5636

Szczegóły
Tytuł 5636
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5636 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5636 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5636 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WOJCIECH SZYDA GENETRIX i Zab�jca �wiat�w Oh God, I could be bounded in a nutshell and count myself a King of infinite space.1 WILLIAM SHAKESPEARE - "HAMLET" (II, 2) Jedno�� dodana do niesko�czono�ci nie pomna�a jej, podobnie jak stopa dodana do niesko�czonej miary. Sko�czono�� unicestwia si� w obliczu niesko�czono�ci i staje si� czyst� nico�ci� (...) Znamy natur� i istnienie sko�czono�ci, poniewa� jeste�my sko�czeni i rozci�gli jak ona. Znamy istnienie niesko�czono�ci, a nie znamy jej natury, poniewa� ma ona rozci�g�o�� jak my, ale nie ma granic, jak my je mamy.2 BLAISE PASCAL - "MYOLI" (451, 3) Pocz�tek Morze. Wida� dwa odcienie b��kitu: spieniony szafir wody i g�adk� stal nieba. Pomi�dzy nimi cz�owiek. Ziemia jest brudem za paznokciem, ogie� ko�c�wk� �arz�cego si� papierosa. Zawini�te w bibu�� spalaj� si� �wiaty. Popio�y umar�ych krain w�druj� do p�uc palacza, by powr�ci� do �ywio��w, z kt�rych zosta�y zrodzone. M�czyzna spluwa, fale przyjmuj� jego �lin�. Chwil� p�niej pet wpada do morza. Rytua� wypalenia dobieg� ko�ca. M�czyzna stoi po�rodku tratwy, wpatrzony w horyzont. Powietrze zdaje si� b��kitnym pryzmatem rozszczepiaj�cym �wiat�o. Tratwa ma prowizoryczny �agiel, na kt�rym powiewa czarna flaga z przekre�lonym symbolem wyspy. Pod drzewcem masztu le�y kusza - �elazna, rze�biona, inkrustowana per�ami, pokryta z�owieszczym wzornictwem. Czaszki, piszczele, ostrza no�y, skrzydlate demony - symbolika Zab�jcy �wiat�w. Dop�ywa� do jednego z opuszczonych port�w. Nagle zda� sobie spraw�, �e nie wykona� planu. Zapomnia� o jednej wyspie, kt�r� mia� zniszczy�. Przypomnienie przysz�o wraz z uk�uciem w stop�, gdy niechc�cy nadepn�� na be�t. Skl�� si� w my�lach za rutyn� - monotonno�� pracy sprawia�a, �e dzia�a� na pami��. Liczb� swiat�w przeznaczonych do eksterminacji przelicza� na strza�y, kt�rymi dokonywa� zab�jstw. Kalkulacja s�uszna, lecz zawodna, gdy be�t gdzie� si� zapodzia�. Tak jak teraz - strza�a wypad�a z ko�czanu, ostrze utkwi�o mi�dzy belkami tratwy. Zasadniczo powinien wr�ci�, lecz zbli�a� si� wiecz�r, pora odpoczynku. Budynek tawerny kusi� perspektyw� noclegu. Lubi� takie miejsca. Martwe porty, wraki statk�w celuj�ce w niebo szkieletami maszt�w, �awice martwych ryb �wiec�ce w nocy smugami t�czowych brzuch�w, a czasami stary burdel zaro�ni�ty paj�czyn� i kurzem, z obowi�zkowym szkieletem pianisty pochylonym nad klawiatur�, z martw� papug� w zardzewia�ej klatce oraz trupami dziwek przykrytymi niedbale strz�pami sukni. Za ka�dym razem, gdy dobija� do brzegu i wci�ga� tratw� na l�d, zastanawia� si�, co ulegnie zmianie. Widzia� tysi�ce port�w, podobnych jak ziarna piasku lub krople s�onej wody, lecz ka�dy posiada� znamiona odr�niaj�ce: zabudowania, ro�linno��, lini� brzegow�. Pi�kno tej przystani kry�o si� w zrujnowanej tawernie i l�ni�cych jak diamenty butelkach wy�cie�aj�cych piaszczyst� pla��. Tratwa nie mia�a zaczep�w i liny, wi�c musia� w�asnor�cznie wyci�gn�� j� na brzeg. Fala by�a s�aba, lecz si� zm�czy�. Nie te lata - zakl�� pod nosem i wykona� ostatni wysi�ek, szarpi�c tratw� na wydmowe wzniesienie. Nie b�dzie przyp�ywu. Mo�na j� tu zostawi�. Leg� na wydmie i spojrza� w nabrzmia�e chmury. Burza? Powieki ci��y�y jak kamienie. Zasn��by pod go�ym niebem, gdyby nie deszcz. Zerwa� si�, podci�gn�� spodnie, zarzuci� na rami� kusz� i przeklinaj�c pocz�apa� w stron� uchylonych drzwi burdelu. Zat�ch�y mrok. Meble pokryte grub� na palec warstw� kurzu. Po�o�y� si� na sofie, omijaj�c wyprute spr�yny. Zamkn�� oczy, by odda� si� ulubionemu �wiczeniu. Wyobra�nia wy�wietla�a obrazy, pr�buj�c o�ywi� to miejsce. Dziwki, marynarze, przypadkowi klienci, barmani i lokaje - krz�tali si� strojni w swe szepty niczym motyle w nies�yszalny furkot skrzyde�. Gdzie s� teraz, kiedy przestali istnie�? - my�la�, wspominaj�c miliardy wysp, kt�re eksterminowa�. Procedura usuwania �wiat�w polega�a na pozbywaniu si� umar�ych krain, rozwini�tych za �ycia z osobowo�ci mieszka�c�w Ziemi Zero. Ka�dy cz�owiek wy�wietla� rzeczywisto�� b�d�c� odbiciem jego cech zdeterminowanych genetycznie. Za�wiat by� grabarzem tych krain - morze, po kt�rym p�ywa�, stanowi�o gigantyczny cmentarz. Wysepki wy�ania�y si� po �mierci swych projektor�w, pe�ni�c funkcj� tymczasowego kurhanu. Zab�jca zast�powa� czas - zaciera� �lad tego, co i tak uleg�oby erozji. Gdzie�, na innych wodach, kt�re nie stanowi�y jego rewiru, rozci�ga�y si� �ywe wyspy. To tam rodzi�y si� i upada�y kultury i cywilizacje, kt�rych mieszka�cy nie zdawali sobie sprawy, �e ich �wiaty stanowi� odbicie genotyp�w ludzi �yj�cych na Ziemi Zero. Inna by�a te� skala up�ywu czasu. To, co mieszka�com �wiat�w-projekcji zdawa�o si� epok�, dla ich nosicieli by�o kr�tkim epizodem; najwy�ej jednym z etap�w �ycia. Sama procedura by�a rutynowa. Akty eksterminacji nie r�ni�y si� od siebie: strza� z kuszy, zebranie zgliszcz i rytualne wypalenie papierosa. Na miejscu kurhanu wy�ania�a si� martwa wyspa. "Ruiny" dawa�y wyobra�enie o charakterze mieszka�ca Ziemi Zero b�d�cego projektorem. Na przyk�ad ta portowa spelunka. Pewnie jaki� marynarz, ogorza�y wilk morski, kt�ry p� �ycia sp�dzi� p�ywaj�c na statkach i przesiaduj�c w szynkach, chlej�c na um�r, bar�o��c i �piewaj�c w chmurach tytoniowego dymu.. Posiedzenie "Art.Org" by�o skr�tem od "Artificial Organellum". Przebiwszy b�on� kom�rkow�, kt�ra natychmiast zasklepi�a si� pod wp�ywem osmozy, monada ochronna habitatu wp�yn�a w galaretowat� cytoplazm�. Przedziera�a si� jak ��d� przez ocean w bezmiarze organicznych substancji, by w ko�cu zakotwiczy� w delikatnym dryfie nieopodal j�dra kom�rkowego. Sztuczne organellum by�o mikrobatyskafem stanowi�cym zewn�trzn� warstw� jednej z ekspozytur GENETRIXu - Wysokiego Bakteriofagu. Wewn�trz trwa�y burzliwe obrady. - Prosz� o spok�j - apelowa� Mitochondriusz, przekrzykuj�c zgie�k. - Zaczynamy sprawozdanie. Do umownej ambony podp�yn�� komisariusz Goldi. - Bracia! Ta chwila musia�a