8681
Szczegóły |
Tytuł |
8681 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8681 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8681 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8681 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eugeniusz D�bski
Trzy miliardy nieszcz�liwych morderc�w
Derek da� Ziemi dob�, ale gdy min�o osiemna�cie godzin, postanowi� czeka� tylko do dwudziestu. Od razu rozpocz�� przygotowania, cho� polega�y one na wykonaniu kilku tylko czynno�ci a�i to dla spokoju sumienia raczej ni� z�rzeczywistej potrzeby. Wytypowa� kapsu�� desantow�, kt�rej tylko dwukrotnie u�ywa� dotychczas, wypakowa� j� wszystkim � tym, co wydawa�o mu si� niezb�dne do l�dowania na obcej planecie. Na nieznanej i�by� mo�e niebezpiecznej planecie. Milczenie Ziemi upowa�ni�o go do takiego w�a�nie jej traktowania. Je�li facet wraca do siebie, je�li tam, u�siebie, min�o w�tym czasie ponad dwa wieki, je�li wyniki obserwacji wykazuj� niezbicie, �e planeta jest zamieszka�a, je�li mo�na wychwyci� urywki audycji radiowych, cho� dziwne, �e tak s�abych i�je�li ta w�a�nie planeta udaje, �e nie s�yszy jego wywo�a�, to jak, do cholery, mo�na j� jeszcze traktowa�?
Zapakowa� dwie awaryjne apteczki i�troch� broni. Zakodowa� w�komputerze pok�adowym wysy�k� drugiej kapsu�y na odpowiedni sygna� i�wr�ci� do ster�wki.
� Zosta�o osiemdziesi�t trzy minuty. Pierwsze pi�� sp�dzi� p�le��c w�fotelu. Potem kabin� wype�ni� trzask i�charkot, rozleg� si� zgrzyt i�nagle przebi�y si� przez te zak��cenia pierwsze s�owa skierowane do wisz�cego ju� nad panelem Dereka:
� ...modrom Seattle! Kosmodrom Seattle! Wzywa statek kosmiczny �Ranis�. Wzywa statek kosmiczny �Ranis�! Tu kosmodrom...
Derek wdusi� klawisz mikrofonu i�obliza� wargi.
� Tu �Ranis�. Pilot Derek Fantry. Co si� u�was dzieje? Dlaczego tak d�ugo milczeli�cie? Mo�na l�dowa�?
� Jest! Mam go! � us�ysza� informacj� skierowan� do kogo�, kto widocznie sta� obok operatora. G�os by� s�aby, przebija� si� poprzez zak��cenia, cho� dwie�cie lat to czas niby wystarczaj�cy, by dobr� w�chwili odlotu Dereka jako�� emisji radiowych podnie�� jeszcze wy�ej. Tymczasem wygl�da�o, �e zasz�o co� wr�cz przeciwnego. Derek ju� wcze�niej rozwa�y� mo�liwe warianty � wojna, epidemia, jaka� katastrofa...Albo jaki� kolaps czasowy � powr�t przed startem. Wci�� jednak brakowa�o mu danych, kt�re jednoznacznie wyja�ni�yby fakt milczenia Ziemi, braku jakichkolwiek pojazd�w na orbicie a�teraz jeszcze tej n�dznej jako�ci sprz�tu.
� Panie Fantry! � us�ysza� w�g�o�nikach. � Mamy bardzo s�aby sprz�t, za chwil� w�og�le przestanie pan nas s�ysze�. Niech pan l�duje w�Seattle, s�yszy pan? Seattle jest przygotowane na pana przyj�cie. O�wietlili�my teren. Jest g�adki jak st�. Odbi�r. Rozumie pan? Halo!
Nie by�o w�tpliwo�ci, �e facet, kt�ry przed chwil� wskaza� miejsce l�dowania, nie mia� zielonego poj�cia o�kosmosie, statkach, regulaminie rozm�w. Nazywa� pilota panem, pl�ta� rozmow� telefoniczn� z�kodami u�ywanymi w�starych radiostacjach. I�o�wietli� Seattle! Na przyj�cie statku kosmicznego!
Derek postanowi� nie �ama� sobie g�owy. Usiad� w�fotelu i�zafiksowa� orbit� parkingow�. Szybko ubra� si� w�skafander i�przeszed� do kapsu�y. Pod��czy� si� do jej systemu i�zainicjowa� start. Po chwili komputer zasygnalizowa� gotowo�� i�kapsu�a wysun�a si� mi�kko z�komory. Odpali�y silniki i�pojazd wykona� skr�t, by dogoni� Ziemi� i�wyj�� na o�wietlone Settle.
Kosmodrom wygl�da� tak, jak tego nale�a�o si� spodziewa�. Ruina. Jeden z�pas�w by� �wie�o naprawiony, jasne plamy jeszcze ciep�ych �at wyra�nie odbija�y kolorem i�g�adko�ci� od reszty betonowego pasa. Nawet w�podczerwieni wida� by�o, �e wi�kszo�� budynk�w rozpada si� pod w�asnym ci�arem, brak wie� i�ro�linno�� zach�annie wype�zaj�ca z�ka�dej szczeliny jednoznacznie �wiadczy�y o�wycofaniu si� ludzi z�przestrzeni kosmicznej. Derek szybko odpi�� si� od fotela, zautonomizowa� skafander i�z karabinem plazmowym w�r�ku wysun�� si� z�kapsu�y. Wyl�dowa� na ko�cu B�g wie po co o�wietlonego pasa, gdzie ko�czy� si� zasi�g reflektor�w, i�po wyj�ciu stan�� tak, by cie� skrzyd�a nakrywa� go ca�kowicie. Czeka�.
Jaki� pojazd z�dwoma reflektorami na przodzie pojawi� si� z�prawej i�zbli�a� si� szybko. Derek w��czy� infraprzes�on� i�zobaczy� niedu�y elektrow�z. Uda�, �e wcale go ten zabytek nie zdziwi�, czeka�. W�z zatrzyma� si� dziesi�� metr�w od kapsu�y, drzwi otworzy�y si� i�wysiad� z�samochodu m�czyzna. Wysun�� do przodu g�ow� i�wpatrywa� si� w�kapsu��.
� Panie Fantry! He-ej!
Zrobi� kilka krok�w w�kierunku Dereka i�w ko�cu dojrza� go. Zacz�� i�� szybko, prawie biegn�c. Nie zwolni�, nawet gdy wszed� w�cie� i�musia� widzie� bro�.
� Panie Fantry! Szybko, chod�my � zacz�� okr�ca� si� na palcach lewej nogi, machn�� r�k�.
� Zar-raz? � Derek kiwn�� lekko luf�. � Co si� tu dzieje? Spodziewa si� pan ataku, czy co? Gdzie mam i��?
� Czego? Ataku?... E-e... Nie, po prostu ja nie mam czasu. Mog� panu po�wi�ci� najwy�ej dziewi�� minut w�pierwszym rzucie. Potem spotkamy si� znowu ju� na d�u�ej. No?
Derek odrzuci� przezroczysty front he�mu, wci�gn�� powietrze. By�o nadspodziewanie czyste i�rze�kie. Nie by�o w�nim �ladu spalenizny.
� Panie Fantry � cz�owiek zacisn�� pi�ci i�potrz�sn�� nimi na wysoko�ci w�asnych piersi. � Chod�my ju�. Droga zajmie nam pi�� do sze�ciu minut rezerwy. Ryzykuj� przez pana. Niech pan to doceni.
� Nigdzie nie p�jd�, zanim nie dowiem si� kilku rzeczy. Kt�ry macie tu rok? Dlaczego teren jest zrujnowany i...
� Panie Fantry! Rok dwa tysi�ce dwie�cie siedemdziesi�t sze��, a�reszty nie da si� opowiedzie� w�kilku s�owach. Nie prowadzimy wojny, nie mamy epidemii. Z�tej strony nic panu nie grozi. Ostatni raz pytam: idzie pan czy nie? Bo ja musz� wraca�. Najwy�ej przyjd� tu jeszcze raz za godzin�. Wcze�niej ani ja, ani nikt inny nie b�dzie mia� czasu.
