16101
Szczegóły |
Tytuł |
16101 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16101 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16101 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16101 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
cz�� 1.
Prze�o�y�a Anna Marciniak�wna
Tylul oryginalny serii: Arvesynd Tytu� orygina�u: Skjebnemate T�umaczenie z orygina�u: Anna Marciniak�wna Ilustracja na ok�adce: Harald Nygard Projekt ok�adki: Media Express Sp. z o.o. Korekta: Maciej Korbasi�ski Sk�ad: Elipsa Sp. z o.o.
Copyright � 2006 Anne-Lise Boge Published by arrangement witb N. W. Damm & San AS, Norway Copyright � for this cditinn by Elipsa Sp. z o.o. Ali rights reserred
ISBN 83-60446-02-4
Klipsa Sp. z o.o. 01-673 Warszawa, ul. Podle�na 4 tel./fax +4 8 (22) 833 38 22
Printed in EU
Wydarzenia przedstawione w serii powie�ciowej �Grzech pierworodny'" rozgrywaj� si� w gospodarstwie nale��cym do rodziny mojej matki. Dw�r. przyroda, postaci i t�o kulturowe s� autentyczne. Chcia�abym jednak zaznaczy�, ie ani ludzie, ani cala hi�storia opisana w serii, nie ma �adnego zwi�zku z rzeczywisto�ci�. To powsta�o w mo�jej wyobra�ni.
Dzi�kuj� wszystkim, kt�rzy we mnie wierzyli, wspierali mnie i pomagali w czasie pracy nad �Grzechem pierworodnym"
- przede wszystkim mojej rodzinie.
Bez was marzenie nigdy nie stalohy si� rzeczywisto�ci�. Anne-Lise Boge
ROZDZIA� 1
Nigdy przedtem jej nie widzia�. By�a wysoka i szczup�a, z wdzi�kiem przeciska�a si� mi�dzy rz�dami �aw, podaj�c p�miski pe�ne jedzenia i ci�kie misy z zup�. Mia�a twarz
o czystych, pi�knych rysach, ale to, co przykuwa�o jego uwag� najbardziej, to by�y oczy. Wielkie, ciemnobr�zowe, ze z�otymi plamkami. Stanowi�y niezwyk�y kontrast z jasny�mi w�osami, upi�tymi wysoko pod bia�ym czepeczkiem.
Johan Stornes, dziedzic dworu Stornes, pierwszy raz zo�baczy� m�od� Mali Buvik na weselu we dworze Gjelstad w �rodkowym Nordmore.
By� rok 1910. Johan i jego rodzice znajdowali si� w�r�d licznych go�ci usadzonych przy sto�ach w wielkiej izbie i czekaj�cych, a� podadz� jedzenie.
- Kim jest tamta dziewczyna? - zapyta� Johan swojego s�siada, syna bogatych w�a�cicieli jednego z pobliskich dwor�w.
- Mali? - tamten w szerokim u�miechu wyszczerzy� z�by pokazuj�c, �e s� one w op�akanym stanie.
Zd��y� ju� wla� w siebie wiele kufli mocnego piwa do�mowej roboty, a na dodatek par� razy wychodzi� za obor�, by poci�gn�� solidny �yk bimbru r�wnie� p�dzonego w do�mu, kt�ry, podobnie jak inni, nosi� w butelce w tylnej kie�szeni spodni.
- Urodziwa panna, co? Nie ty jeden jeste� tego zdania. Ale ty, Johanie Stornes, powiniene� si� rozgl�da� gdzie indziej, bo to nie jest panna dla ciebie. Mali pochodzi z malutkiej zagrody na drugim ko�cu doliny, dzieciak�w
maj� tam wi�cej ni� owiec. A ju� najmniej ze wszystkiego pieni�dzy.
Roze�mia� si� g�o�no ze swojego dowcipu.
- Tego lata Mali jest na s�u�bie w Gjelstad. Co� mi si� zdaje, �e w zesz�ym roku te� tu s�u�y�a - wyja�ni�. - Robi to pewnie dla rodziny. Jej ojciec niewiele wyciska z tego ka�wa�ka ziemi w Buvika, a inwentarza te� ma niewiele. Par� kr�w, troch� owiec, z tego, co s�ysza�em. Wszyscy wiedz�, �e w ich gospodarstwie bieda a� piszczy. Gadaj�, �e dziew�czyna jest zr�czna w robocie, ale g�ow� nosi wysoko, jak sam widzisz.
Zachichota� i szturchn�� Johana w bok.
- Ale przecie� nie musisz si� z ni� zaraz �eni�. Taki bo�gacz jak ty m�g�by zaci�gn�� j� na siano.
