5636
Szczegóły |
Tytuł |
5636 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5636 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5636 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5636 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
WOJCIECH SZYDA
GENETRIX i Zab�jca �wiat�w
Oh God, I could be bounded in a nutshell
and count myself a King of infinite space.1
WILLIAM SHAKESPEARE - "HAMLET" (II, 2)
Jedno�� dodana do niesko�czono�ci nie pomna�a jej,
podobnie jak stopa dodana do niesko�czonej miary.
Sko�czono�� unicestwia si� w obliczu niesko�czono�ci i
staje si� czyst� nico�ci� (...) Znamy natur� i istnienie
sko�czono�ci, poniewa� jeste�my sko�czeni i rozci�gli jak
ona. Znamy istnienie niesko�czono�ci, a nie znamy jej
natury, poniewa� ma ona rozci�g�o�� jak my, ale nie ma
granic, jak my je mamy.2
BLAISE PASCAL - "MYOLI" (451, 3)
Pocz�tek
Morze. Wida� dwa odcienie b��kitu: spieniony szafir
wody i g�adk� stal nieba. Pomi�dzy nimi cz�owiek. Ziemia
jest brudem za paznokciem, ogie� ko�c�wk� �arz�cego si�
papierosa. Zawini�te w bibu�� spalaj� si� �wiaty. Popio�y
umar�ych krain w�druj� do p�uc palacza, by powr�ci� do
�ywio��w, z kt�rych zosta�y zrodzone. M�czyzna spluwa,
fale przyjmuj� jego �lin�. Chwil� p�niej pet wpada do
morza. Rytua� wypalenia dobieg� ko�ca.
M�czyzna stoi po�rodku tratwy, wpatrzony w horyzont.
Powietrze zdaje si� b��kitnym pryzmatem rozszczepiaj�cym
�wiat�o. Tratwa ma prowizoryczny �agiel, na kt�rym powiewa
czarna flaga z przekre�lonym symbolem wyspy. Pod
drzewcem masztu le�y kusza - �elazna, rze�biona,
inkrustowana per�ami, pokryta z�owieszczym wzornictwem.
Czaszki, piszczele, ostrza no�y, skrzydlate demony -
symbolika Zab�jcy �wiat�w.
Dop�ywa� do jednego z opuszczonych port�w. Nagle zda�
sobie spraw�, �e nie wykona� planu. Zapomnia� o jednej
wyspie, kt�r� mia� zniszczy�. Przypomnienie przysz�o wraz z
uk�uciem w stop�, gdy niechc�cy nadepn�� na be�t. Skl�� si� w
my�lach za rutyn� - monotonno�� pracy sprawia�a, �e dzia�a�
na pami��. Liczb� swiat�w przeznaczonych do eksterminacji
przelicza� na strza�y, kt�rymi dokonywa� zab�jstw. Kalkulacja
s�uszna, lecz zawodna, gdy be�t gdzie� si� zapodzia�. Tak jak
teraz - strza�a wypad�a z ko�czanu, ostrze utkwi�o mi�dzy
belkami tratwy. Zasadniczo powinien wr�ci�, lecz zbli�a� si�
wiecz�r, pora odpoczynku. Budynek tawerny kusi�
perspektyw� noclegu.
Lubi� takie miejsca. Martwe porty, wraki statk�w celuj�ce
w niebo szkieletami maszt�w, �awice martwych ryb �wiec�ce
w nocy smugami t�czowych brzuch�w, a czasami stary burdel
zaro�ni�ty paj�czyn� i kurzem, z obowi�zkowym szkieletem
pianisty pochylonym nad klawiatur�, z martw� papug� w
zardzewia�ej klatce oraz trupami dziwek przykrytymi niedbale
strz�pami sukni. Za ka�dym razem, gdy dobija� do brzegu i
wci�ga� tratw� na l�d, zastanawia� si�, co ulegnie zmianie.
Widzia� tysi�ce port�w, podobnych jak ziarna piasku lub
krople s�onej wody, lecz ka�dy posiada� znamiona
odr�niaj�ce: zabudowania, ro�linno��, lini� brzegow�.
Pi�kno tej przystani kry�o si� w zrujnowanej tawernie i
l�ni�cych jak diamenty butelkach wy�cie�aj�cych piaszczyst�
pla��.
Tratwa nie mia�a zaczep�w i liny, wi�c musia�
w�asnor�cznie wyci�gn�� j� na brzeg. Fala by�a s�aba, lecz si�
zm�czy�. Nie te lata - zakl�� pod nosem i wykona� ostatni
wysi�ek, szarpi�c tratw� na wydmowe wzniesienie. Nie b�dzie
przyp�ywu. Mo�na j� tu zostawi�. Leg� na wydmie i spojrza�
w nabrzmia�e chmury. Burza? Powieki ci��y�y jak kamienie.
Zasn��by pod go�ym niebem, gdyby nie deszcz. Zerwa� si�,
podci�gn�� spodnie, zarzuci� na rami� kusz� i przeklinaj�c
pocz�apa� w stron� uchylonych drzwi burdelu.
Zat�ch�y mrok. Meble pokryte grub� na palec warstw�
kurzu. Po�o�y� si� na sofie, omijaj�c wyprute spr�yny.
Zamkn�� oczy, by odda� si� ulubionemu �wiczeniu.
Wyobra�nia wy�wietla�a obrazy, pr�buj�c o�ywi� to miejsce.
Dziwki, marynarze, przypadkowi klienci, barmani i lokaje -
krz�tali si� strojni w swe szepty niczym motyle w nies�yszalny
furkot skrzyde�. Gdzie s� teraz, kiedy przestali istnie�? -
my�la�, wspominaj�c miliardy wysp, kt�re eksterminowa�.
Procedura usuwania �wiat�w polega�a na pozbywaniu si�
umar�ych krain, rozwini�tych za �ycia z osobowo�ci
mieszka�c�w Ziemi Zero. Ka�dy cz�owiek wy�wietla�
rzeczywisto�� b�d�c� odbiciem jego cech zdeterminowanych
genetycznie. Za�wiat by� grabarzem tych krain - morze, po
kt�rym p�ywa�, stanowi�o gigantyczny cmentarz. Wysepki
wy�ania�y si� po �mierci swych projektor�w, pe�ni�c funkcj�
tymczasowego kurhanu. Zab�jca zast�powa� czas - zaciera�
�lad tego, co i tak uleg�oby erozji.
Gdzie�, na innych wodach, kt�re nie stanowi�y jego
rewiru, rozci�ga�y si� �ywe wyspy. To tam rodzi�y si� i
upada�y kultury i cywilizacje, kt�rych mieszka�cy nie zdawali
sobie sprawy, �e ich �wiaty stanowi� odbicie genotyp�w ludzi
�yj�cych na Ziemi Zero. Inna by�a te� skala up�ywu czasu. To,
co mieszka�com �wiat�w-projekcji zdawa�o si� epok�, dla ich
nosicieli by�o kr�tkim epizodem; najwy�ej jednym z etap�w
�ycia.
Sama procedura by�a rutynowa. Akty eksterminacji nie
r�ni�y si� od siebie: strza� z kuszy, zebranie zgliszcz i
rytualne wypalenie papierosa. Na miejscu kurhanu wy�ania�a
si� martwa wyspa. "Ruiny" dawa�y wyobra�enie o
charakterze mieszka�ca Ziemi Zero b�d�cego projektorem.
Na przyk�ad ta portowa spelunka. Pewnie jaki� marynarz,
ogorza�y wilk morski, kt�ry p� �ycia sp�dzi� p�ywaj�c na
statkach i przesiaduj�c w szynkach, chlej�c na um�r, bar�o��c
i �piewaj�c w chmurach tytoniowego dymu..
Posiedzenie
"Art.Org" by�o skr�tem od "Artificial Organellum".
Przebiwszy b�on� kom�rkow�, kt�ra natychmiast zasklepi�a
si� pod wp�ywem osmozy, monada ochronna habitatu
wp�yn�a w galaretowat� cytoplazm�. Przedziera�a si� jak
��d� przez ocean w bezmiarze organicznych substancji, by w
ko�cu zakotwiczy� w delikatnym dryfie nieopodal j�dra
kom�rkowego. Sztuczne organellum by�o mikrobatyskafem
stanowi�cym zewn�trzn� warstw� jednej z ekspozytur
GENETRIXu - Wysokiego Bakteriofagu.
Wewn�trz trwa�y burzliwe obrady.
- Prosz� o spok�j - apelowa� Mitochondriusz,
przekrzykuj�c zgie�k. - Zaczynamy sprawozdanie.
Do umownej ambony podp�yn�� komisariusz Goldi.
- Bracia! Ta chwila musia�a nadej��. Pow�oki opracowa�y
map� genetyczn� organizmu. To dopiero pocz�tek, ledwie
zdo�ali ustali� prawid�ow� liczb� gen�w, lecz zar�czam, �e
badania b�d� kontynuowane. Zaczyna si� nowa era w ich
�wiecie. Wiek pary i elektryczno�ci, w kt�rym mogli�my
spokojnie funkcjonowa�, min�� bezpowrotnie. Zaczyna si�
wiek genetyki i informacji. U Pow�ok szykuje si�
cywilizacyjny przewr�t - badania mikrobiologiczne s�
zaawansowane, wkr�tce b�d� stanowi� dla nas realne
zagro�enie...
