16965
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 16965 |
Rozszerzenie: |
16965 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 16965 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 16965 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
16965 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
ROZDZIA� 1
M�czyzna w czerni
Brighton, Anglia, wrzesie� 1815
Kapitan Joshua Kenyon by� got�w na �mier�. Pogodzi� si� z t� my�l� ju� w nocy
i teraz spokojnie wzi�� z r�k Harringtona pistolet do pojedynku.
- B�d� k�opoty, kapitanie - stwierdzi� ponuro Harrington. Zerkn�� na
przeciwnika swojego pana, pogr��onego w rozmowie z t�gim sekundantem. Pasma
porannej mg�y unosi�y si� wok� majacz�cych w mroku sylwetek. - Ci dwaj s� jacy�
dziwni - zauwa�y� s�u��cy, �ci�gn�wszy siwe, krzaczaste brwi w jedn� lini�. - Jak na
nich patrz�, przechodzi mnie zimny dreszcz.
- To tylko ch�odny wiatr od morza - uspokoi� go Josh.
- Wcale nie. Ten pan Pankhurst nie odezwa� si� do mnie ani s�owem. A wczoraj
wieczorem mia� nam tyle do powiedzenia.
- Mo�e rano bywa nietowarzyski, tak samo jak ty.
- A mo�e �a�uje, �e wyzwa� pana na pojedynek - odpar� Harrin-gton. - Jak by
pan podszed� i porozmawia� z nim...
- Daj spok�j, Harry. S�owa nic nie zmieni�.
Nie trac�c zimnej krwi, Josh uwa�nie spojrza� na pistolet dostarczony przez
przeciwnika. Mahoniowa kolba doskonale le�a�a w d�oni. �wietnie wywa�ona, lekka
bro� wydawa�a si� przed�u�eniem r�ki. By�a l�ejsza ni� pistolet, kt�rego u�ywa� w
wojsku.
- Wspania�a sztuka - pochwali� Josh, zastanawiaj�c si�, sk�d Pankhurst zdoby�
to cacko. - Zdobienia wskazuj�, �e wykonano go we Francji, przed rewolucj�.
- Nawet je�li pistolet nale�a� do samego Bonapartego, to co mnie to obchodzi?-
Harrington z niezadowolon� min� wzi�� si� pod boki. - Ten pojedynek to kiepski
pomys�. Pan jest doskona�ym strzelcem i na pewno pan go trafi, a wtedy b�dziemy
mieli k�opoty z prawem.
- B�d� tak strzela�, �eby go nie zabi�. - Josh postanowi� nie zdradza� swojego
prawdziwego planu. Harrington na pewno stara�by si� go do niego zniech�ci�. -
Wype�nij sw�j obowi�zek. To rozkaz.
- Nie musz� s�ucha� pana rozkaz�w. Nie jeste�my ju� w kawalerii.
- Ale nadal u mnie pracujesz. Harrington zakl�� pod nosem i zasalutowa�,
niech�tnie ulegaj�c swojemu panu. Musia� jednak mie� ostatnie s�owo.
- B�dzie, jak pan chce. Ale je�li ska�� pana na wygnanie, ja z panem nie pojad�
na kontynent. Do�� mam tych przekl�tych �abojad�w. - Odwr�ci� si� na pi�cie i
gniewnie odmaszerowa�, lekko utykaj�c. Po czerwcowej bitwie pod Waterloo
odezwa�a si� dawna kontuzja nogi.
Ta bitwa sprawi�a r�wnie�, �e Josh mia� do�� widoku krwi. Kiedy wojna si�
sko�czy�a, a Napoleon zosta� zes�any na odleg�� wysp� �wi�tej Heleny, Josh sprzeda�
sw�j patent oficera kawalerii i wr�ci� do Anglii.
Dopiero teraz sobie u�wiadomi�, jak bardzo si� cieszy z powrotu do kraju.
Tydzie� temu zszed� z pok�adu statku transportowego, za�atwi� w Portsmouth
formalno�ci zwi�zane z wyst�pieniem z armii i wyruszy� do po�o�onego w�r�d
zielonych wzg�rz i pi�knych las�w Stokeford Abbey. Cho� bardzo �pieszy�o mu si�
do domu, postanowi� zatrzyma� si� w Brighton, �eby dope�ni� obowi�zku i
odwiedzi� Davida Pankhursta oraz jego ojca, barona Timberlake. A teraz sta� w tym
odludnym miejscu, niedaleko morza i nara�a� si� na �mier� z r�k rozw�cieczonego
cz�owieka, kt�ry bardzo d�ugo czeka�, �eby si� zem�ci�.
Josh zacisn�� d�o� na kolbie pistoletu i nakaza� sobie spok�j. Na �rodku
zamglonej polany Harrington rozmawia� z sekundantem Pankhursta. Po chwili obaj
m�czy�ni stan�li plecami do siebie i odliczyli po dziesi�� krok�w. Stukot ich but�w
zabrzmia� ponuro na tle szumu fal.
Josh by� czujny i skupiony niczym drapie�ne zwierz�. Ju� nieraz tak si� czu�,
zw�aszcza przed bitw�. Mia� wtedy wra�enie, �e stoi na skraju przepa�ci, i wiedzia�,
�e mo�e nie do�y� do zachodu s�o�ca.
Niebo na wschodzie stawa�o si� r�owoszare, zwiastuj�c nadchodz�cy dzie�.
W�r�d niskich drzew unosi�y si� smugi mg�y. W powietrzu mo�na by�o wyczu� s�ony
smak morza. Josh zauwa�y� beznami�tnie, �e piaszczysta gleba pod jego stopami
bardzo szybko wch�on�aby rozlan� krew.
Jego krew.
W czarnym powozie, kt�ry kilka chwil wcze�niej przywi�z� Pankhursta wraz z
sekundantem, nie by�o lekarza. Dziwne. Josh wiedzia�, �e David Pankhurst dba o
zdrowie z typow� dla arystokraty i cywila przesad�. Zapewne robi� wielkie
zamieszanie wok� rozci�tego palca, a z pola bitwy uciek�by w przera�eniu. Mimo to
na miejsce pojedynku przyby� jedynie w towarzystwie sekundanta.
Pankhurst wprawnie sprawdzi� pistolet i na pr�b� z�o�y� si� do strza�u. Josh nie
przypomina� sobie, �eby m�ody arystokrata kiedykolwiek wykazywa�
zainteresowanie broni�. Jednak od siedmiu lat chowa� uraz� do Josha i przez ten czas
m�g� si� podszkoli� w strzelaniu.
Jeden z koni parskn�� i uderzy� kopytem o ziemi�, ale Josh ca�� uwag� skupi� na
przeciwniku, kt�ry w�a�nie zajmowa� pozycj�.
Z odleg�o�ci dwudziestu krok�w jego blada twarz majaczy�a pod szerokim,
obszytym bobrowym futrem rondem kapelusza. W przeciwie�stwie do Josha, kt�ry
sta� w samej koszuli, Pankhurst nie zdj�� ciep�ego p�aszcza. We mgle trudno by�o
dostrzec rysy przeciwnika, Josh dobrze jednak pami�ta� g�adko wygolone policzki i
niebieskie oczy, patrz�ce z w�ciek�o�ci� w o�wietlonym �wiat�em �wiec holu. To by�
zupe�nie inny cz�owiek ni� ten, kt�ry kiedy� mia� zosta� jego szwagrem.
W przeddzie� �lubu Josh zerwa� zar�czyny z Lily Pankhurst. Pojecha� na wojn�,
a wkr�tce potem Lily zachorowa�a i zmar�a.
Ludzie szeptali, �e p�k�o jej serce. Inni m�wili, �e sama odebra�a sobie �ycie.
Na sam� my�l o tym Josha przebiega� zimny dreszcz.
Stoj�cy na skraju polany Harrington �ciska� w d�oni jasny kawa�ek p��tna.
- Daj� sygna� - powiedzia�. Jego szorstki g�os brzmia� dziwnie g�ucho w
wilgotnym powietrzu. - Niech panowie nie podnosz� pistolet�w, dop�ki chustka nie
spadnie na ziemi�. - Urwa� i popatrzy� gniewnie na Josha i Pankhursta. - Chyba �e
kt�ry� z pan�w chce wszystko odwo�a�.
Zaleg�a cisza, przerywana jedynie poszumem fal i �wierkaniem jakiego�
zaspanego ptaka. Sekundant Pankhursta odsun�� si� na bok, nerwowo splataj�c d�onie
i przest�puj�c z nogi na nog�. W przeciwie�stwie do niego, David Pankhurst sta� w
ca�kowitym bezruchu. By� tak drobnej budowy, �e przywodzi� na my�l ma�e dziecko.