Johan nie odpowiada�. �ledzi� wzrokiem wysok� dziew�cz�c� sylwetk� i czul, �e narasta w nim jaki� dziwny, niepo�k�j. By�o w niej co� niezwyk�ego, sam nie wiedzia�, jak to nazwa�. Dlaczego nigdy przedtem jej nie widzia�, skoro prawdopodobnie pracuje w Gjelstad ju� drugie lato? Jego rodzice przyja�nili si� z tutejszymi gospodarzami, przewa��nie razem sp�dzali �wi�ta Bo�ego Narodzenia, latem jednak nie by�o wielu okazji do wizyt, bo ka�dy musia� si� przede wszystkim troszczy� o plony. A je�li ju� koniecznie trzeba by�o co� za�atwi� w Gjelstad, to przewa�nie ojciec wypra�wia� si� w drog�. Pewnie dlatego jej nie spotka�em, my�la�.
- Zreszt� dla ciebie, Johan, to ju� chyba najwy�szy czas, �eby si� rozejrze� za jak�� bab�, co? - ci�gn�� s�siad g�o�no siorbi�c zup�, w kt�rej p�ywa�y smakowite klopsiki.
- De ty w�a�ciwie masz lat?
- Nie jestem jeszcze taki stary, �eby si� specjalnie spie�szy� - uci�� Johan kr�tko i potar� r�k� spocon� g�ow�.
W�osy mu si� ju� wyra�nie przerzedzi�y, ale to u nich ro�dzinne. Mimo to jego okr�g�a twarz mocno poczerwienia�a, bo s�siad trafi� w czu�y punkt.
- Na jesieni sko�cz� czterdzie�ci - mrukn�� niech�tnie.
- To powiniene� mie� ju� co najmniej z pi�cioro dziecia�k�w i wnuki w drodze - rzek� tamten, otar� wierzchem d�o�ni usta i bekn�� g�o�no. - Nie masz na co czeka�, ch�opie. Ale gdyby nawet Mali by�a odpowiedni� kandydatk�, to jest chyba dla ciebie za m�oda. Dziewczyna dopiero co sko�czy��a dziewi�tna�cie lat. Chocia�, z drugiej strony, wiek nie po�winien by� przeszkod�. M�oda dziewczyna w ��ku to k�sek nie do pogardzenia dla podstarza�ego kawalera, wiadomo.
Zachichota�, podniecony, i znowu szturchn�� Johana w bok.
Ten jednak nie odpowiedzia�. Poci�gn�� solidny �yk letnie�go piwa i patrzy� w �lad za wyprostowanymi dziewcz�cymi plecami, kt�re znikn�y w drzwiach. Mali, tak ma na imi�...
Johan by� jedynakiem. Gospodarze Stornes wychowali tyl�ko jednego syna. Beret, jego matka, da�a co prawda �ycie pi�ciorgu dzieciom, ale wszystkie pozosta�e zmar�y, nim sko�czy�y rok. Ludzie gadali, �e to �al po utraconych dzie�ciach uczyni� Beret tak�, jaka jest, zgorzknia��, ��dn� w�a�dzy kobiet�, kt�ra prawie nigdy si� nie u�miecha. Cho� prawda wydaje si� jednak nieco bardziej skomplikowana. Beret bowiem nigdy nie by�a ani prostolinijna, ani mi�a w obej�ciu. Ju� jako m�oda dziewczyna wyr�nia�a si� upo�rem i zadziera�a nosa. By�a jednak �wietn� kandydatk� na �on�. Zdaje si�, �e to g��wnie z tego powodu Sivert Stornes si� w swoim czasie do niej zaleca�, zreszt� nie bez pewnego nacisku ze strony w�asnych rodzic�w, zw�aszcza ojca, kt�ry mia� na my�li przede wszystkim posag panny.
Kiedy Sivert j� spotka�. Beret mia�a dwadzie�cia lat; wysoka i zimna, budzi�a w nim co� w rodzaju l�ku. Sam nie wiedzia� dlaczego. By� mo�e to przez te jej ciemne oczy, kt�re zdawa�y si� wszystko widzie� i z kt�rych rzadko mo�na by�o wyczyta� uznanie dla czegokolwiek. Niecz�sto pojawia� si� w nich b�ysk rado�ci czy u�miechu, Sivert od pocz�tku zdawa� sobie z tego spraw�. Trudno by�o o niej po�wiedzie�, �e jest pi�kna, ale zdaniem Siverta sprawia� to jej charakter, gdyby bowiem by�a mi�a i przyjazna, sprawia�aby zupe�nie inne wra�enie, mo�e nawet wydawa�aby si� uro�dziwa. Sivert pami�ta�, jak bardzo fascynowa�a go jej nie�zwykle szczup�a talia, kt�r� �wiadomie podkre�la�a mocno dopasowanymi bluzkami i sukniami. A w�osy mia�a ciemne, prawie czarne. To raczej niezwykle w tej cz�ci kraju. Oj�ciec Beret t�umaczy�, �e w�osy odziedziczy�a po swojej bab�ce, jakby si� obawia�, �e narzeczony pomy�li o jakiej� nie�czystej krwi w rodzinie.