Dyskusja trwa�aby d�u�ej, gdyby podenerwowany
deputant Chloroplastus nie zakodowa� wszystkim cz�onkom
Bakteriofagu:
- Co wi�c czyni�, braciszkowie?
- I ja nad tym my�la�em - odpar� organellus
sprawozdawca. - Stanowisko komisji jest nast�puj�ce...
Referowa� plan, a "�yj�tka" wirowa�y w wojennym
ta�cu deputant�w. Wed�ug regulaminu oznacza�o to
akceptacj� strategii zaproponowanej przez komisj�.
- Spu�ci� zaraz�!... - piekli�a si� frakcja radyka��w.
- Po co? - uspokajali pragmatycy. - Najpro�ciej skasowa�
im �wiat. Sami musimy przygotowa� si� do eksmisji.
Poszukamy sobie nowych nosicieli.
- Lecz jak spowodowa� hekatomb�?
- Jeszcze si� nie domy�lacie? To proste: zabi� Nosiciela
�wiata pow�ok.
- Kto jest nim obecnie?
- W tym problem. Nast�pi�a wymiana. Do niedawna by�
nim pewien portugalski pasterz, ale kopn�� w kalendarz.
Obecnie nosicielem Ziemi Zero jest nasciturus.
- Kto?
- P��d, embrion...
- Znacie samic�?
- Za kogo nas uwa�acie, bracia? Sprawdzili�my wszystko.
Mater semper certus.
- Kt�, ach kt� wykona wyrok?
- A mamy jaki� wyb�r?
- Chyba nie my�lisz...
- Usuniemy go r�kami Zab�jcy �wiat�w.
Siedziba Wysokiego Bakteriofagu zako�ysa�a si�
gwa�townie. Mikrowy�adowania przesz�y przez
cytoplazmatyczn� galaret�. Nadchodzi�a burza.
Zst�pi� na Ziemi� Zero
Wyspa, kt�r� przeoczy�, okaza�a si� pretekstem.
GENETRIX wzywa�, sprytnie manipuluj�c pami�ci�
Za�wiata. Czekali na brzegu, zwizualizowani na
podobie�stwo organicznych �yj�tek, i poruszali si� jak w
ta�cu. Tratwa Zab�jcy utkn�a na mieli�nie. Po chwili sta�
w�r�d nich, podenerwowany jak zawsze, o�lepiony
t�czowymi plamkami. Wiedzia�, �e deputanci Wysokiego
Bakteriofagu celowo nadawali sobie posta� wywiedzion� z
obrazu pod mikroskopem. Moc ich by�a wielka. Jako lokalni
ekspozytorzy GENETRIXu mieli szerokie kompetencje
w�adcze.
Umys� Za�wiata by� dla nadzorc�w otwart� ksi�g�.
Permanentne skanowanie zapewnia�o sta�� kontrol� nad
Zab�jc�. W ten sam spos�b mogli si� z nim porozumiewa�.
Ekspozytorzy wlewali w ja�� Za�wiata nowy rozkaz,
rejestruj�c poziom jego zdumienia. By�o ono uzasadnione.
Wytoczono ostateczny argument przeciwko Ziemi Zero.
Za�wiat nie dowierza�.
?: SK�ADNIK �WIATA ZERO = NOSICIEL.
REGU�A: NOSICIEL ? �WIAT RZUTOWANY -
{NOSICIEL ZIEMI 0}. ZBI�R JEDNOELEMENTOWY =
WYJ�TEK. EGZONERACJA POZYTYWNA ?
PROJEKTOR IMMANENTNY. RESZTA ZBIORU [X - 1]
= PROJEKTORY TRANSCENDENTNE. ? zniszczenie celu
spowoduje kasacj� �wiata bazowego ?
Ci�g �wiat�w zbudowany jak klasyczny �a�cuch. Miar�
jego wytrzyma�o�ci Ziemia Zero - wyj�ciowe ogniwo.
Nosiciel �wiata by� jednym z jego mieszka�c�w, rzecz nie do
pomy�lenie na innych Ziemiach...
?: NAD�WIAT = ZAWIESZENIE /na czas Misji/.
WYKONALNO��: NATYCHMIASTOWA--- ?
Deputanci zostawili Za�wiata na brzegu, sami za� zacz�li
wirowa� w oficjalnym ta�cu odprawy: od tej chwili Za�wiat
by� zwi�zany rozkazem. Trzy dni w kategoriach czasu Ziemi
Zero - i ani chwili d�u�ej. By� to nieprzekraczalny termin
wykonania misji. Nie wiedz�c, �e w czasie po��czenia
wszczepiono mu kapsu�k� z u�pionym agentem, Za�wiat
spogl�da� bez podejrze� w szalony wir "�yj�tek". Tr�ba
powietrzna z�o�ona z ekspozytor�w unios�a si� w niebo i
wkr�tce znikn�a, wessana przez b��kit. Zab�jca �wiat�w
porz�dkowa� my�li: "Human Genom Project", "DJ
Messerschmidt", "Genety�ci Dnia Pierwszego", "Posen E.R.",
"matrycowanie", "psychob�jstwa", "osobowo�ci podrz�dne":
gro�ne s�owa, kt�re wkr�tce mia�y wype�ni� si� tre�ci�.
Powoli dochodzi� do niego cel misji: zab�jstwo dziecka
b�d�cego Nosicielem �wiata. Za�wiat nie przypuszcza�, �e
kiedykolwiek wypali rytualnie popio�y Ziemi Zero, a na to si�
zanosi�o. Co stanie si� z morskim cmentarzyskiem, gdy po
zag�adzie rzeczywisto�ci bazowej znikn� �wiaty-projekcje?
Dok�d wr�c�? Nast�pstwa eksterminacji Ziemi przekracza�y
granice pojmowania Za�wiata.
Ty
Czym jest GENETRIX? Nie wiesz, cho� powiniene�
wiedzie�. Jest bli�ej ni� my�lisz, cho� nie tam, gdzie go
szukasz. Zawsze patrzysz za siebie, badaj�c obszar
zewn�trza. Tam nic nie znajdziesz, cho� usprawiedliwia
ci� imperatyw zdobywania dziewiczych obszar�w. Ziemia,
oceany, przestrze� - tam szukasz, lecz nie znajdziesz. Aby
odnale�� GENETRIX, musisz skierowa� si� do wewn�trz,
zapatrzy� w samego siebie, bo dopiero wtedy ujrzysz
granice �wiata. GENETRIX pom�g�by ci zrozumie�, lecz
m�g�by� nie wytrzyma� szoku nag�ej demaskacji. Nosisz
w sobie wi�cej, ni� przypuszczasz. S� dwie metody ukrycia
obiektu. Umieszczenie w niesko�czonej dali albo w
niesko�czonej blisko�ci. Chodzi o to, by nic nie by�o wida�.
Spr�buj wnikn�� w punkt - miejsce niewymierne, a przez
to niesko�czenie ma�e i niesko�czenie wielkie. Ju�
pojmujesz? Granice przebiegaj� inaczej, ni� my�lisz. Ile
anio��w mo�e zmie�ci� si� na g��wce od szpilki?
Wiecz�r, noc i �wit w "Genetonie"
Czas: 347, 051 wed�ug rachuby GENETRIXU.
Miejsce: Posen E.R., jedno z podupad�ych miast Starego
Kontynentu.
Punkt przej�cia: ? 071, 2.
Obiekt: embrion Nosiciela �wiata.
Kompetencje: pe�ne, z wyj�tkiem bezpo�redniej
eksterminacji mieszka�c�w Ziemi Zero - {Nosiciel, matka}
Wy�oni� si� bezb��dnie, na ty�ach klubu "Geneton", w
krzakach na skarpie opadaj�cej ku nadbrze�u Varty. Utrzyma�
r�wnowag� mimo pochy�o�ci i �lisko�ci gruntu. Musia�o
pada� - pomy�la�, tr�caj�c g�ow� ga��� leszczyny. Krople
wody zmoczy�y mu w�osy.
Wiosenne s�o�ce sta�o jeszcze na niebie, ziemia parowa�a.
Zapach wilgotnej ro�linno�ci, tak inny od s�onej woni morza.
Za�wiat wci�gn�� do p�uc t� rze�ko��.
Przed klubem ustawi�a si� kolejka z�o�ona z samych
orygina��w: technoabnegat�w albo retrohipis�w w
kolorowych szmatkach. Obie te grupy zasila�y grono wiernych
Ko�cio�a Genetyst�w.
Bramka by�a jeszcze zamkni�ta, lecz z g�o�nik�w p�yn�y
fragmenty kaza� DJ Messerschmidta. Podryguj�c w miejscu,
czekaj�cy wprowadzali si� w atmosfer� muzyki i ta�ca.