Josh jednak odsun�� od siebie t� my�l. Nie m�g� zapomnie�, �e przeciwnik od wielu
lat �ywi� do niego g��bok� nienawi��.
Josh trzyma� pistolet w opuszczonej d�oni. Palec wskazuj�cy opar� na spu�cie.
- Zaczynajmy - poleci�.
- Skoro pan nalega - wymamrota� Harrington. Skrzywi� si� z niesmakiem i
wypu�ci� bia�� chustk� z r�ki.
Wydawa�o si�, �e opada na ziemi� przez ca�� wieczno��. Josh czu� przenikliwy
ch��d w powietrzu. Igie�ki wilgoci k�u�y go w twarz, kwa�ny smak strachu wype�ni�
mu usta. Przygotowa� si� na uderzenie kuli.
Gdy tylko chustka dotkn�a trawy, uni�s� rami�, wycelowa� w niebo i nacisn��
spust. Kula, nie czyni�c nikomu szkody, z og�uszaj�cym hukiem pomkn�a w g�r�.
Jednocze�nie zabrzmia� drugi strza�, kiedy Pankhurst wymierzy� w Josha. Kula
�wisn�a mu ko�o ucha. Nagle Pankhurst si� zachwia� i pad� na ziemi�.
Os�upia�y Josh patrzy� na to z niedowierzaniem. Przecie� celowa� w korony
drzew. Czy�by kula odbi�a sie rykoszetem od konaru?
Nagle us�ysza� krzyk Harringtona:
- Zatrzyma� go! Ten �ajdak strzela� do Pankhursta!
Josh spojrza� tam, gdzie wskazywa� s�u��cy. We mgle za drzewami czai� si�
jaki� cz�owiek w czarnej pelerynie. Z tej odleg�o�ci nie mo�na by�o dostrzec rys�w
twarzy. W d�oni �ciska� dymi�cy muszkiet.
Nieznajomy zerwa� si� do ucieczki. Z rozwian� peleryn� wskoczy� na stoj�cego
w pobli�u konia i ruszy� galopem. Harrington rzuci� si� do swojego wierzchowca z
zadziwiaj�c� jak na sw�j wiek i u�omno�� szybko�ci�.
Josh rzuci� pistolet na ziemi� i pobieg� za s�u��cym. Dopad� go, kiedy ten
odwi�zywa� wodze swojego konia od ga��zi drzewa.
- Zosta� - poleci� mu. - Ja z�api� tego drania. S�u��cy potrz�sn�� siw� g�ow�.
- Pan si� zna na medycynie, a Pankhurst potrzebuje pomocy lekarza.
Josh, cho� niech�tnie, musia� przyzna� mu racj�. Harrington, by�y d�okej, by�
doskona�ym je�d�cem. Wskoczy� teraz zr�cznie na konia i po chwili znikn�� we
mgle.
Niebo poja�nia�o, wszystko wok� zala�a per�owa po�wiata. Gdzie� w g�rze
odezwa� si� skowronek. Krople rosy spada�y z wielkich d�b�w i l�ni�y na krzewach.
Josh nie m�g� sobie darowa�, �e nie zauwa�y� nadej�cia intruza. Nic dziwnego,
�e jego ko� zachowywa� si� niespokojnie. Chcia� go ostrzec r�eniem. Nieznajomy
zapewne wystrzeli� r�wnocze�nie z nim.
Josh odwr�ci� si� i podszed� do swojego przeciwnika.
David Pankhurst le�a� na boku jak bezw�adna kukie�ka. Jego przysadzisty
sekundant przykucn�� obok swojego pana, ale nie udziela� mu �adnej pomocy. Twarz
mia� przys�oni�t� rondem kapelusza, ramiona trz�s�y mu si� od p�aczu.
- Dobry Bo�e... dobry Bo�e... Joshowi zdarza�o si� ju� widzie� tak� reakcj� na
polu bitwy.
Najtwardsi �o�nierze mogli si� za�ama� na widok krwi. Tym razem jednak nie
mia� ochoty uspokaja� rozhisteryzowanego sekundanta.
Przykl�k� przy Pankhurscie i ju� mia� go zbada�, ale sekundant go powstrzyma�.
- Nie, milordzie! Nie mo�na. Nie wolno panu dotyka�...
- Chc� mu tylko pom�c - warkn�� Josh. - Jestem wykwalifikowanym lekarzem.
To m�wi�c, jednocze�nie rozpina� guziki p�aszcza nieprzytomnego Pankhursta.
Ranny mia� na sobie lu�n�, bia�� koszul� i proste, br�zowe spodnie, bardziej pasuj�ce
do ch�opca stajennego ni� modnego dandysa. C�, mo�e nie chcia� zniszczy�
eleganckiego ubrania. Co dziwniejsze, Pankhurst wyda� si� Joshowi o wiele
drobniejszy, ni� go zapami�ta�. Czy to tylko na skutek p�mroku wczesnego ranka?
Nigdzie nie by�o wida� krwi, wi�c Josh rozwi�za� sztywny, bia�y fular i namaca�
t�tnic� na szyi rannego. Sk�ra by�a g�adka, ciep�a i mi�kka. Ku swojej uldze wyczu�
szybki, nier�wny puls.
- �yje - oznajmi� kr�tko, unosz�c wzrok.
- Chwa�a Bogu! - wykrzykn�� s�u��cy, a �zy sp�yn�y mu po pulchnej twarzy o
grubych, ch�opskich rysach. - Chwa�a Bogu!
G�os wyda� si� dziwnie piskliwy. Josh jednak od dawna mia� podejrzenia co do
sk�onno�ci Pankhursta, wi�c nie by� przesadnie zaskoczony takim wyborem
s�u��cego.
Delikatnie chwyci� rannego za ramiona i przewr�ci� go na plecy. Kiedy obszyty
bobrowym futrem kapelusz zsun�� si� z jego czo�a, Josh dozna� drugiego tego dnia
wstrz�su.
Znieruchomia� i przez chwil� tylko patrzy� w milczeniu.
Spod kapelusza wysun�y si� d�ugie, z�ocistobr�zowe pukle w�os�w, na skroni
ukaza�a si� plama krwi. Ale to twarz najbardziej przyku�a uwag� Josha. Te delikatne
rysy nie nale�a�y do Davida Pankhursta.
Teraz dopiero spostrzeg� w�sk� tali� i wznosz�ce si� pod bia�� koszul� wzg�rki
piersi. Nie mia� ju� najmniejszych w�tpliwo�ci.
Stoczy� pojedynek z kobiet�.
ROZDZIA� 2
Nieproszony go��
Nag�y strach wyrwa� Ann� z drzemki. �ni�a jej si� jaka� ciemno ubrana posta�,
stoj�ca we mgle... niczym diabe� wcielony. Obraz ten szybko znikn�� i zosta� jedynie
ostry, pulsuj�cy b�l g�owy.
Unios�a powieki i stara�a si� przyzwyczai� wzrok do o�lepiaj�cych promieni
s�o�ca. �wiat�o spot�gowa�o b�l. Ca�a g�owa pali�a j� �ywym ogniem. Z trudem
unios�a d�o� i zas�oni�a oczy.
Pod palcami wyczu�a p��tno, spowijaj�ce jej skro�. Zdziwiona stwierdzi�a, �e
kto� umiej�tnie zabanda�owa� jej czo�o. Czy�by si� zrani�a?
Mimo b�lu rozejrza�a si� wok� i rozpozna�a swoj� urz�dzon� po sparta�sku
sypialni�: zniszczon� komod�, w kt�rej trzyma�a ubrania, obrazek przedstawiaj�cy
polne kwiaty, namalowany przez matk�, g��boki fotel z dziur� w obiciu, kt�rej nie
mia�a czasu za�ata�. Znajome otoczenie powinno j� uspokoi�, jednak ca�y czas nerwy
mia�a napi�te.
Dlaczego le�y w ��ku, cho� jest ju� tak p�no. Przecie� ojciec mo�e chcie�,
�eby posz�a dla niego do biblioteki po ksi��k�. Mama pewnie jest poch�oni�ta
malowaniem i zapomnia�a przynie�� mu gazet� i kaw�.
Mru��c oczy przed ostrym �wiat�em, Ann� z wysi�kiem usiad�a. Czu�a si� tak
s�aba, jak nowonarodzone dziecko, z trudem panowa�a nad ruchami. Nawet kiedy
pr�bowa�a unie�� wzrok, kr�ci�o jej si� w g�owie.
Rozleg� si� jaki� szelest. Kto� zasun�� zas�ony w oknie. W pokoju zapanowa�
mi�y p�mrok, ale nawet te resztki �wiat�a sprawia�y jej b�l. Us�ysza�a st�umione
kroki, zbli�aj�ce si� do ��ka.
