8670
Szczegóły |
Tytuł |
8670 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8670 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8670 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8670 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: Kir Bu�yczow
Tytul: Wsp�lna wola narodu radzieckiego
(Jedinaja wola sowietskogo naroda)
Z "NF" 10/97
Niniejsze zapiski dotycz� wydarzenia, kt�re mia�o miejsce
w czasie ostatniego roku �ycia Leonida Iljicza Bre�niewa.
W�wczas ich publikacja by�a absolutnie niemo�liwa: system
grobowego milczenia i powszechnej dobrowolnej amnezji
dzia�a� bez zarzutu. Po�owa obszaru Krasnojarskiego mog�aby
si� zapa�� pod ziemi�, ale je�li nie by�o przy tym
przypadkowego zagranicznego turysty, ignorowali�my to
wydarzenie. O trz�sieniu ziemi w Aszchabadzie dowiedzia�em
si� dwadzie�cia lat po zag�adzie miasta. A o wojnie w
Afganistanie - dopiero, gdy nasze wojska zacz�y si� stamt�d
wycofywa�. Przez ca�y czas my�la�em, �e udzielamy tam
bezinteresownej pomocy, dostarczaj�c artyku�y spo�ywcze i
przemys�owe.
Nie wiem, co sk�oni�o mnie do utrwalenia okoliczno�ci
Wielkiego G�osowania. By� mo�e przeczucie zgonu Sekretarza
Generalnego.
Widzia�em Kabin� na w�asne oczy. Pod koniec pa�dziernika
wyl�dowa�a na brzegu rzeki Moskwy, obok Zwinigorodu, na
terenie pensjonatu akademickiego. Wyl�dowa�a o �wicie, bez
fanfar i fajerwerk�w, pomi�dzy oran�eri�, gdzie hoduje si�
r�e i go�dziki dla zaprzyja�nionych organizacji, a zej�ciem
na przysta�.
Kabina wygl�da�a niepozornie i by�a podobna do metalowego
gara�u. Jej dach �wieci� si�, �ciany by�y matowe. Drzwi
zamkni�te.
Gdy dyrektor pensjonatu, obudzony przez ogrodnika,
podszed� do kabiny, wzi�� j� za czyj� chuliga�ski wybryk.
Spr�bowa� otworzy� drzwi. Bez skutku.
Gdy czekali�my na przybycie milicji, Kabina zacz�a
nadawa�. Ona nadawa�a, a my, pensjonariusze, otoczyli�my j�
ciasnym kr�giem.
G�os Kabiny by� g��boki, niski i bez akcentu.
"Mieszka�cy Zwi�zku Radzieckiego - m�wi�a Kabina - my,
psychologowie Wielkiej Wsp�lnoty Cywilizacji Galaktycznych,
przeprowadzamy eksperyment i prosimy was o wzi�cie w nim
udzia�u. Naszym celem jest ustalenie, kto z nie�yj�cych ju�
ludzi jest najbardziej lubiany i popularny w waszym kraju.
Za trzy dni, o godzinie dwunastej czasu moskiewskiego,
wszyscy mieszka�cy ZSRR us�ysz� sygna�. Po us�yszeniu go
powinni pomy�le� imi� ulubionego cz�owieka. Ta osoba, kt�ra
zdob�dzie najwi�ksz� liczb� g�os�w, o�yje wewn�trz tej
Kabiny i b�dzie tak�, jaka by�a w dniu zgonu, ale zdrow� i
zdoln� do �ycia. My�lcie, drodzy bracia i siostry".
G�os Kabiny by� s�yszalny nie tylko na terenie
pensjonatu. Dziwnym sposobem rozbrzmiewa� on we wszystkich
zak�tkach kraju, w uszach ka�dego z milion�w moich
wsp�obywateli.
- Prowokacja - powiedzia� dyrektor pensjonatu. To by�a
pierwsza reakcja na obwieszczenie. Pozostali s�uchacze
milczeli. Wtedy jeszcze nikt nie wiedzia�, �e Kabina
przemawia�a do ca�ego narodu. My�leli�my, �e to
obwieszczenie dotyczy tylko nas. A poniewa� zazwyczaj nie
wierzy si� w przybysz�w z kosmosu, mimo �e bardzo by si�
chcia�o, ludzie stoj�cy obok mnie zacz�li si� nieufnie i
niepewnie u�miecha�.
Mniej wi�cej po p�godzinie na teren pensjonatu wjecha�o
kilka wojskowych ci�ar�wek i trzy czarne wo�gi. Polan�
wok� Kabiny otoczy�y wojska KGB, za� mieszka�c�w pensjonatu
przewieziono specjalnymi autobusami do Moskwy, gdzie ka�dego
przes�uchiwano oddzielnie. Wydarzenie nie mia�o dla �wiadk�w
�adnych nieprzyjemnych nast�pstw, nie licz�c tego, �e nie
zezwolono mi na wyjazd turystyczny do Bu�garii.