- Powiadam wam, bracia i siostry, �e to nie nasze geny
s�u�� nam, ale my s�u�ymy naszym genom. Jeste�my tylko
pow�okami. Bia�kowymi zbrojami, kt�re maj� chroni�
tajemnic� zawart� w kodzie genetycznym. Ka�dy z nas jest
tylko nosicielem - i s�u�b� t� musi spe�nia� z pokor�.
Stanowimy wielk� rodzin� w�a�nie za spraw� DNA.
Braterstwo w s�u�bie - oto, co jest sol� naszego powo�ania.
Ca�a przyroda Ziemi, wszystkie ro�liny i zwierz�ta maj� kod
genetyczny z�o�ony z tych samych element�w. R�ne jest
tylko ich u�o�enie. Czy� mo�na to wyja�ni� inaczej ni� przez
fakt, �e wszyscy ludzie s� odbiciem metakodu istoty wy�szej?
�e jeste�my �yj�tkami egzystuj�cymi w polu informacyjnym
niepoj�tego giganta? Tak wi�c natura jest Bogiem, co
przeczuwali ju� pantei�ci czas�w minionych...
Przybud�wk� do klubu by� niewielki bar z lewej strony
wej�cia, przypominaj�cy kaplic� odchodz�c� od nawy. Nosi�
nazw� "World", cho� na szyldzie literka "l" by�a
przekre�lona, co dawa�o "Word".
O zmierzchu drzwi "Genetonu" otwar�y si� i ci�ba zacz�a
napiera� na bramk�. Za�wiat stan�� w kolejce i czeka�
cierpliwie, przys�uchuj�c si� konwersacjom. Dowiedzia� si�,
�e imprez� taneczn� poprzedzi "Misterium Informacji".
Skojarzy�, sk�d wzi�a si� pe�na nazwa ko�cio�a - Genety�ci
Dnia Pierwszego (ca�o�� stworzenia by�a zakodowana w
pierwszym akcie kreacji, a kolejne elementy - ro�liny,
zwierz�ta, cz�owiek - wy�ania�y si� poprzez ewolucj�).
Wewn�trz mroczno i t�oczno. Na podwy�szeniu siedzia�
wielki brodaty m�czyzna w bia�ej szacie zdobionej spiralami,
wpatrzony w punkt umieszczony nad drzwiami. Obok sta�o
dw�ch bladych i wysokich akolit�w; gestykulowali zawzi�cie,
jakby si� o co� spierali. Poza tym wystr�j by� klasyczny -
miejsce do ta�czenia, dwa bary, schody na pi�tro, stalowe
�a�cuchy, stroboskopowe �wiat�a. Na pseudosk�rzanych
kanapach ludzie popijali drinki.
Misterium Informacji. Stoj�c pod �cian� z drinkiem
(koniak z sokiem jab�kowym) Za�wiat zwr�ci� twarz ku
podwy�szeniu. Rozleg� si� potr�jny gong.
DJ Messerschmidt zbli�y� usta do mikrofonu:
Na pocz�tku by�a Informacja,
a Informacja by�a u Boga
i Bogiem by�a Informacja...
Wszyscy zamilkli.
Ona by�a na pocz�tku u Boga.
Wszystko przez Ni� si� sta�o,
a bez Niej nic si� nie sta�o,
co si� sta�o.
W Niej by�o �ycie...
Oto kolejny dogmat Genetyst�w - skojarzy� Za�wiat.
Prolog Ewangelii �w. Jana uto�samiony z informacj� DNA.
Gdy Misterium dobieg�o ko�ca, z g�o�nik�w rozleg� si�
huk. K��by pary buchn�y spod pod�ogi, basy zabucza�y, a�
Za�wiatowi zadrga�a przepona, a sample elektronicznej
perkusji rozpocz�y monotonny, szybki rytm. Na tym tle
pojawia�y si� prymitywne motywy muzyczne - kilkunutowe
frazy syntezator�w. Pierwsi tancerze wyszli na scen�. Reszta
siedzia�a gadaj�c i pij�c. W ruch posz�y lufki do marihuany.
Na stoliki posypa�a si� amfa.
Pod sufitem zaja�nia�y ekrany, kt�rych wcze�niej nie
dostrzeg�. Pornograficzne filmiki z kap�anami w bia�ych
szatach i dziewicami ustrojonymi w ziele� ga��zi. Czy�by
rytualny seks wchodzi� w sk�ad doktryny Genetyst�w?
Za�wiat dyskretnie obserwowa� samozwa�czego guru.
Podwy�szenie okaza�o si� stanowiskiem DJ'a. Sprz�t, p�yty,
nag�o�nienie - brodaty prorok sam obs�ugiwa� imprez�.
Mi�dzy utworami wypowiada� kilka prawd wiary, po czym
zn�w puszcza� elektroniczny jazgot. Imprezowicze-akolici
zaczynali wpada� w trans.
Od pocz�tku towarzyszyli DJ'owi na platformie dwaj
m�czy�ni o chorobliwym wygl�dzie anorektyk�w, w bia�ych
koszulach obwieszonych kaburami. Gdy us�ysza�, jak go�cie
napomykaj� o nich w rozmowach, u�ywaj�c okre�le�
"Cienie", "personidy" i "klonowcy", zrozumia�, kim s�.
Wcielenia podprogowe.
Stara� si� zapami�ta� jak najwi�cej szczeg��w. Ca�y czas
czeka� na sygna�. Je�eli tu ukrywa� si� Nosiciel �wiata,
wkr�tce powinna nast�pi� telepatyczna interferencja.
Tymczasem "goryle" zeszli z platformy i zmieszali si� z
towarzystwem. Pe�nili rol� ochroniarzy. Za�wiat dojrza� ich
identyfikatory: "Schizofoniusz" i "�mieciokwiat". A wi�c DJ
Messerschmidt'a sta� na autoironi�...
Osobowo�ci podrz�dne by�y wydestylowanym z psychiki
konkretnego cz�owieka wzorem charakterologicznym. Nie
dawa�o si� abstrahowa� lepszej strony ja�ni, dlatego
powstawa�y jedynie "Cienie" (zwane te� personidami). W
cia�o androida z syntetycznej �ywicy molekularnej
wszczepiano p�ytk� z programem. Powstawa�o w ten spos�b
tzw. wcielenie podprogowe. By� to zabieg kosztowny,
niewielu mog�o sobie pozwoli� na ten luksus. DJ
Messerschmidt czerpa� pieni�dze ze sk�adek wiernych -
utworzy� nawet specjalny fundusz wmawiaj�c akolitom, �e w
ten spos�b narodz� si� jego stra�nicy-anio�owie. Tak przyszli
na �wiat Schizofoniusz i �mieciokwiat.
Tymczasem pulsuj�ce rytmy zosta�y wzbogacone
�piewan� fraz�. Pretensjonalny �e�ski wokal z japo�skim
akcentem wykrzykiwa� na przemian "I'm your Dog - You're
my God" i "I'm your God - You're my Dog". Za�wiat
schroni� si� w toalecie. W ka�dej kabinie le�a�a barwna
broszurka; by�a to rozprawka DJ Messerschmidta "O mikro i
makro�wiatach. Zagadnienia jedno�ci i wielo�ci". Za�wiat
przekr�ci� klucz i zacz�� przegl�da� pisemko.
Wychodz�c nabiera� pewno�ci, �e Nosiciel �wiata jest
gdzie� w pobli�u. Teozofia g�oszona przez szalonego guru
by�a bardzo bliska prawdy. DJ przeczuwa� istnienie
GENETRIX. Prawdopodobnie dlatego podj�to decyzj� o
eksterminacji Ziemi. "Gdzie szuka� wybra�ca?" - Za�wiat
rozgl�da� si� zdezorientowany, jakby sta� po�rodku
psychodelicznej karuzeli. Stroboskopy wyrywa�y z ciemno�ci
sylwetki tancerzy szarpi�cych si� w dymie jak rozszala�e
d�iny. Sample wali�y poszatkowanym basso continuo: buum,
buum, bum!...
Nagle poczu� nat�enie s�abych sygna��w w m�zgu.
P�yn�y spod przeciwleg�ej �ciany, gdzie siedzia�a na pod�odze
dziewczyna w ciemnoczerwonej sukience. Patrzy� na ni�,
szukaj�c potwierdzenia sygna��w. Raz narasta�y, raz
odp�ywa�y. Nie by� pewien, wi�c sprawdza�. Dziewczyna
odpowiedzia�a wyzywaj�cym spojrzeniem. Gdy wytrzyma� jej
wzrok, wytkn�a j�zyk. Za�wieci� metalowy pierce.
Po tym sygnale (odwr�� si�, dostrze� mnie!) nie spuszcza�
jej z oka. Siedzia�a z nogami podkurczonymi pod brod�, z
d�o�mi splecionymi na kolanach, a d�ugie paznokcie (�ywe
ekrany!) migota�y powodzi� przep�ywaj�cych cyfr. Zdawa�a
si� znudzon� uczennic� siedz�c� na pod�odze szkolnego
korytarza; gdy podnios�a g�ow� - wra�enie min�o. Nowy
widok: twarz blada jak �ciana, ostry makija�, podkr��one
oczy nieudolnie tuszowane pastelowym pudrem. Nawalone
amf� towarzystwo kr��y�o wok�, a ona tkwi�a w k�cie jak
niepotrzebny rupie� odstawiony na strych. Albo do piwnicy,
bo to bardziej kojarzy si� z upadkiem. Na samo dno.