nadej��. Pow�oki opracowa�y map� genetyczn� organizmu. To dopiero pocz�tek, ledwie zdo�ali ustali� prawid�ow� liczb� gen�w, lecz zar�czam, �e badania b�d� kontynuowane. Zaczyna si� nowa era w ich �wiecie. Wiek pary i elektryczno�ci, w kt�rym mogli�my spokojnie funkcjonowa�, min�� bezpowrotnie. Zaczyna si� wiek genetyki i informacji. U Pow�ok szykuje si� cywilizacyjny przewr�t - badania mikrobiologiczne s� zaawansowane, wkr�tce b�d� stanowi� dla nas realne zagro�enie... Dyskusja trwa�aby d�u�ej, gdyby podenerwowany deputant Chloroplastus nie zakodowa� wszystkim cz�onkom Bakteriofagu: - Co wi�c czyni�, braciszkowie? - I ja nad tym my�la�em - odpar� organellus sprawozdawca. - Stanowisko komisji jest nast�puj�ce... Referowa� plan, a "�yj�tka" wirowa�y w wojennym ta�cu deputant�w. Wed�ug regulaminu oznacza�o to akceptacj� strategii zaproponowanej przez komisj�. - Spu�ci� zaraz�!... - piekli�a si� frakcja radyka��w. - Po co? - uspokajali pragmatycy. - Najpro�ciej skasowa� im �wiat. Sami musimy przygotowa� si� do eksmisji. Poszukamy sobie nowych nosicieli. - Lecz jak spowodowa� hekatomb�? - Jeszcze si� nie domy�lacie? To proste: zabi� Nosiciela �wiata pow�ok. - Kto jest nim obecnie? - W tym problem. Nast�pi�a wymiana. Do niedawna by� nim pewien portugalski pasterz, ale kopn�� w kalendarz. Obecnie nosicielem Ziemi Zero jest nasciturus. - Kto? - P��d, embrion... - Znacie samic�? - Za kogo nas uwa�acie, bracia? Sprawdzili�my wszystko. Mater semper certus. - Kt�, ach kt� wykona wyrok? - A mamy jaki� wyb�r? - Chyba nie my�lisz... - Usuniemy go r�kami Zab�jcy �wiat�w. Siedziba Wysokiego Bakteriofagu zako�ysa�a si� gwa�townie. Mikrowy�adowania przesz�y przez cytoplazmatyczn� galaret�. Nadchodzi�a burza. Zst�pi� na Ziemi� Zero Wyspa, kt�r� przeoczy�, okaza�a si� pretekstem. GENETRIX wzywa�, sprytnie manipuluj�c pami�ci� Za�wiata. Czekali na brzegu, zwizualizowani na podobie�stwo organicznych �yj�tek, i poruszali si� jak w ta�cu. Tratwa Zab�jcy utkn�a na mieli�nie. Po chwili sta� w�r�d nich, podenerwowany jak zawsze, o�lepiony t�czowymi plamkami. Wiedzia�, �e deputanci Wysokiego Bakteriofagu celowo nadawali sobie posta� wywiedzion� z obrazu pod mikroskopem. Moc ich by�a wielka. Jako lokalni ekspozytorzy GENETRIXu mieli szerokie kompetencje w�adcze. Umys� Za�wiata by� dla nadzorc�w otwart� ksi�g�. Permanentne skanowanie zapewnia�o sta�� kontrol� nad Zab�jc�. W ten sam spos�b mogli si� z nim porozumiewa�. Ekspozytorzy wlewali w ja�� Za�wiata nowy rozkaz, rejestruj�c poziom jego zdumienia. By�o ono uzasadnione. Wytoczono ostateczny argument przeciwko Ziemi Zero. Za�wiat nie dowierza�. ?: SK�ADNIK �WIATA ZERO = NOSICIEL. REGU�A: NOSICIEL ? �WIAT RZUTOWANY - {NOSICIEL ZIEMI 0}. ZBI�R JEDNOELEMENTOWY = WYJ�TEK. EGZONERACJA POZYTYWNA ? PROJEKTOR IMMANENTNY. RESZTA ZBIORU [X - 1] = PROJEKTORY TRANSCENDENTNE. ? zniszczenie celu spowoduje kasacj� �wiata bazowego ? Ci�g �wiat�w zbudowany jak klasyczny �a�cuch. Miar� jego wytrzyma�o�ci Ziemia Zero - wyj�ciowe ogniwo. Nosiciel �wiata by� jednym z jego mieszka�c�w, rzecz nie do pomy�lenie na innych Ziemiach... ?: NAD�WIAT = ZAWIESZENIE /na czas Misji/. WYKONALNO��: NATYCHMIASTOWA--- ? Deputanci zostawili Za�wiata na brzegu, sami za� zacz�li wirowa� w oficjalnym ta�cu odprawy: od tej chwili Za�wiat by� zwi�zany rozkazem. Trzy dni w kategoriach czasu Ziemi Zero - i ani chwili d�u�ej. By� to nieprzekraczalny termin wykonania misji. Nie wiedz�c, �e w czasie po��czenia wszczepiono mu kapsu�k� z u�pionym agentem, Za�wiat spogl�da� bez podejrze� w szalony wir "�yj�tek". Tr�ba powietrzna z�o�ona z ekspozytor�w unios�a si� w niebo i wkr�tce znikn�a, wessana przez b��kit. Zab�jca �wiat�w porz�dkowa� my�li: "Human Genom Project", "DJ Messerschmidt", "Genety�ci Dnia Pierwszego", "Posen E.R.", "matrycowanie", "psychob�jstwa", "osobowo�ci podrz�dne": gro�ne s�owa, kt�re wkr�tce mia�y wype�ni� si� tre�ci�. Powoli dochodzi� do niego cel misji: zab�jstwo dziecka b�d�cego Nosicielem �wiata. Za�wiat nie przypuszcza�, �e kiedykolwiek wypali rytualnie popio�y Ziemi Zero, a na to si� zanosi�o. Co stanie si� z morskim cmentarzyskiem, gdy po zag�adzie rzeczywisto�ci bazowej znikn� �wiaty-projekcje? Dok�d wr�c�? Nast�pstwa eksterminacji Ziemi przekracza�y granice pojmowania Za�wiata. Ty Czym jest GENETRIX? Nie wiesz, cho� powiniene� wiedzie�. Jest bli�ej ni� my�lisz, cho� nie tam, gdzie go szukasz. Zawsze patrzysz za siebie, badaj�c obszar zewn�trza. Tam nic nie znajdziesz, cho� usprawiedliwia ci� imperatyw zdobywania dziewiczych obszar�w. Ziemia, oceany, przestrze� - tam szukasz, lecz nie znajdziesz. Aby odnale�� GENETRIX, musisz skierowa� si� do wewn�trz, zapatrzy� w samego siebie, bo dopiero wtedy ujrzysz granice �wiata. GENETRIX pom�g�by ci zrozumie�, lecz m�g�by� nie wytrzyma� szoku nag�ej demaskacji. Nosisz w sobie wi�cej, ni� przypuszczasz. S� dwie metody ukrycia obiektu. Umieszczenie w niesko�czonej dali albo w niesko�czonej blisko�ci. Chodzi o to, by nic nie by�o wida�. Spr�buj wnikn�� w punkt - miejsce niewymierne, a przez to niesko�czenie ma�e i niesko�czenie wielkie. Ju� pojmujesz? Granice przebiegaj� inaczej, ni� my�lisz. Ile anio��w mo�e zmie�ci� si� na g��wce od szpilki? Wiecz�r, noc i �wit w "Genetonie" Czas: 347, 051 wed�ug rachuby GENETRIXU. Miejsce: Posen E.R., jedno z podupad�ych miast Starego Kontynentu. Punkt przej�cia: ? 