1073
Szczegóły |
Tytuł |
1073 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1073 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1073 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1073 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jean-Paul Sartre
HURAGAN
NAD CUKREM
Prze�o�y� Zbigniew Stolarek
ISKRY
Warszawa 1961
Tytu� orygina�u francuskiego
OURAGAN SUR LE SUCRE
Pa�stwowe Wydawnictwo "Iskry", Warszawa 1961
Nak�ad 20.000+250 egz. Ark. wyd. 8,8. Ark. druk. 12
Papier druk. mat. V kl. 65 g, 82X104/32 z fabr.
we W�oc�awku. Oddano do sk�adania w marcu 1961 r.
Druk uko�czono w czerwcu 1961 r. Zak�ady Gra-
ficzne "Dom S�owa Polskiego" �am. 1605 A. S-72
Cena z�. 12.-
Hawana, w czerwcu 1960 r.
I
To miasto, nieskomplikowane w 1949 roku, zbi�o mnie z tropu. Niewiele tym razem brakowa�o, �ebym nic z niego nie zrozumia�.
Mieszkamy w jednej z najelegantszych dzielnic. Hotel "Nacional", ze swoimi dwoma graniastos�upami z�batych wie�yc, to forteca luksusu. Dw�ch zalet wymaga si� od jego go�ci przybywaj�cych tu z kontynentu: fortuny i dobrego smaku. Poniewa� jednak razem wyst�puj� one rzadko, wi�c je�eli kto� posiada pierwsz� z nich, przyznaje mu si� i t� drug� - z przymru�eniem oka.
Cz�sto spotykam w hallu ros�ych Yankees (tak si� jeszcze nazywa ich na Kubie, chyba �eby si� m�wi�o Americano); s� eleganccy i wysportowani; ze zdziwieniem patrz� na ich zwarzone twarze. Co im tak strasznie dolega? Miliony czy wra�liwo��?
Jest to w ka�dym razie problem, kt�ry mnie nie dotyczy.
Moje ca�e paryskie mieszkanie mog�oby si� zmie�ci� w pokoju dla milioner�w, kt�ry zajmuj�. Co o nim powiedzie�? Jedwabie, parawany, kwiaty na haftach i w wazonach, dwa dwuosobowe ��ka dla mnie jednego, wszelki komfort. Do samego ko�ca dociskam urz�dzenie klimatyzacyjne, �eby si� narozkoszowa� zimnym powietrzem bogaczy. Podchodz� do okna, temperatura trzydzie�ci stopni w cieniu; ze zbytkownym szcz�kaniem z�bami patrz� na spotnia�ych przechodni�w.
Nie musia�em d�ugo docieka�, jakie przyczyny daj� hotelowi "Nacional" jego jeszcze nie kwestionowan� dot�d przewag�. Wystarczy�o, �ebym zaraz po przybyciu rozsun�� story: zobaczy�em si�gaj�ce nieba, smuk�e, wysokie zjawy.
Na spos�b kolonialnych cytadel, kt�re od trzech wiek�w strzeg� portu, "Nacional" dominuje nad morzem; za nim - nic: Vedado.
Vedado by�o strze�onym terenem polowa�. Strze�onym przed lud�mi, nie przed ro�linno�ci�. T� zakazan� ziemi� dr��y�o szale�stwo chwast�w. Rozparcelowano j�, chwasty nagle znik�y w 1952 roku. Pozosta� pusty teren, kt�ry zacz�a rozsadza� erupcja rozpasanych form: drapacze chmur.
Owszem, mnie osobi�cie drapacze chmur si� podobaj�; te z Vedado s� �adne, gdy je ogl�da� z osobna. Lecz wsz�dzie ich pe�no; bez�ad kszta�t�w i kolor�w. Kiedy wzrok pr�buje je po��czy�, wymykaj� si�: nie ma jedno�ci, ka�dy sobie. Znaczna ich cz�� to hotele: "Habana Hilton", "Capri" i dwadzie�cia innych.
Wy�cig pi�ter. "Jeszcze jedno, kto powie wi�cej?" Przy pi��dziesi�ciu pi�trach jest si� wprawdzie drapaczem chmur, lecz kieszonkowym. Wi�c wyci�gaj� szyje, �eby przez rami� s�siada dojrze� morze. Pot�ny i wzgardliwy "Nacional" odwraca si� plecami od tego rozgor�czkowania. Sze�� pi�ter - i ani o jedno wi�cej; oto jego tytu� do szlachectwa.
A jeszcze i to: rewolucja tworzy w�asn� architektur�, kt�ra b�dzie pi�kna; wyprowadzi z ziemi swoje w�asne miasta. Tymczasem zwalcza ameryka�sko�� przeciwstawiaj�c jej swoj� przesz�o�� kolonialn�.
Przeciw �ar�ocznej metropolii, jak� by�a Hiszpania, Kuba powo�ywa�a si� niegdy� na niepodleg�o��, na wolno�� Stan�w Zjednoczonych. Przeciw Stanom Zjednoczonym si�ga dzi� do korzeni narodu i wskrzesza zmar�ych kolonizator�w.
Drapacze chmur z Vedado to �wiadkowie jej degradacji: zrodzi�y si� wraz z dyktatur�. "Nacional", oczywi�cie, nie jest zn�w taki stary, ale wy�oni� si� z ziemi przed upadkiem, przed rezygnacj�.
Rewolucjoni�ci s� wyrozumiali tylko dla gmach�w, kt�re wybudowali ich dziadowie w pierwszym okresie demokracji.
Wi�c b�d� co b�d� przeciwstawianie jednej formy luksusu innej jego formie. Ale - m�wi�em sobie - przecie� narodowe aspiracje Kuby nie mog�y si� ograniczy� tylko do tego. O rewolucji, rzecz jasna, opowiadano mi dzie� w dzie�; nale�a�o j� jednak zobaczy� w dzia�aniu, zastanowi� si� nad programem.
Tymczasem szuka�em jej po ulicach stolicy. Ca�ymi godzinami chodzi�em z Simone de Beauvoir; zagl�dali�my wsz�dzie; uwa�a�em, �e nic si� nie zmieni�o. Chocia� - tak: wprawdzie los biedak�w w ludowych dzielnicach nie wyda� mi si� ani gorszy, ani lepszy, za to w innych dzielnicach wzros�a ilo�� widomych oznak bogactwa.
Ilo�� aut podwoi�a si�, potroi�a. Chevrolet, chrysler, buick, de soto: wozy wszelkich marek. Przywo�uje si� taks�wk�, taks�wka podje�d�a: cadillac. Te wielkie i ozdobne karoce defiluj� z szybko�ci� cz�owieka id�cego pieszo lub staj� w ogonku za r�cznym w�zkiem.
Ka�dy wiecz�r spuszcza na miasto rw�cy strumie� elektrycznego �wiat�a; niebo jest malowane r�owo�ci�, amarantem; wsz�dzie zach�yst neon�w zachwalaj�cych produkty made in USA.
A przecie� wiedzieli�my, �e rz�d ob�o�y� podatkami import towar�w luksusowych. I wiedzieli�my, czy te� byli�my o tym prze�wiadczeni, �e przeprowadza on kontrol� dewiz, �e wyperswadowuje wyjazdy za granic� dla przyjemno�ci i �e zastosowa� szereg �rodk�w dla spropagowania turystyki krajowej. Nic to jednak nie przeszkadza kt�remu� z towarzystw lotniczych g�osi� ognistymi literami znad brzegu oceanu, �e oferuje Kuba�czykom podr�e do Miami.
Istnieje legion luksusowych restauracji; jada si� w nich rzeczywi�cie nie�le, ale rachunki nie wynosz� nigdy mniej ni� trzy tysi�ce frank�w na g�ow�, a cz�sto si�gaj� powy�ej pi�ciu tysi�cy.
Jedna z nich by�a dawniej "bzikiem" pewnego ministra podejrzanej reputacji: ekscelencja wybudowa� tam sobie ogr�d z kamienia; kaza� rze�bi� ska�y na obraz �ycia, wyprowadzi� z kamiennej flory i fauny cement �cie�ek, posun�� swoj� sumienno�� a� do odtwarzania �wiata mineralnego: ciosano kamie� na kszta�t kamienia. By o�ywi� ten ma�y wszech�wiat, doda� do niego prawdziwe lwy w klatkach. Klatki s� pr�ne.
Zamiast lw�w i ministra widzi si� teraz kr��enie jasnych sukien; panowie pokroju widomie mi�dzynarodowego kontempluj� nieobecnym wzrokiem te zaczarowane minera�y. Kiedy tam by�em, przy wszystkich stolikach m�wiono po angielsku. Kolacj� jedzono przy �wiecach, co jest szczytem luksusu dla wolnego obywatela Stan�w Zjednoczonych: wystarczy tylko jeden znak, �eby pop�yn�a elektryczno��; nie dano go; prostacka obfito�� jest w pogardzie; woskowymi �zami demonstruje si� wszem i wobec jawn� degradacj� kosztownego przepychu konsumpcji.
