16965

Szczegóły
Tytuł 16965
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16965 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16965 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16965 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROZDZIA� 1 M�czyzna w czerni Brighton, Anglia, wrzesie� 1815 Kapitan Joshua Kenyon by� got�w na �mier�. Pogodzi� si� z t� my�l� ju� w nocy i teraz spokojnie wzi�� z r�k Harringtona pistolet do pojedynku. - B�d� k�opoty, kapitanie - stwierdzi� ponuro Harrington. Zerkn�� na przeciwnika swojego pana, pogr��onego w rozmowie z t�gim sekundantem. Pasma porannej mg�y unosi�y si� wok� majacz�cych w mroku sylwetek. - Ci dwaj s� jacy� dziwni - zauwa�y� s�u��cy, �ci�gn�wszy siwe, krzaczaste brwi w jedn� lini�. - Jak na nich patrz�, przechodzi mnie zimny dreszcz. - To tylko ch�odny wiatr od morza - uspokoi� go Josh. - Wcale nie. Ten pan Pankhurst nie odezwa� si� do mnie ani s�owem. A wczoraj wieczorem mia� nam tyle do powiedzenia. - Mo�e rano bywa nietowarzyski, tak samo jak ty. - A mo�e �a�uje, �e wyzwa� pana na pojedynek - odpar� Harrin-gton. - Jak by pan podszed� i porozmawia� z nim... - Daj spok�j, Harry. S�owa nic nie zmieni�. Nie trac�c zimnej krwi, Josh uwa�nie spojrza� na pistolet dostarczony przez przeciwnika. Mahoniowa kolba doskonale le�a�a w d�oni. �wietnie wywa�ona, lekka bro� wydawa�a si� przed�u�eniem r�ki. By�a l�ejsza ni� pistolet, kt�rego u�ywa� w wojsku. - Wspania�a sztuka - pochwali� Josh, zastanawiaj�c si�, sk�d Pankhurst zdoby� to cacko. - Zdobienia wskazuj�, �e wykonano go we Francji, przed rewolucj�. - Nawet je�li pistolet nale�a� do samego Bonapartego, to co mnie to obchodzi?- Harrington z niezadowolon� min� wzi�� si� pod boki. - Ten pojedynek to kiepski pomys�. Pan jest doskona�ym strzelcem i na pewno pan go trafi, a wtedy b�dziemy mieli k�opoty z prawem. - B�d� tak strzela�, �eby go nie zabi�. - Josh postanowi� nie zdradza� swojego prawdziwego planu. Harrington na pewno stara�by si� go do niego zniech�ci�. - Wype�nij sw�j obowi�zek. To rozkaz. - Nie musz� s�ucha� pana rozkaz�w. Nie jeste�my ju� w kawalerii. - Ale nadal u mnie pracujesz. Harrington zakl�� pod nosem i zasalutowa�, niech�tnie ulegaj�c swojemu panu. Musia� jednak mie� ostatnie s�owo. - B�dzie, jak pan chce. Ale je�li ska�� pana na wygnanie, ja z panem nie pojad� na kontynent. Do�� mam tych przekl�tych �abojad�w. - Odwr�ci� si� na pi�cie i gniewnie odmaszerowa�, lekko utykaj�c. Po czerwcowej bitwie pod Waterloo odezwa�a si� dawna kontuzja nogi. Ta bitwa sprawi�a r�wnie�, �e Josh mia� do�� widoku krwi. Kiedy wojna si� sko�czy�a, a Napoleon zosta� zes�any na odleg�� wysp� �wi�tej Heleny, Josh sprzeda� sw�j patent oficera kawalerii i wr�ci� do Anglii. Dopiero teraz sobie u�wiadomi�, jak bardzo si� cieszy z powrotu do kraju. Tydzie� temu zszed� z pok�adu statku transportowego, za�atwi� w Portsmouth formalno�ci zwi�zane z wyst�pieniem z armii i wyruszy� do po�o�onego w�r�d zielonych wzg�rz i pi�knych las�w Stokeford Abbey. Cho� bardzo �pieszy�o mu si� do domu, postanowi� zatrzyma� si� w Brighton, �eby dope�ni� obowi�zku i odwiedzi� Davida Pankhursta oraz jego ojca, barona Timberlake. A teraz sta� w tym odludnym miejscu, niedaleko morza i nara�a� si� na �mier� z r�k rozw�cieczonego cz�owieka, kt�ry bardzo d�ugo czeka�, �eby si� zem�ci�. Josh zacisn�� d�o� na kolbie pistoletu i nakaza� sobie spok�j. Na �rodku zamglonej polany Harrington rozmawia� z sekundantem Pankhursta. Po chwili obaj m�czy�ni stan�li plecami do siebie i odliczyli po dziesi�� krok�w. Stukot ich but�w zabrzmia� ponuro na tle szumu fal. Josh by� czujny i skupiony niczym drapie�ne zwierz�. Ju� nieraz tak si� czu�, zw�aszcza przed bitw�. Mia� wtedy wra�enie, �e stoi na skraju przepa�ci, i wiedzia�, �e mo�e nie do�y� do zachodu s�o�ca. Niebo na wschodzie stawa�o si� r�owoszare, zwiastuj�c nadchodz�cy dzie�. W�r�d niskich drzew unosi�y si� smugi mg�y. W powietrzu mo�na by�o wyczu� s�ony smak morza. Josh zauwa�y� beznami�tnie, �e piaszczysta gleba pod jego stopami bardzo szybko wch�on�aby rozlan� krew. Jego krew. W czarnym powozie, kt�ry kilka chwil wcze�niej przywi�z� Pankhursta wraz z sekundantem, nie by�o lekarza. Dziwne. Josh wiedzia�, �e David Pankhurst dba o zdrowie z typow� dla arystokraty i cywila przesad�. Zapewne robi� wielkie zamieszanie wok� rozci�tego palca, a z pola bitwy uciek�by w przera�eniu. Mimo to na miejsce pojedynku przyby� jedynie w towarzystwie sekundanta. Pankhurst wprawnie sprawdzi� pistolet i na pr�b� z�o�y� si� do strza�u. Josh nie przypomina� sobie, �eby m�ody arystokrata kiedykolwiek wykazywa� zainteresowanie broni�. Jednak od siedmiu lat chowa� uraz� do Josha i przez ten czas m�g� si� podszkoli� w strzelaniu. Jeden z koni parskn�� i uderzy� kopytem o ziemi�, ale Josh ca�� uwag� skupi� na przeciwniku, kt�ry w�a�nie zajmowa� pozycj�. Z odleg�o�ci dwudziestu krok�w jego blada twarz majaczy�a pod szerokim, obszytym bobrowym futrem rondem kapelusza. W przeciwie�stwie do Josha, kt�ry sta� w samej koszuli, Pankhurst nie zdj�� ciep�ego p�aszcza. We mgle trudno by�o dostrzec rysy przeciwnika, Josh dobrze jednak pami�ta� g�adko wygolone policzki i niebieskie oczy, patrz�ce z w�ciek�o�ci� w o�wietlonym �wiat�em �wiec holu. To by� zupe�nie inny cz�owiek ni� ten, kt�ry kiedy� mia� zosta� jego szwagrem. W przeddzie� �lubu Josh zerwa� zar�czyny z Lily Pankhurst. Pojecha� na wojn�, a wkr�tce potem Lily zachorowa�a i zmar�a. Ludzie szeptali, �e p�k�o jej serce. Inni m�wili, �e sama odebra�a sobie �ycie. Na sam� my�l o tym Josha przebiega� zimny dreszcz. Stoj�cy na skraju polany Harrington �ciska� w d�oni jasny kawa�ek p��tna. - Daj� sygna� - powiedzia�. Jego szorstki g�os brzmia� dziwnie g�ucho w wilgotnym powietrzu. - Niech panowie nie podnosz� pistolet�w, dop�ki chustka nie spadnie na ziemi�. - Urwa� i popatrzy� gniewnie na Josha i Pankhursta. - Chyba �e kt�ry� z pan�w chce