16527
Szczegóły |
Tytuł |
16527 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16527 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16527 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16527 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JUSTKA
Miniatura Z �ycia Powszedniego
przez
J. I. Kraszewskiego.
Warszawa.
Nak�adem Micha�a Gl�cksberga.
1885. ????????? ????????. ??????? - 11 ?????? 1885 ????.
Warszawa. � Druk S. Orgelbranda Syn�w, Bednarska Nr 20.
Na ganeczku we Dworze Baranowieckim sta�a dziewczynina, ma�a. chuda, ��ta, z
w�osami rozrzuconemi, z zap�akanemi oczyma, w r�kach zapracowanych i zasmolonych
mn�c koniec fartuszka, kt�rym �zy musia�a ociera�, teraz ju� osychaj�ce. Na g�owie w
rozplecionym warkoczyku tkwi� na p� zwi�d�y kwiateczek ��ty �otoci, tylko co rozkwit�ej
� bo wiosna niebieskiemi oczyma pogodnego lazuru u�miecha�a si� ziemi.
W ganku nie by�o opr�cz niej nikogo, ale we wn�trzu domu s�ycha� by�o S�dzink�,
dziedziczk� Baran�wki, kt�ra, jak burza odci�ga�a w�a�nie, burcz�c i warcz�c na niesforne
dziewcz�. W uszach jej brzmia� jeszcze ostatni wyraz gniewu, kt�rym odchodz�c rzuci�a,
rani�c ni� serce: B�a�nica!
Dziewczynka (mog�ca mie� lat oko�o dziesi�ciu), powtarza�a sobie pocichu to po�ajanie,
niewiedzie� dlaczego bior�c je daleko gor�cej do serca, ni� wszystkie inne, jakie si� jej na
g�ow� posypa�y. � B�a�nica! Tego przezwiska tak niemile brzmi�cego, w�a�nie mo�e
dlatego, i� znaczenia jego nie rozumia�a � ma�a Justka nie mog�a prze�kn�� i strawi�.
Porusza�a g��wk�, rzuca�a ramionami i mrucza�a ci�gle � b�a�nica!
Westchn�a g��boko. Sp�jrza�a na bose, zb�ocone n�ki, na chude r�ce, na grub�,
zgrzebn� koszulin�, na wyblak�y fartuszek � owe dobrodziejstwa, jakiemi j� okrywa�a
S�dzinka; na pami�� przysz�a kasza ze star� s�onin� i kartofle, kt�remi j� karmiono; praca,
kt�r� si� od dnia do p�nej nocy zam�cza� musia�a � i jeszcze raz powt�rzy�a: b�a�nica!
Trzeba za� wiedzie�, �e tak zwana S�dzinka, pani Petronela ze Zbojewskich
Karandaszewska, wdowa po panu W�adys�awie, dziedziczka Baran�wki i �ubrzyniec na
skraju Puszczy Kobry�skiej � najzacniejsza w �wiecie osoba � oile by�a dobr�, lito�ciw�,
czynn�, pracowit� i wzorow� gospodyni�, a troskliw� matk�, dla w�o�cian sprawiedliw� pani�
i t. d., o tyle w po�yciu powszedniem temperament czyni� j� niezno�n�. Potrzebowa�a dla
konkokcyi gniewa� si�, wykrzycze�, wyd�sa�, a czasem dochodzi�a do tego stopnia
rozdra�nienia, i� bezbronne dziewcz�ta, jak oto dzi� Justk� � poszturcha�a. Nie by�o w tem
nic strasznego, ani bolesnego; sama S�dzinka si� po- tem wstydzi�a tej porywczo�ci � ale na
razie� wstrzyma� si� nie mog�a. Kuksaniec si� wyrwa� � niespostrze�ony.
I tak w�a�nie dzi� dosta� si�, nie jeden, ale para ich, tej biednej Justce, do kt�rej S�dzinka
partykularn� (jak si� wyry�a�a) mia�a "ans�".
Z Justki by� biegus s�awny, wi�c gdy po�piesznie chcia�a S�dzina kogo� zawiadomi�, da�
rozkaz, otrzyma� potrzebn� informacy�, zwykle � "nogi za pas" � wyprawia�a t� Justk�,
kt�ra znowu, wola�aby by�a stokro� w garderobie siedzie� nad elementarzem, kt�ry chciwie
studyowa�a. I tym razem wys�ana Justka na folwark do gospodyni po wiadom�� wa�n�: ilu
faskami mas�a S�dzinka rozporz�dza� mog�a? licho nada�o, skusi�a si� wycieczk� zrobi� na
��k� za folwarkiem, aby urwa� �otoci i wetkn�� j� sobie we w�osy. By� to krymina� w oczach
S�dziny � bo i niepos�usze�stwo, samowola i symptom zdradzaj�cy p�ocho��. Justka
sp�ni�a si� z powrotem; we w�osach przynios�a dow�d swej winy i S�dzinka, rada ze
zr�czno�ci, wy�aja�a, wyszturga�a, nagrozi�a, nafuka�a, tak, �e a� na b�a�nicy si� sko�czy�o.
� Prosz� ja kogo! Smarkata ta jaka�, b�dzie mi sobie za kwiatkami po ��kach biega�! i
czupirad�o to stroi� si� chce jeszcze! Dam ja ci! naucz� ja ciebie, b�dziesz ty mi kwiatki
zbiera�a.... Justka po kilka razy na dzie� podobne �ajania, przy najmniejszej okoliczno�ci
musia�a znosi�, czasem nawet bez �adnej dobrej racyi, tym razem wszystko si� w niej
zburzy�o, zawrza�o i w duszy bunt podnios�o.
Justka by�a sierotk�, siostrzenic� gumiennego Rabickiego, wzi�t� na usilne pro�by jego,
przez lito�ciw� S�dzink�; kilka ju� lat znosi�a t� edukacy� ostr�; a �e sama pani z�b do niej i
ans� mia�a, szli za jej przyk�adem wszyscy we dworze i kto co m�g� na Justk� wymy�la� i
donosi�.
S�dzince najbardziej to si� w dziecku niepodoba�o, �e zamiast do szycia, do po�czochy,
do rob�tek kobiecych, mia�a niezmierny poci�g do elementarza i gwa�tem uczy� si� chcia�a.
Odbierano jej, konfiskowano, palono po kilkakro� ksi��czyny, kt�re ona niewiedzie� jakim
sposobem i zk�d dostawa�a. Nie pomaga�o nic. Justka chowa�a elementarz za koszulin�, kry�a
go w drewka, podsuwa�a pod szafy � a niespodziany napad �apa� j� na gor�cym uczynku
syllabizowania.
S�dzinka widzia�a w tem objaw jakiego� buntowniczego ducha, symptomat najgorszych
sk�onno�ci, kryj�cych si� w tem dziecku, kt�re chcia�a koniecznie z�ama� i zmusi� do
pos�usze�stwa.
Lecz im wi�cej stara�a si� Justk� pokierowa� wed�ug swej my�li, do kur, do motk�w, do
ig�y � tem silniej dziewcz� si� jej wyrywa�o.
Zk�d ten duch oporu i ta ochota wykszta�cenia si� instynktowna, wzi�y si� w dziecku
opuszczonem, poniewieranem, tegoby nikt pono wyt��maczy� nie potrafi�, chyba cudem
jakiego� atawizmu. Rodzice jej byli biedni, matka czyta� nie umia�a. Wuj, gumienny, prosty
biedny cz�owiek, wprawdzie na drukowanej ksi��ce nabo�nej czyta� powoli modlitwy, ale
pisa� jak kura i regestra jego odznacza�y si� nieforemnosci� swoj�, Poczciwo��, wierno�� i
niewielkie wymagania jedne mu miejsce zapewnia�y.
Rabicki nie mia� na ca�ym �wiecie nikogo opr�cz tej siostrzeniczki; kocha� to dziecko,
uwa�a� za wielkie szcz�cie, �e S�dzinka si� podj�a j� wychowa� i w garderobie na �
panienk� wykszta�ci�. Wyobra�a� on sobie wszelkie wychowanie jako ostry nowicyat, w
kt�rym �rodki surowe by�y nie do uniknienia: wi�c, gdy mu si� Justka skar�y�a, pociesza� j�,
jak m�g�, i sk�ania�, jak umia�, aby mia�a cierpliwo�� i stara�a si� sobie zjedna� serce
S�dzinki.
Tymczasem sz�o coraz - to. gorzej. Pani si� gumiennemu skar�y�a na wychowank�. Justka
s�ucha�a, m�wi�c, �e nie wytrzyma, a Rabicki wzdycha�, to S�dzinie si� do n�g k�aniaj�c i
prosz�c aby mia�a zlitowanie nad g�upi�, to Justce wmawiaj�c, �e powinna by�a cierpie�,
milcz�c, i znosi� kaprysy pani � a�eby si� to � da� Pan B�g, zmie-
ni�o na lepsze, co. w jego przekonaniu nieohybnie nast�pi� mia�o.