Nocnych lokali jest wi�cej ni� kiedykolwiek. Roi si� od nich wok� Prado; nad ich wej�ciami odzyskuje swoje prawa elektryczno��; rozmigotane i n�c�ce nazwy w�eraj� si� w oczy przechodni�w.
W "Tropicana" - najwi�kszym dansingu �wiata - t�umy przy zielonych stolikach. Wi�c gry hazardowe na Kubie? Jeszcze dot�d uprawia si� gry hazardowe? Jeden z naszych towarzyszy odpowiedzia� kr�tko:
- Uprawia si�.
Automaty do gier zosta�y zlikwidowane. Ale loteria pa�stwowa istnieje. Istniej� kasyna i sale gier we wszystkich hotelach. Co do prostytucji, pocz�tkowo zamkni�to kilka dom�w publicznych; p�niej ju� ich nie ruszano.
Patrz�c na ten raczej negatywny bilans, wielokrotnie m�wi�em sobie w pierwszych dniach: wszystkie lub prawie wszystkie rewolucje maj� jedn� wsp�ln� cech� - surowo�� obyczaj�w; gdzie jest surowo�� kuba�ska?
Niebo dzi� rano bezchmurne, siedz� przy swoim stole, widz� przez okna t�um podniebnych graniastos�up�w i czuj� si� wyleczony z tej z�o�liwej choroby, przez kt�r� omal bym nie dostrzeg� prawdy o Kubie. Retinosis pigmentaria - to poj�cie nie z mojego s�ownika; do dzi� rano nie wiedzia�em, co za chorob� ono oznacza. Znalaz�em je czytaj�c przem�wienie, kt�re kuba�ski minister Oscar Pinos Santos wyg�osi� pierwszego lipca 1959 r.:
Nie s�dz�, aby cudzoziemski turysta m�g� zrozumie� po kilku dniach czy kilku godzinach pobytu w Hawanie, �e Kuba jest jednym z tych pa�stw, kt�re s� najbardziej dotkni�te mi�dzynarodow� tragedi� niedorozwoju gospodarczego...
Z ca�ej wyspy zobaczy tyilko miasto o wspania�ych bulwarach, gdzie si� sprzedaje w jak najbardziej nowoczesnych magazynach artyku�y najwy�szej jako�ci. Jak�e m�g�by uwierzy� w nasz� .n�dz�, je�eli po drodze b�dzie liczy� chocia�by anteny telewizor�w? Czy z tak wielu oznak nie wywnioskuje, �e jeste�my bogaci, �e posiadamy nowoczesne narz�dzia pozwalaj�ce nam produkowa� du�o i dobrze?
No tak. �le poinformowany podr�nik ma wiele na swoje usprawiedliwienie. Wobec tego, powiedzia�em sobie, wraz z innymi usprawiedliwiony jestem i ja. Ot� nic podobnego; to tylko okoliczno�� obci��aj�ca; je�eli turysta uleg� mistyfikacji i odje�d�a zadowolony, jest kalek�.
Istnieje mianowicie - tak mniej wi�cej m�wi� Pinos Santos - choroba oczu zwana retinosis pigmentaria, kt�ra polega na utracie zdolno�ci patrzenia na boki. Wszyscy ci, kt�rzy st�d odje�d�aj� z optymistyczn� wizj� Kuby, to ci�ko chorzy: widz� to, co na wprost, nigdy nic nie dojrz� k�tem oka.
Retinosis - tego s�owa by�o mi brak. Ale ju� przed kilkoma dniami zrozumia�em swoj� wielk� omy�k�. Dozna�em uczucia, �e moje dotychczasowe wyobra�enia bior� w �eb: ujrza�em nagle, �e chc�c odkry� prawd� o tej wyspie, trzeba zacz�� od drugiego ko�ca.
By�o to noc�: wraca�em samolotem z podr�y w g��b wyspy. Pilot poprosi� mnie do swojej kabiny: l�dowali�my. Samolot pikowa� ju� nosem w mrowie klejnot�w, mi�dzy diamenty, rubiny, turkusy.
I naraz przypomnia�a mi si� jedna z ostatnich rozm�w. W�a�nie ona nie pozwoli�a mi podziwia� tego archipelagu ognia na czarnej szybie morza. Te bogactwa nie by�y kuba�skie. Produkcj� i dystrybucj� energii elektrycznej dla ca�ej wyspy zapewnia towarzystwo ameryka�skie. Zainwestowa�o ono na Kubie "jankesowskie" kapita�y, lecz jego siedziba jest w Stanach Zjednoczonych i tam si� �ci�ga zyski.
Ognie ros�y, klejnoty p�cznia�y, stawa�y si� ol�niewaj�cymi owocami, dar� si� dywan nocy; widzia�em, jak na ziemi ukazuj� si� �wietliste �uny, ale m�wi�em sobie: "To b�yszczy obce z�oto".
Od tej pory wiedzia�em, �e gdy wieczorami przekr�cam kontakt, m�j pok�j dobywa si� z nocy dzi�ki obcemu towarzystwu - temu samemu, powiedziano mi, kt�re ma monopol na elektryczno�� we wszystkich, czy prawie wszystkich, pa�stwach Ameryki �aci�skiej. I tak uzyska�a sw�j rzeczywisty sens owa pochodnia, kt�r� wznosi w nowojorskim porcie olbrzymi i czczy pos�g Wolno�ci: Amerykanie z P�nocy o�wietlaj� Nowy �wiat sprzedaj�c mu elektryczno�� za drogie pieni�dze.
Telefony na Kubie r�wnie� nale�� do ameryka�skiego towarzystwa, kt�re zainwestowa�o w ten interes nadmiar swoich kapita��w. Kiedy wi�c Kuba�czycy telefonuj� do siebie, ich rozmowa odbywa si� koniec ko�c�w za �yczliwym przyzwoleniem Stan�w Zjednoczonych.
Poj��em teraz wszystko na wspak: to, co dot�d uwa�a�em za oznaki bogactwa, okaza�o si� w istocie oznakami zale�no�ci i ub�stwa.
Za ka�dym dzwonkiem telefonu, za ka�dym b�yskiem neonu jaka� cz�stka dolara opuszcza wysp� i, wraz z innymi, kt�re ju� na ni� czekaj� w Stanach Zjednoczonych, zn�w si� tam zrasta w ca�y dolar.
Co powiedzie� o kraju, kt�rego instytucje u�yteczno�ci publicznej stanowi� dzier�aw� zagranicy? Przeciwstawno�� interes�w. Co mog� zrobi� Kuba�czycy temu olbrzymiemu trustowi, kt�ry monopolizuje energi� elektryczn� we wszystkich pa�stwach Ameryki �aci�skiej? Ma on bez w�tpienia swoj� polityk� zagraniczn� i Kuba jest jedynie pionkiem na szachownicy. Ot� spoisto�� narodu zale�y od stopnia ��czno�ci istniej�cej mi�dzy jego obywatelami. Je�eli kto� obcy - kim by on nie by� - z mniejsz� czy wi�ksz� regularno�ci� narzuca si� obywatelom jako sta�y po�rednik, je�eli trzeba przez niego przej��, aby o�wietli� miejsce pracy, miejsce nauki, czy nawet mieszkanie prywatne, je�eli elektryfikacja wsi jest postanawiana lub odraczana w innej stolicy, przez mieszka�c�w innego kraju i w zale�no�ci od interes�w innego kraju, wtedy nar�d si� kruszy i u samego stosu pacierzowego jego spoisto�ci powstaje kawerna: urywa si� ��czno�� mi�dzy obywatelami. Monopole Stan�w Zjednoczonych wprowadzaj� na Kub� pa�stwo do pa�stwa. Panuj� nad wysp� wycie�czon� krwotokiem dewiz.
Za ka�dym razem, kiedy portowe �urawie sk�ada�y na bruku nabrze�a nowe auto - auto fabrykacji ameryka�skiej - krew wycieka�a mocniej i szybciej. M�wiono mi: "Te auta kosztuj� nas rocznie miliardy".
Przyjrza�em si� im lepiej i wreszcie dojrza�em na nich pierwszy �lad pazura Rewolucji; o, by�y, oczywi�cie, wypieszczone: ich nikle i miedzie l�ni�y. Tylko �e by�y to wozy ju� nie najpierwszej m�odo�ci: najnowsze liczy�y sobie czterna�cie, mo�e osiemna�cie miesi�cy; w Chicago, w Milwaukee ich bli�niaki le�a�y na cmentarzach samochod�w. Wyrzucone.
