1078

Szczegóły
Tytuł 1078
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1078 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1078 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1078 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ken Follett Papierowe pieni�dze Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1994 T�umaczy� - Jerzy Choci�owski T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 180 g kl. III_B�1 Przedruk z Wydawnictwa Wojciecha Pogonowskiego Warszawa 1990 Pisa�a K. Pabian Korekty dokona�y: L. Wi�ckowska i K. Kruk Nota autora Niniejsza ksi��ka jest fikcj� literack�. Nazwiska, postaci, sceneria, wydarzenia s� b�d� wytworem wyobra�ni autora, b�d� zosta�y zbeletryzowane. Jakiekolwiek podobie�stwo do os�b autentycznych, �ywych lub zmar�ych, do przebiegu lub miejsca zdarze� jest ca�kowicie przypadkowe. Wst�p Powie�� ta zosta�a napisana w roku 1976, tu� przed "Ig��", i uwa�am j� za najlepsz� z moich ksi��ek, kt�re nie odnios�y sukcesu. Nawet jej wydawca ukry� si� pod pseudonimem Zachary Stone, tak jak to by�o w przypadku "Afery z Modiglianim". Rzeczywi�cie, obie powie�ci s� do siebie podobne. Brak w nich g��wnego bohatera, za to wyst�puj� grupy postaci, kt�rych losy s� ze sob� powi�zane i kt�re ��czy wsp�lny punkt kulminacyjny. Tyle �e w "Papierowych pieni�dzach" te wi�zy s� mniej przypadkowe. Chodzi�o mi bowiem o pokazanie, w jaki spos�b korupcja ogarnia �wiat przest�pczy, elity finansowe i dziennikarskie, i stwarza wzajemne powi�zania. Zako�czenie, prawd� powiedziawszy, jest przygn�biaj�ce - nieomal tragiczne w zestawieniu z "Afer� z Modiglianim". Lepszego zatem materia�u do por�wna� mo�e dostarczy� "Ig�a". (Czytelnik, kt�ry woli ciastka od przepis�w, winien opu�ci� ten wst�p i przej�� niezw�ocznie do rozdzia�u pierwszego.) Fabu�a "Papierowych pieni�dzy" nale�y do najbardziej misternych, jakie kiedykolwiek obmy�li�em, niska za� sprzeda� tej ksi��ki przekonuje mnie, �e dobre pomys�y sprawiaj� wi�ksz� satysfakcj� autorom ni� czytelnikom. Akcja "Ig�y", przeciwnie, jest niezwykle prosta, da si� zapisa� w trzech akapitach, co te� uczyni�em, przyst�puj�c do pracy. W "Igle" wyst�puje zaledwie trzech czy czterech bohater�w, w "Papierowych pieni�dzach" kilkana�cie postaci. I chocia� w�tki ulegaj� tu znacznej rozbudowie tudzie� licznym komplikacjom, "Papierowe pieni�dze" zaj�y tylko po�ow� obj�to�ci "Ig�y". Jako pisarz stara�em si� zawsze broni� przed asekuranctwem, ale w "Papierowych pieni�dzach", jak wida�, to mi si� nie uda�o. W rezultacie rysunek wielu postaci jest �ywo i ostro naszkicowny, sprawia te� wra�enie, �e autor nie anga�uje si� w ich osobiste �ycie, a tego w�a�nie czytelnik domaga si� w bestsellerach. Mocn� stron� tej powie�ci jest jej forma. Akcja dotyczy jednego dnia z �ycia londy�skiej popo�udni�wki. (Pracowa�em dla takiej gazety w latach 1973_#1974.) Ka�dy rozdzia� obejmuje wydarzenia jednej godziny, zamkni�te w trzech czy czterech scenach. Ukazuj� one to, co dzieje si� przy pulpitach dziennikarskich, oraz to, co przynosi rzeczywisto��, o kt�rej gazeta pisze (lub zapomina napisa�). "Ig�a" odznacza si� konstrukcj� jeszcze bardziej zwart�, chocia�, o ile mi wiadomo, nikt tego nie zauwa�y�. Mamy tu sze�� cz�ci, z kt�rych ka�da podzielona jest na sze�� rozdzia��w (z wyj�tkiem ostatniej, bo ta zawiera ich siedem). Pierwszy rozdzia� ka�dej cz�ci opowiada o szpiegu, drugi o jego prze�ladowcach i dalej podobnie, a� do sz�stego, w kt�rym omawiane s� konsekwencje mi�dzynarodowej sytuacji militarnej, jakie wy�oni�y si� wskutek tego, co wydarzy�o si� wcze�niej. Czytelnicy takich rzeczy nie dostrzegaj� - bo i po co? - ale przypuszczam, �e regularno�� i swego rodzaju symetria s�, w ich mniemaniu, kryterium dobrze napisanej ksi��ki. Inn� cech� wsp�ln� "Papierowych pieni�dzy" i "Ig�y" jest galeria ciekawych postaci drugoplanowych: dziwek, z�odziei, niedorozwini�tych dzieci, kobiet pracuj�cych i samotnych starc�w. Odst�pi�em od niej w kolejnych powie�ciach, by nie odrywa� czytelnika od g��wnych bohater�w. Teraz zastanawiam si�, czy nie przedobrzy�em. Co do powi�za� �wiata przest�pczego z finansjer� i dziennikarzami - nie mam ju� tej pewno�ci, jak� mia�em w roku 1976. Niemniej s�dz�, �e ksi��ka w jakim� sensie zachowa�a prawd� o Londynie lat siedemdziesi�tych - razem z wizerunkiem policjanta i oszusta, bankiera i prostytutki, reportera i polityka, jak te� w opisie sklep�w i slums�w, ulic i Tamizy. Kocham tamten Londyn i mam nadziej�, �e wy te� go pokochacie. Sz�sta rano 1 By�a to najszcz�liwsza noc w moim �yciu - pomy�la� Tim Fitzpeterson, gdy otworzy� oczy i spojrza� na le��c� obok dziewczyn�, wci�� pogr��on� we �nie. Nie poruszy� si�, by jej nie zbudzi�, lecz spogl�da� na ni� ukradkiem w zimnym �wietle londy�skiego �witu. Le�a�a na plecach, beztroska jak dziecko. Tim przypomnia� sobie swoj� Adrienne, kiedy by�a malutka, ale natychmiast pozby� si� tej my�li. Dziewczyna mia�a rude w�osy, kt�re przylega�y do g�owy jak czapeczka, ods�aniaj�c male�kie uszy. Mia�a drobne rysy: nos, brod�, ko�ci policzkowe i filigranowe z�by. W nocy przes�oni� jej twarz szerokimi, niezgrabnymi d�o�mi, naciskaj�c �agodnie palcami wg��bienia oczu i policzki, rozchylaj�c kciukami jej mi�kkie wargi, jakby chcia� sprawdzi� namacalnie jej pi�kno, niby �ar bij�cy od ognia. Lewa r�ka dziewczyny le�a�a swobodnie na ko�drze, kt�ra zsun�a si�, ods�aniaj�c jej szczup�e, delikatne ramiona i jedn� malutk�, prawie p�ask� pier�. Le�eli w pewnym oddaleniu od siebie, ale czu� ciep�o jej uda tu� przy swoim. Oderwa� od niej wzrok i spojrza� na sufit, poddaj�c si� na chwil� radosnemu wspomnieniu nocnych rozkoszy, po czym wsta�. I spojrza� na ni� jeszcze raz. Spa�a spokojnie. W jasnym �wietle dnia wygl�da�a tak samo pon�tnie jak wczoraj, mimo potarganych w�os�w i resztek kunsztownego makija�u. Tim Fitzpeterson wiedzia�, �e ranek b�dzie dla niego mniej �askawy. Dlatego nie budzi� dziewczyny; chcia� si� przejrze� w lustrze, zanim ona go zobaczy. Przeszed� nago z salonu do �azienki po wyblak�ym zielonym dywanie. Przez