wszystko odwo�a�. Zaleg�a cisza, przerywana jedynie poszumem fal i �wierkaniem jakiego� zaspanego ptaka. Sekundant Pankhursta odsun�� si� na bok, nerwowo splataj�c d�onie i przest�puj�c z nogi na nog�. W przeciwie�stwie do niego, David Pankhurst sta� w ca�kowitym bezruchu. By� tak drobnej budowy, �e przywodzi� na my�l ma�e dziecko. Josh jednak odsun�� od siebie t� my�l. Nie m�g� zapomnie�, �e przeciwnik od wielu lat �ywi� do niego g��bok� nienawi��. Josh trzyma� pistolet w opuszczonej d�oni. Palec wskazuj�cy opar� na spu�cie. - Zaczynajmy - poleci�. - Skoro pan nalega - wymamrota� Harrington. Skrzywi� si� z niesmakiem i wypu�ci� bia�� chustk� z r�ki. Wydawa�o si�, �e opada na ziemi� przez ca�� wieczno��. Josh czu� przenikliwy ch��d w powietrzu. Igie�ki wilgoci k�u�y go w twarz, kwa�ny smak strachu wype�ni� mu usta. Przygotowa� si� na uderzenie kuli. Gdy tylko chustka dotkn�a trawy, uni�s� rami�, wycelowa� w niebo i nacisn�� spust. Kula, nie czyni�c nikomu szkody, z og�uszaj�cym hukiem pomkn�a w g�r�. Jednocze�nie zabrzmia� drugi strza�, kiedy Pankhurst wymierzy� w Josha. Kula �wisn�a mu ko�o ucha. Nagle Pankhurst si� zachwia� i pad� na ziemi�. Os�upia�y Josh patrzy� na to z niedowierzaniem. Przecie� celowa� w korony drzew. Czy�by kula odbi�a sie rykoszetem od konaru? Nagle us�ysza� krzyk Harringtona: - Zatrzyma� go! Ten �ajdak strzela� do Pankhursta! Josh spojrza� tam, gdzie wskazywa� s�u��cy. We mgle za drzewami czai� si� jaki� cz�owiek w czarnej pelerynie. Z tej odleg�o�ci nie mo�na by�o dostrzec rys�w twarzy. W d�oni �ciska� dymi�cy muszkiet. Nieznajomy zerwa� si� do ucieczki. Z rozwian� peleryn� wskoczy� na stoj�cego w pobli�u konia i ruszy� galopem. Harrington rzuci� si� do swojego wierzchowca z zadziwiaj�c� jak na sw�j wiek i u�omno�� szybko�ci�. Josh rzuci� pistolet na ziemi� i pobieg� za s�u��cym. Dopad� go, kiedy ten odwi�zywa� wodze swojego konia od ga��zi drzewa. - Zosta� - poleci� mu. - Ja z�api� tego drania. S�u��cy potrz�sn�� siw� g�ow�. - Pan si� zna na medycynie, a Pankhurst potrzebuje pomocy lekarza. Josh, cho� niech�tnie, musia� przyzna� mu racj�. Harrington, by�y d�okej, by� doskona�ym je�d�cem. Wskoczy� teraz zr�cznie na konia i po chwili znikn�� we mgle. Niebo poja�nia�o, wszystko wok� zala�a per�owa po�wiata. Gdzie� w g�rze odezwa� si� skowronek. Krople rosy spada�y z wielkich d�b�w i l�ni�y na krzewach. Josh nie m�g� sobie darowa�, �e nie zauwa�y� nadej�cia intruza. Nic dziwnego, �e jego ko� zachowywa� si� niespokojnie. Chcia� go ostrzec r�eniem. Nieznajomy zapewne wystrzeli� r�wnocze�nie z nim. Josh odwr�ci� si� i podszed� do swojego przeciwnika. David Pankhurst le�a� na boku jak bezw�adna kukie�ka. Jego przysadzisty sekundant przykucn�� obok swojego pana, ale nie udziela� mu �adnej pomocy. Twarz mia� przys�oni�t� rondem kapelusza, ramiona trz�s�y mu si� od p�aczu. - Dobry Bo�e... dobry Bo�e... Joshowi zdarza�o si� ju� widzie� tak� reakcj� na polu bitwy. Najtwardsi �o�nierze mogli si� za�ama� na widok krwi. Tym razem jednak nie mia� ochoty uspokaja� rozhisteryzowanego sekundanta. Przykl�k� przy Pankhurscie i ju� mia� go zbada�, ale sekundant go powstrzyma�. - Nie, milordzie! Nie mo�na. Nie wolno panu dotyka�... - Chc� mu tylko pom�c - warkn�� Josh. - Jestem wykwalifikowanym lekarzem. To m�wi�c, jednocze�nie rozpina� guziki p�aszcza nieprzytomnego Pankhursta. Ranny mia� na sobie lu�n�, bia�� koszul� i proste, br�zowe spodnie, bardziej pasuj�ce do ch�opca stajennego ni� modnego dandysa. C�, mo�e nie chcia� zniszczy� eleganckiego ubrania. Co dziwniejsze, Pankhurst wyda� si� Joshowi o wiele drobniejszy, ni� go zapami�ta�. Czy to tylko na skutek p�mroku wczesnego ranka? Nigdzie nie by�o wida� krwi, wi�c Josh rozwi�za� sztywny, bia�y fular i namaca� t�tnic� na szyi rannego. Sk�ra by�a g�adka, ciep�a i mi�kka. Ku swojej uldze wyczu� szybki, nier�wny puls. - �yje - oznajmi� kr�tko, unosz�c wzrok. - Chwa�a Bogu! - wykrzykn�� s�u��cy, a �zy sp�yn�y mu po pulchnej twarzy o grubych, ch�opskich rysach. - Chwa�a Bogu! G�os wyda� si� dziwnie piskliwy. Josh jednak od dawna mia� podejrzenia co do sk�onno�ci Pankhursta, wi�c nie by� przesadnie zaskoczony takim wyborem s�u��cego. Delikatnie chwyci� rannego za ramiona i przewr�ci� go na plecy. Kiedy obszyty bobrowym futrem kapelusz zsun�� si� z jego czo�a, Josh dozna� drugiego tego dnia wstrz�su. Znieruchomia� i przez chwil� tylko patrzy� w milczeniu. Spod kapelusza wysun�y si� d�ugie, z�ocistobr�zowe pukle w�os�w, na skroni ukaza�a si� plama krwi. Ale to twarz najbardziej przyku�a uwag� Josha. Te delikatne rysy nie nale�a�y do Davida Pankhursta. Teraz dopiero spostrzeg� w�sk� tali� i wznosz�ce si� pod bia�� koszul� wzg�rki piersi. Nie mia� ju� najmniejszych w�tpliwo�ci. Stoczy� pojedynek z kobiet�. ROZDZIA� 2 Nieproszony go�� Nag�y strach wyrwa� Ann� z drzemki. �ni�a jej si� jaka� ciemno ubrana posta�, stoj�ca we mgle... niczym diabe� wcielony. Obraz ten szybko znikn�� i zosta� jedynie ostry, pulsuj�cy b�l g�owy. Unios�a powieki i stara�a si� przyzwyczai� wzrok do o�lepiaj�cych promieni s�o�ca. �wiat�o spot�gowa�o b�l. Ca�a g�owa pali�a j� �ywym ogniem. Z trudem unios�a d�o� i zas�oni�a oczy. Pod palcami wyczu�a p��tno, spowijaj�ce jej skro�. Zdziwiona stwierdzi�a, �e kto� umiej�tnie zabanda�owa� jej czo�o. Czy�by si� zrani�a? Mimo b�lu rozejrza�a si� wok� i rozpozna�a swoj� urz�dzon� po sparta�sku sypialni�: zniszczon� komod�, w kt�rej trzyma�a ubrania, obrazek przedstawiaj�cy polne kwiaty, namalowany przez matk�, g��boki fotel z dziur� w obiciu, kt�rej nie mia�a czasu za�ata�. Znajome otoczenie powinno j� uspokoi�, jednak ca�y czas nerwy mia�a napi�te. Dlaczego le�y w ��ku, cho� jest ju� tak p�no. Przecie� ojciec mo�e chcie�, �eby posz�a dla niego do biblioteki po ksi��k�. Mama pewnie jest poch�oni�ta malowaniem i zapomnia�a przynie�� mu gazet� i kaw�. Mru��c oczy przed ostrym �wiat�em, Ann� z wysi�kiem usiad�a. Czu�a