�y jedna drug�, i nie zostawa�o z tego nic, tylko zalepiaj�cy m�zg glut z poodrywanych s��w i migaj�cych obrazk�w. Orin nie chcia� zalepia� sobie m�zgu. Stara� si�, na ile to by�o mo�liwe, kiedy pracowa�o si� g��wnie w sieci, omija� serwisy i polityczne klipy jak najdalej. Malaspin� to irytowa�o. Widzia�a w tym przejaw rezygnacji i bierno�ci, kt�rych nie pochwala�a. Dlatego korzysta�a z podobnych okazji, by przekaza� m�owi wiedz� o najnowszych wydarzeniach. Inna sprawa, �e z regu�y wybiera�a do tego polityk� i sprawy mi�dzynarodowe, a nie kroniki lokalne. - Jakiego� faceta - podj�a. - Nie pami�tam nazwiska, w ka�dym razie nic mi nie m�wi�o. Nikt znajomy. - Co tutaj robi�? Wzruszy�a ramionami. - Pewnie jaki� w��cz�ga. Przecie� nie o to chodzi. Tak, nie o to chodzi�o. A o co? O to, �e takie rzeczy nie powinny zdarza� si� w ich dzielnicy. W mie�cie, owszem, tam mo�na si� by�o spodziewa� wszystkiego. W mie�cie takie rzeczy by�y na miejscu, ale przecie� nie tu, na ich osiedlu, pe�nym elektronicznych bramek, kamer i stra�nik�w. - Cholera - powiedzia�. - To si� nie powinno u nas zdarza�. Za co, do diab�a, p�acimy tyle pieni�dzy? - W�a�nie - odpar�a Malaspina. Filtr zamruga� kilkakrotnie zielonym �wiate�kiem, elektroniczna pozytywka odegra�a skoczn�, kr�tk� melodyjk�, sygnalizuj�c, �e analiza oraz uzdatnianie gwarantowan� metod� SuperSec zosta�y zako�czone i �e woda nadaje si� do picia. Kran otworzy� si� na kilka sekund i automatycznie zamkn�� po nape�nieniu dzbanka do dw�ch trzecich. - Dom, sto stopni. W�a�nie - podj�a, wstawiwszy dzbanek do ekspresu. - Skoro jeste�my przy pieni�dzach... Westchn�� r�wnie bole�nie, jak niedawno robi� to fantom Ala. - Orin, nie chc� ci� m�czy�, ale od p� roku jedziemy tylko na moich zarobkach. Zamierzasz wreszcie co� z tym zrobi�? - Tak, zamierzam. Pewnie, �e zamierzam. Musimy o tym rozmawia� w�a�nie teraz? - A kiedy mamy o tym rozmawia�? - Usiad�a naprzeciwko z fili�ank� naparu i sa�atk�. - Ilekro� wspomn� o pieni�dzach, m�wisz dok�adnie to samo: �Czy musimy o tym rozmawia� akurat teraz?" Powiedzmy, �e teraz nie musimy. Tylko b�d� �askaw wyznaczy� jaki� termin. No, wi�c kiedy? - My�l� o tym, nie martw si�. Wzruszy�a gniewnie ramionami. - My�l o tym, jak sko�czy� gr� i j� sprzeda�. Rozmawia�e� ju� z nimi? Prawd� m�wi�c, po to tu w�a�nie siedzia�, czekaj�c, a� Malaspina wyjdzie ze swoich pokoi. Po to, by porozmawia� o �Walcu stulecia", o AC Games i propozycji Ala. By opowiedzie� jej to, wyrzuci� z siebie, podeprze� si� jej rad�. - Jeszcze si� nie odezwali. - A je�li nie wezm�? - powiedzia�a nagle. - Ich strata. Najlepsza gra, jak� w �yciu zrobi�em. Nie oni, to inni, kto� zawsze kupi. Nie wygl�da�a na przekonan�. - Mog� zawsze spr�bowa� poza g��wn� sieci�. To nie jest tak, �e poza wielkimi koncernami nie ma ju� �adnego rynku. S� dziesi�tki niezale�nych firm, ma�ych, ale rzutkich... - Komu b�dziesz bajki opowiada� - zgasi�a go. Milczeli przez chwil�. - Wi�c nie wezm�? - Nie wiem! Co si� martwisz na zapas. Co� wymy�l�. Jakie� to by�o wkurzaj�ce. Cokolwiek obudzi� w nim zapach jej potu, zosta�o t� rozmow� skutecznie przep�dzone. - Orin, przesta� mnie i siebie oszukiwa� - perswadowa�a. - Nie wiedzie ci si� ostatnio. To si� zdarza, rozumiem. Nie masz powodu histeryzowa�, po prostu trzeba si� ch�odno zastanowi� nad sytuacj� i wyci�gn�� z niej wnioski, tylko tyle. Od p� roku praktycznie nie zarabiasz. Ja si� zdecydowa�am pracowa� przy kampanii, musz� zawiesi� praktyk�, a