chwil� rozgl�da� si� po mieszkaniu, tak jakby je widzia� po raz pierwszy. By�o beznadziejnie ma�o atrakcyjne. Dywan dopasowany by� do r�wnie wyblak�ej zielonej sofy ze sp�owia�ymi poduszkami w kwiaty. Sta�o tam jeszcze proste, drewniane biurko, jakie mo�na zobaczy� w ka�dej instytucji, przedpotopowy czarno_bia�y telewizor, szafa na akta oraz p�ka z podr�cznikami prawa, ekonomii i kilkoma tomami "Hansarda", zawieraj�cymi protok�y z posiedze� parlamentu. Dawniej posiadanie garsoniery w Londynie wydawa�o mu si� czym� bardziej szykownym. W �azience wisia�o ogromne lustro, kupione przez �on� Tima, zanim zrezygnowa�a z �ycia w mie�cie. Czekaj�c, a� nape�ni si� wanna, przegl�da� si� i zastanawia�, jak m�czyzna w �rednim wieku m�g� wzbudzi� po��danie pi�knej, dwudziestopi�cioletniej dziewczyny. Owszem, dopisywa�o mu zdrowie, ale nie by� tak sprawny fizycznie, jak m�czy�ni, kt�rzy �wicz� i regularnie odwiedzaj� sale gimnastyczne. By� niski, kr�py, a na piersi, biodrach i po�ladkach zebra�o si� sporo zb�dnego t�uszczu. Jak na czterdzie�ci jeden lat wygl�da� nie�le, tyle �e nie mia� w sobie nic, co mog�oby poci�ga� cho�by najbardziej zmys�ow� kobiet�. Lustro zasz�o par� i Tim zanurzy� si� w wannie. Opar� g�ow� i zamkn�� oczy. Spa� nieca�e dwie godziny, a mimo to czu� si� rze�ko. Wychowywano go w prze�wiadczeniu, �e z�e samopoczucie, dolegliwo�ci cielesne, nie m�wi�c o chorobach, s� skutkiem zarywania nocy, dancing�w, cudzo��stwa i mocnego alkoholu. Wszystkie te grzechy razem wzi�te ju� powinny by�y sprowadzi� gniew bo�y. Ale nie, zap�at� za wyst�pek by�a czysta rozkosz. Namydlaj�c si� powoli, Tim wspomina� miniony wiecz�r. Pocz�tek nie wydawa� si� zach�caj�cy - jedna z tych okropnych kolacji z koktajlem grejpfrutowym, przesma�anym stekiem i popijaw� dla trzystu cz�onk�w jakiej� bezsensownej organizacji. Przem�wienie Tima dawa�o jeszcze jedn� sposobno�� zapoznania si� z obecn� strategi� rz�du, lecz by�o wywa�one emocjonalnie, dla pozyskania sympatii audytorium. Potem jeden z koleg�w - b�yskotliwy m�ody ekonomista - nam�wi� go, by poszli gdzie� na drinka. Wyl�dowali w nocnym lokalu, kt�ry normalnie by�by poza zasi�giem finansowych mo�liwo�ci Tima, gdyby kto� nie op�aci� za niego wst�pu. Zacz�� si� tak dobrze bawi�, �e zam�wi� butelk� szampana i ju� na swoj� kart� kredytow�. Do��czyli tak�e inni go�cie: dyrektor wytw�rni filmowej, znany Timowi raczej ze s�yszenia, dramaturg, kt�rego nigdy nie widzia� na oczy, lewicuj�cy ekonomista, kt�ry podawa� r�k� z kwa�nym u�miechem i unika� rozm�w na tematy zawodowe, oraz dziewcz�ta. Tim rozochoci� si� pod wp�ywem szampana i estradowych wyst�p�w. Dawnymi czasy, w takiej chwili, zabra�by Juli� do domu, aby j� brutalnie posi��� - lubi�a, kiedy to si� zdarza�o. Teraz ju� nie przyje�d�a�a do miasta, a on przesta� chodzi� do nocnych lokali. Dziewcz�ta nie zosta�y im przedstawione. Spr�bowa� zatem rozmowy z siedz�c� obok niego, szczup��, rudow�os� dziewczyn� w d�ugiej, jasnej sukni. Wygl�da�a na modelk�; okaza�o si�, �e jest aktork�. Spodziewa� si�, �e b�dzie nudna, i on te� jej nie zaciekawi. Wiecz�r zapowiada� si� ca�kiem interesuj�co: dziewczyna by�a Timem zafascynowana. Poch�oni�ci za�y�� rozmow�, nie zwracali uwagi na reszt� towarzystwa, a� kto� zaproponowa� zmian� lokalu. Tim bezzw�ocznie o�wiadczy�, �e wraca do domu. Wtedy dziewczyna chwyci�a go za rami� i poprosi�a, by tego nie robi�. Tim po raz pierwszy od dwudziestu lat, zachowa� si� szarmancko wobec pi�knej kobiety i przychyli� si� natychmiast do jej pro�by. Wychodz�c z wanny, zastanawia� si�, o czym tak d�ugo rozmawiali. Ministerialna praca w resorcie energetyki raczej nie dostarcza�a temat�w do koktajlowej pogaw�dki; co nie by�o nazbyt fachowe, musia�o by� wysoce poufne. By� mo�e, dyskutowali o polityce. Czy opowiada� jej z�o�liwe anegdotki o znanych politykach, pos�uguj�c si� monotonnym g�osem, kt�ry by� u niego jedynym �wiadectwem poczucia humoru? Nie pami�ta�. Za to przypomnia� sobie, jak wielkie w dziewczynie wzbudzi� zainteresowanie, co zdawa�a si� potwierdza� ka�da cz�� jej cia�a: g�owa, ramiona, kolana, stopy. Ta fizyczna blisko�� podnieca�a i zarazem by�a intryguj�ca. Przetar� zaparowane lustro nad umywalk� i sprawdzi� zarost przed goleniem. MIa� bardzo ciemne w�osy; gdyby zapu�ci� brod�, ros�aby g�sto. Reszta - m�wi�c najogl�dniej - wygl�da�a zwyczajnie. Cofni�ty podbr�dek, nos ostro zako�czony, u nasady odci�ni�te �lady po okularach, kt�re nosi� od dwudziestu pi�ciu lat, spore usta o wyrazie nieco pos�pnym, za du�e uszy i wysokie czo�o intelektualisty. Trudno by�oby odczyta� z tej twarzy charakter. Zna� na niej by�o umiej�tno�� skrywania my�li i uczu�. W��czy� golark� i wykrzywi� usta, by lepiej widzie� lewy policzek. Prawd� m�wi�c, Tim nie by� brzydki. Niekt�re dziewczyny maj� podobno s�abo�� do szpetnych m�czyzn, ale takie uog�lnienia by�y poza zasi�giem jego do�wiadcze�. Tim Fitzpeterson nie pasowa� nawet do tej w�tpliwie uprzywilejowanej kategorii. By� mo�e jednak nadszed� czas, by ponownie zastanowi� si�, do jakiej kategorii pasuje. Nast�pny lokal okaza� si� tak okropny, �e Tim dobrowolnie nigdy by si� tu nie wybra�. Przede wszystkim nie przepada� za muzyk�, a tu, w "Czarnej Jamie", panowa� taki ha�as, �e g�uszy� wszelk� rozmow�. Mimo to Tim ta�czy� przy tej muzyce - podrygiwa� jak op�tany, co zdaje si�, by�o bardzo stylowe. Uzna�, �e spisa� si� ca�kiem nie�le; inni go�cie nie wydawali si� tym rozbawieni, jak si� obawia�, by� mo�e dlatego, �e wielu z nich by�o w jego wieku. M�ody, brodaty dyskd�okej w sportowej koszulce z nadrukiem "Harvard Business School" nastawi� dla kaprysu powoln� ballad�, �piewan� przez mocno zakatarzonego Amerykanina. Byli w�a�nie na ma�ym parkiecie. Dziewczyna przytuli�a si� i zarzuci�a mu ramiona na szyj�. Wiedzia�, �e musi si� powa�nie nad tym zastanowi�, czy chce si� odwzajemni�. Czu� jej gor�ce, gibkie cia�o, przylegaj�ce do niego jak mokry r�cznik, i podj�� szybk� decyzj�. Nachylaj�c si� - by�a troch� ni�sza - szepn�� jej do ucha: - Chod�my do mnie na drinka. Ca�owa� si� z