Wstaj�c od barowego kontuaru, Za�wiat trzyma� w jednej
r�ce piwo, w drugiej drinka wzmacniaj�cego. Zacz��
przeciska� si� przez t�umek imprezowicz�w, wyt�aj�c
wzrok. Znikn�a? Nie, jest...
Podw�jny sygna� zaatakowa� go, gdy stan�� obok. Dwa
meldunki od jednej osoby. Czy�by?...
Usiad�, podkurczaj�c nogi.
- Masz, napij si� - pierwszy tekst wyszed� mu topornie.
Wyci�gn�� r�k� z drinkiem, wyobra�aj�c sobie wielki, ci�ki
top�r.
- Siekier� mo�na zawiesi�, taka tu dym�wa - ochryp�y
g�os dziewczyny uk�u� go jak ig�a. Przypadek?
- Napij si�, przynajmniej zwil�ysz �luz�wki.
- Chcia�abym by� ptakiem. Odlecie�, wyrwa� si� st�d...
"Te-le-pa-tka?..." - pomy�la�.
- Te ekrany, widzisz je pod sufitem? To jest, kurwa, pa-
to-lo-gia.
"Telepatia" - pomy�la� to s�owo wyra�nie.
Za�mia�a si� nerwowo. - To taka ich przypad�o�� -
wskaza�a na ekrany. - Tele-patologia. Dobre, co? No, daj mi
t� szklank�.
A jednak!
Sprz�enie dzia�a�o. Nale�a�o pogada�.
- Wsta�, p�jdziemy si� przewietrzy�. Oczy mi ju� �zawi�.
Zeszli do bunkru, gdzie by�o tylne wej�cie. Ch�odne
powietrze, mniejszy ha�as. Przede wszystkim: mniej
�wiadk�w. Je�eli ma zabi� dziewczyn�, to z dala od klubu.
- DJ Messerschmidt to dobry cz�owiek - odezwa�a si�,
wyjmuj�c r�ow� pigu�k� z kieszeni d�ins�w. - Masz,
zaaplikuj mi. Czuj�, �e za chwil� zdechnie mi w�troba...
Podwin�a obcis�� bluzk�, ukazuj�c brzuch. Na prawym
boku mia�a szpar� wielko�ci monety, wy�o�on� organiczn�,
antyseptyczn� mas�. - No, dalej...
Za�wiat nie wiedzia�, o co chodzi.
- To organiczny �eton. Powstrzymuje blokad� czynno�ci
organ�w. R�owe s� od w�troby...
Wsun�� kr��ek do po�owy.
- Kto ci to zrobi�?
- Jak to kto? M�j by�y fatygant. Zem�ci� si�, bo go
sp�awi�am. To kawa� skurwiela. Big Alex, mo�e o nim
s�ysza�e�. No dalej, wsu� g��biej, do cholery!
Za�wiat popchn�� kr��ek. Organizm dziewczyny wch�on��
dawk�.
- Scyborgizowa� ci�? Jak?
- Mam kilka organ�w naszpikowanych nano-blokerami.
Nerki, �o��dek, lewe p�uco, �ledziona... W�troba nie jest
najgorsza - mo�na wytrzyma�.
- Po co?
- �eby mnie uzale�ni� od pigu�ek. Musz� chodzi� na jego
smyczy i robi�, co chce - inaczej nie dostan� swojej dawki i
wykituj�. To fizyczne uzale�nienie.
- �adnie ci� urz�dzi�.
- Robi�am dla niego wszystko ze strachu przed g�odem.
Przed b�lem...
- Nie rozumiem. Ca�y czas trzyma ci� w gar�ci?
- Ju� nie. Odk�d przygarn�� mnie DJ Messerschmidt,
jako� sobie radz�. Zapewnia mi �etony. W zamian pracuj� w
jego kaplicy. Ukrywa mnie u siebie.
- Jest dla ciebie w porz�dku?
- Nie narzekam.
- Jak masz na imi�?
Pytanie j� zaskoczy�o.
- Niewa�ne. Nikt nie zna mojego imienia. Nikt pr�cz
mnie. To by�o dawno, w innym �wiecie... - u�miechn�a si�
marzycielsko, lecz posmutnia�a w u�amku sekundy. - A
gdybym teraz powiedzia�a, �eby� spada�, amigo?
- Najpierw si� przedstaw.
- Mam tylko nick-name: Skarbonka. Prawda, �e
zabawnie?
- Raczej ironicznie...
Wyci�gn�a r�k�. Za�wiat u�cisn�� d�o�, uwa�aj�c na
ciek�okrystaliczne paznokcie; jej sk�ra by�a mokra i ciep�a.
- Jeste� spi�ta...
- Hola! A mo�e ty by� si� przedstawi�, �igolaku?
- Jestem, kim jestem. Niewa�ne...
- Po co mnie wyhaczy�e�? Je�li masz mnie za dziwk�...
- Chc� ci pom�c.
Spojrza�a z wi�ksz� nieufno�ci�. Co� jednak p�k�o w jej
wzroku.
- Mam nadziej� - powiedzia�a cicho - �e nie jeste�
jednym z tych, kt�rzy podaj� komu� d�o�, by mie� go p�niej
w gar�ci...
Musia�a mie� z�e do�wiadczenia z facetami staraj�cymi
si� wyci�gn�� j� z do�ka.
- A ja mam nadziej� - rzek� Za�wiat - �e nie ze�resz mi
r�ki, kiedy wyci�gn� do ciebie palec... - bawi�c si� w t�
konwersacj�, chcia� zyska� zaufanie dziewczyny. Oswoi�
ofiar�, zanim wykona rozkaz. Przede wszystkim jednak,
musia� mie� stuprocentow� pewno��.
Poszli w stron� mostu nad rzek�. Cisza iskrzy�a si�
pytaniami. Nale�a�o je zada�.
- Nie obra� si�, ale... czy wsp�y�a� z kim� ostatnio?
- DJ Messerschmidt wzi�� mnie raz pod prysznicem. To
wszystko...
- Kiedy? - spyta� zaskoczony jej szczero�ci�.
- Z trzy miesi�ce temu...
Skarbonka machn�a r�k�, jakby na odp�dzenie z�ych
wspomnie�.
- Jeste� w ci��y?
- No co ty!
- Sk�d pewno��?
- DJ przeszed� wasektomi�!
- Na pewno?
- Tak m�wi�.
- Tak m�wi�?...
Za�wiat przystan�� i si�gn�� do kieszeni kurtki. Wyj��
ma�y detektor w kszta�cie pestki dyni. Skarbonka spojrza�a
podejrzliwie.
- To test.
- Co?!
- Mo�esz go zrobi� teraz, zaczekam.
Chwyci�a si� pod boki, wybuchaj�c.
- Odjeba�o ci?! Mam sobie to w�o�y� do cipy, bo ty mi tak
ka�esz?!...
Jej continuum emocjonalne przypomina�o sinusoid�.
- Zamknij si�!
- Jak �miesz!?
Przywodzi�a na my�l ma�� rozwrzeszczan� smarkul�.
- Je�li oka�e si�, �e jeste� w ci��y - wyja�ni� spokojnie -
b�d� musia� ci�... chroni�. - Za�wiat czu�, �e co� w nim p�ka i
�e nie do ko�ca k�amie. Zdumiony w�asnymi s�owami poda�
Skarbonce tester.
- Id� w krzaki, zaczekam tutaj...
Rozdziera�y go dwa punkty widzenia. "I ja mam zabi� t�
dziewczyn�?..." Kontrowa�a my�l: "sk�d te sentymenty?..."
Na razie postanowi� odroczy� moment egzekucji. Rano
zadecyduje, co robi� dalej.
*
Schizofoniusz i �mieciokwiat, dwie osobowo�ci
podrz�dne DJ Messerschmidta, dw�ch cybergoryli i
egzekutor�w pilnuj�cych swego pana, dw�ch spec�w od
akt�w bezpo�redniego przymusu, obstawia�o wej�cie do baru
"World".
By�a pi�ta rano, wstawa� mglisty �wit, a oni sterczeli
niczym stra�nicy pod bram� zamku. Brakowa�o tylko
halabard.
DJ Messerschmidt wpad� w gniew, gdy zorientowa� si�,
�e Skarbonka znikn�a i nie wr�ci�a na noc. Ba� si� zemsty
Big Alexa, kt�ry w�szy� ostatnio w okolicy, wysy�aj�c na
zwiad swojego psa go�czego, Mike'a Rocketa. Z�o�ci�a go
tak�e my�l o zwyk�ej ��kowej zdradzie. Kto� widzia�, jak
Skarbonka opuszcza�a lokal w towarzystwie nieznanego
faceta.