Beret by�a najstarsza z czw�rki rodze�stwa. Pozostali trzej to ch�opcy. A jednak Sivert od pocz�tku wiedzia�, kto rz�dzi w ich domu. Jak na pann� mia�a niebywale ostry j�zyk i nikomu nie pozwoli�a sob� kierowa�. Nawet jej ojciec mu�sia� przyzna� w rozmowie z ojcem Siverta, �e tak w�a�nie jest.
- Poj�cia nie mam, sk�d jej si� to wzi�o - m�wi� z wy�muszonym �miechem. - Ale tam, gdzie znajdzie si� Beret, tam wszystkim rz�dzi ona. Od male�ko�ci taka by�a. Mo�e przez to, �e jej matka du�o chorowa�a, le�a�a w ��ku i Be�ret musia�a j� zast�powa�, dop�ki matka nie umar�a? Przedwcze�nie - doda� ze smutkiem na twarzy. - Beret by��a gospodyni� w tym domu ju� jako kilkunastoletnia dziew�czyna. By� mo�e z czasem sta�a si� troch�...
Umilk� i g�adzi� r�kami g�ow�.
- Ale zr�czniejszej kobiety ani bardziej robotnej �aden ch�op nie znajdzie, to mog� ci obieca�, Stornes. Tw�j syn dostaje dobr� gospodyni�, lepszej od mojej Beret nie ma!
O uczuciach si� nie m�wi�o.
Beret przyj�a o�wiadczyny Siverta pewnie dlatego, �e by� w�a�cicielem okaza�ego dworu, przynajmniej on tak my�la�. Innymi jego cechami specjalnie si� nie interesowa�a, spo�strzeg� to do�� szybko. W�a�ciwie Beret w og�le nie by�a za�interesowana m�czyznami, poj�� to w miar� up�ywu lat. M�czyzna by� jej potrzebny jedynie po to, by p�odzi� dzieci.
Mo�e zreszt� zdawa�a sobie spraw� z tego, �e osoba tak wojownicza i ma�o sympatyczna jak ona nie b�dzie mia�a zbyt wielu mo�liwo�ci wyj�cia za m��, i dlatego zgodzi�a si� bez protest�w?
Tak wi�c pobrali si�. Sivert dosta� gospodyni�, ale nie�wiele wi�cej. Beret nie by�a z tych, co w�lizguj� si� m�owi do ��ka, pozwala�a mu jedynie z wielk� �ask� zbli�y� si� do siebie od czasu do czasu. Trzeba zapewni� przysz�o�� rodu. M�� szybko si� domy�li�, �e tylko to jest dla niej wa�ne.
Sivert nie pami�ta�, by oni oboje kiedykolwiek prze�yli chwile prawdziwych uniesie�. Beret wype�nia�a jednak sw�j ma��e�ski obowi�zek i Sivert nauczy� si� z ni� �y�. W miar� jak lata mija�y, popada� w rezygnacj�, sta� si� mil�kliwy i ponury. Cz�owiek robi si� taki z braku mi�o�ci, my��la�. Co do jednego mimo wszystko ojciec Beret mia� racj� -okaza�a si� znakomit� gospodyni�. Prowadzi�a gospodar�stwo m�a �elazn� r�k�. Posag �ony Sivert przeznaczy� na zakup wi�kszej ilo�ci ziemi i lasu, pomno�y� te� liczb� in�wentarza. Z czasem Stornes sta�o si� jednym z najwi�kszych gospodarstw w okolicy, a jego w�a�ciciele cieszyli si� szacun�kiem s�siad�w, chocia� mo�e nikt ich specjalnie nie lubi�.
Ludzie nie mieli Sivertowi wiele do zarzucenia, uwa�ali raczej, �e jest bezwolnym pionkiem w r�kach w�adczej �o�ny. Niewielu te� wierzy�o, �e jest z ni� szcz�liwy, mimo do�statku. Z Beret ma�o kto utrzymywa� bli�sze stosunki, chy�ba �e by�o to ju� absolutnie konieczne. Wi�kszo�� znajo�mych z trudem znosi�a krytyczne spojrzenie i z�o�liwe ko�mentarze. Do wielkiej rzadko�ci nale�a�y przypadki, �e Be�ret zamieni�a z kim� par� �yczliwych s��w. Prawie nikt nie wyra�a� si� o niej ciep�o, a ona sama sprawia�a wra�enie, �e na nikim jej nie zale�y i nikogo nie potrzebuje.
