1715

Szczegóły
Tytuł 1715
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1715 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1715 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1715 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "HISTORIE RODZINNE" autor: William Wharton PRZE�O�Y�: WOJS�AW BRYDAK tekst wklepa�: SCAN-DAL drobna korekta: [email protected] * * * I Lat temu trzydzie�ci, kiedy z b�lem osuwa�em si� w pobli�e czterdziestych urodzin, napisa�em pewn� ksi��k�, kt�r� zatytu�owa�em Wo�aj�c wujku. Wystuka�em j� na maszynie hermes baby, kupionej w Szwajcarii z okazji - tak to nazwijmy - p�rocznego urlopu od zaj��. Pisa�em na ��ku w male�kiej sypialni w g��bi mieszkania; okna wychodzi�y na ciemne podw�rko. A mieszkali�my w Pary�u. Malowa�em bez wytchnienia jako malarz-artysta. Pisa�em tylko w�wczas, kiedy na dworze by�o zbyt ciemno lub zimno, by malowa�, b�d� kiedy mia�em do powiedzenia co� -jak to nazwa�? - nienamalowywalnego; w ka�dym razie nienamalowywalnego przeze mnie. Moje urodziny przypadaj� si�dmego listopada. Zazwyczaj mi�dzy si�dmym a dziewi�tnastym listopada (kiedy przypadaj� urodziny mojej �ony) ju� wida� wyra�nie, �e ma si� ku zimie, trudno i darmo. Nie tylko czu� zi�b, lecz ko�czy si� nawet opadanie li�ci. W Pary�u, kt�ry le�y na tej samej szeroko�ci geograficznej co Nowa Fundlandia, �wiat�o pojawia si� ju� p�no, za to szybko pierzcha; niewiele dzieli ranki i wieczory. I tak oto zabra�em si� do pisania tej ksi��ki. Pora nasta�a melancholijna, a ja sam, w nostalgicznym nastroju, by�em got�w uczci� mych wuj�w. I moje pora�ki. Z pocz�tkiem maja - kiedy powraca �wiat�o potrzebne malarzowi - sko�czy�em t� ksi��eczk� i pu�ci�em j� w obieg mi�dzy przyjaci�, jeszcze w czasach, w kt�rych nie s�yszano o �atwo dost�pnym kserografie i tak dalej. Przyjaciele musieli rozszyfrowywa� zwyk�� maszynow� kopi� wystukiwan� przez kalk�. Przyj�li te kartki przychylnie, wi�c zastanawia�em si� nad poszerzeniem ksi��eczki, ale nieodwo�alnie nadchodzi�a wiosna i ci�gn�o mnie do p�dzla. Kiedy nast�pnej jesieni znowu zabra�em si� do pisania, poch�ania� mnie ca�kiem inny pomys�. Napisa�em w�wczas lwi� cz�� innej ksi��ki. Ta, zatytu�owana Wo�aj�c wujku, wyl�dowa�a obok paru innych, cierpliwie czekaj�cych na kolejn� por� mroku. A czeka�y w komodzie, �ci�lej, w jej dolnej szufladzie, gdzie trzyma�em te� bielizn� i skarpetki. Nie mieli�my biurka. Bo te� niewiele by�o miejsca w mieszkaniu, kt�re mia�o dwadzie�cia siedem metr�w kwadratowych powierzchni, a kt�re w pi�cioro uwa�ali�my za w�asny dom. Teraz wyci�gn��em t� ksi��k� i przeczyta�em. Rozbawi�y mnie my�li, kt�re dawno temu zaprz�ta�y mi g�ow�; chwilami czu�em si� nawet przyjemnie zaskoczony. Postanowi�em wda� si� w dyskusj� z samym sob� oddalonym o trzydzie�ci lat, pospiera� si� z �wczesnymi my�lami, porozmawia� ze sob� z tamtych czas�w, z owym m�odym cz�owiekiem - jak mi si� dzisiaj zdaje - wci�� si� przeistaczaj�cym i pe�nym niepokoju. No to zabierzmy si� do rzeczy. �y�em dotychczas jak wi�kszo�� ludzi - jakbym nie wierzy�, �e kiedy� i mnie przyjdzie umrze�. Wiedzia�em, rzecz jasna, �e wszyscy umieramy, ale �mier� rozumiana osobi�cie to inna sprawa. Czym� niewyobra�alnym by�a dla mnie ta �mier�, kt�ra wyklucza z �ycia w�a�nie mnie, kt�ra w�a�nie mnie odrywa od przyjaci�, w�a�nie mnie, samego jak palec, odcina od ca�ej reszty, nie zwa�aj�c na koleje mojego �ycia ani na to, ku czemu ono zmierza. Po prostu nie by�em przygotowany do najwa�niejszego "dania za wygran�"; owego - w sensie biblijnym czy mo�e szekspirowskim - "oddania ducha". Mam wra�enie, �e stosunek do �mierci to niez�a miara w�asnego rozwoju. Przynajmniej je�li o mnie chodzi. Dla dziecka �mier� by�a ciekawym wydarzeniem, i to wszystko. To by�a jeszcze jedna historia ze �wiata doros�ych - jako� spokrewniona ze �wi�tem Hallowe'en - zdobna w swoiste rekwizyty: czarne wie�ce, woalki, trumny, d�ugie, l�ni�ce samochody, nie m�wi�c ju� o scenerii cmentarzy. Og�lnie rzecz bior�c, nie by�a ani bardziej, ani mniej interesuj�ca ni� seks i jego rekwizyty: jak ta ksi��ka na nocnym stoliku w pokoju rodzic�w, z obrazkami przedstawiaj�cymi nago��, czy jak matczyny czerwony gumowy balon z cienkim czarnym trzpieniem z dziurk�. Jasne, to by�y rzeczy dziwne, tajemnicze, niezrozumia�e, ale one te� nale�a�y do ca�kiem innego wymiaru ni� moje �ycie. P�niej, po zgonie dziadk�w, ciotki Dorothy i po samob�jstwie pana Hardinga mieszkaj�cego przy tej samej ulicy zacz��em w zwi�zku ze �mierci� co� podejrzewa�. Przede wszystkim chodzi�o o jej nieuchronno��. Ale w�asn� �mier� umia�em sobie wyobrazi� tylko w oprawie skrajnie romantycznej, w stylu Tomka Sawyera, kiedy jakim� cudem sam patrz� na w�asny zgon, na w�asne martwe cia�o i sam nad sob� si� u�alam. Natomiast wci�� jeszcze nie wykrystalizowa�o si� we mnie poj�cie �mierci jako czego� dla mnie osobi�cie ostatecznego, jako czego� finalnego w moim w�asnym �yciu. To druga wojna �wiatowa przybli�y�a mnie do �mierci - bardziej, ni�bym chcia�. Wcale nie by�em przygotowany na tak� za�y�o��. Ta martwo�� martwych - moich dobrych przyjaci� - by�a wstrz�sem nie do przetrawienia, czym� strasznym. 'To wtedy przerobi�em nauk�, �e kto� dla cz�owieka wa�ny mo�e si� sta� czym� w rodzaju odpadu, szcz�tkiem, kt�ry zaczyna cuchn��. Straci�em w tym momencie grunt pod nogami. Straci�em zaufanie do istot ludzkich, mnie samego nie wy��czaj�c. A bez tego zaufania w�a�ciwie nie spos�b �y�. Po wojnie, kiedy ju� by�em bli�ej trzydziestki, �mier� w mojej �wiadomo�ci skurczy�a si�, cofn�a, sta�a si� czym� niewygodnym, co by�o i pozosta�o niepoj�te, owszem, ale czym nie warto zaprz�ta� sobie g�owy. Nie da si� jej unikn��, fakt. Mimo to chcia�em sko�czy� z odr�twieniem i zajmowa� si� �yciem. O�eni�em si�. Zosta�em ojcem. Czterokrotnie. Donios�o�� i blisko�� �ycia sprawi�y, �e umkn�a mi sprzed oczu jego coda. To by�y dobre czasy. Dotkn�� mnie w�wczas pewien idiotyzm - moja wina! - polegaj�cy na zapomnieniu o �mierci; zach�ysn��em si� �yciem, nie bior�c jej w og�le pod uwag�. Wyhodowa�em w sobie z�udzenie tak ogromne, �e nie by�em w stanie dostrzec istoty �ycia. Oddawa�em si� czemu� w rodzaju "sp�dzania czasu", "zabijania" go, za�ywa�em "beztroskiego up�ywu godzin". Sta�em si� cz�onkiem wielkiego ameryka�skiego klubu DBJS - Dzi�ki Bogu