Kuba wypad�a z kursu; rz�d wiedzia�, co robi, gdy tak mocno uderzy� w import przedmiot�w luksusu; w�a�ciciele aut nie byli ju� w stanie dotrzyma� kroku rytmowi kontynentu.
Siedz�c wzrokiem nieustaj�c� defilad� limuzyn, kt�ra jeszcze wczoraj mnie zdumiewa�a, powiedzia�em sobie, �e to defilada umar�ych -- i �e w�a�nie Rewolucja, narzucaj�c o nie dba�o��, sta�a si� ich wskrzesicielk�: nie mo�na by�o pozwoli�, �eby wysz�y z u�ytku.
Te wozy kuba�skiej adaptacji b�d� s�u�y� Kubie jeszcze d�ugie lata. Po dziesi�ciu czy dwudziestu naprawach pozwol� zatrzyma� na wyspie dziesi��, dwadzie�cia razy wi�cej milion�w, ni� kosztowa�y. Przynajmniej na tym odcinku krwotok zosta� zahamowany.
Wkr�tce jeszcze lepiej zrozumia�em system, kt�ry doprowadzi� do zat�oczenia ulic Hawany tymi ci�kimi machinami. Trudno by�o nie zauwa�y�, �e si� w nie pakuje po sze��, siedem os�b i �e ich w�a�ciciele s� ubrani skromnie, niekiedy biednie.
Posiadanie auta w Europie idzie w parze z komfortem mieszkaniowym, z zamo�no�ci�. Najcz�ciej kupuj� je klasy �rednie.
Ale Kuba przez d�ugi czas pozostawa�a pod wp�ywem Stan�w Zjednoczonych: ameryka�skie drobnomieszcza�stwo i najlepiej p�atni robotnicy maj�, na kontynencie, �rodki na zakupienie auta.
Kuba�czycy na�ladowali Jankes�w nie maj�c ich �rodk�w. Koniec ko�c�w najdro�sze marki by�y dost�pne dla portfeli do�� anemicznych - pod tym jednym warunkiem, �e si� b�dzie przymiera�o g�odem. Kuba�czycy przystawali na to, �eby w swoich w�asnych czterech �cianach przymiera�, ale za to m�c si� pokaza� publicznie przy kierownicy chryslera.
Nauczy�em si� tak�e patrze� inaczej na Vedado i jego drapacze chmur. Pewnego wieczoru zacz��em pyta� - Franqui, dyrektora dziennika "Rewolucja", o t� gor�czk�, kt�ra w 1952 roku opanowa�a Vedado. Kt� to tam budowa�? Kuba�czycy. Za czyje pieni�dze? Kuba�czyk�w. - Tacy s� bogaci?
- Nie to - odpowiedzia�. - Co prawda, wchodzi�y r�wnie� w gr� du�e sumy inwestycyjne, ale przede wszystkim budowali drobni i �redni ciu�acze. Niech pan sobie wyobrazi sklepikarzy w podesz�ym wieku, kt�rzy przez ca�e �ycie zaoszcz�dzili pi��, dziesi�� tysi�cy dolar�w. W co mieliby wed�ug pana inwestowa�, je�eli przemys� kuba�ski nie istnia�?
- Nikt im nie proponowa�, �eby go stworzy�?
- Czasem awanturnicy, spryciarze, kt�rzy w ten spos�b chcieli ubi� w�asny interes. Nigdy si� to dobrze nie ko�czy�o: wielcy posiadacze m�wili wprost, �e tego nie lubi�; nierozwa�ny fabrykant musia� wi�c w ko�cu zrozumie�. Zreszt� i tak nie sprzeda�by nawet najmniejszej akcji. Taki u nas zwyczaj, �e wszystko w budownictwo. To najpewniejsza lokata wed�ug naszych klas �rednich.
Mam wra�enie, �e teraz widz� na przestrza� te wielkie gmachy, te wsp�czesne pa�ace, i odkrywam ich pochodzenie w z�ych nawyczkach kraju niedorozwini�tego gospodarczo.
Na Kubie bogactwem jest ziemia; to ona daje kilku rodzinom miliardy i niemal�e szlachectwo. Mieszczanie, zapatrzeni w pozorn� nieruchomo�� ziemi, wyobrazili sobie, �e w�a�nie ten bezruch zapewnia trwa�o�� dochod�w z posiadania gruntu.
W braku ziemi uprawnej, nabywali inne tereny; nie mog�c na nich sia�, pokryli je budowlami; woleli z�udn� sta�o�� czynsz�w od przygody przemys�owej. Maszyny si� obracaj�, maszyny si� zmieniaj� i zmienia si� tak�e maszyny - wszystko w ruchu: dok�d nas to zawiedzie?
Natomiast dobra, jakimi s� "nieruchomo�ci", budz� zaufanie ju� sam� swoj� nazw�, kamie� budowli jest nieruchomy, wi�c niezmienny; droga jest pewna, bo trwa si� w miejscu.
Drobni bogacze biednego kraju rzucili si� za namow� Batisty i otaczaj�cych go spekulant�w w szale�cze przedsi�wzi�cie konkurowania z Miami - nie widz�c jego konsekwencji. Dzisiaj te wszystkie wspania�e nieruchomo�ci zosta�y im na karku. Drapacz chmur z Vedado to kopia, kt�ra jest zaprzeczeniem orygina�u: w Stanach Zjednoczonych by�a najpierw maszyna i to ona zdecydowanie okre�li�a styl budownictwa mieszkaniowego. Na Kubie run "skyscrapers�w" mia� tylko jeden sens: obna�y� upart� niech�� oszcz�dzaj�cego mieszczanina do industrializacji kraju.
II
Rewolucja to ko�ska kuracja: spo�ecze�stwo m�otem druzgocze sobie ko�ci, rozwala swoj� struktur�, obala swoje instytucje, zmienia system w�asno�ci i rozdziela jego dobra, orientuje produkcj� wed�ug innych zasad, usi�uje jak najszybciej zwi�kszy� wsp�czynnik jej wzrostu i chce odbudowywa� w momencie jak najbardziej radykalnego niszczenia; chce uzyska� nowy szkielet na drodze przeszczepie� kostnych; lek to ostateczny, cz�sto trzeba narzuca� go si��.
Eksterminacja przeciwnik�w i niekt�rych sprzymierze�c�w nie jest czym� nieuniknionym, ale roztropno�� nakazuje by� i na to przygotowanym.
A po tym wszystkim nie ma nawet najmniejszej gwarancji, �e wewn�trzni i zewn�trzni wrogowie nie zniszcz� nowego porz�dku w samym jego zarodku lub te�, �e zwyci�ski ruch - o ile oka�e si� zwyci�ski - gdzie� nie skr�ci w nast�pstwie walk, kt�re stoczy�, a nawet i w nast�pstwie swego w�asnego zwyci�stwa.
Wypada przyj��, �e do tak ryzykownej metamorfozy odnosz� si� z obaw� i sami uciemi�eni, przynajmniej tak d�ugo, p�ki ich warunki �ycia s� cho�by jako tako zno�ne.
Masy decyduj� si� na to w ostateczno�ci, kiedy ju� nie ma innej deski ratunku, kiedy ju� spr�bowano wszystkiego: podwy�ki p�ac, wzajemnych ust�pstw, reform. Czy mo�na zreszt� powiedzie� o nich, �e si� decyduj�?
Zazwyczaj ciskaj� je w rewolucj� wielkie kataklizmy. Decyduj� za nie ruina i g��d, obca wojna i kl�ska, zmuszaj�c czasami nawet parti� rewolucyjn� do uj�cia w�adzy w nieodpowiednim momencie.
Tutaj zaskoczy�o mnie to, �e wrzenie zacz�o si� tak niespodzianie. Nic go nie zapowiada�o, �adna widoczna go�ym okiem katastrofa. O cztery lata wcze�niej zamach stanu da� w�adz� Bati�cie; przystano na dyktatur� z nie ukrywanej niech�ci do swoich w�asnych, rozgadanych i prze�artych zgnilizn� instytucji parlamentarnych.
A przecie� kt�rego� dnia - dwudziestego sz�stego czerwca 1952 roku - pewien m�ody adwokat nazwiskiem Fidel Castro rzuci� si� ze swoimi towarzyszami do szturmu na koszary Moncade. Uj�to go, osadzono w fortecy, skazano. Opinia publiczna nie podtrzyma�a go zupe�nie: "Co to za chwat od bicia szyb? Te� si� wybrali! I co to da�o? Gdyby Batista wpad� w z�o��, strzela�by do nas jak nic!"
Opozycyjne partie nie omieszka�y pot�pi� �mia�ka, kt�remu si� nie powiod�o. Kuba�ska partia komunistyczna m�wi�a o awanturnictwie, "partia autentyczna" za�amywa�a r�ce, najbardziej surowa by�a "partia zachowawcza": Castro by� w tym czasie jej cz�onkiem.