071, 2. Obiekt: embrion Nosiciela �wiata. Kompetencje: pe�ne, z wyj�tkiem bezpo�redniej eksterminacji mieszka�c�w Ziemi Zero - {Nosiciel, matka} Wy�oni� si� bezb��dnie, na ty�ach klubu "Geneton", w krzakach na skarpie opadaj�cej ku nadbrze�u Varty. Utrzyma� r�wnowag� mimo pochy�o�ci i �lisko�ci gruntu. Musia�o pada� - pomy�la�, tr�caj�c g�ow� ga��� leszczyny. Krople wody zmoczy�y mu w�osy. Wiosenne s�o�ce sta�o jeszcze na niebie, ziemia parowa�a. Zapach wilgotnej ro�linno�ci, tak inny od s�onej woni morza. Za�wiat wci�gn�� do p�uc t� rze�ko��. Przed klubem ustawi�a si� kolejka z�o�ona z samych orygina��w: technoabnegat�w albo retrohipis�w w kolorowych szmatkach. Obie te grupy zasila�y grono wiernych Ko�cio�a Genetyst�w. Bramka by�a jeszcze zamkni�ta, lecz z g�o�nik�w p�yn�y fragmenty kaza� DJ Messerschmidta. Podryguj�c w miejscu, czekaj�cy wprowadzali si� w atmosfer� muzyki i ta�ca. - Powiadam wam, bracia i siostry, �e to nie nasze geny s�u�� nam, ale my s�u�ymy naszym genom. Jeste�my tylko pow�okami. Bia�kowymi zbrojami, kt�re maj� chroni� tajemnic� zawart� w kodzie genetycznym. Ka�dy z nas jest tylko nosicielem - i s�u�b� t� musi spe�nia� z pokor�. Stanowimy wielk� rodzin� w�a�nie za spraw� DNA. Braterstwo w s�u�bie - oto, co jest sol� naszego powo�ania. Ca�a przyroda Ziemi, wszystkie ro�liny i zwierz�ta maj� kod genetyczny z�o�ony z tych samych element�w. R�ne jest tylko ich u�o�enie. Czy� mo�na to wyja�ni� inaczej ni� przez fakt, �e wszyscy ludzie s� odbiciem metakodu istoty wy�szej? �e jeste�my �yj�tkami egzystuj�cymi w polu informacyjnym niepoj�tego giganta? Tak wi�c natura jest Bogiem, co przeczuwali ju� pantei�ci czas�w minionych... Przybud�wk� do klubu by� niewielki bar z lewej strony wej�cia, przypominaj�cy kaplic� odchodz�c� od nawy. Nosi� nazw� "World", cho� na szyldzie literka "l" by�a przekre�lona, co dawa�o "Word". O zmierzchu drzwi "Genetonu" otwar�y si� i ci�ba zacz�a napiera� na bramk�. Za�wiat stan�� w kolejce i czeka� cierpliwie, przys�uchuj�c si� konwersacjom. Dowiedzia� si�, �e imprez� taneczn� poprzedzi "Misterium Informacji". Skojarzy�, sk�d wzi�a si� pe�na nazwa ko�cio�a - Genety�ci Dnia Pierwszego (ca�o�� stworzenia by�a zakodowana w pierwszym akcie kreacji, a kolejne elementy - ro�liny, zwierz�ta, cz�owiek - wy�ania�y si� poprzez ewolucj�). Wewn�trz mroczno i t�oczno. Na podwy�szeniu siedzia� wielki brodaty m�czyzna w bia�ej szacie zdobionej spiralami, wpatrzony w punkt umieszczony nad drzwiami. Obok sta�o dw�ch bladych i wysokich akolit�w; gestykulowali zawzi�cie, jakby si� o co� spierali. Poza tym wystr�j by� klasyczny - miejsce do ta�czenia, dwa bary, schody na pi�tro, stalowe �a�cuchy, stroboskopowe �wiat�a. Na pseudosk�rzanych kanapach ludzie popijali drinki. Misterium Informacji. Stoj�c pod �cian� z drinkiem (koniak z sokiem jab�kowym) Za�wiat zwr�ci� twarz ku podwy�szeniu. Rozleg� si� potr�jny gong. DJ Messerschmidt zbli�y� usta do mikrofonu: Na pocz�tku by�a Informacja, a Informacja by�a u Boga i Bogiem by�a Informacja... Wszyscy zamilkli. Ona by�a na pocz�tku u Boga. Wszystko przez Ni� si� sta�o, a bez Niej nic si� nie sta�o, co si� sta�o. W Niej by�o �ycie... Oto kolejny dogmat Genetyst�w - skojarzy� Za�wiat. Prolog Ewangelii �w. Jana uto�samiony z informacj� DNA. Gdy Misterium dobieg�o ko�ca, z g�o�nik�w rozleg� si� huk. K��by pary buchn�y spod pod�ogi, basy zabucza�y, a� Za�wiatowi zadrga�a przepona, a sample elektronicznej perkusji rozpocz�y monotonny, szybki rytm. Na tym tle pojawia�y si� prymitywne motywy muzyczne - kilkunutowe frazy syntezator�w. Pierwsi tancerze wyszli na scen�. Reszta siedzia�a gadaj�c i pij�c. W ruch posz�y lufki do marihuany. Na stoliki posypa�a si� amfa. Pod sufitem zaja�nia�y ekrany, kt�rych wcze�niej nie dostrzeg�. Pornograficzne filmiki z kap�anami w bia�ych szatach i dziewicami ustrojonymi w ziele� ga��zi. Czy�by rytualny seks wchodzi� w sk�ad doktryny Genetyst�w? Za�wiat dyskretnie obserwowa� samozwa�czego guru. Podwy�szenie okaza�o si� stanowiskiem DJ'a. Sprz�t, p�yty, nag�o�nienie - brodaty prorok sam obs�ugiwa� imprez�. Mi�dzy utworami wypowiada� kilka prawd wiary, po czym zn�w puszcza� elektroniczny jazgot. Imprezowicze-akolici zaczynali wpada� w trans. Od pocz�tku towarzyszyli DJ'owi na platformie dwaj m�czy�ni o chorobliwym wygl�dzie anorektyk�w, w bia�ych koszulach obwieszonych kaburami. Gdy us�ysza�, jak go�cie napomykaj� o nich w rozmowach, u�ywaj�c okre�le� "Cienie", "personidy" i "klonowcy", zrozumia�, kim s�. Wcielenia podprogowe. Stara� si� zapami�ta� jak najwi�cej szczeg��w. Ca�y czas czeka� na sygna�. Je�eli tu ukrywa� si� Nosiciel �wiata, wkr�tce powinna nast�pi� telepatyczna interferencja. Tymczasem "goryle" zeszli z platformy i zmieszali si� z towarzystwem. Pe�nili rol� ochroniarzy. Za�wiat dojrza� ich identyfikatory: "Schizofoniusz" i "�mieciokwiat". A wi�c DJ Messerschmidt'a sta� na autoironi�... Osobowo�ci podrz�dne by�y wydestylowanym z psychiki konkretnego cz�owieka wzorem charakterologicznym. Nie dawa�o si� abstrahowa� lepszej strony ja�ni, dlatego powstawa�y jedynie "Cienie" (zwane te� personidami). W cia�o androida z syntetycznej �ywicy molekularnej wszczepiano p�ytk� z programem. Powstawa�o w ten spos�b tzw. wcielenie podprogowe. By� to zabieg kosztowny, niewielu mog�o sobie pozwoli� na ten luksus. DJ Messerschmidt czerpa� pieni�dze ze sk�adek wiernych - utworzy� nawet specjalny fundusz wmawiaj�c akolitom, �e w ten spos�b narodz� si� jego stra�nicy-anio�owie. Tak przyszli na �wiat Schizofoniusz i �mieciokwiat. Tymczasem pulsuj�ce rytmy zosta�y wzbogacone �piewan� fraz�. Pretensjonalny �e�ski wokal z japo�skim akcentem wykrzykiwa� na przemian "I'm your Dog - You're my God" i "I'm your God - You're my Dog". Za�wiat schroni� si� w toalecie. W ka�dej kabinie le�a�a barwna broszurka; by�a to rozprawka DJ Messerschmidta "O mikro i makro�wiatach. Zagadnienia jedno�ci i wielo�ci". Za�wiat przekr�ci� klucz i zacz�� przegl�da� pisemko. Wychodz�c nabiera� pewno�ci, �e Nosiciel �wiata jest gdzie� w pobli�u. Teozofia g�oszona przez szalonego guru by�a bardzo bliska prawdy. DJ przeczuwa� istnienie GENETRIX. Prawdopodobnie dlatego podj�to decyzj� o eksterminacji Ziemi. "Gdzie szuka� wybra�ca?" - Za�wiat rozgl�da� si� zdezorientowany, jakby sta� po�rodku psychodelicznej karuzeli. Stroboskopy wyrywa�y z ciemno�ci sylwetki tancerzy szarpi�cych si� w dymie jak rozszala�e d�iny. Sample wali�y poszatkowanym basso continuo: buum, buum, bum!... Nagle poczu� nat�enie s�abych sygna��w w m�zgu. P�yn�y spod przeciwleg�ej �ciany, gdzie siedzia�a na pod�odze dziewczyna w ciemnoczerwonej sukience. Patrzy� na ni�, szukaj�c potwierdzenia sygna��w. Raz narasta�y, raz odp�ywa�y. Nie by� pewien, wi�c sprawdza�. Dziewczyna odpowiedzia�a wyzywaj�cym spojrzeniem. Gdy wytrzyma� jej wzrok, wytkn�a j�zyk. Za�wieci� metalowy pierce. Po tym sygnale (odwr�� si�, dostrze� mnie!) nie spuszcza� jej z oka. Siedzia�a z nogami podkurczonymi pod brod�, z d�o�mi