Nast�pnego dnia rankiem, po otrzymaniu sprawozdania
genera�a-lejtnanta Koladkina, Biuro Polityczne KC KPZR
zebra�o si� na posiedzenie.
Przewodniczy� Leonid Iljicz Bre�niew, w�wczas jeszcze
�yj�cy.
Jako pierwszy wyst�pi� genera�-lejtnant Koladkin, kt�ry
zameldowa�, �e Kabina jest zamkni�ta, przenikni�cie do
wn�trza nie zosta�o dotychczas zrealizowane, mimo prac
specjalnej grupy. Tworzywa, z kt�rego wykonano Kabin�, nie
wzi�to do analizy ze wzgl�du na jej wyj�tkow� twardo��.
Rozpocz�to prace podkopowe.
- To znaczy, nie zrobili�cie nic? - zapyta� Bre�niew,
zwracaj�c si� do Andropowa, kt�ry ju� nie pracowa� w KGB, ale
Leonid Iljicz o tym zapomnia�.
- Po�piech mo�e tylko zaszkodzi� - powiedzia� Andropow. -
Mamy jeszcze trzy dni.
- Jakie s� doniesienia ze Stan�w Zjednoczonych? - zapyta�
Bre�niew.
- Telefonowa� Dobrynin - powiedzia� minister spraw
zagranicznych Gromyko - �e w USA te� mia� miejsce taki
fenomen. Niedaleko New Jersey. Panuje tam masowa psychoza.
- Niewykluczone, �e to prowokacja - powiedzia�
Czernienko. - Oni to potrafi�. Krzycz� "�apaj z�odzieja!" A
sami nie lepsi.
- Konstantin Ustinowicz zrobi� wa�n� uwag� - powiedzia�
Bre�niew w zamy�leniu - co� jeszcze?
- S� informacje z Pekinu - �uj�c wargi powiedzia�
Gromyko.
- Czy�by u nich te�? - zdziwi� si� Ustinow.
- Oficjalnych wiadomo�ci nie ma, ale t�umacze z naszego
poselstwa przechwycili tekst. Tre�� ta sama.
- Niewykluczone, �e to prowokacja - powiedzia� Ustinow. -
Proponuj� zmobilizowa� Zabajkalski i zachodnie okr�gi
wojskowe.
- A co m�wi� nasi uczeni? - zapyta� Bre�niew.
Uczeni nie zostali zaproszeni do Biura Politycznego.
Odpowiedzia� za nich Andropow.
- Zasi�gn��em informacji w Akademii Nauk. Podchodz� do
tego sceptycznie. Twierdz�, �e w Kosmosie nie ma �ycia.
- Wobec tego kontynuujcie badania - powiedzia� Bre�niew. -
A my przechodzimy do innych spraw. Chcia�bym, towarzysze,
poinformowa� was o moich pertraktacjach z towarzyszem
Machelem, kt�ry, jak wiecie, jest przyw�dc� Mozambickiej
Republiki Ludowej.
Biuro Polityczne przesz�o do spraw bie��cych, ale nie
zdo�a�o si� w nich zag��bi�. Po p�godzinie ka�dy cz�onek
Biura Politycznego, podobnie jak ka�dy obywatel ZSRR,
us�ysza� powt�rn� informacj� Kabiny.
Cz�onkowie Biura Politycznego w milczeniu wys�uchali
obwieszczenia. Po chwili Bre�niew powiedzia�:
- Izolacja akustyczna w tym pomieszczeniu jest poni�ej
wszelkiej krytyki.
- Zostan� przedsi�wzi�te odpowiednie �rodki - powiedzia�
Czernienko.
- Za p�no - powiedzia� Bre�niew - je�li my s�yszymy
tutaj, to kto� m�g� nas us�ysze� st�d.
- Bardzo trafna uwaga - powiedzia� Czernienko.
Wszyscy milczeli. Wreszcie Do�gich o�mieli� si� przerwa�
cisz�.
- Jest informacja z Nowosybirska. Tam te� s�yszeli.
- A je�li to nie prowokacja? - Bre�niew obj�� wzrokiem
swoich wsp�towarzyszy.
- Niewykluczone - pierwszy popar� Generalnego Andropow -
�e powinni�my zareagowa�.
Postanowiono og�osi� przerw� na obiad i zabiegi
lecznicze. Po czym zebra� si� ponownie.
W tym czasie jecha�em do Moskwy autobusem z zas�oni�tymi
oknami. Obok mnie siedzia� profesor Jewstigniejew z
Instytutu Ichtiologii.