Zrobi� dwa kroki do ty�u nie odwracaj�c si�. By� zdecydowany i�nawet lufa karabinu skierowana we w�asn� pier� nie by�a w�stanie go zatrzyma�. Derek, kln�c w�duchu w�asn� naiwno�� i�g�upot�, trzasn�� r�k� w�przycisk obok drzwi i�nie czekaj�c a� si� zamkn� ruszy� za m�czyzn�. Tamten pobieg� prawie nie ogl�daj�c si� za pilotem i�Derek musia� przyspieszy�, w�z szarpn�� i�ruszy�, zanim zd��y� usi���. Wbi� si� w�mi�kkie, wypracowane siedzenie i�spojrza� na kierowc�. Mia� mniej wi�cej tyle lat co Derek w�chwili startu, tu� przed trzydziestk�. Zacisn�� r�ce na kierownicy i�zmru�y� oczy. �wiat�a reflektor�w o�lepia�y go prawie ca�kowicie, silnik piszcza�.
� S�uchaj! � Derek wbi� wzrok w�brudn� szyb� i�stara� si� m�wi� spokojnie. � Przylatuj� tu po dwustu latach i�nie do��, �e nikt nie wita jednego z�pierwszych prawdziwych kosmolot�w, to zastaj� rodzim� planet� w�stanie ca�kowitej degrengolady technicznej. Podejrzewa�em nawet, �e Einstein co� popieprzy� i�wr�ci�em do czas�w przed startem, ale m�wisz, �e jest 2276 rok. No to ju� nic nie rozumiem. Je�li nie macie wojny z�kimkolwiek, to sk�d ten brak czasu? Powiedz�e co�!
� Panie Fantry, to nie jest miejsce na rozmow�. Ja naprawd� nie mam czasu, akurat dzisiaj nie mam. Mog� tylko powt�rzy� � nie prowadzimy wojny, ale nie spodziewali�my si� pana. Zupe�nie przypadkowo odebrali�my pana sygna�y, zrobili�my co si� da�o, by si� z�panem po��czy�. Musimy od�o�y� rozmow� do jutra, jutro mam wyj�tkowo dobr� prognoz� � zerkn�� na zegarek. � Prze�pi si� pan, zje co�, a�oko�o pierwszej przyjd� do pana i�wszystko wyja�ni�. Przecie� wytrzyma pan, nie?
W�z trz�s� wpadaj�c w�nieco ni�sze od reszty powierzchni �aty i�wyskakuj�c z�nich na z�uszczony beton, m�czyzna popatrzy� jeszcze raz na zegarek. Zacisn�� z�by, a�grdyka pow�drowa�a mu kilka razy w�d� i�do g�ry. Skr�ci� raptownie w�prawo i�po kilkuset metrach zahamowa� gwa�townie przed niskim budynkiem z�w�skimi oknami. Drzwi by�y otwarte na ca�� szeroko��. Przewodnik wyskoczy� pierwszy i�podbieg� kilka krok�w w�kierunku budynku.
� Szybciej! � poklepywa� si� palcami w�udo i�prawie ta�czy� w�miejscu. � Niech pan p�jdzie korytarzem w�prawo i�znajdzie pok�j z�napisem �Sypialnia�. Przygotowali�my ��ko i�kolacj�. Jutro przed pierwsz� b�d� u�pana i�wszystko wyja�ni�. Aha! Niech pan na razie nie zdejmuje skafandra, ale gdyby przez godzin� nic si� nie dzia�o, to mo�e si� pan rozebra�. Dobra?
� Co to znaczy: �jakby nic si� nie dzia�o�? � Derek podni�s� karabin i�wycelowa� tamtemu w�g�ow�. � Spr�buj si� teraz ruszy�, zako�czysz ruch jako trup. Mam do�� tej...
� Nie mam czasu � m�czyzna odwr�ci� si� i�wbieg� do domu.
Derek opu�ci� luf�. Poszed� za nim i�skr�ci� zgodnie z�otrzyman� instrukcj� w�prawo, doszed� do drzwi z�prawie niewidocznym napisem� Sypialnia� i�ostro�nie pchn�� je. Uchyli�y si� skrzypi�c lekko i�kr�tko. Pok�j by� o�wietlony, ale �wiat�o wydobywaj�ce si� ze szklanego sufitu by�o jakie� niepewne zreszt� nie �wieci�a wcale ca�a powierzchnia tylko kilka jej cz�ci. Na wprost drzwi sta�o zwyk�e pneumatyczne ��ko z�dwoma kocami i�ma�y stolik, na kt�rym sta�a skrzynka. Pok�j by� niew�tpliwie wysprz�tany, ale tchn�� st�chlizn� i�kurzem. Derek wszed� i�zamkn�� drzwi. Opar� si� o�nie plecami.
� Witaj w�domu � powiedzia� g�o�no. � Przepraszamy, ale nie mamy dla ciebie czasu. Rozumiemy, �e przylecia�e� sk�de� z�gwiazd, ale musimy jeszcze odkurzy� paprotk�. Pogadamy jutro, stary. Przecie� si� nie spieszysz.
Zabezpieczy� karabin i�podszed� do ��ka, opar� bro� o�jego brzeg i�chwyci� za ga�k� na wieku skrzynki. Podni�s� j� i�obejrza� przygotowan� dla siebie kolacj�. Du�y termos, drugi mniejszy, pieczywo pod przezroczystym kloszem i�dwie puszki konserw. Podni�s� jedn� i�przeczyta� napis. �Mieszanka mi�sno-jarzynowa. Ochrona przed toksynami najwy�szego stopnia�. Podni�s� drug�. �Pasta spo�ywcza. Ochrona przed toksynami najwy�szego stopnia�. Od�o�y� puszk� i�sprawdzi� oba termosy. Jeden, ten wi�kszy, zawiera� jak�� g�st� paruj�c� papk�, drugi chyba kaw�. Porz�dnie zakr�ci� oba i�odstawi� na stolik. Si�gn�� do p�askiej kieszeni na udzie i�wyj�� d�ugi pasek koncentratu spo�ywczego. Nadusi� na koniec paczki i�zerwa� opakowanie. Siedzia� �uj�c kwaskowat� wst��k� z�tak� si��, �e przetar�by mi�dzy z�bami koc, gdyby tylko przysz�o mu do g�owy w�o�y� go do ust. Potem podszed� do drzwi i�sprawdzi� zamek. Przekr�ci� tr�jk�tn� ko�c�wk� i�szarpn�� drzwi, trzyma�y, podszed� do okna. W�ska szczelina w�grubym murze nie mia�a �adnych klamek ani zamk�w, grube szk�o wtopiono albo wmurowano w��cian�. Wr�ci� do ��ka i�po�o�y� si� na wznak. Potem, nie rozbieraj�c skafandra, odwr�ci� si� na bok, opu�ci� przys�on� i�zasn��.
Obudzi� si� o��smej siedemna�cie. Nie by� pewien, czy jest to rzeczywi�cie �sma z�groszami, ale niew�tpliwie min�a godzina, o�kt�rej m�wi� wczoraj przewodnik. Zastanawia� si� chwil�, potem jednak postanowi� jeszcze chwil� zosta� w�skafandrze. Wyszed� z�pokoju i�zwiedzi� budynek. Wszystkie pomieszczenia sta�y otworem, wsz�dzie gruba warstwa kurzu, kr�lestwo paj�czyn i�ple�ni. Troch� zmursza�ych mebli, ale nigdzie ani �ladu walki czy dewastacji. Wyszed� przed blok.