Ju� Sobota. By�em jak milioner, kt�ry usi�uje oszuka� jaki� ogromny urz�d skarbowy dogl�daj�cy czasu i �amie sobie g�ow� nad znalezieniem luki, przez kt�r� mo�na by wyprowadzi� czas z ewidencji, w og�le go nie deklarowa�. A potem nadesz�a trzydziestka. Kiedy teraz ogl�dam si� wstecz, nie jestem w stanie, odr�ni� roku 1950 od 1952. Moje �ycie cechowa�a w�wczas przytulna monotonia o w�a�ciwo�ciach znieczulaj�cych. Ujmuj�c rzecz architektonicznie moje �ycie sta�o si� mi��, wielk� poczekalni�. Z tym �e nie mia�em poj�cia, na co czekam. Owszem, wyzby�em si� �atwego zaufania, natomiast zaj��em si� swego rodzaju marnotrawieniem �ycia. Mia�em wra�enie, �e tylko podtrzymuj� co�, zachowuj�, nie daj�c z siebie nic, nie przymuszaj�c si� do �adnego osobistego wyboru, nie wytyczaj�c sobie �adnego kierunku. Pr�bowa�em poj��, co si� ze mn� naprawd� dzieje. Ot� prawdziwy impuls, kt�ry mn� powodowa�, popycha� mnie ku indywidualizacji. Poprzez prac� i �ycie chcia�em si� jako� wydosta� z bagna to�samo�ci grupowej, i by� to okres podniecaj�cy. Podj��em zobowi�zanie, wda�em si� w konflikt. Gdybym musia� ulec, zawo�a� "wujku", to c�, w porz�dku, by�oby to okropne, ale i tak by wypad�o lepiej ni� �atwe wzruszenie ramionami i ci�g�e odwracanie si� od "�ycia, owej istoty ze steranym grzbietem". Pracowa�em ci�ko. Po raz pierwszy w �yciu odkry�em warto�� tego, co osobiste, jako przeciwie�stwa osi�gni�� og�lnie akceptowanych. Wsz�dzie taszczy�em ze sob� te moje warto�ci i ogrzewa�em nimi moje w�t�e ego. Cieszy�o mnie wyczuwanie w�asnej integralno�ci, tego, �e nie jestem zestawem ocen w czyjej� kartotece, czym�, co si� wyci�ga na wierzch co roku w zwi�zku z ewentualnym awansem i rozwa�aniami na temat listy p�ac. No c�, a kiedy teraz gro�nie zamajaczy�y przede mn� czterdzieste urodziny (dopadn� mnie lada chwila, ju� si� czaj� za kresem tego miesi�ca), zacz��em zaznawa� okres�w wzgl�dnego spokoju; w moich stosunkach z czasem nasta�y �agodniejsze klimaty. Wci�� nie�atwo godz� si� na ust�pstwa, jak wi�kszo�� ludzi w moim wieku - ani je�li chodzi o t� wielk� pora�k�, ani o liczne mniejsze. Ale boj� si� mniej. Przy�apuj� si� na tym, �e przesiewam i celowo sortuj� to, co mi si� zdarzy�o. W ten spos�b pogr��am si� w rozmy�laniach bardzo przyjemnych, a niemal ca�kiem biernych. Tym, co sprawia, �e s� beztroskie, a nie frasobliwe, tym, co je r�ni od energicznych rozwa�a� s�u��cych rozsup�aniu jakiego� problemu, jest w�a�nie brak p�du do rozwi�za�. Dostrzegam w sobie pewne przemo�ne uczucie, wyra�aj�ce si� w serii nieprzerwanych i coraz mocniejszych wewn�trznych nacisk�w, nak�aniaj�cych do akceptowania. Cz�ciowo polega to na wewn�trznym powrocie do to�samo�ci grupowej; w jakim� sensie jest to powr�t do moich wuj�w i ciotek, do mojej rodzinnej "gromady". Moi wujowie i stryjowie w wi�kszo�ci jeszcze �yj�. Niemal wszyscy przekroczyli sze��dziesi�tk�, paru ma ju� na karku si�dmy krzy�yk. A teraz dopiero u�wiadamiam sobie, jak wa�ni s� wci�� dla mnie. Na sw�j spos�b ja sam jestem nimi. Wraz z ich ubywaniem ze �wiata, ub�dzie czego� i we mnie. Mam wra�enie, �e dla mnie to pocz�tek autentycznego i osobistego do�wiadczania �mierci. M�wi�c prosto i mo�e samolubnie, gdy ich zabraknie, to do kogo zawo�am "wujku"? Teraz, w trzydzie�ci lat po napisaniu tego prologu, jestem ju� znacznie bardziej obyty ze sprawami �ycia i �mierci. Cz�� pogl�d�w, kt�rymi pr�bowa�em si� kiedy� dzieli�, wydaje mi si� dzisiaj troch� dziecinna, chocia� pewnie s� stosowne u m�odego cz�owieka, jakim jest czterdziestolatek. Nie �yj� ju� moi rodzice, nie �yj� obaj moi bliscy szkolni przyjaciele, nie �yje moja siostra. A w�a�nie teraz, o czwartej po po�udniu, stracili�my nasz� najstarsz� c�rk� Kate, jej m�a Billa i dwoje wnucz�t. W straszliwym karambolu, w kt�rym zderzy�o si� dwadzie�cia woz�w, zgin�o siedem os�b, a rannych zosta�o trzydzie�ci pi��. Katastrof� spowodowa�o wypalanie p�l, stary i ju� zanikaj�cy w Oregonie spos�b oczyszczania r�ysk. Zwyk�e szyki �ycia i �mierci wydaj� si� nagle odwr�cone. Nawet nie wiem, kiedy i jak przes�dzi�em, �e moje dzieci i wnuki prze�yj� mnie. Przecie� to zwyk�a kolej rzeczy. A teraz wydaje mi si�, �e zosta� pogwa�cony ca�y porz�dek przysz�o�ci i przesz�o�ci. Moja �ona i ja mamy wra�enie, �e znale�li�my si� w pr�ni, w jakim� czasie zm�conym, wyrzuceni poza jego w�a�ciwy bieg. * * * II Teraz chc� napisa� co� o uczuciach, kt�re �ywi� wobec stryj�w i wuj�w. I chocia� pisz� to w pierwszej osobie liczby pojedynczej, to rzecz jasna mam wra�enie, �e te my�li odnosz� si� do czego� szerszego; w przeciwnym razie nie przelewa�bym ich na papier. W ko�cu s� to rozwa�ania ma�o znanego malarza i nie publikowanego autora, pisuj�cego na prywatny u�ytek, i jako takie niewiele si� licz�, chyba �e tkwi w nich og�lniejszy sens. Jak zwykle ten maszynopis zobaczy tylko moja �ona i mo�e jeszcze paru przyjaci�, kt�rym umiem si� zwierza�. Je�eli rzecz oka�e si� nieistotna z og�lniejszego punktu widzenia, to c�, b�d� to tylko puste s�owa rzucone na wiatr, a w najlepszym razie co�, co kiedy� dam wnukom, �eby si� mog�y po�mia�. Ogl�dam si� w przesz�o�� i mam wra�enie, �e w dzieci�stwie bardzo mnie zaprz�ta�o szukanie czego� solidnego, masywnego, na czym by mo�na polega� i na czym by mo�na budowa� w�asne �ycie. Wygl�da�em idoli i idea��w, jakiego� dowodu na w�asn� to�samo��, przy czym nie tyle chodzi�o o wra�enie odr�bno�ci czy indywidualno�ci, ale o wra�enie, �e si� jest cz�ci� czego�. Moja wewn�trzna �wiadomo�� to by�o co� pierwotnego i witalnego, ale i nieokre�lonego. Bardzo niewiele by�o wtedy we mnie wpatrywania si� we w�asne wn�trze, wi�cej wychodzenia na zewn�trz, szukania - i wierzgania przeciw w�asnemu �rodowisku. To by�o tak: tu przylgn��, tam si� cofn��, tego tkn�� - a niemal we wszystkich przypadkowych i niesprecyzowanych pr�bach zaanga�owania si� czu�em, �e jestem tylko jak�� cz�ci�. To by�o wprawdzie szukanie bohater�w i heroin, ale nie w roli wizerunk�w odr�bnych, indywidualnych, lecz w roli symboli plemiennych, znak�w orientacyjnych, dzi�ki kt�rym m�g�bym okre�li� w�asn� "istno��". Kiedy podros�em, zacz��em odnosi� si� do siebie inaczej. Nabra�em przekonania, �e nie jestem cz�ci� ani plemienia, ani rodziny. Pami�tam, kiedy zacz�y mnie dra�ni� te wszystkie uwagi na temat mego podobie�stwa do ojca czy