- Co pan o tym my�li? - zapyta�em.
Profesor by� zamy�lony, okulary zjecha�y mu na czubek
nosa, jakby szykowa�y si� do skoku w g�rn� kiesze�
marynarki. Od profesora pachnia�o py�em i cebul�. On by� tak
podobny do wizerunku typowego profesora, �e by�o jasne - w
nauce jest zerem. Nauk� posuwaj� naprz�d jedynie ci, kt�rzy
nie wygl�daj� na profesor�w.
- Zmar�a moja �ona - powiedzia� profesor i spr�bowa�
odsun�� palcem stor� w oknie, jakby w�tpi�, czy rzeczywi�cie
wioz� nas do Moskwy.
- Obywatelu - zawo�a� na niego porucznik - wygl�danie
jest zabronione.
- Bardzo mi przykro - powiedzia�em profesorowi.
- A je�li to szansa na odzyskanie jej?
Popatrzy�em na niego ze zdziwieniem. Okaza�o si�, �e
profesor uwierzy� w moc Kabiny.
- Ja rozumiem - powiedzia� profesor - ka�dy b�dzie
pragn�� swojego.
- W takim wypadku ma pan ma�o szans - u�miechn��em si�.
- Szanse s� - powiedzia� profesor. - Ka�dy cz�owiek,
nawet je�eli nie uwierzy, zapragnie zmartwychwstania kogo�
bliskiego. Ka�dy swojego. A ja mam pewne oszcz�dno�ci.
- I c�?
- A pan, osobi�cie, wymy�li�, kogo chcia�by pan o�ywi�?
Wtedy uzmys�owi�em sobie, �e nie wymy�li�em.
- Mo�e Puszkina? - zapyta�em.
- Pan nie�onaty? Zreszt�, jest pan jeszcze m�ody.
- Nie, nie�onaty.
- A je�eli zaproponowa�bym panu - profesor schwyci�
okulary, kt�re run�y w d� - powiedzmy, pi��dziesi�t rubli,
i powiedzia�bym panu imi� mojej �ony. Przypuszczam, �e
potrzebuje pan pieni�dzy?
- Zrobi�bym to nawet za darmo - powiedzia�em - ale pana
szanse s� zerowe.
- Mam na ksi��eczce cztery tysi�ce trzysta - powiedzia�
profesor szeptem, przybli�aj�c usta do mojego ucha.
- Przerwa� rozmowy - powiedzia� z ty�u porucznik.
- A je�li zdob�d� dwudziestu ludzi? - powiedzia�
profesor szybko i odsun�� si�. Wzrok mia� ptasi i pusty.
- B�d� musia� pomy�le� - powiedzia�em.
- Sze��dziesi�t rubli? - powiedzia� profesor. - Wi�cej
nie mog�.
- A je�li wezm� pieni�dze i niechc�cy pomy�l� o kim�
innym?
- Nie jestem taki naiwny - powiedzia� profesor. - Da mi
pan pokwitowanie, �e zobowi�zuje si� pan my�le� tylko o
mojej zmar�ej �onie.
Pomys� profesora by� naiwny. Profesor nie wiedzia�, �e w
Muzeum Puszkina na Kropotki�skiej w�a�nie odbywa�o si�
posiedzenie komisji, kt�ra jednog�o�nie postanowi�a
wskrzesi� Aleksandra Siergiejewicza Puszkina.
W tym samym czasie t�um ludzi hucza�, a nawet ta�czy�
doko�a Muzeum Stalina w Gori. Wielu ludzi by�o przekonanych,
�e wkr�tce prawdziwy w�dz zmartwychwstanie i zaprowadzi
porz�dek w tym chorym kraju.
Biuro Polityczne zebra�o si� ponownie po obiedzie.
Przyw�dcy pa�stwa byli najedzeni, ale zdenerwowani. Mia�y
zapa�� historyczne decyzje.
- Na wst�pie - powiedzia� Leonid Iljicz - wys�uchamy
wiadomo�ci z zagranicy. Prosz�, Andrieju Andriejewiczu.
Gromyko po�u� wargi i powiedzia�:
- W skr�cie. W USA panuje anarchia. Telewizja
przeprowadza badania opinii publicznej. Rozpocz�y si�
burzliwe demonstracje.
- Chwileczk� - Bre�niew gestem powstrzyma� m�wc� i
zwr�ci� si� do Szczeko�owa, kt�rego specjalnie zaproszono na
posiedzenie Biura Politycznego.
- Wzmocnijcie moskiewsk� milicj� - powiedzia� Bre�niew. -
Poderwijcie na nogi akademi�, uczelnie milicyjne. Zreszt�
sami wiecie, nie ja was b�d� uczy�. W stolicy musi by�
porz�dek.