to znaczy, �e trac� wi�kszo�� dochod�w, przynajmniej na par� miesi�cy. A odsetki trzeba sp�aca�. Ten jej ton, kiedy tak wyk�ada�a co� punkt po punkcie - to go po prostu dobija�o. - To co, mam nie zamawia� scenografii, robi� ka�dy drobiazg samemu? W takim tempie nie sko�cz� za dziesi�� lat. By� pewien, �e zaraz us�yszy co� podobnego, jak w rozmowie z Alem: ogranicz si�, b�d� rozs�dny, zmniejsz liczb� postaci, nie pakuj tylu w�tk�w. Ale Malaspina zbyt dobrze go zna�a. - Nie m�wi�, �e powiniene� oszcz�dza� na grze. Oszcz�dzaj na czym innym. - Podpiszemy drugi kredyt, najwy�ej. Sprzedam gr�, to oddamy. Pokr�ci�a g�ow�. - A jak nie sprzedasz? Wola�abym, �eby� raczej za�atwi� spraw� z ubezpieczeniami. No tak. - Nie chc� o tym s�ysze� - zebra� si� w sobie, aby jego g�os zabrzmia� jak najbardziej stanowczo. - Rozmawiali�my ju� na ten temat i wi�cej nie b�dziemy. - Owszem, b�dziemy - to nie by� dobry pomys�, jej g�os tak�e natychmiast stwardnia�, niemal w u�amku sekundy; zabrzmia�a w nim skrywana furia. Wiedzia�, �e jeszcze moment, jeszcze jedna taka wymiana zda� i Ma�a-spina wybuchnie z�o�ci�. - Upar�e� si� jak dziecko i b�dziemy o tym rozmawia� tak d�ugo, a� zaczniesz my�le�. - Prosz� ci�, przesta� - musia� teraz przybra� cichy, �a�osny ton, jakby mia� zaraz umrze�. - Nie dzi�. Jestem zm�czony, nie chc� si� na noc denerwowa�, znowu nie b�d� m�g� zasn��. - To pobiegaj troch� - powiedzia�a ju� spokojniej. -Tylko wysiadujesz po ca�ych dniach w gnie�dzie, nic dziwnego, �e nie mo�esz spa�. Obros�e� ju� sad�em, a� wstyd si� gdzie� z tob� pokaza�. Ugryz� si� w j�zyk, �eby na to nie odpowiedzie�. Kiedy� by ci to nie przeszkadza�o, my�la� tylko, patrz�c, jak �ona wstaje od sto�u i odk�ada naczynia do zmywarki. - Id� spa�. Przyjdziesz dzi�? Przyjdziesz dzi�. Parskn��by drwi�co, gdyby nie fakt, �e to te�, nawet tyle, by�oby rozdrapywaniem czego�, czego instynktownie nie chcia� rusza�. Nie mia� si�, �eby rusza�. To nie by�a ozi�b�o��, znudzenie partnerem - nic prostego, co znalaz�by w seksuo�ogicznych poradnikach. W zasadzie, gdyby podej�� do sprawy czysto mechanicznie, wszystko by�o w porz�dku. Tylko ta jaka� nieludzka sztywno��; jakby kocha� si� z robotem. Jakby jej tam nie by�o, pod t� wypiel�gnowan�, pachn�c� sk�r�. Niczego w og�le: tylko pobudzaj�ce impulsy korowe z przy��cza. Bez ��cza nie by�o w og�le mowy, nie pozwoli�aby na to, tak jak nieodzowny by� ca�y rytua� k�pieli, przygotowania, kosmetyki na noc... Marzy�, by kiedy� ot, tak po prostu, p�j�� do ��ka, bez robienia z tego od razu przedsi�wzi�cia. Ale kiedy pr�bowa� co� delikatnie sugerowa�, Malaspina sztywnia�a jeszcze bardziej i wtedy to by�o ju� w og�le dno, a� uzna�, �e trzeba si� z tym po prostu pogodzi�, nie mo�na mie� wszystkiego. Jako� si� przyzwyczai�, byle tylko o tym nie my�le�. � Musz� jeszcze popracowa�. I pobiega�. Za�mia�a si�, odchodz�c. �ledzi� j� k�tem oka, kiedy �ci�ga�a szlafrok i wchodzi�a do kabiny natrysku. Nie chcia� pokaza� Malaspinie, jak bardzo zdo�a�a go dotkn��. Nie chcia� da� jej pozna�, jak skuteczn� bro� zdo�a�a wymy�li� - zachowa�aby j� wtedy w swoim arsenale i u�ywa�a bezlito�nie. Nie chcia� si� do tego przyzna� nawet przed samym sob�. Nie chodzi�o wcale o sad�o. Rzeczywi�cie - w drodze do schod�w zatrzyma� si� na chwil� przed lustrem w przedpokoju - jego cia�o sflacza�o i jakby opuch�o, powoli upodabnia� si� do bladego, t�ustego robaka, rozdymanego od wewn�trz ci�nieniem wodnistej tre�ci. Niewa�ne. Kt�rego� dnia