si� tak s�aba, jak nowonarodzone dziecko, z trudem panowa�a nad ruchami. Nawet kiedy pr�bowa�a unie�� wzrok, kr�ci�o jej si� w g�owie. Rozleg� si� jaki� szelest. Kto� zasun�� zas�ony w oknie. W pokoju zapanowa� mi�y p�mrok, ale nawet te resztki �wiat�a sprawia�y jej b�l. Us�ysza�a st�umione kroki, zbli�aj�ce si� do ��ka. Chcia�a spojrze� w tamt� stron�, ale zakr�ci�o si� jej w g�owie, a obrazy zacz�y dwoi� jej si� w oczach. Wszystkie sprz�ty w pokoju widzia�a podw�jnie: kolumienki przy ��ku, kominek, umywalni� z obt�uczonym dzbankiem, przej�t� po najm�odszym bracie, Isaaku, kt�ry niedawno si� o�eni� i przeni�s� do miasta. Zamkn�a oczy, staraj�c si� opanowa� md�o�ci. Nie mo�e sobie pozwoli� na chorob�. Tata cz�sto mawia�, �e jest zdrowa jak rasowa klacz. Szczyci�a si� tym, �e nigdy nie dostaje gor�czki ani kataru, w przeciwie�stwie do braci. To na niej zawsze mo�na by�o polega�, to ona piel�gnowa�a w chorobach m�odsze rodze�stwo i otacza�a opiek� starzej�cych si� rodzic�w. Musia�a czu� si� dobrze. Zbyt wielu ludzi na niej polega�o. Odsun�a narzut�, kt�r� wiele lat temu wyhaftowa�a dla Abelarda, najstarszego z braci, teraz wa�nego prawnika, kt�ry nie dba� o takie sentymentalne pami�tki. Ju� chcia�a wsta�, ale mocna, m�ska r�ka spocz�a na jej ramieniu. - Spokojnie. Musi pani odpocz��. Wzdrygn�a si�, s�ysz�c ten niski g�os. Nie nale�a� do �adnego z jej dziewi�ciu braci. �aden z nich nie mieszka� ju� w domu, wszyscy si� o�enili lub wyjechali do dalekich kraj�w. Zbyt szybko odwr�ci�a g�ow� i musia�a opanowa� now� fal� md�o�ci. Unios�a zamglone spojrzenie i ujrza�a przy ��ku jakiego� wysokiego m�czyzn�. Poczu�a ucisk w gardle. Przez chwil� wydawa�o jej si�, �e umar�a i posz�a prosto do piek�a. To by� on. Lord Joshua Kenyon. Nagle przypomnia�a sobie, co si� zdarzy�o. Wyprawa do lasu wczesnym rankiem, ci�ar pistoletu w zwilgotnia�ej d�oni. Nienawi��, kt�r� czu�a, spogl�daj�c na twarz przeciwnika po drugiej stronie zamglonej polany. Jak si� znalaz� w jej sypialni? Nie by�a w stanie my�le�, mog�a tylko patrzy� na niego z niedowierzaniem. Cho� dobrze go zna�a ze s�yszenia, rzeczywisto�� przesz�a jej oczekiwania. Lord Joshua Kenyon by� o wiele przystojniejszy, ni� si� spodziewa�a. I bardzo j� onie�miela�. - Niech pan si� wynosi. z mojego... domu! - powiedzia�a s�abym, niepewnym g�osem. - Nie wyjd�, zanim nie odpowie mi pani na kilka pyta�. Z gro�n� min� pochyli� si� nad ni�, jakby chcia� j� chwyci� za ramiona. Z wysi�kiem odsun�a si� na drug� stron� ��ka. Zn�w ogarn�y j� md�o�ci i krztusz�c si�, zgi�a si� we dwoje. Lord Joshua chwyci� pusty nocnik i podsun�� go Ann� w sam� por�, kiedy zacz�a zwraca� resztki �niadania. Kiedy wymioty usta�y, zrezygnowana zwin�a si� w k��bek i le�a�a w milczeniu. Joshua wzi�� z nocnego stolika szklank� wody i przytkn�� jej do warg. - Niech pani wyp�ucze usta - poleci�. Nie mia�a si�y si� sprzeciwia�. Po chwili poczu�a si� nieco lepiej. Spazmatycznie chwytaj�c powietrze, usiad�a na ��ku i obj�a ramionami kolana. Md�o�ci nie nasila�y si�, kiedy unika�a gwa�townych ruch�w. Lord Joshua wystawi� nocnik na korytarz. Ku jej zaskoczeniu, nie okazywa� przy tym obrzydzenia. Jej bracia w takiej sytuacji zatykaliby nosy i wyg�aszali grubia�skie komentarze. Czu�a si� upokorzona i przera�ona w�asn� s�abo�ci�. Co ten cz�owiek zamierza z ni� zrobi�? Oczywi�cie chce j� ukara�. M�czy�ni nie lubi�, kiedy kobieta wywiedzie ich w pole. - �a�uj�, �e nie zwymiotowa�am prosto na pana - wychrypia�a cicho. Joshua Kenyon spokojnie odstawi� szklank� na stolik. - Dobrze, �e ju� si� pani obudzi�a. Pewnie g�owa pani� boli jak diabli. - Nic mi nie jest - sk�ama�a, chocia� pulsuj�cy b�l nie pozwala� jej my�le�. - Nie ma pan prawa wchodzi� do mojego pokoju. Je�li kto� pana tu zastanie... - Szkoda, �e pani o tym nie pomy�la�a, kiedy szykowa�a si� do pojedynku. - Pochyli� si� i pokaza� jej roz�o�on� d�o�. Uchyli�a si�, my�l�c, �e chce j� uderzy�, ale on tylko spyta�: - Ile palc�w pokazuj�? Zamruga�a powiekami. R�kawy mia� podwini�te do �okcia, przedramiona mocne i ogorza�e od s�o�ca. Jego r�ce by�y du�e i kszta�tne, mo�na by nawet powiedzie�, �e zadbane, gdyby nie odciski na wewn�trznej stronie d�oni. Palce mia� d�ugie i silne. Z �atwo�ci� m�g�by udusi� kobiet�. Prze�kn�a nerwowo gorzk� �lin� i zerkn�a na drzwi. Wszystko wirowa�o jej przed oczami. Mama i tata na pewno nie wiedz�, �e lord Kenyonjest w jej pokoju. Nigdy nie zostawiliby jej sam na sam z obcym m�czyzn�. - M�j ojciec mo�e tu wej�� w ka�dej chwili, a wtedy b�dziesz mia� wielkie k�opoty. - Ile palc�w? - powt�rzy�. - Sze�� - odrzek�a, tylko dlatego, �eby wreszcie zabra� r�k� sprzed jej nosa. - Nie... cztery. - Dwa - poprawi� j�. - Kula drasn�a czaszk�, panno Neville. Dozna�a te� pani wstrz�su m�zgu. Ann� ostro�nie dotkn�a banda�a. Mia�a przeczucie, �e nadchodzi co� z�ego. - Wi�c wie pan... kim jestem... - Wiem, �e nie jest pani Davidem Pankhurstem. - Opar� si� o ��ko i spojrza� na ni� uwa�nie ciemnymi oczami. - Prosz� mi powiedzie�, dlaczego pozwoli�, �eby pani si� za niego pojedynkowa�a? - Dlaczego mia�abym cokolwiek wyja�nia�? Jest pan tu nieproszonym go�ciem. - A pani oszustk�. Nie mam zwyczaju pojedynkowa� si� z kobietami. - Rzeczywi�cie. Woli pan �ama� im serca i porzuca� je. Tak post�pi� pan z Lily. Zacisn�� usta, ale nie zareagowa� na jej zarzuty. - Pankhurst to tch�rz, skoro pozwala, �eby kobieta stawa�a za niego do pojedynku. - Nieprawda! Nawet nie wiedzia�, �e zaj�am jego miejsce. - W takim razie prosz� uprzejmie mi wyja�ni�, dlaczego pani to zrobi�a. Jego sarkazm odni�s� zaplanowany skutek. Teraz musia�a mu odpowiedzie�, �eby uchroni� Davida przed nies�aw�. - Nie ma do�wiadczenia z bron� - przyzna�a. - Ba�am si� o jego �ycie, wi�c wczoraj wieczorem dola�am mu laudanum do herbaty. - A o swoje �ycie si� pani nie ba�a? - Nigdy nie chybiam. Przynajmniej dotychczas mi si� to nie zdarzy�o - stwierdzi�a gorzko. - Cyril nauczy� mnie, jak