- To ju� zosta�o zrobione - Szcze�okow pozwoli� sobie na
u�miech.
- Czego chc� reakcyjne kr�gi w Ameryce? - zapyta�
Bre�niew Gromyk�. - Za czym opowiada si� post�powa cz��
spo�ecze�stwa?
- Jak zawsze, obraz pe�en sprzeczno�ci - powiedzia�
Gromyko. - Post�powa cz�� spo�ecze�stwa na po�udniu kraju
opowiada si� za przywr�ceniem do �ycia murzy�skiego lidera
Martina Lutera Kinga.
Bre�niew pomy�la�. Po chwili powiedzia�:
- Pami�tam towarzysza Martina Lutera. Du�o zrobi� dla
sprawy pokoju. A czego domaga si� kapita� monopolistyczny?
- Sytuacja zupe�nego roz�amu - powiedzia� Gromyko. - Mam
zestawionko procentowe na trzydzie�ci zero zero. Na
pierwszym miejscu jest Lincoln.
- Znam towarzysza Lincolna - powiedzia� Bre�niew. - A
jak�e. Post�powy dzia�acz pa�stwowy. A co tam w Chi�skiej
Republice Ludowej? To dla nas wa�ne.
- Radio Pekin og�osi�o, �e ma si� odby� wskrzeszenie Mao
Tse Tunga. Podaje si�, �e to wskrzeszenie zosta�o osobi�cie
zabezpieczone przez przewiduj�cego towarzysza Mao.
- Ma�o prawdopodobne - powiedzia� Bre�niew.
- My�l�, �e to tylko zas�ona dymna, wp�ywowe si�y w
Republice Chi�skiej nie dopuszcz� do tego.
- Dlaczego? - Bre�niew d�gn�� o��wkiem w pier�
Kuzniecowa. Zainteresowa� si�.
- Tam g�owy polec�. To tak, jakby�my my Stalina
wskrzesili - Kuzniecow pami�ta� czasy kultu jednostki.
Zamar�, czuj�c wok� siebie pr�ni�. W pokoju zapanowa�a
taka cisza, jakby wszyscy przestali oddycha�.
- Dopu�cili�cie si� nietaktu, towarzyszu Kuzniecow -
powiedzia� wreszcie Bre�niew. - Nie spodziewali�my si� tego
po was, starszym cz�owieku. Komunista nawet na chwil� nie
powinien zapomina�, �e naszym wielkim nie�yj�cym wodzem jest
W�odzimierz Iljicz Lenin.
- Ale� ja do niczego nie wzywam - powiedzia� Kuzniecow, a
na jego policzki wyst�pi�y czerwone, starcze plamy. -
Chcia�em zaproponowa� w�a�nie Iljcza.
- Je�li - powiedzia� Czernienko - to wszystko nie jest
prowokacj�.
- Ot� to - popar� go Bre�niew. - A czyj� prowokacj�,
ustalili�cie?
- Ma�e szanse - powiedzia� Andropow. - Chocia� w tej
sytuacji wola�bym, �eby to by�a prowokacja.
- Nie rozumiem - westchn�� Bre�niew.
- Je�li to prowokacja, to sko�czy si� na niczym. Je�li to
nie prowokacja, a, powiedzmy, prowokacja na skal�
galaktyczn�, to musimy wzi�� to wydarzenie pod kontrol� i
zapewni�, �eby nar�d jednog�o�nie za�yczy� sobie tego
kandydata, kt�rego wybierze Biuro Polityczne. I musimy
podj�� odpowiedni� decyzj�. - G�os Andropowa by� cichy, ale
twardy i gro�ny. Andropow sta� si� podobny do Berii i, mimo
�e by�o to tylko zewn�trzne podobie�stwo, Bre�niew zje�y�
si� wewn�trznie.
- Jak� decyzj�? - Bre�niew us�ysza� sw�j g�uchy,
zacinaj�cy si� g�os i zrozumia�, �e g�os go zdradzi�: nie on
ma zadawa� pytania. On ma podejmowa� decyzje.
- Ale� wy sami wskazali�cie! - zdziwi� si� Andropow.
- Ludzko�� mia�a tylko jednego geniusza - powiedzia�
Czernienko. - I w�a�nie W�odzmierz Iljicz jest nam
potrzebny, prawda, Leonidzie Iljiczu?
Ale Bre�niew milcza�. Nie odpowiedzia� Czernience w �aden
spos�b, ani s�owem, ani gestem. Dlatego, �e sp�yn�o na
niego zrozumienie... To by�a prowokacja. To by�a
gigantyczna, kosmiczna, mo�e nawet galaktyczna prowokacja,
skierowana przeciwko niemu, Generalnemu Sekretarzowi
osobi�cie i przeciwko pa�stwu radzieckiemu w og�le.
