8656

Szczegóły
Tytuł 8656
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8656 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8656 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8656 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STANIS�AW LEM DIALOGI KRAK�W 1957, 1984 PRZEDMOWA DO DRUGIEGO WYDANIA Ksi��ka ta, pisana w latach 1954�56, wydana w roku 1957, a wynik�a z urzeczenia cybernetyk�, jest w warstwie fakt�w miejscami anachroniczna, a w zakresie przewidywa� w niej zawartych ju� to sfalsyfikowana, ju� to skorygowana samym up�ywem czasu, jaki min�� od jej powstania. S�owa te stanowi� co najmniej w�tpliw� rekomendacj� tekstu, kt�ry mia� zar�wno popularyzowa� podstawowe poj�cia cybernetyki, jak przewidywa� jej dalszy rozw�j. Pe�ne uwsp�cze�nienie wywodu okaza�o si� niemo�liwo�ci� � ksi��k�, przy utrzymaniu pierwotnie przy�wiecaj�cej jej intencji, nale�a�oby od nowa napisa�. Nie odmieni�em w niej jednak ani jednego s�owa, a tylko, jak powiem ni�ej, do��czy�em do niej osobny aneks. Przy ponownej lekturze dostrzeg�em bowiem, �e mo�na jej przypisa� pewn� warto�� � co prawda odmienn� od pierwotnie zamierzonej. Czas sprawi�, �e �Dialogi� sta�y si� �wiadectwem prawie bezgranicznego optymizmu poznawczego, jaki nie tylko we mnie wzbudzi�o powstanie cybernetyki. Ksi��ka nie tyle opisuje cybernetyk� b�d� jej podstawy, ile wyobra�enia na �w temat ze schy�ku lat pi��dziesi�tych � wyobra�enia, kt�re nie by�y moj� �ci�le prywatn� w�asno�ci�. Aby ten jej odmienny charakter uwypukli� jeszcze, do��czy�em do niniejszego wydania wspomniany aneks. Znajduj� si� w nim najpierw dwa krytyczne szkice, z kt�rych pierwszy omawia skr�towo perypeti� historyczn� cybernetyki, a drugi jest przyczynkiem do cybernetycznej teorii socjopatologicznych zjawisk zarz�dzania. Pierwszy szkic to konfrontacja pogl�d�w zawartych w �Dialogach� z realnym biegiem rzeczy w ci�gu szesnastu lat, jakie up�yn�y mi�dzy powstaniem ksi��ki a chwil� obecn�. Konfrontacja ta ujawnia nie tylko moj� naiwno��; by�em, jako autor �Dialog�w�, wyrazicielem pogl�d�w do�� rozpowszechnionych w kr�gach entuzjast�w cybernetyki w pi��dziesi�tych latach. Zestawienie opinii pochodz�cej z tych lat ze stanem obecnym jest ciekawym przyczynkiem do historii nauki. Obrazuje mianowicie ow� ekstrapolacyjn� prostolinijno��, jak� wznieca w nauce bodaj ka�dy jej przewr�t; perspektywy dalszego post�pu wiedzy rysuj� si� wtedy wsp�czesnym tak prosto, jak gdyby �w zawi�y, pe�en klucze� i �lepych zau�k�w ruch poznawania, kt�ry doprowadzi� do kolejnej rewolucji w nauce, w�a�nie mia� usta� i ust�pi� lawinowemu pomna�aniu wiedzy � w�a�ciwie ju� bez odwrot�w i przeszk�d. Regularnie te� dochodzi potem do rozmijania si� nazbyt optymistycznych nadziei z rzeczywisto�ci�, kt�re to zjawisko i w odniesieniu do cybernetyki si� sprawdzi�o. Warto doda�, �e reakcj� na nie bywa p�ny pesymizm poznawczy, diametralnie oponuj�cy wcze�niejszemu optymizmowi, jak r�wnie�, �e taka reakcja przewa�nie bywa. nieporozumieniem: jakkolwiek bowiem cybernetyka nie zi�ci�a istotnie tego, czego si� po niej najintensywniej spodziewano � nie sta�a si� zw�aszcza lekarstwem lecz�cym nauk� ze schorzenia specjalistycznego (a mia�a nim zosta� jako inter� czy wr�cz superdyscyplinarna wiedza, unifikuj�ca tak przyrodoznawstwo, jak humanistyk�) � urzeczywistni�a to, czego nikt si� po niej nie spodziewa�. Maszyny cyfrowe nie sta�y si� co prawda r�wnorz�dnymi osobowymi partnerami cz�owieka, ale za to okaza�y si� niezast�pionym ju� dzi� narz�dziem w zarz�dzaniu �wiatow� gospodark�; teoria informacji nie okaza�a si� co prawda nowym kamieniem filozoficznym, ale wtargn�a, za to nawet tam, gdzie jej pomocy nie oczekiwano, np. do fizyki teoretycznej; przyk�ad�w takiego rozmijania si� oczekiwa� i spe�nie� mo�na by wyliczy� wiele. Ze wzgl�du w�a�nie na powiedziane uwa�a�em, �e ksi��ka, z przydanym jej aneksem, posiada� b�dzie pewien poznawczy walor � zw�aszcza dzisiaj, wobec rozkwitu modnych koncepcji futurologicznych, jak�e cz�sto redukuj�cych si� do mno�enia bogato rozbudowywanych prognoz, kt�rych dezaktualizacja czy po prostu nawet samoo�mieszanie si� w par� lat po ich powstaniu jest wcale cz�stym zjawiskiem, przez adept�w futurologii raczej � ze szkod� dla rzeczy � pomijanym. (Do�� zestawi� na przyk�ad to, co w kwestiach globalnego biegu politycznych spraw �wiata mia� do powiedzenia Hermann Kahn w swojej z J. Wiesnerem napisanej ksi��ce �Rok 2000� � w 1987 roku, aby si� przekona�, �e cokolwiek zasz�o, zupe�nie inaczej zasz�o, ani�eli przepowiada�y to wszystkie �kanoniczne� i �niekanoniczne�, �scenariuszowe prognozy� owego s��nistego dzie�a.) Dobro poznania niechybnie jest spraw� wa�niejsz� od troski o autorytet futurolog�w; i w�a�nie konfrontacja prognoz oraz pogl�d�w wyg�aszanych stosunkowo niedawno z opiniami aktualnymi niejednego mo�e nas nauczy�. Drug� cz�� aneksu tworzy szkic uzupe�niaj�cy to, co m�wi� �Dialogi� w swych ostatnich rozdzia�ach o patologii spo�ecznego zarz�dzania. S� to uwagi niefachowca; do ich zamieszczenia w ksi��ce sk�oni�o mnie to, �e jej druga cz�� nie zdezaktualizowa�a si� w takim stopniu, jak pierwsza. I wreszcie do��czy�em do tego wydania dwie rozprawki opublikowane swego czasu w �Studiach Filozoficznych�, poniewa� tematycznie ��cz� si� z ca�o�ci� wywodu. Pierwsza omawia �etyk� technologii i technologi� etyki�, gdy druga jest po�wi�cona zagadnieniu �warto�ci w biologii�. Pierwsza po�wi�cona jest tedy kwestiom porz�dku socjalno�cywilizacyjnego i etycznego zarazem, a druga � stosunkom panuj�cym pomi�dzy aksjologi� a przedmiotem bada� biologii teoretycznej. W��czenie obu do tego wydania t�umacz� nast�puj�co: �Dialogi� nie by�y pomy�lane jako roz�o�ony na glosy traktat o pewnej nowej dyscyplinie i jej mo�liwym rozwoju, lecz jako poszukiwanie badawczych narz�dzi i �rodk�w, zdolnych pomaga� nam w oswajaniu ludzkiego i nieludzkiego �wiata. Znaczy to, �e cybernetyka by�a rozpatrywana pod k�tem swych zastosowa� mo�liwych, a nie jako nauka �czysta�, matematykopodobna (jak� chcieli j� zwidzie� niekt�rzy uczeni). Tak wi�c w ostatniej instancji by�y �Dialogi� zarazem zar�wno poznawczej ciekawo�ci, jak niepokoj�w w�a�ciwych my�li naszego czasu; i ta w�a�nie �pierwsza