obchodzi� si� z broni�. A on wygrywa ka�dy turniej strzelecki. - Cyril? - M�j brat. - Zamilk�a, a po chwili doda�a: - Jeden z moich dziewi�ciu braci. Je�li pan natychmiast nie wyjdzie, zawo�am ich. St�uk� pana na kwa�nie jab�ko. A ja b�d� im sekundowa�. Na nieproszonym go�ciu ta gro�ba nie zrobi�a wi�kszego wra�enia. - Taka z pani krwio�ercza istota? - spyta�. - Owszem. Benjamin jest od pana ci�szy co najmniej o 12 kilogram�w. Dorian pobiera� w Londynie lekcje boksowania. Hugh wychodzi zwyci�sko z ka�dej b�jki. - Prosz� nie zapomina� o Cyrilu, strzelcu wyborowym. Czy�by lord Joshua sobie z niej �artowa�? W takim razie by� zapatrzonym w siebie g�upcem. - Na pana miejscu nie zadziera�abym z rodzin� Neville'ow, tylko natychmiast bym si� st�d wynios�a. Uni�s� brew, jakby zastanawia� si� nad jej rad�. Kiedy odszed� od jej ��ka, odczu�a chwilow� ulg�. On jednak zatrzyma� si� przy umywalce i zamoczy� r�cznik w wodzie. - Pani bracia ju� tu nie mieszkaj� - rzuci� przez rami�. Ann� zamar�a. Jak to mo�liwe, �e tak �atwo przejrza� jej podst�p? - Peg - j�kn�a cicho. Zupe�nie zapomnia�a o wiernej s�u��cej, kt�ra w m�skim przebraniu towarzyszy�a jej dzi� rano. To pewnie ona przyprowadzi�a tu lorda Kenyona. I pewnie ona wypapla�a wszystko o swojej pani: �e urodzi�a si� i wychowa�a w Merrytonon-Sea na obrze�ach Brighton, �e przez ca�e �ycie mieszka�a w tym wielkim domu, �e sko�czy�a ju� dwadzie�cia osiem lat i wiod�a �ywot starej panny, dogl�daj�c starzej�cych si� rodzic�w. Lord Joshua zapewne zobaczy� w niej �atw� zdobycz. - Tak, Peg - potwierdzi�. - Je�li ma pani na my�li to pochlipuj�ce stworzenie, kt�re r�wnie� przebra�o si� za m�czyzn�. Spojrza� na ni�, a ona nagle u�wiadomi�a sobie, �e jest ubrana w znoszon� koszul� i spodnie, znalezione podczas sprz�tania pod dawnym ��kiem Geoffreya. Zerkn�a w d� i zobaczy�a na gorsie koszuli kilka rdzawych plam. Krew, pomy�la�a z przera�eniem. Dopiero teraz zauwa�y�a, �e kto� zdj�� jej p�aszcz i buty. On. Lord Joshua dotyka� jej, kiedy by�a nieprzytomna. M�g� robi�, co mu si� podoba�o. Ta my�l nape�ni�a j� gniewem i pragnieniem zemsty. - Gdzie jest Peg? - spyta�a. - Wys�a�em j�, �eby co� za�atwi�a. - Do diab�a, nie wolno panu rozkazywa� moim s�u��cym. - Robi�, co uwa�am za stosowne. - I niszczy pan wszystkich, kt�rzy staj� mu na drodze. Gdyby na �wiecie panowa�a sprawiedliwo��, powinien pan ju� nie �y�. - Przykro mi, �e pani� rozczarowa�em. - W jego oczach zamigota� dziwny b�ysk. - Prosz� si� po�o�y� - poleci� jej stanowczo. Patrzy�a na niego zaskoczona. Czy�by chcia� j� zniewoli�? Usi�owa�a odskoczy� jak najdalej od niego, ale chwyci� j� za ramiona i pchn�� na poduszki. Chocia� kr�ci�o jej si� w g�owie, przypomnia�a sobie, jakiej techniki samoobrony nauczy� j� Francis, kolejny z braci. Wymierzy�a napastnikowi kopniaka kolanem w krocze. Zakl�� pod nosem, ale nie uwolni� jej, tylko przypar� mocniej do materaca. Chwyci�a go za w�osy i mocno szarpn�a. - Puszczaj, draniu! Nawet nie drgn��. Kiedy spr�bowa�a zatopi� z�by w jego nagim ramieniu, unieruchomi� jej r�ce nad g�ow�. - Niech si� pani uspokoi - wysycza�. - Nic pani nie zrobi�, chyba �e b�d� do tego zmuszony. Woln� r�k� po�o�y� jej mokry r�cznik na czole. Niespodziewany ch��d ukoi� nieco b�l w skroniach, ale nie st�umi� gniewu. Czu�a mocne mi�nie napastnika, niemal s�ysza�a r�wne bicie jego serca. - Niech mnie pan pu�ci - powiedzia�a tak stanowczo, jak tylko w tej sytuacji potrafi�a. - Ale musi mi pani obieca�, �e nie b�dzie si� rusza�. -Dlaczego mia�abym cokolwiek obiecywa� cz�owiekowi, kt�ry do mnie strzela�? Patrzy� na ni� przez chwil�. Potem rozlu�ni� u�cisk i wyprostowa� si�. - Myli si� pani. To nie moja kula pani� zrani�a. Ann� wspar�a si� na �okciu. - Ma mnie pan za idiotk�? - Nagle wr�ci�o do niej niewyra�nie wspomnienie. Zn�w sta�a na zamglonej polanie, widzia�a opadaj�c� na ziemi� chustk�, Joshu� unosz�cego pistolet. - Wystrzeli� pan w powietrze.... Skin�� g�ow�. Dlaczego to zrobi�? Czy�by by� got�w zgin��? Dlaczego nie chcia� broni� si� przed Davidem? Wszystkie te w�tpliwo�ci sta�y si� ma�o istotne, kiedy dotar�o do niej najwa�niejsze pytanie. - W takim razie nie rozumiem... czyja kula mnie dosi�g�a? - By� tam jeszcze jaki� cz�owiek. Kry� si� w zaro�lach. Przytrzymuj�c r�cznik na czole, stara�a si� zrozumie� to, co powiedzia�. Nie pami�ta�a, �eby by� tam kto� opr�cz lorda Kenyona i jego sekundanta. - Chce pan powiedzie�... ze ten cz�owiek strzeli� do mnie celowo? - Tak. - Co za niedorzeczno��. Kto m�g�by to zrobi�? - W�a�nie tego zamierzam si� dowiedzie�. Jego zdecydowany ton wcale jej si� nie spodoba�. Ostatni� rzecz�, jakiej pragn�a, by� lord Joshua Kenyon kr�c�cy si� po domu i okolicy. Rodzice dowiedzieliby si� o tym, co zrobi�a. I tak b�dzie musia�a jako� wyja�ni�, sk�d si� wzi�� ten opatrunek na g�owie. - Jestem pewna, �e to by� jaki� zab��kany my�liwy. - Zobaczymy. M�j s�u��cy uda� si� za nim w po�cig. - To lepiej b�dzie, je�li wr�ci pan na miejsce pojedynku. Inaczej s�u��cy nie b�dzie wiedzia�, gdzie pana szuka�. U�miechn�� si� lekko, jakby rozbawiony jej pr�bami pozbycia si� go. - Pos�a�em tam pani s�u��c�, �eby zaczeka�a na Harringtona. Nie rusz� si� st�d, dop�ki si� nie upewni�, �e nic pani nie zagra�a. Spojrza�a na niego lodowato. - Jedynym niebezpiecze�stwem, jakie mi zagra�a, jest pan. Niech wi�c pan opu�ci ten dom, bo nie jest tu mile widziany. - Ann� Auroro Neville! - rozleg� si� znajomy g�os. - Na lito�� bosk�, co si� tutaj dzieje? ROZDZIA� 3 Zaproszenie pani Neville Z przera�enia zapar�o Ann� dech w piersi. W drzwiach sypialni zobaczy�a posta� matki. Pulchne policzki pani Lenory Neville zaczerwieni�y si�. Przed sob� trzyma�a zastawion� tac�. Porcelana lekko podzwania�a, wyra�nie �wiadcz�c o tym, �e matka jest bardzo wzburzona. - Mamo! Zaraz ci wszystko wyt�umacz�... Spu�ci�a nogi na pod�og� i od razu zakr�ci�o jej si� w g�owie. Chwyci�a si� kolumienki przy ��ku, �eby