- Lewica - m�wili ci ludzie dojrzali i rozwa�ni - jest krajowi potrzebna, w niej jego nadzieje. Prezydent j� ze swej strony toleruje przez demagogi�, by wywo�a� na kontynencie wra�enie, �e na Kubie istnieje wolno�� opinii; robi to jednak pod warunkiem, �e nie ruszy ona nawet ma�ym palcem. No wi�c! Nie r�bmy nic, ale trwajmy: czas pracuje dla nas! Nie mo�e jednak jaki� niedorostek burzy� tej r�wnowagi tak� czy inn� nieodpowiedzialn� eskapad�.
Wysp� znowu przyt�oczy�a cisza. W dwa lata p�niej jaki� kiepski doradca podpowiedzia� dyktatorowi, by zjedna� sobie nar�d aktami �askawo�ci. U�askawiony, lecz proskrybowany Castro wyruszy� do Meksyku. Ta fa�szywa wielkoduszno�� nikogo nie zmyli�a i chwilowo skorzysta� na niej tylko on, Castro.
Znajduj�cy si� u szczytu swojej pot�gi dyktator, silny pi��dziesi�cioma tysi�cami �o�nierzy i gotow� na wszystko policj�, sprzedawa� Amerykanom cukier, uciechy, u Anglik�w kupowa� bro�. Nie by�o wida�, �eby nadchodzi�o bankructwo: wyspa, oczywi�cie, nie mia�a zbyt dobrej miny, ale to by� jej stan chroniczny; co do samego Batisty, jego kasy p�cznia�y dolarami.
Szef policji uwielbia� re�im, nie pragn�� niczego innego, jak tylko s�u�y� mu do �mierci. Ka�dego dnia dostawa� dziesi�� tysi�cy dolar�w z zysk�w, jakie przynosi�y domy gry w Hawanie. Dzie� mija� za dniem, a wszystkie by�y do siebie podobne, przynajmniej na poz�r.
Spekulanci spekulowali, geszefciarze robili geszefty, bezrobotni byli bez roboty, tury�ci rozp�ywali si� w zachwytach, a niedo�ywieni, z�erani przez gor�czk� i robactwo ch�opi pracowali dwa dni w tygodniu na ziemi, kt�ra nale�a�a nie do nich.
Na ka�dych dw�ch Kuba�czyk�w tylko jeden potrafi� czyta�, ale te� nie czyta�: kontrolowane tward� r�k� gazety stawa�y si� nieczytelne; cenzura buszowa�a r�wnie� po ksi��kach, oga�aca�a biblioteki, uniwersytet.
Opozycyjne partie wci�� rozprawia�y: uwa�a�y si� za stra�niczki wolno�ci demokratycznych; wszystkie, nawet partia komunistyczna, domaga�y si� wybor�w. Ich g�os stawa� si� z roku na rok cichszy, kraj go ju� nie s�ysza�.
Batista, rzecz jasna, by� znienawidzony, ale nikt nie mia� poj�cia, co wprowadzi� na jego miejsce. A gdyby kto� zacz�� m�wi� ludziom o g�osowaniu powszechnym, roze�mieliby mu si� w nos. Kr�tko m�wi�c: kraj pozornie pogr��ony w rezygnacji, niezmienne z�o w ci�gle tej samej temperaturze.
I nadszed� potem dzie�, kt�ry nie zapowiada� si� ani gorzej, ani lepiej ni� inne. Od samego �witu, jak zawsze o tej porze, policja sz�a w obch�d po spelunkach gry i zgarnia�a prowizj� dla swojego szefa; o tej samej porannej godzinie brygada obyczajowa �ci�ga�a sw�j zwyk�y procent od ulicznych dziewczyn.
Gazety m�wi�y o Wall Street i �yciu towarzyskim: kto poprzedniego dnia u kogo. Podawa�y list� go�ci, kt�rych przyjazd by� najbardziej zaszczytny dla Kuby, prognoz� pogody: pochmurno, silna bryza, najwy�sza temperatura dwadzie�cia osiem stopni na zachodzie, trzydzie�ci i nieco powy�ej na wschodzie. By� to dzie� drugiego grudnia 1956 roku. Jakby nigdy nic zacz�a si� tego dnia Rewolucja.
By�o ich osiemdziesi�ciu; przybyli z Meksyku t�ocz�c si� na starej �ajbie. Morze by�o mocno wzburzone; prawie tydzie� przeprawiali si� przez zatok�. Gdy drugiego grudnia stan�li na brzegu, my�leli, �e ju� wyzion� ducha; wielu wyczerpanych wymiotowaniem ledwo si� wlok�o.
Czekali na nich �o�nierze i policjanci; w mie�cie, kt�re kilku m�odych mia�o zmobilizowa� do powstania, by wesprze� l�duj�cych, rozruchy wybuch�y w ustalonym dniu; burza op�ni�a jednak przyjazd statku; m�odzi powsta�cy - sami, bez pomocy - zostali zmasakrowani.
Teraz si�y porz�dku by�y w pogotowiu. Ma�y oddzia� podzieli� si� wi�c na drobne grupy bojowe. Jeden cel: g�ry. Tam si� miano odszuka�. Wielu si� nie stawi�o na miejsce spotkania; niekt�rzy zostali osaczeni, zabici lub uwi�zieni; inni pob��dzili; jedna grupa zapu�ci�a si� a� do stolicy, by zorganizowa� tam siatk� podziemn�.
Gar�� ludzi dotar�a na szczyty Sierra Maestra, najwy�szego na wyspie �a�cucha g�r; kryli si� w fa�dach chmur nieustannie spowijaj�cych g�rskie wierzcho�ki.
W dniu pierwszego stycznia 1957 roku sytuacja wydawa�a si� jasna: armia i policja trzyma�y w r�ku miasta i r�wnin�; na skalnym grzbiecie czeka�a trzydziestk� "przest�pc�w" �mier� g�odowa, wi�c koniec ko�c�w b�d� musieli si� podda�, o ile przedtem nie wprowadzi ich w zasadzk� jaki� ch�op zn�cony obietnic� nagrody.
W miastach wiele ludzi zdecydowanie wzrusza�o ramionami:
- Castro znowu narozrabia�. Teraz ju� po nim. Szykowa� zamach i zamachn�� si� g�ow� w mur.
Kt�rego� dnia zetkn��em si� w Hawanie z pewnym jego przyjacielem, towarzyszem walki od pierwszych dni. Powiedzia� mi z u�miechem:
- Z pocz�tku, przyznaj�, wygl�da�o to na pucz. Niezupe�nie si� z nim zgadza�em: "pucze" wygrywa si� lub przegrywa w miastach; ma�a grupka spiskowc�w opanowuje znienacka ministerstwa, najwa�niejsze organa centralne, newralgiczne punkty stolicy. Swoje zwyci�stwo, o ile zwyci꿹, zawdzi�czaj� zaskoczeniu. Miasto zasypia pod jednymi rz�dami, budzi si� pod innymi.
A ci z drugiego grudnia? Post�pili wr�cz przeciwnie, ni�by im doradza� do�wiadczony organizator pucz�w: odrzucaj�c zaskoczenie, kt�re r�wnowa�y�oby r�nic� si� po obydwu stronach, zaanonsowali si� - um�wili si� na spotkanie z �o�nierzami Batisty, bo tak mo�na by to nazwa�. Wi�cej: dali im sw�j adres; sprawili, �e ca�a wyspa wiedzia�a o ich pobycie w Sierra Maestra; pocz�wszy od drugiego grudnia wojskowe samoloty dzie� w dzie� patrolowa�y nad chmurami.
Je�eli ju� od pierwszej chwili ich obecno�� by�a a� tak jawna, sta�o si� to na pewno nie dlatego, �eby im brakowa�o zr�czno�ci: potrafili przecie�, kiedy uwa�ali to za konieczne, i�� na nieprzyjaciela po kryjomu, uderza� i znika�. Kieruj�c si� jednak w g�ry, wzi�li sobie za cel jedno: rozg�os. Najpierw da� si� pozna�. Ukrywa� si� przed pu�kami Batisty, ale nie przed krajem. Niech ca�a wyspa b�dzie pe�na wrzawy: liczyli na regularne oddzia�y, �e swoimi rozkazami, stukotem but�w, strzelanin� og�usz� kraj.
Nie omylili si�: si�y �adu wnosi�y wsz�dzie zam�t. �y�y z ch�opa; zacz�y si� kr�ci� wok� g�r, a lud, kt�ry niekiedy z rezygnacj� znosi uciemi�enie, gdy uosabia je twarz oficera osiad�ego od dawna w okolicy, uznawa�, �e niepodobna tego znie��, gdy uciemi�enie przychodzi�o do niego pod now� mask�.