przyczyna� usprawiedliwia umieszczenie w aneksie obu wymienionych pr�b. Krak�w, w grudniu 1971 DIALOGI I FILONOUS: Witaj, przyjacielu. O czym to dumasz samotnie w tym pi�knym parku? HYLAS: A, to ty? Ciesz� si�, �e ci� widz�. Dopracowa�em si� tej nocy my�li, kt�ra niesko�czenie wiele obiecuje ludzko�ci FILONOUS: C� to za my�l cenna? HYLAS: Doszed�em do przekonania (b�d�cego pewno�ci�), �e ludzie zyskaj� w przysz�o�ci nie�miertelno��. FILONOUS: Czy dobrze s�ysz�? Jak�e to, czy�by� si� sprzeniewierzy� materializmowi, kt�ry dot�d g�osi�e�? HYLAS: Nigdy w �wiecie. My�l moja nie koliduje bynajmniej z materializmem, wprost przeciwnie, wynika z niego w spos�b konieczny. FILONOUS: Wielcem ciekaw. S�ucham ci�, przyjacielu. HYLAS: Jak ci wiadomo, nie istnieje nic ponad materi�. Te chmury, te drzewa jesienne, to ��kn�ce s�o�ce, my sami na koniec � wszystko to s� przedmioty materialne, to jest zbiory atom�w; rozmaite za� w�a�ciwo�ci cia� wyp�ywaj� z r�nicy struktur atomowych. Takie same s� bowiem atomy tlenu, w�gla czy �elaza w kamieniach, li�ciach i krwi naszej; twory te r�ni� si� jedynie budow�, wzajemnym u�o�eniem cz�steczek, to jest � struktur�. Dlatego najog�lniej mo�na powiedzie�, �e istniej� jedynie atomy i ich struktury. Ot� zastanawia�em si� nad tym, co sprawia, �e na przek�r up�ywowi lat czuj� si� wci�� tym samym Hylasem, kt�ry bawi� si� tu ma�ym dzieckiem. Czy to poczucie indywidualnej to�samo�ci � spyta�em siebie � spowodowane jest to�samo�ci� budulca mojego cia�a, to jest atom�w, z kt�rych ono si� sk�ada? Tak jednak by� nie mo�e. Wiadomo przecie� z nauk przyrodniczych, �e atomy naszego cia�a nieustannie odnawiaj� si� dzi�ki pokarmom i napojom, kt�re przyjmujemy, oraz powietrzu, kt�rym oddychamy. Ko�ci, kom�rki nerwowe, mi�nie wymieniaj� swe atomy bez przerwy, i to tak szybko, �e co kilka tygodni wszystkie materialne cz�steczki, z jakich sk�ada� si� m�j organizm, bujaj� w�r�d fal rzecznych i ob�ok�w, ja wszelako istniej� nadal i odczuwam ci�g�o�� mej osobowo�ci. Czemu� to zawdzi�czam? Niechybnie tylko nie zmienionej strukturze atomowej. Zwa�, �e nowe atomy mego cia�a nie s� tymi samymi, co w nim tkwi�y przed miesi�cem, s� wszak�e takie same, i to w zupe�no�ci wystarcza. Tak tedy powiadam: to�samo�� mego istnienia zale�y od to�samo�ci mojej struktury. FILONOUS: Na to zgoda. I c� dalej? HYLAS: W przysz�o�ci ludzie b�d� coraz wierniej kopiowa� struktury atomowe wszelkich utwor�w materialnych. Ju� teraz potrafi� tworzy� sztuczne diamenty czy szafiry, sztuczny mocznik, a nawet sztucznie, w retortach syntetyzowane bia�ko. Niechybnie wi�c posi�d� na koniec sztuk� budowania moleku� �ywego cia�a i jego samego � z atom�w. W�wczas zdob�d� nie�miertelno��, albowiem zdolni b�d� powo�a� do �ycia ka�dego zmar�ego, a to przez doskona�e z�o�enie atom�w w taka struktur�, jak� przedstawia�o jego cia�o za �ycia. �w proces zmartwychwstania b�dzie, jak s�dz�, nast�powa� wewn�trz machiny, w kt�ra w�o�y si� odpowiedni schemat, niejako plan, to jest wz�r strukturalny okre�lonego cz�owieka, za czym machina zbuduje z atom�w cz�steczki bia�kowe, kom�rki, �ci�gna, nerwy � i, cz�owiek �w wyjdzie z niej �yw i wes�, ciesz�cy si� najlepszym zdrowiem. C� powiesz na to? FILONOUS: Powiem, �e nale�y problem wszechstronnie rozwa�y�. HYLAS: C� tu jest jeszcze do rozwa�ania? Machiny takiej dzi� nie umiemy zbudowa�, wszelako post�p nauk upewnia nas w tym, �e kiedy� zostanie zbudowana, a dla nas, filozof�w, nie jest wa�ne, czy nast�pi to za tysi�c lat, czy za lat milion. Jak rzek�em, w naturze nie masz nic nad atomy i ich struktury. Nie ma, w szczeg�lno�ci, �adnej duszy nie�miertelnej, kt�ra by w za�wiaty z martwego ulatywa�a. Tak wi�c ten, kto posi�dzie sztuk� uk�adania atom�w w struktury cia� dawno zetla�ych, tym samym b�dzie m�g� powo�a� do istnienia owe cia�a w pierwotnym ich kszta�cie i dzia�aniu. Kto z�o�y cia�o nie�yj�cego ju� cz�owieka na nowo z atom�w � b�dzie go mia� przed sob� w pe�ni �ycia, cho�by tamten przed wiekami zosta� do grobu z�o�ony� FILONOUS: Tak mniemasz? Doskonale. Czy pozwolisz, bym gwoli zbadania specyfiki twojej machiny, wskrzeszaj�cej z atom�w, stawia� ci pytania, na kt�re b�dziesz udziela� odpowiedzi? HYLAS: Przystaj� na to ch�tnie. FILONOUS: Wybornie. Wyobra� sobie, Hylasie, �e musisz dzi� umrze�, albowiem znajdujesz si� we w�adzy pewnego tyrana, kt�ry postanowi� solennie ci� u�mierci�, a ma po temu wszystkie mo�liwo�ci. Czas twej egzekucji wyznaczony zosta� na si�dm� rano. o sz�stej, to znaczy teraz w�a�nie, dr�czony smutkiem i trwog�, udajesz si� na ostatni� przed�miertn� przechadzk�, spotykasz mnie i opowiadasz mi o swym nieszcz�ciu. Czy zgadzasz si� przyj�� taki wst�p do dysputy o owej wyobra�onej sytuacji, w kt�rej ty b�dziesz skazanym na �mier�, a ja � przyjacielem twym, pragn�cym ci pom�c, a zarazem wynalazc� machiny do wskrzeszania z atom�w? HYLAS: Zgadzam si�. M�w. FILONOUS: Biedny Hylasie, masz zgin��, biada, to straszne! Ale prawda, ty� jest przecie� materialist�? HYLAS: Tak. FILONOUS: To doskonale si� sk�ada. W�a�niem skonstruowa� machin�, o kt�rej tyle�my ostatnimi czasy rozprawiali. Kopie, jakie za jej pomoc� sporz�dzam, w niczym nie r�ni� si� od orygina��w. Cz�owiek, kt�rego z atom�w sk�ada moja machina, me tylko pow�ok� cielesn� nie r�ni si� od orygina�u, ale posiada wszystkie cechy umys�u takie same, �e dla przyk�adu wspomn� o pami�ci � jak wiesz, polega ona na pewnych indywidualnych w�a�ciwo�ciach struktury m�zgu. Ot� machina moja stwarza kopi� ze wszystkimi szczeg�ami budowy m�zgu, a wi�c i pami�ci� zdarze� przesz�ych, z my�lami, wspomnieniami i pragnieniami. Kr�tko m�wi�c, m�j Hylasie, gdy za godzin� ulegniesz przemocy i skonasz, twoja pow�oka jeszcze nie zd��y ostygn��, a ju� wprawi� w ruch machin� i z atom�w takich samych, jakie si� teraz na twoje cia�o sk�adaj�, zbuduj� �ywego, my�l�cego Hylasa. R�cz� ci za to. I c�, czy rad jeste�? HYLAS: Ale� tak, po trzykro� tak, oczywista. Musisz tylko zbada� moj� struktur� atomow�, aby j� przedstawi� machinie. FILONOUS: To si� rozumie. Pozw�l�e, m�j przyjacielu, abym wzm�g� jeszcze tw� pewno�� prze�ycia �mierci. Znasz mnie, wierzysz mym s�owom, mym zapewnieniom, wszelako u�omne s� rzeczy wytworzone przez cz�owieka, tu wszak�e pewno�� jest