- Z t� ma�� same k�opoty - zawyrokowa� �mieciokwiat. -
Dziwi� si� szefowi, �e j� jeszcze trzyma.
- Nie nasza sprawa, Kwiatuszku - odpar� czule
Schizofoniusz.
- Jak to nie nasza? Jeste�my jego podprogowymi
wcieleniami!
- Eufemizm, stary!
- No i co z tego? Nie wypiera si� nas. Stanowimy
integralne sk�adniki jego osobowo�ci. Ty symbolizujesz
sk�onno�� psychopatyczn�, ja - czerpanie satysfakcji z
nieszcz��.
- To si� nazywa Schadenfreude.
- Z Freudem mi tu nie wyje�d�aj...
Przed drzwi lokalu wyszed� DJ Messerschmidt. W
kolorowym szlafroku z chi�skim smokiem przypomina�
skacowanego rad��.
- �adnych sygna��w, ch�opcy?
- �adnych, szefie.
- Cholerna dziwka...
Guru znikn�� w drzwiach.
*
Siedzieli nad �ciekiem Varty (zwanym oficjalnie rzek� o
wysokim stopniu zanieczyszczenia) i rozmawiali. Zacz�li po
tym, jak Skarbonka dowiedzia�a si�, �e jest w ci��y. Przedtem
szli w milczeniu betonowym brzegiem, obserwuj�c gasn�ce
gwiazdy.
- M�j pierwszy ch�opak by� muzykiem - snu�a opowie��
Skarbonka. - Rzuci�am go po kilku tygodniach. Mia� do mnie
stosunek zbyt instrumentalny.
Za�wiat nie wiedzia�, czy dziewczyna kpi, czy m�wi serio.
- Ja chcia�am gra� pierwsze skrzypce, a on robi� ze mnie
flecistk�. Zreszt� niewa�ne. Oszcz�dz� ci szczeg��w...
Nie by�a krynic� moralno�ci. Za�wiat nie rozumia�, jak
dziecko takiej dziewczyny mo�e by� Nosicielem �wiata.
- P�niej napatoczy� si� Big Alex. Wyj�tkowo wredny
typ. Powinnam sp�awi� go od razu.
- Nie zrobi�a� tego?
- Nigdzie nie by�o wody.
To wisielcze poczucie humoru musia�o by� u Skarbonki
reakcj� obronn�. Lepiej ni� mia�aby si� u�ala� nad sob�.
- Wiesz, jak pr�bowa� mnie podrywa�? Na dowcipy.
Uwa�a�, �e s� zabawne. Pami�tam tylko pierwszy: dlaczego
kobiety si� maluj� i perfumuj�? Odpowied�: bo s� brzydkie i
�mierdz�... Co, nie �miejesz si�?
Niebo ja�nia�o coraz intensywniej. Nadchodzi� brzask.
Za�wiat wyd�uba� z ziemi p�aski kamie� i rzuci� go do rzeki.
Rozleg� si� cichy plusk.
- Powinienem ci wyja�ni�, dlaczego musz� ci� chroni�.
Grozi nam kto� znacznie pot�niejszy ni� Big Alex...
- Nam?
Nad wst�g� rzeki ha�asowa�y mewy.
- Najgorsze, �e sam nie wiem dok�adnie, kto jest wrogiem
- sk�ama�. - Wiem tylko, �e pr�bowali pos�u�y� si� mn�, by
ci� zlikwidowa�. Takie dosta�em zadanie.
W tym momencie klamka zapad�a. Na szcz�cie na Ziemi
nie by� �atwo wykrywalny. Cho�, gdy b�d� chcieli go
namierzy�, znajd� spos�b.
Skarbonka spojrza�a na Za�wiata spod rozmazanych k�
makija�u. Przypomina�y �lad, jakie szklanka z drinkiem
zostawia na barze. Warm, wet circles...
- Mia�e� mnie zabi�?
- Tak.
- Wi�c czemu� tego nie zrobi�? - parskn�a. - Bez
�eton�w jestem wrakiem. Pierdol� takie �ycie.
- Niewa�ne. To moja sprawa.
- To spytam wprost: dobre serduszko czy strach o w�asn�
sk�r�?
- Nie uwierzysz. Ani jedno, ani drugie...
- Wi�c czemu ryzykujesz, amigo?
- Bo wraz ze �mierci� twojego dziecka nast�pi zag�ada...
- Ty jednak jeste� walni�ty.
- Tak ci si� zdaje. Masz prawo.
Skarbonka po�o�y�a si� na plecach, zamkn�a oczy i
wydar�a si� wniebog�osy:
- Same �wiry mnie otaczaj���!!!
Sp�oszy�a stado brudnych mew. Odlecia�y, zn�w by�o
cicho.
- Wiesz, czemu ci� lubi�? Bo jeste� zdrowo pieprzni�ty.
Blask s�o�ca z trudem prze�wietla� niskie, warstwowe
chmury. Skarbonka zrobi�a powa�n� min� i zapyta�a:
- Czy nie wydaje ci si� czasami, �e s�o�ce jest �ar�wk�?
"I kto tu jest pieprz..." - chcia� odpowiedzie� Za�wiat,
lecz ugryz� si� w j�zyk. Westchn�� i nie pr�bowa� wraca� do
tematu. Sam nie rozumia�.
Psychob�jcy
Dzie� sp�dzili szukaj�c nad rzek� meliny, w kt�rej
mogliby si� zadekowa�. Znale�li murowany domek na skraju
porzuconych ogr�dk�w dzia�kowych. Za�wiat przegna�
stamt�d dw�ch narkoman�w na haju. Wsadzi� ich na
zacumowan� przy mostku ��dk� i odci�� wi�zanie. Pop�yn�li z
pr�dem.
- Masz ju� jaki� plan? - dopytywa�a si� Skarbonka, gdy
wyrzucali stare sienniki z baraku. Strzykawki, resztki jedzenia
i stare opakowania w�o�yli do dw�ch foliowych work�w.
- Najpierw pozb�dziemy si� twoich prze�ladowc�w.
- Nie my�lisz chyba...
- DJ Messerschmidt ma�o mnie obchodzi. P�ki nie
wchodzi mi w drog�, nie rusz� go. Ale Big Alexa
unieszkodliwi�.
- Co chcesz mu zrobi�?
- S�ysza�em o pewnej metodzie w... - chcia� powiedzie�
"w waszym �wiecie", ale ugryz� si� w j�zyk. - No wiesz,
psychob�jcy.
- Kurwa ma� - wyszepta�a z wra�enia Skarbonka.
Psychob�jcy. Byli najgro�niejsz� broni�. Piekielnie drodzy
pracowali najcz�ciej dla gang�w i mafii. Na dziesi�� ofiar
dziewi�� przep�aca�o atak trwa�ymi zmianami w psychice.
Przez pierwsze lata po wykszta�ceniu si� profesji korzystanie z
us�ug psychob�jc�w mia�o jeszcze jeden atut: by�o
niewykrywalne. Ot, delikwent nagle wariowa� z przyczyn
nieustalonych. Zanim prasa i policja nag�o�ni�y problem,
ofiar� psychob�jstw pad�o sporo os�b z kr�g�w
przest�pczych. Gdy nowa technika wysz�a na jaw, w kodeksie
karnym pojawi� si� przepis definiuj�cy znamiona
przest�pstwa jako �wiadome i celowe pozbawienie w�adz
umys�owych poprzez atak mentalny zwi�zany z
wykorzystaniem niedozwolonych manipulacji matrycowych.
Grozi�a za to nawet kara �mierci.
Plaga psychob�jstw stanowi�a uboczny skutek
wszczepiania ludziom transimplant�w harmonizuj�cych. By�y
to p�organiczne korektory odchyle� psychicznych
por�wnywalne z grubsza do samochodowych ogranicznik�w
szybko�ci. W razie nag�ego nap�ywu adrenaliny dzia�a�y
tonizuj�co. W razie spadku koncentracji - stymuluj�co.
Psychika cz�owieka, kt�ry funkcjonowa� w spo�ecze�stwie,
wchodz�c w interakcje z innymi jednostkami, musia�a by�
wywa�ona - g�osi� "Program Budowy Spo�ecze�stwa
Zr�wnowa�onego". Oznacza�o to, �e mo�na by�o
funkcjonowa� jedynie na ograniczonym obszarze odczu� i
reakcji. Skrajne punkty by�y blokowane. Mia�o to zapobiec
przest�pczo�ci afektywnej oraz depresji, kt�ra stawa�a si� w
mocno stechnicyzowanych spo�eczno�ciach chorob�
spo�eczn�. Program by� krytykowany za ingerencj� w
osobowo��, jednak wzgl�dy bezpiecze�stwa przewa�y�y -
wkr�tce zacz�to wsypywa� noworodkom do mikronawiert�w
w korze m�zgowej bioaktywny proszek formuj�cy
nanomatryc� kontroln�. Przeciwnikom procedury od razu
skojarzy�o si� to z praniem m�zgu. Na pociech� pozosta�
wierszyk: "Prze�yli�my klonowanie, prze�yjemy m�zg�w
pranie".