Nie, to d��enie kilku m�odych ludzi, �eby �ci�gn�� na siebie wszystkie si�y reakcji, nie by�o fanfaronad�, nie by�o wybrykiem niedowarze�c�w.
Brali na siebie ryzyko �mierci, by powiadomi� wsp�obywateli, �e najwy�sza okolica wyspy wymkn�a si� Bati�cie: za jednym zamachem i r�wnina mia�a sobie u�wiadomi� swoj� niewol�, i 99% obszaru wyspy mia�o si� przechrzci� na "ziemie, kt�re nale�y wyzwoli�".
Oczywi�cie, sprawy nie zasz�y jeszcze tak daleko owej zimy z pi��dziesi�tego sz�stego na pi��dziesi�ty si�dmy rok: najpierw trzeba by�o natchn�� ludzi zaufaniem. A w tym celu - trzyma� si�; nic wi�cej; da� ch�opom widowisko kolumn wczepionych w zbocza Sierry, wspinaj�cych si� z trudem do po�owy szczyt�w, schodz�cych z pustymi r�kami i, nieco p�niej, zn�w ruszaj�cych na wspinaczk� i zn�w spadaj�cych w doliny z g�upim uporem much.
Rebelianci nie byli do�� silni, �eby si� bi�: to mia�o dopiero nadej��. Najpierw nale�a�o si� wymyka�, stosuj�c maksymaln� ruchliwo�� wci�� si� wymyka�, a nast�pnie, przy okazji, zapa�� gdzie� w zasadzk�, otworzy� ogie�, wywo�a� w jakiej� kompanii panik�, znikn��.
T� trudn�, monotonn� i niebezpieczn� robot� nale�a�o rozpoczyna� ka�dego dnia od nowa - tak d�ugo, p�ki to b�dzie konieczne: a� nowi partyzanci zasil� ich ma�y oddzia�, a� si� oddzia� lepiej dozbroi, a� ju� rzeczywi�cie stanie si� gro�ny, a� skieruje ku sobie wszystkie nadzieje narodu, a lud, b�d�cy �wiadkiem tej nier�wnej walki, rozerwie �a�cuchy sceptycyzmu i rezygnacji, by przeobrazi� "w�tpliw� walk�" w rewolucj�.
Jak wi�c z tego wynika, przeciwie�stwo puczu: m�odzi ludzie - wyizolowani, a jednocze�nie obecni w �yciu publicznym - ryzykuj� w�asn� sk�r�, aby w kraju rozkawa�kowanym przez ucisk i p� wieku n�dzy wskrzesi� ��dania i jedno�� narodu.
Wszystko, punkt po punkcie, urzeczywistni�o si�, jak przewidzieli. Mieli wi�c racj�. Ale dlaczego?
Dyktatura ci��y�a Kuba�czykom, to pewne. Lecz je�li jaki� kraj zniech�ci� si� z czasem do swoich demokratycznych instytucji, to d�ugo mo�e znosi� rz�dy despoty: na polityk� macha r�k�. Wsz�dzie tak. I trzeba nieszcz�cia, kt�re by�oby nie do zniesienia, �eby lud si� rzuci� do szturmu na koszary, �eby go�ymi r�kami bi� si� ze zbrojnymi. Wi�cej: trzeba, aby nieszcz�cie bezustannie przybiera�o na sile.
Kiedy ch�opi stan�li po stronie rebeliant�w i wzi�li na siebie to �miertelne ryzyko, �e b�d� zabija� lub gin��, wtedy rebelia zas�u�y�a sobie na ich zaufanie i nareszcie je zdoby�a; lecz samo zaufanie nie wystarcza. Musia�y by� wype�nione przede wszystkim dwa warunki: blisko�� straszliwego nieszcz�cia i zwiastowanie nowej nadziei, zapowied� jakiej� nowej arki przymierza. O drugim z tych dwu warunk�w b�d� niebawem m�wi�; spr�bujmy lepiej zrozumie� pierwszy.
Niebo, jak ju� powiedzia�em, by�o pogodne; na wschodzie i na zachodzie wyspy nic nowego: marazm. Poniewa� Kubie nie grozi�o �adne wiadome niebezpiecze�stwo, wi�c musia� j� pustoszy� jaki� podziemny kataklizm, jaki� zawrotny i �miertelny wir musia� wci�ga� wszystkie lub prawie wszystkie warstwy spo�ecze�stwa, chocia� na poz�r trwa�o ono w bezruchu; z dnia na dzie� musia�a wzrasta� gwa�towno�� niewidocznego cyklonu, a� wreszcie, kiedy lud stan�� za Fidelem Castro, spo�ecze�stwo kuba�skie musia�o ju� by� o "pi�d� od punktu, w kt�rym by dosz�o do zerwania.
Tak, to chodzi�o o Batist�! Zacz�oby si�, rzecz jasna, od wyp�dzenia go. Jednak istotny ci�ar problemu polega� na czym innym: na tym, �e albo si� ten nar�d rozleci, albo od do�u do g�ry zmieni swoj� struktur�.
To w�a�nie zrozumieli rebelianccy przyw�dcy; czekali, a� lud poczuje, �e jest w sytuacji ostatecznego zagro�enia.
Wyspa �y�a z cukru; lecz pewnego dnia dostrzeg�a w nim swoj� �mier�. To odkrycie przemieni�o rezygnacj� we w�ciek�o�� i, jak pragn�� Castro, inercj� w rewolucj�. Zrobi�em z kolei i ja to odkrycie, gdy tylko opu�ci�em miasta i znalaz�em si� na wsi.
III
Pola trzciny cukrowej to widok, moim zdaniem, niezbyt weso�y. Na Haiti widzia�em takie, o kt�rych m�wiono, �e nawiedzaj� je z�e moce; pami�tam czerwon� ziemi� wyboistej drogi i, w s�onecznym upale, ich jakby kurzem pokryt� zgnilizn�.
To samo wra�enie i teraz, na Kubie; nieprzenikniony t�um t�ocz�cych si�, obejmuj�cych si�, powiedzie� by mo�na, �e nawzajem okr�caj�cych si� o siebie �odyg, a tylko gdzieniegdzie ledwo dostrzegalna szczelina mi�dzy nimi: wysoki, g��boki, czarny tunel.
Jak okiem si�gn��, wszystkie odcienie zieleni: zgni�a, ciemna, jasna, grynszpan - wszystkie, byle agresywne. Co rok �cina si� �odyg�, a �odyga odrasta przez siedem lat pod rz�d. Ta gwa�towna i zaciek�a p�odno�� sprawi�a, �e czu�em si� tutaj, nie inaczej ni� w Port-au-Prince, jakbym si� znalaz� w�r�d obrz�d�w jakiego� ro�linnego misterium.
Cukrownia by�a st�d o dwa kroki: w�a�nie tam szed�em. Do�� g�sto rozsiane po wyspie przetw�rnie trzciny znajduj� si� z dala od miast, w pobli�u plantacji. Wytwarza si� w nich ten p�produkt, jakim jest nie-rafinowany cukier.
U wej�cia do nich trac� swe prawa prace polne: ko�cz� si� ze zwaleniem wszystkiego na kup�. Z woz�w zaprz�onych w wo�y i z ci�ar�wek zrzuca si� �odygi na szeroki pas transmisyjny: wi�c �cisk, wi�c chaotyczne spadanie zielonkawych, brudnawych ga��zi; w �lad za nimi nurkuj� do fosy chmary much, a pas unosi t� wszystk� zielono�� ku jej pierwszej metamorfozie: ku �elaznym szcz�kom, kt�re je zmi�dl�.
Otrzymuje si� m�tn� limf�; trzcinowy odpad zostaje skierowany do kot�owni: trzcina daje w zasadzie i surowiec, i materia� opa�owy - fabryka sama sobie wystarcza.
Szed�em przez ni� jak przez rozpalony piec; zlany potem, w g�stej �wicie a� nadto pami�tliwych much patrzy�em przez wziernik, obserwowa�em przeobra�enia soku: widzia�em parowanie cieczy, ci�kie falowanie melasy; na dnie kt�rej� kadzi wirowa�a tarcza: ostatni zabieg przy u�yciu si�y od�rodkowej. Wszystko to ko�czy si� za�adowaniem w worki wilgotnych, brunatnych kryszta��w bez po�ysku.
Worki odstawia si� do najbli�szego portu i zwala je tam na statki - tak s�dz� przynajmniej, bo ju� sam pobyt w cukrowni najzupe�niej mi wystarczy�: uciek�em.
O wiele bardziej ni� �ar przyt�oczy� mnie tamtejszy fetor: wo� zwierz�cia - jak gdyby cukier by� jednocze�nie sokiem i potem.