wr�ci mu nastr�j, by o siebie zadba� i wtedy szybko odzyska form�. To by�o co innego. Gdyby by� nadal na fali, m�g�by do woli obrasta� sad�em. Dop�ki by� na fali, Malaspinie nie przeszkadza�y jego kaprysy, przep�acana sk�adka w ubezpieczeniach ani dzieci�cy up�r. O tak, wtedy si� nie wstydzi�a z nim pokazywa�. To ten facet od �Wilhelma Zdobywcy", s�ysza�em, �e podobno robi teraz �Bitw� pod Cuszim�". P� roku w pierwszej dwudziestce, jak na gr� historyczn� to po prostu rewelacja. Tw�j m�� ma prawdziwy talent, Malaspina, wszyscy ci zazdroszcz�, u�miech -u�miech. Prawdziwy talent. Na kr�tko tego talentu starczy�o, pewnie m�wili za jego plecami, je�li jeszcze m�wili o nim w og�le. Szlag. I tym sposobem wszystko wr�ci�o do punktu wyj�cia -do �Walca stulecia". Z �azienki dobieg�o go buczenie uruchamianego natrysku. Oderwa� si� od lustra i ruszy� ku schodom, poddaj�c si� bezwolnie walcz�cym gdzie� g��boko w jego wn�trzno�ciach si�om - tej jednej, kt�ra ci�gn�a go do gniazda komputera, popycha�a, by zaraz pod��czy� implant i nie dbaj�c o p�n� por�, wr�ci� do gry, i tej drugiej, kt�ra go od tego odpycha�a. Zawsze tak ze sob� walczy�y, sprawiaj�c, �e kr��y� i kr��y� wok� gniazda, przek�adaj�c jakie� nieistotne drobiazgi, wynajduj�c sobie w niesko�czno�� bezsensowne zaj�cia i marnotrawi�c czas. A kiedy wreszcie siada� do pracy, te� jeszcze nie potrafi� si� do niej zabra� od razu - najpierw d�ugo bawi� si� kon-figurowaniem po raz nie wiedzie� kt�ry podstawowego interfejsu czy bezmy�lnym przepatrywaniem domowych zapis�w. By� mo�e w�a�nie chc�c tego unikn��, nieoczekiwanie dla samego siebie, skr�ci� w stron� pokoju gimnastycznego. Gogle wisia�y tak, jak je zostawi�a Malaspina, na por�czy slimslidera. Podni�s� je; wci�� by�y w��czone. Postawi� praw� stop� na jednej z klamer, �lizgaj�cych si� mi�kko po r�wnoleg�ych, zakrzywionych niczym bieguny fotela szynach. Pokrycie klamry wyd�o si�, otaczaj�c pantofel twardym, p�toracentymetrowym wyst�pem. Postawi� drug� nog�, a potem za�o�y� gogle, w kt�rych wci�� jarzy� si� interfejs serwis�w informacyjnych, i na o�lep chwyci� otulone mi�kk� piank� uchwyty dla r�k. Szarpn�� si� i z trudem wykona� pierwszy krok, a po nim kilka nast�pnych. Jego nogi i r�ce z ledwo�ci� pokonywa�y op�r. - S�abiej - powiedzia� i przez kilka sekund daremnie czeka� na efekt. - Dom - powt�rzy�, teraz ju� z w�a�ciw� komend� - zmniejsz obci��enie. Jeszcze... Wystarczy. Op�r ust�pi�. Orin ruszy� d�ugimi, rytmicznymi posuni�ciami r�k i n�g w komputerowy b��kit, s�czony mu do oczu przez gogle. Odetchn�� par� razy g��boko, rozgrzewaj�c si�. W przedni� cz�� uchwytu na praw� d�o� wtopiono chropaw�, tward� p�ytk� uczulonego na dotyk tworzywa. Przejecha� po niej wskazuj�cym palcem - �wietlna strza�- ka, skryta w rogu pola widzenia gogli, o�y�a, w�druj�c pos�usznie w prawo, w lewo i do g�ry, gdziekolwiek skierowa� j� ruch palca. Wci�� poruszaj�c si� rytmicznie, ni to p�yn�c, ni biegn�c przez nieistniej�c� przestrze�, Orin naprowadzi� kursor na okno serwis�w lokalnych, a kiedy uros�o ono, spychaj�c na bok inne, i o�y�o, wywo�a� spis dzisiejszych wiadomo�ci. Nie musia� d�ugo szuka�, mor- derstwo w Muizon by�o g��wn� informacj� dnia; krwistoczerwone odsy�acze na dole strony informowa�y o jej rozszerzeniach oraz komentarzach w serwisach regionalnych i krajowych. Jak na z�o�� dopad�a go akurat reklam�wka ubezpieczalni - zanim zacz�y si� newsy, jaka� �wietnie zakonserwowana czterdziestka zapewnia�a