splecionymi na kolanach, a d�ugie paznokcie (�ywe ekrany!) migota�y powodzi� przep�ywaj�cych cyfr. Zdawa�a si� znudzon� uczennic� siedz�c� na pod�odze szkolnego korytarza; gdy podnios�a g�ow� - wra�enie min�o. Nowy widok: twarz blada jak �ciana, ostry makija�, podkr��one oczy nieudolnie tuszowane pastelowym pudrem. Nawalone amf� towarzystwo kr��y�o wok�, a ona tkwi�a w k�cie jak niepotrzebny rupie� odstawiony na strych. Albo do piwnicy, bo to bardziej kojarzy si� z upadkiem. Na samo dno. Wstaj�c od barowego kontuaru, Za�wiat trzyma� w jednej r�ce piwo, w drugiej drinka wzmacniaj�cego. Zacz�� przeciska� si� przez t�umek imprezowicz�w, wyt�aj�c wzrok. Znikn�a? Nie, jest... Podw�jny sygna� zaatakowa� go, gdy stan�� obok. Dwa meldunki od jednej osoby. Czy�by?... Usiad�, podkurczaj�c nogi. - Masz, napij si� - pierwszy tekst wyszed� mu topornie. Wyci�gn�� r�k� z drinkiem, wyobra�aj�c sobie wielki, ci�ki top�r. - Siekier� mo�na zawiesi�, taka tu dym�wa - ochryp�y g�os dziewczyny uk�u� go jak ig�a. Przypadek? - Napij si�, przynajmniej zwil�ysz �luz�wki. - Chcia�abym by� ptakiem. Odlecie�, wyrwa� si� st�d... "Te-le-pa-tka?..." - pomy�la�. - Te ekrany, widzisz je pod sufitem? To jest, kurwa, pa- to-lo-gia. "Telepatia" - pomy�la� to s�owo wyra�nie. Za�mia�a si� nerwowo. - To taka ich przypad�o�� - wskaza�a na ekrany. - Tele-patologia. Dobre, co? No, daj mi t� szklank�. A jednak! Sprz�enie dzia�a�o. Nale�a�o pogada�. - Wsta�, p�jdziemy si� przewietrzy�. Oczy mi ju� �zawi�. Zeszli do bunkru, gdzie by�o tylne wej�cie. Ch�odne powietrze, mniejszy ha�as. Przede wszystkim: mniej �wiadk�w. Je�eli ma zabi� dziewczyn�, to z dala od klubu. - DJ Messerschmidt to dobry cz�owiek - odezwa�a si�, wyjmuj�c r�ow� pigu�k� z kieszeni d�ins�w. - Masz, zaaplikuj mi. Czuj�, �e za chwil� zdechnie mi w�troba... Podwin�a obcis�� bluzk�, ukazuj�c brzuch. Na prawym boku mia�a szpar� wielko�ci monety, wy�o�on� organiczn�, antyseptyczn� mas�. - No, dalej... Za�wiat nie wiedzia�, o co chodzi. - To organiczny �eton. Powstrzymuje blokad� czynno�ci organ�w. R�owe s� od w�troby... Wsun�� kr��ek do po�owy. - Kto ci to zrobi�? - Jak to kto? M�j by�y fatygant. Zem�ci� si�, bo go sp�awi�am. To kawa� skurwiela. Big Alex, mo�e o nim s�ysza�e�. No dalej, wsu� g��biej, do cholery! Za�wiat popchn�� kr��ek. Organizm dziewczyny wch�on�� dawk�. - Scyborgizowa� ci�? Jak? - Mam kilka organ�w naszpikowanych nano-blokerami. Nerki, �o��dek, lewe p�uco, �ledziona... W�troba nie jest najgorsza - mo�na wytrzyma�. - Po co? - �eby mnie uzale�ni� od pigu�ek. Musz� chodzi� na jego smyczy i robi�, co chce - inaczej nie dostan� swojej dawki i wykituj�. To fizyczne uzale�nienie. - �adnie ci� urz�dzi�. - Robi�am dla niego wszystko ze strachu przed g�odem. Przed b�lem... - Nie rozumiem. Ca�y czas trzyma ci� w gar�ci? - Ju� nie. Odk�d przygarn�� mnie DJ Messerschmidt, jako� sobie radz�. Zapewnia mi �etony. W zamian pracuj� w jego kaplicy. Ukrywa mnie u siebie. - Jest dla ciebie w porz�dku? - Nie narzekam. - Jak masz na imi�? Pytanie j� zaskoczy�o. - Niewa�ne. Nikt nie zna mojego imienia. Nikt pr�cz mnie. To by�o dawno, w innym �wiecie... - u�miechn�a si� marzycielsko, lecz posmutnia�a w u�amku sekundy. - A gdybym teraz powiedzia�a, �eby� spada�, amigo? - Najpierw si� przedstaw. - Mam tylko nick-name: Skarbonka. Prawda, �e zabawnie? - Raczej ironicznie... Wyci�gn�a r�k�. Za�wiat u�cisn�� d�o�, uwa�aj�c na ciek�okrystaliczne paznokcie; jej sk�ra by�a mokra i ciep�a. - Jeste� spi�ta... - Hola! A mo�e ty by� si� przedstawi�, �igolaku? - Jestem, kim jestem. Niewa�ne... - Po co mnie wyhaczy�e�? Je�li masz mnie za dziwk�... - Chc� ci pom�c. Spojrza�a z wi�ksz� nieufno�ci�. Co� jednak p�k�o w jej wzroku. - Mam nadziej� - powiedzia�a cicho - �e nie jeste� jednym z tych, kt�rzy podaj� komu� d�o�, by mie� go p�niej w gar�ci... Musia�a mie� z�e do�wiadczenia z facetami staraj�cymi si� wyci�gn�� j� z do�ka. - A ja mam nadziej� - rzek� Za�wiat - �e nie ze�resz mi r�ki, kiedy wyci�gn� do ciebie palec... - bawi�c si� w t� konwersacj�, chcia� zyska� zaufanie dziewczyny. Oswoi� ofiar�, zanim wykona rozkaz. Przede wszystkim jednak, musia� mie� stuprocentow� pewno��. Poszli w stron� mostu nad rzek�. Cisza iskrzy�a si� pytaniami. Nale�a�o je zada�. - Nie obra� si�, ale... czy wsp�y�a� z kim� ostatnio? - DJ Messerschmidt wzi�� mnie raz pod prysznicem. To wszystko... - Kiedy? - spyta� zaskoczony jej szczero�ci�. - Z trzy miesi�ce temu... Skarbonka machn�a r�k�, jakby na odp�dzenie z�ych wspomnie�. - Jeste� w ci��y? - No co ty! - Sk�d pewno��? - DJ przeszed� wasektomi�! - Na pewno? - Tak m�wi�. - Tak m�wi�?... Za�wiat przystan�� i si�gn�� do kieszeni kurtki. Wyj�� ma�y detektor w kszta�cie pestki dyni. Skarbonka spojrza�a podejrzliwie. - To test. - Co?! - Mo�esz go zrobi� teraz, zaczekam. Chwyci�a si� pod boki, wybuchaj�c. - Odjeba�o ci?! Mam sobie to w�o�y� do cipy, bo ty mi tak ka�esz?!... Jej continuum emocjonalne przypomina�o sinusoid�. - Zamknij si�! - Jak �miesz!? Przywodzi�a na my�l ma�� rozwrzeszczan� smarkul�. - Je�li oka�e si�, �e jeste� w ci��y - wyja�ni� spokojnie - b�d� musia� ci�... chroni�. - Za�wiat czu�, �e co� w nim p�ka i �e nie do ko�ca k�amie. Zdumiony w�asnymi s�owami poda� Skarbonce tester. - Id� w krzaki, zaczekam tutaj... Rozdziera�y go dwa punkty widzenia. "I ja mam zabi� t� dziewczyn�?..." Kontrowa�a my�l: "sk�d te sentymenty?..." Na razie postanowi� odroczy� moment egzekucji. Rano zadecyduje, co robi� dalej. * Schizofoniusz i �mieciokwiat, dwie osobowo�ci podrz�dne DJ Messerschmidta, dw�ch cybergoryli i egzekutor�w pilnuj�cych swego pana, dw�ch spec�w od akt�w bezpo�redniego przymusu, obstawia�o wej�cie do baru "World". By�a pi�ta rano, wstawa� mglisty �wit, a oni sterczeli niczym stra�nicy pod bram� zamku. Brakowa�o tylko halabard. DJ Messerschmidt wpad� w gniew, gdy zorientowa� si�, �e Skarbonka znikn�a i nie wr�ci�a na noc. Ba� si� zemsty Big Alexa, kt�ry w�szy� ostatnio w okolicy, wysy�aj�c na zwiad swojego psa go�czego, Mike'a Rocketa. Z�o�ci�a go tak�e my�l o zwyk�ej ��kowej zdradzie. Kto� widzia�, jak Skarbonka opuszcza�a lokal w towarzystwie nieznanego faceta. - Z t� ma�� same