ni� w taks�wce; ogarn�o go uczucie, jakiego nie do�wiadczy� od wielu lat. Poca�unek by� jak ze snu i tak rozkosznie soczysty, �e zacz�� dotyka� jej piersi, ma�ych i j�drnych pod lu�n� wieczorow� sukni�; potem ju� z trudem nad sob� panowali, zanim dotarli do mieszkania. Dali sobie spok�j z drinkiem, kt�ry by� tylko pretekstem. Znale�li�my si� w ��ku chyba w nieca�� minut�, pomy�la� che�pliwie Tim. Sko�czy� si� goli� i si�gn�� do szafki w �cianie po stary flakon z wod� kolo�sk�. Wr�ci� do sypialni. Dziewczyna wci�� spa�a. W�o�y� szlafrok, wzi�� papierosy i usiad� w wysokim krze�le przy oknie. Okaza�em si� kapitalny w ��ku - pomy�la�, cho� �wiadom by�, �e si� oszukuje: to ona przejawia�a inicjatyw�, i to tw�rcz�. Pod jej kierunkiem robili rzeczy, kt�rych nie m�g�by zaproponowa� Julii po pi�tnastu latach wsp�lnego ��ka. TAk, Julia. Spojrza� bezwiednie na stoj�c� po drugiej stronie w�skiej ulicy wiktoria�sk� szko�� z czerwonej ceg�y, na jej mizerne boisko, i wytarte ��te linie na placu do siatk�wki. Wci�� �ywi� te same uczucia dla Julii. Je�li kocha� j� przedtem, kocha� j� i teraz. Ta dzewczyna jest jednak inna. Ale czy nie to samo wmawiaj� sobie wszyscy g�upcy, pakuj�c si� w romans? Nie spieszmy si�, pomy�la�. Dla niej m�g� to by� wyskok na jedn� noc. Nie ma prawa zak�ada�, �e zechce si� zn�w z nim spotka�. Wszelako pragn�� ustali� swe zamierzenia, zanim dowie si� od niej, na co mo�e liczy�: praca w rz�dzie nauczy�a go, �e przed ka�d� konferencj� trzeba si� starannie przygotowa�. Mia� w�asn� formu�� dla skomplikowanych zagadnie�. Po pierwsze, co mam do stracenia? Znowu Julia: pulchna, inteligentna, zadowolona z siebie. Jej horozonty zaw�a�y si� nieub�aganie z ka�dym rokiem macierzy�stwa. By�y czasy, kiedy �y� dla niej: kupowa� ubrania wed�ug jej gustu, czyta� powie�ci, bo ona je czyta�a, cieszy� si� swoimi sukcesami politycznymi, bo i jej sprawia�y przyjemno��. Jednak�e p�niej �rodek ci�ko�ci ich �ycia przesun�� si�. Julia zacz�a si� sk�ania� ku bana�om. Zapragn�a mieszka� w Hampshire, a �e dla niego nie mia�o to znaczenia, wi�c tam zamieszkali. Chcia�a, aby nosi� marynarki w kratk�, ale westminsterska moda wymaga�a stonowanych garnitur�w, wi�c ubiera� si� na granatowo i w ciemne szaro�ci. Po przeanalizowaniu uczu�, stwierdzi�, �e z Juli� wi��e go niewiele. By� mo�e troch� sentymentu. Zachowa� jej nostalgiczny wizerunek, ta�cz�cej jazzowe rytmy w sto�kowatej sp�dnicy, z w�osami zwi�zanymi w ko�ski ogon. Czy by�a to mi�o��? W�tpi� w to. Dziewczynki? Z nimi to inna sprawa. Katie, Penny i Adrienne. Tylko Katie jest do�� du�a, by zrozumie� o co chodzi w mi�o�ci i ma��e�stwie. Niecz�sto go widywa�y, uwa�a� jednak, �e nawet sk�pe dowody mi�o�ci ojcowskiej znacz� du�o wi�cej ani�eli zupe�ny brak ojca. Nie podlega�o to dyskusji, by� o tym g��boko przekonany. No i jego kariera. Rozw�d nie musia� zaszkodzi� podsekretarzowi stanu, lecz m�g� zrujnowa� cz�owieka na wy�szym szczeblu. Nie by�o nigdy rozwiedzionego premiera. A Tim Fitzpeterson przymierza� si� do tego fotela. Tak wi�c mia� sporo do stracenia. A w�a�ciwie wszystko, na czym mu zale�a�o. Znowu spojrza� na ��ko. Dziewczyna przekr�ci�a si� na bok, twarz� do �ciany. S�usznie zrobi�a, przycinaj�c kr�tko w�osy, uwydatnia�o to jej smuk�� szyj� i �liczne ramiona. Plecy zw�a�y si� ku cienkiej talii i kry�y si� pod zmi�tym prze�cierad�em. By�a opalona. Ale mia� te� sporo do uzyskania. Prawdziwa frajda rzadko mu si� w �yciu zdarza�a, ale teraz przysz�o mu na my�l to s�owo. NIe pami�ta� ju�, kiedy jej zazna�. Zadowolenie tak: z pisania m�drych, fachowych raport�w, z wygrywania niezliczonych potyczek w komisjach i w Izbie Gmin; z odpowiedniej ksi��ki lub dobrego wina. Jednak�e nieludzko krystaliczna rozkosz, jak� da�a mu ta dziewczyna, by�a czym� nowym. No wi�c takie by�y "za" i "przeciw". Wedle przyj�tej formu�y nale�a�o je podsumowa� i por�wna�. Jednak�e tym razem nie da�o si� zastosowa� tej formu�y. Niekt�rzy znajomi Tima twierdzili, �e nie sprawdza si� nigdy. By� mo�e mieli racj�. B��dem by�oby obliczanie racji niczym funtowych banknot�w; ni z tego, ni z owego przypomnia� mu si� fragment z wyk�adu filozofii w college'u: "Zaczarowanie naszej inteligencji za po�rednictwem j�zyka". Co jest d�u�sze - samolot czy sztuka jednoaktowa? Co wol� - zadowolenie czy frajd�? Poczu� zam�t w g�owie. Odchrz�kn�� g�o�no, poirytowany, i spojrza� szybko na ��ko, by sprawdzi�, czy nie zak��ci� snu dziewczyny. Spa�a nadal. To dobrze. Na ulicy, niedaleko od okna, zatrzyma� si� przy kraw�niku szary rolls_royce. Nikt nie wysiad�. Tim popatrzy� uwa�niej i dostrzeg�, �e kierowca rozk�ada gazet�. By� mo�e szofer kogo� zabiera o sz�stej trzydzie�ci. Biznesmen, kt�ry jecha� ca�� noc i przyby� za wcze�nie? Tim nie m�g� odczyta� tablicy rejestracyjnej. Ale zauwa�y�, �e kierowca jest ros�ym m�czyzn�, tak pot�nym, �e wype�nia� sob� ca�e wn�trze wozu. Ponownie wr�ci� do swego dylematu. Jak post�puje si� w polityce - rozmy�la� - gdy stajemy wobec dw�ch gwa�townych, ale sprzecznych ��da�? Odpowied� przysz�a natychmiast: wybieramy taki spos�b dzia�ania, kt�ry - w istocie, b�d� na poz�r - godzi obie sprzeczno�ci. Analogia by�a oczywista. Pozostanie �onaty z Juli� i b�dzie mia� romans z t� dziewczyn�. Rozwi�zanie wydawa�o si� politycznie s�uszne i nawet mu si� spodoba�o. Zapali� nast�pnego papierosa i zacz�� my�le� o przysz�o�ci. Sprawia�o mu to przyjemno��. Sp�dz� jeszcze wiele nocy w tym mieszkaniu; od czasu do czasu weekend w prowincjonalnym hoteliku, by� mo�e nawet s�oneczne dwa tygodnie na jakiej� ma�ej dyskretnej pla�y w p�nocnej Afryce lub Indiach Zachodnich. W bikini b�dzie robi�a sensacj�. W zestawieniu z t� perspektyw� wszystko inne przyblad�o. Nawiedzi�a go my�l, �e zmarnowa� dotychczasowe �ycie, lecz zda� sobie spraw�, �e to przesada. Mo�e nie zmarnowa�, ale odnosi� wra�enie, �e sp�dzi� m�odo�� na dzieleniu du�ych sum i nigdy nie odkry� rachunku r�niczkowego. Postanowi�, �e porozmawia z ni� o tym problemie i jego rozwi�zaniu. Ona o�wiadczy, �e nie da si� tego zrobi�, a on odpowie, �e ma szczeg�lny talent do kompromis�w. Jak zacznie? Kochanie, chc� to zn�w robi�, cz�sto. Zdaje si�, �e brzmi to, jak trzeba. Co ona powie? Ja tak�e, albo zadzwo� pod ten numer, albo przykro mi, Tim, ale jestem dziewczyn� na jedn� noc. Nie, nie to. To niemo�liwe. Minionej nocy on tak�e pokaza�, �e jest dobry. Uzna�a, �e jest niezwyk�y. Tak powiedzia�a. Podni�s� si� i zgasi� papierosa. Podejd� do ��ka - pomy�la� - odgarn� z niej delikatnie koce i przez chwil� popatrz� na jej nago��; potem po�o�� si� obok i b�d� ca�owa� jej brzuch, uda, piersi, dop�ki si� nie obudzi. I wtedy zn�w b�d� si� z ni� kocha�. Oderwa� wzrok od dziewczyny i wyjrza� przez okno, delektuj�c si� oczekiwaniem. Rolls wci�� tam by�, niby szary �limak w rynsztoku. Nie wiadomo dlaczego niepokoi� go ten samoch�d, ale przesta� o nim my�le� i postanowi� obudzi� dziewczyn�. 