przez p� minuty, �e dzi�ki jakiemu� tam programowi czuje si� wspaniale, jest bezpieczna i oszcz�dza mn�stwo pieni�dzy. Nawet nie zauwa�a�, �e jego ruchy staj� si� coraz bardziej gwa�towne; szarpa� uchwytami, jakby chcia� je pood-rywa� od aparatu. Cz�owiek, kt�rego nadjedzone zw�oki le�a�y dzisiaj o dwie przecznice od willi Orina, nazywa� si� Thoury, Leon Thoury, i w chwili, gdy go znaleziono, mia� na sobie smoking ze smartu, sztucznego jedwabiu z inteligentn� struktur� kolantowych w��kien, samoczynnie zmieniaj�cego barwy i desenie. Kolorowe pr��ki wci�� mieni�y si� na trupie, gdy pod w�cibskimi oczami kamer znoszono go do policyjnego ambulansu. Autochton, s�dz�c po nazwisku, powy�ej czterdziestki, raczej �rednio zamo�ny, cho� z jakiego� powodu tej nocy stara� si� chyba sprawi� wra�enie lepiej sytuowanego ni� w rzeczywisto�ci. Pewnie nie wiedzia�, �e w�r�d naprawd� bogatych stroje ze smartu od pewnego ju� czasu uchodz� za przejaw z�ego gustu. Ten szpan kosztowa� go �ycie - bia�y, bogaty i po czterdziestce, ulubiona ofiara pastusz- k�w. W chwili �mierci mia� we krwi zero sze�� promila alkoholu. Akurat do��, by doskonale zdawa� sobie spraw� z tego, co go spotka�o, ale ju� za du�o, by zdo�a� uciec. Zreszt� zapewne nie mia� dok�d ucieka�. Mordercy wepchn�li mu do ust jego osobisty sygnalizator, alarm by� uruchomiony, ale najwyra�niej nikogo nie sprowadzi�. W ka�dym razie w ich okolicy znalaz� si� przypadkowo, ju� martwy. Musieli przywie�� go tu samochodem i zrzuci� z id�cej g�r� estakady, z g�ow� zmia�d�on� licznymi uderzeniami wype�nionych o�owiem pa�ek oraz z wyr�ni�tym sercem i po�ladkami, jak to zazwyczaj robili m�odzi kanibale. Komputerowe animacje pokazywa�y w zwolnio- nym tempie, jak widmowe postacie zrzucaj� trupa z estakady, p�niej zast�pi�a je rekonstrukcja cia�a, na kt�rej czerwone linie prezentowa�y kolejne �lady no�y i miejsca uderze�. Nie skorzysta� z oferowanych przez serwis wypowiedzi policjant�w, psycholog�w i specjalist�w od m�odzie�owych subkultur, z monta�owych felieton�w o ostatnich podobnych zdarzeniach i wszystkiego, co z wielkim po�wi�ceniem przygotowa�y dla niego sieci telewizyjne. Przez chwil� machinalnie zostawi� komentarz, ale nie rejestrowa� sensu ciekn�cych mu w uszy zda�; co� tam si� tylko stale powtarza�o o jessenistach. W pewnym momencie poczu�, �e ju� d�u�ej nie mo�e i zaciskaj�c konwulsyjnie palce na uchwycie, wy��czy� serwis; na moment zaton�� w ciemno�ci, a potem rozpali�a si� przed nim znajoma kom�rka domowego interfejsu, z migocz�cym sygna�em nie odebranej poczty. Ale w�a�ciwie go nie dostrzega�. Niepotrzebnie obejrzana wiadomo�� wystarczy�a, by jego imaginacja, wiecznie obola�a i dr��ca jak otwarta ostryga, zacz�a to, do czego j� od lat �wiczy� i rozwija�, �wiadomie pot�guj�c sw� wra�liwo�� a� poza granice rozs�dku i b�lu: by zacz�a podsuwa� mu obrazy, sytuacje i emocje, zasypywa� go nimi tak, �e zupe�nie nie m�g� si� op�dzi�.. Oto byl tam, by� tym podpitym, wystrojonym w drogi smoking nieszcz�nikiem, wracaj�cym z jakiej� niezbyt legalnej imprezy, przed kt�rym nagle stan�a banda dzieciak�w. Podobno nie wygl�dali jako� specjalnie - �adnych tam �a�cuch�w, sk�rzanych kurtek, ruchomych tatua�y, jak w�r�d dawnych gang�w z podmiejskich d�ungli; zwykle dzieci ze szk�, przej�te sw� dziejow� misj�, walk� o lepszy, sprawiedliwy i wolny od z�a �wiat. A wi�c dzieci, ulica - albo stacja napowietrznej kolejki, a mo�e wagon9 W ka�dym razie ta wataha, osaczaj�ca go