k�opoty - zawyrokowa� �mieciokwiat. - Dziwi� si� szefowi, �e j� jeszcze trzyma. - Nie nasza sprawa, Kwiatuszku - odpar� czule Schizofoniusz. - Jak to nie nasza? Jeste�my jego podprogowymi wcieleniami! - Eufemizm, stary! - No i co z tego? Nie wypiera si� nas. Stanowimy integralne sk�adniki jego osobowo�ci. Ty symbolizujesz sk�onno�� psychopatyczn�, ja - czerpanie satysfakcji z nieszcz��. - To si� nazywa Schadenfreude. - Z Freudem mi tu nie wyje�d�aj... Przed drzwi lokalu wyszed� DJ Messerschmidt. W kolorowym szlafroku z chi�skim smokiem przypomina� skacowanego rad��. - �adnych sygna��w, ch�opcy? - �adnych, szefie. - Cholerna dziwka... Guru znikn�� w drzwiach. * Siedzieli nad �ciekiem Varty (zwanym oficjalnie rzek� o wysokim stopniu zanieczyszczenia) i rozmawiali. Zacz�li po tym, jak Skarbonka dowiedzia�a si�, �e jest w ci��y. Przedtem szli w milczeniu betonowym brzegiem, obserwuj�c gasn�ce gwiazdy. - M�j pierwszy ch�opak by� muzykiem - snu�a opowie�� Skarbonka. - Rzuci�am go po kilku tygodniach. Mia� do mnie stosunek zbyt instrumentalny. Za�wiat nie wiedzia�, czy dziewczyna kpi, czy m�wi serio. - Ja chcia�am gra� pierwsze skrzypce, a on robi� ze mnie flecistk�. Zreszt� niewa�ne. Oszcz�dz� ci szczeg��w... Nie by�a krynic� moralno�ci. Za�wiat nie rozumia�, jak dziecko takiej dziewczyny mo�e by� Nosicielem �wiata. - P�niej napatoczy� si� Big Alex. Wyj�tkowo wredny typ. Powinnam sp�awi� go od razu. - Nie zrobi�a� tego? - Nigdzie nie by�o wody. To wisielcze poczucie humoru musia�o by� u Skarbonki reakcj� obronn�. Lepiej ni� mia�aby si� u�ala� nad sob�. - Wiesz, jak pr�bowa� mnie podrywa�? Na dowcipy. Uwa�a�, �e s� zabawne. Pami�tam tylko pierwszy: dlaczego kobiety si� maluj� i perfumuj�? Odpowied�: bo s� brzydkie i �mierdz�... Co, nie �miejesz si�? Niebo ja�nia�o coraz intensywniej. Nadchodzi� brzask. Za�wiat wyd�uba� z ziemi p�aski kamie� i rzuci� go do rzeki. Rozleg� si� cichy plusk. - Powinienem ci wyja�ni�, dlaczego musz� ci� chroni�. Grozi nam kto� znacznie pot�niejszy ni� Big Alex... - Nam? Nad wst�g� rzeki ha�asowa�y mewy. - Najgorsze, �e sam nie wiem dok�adnie, kto jest wrogiem - sk�ama�. - Wiem tylko, �e pr�bowali pos�u�y� si� mn�, by ci� zlikwidowa�. Takie dosta�em zadanie. W tym momencie klamka zapad�a. Na szcz�cie na Ziemi nie by� �atwo wykrywalny. Cho�, gdy b�d� chcieli go namierzy�, znajd� spos�b. Skarbonka spojrza�a na Za�wiata spod rozmazanych k� makija�u. Przypomina�y �lad, jakie szklanka z drinkiem zostawia na barze. Warm, wet circles... - Mia�e� mnie zabi�? - Tak. - Wi�c czemu� tego nie zrobi�? - parskn�a. - Bez �eton�w jestem wrakiem. Pierdol� takie �ycie. - Niewa�ne. To moja sprawa. - To spytam wprost: dobre serduszko czy strach o w�asn� sk�r�? - Nie uwierzysz. Ani jedno, ani drugie... - Wi�c czemu ryzykujesz, amigo? - Bo wraz ze �mierci� twojego dziecka nast�pi zag�ada... - Ty jednak jeste� walni�ty. - Tak ci si� zdaje. Masz prawo. Skarbonka po�o�y�a si� na plecach, zamkn�a oczy i wydar�a si� wniebog�osy: - Same �wiry mnie otaczaj���!!! Sp�oszy�a stado brudnych mew. Odlecia�y, zn�w by�o cicho. - Wiesz, czemu ci� lubi�? Bo jeste� zdrowo pieprzni�ty. Blask s�o�ca z trudem prze�wietla� niskie, warstwowe chmury. Skarbonka zrobi�a powa�n� min� i zapyta�a: - Czy nie wydaje ci si� czasami, �e s�o�ce jest �ar�wk�? "I kto tu jest pieprz..." - chcia� odpowiedzie� Za�wiat, lecz ugryz� si� w j�zyk. Westchn�� i nie pr�bowa� wraca� do tematu. Sam nie rozumia�. Psychob�jcy Dzie� sp�dzili szukaj�c nad rzek� meliny, w kt�rej mogliby si� zadekowa�. Znale�li murowany domek na skraju porzuconych ogr�dk�w dzia�kowych. Za�wiat przegna� stamt�d dw�ch narkoman�w na haju. Wsadzi� ich na zacumowan� przy mostku ��dk� i odci�� wi�zanie. Pop�yn�li z pr�dem. - Masz ju� jaki� plan? - dopytywa�a si� Skarbonka, gdy wyrzucali stare sienniki z baraku. Strzykawki, resztki jedzenia i stare opakowania w�o�yli do dw�ch foliowych work�w. - Najpierw pozb�dziemy si� twoich prze�ladowc�w. - Nie my�lisz chyba... - DJ Messerschmidt ma�o mnie obchodzi. P�ki nie wchodzi mi w drog�, nie rusz� go. Ale Big Alexa unieszkodliwi�. - Co chcesz mu zrobi�? - S�ysza�em o pewnej metodzie w... - chcia� powiedzie� "w waszym �wiecie", ale ugryz� si� w j�zyk. - No wiesz, psychob�jcy. - Kurwa ma� - wyszepta�a z wra�enia Skarbonka. Psychob�jcy. Byli najgro�niejsz� broni�. Piekielnie drodzy pracowali najcz�ciej dla gang�w i mafii. Na dziesi�� ofiar dziewi�� przep�aca�o atak trwa�ymi zmianami w psychice. Przez pierwsze lata po wykszta�ceniu si� profesji korzystanie z us�ug psychob�jc�w mia�o jeszcze jeden atut: by�o niewykrywalne. Ot, delikwent nagle wariowa� z przyczyn nieustalonych. Zanim prasa i policja nag�o�ni�y problem, ofiar� psychob�jstw pad�o sporo os�b z kr�g�w przest�pczych. Gdy nowa technika wysz�a na jaw, w kodeksie karnym pojawi� si� przepis definiuj�cy znamiona przest�pstwa jako �wiadome i celowe pozbawienie w�adz umys�owych poprzez atak mentalny zwi�zany z wykorzystaniem niedozwolonych manipulacji matrycowych. Grozi�a za to nawet kara �mierci. Plaga psychob�jstw stanowi�a uboczny skutek wszczepiania ludziom transimplant�w harmonizuj�cych. By�y to p�organiczne korektory odchyle� psychicznych por�wnywalne z grubsza do samochodowych ogranicznik�w szybko�ci. W razie nag�ego nap�ywu adrenaliny dzia�a�y tonizuj�co. W razie spadku koncentracji - stymuluj�co. Psychika cz�owieka, kt�ry funkcjonowa� w spo�ecze�stwie, wchodz�c w interakcje z innymi jednostkami, musia�a by� wywa�ona - g�osi� "Program Budowy Spo�ecze�stwa Zr�wnowa�onego". Oznacza�o to, �e mo�na by�o funkcjonowa� jedynie na ograniczonym obszarze odczu� i reakcji. Skrajne punkty by�y blokowane. Mia�o to zapobiec przest�pczo�ci afektywnej oraz depresji, kt�ra stawa�a si� w mocno stechnicyzowanych spo�eczno�ciach chorob� spo�eczn�. Program by� krytykowany za ingerencj� w osobowo��, jednak wzgl�dy bezpiecze�stwa przewa�y�y - wkr�tce zacz�to wsypywa� noworodkom do mikronawiert�w w korze m�zgowej bioaktywny proszek formuj�cy nanomatryc� kontroln�. Przeciwnikom procedury od razu skojarzy�o si� to z praniem m�zgu. Na pociech� pozosta� wierszyk: "Prze�yli�my klonowanie, prze�yjemy m�zg�w pranie". Oczywi�cie