Chcia�a spojrze� w tamt� stron�, ale zakr�ci�o si� jej w g�owie, a obrazy zacz�y
dwoi� jej si� w oczach. Wszystkie sprz�ty w pokoju widzia�a podw�jnie: kolumienki
przy ��ku, kominek, umywalni� z obt�uczonym dzbankiem, przej�t� po
najm�odszym bracie, Isaaku, kt�ry niedawno si� o�eni� i przeni�s� do miasta.
Zamkn�a oczy, staraj�c si� opanowa� md�o�ci. Nie mo�e sobie pozwoli� na
chorob�. Tata cz�sto mawia�, �e jest zdrowa jak rasowa klacz. Szczyci�a si� tym, �e
nigdy nie dostaje gor�czki ani kataru, w przeciwie�stwie do braci. To na niej zawsze
mo�na by�o polega�, to ona piel�gnowa�a w chorobach m�odsze rodze�stwo i
otacza�a opiek� starzej�cych si� rodzic�w.
Musia�a czu� si� dobrze. Zbyt wielu ludzi na niej polega�o.
Odsun�a narzut�, kt�r� wiele lat temu wyhaftowa�a dla Abelarda, najstarszego z
braci, teraz wa�nego prawnika, kt�ry nie dba� o takie sentymentalne pami�tki. Ju�
chcia�a wsta�, ale mocna, m�ska r�ka spocz�a na jej ramieniu.
- Spokojnie. Musi pani odpocz��.
Wzdrygn�a si�, s�ysz�c ten niski g�os. Nie nale�a� do �adnego z jej dziewi�ciu
braci. �aden z nich nie mieszka� ju� w domu, wszyscy si� o�enili lub wyjechali do
dalekich kraj�w.
Zbyt szybko odwr�ci�a g�ow� i musia�a opanowa� now� fal� md�o�ci. Unios�a
zamglone spojrzenie i ujrza�a przy ��ku jakiego� wysokiego m�czyzn�. Poczu�a
ucisk w gardle. Przez chwil� wydawa�o jej si�, �e umar�a i posz�a prosto do piek�a.
To by� on.
Lord Joshua Kenyon.
Nagle przypomnia�a sobie, co si� zdarzy�o. Wyprawa do lasu wczesnym
rankiem, ci�ar pistoletu w zwilgotnia�ej d�oni. Nienawi��, kt�r� czu�a, spogl�daj�c
na twarz przeciwnika po drugiej stronie zamglonej polany.
Jak si� znalaz� w jej sypialni?
Nie by�a w stanie my�le�, mog�a tylko patrzy� na niego z niedowierzaniem.
Cho� dobrze go zna�a ze s�yszenia, rzeczywisto�� przesz�a jej oczekiwania. Lord
Joshua Kenyon by� o wiele przystojniejszy, ni� si� spodziewa�a.
I bardzo j� onie�miela�.
- Niech pan si� wynosi. z mojego... domu! - powiedzia�a s�abym, niepewnym
g�osem.
- Nie wyjd�, zanim nie odpowie mi pani na kilka pyta�. Z gro�n� min� pochyli�
si� nad ni�, jakby chcia� j� chwyci� za ramiona. Z wysi�kiem odsun�a si� na drug�
stron� ��ka. Zn�w ogarn�y j� md�o�ci i krztusz�c si�, zgi�a si� we dwoje.
Lord Joshua chwyci� pusty nocnik i podsun�� go Ann� w sam� por�, kiedy
zacz�a zwraca� resztki �niadania.
Kiedy wymioty usta�y, zrezygnowana zwin�a si� w k��bek i le�a�a w milczeniu.
Joshua wzi�� z nocnego stolika szklank� wody i przytkn�� jej do warg.
- Niech pani wyp�ucze usta - poleci�. Nie mia�a si�y si� sprzeciwia�. Po chwili
poczu�a si� nieco lepiej.
Spazmatycznie chwytaj�c powietrze, usiad�a na ��ku i obj�a ramionami
kolana. Md�o�ci nie nasila�y si�, kiedy unika�a gwa�townych ruch�w.
Lord Joshua wystawi� nocnik na korytarz. Ku jej zaskoczeniu, nie okazywa�
przy tym obrzydzenia. Jej bracia w takiej sytuacji zatykaliby nosy i wyg�aszali
grubia�skie komentarze.
Czu�a si� upokorzona i przera�ona w�asn� s�abo�ci�. Co ten cz�owiek zamierza z
ni� zrobi�? Oczywi�cie chce j� ukara�. M�czy�ni nie lubi�, kiedy kobieta wywiedzie
ich w pole.
- �a�uj�, �e nie zwymiotowa�am prosto na pana - wychrypia�a cicho.
Joshua Kenyon spokojnie odstawi� szklank� na stolik.
- Dobrze, �e ju� si� pani obudzi�a. Pewnie g�owa pani� boli jak diabli.
- Nic mi nie jest - sk�ama�a, chocia� pulsuj�cy b�l nie pozwala� jej my�le�. -
Nie ma pan prawa wchodzi� do mojego pokoju. Je�li kto� pana tu zastanie...
- Szkoda, �e pani o tym nie pomy�la�a, kiedy szykowa�a si� do pojedynku. -
Pochyli� si� i pokaza� jej roz�o�on� d�o�. Uchyli�a si�, my�l�c, �e chce j� uderzy�, ale
on tylko spyta�: - Ile palc�w pokazuj�?
Zamruga�a powiekami. R�kawy mia� podwini�te do �okcia, przedramiona mocne
i ogorza�e od s�o�ca. Jego r�ce by�y du�e i kszta�tne, mo�na by nawet powiedzie�, �e
zadbane, gdyby nie odciski na wewn�trznej stronie d�oni. Palce mia� d�ugie i silne.
Z �atwo�ci� m�g�by udusi� kobiet�.
Prze�kn�a nerwowo gorzk� �lin� i zerkn�a na drzwi. Wszystko wirowa�o jej
przed oczami. Mama i tata na pewno nie wiedz�, �e lord Kenyonjest w jej pokoju.
Nigdy nie zostawiliby jej sam na sam z obcym m�czyzn�.
- M�j ojciec mo�e tu wej�� w ka�dej chwili, a wtedy b�dziesz mia� wielkie
k�opoty.
- Ile palc�w? - powt�rzy�.
- Sze�� - odrzek�a, tylko dlatego, �eby wreszcie zabra� r�k� sprzed jej nosa. -
Nie... cztery.
- Dwa - poprawi� j�. - Kula drasn�a czaszk�, panno Neville. Dozna�a te� pani
wstrz�su m�zgu.
Ann� ostro�nie dotkn�a banda�a. Mia�a przeczucie, �e nadchodzi co� z�ego.
- Wi�c wie pan... kim jestem...
- Wiem, �e nie jest pani Davidem Pankhurstem. - Opar� si� o ��ko i spojrza�
na ni� uwa�nie ciemnymi oczami. - Prosz� mi powiedzie�, dlaczego pozwoli�, �eby
pani si� za niego pojedynkowa�a?
- Dlaczego mia�abym cokolwiek wyja�nia�? Jest pan tu nieproszonym go�ciem.
- A pani oszustk�. Nie mam zwyczaju pojedynkowa� si� z kobietami.
- Rzeczywi�cie. Woli pan �ama� im serca i porzuca� je. Tak post�pi� pan z Lily.
Zacisn�� usta, ale nie zareagowa� na jej zarzuty.
- Pankhurst to tch�rz, skoro pozwala, �eby kobieta stawa�a za niego do
pojedynku.
- Nieprawda! Nawet nie wiedzia�, �e zaj�am jego miejsce.
- W takim razie prosz� uprzejmie mi wyja�ni�, dlaczego pani to zrobi�a.
Jego sarkazm odni�s� zaplanowany skutek. Teraz musia�a mu odpowiedzie�,
�eby uchroni� Davida przed nies�aw�.
- Nie ma do�wiadczenia z bron� - przyzna�a. - Ba�am si� o jego �ycie, wi�c
wczoraj wieczorem dola�am mu laudanum do herbaty.
- A o swoje �ycie si� pani nie ba�a?
- Nigdy nie chybiam. Przynajmniej dotychczas mi si� to nie zdarzy�o -
stwierdzi�a gorzko. - Cyril nauczy� mnie, jak obchodzi� si� z broni�. A on wygrywa
ka�dy turniej strzelecki.
- Cyril?
- M�j brat. - Zamilk�a, a po chwili doda�a: - Jeden z moich dziewi�ciu braci.
Je�li pan natychmiast nie wyjdzie, zawo�am ich. St�uk� pana na kwa�nie jab�ko. A ja
b�d� im sekundowa�.