dziadka, te spostrze�enia, �e temperament mam po stryjku Joe, a talent artystyczny po ciotce Peg; albo, co jeszcze gorsze, te powiedzonka: - Och, to mu przejdzie, ch�opak prze�ywa teraz taki okres. Rozpaczliwie t�skni�em za oryginalno�ci�. Nikt nie zdawa� sobie sprawy z tego, co czuj�: a tymczasem szale�czo chcia�em udowodni�, �e kiedy� podrzucono mnie na pr�g i �e tylko jaki� bardzo nieszcz�liwy zbieg okoliczno�ci b�d� kl�twa sprawi�y, i� skazany zosta�em na �ycie z tymi lud�mi. To w�wczas najmocniej pragn��em wyprze� si� ojca, od�egna� od matki, odci�� od siostry i oprze� w�asn� to�samo�� na postaci Alberta, mego dawno zmar�ego, niemal wyimaginowanego brata. Pragn��em o�wiadczy� - nawet gdyby o�wiadczenie okaza�o si� grub� i g�upi� przesad� - �e zmuszam si� cz�sto do czyn�w �miesznych. A teraz przygl�dam si� naszej trzynastoletniej c�rce - kiedy Kate musi nam u�wiadamia�, �e jej wdzi�k jest nieodparty, a kandydatura do stanu kobiecego nie do odrzucenia - i widz�, �e ofiar�, kt�r� naj�atwiej przychodzi jej dosi�gn��, jest jej matka. Je�eli spadaj�cy na nas dar m�odo�ci ma si� rozwin��, musi by� wykorzystywany i okazywany. A je�li chodzi o moje stosunki z ojcem w podobnym okresie, mia�em wra�enie, �e jako� musz� zacz�� wyzbywa� si� z�udzenia, kt�re mo�na by nazwa� p�aszczem mocy. Je�eli chodzi o ojca, to moje pierwsze uto�samienia si� z nim, dope�nienia i odrzucenia, s� zbyt g�sto zamglone, zbyt g��boko ukryte, �ebym m�g� je teraz �wiadomie odtworzy�. Najwcze�niejsze zwi�zane z nim uczucia odnosi�y si� do jego wielko�ci, do kr�conych w�os�w, obro�ni�tych, w�ochatych ramion i g�adkich, twardych mi�ni; do zapachu cia�a, szorstko�ci r�k, brudu w�artego w palce i pod sk�rk� nad paznokciami. To by� zapach z ust, szorstko�� brody. Wszystko, co r�ni�o go od mamy. To on by� s�dzi� mego �ycia. Bo przecie� mama mawia�a: - Poczekaj, powiem ojcu, kiedy wr�ci. Ojciec nie m�g� ju� by� dla mnie tylko jakim� m�czyzn�, jak�� tam wyodr�bnion� postaci�. By� troch� Bogiem, a troch� prawem, by� naszym �rodkiem przetrwania, szafarzem sprawiedliwo�ci, kochankiem matki. By� moim ojcem. Musia�em rozeprze� moj� �wiadomo��, rozci�gn�� i wprowadzi� do niej innych m�czyzn. My�l�, �e tak samo sprawa si� przedstawia dla wi�kszo�ci innych istot rodzaju m�skiego, przynajmniej w spo�ecze�stwie zachodnim. Kiedy� przeczyta�em, �e w niekt�rych szczepach m�odych m�czyzn wspieraj� bracia ich matek. A mnie los pob�ogos�awi� obfito�ci� wuj�w i stryj�w. Matka mia�a czterech braci i trzy siostry, wszystkie zam�ne. Ojciec trzech braci i cztery siostry, tak�e m�atki. Uwzgl�dniam w tej rachubie tylko tych, kt�rzy w moim �yciu odgrywali jak�� rol�. A mia�em jeszcze wi�cej szcz�cia, bo wi�kszo�� z nich mieszka�a w promieniu siedmiu mil od miejsca, w kt�rym sp�dzi�em dzieci�stwo, i na og� pozostawali w tak za�y�ych stosunkach z moimi rodzicami, �e nieunikniona by�a wymiana wp�yw�w. To stryjowie i wujowie pos�u�yli mi za wzory, pomogli formowa� moje wyobra�enie o tym, kim powinien by� m�czyzna. To oni byli zewn�trznymi i widocznymi modelami mojej "m�no�ci", herosami wykutymi w sp�kanym marmurze, kt�rym sk�ada�em prawdziwy, chocia� nie u�wiadomiony ho�d - poprzez rywalizacj�. Teraz pr�buj� zapisa�, co jeszcze w zwi�zku z nimi pami�tam. Nie da�bym g�owy - dzisiaj wieczorem, kiedy to pisz� - �e to wszystko prawda, przynajmniej wed�ug miar tego ponurego �wiata fakt�w i zdarze�. Nie wdaj� si� w badania, zbieranie materia��w, nawet nie sil� si�, by sprawdza�, co tu jest legend� b�d� koloryzowaniem i czy sam si� tego nie�wiadomie dopuszczam, czy te� to sprawka starszych. A jednak s� to najzupe�niej prawdziwe obrazy tego, co zachowa�em w sercu; opis wci�� jeszcze �ywych wyobra�e� na temat tych ludzi. Dzisiaj, 14 listopada 1997 roku, �yje tylko jeden spo�r�d wszystkich moich wuj�w i stryj�w, krewnych i powinowatych. Wichura �mierci dokona�a w ci�gu trzydziestu lat straszliwych spustosze�. Tymczasem podczas czytania tego tekstu zorientowa�em si�, �e m�j stosunek do najr�niejszych moich wuj�w z czasem si� zmieni�. Bo czas prze�wiczy� swoje sztuczki tak�e na mnie. Czuj�, �e moje dzieci zdaj� sobie spraw� ze zbli�aj�cej si� krucho�ci: mojej, a tak�e mojej �ony. Teraz to ja jestem wujkiem - pi�ciorga dzieci mojej siostry oraz m�czyzn i kobiet, kt�re te dzieci po�lubi�y. Ponadto, c�, jestem teraz wydawanym autorem, osiem moich ksi��ek doczeka�o si� stosunkowo dobrego przyj�cia, a uka�� si� jeszcze dwie. Wci�� maluj�, ale ze wzgl�du na to, �e sukces odnios�em jako pisarz, przesta�em ju� sprzedawa� obrazy. Dam je dzieciom, czy im si� to spodoba, czy nie. Ale� to si� wszystko zmienia... * * * III Pami�tam, �e kiedy by�em ch�opcem, �yli�my w biedzie; dobra� nam si� do sk�ry Wielki Kryzys, Ojciec nie m�g� znale�� pracy i w sobotnie ranki cz�sto maszerowali�my razem na miejskie �mietnisko. Wspinali�my si� tam na wielkie, dymi�ce stosy popio��w, gazet i strz�p�w tego, co w �yciu innych ludzi sta�o si� ju� odpadkiem. Patrzyli�my, jak przed nami uwijaj� si� t�uste szczury o mi�sistych ogonach, a ojciec d�ga� d�ugim kijem, grzeba� i przewraca� sterty resztek. Mn�stwo warto�ciowych rzeczy, przekonywa�, trafia na �mietnisko tylko dlatego, �e ludzie na og� nie maj� poj�cia, jak je naprawi�, albo po prostu przestali z nich korzysta�. Nie myli� si�. Zawsze wracali�my z czym�, co tato umia� przywr�ci� do stanu u�ywalno�ci. Do domu szli�my bocznymi uliczkami i z trudem powstrzymywa�em si� od zagl�dania w kub�y na �mieci, nawet najmniejsze. W ten spos�b siostra i ja zostali�my obdarowani wrotkami, skompletowanymi z mniej wi�cej dziesi�ciu wyrzuconych wrotek o dw�ch lub trzech k�kach. Trafia�y do nas t� drog� niezliczone skarby: krzes�a i sto�y, narz�dzia, lustro, patefon. Przez d�u�szy czas mieli�my par� du�ych k�, ca�kiem dobrych, na prawdziwych �o�yskach kulkowych. Tato obieca�, �e zrobi nam w�z, je�eli znajdzie drug� par�. I znalaz�. Ta postawa sta�a si� cz�ci� mnie samego. Ka�dy skrawek przestrzeni na p��tnie musi zosta� wykorzystany; nigdy te� nie wyrzucam ani nie marnuj� farb. Nie chc� mie� nic wsp�lnego z g�upcami, kt�rzy pozbywaj� si� ca�kiem dobrych rzeczy. A potem, kiedy tato zbudowa� nam ten w�z, zrobi� go starannie, zadba� o wytrzyma�o�� i stabilno��, godne wozu zaprz�ganego w wo�y. �w pojazd, zrobiony przecie� solidnie, po