powsta�o podziemie antymatrycowe (za op�at� usuwano ograniczniki), korzystali z tego jednak najbogatsi przest�pcy. Inni byli wystawieni na pastw� psychob�jc�w. Pod wp�ywem ataku ofiara traci�a poczytalno��. Nie mog�a od tej pory normalnie funkcjonowa�. Ubezw�asnowolniano j�, wi�c trafia�a poza nawias spo�ecze�stwa. W nowo wszczepianych blokerach pojawi�y si� lepsze zabezpieczenia, jednak psychob�jcy szybko odpowiedzieli udoskonaleniem metod. Trwa� wy�cig, kto stworzy lepszy patent: w�adza czy bandyci. - Wi�c kiedy? - spyta�a Skarbonka. Siedzieli oparci o mur, z kt�rego ca�ymi p�atami odchodzi� tynk. Go�a ceg�a zi�bi�a plecy. - Jak najszybciej. Musimy porusza� si� po ca�ym mie�cie, by co� zdzia�a�. A tak na pewno ci� namierz�... - Kiedy? - powt�rzy�a, jakby wizja ukarania Big Alexa by�a gwiazdkowym prezentem, kt�rego nie mo�na si� doczeka�. - A cho�by dzisiaj. Musisz mi tylko da� namiary. Zapalili papierosy. Ob�oczki dymu unosi�y si� weso�o w wiosennym powietrzu. Rzeka �mierdzia�a szlamem i zmutowanymi rybami. - Szajse, znam tylko jedn� knajp�. - Wystarczy. - Problem w tym, �e... - Nie mo�na nada� zlecenia? - Tam urz�duj� sami emeryci - Skarbonka strzepn�a palcem paj�ka, kt�ry bezczelnie laz� w stron� jej szpary �etonowej. - Starzy, wykoszeni przez konkurencj� ramole. Pij� i t�skni� za czasami dawnej �wietno�ci. - Tym lepiej. Zrobi� to za mniejsz� kas�. - Na to nie licz. S� przewra�liwieni na punkcie w�asnego honoru. - Ale na robocie si� znaj�? - Za�wiat spogl�da� na dym, my�l�c o rytuale zabijania wysp. Mia� nadziej�, �e nie b�dzie musia� wypala� proch�w Ziemi. - S�ysza�am, �e ich metody s� nieco... staro�wieckie. - To nic, spr�bujemy. Jak nazywa si� ta knajpa? - "Los Degrengolados". * Dochodzi�a jedenasta. DJ Messerschmidt obudzi� si� z kr�tkiego snu, w kt�rym �ni�a mu si� Skarbonka. Dwie androidki, by� mo�e z wszczepion� mentalno�ci� podprogow�, dusi�y dziewczyn�, strasz�c j� cienkim, d�ugim sztyletem. Zewsz�d rozlega�y si� dzieci�ce g�osy, zimne i okrutne jak bezwzgl�dno�� podw�rkowych regu�: "SKARBONKA-SKROBANKA!..." Wierszyk by� recytowany na melodyjk� "Kto si� przezywa, tak si� sam nazywa". Wszystko to by�o jak okrutny obrz�d b�d�cy wst�pem do Armageddonu. Powietrze poci�o si� krwi�, a brzuch le��cej Skarbonki pulsowa� czerwieni�, jakby �wiat umiera� z krwawym orderem na sercu. Gdy jedna z androidek u�miechn�a si� czarnymi z�bami i wbi�a sztylet w wypuk�y brzuch Skarbonki, DJ obudzi� si�. DJ Messerschmidt wezwa� Schizofoniusza i �mieciokwiata. Kaza� zorganizowa� poszukiwania: "Jak b�dzie trzeba, przeczesa� ca�e miasto!" Gdy wyszli, o czym� sobie przypomnia�. Zszed� do baru "World" i zajrza� pod lad�. Ca�y zapas �eton�w znikn��. "Nie wr�ci na g�odzie. Z tym towarem wytrzyma co najmniej tydzie�. Fuck!" * Smutna by�a knajpa eks-psychob�jc�w. Stoj�c na rogu ulicy Za�wiat obserwowa� budynek. Niewielki, wci�ni�ty w p�ytkie podw�rze barak, z zamalowanymi na czarno oknami. Ju� z zewn�trz sprawia� przygn�biaj�ce wra�enie. Podobni musieli by� bywalcy - wredne g�by, a w sercach jeszcze wi�ksza wredno��. Razem dawa�o to skurwysy�stwo do pot�gi, �ajdactwo wr�cz geometryczne. Nad kutymi w �elazie drzwiami przypominaj�cymi w�az do schronu wisia� rdzewiej�cy szyld: "Los Degrengolados". Za�wiat przekroczy� pr�g. Z g�o�nik�w p�yn�a rzewna ballada: Niewa�ny wrogi grymas na g�bie, Ex-b�jcy maj� serca go��bie... Za�wiat nie da� si� nabra�. Chodzi�o zapewne o nowy gatunek go��bi drapie�nych - po cyborgizacji �wietnie nadawa�y si� na egzekutor�w. Nielegalne hodowle ptaszysk mno�y�y si� w mie�cie w tajnych laboratoriach, a profesja tresera drapie�nik�w sta�a si� op�acalnym zawodem. Ostatnio od ataku go��bia zgin�� zast�pca burmistrza. W bocznej niszy, na ma�ej scenie le�a�y rozrzucone instrumenty muzyczne. Cz�onkowie zespo�u siedzieli na taboretach, popijaj�c tequill�. Widocznie nie chcia�o im si� konkurowa� z melodi� z p�yty. Nad scen� jarzy�a si� nazwa grupy: "Los Hujeros". Stoliki wok� by�y obsadzone przez zjawy. Niczym stare kruki z przetr�conymi skrzyd�ami, po�amanymi dziobami i t�pymi szponami, siedzieli przy niskich blatach psychob�jcy. Wszyscy mieli na g�owach znak gildii - czarny, hiszpa�ski kapelusz. Knajpa by�a teoretycznie otwarta dla niewtajemniczonych, jednak ka�dy, kto mia� troch� oleju w g�owie, omija� "Los Degrengolados". Najgorsi byli tury�ci, kt�rzy uwa�ali bar za lokaln� atrakcj�. Poszukiwanie mocnych wra�e� ko�czy�o si� cz�sto mocnymi obra�eniami. Oczywi�cie psychicznymi. Za�wiat zamkn�� drzwi. Psychob�jcy obserwowali go spode �b�w jak intruza, kt�ry zak��ca im b�ogi marazm. Jeszcze nie wiedzieli, z czym przychodzi. Barman zmierzy� go tak niech�tnym wzrokiem, jakby chcia� mu zala� alkoholu metylowego. Za�wiat zachowa� kamienn� twarz. - Chcia�em z�o�y� zam�wienie... - Mam tylko w�dk�. - Inne... zam�wienie - zakas�a� wymownie. Oczy barmana rozb�ys�y. - Mam jeszcze w�dk� z lodem... - Nie jestem Eskimosem, gringo. Barman hukn�� pi�ci� w st�. - Co� powiedzia�?! Zaszura�y krzes�a. Wszyscy eks-psychob�jcy spojrzeli w ich stron�. O�ywili si� nawet cz�onkowie zespo�u "Los Hujeros". - To, co s�ysza�e�. M�wi� wyra�nie, je�li nie rozumiesz, przemyj sobie uszy w�asn� szczyn�. - Co?! - Pstro. Potrzebuj� kilku ch�opc�w... - Zje�d�aj, pedale. - Nie widz� zje�d�alni. - To j� zobaczysz, jak ci przy�o��. Wynocha! - Chc� kilku twoich ch�opc�w. - Lepiej wyruchaj odkurzacz. - Nie da rady. Za ma�y wlot. Barman zrezygnowa�. Zapyta� wprost: - S�uchaj, kole�, o co ci, kurwa, chodzi? Za�wiat wyszepta� s�odko, cedz�c s�owa mi�dzy z�bami: - Mam dla nich zlecenie, stupido. W duchu uzna�, �e rol� twardziela-zleceniodawcy odegra� bez zarzutu. - Zle-ce-nie - przesylabizowa�. - Dla nich. Po czym wskaza� ruchem g�owy towarzystwo. W sam� por�, bo w jego stron� zacz�y p�yn�� gro�by: - Genek, czy on co� do ciebie ma? - Uciszy� go�cia? - Jakby co, za kolejk� zdezintegruj� mu osobowo��. - A ja przesteruj� go na oligofreni�. - Kurwa, kto to jest? Barman wyszed� zza kontuaru, podni�s� r�ce i poprosi� o cisz�. Mia� uroczysty wyraz twarzy. - Ch�opcy... Nie uwierzycie. Jest zam�wienie. Eks-psychob�jcy os�upieli. - Muzyka! - krzykn�� barman. "Los Hujeros" chwycili