Justka wprawdzie stara�a si� przeb�aga� S�dzink� i zjedna� j� sobie, ale przychodzi�o to z
trudno�ci� wielk�, bo mia�a przeciwko sobie uprzedzenia i ten nieszcz�sny elementarz, ku
kt�remu j� jaka� si�a ci�gn�a. W innych rzeczach uleg�aby zreszt�, lecz nauczy� si� czyta�
chcia�a koniecznie. Zdawa�o jej si� to wrota do nowego �ycia otwiera�.
Zk�d ta my�l � przylecia�a do niej, siad�a w jej g�owinie i zagnie�dzi�a si�? ona sama
niewiedzia�a. S�dzinka by�aby mo�e kaza�a si� jej uczy�, i zmusza�a do elementarza, gdyby
ona go sobie nie �yczy�a, ale ten pociag w oczach jej by� podejrzany. Upatrywa�a w nim
niepotrzebn� i zawczesn� ambicy�.
Z sercem przepe�nionem b�lem, Justka, otar�szy �zy w ganku, zamiast p�j�� zaraz do
garderoby i zasi��� do cerowania po�czoch � obejrza�a. si� doko�a i zuchwale poskoczy�a ku
stodole, w kt�rej si� spodziewa�a zasta� wuja.
By� to jedyny cz�owiek, kt�remu si� poskar�y� mog�a, bo w garderobie dziewcz�ta
r�wie�nice i' starsze panny wy�miewa�y si� z niej i prze�ladowa�y. Rabicki, cho� nie
pochwali� nigdy, przynajmniej pog�aska�, pocieszy� dobrem s�owem, wla� w serce jak��
nadziej�. Ilekro� jej cierpie- nie stawa�o si� niezno�nem � ucieka�a si� do niego. Dnia tego w
stodole roboty nie by�o, ale stary gumienny, pokaszluj�c. zimiata� oko�o kup zbo�a na toku,
znaczy� je, i chodzi� w�a�nie, opatruj�c wszystkie k�ty.
Nie spodziewa� si� Justki o tej godzinie i zobaczywszy j�, stan�� zdziwiony, s�dz�c, �e
S�dzinka po niego przys�a�a.
Stary, przygarbiony nieco wiekiem i prac�, Rabicki by� flegmatyk, powolny, a �ycie, do
kt�rego nawyk� oddawna ju� mu si� zdawa�o jedynem, do jakiego by� przeznaczony. Nic nie
pragn�� tylko tak pobo�nie do�y� ko�ca, a doczeka�, aby mu Justka doros�a i wysz�a na ludzi.
Tak si� wyra�a� niezdarnie, m�wi�c o niej.
Wyraz twarzyczki, z jakim wpad�o dziewcz�, przestraszy� go; opar� si� na szufli, kt�r�
trzyma� w r�ku, i wielkie oczy otworzy�.
� A tobie co ?
Justka p�aka� nanowo zacz�a. Uderzy�a si� r�kami w chude swe piersi.
� Nie wytrzymam! tak mi Bo�e dopom�! nie wytrzymam! � zawo�a�a. Po ca�ych
dniach byle co, �aje i �aje, szturga, zn�ca si�. Ot i dzi�. pos�a�a mnie na folwark, a �em zbieg�a
na ��k� i �otoci sobie urwawszy, we w�osy wetkn�a, to mnie od b�a�nic zbeszta�a! Od
b�a�nic! Rabicki sta� i wyraz ten nie zdawa� si� na nim czyni� �adnego wra�enia, g�ow�
potrz�sa� milcz�cy.
� No to co? � odezwa� si� wreszcie � no? to co? � M�wi�em ci. nie raz. lecz sto razy.
trzeba wszystko znie��! To darmo. Ona z�a nie jest.
� J�dza! � wykrzykn�a Justka.
Rabicki si� obejrza� wystraszony.
� Milcz-�e ty mi � odpar� � cicho! Jeszcze kto us�yszy, nietylko ty ale i ja pokutowa�
b�d�, tego tylko brakowa�o. Korona ci z g�owy nie spadnie, a poc�e� za t� g�upi� �otoci�
biega�a? h�?
Justka p�aka�a tak. �e m�wi� nie mog�a. Spodziewa�a si� wsp�czucia, pociechy, a
znajdowa�a u wuja tylko nagan� i nakaz milczenia. Rabicki sta�, spogl�daj�c na ni� z
politowaniem.
� M�wi�em ja tobie nieraz i powtarzam: trzeba wszystko przecierpie�. Ona z�a nie jest,
ale nie lubi, �eby si� jej kto sprzeciwia�. Pokora niebiosa przebija, a ty si� d�sasz; ona to
rozumie.
No � i ten przekl�ty elementarz � doda� ciszej.
Justka r�k� podnios�a.
� C� to z�ego, �e ja si� chc� uczy� Pana Boga chwali� i dusz� pocieszy�? Innym ka��
gwa�tem, a mnie to ma by� zakazane ?
Rabicki ramionami poruszy�. � Ot� widzisz, g�upia � rzek� � i tobie - by nato
przyszed� czas, ale ona swawoli nie cierpi.
Pierwsze pos�usze�stwo, ni� nabo�e�stwo. I naco tobie tak wiele rozumu!! na co ? Justce
dziwnie si� usta wykrzywi�y, spojrza�a na wuja, duma jaka� odpowied� jej wstrzyma�a. Otar�a
oczy i pocz�a si� przechodzi� po toku zadumana, a Rabicki goni� za ni� wejrzeniem.
� Ju� niechaj sobie co chce b�dzie � pocz�a cicho. � P�jd� zt�d. bodaj o �ebraczym
chlebie,
p�jd�! nie wytrzymam!
Wuj, kt�ry szufl� jeszcze trzyma� w r�kach, za�ama� je, zapomniawszy si�. i pad�a z
wielkim ha�asem na tok. Mia� si� schyli�, aby j� podnie��, gdy Justka podbieg�a i poda�a.
M�g� teraz zajrze� w jej oczy zaczerwienione, przypatrze� si� twarzyczce wychud�ej,
zm�czonej, i lito�� go przej�a. Zwolna r�k� po�o�y� na g��wce dziewcz�cia, pog�aska� j� i
zamrucza�.
� B�d� cierpliwa. Wszystko to s� bzdurstwa; przejdzie to, zapomni si�.
Dziewcz�, zadumane, zdawa�o si� my�le� o czem innem.
� Kochany wuju � szepn�o � a czy to ju� dla mnie tyle �wiata, co w Baran�wce?
Czy� ja sobie, cho� smarkata, nie mog�abym na kawa�ek chleba i gdzieindziej zarobi�, aby tu
tego ponie wierania nie cierpie�. Dobrze tobie m�wi�, co nie widzisz, ani s�yszysz, jak ona po
ca�ych dniach zn�ca si� nademn�. Gdybym nie wiem co zrobi�a, zawsze �le. P�jd� w �wiat!
p�jd� w �wiat! Rabicki ogl�da� si� wyl�k�y.
� Cicho ty. szalona! Nie ple� i nie ba�amu�. Dok�d pojedziesz? My�lisz, �e tak �atwo
znale��s�u�b� i przytu�ek! Psami ci� wyszczuwa� b�d�. Z g�odu - by ci przysz�o mrze�, gdyby
nie jej �aska.
� Ale pi�kna mi �aska! � wyrwa�o si� dziewcz�ciu. � Ja mr� i schn�, a ona lito�ci nie
ma.
I p�aka� zacz�a, znowu. Rabicki si� zamy�li�.
� Wracaj mi zaraz do domu � rzek�. � Znowu biedy napytasz i mnie jej naprowadzisz.
S�dzina zawo�a. Spytaj�, gdzie� by�a: domy�li si�, �e� ze skarg� biega�a do mnie. Id�! id�!
Justka podnios�a ku niemu oczy, jakby b�agaj�ce jeszcze lito�ci, lecz, dostrzeg�szy w nim
tylko wielk� obaw�, nie powiedzia�a ju� ani s�owa. Milcz�c, poca�owa�a jego zawalan� r�k�,
przy�o�y�a fartuszek do ust i � pobieg�a.
I tu dla niej nie by�o pociechy! P�dem powr�ci�a do dworu, wpad�a do garderoby i wprost
pobieg�a do twardego sto�ka, kt�ry na ni� czeka� z kup� starych po�czoch do cerowania na
stole. Siad�a na swojem miejscu, nie spojrzawszy na nikogo, porwa�a pierwsz� lepsz�
dziuraw� pi�t�
i wyp�rkami pocz�a j� �ata�. Ca�a gromadka dziewcz�t znajduj�ca si� tutaj, kt�ra ju�
wiedzia�a o �otoci i �ajaniu, przyj�a j� znacz�cem milczeniem. Nikt ani si� zbli�y� do niej.