Na nieproszonym go�ciu ta gro�ba nie zrobi�a wi�kszego wra�enia.
- Taka z pani krwio�ercza istota? - spyta�.
- Owszem. Benjamin jest od pana ci�szy co najmniej o 12 kilogram�w. Dorian
pobiera� w Londynie lekcje boksowania. Hugh wychodzi zwyci�sko z ka�dej b�jki.
- Prosz� nie zapomina� o Cyrilu, strzelcu wyborowym. Czy�by lord Joshua
sobie z niej �artowa�? W takim razie by� zapatrzonym w siebie g�upcem.
- Na pana miejscu nie zadziera�abym z rodzin� Neville'ow, tylko natychmiast
bym si� st�d wynios�a.
Uni�s� brew, jakby zastanawia� si� nad jej rad�. Kiedy odszed� od jej ��ka,
odczu�a chwilow� ulg�. On jednak zatrzyma� si� przy umywalce i zamoczy� r�cznik
w wodzie.
- Pani bracia ju� tu nie mieszkaj� - rzuci� przez rami�. Ann� zamar�a. Jak to
mo�liwe, �e tak �atwo przejrza� jej podst�p?
- Peg - j�kn�a cicho. Zupe�nie zapomnia�a o wiernej s�u��cej, kt�ra w m�skim
przebraniu towarzyszy�a jej dzi� rano. To pewnie ona przyprowadzi�a tu lorda
Kenyona. I pewnie ona wypapla�a wszystko o swojej pani: �e urodzi�a si� i
wychowa�a w Merrytonon-Sea na obrze�ach Brighton, �e przez ca�e �ycie mieszka�a
w tym wielkim domu, �e sko�czy�a ju� dwadzie�cia osiem lat i wiod�a �ywot starej
panny, dogl�daj�c starzej�cych si� rodzic�w.
Lord Joshua zapewne zobaczy� w niej �atw� zdobycz.
- Tak, Peg - potwierdzi�. - Je�li ma pani na my�li to pochlipuj�ce stworzenie,
kt�re r�wnie� przebra�o si� za m�czyzn�.
Spojrza� na ni�, a ona nagle u�wiadomi�a sobie, �e jest ubrana w znoszon�
koszul� i spodnie, znalezione podczas sprz�tania pod dawnym ��kiem Geoffreya.
Zerkn�a w d� i zobaczy�a na gorsie koszuli kilka rdzawych plam. Krew, pomy�la�a
z przera�eniem. Dopiero teraz zauwa�y�a, �e kto� zdj�� jej p�aszcz i buty.
On.
Lord Joshua dotyka� jej, kiedy by�a nieprzytomna. M�g� robi�, co mu si�
podoba�o. Ta my�l nape�ni�a j� gniewem i pragnieniem zemsty.
- Gdzie jest Peg? - spyta�a.
- Wys�a�em j�, �eby co� za�atwi�a.
- Do diab�a, nie wolno panu rozkazywa� moim s�u��cym.
- Robi�, co uwa�am za stosowne.
- I niszczy pan wszystkich, kt�rzy staj� mu na drodze. Gdyby na �wiecie
panowa�a sprawiedliwo��, powinien pan ju� nie �y�.
- Przykro mi, �e pani� rozczarowa�em. - W jego oczach zamigota� dziwny
b�ysk. - Prosz� si� po�o�y� - poleci� jej stanowczo.
Patrzy�a na niego zaskoczona. Czy�by chcia� j� zniewoli�? Usi�owa�a odskoczy�
jak najdalej od niego, ale chwyci� j� za ramiona i pchn�� na poduszki. Chocia� kr�ci�o
jej si� w g�owie, przypomnia�a sobie, jakiej techniki samoobrony nauczy� j� Francis,
kolejny z braci.
Wymierzy�a napastnikowi kopniaka kolanem w krocze.
Zakl�� pod nosem, ale nie uwolni� jej, tylko przypar� mocniej do materaca.
Chwyci�a go za w�osy i mocno szarpn�a.
- Puszczaj, draniu! Nawet nie drgn��. Kiedy spr�bowa�a zatopi� z�by w jego
nagim ramieniu, unieruchomi� jej r�ce nad g�ow�.
- Niech si� pani uspokoi - wysycza�. - Nic pani nie zrobi�, chyba �e b�d� do
tego zmuszony.
Woln� r�k� po�o�y� jej mokry r�cznik na czole. Niespodziewany ch��d ukoi�
nieco b�l w skroniach, ale nie st�umi� gniewu. Czu�a mocne mi�nie napastnika,
niemal s�ysza�a r�wne bicie jego serca.
- Niech mnie pan pu�ci - powiedzia�a tak stanowczo, jak tylko w tej sytuacji
potrafi�a.
- Ale musi mi pani obieca�, �e nie b�dzie si� rusza�.
-Dlaczego mia�abym cokolwiek obiecywa� cz�owiekowi, kt�ry do mnie strzela�?
Patrzy� na ni� przez chwil�. Potem rozlu�ni� u�cisk i wyprostowa� si�.
- Myli si� pani. To nie moja kula pani� zrani�a. Ann� wspar�a si� na �okciu.
- Ma mnie pan za idiotk�? - Nagle wr�ci�o do niej niewyra�nie wspomnienie.
Zn�w sta�a na zamglonej polanie, widzia�a opadaj�c� na ziemi� chustk�, Joshu�
unosz�cego pistolet. - Wystrzeli� pan w powietrze....
Skin�� g�ow�.
Dlaczego to zrobi�? Czy�by by� got�w zgin��? Dlaczego nie chcia� broni� si�
przed Davidem? Wszystkie te w�tpliwo�ci sta�y si� ma�o istotne, kiedy dotar�o do
niej najwa�niejsze pytanie.
- W takim razie nie rozumiem... czyja kula mnie dosi�g�a?
- By� tam jeszcze jaki� cz�owiek. Kry� si� w zaro�lach. Przytrzymuj�c r�cznik
na czole, stara�a si� zrozumie� to, co powiedzia�. Nie pami�ta�a, �eby by� tam kto�
opr�cz lorda Kenyona i jego sekundanta.
- Chce pan powiedzie�... ze ten cz�owiek strzeli� do mnie celowo?
- Tak.
- Co za niedorzeczno��. Kto m�g�by to zrobi�?
- W�a�nie tego zamierzam si� dowiedzie�. Jego zdecydowany ton wcale jej si�
nie spodoba�. Ostatni� rzecz�, jakiej pragn�a, by� lord Joshua Kenyon kr�c�cy si� po
domu i okolicy. Rodzice dowiedzieliby si� o tym, co zrobi�a. I tak b�dzie musia�a
jako� wyja�ni�, sk�d si� wzi�� ten opatrunek na g�owie.
- Jestem pewna, �e to by� jaki� zab��kany my�liwy.
- Zobaczymy. M�j s�u��cy uda� si� za nim w po�cig.
- To lepiej b�dzie, je�li wr�ci pan na miejsce pojedynku. Inaczej s�u��cy nie
b�dzie wiedzia�, gdzie pana szuka�.
U�miechn�� si� lekko, jakby rozbawiony jej pr�bami pozbycia si� go.
- Pos�a�em tam pani s�u��c�, �eby zaczeka�a na Harringtona. Nie rusz� si� st�d,
dop�ki si� nie upewni�, �e nic pani nie zagra�a.
Spojrza�a na niego lodowato.
- Jedynym niebezpiecze�stwem, jakie mi zagra�a, jest pan. Niech wi�c pan
opu�ci ten dom, bo nie jest tu mile widziany.
- Ann� Auroro Neville! - rozleg� si� znajomy g�os. - Na lito�� bosk�, co si�
tutaj dzieje?
ROZDZIA� 3
Zaproszenie pani Neville
Z przera�enia zapar�o Ann� dech w piersi. W drzwiach sypialni zobaczy�a
posta� matki. Pulchne policzki pani Lenory Neville zaczerwieni�y si�. Przed sob�
trzyma�a zastawion� tac�. Porcelana lekko podzwania�a, wyra�nie �wiadcz�c o tym,
�e matka jest bardzo wzburzona.
- Mamo! Zaraz ci wszystko wyt�umacz�... Spu�ci�a nogi na pod�og� i od razu
zakr�ci�o jej si� w g�owie.
Chwyci�a si� kolumienki przy ��ku, �eby odzyska� r�wnowag�.
Zanim dosz�a do siebie, lord Joshua odstawi� tac� na st�, poda� pani Neville
rami�, a ona wspar�a si� na nim ufnie, jakby by� prawdziwym d�entelmenem, a nie
�otrem najgorszego rodzaju. Na g�owie mia�a czepek ozdobiony delikatn� brukselsk�
koronk�, a zamiast zwyk�ego, poplamionego farbami fartucha, w�o�y�a od�wi�tn�
br�zow� sukni�.