uko�czeniu okaza� si� jednak niewiarygodnie nieforemny. Nie wida� by�o po nim �ladu stara� o proporcje czy podobie�stwo do innych woz�w. Pokry�a go l�ni�ca emalia, jasnoczerwona i czarna, a przez obie burty bieg� wymalowany szablonem napis CADILLAC, podczas kiedy na innych wozach mo�na by�o wyczyta� SPEEDY FLIER. Ale ten w�z toczy� si� szybciej ni� czyjkolwiek. A zatem... Moje pragnienie mog� stre�ci� tak: niech ta ksi��ka ma jako�� dobrej ciesio�ki. Nie chc� w niej snycerskich upi�ksze�. Nie chc� w niej ska�e�: wpuszczanych gwo�dzi, zakitowanych i rdzewiej�cych pod spodem. Chc� tylko czystych ci�� pi��, bez drzazg na kraw�dzi, i normalnych dziesi�ciocalowych gwo�dzi, tak wbitych w drewno, �e wida� jeszcze znak po m�otku. Ho, ho! M�j gust niewiele si� zmieni� przez ostatnie trzydzie�ci lat! I nie wiem, czy to �le, czy dobrze. Troch� zmieni� si� spos�b, w jaki si� wyra�am jako malarz, po cz�ci to sprawa starzenia si�, ale podstawowe rozumienie jako�ci pozostaje w�a�ciwie takie samo. Mam nadziej�, �e moi synowie co� z tego uchwyc�, tym samym przeze mnie, z drugiej r�ki, wezm� co� od mego ojca, i z trzeciej od dziadka -i �e b�d� w tej sprawie po�rednikiem. * * * 1 Wujek Bill Ju� nie pami�tam, ile mia�em lat, kiedy zamieszka� u nas wujek Bill. Jednak wiem - i w�wczas te� to wiedzia�em - �e zjawi� si�, bo brakowa�o nam pieni�dzy. Trwa� Wielki Kryzys i ojca zwolniono z General Electric na z g�r� rok. Chodzi�em w�wczas pod ten brudny budynek z czerwonej ceg�y, ko�o domu dziadka Tremonta, patrzy�em na zamalowane na niebiesko okna i dziwi�em si�, jak oni mog� nie chcie� kogo� takiego jak ojciec. Tak czy owak, by�em jeszcze na tyle smarkaty, �e matka musia�a mi to wyt�umaczy�: wujek Bill jest moim wujem, poniewa� jest jej bratem. Pami�tam, �e nie chcia�em, �eby mama mia�a brata. Mia�em siostrzyczk� i mama powiedzia�a mi, �e kiedy Jeanne doro�nie i urodzi dzieci, to ja b�d� ich wujkiem. Co do Jeanne, to w porz�dku, niech ma dzieci, ale nie mog�em sobie wyobrazi� siebie w roli wujka. Jeszcze dzisiaj niekiedy nie mog�. Tymczasem zosta�em wujkiem ju� pi�ciokrotnie, nie sko�czywszy czterdziestki! W�wczas przydarzy�o mi si� co� jeszcze, bo po raz pierwszy pomy�la�em o mojej mamie jako o dziewczynce. W historiach, kt�re nam opowiada�a, zawsze wydawa�a si� kim� dok�adnie takim jak mama, tylko �e ma�ym. Na przyk�ad mama opowiada�a, jak je�dzi�a na wrotkach z takim zapa�em, �e zniszczy�a buty. Wrotki - jak i �y�wy - mocowa�o si� w�wczas wprost do zel�wki szcz�kami zaciskanymi kluczem. Pod naporem tych szcz�k zel�wki wygina�y si� i odkszta�ca�y, zw�aszcza w miejscach, gdzie mocowa�o si� wrotki. W ko�cu zrozpaczona babcia schowa�a mamine buty, �eby sko�czy� z wrotkami. A wtedy mama przywi�za�a wrotki wst��kami do w�os�w do bosych st�p i je�dzi�a dalej. W tym punkcie opowie�ci zawsze nam pokazywa�a ma�e, bia�e blizny na kostkach n�g, gdzie w cia�o wpi� si� metal i w ko�cu wywi�za�a si� infekcja. Mama, opowiadaj�c o w�asnej matce, zawsze po�piesznie si� �egna�a i m�wi�a: "�wie�, Panie, nad jej dusz�". Babka Whartonowa mia�a �nie�nobia�e w�osy i przez ostatnie siedem lat �ycia siedzia�a na wp� sparali�owana na skutek wylewu. Co wiecz�r dziadek wnosi� j� po schodach do ��ka i co rano znosi� na d�. Mama zawsze twierdzi�a, �e wtedy nadwer�y� sobie serce. St�d o tym wiem. Babk� pochowano w lawendowej sukni, ob�o�on� stosami go�dzik�w. Musia�em j� poca�owa�, kiedy cia�o wystawiono w trumnie. Potem przez ca�e lata ten kolor i ten zapach by�y dla mnie powiewem z niebios - za kt�rym chyba nie przepada�em. I przez ca�e lata babka nachodzi�a mnie w snach; w nogach ��ka przystawa�a u�miechni�ta zjawa. I jeszcze dodam: w swoich wyobra�eniach �ycia pozagrobowego zawsze znajduj� jaki� rys salonu w domu pogrzebowym. Mama opowiada�a nam te� inne historie, ale zawsze by�a w nich po prostu moj� matk�, a nie t� dziewczynk� o g�adko zaczesanych w�osach, z d�ugim nosem, w cieniutkiej, bia�ej sukience, kt�ra patrzy�a na mnie ze zdj�cia, stoj�cego na gzymsie kominka u dziadk�w. Dla mnie mama nie by�a te� niczyj� siostrzyczk�. Wychodzi�em z pokoju, kiedy wujowie i ciotki zaczynali opowiada�, �e moja siostra wygl�da jak Saida w jej wieku. (Ta "Saida" brzmi jak znajda czy niedorajda.) Nie �yczy�em sobie, �eby mi miesza� siostr� z mam�, jak nie �yczy�em sobie, �eby mama by�a ma�� dziewczynk�. Do wujka Billa wszyscy zwracali si� Harry; wszyscy, tylko nie my. Kiedy� mama, prasuj�c w jadalni, wyt�umaczy�a mi, o co chodzi; ju� po tym, jak wprowadzi� si� do nas wujek, a prasowa�a jedn� z wujkowych koszul. Bo wujek codziennie wk�ada� czyst�, wykrochmalon� koszul�. Przedtem dba�a o to chi�ska pralnia, po dziesi�� cent�w od sztuki; teraz robi�a to mama, a wujek nam p�aci�. Tato nigdy nie nosi� krochmalonych koszul. M�wi�, �e pij� go w kark. Mama opowiedzia�a, sk�d si� wzi�y owe szczeg�lne upodobania garderobiane wujka Billa, i jak to pewnego razu, kiedy mia�a tylko dziesi�� lat, wujek sposobi� si� do randki swego �ycia. Wujek da� mamie dziesi�� cent�w i spodnie, kt�re mia�a zanie�� do krawca do odprasowania. Ot� wyprasowa�a je mama, sama, nic nie m�wi�c wujkowi, a pieni�dze wyda�a na cukierki. Pojawi� si� wszak�e pewien problem: wyprasowa�a je nie wzd�u� kant�w, lecz szw�w. Wujek wpad� w furi� i o ma�o mamy nie zabi�. Mama roze�mia�a si� tym swoim �miechem podobnym do kaszlu, bez ma�a do p�aczu, i prasowan� w�a�nie koszul� odwr�ci�a na drug� stron�. Szczodrzej prysn�a wod� na ko�nierz. (Przepada�em za popijaniem wprost z tej butelki do spryskiwania. Wprawdzie w �rodku by�a tylko zwyk�a woda, ale o specyficznym posmaku korka. O tym popijaniu mama nie dowiedzia�a si� nigdy.) Potem wyt�umaczy�a, jak to jest z imionami. Wed�ug starsze�stwa wuj Bill jest w rodzinie drugi. Najstarszy by� ch�opiec imieniem Harry, kt�re nadano mu po moim dziadku. Tu� przed urodzeniem si� mojej mamy, kiedy wujek Bill mia� zaledwie osiem lat, Harry zgin��. Przejecha�a go ci�ar�wka z piwem. Babk� trzeba by�o zaraz po tym zabra� do szpitala; i to wtedy urodzi�a si� mama. Dano jej imiona Sara Amelia, na cze�� siostry zakonnej, kt�ra piel�gnowa�a j� w szpitalu. Ale mama nie znosi�a tych imion, zw�aszcza rodzinnego zdrobnienia Saida, tak podobnego do "znajda". Podczas pogrzebu Harry'ego zap�akana babka odwr�ci�a si� od grobu i wskaza�a