Oczywi�cie powsta�o podziemie antymatrycowe (za op�at�
usuwano ograniczniki), korzystali z tego jednak najbogatsi
przest�pcy. Inni byli wystawieni na pastw� psychob�jc�w.
Pod wp�ywem ataku ofiara traci�a poczytalno��. Nie mog�a od
tej pory normalnie funkcjonowa�. Ubezw�asnowolniano j�,
wi�c trafia�a poza nawias spo�ecze�stwa. W nowo
wszczepianych blokerach pojawi�y si� lepsze zabezpieczenia,
jednak psychob�jcy szybko odpowiedzieli udoskonaleniem
metod. Trwa� wy�cig, kto stworzy lepszy patent: w�adza czy
bandyci.
- Wi�c kiedy? - spyta�a Skarbonka.
Siedzieli oparci o mur, z kt�rego ca�ymi p�atami odchodzi�
tynk. Go�a ceg�a zi�bi�a plecy.
- Jak najszybciej. Musimy porusza� si� po ca�ym mie�cie,
by co� zdzia�a�. A tak na pewno ci� namierz�...
- Kiedy? - powt�rzy�a, jakby wizja ukarania Big Alexa
by�a gwiazdkowym prezentem, kt�rego nie mo�na si�
doczeka�.
- A cho�by dzisiaj. Musisz mi tylko da� namiary.
Zapalili papierosy. Ob�oczki dymu unosi�y si� weso�o w
wiosennym powietrzu. Rzeka �mierdzia�a szlamem i
zmutowanymi rybami.
- Szajse, znam tylko jedn� knajp�.
- Wystarczy.
- Problem w tym, �e...
- Nie mo�na nada� zlecenia?
- Tam urz�duj� sami emeryci - Skarbonka strzepn�a
palcem paj�ka, kt�ry bezczelnie laz� w stron� jej szpary
�etonowej. - Starzy, wykoszeni przez konkurencj� ramole.
Pij� i t�skni� za czasami dawnej �wietno�ci.
- Tym lepiej. Zrobi� to za mniejsz� kas�.
- Na to nie licz. S� przewra�liwieni na punkcie w�asnego
honoru.
- Ale na robocie si� znaj�? - Za�wiat spogl�da� na dym,
my�l�c o rytuale zabijania wysp. Mia� nadziej�, �e nie b�dzie
musia� wypala� proch�w Ziemi.
- S�ysza�am, �e ich metody s� nieco... staro�wieckie.
- To nic, spr�bujemy. Jak nazywa si� ta knajpa?
- "Los Degrengolados".
*
Dochodzi�a jedenasta. DJ Messerschmidt obudzi� si� z
kr�tkiego snu, w kt�rym �ni�a mu si� Skarbonka. Dwie
androidki, by� mo�e z wszczepion� mentalno�ci�
podprogow�, dusi�y dziewczyn�, strasz�c j� cienkim, d�ugim
sztyletem. Zewsz�d rozlega�y si� dzieci�ce g�osy, zimne i
okrutne jak bezwzgl�dno�� podw�rkowych regu�:
"SKARBONKA-SKROBANKA!..." Wierszyk by�
recytowany na melodyjk� "Kto si� przezywa, tak si� sam
nazywa". Wszystko to by�o jak okrutny obrz�d b�d�cy
wst�pem do Armageddonu. Powietrze poci�o si� krwi�, a
brzuch le��cej Skarbonki pulsowa� czerwieni�, jakby �wiat
umiera� z krwawym orderem na sercu. Gdy jedna z androidek
u�miechn�a si� czarnymi z�bami i wbi�a sztylet w wypuk�y
brzuch Skarbonki, DJ obudzi� si�.
DJ Messerschmidt wezwa� Schizofoniusza i
�mieciokwiata. Kaza� zorganizowa� poszukiwania: "Jak
b�dzie trzeba, przeczesa� ca�e miasto!"
Gdy wyszli, o czym� sobie przypomnia�. Zszed� do baru
"World" i zajrza� pod lad�. Ca�y zapas �eton�w znikn��. "Nie
wr�ci na g�odzie. Z tym towarem wytrzyma co najmniej
tydzie�. Fuck!"
*
Smutna by�a knajpa eks-psychob�jc�w. Stoj�c na rogu
ulicy Za�wiat obserwowa� budynek. Niewielki, wci�ni�ty w
p�ytkie podw�rze barak, z zamalowanymi na czarno oknami.
Ju� z zewn�trz sprawia� przygn�biaj�ce wra�enie. Podobni
musieli by� bywalcy - wredne g�by, a w sercach jeszcze
wi�ksza wredno��. Razem dawa�o to skurwysy�stwo do
pot�gi, �ajdactwo wr�cz geometryczne.
Nad kutymi w �elazie drzwiami przypominaj�cymi w�az
do schronu wisia� rdzewiej�cy szyld: "Los Degrengolados".
Za�wiat przekroczy� pr�g. Z g�o�nik�w p�yn�a rzewna
ballada:
Niewa�ny wrogi grymas na g�bie,
Ex-b�jcy maj� serca go��bie...
Za�wiat nie da� si� nabra�. Chodzi�o zapewne o nowy
gatunek go��bi drapie�nych - po cyborgizacji �wietnie
nadawa�y si� na egzekutor�w. Nielegalne hodowle ptaszysk
mno�y�y si� w mie�cie w tajnych laboratoriach, a profesja
tresera drapie�nik�w sta�a si� op�acalnym zawodem. Ostatnio
od ataku go��bia zgin�� zast�pca burmistrza.
W bocznej niszy, na ma�ej scenie le�a�y rozrzucone
instrumenty muzyczne. Cz�onkowie zespo�u siedzieli na
taboretach, popijaj�c tequill�. Widocznie nie chcia�o im si�
konkurowa� z melodi� z p�yty. Nad scen� jarzy�a si� nazwa
grupy: "Los Hujeros".
Stoliki wok� by�y obsadzone przez zjawy. Niczym stare
kruki z przetr�conymi skrzyd�ami, po�amanymi dziobami i
t�pymi szponami, siedzieli przy niskich blatach psychob�jcy.
Wszyscy mieli na g�owach znak gildii - czarny, hiszpa�ski
kapelusz. Knajpa by�a teoretycznie otwarta dla
niewtajemniczonych, jednak ka�dy, kto mia� troch� oleju w
g�owie, omija� "Los Degrengolados". Najgorsi byli tury�ci,
kt�rzy uwa�ali bar za lokaln� atrakcj�. Poszukiwanie
mocnych wra�e� ko�czy�o si� cz�sto mocnymi obra�eniami.
Oczywi�cie psychicznymi.
Za�wiat zamkn�� drzwi. Psychob�jcy obserwowali go
spode �b�w jak intruza, kt�ry zak��ca im b�ogi marazm.
Jeszcze nie wiedzieli, z czym przychodzi. Barman zmierzy� go
tak niech�tnym wzrokiem, jakby chcia� mu zala� alkoholu
metylowego. Za�wiat zachowa� kamienn� twarz.
- Chcia�em z�o�y� zam�wienie...
- Mam tylko w�dk�.
- Inne... zam�wienie - zakas�a� wymownie.
Oczy barmana rozb�ys�y.
- Mam jeszcze w�dk� z lodem...
- Nie jestem Eskimosem, gringo.
Barman hukn�� pi�ci� w st�.
- Co� powiedzia�?!
Zaszura�y krzes�a. Wszyscy eks-psychob�jcy spojrzeli w
ich stron�. O�ywili si� nawet cz�onkowie zespo�u "Los
Hujeros".
- To, co s�ysza�e�. M�wi� wyra�nie, je�li nie rozumiesz,
przemyj sobie uszy w�asn� szczyn�.
- Co?!
- Pstro. Potrzebuj� kilku ch�opc�w...
- Zje�d�aj, pedale.
- Nie widz� zje�d�alni.
- To j� zobaczysz, jak ci przy�o��. Wynocha!
- Chc� kilku twoich ch�opc�w.
- Lepiej wyruchaj odkurzacz.
- Nie da rady. Za ma�y wlot.
Barman zrezygnowa�. Zapyta� wprost:
- S�uchaj, kole�, o co ci, kurwa, chodzi?
Za�wiat wyszepta� s�odko, cedz�c s�owa mi�dzy z�bami:
- Mam dla nich zlecenie, stupido.
W duchu uzna�, �e rol� twardziela-zleceniodawcy odegra�
bez zarzutu.
- Zle-ce-nie - przesylabizowa�. - Dla nich.
Po czym wskaza� ruchem g�owy towarzystwo. W sam�
por�, bo w jego stron� zacz�y p�yn�� gro�by:
- Genek, czy on co� do ciebie ma?
- Uciszy� go�cia?
- Jakby co, za kolejk� zdezintegruj� mu osobowo��.
- A ja przesteruj� go na oligofreni�.
- Kurwa, kto to jest?
Barman wyszed� zza kontuaru, podni�s� r�ce i poprosi� o
cisz�. Mia� uroczysty wyraz twarzy.