Starsza panna Hanna, przymru�onemi oczyma popatrzy�a na buntownic� i odezwa�a si� ostro:
� Po�czochy do prania potrzebne, a tu i pocz�tku z niemi nie ma. M�wi�am pani, �e
Justki posy�a� nie mo�na nigdzie, bo ledwie za pr�g, to i przepadnie, przywi�za� by j� chyba
do sto�ka, i to patrze�, aby si� nie urwa�a.�mieszki si� s�ysze� da�y i prychania, bo to mia�o
by� dowcipne, a dziewcz�ta si� przypochlebia�y pannie Hannie tym sposobem. Justka z g�ow�
spuszczon� nie odpowiada�a ani s�owa, nie podnios�a oczu: zdawa�a si� nie s�ucha� i nie
s�ysze�. W�o�y�a chud� r�czyn� w pi�t� po�czochy i ig�a chodzi�a ju� �ywo, aby nagrodzi�
czas stracony.
Najbli�sz� s�siadk� S�dzianki by�a pani Porochowa ze Zdunowa, o granic�, jak ona
wdowa, jak ona maj�ca c�rk� i syna, r�wnego niemal maj�tku i na jednem z ni� stopniu
wykszta�cenia i stosunk�w. Wiek obu pa� by� przybli�enie r�wny, chocia� S�dzinka
utrzymywa�a, �e by�a m�odsz� o trzy lata, a pani Porochowa liczy�a sobie mniej od niej pi�ciu
wiosnami.
�y�y ze sob� na poz�r dosy� przyja�nie, lecz zazdro�ci�y sobie wzajemnie, przekomarza�y
si�, rywalizowa�y i Wistocie nie cierpia�y si� serdecznie. Temperamenta te� i natury ich jak
niebo do ziemi by�y do siebie niepodobne. S�dzinka chuda, szczebiocz�ca, ci�gle w ruchu,
zaj�ta, gderliwa, choleryczna, mia�a najlepsze serce, a charakter niezno�ny, pani Porochowa
wydawa�a si� pob�a�aniem i �agodno�ci�, chwali�a wszystko, u�miecha�a si�, ale zamkni�ta w
sobie w gruncie by�a najstraszniejsz� egoistk� i mia�a instynkta niedobre, kt�re wiek stwardni�
i uczyni� na�ogami.
Podejrzliwa, pos�dzaj�ca, ciekawa, my�la�a tylko o sobie, a reszta �wiata wcale jej nie
obchodzi�a, je�li z niej dla siebie jakiej� korzy�ci lub przyjemno�ci wyci�gn�� nie mog�a.
Oty�a, oci�a�a, rumiana, poruszaj�ca si� leniwo, Porocliowa mia�a jeszcze ma�e pretensyjki
do resztki wdzi�k�w i u�miecha�a si� zalotnie, co S�dzink� gorszy�o.
Obie s�siadki szpiegowa�y si� wzajemnie z ciekawo�ci� wielk� i obie pilnowa�y, aby oko
obce nie wgl�da�o w ich sprawy, ale S�dzinka mniej by�a gorliw�, a pani Porochowa
nienasycon�. Co si� tylko wa�niejszego przygodzi�o w Baran�wce,
o tem w Zdunowie natychmiast wiedzie� musiano.
W ka�d� prawie niedziel� r�wnie Porochowa, jak S�dzinka je�dzi�y na msz� do
parafialnego ko�cio�a; S�dzinka, przywozi�a z sob� ca�y fraucymer. Zwyczajem by�o
szczeg�lniej na wiosn�
i w lecie przybywa� zawczasu, i nim wysz�a summa, dziewcz�ta zabawia�y si� ze
znajomemi na cmentarzu, ko�cio�ek okalaj�cym. Pani Porochowa si� tak jako� urz�dza�a, �e
zawsze kt�r�� z dziewcz�t baranowieckich potrafi�a przyci�gn�� i wybada�. Szczeg�lniej za�
lubi�a Justk�, bo ta. naiwna i szczebiotliwa, wypapla�a jej zawsze najwi�cej, a �e do S�dzinki
�al mia�a, nada-
wa�a wi�c plotkom swym mimowolnie z�o�liw� cech�.
Nast�pnej niedzieli dwie bryczki, fornalskiemi ko�mi zaprz�one, zabra�y pann� Hanu� i
jej podkommendne do ko�cio�a. S�dzinka z c�rk� swoj�, osobno czterma ko�mi w lejc,
nad��a�a za swym dworem.
Parobczaki, fornale byli w tak dobrym humorze wioz�c dwie fury dziewcz�t, i� konie
pop�dzali rze�ko, i gdy stan�li przed ko�cio�em, jeszcze S�dziny wida� nie by�o, a przed
wielkim o�tarzem odprawia�a si� wotywa. By�o to na r�k� i pannie Hannie, kt�ra, chocia� ju�
nie pierwszej m�odo�ci, spotyka�a si� tu z pisarzem prowentowym, staraj�cym si� o ni�.
Dziewcz�tom wi�c dana by�a swoboda rozpierzchni�cia si� po cmentarzu, p�kiby na summ�
w dzwony nie uderzono.
Pani Porochowa ju� tu w cieniu lip, �wie�o si� rozwijaj�cych, oczekiwa�a na kt�r� z
wychowanie S�dziny, a traf jej nastr�czy� najulubie�sz� Justk�, maj�c� jeszcze na sercu owo
po�ajanie, a w g�owie my�li ucieczki, z kt�remi si� nosi�a ci�gle.
Justka dosta�a jak�� �ako�, z worka dobyt�, poca�owa�a dobroczynn� r�k� i pocz�a si�
skar�e� i bole� na sw� dol�, a �e pani Porochowa zawsze jej wiele okazywa�a wsp�czucia,
cho� wistocie mia�a j� za kapry�nic� niezno�n�, Justka si� wygada�a przed ni� nawet z t� sw�
nieszcz�liw� my�l� ucieczki i puszczenia si� w �wiat.
Pani Porochowej taki wypadeczek, kt�ryby popar� jej s�dy o charakterze S�dziny i
obchodzeniu si� z wychowanicarni, by� bardzo na r�k�. Nie mog�a wi�c i nie my�la�a
dziewczyninie odradza� i owszem, zacz�a od ubolewania.
� Ju� jak mi ci� �al. moje dziecko � odezwa�a si� � to wypowiedzie� trudno. A! Jezu
mi�y! jabym ci� wzi�a i przytuli�a u siebie, toby ci by�o jak u Boga za piecem, ale to
niepodobie�stwo. S�dzinka u mnie we dworze ma swoich szpieg�w. Tego� dnia-by si� zaraz
dowiedzia�a. i dopieroby burza si� zerwa�a! Pomog�abym ci, ale, jak? jak? Ju� tu. gdy ja z
tob� rozmawiam, pewnie kto podpatruje lub pods�uchuje.
I chwil� pomy�lawszy, szepn�a s�siadka:
� Zobaczymy. Niechno ja si� rozpatrz�, mo�e ci dam jak� rad�. Tymczasem, co robi�?
musisz jaki� czas cierpie�. Milcz, nie odburkuj.
Justka przy tej sposobno�ci mn�stwo powszedniego �ycia szczeg��w z Baran�wki
udzieli�a ciekawej Porochowej, a gdy na summ� dzwoni� zacz�to i ekwipa� pani S�dziny
zbli�y� si� ku bramie cmentarza, wysz�a wita� s�siadk� z serdeczno�ci� najwi�ksz�. Twarz jej
tem by�a we- selsz� i milej si� u�miechaj�c�, im wi�ksz� mia�a nadziej� dokuczenia kochanej
s�siadce, dopomagaj�c Justce do ucieczki.
Co si� potem sta� mia�o z biedn� sierot�, o to Porochowa si� wcale nie troszczy�a, b�d�c
tego przekonania, �e biedactwo zawsze si� jako� wygrzebie.
Dwie wdowy i dwie ich c�rki, powitawszy si� u bramy, wejrzeniem troskliwem
zrobiwszy inwentarz swych toalet i ga�gank�w, powoli uda�y si� do pe�nego ju� ko�cio�a, w
kt�rym panna Hanna z fraucymerem, dzi�ki pot�nej protekcyi ramion pisarza
prowentowego, znalaz�a przyzwoite pomieszczenie.
Justce na sercu by�o lekko, modli�a si� gor�co, przekonana, �e Pan B�g si� ulitowa� nad
ni� i zes�a� jej Porochow�. aby j� wyzwoli� z niewoli tej babilo�skiej. Bola�a tylko nad tem,
�e poczciwa, dobra, serdeczna opiekunka sama wzi�� jej nie mog�a.