2 Feliks Laski nie mia� du�o pieni�dzy, cho� by� bardzo bogaty. Na jego fortun� sk�ada�y si� udzia�y, posiad�o�ci, budynki oraz r�ne dziwne aktywa, jak po�owa scenariusza filmowego b�d� jedna trzecia wynalazku b�yskawicznych frytek ziemniaczanych. W gazetach cz�sto pisano, �e gdyby wszystkie jego zasoby przekszta�ci� w got�wk�, mia�by wiele milion�w funt�w, Laski natomiast r�wnie cz�sto i ch�tnie podkre�la�, �e obr�cenie jego maj�tku w got�wk� by�oby prawie niemo�liwe. Szed� piechot� do City ze stacji Waterloo, poniewa� uwa�a�, �e leniwe �ycie jest przyczyn� atak�w serca u m�czyzn w jego wieku. By�a to przesadna troska o zdrowie, albowiem trudno by�oby znale�� w City pi��dziesi�ciolatka w lepszej formie. Mia� niemal sze�� st�p wzrostu, klatk� piersiow� jak rufa okr�tu wojennego i by� zapewne r�wnie podatny na zawa� serca jak m�ody w�. Zwraca� na siebie uwag�, gdy w nik�ym jeszcze s�o�cu wczesnego ranka maszerowa� przez Most Blackfriars. Ubrany by� bardzo kosztownie, w niebiesk� jedwabn� koszul� i buty na zam�wienie. Wed�ug kryteri�w City by� dandysem. Poniewa� w rodzinnej wiosce Laskiego m�czy�ni nosili bawe�niane drelichy i sukienne czapki, wytworne ubranie by�o dla niego jak brz�czyk przypominaj�cy o tym, co pozostawi� za sob�. Ubi�r stanowi� nieod��czn� cz�� jego wizerunku, kt�ry mia� w sobie co� z ryzykanta. Jego transakcje zazwyczaj ��czy�y si� z ryzykiem lub oportunizmem, b�d� jednym i drugim; dba� o to, by sprawia�y wi�ksze wra�enie ni� w istocie na to zas�ugiwa�y. Reputacja magika by�a dla niego wi�cej warta ani�eli bank handlowy. Temu w�a�nie wizerunkowi da� si� uwie�� Peters. Laski rozmy�la� o nim, krocz�c �wawo obok katedry �w. Paw�a w kierunku miejsca ich spotkania. Ma�y, ograniczony cz�owieczek, kt�rego specjalno�ci� by� przep�yw got�wki: nie po�yczki, ale namacalne fundusze, pieni�dze zrobione z papieru. By� pracownikiem Banku Anglii, podstawowego �r�d�a prawnych �rodk�w p�atniczych. Do jego zada� nale�a�o organizowanie transportu nowych i przeznaczonych do zniszczenia banknot�w oraz monet. Sam nie inicjowa� dzia�a�, to odbywa�o si� na wy�szym szczeblu, zapewne w rz�dzie, ale wiedzia� wcze�niej ni� ludzie w Barclays Bank, ile b�dzie im trzeba nowych, pi�ciofuntowych banknot�w. Laski pozna� Petersa na koktajlu z okazji otwarcia budynku, w kt�rym mie�ci�y si� biura domu handlowego z towarami o zani�onych cenach. Laski ucz�szcza� na takie imprezy w�a�nie po to, aby poznawa� ludzi pokroju Petersa, kt�rzy kiedy� mogli si� okaza� u�yteczni. Zatelefonowa� do niego, prosz�c o polecenie mu numizmatyka, kt�ry m�g�by s�u�y� rad� przy rzekomym zakupie starych monet. Peters o�wiadczy�, �e sam jest drobnym zbieraczem i m�g�by je obejrze�. - Wspaniale - powiedzia� Laski i natychmiast postara� si� o monety. Peters poradzi�, �eby je kupi�. Niespodziewanie zostali przyjaci�mi. Nabytek sta� si� zacz�tkiem kolekcji, kt�rej obecna warto�� dwukrotnie przekracza�a sum�, jak� Laski zap�aci�. By� to w�a�ciwie przypadek, ale rozpiera�a go duma. Okaza�o si�, �e Peters jest rannym ptaszkiem. Zawsze lubi� wcze�nie wstawa�, a poza tym pieni�dze ekspediowano rano i wi�kszo�� jego roboty musia�a by� wykonana przed dziewi�t�. Laski dowiedzia� si�, �e Peters codziennie o p� do si�dmej pije kaw� w tej samej kawiarni, i zacz�� mu towarzyszy�, najpierw od czasu do czasu, potem ju� regularnie. Laski udawa�, �e tak�e jest rannym ptaszkiem, i basowa� Petersowi, chwal�c spokojne ulice i rze�kie ranne powietrze. W rzeczywisto�ci lubi� wstawa� p�no, lecz got�w by� na wiele po�wi�ce�, je�li istnia�a cho�by niewielka szansa doprowadzenia do skutku jego dalekosi�nego planu. Do kawiarni dotar� zadyszany. Po tak d�ugim marszu nawet sprawny m�czyzna w jego wieku mia� prawo si� zasapa�. Lokal pachnia� kaw� i �wie�ym pieczywem. Na �cianach wisia�y plastikowe pomidory i akwarelki z widokami rodzinnego miasta w�a�ciciela we W�oszech. Za kontuarem d�ugow�osy m�odzian i kobieta w fartuchu szykowali g�r� kanapek dla setek ludzi, kt�rzy w porze lunchu posilali si� na �apu capu przy biurkach. S�ycha� by�o nastawione gdzie� radio, lecz niezbyt g�o�no. Peters ju� siedzia� przy stoliku ko�o okna. Laski zam�wi� kaw� oraz sandwicza z pasztetow� i usiad� naprzeciw Petersa, kt�ry zajada� p�czki; nale�a� do ludzi, kt�rzy zdawali si� nigdy nie przybiera� na wadze. - Zapowiada si� �adny dzie� - odezwa� si� Laski. G�os mia� g��boki i d�wi�czny, niczym aktor, z lekkim wschodnioeuropejskim akcentem. - Pi�kny - przytakn�� Peters. - A o wp� do pi�tej b�d� ju� w moim ogr�dku. Laski upi� �yk kawy i spojrza� na niego: mia� kr�tko przystrzy�one w�osy, ma�y w�sik i wymizerowan� twarz. Nie zacz�� jeszcze pracowa�, a ju� marzy� o powrocie do domu. Tragiczne - pomy�la� Laski. Na moment ogarn�o go wsp�czucie dla Petersa i wszystkich tych ma�ych ludzi, dla kt�rych praca by�a �rodkiem, a nie celem. - Lubi� moj� prac� - rzek� Peters, jakby czyta� my�li Laskiego. - Ale bardziej lubi pan sw�j ogr�dek - odpar� Laski, skrywaj�c zaskoczenie. - W tak� pogod�... tak. Czy ma pan ogr�dek... Feliksie? - Moja gospodyni piel�gnuje skrzynki w oknach. Nie mam �adnego hobby - oznajmi� Laski. Zastanowi�o go wahanie, z jakim Peters wypowiedzia� jego