Nie opu�ci� mnie on przez ca�y dzie�, usadowi� si� w nozdrzach, w ustach, s�odzi� mi mi�so, ry�, papierosy, nawet fajk�. Jest w nim ckliwo�� w�a�ciwa naturalnej destylacji, ale swoj� nieco rdzaw� lepko�ci� zapowiada ju� gotowanie, wszelkie wymy�lne zabiegi produkcji.
Koniec ko�c�w to w�a�nie przystoi p�produktowi w pe�nym toku metamorfozy. Jestem pewien, �e owej woni nie ma w wielkich rafineriach Stan�w Zjednoczonych, kt�re otrzymuj� �w wilgotny piach i robi� z niego bia�e kostki cukru. Na Kubie si� go nie oczyszcza: ta pot�na wo� jest tu nazbyt organiczna, to w�asna wo� Kuby.
I to w�a�nie j� odnajduj� Kuba�czycy w g��bi garde�, kiedy pij� blady i ch�odny produkt uboczny swojej g��wnej produkcji przemys�owej: guarapo - innymi s�owy: rop� trzciny.
Wyspa nierafinowanego cukru! Kt� jest na tyle silny, by m�g� sobie pozwoli� na zatrzymanie si� w samym �rodku procesu przetw�rczego! M�wi si� cz�sto, �e metropolie kupuj� od swoich kolonii surowce i �ywno��, nak�adaj�c tym samym hamulec na ich przemys� przetw�rczy. Wi�c Kuba - wyspa opanowana przez jadaln� ro�lin�, kt�rej nawet nie jest w stanie doprowadzi� do jej ostatecznej metamorfozy - ma profil kraju skolonializowanego; na oko to wida�. A wkr�tce minie ju� przecie� pi��dziesi�t lat od czasu, kiedy zdoby�a niepodleg�o�� i suwerenno��. W�a�nie w tej pozornej sprzeczno�ci wietrzy�em jak�� pu�apk�, jeden z potrzask�w, w kt�re historia daje niekiedy z�apa� si� temu czy innemu narodowi, by nast�pnie zapomnie� o nim przez ca�e lata albo i wieki.
Plantacje trzciny cukrowej istnia�y przed 1900 rokiem. Nawet za Hiszpan�w by�y tu ameryka�skie inwestycje. Dumna niemoc w�a�cicieli nie sprzyja�a jednak wielkim koncentracjom.
Gdy w 1895 roku Kuba schwyci�a za bro� przeciw metropolii, w�wczas zaledwie wychodzi�a z epoki feudalizmu: hiszpa�sko-kuba�ska "wielka wojna" nie by�a zwyczajnie powstaniem antykolonialnym; kraj chcia� zmieni� swoj� przestarza�� struktur�, ze stuletnim op�nieniem przeprowadzi� swoj� rewolucj� mieszcza�sk� i oprze� swobody obywatelskie na liberalizmie gospodarczym, a prawo obywatelskie na prawie w�asno�ci. Chcia� mie� skromny, lecz wydajny przemys�: przetw�rstwo, szlifierstwo; t� operacj� mia�a zako�czy� lekka kawaleria produkt�w konsumpcyjnych.
Wyspa pozosta�aby jednak przede wszystkim rolnicz�. Zaprowadzono by r�norodno�� upraw - aby mie� r�nych klient�w; proponowano by zbiory wszystkim - sprzedawano daj�cemu najwi�cej. Jose Marli, zmar�y przed zwyci�stwem przyw�dca tej pierwszej rewolucji, pisa�: "Kraj, kt�ry prowadzi handel z jednym tylko krajem, umiera".
S�owa Martiego uzupe�nia, w sze��dziesi�t lat p�niej, przem�wienie Fidela Castro: "Nam, Kuba�czykom, nigdy nie sprzyja�o szcz�cie". Dziadowie tych, kt�rzy dzisiaj s�uchaj� Fidela, dali si� nabra�: jeszcze jedna rewolucja, ich rewolucja, zosta�a wyprowadzona w pole. Chwycili za bro� w z�ym momencie: bili si� ze zramola�ym, zdziadzia�ym kolonializmem, kiedy prawdziwi w�adcy �wiata wkraczali jeden po drugim w ostre stadium imperializmu.
Panowie w surdutach, wojskowi w mundurach zbierali si� nad map� i krechami o��wka dzielili �wiat mi�dzy siebie. Stany Zjednoczone nie mog�y pozosta� na uboczu: wzrost produkcji je niepokoi�: potrzebne by�y rynki dla nadwy�ek produkcyjnych, potrzebne by�y pewne lokaty dla nadwy�ek kapita��w.
Doktryna Monroego zmieni�a sens: pocz�tkowo by�a definicj� pewnej polityki. Prezydent Stan�w Zjednoczonych James Monroe og�osi� drugiego grudnia 1823 roku or�dzie, w kt�rym zawar� ��danie "Ameryka dla Amerykan�w": Stany Zjednoczone, m�wi�, nie b�d� interweniowa� w sprawy Europy, ale Europa przestanie uwa�a� Ameryk� za teren swojej pokojowej kolonizacji. Ameryka dla Amerykan�w - ani mniej, ani wi�cej. Oko�o 1900 roku gang aferzyst�w i polityk�w przet�umaczy� t� zasad� na inny, nowy j�zyk: "Ameryka Po�udniowa dla Ameryki P�nocnej".
Druga rewolucja przemys�owa, jej niebezpiecze�stwa, niepokoj�ca masowo�� produkcji i straszliwe kryzysy, w jakie by�a brzemienna - oto zjawiska jeszcze rozproszone, jeszcze �le pojmowane, a r�wnocze�nie jednak zwi�kszaj�ce zyski i ods�aniaj�ce krucho�� systemu. W nich to nale�y widzie� pocz�tki cichej, przeprowadzanej milczkiem metamorfozy: wolno�� produkcji i wolno�� konkurencji znik�y; zrodzi�y si� trusty.
I w tym tkwi� pech Kuba�czyk�w; przez ca�e stulecie podziwiali Stany Zjednoczone; ich wielcy banici studiowali z bliska woln� gr� konkurencji przedsi�biorstw, powi�zania praw obywatelskich z systemem w�asno�ci. A kiedy silni tym przyk�adem zacz�li wojn�, ich model ju� nie istnia�: za fasad� liberalizmu kry� si� imperializm trust�w, kt�rego pierwsz� ofiar� mieli pa�� oni - Kuba�czycy.
Teodor Roosevelt jeszcze nie by� prezydentem USA: by� cz�owiekiem imperializmu (jak nieco wcze�niej teoretykiem kolonializmu sta� si� nasz Jules Ferry). Jego listy nie pozostawiaj� najmniejszej w�tpliwo�ci, co zamy�la�; wed�ug niego istnia�a dla USA tylko jedna mo�liwo�� inwestowania nadwy�ek kapita��w: rzuci� je na nowe kraje tej drugiej Ameryki, a zw�aszcza na Kub�, kt�rej cukier by� rzecz� pon�tn�.
Podczas gdy Kuba�czycy si� bili, zabrano si� do studiowania kuba�skiego problemu; purytanie wpadli w ekstaz�, uznali, �e B�g b�ogos�awi ich dzie�u: interes zapowiada� si� lepiej, ni� ktokolwiek my�la�; m�wi�c ja�niej, trzeba by�o mie� tylko g�ow� na karku, �eby uzyska� nadspodziewane rezultaty.
W Stanach Zjednoczonych po�udniowi plantatorzy buraka cukrowego i nieliczni plantatorzy trzciny cukrowej produkowali ma�o przy jednocze�nie wysokich kosztach w�asnych; nie potrafili zaspokoi� potrzeb kraju, a i to jeszcze trzeba by�o ich chroni� specjalnymi taryfami.
Kuba by�a darem opatrzno�ci: wystarczy�oby j� w��czy� w obw�d zamkni�ty; pod ochron� protekcjonizmu celnego kontynentalni producenci ustalaliby ceny w zale�no�ci od swoich koszt�w, nie przejmuj�c si� cenami na rynku �wiatowym; rynek wewn�trzny b�dzie wch�ania� ich produkcj�, a brakuj�c� reszt� dostarczyliby plantatorzy kuba�scy; aby unikn�� za�amania si� kursu, kupowano by cukier z wyspy po tej samej cenie co i od plantator�w z kontynentu. Pierwsz� konsekwencj� tego przywileju by�oby zwi�zanie wyspy z kontynentem.
Kuba�czycy walczyli; armi� hiszpa�sk� dziesi�tkowa�y epidemie. Nagle eksplodowa� "Maine". Profesorowie historii, nawet ameryka�scy, nie mog� si� dzisiaj powstrzyma� od dyskretnego u�mieszku w k�cie warg lub oczu, gdy wspominaj� t� eksplozj� ameryka�skiego okr�tu wojennego. Jednak by�y tam i ofiary. Wi�c ameryka�ska opinia publiczna zawrza�a.