za instrumenty. * Big Alex i jego podn�ek-przydupas Mike M. Rocket siedzieli na niskiej kanapie w eropubie "Potencja" i przerzucaj�c si� dowcipami r�n�li w cyberkarty. Wkr�tce mieli r�n�� dziwki, ale im si� nie �pieszy�o. Mentalpoker polega� na odebraniu impuls�w dobrego samopoczucia przeciwnikowi. Od strony technicznej - zabierano sobie zapas stymulant�w pi�tej generacji Prozacku. Cztery p�nagie Mulatki kr��y�y po pokoju, popijaj�c drinki, a kumple z gangu wznosili toasty z s�siednich kanap. Rapowo-soulowe ballady miesza�y si� z fragmentami rozm�w na tematy zasadnicze: - Ty, Holva, powiniene� mie� ksyw� S�o�ce. - Czemu? - Bo najch�tniej grza�by� wszystkie dziewczyny! - Z wyj�tkiem tej, kt�r� teraz obracasz, penerze. To typowa wydmuszka. - Co?! - Tylu ju� j� dmucha�o... Na s�siedniej kanapie rozmawiano o sprawach bardziej abstrakcyjnych. - �ycie bez absolutu by�oby bez sensu. - No to polej, sko�czymy flaszk�. Najwi�ksz� kanap� zajmowa� najs�uszniejszy gabarytami uczestnik imprezy - sam Big Alex. Broda, d�ugie w�osy spi�te na plecach, wydatny brzuch rozpychaj�cy spodnie: wygl�da� jak bia�y klon murzy�skiego gangstera z ko�ca XX wieku. Z�oty �a�cuch na masywnym karku oraz str�j � la Africana dope�nia�y wizerunku. - Jak chcesz, oddam ci na noc Pig i Malion - zaproponowa� wspania�omy�lnie Mike'owi. - Szefie... - b�kn�� zdumiony Rocket. - Co? - To... zaszczyt. Big Alex wzruszy� ramionami. - Bierz, jak daj�. Panienki us�ysza�y, �e o nich mowa, wi�c roze�mia�y si� perli�cie. - Dzisiaj obs�u�ycie Mike'a - zakomenderowa� gangster. - Pe�en zakres us�ug, ha, ha, ha!!! - Obiecanki macanki, a g�upiemu rado�� - parskn�� kto� z tylnej kanapy. - Spok�j! - uci�� Big Alex i zapad�a cisza. Pig i Malion, nieco zdziwione zachciank� swojej osobowo�ci nadrz�dnej, przytakn�y, chichocz�c. Michael Rocket by� wyra�nie onie�mielony. Z prostej przyczyny. Androidki by�y wcieleniami podprogowymi Big Alexa. Szeptano pok�tnie, �e �adna baba nie wytrzymywa�a z nim dobrowolnie, wi�c musia� zap�aci� za wpisanie osobowo�ci podrz�dnych w pow�oki androidek graj�cych w filmach porno. Od tej pory mia� spok�j z kobietami. Nie mia� go jednak z kpiarzami. Kiedy� kumpel nazwa� zachciank� Big Alexa "wt�rnym onanizmem", za co gangster rozbi� mu na g�owie butelk� Johny'ego Walkera "Blue Label", co wprawi�o �wiadk�w w os�upienie. Alex uwielbia� kosztowne trunki, nie znosi�, gdy kto� kwestionowa� jego �yciowe wybory. Delikwent zmar� na miejscu z p�kni�t� czaszk�. Od tej pory nikt g�o�no nie �artowa� z �ycia seksualnego Big Alexa. Zaledwie kilka os�b wiedzia�o, co przes�dzi�o, �e gangster kaza� stworzy� swoje kobiece subpersonidy. Dziewczyna zwana Skarbonk�. Odk�d okaleczy� j� w straszny spos�b, uzale�niaj�c od �eton�w (st�d pseudonim), nienawidzi�a go jeszcze bardziej. W ko�cu uciek�a. Poszukiwania trwa�y, lecz Big Alex nie zamierza� si� nudzi�. A Pig i Malion by�y na ka�de skinienie. Niczym jungowska Anima - odzwierciedla�y kobiece alter ego przest�pcy. - Dobra, teraz ja rozdaj� - Big Alex wr�ci� do kart. Tasuj�c, nuci� pod nosem ostatni przeb�j, piosenk� "Takie pogo" technopunkowej grupy "W�dka maklera": Bo do orgii trzeba trojga, zgodnych cia� i ch�tnych... Michael Rocket gapi� si� w wypi�te po�ladki Pig i Malion, kt�re le��c na pod�odze, przegl�da�y katalog ze strojami k�pielowymi. Big Alex obieca� im weekend nad morzem. �wietne cia�a, lecz androidki by�y w jakim� sensie jego szefem. Najgorsze, �e Pig stanowi�a odbicie autodestrukcyjnych tendencji Big Alexa po��czonych z kompleksem ni�szo�ci (masochizm), a Malion uosabia�a jego wybuja�e ego (megalomania przechodz�ca w sadyzm). Sacher-Masoch i markiz de Sade byliby dumni z osobowo�ci podrz�dnych Big Alexa. Sielank� przerwa� jeden z �o�nierzy. Zameldowa� si� i poda� Big Alexowi komunikator. Po wpisaniu kodu na ekranie ukaza�a si� wiadomo��: "Dziewczyna by�a widziana nad rzek� w towarzystwie jakiego� faceta. Raczej nie z kr�gu Genetyst�w. Wiadomo�� pewna na 60 %". "Kolejna informacja bez pokrycia" - pomy�la� Big Alex, trac�c ochot� na karty. "Ale sprawdzi� trzeba..." Przygarn�� wielk� �ap� jedn� z dziwek i przekaza� �o�nierzowi. - Zrelaksuj si�, jest twoja. Wpisa� rozkaz i przes�a� na kom�rk� informatora. * Schizofoniusz i �mieciokwiat niech�tnie oddalali si� od swojej osobowo�ci nadrz�dnej. Pilnowanie Messerschmidta le�a�o w ich dobrze poj�tym interesie: w razie �mierci DJ'a odchodzili w niebyt. W praktyce standardowo kodowano us�ug� wygaszania "Cieni" po zanikni�ciu pola biologicznego dawcy. Mia�o to zapobiec pladze osieroconych i zdesperowanych subpersonid�w, kt�re schodzi�yby na drog� przest�pcz�. - A to s�ysza�e�? Najkr�tsza definicja pornosa: kino oralnego niepokoju. - Dobre. - Co nie zmienia faktu, �e czuj� si� podle, zacny Schizofonku. M�wi� ci, DJ wda si� w jak�� kaba��, a my zap�acimy g�ow�. Schizofoniusz odpowiedzia� welleryzmem: - "Obawiam si�, �e co� przysz�o mi do g�owy" - jak wyszepta� gangter Ice-Coffee, gdy poczu� przytkni�t� do skroni luf� pistoletu. By�y to jego ostatnie s�owa. - Znaczy si�, zgin��? - Nie. Ze strachu odj�o mu mow�. �mieciokwiat splun��, nadaj�c �linie kszta�t r�y. W��czy�o si� zielone �wiat�o i przeci�li skrzy�owanie. - No to grunt, �e utrzyma� g�ow� na karku. Czego nie b�dzie mo�na powiedzie� o nas, gdy DJ Messerschmidt wywali kopyta. - Nie strasz, Kwiatuszku. Zanim staniem si� hinduskimi wdowami sati, kto� musi kropn�� szefa, a to nie lada sztuka. - Co nie lada sztuka? Szef czy jego kropni�cie? - I jedno, i drugie. Wa�y ponad sto kilo... Tak gaw�dz�c je�dzili po ulicach miasta czarnym kabrioletem, pr�buj�c detektorami genetycznymi wy�ledzi� Skarbonk�. Problem w tym, �e pole detekcyjne rozci�ga�o si� w promieniu pi�ciuset metr�w. Trzeba by�o nie lada szcz�cia, by namierzy� obiekt. DJ Messerschmidt miewa� surrealistyczne pomys�y... * Psychob�jca nazywa� si� Fuckenkreutz i pracowa� jako fryzjer w niewielkim zak�adzie na przedmie�ciu. Ksywa wzi�a si� st�d, �e stale u�ywa� s�owa fuck i by� jednocze�nie fanem symboliki nazistowskiej. Nawet sw�j zak�ad nazwa� "Pod szarmanckim esesmanem". W czasie pracy s�ucha� Wagnera, nie pogardza� te� muzyk� swojej m�odo�ci - �omotem zespo�u "Rammstein". Zamiast fartucha nosi� gestapowski p�aszcz. Jako jedyny fryzjer w mie�cie u�ywa� staro�wieckiej brzytwy, co w po��czeniu z muzycznym t�em dawa�o upiorny efekt. Klient�w jednak nie brakowa�o. Mo�e dlatego, �e ceny mia� konkurencyjne. Plan by� sprytny: po zidentyfikowaniu kodu Big Alexa pi�ciu psychob�jc�w sk�oni go telepatycznie do skierowania si� w stron� zak�adu, gdzie Fuckenkreutz przypu�ci atak z bezpo�redniej odleg�o�ci. Bliski kontakt z ofiar� by� nieodzowny - na staro�� psychob�jcy tracili umiej�tno�� zabijania z dystansu. Przecieraj�c tabliczk� z mottem zak�adu (Arbeit macht frei), Fuckenkreutz martwi� si�, by klient nie wpad� mu pod brzytw�. * Big Alex zjawi� si� nad rzek�, chc�c sprawdzi� cynk otrzymany od informatora. Nagle poczu� mentalny nacisk (kt�ry wzi�� za intuicj�), by nie schodzi� na nadbrze�e, tylko jecha� ulic� wzd�u� Varty a� na przedmie�cie. Szofer powi�z� go tam w milczeniu. �wita�o. Mike Rocket zapewne ko�czy� zabaw� z Pig i Malion. Wjechali w dzielnic� niskich, brzydkich domk�w, przypominaj�cych grzyby o szerokich postrz�pionych kapeluszach. "Zatrzymaj si�" - rozkaza� gangster. Samoch�d wjecha� na chodnik z piskiem opon. Stali pod salonem fryzjerskim. Na prze�artym rdz� szyldzie widnia�y szczerbate litery: "Po_ szar_ _ncki_ ese_manem". - Szefie - spyta� kierowca rzeczowo. - Po chuj tu stan�li�my? - Po gumowy - uci�� Big Alex i wytoczy� si� z samochodu. - Pilnuj bryki, ja pow�sz�. Szofer wy��czy� stacyjk� i ziewn�� przeci�gle. Big Alex zanurzy� si� w labiryncie murowanych grzyb�w. - Wyczuwam j� - warcza�, �a��c mi�dzy zabudowaniami. - Musi tu gdzie� by�. Gdy po raz drugi zatoczy� ko�o, wracaj�c na start, podrapa� si� po g�owie. Najbli�ej by� zak�ad fryzjerski. Wy�wietli� widmowy zegarek na t�cz�wce oka i stwierdzi�, �e ju� si�dma. Zak�ad �wiadczy� us�ugi od sz�stej trzydzie�ci. - Zaczekaj na mnie - rzuci� do szofera. - P�jd� si� ogoli�. Wszed� do �rodka, witany od progu gromkim: - Herzlich wilkommen! Golibroda przypomina� Alexowi posta� ze starego serialu. Pami�ta�, �e nazywa�a si� von Smollhausen.W r�ku trzyma� paruj�cy r�cznik i �wie�o naostrzon� brzytw�. - Sitzen Sie bitte, mein Herr. Gangster usiad� przed lustrem. * Fuckenkreutz wzi�� miseczk� z myd�em, splun�� do �rodka, a nast�pnie zacz�� to rozrabia� p�dzelkiem. Po chwili mieszanka pokry�a twarz zbarania�ego Big Alexa. - Pojeba�o ci�?! - poderwa� si� z fotela. - Wody nie masz, czy co, �eby mi �lin� g�b� smarowa�? - Prosz� si� uspokoi� - odpar� fryzjer. Przez ca�y czas mia� zmarszczone czo�o i wytrzeszczony wzrok, jakby intensywnie my�la�. - To zwyczaj tego zak�adu. - Pieprz� taki zwyczaj - gor�czkowa� si� Big Alex, wycieraj�c twarz r�cznikiem. - �miem zauwa�y�, �e potraktowa�em szanownego pana jak znaczniejszego go�cia. Innym klientom pluje si� prosto na brod�... Tego by�o ju� za wiele. Gangster poderwa� si�, by zdzieli� fryzjera kastetem, lecz w tym samym momencie zachwia� si� i usiad� z powrotem. Wykrzywi� twarz w dziwacznym grymasie, zamruga� oczami. Zacz�� kiwa� g�ow� jak pochylony nad Tor� �yd albo jak dziecko dotkni�te chorob� sieroc�. Wzi�� piank� do w�os�w i wypryska� sobie zawarto�� na twarz. �mia� si� przy tym przeci�gle, d�ubi�c palcem w nosie. Zamiast s��w wypowiada� be�kotliwe onomatopeje. Na koniec zsika� si� w fotel. Fuckenkreutz zlustrowa� krytycznym wzrokiem swoje dzie�o. Nie wiedzia�, �e w tym samym momencie wpad�y w stupor Pig i Malion. Objawem by�a nag�a katatonia - zastyg�y na le�akach, popijaj�c drinki. P�martwe rze�by na razie nie zwraca�y niczyjej uwagi. Mike Rocket chrapa� w najlepsze, zm�czony po ca�onocnych zmaganiach. Fuckenkreutz zadzwoni� symultan� (transgenicznym telefonem wielokom�rkowym) pod dwa um�wione numery. - Gemacht - rzuci� w mikrofon i wy��czy� si�. Za�wiat potwierdzi� kr�tkim OK, za� w barze "Los Degrengolados" zapanowa�o radosne o�ywienie. La� si� alkohol, wznoszono toasty, przybijano pi�tki, a zesp� "Los Hujeros" wszed� na scen� i gra� w�asn� przer�bk� "Dzieci Sancheza". - Naiwni durnie... - my�la� Za�wiat, nios�c do baraku zakupy ze sklepu. - Bez trudu ich wykryj�. Je�eli wcze�niej nie dopadn� ich ludzie Big Alexa... Zatar� �lady z najwy�sz� ostro�no�ci�. Impulsy, jakie przerzuci� barmanowi na kart�, by�y nieoznakowane (elektroniczny portfel zamiast konta PIN), a telepatyczne zasugerowanie innego wygl�du nie stanowi�o problemu. Gdy przedar� si� przez otaczaj�ce dzia�k� chaszcze, zobaczy� Skarbonk�, jak oparta o framug� aplikuje sobie �eton. Zawstydzi�a si� na jego widok. Spu�ci�a bluzk�, zakrywaj�c brzuch. W jej wzroku czai�o si� pytanie. - Zrobione - rzuci� Za�wiat sucho, k�ad�c prowiant na parapecie. Paczka neurochips�w (wodorostowe plastry wzmacniaj�ce r�wnowag� matrycow�) spad�a z szelestem na ziemi�. Skarbonka sta�a nieruchomo wpatrzona w rzek�. Za�wiat poda� jej papierosa. - P�aczesz? - spyta� zdumiony. - To przez ten dym... Chmurka nikotyny ulecia�a ku niebu. Skarbonka ch�on�a wilgotnym wzrokiem jego b��kit. Zdawa�o jej si�, �e w tej barwie kryje si� wyzwolenie. By�a blisko prawdy. - Gdyby� m�g� mie� tylko jedn� pro�b� do Boga... Zaskoczony, odpowiedzia� pytaniem. - O co bym prosi�? - Tak. - Nie wiem... A ty? - �eby napisa� moje �ycie na nowo. Za�wiat spojrza� na brzuch Skarbonki i pomy�la�, �e jakkolwiek mia�oby si� potoczy� jej �ycie, musia�a zosta� matk� Nosiciela �wiata. Wszystko wydawa�o si� zdeterminowane przez t� konieczno��. Nawet okrucie�stwo, jakiego do�wiadczy�a. - Przytul mnie... Czy tak�e to, �e musieli si� spotka�? Ty By� mo�e nie dostrzegasz GENETRIXu, gdy� jeste� wyposa�ony w narz�d wzroku. By� mo�e powiniene� zobaczy� swoje cia�o na specjalnych zdj�ciach z zaznaczonymi fragmentami tego, co najg��biej w tobie ukryte. Konieczne by�oby jednak powi�kszenie. I to miliardkrotne. Ujrza�by� wtedy �wietlisty nalot z�o�ony z ogromnej liczby ziarenkowatych pikseli, jak przenika twoje mi�nie i tkanki, jak �yje podczepiony pod twoj� karmalno��, niczym zawiesina glon�w na powierzchni wody. Nie b�dzie ci jednak dane zobaczy� tego, co rozmy�lnie zosta�o ukryte. Czy wyobra�a�e� sobie jako dziecko, spogl�daj�c w niebo, �e sferyczna przestrze�, kt�ra nas otacza, to wn�trze kom�rki ja