ze wszystkich stron. Czy pr�bowa� negocjowa�? T�umaczy� si� jako�, jeszcze liczy� na ocalenie, czy od razu rzuci� si� do ucieczki albo pr�bowa� pi�ciami wywalczy� sobie wyj�cie z kr�gu napastnik�w? A mo�e po prostu podda� si� biernie swemu losowi? W wyobra�ni Orin rzuca� si� na pastuszk�w, mia�d�y� pi�ciami dzieci�ce twarze, pastwi� si� nad nimi. Rozs�dek natychmiast korygowa� te wizje, przypomina�, �e w �adnym wypadku nie m�g�by liczy� na si�� i sprawno�� swoich zaniedbanych mi�ni, wi�c w r�kach wyimaginowanego Orina pojawia�y si� malownicze narz�dzia do zabijania, jakie� wielkokalibrowe spluwy, rozkwaszaj�ce trafionych napastnik�w na miazg�, wzi�te wprost z prymitywnych gier taniej mas�wki AC Games i jemu podobnych koncern�w. A�e to nie by�o to i zaraz, wbrew rozs�dkowi, powraca� obraz, na kt�rym Orin mia�d�y� twarze ma�ych potwor�w go�� pi�ci� albo zaciska� im r�ce na gard�ach, a� do chrupni�cia skr�conego karku, i te obrazy otacza�y go coraz cia�niej, nieodparte, obsesyjne, po- wtarzane wci�� i wci��... U�wiadomi� sobie nagle, �e si� dusi. Zatrzyma� si�. Teraz dopiero dotar� do jego �wiadomo�ci alarmuj�cy komputerowy pisk, narastaj�cy z ka�dym powtarzanym w�ciekle przez Orina ruchem. Puls rozsadza� mu skronie, serce uwi�z�o wysoko w gardle, trawione ogniem p�uca nie przyjmowa�y powietrza. Nawet zdj�cie z twarzy gogli sprawi�o mu trudno��. Zszed� z maszyny do �wicze� i usiad� ci�ko na pod�odze, spocony, czerwony na twarzy, oddychaj�c z trudem. Wariat. Chcia�o mu si� rzyga�, z wysi�kiem powstrzymywa� torsje, czuj�c, jak wewn�trzne ci�nienie wysadza mu z g�owy ga�ki oczne. Bo�e, co za wariat. Md�o�ci, dudni�ce t�tno i b�l w tchawicy odp�dzi�y od niego obrazy walki z pastuszkami. Odp�dzi�y te� wspomnienie zapachu Malaspiny, nawet w�ciek�o�� na Ala i ca�e AC Games. Siedzia� wci�� w pokoju �wicze�, nawet wtedy, gdy oddech i t�tno ju� si� uspokoi�y, a w wy�o�onych metalem ustach znowu pojawi�a si� �lina. Siedzia�, ogarni�ty nag�� s�abo�ci�, wdychaj�c zapach sosnowego od�wie�acza, kt�ry dom rozpyli� w pomieszczeniu, gdy tylko jego czujniki wyw�cha�y pot Orina. Dom: �adnego nieprzyjemnego zapachu, �adnej odrobiny brudu albo kurzu. To nie by�o prawd�, �e ucieka� przed informacjami, aby nie zalepi�y mu m�zgu kolorowym glutem, nie og�upi�y. Ucieka� przed nimi, �eby go nie porani�y. Mia� nerwy na wierzchu - musia�o tak by�, je�li jego �wiaty mia�y by� prawdziwe, je�li ludzie, kt�rzy z nimi obcowali, mieli pozna� w nich prawdziwe emocje, prawdziwe �ycie. Tego w�a�nie Malaspina uparcie nie chcia�a zrozumie�, przera- �ona rosn�cymi zastraszaj�co sk�adkami z ubezpieczenia. Musia� piel�gnowa� swoj� cienk� sk�r�, musia� rozhu�ty-wa� emocje w naprzemiennym cyklu przygn�bienia i euforii. Tylko dzi�ki temu umia� czasem poczu� to Co�, czego szuka� i co wydawa�o mu si� najwa�niejsze. Mie� nerwy na sk�rze nie by�o przesadn� cen� szlachectwa, cen� bycia tym Orinem Bethlenem, kt�remu od lat na ka�dym zje�dzie stowarzyszenia autor�w gotowano d�ug� owacj� na stoj�co. Tylko �e to bola�o. Dotar� do ��ka, kiedy Malaspina spa�a ju� g��boko, ale nie m�g� zasn��. Gdy wreszcie zapad� w wym�czon� le�eniem drzemk�, �ni�o mu si�, �e jego cia�o po�eraj� robaki: dr��y�y w nim setki cienkich, popl�tanych kanalik�w, a on nie by� w stanie si� broni�. Da� za wygran� i poszed� do swego gniazda w pokoju na g�rze pospacerowa� troch� po cesarsko- kr�lewskim Wiedniu. To by� jeden ze skutkuj�cych zawsze sposob�w ukojenia: przemierza� w