Samoch�d sta� tam, gdzie go wczoraj zostawili. Czerwony, z��atami r�nego koloru, elektrokar na �ysych oponach. Obszed� go dooko�a, zajrza� do wn�trza. Wytarte fotele, brudna pod�oga i�brak kilku zegar�w na desce rozdzielczej. Wsiad� i�uruchomi� silnik, wozem szarpn�o, siedzia� chwil�, potem wy��czy� silnik i�wysiad�.
Pusto. W�zasi�gu wzroku nikogo, niczego, co by si� porusza�o, pr�cz kilku wy�szych od innych ro�lin chwiej�cych si� na s�abym wietrze. Podszed� do najbli�szej szczeliny i�wbi� w�mi�kk� ziemi� pr�t analizatora. Odczyta� wynik, cho� nawet na pierwszy rzut oka wida� by�o, �e nic si� tu nie dzia�o, sk�ad powietrza r�wnie� wykluczy� wojn� atomow�, by�o nawet czystsze ni� za jego czas�w. Podni�s� przes�on� i�splun�� z�ca�ej si�y. Wr�ci� do pokoju, zrzuci� skafander, przepakowa� do kieszeni kombinezonu kilka kostek koncentratu, troch� lekarstw, za�y� kilka profilaktyk�w. Od��czy� kolb� karabinu i�z�ama� luf�: Wsun�� pistolet pod bluz�, a�do paska przypi�� p�askie pude�ko, kt�rego sygna� przywo�ywa� kapsu��. Rozejrza� si� po pokoju i�wyszed� na korytarz. Przystan�� w�wyj�ciu i�rozejrza� si�, a�gdy nie zobaczy� �adnego poruszenia, wyskoczy� na zewn�trz, podbieg� do samochodu, uruchomi� silnik i�ruszy� szybko w�przeciwn� ni� do kapsu�y stron�. Tam by�o miasto.
Szosa, do kt�rej dojecha� po dwudziestu minutach jazdy, wygl�da�a jak pas startowy Seattle. Nier�wna, po�atana, sm�tna. Pusta. Wjecha� na ni� i�przejecha� p� mili, zanim zatrzyma� si� i�wysiad�. Otworzy� mask� i�przysiad� na zderzaku. Czeka� prawie czterdzie�ci minut, zanim zobaczy� ciemn� kropk� zbli�aj�c� si� od strony miasta, wsta� i�przygotowa� strzykawk� dystansow�, a�potem, trzymaj�c j� w�r�ku, pochyli� si� nad komor� silnika. Us�ysza� zbli�aj�ce si� buczenie, a�potem szuranie hamulc�w i�trzask drzwiczek.
� Hej! Pom�c, czy masz czas? � krzykn�� jaki� m�ski g�os z�boku. Derek, nie podnosz�c twarzy, kiwn�� zach�caj�co r�k� i�weso�o odkrzykn��: � Mam bardzo ma�o czasu!
� To trzeba tak by�o m�wi� od razu � g�os zacz�� si� zbli�a�, wtedy Derek uni�s� si� znad komory i�strzeli� w�brzuch m�czyzny. Tamten nawet nie zd��y� si� zdziwi�. Osun�� si� na beton podtrzymywany przez Dereka. Szybko przeni�s� u�pionego do swego wozu i�ograbi�. Zdj�� z�niego ubranie i�przeszuka� kieszenie. M�czyzna nie mia� �adnych dokument�w tylko p�ytk� perforowan� formatu trzy na cztery cale i�gar�� monet. By�o tego prawie trzysta dolar�w, ale liczba sama w�sobie nic nie znaczy�a, by� mo�e by�a to warto�� ubrania albo fili�anki herbaty. Wyja�nienie zostawi� Derek na p�niej, wci�gn�� na siebie ubranie nieznajomego i�wsiad� do jego samochodu.
Wjecha� do miasta i�zatrzyma� si�. Przyjrza� si� dok�adnie domom na przedmie�ciu, pustym i�upadaj�cym, wolno podjecha� p� mili w�kierunku centrum i�przystan�� przy pierwszej oznace �ycia � budce telefonicznej. Wysiad� i�obejrza� budk�. Zar�wno ona jak i�aparat wygl�dali n�dznie, zniszczeni, wyszarzali. Obok szczeliny automatu widnia�a jedynka, reszta by�a zatarta. Cent, dziesi�� albo dolar?
Wr�ci� po wci�� pustej ulicy do samochodu i�ruszy� wolno. Na widok pierwszego przechodnia zacisn�� r�ce na kierownicy, ale tamten nie zwr�ci� na niego uwagi, cho� spojrza� raz na samoch�d. Wygl�da�o wi�c, �e nie r�ni si� zbytnio od innych. Troch� pewniej pojecha� dalej, przez ulice, na kt�rych domy, cho� nie tak zniszczone jak na przedmie�ciu, wygl�da�y jednak przygn�biaj�co. Nie takie by�y, gdy st�d odlatywa�. Zatrzyma� w�z na jakim� placu i�wysiad�. Przeszed� przed kilkoma sklepami przygl�daj�c si� towarom i�cenom. Asortyment by� �aden, ale ceny niskie. W�ka�dym razie za te trzy setki m�g� si� ubra� jako tako i�co� zje��. Wszed� na skwer i�usiad� na �awce. Rozejrza� si� w�poszukiwaniu przechodni�w. Nie by�o ich du�o.
Najpierw przeszed� jaki� starszy pan. W�ka�dej z�r�k ni�s� lask�, to znaczy � jedn� si� podpiera�, a�drug� ni�s� w�lewej r�ce. Co chwil� spogl�da� na zegarek. Przedefilowa� przed Derekiem wpatrzony w�zegarek i�znikn�� za k�pk� krzak�w. Po skosie bieg�a jaka� dziewczyna, mia�a zaaferowan� twarz, jak cz�owiek, kt�remu co� nie wychodzi, nie przerywaj�c biegu popatrzy�a na zegarek i�przyspieszy�a. Z�prawej rozleg� si� jaki� trzask. Derek zerwa� si� i�si�gn�� pod bluz�.
Zza k�py krzak�w wy�oni� si� starszy pan z�jedn� lask� w�prawej r�ce. Derek odczeka� chwil� i�wolno poszed� drog� przebyt� przed chwil� przez m�czyzn�, doszed� do zakr�tu i�krzak�w. Laska, z�amana po�rodku, le�a�a niedbale rzucona na brzegu alejki. Przykl�kn�� obok szcz�tk�w i�obejrza� je dok�adnie. Cz�� z�r�czk� mia�a od�upany ostry koniec zabrudzony ziemi�. Wszystko wskazywa�o na to, �e laska p�k�a i�starszy pan padaj�c wbi� koniec w��wir alejki. Zreszt� tu� obok Derek zobaczy� dziury w�nawierzchni alejki. Inne �lady �wiadczy�y o�upadku m�czyzny.
Derek wsta� i�nieznacznie rozejrza� si�. Pusto. Cicho. Brak dzieci! To w�a�nie sobie u�wiadomi�, przez ca�y czas nie widzia� ani jednego dziecka! Ta biegn�ca dziewczyna by�a najm�odszym widzianym przez niego cz�owiekiem. Szarpn�� ciasny ko�nierz koszuli. Zacz�a go dusi� w�ciek�o��. By� got�w kopn�� si� z�ca�ej si�y. Us�ysza� skrzyp �wiru z�ty�u i�odetchn�� kilka razy g��boko. Odwr�ci� si� maj�c nadziej�, �e ma ju� twarz o�normalnym kolorze. Cho� gdy zobaczy� kto si� do niego zbli�a, nabra� pewno�ci, �e purpura wraca na policzki.
� Cze�� kolego! � u�miechn�� si� policjant. � Co� si� sta�o?
Olbrzymi pistolet z�d�ug� luf� wisia� na dw�ch rzemieniach, m�g� strzela� prawie natychmiast, bez wyjmowania broni z�kabury czy wyszarpywania zza paska. Derek przeni�s� spojrzenie na twarz pytaj�cego. U�miechn�� si� i�to upowa�nia�o do optymistycznych rokowa�.