Johan Stornes, dziedzic maj�tku i oczko w g�owie mat�ki, uwa�any by� przez ludzi ze wsi za cz�owieka s�abego cha�rakteru. Lata mija�y, a on kr�ci� si� po obej�ciu, wydawa� si� oci�a�y i niezbyt rozgarni�ty. I nie ma si� czemu dziwi�, plotkowano w okolicy, kiedy par� os�b mia�o okazj� zebra� si� nad kubkiem kawy czy piwa. Nie ma si� czemu dziwi�, bo przecie� nie�atwo by� innym pod okiem takiej matki jak Beret. Niekt�rzy uwa�ali, �e skoro Johan nigdy nie potrafi si� matce postawi�, to jest pewnie bardziej gamoniowaty, ni� na to wygl�da. Bo to przecie� on mia� obj�� gospodar�stwo i zadba� o dalszy rozw�j rodu, czas wi�c najwy�szy, by okaza� wreszcie jak�� inicjatyw�. Johan jednak niezmiennie robi�, co mu matka kaza�a, zdumiewaj�co bierny i pozba�wiony wyrazu. Niewielu uda�o si� nawi�za� z nim kontakt, a ju� chyba nikt nie m�g�by powiedzie�, �e go zna.
- Je�li kiedykolwiek jaka� panna zechce za niego wyj��, zrobi to jedynie dla pieni�dzy i pozycji - szepta�y kobiety, kt�rym zdarzy�o si� pracowa� w Stornes i kt�re za nic nie chcia�yby tam wr�ci�. - Co to za kawaler, ani na niego po�patrze�, ani, ech, pod ka�dym innym wzgl�dem te� nic spe�cjalnego. Ponury i milkliwy, a w obecno�ci kobiet zachowu�je si� bez poj�cia, jak jaki� g�upek. I kt�ra to by chcia�a si� za takiego wyda�, zw�aszcza gdy pomy�le�, �e za te�ciow� b�dzie mia�a Beret? Ani dobrobyt, ani pozycja nic tu nie po�mog�. Je�li znajdzie si� w ko�cu jaka� kandydatka, to tylko z musu zgodzi si� na ma��e�stwo z tym dziedzicem.
Tak wi�c Johan dobija� czterdziestki i jak dotychczas �adna panna nie zgodzi�a si� sprowadzi� do Stornes jako m�oda gospodyni. Zreszt� nikt te� nie by� pewien, czy Jo�han wiele panien pyta� o zgod�. Nie ulega�o jednak w�tpli�wo�ci, �e pr�dzej czy p�niej musi sobie �on� znale��. Beret przecie� chcia�a, �eby r�d trwa� r�wnie� w przysz�o�ci, cho� kandydatce na �on� �atwiej by�oby chyba przecisn�� si� przez ucho igielne, ni� zdoby� uznanie przysz�ej te�ciowej. Johan ze swej strony przyjmie ka�d�, jak� matka mu znaj�dzie, uwa�ali ludzie. Zawsze przecie� by� jej podporz�dko�wany.
- Ciekawe, kogo w ko�cu Beret uzna za odpowiedni� �o�n� dla swojego syna? - zastanawiali si� wszyscy w okolicy.
Nigdy dotychczas nie by�o nawet plotek o Johanie i ja�kiej� pannie, wi�kszo�� my�la�a jednak podobnie jak jego s��siad na weselu, �e czasu Johan ma coraz mniej. A mo�e z tym Johanem co� nie w porz�dku? Kobiety stawa�y blisko siebie z pochylonymi g�owami i szepta�y, m�czy�ni byli bar�dziej dosadni, je�li rozmowa zesz�a na dziedzica Stornes. Czy to mo�liwe, �eby Johan nie by� w stanie zbli�y� si� do kobiety? Gdyby tak, by�by wielki skandal. Beret nigdy by si� do czego� takiego nie przyzna�a. I gdyby nawet tak by�o, i tak by go o�eni�a, fantazjowali i chichotali z�o�liwie.
Weselny posi�ek ci�gn�� si� d�ugo, jak to zwykle bywa przy tego rodzaju okazjach. W ko�cu w izbie zrobi�o si� niezno�nie gor�co, a zupa mi�sna, kt�r� podano, jeszcze bardziej rozgrzewa�a go�ci. Johan musia� raz po raz wyci��ga� z kieszeni wielk� chustk� i ociera� czerwon� od upa�u twarz, po kt�rej pot sp�ywa� strumieniami. Ostry od�r po�tu, tabaki i cierpkiego dymu z fajek miesza� si� z woni� je�dzenia i wywo�ywa� w nim md�o�ci. Pragn�� wsta� i wyj��, ale w porz�dnym towarzystwie nie wolno si� tak zachowy�wa�. A ju� na pewno nie wolno, je�li pochodzi si� ze Stor�nes.