niezb�dna. Pozw�l przeto, bym tego Hylasa, kt�ry twoim ma by� przed�u�eniem, twoj� kontynuacj�, ju� teraz stworzy�. B�dzie on oczekiwa� twojej �mierci, a po niej wsp�lnie z nim, to jest z tob�, oddamy si� uciechom wskrzeszonego �ywota. HYLAS: Co ty m�wisz, Filonousie? FILONOUS: To, co us�ysza�e�: dla zwi�kszenia twej pewno�ci kopi� twoj� stworz� ju� teraz� HYLAS: Ale� to nonsens! FILONOUS: Czemu� to? HYLAS: To b�dzie odr�bna ode mnie, obca istota! FILONOUS: Tak s�dzisz? HYLAS: A jak�e inaczej? Ten cz�owiek mo�e i b�dzie niesko�czenie do mnie podobny, wszyscy go za mnie bra� b�d�, b�dzie �ywi� te same co ja uczucia, ch�ci, zami�owania, nawet prace, przeze mnie rozpocz�te, on w mym duchu doko�czy, ale to nie ja b�d�! To b�dzie sobowt�r, jakby bli�niak, ja za� umr� na zawsze! FILONOUS: Sk�d�e ta pewno��? HYLAS: A st�d, �e je�li stworzysz go teraz i on b�dzie tu przytomny, to b�d� o nim m�wi� ,,on�, jak o ka�dym innym cz�owieku, i widzia� go na zewn�trz siebie � i b�dzie drug�, odr�bn� ode mnie, inna istot� ludzk�, jak ka�dy cz�owiek, i to, �e b�dzie do mnie podobny jak kropla do kropli, w najmniejszej mierze �mierci mej nie os�odzi. Owszem, dla �yj�cych dalej, dla mych przyjaci�, krewnych, b�dzie z�udzeniem mego bytowania sko�czonym i doskona�ym, ale ja � ja umr� i ju� �y� nie b�d�. FILONOUS: Sk�d�e ta pewno��? HYLAS: Nie mo�esz mie� w�tpliwo�ci w tym przedmiocie, Filonousie, i jeno mnie pr�bujesz. Przecie�, gdybym podni�s� z ziemi ten oto wilgotny, zwi�d�y li�� i poda� owemu �drugiemu Hylasowi�, je�liby tu sta�, to on przecie wdycha�by i czu� jego wo� cierpk� i mi��, a nie ja. I podobnie rzecz by si� mia�a po mojej �mierci, bo przecie� wskutek mego zgonu w nim si� nic nie przemieni, nic nie nast�pi nowego. On b�dzie po �wiecie chodzi� dalej, jego pi�knem si� radowa�, ja atoli istnie� przestan� zupe�nie. FILONOUS: Tak? Hm, wi�c co robi�? M�w, co mam uczyni� z machin�, aby zapewni� ci wskrzeszenie? HYLAS: To ca�kiem proste. Musisz stworzy� moj� �yw� i my�l�c� kopi� p o mym zgonie. FILONOUS: Tak mniemasz? HYLAS: Tak. FILONOUS: Kopia stworzona p o twym zgonie b�dzie tob�, a stworzona przed twoj� �mierci� nie b�dzie tob�, lecz cz�owiekiem, cho� niezmiernie podobnym, ale innym? Jaka� r�nica mi�dzy tymi dwiema istotami, wyja�nij mi, prosz�? HYLAS: Najpierw, �w stworzony przed mym zgonem b�dzie mnie widzia�, a ja jego; b�dzie wiedzia�, �e ja gin�, a on zosta� stworzony, b�dzie� FILONOUS: Je�li to tylko stanowi szkopu�, bez trudu go usun�: kopia w jednym i drugim przypadku b�dzie spa�a smacznie, napojona p�ynem usypiaj�cym, i obudzi si� dopiero p o twym zgonie, tak wi�c nie b�dzie nic wiedzia�a o niemi�ych wydarzeniach wok� twego ko�ca ani o tym, jak sama na �wiat przysz�a. HYLAS: Nie, nie o to chodzi. By�em, jak widz�, nie do�� ostro�ny, Filonousie. Do tego zagadnienia trzeba przyst�pi� z ostrym narz�dziem rozumu. Z chwil� mej �mierci, gdy przestan� istnie�, na ca�ym �wiecie nie b�dzie sposobu, kt�ry by stwierdzi�, �e to nie jestem ja, tylko moja kopia. Nieprawda�? FILONOUS: To prawda. HYLAS: Gdyby� wszak�e stworzy� kopi� wcze�niej, z �atwo�ci� mo�na by stwierdzi�, �e ona nie jest mn�, a to dlatego, i� kopia istnia�aby obok mnie, w innym miejscu przestrzeni. By�oby to wi�c wsp�istnienie, ipso facto wykluczaj�ce kontynuacj�. Tak, teraz widz�, gdzie tkwi� b��d. Kopia stworzona po mym zgonie b�dzie mn�, przed mym zgonem zasi� stworzona � b�dzie innym, obcym, odr�bnym cz�owiekiem. Nie m�w, �e moment stworzenia mo�esz dowolnie przesuwa� w czasie, tak �e w ko�cu jedna milionowa cz�� sekundy b�dzie oddziela� moje zmartwychwstanie od stworzenia obcego mi sobowt�ra. Nie m�w tego, gdy� aczkolwiek rzecz wydaje si� dziwna, musi by� taka. Osobliwa sytuacja rodzi osobliwe konsekwencje. FILONOUS: Dobrze. Powiadasz tedy, �e kopia z�o�ona z atom�w przed twym zgonem b�dzie cz�owiekiem ca�kiem ci obcym, z kt�rym nie ��czy ci� nic opr�cz nadzwyczajnego podobie�stwa. Kopia stworzona natomiast po twym zgonie b�dzie twoj� kontynuacj�, to znaczy tob� samym, czy tak? HYLAS: Tak. FILONOUS: Mo�na� wiedzie�, czym r�ni� si� te kopie pomi�dzy sob�? HYLAS: Czasem, w kt�rym powsta�y. Wsp�istnienie kopii ze mn� wyklucza kontynuacj�, istnienie natomiast w czasie przysz�ym po mnie, po mym zgonie, czyni j� mo�liw�. FILONOUS: Istnienie kopii po twym zgonie czyni twoj� kontynuacj� mo�liw�, powiadasz? Wybornie. Dowiedz si� teraz, jak� �mier� tyran ci obmy�li�. Oto wychylisz czar� gwa�townej trucizny. Agonia trwa� b�dzie godzin�. Kiedy winienem uruchomi� machin�? HYLAS:. Gdy �y� przestan� ca�kowicie. FILONOUS: Je�li wtedy stworz� kopi�, b�dzie� ona twoj� kontynuacj�, to jest tob� samym? HYLAS: Stworzona po mojej �mierci � b�dzie. FILONOUS: Wybornie. A je�li z�o�liwy tyran rozka�e swym medykom, by ci�, zmar�ego od trucizny, na powr�t o�ywili, a to dzi�ki wlaniu ci do gard�a odtrutki przez g�sie pi�ro, co si� wtedy stanie? Kopia stworzona przez machin� po twej �mierci by�a, jake� sam rzek�, tob�. Czy teraz, na skutek twojego o�ycia w miejscu ka�ni, kopia ta znienacka by� tob� zaprzestanie i jednym skokiem zmieni si� w ca�kiem obcego ci cz�owieka? HYLAS: Jak�e to mo�liwe, by mnie, zmar�ego, o�ywiono? FILONOUS: �atwiejsze to niechybnie od zbudowania machiny do wskrzeszania z atom�w. Dyskutujemy szczeg�y techniczne czy filozoficzne � drogi Hylasie? Czy istnieje jaka� pryncypialna, zasadnicza niemo�liwo�� przywr�cenia do �ycia �wie�o zmar�ego? Czy chirurgowie nie potrafi� ju� dzi� o�ywi� zmar�ych na stole w czasie operacji? Nie wiesz�e o tym? Prosz�, powiedz mi, jak�e b�dzie z t� kopi�, kt�ra ju� by�a twoj� kontynuacj�, co si� z ni� stanie w momencie, w kt�rym o�yjesz odtruty? A mo�e to ju� nie ty sam o�yjesz w swym pierwotnym ciele, ale kto� ca�kiem inny? HYLAS: To wykluczone. Oczywi�cie, �e o�yj� w tym ciele, kt�re tyran pozbawi� �ycia trucizn�. Kopia przestanie w�wczas, si�� rzeczy, by� moj� kontynuacj�. FILONOUS: Ach, tak? Ale� zastan�w si�, Hylasie. Czy mo�esz sobie wyobrazi�, �e to ty w�a�nie jeste� ow� kopi�? Ot, powiedzmy, pokazuj� ci machin� i powiadam, �e� w�a�nie w tym momencie wyszed� z jej wn�trza. Czujesz si� oczywi�cie Hylasem po ostatni cal � bo� machina wybornie ci� sporz�dzi�a. Ot� wyobra� sobie, �e �tamten