� Nie e, sk�d! Tak si� rozgl�dam � odbi� u�miech Derek.
� No to w�porz�dku � jeszcze szerzej wyszczerzy� si� policjant. � Czas masz, mam nadziej�?
� Ta�. Mn�stwo czasu. Do pierwszej � poinformowa� Derek.
� Fi-ui�! � gwizdn�� porz�dkowy. � Niez�y dzionek, nie?
Derek poczu�, �e jest bliski wpadki. Gor�czkowo my�la�, co powiedzie�.
� M�g�by by� i�lepszy, tak my�l� � b�kn��.
� M�g�by � spowa�nia� policjant. � Gdyby nie ten skurwysyn Meyer. � No! � pokiwa� g�ow� Derek. � Pieprzony Meyer.
� No nic. Musz� i�� dalej. Cze��!
� Cze��! � u�miechn�� si� jeszcze raz Derek.
Policjant odszed� z�r�koma za�o�onymi do ty�u. Derek westchn�� g��boko i�opad� na �awk�. Jeszcze raz przeanalizowa� informacje jakimi dysponowa�. Nic. Doda� do tego Meyera. Dalej zero. Jedno by�o pewne � to nazwisko powinno by� znane ka�demu Ziemianinowi, ale trudno przypuszcza�, by przez jednego cz�owieka Ziemia zatrzyma�a si� w�rozwoju, cofn�a w�a�ciwie. Wyja�nienie musia�o by� inne, ale na razie, co najmniej do pierwszej, nic si� chyba nie wyja�ni. Fantry przetar� twarz obiema d�o�mi i�wsta�. Rozejrza� si� po placu i�otaczaj�cych go budynkach. Nad drzwiami jednego z�nich zobaczy� napis� Bar�. Wsta� i�poszed� tam.
Musia� w�tym celu wyj�� na g��wn� alejk� i�skosem na r�g placu. Zza za�omu wyszed� jaki� m�czyzna, przeszed� kilka krok�w i�zerkn�� na zegarek. Powiedzia� co� do�� g�o�no, ale zaskoczony Derek nie zrozumia� s��w. M�czyzna wyj�� z�torby plastikow� p�acht�, strzepn�� j� i�rozwini�t� peleryn� na�o�y� na siebie, szczelnie owijaj�c g�ow�. Schowa� torb� pod p�acht� i�spokojnie poszed� dalej. Derek spojrza� w�niebo. By�o jasne i�czyste, s�o�ca nie by�o wida� spoza dach�w, ale nic, absolutnie nic, nie upowa�nia�o do chowania si� przed deszczem. Ruszy� za m�czyzn�. Przechodz�c przez jezdni� odruchowo rozejrza� si� na boki i�wtedy us�ysza� jaki� szum z�przodu. M�czyzna przed nim sta� w�ka�u�y wody. Chwil� jakby czeka� na kolejn� porcj�, potem wyszed� z�ka�u�y, par� razy tupn��, zrzuci� z�siebie peleryn� i�kopn�� j� pod mur. Derek mia� wra�enie, �e facet z�przyjemno�ci� kopn��by co� innego. Najlepiej kogo�, bo powiedzia�:
� Meyer! �-�ebym ja ci� m�g�...
D�onie mia� zaci�ni�te w�pi�ci. Derek ostro�nie zbli�y� si� do m�czyzny, ale tamten, nie zwracaj�c uwagi na pilota, ruszy� ostro do przodu, spojrzawszy przedtem na zegarek. Min�� bar, ku kt�remu kierowa� si� Derek i�poszed� dalej. Na placu pojawi�o si� r�wnocze�nie kilka os�b, sz�y w�r�nych kierunkach, z�r�n� pr�dko�ci�, ale wszyscy co chwil� spogl�dali na zegarki. Derek zerkn�� r�wnie� na sw�j, troch� odruchowo, by sprawdzi�, ile ma czasu. Trzy godziny z�groszami. Zrobi� kilka krok�w i�wszed� do baru.
Rozejrza� si� od progu i�skierowa� do szerokiej, wysokiej lady. Bar by� zupe�nie pusty, a�na �cianie � co bardzo ucieszy�o Derka � wisia� cennik. Nie by� d�ugi, za to ceny by�y niezwykle sympatyczne. Fantry wygrzeba� z�kieszeni trzy monety dolarowe i�zastuka� nimi o�lad�. Us�ysza� kroki za sob�.
� S�ucham?
Poczeka�, a� m�czyzna wejdzie w�pole widzenia za lad� i�powiedzia� mo�liwie niedbale:
� Podw�jn� kukurydzian� � po�o�y� monety na ladzie i�przejecha� wzrokiem po twarzy barmana i�szeregu butelek na p�kach.
M�czyzna zdj�� jedn� z�butelek i�nala�. Podsun�� kieliszek Derekowi i�zgarn�� monety do szuflady. Scenka jak z�historycznego filmu � brak komputera, kasy, automatycznego dozownika, wszystkiego tego, w�co wyposa�one by�y najpodlejsze knajpy za czas�w startu �Ranisa�. Wzi�� do r�ki kieliszek i�pow�cha�.
� Co� taki nieufny, kolego? Ochrona przed toksynami najwy�szego stopnia. Pokaza� butelk�? � barman jakby obrazi� si�.
� Po co? Przecie� wiem, tylko niedawno dosta�em tak� lur� zamiast kukurydzianki... � pokr�ci� g�ow� Derek.
� U�nas? W�Seattle? Niemo�liwe � skrzywi� si� barman. � Przecie� nas zaopatruje destylarnia Erdelmana, a�on ma taki system zabezpieczenia, �e daj Bo�e!
� Oczywi�cie, �e nie tu � szybko podchwyci� Derek. � Ale swoj� drog�, to i�tak nie bardzo wierz� w�te wszystkie zabezpieczenia. Nie wymy�lono jeszcze systemu absolutnie bezpiecznego � odchyli� g�ow� w�ty� i�wla� w�gard�o whisky. Wypu�ci� powietrze i�spojrza� na barmana.
� Mo�e i�tak � barman ku zdziwieniu Derka nie zaproponowa� powt�rki, ale odstawi� butelk� na p�k�. � Ale zobacz: ka�dy pracownik codziennie rano przedstawia wykres czasu, wi�c prze�o�ony wie, ile mo�e pracowa� bezpiecznie � podni�s� do g�ry kciuk � po drugie, wszystkie pomieszczenia decyduj�ce o�produkcji i�o jej czysto�ci s� umieszczone g��boko pod ziemi�, tam gdzie na pewno nic nie by�o dwa wieki temu � od zaci�ni�tej pi�ci od��czy� palec wskazuj�cy i�zaraz �rodkowy. � Po trzecie, specjalne s�u�by czuwaj�, by wszyscy pracowali tylko tyle, ile maj� czasu. Poza tym maj� tam specjalne place, gdzie mo�na spokojnie odebra� pigu��. No i�w ko�cu, zarz�d ma przegl�d prognoz trzydniowych, tak �e wiedz�, ile kto ma czasu z�wystarczaj�cym wyprzedzeniem. Przyznasz, �e niewiele wi�cej mo�na tu zrobi�.
� Jasna sprawa � pokiwa� g�ow� Derek. � To prawie wyklucza mo�liwo��... e-e-e... jakiej� wpadki.
� Pewnie! � wykrzykn�� z�przekonaniem barman. � No i�w ko�cu zawsze mog� wycofa� parti� produktu, je�li nie da si� niczego innego zrobi�. Takie wypadki si� zdarza�y � przechyli� si� do Dereka i��ciszy� g�os. � Jeden m�j znajomek � zerkn�� konspiracyjnie na boki � m�wi� mi, �e ten Elderman, je�li wie, �e b�dzie musia� wycofa� parti� towaru, to w�danym dniu w�aparaturze znajduje si� nie alkohol, a�zwyk�a woda. Rozumiesz? Wylewa zwyk�� wod�! � barman pokiwa� g�ow� z�uznaniem. Derek przybra� odpowiednio zdziwiony wyraz twarzy. � Niby nie jest to zgodne za bardzo z�prawem, ale powiedz mi: p�dzi�by� spirytus wiedz�c, �e i�tak go trzeba b�dzie wyla�?