nocnej ciszy opustosza�e zau�ki, �cigany tylko dalekim echem turkocz�cych woz�w dostawczych i pog�osem okrzyk�w rozbawionego towarzystwa opuszczaj�cego nad ranem kawiarnie. A potem a� do �witu - tamtejszego �witu - sta� na mo�cie, podziwiaj�c �wiat, umar�y ponad stulecie wcze�niej, nim wydoby� go z nico�ci i pu�ci� raz jeszcze w ruch. 2. Nawet gdyby Prepostvary stara� si� zapami�tywa� wszystkie mijane drzwi i kolejne zakr�ty, nie zdo�a�by w labiryncie Tannenbaumu zachowa� zbyt d�ugo orientacji. Pomimo swoich zdolno�ci, spot�gowanych �atami �wicze�, i pomimo tego, �e chodzenie w g�stwinie otwieraj�cych si� jeden po drugim korytarzy i rozleg�ych sal, w tej chwili wygaszonych i ciemnych, przypomina�o do z�udzenia w�dr�wk� po interfejsach worldnetu. Z t� r�nic�, �e net standardowo wizualizowa� si� jako struktura schodz�ca w d�, jakby system wirtualnych, ci�gn�cych si� bez ko�ca jaski� - tutaj za� kolejne windy i a�urowe schody w szybach awaryjnych prowadzi�y wci�� wy�ej i wy�ej. Oczywi�cie nawet tego nie pr�bowa�, wr�cz walczy� z w�asnym umys�em, kt�ry odruchowo stara� si� zapami�tywa� drog�. Cho� przemierza� j� po raz pierwszy -ale nie ostatni, co do tego by� g��boko przekonany - nie trzeba by�o wielkiej bystro�ci umys�u, by si� domy�li�, i� opr�cz laserowych ostrzy, skanuj�cych na kolejnych etapach t�cz�wki i linie papilarne, szczytu Sosenki i spokoju jej w�adc�w pilnowa� musz� tak�e skanery elektroaktyw-no�ci kory m�zgowej. Z du�ym prawdopodobie�stwem m�g� nawet pokaza�, gdzie je umieszczono, a w ka�dym razie gdzie on by to zrobi�: w krzy�owych, fosforyzuj�cych wspornikach pseudogotyckich sklepie� w�skiego korytarza, zarezerwowanego najwyra�niej dla prywatnych go�ci suwerena. Przechodz�c w tych miejscach, nie spos�b by�o nie zbli�y� do nich g�owy. Oczywi�cie, wbrew nabo�nemu l�kowi, jakim nowoczesna technika �ledcza nape�nia�a prze�uwaczy, �aden detektor nie by� w stanie czyta� w my�lach; ale rytm, jaki wzbudzi�yby w umy�le Prepostva-ry^ego podobne pr�by, na pewno nie spodoba�by si� programowi analizuj�cemu skany. O obfito�ci i niezawodno�ci elektronicznej stra�y �wiadczy� tak�e fakt, i� przydzielanie wezwanym eskorty najwyra�niej uwa�ano tu za zb�dne. Prowadzi� ich tylko portier w b��kitnej, mundurowej koszuli, nie nosz�cy przy sobie �adnej broni. Szed� pierwszy, pewnym, r�wnym krokiem, nie zmieniaj�c tempa ani gdy wchodzili znienacka w mrok wielkiej sali, ani kiedy trzeba si� by�o wspina� po schodach. O dwa kroki za portierem szed� stryj Prepost-yar/ego, on sam - dopiero jako trzeci. Tak powinno by�. Chocia� to Prepostvary by� tym, kogo suweren potrzebowa�, jego stryj, formalnie rzecz bior�c, przyprowadza� mu bratanka, protegowa� go i symbolicznie wprowadza� do kr�gu ludzi godnych zaufania; symbolicznie, bo przecie� jego lojalno�� by�a zapewniona i sprawdzona metodami stokro� skuteczniejszymi ni� wi�zy krwi. Ale stary Kuru-ta przywi�zywa� do podobnych rytua��w wielk� wag�, a jego synowie �ci�le stosowali si� do oczekiwa� ojca, nie tylko w tym wzgl�dzie. U ko�ca drogi czeka�a na nich otwarta kabina windy, o �cianach wy�wietlaj�cych pejza� rozs�onecznionego lasu. Gdy drzwi zasun�y si� za plecami Prepostyary^ego, �ciany zmieni�y nagle barw�, widok drzew i zieleni zast�pi�y poruszaj�ce si� szybko drobne pr��ki interferuj�ce we wszystkich barwach t�czy. Poza tym nie dzia�o si� nic, nie da�o si� wyczu� najdrobniejszego ruchu windy, a� Prepo-stvary zacz�� powoli dochodzi� do wniosku, �e