Hylas�, kt�ry znajdowa� si� w mocy tyrana, zosta� przed godzin� otruty, a teraz w�a�nie go medycy odtrutk� przywr�cili do �ycia. Czy poczujesz jak�� zmian� swojej osobowo�ci na skutek owego odleg�ego wydarzenia? HYLAS: Nie. FILONOUS: A widzisz. Kopia jest �ywym, normalnym cz�owiekiem (to wynika z za�o�e�) i nie mog� w niej zachodzi� �adne zmiany zwi�zane z tym, co dzieje si� z �orygina�em�. Czy go w ka�ni trucizn� poj�, czy te� odtrutk� � kopii to ani nie dotyka, ani nie odmienia. Tak tedy powiemy: jako i� nie ma �adnej wi�zi przyczynowej pomi�dzy tob�, wszelkimi twymi perypetiami a tamtym Hylasem, osoba stworzona przez machin�, czy za rok, czy za twego �ycia, czy po zgonie, jednakowo jest dla ciebie obcym cz�owiekiem, kt�ry nic nie ma z tob� wsp�lnego poza zdumiewaj�cym podobie�stwem. �e wsp�istnienie z kopi� wyklucza kontynuacj� � na to zgoda. To jednak, czy kopia powsta�a po twym unicestwieniu jest naprawd� tob�, a wi�c czy taka mo�liwo�� otwiera ci szans� ponownego o�ycia � to trzeba dopiero udowodni�. Jak dot�d, wszystko przemawia przeciw takiemu rozumieniu rzeczy. HYLAS: Czekaj�e. Dziwnie� to pogmatwa�. Oto moje cia�o. Gdy ono zginie i unicestwione zostanie, b�dzie mog�a powsta� analogiczna struktura w przysz�o�ci� a! mam! wiem ju�! Nale�y czeka� ze stworzeniem kopii, a� cia�o moje przestanie istnie�, a� jego struktura scze�nie ca�kowicie. FILONOUS: Tak wi�c o tym, czy zostaniesz wskrzeszony, decyduje teraz to, czy tw�j zew�ok zgnije dokumentnie, je�li ci� dobrze rozumiem? Wskrzeszenie zale�y zatem od szybko�ci rozk�adu twych szcz�tk�w. A je�eli tyran ka�e ci� zabalsamowa�, nigdy nie o�yjesz, czy tak? HYLAS: Nie, u licha, nie tak! Jak widz�, nale�y oderwa� ca�e rozwa�anie od istot �ywych. W wypowiedzi o ludziach wkrada si� widocznie jaki� czynnik zak��caj�cy � obawy lub niepokoju. Rozwa�my rzecz ca�� na przedmiotach martwych. Mam tutaj cenn� kame�, rze�bion� w ko�ci. Powiedzmy, �e rozpylam j� na atomy, a potem tworz� z takich�e atom�w nieodr�nialn� kopi�. C� powiemy? Rzecz widz� tak: je�li si� um�wimy, �e kopia jest kontynuacj� orygina�u, to ni� b�dzie. Je�li natomiast orzekniemy, �e ni� nie jest, to kontynuacj� nie b�dzie. Decyzja zale�y tylko od naszej umowy, bo badaj�c kame� �wcze�niejsz�� i �p�niejsz�� �adnych r�nic dostrzec mi�dzy nimi niepodobna � jako �e ex definitione obie s� takie same. FILONOUS: Nareszcie �wiat�o na problem rzuci�e�. Wniosek tw�j ostateczny, je�li .go do cz�owieka zastosowa�, brzmi tak: gdy umrzesz o si�dmej i ja odtworz� ci� z atom�w, to w zale�no�ci od tego, jak si� wprz�dy um�wimy, b�dziesz �y� dalej albo nie b�dziesz. Nie znajdujesz�e tego nonsensem? A je�li trafi ci si� zemrze� na stole pod no�em chirurga, ale lekarze na nowo o�ywi� ci� swoj� sztuk�, to tak�e b�dziesz m�wi�, �e �yjesz albo nie �yjesz, w zale�no�ci od tego, jak si� um�wimy? HYLAS: Trudno��, jak widz�, le�y w tym, �e w odniesieniu do wszelkich rzeczy obiektywnie wok� mnie istniej�cych o problemie ich kontynuacji decyduje dowolnie przyj�ta umowa (konwencja). Gdy atoli ja sam poddaj� si� analogicznemu eksperymentowi, to samo za�o�enie konwencji rodzi nonsens. Nie rozumiem, czemu si� tak dzieje? Przecie� cz�owiek jest rzecz� r�wnie materialn�, jak kawa� ska�y, w��kno lnu czy k�s metalu! FILONOUS: Wska�� ci �r�d�o, z kt�rego p�yn� zaburzenia. Kiedy przyst�pujemy do stwierdzenia kontynuacji jakiego� przedmiotu, to r�wnocze�nie wybieramy konkretne sposoby, maj�ce rozstrzygn��, czy ona rzeczywi�cie zachodzi, to znaczy, czy tak przedtem, jak i teraz jest to jeden i ten sam przedmiot. Tak wi�c, bior�c si� do okre�lenia stanu rzeczy, wybieramy implicite (a czasem i explicite) metody maj�ce ten stan rzeczy stwierdzi�. Moja �wiadomo�� atoli jest mi bezpo�rednio dana i wcale nie ode mnie zale�y wyb�r metody, kt�ra ma stwierdzi�, czy jestem w tej chwila �wiadomy, czy nie. Co si� tyczy innych ludzi, mog� traktowa� mnie jak przedmiot i w materii mego ewentualnego istnienia po mym zgonie i po odtworzeniu z atom�w mog� ustala� konwencje. Ja jeden tylko czyni� tego nie mog�. Jest to og�lny problem metodologiczny. Dowolne cia�o ukazuje nam rozmaite swe w�a�ciwo�ci zale�nie od tego, jak� metod� je badamy. �wiadomo�� ludzka atoli objawia siq jej posiadaczowi w spos�b najbardziej bezpo�redni, pierwotny, oczywisty, bez u�ycia �adnej metody lub � je�li wolisz � �tak� sam� metod�� dla wszystkich przytomnych, normalnych ludzi. Otch�anne mo�na �ywi� w�tpliwo�ci co do struktury i mechanizmu powstawania �wiadomo�ci, ali�ci jej istnieniu w postaci to�samej u danego indywiduum przeczy� niepodobna. HYLAS: To wiesz co? Uwa�am, �e zadajesz mi fa�szywe pytania. Ca�y problem jest �le postawiony, stanowi�c argumentum ad hominem. Pytasz mnie o rzeczy przysz�e, kt�re wykoncypowa� musz�, gdy� �aden cz�owiek ich nie prze�y�. Ma�o tego: istotne s� tu tylko moje przed�miertne wypowiedzi, bo kiedy umr�, a kopi� stworzon� w machinie b�dziesz pyta�, czy jest mn�, odpowie naturalnie, �e tak, �e jest Hylasem, tym samym, co tu t� rozmow� z tob� toczy�. Tak tedy wszystko, cokolwiek powiedzia�em na temat przysz�o�ci maj�cej nast�pi� dla mnie po mej �mierci i stworzeniu mego cia�a na nowo z atom�w, g��wnie za� to, co m�wi�em na temat, czy b�d� �y� dalej, czy nie b�d�, ot� to wszystko, powiadam ci, Filonousie, s� jeno moje subiektywne wyobra�enia, ekspektacje, my�li, przeczucia, w�tpliwo�ci i nic wi�cej. FILONOUS: Jak�e to? Wi�c machina nie powo�uje zmar�ych do nowego �ycia? HYLAS: Tego nie m�wi�. Nie wiem, jak rzecz si� przedstawia. Wszelako naukowo nic si� tu udowodni� nie da. �aden decyduj�cy eksperyment przeprowadzony by� nie mo�e, gdy� kopia, spytana, b�dzie m�wi�, �e jest mn�, a sposobu dowiedzenia si�, czy nie jest tylko sobowt�rem, nie b�dzie i by� nie mo�e. Stoj�c tedy na gruncie nauk empirycznych nale�y orzec, i� ca�y problem jest pozorny, teraz i zawsze, a wypowiedzi moje czy innych os�b �wiadczy� mog� jedynie o pewnych osobliwych cechach umys�u cz�owieczego, natomiast nic nie powiadaj� o przysz�ych wydarzeniach, a je�li si� wydaje, �e powiadaj�, jest to jeno nadu�ycie j�zyka i nic wi�cej. Tak, to problem pozorny, Filonousie, terazem tego pewien. FILONOUS: Prawd� m�wisz, �e nie da si� rozstrzygn�� problemu