palcem Billa. - Od teraz jeste� Harry - powiedzia�a. I od tej pory wszyscy zwracali si� ju� do niego Harry, nawet po urodzeniu si� kolejnego syna, kt�remu nadano imi� Harry. Kiedy dwaj ch�opcy maj� na imi� Harry, oczywi�cie nie da si� unikn�� zamieszania; zatem wujek Bill nadal pozosta� Harrym, a do najm�odszego zwracano si� Mike. Mama wysz�a za m�� zaledwie p� roku po tym, jak jej dwie starsze siostry umar�y na gru�lic�, a tylko par� lat przed rozwodem wujka Billa. By�a wtedy dziewi�tnastolatk�. Podczas wesela mama i wujek zawarli uk�ad, w my�l kt�rego nazywa�a go odt�d Billem, a on j� Sally, zamiast Saida. Nadal przestrzegali porozumienia, kiedy wujek wprowadzi� si� do nas. Nie mog�em znie��, �e wujek zwraca si� do niej innym imieniem; kiedy tego s�ucha�em, wydawa�o mi si�, �e przestaje by� moj� matk�. Ale wkr�tce nawet tato zacz�� do niej m�wi� Sally. Wi�c chyba nie by�o w tym nic strasznego. W ko�cu tato zacz�� si� te� zwraca� do wujka Billa Bill. W ten spos�b i dla mnie wujek Bill na zawsze zosta� wujkiem Billem. Kiedy wujek wprowadzi� si�, zaj�� m�j pok�j. Od tej pory dzieli�em z siostr� ten mniejszy. Mieszkali�my w w�skim szeregowym domu i na g�rze by�y tylko dwie sypialnie wychodz�ce na ty� i jedna od frontu, w kt�rej spali rodzice. Mi�dzy frontem a ty�em by�o jeszcze miejsce na �azienk� i hall u szczytu schod�w. Jeanne i ja spali�my w jednym ��ku, bo na drugie nie by�o miejsca. K�opot polega� na tym, �e w nocy Jeanne pakowa�a palec do ust i ssa�a. Moje ��ko sprzedano pani Hollis mieszkaj�cej dwa domy dalej. Natomiast wujek mia� w�asne, du�e, drewniane, kt�re wnie�li na g�r� tragarze. Do czego�, co wcze�niej by�o moim pokojem. By�em na tyle du�y, �e z pocz�tku czu�em si� nieswojo w towarzystwie obcego, kt�ry u nas zamieszka�. Oduczy�em Jeanne nocnego nawyku, szczypi�c j�, ilekro� zabiera�a si� do ssania palca, ale musieli�my spa� przy otwartych drzwiach, �eby w ka�dej chwili Jeanne mog�a zobaczy� �wiat�o w hallu. Upiera�a si�, �e powinienem spa� od strony drzwi, by j� chroni�; na wszelki wypadek. Wujek chrapa�. By�o go s�ycha� nawet zza zamkni�tych drzwi. Nigdy nie trwa�o to d�ugo, bo budzi� si� pod wp�ywem tego g�o�nego chrapania, m�wi� g�o�no co� niezrozumia�ego, a potem wszystko zaczyna�o si� na nowo. Nauczy�em si� w ko�cu zasypia� przy tym akompaniamencie. Rankiem mn�stwo czasu sp�dza� w �azience. Przyj�o si� nawet, �e Jeanne i ja wchodzili�my tam i "za�atwiali spraw�", kiedy wujek tkwi� przy umywalce. Z pocz�tku przyci�ga�em zas�on� prysznica znad wanny i otula�em ni� toalet�, ale wkr�tce da�em spok�j. Wujek Bill nigdy si� nie ogl�da� i najwyra�niej nic mu nie przeszkadza�o; najwy�ej odzywa� si� od czasu do czasu: - Spu�� wod�, Willy; spu�� wod�. Zazwyczaj �piewa� lub gwizda�. W�a�ciwie nie gwizda�, a przepuszcza� mi�dzy wargami powietrze tak, �e by�o s�ycha� tylko ostre wydmuchiwanie. W�a�ciwie te� nie �piewa�. Z jego ust wydobywa�y si� jakie� dziwne odg�osy, g�rna warga zaczyna�a si� odchyla� i drga�, a za chwil� ju� p�yn�y s�owa. Na przyk�ad co� takiego: Zaraz koteczku schodz� do taryfy przed domem Na wp� do �smej zr�b si� na b�stwo Ba bi pa ba po po bi bi Bi pon pon poppo bon bon bon Dwa kroki do gabloty Nabierzesz wnet ochoty Ba pa bok bok bok fju fju fju ui bi pon pon poppo Para parabon jutro wieczorem Gdy �wiat�a zgasn� w Struttey's Bali Wujek Bill goli� si� i wci�� �piewa� t� piosenk�, przy czym w miar� powt�rze� jeszcze ubywa�o z niej s��w. Zawsze przerywa�, gdy goli� najtrudniejsze miejsca ko�o ust. Kiedy mia� czterna�cie lat, jaki� ch�opak z�ama� mu nos. Rzuci� w wujka ceg�� i skutk�w tego rzutu nigdy nie uda�o si� naprawi�. Wujek opowiedzia� mi kiedy� o tym; akurat wysi�ka� nos i przyjrza� si� chusteczce. Oddycha� m�g� tylko jedn� dziurk�, nos mia� zawsze opuchni�ty, ogromniasty i skrzywiony. W lewo. Kiedy wyobra�am sobie teraz twarz wujka Billa, widz� wpierw nos, a potem oczy. Wielkie i �agodne patrzy�y spoza grubych szkie�. Do dzisiaj nie wiem, co to by�y za okulary, plusy, minusy czy jeszcze co� innego. Za grubymi, g�adkimi soczewkami oczy wujka wydawa�y si� du�e, skierowane ku g�rze i jakby w tych szk�ach zatopione. Kiedy wujek zdejmowa� okulary, wydawa� si� kim� innym; przede wszystkim mia� za ma�e oczy. O twarzy wujka wypada jeszcze powiedzie�, �e g�rna warga wydawa�a si� wyd�u�ona i napi�ta, a by�a to sprawka ukrytej pod spodem sztucznej szcz�ki. Nawet kiedy si� �mia�, warga pozostawa�a napi�ta, wystawa�y spod niej koniuszki z�b�w, a sam �miech to by�o cienkie "hi, hi, hi". Pr�bowa� dodawa� co� do tego �miechu, klepa� si� po kolanach, a czasem - je�eli nie mia� na g�owie kapelusza - suwa� d�oni� po �ysinie; najcz�ciej latem. Je�eli chodzi o g�os, to wujek mia� irlandzki tenor podszyty szcz�ko�ciskiem. Wszyscy bracia mamy mieli taki. Z tym �e w g�osie wujka Billa s�ycha� by�o chrapliwy przyd�wi�k, skutek wci�gania powietrza przez z�amany nos. Ciekawe, bo m�j g�os brzmi podobnie, chocia� nos mam ca�y. Mo�liwe, �e wujek po prostu mia� zawsze taki g�os, bez zwi�zku ze z�amanym nosem; nie mo�na te� wykluczy�, �e ja z kolei bezwiednie nauczy�em si� na�ladowa� wujka Billa i tak ju� zosta�o. Wujek Bill nigdy nie by� zawodowym �piewakiem, jak wujkowie Dick i Mike. Czasem grywa� jednak na gitarze i �piewa�, jakby do siebie, bardzo ciep�o, cicho, barw� st�umion� i nosow�. Gra� na gitarze, stoj�c oparty o nasze pianino, a bywa�o i tak, �e grywali razem z mam� ze s�uchu; znali te same melodie. To by�o co� naprawd� koj�cego: siedzie� na ganku w letni wiecz�r i s�ucha�. Kiedy my�l� o wujku Billu, kt�ry gra na gitarze i �piewa, mam zaraz przed oczami unosz�ce si� w powietrzu �wietliki. Nawet kiedy wujek Bill m�wi�, cz�owiek wyobra�a� sobie, �e m�g�by to samo wy�piewa�. I - kiedy si� nad tym teraz zastanawiam - oczywiste by�o jeszcze jedno: �e wujek popija. Rankiem wujek goli� si� w �azience i �piewa�, w spodniach z dyndaj�cymi szelkami i w lu�nym podkoszulku, nachylony przed lustrem. Niewiele widzia� bez okular�w, a lubi� si� goli� starannie. Przez ten czas, kiedy mieszka� z nami, chyba nigdy nie widzia�em na jego twarzy zarostu dopominaj�cego si� o zgolenie. Przed lustrem wujek napina� sk�r� tak i siak, a pos�ugiwa� si� zwyk�� brzytw�. Po wprowadzeniu si� do nas jedn� z pierwszych wujkowych czynno�ci by�o wkr�cenie okaza�ego