nie by�a to wcale winda, tylko jaka� poczekalnia, by� mo�e s�u��ca poddaniu przychodz�cych dok�adniejszemu pods�uchowi. Ale jednak musia�a to by� winda; po siedmiu minutach miejsce kolorowych interferencji zaj�� ponownie obraz lasu, a trzydzie�ci sekund p�niej po�r�d tego lasu otworzy�y si� drzwi. Ci�gn�� si� za nimi kolejny korytarz, r�wnie� utrzymany w pseudogotyckim stylu, ale szerszy od poprzednich i o �cianach nie imituj�cych cegie�, tylko jednolicie bia�ych, jakby pobielono je wapnem; ceglane by�y jedynie wsporniki pod sufitem i obramowania g��bokich na kilkadziesi�t centymetr�w wykuszy, kt�re, id�c za portierem, mijali co jaki� czas to po lewej, to po prawej stronie. W wi�kszo�ci z nich umieszczono nieco ponad pod�og� wysokie na p�tora metra obrazy. Wygl�da�y jak wybite w murze okna, za kt�rymi rozpo�ciera�y si� rozmaite �wiaty, skrz�ce si� kolorami i kszta�tami prawdziwszymi od prawdziwych. Wreszcie portier zatrzyma� si� w miejscu nie wyr�niaj�cym si� na oko zupe�nie niczym i z p�obrotem wskaza� uprzejmym ruchem d�oni nieskazitelnie bia��, g�adk� �cian�. Stryj Prepostvar/ego bez chwili wahania wkroczy� w ni� i znikn��. Chwil� p�niej zrobi� to tak�e jego bratanek. �ciana by�a projekcj�. Od drugiej strony nie da�o si� jej dostrzec; mieli za sob� po prostu szerokie drzwi w zako�czonym ostro �uku, zasuwaj�ce si� automatycznie po ich przej�ciu. Ta cz�� sali, w kt�rej si� znale�li, by�a pusta, je�li nie liczy� fotela ustawionego przodem do szyby przedzielaj�cej pomieszczenie. Czeka�o na nich dw�ch ludzi. Pierwszego z nich Prepostvary zaledwie omi�t� wzrokiem; stoj�cy przy drzwiach m�czyzna w szarym garniturze wygl�da� na jednego z licznych tu zapewne sekretarzy -upewnia� co do tego niewielki czarny tablid w jego r�ku. Drugi z obecnych siedzia� po przeciwnej stronie szyby w stylowym fotelu z ciemnego drewna, maj�c za plecami elegancki biedermei^rowski gabinet. Nie m�g� by� wiele starszy od Prepostvary'ego; mia� najwy�ej oko�o trzydziestu lat, �niad� cer� po�udniowca i czarne w�osy rozdzielone przedzia�kiem. Z kieszeni cytrynowo��tej kamizelki zwisa� mu z�oty �a�cuszek imituj�cy dewizk� zegarka. Komputerowy wizjer na prawym oku udawa� doskonale staro�wiecki monokl z cienkiego z�otego drutu i szk�a tak grubego, �e oko u�ytkownika, wy�wietlane po zewn�trznej stronie, wygl�da�o jak widziane przez butelk�. Ten cz�owiek by� jednym z syn�w Ivana Kuruty, kt�rego nieliczni szcz�liwcy - w ich liczbie i Prepostvary -mieli prawo nazywa�: �nasz starik". Urodzenie czyni�o go automatycznie jednym z szef�w licznych korporacji, bractw 1 struktur administracyjnych, kt�re mia�y sw� central� w budynku, nazywanym od dziwnego kszta�tu Tannen-oaumem, lub czasem, bardziej po swojsku, Soso�oczk�. W�r�d prze�uwaczy chodzi�a plotka - niezbyt intesywnie; ich uwaga, skupiona na konstruktach s�awnych postaci 2 gier, rozrywki i polityki, rzadko si�ga�a os�b tak wa�-nych - �e stary Kuruta kaza� si� sklonowa�. Mia� tego do- wodzi� fakt, �e syn�w doczeka� si� dopiero grubo po sko�czeniu setki i �e wszyscy byli jakoby do niego �udz�co podobni. Jak wi�kszo�� kursuj�cych po sieci opinii, i ta by�a wyssan� z palca bzdur�. Prepostvary widzia� kiedy� starszego z syn�w Kuruty i patrz�c teraz przez panoramiczn� szyb� na jego brata, ledwie dostrzega� przejawy rodzinnego podobie�stwa. Ojca, znanego Prepostvary'emu z rozmaitych zapis�w, obaj nie przypominali w wi�kszym stopniu ni� sam Prepostvary stryja. Ten ostatni zatrzyma� si� o