Skutkiem tej kr�tkiej rozmowy na cmentarzu by�o, i� Justka wbrew radom wuja, pomimo
obawy puszczenia si� tak na w��cz�g� bez grosza, bez opieki, bez odzie�y, bez niczego,
postanowi�a jak najmocniej my�l sw� p�och�, dziecinn� doprowadzi� do skutku.
Mimowolnie pani S�dzina w ci�gu nast�pnych dni kilku nietylko nie rozproszy�a tych
marze� i nie uspokoi�a biednej sierotki, ale j� podra�ni�a mocniej jeszcze. Skutkiem
nikczemnej denuncyacyi Ewusi, lizusa, kt�ry si� wszystkim przypochlebia�. zabrano ostatni
elementarz biednej Justce i kazano jej publicznie kl�cze� w garderobie za ukrywanie tej
zakazanej niebezpiecznej ksi��ki. S�dzina skorzysta�a z doniesienia, ale na Ewuni� spojrza�a
z pogard�, a do panny Hanny odezwa�a si� pocichu:
� Paskudne to stworzenie; trzeba si� go pozby� b�dzie, przy pierwszej sposobno�ci.
Wujowi ju� si� nawet nie poskar�y�a Justka, lecz wkr�tce go maj�c opu�ci�. � a by� to
jedyny cz�owiek na �wiecie, kt�rego kocha�a i kt�ry jej okazywa� przywi�zanie. � biega�a
czy�ciej ku stodole, �apa�a go w dziedzi�cu i ze �zami w oczach ca�owa�a po r�kach.
Stary u�miecha� si� jej g�aska� j� po g��wce i powtarza�: � Miej tylko cierpliwo��;
wszystko b�dzie dobrze. S�dzina ma serce lito�ciwe, tylko taki na��g gderania; a co ja si� od
niej w �yciu nas�ucha�em! � a� nieraz uszy wi�d�y.
Ze spuszczon� g��wk� dziewcz� nic ju� nie odpowiada�o, ale sta�e mia�o postanowienie:
� "Niech si� dzieje co chce, ja musz� zt�d precz w �wiat, gdzie oczy ponios�. Kogo Pan B�g
stworzy�, tego nie umorzy�. "
Ka�da z dziewcz�t u S�dziny mia�a swoj� skrzyneczk� i wypraw� bardzo skromn�, kt�r�
powi�ksza�y ma�e podarki, jakie czasem od go�ci si� dostawa� trafi�o. Justka by�a tak dumna,
�e ani my�la�a zabiera� z sob� tego, co od S�dziny mia�a; chcia�a si� obej�� jak najmniejszem,
jedn� sukienczyn� na sobie, dwiema koszulami, trzewikami staremi, kt�re na nogach mia�a,
chusteczk�, podarowan� niegdy� przez pani� krewn� S�dziny i t. p. Reszt� lepsz�, swych
rzeczy postanowi�a w kuferku zostawi� i � nie tkn��. Bra�a co by�o najgorszego, ale
niezb�dnego.
Postanowiwszy uciec, my�la�a teraz tylko, jak si� to da wykona�. Sama jedna noc� si�
pu�ci�, nie mia�a odwagi, a by�a pewna, �e za ni� i wuj i S�dzina goni� b�d�. Czeka�a na rad�
pani Porochowej, kt�ra jako� nast�pnej niedzieli w ko�ciele si� ni� pokaza�a. Czeka�a wi�c
Justka. ale nie zmieni�a my�li. Wuj by� pewnym, �e jej to przesz�o, �e zapomnia�a, gdy
w�a�nie, im d�u�ej trwa�o oczekiwanie, tem dziewcz� mocniej si� utwierdza�o w
postanowieniu. Chodzi�a pos�pna, milcz�ca i a� panna Hanna, spostrzeg�szy w niej zmian�,
zacz�a j� strofo a� �agodnie; zaleca�a jej, aby si� otrz�s�a z tych fum�w. Justka nie
powiedzia�a nic, ale zosta�a, jak by�a. S�dzina nazywa�a to niegodziw� krn�brno�ci�, a na
krn�brno�� innego nie widzia�a �rodka, tylko prze�amanie jej si��. Zwraca�a wi�c tem wi�ksz�
uwa- g� na dziewcz�, wo�a�a j� i kaza�a szy� pod oczyma w swoim pokoju, gderz�c
niezno�nie.
W niedziel� nast�puj�c� z�o�y�o si� tak nareszcie, i� Justka mog�a na chwil� pani�
Porochow� pochwyci�.
� A, dobrodziejko moja � zawo�a�a, ca�uj�c j� po r�kach � ratuj mnie, bo ona zam�czy.
Jednej godziny-bym nie wyby�a, ale jak tu uciec? Noc� si� boj�, a we dnie patrz�, szpieguj�.
Porochowa klapsem po g�owie przerwa�a jej.
� Przysi��-�e mi, na ten ko�ci� i Boga, co na nas patrzy i s�ucha, �e mnie nie wydasz, �e
nigdy nikomu nie powiesz, i� ja ci pomog�am!
Dziewcz�, skrzy�owawszy r�ce na piersiach, po�pieszy�o zaprzysi�dz. a s�siadka
lito�ciwa schyli�a si� jej do ucha.
� We �rod�, w nocy, wymknij si� z dziedzi�ca ku go�ci�cowi. B�dzie tam sta�
furmanka, cz�owiek pewny. Ten ci� podwiezie, a nim rano si� opatrz�, b�dziesz o mil kilka.
Na, masz, karteczk� do mojej siostry do Strzy�owa; ona ju� b�dzie wiedzia�a co zrobi� z tob�,
ale jak ty mi pi�niesz co, to Pan B�g ci� srodze uka�e.
Porochowa by�aby mo�e udzieli�a jeszcze jakiej informacyi, ale w tej chwili S�dzinka si�
ukaza�a ju� na cmentarzu, a s�siadce sz�o o to. aby jej w towarzystwie Justki nie zobaczy�a,
odskoczy�a wi�c jak oparzona, niechc�c ju� ani jej zna�, ani wiedzie�, a Justka z
kartelusikiem w r�ku, kt�ry za sukienk� wsun�a, pozosta�a sama i po�pieszy�a do ko�cio�a.
Teraz ju� si� tak sk�ada�o wszystko, �e Justka � musia�a ucieka�. Dreszcz po niej przebieg�,
lecz zarazem z dum� pomy�la�a, �e postawi na swojem, �e b�dzie woln�, �e tam, gdzie si�
znajdzie, elementarza jej zakazywa� nie b�d� mogli i t. d.
Modli�a si� ze �zami.
Trzy dni j� dzieli�y od tej nocy. Jakby na przekor� temu postanowieniu, S�dzinka. kt�ra
mia�a serce i w ko�cu zawsze mi�k�a, pocz�a troch� �agodniej si� obchodzi� z dziewcz�ciem.
Pozwoli�a jej powr�ci� z robot� do garderoby i nie prze�ladowa�a gderaniem, kt�re spada�o na
Ewusi� pochlebnic�, tembardziej znienawidzon�, im si� wi�cej upadla�a przed pani�.
S�dzinka wyrazi�a si� nawet, m�wi�c o dziewcz�tach z pann� Hann�:
� Z tej krn�brnej Justki, jak si� to na�amie, mo�e jeszcze by� co poczciwego, ale z
Ewusi, co si� tak li�e, nic dobrego nie wyro�nie, nic! nic!
We Wtorek potajemnie mia�a ju� tobo�ek sw�j gotowy Justka. Posz�a do wuja t�skna, nie
�mi�c si� mu przyzna� co mia�a pocz��, � rozp�aka�a si�. Stary j� poca�owa� i tak rozstali si�
z sob�.
Noc by�a ciemna, chmurna bezksi�ycowa, gdy pocichu, na palcach, trzewiki nios�c w
r�ku. Justka si� wy�lizn�a tak z garderoby i z sionek do ogrodu, �e nikt ani s�ysza�, ani si�
przebudzi�. We dworze by�o cicho, a w starych drzewach wiatr nawet si� nie dawa� s�ysze�. Z
bij�cem sercem, dziewcz� znan� sobie dobrze furtk�, kt�ra si� zasuwa�a od ogrodu, wysz�o ku
go�ci�cowi, ale tu obiecanej furmanki nie by�o nigdzie. Wybra�a si� z niecierpliwo�ci
zawcze�nie, a co gorzej, zaczyna�a w�tpi�, czy Porochowa s�owa jej dotrzyma i przy�le po
ni�.
Up�yn�a godzina przep�akana, kt�ra si� jej wiekiem wyda�a. Od wsi psy zacz�y
naszczekiwa�, co� jakby turkot cichy wozu da�o si� s�ysze� w dali; zbli�a� si� bardzo powoli i
nareszcie pod p�otem ogrodowym, ostro�nie, cichutko w�z przystan��.