haka w �cian� nad umywalk� i powieszenie tam paska do ostrzenia brzytwy. Tato powiedzia� wtedy: - Teraz, moi mili, mam czym garbowa� wam sk�r�, kiedy zas�u�ycie. - �artowa�. Tato nie potrzebowa� paska do ostrzenia, bo nigdy nie goli� si� brzytw�. I nigdy nam nie "garbowa� sk�ry". Wujek mia� okaza�� miseczk� z myd�em do golenia. W naszej domowej apteczce zajmowa�a p� dolnej p�ki; le�a� w niej tak�e p�dzel ze szczeciny. Wujek wciera� sobie myd�o w twarz, rozrabia� je p�dzlem, a� powsta�a gruba piana, a wtedy ostrzy� brzytw� i zapuszcza� si� ni� w te mydliny. Ilekro� si� zaci��, m�wi�: - Do diab�a! Stale przerywa�, by podostrzy� brzytw�, i co ranka przynajmniej raz si� zacina�. Mia� na podbr�dku takie miejsce, gdzie zacina� si� niemal zawsze; stale tam widnia� strupek. Na w�asny u�ytek nazywa�em je miejscem "do diab�a". Dezynfekowa� je pr�cikiem a�unu i przylepia� skrawek papieru toaletowego, kt�ry tkwi� tam, a� krew zakrzep�a. Zdaje si�, �e wujek Bill zawsze schodzi� na �niadanie z jednym co najmniej kwiatuszkiem z papieru toaletowego, ozdobionym czerwonym punkcikiem w �rodku. W poniedzia�ki, po niedzielnym popijaniu, ozdobiona tymi papierowymi kwiatkami twarz wujka przypomina�a ogr�dek. Tato namawia� go do u�ywania o ile� bezpieczniejszej �yletki. Bez powodzenia. - Po takim goleniu - o�wiadczy� wujek Bill - cz�owiek ju� przed obiadem ma wra�enie, �e powinien si� ogoli� na nowo. Inna rzecz zwi�zana z wujkiem Billem. Wci�� si� zajmowa� twarz�; tar� j� r�k� od uszu ku podbr�dkowi albo po prostu wymierza� sobie pla�ni�cie w policzek. Czasem gubi� te� z�by; wtedy w toalecie unieruchamia� r�czk� sp�uczki, zawi�zywa� j�, �eby nie spuszcza� wody; a je�li si� w ko�cu nie znalaz�y, musia� si� wybiera� do szpitala weteran�w po nowe. Wujek by� niemal �ysy. Mia� jeszcze niewielki wianuszek w�os�w, siwych jak �nieg. Kiedy mama powiedzia�a mi pierwszy raz, �e wkr�tce zamieszka u nas wujek - w moim pokoju - powiedzia�a mi te� o wujku Billu i wojnie. O pierwszej wojnie �wiatowej. Opowiedzia�a o niej, kiedy ju� le�a�em wieczorem w ��ku; przynios�a mi przed za�ni�ciem wod� do picia. To by�o, zanim zacz��em sypia� w jednym ��ku z Jeanne. I wtedy dowiedzia�em si� ju� na pewno, �e wujek zamieszka z nami. Martwi�em si� o wn�k� ze �cianolandi� i o Alberta. Je�eli do pokoju wprowadzi si� wujek, pomy�la�em, ju� nie b�d� m�g� ci�gn�� tej gry. Wujek Bill by� jedynym bratem mamy doros�ym na tyle, �e poszed� na wojn�. Nie musieli na ni� i�� ci, kt�rzy jeszcze nie sko�czyli dwudziestu jeden lat. Wujek w�a�nie po�lubi� ciotk� Margaret, kt�rej nigdy nie pozna�em, chocia� wujek tyle o niej opowiada�. Jest moj� matk� chrzestn�, a wujek chrzestnym ojcem. Wujek Bill trafi� do piechoty i dos�u�y� si� stopnia kaprala, ale pod koniec kampanii pad� ofiar� ataku gazowego. Zabrano go do francuskiego szpitala i niemal rok up�yn�� od zako�czenia wojny, zanim puszczono go do domu. Po wyj�ciu z wojska nie mia� w�os�w na g�owie, z�b�w i niedowidzia�. Mia� dwadzie�cia pi�� lat. Mama m�wi�a, �e rozp�aka�a si� na jego widok. Dosta� medal, a na g�owie pr�bowa� nosi� tupecik, kt�ry jednak wci�� spada�. Ciotka Margaret uciek�a do Kalifornii z m�czyzn�, z kt�rym zada�a si� podczas wojny. Mama powiedzia�a mi o niej, �e to z�a kobieta, kt�r� "wkopa�a" jej w�asna matka. Tego ju� nie umia�em sobie wyobrazi�. Wujek Bill i ciotka Margaret rozwiedli si�, chocia� byli oboje katolikami. �lub wzi�li w ko�ciele, co oznacza�o, �e wujek nie mo�e si� ju� wi�cej o�eni�. Mama napomnia�a, �ebym nie m�wi� o tym, co us�ysza�em, i �ebym si� nie wa�y� robi� uwag na temat wujkowej �ysiny ani braku z�b�w. M�j ojciec by� za m�ody, �eby i�� na tamt� wojn�, a za stary, �eby i�� na t�, na kt�r� ja poszed�em. Marzy�em na niej cz�sto, �eby mie� tyle szcz�cia co on. Wujek Bill w og�le nie wspomina� o wojnie, ale wprowadzi� si� do nas zaopatrzony w stert� wojennych zdj�� powydzieranych z gazet i czasopism. Tkwi�y w wielkim kartonowym pudle. Kt�rego� letniego wieczoru - w pierwszym roku wsp�lnego mieszkania - wujek p�no wr�ci� z pracy. W piekarniku czeka� na niego ciep�y obiad. Mama cz�sto tak robi�a w pi�tki, wiedz�c, �e wujek mo�e po drodze popija�. Ale wtedy wujek przytaszczy� pod pach� dwa wielkie albumy fotograficzne. Ojciec czyta� gazet�, a wujek pomacha� do niego; zwykle tak to wygl�da�o, �e po prostu kiwa� r�k� na wysoko�ci twarzy, jednocze�nie odchylaj�c nieco g�ow�. W sumie najbardziej to przypomina�o salutowanie. - Hej tam! Przepi�kny wiecz�r, co? Po takim zawo�aniu lokowa� zazwyczaj kapelusz na pianinie, a wygi�cie ronda, podobne do odwini�tej wargi, zwisa�o z kraw�dzi klapy. Wujek przed wojn� pracowa� w wytw�rni kapeluszy mojego dziadka, a wyrabiano tam kapelusze filcowe; odt�d wujek sprawia� sobie tylko dobre kapelusze i nigdy nie m�g� zrozumie�, dlaczego ojciec ich nie nosi. Mawia�: - To dlatego, Bert, wypadli�my z gry, �e tacy jak ty nie nosz� kapeluszy. - Zawsze si� u�miecha�, a ojciec odp�aca� mu tym samym. Tego wieczoru siedzia�em ko�o radia, a wujek Bill podszed� do mnie. W�a�nie s�ucha�em programu Kocham tajemnice. Wujek po�o�y� mi albumy na kolanach. Po sposobie, w jaki sta� - na rozstawionych stopach, odchylony, troch� rozko�ysany - zorientowa�em si�, �e pi�. - S�uchaj, Willy, dostaniesz ode mnie po dwadzie�cia pi�� cent�w za album, je�eli tylko �adnie powycinasz obrazki, kt�re mam na g�rze, i powlepiasz do album�w. Je�eli trzeba, to kupi� ich wi�cej. No co, ch�opcze, zgoda? Kiwn��em g�ow� i powiedzia�em, �e tak, �e to zrobi�. Mia�em nadziej�, �e wujek si� nie rozgada i �e nie umknie mi reszta audycji. Reggie i Doc tkwili w�a�nie w jaskini pe�nej gigantycznych nietoperzy. Mama zawo�a�a wujka na obiad; wi�c dalej s�ucha�em radia i z dala dobiega�y mnie tylko strz�py ich rozmowy. W par� dni p�niej wujek Bill - trze�wy - zapyta�, czy jestem gotowy zabra� si� do wklejania tych zdj��. My�la�em, �e o wszystkim zapomni, i schowa�em albumy pod ��ko. Wujek zabra� mnie wtedy do swego (a kiedy� mojego) pokoju i po�o�y� karton ze zdj�ciami na stole, kt�ry wstawi� podczas przeprowadzki. Powiedzia�, �e m�g�bym nad nimi popracowa� w�a�nie tu, kiedy nie ma go w domu. Zwykle zamyka� pok�j na klucz i nikt tam nie m�g� wej��. A teraz �ci�gn�� z k�ka klucz zapasowy i da� mi. A ja wybieg�em my�l� w przysz�o��: dostrzeg�em szans� na