M�g� istnie� tylko jeden pow�d, dla kt�rego ubra�a si� tak nieskazitelnie i
zdecydowa�a si� poda� herbat� w najlepszym porcelanowym dzbanku w r�yczki,
kt�ry dosta�a od m�a z okazji dwudziestej pi�tej rocznicy �lubu. Mama zapewne
wiedzia�a, �e lord Joshua Kenyon przebywa pod jej dachem.
Dobry Bo�e, kto jej o tym powiedzia�?
- Chcia�abym usi��� obok c�rki - powiedzia�a pani Neville. - Tak bardzo si� o
ni� niepokoj�.
- Ale� oczywi�cie. - Lord Joshua przysun�� stary fotel do ��ka. - Pani c�rka
nied�ugo poczuje si� dobrze. Zostawi�a j� pani we w�a�ciwych r�kach.
Ann� ju� mia�a co� powiedzie�, ale nie chcia�a jeszcze bardziej martwi� matki.
- Czuj� si� coraz lepiej, mamo - zapewni�a. - Nie martw si� o mnie.
Pani Neville, pulchna jak ka�da kobieta, kt�ra urodzi�a dziesi�cioro dzieci, lekko
sapi�c usadowi�a si� w fotelu i spojrza�a z trosk� na Ann�.
- Ale� kochanie, jeste� powa�nie ranna. Twoja g�owa...
- Mamo, masz zaczerwienione policzki - przerwa�a jej c�rka. - Czy zn�w
dokucza ci niestrawno��? Mo�e przynie�� ci lekarstwo?
- Prosz� si� nie rusza� - Lord Joshua spojrza� na ni� gro�nie. - Pani matka po
prostu zm�czy�a si� wchodz�c po schodach z ci�k� tac�. - Obdarzy� pani� Neville
czaruj�cym u�miechem, kt�ry doskonale maskowa� jego zdradzieck� natur�. -
Wystarczy�aby herbata. Niepotrzebnie si� pani trudzi�a, przynosz�c kanapki i ciasto.
- Nonsens. M�czy�ni s� ci�gle g�odni. - Twarz pani Neville poja�nia�a. - Wiem
co� o tym, wychowa�am dziewi�ciu syn�w.
Patrz�c na kokieteryjnie u�miechni�t� matk�, Ann� usiad�a na brzegu ��ka. Czy
mama wiedzia�a o pojedynku? Na pewno nie. Wi�c co lord Kenyon jej powiedzia�?
- Pewnie si� zastanawiasz, sk�d ten obcy m�czyzna w moim pokoju -
zacz�a.- Wcale si� nie dziwi�, �e tak si� oburzy�a�.
- By�am oburzona tym, co m�wi�a�, Ann�. Jak mog�a� powiedzie� jego
lordowskiej mo�ci, �e nie jest tu mile widziany. - Pani Neville z uwielbieniem
spojrza�a na go�cia. - Prosz� wybaczy� mojej c�rce te szorstkie s�owa, milordzie.
Zapewne nie wie, jak� odda� jej pan przys�ug�.
Joshua sk�oni� si� szarmancko.
- Ale� ja si� nie gniewam. Rana g�owy nie pozwala pani c�rce jasno my�le�.
Ann� otworzy�a usta, �eby zapewni�, �e nie straci�a jasno�ci rozumowania, ale
matka j� ubieg�a.
- Ann�, kochanie, czy zostali�cie sobie odpowiednio przedstawieni? To jest
kapitan lord Joshua Kenyon, brat markiza Stokeford. Lord Joshua jest bohaterem
naszej zwyci�skiej wojny z Napoleonem. Ocali� ci dzi� rano �ycie.
Bohater? Ocali� �ycie? Ann� zacisn�a d�o� na kolumience przy ��ku.
- Co dok�adnie ci powiedzia�?
- Nie mia�em wyboru. Musia�em zda� dok�adne sprawozdanie z tego
nieszcz�snego wypadku. - Lord Joshua u�miecha� si� lekko. - Prosz� wybaczy�, �e
zdradzi�em sekret.
- Sekret? - powt�rzy�a ze strachem.
- Nie pami�tasz? - wtr�ci�a matka. - Wczesnym rankiem wybra�a� si� na konn�
przeja�d�k�, mimo okropnej mg�y. Na dodatek w�o�y�a� ch�opi�cy str�j. My�la�am,
�e ju� wyros�a� z ch�ci na�ladowania swoich braci.
- W bryczesach �atwiej si� je�dzi - wyja�ni�a Ann�.
- A je�li zobaczyliby ci� s�siedzi? Mog� sobie tylko wyobrazi�, co
powiedzia�aby ta niezno�na pani McPhee albo wscibska pani Tinniswood.
- Zamierza�am wr�ci� do domu, zanim ktokolwiek si� obudzi.
- A wr�ci�a� ci�ko ranna. - Pani Neville wachlowa�a si� obszyt� koronk�
chusteczk�. - Ale� mnie wystraszy�a�. Wsta�am skoro �wit, �eby malowa� przy
porannym �wietle. - U�miechn�a si� do Joshui. - Lubi� malowa� farbami olejnymi i
akwarelami. Ten obraz na �cianie to jedna z moich prac.
Joshua podszed� do wisz�cego nad kominkiem obrazu.
- Polne dzwonki jak �ywe - stwierdzi�.
- Dzi�kuj�. - Skromnie spu�ci�a oczy. - O czym to ja m�wi�am? Aha.
Przypadkiem wyjrza�am przez okno i omal nie zemdla�am z przera�enia, kiedy
zobaczy�am na schodach wiod�cych do domu jego lordowsk�mo�� z tob� na r�kach.
Powiedzia� mi, �e... - Urwa�a.
- �e co? - dopytywa�a si� nerwowo Ann�.
- �e nie zabra�a pani ze sob� ch�opca stajennego - odezwa� si� lord Joshua. -
Spad�a pani z konia, a ja, szcz�liwym zbiegiem okoliczno�ci, przeje�d�a�em w�a�nie
nieopodal.
- Spad�am z konia - wymamrota�a Ann�.
- Uderzy�a� g�ow� o kamie�. - Matka przycisn�a d�onie do obfitego biustu. -
Straci�a� tyle krwi! By�a� taka bezw�adna i blada, �e wydawa�o mi si�... - Urwa�a ze
szlochem. Po chwili otar�a chusteczk� �zy i g�o�no wydmucha�a nos.
Anne ogarn�o poczucie winy i wyrzuty sumienia. Chcia�a wsta� i obj�� matk�,
ale nie mia�a si�y.
- Przepraszam, mamo. Nie chcia�am ci� zmartwi�.
- C�rka nie chcia�a te�, �eby si� pani dowiedzia�a o jej niem�drym post�pku -
doda� lord Joshua. - Mam nadziej�, �e dosta�a nauczk�.
Ann� spojrza�a na niego ze z�o�ci�. Traktowa� j� jak niegrzeczne dziecko!
Gdyby wczoraj odwiedzi� Davida, �eby z�o�y� mu fa�szywe kondolencje, nic by si�
nie wydarzy�o.
- Zwykle nie jestem tak p�aczliwa - t�umaczy�a si� pani Neville. - Ale nie mog�
znie�� my�li, �e tak niewiele brakowa�o, a straci�abym jedyn� c�rk�. Co my by�my
bez ciebie zrobili, Ann�?
- Nie p�acz, mamo. To si� wi�cej nie powt�rzy. Przyrzekam ci. Matka jednak
nie chcia�a si� uspokoi�.
- Kto przygotowywa�by mi farby? Kto przynosi�by mi odpowiednie kwiaty do
martwych natur? Kto by pami�ta�, �eby zwr�ci� do biblioteki ksi��ki drogiego papy?
- Ja b�d� to robi� - odrzek�a Ann�. - Przecie� nigdzie si� nie wybieram.
- Jeste� moj� najdro�sz� towarzyszk�, jedynym z moich dzieci, kt�re przy mnie
zosta�o. Ch�opcy nie odwiedzaj� nas tak cz�sto, jak powinni.
- Przychodz� na obiad w ka�d� niedziel� - przypomnia�a jej cierpliwie Ann�. -
Sp�dzaj� tutaj wakacje. Hugh cz�sto wpada w tygodniu...
- Przywozi ubrania do naprawy. Nikt tak pi�knie nie ceruje jakt y.
- A Benjamin odwiedza ci� z dzie�mi...
- Bo dzieci uwielbia j�, jak czytasz im bajki.