imi�. (Troch� si� mnie l�ka - doszed� do wniosku. - To dobrze.) - Brak czasu, przypuszczam. Pracuje pan pewnie bardzo ci�ko. - Tak o mnie m�wi�. Po prostu wol� sp�dza� czas mi�dzy sz�st� po po�udniu a p�noc�, zarabiaj�c pi��dziesi�t tysi�cy dolar�w, ni� ogl�da� w telewizorze aktor�w, kt�rzy udaj�, �e si� zabijaj�. - Okazuje si�, �e obdarzony najwi�ksz� wyobra�ni� umys� w City nie ma zupe�nie wyobra�ni. - Nie bardzo pojmuj�. - Nie czyta pan tak�e powie�ci i nie chodzi do kina, prawda? - Nie. - Widzi pan? To pa�ski s�aby punkt, ma pan ma�� wyobra�ni�. Przypadek wielu najbardziej przedsi�biorczych biznesmen�w. Ograniczenie, kt�re zdaje si� i�� w parze ze spot�gowan� bystro�ci�, jak u �lepca maj�cego nadwra�liwy s�uch. - By� mo�e - rzek� Laski marszcz�c brwi. Analizwanie jego osoby stawia�o go w mniej korzystnym po�o�eniu. Peters zdawa� si� wyczuwa� jego zak�opotanie. - Fascynuj� mnie kariery wielkich przedsi�biorc�w - oznajmi�. - Mnie tak�e - odrzek� Laski. - Jestem te� zwolennikiem podw�dzania cudzych pomys��w. - Jaki by� pa�ski pierwszy wyczyn, Feliksie? Laski odpr�y� si�. W tej dziedzinie czu� si� swobodniej. - Chyba z Woolwich Chemicals - powiedzia�. - To by�a niedu�a wytw�rnia �rodk�w farmaceutycznych. Po wojnie otworzyli niewielk� sie� sk�ad�w aptecznych przy High Street, aby mie� zapewniony zbyt. K�opot polega� na tym, �e znali si� �wietnie na chemii, ale nie na handlu detalicznym i sklepy poch�ania�y wi�kszo�� dochodu zak�ad�w. W tym czasie pracowa�em jako makler gie�dowy i spekuluj�c zarobi�em troch� pieni�dzy. Poszed�em do swego szefa i zaproponowa�em mu po�ow� udzia�u w zyskach, je�li sfinansuje transakcj�. Kupili�my firm� i natychmiast sprzedali�my wytw�rni� konsorcjum Imperial Chemical Industry prawie za tyle samo, ile kosztowa�y nas akcje. Nast�pnie zamkn�li�my sklepy i sprzedali�my je - wszystkie by�y w �wietnych punktach. - Nigdy nie zrozumiem tego rodzaju operacji - rzek� Peters. - Skoro fabryka i sklepy by�y warte tak du�o, dlaczego akcje by�y tanie? - Poniewa� przedsi�biorstwo przynosi�o straty. Od lat nie p�acili dywidend. Zarz�d nie mia� do�� ikry, by zamieni� swe �etony na got�wk�, �e si� tak wyra��. My mieli�my. W interesach trzeba mie� odwag� - oznajmi� i zacz�� je�� kanapk�. - To fascynuj�ce - zauwa�y� Peters. - Musz� ju� i�� - doda� spogl�daj�c na zegarek. - Wielki dzie�? - rzuci� lekko Laski. - Jeden z tych dni, a to zawsze oznacza mn�stwo k�opot�w. - Czy rozwi�za� pan tamten problem? - Jaki? - Problem trasy - Laski zni�y� nieco g�os. - Pa�ska s�u�ba bezpiecze�stwa chcia�a, �eby pan za ka�dym razem posy�a� konw�j inn� drog�. - Nie - odpar� Peters z za�enowaniem, bo pope�ni� niedyskrecj� zwierzaj�c si� Laskiemu z tego dylematu. - Jest w istocie tylko jedna sensowna droga dojazdowa. Jednak�e... - podni�s� si� z krzes�a. Laski u�miechn�� si�. - A wi�c dzisiejsza wielka przesy�ka jedzie star�, bezpo�redni� tras� - zauwa�y� oboj�tnie. Peters przy�o�y� palec do ust. - Wzgl�dy bezpiecze�stwa - powiedzia�. - Jasne. - Do widzenia - rzek� Peters si�gaj�c po p�aszcz przeciwdeszczowy. - Do zobaczenia jutro - u�miechn�� si� szeroko Laski. 3 Artur Cole wysiad� z poci�gu i wspi�� si� na wyj�ciowe schody; w p�ucach niezdrowo mu �wista�o. Z g��bi kolei podziemnej wion�a fala ciep�ego powietrza, spowi�a go i odp�yn�a. Kiedy wyszed� na ulic�, zatrz�s� si� z zimna. Zaskoczy�o go s�o�ce - gdy wsiada� do poci�gu, ledwie �wita�o. Powietrze by�o ch�odne i przyjemne. P�niej b�dzie tak zatrute, �e mo�e zwali� z n�g policjanta na posterunku. Cole pami�ta�, kiedy to si� sta�o po raz pierwszy: "Evening Post" zdoby� wy��czno�� na t� histori�. Szed� wolno, dop�ki oddech mu si� nie uspokoi�. Dwadzie�cia pi�� lat pracy w dziennikarstwie zrujnowa�o mi zdrowie - pomy�la�. W istocie ka�de inne zaj�cie spowodowa�oby to samo, poniewa� wykazywa� sk�onno�� do picia i zamartwiania si�, a nadto mia� s�abe p�uca; jednak�e zwalanie winy na zaw�d przynosi�o mu ulg�. W ka�dym razie rzuci� palenie. Nie pali� ju� - zerkn�� na zegarek - od stu dwudziestu o�miu minut, nie licz�c nocy, co stanowi�o osiem godzin. Mia� ju� za sob� kilka ryzykownych pokus; kiedy zadzwoni� budzik o p� do pi�tej (wypala� zazwyczaj jednego w W$c); po wyje�dzie z domu, w chwili gdy wrzuci� najszybszy bieg i w��czy� radio, �eby wys�ucha� wiadomo�ci o pi�tej rano; na pierwszym szybkim odcinku A_12, kiedy przyspieszy� i jego du�y ford osi�gn�� normaln� szybko�� na zimnej, naziemnej stacji metra w East London, w oczekiwaniu na pierwszy dzienny poci�g. Poranne wiadomo�ci B$b$c nie nape�ni�y go otuch�. Skupi� na nich ca�� uwag�, poniewa� drog� zna� tak dobrze, �e pokonywa� ronda i zakr�ty automatycznie, na pami��. �r�d�em najwa�niejszej informacji by� Westminster: parlament uchwali� naj�wie�sz� ustaw� o dzia�alno�ci przemys�owej, ale nieznaczn� wi�kszo�ci� g�os�w. Cole wiedzia� ju� o tym z wczorajszej wieczornej telewizji. Oznacza�o to, �e rzecz znajdzie si� z pewno�ci� w porannych gazetach, co z kolei znaczy�o, �e "Post" nie b�dzie m�g� zrobi� z tego u�ytku, chyba �e w ci�gu dnia wy�oni si� co� nowego. By� jeszcze temat wska�nika cen detalicznych. Dane pochodzi�y z oficjalnego �r�d�a rz�dowego i by�y odblokowane o p�nocy, a wi�c podchwyc� je tak�e poranniaki. Nic dziwnego, �e strajk robotnik�w zak�ad�w samochodowych wci�� trwa - nie m�g� si� przecie� sko�czy� z dnia na dzie�. Zawody krykietowe w Australii rozwi�zywa�y problem redakcji sportowej, ale wynik nie by� na tyle sensacyjny, by m�g� trafi� na pierwsz� stron�. Cole zaczyna� si� trapi�. Wszed� do budnyku "Evening Post" i skorzysta� z windy. Dzia� wiadomo�ci bie��cych zajmowa� ca�e pierwsze pi�tro. By�a to ogromna sala w kszta�cie litery "I". Cole przekroczy� jej pr�g od strony dolnej kreski. Na lewo sta�y maszyny do pisania i telefony maszynistek, kt�re stuka�y teksty dyktowane im telefonicznie; na prawo znajdowa�y si� szafy kartoteczne i p�ki komentator�w - polityki, przest�pczo�ci, spraw gospodarczych, wojskowych i tak dalej. Cole szed� dalej �rodkiem d�ugiej sali mi�dzy rz�dami biurek nale��cych do zwyczajnych