Justka nie da�a mu odpoczywa� d�ugo, zaledwie dostrzeg�a go i przygarbionego wo�nic�,
kt�ry chcia� wysiada�, gdy ju� nadbieg�a ku niemu. Nie pytaj�c jej o nic, cz�owiek przys�any
po�piesznie nazad si� na wi�zce siana swej usadowi�, biczem wskaza� jej drug� w koszyku z
ty�u i ledwie mia�a czas si� wgramoli� na w�z, ju� ko� po�echtany biczyskiem zwolna si�
poruszy�, ko�a zaskrzypia�y. Justka by�a, jak chcia�a, sama jedna, na Bo�ej opiece, w drodze
�ycia.
Obur�cz obj�a twarz pa�aj�c� i p�aka�, p�a- ka� zacz�a. Strach niewys�owiony j�
opanowa�. To dreszcze to p�omienie przechodzi�y po niej.
� O, dolo� ty moja, dolo � szepta�a do siebie � o, matko ty moja, co� mnie tak
odumar�a sierot�, ulitujcie si� nademn�. O, Bo�e mi�osierny, aniele str�u m�j. matko bolesna
i ty patronko moja!
Wszystkie tak pos�ugi niebieskie z kolei wywo�ywa�a Justka, a �zy si� jej la�y
strumieniem, a� nareszcie ze znu�enia, z b�lu si� ich przebra�o. Senn� by� zacz�a, cho�
zasn�� si� obawia�a. Wko�o panowa�y ciemno�ci, otacza� j� las czarny, straszny jaki�, ponury,
w kt�rym dziwne odzywa�y si� g�osy. Stary wo�nica, kt�ry w pocz�tku si� jej przypatrywa�,
par� razy zagadn�� i nie otrzyma� odpowiedzi, w ko�cu te� drzema� poczyna�. Ko� zwolni�
kroku i w�z si� wl�k� tak, �e Justce strach si� robi�o, aby jej nie nap�dzono.
� Zmi�uj si�, m�j dobry cz�ecze � odezwa�a si� do wo�nicy. � Zmi�uj si�, po�piesz
cho� troch�; ja si� boj�.
Nie �mia�a si� przyzna�, i� pogoni si� l�ka�a, ale stary by� dobrze poinformowany i
obr�ci� si� do niej z u�miechem.
� Me nap�dzi nas tu nikt � rzek�, bo to nie go�ciniec. Jam nie g�upi wielk� drog� pann�
wie��, kiedy pani kaza�a, �eby uchowaj Bo�e nas nie przy�apali! Nie b�jcie si�: ta droga w las
potrwa, a potem i bez wszelakiej drogi pojedziemy dla bezpieczno�ci.
Po mowie pozna�a Justka w wo�nicy dworaka. Wistocie by� to stary fornal ze Zdunowa,
kt�ry na ten raz przywdzia� siermi�g� i bawi�o go to, �e dziewczyn� wykrada�.
Uspokojona Justka tak si� czu�a z�aman�, �e pochyliwszy si� na siano i przy�o�ywszy
zaledwie g�ow� do niego, usn�a. W�z tymczasem lasera i zaro�lami posuwa� si� dalej, a
wo�nica ju� nie drzema�, obawiaj�c si� zab��dzi�.
Ch��d wiosennego poranku i �piewy przebudzonego ptactwa Justk� te� ze snu otrze�wi�y.
Wsta�a, czuj�c na sobie wilgotn� ros� i ze zdumieniem postrzegaj�c, �e na dworze by�o ju�
jasno, a przez pnie przerzedzone lasu r�owe przegl�da�o niebo, zwiastuj�c blizki wsch�d
s�o�ca. Prze�egna�a si� i zacz�a modli�. Wo�nica te� mrucza� ranny pacierz sw�j kr�tki.
Stan�li przy male�kiej karczemce w lesie, u kt�rej nawet zajazdu nie by�o. Ko�
potrzebowa� troch� wytchn��, napi� si� i przegry�� siana. Wo�nica zastuka� do okna. bo
zimny ranek kieliszek w�lki czyni� koniecznym. Justce ani pi�, ani je�� si� nie chcia�o. By�a
na pustym, szerokim tym �wiecie, niby wyswobodzona, wistocie bezdomna i skazana � kt�
m�g� odgadn�� na jak� przysz�o��? Strach jednak i �zy wkr�tce si� zmieni�y w jak�� nadziej�
odwa�n�, kt�ra od�ywi�a j� i pokrzepi�a.
� Ju� mi chyba nigdzie gorzej nie b�dzie! � szepta�a do siebie � cho�bym u �yd�w
s�u�y� posz�a, cho�bym za prost� dziewk� do kr�w si� naj�a.
My�l jej pobieg�a z trwog� znowu do dworu Baranowieckiego. Tam jeszcze pewnie spali
wszyscy, ale wkr�tce mia�a si� przebudzi� S�dzina, a panna Hanna zawsze j� usi�owa�a
uprzedzi� i by� ju� na nogach. Mo�e wi�c zobaczy�a jej sienniczek pusty, i ju� szuka�a
zbieg�ej; mo�e my�leli, �e si� wyrwa�a do ogrodu.
S�dzi�a, �e ucieczki nierych�o si� chyba dorozumiej�. a nim goni� zaczn�, ona ju�
znajdzie si� bezpieczn� � daleko. Siostra pani Porochowej starsza, zam�na Powitowska,
kobieta niemaj�tna, obarczona liczn� rodzin�, kt�rej m�� trzyma� ma�� dzier�aw�, a g��wnie
zajmowa� si� spekulacy� na koniach (niezawsze szcz�liw�), wcale si� nie spodziewa�a
przesy�ki, jak� j� obdarzy� mia�a oddawna nie widywana, troch� zaniedbana s�siadka
S�dziny.
Siostry nie by�y z sob� w �cis�ych stosunkach, odwiedza�y si� rzadko. Porochowa troch�
si� wstydzi�a Powitowskiej. krzywi�c na to, �e jej m�� wyw�okami frymaczy�; Powitowska
za� gniewa�a si� na ni� za dum� i nieu�yteczno��, bo jej nigdy w najmniejszej rzeczy nie
pomog�a. Pi�cioro dorastaj�cych dziatek, k�opoty gospodarskie, do�� nieszcz�liwie
prowadzone interessa, dom Powitowskich czyni�y istnem piekie�kiem. Od rana do p�nej
nocy nie by�o tu spokoju.
Powitowski nies�odki, �ona skwaszona zawsze, cz�ci go�cie z pretensyami ko�skiemi,
k��tnie, potem swary i krzyki dzieci, gderanie jejmo�ci, nape�nia�y dom wrzaw�. Dostatku te�
nie by�o tu nigdy i ledwie si� ko�ce schodzi�y. "Wys�anie sieroty do Powitowskich by�o tak
nierozwa�nym krokiem, i� je chyba tylko gor�cej ch�ci sp�atania figla S�dzince kochanej
przypisa� by�o mo�na.
Gdy Justka z kartk� przysz�a do dworku, i poca�owawszy w r�k� gospodyni�, odda�a j�
zdziwionej wielce, Powitowska d�ugo nie mog�a zrozumie� nawet o co to chodzi�o, nie
przypuszczaj�c, a�eby jej, przeci��onej rodzin�, mia� kto jeszcze jedno dziecko narzuca�.
Patrza�a na Justk�. czyta�a, odczytywa�a, plu�a, rusza�a ramionami. i pobieg�a z tem do rn�a,
a dziewcz� tymczasem, g�odne, przysiad�szy na �awce w ganku, rozpatrywa�o si� doko�a.
Dzieci, kt�re kr��y�y zpocz�tku zdaleka, zbli�a� si� i zaczepia� j� zacz�y. Zwolna robi�y
si� znajomo�ci. Justka nie w�tpi�a bynajmniej, �e j� tu przyjm�. Tymczasem Powitowscy
oboje przeciwko siostrze, kt�ra im k�opot nas�a�a, wykrzykiwali:
� Co ona my�li! Szpital u mnie czy co? A czemu� jej sama nie przyj�a, kiedy taka
lito�ciwa. Jedn� g�b� wi�cej w domu i na jednego wi�cej smarkacza patrze� i dozorowa� �
tego mi brak�o!
� A co my mamy za obowi�zek? � ko�czy� Powitowski � jak przyjecha�a, tak niech
sobie jedzie. My tu dla niej miejsca nie mamy.
Wzburzeni oboje gniewali si� okrutnie. Sama jejmo�� powr�ci�a na ganek i wr�cz
o�wiadczy�a sierocie:
� Tu dla ciebie miejsca niema! do�� i tak jest g�b do karmienia. Jake� przyjecha�a, tak
ruszaj.
Kazano zawo�a� wo�nicy, aby mu o�wiadczy�, �eby sobie zabra� sierot� nazad, ale fornal,
maj�cy rozkaz pani, zaledwie wysadziwszy Justk�, umkn��.
Justka pad�a na �aw�, p�aka�a i wo�a�a, �e za nic w �wiecie ju� tam nie powr�ci.