empirycznie. Nawet gdyby machina sta�a tu przed nami, gdyby� ty zgodzi� si� podda� do�wiadczeniu i, zg�adzony, o�y�by� we wn�trzu machiny, nie by�oby wiadomo, czy to ty powsta�e� z martwych, czy tylko cz�ek podobny, jakby bli�niak. Zachodzi tu wszak�e przypadek alternatywy logicznie �cis�y: albo kopia jest kontynuacj� orygina�u, albo ni� nie jest. Z ka�dej takiej ewentualno�ci, je�li przyjmiemy j� za prawdziw�, p�yn� pewne wnioski. Je�eli wnioski te prowadz� do sprzeczno�ci logicznej, winni�my je odrzuci� wraz z tym wyj�ciem z alternatywy, kt�re je porodzi�o. W taki spos�b odnajdziemy mo�liwo�� logicznie niesprzeczn� i uznamy j� za odpowiadaj�c� zapewne rzeczywisto�ci. W ka�dym razie pozornym problem, wed�ug mnie, nie jest. Pozorny problem oznacza taki, kt�rego w og�le nie ma. Je�li rzeczonego problemu nie ma, nie masz powodu trapi� si� tym, co nast�pi o godzinie si�dmej z przyczyny zamierze� okrutnego tyrana. HYLAS: Ty �artujesz, Filonousie, podczas gdy zagadnienie jest trudne i nale�y je rozwa�y� rzeczowo. Skazany na �mier�, martwi� si�, bo wyznaczona egzekucja jest faktem maj�cym nast�pi�, a nie problemem pozornym, ukazana za� i uznana przeze mnie przedtem za niewzruszon� mo�liwo�� zmartwychwstania zawiera w sobie niepoj�te dot�d i nie rozwik�ane tajemnice. Spr�bujmy rozwa�y� problem kontynuacji na jakim� cz�owieku. Za��my, �e istnieje cz�owiek Iks i �e za jego �ycia tworzymy machin� jego kopi�, Iksa z kresk�. Iks i Iks z kresk� maj� to samo poczucie swej indywidualno�ci i t� sam� pami��. Jeden, spytany, odpowiada, �e prze�y� to samo, co drugi. Jednak�e naprawd� tylko Iks prze�y� to, o czym m�wi, �e prze�y�, Iksowi z kresk� natomiast to si� tylko tak wydaje. A wi�c o identyczno�ci cz�owieka �wiadczy nie tylko struktura atomowa, ale tak�e genetyczny zwi�zek jego obecnej struktury z jego struktur� poprzedni�. Tak wi�c mamy uratowane dla naszych bada� poj�cie identyczno�ci, a to przez wprowadzenie do� pierwiastka genetycznego. Mo�na je za Lewinem nazwa� genidentyczno�ci�. FILONOUS: Z przyjemno�ci� wys�ucha�em twego wywodu, przyjacielu, mniemam wszak�e, �e nic nie wnosi do rozwa�anej kwestii, a owszem � ca�kiem si� od niej oddala. HYLAS: A to czemu? FILONOUS: Najpierw, w spos�b odmienny ni� przedtem stara�e� si� wykaza�, �e kontynuacja jest niemo�liwa przy wsp�istnieniu. Dalej, dla dowiedzenia kontynuacji pragniesz uzna� za nieodzowne poj�cie identyczno�ci genetycznej. Ale to przekre�la sam� zasad� dzia�ania machiny, bo jakie s� konsekwencje? Je�li tyran naka�e swym siepaczom, by ci usta na pewien czas zatkali, zemrzesz. Uczony jaki�, doktryn� twoj� genidentyczno�ci zapalon, sumiennie trupa zbadawszy orzeknie, i� nieboszczyk jest genidentyczny z Hylasem, �e jest Hylasa kontynuacj�, tyle �e nie�yw�. W taki spos�b odkryje rzecz niew�tpliwie prawdziw�, ale i nie najnowsz�, i� cz�owiek umieraj�c staje si� nieboszczykiem, i nieboszczyk �w jest tym samym cz�owiekiem, jeno nie�ywym, ali�ci odkrycie to w najmniejszej mierze sprawy nam nie rozja�ni. Same� z postulatu genidentyczno�ci zrezygnowa� na wst�pie rozmowy, s�usznie powiadaj�c, �e o poczuciu jednolitej osobowo�ci decyduje nie zachowanie tych samych atom�w, lecz tej samej struktury. Powiedzmy, �e siepacze r�ce ci odcinaj�, machina zasi� z atom�w stwarza �ywe, nowe r�ce, przyro�ni�te naturalnie do cia�a. Czy b�dziesz nadal sob�? HYLAS: Oczywi�cie. FILONOUS: A teraz siepacze g�ow� ci odcinaj�, ja za� przy pomocy machiny stwarzam kopi� twego cia�a, kt�ra tako� do g�owy przyrasta. Czy o�yjesz w ten spos�b ty sam, nie za� sobowt�r tw�j? HYLAS: Ja sam o�yj�. FILONOUS: A je�eli po twojej �mierci stworz� kopi� ca��, ze wszystkimi cz�onkami, to ju� nie ty b�dziesz? HYLAS: Czekaj�e. Przysz�a mi my�l nowa. M�wi�e� poprzednio o sposobie dokonywania obserwacji, to jest o metodach, kt�re obieramy, by stwierdzi�, czy kontynuacja jakiej� rzeczy zachodzi, czy nie. Ot� obserwacja taka musi by� ci�g�a, nieprawda�? Tylko taka jest naturalna i przyrodzona. FILONOUS: Bynajmniej. Ka�dy z nas, udaj�c si� na spoczynek po dniu pe�nym trud�w, cz�sto zasypia snem kamiennym, a tym samym traci �wiadomo�� swego istnienia. Budz�c si� wszak�e rano, mimo owej przerwy nocnej, doskonale wiesz, �e jeste� tym samym Hylasem, kt�ry si� do snu u�o�y� wieczorem. HYLAS: Ach, istotnie! Masz s�uszno��. S�uchaj, czy nie za wiele uwagi przywi�zujemy do oczekiwa� cz�owieka maj�cego umrze�? Mo�e problem zniknie, je�li w og�le nie b�dzie on wiedzia� o rych�ej �mierci? Oto cz�owiek uk�ada si� do spoczynku o niczym nie wiedz�c. Zmo�onego snem unicestwiamy, a potem kopi� atomow� uk�adamy na pos�aniu, krzepko �pi�c�. Kiedy si� ze snu zbudzi, czy� nie mo�na b�dzie powiedzie�, �e stworzona zosta�a kontynuacja, �e to jest ten ,sam cz�owiek, co si� wieczorem spa� u�o�y�, i �e to jest rzetelna prawda? FILONOUS: Zacny Hylasie, dawno nie zdarzy�o mi si� s�ysze� z ust twoich tak wielu naraz zda� b��dami my�lenia ska�onych. Po pierwsze, mimowiednie zapewne (inaczej my�le� nie chc�) da�e� do zrozumienia, �e je�li zabija si� cz�owieka we �nie lub � og�lniej m�wi�c � b�d�cego w takim stanie, i� o nadej�� maj�cym zab�jstwie nic nie wie, to mniej mu si� wyrz�dza szkody, ni� gdyby by� bliskiego ko�ca �wiadom. Ten problem, jako nale��cy do etyki, pomin� milczeniem. Po drugie, przypuszcza� zaczynam, i� powodujesz si� ca�kiem nierozumnymi, metafizycznymi obawami. Oto nie wiedzie� czemu wydaje ci si�, �e kiedy po �mierci cz�owieka zostaje stworzona jego kopia, trzeba, �eby ta kopia by�a mo�liwie blisko tego miejsca, w kt�rym �w cz�owiek przesta� istnie�. W twoim przypadku u�o�enie w tym samym ��ku i sen maj� stwarza� najlepsze niby warunki dla pomy�lnego �przesiadania si� osobowego �ja� z jednego cia�a w drugie, z tego, kt�re istnie� przestaje, w to, kt�re istnie� zaczyna. Jest to przejaw irracjonalnej wiary w to, �e �ja� jest jak�� istno�ci� jednolit�, nierozdzieln�, niesprowadzaln� do niczego, i �e to �ja� musi zosta� przeniesione z cia�a do cia�a, co stanowi wyk�ad najczystszej metafizyki, jak� mog� tylko sobie wystawi�. Tymczasem nie o to przecie� chodzi, �eby pozory, stworzone zewn�trzn� sytuacj�, odpowiada�y naszym naiwnym wierzeniom, jak np. blisko�� zmar�ego i kopii, stan nieprzytomno�ci (mniemam, �e� my�la� o