odzyska� r�wnowag�. Zanim dosz�a do siebie, lord Joshua odstawi� tac� na st�, poda� pani Neville rami�, a ona wspar�a si� na nim ufnie, jakby by� prawdziwym d�entelmenem, a nie �otrem najgorszego rodzaju. Na g�owie mia�a czepek ozdobiony delikatn� brukselsk� koronk�, a zamiast zwyk�ego, poplamionego farbami fartucha, w�o�y�a od�wi�tn� br�zow� sukni�. M�g� istnie� tylko jeden pow�d, dla kt�rego ubra�a si� tak nieskazitelnie i zdecydowa�a si� poda� herbat� w najlepszym porcelanowym dzbanku w r�yczki, kt�ry dosta�a od m�a z okazji dwudziestej pi�tej rocznicy �lubu. Mama zapewne wiedzia�a, �e lord Joshua Kenyon przebywa pod jej dachem. Dobry Bo�e, kto jej o tym powiedzia�? - Chcia�abym usi��� obok c�rki - powiedzia�a pani Neville. - Tak bardzo si� o ni� niepokoj�. - Ale� oczywi�cie. - Lord Joshua przysun�� stary fotel do ��ka. - Pani c�rka nied�ugo poczuje si� dobrze. Zostawi�a j� pani we w�a�ciwych r�kach. Ann� ju� mia�a co� powiedzie�, ale nie chcia�a jeszcze bardziej martwi� matki. - Czuj� si� coraz lepiej, mamo - zapewni�a. - Nie martw si� o mnie. Pani Neville, pulchna jak ka�da kobieta, kt�ra urodzi�a dziesi�cioro dzieci, lekko sapi�c usadowi�a si� w fotelu i spojrza�a z trosk� na Ann�. - Ale� kochanie, jeste� powa�nie ranna. Twoja g�owa... - Mamo, masz zaczerwienione policzki - przerwa�a jej c�rka. - Czy zn�w dokucza ci niestrawno��? Mo�e przynie�� ci lekarstwo? - Prosz� si� nie rusza� - Lord Joshua spojrza� na ni� gro�nie. - Pani matka po prostu zm�czy�a si� wchodz�c po schodach z ci�k� tac�. - Obdarzy� pani� Neville czaruj�cym u�miechem, kt�ry doskonale maskowa� jego zdradzieck� natur�. - Wystarczy�aby herbata. Niepotrzebnie si� pani trudzi�a, przynosz�c kanapki i ciasto. - Nonsens. M�czy�ni s� ci�gle g�odni. - Twarz pani Neville poja�nia�a. - Wiem co� o tym, wychowa�am dziewi�ciu syn�w. Patrz�c na kokieteryjnie u�miechni�t� matk�, Ann� usiad�a na brzegu ��ka. Czy mama wiedzia�a o pojedynku? Na pewno nie. Wi�c co lord Kenyon jej powiedzia�? - Pewnie si� zastanawiasz, sk�d ten obcy m�czyzna w moim pokoju - zacz�a.- Wcale si� nie dziwi�, �e tak si� oburzy�a�. - By�am oburzona tym, co m�wi�a�, Ann�. Jak mog�a� powiedzie� jego lordowskiej mo�ci, �e nie jest tu mile widziany. - Pani Neville z uwielbieniem spojrza�a na go�cia. - Prosz� wybaczy� mojej c�rce te szorstkie s�owa, milordzie. Zapewne nie wie, jak� odda� jej pan przys�ug�. Joshua sk�oni� si� szarmancko. - Ale� ja si� nie gniewam. Rana g�owy nie pozwala pani c�rce jasno my�le�. Ann� otworzy�a usta, �eby zapewni�, �e nie straci�a jasno�ci rozumowania, ale matka j� ubieg�a. - Ann�, kochanie, czy zostali�cie sobie odpowiednio przedstawieni? To jest kapitan lord Joshua Kenyon, brat markiza Stokeford. Lord Joshua jest bohaterem naszej zwyci�skiej wojny z Napoleonem. Ocali� ci dzi� rano �ycie. Bohater? Ocali� �ycie? Ann� zacisn�a d�o� na kolumience przy ��ku. - Co dok�adnie ci powiedzia�? - Nie mia�em wyboru. Musia�em zda� dok�adne sprawozdanie z tego nieszcz�snego wypadku. - Lord Joshua u�miecha� si� lekko. - Prosz� wybaczy�, �e zdradzi�em sekret. - Sekret? - powt�rzy�a ze strachem. - Nie pami�tasz? - wtr�ci�a matka. - Wczesnym rankiem wybra�a� si� na konn� przeja�d�k�, mimo okropnej mg�y. Na dodatek w�o�y�a� ch�opi�cy str�j. My�la�am, �e ju� wyros�a� z ch�ci na�ladowania swoich braci. - W bryczesach �atwiej si� je�dzi - wyja�ni�a Ann�. - A je�li zobaczyliby ci� s�siedzi? Mog� sobie tylko wyobrazi�, co powiedzia�aby ta niezno�na pani McPhee albo wscibska pani Tinniswood. - Zamierza�am wr�ci� do domu, zanim ktokolwiek si� obudzi. - A wr�ci�a� ci�ko ranna. - Pani Neville wachlowa�a si� obszyt� koronk� chusteczk�. - Ale� mnie wystraszy�a�. Wsta�am skoro �wit, �eby malowa� przy porannym �wietle. - U�miechn�a si� do Joshui. - Lubi� malowa� farbami olejnymi i akwarelami. Ten obraz na �cianie to jedna z moich prac. Joshua podszed� do wisz�cego nad kominkiem obrazu. - Polne dzwonki jak �ywe - stwierdzi�. - Dzi�kuj�. - Skromnie spu�ci�a oczy. - O czym to ja m�wi�am? Aha. Przypadkiem wyjrza�am przez okno i omal nie zemdla�am z przera�enia, kiedy zobaczy�am na schodach wiod�cych do domu jego lordowsk�mo�� z tob� na r�kach. Powiedzia� mi, �e... - Urwa�a. - �e co? - dopytywa�a si� nerwowo Ann�. - �e nie zabra�a pani ze sob� ch�opca stajennego - odezwa� si� lord Joshua. - Spad�a pani z konia, a ja, szcz�liwym zbiegiem okoliczno�ci, przeje�d�a�em w�a�nie nieopodal. - Spad�am z konia - wymamrota�a Ann�. - Uderzy�a� g�ow� o kamie�. - Matka przycisn�a d�onie do obfitego biustu. - Straci�a� tyle krwi! By�a� taka bezw�adna i blada, �e wydawa�o mi si�... - Urwa�a ze szlochem. Po chwili otar�a chusteczk� �zy i g�o�no wydmucha�a nos. Anne ogarn�o poczucie winy i wyrzuty sumienia. Chcia�a wsta� i obj�� matk�, ale nie mia�a si�y. - Przepraszam, mamo. Nie chcia�am ci� zmartwi�. - C�rka nie chcia�a te�, �eby si� pani dowiedzia�a o jej niem�drym post�pku - doda� lord Joshua. - Mam nadziej�, �e dosta�a nauczk�. Ann� spojrza�a na niego ze z�o�ci�. Traktowa� j� jak niegrzeczne dziecko! Gdyby wczoraj odwiedzi� Davida, �eby z�o�y� mu fa�szywe kondolencje, nic by si� nie wydarzy�o. - Zwykle nie jestem tak p�aczliwa - t�umaczy�a si� pani Neville. - Ale nie mog� znie�� my�li, �e tak niewiele brakowa�o, a straci�abym jedyn� c�rk�. Co my by�my bez ciebie zrobili, Ann�? - Nie p�acz, mamo. To si� wi�cej nie powt�rzy. Przyrzekam ci. Matka jednak nie chcia�a si� uspokoi�. - Kto przygotowywa�by mi farby? Kto przynosi�by mi odpowiednie kwiaty do martwych natur? Kto by pami�ta�, �eby zwr�ci� do biblioteki ksi��ki drogiego papy? - Ja b�d� to robi� - odrzek�a Ann�. - Przecie� nigdzie si� nie wybieram. - Jeste� moj� najdro�sz� towarzyszk�, jedynym z moich dzieci, kt�re przy mnie zosta�o. Ch�opcy nie odwiedzaj� nas tak cz�sto, jak powinni. - Przychodz� na obiad w ka�d� niedziel� - przypomnia�a jej cierpliwie Ann�. - Sp�dzaj� tutaj wakacje. Hugh cz�sto wpada w tygodniu... - Przywozi ubrania do naprawy. Nikt tak pi�knie nie ceruje jakt y. - A Benjamin odwiedza ci� z dzie�mi... - Bo dzieci uwielbia j�, jak czytasz im bajki. - Cyril pije z nami herbat�, kiedy odwiedza Brighton. - Przyje�d�a do nas, jak mu si� sko�czy twoja wy�mienita konfitura ze �liwek.