Powitowska za� nawet do progu domu jej uie chcia�a dopu�ci�.
Szcz�ciem wda�y si� w spraw� dzieci, dla kt�rych dziewcz� by�o nowo�ci� i rozrywk�,
jedne p�acz�c z Justk�, drugie cisn�c si� do niej z ciekawo�ci�. Wygna� jej tak precz nie by�o
podobna. Gospodyni musia�a si� na wstawienie ulubie�c�w swoich ulitowa� sierocie, kaza� j�
zaprowadzi� do garderoby. Pozwoli�a jej tu spocz��, ale zapowiedzia�a, a�eby sobie
gdzieindziej miejsca szuka�a.
Strwo�ona i zrozpaczona, w pocz�tku Justka, gdy dzieci tu za ni� pogoni�y i okazywa� jej
zacz�y wielkie i �ywe wsp�czucie, odzyska�a troch� m�ztwa. Po�o�enie by�o wprawdzie
gorsze, ni� si� spodziewa�a, ale by�a woln�; nie tu. to gdzieindziej musia�a sobie znale��
k�tek. Ufa�a w Bogu. W garderobie dzieci naprz�d si� postara�y j� nakarmi�, co ona
wdzi�cznie przyj�a, potem musia�a pobawi� si� zniemi. cho� ochoty do tego nie mia�a.
Powitowska tymczasem po naradzie z m�em ferowa�a wyrok, a�eby sierot� gdzie odda� do
klasztoru, bo tak wypu�ci� na zgubne imi� w �wiat ju�ci� si� nie godzi�o. Nie wiedzia�a o
tem, �e Justka, nas�uchawszy si� u S�dziny r�nych strasznych ba�ni o klasztornej niewoli, za
nic w �wiecie-by si� zamkn�� w niej nie da�a.
Dzieci wymodli�y u matki, i� nast�pny dzie� dozwolone by�o sierocie spocz�� tutaj.
Na noc odes�ano j� na folwark ekonomowej.
Jest to prawd� niezaprzeczon�, �e im si� ni�ej schodzi w sp�ecze�stwie, w klassach
ubo�szych, kt�re cierpia�y same i znaj� niedol�, tem wi�cej si� znajduje wsp�czucia dla niej
ni� u mo�nych, kt�rzy n�dzy wierzy� nie chc�, albo j� przypisuj� winie ludzi na ni�
wystawionych. Ekonomowa. gdy jej Justka history� sw� opowiedzia�a, zj�ta zosta�a lito�ci�
wielk� dla biednego dziecka.
Ona sama uczyni� nic nie mog�a, ale chcia�a przynajmniej pokierowa�, obmy�le� c�.
Z g�r� dziesi�� lat maj�ca dziewczynka, umie- j�ca troch� prostszych rob�t kobiecych,
rozgarniona, ochotna do pracy, niewymagaj�ca, �eby te� nie znalaz�a sobie przytu�ku na
�wiecie! poczciwej kobiecinie si� wierzy� nie chcia�o.
� Tu na wsi, po dworach, to ja tam nie wiem � pocz�a Ekonomowa � ale gdyby si�
tylko dosta�a do miasta. W mie�cie za takiemi podlotkami si� uganiaj�, bo to niewiele
wymaga a zrobi wi�cej cz�sto, ni� starsze, kt�rym ju� co innego w g�owie.
Ekonom, m�� pos�uszny i pod pantoflem �ony, podziela� jej zdanie, ale jak tu by�o, o
czem, z kim do miasta j� dostawie?
Justka s�ucha�a ciekawie. My�la�a sobie, �e gotowaby piechot� i o g�odzie, ale drogi nie
wiedzia�a � i niebezpiecznie by�o si� tak pu�ci�.
Na folwarku nakarmiono j� znowu i do p�nej nocy trwa�y rozmowy, a dziewcz� o sobie i
o S�dzinie opowiada� musia�o.
Pos�ano jej siana w alkierzu. Gdy po�o�ywszy si�, usn�a, nie przebudzi�a si� a� p�no
nazajutrz, bo dzieci ze dworu nadbieg�y i wyzywa�y j� z sob� do zabawy.
Naprawd� z trocha dobrej woli Powitowska, nie obci��aj�c si� wcale, mog�a Justk� u
siebie przygarn��, a by�aby si� jej wyp�aci�a przy dozorze ma�ych dzieci i robotkami, ale, na
z�o�� Porochowej, kt�ra narzuca�a jej ten mi�osierny uczynek siostra go za nic spe�ni� nie
chcia�a. Powtarza�a, �e u niej nie szpital, �eby jej nasy �ano jakie� dzieciaki zpod ciemne
gwiazdy...
Nazajutrz dekorowan� by�a ju� Justka na wy-
ku na lask� Bo�� tymczasem Ekonomowa si� ulitowa�a, posz�a do dworu i wyprosi�a
a�eby jej
litowa�a, posz�a do dworu i wyprosi�a, a�eby jej oddano sierot�, a ona znajdzie spos�b
wyprawienia w �wiat bezpieczniejszego. Powitowska nie
oddano sierot�, a ona znajdzie spos�b wyprawienia w �wiat bezpieczniejszego.
Powitowska nie by�a rada z tego, �e officyalistka lito�ciwsz� si� od niej okazywa�a, ale
chcia�a si� pozby� i Justce kaza�a si� na folwark wybiera�.
Ekonom tego� dnia przypomnia� sobie, i� z s�siedniego maj�tku, klucza hrabi�w B.,
transportowa� dzier�awca fur kilka mas�a na sprzeda� do Warszawy. Je�dzi�a z nim zwykle
pani ekonomowa, przyjaci�ka ich, kobiecina m�oda, ruchawa i weso�a, sama Warszawianka.
� Julisia nam tego nie odm�wi, i dla mi�o�ci Bo�ej zabierze sierot� � odezwa�a si�
Ekonomowa z �ywo�ci�. � Dowiedz si� dzi� do Julisi. Jabym sierot� u siebie na folwarku
jako s�uga mog�a zatrzyma�, bo-by si� to op�aci�o ale pani b�dzie sol� w oku: niechaj jedzie!
Ekonom tedy z missy� t�, siad�szy na konia, dojecha� do pani Julisi i tak j� history�
sieroty �ywo zaj��, �e obieca�a razem z mas�em zabra� j� do Warszawy. � Chyba Pan B�g
nie �askaw, �ebym ja jej tam k�tku nie znalaz�a � doda�a Julisia. � Ju� to, co prawda, w tem
mojem Warszawsku mo�na si� r�wnie uratowa�, jak zgin��, ale B�g opiekun sierot.
Dziewczyna �mia�a, ja jej lada komu nie powierz�.
A �e sz�o o pokazanie twardym sercom mo�niejszych ludzi, �e mali si� bez nich obej�� i
te� c� zrobi� mog�, obie ekonomowe zaj�y si� gor�co sierotk�. Starsza naprz�d opatrzy�a jej
tobo�ek i znalaz�szy wypraw� tak n�dzn� c� do niej zejswoich rupieci dorzuci�a. Ekonom
ofiarowa� na nieprzewidziane wypadki � trzy z�ote!
Justka go ze �zami w r�ce ca�owa� zacz�a: znalaz�a wi�c ludzi, serca, na kt�re rachowa�a!
Poniewa� z opowiadania si� okaza�o, �e elementarz by� powodem niech�ci S�dziny, a dla
Justki upragnionym �ycze� celem, wynaleziono a� dwa stare, kt�remi obdarzon� zosta�a.
Pochodzi�y one ze dworu, ale tam swawolne dzieci szczeg�lnego zami�owania do czytania i
nauki nie mia�y.
Justka by�a uszcz�liwiona szczeg�lniej tym podarkiem i ju� w ci�gu dnia zasiada�a w
ganku z wielkim zapa�em, rozpoczynaj�c jawnie studya. Sylabizowa�a g�o�no i zapomina�a o
ca�ym �wiecie.
Ekonomowej na ten widok �zy stawa�y w oczach. Wprz�dy jeszcze, nim mas�o mia�o si�
tran- sportowac, Julisia za��da�a, aby jej przywieziono sierot�.
Nie mia�a w�asnych dzieci; m�oda jeszcze, �wawa, a ruchawa, chcia�a si� zaj�� sierot�
opuszczon� przez pan�w.
Ile�-to razy takie uczucie wsp�zawodnictwa do uczynk�w szlachetnych pobudza!
Dopiero gdy Justka siad�a na furk�, aby odjecha� w drog� swych przeznacze�, a dzieci
Powitowskich p�aka� za ni� zacz�y, pomiarkowa�a jejmo��, �e mog�a t� ma�� i niekosztown�
nia�k� zu�ytkowa�; ale ju� by�o zap�no.