Monroe - cz�owiek - oraz szlachetno�� puryta�ska rzucili Stany Zjednoczone na wypraw� krzy�ow� przeciw Hiszpanii. Stara monarchia krwawi�a; �ci�gn�a swoje macki do Europy.
Zanim os�upiali Kuba�czycy zd��yli podzi�kowa� sprzymierze�com, ci ju� zmienili si� w okupant�w: podpisany w Pary�u traktat przyznawa� im tymczasowe rz�dy nad wysp�.
Zostali na niej cztery lata: czas potrzebny na osadzenie w siodle aparatu dyspozycyjnego. Kiedy wreszcie, w 1903 roku, ust�pili miejsca mieszka�com wyspy, niczego nie zaniedbali, �eby uczyni� z rodz�cego si� narodu monstrum podobne do strasburskich g�si, kt�re powoli umieraj� w m�kach spowodowanych nazbyt rozro�ni�t� i nie mniej smakowit� w�tr�bk�.
Przewidzieli nawet drgawki, konwulsje kraju: wprowadzona do konstytucji poprawka Platta dawa�a wyzwolicielom prawo powrotu w wypadku zamieszek (to znaczy, kiedy b�d� mieli na to ochot�) i wyzwalania braci kuba�skich tak cz�sto, jak zajdzie potrzeba.
�yzno�� wyspy stanie si� jutro jej szcz�ciem; w 1902 roku by�a �r�d�em jej nieszcz��. Gdy w ziemi� kuba�sk� wsadzi� kij, kij zakwita: jest to okolica �wiata, gdzie koszt trzciny cukrowej jest najni�szy.
Dzi�ki uk�adom zawartym z Jankesami, wyspa sprzedawa�a sw�j cukier po cenie najwy�szej. Nie dalej jak wczoraj ameryka�ski ambasador, zirytowany wizyt� Mikojana na Kubie, opublikowa� takie ostrze�enie: rz�d kuba�ski sprzedaje Zwi�zkowi Radzieckiemu 20% swoich zbior�w po cenach �wiatowych; ma prawo,
owszem. Ale gdyby USA postanowi�y p�aci� za cukier t� sam� cen�, Kuba traci�aby rokrocznie 180 milion�w dolar�w. - Spr�bujcie - odpowiedzieli najzwyczajniej przyw�dcy kuba�scy.
Wiedz� bowiem nie od dzi�, �e ameryka�scy plantatorzy buraka cukrowego i wyspiarscy plantatorzy trzciny s� solidarni w swoich interesach. Jeden i ten sam produkt b�dzie drogi w Nowym Jorku, a tani w Moskwie - tak chcia� Teodor Roosevelt, tak chcieli po nim wszyscy gospodarze Bia�ego Domu.
W ca�ym �wiecie, jak wiadomo, kapita�y marz� o jednym i tym samym: finansowa� przedsi�biorstwa, kt�re by po najwy�szej cenie sprzedawa�y towary wyprodukowane po najni�szej. Pocz�wszy od 1902 roku nadwy�ki dolarowe rusza�y w drog� z Pittsburgha, z Detroit, z Chicago i zlatywa�y na dziewicze ziemie nowego Edenu.
Pieni�dz przemys�owy, produkowany na kontynencie przez stal i maszyny, stawa� si� cukrem, skoro tylko dotkn�� wyspy: nabywa� pola, pokrywa� je trzcin�, wznosi� przetw�rnie trzciny, w kt�rych mi�dli� �odygi, by zebra� ich m�tn� ciecz.
Ulega� metamorfozie, lecz jedynie chwilowo: jankesowski cukier z Kuby sprzedawany przez jankesowskich w�a�cicieli jankesowskim kosumentom zmienia� si� w dolary, skoro tylko wy�adowano go na kontynencie; dolary powraca�y, o wiele liczniejsz� gromad�, tam, sk�d przysz�y: przydzielano je akcjonariuszom w formie najpi�kniejszych dywidend �wiata.
Teodor Roosevelt si�ga� wzrokiem jeszcze dalej: wysy�anie z�otych i srebrnych monet na sta� do biednego kraju to tylko jeden aspekt imperializmu gospodarczego. Mo�e najbardziej bezpo�redni, najbardziej efektowny, ale nie najg��bszy. Hypertrofia trzciny cukrowej sprawia�a, �e kluczowym sektorem kuba�skiej gospodarki stawa�a si� w�a�nie trzcina; inne, rugowane uprawy albo zanika�y, albo nie mog�y si� narodzi�. Te z nich, kt�re stawia�y op�r, odosabniano, jak najbardziej ograniczano. Przemys� cukrowy rozwija� si� kosztem innych przemys��w.
Jak�� szans� imperializmu jest to, �e ju� sam mechanizm dominacji gospodarczej rodzi u ciemi�onego potrzeby, kt�re mo�e zaspokoi� tylko ciemi�zca. Wyspa-diabetyk, wyspa wyniszczona urodzajem jednej jedynej ro�liny, traci�a wszelk� nadziej�, �eby si� mog�a sama wy�ywi�.
Uk�ady cukrowe mia�y na to rad�: puryta�ska szczodro�� przyrzek�a zaspokaja� wszelkie potrzeby wyspy. Kontynentalni przemys�owcy b�d� wi�c im dostarcza� po zwyk�ych cenach produkty fabryczne, ameryka�scy rolnicy b�d� wi�c poczuwa� si� do obowi�zku sprzedawania kuba�skim ch�opom artyku��w �ywno�ciowych.
Nale�y przyzna�, �e pocz�tkowo Kuba�czycy nie posiadali si� z zachwytu. Wszystko zaczyna�o si� jak w bajce: cukier zmienia� si� w z�oto!
W 1901 roku Stany Zjednoczone spo�y�y 2 963 000 ton cukru, z tego tylko 550 pochodzi�o z Kuby. W nieca�e dziesi�� lat p�niej stosunek jest ju� ca�kowicie odmienny - 1911 rok: 1674000 ton cukru kuba�skiego na 3800000 ton niekuba�skiego, 1925 rok: 3923000 na 6 934 000.
Znaczy to r�wnie�, �e w pierwszym roku tego wieku wyspa sprowadzi�a z USA 27 milion�w dolar�w; w dwadzie�cia pi�� lat p�niej trzcina cukrowa przynios�a jej 193 miliony. Wie�� o tym dotar�a a� do Europy: ubodzy Hiszpanie wyruszyli do swojej dawnej kolonii jako emigranci. D�ugie, lepkie bambusy pokry�y wysp�: trzcina stanowi�a 25% produkcji.
Trzeba by�o ca�ego �wier�wiecza i pierwszego kryzysu gospodarczego, �eby m�ody nar�d otrze�wia�. Upity zwyci�stwem w 1901 roku, przyj�� dwuznaczn� propozycj�; oto b�dzie m�g� sprzedawa� sw�j g��wny produkt po cenie przewy�szaj�cej jego warto��; otrzyma� niewiarygodn� ofert� - z czystej sympatii do siebie.
Rzecz jasna, w ofercie by�a pu�apka; kuba�scy notable rzucili si� w ni� g�ow� naprz�d. Za nimi posz�a pocz�tkowo ca�a wyspa, kt�r� o�lepi�o to jej nag�e i szalone bogactwo, ta z�ota kurzawa nad jej polami.
Dwadzie�cia pi�� lat kr�tkowzroczno�ci i bezw�adu, innymi s�owy: dwadzie�cia pi�� lat wsp�odpowiedzialno�ci. Kuba si� sprzeda�a; kiedy si� spostrzeg�a, by�o za p�no. Mo�ny protektor troch� pogardza� swoj� utrzymank�; by mocniej trzyma� j� w r�ku, narzuci� jej styl �ycia ponad stan.
Pocz�wszy od tego okresu najbardziej dalekowzroczni Kuba�czycy zrozumieli, �e bilans handlu z USA zawsze ju� b�dzie ujemny. Amerykanie wzruszali ramionami, kiedy z tego powodu wyrzekano przed nimi.
- Kuba to kraj wyspecjalizowany - m�wili. - Niech pracuje dla nas, my b�dziemy pracowa� dla niego.
Pracowali tak dobrze, �e zarzucili ca�� wysp� swoimi towarami - pocz�wszy od buldo�er�w i mechanicznych d�wig�w, poprzez elektryczne pralki, sko�czywszy na papierosach.