- Pani Neville westchn�a. - Jeste� prawdziwym skarbem. Taka c�rka w domu to bezcenny skarb. Zgadza si� pan, milordzie? Czy�by mama usi�owa�a j� swata�? Nie, to chyba niemo�liwe. - Polegam na pani zdaniu - odrzek� lord Joshua, nape�niaj�c fili�ank� gor�c� herbat�. - Mam tylko braci, a rodzice ju� nie �yj�. Anne mimo woli zaciekawi�a si�, ilu ma braci. Szybko jednak zdusi�a ciekawo��. Wiedzia�a ju� o nim wystarczaj�co du�o. By� �ajdakiem, kt�ry porzuci� narzeczon�, ale mia� dar uwodzenia kobiet od Londynu po Luksemburg. Z gniewem patrzy�a, jak u�ywa swojego czaru wobec jej matki. - Bardzo prosz� - powiedzia� uprzejmie, podaj�c pani Neville fili�ank�. - Dzi�kuj�. Ale prosz� mnie nie obs�ugiwa�. Jeszcze pan sobie pomy�li, �e kiepska ze mnie gospodyni. - Jest pani oddan� matk�, kt�ra prze�y�a wielki wstrz�s. Ann� zacisn�a usta. Mama prze�y�aby jeszcze wi�kszy wstrz�s, gdyby si� dowiedzia�a, �e to on zostawi� Lily Pankhurst przed o�tarzem. Pani Neville wypi�a �yk herbaty. - Prosz� mi powiedzie�, milordzie, jak d�ugo potrwa rekonwalescencja Ann�. - To do�� powa�na rana, ale jest czysta i powinna �adnie si� zagoi�. Zaleca�bym jednak, �eby Ann� przez dwa tygodnie nie wstawa�a z ��ka. - Dwa tygodnie! To niedorzeczne! - Ten wybuch spowodowa� kolejn� fal� pulsuj�cego b�lu. - Wstan� jeszcze dzi� po po�udniu. Lord Joshua spl�t� ramiona na piersiach i przygwo�dzi� j� spojrzeniem. - B�dzie tak, jak powiedzia�em. Ran g�owy nie mo�na lekcewa�y�. - A kim pan jest, �eby mi rozkazywa�? - Jak to, nie wiesz? - wtr�ci�a z u�miechem pani Neville. - Lord Kenyon jest nie tylko bohaterem wojennym, ale r�wnie� wykwalifikowanym lekarzem. - A do tego jeszcze arystokrat� - doda�a ironicznie Ann�. - Ale� tak - potwierdzi�a rado�nie matka. - Czy� to nie cudowny zbieg okoliczno�ci, �e w�a�nie on ci� znalaz�? Zawdzi�czasz �ycie jego umiej�tno�ciom medycznym. �adny zbieg okoliczno�ci. Uda�o mu si� wymy�li� sprytne k�amstwo, dzi�ki kt�remu zyska� wst�p do jej sypialni. Nic dziwnego, �e mama nie sprzeciwia�a si� jego obecno�ci. Ka�dy zak�ada, �e lekarze s� godnymi zaufania, przyzwoitymi i uczciwymi lud�mi. - A wi�c po�wi�ca pan �ycie pomaganiu chorym? - spyta�a z nieukrywanym sarkazmem. - A gdzie pan studiowa�? - W szpitalach polowych na kontynencie. Chocia� s�u�y�em w kawalerii, wykonywa�em r�wnie� zadania lekarza. - A wi�c jednocze�nie odbiera� pan �ycie i ratowa� je. - Ann� od razu po�a�owa�a tych szorstkich s��w. Chocia� go nie lubi�a, musia�a uszanowa� to, �e walczy� za wolno�� ojczyzny. Przez d�ug� chwil� przygl�da� jej si� w pe�nym napi�cia milczeniu. Wychowuj�c si� w�r�d tylu braci, Ann� mia�a do�wiadczenie w post�powaniu z m�czyznami i wiedzia�a, �e je�li oka�e s�abo��, on natychmiast j� wykorzysta. Jednak mimo to go przeprosi�a. - Prosz� o wybaczenie. To by�a zupe�nie niepotrzebna uwaga. Z powa�n� min� skin�� g�ow�, przyjmuj�c jej przeprosiny. - T� sprzeczno�� trudno zrozumie� komu�, kto sam nie by� na wojnie. Wbrew w�asnej woli poczu�a przyp�yw wstydu i wsp�czucia. - Ma pan racj�. Ma pan pewnie wiele spraw do za�atwienia, wi�c nie b�dziemy pana d�u�ej zatrzymywa�. - Wr�cz przeciwnie. W tej chwili nie mam �adnych pilnych obowi�zk�w. - Cieplejszym wzrokiem spojrza� na jej matk�. - Prosz� przez nast�pne kilka dni uwa�nie obserwowa� moj� pacjentk�. Je�li nie ma pani nic przeciwko temu, wynajm� jak�� kwater� w okolicy, �eby mie� pani c�rk� na oku. - Jaki pan dobry! - zachwyci�a si� pani Neville. - Nalegam, �eby zatrzyma� si� pan u nas, milordzie. Nie chc� nawet s�ysze� o wynajmowaniu jakiego� lokum. W tym domu jest mn�stwo wolnych pokoi, odk�d synowie si� wyprowadzili. - Bardzo dzi�kuj�. Ch�tnie skorzystam z pani propozycji - zgodzi� si� Joshua, zanim Ann� zd��y�a zaprotestowa�. - Ale�... to niemo�liwe - wyj�ka�a. - Nie mo�emy nikogo go�ci�, kiedy jestem chora. Kto wszystko przygotuje? - Oczywi�cie Peg - odrzek�a matka, wstaj�c z fotela. - Je�li tylko uda mi si� znale�� t� leniw� dziewczyn�. - A jak zareaguje papa? Jest zaj�ty swoimi badaniami. Nie lubi go�ci. - Nonsens. Chowa si� w gabinecie jedynie przed rozbrykanymi wnukami, ale na og� bardzo lubi przebywa� w towarzystwie. - Pani Neville spojrza�a na lorda Joshu�. - Interesuj� si� pan histori�? To g��wny przedmiot bada� mojego m�a. - Studiowa�em w Oksfordzie. Z przyjemno�ci� porozmawiam z panem Neville. Anne przerazi�a si�, �e lord Joshua nieopatrznie zdradzi ojcu prawd�. - Mimo wszystko obawiam si�, �e nasze skromne domostwo nie spe�nia wymaga� jego lordowskiej mo�ci. - Nie jestem przesadnie wymagaj�cy - odpar� z lekk� ironi�. - Ostatnie pi�tna�cie lat sp�dzi�em w wojsku. Wszystko, co ma dach, wydaje mi si� prawdziwym pa�acem. Pani Neville u�miechn�a si� promiennie. - Doskonale. Och, niech no tylko dowiedz� si� o tym pani McPhee i pani Tinniswood. Pomy�le� tylko, brat markiza Stokeford zatrzyma� si� w moim domu. - Przej�ta, ruszy�a do drzwi, ale zatrzyma�a si� w progu. - Ann�, s�uchaj polece� jego lordowskiej mo�ci. On ju� zadba o to, �eby� szybko wyzdrowia�a. Ale bardzo prosz�, nie zamykaj drzwi do sypialni. Nie mo�na zapomina� o zasadach przyzwoito�ci. - U�miechn�a si� ufnie do go�cia i wysz�a. Joshua podszed� do sto�u i nala� herbaty do kolejnej fili�anki. Ann� mia�a wra�enie, �e to wszystko nie dzieje si� naprawd�. Lord Kenyon sprytnie zyska� przychylno�� jej matki, wprosi� si� do jej domu i zachowywa� si� arogancko. Nic nie posz�o zgodnie z planem. Przecie� to on mia� zosta� ranny i wyjecha�, nie wiedz�c, �e zosta� postrzelony przez kobiet�. Tymczasem sprawy przybra�y niespodziewany i niebezpieczny obr�t. W jakim celu lord Joshua sprytnie wkrad� si� do jej domu? Pewnie szykuje