- Cyril pije z nami herbat�, kiedy odwiedza Brighton.
- Przyje�d�a do nas, jak mu si� sko�czy twoja wy�mienita konfitura ze �liwek.-
Pani Neville westchn�a. - Jeste� prawdziwym skarbem. Taka c�rka w domu to
bezcenny skarb. Zgadza si� pan, milordzie?
Czy�by mama usi�owa�a j� swata�? Nie, to chyba niemo�liwe.
- Polegam na pani zdaniu - odrzek� lord Joshua, nape�niaj�c fili�ank� gor�c�
herbat�. - Mam tylko braci, a rodzice ju� nie �yj�.
Anne mimo woli zaciekawi�a si�, ilu ma braci. Szybko jednak zdusi�a
ciekawo��. Wiedzia�a ju� o nim wystarczaj�co du�o. By� �ajdakiem, kt�ry porzuci�
narzeczon�, ale mia� dar uwodzenia kobiet od Londynu po Luksemburg.
Z gniewem patrzy�a, jak u�ywa swojego czaru wobec jej matki.
- Bardzo prosz� - powiedzia� uprzejmie, podaj�c pani Neville fili�ank�.
- Dzi�kuj�. Ale prosz� mnie nie obs�ugiwa�. Jeszcze pan sobie pomy�li, �e
kiepska ze mnie gospodyni.
- Jest pani oddan� matk�, kt�ra prze�y�a wielki wstrz�s. Ann� zacisn�a usta.
Mama prze�y�aby jeszcze wi�kszy wstrz�s, gdyby si� dowiedzia�a, �e to on zostawi�
Lily Pankhurst przed o�tarzem.
Pani Neville wypi�a �yk herbaty.
- Prosz� mi powiedzie�, milordzie, jak d�ugo potrwa rekonwalescencja Ann�.
- To do�� powa�na rana, ale jest czysta i powinna �adnie si� zagoi�. Zaleca�bym
jednak, �eby Ann� przez dwa tygodnie nie wstawa�a z ��ka.
- Dwa tygodnie! To niedorzeczne! - Ten wybuch spowodowa� kolejn� fal�
pulsuj�cego b�lu. - Wstan� jeszcze dzi� po po�udniu.
Lord Joshua spl�t� ramiona na piersiach i przygwo�dzi� j� spojrzeniem.
- B�dzie tak, jak powiedzia�em. Ran g�owy nie mo�na lekcewa�y�.
- A kim pan jest, �eby mi rozkazywa�?
- Jak to, nie wiesz? - wtr�ci�a z u�miechem pani Neville. - Lord Kenyon jest nie
tylko bohaterem wojennym, ale r�wnie� wykwalifikowanym lekarzem.
- A do tego jeszcze arystokrat� - doda�a ironicznie Ann�.
- Ale� tak - potwierdzi�a rado�nie matka. - Czy� to nie cudowny zbieg
okoliczno�ci, �e w�a�nie on ci� znalaz�? Zawdzi�czasz �ycie jego umiej�tno�ciom
medycznym.
�adny zbieg okoliczno�ci. Uda�o mu si� wymy�li� sprytne k�amstwo, dzi�ki
kt�remu zyska� wst�p do jej sypialni. Nic dziwnego, �e mama nie sprzeciwia�a si�
jego obecno�ci. Ka�dy zak�ada, �e lekarze s� godnymi zaufania, przyzwoitymi i
uczciwymi lud�mi.
- A wi�c po�wi�ca pan �ycie pomaganiu chorym? - spyta�a z nieukrywanym
sarkazmem. - A gdzie pan studiowa�?
- W szpitalach polowych na kontynencie. Chocia� s�u�y�em w kawalerii,
wykonywa�em r�wnie� zadania lekarza.
- A wi�c jednocze�nie odbiera� pan �ycie i ratowa� je. - Ann� od razu
po�a�owa�a tych szorstkich s��w. Chocia� go nie lubi�a, musia�a uszanowa� to, �e
walczy� za wolno�� ojczyzny.
Przez d�ug� chwil� przygl�da� jej si� w pe�nym napi�cia milczeniu.
Wychowuj�c si� w�r�d tylu braci, Ann� mia�a do�wiadczenie w post�powaniu z
m�czyznami i wiedzia�a, �e je�li oka�e s�abo��, on natychmiast j� wykorzysta.
Jednak mimo to go przeprosi�a.
- Prosz� o wybaczenie. To by�a zupe�nie niepotrzebna uwaga. Z powa�n� min�
skin�� g�ow�, przyjmuj�c jej przeprosiny.
- T� sprzeczno�� trudno zrozumie� komu�, kto sam nie by� na wojnie.
Wbrew w�asnej woli poczu�a przyp�yw wstydu i wsp�czucia.
- Ma pan racj�. Ma pan pewnie wiele spraw do za�atwienia, wi�c nie b�dziemy
pana d�u�ej zatrzymywa�.
- Wr�cz przeciwnie. W tej chwili nie mam �adnych pilnych obowi�zk�w. -
Cieplejszym wzrokiem spojrza� na jej matk�. - Prosz� przez nast�pne kilka dni
uwa�nie obserwowa� moj� pacjentk�. Je�li nie ma pani nic przeciwko temu, wynajm�
jak�� kwater� w okolicy, �eby mie� pani c�rk� na oku.
- Jaki pan dobry! - zachwyci�a si� pani Neville. - Nalegam, �eby zatrzyma� si�
pan u nas, milordzie. Nie chc� nawet s�ysze� o wynajmowaniu jakiego� lokum. W
tym domu jest mn�stwo wolnych pokoi, odk�d synowie si� wyprowadzili.
- Bardzo dzi�kuj�. Ch�tnie skorzystam z pani propozycji - zgodzi� si� Joshua,
zanim Ann� zd��y�a zaprotestowa�.
- Ale�... to niemo�liwe - wyj�ka�a. - Nie mo�emy nikogo go�ci�, kiedy jestem
chora. Kto wszystko przygotuje?
- Oczywi�cie Peg - odrzek�a matka, wstaj�c z fotela. - Je�li tylko uda mi si�
znale�� t� leniw� dziewczyn�.
- A jak zareaguje papa? Jest zaj�ty swoimi badaniami. Nie lubi go�ci.
- Nonsens. Chowa si� w gabinecie jedynie przed rozbrykanymi wnukami, ale
na og� bardzo lubi przebywa� w towarzystwie. - Pani Neville spojrza�a na lorda
Joshu�. - Interesuj� si� pan histori�? To g��wny przedmiot bada� mojego m�a.
- Studiowa�em w Oksfordzie. Z przyjemno�ci� porozmawiam z panem Neville.
Anne przerazi�a si�, �e lord Joshua nieopatrznie zdradzi ojcu prawd�.
- Mimo wszystko obawiam si�, �e nasze skromne domostwo nie spe�nia
wymaga� jego lordowskiej mo�ci.
- Nie jestem przesadnie wymagaj�cy - odpar� z lekk� ironi�. - Ostatnie
pi�tna�cie lat sp�dzi�em w wojsku. Wszystko, co ma dach, wydaje mi si�
prawdziwym pa�acem.
Pani Neville u�miechn�a si� promiennie.
- Doskonale. Och, niech no tylko dowiedz� si� o tym pani McPhee i pani
Tinniswood. Pomy�le� tylko, brat markiza Stokeford zatrzyma� si� w moim domu. -
Przej�ta, ruszy�a do drzwi, ale zatrzyma�a si� w progu. - Ann�, s�uchaj polece� jego
lordowskiej mo�ci. On ju� zadba o to, �eby� szybko wyzdrowia�a. Ale bardzo prosz�,
nie zamykaj drzwi do sypialni. Nie mo�na zapomina� o zasadach przyzwoito�ci. -
U�miechn�a si� ufnie do go�cia i wysz�a.
Joshua podszed� do sto�u i nala� herbaty do kolejnej fili�anki. Ann� mia�a
wra�enie, �e to wszystko nie dzieje si� naprawd�. Lord Kenyon sprytnie zyska�
przychylno�� jej matki, wprosi� si� do jej domu i zachowywa� si� arogancko.
Nic nie posz�o zgodnie z planem. Przecie� to on mia� zosta� ranny i wyjecha�,
nie wiedz�c, �e zosta� postrzelony przez kobiet�. Tymczasem sprawy przybra�y
niespodziewany i niebezpieczny obr�t.
W jakim celu lord Joshua sprytnie wkrad� si� do jej domu? Pewnie szykuje
zemst�. Z fili�ank� w r�ku podszed� do ��ka.
- Bardzo �adne przedstawienie - powiedzia�a. - Mam si� do pana zwraca�
milordzie czy doktorze Kenyon?