wypadku na stole chirurgicznym i chcia� sytuacj� upodobni� do tamtej), ale o to, �eby sposobami logiki wywie�� tezy wa�ne og�lnie dla wszystkich szczeg�lnych okoliczno�ci, w jakich tylko wskrzeszenie z atom�w da si� pomy�le�. Licha by to by�a teoria grawitacji, wa�na jeno dla jab�ek spadaj�cych na ziemi�, wobec gruszek wszelako czy ksi�yc�w bezsilna! Co powiesz o takim obrazie przysz�o�ci? Ka�dy cz�owiek wyruszaj�cy w niebezpieczn� wypraw� gwiazdow� zostawia w domu sw�j �rysopis atomowy�. Gdy przyjdzie wie��, �e zgin�� w wyprawie, rodzina uruchamia machin�, za czym nieboszczyk wnet wychodzi z wn�trza machiny wes� i �ywy ku og�lnemu serc �podniesieniu. Czy, je�li �w cz�owiek zgin�� w p�omieniach gwiazdy Psa Go�czego, tak�e powiesz, �e kopia jest kontynuacj� zmar�ego, czy te� ci� odleg�o�� miejsc �mierci i wskrzeszenia od takiego o�wiadczenia odstrasza? HYLAS: Istotnie, jako �e w obydwu przypadkach, moim i twoim, nie ma zasadniczej r�nicy co do istoty rekreacji, orzec nale�y, �e kopia stanowi kontynuacj�. FILONOUS: Tak? A je�li wie�� b�dzie fa�szywa i ten, kt�ry w podr� wyruszy�, powr�ci �ywy, to co wtedy? HYLAS: Wtedy oczywi�cie oka�e si�, i� rodzina by�a wprowadzona w b��d, i �e cz�owiek stworzony przez machin� by� jeno imitacj�, ,kopi�, to jest sobowt�rem. FILONOUS: Wi�c od czego zale�y autentyczno�� kontynuacji? Od tego, czy wiadomo�� o �mierci jest prawdziwa? HYLAS: Tak. FILONOUS: Jaki� jednak jest zwi�zek mi�dzy nadchodz�c� z gwiazd informacj� a struktur� cz�owieka, kt�ry wychodzi z maszyny z�o�ony w niej z atom�w, miedzy ow� informacj� a jego my�lami, jego ca�� osobowo�ci�? �aden. Nieprawda�? HYLAS: Istotnie, �aden. FILONOUS: Wiec w jaki spos�b to, co nie ma �adnego zwi�zku z osob� i osobowo�ci� cz�owieka, mo�e decydowa� o tym, czy jest on tym samym, kt�ry wyruszy� w gwiazdy, czy tylko takim samym, to jest ca�kiem obcym, z tamtym wsp�istniej�cym sobowt�rem? HYLAS: Nie wiem, doprawdy. Pozw�l, przyjacielu, �e inaczej spr�buj� zaatakowa� zagadnienie. Gdy stworzysz po �mierci cz�owieka kopi�, to mo�esz j� nazwa� kontynuacj�, mo�esz jej te� tak nie nazwa�, ali�ci sp�r jest jeno w s�owach, albowiem fakt jest jeden: �w cz�owiek dalej istnieje i �yje. R�wnie dobrze m. zna by si� spiera� co do tego, czy ,,ja wczorajszy� dzi� jestem, czy te� �mnie wczorajszego� ju� dzisiaj nie ma. Podobnie jak nie rozstrzygniesz s�owami tego problemu, tak samo nie rozstrzygniesz kwestii, jestli kopia �tym samym cz�owiekiem� czy tylko �takim samym�. R�nica jest nieistotna, bo nie zmienia faktu rzeczywistego, aktualnego bytu. Tak wi�c alternatywa jest pozorna. FILONOUS: Alternatywa jest pozorna? Nie masz jej wcale? Jak�e to? Przecie� jeden z dw�ch stan�w rzeczy zachodzi� musi: albo za pi�tna�cie minut zginiesz z r�ki tyrana i nico�� poch�onie ci� na wieki, kopia za� stworzona b�dzie jakby �udz�co podobnym bli�niakiem, kt�ry wszystkim strat� t� w pe�ni i doskonale zast�pi, i tylko ty jeden istnie� ju� nigdy nie b�dziesz � albo dzi�ki machinie ty sam oczy wnet otworzysz, ujrzysz niebo, przyjaciela, g�osy ptak�w pos�yszysz i luby zefir do p�uc wci�gniesz. Jest�e tu inne wyj�cie, trzecie? HYLAS: Nie wiem. Mo�e jest. Pozw�l mi g�o�no my�le�. Jak d�ugo cz�owiek �yje, kontynuacja jego jest niemo�liwa. Zgoda na to? FILONOUS: Poza nim � niemo�liwa. Zgoda. HYLAS: Gdy przestanie istnie�, kontynuacja jego staje si� mo�liwa � dla ca�ego �wiata. To pewne. Ale dla niego�? My�l�, �e tu jest nadu�ycie gramatyki, bo m�wi�c, pytaj�c, czy �dla niego� kontynuacja jest mo�liwa, m�wimy o zmar�ym, a zmar�y to ten, kt�rego nie ma, kt�ry nie istnieje tak, jakby nigdy nie istnia� � zgin�o bowiem jego czucie, �wiadomo��, pami�� i tak dalej. Tak tedy mamy do czynienia z niedozwolonym nadu�yciem sk�adni. FILONOUS: Masz ci los! Sk�adni� teraz winisz? Przecie� wcale nie z nieboszczykiem dyskutuj�, jeno z tob� na kilka minut przedtem, zanim si� w nieboszczyka zamienisz. Czekaj�e. Wspomnia�e� przed chwil�, �e niepodobna rozstrzygn�� s�owami, czy �ty wczorajszy� dzisiaj jeste�, czy te� �ciebie wczorajszego� ju� nie ma. Nie widz� najmniejszej trudno�ci w rozstrzygni�ciu tego problemu. Je�li spytam, gdzie twoja szata wczorajsza si� znajduje, rozumiesz pod tym szat�, kt�r� nosi�e� wczoraj, czy tak? HYLAS: Tak. FILONOUS: Szata ani mniej, ani wi�cej jest materialna ni�eli ty sam, przeto w takim obiektywnym rozumieniu i ty wczorajszy dzi� istniejesz. Co si� atoli tyczy subiektywnych dozna�, jakich wczoraj doznawa�e�, to i z tym nie ma k�opotu. Nie widz� na szacie twej okre�lonego fa�du, kt�ry wczoraj wskutek tego si� na niej wytworzy�, �e� pod progiem domostwa swego siedzia�. Subtelne jednak zbadanie szaty pozwoli�oby niechybnie odkry� przemieszczenie moleku� w tkaninie, spowodowane wczorajszym sfa�dowaniem. Przemieszczenie to mo�na by nazwa�, rozumie si� metaforycznie, �wspomnieniem� fa�du. Tak tedy widzisz, �e wszelkie przedmioty, wi�c i nasze cia�a rozumiane jako przedmioty, kt�re wczoraj istnia�y, dzisiaj istniej� dalej. Wra�enia nasze natomiast, og�lniej �stany �wiadomo�ci wczorajsze � nie inaczej istniej� jak w naszej pami�ci, materialnym za� �ladem ich s� pewne zmiany molekularnej struktury m�zgu, kt�re o pami�ci stanowi�. Jak widzisz, rzecz doskonale daje si� wyja�ni�, nale�y tylko baczy�, jakie znaczenie nadajemy s�owom. Zar�wno zdanie �ja wczorajszy istniej�, jak �ja wczorajszy nie istniej� s� prawdziwe w taki spos�b: je�eli przez �ja wczorajszy� rozumie� moje materialne, powszechnie dostrzegalne cia�o, istniej� dzi� jako ten, .kt�ry istnia� wczoraj. Je�eli pod �ja wczorajszy� rozumie� jednak zesp� my�li i czu�, jakie przejawia�y si� wczoraj w mej �wiadomo�ci, aktualnego, tera�niejszego istnienia przypisa� im nie mo�na. HYLAS: Przyznaj�, �em si� omyli�. Jaka� jednak, powiedz, korzy�� z twego wywodu dla naszego problemu? FILONOUS: �adna zgo�a. W rozumieniu bowiem obiektywnym kopia jest, po ustaleniu konwencji, kontynuacj� orygina�u albo ni� nie jest, je�eli um�wimy si� inaczej i obierzemy inne metody sprawdzenia stanu rzeczy. Ca�y problem zasadza si� jednak na tym, �e mamy zadecydowa� o jego stronie subiektywnej, to jest stwierdzi�, czy logicznie da si� wywie��, �e po odtworzeniu m�zgu z atom�w o�ywa w nim na powr�t �wiadomo�� umar�ego, kt�ry taki m�zg za �ycia posiada�, czy te� wyw�d ten prowadzi do sprzeczno�ci. HYLAS: Tak, masz s�uszno��. Tu si� b��d ukrywa! Mieszamy1 wci�� subiektywne rozumienie rzeczy z obiektywnym! Je�eli ca�ego eksperymentu nie mo�na przeprowadzi� obiektywnie, logika ima� si� go nie mo�e i rozwa�ania nasze b�d� pr�ne. FILONOUS: Tak powiadasz? Zgoda wi�c, Hylasie. Zmieni� modus operandi. Teraz b�dzie on ju� zupe�nie obiektywny. Nie b�dzie te� kwestii, wynikaj�ce j z dylematu r�wno� czy te� r�noczesno�ci rekreacji. Nie znajdujesz, �e to rzecz roz�wietli i zarazem, upro�ci znakomicie! HYLAS: Z wielkiem na to przystaj� zadowoleniem. M�w, s�ucham ci�, przyjacielu. FILONOUS: Nie b�d� ju� �adnych ludzi o nic pyta�, nie dr��� twej zbola�ej przed�miertnymi my�lami psyche zadawaniem pyta� ma�o stosownych w takich okoliczno�ciach, jeno czyni� tak: wprz�dy u�mierc� ci�, potem za� stworz� kopie twoje, i to nie jedn�, m�j Hylasie, ale dla wi�kszej pewno�ci od razu ca�y ich legion. Wi�c je�li zginiesz (a ju� tylko pi�� minut �ycia ci zosta�o) i stworz� mnogie kopie twej osoby, b�dziesz istnia� jako mnogo�� Hylas�w, i to ca�kiem niezliczona, bo obiecuj� ci nie spocz��, p�ki wszystkich planet, s�o�c, gwiazd, ksi�yc�w, sfer i cia� niebieskich Hylasami nie zaludni�, a to przez mi�o��, jak� dla ciebie �ywi�. C� na to powiesz? Mo�eszli sta� si� w taki spos�b wszechobecny we wszech�wiecie,�ty jeden? HYLAS: Bardzo to by�oby dziwne. Czy jest w tym sprzeczno�� logiczna? FILONOUS: Nie m�wi�, �e jest, sam rozwa�. Oto Hylasowie tysi�czni �ycie p�dz�, rozmaitym oddaj�c si� pracom i uciechom. Jak�e wi�c, czy twoje jedno �ja�, rozdzielone po�r�d wszystkich naraz, istnieje, obejmuj�c ich? Czy jaka� zagadkowa wsp�lnota jednej osobowo�ci wszystkie kopie w jedno�� ��czy? HYLAS: To niemo�liwe. Ka�dy taki osobnik musi posiada� swoje prywatne, wy��czne, subiektywne �ja�, tyle �e takie�samo jak moje. FILONOUS: Ka�dy, powiadasz, ma takie samo �ja� jak twoje? A nie to samo? HYLAS: Nie to samo, bo wtedy wszyscy byliby jednym cz�owiekiem, co jest sprzeczno�ci�. FILONOUS: Doskonale. Ka�dy ma tedy takie samo �ja� co ty, Hylasie. A kt�ry ma to samo �ja� i przedstawia twoj� kontynuacj�? Czemu milczysz? C� logika powiada? HYLAS: Logika powiada, �e nikt. Ale czekaj. Co� mnie ol�ni�o. Ale� tak! Naturalnie! Przyjacielu, rzecz ma si� tak. O identyczno�ci decyduje nie to�samo�� materialna, ale jedynie struktury, jake�my ustalili, nieprawda�? FILONOUS: S�usznie. HYLAS: O strukturze za� mo�na m�wi�, �e jest �ta sama�, a nie tylko �taka sarna�. Oto rysuj� tr�jk�t r�wnoboczny. Je�eli narysuj� drugi, to mog� powiedzie�, �e w obu wyst�puje �ta sama� strukturalna cecha r�wnoboczno�ci. Mog� takich tr�jk�t�w narysowa� wiele, ale ze strukturalnego punktu widzenia b�dzie to w�a�ciwie tylko jeden tr�jk�t, powt�rzony wiele razy. Podobnie mog� rzec, i� wszyscy przez machin� stworzeni Hylasowie s� w�a�ciwie �tym samym�, iks razy powt�rzonym cz�owiekiem. Co ty na to? FILONOUS: Bardzo� klarownie to wywi�d�. Pozwolisz teraz, �e ju� za twego �ycia sporz�dz� kopi�? HYLAS: Jak to? FILONOUS: No bo skoro kopia nie jest innym cz�owiekiem tylko �takim samym�, ale, jake� sam rzek�, jest ona z subiektywnego punktu widzenia (a o ten nam idzie) �tym samym� cz�owiekiem co ty, to z tego wynika, �e kiedy tyran ciebie u�mierci, a kopia zostanie przy �yciu, to i ty pozostaniesz przy �yciu, istnie� b�dzie bowiem nadal cz�owiek, kt�ry jest �tym samym Hylasem� co ty. Czy nie tak? HYLAS: Czy�bym si� pomyli�? Jak�e to? Przecie� je�li bra� pod uwag� przedmioty nieo�ywione, wynika podobny dylemat�? FILONOUS: Dylemat wynika, lecz zaraz likwidujemy go arbitralnym ustaleniem pogl�d�w. Czy kopi� uznamy za kontynuacj� orygina�u, czy nie, zale�y to wy��cznie od naszej umowy. W przypadku cz�owieka jednak rzecz ma si� inaczej, bo szyki miesza zjawisko �wiadomo�ci. Mo�na bowiem zamieni� ze sob� dwie misy gliniane, �udz�co do siebie podobne, a tak�e dwu �udz�co podobnych bli�niak�w, bo rozpatrujemy ich z zewn�trz jako przedmioty. Jednak�e jeden bli�niak sam siebie z drugim zamieni� nie mo�e nigdy. Podobnie i ty nie mo�esz �przez pomy�k� zamieni� siebie z twoj� kopi� wsp�cze�nie z tob� �yj�c�, a stworzon� przez machin�. C� wi�c uczynimy? Za chwil� zjawi si� tu tyran. Czy wiesz, jaki rodzaj �mierci ci gotuje? HYLAS: M�wi�e� o truci�nie, a potem o uduszeniu. FILONOUS: Jedynie przyk�adowo, dla uwypuklenia argumentu, nie za� przez odpowiednio�� jego d��eniom. Masz ponie�� �mier� odmienn�. �w tyran zamrozi twoje cia�o, a� wszystkie ruchy i drgania subtelne atom�w ustan�, wszystkie tkanki zastygn�, procesy wstrzymaj� si�, struktury zamr�. B�dzie� to �mier�, Hylasie, skoro, w bryle lodu osadzony, zostaniesz w odm�t oceanu borealnego ci�ni�ty? HYLAS: Bez w�tpienia. FILONOUS: A je�eli ja, tw�j przyjaciel, wy�owiwszy bry�� lodow� z otch�ani, roztopi� j� i twoje zamarz�e cia�o tak kunsztownie ogrzej� i takimi lekami je napoj�, �e wszelkie moleku�y ponownie zostan� w ruch wprawione, i o�yjesz, co wtedy b�dzie? Czy nie s�dzisz, �e to ty w�a�nie, tutaj stoj�cy i widz�cy mnie na tle drzew jesiennych, o�yjesz, z wi�zienia lodowego, z mroku niebytu na �wiat�o dnia wyprowadze�? HYLAS: Tak, to ja o�yj�. FILONOUS: Ponad wszelk� w�tpliwo��? HYLAS: Ponad wszelk� w�tpliwo��. FILONOUS: A je�li na atomy zostaniesz rozpylony i ja ci� z tych atom�w odbuduj�, to ju� nie ty b�dziesz? Dlaczego? Czy twoje osobowe �ja� uleci gdzie� z cia�a niby ptak z klatki, kt�rej pr�ty roz�amano? HYLAS: Tak�e i w tym wypadku, jak mniemam teraz, o�yj�. FILONOUS: Ty sam, Hylasie, a nie cz�ek niesko�czenie do ciebie podobny? HYLAS: Ja sani. FILONOUS: Dobrze. A je�eli dwie kopie twoje b�d� stworzone, jedna z tych samych atom�w, z kt�rych si� teraz twoje cia�o sk�ada, a druga tylko z takich samych, to owa pierwsza kopia b�dzie twoj� kontynuacj�, tob� prawdziwym, a druga jeno sobowt�rem? HYLAS: By� mo�e. FILONOUS: Ale przecie� atomy te miedzy sob� niczym si� ca�kiem nie r�ni�. Tak�e i te kopie niczym si� nie r�ni�; c� wi�c jedn� z nich czyni twoj� kontynuacj�, a drug� � cz�owiekiem ca�kiem ci obcym? HYLAS: Nie wiem. Istotnie, te same czy tylko takie same atomy � zdaje si�, i� to wszystko jedno. Wszystkie atomy s� takie