Ustinow, kt�ry nie domy�li� si� biegu my�li Generalnego,
dola� oliwy do ognia.
- W kolektywach mas - powiedzia� - i w niekt�rych
jednostkach wojskowych odbywaj� si� spontaniczne zebrania
pod has�em: "Lenin jest z nami! Lenin wiecznie �ywy!" W tej
sytuacji proponuj� podtrzyma� to, co zapocz�tkowa�y masy.
Zabrzmia�y oklaski.
Bre�niew w milczeniu wsta� i skierowa� si� do wyj�cia.
Od drzwi rzucili si� ochroniarz i lekarz. My�leli, �e
Generalny potrzebuje reanimacji. Ale on przeszed� obok nich.
Wypuszczono mnie nad ranem. Protestowa�em, m�wi�em, �e
metro jeszcze nie je�dzi.
- Na taks�wk� znajdziecie - powiedzia� major, kt�ry
przes�uchiwa� mnie ostatni. Zna� zawarto�� mojego portfela.
Nie wzi��em taks�wki. Poszed�em pieszo. �wit by� jasny,
ale zimny. Na ulicy le�a�y ostatnie li�cie.
W mie�cie panowa� nienaturalny spok�j. Zupe�nie, jakby
zacz�a si� Olimpiada. Na ka�dym rogu stali milicjanci. Po
dw�ch, po trzech.
Obok Komitetu Rejonowego Partii t�oczy�o si�, marz�o i
przest�powa�o z nogi na nog� kilku przygn�bionych, ale
skupionych emeryt�w. Kordon milicjant�w oddziela� ich od
drzwi Komitetu Rejonowego.
Kiedy przechodzi�em obok, jeden z emeryt�w w czarnej,
wy�wieconej marynarce, obwieszonej znaczkami dywizjonowych i
armijnych jubileuszy, podni�s� ko�cist� pi�� i cichutko
wykrzykn��:
- Lenin wiecznie �ywy!
Milicjanci milczeli.
Rzecz jasna, zrozumia�em: wskrzesza� b�dziemy Iljicza.
Przy pomniku Puszkina na placu Puszki�skim, pomimo
wczesnej godziny, babcie uk�ada�y wianek ze �wie�ych astr�w.
Wtedy w�a�nie, przenikaj�c do �wiadomo�ci ka�dego,
ponownie zabrzmia� g�os Kabiny. Tekst by� dok�adnie taki sam
jak wczorajszy. Staruszki wyprostowa�y si� i jedna z nich
g�o�no krzykn�a:
- Do zobaczenia, nasz geniuszu!
Milicjant zacz�� grzecznie popycha� babci� ku wej�ciu do
metra.
By� mo�e, pomy�la�em, warto by�o wzi�� te pi�� dych od
profesora. I tak jego sprawa jest z g�ry przegrana.
Biuro Polityczne obradowa�o od rana.
Szcze�okow przedstawi� sytuacj� wewn�trzn�. Potem
wys�uchano raportu Komitetu Bezpiecze�stwa Pa�stwa. Sytuacja
w kraju by�a, og�lnie rzecz bior�c, normalna. Na
stanowiskach oczekiwano na decyzj� z centrali, a nawet
domagano si� ich, obawiaj�c si� przegapienia inicjatywy. W
niekt�rych obwodach, przewiduj�c decyzj� Biura Politycznego,
uchwalono rezolucj� "Zwr�cimy Lenina narodowi". Bre�niew
milcza�. Nast�pnie Gromyko odczyta� telegram od lewego
skrzyd�a Partii Robotniczej Liechtensteinu, w kt�rym m.in.
by�o napisane:
Wyra�amy nadziej�, drogi Leonidzie Iljiczu, �e zobaczymy
was na trybunie Mauzoleum w dniu parady z okazji rocznicy
Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Pa�dziernikowej razem z
W�odzimierzem Iljiczem Leninem, kt�rego dzie�a kontynuatorem
jeste�cie wy.
Bre�niew otworzy� usta. Wszyscy czekali na to, co powie.
Bre�niew zapyta�:
- "Wy" tam z du�ej litery?
- Tu wszystko jest z du�ej litery, Leonidzie Iljiczu -
odpowiedzia� Czernienko uprzedzaj�c Gromyk�.
Zamilkli. Nale�a�o co� przedsi�wzi��. Sytuacja by�a o
wiele bardziej z�o�ona, ni� wydawa�o si� to na pierwszy rzut
oka. Pierwotna decyzja, tak jednomy�lnie podtrzymana
wczoraj, po nocnych rozmy�laniach okaza�a si� bynajmniej nie
idealna.