- Wystarczy Josh. Tak nazywaj� mnie przyjaciele.
- W takim razie ja nie b�d� ci� tak nazywa�, doktorze. Mo�e pan ju� odej��.
Sam pana widok sprawia, �e robi mi si� niedobrze.
- Tym gorzej dla pani. Pani matka by�aby bardzo rozczarowana, gdybym
wyjecha�.
- Mama nie zna pa�skiej prawdziwej natury. Ma s�abo�� do m�skiego rodzaju.
- A mo�e dostrzeg�a prawd�, czyli to, �e chc� ci tylko pom�c. - Stan�� tu� obok
Ann�, tak �e musia�a spojrze� mu prosto w oczy. Podsun�� jej fili�ank� z herbat�. -
Prosz� wypi� �yk.
- Nic od pana nie chc� - odrzek�a, lekko uderzaj�c go w r�k�. Odsun�� fili�ank�,
nie rozlewaj�c ani kropli.
- Przecie� to nie trucizna. Czy�by odmawia�a pani wypicia herbaty
przygotowanej przez swoj� w�asn� matk�?
- Prosz� j� st�d zabra� i samemu r�wnie� wyj��. Prychn�� lekko, rozbawiony.
- Miewa�em ju� niezno�nych pacjent�w, ale �aden nie umywa� si� do pani.
M�wi�c to, przysun�� fili�ank� do jej warg. Zaskoczona jego bezceremonialnym
zachowaniem wypi�a �yk gor�cego, wonnego p�ynu. Z ulg� poczu�a, jak znika
sucho�� w gardle, a b�l g�owy staje si� nieco �agodniejszy.
Niespodziewanie Joshua u�miechn�� si�. Wygl�da� teraz niemal przyjacielsko.
G�ste rz�sy nadawa�y ostrym rysom twarzy nieco �agodniejszy wyraz. Mia� w�ski
nos, wysokie ko�ci policzkowe i blizn� na podbr�dku, kt�r� zauwa�y�a ju� wcze�niej.
Na policzkach czerni� si� cie� zarostu i Ann� poczu�a nieprzepart� ch��, �eby
dotkn�� ich szorstkiej sk�ry.
- Bardzo prosz� - powiedzia� cicho. - Od razu poczujesz si� lepiej.
Czy�by odgad� jej my�li i zach�ca� j�, �eby go dotkn�a?
Natychmiast zda�a sobie jednak spraw�, �e chodzi�o mu o herbat�. Zach�ca� j�,
�eby wypi�a jeszcze kilka �yk�w.
B�l g�owy os�abia� jej si�� woli. Resztka ch�ci oporu usz�a z niej jak woda z sita.
Ow�adn�� ni� zdradziecki letarg i uleg�a zach�tom Joshui.
Wolno rozchyli�a usta i poczu�a na wargach gor�cy p�yn.
Cisz� przerwa� huk zatrzaskiwanych drzwi na parterze. Z korytarza dobieg�y
niewyra�ne g�osy. Jaki� m�czyzna m�wi� co� z gniewem.
Serce podskoczy�o Ann� w piersi. Natychmiast wr�ci�a do rzeczywisto�ci.
Lord Joshua odwr�ci� g�ow� ku drzwiom i nas�uchiwa�. Jego u�miech gdzie�
znikn�� i twarz zn�w przybra�a ch�odny wyraz. Jak mog�a nawet na chwil�
zapomnie�, �e by� jej wrogiem?
Na schodach zadudni�y kroki.
- �e te� nie chcia� pan si� st�d wynie�� - wyszepta�a Ann� w panice. - Za chwil�
wejdzie tu David.
ROZDZIA� 4
Obietnica
Josh odstawi� fili�ank� i zd��y� si� wyprostowa�, kiedy David Pankhurst wpad�
do pokoju i zatrzyma� si� jak wryty. Jasne, kr�cone w�osy mia� w nie�adzie, a fular
zwisa� niedbale pod ko�nierzem. Na policzkach wida� by�o z�otawy zarost. Zwykle
nieskazitelnie ubrany, teraz wygl�da� tak, jakby w biegu w�o�y� ��t�, niedopi�t�
kurtk� i szare pantalony.
Spojrza� na Ann� nieprzytomnym wzrokiem.
- M�j Bo�e! Jak si� czujesz?
Ann� wsta�a, trzymaj�c si� kolumienki przy ��ku. Twarz mia�a niezdrowo
poblad��, a poplamiona krwi� koszula i ch�opi�ce spodnie podkre�la�y jej szczup��
sylwetk�.
- Nic mi nie jest - odrzek�a uspokajaj�co. - Naprawd�. Zaraz ci opowiem, co si�
sta�o.
Pankhurst jednak ju� jej nie s�ucha�. Zmierzy� Josha gniewnym spojrzeniem.
- Co jej zrobi�e�, Kenyon?
- Przynios�em pann� Neville do domu - wyja�ni� Josh. - Nie powinna si� dla
ciebie nara�a�.
- �ajdaku! Postrzeli�e� j�! - Z wykrzywion� w�ciek�o�ci� twarz� rzuci� si� na
Josha.
Josh zr�cznie uskoczy�, unikaj�c w ten spos�b ataku. Chwyci� Pankhursta za
rami� i wykr�ci� je do ty�u. David opiera� si� zawzi�cie, ale nieumiej�tnie. Jeden z
jego chaotycznych cios�w dosi�gn�� podbr�dka Josha. Jednak ten zignorowa� b�l,
zacie�niwszy uchwyt, przypar� napastnika twarz� do ��ka, wbijaj�c mu kolano w
kark.
Wszystko trwa�o zaledwie kilka chwil. Pankhurst wyrywa� si�, ci�ko dysz�c.
- Do diab�a! - Po�ciel t�umi�a jego g�os. - Niech ci� piek�o poch�onie!
- Wyra�aj si� przyzwoicie. Pami�taj, �e jeste�my w towarzystwie damy. - Josh
jeszcze mocniej wykr�ci� mu rami�, a Pankhursl krzykn�� bole�nie.
- Ty brutalu! - zawo�a�a przera�ona Ann�. - Sprawiasz mu b�l!
- Rzeczywi�cie. - Josh zauwa�y�, �e ranna chwieje si� na nogach, a jej twarz
jeszcze bardziej poblad�a. - Niech pani siada. I to natychmiast.
Rzecz jasna nie pos�ucha�a go. Skoczy�a mu na plecy, oplot�a ramionami szyj� i
zacz�a dusi�.
Josh straci� r�wnowag�, zaskoczony niespodziewanym atakiem. Ann�, mimo
os�abienia, wykaza�a si� zdumiewaj�c� si��. Woln� r�k� chwyci� j� za rami�, nie
uwalniaj�c jednak Pankhursta. Ca�a tr�jka szamota�a si� w milczeniu.
Atakowany z dw�ch stron Josh z trudem chwyta� oddech. Przed oczami
zamigota�y mu ciemne plamki. Babka wpoi�a mu, �e jako d�entelmen nie mo�e
u�ywa� przemocy wobec kobiet, wi�c pos�u�enie si� si�� nie wchodzi�o w rachub�.
Postanowi� wi�c zadzia�a� delikatnie. Si�gn�� za siebie i lekko dotkn��
wypuk�o�ci jej piersi. Krzykn�a cicho i nieznacznie si� odsun�a, a on natychmiast to
wykorzysta�. Pochyli� si� nieco na bok i str�ci� j� ze swoich plec�w, tak �e
wyl�dowa�a na ��ku obok Pankhursta.
Le�a�a bezw�adna, z trudem �api�c oddech. Z�ocistobr�zowe w�osy opad�y jej na
ramiona. Pod rozchylon� koszul� wida� by�o zarys drobnych piersi.
Wyobra�nia Josha zareagowa�a natychmiast, podsuwaj�c mu r�ne zmys�owe
obrazy. Szybko jednak st�umi� po��danie. Przecie� wola� uleg�e kobiety o bardziej
obfitych kszta�tach. Czu� poci�g do tej krn�brnej pannicy tylko dlatego, �e ju� od
wielu miesi�cy nie zazna� przyjemno�ci w kobiecych ramionach. Podczas wojny nie
mia� na to czasu ani okazji.
Patrzy�a na niego gniewnie, policzki jej poczerwienia�y.
- Ty... �ajdaku!
- Ju� mnie gorzej nazywano!
- Taki chwyt zawsze skutkowa� w przypadku moich braci.
- Jestem pewien, �e �aden z nich nie stosowa� mojego chwytu. - Wiedzia�, �e
Ann� odgad�a, o czym m�wi. W jej oczach spostrzeg� oburzenie. - Puszcz�
Pankhursta, je�li oboje przyrzekniecie, �e si� uspokoicie i wys�uchacie mnie.