- Ch�opcy... Nie uwierzycie. Jest zam�wienie.
Eks-psychob�jcy os�upieli.
- Muzyka! - krzykn�� barman.
"Los Hujeros" chwycili za instrumenty.
*
Big Alex i jego podn�ek-przydupas Mike M. Rocket
siedzieli na niskiej kanapie w eropubie "Potencja" i
przerzucaj�c si� dowcipami r�n�li w cyberkarty. Wkr�tce
mieli r�n�� dziwki, ale im si� nie �pieszy�o. Mentalpoker
polega� na odebraniu impuls�w dobrego samopoczucia
przeciwnikowi. Od strony technicznej - zabierano sobie zapas
stymulant�w pi�tej generacji Prozacku. Cztery p�nagie
Mulatki kr��y�y po pokoju, popijaj�c drinki, a kumple z
gangu wznosili toasty z s�siednich kanap. Rapowo-soulowe
ballady miesza�y si� z fragmentami rozm�w na tematy
zasadnicze:
- Ty, Holva, powiniene� mie� ksyw� S�o�ce.
- Czemu?
- Bo najch�tniej grza�by� wszystkie dziewczyny!
- Z wyj�tkiem tej, kt�r� teraz obracasz, penerze. To
typowa wydmuszka.
- Co?!
- Tylu ju� j� dmucha�o...
Na s�siedniej kanapie rozmawiano o sprawach bardziej
abstrakcyjnych.
- �ycie bez absolutu by�oby bez sensu.
- No to polej, sko�czymy flaszk�.
Najwi�ksz� kanap� zajmowa� najs�uszniejszy gabarytami
uczestnik imprezy - sam Big Alex. Broda, d�ugie w�osy spi�te
na plecach, wydatny brzuch rozpychaj�cy spodnie: wygl�da�
jak bia�y klon murzy�skiego gangstera z ko�ca XX wieku.
Z�oty �a�cuch na masywnym karku oraz str�j � la Africana
dope�nia�y wizerunku.
- Jak chcesz, oddam ci na noc Pig i Malion -
zaproponowa� wspania�omy�lnie Mike'owi.
- Szefie... - b�kn�� zdumiony Rocket.
- Co?
- To... zaszczyt.
Big Alex wzruszy� ramionami.
- Bierz, jak daj�.
Panienki us�ysza�y, �e o nich mowa, wi�c roze�mia�y si�
perli�cie.
- Dzisiaj obs�u�ycie Mike'a - zakomenderowa� gangster.
- Pe�en zakres us�ug, ha, ha, ha!!!
- Obiecanki macanki, a g�upiemu rado�� - parskn�� kto� z
tylnej kanapy.
- Spok�j! - uci�� Big Alex i zapad�a cisza.
Pig i Malion, nieco zdziwione zachciank� swojej
osobowo�ci nadrz�dnej, przytakn�y, chichocz�c. Michael
Rocket by� wyra�nie onie�mielony.
Z prostej przyczyny. Androidki by�y wcieleniami
podprogowymi Big Alexa. Szeptano pok�tnie, �e �adna baba
nie wytrzymywa�a z nim dobrowolnie, wi�c musia� zap�aci�
za wpisanie osobowo�ci podrz�dnych w pow�oki androidek
graj�cych w filmach porno. Od tej pory mia� spok�j z
kobietami. Nie mia� go jednak z kpiarzami. Kiedy� kumpel
nazwa� zachciank� Big Alexa "wt�rnym onanizmem", za co
gangster rozbi� mu na g�owie butelk� Johny'ego Walkera
"Blue Label", co wprawi�o �wiadk�w w os�upienie. Alex
uwielbia� kosztowne trunki, nie znosi�, gdy kto� kwestionowa�
jego �yciowe wybory. Delikwent zmar� na miejscu z p�kni�t�
czaszk�. Od tej pory nikt g�o�no nie �artowa� z �ycia
seksualnego Big Alexa.
Zaledwie kilka os�b wiedzia�o, co przes�dzi�o, �e
gangster kaza� stworzy� swoje kobiece subpersonidy.
Dziewczyna zwana Skarbonk�. Odk�d okaleczy� j� w straszny
spos�b, uzale�niaj�c od �eton�w (st�d pseudonim),
nienawidzi�a go jeszcze bardziej. W ko�cu uciek�a.
Poszukiwania trwa�y, lecz Big Alex nie zamierza� si� nudzi�.
A Pig i Malion by�y na ka�de skinienie. Niczym jungowska
Anima - odzwierciedla�y kobiece alter ego przest�pcy.
- Dobra, teraz ja rozdaj� - Big Alex wr�ci� do kart.
Tasuj�c, nuci� pod nosem ostatni przeb�j, piosenk� "Takie
pogo" technopunkowej grupy "W�dka maklera": Bo do orgii
trzeba trojga, zgodnych cia� i ch�tnych...
Michael Rocket gapi� si� w wypi�te po�ladki Pig i
Malion, kt�re le��c na pod�odze, przegl�da�y katalog ze
strojami k�pielowymi. Big Alex obieca� im weekend nad
morzem. �wietne cia�a, lecz androidki by�y w jakim� sensie
jego szefem. Najgorsze, �e Pig stanowi�a odbicie
autodestrukcyjnych tendencji Big Alexa po��czonych z
kompleksem ni�szo�ci (masochizm), a Malion uosabia�a jego
wybuja�e ego (megalomania przechodz�ca w sadyzm).
Sacher-Masoch i markiz de Sade byliby dumni z osobowo�ci
podrz�dnych Big Alexa.
Sielank� przerwa� jeden z �o�nierzy. Zameldowa� si� i
poda� Big Alexowi komunikator. Po wpisaniu kodu na
ekranie ukaza�a si� wiadomo��: "Dziewczyna by�a widziana
nad rzek� w towarzystwie jakiego� faceta. Raczej nie z kr�gu
Genetyst�w. Wiadomo�� pewna na 60 %". "Kolejna
informacja bez pokrycia" - pomy�la� Big Alex, trac�c ochot�
na karty. "Ale sprawdzi� trzeba..." Przygarn�� wielk� �ap�
jedn� z dziwek i przekaza� �o�nierzowi.
- Zrelaksuj si�, jest twoja.
Wpisa� rozkaz i przes�a� na kom�rk� informatora.
*
Schizofoniusz i �mieciokwiat niech�tnie oddalali si� od
swojej osobowo�ci nadrz�dnej. Pilnowanie Messerschmidta
le�a�o w ich dobrze poj�tym interesie: w razie �mierci DJ'a
odchodzili w niebyt. W praktyce standardowo kodowano
us�ug� wygaszania "Cieni" po zanikni�ciu pola biologicznego
dawcy. Mia�o to zapobiec pladze osieroconych i
zdesperowanych subpersonid�w, kt�re schodzi�yby na drog�
przest�pcz�.
- A to s�ysza�e�? Najkr�tsza definicja pornosa: kino
oralnego niepokoju.
- Dobre.
- Co nie zmienia faktu, �e czuj� si� podle, zacny
Schizofonku. M�wi� ci, DJ wda si� w jak�� kaba��, a my
zap�acimy g�ow�.
Schizofoniusz odpowiedzia� welleryzmem:
- "Obawiam si�, �e co� przysz�o mi do g�owy" - jak
wyszepta� gangter Ice-Coffee, gdy poczu� przytkni�t� do
skroni luf� pistoletu. By�y to jego ostatnie s�owa.
- Znaczy si�, zgin��?
- Nie. Ze strachu odj�o mu mow�.
�mieciokwiat splun��, nadaj�c �linie kszta�t r�y.
W��czy�o si� zielone �wiat�o i przeci�li skrzy�owanie.
- No to grunt, �e utrzyma� g�ow� na karku. Czego nie
b�dzie mo�na powiedzie� o nas, gdy DJ Messerschmidt
wywali kopyta.
- Nie strasz, Kwiatuszku. Zanim staniem si� hinduskimi
wdowami sati, kto� musi kropn�� szefa, a to nie lada sztuka.
- Co nie lada sztuka? Szef czy jego kropni�cie?
- I jedno, i drugie. Wa�y ponad sto kilo...
Tak gaw�dz�c je�dzili po ulicach miasta czarnym
kabrioletem, pr�buj�c detektorami genetycznymi wy�ledzi�
Skarbonk�. Problem w tym, �e pole detekcyjne rozci�ga�o si�
w promieniu pi�ciuset metr�w. Trzeba by�o nie lada
szcz�cia, by namierzy� obiekt. DJ Messerschmidt miewa�
surrealistyczne pomys�y...
*
Psychob�jca nazywa� si� Fuckenkreutz i pracowa� jako
fryzjer w niewielkim zak�adzie na przedmie�ciu. Ksywa
wzi�a si� st�d, �e stale u�ywa� s�owa fuck i by� jednocze�nie
fanem symboliki nazistowskiej. Nawet sw�j zak�ad nazwa�
"Pod szarmanckim esesmanem". W czasie pracy s�ucha�
Wagnera, nie pogardza� te� muzyk� swojej m�odo�ci -
�omotem zespo�u "Rammstein". Zamiast fartucha nosi�
gestapowski p�aszcz. Jako jedyny fryzjer w mie�cie u�ywa�
staro�wieckiej brzytwy, co w po��czeniu z muzycznym t�em
dawa�o upiorny efekt. Klient�w jednak nie brakowa�o. Mo�e
dlatego, �e ceny mia� konkurencyjne.