reporter�w od wszystkiego i podszed� do d�ugiego biurka wiadomo�ci bie��cych, kt�re dzieli�o sal� na p�. Z ty�u by� st� adiustator�w w kszta�cie litery "U", a dalej za nim w poprzecznej kreseczce "I", dzia� sportowy - na po�y niezawis�e kr�lestwo ze swym w�asnym redaktorem, reporterami i adiustatorami. Od czasu do czasu Cole oprowadza� tam ciekawskich i zwyk� im mawia�: - To powinno dzia�a� jak linia produkcyjna, a na og� wygl�da jak herbatka u cioci. - By�a w tym przesada, ale zawsze budzi�a �miech. Pok�j by� jasno o�wietlony i pusty. Jako zast�pca redaktora dzia�u, Co�e mia� wydzielon� dla siebie przegrod�. Otworzy� szuflad�, wyj�� z niej monet�, podszed� do automatu i nacisn�� guziki od herbaty z mlekiem i cukrem. Zagada� dalekopis, przerywaj�c cisz�. Kiedy Cole wraca� do biurka z papierowym kubkiem w d�oni, drzwi w g��bi rozwar�y si� z �omotem i pojawi� si� w nich niski, siwy m�czyzna w p�katej futrzanej wiatr�wce z kapturem i spinaczami rowerowymi przy mankietach spodni. Cole pomacha� r�k� i zawo�a�: - Dzie� dobry, George! - Halo, Artur. Nie za ch�odno dla ciebie? George zdj�� kurtk�, by� drobnej budowy i chudy. Cho� ju� nie najm�odszy, pe�ni� funkcj� szefa zespo�u go�c�w. Mieszka� w Potters Bar i do pracy przyje�d�a� rowerem, co Artur uwa�a� za zdumiewaj�cy wyczyn. Artur odstawi� kubek, zrzuci� p�aszcz przeciwdeszczowy, w��czy� radio i usiad�. Radio zacz�o mrucze�. �ykn�� troch� herbaty i popatrzy� przed siebie. Sala by�a niechlujna - krzes�a sta�y byle gdzie, na biurkach wala�y si� gazety i arkusze przebitek, a odnawianie od�o�ono z powodu zesz�orocznej nagonki oszcz�dno�ciowej - by� to jednak widok tak znajomy, �e nikt ju� tego nie dostrzega�. My�l Cole'a kr��y�a w�r�d pierwszego wydania, kt�re za trzy godziny powinno by� ju� na ulicach. Dzisiejsza gazeta mia�a si� sk�ada� z szesnastu kolumn. Czterna�cie z nich ju� istnia�o w postaci p�kolistych metalowych p�yt tkwi�cych w maszynach na parterze. Zawiera�y og�oszenia, d�u�sze artyku�y, program telewizyjny i informacje, kt�re starano si� poda� w taki spos�b, by w oczach czytelnika mog�y uchodzi� za aktualne. Pozostawa�a ostatnia kolumna dla redaktora sportowego i frontowa dla Artura Cole'a. Parlament, strajk, inflacja, to by�o ju� wczoraj. Niewiele mo�na jeszcze z tego wycisn��. Ka�dy z tych temat�w da�by si� ustroi� we wst�pik w rodzaju: "Ministrowie badali dzi� przyczyny przesilenia, z kt�rego rz�d cudem wyszed� ca�o". Co� takiego dawa�o si� przy�o�y� do ka�dej sytuacji. Wczorajsza katastrofa stawa�a si� nazajutrz nowin� typu "Dzisiejszy ranek ujawni� pe�n� groz�"... Wczorajsze morderstwo profitowa�o tekstem "Detektywi przetrz�sali dzi� Londyn w poszukiwaniu cz�owieka, kt�ry"... Problem Artura owocowa� tuzinami takich oklepanych chwyt�w. Pomy�la�, �e w cywilizowanym spo�ecze�stwie, je�li brak by�o nowin, gazety nie powinny si� ukazywa�. Nie by�a to nowa my�l, tote� odtr�ci� j� zniecierpliwiony. Wszyscy byli zgodni co do tego, �e na sze�� pierwszych wyda� trzy sk�ada�y si� z bredni. By�a to jednak kiepska pociecha, poniewa� w�a�nie dlatego Artur Cole otrzyma� posad� kierownika tego wydania. Od pi�ciu lat by� zast�pc� redaktora dzia�u. Dwukrotnie w tym czasie opr�nia�o si� krzes�o jego szefa i za ka�dym razem awans dostawa� cz�owiek m�odszy od Cole'a. Kto� zdecydowa�, �e funkcja numer dwa to kres jego mo�liwo�ci. Artur by� odmiennego zdania. Jedynym sposobem, w jaki m�g� udowodni� sw�j talent, by�oby zrobienie �wietnego wydania. Niestety, zale�a�o to w du�ej mierze od szcz�cia. Strategia Cole'a polega�a na tym, aby jego robota by�a ustawicznie lepsza ani�eli pierwsze wydanie gazety konkurencyjnej. S�dzi�, �e mu si� to udaje; nie mia� poj�cia, czy dostrzega to ktokolwiek na g�rze, ale i nie zaprz�ta� sobie tym g�owy. George podszed� od ty�u i cisn�� mu na biurko stert� gazet. - Goniec Stefan zawiadomi�, �e znowu jest chory - burkn��. - Co tym razem, kac czy katar? - u�miechn�� si� Artur. - Pami�tasz, co nam m�wili? Je�li mo�esz usta� na nogach, mo�esz pracowa�. Ale to inne pokolenie. Mam racj�? - Masz racj� - przytakn�� Artur. Obaj byli kiedy� go�cami w "Evening Post". Po wojnie Artura przyj�to do Stowarzyszenia Dziennikarzy. George, kt�rego nie powo�ano do wojska, pozosta� go�cem. - Zale�a�o nam. Chcieli�my pracowa� - powiedzia� George. Artur si�gn�� po gazet� le��c� na wierzchu sterty. Nie pierwszy raz George skar�y� si� na sw�j personel i nie pierwszy raz Artur okazywa� mu wsp�czucie. Ale Artur wiedzia�, co jest nie w porz�dku z dzisiejszymi go�cami. Trzydzie�ci lat temu bystry ch�opak m�g� zosta� reporterem; dzisiaj ta droga by�a dla niego zamkni�ta. Nowy system powodowa� dwa skutki: zdolna m�odzie� uczy�a si� dalej, zamiast zasila� szeregi go�c�w, a ci, kt�rzy zostawali go�cami, nie mieli perspektyw, wi�c robili wszystko, �eby si� nie przem�cza�. Jednak�e Artur nie m�g� tego powiedzie� George'owi, poniewa� wykaza�by, �e jemu powiod�o si� znacznie lepiej ni� staremu koledze. Przysta� wi�c na to, �e dzisiejsza m�odzie� to zgni�ki. George mia� ochot� nadal psioczy�, ale Artur przerwa� mu pytaj�c: - Co� nowego w nocnych depeszach? - Przynis� je. Tylko �e musz� sam roznie�� wszystkie gazety... - Lepiej przejrz� wpierw depesze - rzek� Artur odwracaj�c si�. Nie cierpia� podkre�lania wy�szo�ci swej pozycji. Nigdy nie nauczy� si� okazywa� tego w spos�b naturalny, by� mo�e dlatego, �e nie sprawia�o mu to przyjemno�ci. Spojrza� na "Morning Star": dali na czo��wk� ustaw� przemys�ow�. Ma�o prawdopodobne, aby dalekopis wystuka� jakie� krajowe doniesienia, by�o na to za wcze�nie. Ale wiadomo�ci zagraniczne nap�ywa�y sporadycznie w ci�gu nocy i najcz�ciej znajdowa�o si� w nich co�, co mog�o z braku laku pos�u�y� jako sensacja. Prawie zawsze gdzie� na �wiecie zdarzy�y si� po�ary, morderstwa, zamieszki albo zamach stanu. "Post" by� jednak gazet� londy�sk� i starali si� nie robi� czo��wki z wiadomo�ci zagranicznych, chyba �e by�y naprawd� sensacyjne. Ale zawsze lepsze to, ni� "Ministrowie badali dzisiaj przyczyny"... George rzuci� mu na biurko