Patrzy�a na niego nieufnie. Josh spodziewa� si� dalszego oporu, ale ona tylko
przysun�a si� do Davida i odsun�a mu z czo�a kosmyk w�os�w.
- Nie zaszkodzi, jak pozwolimy mu m�wi� - powiedzia�a �agodnym tonem. -
Tylko tak si� go pozb�dziemy.
- Dobrze - wycedzi� Pankhurst przez zaci�ni�te z�by. Ann� spojrza�a na Josha.
Jej twarz zn�w przybra�a ch�odny wyraz.
- Prosz� bardzo, milordzie. Uda�o ci si� pokona� rann� kobiet� i m�czyzn�
dochodz�cego do siebie po zbyt du�ej dawce laudanum. Zadowolony?
- Raczej nie - odrzek� Josh. Zdumia� go pe�en czu�o�ci stosunek Anny do
Davida. Czy�by ��czy�o ich co� wi�cej ni� przyja��? Zastanawiaj�c si� nad tym,
uwolni� Pankhursta i odst�pi� o krok, nie spuszczaj�c z oka m�odego cz�owieka.
Pankhurst usiad� na ��ku i z pe�n� pogardy min� wyg�adzi� przekrzywiony fular
i zmi�t� kurtk�. Ann� pomog�a mu wyprostowa� ko�nierzyk koszuli, a Josh ze
zdumieniem zauwa�y�, jak bardzo s� do siebie podobni. To mog�o t�umaczy�,
dlaczego na polanie w swoim przeciwniku nie rozpozna� kobiety. Ann� wygl�dem
przypomina�a Davida nawet bardziej ni� jego siostra Lily, kt�ra mia�a ciemne w�osy i
bardziej kobiece kszta�ty, co przysparza�o jej ca�ych zast�p�w wielbicieli.
- Prosz�, nie z�o�� si� na mnie - zwr�ci�a si� do Davida. - Kiedy ci opowiem,
co si� sta�o...
- Dlaczego mia�bym ci� s�ucha�? Wczoraj dola�a� mi �rodka nasennego do
herbaty...
Na twarzy Ann� odmalowa�y si� najr�niejsze uczucia: �al, czu�o��, niema
pro�ba. A wi�c jednak jej uczucia do Pankhursta by�y g��bsze ni� przyja��.
Niesforne, z�ote loki Davida, jego wynios�y spos�b bycia i nad�sana mina mog�y
robi� wra�enie na m�odej, niedo�wiadczonej kobiecie. Naiwne uwielbienie Ann�
wzbudzi�o w Joshu mimowolne wsp�czucie. Nie zna�a Pankhursta tak dobrze, jak jej
si� wydawa�o.
Przysun�a si� do niego bli�ej i jakby to on by� ranny, delikatnie po�o�y�a mu
d�o� na ramieniu.
- Prosz�, wybacz mi. Chcia�am ci tylko pom�c i pom�ci� �mier� Lily.
- To nale�a�o do mnie, nie do ciebie.
- Ale ja mam wi�ksze do�wiadczenie w obchodzeniu si� z broni�. Cyril mnie
nauczy�, pami�tasz?
- I na niewiele ci si� to zda�o - burkn�� obra�ony. - Nawet taki wyborowy
strzelec jak ty nie da� sobie rady z tym diab�em wcielonym.
- W�a�nie staram si� ci to powiedzie�, Davidzie. To nie lord Joshua mnie
postrzeli�. On odda� strza� w powietrze.
Pankhurst zmierzy� Joshu� lodowatym wzrokiem,
- Wystrzeli� w powietrze? Niemo�liwe.
- To prawda - po�wiadczy� Josh, cho� wiedzia�, �e brzmi to niewiarygodnie.
Sam z trudem uwierzy�by w tak� histori�. - W zaro�lach czai� si� jaki� cz�owiek...
- Pewnie my�liwy - wtr�ci�a Ann�. - Postrzeli� mnie przez przypadek.
- Bzdura. - Pankhurst poderwa� si� na r�wne nogi. M�wi� do Ann�, cho� patrzy�
gniewnie na Josha. - Wm�wi� ci to wszystko.
- Panna Neville przyj�a kul� przeznaczon� dla ciebie - oznajmi� Josh. -
Wydaje mi si�, �e powiniene� zrobi� wszystko, �eby z�apa� tego strzelca.
- To na pewno by� tw�j s�uga. Kaza�e� mu mnie zastrzeli�, gdyby� sam chybi�.
Josh z trudem opanowa� gniew.
- Wr�cz przeciwnie. Mia�em nadziej�, �e b�dziesz wiedzia�, kto lo jest.
- Ja? - z niedowierzaniem spyta� Pankhurst.
- Tak. Komu m�wi�e� o pojedynku.
- Nikomu.
- Panna Neville wiedzia�a.
- Jego s�u��cy przyszed� do nas, �eby po�yczy� pistolety do pojedynku -
wyja�ni�a Ann�. - Wydoby�am od niego, po co Davidowi ta bro�.
- W�a�nie. Skoro Ann� dowiedzia�a si� o pojedynku, m�g� o nim us�ysze�
jeszcze kto�. Kto�, komu zale�a�o na twojej �mierci.
- Co za brednie - odpar� Pankhurst. - To niezdarna pr�ba odwr�cenia podejrze�
od ciebie samego.
- Ludzie miewaj� tajemnice - upiera� si� Josh. - Pytanie brzmi, co ty ukrywasz.
Pankhurst spu�ci� wzrok. Na kr�tk� chwil� zaleg�o milczenie.
- Pozwol� sobie przypomnie�, �e nie jestem tutaj oskar�onym - powiedzia� w
ko�cu, nerwowo szarpi�c fular.
- Ani ja. Nie w�tpi� wi�c, �e pomo�esz mi znale�� tego strzelca.
- Niech pan przestanie dr�czy� Davida - odezwa�a si� Ann�. W p�mroku
pokoju wydawa�a si� bezbronna. R�ce zacisn�a na ko�drze tak mocno, �e pobiela�y
jej kostki. - Od pi�ciu lat jeste�my bliskimi przyjaci�mi. Zapewniam pana, �e nie ma
przede mn� �adnych tajemnic.
Josh omal nie parskn�� �miechem.
- W takim razie niech mi pani wyt�umaczy, jak to si� sta�o, �e ten my�liwy
wypali� dok�adnie w tym samym momencie, co my. I jaki my�liwy poluje w czarnej
pelerynie z kapturem.
- To m�g� by� k�usownik.
- K�usownicy nie je�d�� na pi�knych wierzchowcach. A �aden ziemianin nie
polowa�by sam i tak blisko pla�y. Nie, ten strza� oddano celowo. Zrobi� to kto�, kto
wiedzia�, �e Pankhurst ma si� ze mn� pojedynkowa�. - Spojrza� na zagniewanego
Davida. - Pytanie brzmi, kto to by�.
Pankhurst uparcie milcza�.
- Kto� ze s�u�by zapewne pods�ucha�, jak wczoraj wyzwa�e� mnie na
pojedynek - zastanawia� si� g�o�no Josh. - Wiadomo�� musia�a rozej�� si� po okolicy
jeszcze przed ko�cem dnia.
- Mo�e twoi s�u��cy plotkuj�. Moi s� lojalni.
- David mieszka z ojcem. Wiod� spokojne, wiejskie �ycie - doda�a Ann�. -
Maj� niewiele s�u�by, a wszyscy ci ludzie pracuj� dla lorda Timberlake od wielu lat.
- Je�li wierzy pani, �e nikt z nich nie plotkuje, to niewiele pani wie o ludzkiej
naturze - stwierdzi� Josh.
- Na pewno wiem wi�cej ni� pan!
- W takim razie zgodzi si� pani, �e potrzeba podzielenia si� z kim�
wiadomo�ci� bywa bardzo silna. Sama pani powiedzia�a, �e to s�u��cy powiadomi�
pani� o pojedynku.
- Tylko dlatego, �e jestem blisk� przyjaci�k� Davida. Josh doszed� do
wniosku, �e ten sp�r do niczego nie doprowadzi.
- W takim razie pozwol� sobie zasugerowa� inn� mo�liwo��. By� mo�e
strzelec wiedzia�, �e to pani wyst�puje w przebraniu Pankhursta.
David natychmiast si� zje�y�.
- Uwa�aj, co m�wisz, Kenyon. Posuwasz si� za daleko. Tym razem Ann� nie
zwr�ci�a na niego uwagi. Szeroko rozwartymi oczami spojrza�a na Josha.
- Sugeruje pan, �e kto� chcia� mnie zabi�?
- To