� Musia�bym na g�ow� upa��! � prychn�� Derek.
� No w�a�nie. I�dlatego cho� o�tym wiedz� na g�rze, przymykaj� oko.
Oczywi�cie, jakby si� co� kiedy� sta�o, to Elderman nie wyjdzie z�akwarium do ko�ca �ycia. A�wiadomo, jak tam jest z�czasem � barman nagle spowa�nia�.
Zaleg�o milczenie. Derek obraca� w�r�ku szklaneczk�, barman bezmy�lnie potar� �cierk� blat przed sob�. Brz�kn�� jaki� sygna�. Barman poderwa� g�ow�, popatrzy� na Derka i, jakby zdziwiony brakiem jego reakcji, powiedzia�:
� No, ko�czy mi si� czas. Musz� wyj�� na pi�� minut, kolego.
Derek gor�czkowo my�la�, co zrobi�. W�ko�cu zapyta�:
� Zamykasz lokal?
� Nie-e. Na pi�� minut? Nie op�aca si�, co� ci poda�? Mo�e Macol�.
� My�l�, �e powt�rz� whisky � powiedzia� Derek, cho� czu�, �e ten ruch nie jest najw�a�ciwszy.
Barman pokr�ci� g�ow�. Si�gn�� po butelk� i�nala� Derekowi drug� porcj� do tej samej szklaneczki.
� Nie�le ci�gniesz! � powiedzia� jakby z�podziwem. � Musisz mie� chyba du�o czasu?
Derek wypi� po�ow� porcji.
� Do pierwszej.
� Do pierwszej? � powt�rzy� barman z�niedowierzaniem. � I�nie jeste� w�pracy?.
� Mam wolny dzie� � powiedzia� Derek i�dopi� reszty. Whisky przyjemnie oparzy�a prze�yk i�podnios�a temperatur� w��o��dku. Poczu� pewne rozlu�nienie i�spor� porcj� pewno�ci siebie.
� Musisz by�, kolego, niez�� fisz� � barman obrzuci� spojrzeniem ubranie Dereka.
Chcia� jeszcze co� powiedzie�, ale brz�czyk odezwa� si� jeszcze raz. Barman poderwa� si� i�szybko wyszed�. Ju� pod drzwiami odwr�ci� si� i�powiedzia�:.
� Jakby� co� chcia�, to obs�u� si� sam, a�fors� wrzu� do kasy.
Derek odczeka� chwil�, potem okr��y� blat i�stan�� przed p�k� z�trunkami.
Chwil� zastanawia� si�, potem wzi�� butelk� kukurydzianki, z�kt�r� zawar� ju� znajomo��, odliczy� pi�tna�cie dolar�w i�otworzy� szuflad�. Gor�cy pot zrosi� mu twarz. By�a pe�na pieni�dzy, mo�e nie dos�ownie, ale musia�o tam by� ze dwa tysi�ce. Kupa forsy. I�facet zostawia kawa� pieni�dza pierwszemu lepszemu go�ciowi. Mo�e pu�apka? Derek nieznacznie, spode �ba omi�t� spojrzeniem pomieszczenie. Wrzuci� swoje pieni�dze i�poszed� do stolika. Wybra� ten pod oknem, blisko drzwi. Usiad� i�nala� kilka centymetr�w. Popatrzy� na zegar na wprost, potem na ten z�lewej. Wskazywa�y identyczny czas. Poza tym by�y jeszcze dwa � nad g�ow� Dereka i�po jego prawej r�ce. Cztery identyczne zegary. �ykn�� swoj� whisky i�ustawi� sw�j zegarek wed�ug tych barowych. Przygryz� warg�. Omal nie zerwa� si� na r�wne nogi s�ysz�c szelest otwieranych drzwi. Spokojnie nala� sobie na samo dno i�obejrza� si�.
Dziewczyna by�a bardzo niebrzydka. Bardzo. Ale mia�a w�sobie co�, co przeszkadza�o jej sta� si� bogini�. Mo�e ostre rysy podkre�lone jeszcze do�� pstrym makija�em, mo�e jaki� nieprzyjemnie rozlu�niony ch�d, mo�e bezbarwny g�os, bo rozejrza�a si� i�zapyta�a:
� Barman nie ma czasu?
Derek skin�� g�ow�.
� Na d�ugo? � patrzy�a na niego bez zainteresowania. Co� w�tym spojrzeniu otworzy�o klapk� w�m�zgu Dereka.
� Na pi�� minut. Napijesz si�? � rzuci� od niechcenia.
� Teraz nie. Mam tylko dwadzie�cia sze�� minut czasu. Mo�esz postawi� mi Macol� � wyci�gn�a d�o�.
Derek pogrzeba� w�kieszeni i�wyj�� dolara. Rzuci� go wysokim �ukiem w�kierunku dziewczyny, z�apa�a monet� zr�cznie i�posz�a do baru. Wyj�a z�lod�wki oszronion� butelk�, zerwa�a kapsel i�nala�a sobie do szklanki po�ow� zawarto�ci. Wypi�a to duszkiem i�otworzy�a szuflad�. W�o�y�a do niej dolara i�wygrzeba�a jakie� monety. Zamkn�a kas� i�ze szklank� i�butelk� w�jednej r�ce i�reszt� z�dolara w�drugiej podesz�a do Dereka. Po�o�y�a przed nim monety wyj�te z�kasy, postawi�a butelk� i�szklank� i�usiad�a. Popatrzy�a na butelk�, jej spojrzenie straci�o troch� z�tej bezbarwno�ci, z�jak� pojawi�a si� w�lokalu.
� Wypi�e� ju� tyle sam? � zapyta�a.
Derek poczu�, �e je�li pochwali si� tym w�gruncie rzeczy mizernym wynikiem, pope�ni b��d. Zaprzeczy� ruchem g�owy i�zupe�nie odruchowo wypi� zawarto��.
� Masz czas? � zapyta�a go.
Spr�bowa� szybko policzy�, ile razy pytano go ju� o�to dzisiaj. Siedem? Pi��?
� Mam du�o czasu. Do pierwszej. Nie�le, co? � popatrzy� na dziewczyn�.
� R-rany boskie! Ju� nie pami�tam, kiedy mia�am tyle czasu. Mo�e nigdy w��yciu � wypi�a p� szklanki ��tej cieczy i�odstawi�a szklank�. Wci�gn�a wargi w�usta i�obliza�a je nie pokazuj�c j�zyka. � A�mo�e poszed�by� ze mn�? � zapyta�a.
� Przecie� nie masz czasu � powiedzia� Derek lekko zdziwiony.
� Jak to: �nie mam czasu�? Przecie� m�wi�am, �e mam dwadzie�cia sze�� minut! Zosta�o jeszcze dziewi�tna�cie. To jest ca�kiem przyzwoity czas.
Zdarzali mi si� ju� klienci na sze�� minut � wzruszy�a ramionami i�unios�a lekko lew� brew.
� A�potem co? Masz innego klienta? � Derek szybko zala� dno szklanki cienk� warstw� whisky i�wypi�. Z�premedytacj� nie patrzy� na dziewczyn�, czu�, �e zadaje pytania na pograniczu dekonspiracji, ale zdecydowa� si� wyja�ni� cokolwiek, cho� troch�.
Jakiego klienta? Mam wpa�� pod samoch�d, to chyba jest wystarczaj�cy pow�d, nie? � prawie krzykn�a. � Zreszt�, o�co ci chodzi? Idziesz, czy nie? Masz ju� zdaje si� do�� w�pale...
� Id�. Idziemy... � Derek wsta� z�krzes�a i�wsadzi� butelk� do kieszeni. Dziewczyna wsta�a r�wnie�, ale nie ruszy�a si� od stolika. Patrzy�a na Dereka jakby ze strachem.