Plan by� sprytny: po zidentyfikowaniu kodu Big Alexa
pi�ciu psychob�jc�w sk�oni go telepatycznie do skierowania
si� w stron� zak�adu, gdzie Fuckenkreutz przypu�ci atak z
bezpo�redniej odleg�o�ci. Bliski kontakt z ofiar� by�
nieodzowny - na staro�� psychob�jcy tracili umiej�tno��
zabijania z dystansu.
Przecieraj�c tabliczk� z mottem zak�adu (Arbeit macht
frei), Fuckenkreutz martwi� si�, by klient nie wpad� mu pod
brzytw�.
*
Big Alex zjawi� si� nad rzek�, chc�c sprawdzi� cynk
otrzymany od informatora. Nagle poczu� mentalny nacisk
(kt�ry wzi�� za intuicj�), by nie schodzi� na nadbrze�e, tylko
jecha� ulic� wzd�u� Varty a� na przedmie�cie. Szofer powi�z�
go tam w milczeniu.
�wita�o. Mike Rocket zapewne ko�czy� zabaw� z Pig i
Malion. Wjechali w dzielnic� niskich, brzydkich domk�w,
przypominaj�cych grzyby o szerokich postrz�pionych
kapeluszach. "Zatrzymaj si�" - rozkaza� gangster. Samoch�d
wjecha� na chodnik z piskiem opon.
Stali pod salonem fryzjerskim. Na prze�artym rdz�
szyldzie widnia�y szczerbate litery: "Po_ szar_ _ncki_
ese_manem".
- Szefie - spyta� kierowca rzeczowo. - Po chuj tu
stan�li�my?
- Po gumowy - uci�� Big Alex i wytoczy� si� z
samochodu. - Pilnuj bryki, ja pow�sz�.
Szofer wy��czy� stacyjk� i ziewn�� przeci�gle. Big Alex
zanurzy� si� w labiryncie murowanych grzyb�w.
- Wyczuwam j� - warcza�, �a��c mi�dzy zabudowaniami.
- Musi tu gdzie� by�.
Gdy po raz drugi zatoczy� ko�o, wracaj�c na start,
podrapa� si� po g�owie. Najbli�ej by� zak�ad fryzjerski.
Wy�wietli� widmowy zegarek na t�cz�wce oka i stwierdzi�, �e
ju� si�dma. Zak�ad �wiadczy� us�ugi od sz�stej trzydzie�ci.
- Zaczekaj na mnie - rzuci� do szofera. - P�jd� si� ogoli�.
Wszed� do �rodka, witany od progu gromkim:
- Herzlich wilkommen!
Golibroda przypomina� Alexowi posta� ze starego serialu.
Pami�ta�, �e nazywa�a si� von Smollhausen.W r�ku trzyma�
paruj�cy r�cznik i �wie�o naostrzon� brzytw�.
- Sitzen Sie bitte, mein Herr.
Gangster usiad� przed lustrem.
*
Fuckenkreutz wzi�� miseczk� z myd�em, splun�� do
�rodka, a nast�pnie zacz�� to rozrabia� p�dzelkiem. Po chwili
mieszanka pokry�a twarz zbarania�ego Big Alexa.
- Pojeba�o ci�?! - poderwa� si� z fotela. - Wody nie masz,
czy co, �eby mi �lin� g�b� smarowa�?
- Prosz� si� uspokoi� - odpar� fryzjer. Przez ca�y czas
mia� zmarszczone czo�o i wytrzeszczony wzrok, jakby
intensywnie my�la�. - To zwyczaj tego zak�adu.
- Pieprz� taki zwyczaj - gor�czkowa� si� Big Alex,
wycieraj�c twarz r�cznikiem.
- �miem zauwa�y�, �e potraktowa�em szanownego pana
jak znaczniejszego go�cia. Innym klientom pluje si� prosto na
brod�...
Tego by�o ju� za wiele. Gangster poderwa� si�, by zdzieli�
fryzjera kastetem, lecz w tym samym momencie zachwia� si� i
usiad� z powrotem. Wykrzywi� twarz w dziwacznym
grymasie, zamruga� oczami. Zacz�� kiwa� g�ow� jak
pochylony nad Tor� �yd albo jak dziecko dotkni�te chorob�
sieroc�. Wzi�� piank� do w�os�w i wypryska� sobie zawarto��
na twarz. �mia� si� przy tym przeci�gle, d�ubi�c palcem w
nosie. Zamiast s��w wypowiada� be�kotliwe onomatopeje. Na
koniec zsika� si� w fotel.
Fuckenkreutz zlustrowa� krytycznym wzrokiem swoje
dzie�o. Nie wiedzia�, �e w tym samym momencie wpad�y w
stupor Pig i Malion. Objawem by�a nag�a katatonia - zastyg�y
na le�akach, popijaj�c drinki. P�martwe rze�by na razie nie
zwraca�y niczyjej uwagi. Mike Rocket chrapa� w najlepsze,
zm�czony po ca�onocnych zmaganiach.
Fuckenkreutz zadzwoni� symultan� (transgenicznym
telefonem wielokom�rkowym) pod dwa um�wione numery.
- Gemacht - rzuci� w mikrofon i wy��czy� si�.
Za�wiat potwierdzi� kr�tkim OK, za� w barze "Los
Degrengolados" zapanowa�o radosne o�ywienie. La� si�
alkohol, wznoszono toasty, przybijano pi�tki, a zesp� "Los
Hujeros" wszed� na scen� i gra� w�asn� przer�bk� "Dzieci
Sancheza".
- Naiwni durnie... - my�la� Za�wiat, nios�c do baraku
zakupy ze sklepu. - Bez trudu ich wykryj�. Je�eli wcze�niej
nie dopadn� ich ludzie Big Alexa...
Zatar� �lady z najwy�sz� ostro�no�ci�. Impulsy, jakie
przerzuci� barmanowi na kart�, by�y nieoznakowane
(elektroniczny portfel zamiast konta PIN), a telepatyczne
zasugerowanie innego wygl�du nie stanowi�o problemu.
Gdy przedar� si� przez otaczaj�ce dzia�k� chaszcze,
zobaczy� Skarbonk�, jak oparta o framug� aplikuje sobie
�eton. Zawstydzi�a si� na jego widok. Spu�ci�a bluzk�,
zakrywaj�c brzuch. W jej wzroku czai�o si� pytanie.
- Zrobione - rzuci� Za�wiat sucho, k�ad�c prowiant na
parapecie. Paczka neurochips�w (wodorostowe plastry
wzmacniaj�ce r�wnowag� matrycow�) spad�a z szelestem na
ziemi�. Skarbonka sta�a nieruchomo wpatrzona w rzek�.
Za�wiat poda� jej papierosa.
- P�aczesz? - spyta� zdumiony.
- To przez ten dym...
Chmurka nikotyny ulecia�a ku niebu. Skarbonka ch�on�a
wilgotnym wzrokiem jego b��kit. Zdawa�o jej si�, �e w tej
barwie kryje si� wyzwolenie. By�a blisko prawdy.
- Gdyby� m�g� mie� tylko jedn� pro�b� do Boga...
Zaskoczony, odpowiedzia� pytaniem.
- O co bym prosi�?
- Tak.
- Nie wiem... A ty?
- �eby napisa� moje �ycie na nowo.
Za�wiat spojrza� na brzuch Skarbonki i pomy�la�, �e
jakkolwiek mia�oby si� potoczy� jej �ycie, musia�a zosta�
matk� Nosiciela �wiata. Wszystko wydawa�o si�
zdeterminowane przez t� konieczno��. Nawet okrucie�stwo,
jakiego do�wiadczy�a.
- Przytul mnie...
Czy tak�e to, �e musieli si� spotka�?
Ty
By� mo�e nie dostrzegasz GENETRIXu, gdy� jeste�
wyposa�ony w narz�d wzroku. By� mo�e powiniene�
zobaczy� swoje cia�o na specjalnych zdj�ciach z
zaznaczonymi fragmentami tego, co najg��biej w tobie
ukryte. Konieczne by�oby jednak powi�kszenie. I to
miliardkrotne. Ujrza�by� wtedy �wietlisty nalot z�o�ony z
ogromnej liczby ziarenkowatych pikseli, jak przenika
twoje mi�nie i tkanki, jak �yje podczepiony pod twoj�
karmalno��, niczym zawiesina glon�w na powierzchni
wody. Nie b�dzie ci jednak dane zobaczy� tego, co
rozmy�lnie zosta�o ukryte. Czy wyobra�a�e� sobie jako
dziecko, spogl�daj�c w niebo, �e sferyczna przestrze�,
kt�ra nas otacza, to wn�trze kom�rki ja