- Tutaj towarzysze z Luksemburga... - zacz�� Bre�niew.
- Z Liechtensteinu - nietaktownie poprawi� go Gromyko i
Bre�niew pomy�la�, �e Gromyko zbyt nachalnie pcha si� na
zast�pc�. Ale Andropow go nie pu�ci. Nie, nie pu�ci.
Bre�niew zastanawiaj�c si� w ten spos�b nie my�la� o swojej
�mierci - ona by�a czym� nierealnym. Ale nie przeszkadza�o
to w rozmy�laniu o nast�pcy.
- Tutaj towarzysze z Luksemburga - kontynuowa� Bre�niew -
stawiaj� mnie na Mauzoleum obok Iljicza. To nietaktowne.
Andropow stara� si� nie u�miechn��. Ale wyobra�nia
zdradziecko i wyra�nie rysowa�a obrazek - dw�ch razem. Jeden
w cyklist�wce, drugi w kapeluszu. Ten obrazek by� nie do
przyj�cia.
- A kto b�dzie le�a� w Mauzoleum? - zapyta� nagle
Kunajew. Pytanie by�o dzikie i dok�adnie tego mo�na by�o
oczekiwa� od przedstawiciela republiki Azji �rodkowej.
- W Mauzoleum - powiedzia� cicho i twardo Andropow, kt�ry
wszystko ju� przemy�la� i zrozumia� - b�dzie le�a�
W�odzimierz Iljicz Lenin.
- A na trybunie? - nie zrozumia� Kunajew.
- Na trybunie b�dzie Leonid Iljicz i, je�li okoliczno�ci
nie ulegn� zmianie, wy r�wnie�.
Podni�s� si� aprobuj�cy szumek. Wszyscy zrozumieli, �e
nie czas wskrzesza� Iljicza. Czernienko chcia� z tej okazji
wyg�osi� niewielk� mow�, ale Kuzniecow dyskretnie po�o�y� mu
r�k� na �okciu i Czernienko ugryz� si� w j�zyk. W tej
sytuacji ka�de zb�dne s�owo grozi�o nieszcz�ciem.
- Nale�y wysun�� alternatywne has�o - powiedzia�
Andropow. - Wed�ug danych, kt�re otrzyma�em, przyw�dcy Chin
b�d� si� starali przywr�ci� do �ycia Sun Jat-sena.
- Znam towarzysza Sun Jat-sena - powiedzia� zgodliwie
Bre�niew. Najgorsze by�o poza nim, znowu by� w�r�d swoich
pomocnik�w, wsp�bojownik�w i zwolennik�w tych samych
pogl�d�w. - Du�o zrobi� dla rewolucji w Chinach. To klasyk
chi�skiej rewolucji.
- Klasyk? - powiedzia� Do�gich. - Ot� to, klasyk!
- Tylko nie Stalin! - krzykn�� Ustinow. - Ja z nim
pracowa�em.
- Postarajcie si�, prosz� - powiedzia� do niego Bre�niew
- �eby w Gruzji by� spok�j. Jaki tam macie okr�g?
Zakaukaski?
- Towarzysze spe�ni� sw�j obowi�zek - powiedzia� Ustinow.
Wieczorem, przed wiadomo�ciami, spiker, nie skrywaj�c
dreszczu podniecenia i przydechu w g�osie, zakomunikowa� o
decyzji Biura Politycznego i Rady Ministr�w: "Jutro o
godzinie dwunastej zero zero czasu moskiewskiego ka�dy
obywatel Zwi�zku Radzieckiego wype�ni sw�j partyjny i
obywatelski obowi�zek. Ka�dy za�yczy sobie, aby po d�ugim
grobowym �nie ockn�� si� i przyst�pi� do wykonywania swoich
obowi�zk�w wobec post�powego spo�ecze�stwa wybitny klasyk
marksizmu-leninizmu Karol Marks".
W momencie, gdy podawano t� informacj�, siedzia�em u
Eleonory.
Ella robi�a kaw�. Czerwone spodnie tak ciasno i
bezczelnie opina�y jej po�ladki, �e nagle zrozumia�em,
dlaczego ona jest ci�gle w stanie intensywnego podniecenia
seksualnego.
- S�ysza�a�? - krzykn��em. - Wybrali Marksa.
- S�ysz� - powiedzia�a Ella spokojnie. - Nie jestem
g�ucha.
- Ale dlaczego nie Lenina? Dlaczego? Nar�d ich nie
zrozumie.
- Po co im Lenin? - szczerze zdziwi�a si� Ella. - Co by z
nim zrobili? Sk�adali mu sprawozdania, jak przesrali jego
�wietlane idee?