Pospiesznie zerka� w stron� rodzic�w, kt�rych posadzo�no przy stole dla go�ci honorowych. Matka siedzia�a sztyw�na i wyprostowana, sprawia�a wra�enie, �e nie czuje gor�ca, wynios�a jak zawsze. Czujnym wzrokiem obserwowa�a zgro�madzonych, niczym jastrz�b, kt�ry czai si� po zdobycz. I w jakim� sensie tak w�a�nie by�o. W towarzystwach, w kt�rych znajdowa�y si� c�rki bogatych gospodarzy, Beret nieustannie wypatrywa�a przysz�ej synowej. Dotychczas jednak �adnej nie znalaz�a.
Ojciec, zdaje si�, zd��y� ju� wypi� wi�cej, ni� obyczaj do�zwala�, i dla odmiany wygl�da� na rozlu�nionego, o�ywiony rozmawia� z s�siadami. D�ugo to nie potrwa, my�la� Johan.
Jak tylko obiad dobiegnie ko�ca, zaraz dostanie od matki
ostr� reprymend� i zostanie usadzony w nielicznej grupie
abstynent�w obecnych na weselu. Je�li o niego chodzi, ra
do�� na tym si� sko�czy, b�dzie si� pl�ta� bez sensu, milcz�
cy, po�r�d smutnych, trze�wych ch�op�w, dop�ki nie nadej
dzie czas powrotu do domu.
W ko�cu zacz�to wstawa� od sto�u. Johan czu�, �e przepo�cona koszula lepi mu si� do plec�w, podni�s� si� pospiesznie i wyszed� z izby. G��boko zaczerpn�� powietrza. Na dziedzi�cu ludzie zbierali si� w grupy, rozmowy by�y coraz bardziej o�ywione. Kiedy zobaczy�, �e przed wyg�dk� ko�o obory ustawi�a si� d�uga kolejka oczekuj�cych, pobieg� za spichlerz, by tam sobie ul�y�. Tego piwa by�o jednak troch� za du�o, pomy�la�. Czu�, �e kr�ci mu si� w g�owie.
W drodze powrotnej na podw�rze znowu zobaczy� Mali.
Sz�a do budynku, w kt�rym przygotowywano jedzenie przy takich okazjach jak ta, kiedy do dworu zje�d�a�o mn�stwo ludzi. Mali nios�a dwa du�e wiadra z wod� i Johan, za�nim zda� sobie spraw� z tego, co robi, podbieg� i powiedzia�, �e jej pomo�e. Pomy�la� zak�opotany, �e chyba przez to pi�wo w og�le z ni� rozmawia. Na og� nie by� typem, kt�ry si� narzuca, a ju� �eby rozmawia� ze s�u��c�, to chyba tylko w razie oczywistej konieczno�ci. Gdyby matka mnie teraz zobaczy�a, by�aby bardzo niezadowolona, przemkn�o mu przez my�l i pospiesznie rozejrza� si� po podw�rzu. Na szcz�cie ani ojca, ani matki nigdzie nie by�o.
- Dam sobie rad� sama - odpar�a Mali, kiedy chcia� wzi�� od niej wiadra. - Jeste� przecie� go�ciem.
�adna odpowied� nie przysz�a mu do g�owy, wiadra jed�nak wzi��. Przypadkiem dotkn�� d�oni� ch�odnej r�ki dziewczyny i przenikn�� go dreszcz. Oszo�omiony poszed� za ni�. To musi by� piwo, my�la�. Piwo i upa�. Kiedy jednak w mrocznym pomieszczeniu wpi�a w niego te swoje br�zo-we oczy, uzna�, �e to jednak co� innego. W jaki� niezwyk�y spos�b ta m�oda istota pozbawi�a go si�y. Sprawi�a, �e kola�na si� pod nim ugina�y i poczu� dziwne ssanie w podbrzu�szu. �adna kobiety nigdy takich odczu� w nim nie wzbudzi��a. Postawi� wiadra, sta� i patrzy� na ni�, jak wlewa wod� do �elaznego kocio�ka zawieszonego nad paleniskiem. Mali mia�a opalon� sk�r�, wida� by�o, �e pracuje na dworze. Podwin�a r�kawy bluzki, �eby si� nie zamoczy�y, i do�strzeg�, �e delikatny puszek na r�kach sp�owia� od s�o�ca. Ogarn�o go nag�e i bardzo intensywne pragnienie, by do�tkn�� jej sk�ry.
- Dzi�kuj� za pomoc - powiedzia�a. Spojrza�a na niego jeszcze raz, po czym znowu odwr�ci�a si� do paleniska.
Zrozumia�, �e da�a mu w ten spos�b znak, i� powinien sobie i��, mimo to nadal sta� w bezruchu.
- Ty jeste� Mali, prawda?