d�ug� p�acht� dalekopisu. Nie rozci�� jej na poszczeg�lne pozycje, demonstruj�c w ten spos�b swoje niezadowolenie. Zapewne liczy� na to, �e Artur zaprotestuje, bo wtedy mia�by sposobno�� wytkn��, ile to na niego spada roboty, gdy dy�urny goniec choruje. Artur znalaz� na biurku no�yczki i zabra� si� do czytania. Przebrn�� przez polityczny komentarz z Waszyngtonu, sprawozdanie z rozgrywek krykietowych i przegl�d wydarze� na Bliskim Wschodzie. By� w po�owie opowie�ci o ma�o wa�ynm rozwodzie w Hollywood, kiedy zadzwoni� telefon. Podni�s� s�uchawk� i powiedzia�: - Dzia� wiadomo�ci bie��cych, s�ucham. - Mam co� dla waszej kroniki towarzyskiej - odezwa� si� m�czyzna, be�kocz�c cockneyem. Cole z miejsca nastawi� si� sceptycznie. Nie by� to g�os cz�owieka, kt�ry mia�by dost�p do romansowych perypetii arystokracji. - S�ucham - powiedzia�. - Mo�e zechce pan poda� swoje nazwisko? - Mniejsza o to. Wie pan, kto to jest Tim Fitzpeterson? - Oczywi�cie. - NO wi�c, ten facet robi z siebie g�upka z jak�� rud� cizi�. Jest chyba ze dwadzie�cia lat m�odsza od niego. Chce pan jego numer telefonu? - Prosz� bardzo. Cole zapisa� numer. To go zainteresowa�o. Gdyby ma��e�stwo ministra si� rozlatywa�o, by�by to dobry temat, co� wi�cej ni� notatka w kronice towarzyskiej. - Kim jest ta dziewczyna? - spyta�. - M�wi, �e jest aktork�. Tak naprawd� to dziwka. Niech pan zaraz do niego zadzwoni i spyta o Dizi Disney. Po��czenie si� urwa�o. Cole zmarszczy� brwi. By�o to nieco dziwne: przewa�nie donosiciele ��dali pieni�dzy, szczeg�lnie za tego rodzaju informacje. Wzruszy� ramionami. Rzecz jest warta sprawdzenia. Przeka�� to p�niej kt�remu� z reporter�w. Po chwili zmieni� zdanie. Niezliczone tematy przepada�y na zawsze z powodu kilkuminutowej zw�oki. Fitzpeterson mo�e wyj�� do Izby Gmin lub do swego biura przy Whitehall. A informator powiedzia�: "Niech pan zaraz zadzwoni". Cole spojrza� w notatnik i wykr�ci� numer. Si�dma rano 4 - Czy robi�e� to kiedykolwiek przed lustrem? - spyta�a; gdy Tim przyzna�, �e nigdy, nam�wi�a go, by spr�bowali. Stali w�a�nie naprzeciw d�ugiego lustra w �azience, gdy zadzwoni� telefon. Tim drgn��, a dziewczyna rzek�a: - Uuch! Uwa�aj. Mia� zamiar nie odbiera�, ale ta zewn�trzna ingerencja zgasi�a w nim po��danie. Zostawi� dziewczyn� i poszed� do sypialni. Telefon sta� na krzese�ku nakryty stosem jej fata�aszk�w. Odszuka� go i podni�s� s�uchawk�. - Tak? - Pan Fitzpeterson? By� to g�os m�czyzny w �rednim wieku o londy�skim akcencie. Brzmia� z lekka astmatycznie. - Tak. Kto m�wi? - "Evening Post", prosz� pana. Przepraszam, �e dzwoni� tak wcze�nie. Chcia�bym zapyta�, czy to prawda, �e si� pan rozwodzi? Tim opad� ci�ko na krzes�o. Przez chwil� nie m�g� wydusi� z siebie s�owa. - Jest pan tam? - Kto, u diab�a, to panu powiedzia�? - Informator, kt�ry wymieni� kobiet� nazwiskiem Dizi Disney. Zna j� pan? - Nigdy o niej nie s�ysza�em - odpar� odzyskuj�c r�wnowag�. - Nie bud�cie mnie z powodu bzdurnych plotek. Od�o�y� s�uchawk�. W sypialni pojawi�a si� dziewczyna. - Mocno poblad�e� - powiedzia�a. - Kto dzwoni�? - Jak si� nazywasz? - warkn��. - Dizi Disney. - Chryste Panie! D�onie mu si� trz�s�y. Zacisn�� pi�ci i wsta�. - Kto� podsun�� prasie, �e si� rozwodz�. - Wci�� im donosz� takie historie o znanych ludziach. - Wymienili twoje nazwisko - uderzy� pi�ci� w otwart� d�o� drugiej r�ki. - Jak mogli to tak szybko wyniucha�? Co mam robi�? Dziewczyna odwr�ci�a si� i na�o�y�a majtki. Popatrzy� przez okno. Szary rolls sta� nadal, ale by� teraz pusty. Ciekawe, gdzie si� podzia� kierowca. Zirytowa�a go ta zab��kana my�l. Stara� si� ch�odno oceni� sytuacj�. Kto� zobaczy� go, jak wychodzi� z dziewczyn� z lokalu, i zatelefonowa� do reportera. Informator podkolorowa� to dla udramatyzowania efektu. Ale Tim by� pewien, �e nikt nie widzia� ich wchodz�cych razem do mieszkania. - S�uchaj - powiedzia�. - Wczoraj wieczorem o�wiadczy�a�, �e nie czujesz si� dobrze. Wyszed�em z tob� z klubu i wezwa�em taks�wk�. Odwioz�a ci� do domu, ja wysiad�em po drodze. W porz�dku? - Niech ci b�dzie. Jej postawa rozw�cieczy�a go. - Na mi�o�� bosk�, jeste� w to wmieszana! - My�l�, �e moja rola jest ju� sko�czona. - Co to ma znaczy�? Rozleg�o si� pukanie do drzwi. - O Jezu, nie! - j�kn�� Tim. - To ja ju� p�jd� - rzek�a dziewczyna zaci�gaj�c suwak u sukienki. - Nie b�d� tak� cholern� idiotk� - chwyci� j� za rami�. - Nikt ci� nie mo�e tu zobaczy�, rozumiesz? Zosta� w sypialni. Otworz� drzwi. Je�li b�d� musia� ich wpu�ci�, sied� cicho, a� si� wynios�. Id�c do drzwi, nak�ada� po drodze szlafrok. Malutki przedpok�j prowadzi� do frontowych drzwi z wizjerem. Tim odsun�� klapk� i przy�o�y� oko do szybki. M�czyzna wyda� mu si� jakby znajomy. Mia� twarz boksera, szerokie ramiona, atletyczn� postur�, m�g� mie� wag� ci�k�. By� w szarym p�aszczu z welwetowym ko�nierzem. Tim oszacowa�, �e dobiega trzydziestki. Nie wygl�da� na repoetera. Odsun�� zasuw� i otworzy� drzwi. - W jakiej sprawie? - spyta�. M�czyzna bez s�owa odepchn�� Tima, wszed� do �rodka, zamkn�� za sob� drzwi i wkroczy� do pokoju. Tim zaczerpn�� powietrza, pr�buj�c zapanowa� nad ogarniaj�c� go panik�. - Wezw� policj� - powiedzia� id�c za m�czyzn�. - Jeste� tam Dizi? - zawo�a� m�czyzna siadaj�c. Dziewczyna podesz�a do drzwi od sypialni. - Zr�b nam kawy, ma�a - rzek� intruz. - Znasz go? - zapyta� Tim z niedowierzaniem. Dziewczyna pomin�a milczeniem pytanie i posz�a do kuchni. - Czy mnie zna? - za�mia� si� m�czyzna. - Ona dla mnie pracuje. Tim usiad�. - O co w tym wszystkim chodzi? - spyta� s�abym g�osem. - Wszystko w swoim czasie. Nie powiem, �eby pan mia� tu mi�e mieszkanko - zauwa�y� m�czyzna rozgl�daj�c si� - bo tak nie jest. Spodziewa�em si� czego� z odrobin� szpanu, wie pan, co mam na my�li? M�wi�c nawiasem, je�li mnie pan nie rozpozna�, jestem Tony Cox - wyci�gn�� d�o�, co Tim zignorowa�. - Jak pan uwa�a - powiedzia� Cox. Tim nat�a� pami�� - twarz i nazwisko by�y znajome. Pomy�la�, �e Cox jest zamo�nym biznesmenem, ale nie m�g� sobie przypomnie�, w jakiej dziedzinie. Widzia� chyba jego fotografi� w gazecie, mia� co� wsp�lnego