� B�dziesz jeszcze pi�? � zapyta�a.
� Jasne � u�miechn�� si� i�klepn�� w�kiesze�, do kt�rej wsadzi� butelk�.
� Chyba �artujesz! Wiesz jak alkohol os�abia refleks? Jak degeneruje kom�rki odpowiedzialne za...
� S�uchaj, s�oneczko! Proponujesz mi ��ko, czy wyk�ad na temat szkodliwo�ci alkoholu? Na to pierwsze mam ochot�, na drugie jestem za stary.
Derek kiwn�� si� i�z�apa� r�wnowag�. Dziewczyna otworzy�a usta, ale nie wyda�a z�siebie d�wi�ku, odwr�ci�a si� i�posz�a pierwsza. Derek zmru�y� troch� oczy, ustali� tras� i�ruszy� za ni�. Wyszed� na ulic� troch� za szybko, musia� du�ym �ukiem skr�ci� w�lewo, za dziewczyn�. Min�a trzy bramy i�wesz�a do czwartej. Derek wpad� do bramy za ni� i�dogoni� na schodach. Czu�, �e zdr�twia�y mu wargi, co dwie�cie lat temu, gdy ostatni raz pi� na Ziemi alkohol, sygnalizowa�o pierwsze stadium nasycenia. Szybko, by dziewczyna tego nie zauwa�y�a, przetar� twarz jedn� r�k�, drug� kontroluj�c ch�d przy pomocy por�czy. Weszli na drugie pi�tro i�zatrzymali si� przed drzwiami tu� przy schodach. Dziewczyna obrzuci�a Dereka uwa�nym spojrzeniem, jakby jeszcze nie pozby�a si� jakich� swoich obaw i�nacisn�a klamk�. Wesz�a, za ni� wsun�� si� Derek.
� Nie zamykasz drzwi? � zapyta� rozgl�daj�c si� po du�ym pokoju wype�nionym jakimi� tarczami, he�mami, czym� w�rodzaju poszczeg�lnych element�w �redniowiecznych zbroi.
� Po co? � zrzuci�a pantofle i�zacz�a rozpina� bluzk�. � Kto zaryzykuje dwa dni wi�zienia?
Na chwil� przerwa�a i�pomanipulowa�a przy budziku. Odesz�a w�kierunku ��ka kontynuuj�c strip-tease. Derek podszed� i�obejrza� budzik. Nie by� szczytem techniki, ale wskazywa� czas z�dok�adno�ci� do stutysi�cznych cz�ci sekundy. Derek postawi� go na miejscu i�odwr�ci� si� do dziewczyny.
Siedzia�a na ��ku prawie go�a, jedn� nog� podkurczy�a �ci�gaj�c figi i�patrzy�a na Dereka. Zamarli oboje na chwil�, ju� wiedzieli, �e nie p�jd� do ��ka, widzieli, �e ka�demu z�nich cisn� si� na usta pytania i��e gdy je zadadz�, zmieni si� du�o.
� Macie obsesj� czasu � powiedzia� Derek i�poczu�, �e zacz�� bardzo �le, chyba najgorzej jak m�g�.
� Dlaczego: �macie�? Ciebie to nie dotyczy? Kto ty jeste�? � wsta�a.
� Pos�uchaj � Derek zrobi� krok w�kierunku dziewczyny. Skoczy�a do okna, otworzy�a je i�krzykn�a przera�liwie.
Derek rzuci� si� ku drzwiom, zbieg� po schodach i�pobieg� w�przeciwn� ni� na ulic� stron�. Przebieg� ma�e podw�rko i�wyszed� wolnym krokiem na r�wnoleg�� ulic�. Tu nie s�ycha� ju� by�o dziewczyny, ale nie znaczy�o to, �e nic mu ju� nie grozi. Skr�ci� w�pierwsz� przecznic� i�potem jeszcze kilka razy. Zacz�� zastanawia� si�, czy jest sens wraca� do samochodu, czy nie u�atwi przypadkiem zadania �cigaj�cym. Postanowi� poszuka� jakiej� instytucji, posterunku policji i�odda� si� dobrowolnie pod ich opiek�. Przesta� wierzy�, �e samodzielnie wyja�ni zagadk� swej rodzinnej planety. Poszed� szybko w�kierunku wylotu ulicy, wydawa�o mu si�, �e wychodzi na jak�� o�ywion� alej�.
� Po co pan ucieka�, panie Fantry? � m�czyzna, kt�ry �odbiera�� Dereka wczoraj z�kapsu�y, usiad� w�fotelu naprzeciwko. Ten drugi, chudy, wysoki jak tyka i��ysy siedzia� bli�ej drzwi, jakby pilnowa�, by nikt ju� im nie uciek�.
� Ludzie! Wy nie jeste�cie normalni! � Derek wsta� i�kopn�� niski sto�eczek. � Czy wy zdajecie sobie spraw�, jak ja si� czuj�? Wracam po dwustu latach na Ziemi� i�co zastaj�? Nikt mnie nie wita, nikomu nie jestem potrzebny, ledwo � ledwo, z��aski� pozwalaj� mi wyl�dowa�. Dalej... Dzieje si� tu co� niezwyk�ego, �agodnie m�wi�c, i�nikt nie mo�e mi niczego powiedzie�. Wszyscy be�koc� tylko o�czasie. Ty... � Derek wycelowa� z�palca w�kierunku wczorajszego znajomego � ...m�wisz mi, �e je�li nic si� nie b�dzie dzia�, to mog� zdj�� skafander. Na co mia�em czeka�? Poszed�em do miasta, �eby to wszystko wyja�ni�...
� Jest pan winien �mierci dw�ch os�b � powiedzia� g�o�no �ysy spod drzwi.
� Ja? � Derek odwr�ci� si� do niego i�wytrzeszczy� oczy. � O�co, do...
� Zaraz � ten wa�niejszy podni�s� r�k� i�podszed� do kolegi. � Tom, tak nie mo�na. Przecie� on nic nie wie...
� To po diab�a wpycha si� w�nasze �ycie? � �ysek zerwa� si� i�zbli�y� do partnera.
� Jakie wasze �ycie? � wrzasn�� Derek i�r�wnie� zrobi� krok w�ich kierunku. � To r�wnie� moja planeta, do kurwy n�dzy! Co wy mi tu pieprzycie o�jakich� zabitych? Ja mam...
� Zacznijmy jeszcze raz � m�czyzna tworz�cy wczorajszy jednoosobowy komitet powitalny podszed� do Dereka i�po�o�y� mu r�k� na ramieniu. � Ja nazywam si� Sam Calderman, a�to jest Tomas Barth. Usi�d�my, trzeba m�wi� d�ugo, by wyja�ni� to, co si� aktualnie na Ziemi dzieje. Mamy osiem minut czasu � zauwa�y�, �e Derek otwiera usta i�doda� szybko: � Tym razem nikt nigdzie nie b�dzie wychodzi�, chodzi o�to, �e mamy osiem minut, by zobaczy� pan dow�d naszej prawdom�wno�ci. Si�d�my � wskaza� fotele i�usiad� pierwszy. Derek i�Barth usiedli r�wnie�, cho� nie kryli wzajemnej niech�ci.
� Panie Fantry, znalaz�em troch� dokument�w o�pa�skiej wyprawie. Wystartowa� pan w�lipcu 2094 roku, prawda? � Derek skin�� g�ow�. � Trzy lata wcze�niej niejaki Meyer dokona� wynalazku, kt�ry od stu czterdziestu o�miu lat niszczy Ziemi�. Wie pan, ilu mieszka�c�w ma teraz Ziemia? Nieca�e dwa i�p� miliarda, a�gdy pan startowa�, by�o sze��. Meyer... � Sam szarpn�� r�kami i�zacisn�� d�onie w�pi�ci. Derek popatrzy� na Bartha. Siedzia� z�zamkni�tymi oczami, mia� zaci�ni�te szcz�ki i�splecione palce obu r�k. � Ot� ten Meyer chcia� uczyni� swoje �ycie wygodniejszym i�bezpieczniejszym, pracowa� nad czym�, co nazwa� wzmacniaczem powodzenia. Kr�tko m�wi�c, wybudowa� w�dwa tysi�ce dziewi��dziesi�tym pierwszym prototyp urz�dzenia odwracaj�cego od niego cz�� niepowodze�.