Kiwn�a g�ow� i zdj�a czepek. Ogie� p�on�� pod �ela�znym kocio�kiem, by�o bardzo gor�co i w�osy Mali nad kar�kiem zrobi�y si� zupe�nie mokre od potu. Gruby warkocz si� rozpl�t� i uwolniony spod czepka, ci�ko opad� na plecy. Kilka kosmyk�w zwija�o si� mi�kko przy uszach.
W g�owie Johana hucza�o. Serce t�uk�o si� pod mokr� od potu koszul� i czul, �e lepi� mu si� d�onie. Na moment przymkn�� oczy, ale kiedy je znowu otworzy�, ona nadal sta��a przed nim, jeszcze pi�kniejsza i bardziej godna po��da�nia ni� przed zamkni�ciem oczu. Znowu pojawi�o si� to in�tensywne pragnienie, by jej dotkn��. Poczu� delikatn� sk�r� przy swojej, poruszy� jedwabiste loki nad jej uszami. Odnale�� jej usta...
P�niej nigdy nie m�g� sobie przypomnie�, co go sk�oni��o, �eby tak si� zachowa�. Zrobi� szybko dwa kroki w stron� paleniska, obj�� ramieniem szczup�� tali� i gor�czkowo przyci�gn�� dziewczyn� do siebie. Wyczuwa�, �e jej cia�o sztywnieje, stawia op�r, mimo to trzyma� je mocno i z ca�ej si�y przyciska� wargi do ust Mali. By�y s�odkie, a oddech
12
dziewczyny �askota� go w policzek. Czul, jak pr꿹 si� jej mocne piersi, i ogarn�o go podniecenie.
Policzek, jaki mu wymierzy�a, sprawi�, �e Johan zato�czy� si� oszo�omiony. Jej brunatne oczy pociemnia�y i mio�ta�y b�yskawice.
- My�l�, �e najlepiej b�dzie, jak sobie p�jdziesz - syknꭳa lodowato.
Johan odchrz�kn�� i przeci�gn�� r�k� po g�owie, jakby sprawdza�, czy jego rzadkie w�osy si� nie potarga�y. Czu� si� upokorzony, ale zdawa� sobie spraw� z tego, �e si� wy-| g�upi�. To ostatnie uczucie wzbudzi�o w nim gniew.
- Czy wiesz, kim jestem, dziewczyno? - wybe�kota�. �Jestem dziedzicem maj�tku Stornes i byle kto nie b�dzie mnie popycha�. A ju� na pewno nie s�u��ca, taka jak ty.
Pogardy w jej wzroku nie mo�na by�o mylnie zrozumie�.
- Przez ca�y czas wiedzia�am, kim jeste�. Ale dobrze te� wiem, kim ja jestem. Nie ma mi�dzy nami �adnej r�nicy, Johanie Stornes. Nie jestem bogata, ale przynajmniej sama
o sobie decyduj�. I sama wybieram tych, kt�rzy mog� mnie ca�owa�. Ale ty do nich nie nale�ysz.
Ta zdecydowana odprawa i nieskrywana pogarda w jej ciemnych oczach sprawi�y, �e Johan odwr�ci� wzrok. Czu� si� niemal tak, jakby go spoliczkowa�a po raz drugi. Wie�dzia�, �e robi si� czerwony z gniewu i oburzenia, r�wnocze��nie jednak ta m�oda dziewczyna stoj�ca naprzeciwko strasz�nie go poci�ga�a. W gniewie jest co najmniej tak samo �ad�na, pomy�la�, nie przestaj�c si� na ni� gapi�. Tak samo �ad�na i tak samo godna po��dania. Widzia� jednak, �e jej zwin�ne cia�o i j�drne piersi, jej szczup�a kibi� nadal s� jak spa�rali�owane z niech�ci do niego. W�osy Mali ca�kiem si� roz�sypa�y podczas szamotaniny z Johanem i sp�ywa�y teraz ni�
czym z�ocista fala na plecy. Johan wci�gn�� g��boko powie�trze i kolejny raz potar� d�oni� spocon� twarz. Nie m�wi�c ju� nic wi�cej, odwr�ci� si� i na niepewnych nogach wyszed� z izby.
ROZDZIA� 2
Mali wchodzi�a wolno na �agodne wzniesienie w stron� ma��ego domostwa w Buvika. By�a to jedyna niedziela w ci�gu ca�ego lata, kiedy Mali mia�a wolne i mog�a odwiedzi� ro�dzic�w. Przystan�a pod wielk� brzoz� u podn�a zbocza i patrzy�a w g�r�, gdzie stal jej rodzinny dom. Bardzo daw�no temu by�a tu po raz ostatni. Wieczorne s�o�ce odbija�o si� czerwonym blaskiem w oknach domu, a na ma�ych po�letkach wok� na specjalnych stojakach suszy�a si� trawa.