- Przymknij si�, Ella! - powiedzia�em. - Nie masz poj�cia
o polityce.
- A ty o �yciu. Ja na ich miejscu natychmiast zakopa�abym
go tak g��boko, �e ju� �aden przybysz z kosmosu by si� do
niego nie dokopa�.
- A Marks?
- Jeszcze ci to trzeba t�umaczy�? Marks nawet po rosyjsku
nie kapuje. Oddadz� mu Instytut Marksizmu-Leninizmu, dacz�
w Barwisze. Ile on mia� lat, jak umar�?
- Du�o.
- No, to niech sobie do�ywa ostatnich dni na emeryturze.
Albo jeszcze lepiej - niech go przeka�� do NRD. Niech tam
si� ciesz�.
Ella mia�a racj�, ale przygniataj�ce uczucie
niesprawiedliwo�ci nie opuszcza�o mnie. Wszystko by�o jako�
nie tak, nie w porz�dku.
- To znaczy, �e Ameryce b�dzie Lincoln, Chi�czycy b�d�
mieli Mao, a dla nas niemiecki klasyk?
- Nas�ucha�e� si� wrogiej propagandy - powiedzia�a Ella -
a ona jak zawsze k�amie. Jeszcze zobaczymy, kogo tam u nich
wskrzesz�. A mo�e nikogo. Je�eli to blef.
- Jak to blef?
- Blef kosmiczny. Najnormalniejszy. Poddaj� nas badaniom.
Pij kaw� i rozbieraj si�. Wychodz� dzisiaj na noc,
zapomnia�e�?
Ella jest piel�gniark� w psychiatryku. Ma ci�ki
charakter.
Tego wieczoru by�em beznadziejnym kochankiem. Ella by�a
ze mnie niezadowolona. Zupe�nie nie w por� zapyta�em:
- A co b�dzie, je�eli oni, to znaczy my, za�yczymy sobie
Lenina? Albo Lermontowa?
- M�g�by� si� wreszcie skupi�? - zapyta�a Ella z�ym,
�wiszcz�cym szeptem.
P�niej, gdy ju� si� ubiera�a, powiedzia�a:
- Za�yczycie sobie, akurat! Jutro postanowimy. I nawet
przeprowadzimy pr�by.
Mia�a racj�. Przez ca�y nast�pny dzie� od granicy do
granicy w naszym kraju wrza�o.
W ka�dej fabryce i w ka�dym ko�chozie organizowano
spontaniczne mityngi pod has�em: "Marks wiecznie �ywy!"
Pionierzy w radiu �piewali napisan� tej nocy przez
kompozytora Szai�skiego krzepi�c� piosenk�: "Wszystkie tomy
"Kapita�u" Marks napisa� nam od nowa!" - z refrenem: "Nauczmy
si�, przyjaciele, wszystkich tom�w po kolei!"
U nas te� by�o zebranie.
Kuprianow powiedzia�, �e tw�rczy rozw�j marksizmu otrzyma
pot�ny bodziec, kt�ry pozwoli nam na pozostawienie system�w
filozoficznych Zachodu daleko w tyle. Nowe pr�dy,
odzwierciedlaj�ce trosk�... i tak dalej. Przedstawiciel
Komitetu Rejonowego przeczyta� z kartki tajne opracowanie. W
nim otwarcie m�wi�o si�, �e Biuro Polityczne z uwag� zbada�o
bie��cy problem. Wypowiedziany zosta� s�d o wskrzeszeniu
gor�co przez nas wszystkich kochanego W�odzimierza Iljicza
Lenina. Jednak�e otrzymane z galaktyki wiadomo�ci przekona�y
parti� i jej Generalnego Sekretarza osobi�cie, �e w razie
pomy�lnego wyniku pierwszego wskrzeszenia Zwi�zek Radziecki
jako jedyny otrzyma prawo powt�rzenia eksperymentu. W
�wietle tego, i w g��bokim przekonaniu, �e partia nie ma
prawa dopu�ci� do najmniejszego ryzyka wzgl�dem wskrzeszenia
naszego Iljicza, zdecydowano si� na przywr�cenie do �ycia
wodza naszego proletariatu dopiero wtedy, gdy nauka
dowiedzie z ca�� pewno�ci�, �e nie przyniesie to szkody jego
zdolno�ciom umys�owym.
Nie mog� powiedzie�, �ebym w to uwierzy�, ale wielu
uwierzy�o. Nie m�wili wprost, ale dawali do zrozumienia, �e
w ka�dym nowym przedsi�wzi�ciu mo�liwe jest niepowodzenie.
Niepowodzenie z Marksem - to nieszcz�cie. Niepowodzenie z
Leninem - katastrofa.