same i niczym si� �aden nie wyr�nia, FILONOUS: A wi�c obie kopie b�d� twoj� kontynuacj�? Czy �adna? Dlaczego nie odpowiadasz? Si�dma dochodzi i tyrana trzeba oczekiwa� z orszakiem siepaczy nadchodz�cego, a ty, Hylasie, cho� wszystkie mo�liwo�ci wskrzeszenia ci przedstawi�em, jakie sobie tylko prawy materialista wymarzy� zdo�a, sady nieustannie zmieniaj�ce si� i sprzeczne diametralnie wyg�aszasz, to problem, czy b�dziesz �y�, nazywasz od umowy zawis�ym, to zn�w dopuszczasz wielo�� kontynuacji prowadz�c� do absurdu, to zmartwychwstanie swe z atom�w od tego czynisz zale�nym, jak �wawo biec b�dzie rozk�ad twego trupa, i tak w ko�o. Przedstaw�e mi sw�j s�d ostateczny, przyjacielu! Tyran zmierza ju� ku nam, widz� w oddali alei jego szaty zbryzgane posok� twych poprzednik�w. M�w szybko, co mam czyni� z machin�, by� o�y�, i czy jeste� przekonany, �e dzi�ki odbudowie z atom�w oczy wnet, otworzysz. Czy otworzysz oczy, m�j Hylasie? Otworzyszli oczy, powiedz? HYLAS: Zaprawd�, nic ju� nie wiem, przyjacielu Filonousie. Obawiam si�, �e� okropnej rzeczy dokona�, dowodz�c per reductionem ad absurdum, i� opr�cz atom�w i ich struktur istnieje co� jeszcze, i w�a�nie owo zagadkowe �co�� czyni rekreacj� cz�owieka, jego ponowne zmartwychwstanie po �mierci niemo�liwo�ci�, albowiem powo�a� mo�na do �ycia jeno takiego samego, ale nie tego samego osobnika. By��eby to dow�d istnienia duszy niematerialnej i by��eby� ty tw�rc� jego, Filonousie? FILONOUS: W �adnej mierze, przyjacielu. Per reductionem ad absurdum dowiod�em jedynie nieprawdziwo�ci tezy, kt�r� traktowa�e� milcz�co jako oczywi�cie prawdziw�, a mianowicie, jakoby �wiadomo�� mo�na by�o sprowadzi� do atom�w albo do ich struktury. Wszelako nie jest ona ani jednym, ani drugim � quod erat demonstrandum. Z czego wszak�e nie wynika, by nie by�a ona zjawiskiem materialnym. Rzecz ta jest w og�le nader zawi�a i zas�uguje na zbadanie innymi, nowszymi sposobami. Zdo�amy, by� mo�e, przej�� od krytyki do osi�gni�� pozytywnych, stosuj�c zjednoczone wyniki nauk tak pozornie odleg�ych, jak psychologia i teoria sieci elektrycznych czy termodynamika i logika. Dopiero tak rozszerzone o najnowsze osi�gni�cia nauk rozwa�anie pozwoli nam cho�by o krok naprz�d przesun��, granic� poznania. II. FILONOUS: Witaj, Hylasie. Tak przez park spieszysz, �e ledwiem ci� dogoni�. Czemu na pr�no szuka�em ci� wczoraj? Mieli�my wszak podj�� dysput� o tej perle poznania, jak� jest cybernetyka? HYLAS: Ach, przyjacielu, sam nie wiesz, jaki zam�t wnios�e� w me jestestwo swym ostatnim wywodem. Na domiar z�ego moi przyjaciele, filozofowie, powiadaj�, i� prawdziwym twym celem by�a restytucja irracjonalizmu i podwa�enie zaufania w poznawcze si�y umys�u ludzkiego, wszystko za�, co� na ko�cu rzek� (tak oni m�wi�) � to jeno dymna zas�ona, �e nie powiem wr�cz: wykr�t. FILONOUS: Co s�ysz�? HYLAS: Prawd� ci m�wi�. Dlatego po d�u�szym namy�le doszed�em do przekonania, i� najlepiej by�oby wywodu twego wcale nie og�asza�, ale, przeciwnie, skaza� go na zapomnienie. S�dz�, �e przychylisz si� do mego zdania tym �atwiej, �e wyw�d ten w ca�ej swej istocie by� jeno negacj�, tylko zaprzecza�, budzi� niepok�j i zw�tpienie, �adnych przy tym nowych, post�powych warto�ci nie utwierdzaj�c. FILONOUS: Ach, tak? No c�, m�j przyjacielu, zastanowi� si� nad tym. Pozw�l jeno, bym ci przy okazji tego spotkania opowiedzia� histori�, jaka wydarzy�a si� do�� dawno. Po�r�d �yznych r�wnin �y�o pod�wczas pewne plemi�, kt�rego jedni cz�onkowie trudnili si� �owiectwem i pasterstwem, inni za�, mniej liczni, usi�owali zrozumie� �wiat, w kt�rym �yj� � jak to le�y w naturze cz�owieczej. Jeden z nich, bystrzejszy od innych, zauwa�y� raz, �e stoj�c po�r�d r�wniny dostrzega jeno przedmioty znajduj�ce si� nie dalej ni� o 2000 krok�w � wszystko natomiast, czy by�o to drzewo, sza�as czy cz�owiek, oddalaj�c si� poza t� granic�, znika tak dok�adnie, jakby istnie� przestawa�o. Powiedzia� o tym innym. Nie zauwa�yli dot�d owego fenomenu, bo wzrok mieli mniej bystry od niego � wszak�e nat�ywszy oczy zmuszeni byli si� z nim zgodzi�. Po namy�le rzekli mu: .,Bracie, masz s�uszno��. Wszelako odkrycie, kt�re� uczyni�, mo�e mie� zgubne nast�pstwa, albowiem wywo�a powszechne przekonanie, �e istoty i rzeczy oddalaj�ce si� od siedzib naszych dalej ni� na 2000 krok�w porwane zostaj� przez jakie� moce nieczyste. Tym samym wznieci ono wiar� w duchy i inne szkodliwe przes�dy. Dlatego najlepiej b�dzie, je�li go nie og�osimy, ale, przeciwnie, pospo�u o nim zapomnimy, na co tym �acniej chyba si� zgodzisz, �e rodzi ono tylko niepok�j, zaszczepia niepewno��, neguje i najwyra�niej post�powi nie s�u�y, �adnych nowych, pozytywnych warto�ci nie utwierdzaj�c ..� I c� powiesz, m�j Hylasie, � o tej historii? Domy�lasz si� chyba prawdziwego mechanizmu owego odkrycia? HYLAS: Owszem. Przedmiot�w odleg�ych nie mo�na dostrzec, albowiem zakrywa je przed okiem patrz�cego krzywizna Ziemi. FILONOUS: Ca�kiem s�usznie. Wszelako plemi� to nic o kulisto�ci Ziemi nie wiedzia�o, a ten, kt�ry pierwszy wpad� na trop zjawiska, pozna� je tylko, �e tak rzekn�, pod postaci� pewnego zakazu, pewnej niemo�no�ci osiadania przedmiot�w oddalonych� HYLAS: Czy�by� sadzi�, �e mi�dzy twym wywodem e t� histori� zachodzi podobie�stwo, �e wi�c wyw�d tw�j zawiera jaki� element racjonalny poznania? FILONOUS: Tak, przyjacielu � tak w�a�nie s�dz�. HYLAS: O, prosz�, przekonaj mnie o tym, przekonaj tylko, a natychmiast pierwszy poczn� wyw�d tw�j g�osi�, �tylko przekonaj mnie, drogi Filonousie. C� to za prawda ukrywa si� w g��bi twego wywodu, kt�ra kulisto�ci Ziemi w przypowie�ci odpowiada? FILONOUS: Tego nie wiem niestety, Hylasie, jak i �w odkrywca nie wiedzia�. Nieraz bywa, �e post�puj�ca my�l ludzka poznaje nieznane prawdy w�a�nie pod postaci� niejasno�ci, zw�tpie� czy wr�cz zakaz�w jakich�� HYLAS: Wi�c nic nie mo�esz mi powiedzie�? FILONOUS: Tak nie �jest. Pierwej zrekapituluj� ci sam wyw�d w kilku zdaniach. Zastanawiali�my si�, jak pami�tasz, nad tym, czy mo�na wskrzesi� cz�owieka po �mierci w ten spos�b, �e odbudujemy z atom�w jego cia�o jako doskona�� podobizn�, kopi� ca�kowicie wiern� orygina�owi, ze wszystkimi atrybutami �ycia. Za�o�enie to doprowadzi�o nas do sprzeczno�ci i musieli�my je, jako ni