Nieoczekiwanie zda�a sobie spraw�, jaki male�ki jest ten dom. Przedtem o tym nie my�la�a, ale teraz, po miesi��cach pracy w du�ym dworze, poj�a nagle, jakie ma�e i bied�ne jest wszystko tutaj, w Buvika.
Nigdy nie sprawia�o jej to przykro�ci. Mali nie nale�a�a do takich, co to pochylaj� g�owy ze wstydu nad swoim ub�stwem. Nigdy taka nie by�am i nigdy nie b�d�, my�la�a. Wielu ludziom si� to nie podoba�o.
- Ta dziewczyna nosi si� jak gospodyni jakiego� dworu �powiadali i oczy im ciemnia�y. - A przecie� to tylko zwy�czajna biedaczka.
- Ale za to jaka urodziwa biedaczka - cmokali m�czy��ni, kiedy znale�li si� we w�asnej kompanii. Oczy im si� szkli�y z po��dania i d�ugo spogl�dali w �lad za wysok�, szczup�� sylwetk�. - Mo�na sypia� w bogatszym �o�u ni� te w Bu vika. kiedy si� wygl�da tak jak Mali.
Owszem, Mali s�ysza�a ich gadanie, ale nie przejmowa�a si� ani tym, co m�wi�, ani co my�l�. Plotki kr���ce po wsi nigdy jej nie obchodzi�y.
Usiad�a na kamieniu i zerwa�a na p� zwi�dni�t� marge-rytk�. Ro�liny dramatycznie potrzebuj� deszczu, przemknꭳo jej przez my�l. Kwiaty pozwiesza�y ju� g��wki. Powoli za�cz�a obrywa� jeden p�atek za drugim. Cz�sto tak robi�a, zw�aszcza kiedy by�a m�odsza. Teraz u�miechn�a si� blado na to wspomnienie. Bywa�o, �e siedzia�a na ��ce z bukietem margerytek na kolanach i skuba�a ich p�atki, szepcz�c przy tym: �Kocha - nie kocha, kocha - nie kocha", dop�ki nie wysz�o jej na koniec to, czego oczekiwa�a. O kim tak do�k�adnie my�la�a przy tych wr�bach, sama nie umia�aby po�wiedzie�. Przynajmniej wtedy.
Sprawa wyja�ni�a si� nieco bardziej, kiedy Mali zacz�a chodzi� do pastora na nauki przed konfirmacj�. Zreszt� jej cia�o zacz�o si� w tym czasie zmienia�, pojawi�y si� mie�si�czne krwawienia. Bywa�o, �e sta�a naga i bosa na lodowa�to zimnej pod�odze w swojej sypialnej izdebce, zanim w�o��y�a nocn� koszul�; przygl�da�a si� swojemu cia�u, g�aska�a ma�e, j�drne piersi, plaski brzuch i biodra, kt�re zaczyna�y si� zaokr�gla�. Staj� si� powoli doros�� kobiet�, my�la�a i czu�a w ciele dreszcz nieznanego dotychczas podniecenia.
Chocia� ma��e�stwo rodzic�w nie mog�o budzi� w niej ch�ci wyj�cia za m��, Mali mia�a jednak swoje marzenia. Widocznie zawsze je mia�am, my�la�a, odrywaj�c ostatni p�atek z kwiatka margerytki. Dojrzewa�y wolno, ale zawsze by�y w moim sercu.
Zdarza�o si�, �e ogarnia�o j� uczucie jakiej� tajemnicy, skrywaj�cej si� w jej ciele. By�o tak wtedy, kiedy napotyka��a mroczne, intensywne spojrzenie jakiego� ch�opca. Prze�nika� j� w�wczas dziwny dreszcz i na og� budzi� ��k. Bo nie wiedzia�a, co to jest, zdawa�a sobie tylko spraw�, �e w jej ciele drzemi� jakie� pot�ne si�y.
Tamtego lata, kiedy zacz�a chodzi� do pastora, natknꭳa si� pewnego dnia na swoich braci, k�pi�cych si� w stru�mieniu. Chlapali wod�, �miali si� i nie zauwa�yli jej. A j�, na widok dw�ch nagich, spr�ystych, ch�opi�cych cia�, ogarn�a fala gor�ca. D�ugo nie mog�a oderwa� wzroku od najwi�kszej tajemnicy tych cia�, oddycha�a przy tym ci�ko i czu�a, �e co� d�awi j� w gardle. Rozgrzana i zaczerwienio�na pobieg�a z powrotem do domu i ukrywa�a si� w ob�rce, dop�ki gwa�towne bicie serca nie usta�o.