poogl�danie �cianolandii, sprawdzenie, jak tam stoj� sprawy, dostrzeg�em szans� na odwiedzenie w my�lach Alberta i widoki na par� nowych pomys��w. Nazajutrz wieczorem wujek przyni�s� z poczty klej i ogromne no�yce. By� rok 1936 i ojciec w ko�cu zdoby� prac�, z tym �e dla Ministerstwa Rob�t Publicznych; harowa� przy budowie drogi o pi�� mil od domu. Tyle dzieli�o nas od wielopoziomowego skrzy�owania Westchester Pike. Ojciec zarabia� dwana�cie dolar�w tygodniowo. Zwykle rusza� do pracy piechot�, by oszcz�dzi� na bilecie, i co wiecz�r piechot� wraca�. Oszcz�dza� w ten spos�b dwadzie�cia cent�w, maszeruj�c dziesi�� mil. Wi�c dwadzie�cia pi�� cent�w od wujka to by�y spore pieni�dze. Zdj�cia na og� by�y po��k�e, a przedstawia�y wywr�cone do g�ry dnem statki, ludzi zsuwaj�cych si� z przechylonych nadbud�wek, by�y te� widoki, kt�rych nie spos�b zapomnie�: dzieci przek�ute bagnetem, pola zas�ane strz�pami mundur�w, okr�g�ymi he�mami, rzemieniami od but�w i maskami gazowymi, wszystko to pi�trzy�o si� w b�ocie wraz z gnij�cymi cia�ami poleg�ych. Ogromna sterta zdj�� ju� zat�ch�a. Niekt�re wycinki poskleja�y si� i trudno je by�o rozdzieli�. �l�cza�em nad nimi wieczorami po odrobieniu lekcji, zanim wr�ci� wujek. Czasami pracowa�em w sobotnie popo�udnia. Ale nie mog�em si� ju� dosta� do �cianolandii, bo drzwi do schowka by�y zastawione wujkowym ��kiem, o wiele za ci�kim, by je odsun��. Zreszt� troch� si� tego ba�em. Najpierw wyci��em zdj�cia, r�wno przystrzygaj�c poszarpane kraw�dzie. Potem zebra�em wszystkie fotografie statk�w. I wystarczy�o, �eby na pocz�tek zape�ni� jeden album. Do uko�czenia pracy trzeba by�o pi�ciu dodatkowych. Wujek Bill dokupowa� je w miar� potrzeby. Do ostatniej sekcji ostatniego tomu wklei�em zdj�cia genera��w i oficer�w; te by�y najmniej ciekawe. Zape�ni�em wszystkie albumy i odda�em wujkowi. I wtedy spr�bowa�em go wyci�gn�� na rozmow� o wojnie, ale wujek pokr�ci� tylko g�ow�, da� mi dolara i powiedzia�: - Staraj si�, ch�opcze, �eby ci� nigdy nie dorwali. - Odezwa� si� takim samym g�osem, jakim kiedy� powiedzia�: - Popatrz, co za g�ste w�osy. - A g�adzi� mnie wtedy po g�owie, drug� za� r�k� przejecha� po czubku w�asnej �ysiny. I cieniutko si� za�mia� "hi-hi-hi". Nazywa� sam siebie skinheadem. A kiedy spotkali�my si� par� lat temu, nie napomkn�� ani s��wkiem o mojej �ysinie, nie zapyta�, dlaczego postrada�em w�osy. Bo mo�e w naszej rodzinie tak ju� jest i wujek Bill straci�by w�osy, nawet gdyby go omin�a ta chmura gazu. W sobotnie popo�udnia zwykle chodzili�my z wujkiem Billem do spowiedzi do katolickiego ko�cio�a �wi�tego Cyryla. Mia�em dostawa� - znowu - �wier�dolar�wk�, je�eli uda mi si� potem zaprowadzi� wujka prosto do domu. Obaj spowiadali�my si� u ojca Stevensa, najbardziej wyrozumia�ego z tamtejszych ksi�y. Nawet w gorszym tygodniu wyspowiadanie si� zajmowa�o mi najwy�ej pi�� minut, natomiast spowied� wujka Billa zawsze si� przeci�ga�a. Czekaj�c na wujka, odby�em kiedy� cztery razy ca�� Drog� Krzy�ow�. I nie by�a to nawet pokuta, bo za pokut� ojciec Stevens zazwyczaj kaza� mi odm�wi� pi�� Zdrowa� Mario i pi�� Ojcze nasz. Potem siada�em z ty�u w �awce, sk�d mog�em si� przygl�da� ludziom w kolejce do konfesjona�u. Czasem widywa�em dzieci ze szko�y. Je�eli zauwa�y�em kt�r�� z lubianych przeze mnie dziewczynek, zsuwa�em si�, przykl�ka�em, sk�ada�em r�ce i krzy�owa�em kciuki, jakbym w�a�nie przyszed� pomodli� si� z w�asnej ch�ci. Pewnego razu siostra Mary Benedict Joseph, opiekuj�ca si� pi�tymi klasami, powiedzia�a przed ca�� klas�, �e widzia�a, jak w sobot� modl� si� w ko�ciele, i da�a mi obrazek ze �wi�t� Teres�. Czasami wychodzi�em na chwil� na zewn�trz, rzuca�em kamykami po parkingu. A wr�ciwszy do ko�cio�a, wyra�niej czu�em zapach pal�cych si� w czerwonych lichtarzach �wiec i s�aby zapach kadzid�a. Zn�w otacza�y mnie p�mrok i spok�j. Kl�ka�em i ws�uchiwa�em si� w odg�osy przeje�d�aj�cych na zewn�trz samochod�w. Po wyj�ciu z ko�cio�a wujek zawsze p�aka�. Kiedy opowiedzia�em o tym matce, wyja�ni�a, �e to z �alu po ciotce Margaret i ze wstydu, �e pije. Wujkowi nie jest �atwo, bo wierzy, naprawd� wierzy we wszystkie ko�cielne nakazy i stara si� �y� z nimi w zgodzie. Wujek Bill dlatego chcia�, aby�my razem szli do spowiedzi, �e chcia� te�, abym w drodze powrotnej przeszkodzi� mu wst�pi� do baru. W sobot� po po�udniu nie pracowa�; je�li zajrza� do knajpy, wraca� podchmielony. By� to pewnik. A potem nie m�g� i�� do komunii. Bar nazywa� si� "Cafe Tr�jk�t"; mie�ci� si� przy Long Lane, naprzeciw armaty, akurat po drodze do domu. Zanim tam doszli�my, cich� ju� wujkowy p�acz, wujek si�ga� pod okulary chusteczk� i wyciera� k�ciki oczu. Nigdy nie m�wili�my o tym, �e nie powinien wst�powa� do "Cafe Tr�jk�t", chocia� by� to zapewne jedyny pow�d zabierania mnie do ko�cio�a. A �wier�dolar�wk� dawa� mi zawsze, nawet je�li misja si� nie powiod�a i nie wr�cili�my razem. W gruncie rzeczy wujek Bill nie by� ani pijakiem, ani alkoholikiem, nic podobnego. Nie przypominam sobie, �eby chocia� raz nie poszed� do pracy przez picie. Natomiast mama mawia�a: - To wstyd; Bill po prostu nie mo�e pi�. Bo kiedy wujek pi�, bardzo du�o m�wi� i w�a�ciwie nie dawa�o si� ju� tego s�ucha�. Musia� m�wi� do kogokolwiek, nawet do mnie, trzyma� wyci�gni�t� r�k� i wci�� si� dopytywa�: - No wiesz, o co mi chodzi, Willy, prawda? Z tych oracji dowiedzia�em si�, �e w ka�dy Nowy Rok wujek pisze list do ciotki Margaret i zapewnia, �e ciotka mo�e wr�ci�, kiedy chce. Chocia� wujek si� rozwi�d�, pozosta� katolikiem do szpiku ko�ci i wci�� uwa�a�, �e jest �onaty. Jeden z refren�w wujkowego picia brzmia�: "Jak mo�na by�o tak �atwo od�egna� si� od religii", a w nast�pnym powtarza�, �e wci�� kocha Margaret. Kiedy indziej mawia� jednak, �e "wszystkie kobiety s� takie same, absolutnie nic dobrego". A chocia� wujek by� niziutki, nie mia� w�os�w ani z�b�w, to zawsze miewa� przyjaci�ki. Czasami przyprowadza� je do domu na rodzinny obiad. Niekt�re bardzo �adne; mia�em nadziej�, �e wujek z kt�r�� z nich jednak si� o�eni i da sobie spok�j z ko�cielno�ciami. Za to na trze�wo wujek Bill m�wi� niewiele i rzadko si� wdawa� w powa�niejsze rozmowy. Wypowiada� s�owa, nic nie m�wi�c. By�y pewne zdania, kt�re wci�� powtarza�, a poza tym ogranicza� si� do odpowiedzi. Daj�c mi pi�ciocent�wk�, mawia�: - W�� sobie pod poduszk�, dziecko. Kiedy zamierza� si� napi�: - Chyba naoliwi� gwizdek. Trunki, wszystko jedno jakie, to by� "gaz", ten, kto pi� - "gazmajster" lub "oliwa". Cz�owiek podpity by� "napakowany", a kto siada� - "uwalnia� nogi od brzemienia". Obola�e stopy to by�y "szczekaj�ce psy", a ludzie i sprawy "schodzili na psy". Kiedy wujek by� "napakowany" i du�o m�wi�, to znaczy�o, �e "tr�bi" albo �e nam "doprawia drewniane ucho". Ludzie dzielili si� na "�ebskich go�ci" i na "cio�k�w", sprawy na "trafione" lub przeprowadzone "ni w ty�ek, ni w oko". Zawsze twierdzi�, �e historia z ciotk� Margaret by�a w�a�nie "ni w ty�ek, ni w oko". Wujek Bill niekt�rych miewa� te� za "dupk�w". Cz�owiek m�g� "oberwa� w kube�", a czasem "lata� do kub�a". Ws�uchiwa�em si� w to jako dzieciak i pr�bowa�em zapami�ta� te powiedzonka, ale wi�kszo�� ju� zapomnia�em. Zdumiewaj�ce, co czas wyprawia z nasz� pami�ci�, zw�aszcza �e zapominamy nawet o rzeczach wa�nych. Zaczyna mi si� teraz b��ka� po g�owie my�l, �e z tych okoliczno�ci, z kt�rymi mamy w �yciu do czynienia, zapominanie jest najbli�sze �mierci. Bo sen to ca�kiem inna sprawa. Wujek Bill kupi� kiedy� samoch�d, z kt�rym wci�� by�y k�opoty. Gubi� go, bo zapomina�, gdzie zaparkowa�; czasem gdzie� posia� kluczyki. �w w�z to by� ciemnozielony plymouth; mama mnie przestrzega�a, �eby z wujkiem je�dzi� tylko w razie absolutnej konieczno�ci. Ale nigdy nie dosz�o do tego, �e musia�em odm�wi� wujkowi przeja�d�ki; chyba wiedzia� o maminych przestrogach. Mama wci�� przepowiada�a, �e pewnego dnia wujek zabije si� tym autem, ale przepowiednie jako� si� nie sprawdzi�y; my�l� nawet, �e wujek nigdy nie mia� wypadku ani st�uczki. Jednak w ko�cu auto sprzeda�. Przerzuci� si� na taks�wki. - Na d�u�sz� met� tak wychodzi taniej - o�wiadczy�. Wszystko sko�czy�o si� w Bo�e Narodzenie, kiedy wujek Bill mieszka� u nas ju� ponad dwa lata. To by�y te �wi�ta, podczas kt�rych tak naprawd� ju� nie wierzy�em w �wi�tego Miko�aja, ale jeszcze troch� wierzy�em. Wprawdzie nikt mi nie powiedzia� - to znaczy ani mama, ani tato - �e nie ma �wi�tego Miko�aja, ale ju� si� nie bi�em z dzieciakami, by udowodni�, �e jest. Tato w ko�cu znalaz� prac�; noc� froterowa� w banku pod�ogi i zarabia� osiemna�cie dolar�w tygodniowo, wi�c mieli�my tego roku troch� pieni�dzy. W poprzednie Bo�e Narodzenie - ostatnie, kiedy jeszcze naprawd� wierzy�em w �wi�tego Miko�aja -wujek Bill kupi� troch� nowych bombek na drzewko i podarowa� mi kurtk�, barani p�ko�uch. Le�a�a pod choink�, nie zapakowana; u nas w domu gwiazdkowe prezenty zawsze tak czeka�y, bez karteczki, bez �ladu imienia, kto daje - bo to by�y podarki od Miko�aja. Mama nie chcia�a, �ebym nosi� ten prezent; upiera�a si�, �e takie kurtki �mierdz�. I przy mnie, na moich oczach, wytkn�a wujkowi Billowi niepotrzebny zakup. Wujek odrzek� po prostu: - Och,Sally! W ko�cu pozwolono mi kurtk� nosi�, ale straci�em wiar� w �wi�tego Miko�aja. W nast�pn� Wigili�, podczas �wi�t, o kt�rych tu mowa, obudzi�em si�, kiedy wszyscy ju� dawno rozeszli si� do ��ek. To znaczy: mo�e si� obudzi�em, bo mo�e spa�em, nie wiem. Mo�e nie spa�em. W Wigili� bywa�em bardzo podekscytowany. Patrzy�em przez okno w t� m�tn� po�wiat� tu� przed zimowym �witem i wydawa�o mi si�, �e czuj� dym. Jeanne mocno spa�a i nie by�em pewien, czy �w dym to rzeczywisto��, czy przywidzenie. Schowa�em g�ow� pod ko�dr�, �eby sprawdzi�, czy wci�� go czuj�. Pomy�la�em, �e mo�e ten zapach tylko zagnie�dzi� mi si� w nosie; �e mo�e to co� podobnego do wra�enia - kiedy cz�owiek jest w�ciek�y albo si� boi, albo kiedy oberwie w nos - �e czu� smo��. Wci�� nie by�em niczego pewien. Zn�w wysun��em g�ow� spod ko�dry, a wtedy poczu�em sw�d mocniej. Le�a�em przez chwil�, patrz�c na sprz�ty w pokoju i pr�bowa�em oceni�, czy to nie sprawka nocnych ciemno�ci. Bo wcze�niej zgasi�em �wiat�o w hallu i nic nie widzia�em. K�opot w tym, pomy�la�em, �e jestem podniecony �wi�tami. Mama zawsze zwraca�a mi na to uwag�. W ko�cu przeszed�em przez ciemny hall, pod pok�j rodzic�w. Drzwi by�y uchylone i zobaczy�em, �e oboje �pi�. Zwykle nie wolno nam by�o tam wchodzi� - mnie ani Jeanne - chyba �e rodzice sami zaprosili. Ostro�nie wsun��em si�, podkrad�em do mamy, delikatnie potrz�sn��em j� za rami� i zbudzi�em. Powiedzia�em, �e czuj� dym. Unios�a powieki, potem g�ow� na poduszce, wci�gn�a nosem powietrze i zn�w si� u�o�y�a. - Po prostu jeste� podniecony, Willie. Wracaj do ��ka i spr�buj zasn��. Zobaczy�em, �e zn�w pogr��a si� we �nie. Potem rozejrza�em si� po pokoju. I nigdzie nie dostrzeg�em �ladu dymu. Wr�ci�em do hallu i zapali�em �wiat�o. I wtedy zobaczy�em ten dym. Pobieg�em do mamy i zn�w j� obudzi�em. Posun�a si� i powiedzia�a, �ebym po�o�y� si� przy niej, to zasn�. I wpe�z�em pod ko�dr�. Teraz poczu�em zapach doros�ych, ale wci�� nie mog�em spa�. Nabiera�em pewno�ci, �e jednak dym si� sk�d� s�czy. Mog�em ju� go wypatrzy� w szparze uchylonych do hallu drzwi. Potem tato zakaszla� przez sen, us�ysza�em te� kaszel Jeanne, a sam poczu�em szczypanie w nosie. Ostro�nie wsta�em. Mama zapyta�a, dok�d id�, wi�c powiedzia�em, �e do �azienki. A kiedy w �azience zapali�em �wiat�o, zobaczy�em pe�no dymu. Tym razem pobieg�em do pokoju rodzic�w z krzykiem: - Po�ar, pali si� na dole! Tato usiad� na ��ku wyprostowany. Pop�dzi�em z powrotem przez hall, zajrza�em do pokoju wujka, ale by� zamkni�ty na klucz. Potem zbieg�em po schodach na d�, gdzie k��by dymu spowija�y pok�j tak, �e ledwie by�o wida� choink�, chocia� jarzy�y si� na niej lampki. U zej�cia ze schod�w, na kanapie pod �cian� zobaczy�em wujka Billa. Le�a� w p�aszczu, nie �ci�gn�wszy nawet kapelusza, i wydawa�o si�, �e to wujek si� pali. Rzuci�em si� do niego, ale nie by�em w stanie go dobudzi�. Tak d�ugo ci�gn��em za p�aszcz, a� wujek stoczy� si� z kanapy na pod�og�. I rozci�gn�� si� na wznak. Z nosa spad�y mu okulary, obok le�a�y sztuczne z�by. Kapelusz zsun�� mu si� z g�owy. Zawo�a�em na rodzic�w, potem pobieg�em po schodach, �eby ich �ci�gn��, ale tymczasem zobaczy�em, �e kanapa zajmuje si� p�omieniem i �e spodnie wujka Billa tak�e si� tl�. Zawr�ci�em do kuchni. W zlewie le�a� cebrzyk do mycia naczy�, wi�c pu�ci�em do niego wod� z obu kurk�w. Nie czekaj�c, a� si� nape�ni po brzegi, wybieg�em z nim i chlusn��em na wujkowe spodnie. Zasycza�o. Wujek podni�s