Julisia przyj�a sierot� z wielkiem przej�ciem si� sw� rol� opiekunki. Dziecko wprawdzie,
tak jak teraz wygl�da�o, nie mog�o obudzi; innego uczucia, chyba politowanie; brak�o jej
wdzi�ku. a twarzyczka niewiele nawet obiecywa�a, ale z oczu patrza�a bystro�� i odwaga, a w
s�owach czu� by�o przedwczesn� dojrza�o��, jak� daje cierpienie.
Justka musia�a tu powt�rzy� znowu ca�� sw� biografi�, pobyt u S�dziny, niezno�n� jej
gniewliwo�� i prze�ladowanie.
� No, dobrze ju� jej tam by� musia�o � wykrzykn�a w ko�cu Julisia � kiedy o g�odzie
i jednej koszuli wola�a w �wiat i��, ni� pozosta� tam d�u�ej.
Tu doda�-by nale�a�o, i� opr�cz samej S�dziny, c�rka jej faworytk�, pieszczotami
popsuta, tak�e nientork� chc�c by� sieroty, �ycie jej zatruwa�a.
Wspomnienie S�dzianki. panny Rozalii, kt�ra nieustannie �ledzi�a, donosi�a, dokucza�a
Justce, dot�d j� trwog� nape�nia�o.
Z pociech� wielk� my�la�a teraz, i� zosta�a raz nazawsze od nich wyzwolon� i �e one
prawa do niej najmniejszego nie mia�y. Przykro jej tylko by�o, �e wuj biedny t�skni� po niej i
frasowa� si� o jej los musia� i od S�dziny znosi� wym�wki, ale nie przypuszcza�a, aby
starego, niewinnego za jej win� prze�ladowa� miano.
Nim mas�o i fury by�y gotowe, ekonomowa Julisia zlepi�a ze swoich starych, dwie nowe
sukienki dla sieroty, wy�ata�a trzy koszule, i nawet trzy chustki do nosa doda�a do wyprawy.
T��moczek z Baran�wki wyniesiony skutkiem tego mi�osierdzia Bo�ego powi�kszy� si�
we troje. Justka wr�y�a zt�d, �e i przysz�o�� gorsz� by� nie mo�e. Mas�o Julisi � prawd�
rzek�szy, nie potrzebowa�o opieki jej i trudzenia si� z niem do Warszawy, by�o bowiem
zawsze hurtem zakupywane przez restauracy� hotelu Gerlacha, i pod lada czyim dozorem
mog�o si� dosta� na miejsce; ale Julisia by�a dzieckiem tutejszego bruku i tak kocha�a to
swoje miasto, i� wszelkich �rodk�w u�ywa�a, aby si� dosta� do niego, potem, �eby cho� dni
kilka tu zabawi�.
C�rka niemaj�tnego przekupnia, �adna, �ywa, zawczasu dojrza�a, ale nie zepsuta, bo
na�wczas jeszcze religijne usposobienie ludno�ci nigdy jej bardzo nizko upa�� nie pozwala�o,
Julisia sp�dzi�a pierwsze lata pod skrzyd�em � nie matki, niestety, ale ojca tylko. Ten nazbyt
by� swoim handelkiem zaj�ty, a�eby c�rki m�g� dopilnowa�, wi�c m�odo�� by�a i do��
burzliwa i jak�� katastrof� si� sko�czy�a. Julisia wysz�a z niej jesz- cze stosunkowo do��
szcz�liwie; do�wiadczenie smutne uczyni�o j� ostro�niejsz� i � znajomo�� przypadkowa z
panem ekonomem sko�czy�a si� ma��e�stwem.
Musia�a z nim jecha� na wie�, nie bez �alu i t�sknoty po Warszawie. Z tych lat weso�ej,
nieopatrznej m�odo�ci pozosta�y jej niezatarte wspomnienia. Ile razy wi�c od�ywi� je mog�a
odwiedzinami i cho� kr�tkim pobytem, niezmiernie si� czu�a szcz�liw�. Sam widok
ukochanego miasta wprawia� j� w uniesienie; wszystkie wspomniema dni weso�ych bez jutra
porusza�y sercem jej odm�odzonem, lice si� �mia�o, a z oczek �zy sp�ywa�y.
Zaje�d�a�a zwykle do starego ojca, kt�ry, powt�rnie o�eniony, prowadzi� dalej sw�j
handelek, nie mog�c si� na nim dorobi� nic, ale maj�c z niego utrzymanie.
Julisia teraz wydawa�a si� tu wielk� pani�, bo jej dzia�o si� dobrze. Na jej przybycie w
domku przy ulicy Bednarskiej opr�nia�a macocha pok�j i ojciec by� na jej us�ugi. Teraz te�
spodziewano si� tych odwiedzin, powracaj�cych w pewnych terminach� i przyj�to
ekonomow� z wielk� rado�ci�.
Rozumie si�, �e ze wsi zawsze z ni� co� dla oj -ca przyje�d�a�o: serki zawi�d�e, faseczka
mary-
nowanych rydz�w, w�dzone kie�basy wiejskie, worek kaszy obwarzanej i t. p.
Zdziwi� si� stary Franaszek, gdy� tak si� zwa� ojciec ekonomowej, gdy opr�cz c�rki ujrza�
wysiadaj�ce z bryczki dosy� niepozorne dziewcz�. Wzi�� j� za dziewczynk� do us�ug.
Ale nim macocha kaw� poda�a, kt�ra naprz�d by�a gotow� � ju� Julisia history� sierotki
opowiedzia�a� i �ojcu oznajmi�a, i� musi si� stara� pom�dz, aby dziewczynina umie�ci�a
si� gdzie bezpiecznie.
Nie zdawa�o si� to w pocz�tku bardzo trudnem zadaniem, gdy� r�k pracowitych zawsze
potrzebuj� ludzie, tylko, �e te r�cz�ta i s�abe by�y jeszcze i niewiele umia�y, a dziewczyna
zbyt m�oda.
Franaszek, poskrobawszy si� w g�ow�, doko�czy�: � Eh! jako� to b�dzie!
Justka w ci�gu podr�y, przybycia i tych pierwszych chwil pobytu, tak by�a przej�t�,
zdumion�, og�uszon� tem, co j� otacza�o, �e o sobie i swym losie prawie zapomnia�a. �ywy
jej umys� napr�no si� sili� ten ruch. to �ycie gor�czkowe, t� r�nobarwno�� zjawisk,
wyt��maczy� sobie. Widzia�a i tu, taksamo jak na wsi, mo�niejszych i ubo�szych � dostatki i
n�dz�, ale wszystko to inaczej ni� na wsi wygl�da�o, inaczej ociera�o si� o siebie.
Wyobra�ni� dziewcz� szuka�o miejsca dla w�a- snej swej pracy i znale�� go ani obmy�li�
nie mog�o. Takich wyrostk�w, jak ona, w�r�d t�umu prawie nie by�o.
Us�ysza�a Franaszka, kt�ry po rozmowie z c�rk� doda� w ko�cu:
� A gdyby si� na razie nie da�o pomie�ci� jej, to zostanie u nas jaki� czas. B�dzie
pomaga� jejmo�ci; tylko u nas dla niej przysz�o�ci niema, nie nauczy si� nic.
Pomimo, najlepszej ch�ci Julisi, mimo jej str�cze�, pyta�, nie uda�o si� Justysi umie�ci�.
Kto j� zobaczy� chud�, ��t�, niesformowan�, niepozorn�, z tym wygl�dem s�abowitym, l�ka�
si� takiego chrz�szcza wzi�� do domu, nie spodziewaj�c si� po nim pomocy.
Justka zreszt�, niemog�c sama sobie tu nic radzi�, nieznaj�c miejsca ani ludzi, musia�a
zda� si� na �ask� Julisi i Franaszka � i czeka�; a �e do roboty nie mia�a nic, opr�cz swojego
ukochanego elementarza, z kt�rym po ca�ych dniach siedzie� nie by�o podobna, pomaga�a
wi�c Franaszkowej, zamiata�a, prasowa�a, popisywa�a si� ze wszystkiemi wiadomo�ciami
nabytemi u S�dziny.
Sta�a si� tak u�yteczn� w domu. i� mo�e to w�a�nie wstrzyma�o starego przekupnia od
gorliwego poszukiwania dla niej innego umieszczenia. Julisi ju� potrzeba by�o powraca�,
cho� si� z tem oci�ga�a � jak mog�a, bo jej tu weso�o dni p�yn�y, a miejsca dla sieroty ani
widoku, ani nadziei nie mia�a.
Franaszek powtarza�: � No, to do czasu niechaj przy jejmo�ci pob�dzie.
I na tem si� sko�czy�o.
Justka nie ubolewa�a zbytnio nad swym losem: najpierw nie zakazywano jej wcale
elementarza, nie �aja�a Franaszkowa, przynajmniej dop�ty, dop�ki Julisia tu by�a; prac�
zbyteczn� jej nie zam�czano, a ta, kt�ra na ni� spada�a, si� jej nie przechodzi�a.