ze zbi�rk� pieni�dzy na kluby sportowe dla ch�opc�w z East Endu. - By�o z ni� panu przyjemnie? - odezwa� si� Cox, robi�c ruch g�ow� w stron� kuchni. - Na mi�o�� bosk�! - wykrzykn�� Tim. Wysz�a dziewczyna nios�c tac� z dwoma kubkami kawy. - By�o mu przyjemnie? - zagadn�� Cox. - A jak my�lisz? - odpar�a kwa�no. Cox wydoby� portfel i odliczy� kilka banknot�w. - Masz - powiedzia�. - Odwali�a� dobr� robot�. Teraz mo�esz spierdala�. Wzi�a pieni�dze i schowa�a je do torebki. - Wiesz, Tony, najbardziej mi si� chyba w tobie podobaj� twoje nienaganne maniery - powiedzia�a i wysz�a, nie patrz�c na Tima. Pope�ni�em najwi�kszy b��d mego �ycia - pomy�la� Tim. Rozleg�o si� trza�ni�cie drzwi, Dizi opu�ci�a mieszkanie. - Poczciwa z niej dziewczyna - mrugn�� okiem Cox. - Najnikczemniejszy gatunek rodzaju ludzkiego - splun�� Tim. - No, niech pan tak nie m�wi. To po prostu dobra aktorka. Mog�aby wyst�powa� w filmach, gdybym jej przedtem nie odnalaz�. - Przypuszczam, �e jest pan alfonsem. Oczy Coxa b�ysn�y gniewem, ale opanowa� si�. - Po�a�uje pan tego �arciku - o�wiadczy� �agodnie. - Je�li chodzi o mnie i o Dizi, to musi pan wiedzie�, �e ona robi wszystko, co jej ka��. I je�li powiem: powiedz mi�emu panu z "News of the World", jak minister Fitzpeterson ci� uwi�d�, zrobi to. Kapuje pan? - Domy�lam si�, �e to pan skontaktowa� si� z "Evening Post"? - Nie martw si� tak! Nie mog� nic zrobi� bez potwierdzenia fakt�w. A tylko trzy osoby mog� je potwierdzi�: pan, Dizi i ja. Pan nic nie pi�nie, Dizi jest pozbawiona woli, a ja umiem dochowa� sekretu. Tim zapali� papierosa. Zaczyna� nabiera� zn�w pewno�ci siebie. Cox to zwyk�y miejski opryszek pomimo welwetowego ko�nierza i szarego rollsa. Poczu�, �e da sobie z nim rad�. - Je�li to ma by� szanta� - powiedzia� - czeka pana zaw�d. Nie mam �adnych pieni�dzy. - Ca�kiem tu ciep�o, co? - Cox wsta� i zdj�� p�aszcz. - Dobrze - podj��. - Je�li nie ma pan forsy, b�dziemy musieli pomy�le� o czym� innym, co mog� od pana dosta�. Tim �ci�gn�� brwi. By� zn�w zbity z tropu. - Przez ostatnie kilka miesi�cy - ci�gn�� Cox - kilka sp�ek z�o�y�o oferty na uprawnienia do wierce� na nowym polu ropono�nym o nazwie Shield, mam racj�? Tim by� zaskoczony. Przecie� ten �obuz nie m�g� mie� powi�za� z �adn� z tych przyzwoitych sp�ek. - Tak - potwierdzi� - ale jest za p�no, bym m�g� cokolwiek zdzia�a�. Decyzja ju� zapad�a. B�dzie og�oszona dzi� po po�udniu. - Bez pochopnych wniosk�w. Wiem, �e jest za p�no na zmian� decyzji. Ale powie mi pan, kto dosta� licencj�? Tim wlepi� w niego wzrok. Czy to wszystko, czego ��da? Zbyt pi�kne, aby by�o prawdziwe. - Jak� korzy�� mo�e pan mie� z tego rodzaju informacji? - zapyta�. - W�a�ciwie �adn�. Chc� j� przehandlowa� na inn� informacj�. Mam umow� z jednym go�ciem, rozumie pan? On nie wie, w jaki spos�b dostan� ten cynk, nie wie te�, co zrobi� z towarem, jaki od niego dostan�. Teraz pan rozumie? No, dobra, kto otrzyma licencj�? Takie to �atwe - pomy�la� Tim. Dwa s�owa i koszmar zniknie. Owszem, naruszenie zaufania mo�e mu zrujnowa� karier�, lecz je�li na to nie p�jdzie, b�dzie i tak sko�czony. - Je�li si� pan waha, niech pan wyobrazi sobie nag��wki: "Minister i aktorka. Nie chce, abym by�a uczciw� kobiet� - szlocha showgirl!". - Zamknij si� pan - powiedzia� Tim. - Ta firma to Hamilton Holdings. - M�j przyjaciel si� ucieszy - u�miechn�� si� Cox. - Gdzie jest telefon? - Tam - rzek� Tim znu�onym g�osem, wskazuj�c kciukiem. Cox ruszy� do sypialni, a Tim przymkn�� oczy. Jaki naiwny by� s�dz�c, �e m�oda dziewczyna, w rodzaju Dizi, mo�e straci� g�ow� dla kogo� takiego, jak on. By� frajerem, pionkiem w czyjej� wyrachowanej grze - znacznie powa�niejszej ni� drobny szanta�. Dobieg� go g�os Coxa. - Laski? To ja. Hamilton Holdings. Zrozumia�e�? Komunikat dzi� po po�udniu. A teraz co ty masz dla mnie? - Chwila przerwy. - Dzisiaj? Fantastycznie. Ch�opie, jestem w si�dmym niebie. A prasa? - Zn�w pauza. - Co to znaczy, �e chyba jak zwykle? Powiniene�... dobra, dobra. Cze��! Tim s�ysza� o Laskim, �e to podstarza�y cwaniak z City, ale by� tak udr�czony, �e nawet nie sta� go by�o na zdumienie. Teraz m�g� uwierzy� we wszystko o wszystkich. Cox wr�ci�, a Tim si� podni�s�. - C�, pod ka�dym wzgl�dem udany poranek. I niech si� pan nie zamartwia. Ostatecznie by�o to najlepsze nocne dymanko, jakie si� panu mog�o trafi�. - Zechce pan teraz wyj��? - poprosi� Tim. - No, jest jeszcze pewien drobiazg do om�wienia. Niech mi pan da sw�j szlafrok. - Po co? - Poka�� panu. No dalej! Tim by� zbyt zmaltretowany, aby si� opiera�. Zsun�� szlafrok z ramion, poda� go Coxowi i zosta� w kalesonach. - Chc�, �eby pan sobie przypomnia� tego "alfonsa" - powiedzia� i trzasn�� Tima w �o��dek. Tim odkr�ci� si�, zgi�ty wp� z b�lu. Cox capn�� go �ap� za genitalia i �cisn��. Tim pr�bowa� krzycze�, ale zabrak�o mu tchu. Rozdziawi� usta w niemym skowycie, usi�uj�c rozpaczliwie z�apa� powietrze. Cox pu�ci� go, wymierzaj�c kopniaka. Tim przewr�ci� si� na pod�og� i le�a� skulony, oczy mia� pe�ne �ez. Postrada� wszelk� dum�, wszelk� godno��. - Prosz�, niech si� pan ju� nade mn� nie zn�ca - powiedzia�. - Na teraz wystarczy - odpar� Cox z u�miechem wk�adaj�c p�aszcz, i wyszed�. 5 Szanowny Derek Hamilton obudzi� si� zbla�y. Le��c w ��ku z zamkni�tymi oczami, zlokalizowa� sw� dolegliwo�� w brzuchu, pomaca� go, oceni� stan jako kiepski, ale nie na tyle, by mia� go unieruchomi�. Nast�pnie przywo�a� pami�ci� wczorajsz� kolacj�. Legumina szparagowa by�a nieszkodliwa; odm�wi� nale�nik�w z morskimi przysmakami, stek by� dobrze wysma�ony, zamiast sera zjad� szarlotk�. Lekkie bia�e wino, kawa ze �mietank�, brandy... Brandy. Cholera, powinien pozosta� przy porto. Wiedzia�, jaki go czeka dzie�. Daruje sobie �niadanie i w po�owie ranka g��d dokuczy mu r�wnie dotkliwie, jak wrz�d, wi�c co� zje. Przed lunchem g��d powr�ci, wrz�d odezwie si� jeszcze silniej. W ci�gu popo�udnia zirytuj� go jakie� b�ahostki, b�dzie si� wydziera� na personel, a �o��dek �ci�nie mu si� z b�lu, pozbawiaj�c go zdolno�ci my�lenia. Wr�ci do domu, za�yje zbyt wiele �ro