W dziedzinie rolnictwa sprawy zasz�y tak daleko, �e nar�d �yj�cy na naj�y�niejszych ziemiach obydwu Ameryk musia� sprowadza� z USA trzeci� cz�� - a w pewnych dziedzinach po�ow� - swoich podstawowych produkt�w �ywno�ciowych. Jak zobaczymy dalej, Kuba mog�aby je z powodzeniem produkowa� nie umniejszaj�c zbior�w trzciny nawet o jedn� �odyg�.
Oznacza to jasno, �e p�aci�a w dolarach za prawo posiadania od�og�w.
Te nie uprawiane, dzikie obszary pad�y ofiar� nie tyle monokultury, ile opieraj�cego si� na niej re�ymu spo�ecznego; ich przeciwwag� stanowi�y tysi�ce hektar�w pieczo�owicie uprawianych gdzie� w Ohio, w Utah, w Kalifornii. Ziarno, kt�rego nie siano na wyspie, ro�liny, kt�re na niej nie ros�y, by�y gorliwie piel�gnowane na kontynencie; zajmowa�y w USA rozleg�e przestrzenie, jak�� ca�� Kub� kontynentaln�, kt�ra �ywi�a tamt�, wyspiarsk�.
Z ameryka�skich port�w p�yn�y na Kub� statki z lod�wkami i pomidorami. Za sw�j cukier Kuba�czycy otrzymywali dolary - ale nie widzieli na oczy ich pi�knego koloru: dewizy by�y wydatkowane z g�ry; zostawa�y w USA, w bankach, na pokrycie zakup�w. A i to by�o ich za ma�o: wszystko przecie� musia�o by� importowane, bo niczego nie produkowano.
Sytuacja wygl�da�a jeszcze nie najgorzej, kiedy import i eksport wzrasta�y r�wnomiernie: �atano dziury przelewaj�c na ameryka�skie konta dochody uzyskane w innych sektorach eksportu.
Wystarczy jednak powiedzie�, �e Amerykanie sprzedawali gotowe produkty w zamian za surowce lub p�produkty. W Waszyngtonie otwierano konta, ale wszelkie kunsztowne bilanse nie bez kozery coraz s�abiej maskowa�y rzeczywisto��: nieustaj�c� wymian� towar�w; na Kubie pieni�dz by� niewidoczny, bo Amerykanie go nie dawali, a zgarniali wszystko; w Waszyngtonie by�a to warto�� ujemna: rosn�cy bez przerwy d�ug kuba�ski.
Bo r�s�. Wci�� sz�y lata siedmiu kr�w chudych; Kuba zwleka�a, odmawia�a pokrycia deficytu.
Amerykanie okazywali wyrozumia�o��, w dalszym ci�gu dostarczali aut i lod�wek; udzielali wszystkim kredytu, podczas gdy kraj pe�z� na czworakach pod ci�arem drapaczy chmur i maszyn, a ka�dy nowy rz�d odkrywa� w momencie obejmowania w�adzy finanse w d�ugach, zrujnowan� gospodark� i dyskretnie przypominane, lecz bezlitosne zobowi�zania.
W niekt�rych krajach - niew�tpliwie krajach bardzo zacofanych - zdarza si�, �e pracodawca wprowadza podda�stwo wykorzystuj�c d�ugi swoich pracownik�w; wystarczy tylko skupi� wierzytelno�ci, a d�u�nicy b�d� harowa�, �eby si� wyzwoli�, lecz aby harowa�, musz� je��; b�d� si� wi�c zad�u�a�, by m�c pracowa�; nie wyzwol� si� nigdy.
Tak by�o z Kub� do pierwszego stycznia 1959 roku; mia�a jednego pracodawc�. Jednego jedynego pracodawc�, jednego dostawc�, jednego lub prawie jednego klienta, jednego wierzyciela. Zu�ywa�a si�y, m�czy�a ziemi� produkowaniem cukru - w nadziei, z ka�dym dniem bardziej daremnej, �e odzyska wolno��. Zdanie Martiego nabra�o nowego sensu; powtarzano je z nieweso�ym u�miechem: "Kraj, kt�ry sprzedaje tylko jednemu krajowi, umiera".
Czy warto by�o si� bi� tak d�ugo z Hiszpani�, �eby pewnego dnia zosta� sam na sam z jedynym i wszechmocnym klientem?
W Waszyngtonie rz�d i kongres podejmowali jednostronne decyzje w sprawach cukru. Definitywnie, bez prawa odwo�ania si� od ich decyzji, ustalali cen� za ton�, ustalali globaln� wielko�� importu, ustalali "quota", tzn. procent cukru kuba�skiego w ca�o�ci importu USA. Kuba mog�a tylko milcze�. Przeciw sile mog�aby protestowa�. Ale si�y nie by�o. Chyba �e niewidoczna. Te autorytatywne dekrety opiera�y si� na pot�dze pieni�dza, na uk�adach, kt�re przyw�dcy kuba�scy dobrowolnie podpisali: Waszyngton trzyma� rz�d wyspy za gard�o z tej prostej racji, �e by� i b�dzie jedynym spo�r�d wszystkich mo�liwych klient�w, kt�ry p�aci za cukier powy�ej kurs�w �wiatowych.
Spo�ecze�stwo i gospodarka Kuby rozwija�y si� od 1900 roku w oparciu o te wysokie ceny. Gdyby USA przesta�y si� interesowa� - co prawie niemo�liwe - swoim sta�ym dostawc� i gdyby nie posiadaj�ca ani przemys�u, ani rezerw Kuba by�a zmuszona tanio sprzedawa�, nie przestaj�c jednocze�nie kupowa� produkt�w fabrycznych za granic�, nast�pi�aby ruina: spadaj�c z tak wysoka na zwyk�y rynek �wiatowy, wyspa skr�ci�aby kark.
Ofiara fa�szywej obfito�ci maskuj�cej zad�u�enie, kraj d�awi�cy si� swoim przywilejem ujrza� w luksusie swych bogaczy koszmar: ledwie przes�oni�t� gro�b� g�odu.
Oczywi�cie obni�anie ceny nie le�a�o w interesie Stan�w Zjednoczonych; musia�yby one zarazem zarzuci� swoj� polityk�: poza tym mia�y na wyspie - zw�aszcza w cukrze - inwestycje, kt�re nale�a�o chroni�.
Pozostawa�a kwestia konkurencji zagranicznej: Kuba�czycy mieli w Ameryce �aci�skiej rywali, kt�rzy wcale nie byli od tego, �eby ich zast�pi�.
Waszyngton m�g�by kupowa� u nich wi�cej - obcinaj�c z roku na rok "quota" kuba�sk�. Rz�d USA by� �wiadomy swojej si�y; nawet lubi� j� okazywa�: - A gdyby�my tak zmniejszyli "quota", co? Kr�tko m�wi�c: szanta�owa� ten "suwerenny" nar�d, a nar�d dawa� si� szanta�owa�, bo co mia� pocz��.
IV
Czy lepiej budowa� na cukrze, ni� budowa� na piasku? Gorzkim do�wiadczeniem zdoby�a Kuba wiedz� o w�asnej krucho�ci. Z powodu cukru znalaz�a si� w r�kach Amerykan�w i tak�e z powodu cukru trafia�y w ni� nast�pstwa oddzia�ywania �wiata na Ameryk�.
Zale�nie od wydarze� i kryzys�w jej w�adca albo j� sk�ania� do produkowania, albo hamowa� produkcj�. Najpierw tak dalece nie szcz�dzi� bod�c�w, �e w 1925 roku wydar� jej pi�� milion�w ton.
W pi�� lat p�niej bez ceregieli pchn�� j� w mal-tuzjanizm; wyspa zastopowana taryfami Hawleya-Smoota wr�ci�a do dawnego kwantum: dwa miliony ton. Musia�o min�� siedemna�cie lat, �eby w gr� wesz�y zn�w ilo�ci z 1925 roku. Pi�� milion�w ton w roku 1947. Wszystkie rekordy zosta�y pobite w roku 1952: siedem milion�w ton - tylko �e natychmiastow� tego reakcj� by� kryzys nadprodukcji.
Przyszed� Batista; uwa�a�, �e z produkcj� nale�y tak jak z gor�czk�: czym pr�dzej doprowadzi� do jej spadku. W ci�gu jednego roku spad�a z siedmiu milion�w do czterech; �atwo odgadn��, �e lek okaza� si� gorszy ni� choroba.
By� mo�e, cyfra "optymalna" mie�ci si� gdzie� mi�dzy czterema i pi�cioma milionami ton. Ale c� z tego, kiedy kuba�ski cukier to lekkoduch; sta�o�� abstrakcyjnego "optimum" nie przynosi bogactwa, a jego nag�e i ostre wstrz�sy powoduj� ruin�.
Kuba�czycy tylko tego jeszcze nie rozumieli, �e hypertrofia cukru zniszczy�a lub zafa�szowa�a ca�� strukt