� �artujesz? W�jaki spos�b? � Fantry nachyli� si� do Sama.
� Meyer najpierw poszed� drog� budowy mikropola uruchamianego na czas niezb�dny do os�oni�cia siebie przed jakim� przykrym przypadkiem. Na przyk�ad, wbijasz gw�d� w�desk�. Nast�puje moment, kiedy �le wycelowa�e� i�uderzasz m�otkiem w�palec. U�amek sekundy wcze�niej ju� wiesz o�tym, wiesz, �e m�otek leci nie tam, gdzie chcesz, ale zanim sformu�ujesz my�l, zanim zareagujesz, zanim cofniesz r�k�... � Sam machn�� r�k� � Najcz�ciej uderzasz si� w�palec. Meyer zbudowa� sw�j wzmacniacz i�nie grozi�y mu ju� takie przypadki. Po prostu jego urz�dzenie reagowa�o szybciej ni� sam m�zg, z�kt�rym zreszt� by�o po��czone, i�w odpowiednim momencie, w�odpowiednim miejscu generowa�o pole si�owe. I�teraz, gdy m�otek lecia� na palec, tu� przed uderzeniem zjawia�o si� tam mikropole i�chroni�o palec. Jasne?
Derek skin�� g�ow�.
� P�niej okaza�o si�, �e nawet stoj�c ty�em do strzelaj�cego i�nie s�ysz�c odg�osu strza�u ofiara u�amek sekundy wcze�niej, zanim pocisk uderzy w�jej cia�o, wie o�tym. Wzmacniacz Meyera bezb��dnie reagowa� na to. Z��ycia wynalazcy znikn�y r�ne nieprzyjemne przypadki � przesta� pada�, bo us�u�ny wzmacniacz podtrzymywa� go swoim polem, przesta� si� kaleczy�, uderza�, potyka�. Potem, gdy na oczach t�umu wpad� pod ci�ar�wk� i�wyszed� z�tego ca�o, postanowi� podzieli� si� swym szcz�ciem z�ludzko�ci�. Wybuch� sza�. Wynalazek Meyera wyznaczy� nowy kierunek w�nauce. Powstawa�y coraz to doskonalsze wzmacniacze, najpierw chodzi�o tylko o�miniaturyzacj� urz�dzenia. Potem powsta�y inne, na r�nych zasadach � Calderman popatrzy� na zegarek i�zacz�� m�wi� szybciej. � W�ka�dym razie nieszcz�liwe przypadki zosta�y wyeliminowane z��ycia ludzi. Przesta�y ich trapi� katastrofy samolotowe, wypadki samochodowe, utoni�cia, spalenia i�tak dalej, i�tak dalej. Sto lat po og�oszeniu wynalazku ludno�� Ziemi liczy�a dziewi�� miliard�w.
J�kn�� sygna� zegarka Tomasa. Barth wsta� i�podszed� do torby, z�kt�r� przyszed�. Sam zamilk� i�patrzy� na koleg�. Derek zrozumia�, �e te� powinien patrze� na trzeciego z�obecnych. Tomas wyj�� z�torby du�y ��ty he�m i�na�o�y� na g�ow�. Stan�� po�rodku pokoju i�nacisn�� jaki� przycisk na zegarku.
� Uwa�aj na si�dmy sygna� � powiedzia� cicho Calderman.
Kilkana�cie sekund nic si� nie dzia�o. Potem zegarek Bartha j�kn�� znowu.
Derek zacz�� liczy�. Raz... dwa... trzy... cztery... pi��... sze��... siedem!
Co� sykn�o i�nagle nie wiadomo sk�d tu� obok g�owy Bartha pojawi�o si� co� ciemnego, przelecia�o kr�tki odcinek i�uderzy�o go w�os�oni�t� kaskiem g�ow�. Tomas drgn��, uderzenie by�o silne i�podni�s� r�ce. Uj�� kask i�zdj�� go.
.. Przedmiot, kt�ry przed chwil� uderzy� go w�po�owie drogi do pod�ogi, znikn�� znowu z�cichym sykni�ciem. Barth rzuci� kask na pod�og�. Potar� g�ow� i�usiad� znowu na fotelu.
� Na razie zostawmy to bez komentarzy, dobrze? � zapyta� Sam. Derek znowu kiwn�� g�ow�. � P�tora pokolenia p�niej zacz�y si� k�opoty. Wypadek niejakiego Whitsa wyprzedzi� ca�� lawin� o�p� roku. By� to niesamowity wypadek. Whits sta� pod sklepem i�nagle przechodz�cy obok zauwa�yli, �e co� nieokre�lonego urwa�o mu g�ow�. Potoczy�a si� po chodniku, a�cia�o run�o po sekundzie i�rzuca�o si� kilka sekund, zanim zamar�o. Ludzie wpadli w�histeri�. Oskar�ono firm� o�wadliwie wykonany wzmacniacz, ale okaza�o si�, �e by� w�porz�dku. Po prostu to co� omin�o go albo zablokowa�o. Nikt nie wiedzia�, o�co chodzi, cho� hipotez by�o kilkadziesi�t. Nikt niestety nie wpad� na w�a�ciwy pomys�. Kilka firm wypu�ci�o na rynek mocniejsze gwarantowane wzmacniacze. Ludzie rzucili si� na nie i�zapanowa� spok�j. Na p� roku. Potem wydarzy�o si� kilka niewinnych wypadk�w � co� kogo� uderzy�o, kto� si� wywr�ci� �ami�c nog�, kto� straci� oko. Nast�pi�o kilka proces�w, wyp�acono par� odszkodowa�. Dalej nikt nie rozumia�, �e zbli�a si� potworna katastrofa. A�potem wszystkie wzmacniacze prawie jednocze�nie przesta�y dzia�a�... � potar� czo�o i�spojrza� najpierw na Tomasa potem na Dereka. � Mo�e zreszt�, nie tak � one mo�e i�dzia�a�y, ale na ludzi zacz�y si� wali� r�ne nieszcz�cia nie do nich adresowane. Przypu��my, �e kto� unikn�� oblania wod� przy pomocy wzmacniacza, ale ta woda wylewa�a si� sto lat p�niej na zupe�nie kogo� innego i�nie mog�y w�tym przeszkodzi� �adne wzmacniacze. Oczywi�cie dop�ki dotyczy�o to tylko takich niewinnych przypadk�w wszystko by�o jeszcze zno�ne, ale ludzie zacz�li gin��. Tak jak ten pierwszy, Whits, kt�ry straci� �ycie przez kogo�, kto kiedy� unikn�� urwania g�owy.
� Przecie� to zupe�na bzdura! � Derek zerwa� si� na nogi i�stan�� przed Samem. � Co to... � zabrak�o mu s��w � ... �e co? Jak kto� unikn�� jakiego� przypadku to zap�aci� za to inny? � wyci�gn�� r�k� z�wyprostowanym palcem w�kierunku Sama, jakby chcia� przebi� tym palcem jak�� dziel�c� ich b�on�.
� W�a�nie tak � pokiwa� g�ow� tamten. � �yjemy w��wiecie, kt�ry nie jest niczym innym jak wysokozorganizowan� materi�. Nikt nie mo�e tej organizacji naruszy�. Jeste�my wpisani w�uk�ad i�jak si� okaza�o, nie mo�emy niczego w�nim zmieni�. Pewien cyniczny dziennikarz napisa�: �Suma powodze� i�niepowodze� jest constans�.