Tylko przysz�o�ci w tem nie by�o �adnej.
W dzie� odjazdu Julisi dziewcz� si� jej do n�g rzuci�o, dzi�kuj�c za opiek�. Franaszek
zapewni� c�rk�, �e miejsce wyszuka doskona�e, i tak Justka tymczasowo pozosta�a pomocnic�
pani Franaszkowej. Druga ta �ona starego ju� przekupnia, kt�ry, nie sil�c si� bardzo na
wymys�y, handelek sw�j star� prowadzi� rutyn� � wdowa po mieszczaninie, niegdy� bardzo
pi�kna i p�ocha, nieszczeg�ln� by�a kobiet�. M�a oszukiwa�a we wszystkiem, wiod�a �ycie
poza domem, gospodarstwem ma�o si� zajmowa�a, a leniw� by�a niezmiernie.
Justka jej by�a bardzo na r�k�: roztropna, sumienna, pracowita, wyr�cza�a j� we
wszystkiem.
Justk� to wbija�o w pych�, a jejmo�ci wygodnem by�o. Zpocz�tku Franaszkowa
obchodzi�a si� z ni� �agodnie i stara�a siej� sobie pozyska�, ale, raz podbiwszy, i widz�c, �e
dziewcz� jest powolne, jejmo�� pocz�a miar� przebiera�.
Do elementarza czasu coraz mniej pozostawa�o. Kuchark� posy�ano, dawano jej
polecenia, sama jejmo�� nie robi�a nic, i � pocz�wszy od zamiatania i szorowania � zaj�cia
domowe stopniowo wszystkie spad�y na Justk�. Je�eli czego nie zrobi�a w por�, jejmo��
b�ka�a, �e darmo chleb je. Zam�cza�a si� sierota, bo mia�a dobr� wol�, ale z dniem ka�dym
wymagania ros�y, nie by�o im ko�ca. Pocichu ostro�nie, raz poskar�y�a si� Franaszkowi,
st�kn�a � ale stary, uprzedzony zapewne przez �on�, odpar� sentencyonalnie, �e niema
gorszej rzeczy dla m�odych nad pr�nowanie.
Trafi�o si� nareszcie, �e, powr�ciwszy z�a z miasta. Franaszkowa zasta�a Justk� nad
elementarzem i rzuci�a go w piec. bo jej ko�nierzyki i mankietki nie by�y odprasowane.
Sierotka zaczyna�a my�le� o sobie; widzia�a, �e Frauaszkowie dla niej nic si� nie starali
znale��, nie szukali, i mowy nawet o tem nie by�o. Do Julisi si� zg�osi� nie mia�a sposobu,
poradzi� si� nie by�o z kim. Pop�akiwa�a znowu.
Gal� jej pociech� bywa�o tylko, gdy jejmo��. kt�ra na star� kuchark� w zakupach si�
spu�ci� nie mog�a, posy�a�a j� na miasto; na�wczas mog�a odetchn��, popatrze�, spocz��
jak�� chwil� swobodniej. Trafia�o si� to dosy� cz�sto.
Jednego dnia, powracaj�c rano z targu za �elazn� Bram�, zatrzyma�a si� troch� Justka w
Saskim Ogrodzie. Ranek by� bardzo pi�kny, chorzy pili wody, przechadzaj�c si�, �ycie jakie�
szcz�liwsze, ja�niejsze u�miecha�o si� tu sierocie. Dzieci i dziewcz�tka jej wieku, kt�re tu
spotyka- �a, tak wydawa�y si� rozpromienionemi, tak by�y weso�e, rade ze �wiata i z siebie!
Justk� ten obrazek tak zaj�� �ywo, i� pomimo po�piechu, jaki jej zalecano, zatrzyma�a si�
troch�, nie mog�a si� od niego oderwa�.
By�o wi�c inne �ycie na tymsamym �wiecie, nie ci꿹ce takiem brzemieniem ju� od dni
m�odych. C� byli ci wybrani, kt�rym udzia� w niem si� dosta�?
Dlaczego oni tylko, a nie wszyscy? Dziecko smutnie tak marzy�o, gdy uwag� jej �ci�gn��
siwow�osy, mi�ego bardzo oblicza starzec, kt�ry siedzia� na bocznej �aweczce zadumany,
sparty na lasce. Opieraj�c si� na niej, patrza� tak po ogrodzie, po ludziach, gdy nagle laska mu
si� z r�k wysun�a, upad�a na ziemi�. Staruszek ruszy� si� z ci�ko�ci�, aby j� podnie��, ale
os�ab�e nogi si� zachwia�y i pad� na jedno kolano, a by�by ca�kiem si� obali�, gdyby Justka.
�piesznie podbieg�szy, nie podchwyci�a go z ca�ych si� pod r�k�. a drug� laski nie poda�a.
Wykona�a to tak zr�cznie i pr�dko, �e mocno przestraszony staruszek, chocia� m�wi� nie
m�g�. zacz�� si� wdzi�cznie u�miecha�. Krew uderzy�a mu do g�owy, potrzebowa� d�ugiej
chwili, nim zupe�nie przyszed� do siebie.
Justka, spe�niwszy t� pos�ug�, ju� si� oddali� chcia�a, gdy stary, mocno j� pochwyciwszy
za su- kienk� � zatrzyma�. M�wi� nie m�g� jeszcze, ale dawa� jej znaki, a�eby nie
odchodzi�a. S�dz�c, �e jeszcze pomocy jej potrzebowa� b�dzie, cho� �pieszno jej by�o,
musia�a przy nim pozosta�.
Odetchn�� par� razy ci�ko, pokaszla�, otar� r�k� dr��c� pot z czo�a i u�miechaj�c si�
�agodnie do Justki, rozpytywa� j� pocz��.
Na Justce czyni� szczeg�lne wra�enie. Zdawa�o si� jej, �e nigdy w �yciu takiego
cz�owieka nie widzia�a, nie s�ysza�a g�osu podobnego. Sta� przed ni� jak jeden z pos�g�w
�wi�tych w ko�ciele, z twarz� tak� dobroci serdecznej pe�n�, i� nie trzeba by�o czasu wiele,
aby go pozna�; ca�a dusza by�a w obliczu i g�osie.
Z czu�o�ci� wpatrywa� si� on w Justk� i trzyma� r�k� bia��, dr��c� na jej ramieniu, jakby
si� obawia�, aby mu nie uciek�a. Oczy jego, mo�e skutkiem przestrachu i znu�enia, p�ywa�y
we �zach.
Dziewcz�, jak przed ksi�dzem na spowiedzi, nie waha�o si� ani na chwilk� o sobie
powiedzie� od pocz�tku �ycia, a� do tych dni ostatnich... wszystko a wszystko.
Tak jej by�o mi�o, lekko zwierzy� to starcowi, s�uchaj�cemu ze wsp�cznciem,
rozpytuj�cemu o szczeg�y.
Nigdy nikt jeszcze tak jej nie s�ucha�, tak si� losem jej nie zajmowa�. Chcia� wiedzie� jak
te- raz jej by�o, co obiecano na przysz�o��, nie puszcza� dziewcz�cia od siebie, a Justka te�,
cho� op�ni�a si� mocno, nie mia�a si�y odej��, tak si� czu�a pod opiek�, pod okiem tego
nieznajomego bezpieczn� i spokojn�.
Rozmowa przed�u�a�a si�. jakby umy�lnie, staruszek na ramieniu jej trzyma� r�k� � gdy
z ogrodu nadesz�a ze szklank� wody, kobieta niem�oda, ubrana jak dostatniego domu s�uga, z
twarz�, na wz�r pana, pe�n� wyrazu dobroci.
� Patrzaj - �e, Marto moja -odezwa� si� do niej ju� zdala stary. � Gdyby nie ta ma�a,
le�a�bym na ziemi i nie by�oby mnie podnie�� komu. � a ci�ki jestem.
Nadchodz�ca postawi�a szklank� na stoliczku i r�ce za�ama�a, ciekawie si� wpatruj�c w
Justk�. Stary i ona dawali sobie jakie� tajemnicze znaki; Marta, zdziwiona, zbli�a�a si� coraz
do sieroty.
Staruszek tymczasem opowiada� jej weso�o swoj� przygod�: jak laska mu upad�a, noga si�
osun�a i on ju� jednem kolanem by� na ziemi, gdy Justka go tak zr�cznie chwyci�a pod rami�
i podnios�a.
A w�r�d tej opowie�ci on i Marta ci�gle sobie dawali znaki, z podziwieniem jakiem� i
prawie rado�ci� patrz�c na sierotk�. Zkolei Marta rozpytywa� j� chcia�a, ale stary, kt�ry ju�
wiedzia� wszystko, sam j� obja�nia� zacz��. Wybijaj�ca godzina, przestrachem nape�ni�a
Justk�,