zemst�. Z fili�ank� w r�ku podszed� do ��ka. - Bardzo �adne przedstawienie - powiedzia�a. - Mam si� do pana zwraca� milordzie czy doktorze Kenyon? - Wystarczy Josh. Tak nazywaj� mnie przyjaciele. - W takim razie ja nie b�d� ci� tak nazywa�, doktorze. Mo�e pan ju� odej��. Sam pana widok sprawia, �e robi mi si� niedobrze. - Tym gorzej dla pani. Pani matka by�aby bardzo rozczarowana, gdybym wyjecha�. - Mama nie zna pa�skiej prawdziwej natury. Ma s�abo�� do m�skiego rodzaju. - A mo�e dostrzeg�a prawd�, czyli to, �e chc� ci tylko pom�c. - Stan�� tu� obok Ann�, tak �e musia�a spojrze� mu prosto w oczy. Podsun�� jej fili�ank� z herbat�. - Prosz� wypi� �yk. - Nic od pana nie chc� - odrzek�a, lekko uderzaj�c go w r�k�. Odsun�� fili�ank�, nie rozlewaj�c ani kropli. - Przecie� to nie trucizna. Czy�by odmawia�a pani wypicia herbaty przygotowanej przez swoj� w�asn� matk�? - Prosz� j� st�d zabra� i samemu r�wnie� wyj��. Prychn�� lekko, rozbawiony. - Miewa�em ju� niezno�nych pacjent�w, ale �aden nie umywa� si� do pani. M�wi�c to, przysun�� fili�ank� do jej warg. Zaskoczona jego bezceremonialnym zachowaniem wypi�a �yk gor�cego, wonnego p�ynu. Z ulg� poczu�a, jak znika sucho�� w gardle, a b�l g�owy staje si� nieco �agodniejszy. Niespodziewanie Joshua u�miechn�� si�. Wygl�da� teraz niemal przyjacielsko. G�ste rz�sy nadawa�y ostrym rysom twarzy nieco �agodniejszy wyraz. Mia� w�ski nos, wysokie ko�ci policzkowe i blizn� na podbr�dku, kt�r� zauwa�y�a ju� wcze�niej. Na policzkach czerni� si� cie� zarostu i Ann� poczu�a nieprzepart� ch��, �eby dotkn�� ich szorstkiej sk�ry. - Bardzo prosz� - powiedzia� cicho. - Od razu poczujesz si� lepiej. Czy�by odgad� jej my�li i zach�ca� j�, �eby go dotkn�a? Natychmiast zda�a sobie jednak spraw�, �e chodzi�o mu o herbat�. Zach�ca� j�, �eby wypi�a jeszcze kilka �yk�w. B�l g�owy os�abia� jej si�� woli. Resztka ch�ci oporu usz�a z niej jak woda z sita. Ow�adn�� ni� zdradziecki letarg i uleg�a zach�tom Joshui. Wolno rozchyli�a usta i poczu�a na wargach gor�cy p�yn. Cisz� przerwa� huk zatrzaskiwanych drzwi na parterze. Z korytarza dobieg�y niewyra�ne g�osy. Jaki� m�czyzna m�wi� co� z gniewem. Serce podskoczy�o Ann� w piersi. Natychmiast wr�ci�a do rzeczywisto�ci. Lord Joshua odwr�ci� g�ow� ku drzwiom i nas�uchiwa�. Jego u�miech gdzie� znikn�� i twarz zn�w przybra�a ch�odny wyraz. Jak mog�a nawet na chwil� zapomnie�, �e by� jej wrogiem? Na schodach zadudni�y kroki. - �e te� nie chcia� pan si� st�d wynie�� - wyszepta�a Ann� w panice. - Za chwil� wejdzie tu David. ROZDZIA� 4 Obietnica Josh odstawi� fili�ank� i zd��y� si� wyprostowa�, kiedy David Pankhurst wpad� do pokoju i zatrzyma� si� jak wryty. Jasne, kr�cone w�osy mia� w nie�adzie, a fular zwisa� niedbale pod ko�nierzem. Na policzkach wida� by�o z�otawy zarost. Zwykle nieskazitelnie ubrany, teraz wygl�da� tak, jakby w biegu w�o�y� ��t�, niedopi�t� kurtk� i szare pantalony. Spojrza� na Ann� nieprzytomnym wzrokiem. - M�j Bo�e! Jak si� czujesz? Ann� wsta�a, trzymaj�c si� kolumienki przy ��ku. Twarz mia�a niezdrowo poblad��, a poplamiona krwi� koszula i ch�opi�ce spodnie podkre�la�y jej szczup�� sylwetk�. - Nic mi nie jest - odrzek�a uspokajaj�co. - Naprawd�. Zaraz ci opowiem, co si� sta�o. Pankhurst jednak ju� jej nie s�ucha�. Zmierzy� Josha gniewnym spojrzeniem. - Co jej zrobi�e�, Kenyon? - Przynios�em pann� Neville do domu - wyja�ni� Josh. - Nie powinna si� dla ciebie nara�a�. - �ajdaku! Postrzeli�e� j�! - Z wykrzywion� w�ciek�o�ci� twarz� rzuci� si� na Josha. Josh zr�cznie uskoczy�, unikaj�c w ten spos�b ataku. Chwyci� Pankhursta za rami� i wykr�ci� je do ty�u. David opiera� si� zawzi�cie, ale nieumiej�tnie. Jeden z jego chaotycznych cios�w dosi�gn�� podbr�dka Josha. Jednak ten zignorowa� b�l, zacie�niwszy uchwyt, przypar� napastnika twarz� do ��ka, wbijaj�c mu kolano w kark. Wszystko trwa�o zaledwie kilka chwil. Pankhurst wyrywa� si�, ci�ko dysz�c. - Do diab�a! - Po�ciel t�umi�a jego g�os. - Niech ci� piek�o poch�onie! - Wyra�aj si� przyzwoicie. Pami�taj, �e jeste�my w towarzystwie damy. - Josh jeszcze mocniej wykr�ci� mu rami�, a Pankhursl krzykn�� bole�nie. - Ty brutalu! - zawo�a�a przera�ona Ann�. - Sprawiasz mu b�l! - Rzeczywi�cie. - Josh zauwa�y�, �e ranna chwieje si� na nogach, a jej twarz jeszcze bardziej poblad�a. - Niech pani siada. I to natychmiast. Rzecz jasna nie pos�ucha�a go. Skoczy�a mu na plecy, oplot�a ramionami szyj� i zacz�a dusi�. Josh straci� r�wnowag�, zaskoczony niespodziewanym atakiem. Ann�, mimo os�abienia, wykaza�a si� zdumiewaj�c� si��. Woln� r�k� chwyci� j� za rami�, nie uwalniaj�c jednak Pankhursta. Ca�a tr�jka szamota�a si� w milczeniu. Atakowany z dw�ch stron Josh z trudem chwyta� oddech. Przed oczami zamigota�y mu ciemne plamki. Babka wpoi�a mu, �e jako d�entelmen nie mo�e u�ywa� przemocy wobec kobiet, wi�c pos�u�enie si� si�� nie wchodzi�o w rachub�. Postanowi� wi�c zadzia�a� delikatnie. Si�gn�� za siebie i lekko dotkn�� wypuk�o�ci jej piersi. Krzykn�a cicho i nieznacznie si� odsun�a, a on natychmiast to wykorzysta�. Pochyli� si� nieco na bok i str�ci� j� ze swoich plec�w, tak �e wyl�dowa�a na ��ku obok Pankhursta. Le�a�a bezw�adna, z trudem �api�c oddech. Z�ocistobr�zowe w�osy opad�y jej na ramiona. Pod rozchylon� koszul� wida� by�o zarys drobnych piersi. Wyobra�nia Josha zareagowa�a natychmiast, podsuwaj�c mu r�ne zmys�owe obrazy. Szybko jednak st�umi� po��danie. Przecie� wola� uleg�e kobiety o bardziej obfitych kszta�tach. Czu� poci�g do tej krn�brnej pannicy tylko dlatego, �e ju� od wielu miesi�cy nie zazna� przyjemno�ci w kobiecych ramionach. Podczas wojny nie mia� na to czasu ani okazji. Patrzy�a na niego gniewnie, policzki jej poczerwienia�y. - Ty... �ajdaku! - Ju� mnie gorzej nazywano! - Taki chwyt zawsze skutkowa� w przypadku moich braci. - Jestem pewien, �e �aden z nich nie stosowa� mojego chwytu. - Wiedzia�, �e Ann� odgad�a, o czym m�wi. W jej oczach