Derek ostro�nie wci�gn�� powietrze w�p�uca. Patrzy� na Caldermana, przeni�s� wzrok na Toma. �aden z�nich nie wygl�da� na kpiarza. Obok drzwi le�a� kask.
� Czy to... � Derek wskaza� kask.
Sam wzruszy� ramionami. Wsta� i�zrobi� kilka krok�w po pokoju.
� Unikn�� w�ten spos�b uderzenia w�g�ow� kamieniem, tylko tak mo�emy si� broni� przed tymi pigu�ami.
� Zaraz! � Derek podbieg� do niego i�szarpn�� za rami�. � A�sk�d wiecie? �e akurat to, akurat dzi�?
� No wi�c kiedy wybuch�a panika, kiedy okaza�o si�, �e �aden wzmacniacz nie odsunie zagro�enia, �e w�ka�dej chwili mo�e zwali� si� na cz�owieka jakie� nieszcz�cie pierwotnie przewidziane dla innego, ludzko�� wpad�a w�panik�. To by�o piek�o... � Sam prze�kn�� �lin� � ...ca�a masa wypadk�w, miliony zabitych, �mier� sprzed stu lat szala�a. Totalny chaos, nic nie mo�na by�o zorganizowa�, �adnych bada�, �adnych prac, �adnej walki � w�ka�dej chwili wypadali z�gry r�ni ludzie, w�tym najt�sze umys�y epoki, przewodnicz�cy specjalnych komisji i�tak dalej, i�tak dalej. Spora cz�� ludzko�ci wpad�a w�sza� � orgie, alkohol, byle szybciej, byle wi�cej. Trudno ich za to wini�, znana sta�a si� historia pa�stwa Spancy � w�trakcie stosunku pani Spancy nagle zmieni�a si� w�krwawy p�at. Najprawdopodobniej kto� unikn�� kiedy� przejechania przez walec i�spad�o to na ni�. Gdy ju� zdj�to m�a z�tej bezkszta�tnej masy, wyrwa� si� i�uciek� na ulic�. Zabi� sze�ciu przechodni�w z�broni wyrwanej policjantowi. Wrzeszcza�: �Meyer! Ty skurwysynu! Chod� tu ze swoim wzmacniaczem!�. W�ko�cu zosta� zastrzelony przez innego policjanta. Nast�pi�y okropne, straszliwe czasy. Cz�� ludzi ukry�a si� w�schronach, cz�� usi�owa�a zmieni� miejsce, zamieszkania. Wszyscy chodzili opancerzeni, unikali dzi�ki temu sporej cz�ci wypadk�w, tak jak Tomas przed chwil�, ale je�li kto� chodzi� w�pancerzu, a�mia� uton��... � Sam roz�o�y� r�ce.
Derek poczu� strumie� ciek�ego lodu na plecach. Siedzia� nieruchomo, oddychaj�c ci�ko przez nos. Widzia�, �e jego d�onie wykonuj� jakie� dziwne nieskoordynowane ruchy, jaki� taniec na kolanach.
� Potem � powiedzia� Calderman � kilka grup uczonych zacz�o organizowa� badania fenomenu Meyera. Trwa�o to prawie pi��dziesi�t lat, zanim osi�gni�to jakie� wyniki. W�tym czasie liczba ludzko�ci spad�a do dw�ch miliard�w. Cz�� zmar�a w�spos�b naturalny, cz�� zabi� Meyer, a�dzieci prawie nie by�o. Nikt nie chcia� nara�a� potomka na nieznane niebezpiecze�stwo. Grozi�o nam wymarcie, ale ju� to opanowali�my. Straty s� ogromne � obumar�y prawie wszystkie dziedziny nauki, kt�re nie mia�y szans na walk� z�efektem Meyera, przemys� w�ruinie, rozpr�enie, choroby psychiczne, totalna negacja, nihilizm. Trzeba by�o zaprowadzi� drako�skie prawa, �eby ludzie nie krzywdzili siebie nawzajem...
� Poczekaj! Ale jak opanowali�cie ten efekt? � Derek zdziwi� si� s�ysz�c w�asny g�os.
� A-a-a... � Sam skrzywi� si�. � Nie opanowali�my. Tego nie mo�na opanowa�. Uda�o nam si� tylko wymodelowa� �wiat, jakim by�by bez Meyera, por�wna� z�modelem stan rzeczywisty, pocz�wszy od pierwszego u�ycia jego wzmacniacza i�osi�gn�li�my tyle, �e wiemy obecnie, co komu i�kiedy grozi. Z�du�ym prawdopodobie�stwem. I�mo�emy pr�bowa� unika� posy�anych nam przez materi� �pigu�ek� z�przesz�o�ci. Tak jak Tom to zrobi�.
� To znaczy, �e znacie swoj� przysz�o��?
� Przeci�tny obywatel wie, co go czeka na przestrzeni doby. Wy�sze stanowiska wi��� si� z�wyd�u�eniem tego przedzia�u. Jednostki wybitne maj� odpowiednio d�u�sze prognozy. Prezydent musi wiedzie�, czy nie umrze przypadkiem za dwa dni, by przygotowa� nast�pc� i�tak dalej. Uczeni, dyplomaci te� s� oczywi�cie obj�ci tym systemem.
� Rozumiem z�tego, �e nie zawsze mo�na unikn�� tego... tego... � Derek usi�owa� znale�� jakie� odpowiednie s��wko, ale nie przychodzi�o mu nic do g�owy pr�cz� Przeznaczenia�.
� Nie zawsze � odezwa� si� nagle Tom. � Takie drobiazgi jak ten kamie�, to nic. Je�li wiesz, �e upadniesz, mo�esz pod�o�y� sobie materac, ale je�li masz wypa�� z�dwudziestego pi�tra, to ju� trudniej zorganizowa� wszystko tak, by prze�y�. Poza tym pozostaje zawsze dziesi�cioprocentowy margines b��du. Na szcz�cie wszystko wskazuje na to, �e bilans zaczyna si� powoli wyr�wnywa�. Mamy nadziej� za kilkadziesi�t lat wr�ci� do normy. Wszyscy marzymy o�tym, by ulega� r�nym przypadkom bez �adnych pigu�.
� Nieprawda � po raz drugi odezwa� si� Tomas. � Wszyscy marzymy o�tym by m�c zabi� Meyera. Wszyscy!
� Poszed�by� do wi�zienia na tydzie� � powiedzia� powa�nie Sam, a�Derek zrozumia�, �e to �art.
� Niezbyt du�o jak na sprawc� tylu nieszcz�� � dostosowa� si� do tonu Caldermana.
� Nieprawda. W�wi�zieniu nie dostaje si� prognoz. Tydzie� to a� za du�o, by zgin�� od kt�rej� z�pigu�.
Cisza trwa�a ze dwie minuty zanim Derek odwa�y� si� zapyta�:
� A�co ze mn�?
� Nie wiadomo. Komputery zamiast poda� twoj� prognoz� twierdz�, �e nie istniejesz. Mo�na to odczyta� pozytywnie. � Derek nagle zrozumia�, �e obaj straszliwie si� ciesz�.
Sam, a�za nim Tomas wstali.
� Musimy ci� zostawi� na jaki� czas. Za chwil� przyjd� tu nasi koledzy i�b�dziesz m�g� z�nimi jeszcze pogada�. Nam ko�cz� si� czasy, musimy przygotowa� si� do odbicia pi�eczek.
� Rozumiem � powiedzia� Derek i�nachyli� si�, by wsta�.
Rozleg� si� trzask i�fotel pod nim rozlecia� si� na kilka cz�ci. Derek podpar� si� praw� r�k� o�pod�og� i�uchroni� si� od upadku. Podni�s� si� powoli i�spojrza� na Caldermana i�Bartha. Popatrzy� na szcz�tki fotela. Znowu na obu m�czyzn. Milczeli, ale ich wzrok by� bardzo wymowny.
Cieszyli si�.