kilka krok�w od gospodarza i powita� go lekkim sk�onieniem g�owy. Odczeka� chwil�, a� m�ody Kuruta odwzajemni pozdrowienie, i wypowiedzia� tych kilka s��w, dla wypowiedzenia kt�rych przemierzy� labirynt sal i korytarzy. - Panie przyjacielu, przyprowadzam mojego bratanka, syna Riszy Kokoczki, psychologa, kt�ry pracowa� kiedy� dla twojego ojca i zas�u�y� na jego wdzi�czno��. Nazywa si� Wiktor Prepostvary i jest psychologiem, tak samo jak jego ojciec. M�j brat przekaza� mu swoje do�wiadczenia i wychowa� na porz�dnego cz�owieka, a dzi�ki pomocy twojego ojca ch�opiec uko�czy� dobre szko�y. Jest zdolny, pracowity, oddany Sprawie i przyjacio�om. R�cz� za niego jak za samego siebie. Kuruta pokiwa� z zadowoleniem g�ow�. - Przyjmuj� twoj� por�k�, Jovanie. Dzi�kuj� ci w imieniu ojca, �e przyprowadzi�e� tu swojego bratanka i �e opiekowa�e� si� nim, dop�ki nie osi�gn�� pe�noletno�ci i nie udowodni� swoich talent�w. Mo�esz zawsze liczy� na nasz� pomoc, gdyby by�a ona potrzebna. Stryj odczeka� jeszcze chwil�, na wypadek, gdyby Kuruta mia� do niego jakie� pytania albo polecenia, potem po�egna� si� i ruszy� do drzwi. Prepostvary nie ogl�da� si�, czuj�c, �e zainteresowanie cz�owieka zza szyby skupia si� teraz na nim. Diabli zreszt� wiedzieli, czy by�a to szyba, pole zabezpieczaj�ce, czy po prostu �cienny ekran, wy�wietlaj�cy obraz z zupe�nie innego pomieszczenia. Umeblowanie za plecami rozm�wcy zdawa�o si� wskazywa� na to ostatnie. - Siadaj, Wiktorze - powiedzia� Kuruta. Zajmuj�c miejsce w przeznaczonym dla siebie fotelu, m�g� rzuci� szybkie spojrzenie ku drzwiom. Sekretarza ju� tam nie by�o, musia� wyj�� razem ze stryjem. Kuruta milcza� jeszcze przez chwil�, w ko�cu za�mia� si� i zdj�� monokl z oka. - To do�� niezwyk�e, musz� przyzna� - powiedzia�. -Ty si� naprawd� nie denerwujesz? - Nie. - Ju� wcze�niej postanowi� sobie odpowiada� na ka�de pytanie natychmiast, bez chwili wahania. - Jestem... podekscytowany, tak bym to uj��. Przej�ty. Ale nie, nie widz� powodu do zdenerwowania, skoro ju� tutaj dotar�em. Suweren pokiwa� g�ow�. - Logiczne. Tylko �e ma�o kto bywa logiczny. - Ja bywam. W ka�dym razie staram si�. Kiedy cz�owiek przestaje rozumie� swoje zachowanie, pr�dzej czy p�niej rodzi si� w nim s�abo��. - Tak... To jedna z nauk twojego ojca, prawda? - Chyba tak. - Tw�j ojciec bardzo si� zas�u�y� dla Sprawy w czasie podzia�u regionu i walki o autonomi�. Nie by�o nikogo, kto tak by umia� rozgry�� ka�dego przeciwnika i znale�� spos�b na jego wyprofilowanie. Uczy� ci� tego, prawda? - Uczy� mnie, �e jest pi�� sposob�w na cz�owieka. W�adza, misja, pieni�dze, strach i seks. Kt�ry� z nich zadzia�a zawsze. Je�li kogo� nie mo�na kupi�, na pewno mo�na go albo zastraszy�, albo omota�. Trzeba tylko od razu wybra� w�a�ciw� drog�. M�j ojciec to umia�. Podobno jeszcze tam, na Ba�kanach, m�wiono, �e radzi sobie z ka�dym. - Nie tylko to. Potrafi� wyczu�, nad kim op�aca si� pracowa�, a nad kim nie. Bo nie ka�dego warto rozpracowywa�. Byle kogo �atwiej po prostu zniszczy�. Tym razem Prepostvary musia� si� chwil� zastanowi�, jakiej odpowiedzi oczekuje po nim rozm�wca. - Jak dot�d nie powierzano mi tego rodzaju decyzji. Kuruta pokiwa� g�ow�. - Wiem, czym si� dot�d zajmowa�e� i z jakimi efektami. Jak ci si� podoba praca u Schweinherza? T� dziwn� nazw� ich watch dog zawdzi�cza! pierwszemu dyrektorowi. R�ni sensaci do dzisiaj twierdzili, �e �y� on z wszczepionym sercem �wini. W istocie wszyli mu je kiedy� tylko na kilka dni