spostrzeg� oburzenie. - Puszcz� Pankhursta, je�li oboje przyrzekniecie, �e si� uspokoicie i wys�uchacie mnie. Patrzy�a na niego nieufnie. Josh spodziewa� si� dalszego oporu, ale ona tylko przysun�a si� do Davida i odsun�a mu z czo�a kosmyk w�os�w. - Nie zaszkodzi, jak pozwolimy mu m�wi� - powiedzia�a �agodnym tonem. - Tylko tak si� go pozb�dziemy. - Dobrze - wycedzi� Pankhurst przez zaci�ni�te z�by. Ann� spojrza�a na Josha. Jej twarz zn�w przybra�a ch�odny wyraz. - Prosz� bardzo, milordzie. Uda�o ci si� pokona� rann� kobiet� i m�czyzn� dochodz�cego do siebie po zbyt du�ej dawce laudanum. Zadowolony? - Raczej nie - odrzek� Josh. Zdumia� go pe�en czu�o�ci stosunek Anny do Davida. Czy�by ��czy�o ich co� wi�cej ni� przyja��? Zastanawiaj�c si� nad tym, uwolni� Pankhursta i odst�pi� o krok, nie spuszczaj�c z oka m�odego cz�owieka. Pankhurst usiad� na ��ku i z pe�n� pogardy min� wyg�adzi� przekrzywiony fular i zmi�t� kurtk�. Ann� pomog�a mu wyprostowa� ko�nierzyk koszuli, a Josh ze zdumieniem zauwa�y�, jak bardzo s� do siebie podobni. To mog�o t�umaczy�, dlaczego na polanie w swoim przeciwniku nie rozpozna� kobiety. Ann� wygl�dem przypomina�a Davida nawet bardziej ni� jego siostra Lily, kt�ra mia�a ciemne w�osy i bardziej kobiece kszta�ty, co przysparza�o jej ca�ych zast�p�w wielbicieli. - Prosz�, nie z�o�� si� na mnie - zwr�ci�a si� do Davida. - Kiedy ci opowiem, co si� sta�o... - Dlaczego mia�bym ci� s�ucha�? Wczoraj dola�a� mi �rodka nasennego do herbaty... Na twarzy Ann� odmalowa�y si� najr�niejsze uczucia: �al, czu�o��, niema pro�ba. A wi�c jednak jej uczucia do Pankhursta by�y g��bsze ni� przyja��. Niesforne, z�ote loki Davida, jego wynios�y spos�b bycia i nad�sana mina mog�y robi� wra�enie na m�odej, niedo�wiadczonej kobiecie. Naiwne uwielbienie Ann� wzbudzi�o w Joshu mimowolne wsp�czucie. Nie zna�a Pankhursta tak dobrze, jak jej si� wydawa�o. Przysun�a si� do niego bli�ej i jakby to on by� ranny, delikatnie po�o�y�a mu d�o� na ramieniu. - Prosz�, wybacz mi. Chcia�am ci tylko pom�c i pom�ci� �mier� Lily. - To nale�a�o do mnie, nie do ciebie. - Ale ja mam wi�ksze do�wiadczenie w obchodzeniu si� z broni�. Cyril mnie nauczy�, pami�tasz? - I na niewiele ci si� to zda�o - burkn�� obra�ony. - Nawet taki wyborowy strzelec jak ty nie da� sobie rady z tym diab�em wcielonym. - W�a�nie staram si� ci to powiedzie�, Davidzie. To nie lord Joshua mnie postrzeli�. On odda� strza� w powietrze. Pankhurst zmierzy� Joshu� lodowatym wzrokiem, - Wystrzeli� w powietrze? Niemo�liwe. - To prawda - po�wiadczy� Josh, cho� wiedzia�, �e brzmi to niewiarygodnie. Sam z trudem uwierzy�by w tak� histori�. - W zaro�lach czai� si� jaki� cz�owiek... - Pewnie my�liwy - wtr�ci�a Ann�. - Postrzeli� mnie przez przypadek. - Bzdura. - Pankhurst poderwa� si� na r�wne nogi. M�wi� do Ann�, cho� patrzy� gniewnie na Josha. - Wm�wi� ci to wszystko. - Panna Neville przyj�a kul� przeznaczon� dla ciebie - oznajmi� Josh. - Wydaje mi si�, �e powiniene� zrobi� wszystko, �eby z�apa� tego strzelca. - To na pewno by� tw�j s�uga. Kaza�e� mu mnie zastrzeli�, gdyby� sam chybi�. Josh z trudem opanowa� gniew. - Wr�cz przeciwnie. Mia�em nadziej�, �e b�dziesz wiedzia�, kto lo jest. - Ja? - z niedowierzaniem spyta� Pankhurst. - Tak. Komu m�wi�e� o pojedynku. - Nikomu. - Panna Neville wiedzia�a. - Jego s�u��cy przyszed� do nas, �eby po�yczy� pistolety do pojedynku - wyja�ni�a Ann�. - Wydoby�am od niego, po co Davidowi ta bro�. - W�a�nie. Skoro Ann� dowiedzia�a si� o pojedynku, m�g� o nim us�ysze� jeszcze kto�. Kto�, komu zale�a�o na twojej �mierci. - Co za brednie - odpar� Pankhurst. - To niezdarna pr�ba odwr�cenia podejrze� od ciebie samego. - Ludzie miewaj� tajemnice - upiera� si� Josh. - Pytanie brzmi, co ty ukrywasz. Pankhurst spu�ci� wzrok. Na kr�tk� chwil� zaleg�o milczenie. - Pozwol� sobie przypomnie�, �e nie jestem tutaj oskar�onym - powiedzia� w ko�cu, nerwowo szarpi�c fular. - Ani ja. Nie w�tpi� wi�c, �e pomo�esz mi znale�� tego strzelca. - Niech pan przestanie dr�czy� Davida - odezwa�a si� Ann�. W p�mroku pokoju wydawa�a si� bezbronna. R�ce zacisn�a na ko�drze tak mocno, �e pobiela�y jej kostki. - Od pi�ciu lat jeste�my bliskimi przyjaci�mi. Zapewniam pana, �e nie ma przede mn� �adnych tajemnic. Josh omal nie parskn�� �miechem. - W takim razie niech mi pani wyt�umaczy, jak to si� sta�o, �e ten my�liwy wypali� dok�adnie w tym samym momencie, co my. I jaki my�liwy poluje w czarnej pelerynie z kapturem. - To m�g� by� k�usownik. - K�usownicy nie je�d�� na pi�knych wierzchowcach. A �aden ziemianin nie polowa�by sam i tak blisko pla�y. Nie, ten strza� oddano celowo. Zrobi� to kto�, kto wiedzia�, �e Pankhurst ma si� ze mn� pojedynkowa�. - Spojrza� na zagniewanego Davida. - Pytanie brzmi, kto to by�. Pankhurst uparcie milcza�. - Kto� ze s�u�by zapewne pods�ucha�, jak wczoraj wyzwa�e� mnie na pojedynek - zastanawia� si� g�o�no Josh. - Wiadomo�� musia�a rozej�� si� po okolicy jeszcze przed ko�cem dnia. - Mo�e twoi s�u��cy plotkuj�. Moi s� lojalni. - David mieszka z ojcem. Wiod� spokojne, wiejskie �ycie - doda�a Ann�. - Maj� niewiele s�u�by, a wszyscy ci ludzie pracuj� dla lorda Timberlake od wielu lat. - Je�li wierzy pani, �e nikt z nich nie plotkuje, to niewiele pani wie o ludzkiej naturze - stwierdzi� Josh. - Na pewno wiem wi�cej ni� pan! - W takim razie zgodzi si� pani, �e potrzeba podzielenia si� z kim� wiadomo�ci� bywa bardzo silna. Sama pani powiedzia�a, �e to s�u��cy powiadomi� pani� o pojedynku. - Tylko dlatego, �e jestem blisk� przyjaci�k� Davida. Josh doszed� do wniosku, �e ten sp�r do niczego nie doprowadzi. - W takim razie pozwol� sobie zasugerowa� inn� mo�liwo��. By� mo�e strzelec wiedzia�, �e to pani wyst�puje w przebraniu Pankhursta. David natychmiast si� zje�y�. - Uwa�aj, co m�wisz, Kenyon. Posuwasz si� za daleko. Tym razem Ann� nie zwr�ci�a na niego uwagi. Szeroko rozwartymi oczami spojrza�a na Josha. - Sugeruje pan, �e kto� chcia� mnie zabi�? - To