Gdy wraca�em z pracy, pomnik Puszkina by� otoczony
kordonem cz�onk�w Ochotniczej Obywatelskiej S�u�by
Porz�dkowej. Kwiat�w pod nim nie by�o. Muzeum Puszkina
zamkni�to z powodu remanentu. Kr��y�y plotki, �e w Gori
przeprowadzano aresztowania. Na ulicach t�oczyli si� ludzie,
tak jakby by�o �wi�to. Wielu z nich, g��wnie m�odzie�,
ha�asowa�o i ignorowa�o milicj�. Po ulicy Metrostrojewskiej
d�ug� kolumn� jecha�y czo�gi.
Do rana �wieci�o si� w oknach budynk�w KGB na �ubiance.
Czarne wo�gi co chwila wypada�y z placu Dzier�y�skiego i po
wizgliwym okr��eniu monumentu Pierwszego Czekisty, mkn�y na
plac Stary. P�niej wraca�y.
Ust�puj�c wobec nalega� lekarzy, Bre�niew sp�dzi� noc
poddaj�c si� reanimacji. Dopuszczono do niego tylko
Andropowa. Zabijali czas, pij�c herbat�. Wspominali wojenne
historie. O jutrzejszym dniu nie m�wili. Andropow zapewni�
Generalnego, �e przedsi�wzi�to wszelkie �rodki.
Nast�pnego dnia w ca�ym kraju ludno�� zbiera�a si� w
aulach i salach konferencyjnych.
Grzmia�a muzyka. Emeryt�w i dzieci zebrano w
przedszkolach i �wietlicach administracji dom�w. Na ulicach
pozostali tylko milicjanci i cz�onkowie Ochotniczej
Obywatelskiej S�u�by Porz�dkowej.
Za dziesi�� dwunasta Kabina po raz ostatni powt�rzy�a
swoje obwieszczenie. Za pi�� dwunasta zawy�y syreny
wszystkich fabryk i zak�ad�w pracy. Zacz�o si� odliczanie
czasu.
Zagranicznych korespondent�w nie wpuszczono do
Zwienigorodu. Miasto i okoliczne lasy otoczono czo�gami.
Biuro Polityczne i generalicja przebywali w schronie
przeciwlotniczym, wykopanym na miejscu oran�erii. Bre�niew
patrzy� na zamkni�te drzwi przez siln� lunet�.
Za minut� dwunasta w kraju zapanowa�a grobowa cisza.
S�ycha� by�o tylko metronom.
Potem by�o sze�� kr�tkich sygna��w dok�adnego czasu.
I wszyscy reproduktorzy Zwi�zku Radzieckiego jednocze�nie
powiedzieli:
- Chcemy, �eby tw�rca marksizmu Karol Marks o�y�!
- Chcemy... �eby tw�rca...
- Chcemy...
- Chc� - powiedzia� w my�li Bre�niew. I ju� nic nie m�g�
poradzi�. W jego m�zgu, przem�czonym zebraniami i brakiem
snu, pojawi� si� obraz zmar�ej mamy.
- Mama! - wyszepta�.
Drzwi Kabiny zacz�y si� powoli uchyla�.
Andropow wyrwa� z r�k oficera przeno�ny pulpit z
przyciskiem. On, rzecz jasna, wierzy� we wsp�ln� wol�
swojego narodu, ale przecie� na nim ci��y�a
odpowiedzialno��.
Palec Andropowa zawis� nad przyciskiem.
W drzwiach kabiny pojawi� si� cz�owiek...
Andropow nacisn�� przycisk.
Nast�pi� wybuch. Kabina unios�a si� w powietrze i,
rozsypuj�c si�, gruchn�a o ziemi�, grzebi�c pod sob�
W�odzimierza Wysockiego. Jego gitara polecia�a na bok i
upad�a, prawie ca�a, na przywi�d��, jesienn� traw�. Podkop,
zrobiony wcze�niej przez saper�w Komitetu i nafaszerowany
dynamitem, naprawi� ewentualny b��d. Prochy W�odzimierza
Wysockiego pogrzebano w wi�zieniu wewn�trznym KGB.
Biuro Polityczne nie wraca�o wi�cej do tej sprawy.
Og�oszono tylko, �e eksperyment zako�czy� si� fiaskiem z
przyczyn technicznych poza granicami Zwi�zku Radzieckiego.
Z Kabiny w Chinach wyszed� Konfucjusz. Po miesi�cu zmar�
z powodu nieustannych zgryzot. W USA Kabina obdarowa�a kraj
gwiazd� kina Marylin Monroe. �yje ona do dzi�
A my zapomnieli�my o wszystkim.
Prze�o�y�a Ewa Sk�rska