To w�a�nie tego popo�udnia u�wiadomi�a sobie bardzo wyra�nie, �e Pan B�g stworzy� nie po prostu cz�owieka, lecz m�czyzn� i kobiet�. Ta my�l przera�a�a j� i zarazem bardzo poci�ga�a. W nocy �ni�a o nagich, mocnych ch�opcach, a ra�no obudzi�a si� rozgrzana i zlana potem, cho� nie mog�a so�bie przypomnie�, co takiego w�a�ciwie jej si� �ni�o.
Magnar chodzi� do pastora razem z ni�. Mieszka� w gospo�darstwie niedaleko Buvika. Wysoki, ciemnow�osy ch�opak mia� we wzroku co�, co sprawia�o, �e pod Mali ugina�y si� kolana, kiedy na ni� spojrza�. Rumieni�a si� zawsze, kiedy si� do niej odzywa�; rumieni�a si� i milk�a. G�os tego Ma�gnara porusza� w niej nieznane struny, budzi� co� tajemni�czego i s�odkiego... W�a�ciwie nie wiedzia�a, co to mo�e by�. Co� w tym silnym, spr�ystym ch�opaku, mo�e ta jego ciemna czupryna, grzywka, kt�ra mu zawsze opada�a na czo�o, i b�ysk w oczach, kiedy Magnar na ni� patrzy�. Co� mrocznego, czaj�cego si�.
Poniewa� do domu wracali t� sam� drog�, z czasem za�cz�li chodzi� razem. Szli sobie, kopi�c drobne kamyki, ka��de na swoim skraju drogi, i na og� rozmawiali niewiele. Jednak serce Mali podczas tych powrot�w od pastora za�wsze bilo szybciej ni� normalnie. Mia�a wilgotne d�onie, sz�a w milczeniu i bardzo chcia�a wiedzie�, co si� z ni� dzieje.
- Czy wiesz, �e jeste� bardzo �adna? - zapyta� szeptem pewnego wieczora w drodze do domu. - Naj�adniejsza ze wszystkich dziewcz�t, jakie znam.
Zatrzymali si� pod grup� drzew i stali, nic nie m�wi�c, w ten ciep�y, letni wiecz�r. Mali a� w gardle czu�a bicie serca.
Kiedy Magnar z pewnym wahaniem przyci�gn�� j� do sie�bie, chcia�a mu si� oprze�, ale do tego nie dosz�o. Jakby za�brak�o jej si�y. On wsun�� palce w jej d�ugie w�osy, a jego wargi niczym motyle leciute�ko dotyka�y policzk�w, czo�a, powiek. Mali unios�a twarz w g�r�, ku niemu, i przymknꭳa oczy. Pragn�a, aby ta chwila nie sko�czy�a si� nigdy, aby on sta� przy niej, obejmowa� j� i dotyka�. Ale on wypu�ci� Mali z obj�� gwa�townie, by� zaczerwieniony i oddycha� po�spiesznie. D�ugo potem nie patrzy� jej w oczy.
Tej nocy do p�na le�a�a, nie �pi�c, a kiedy nareszcie za�sn�a, to z u�miechem na wargach.
Od tej pory zawsze ju� wracali od pastora razem, ona i Magnar. Nigdy si� nie umawiali, ale zawsze zatrzymywa�li si� przy tej k�pie drzew. Kiedy tam stali, Mali odczuwa��a w ciele napi�cie podobne do b�lu. Nie przyznawa�a si� do tego nawet sama przed sob�, ale bardzo chcia�a, �eby Magnar jej dotyka�. I on to robi�, za ka�dym razem, kiedy wracali, pie�ci� j� pod drzewami. Niecierpliwe ch�opi�ce usta odnajdywa�y jej wargi w troch� niezdarnych poca�un�kach, kt�re ona, bez do�wiadczenia, nie�mia�o pr�bowa�a odwzajemnia�. Pragn�a bowiem dawa� mu t� sam� ra�do��, jak� on dawa� jej. W tym czasie najbardziej w ci�gu ca�ego tygodnia t�skni�a do dnia, kiedy p�jdzie do pasto�ra. Bynajmniej nie z powodu tego, co pastor m�wi� i stara� si� wbija� do g��w m�odych s�uchaczy na temat grzechu i pot�pienia, ale dlatego, �e potem mog�a znowu wraca� do domu z Magnarem. Grzechom i pot�pieniu nie po�wi�ca�a ani jednej my�li, jedynie gdzie� w g��bi duszy poja�wia�o si� niejasne przeczucie, �e by� mo�e nie powinna pozwala�, by Magnar j� ca�owa�. Bo to chyba jest grzech. Pastor pewnie tak uwa�a. Najwi�kszy grzech musi jednak by� w niej samej, bo ona bardzo pragn�a, by Magnar robi� z ni� to, co robi. Pragn�a, �eby on... nie do ko�ca wiedzia��a, co to ma by�, ale odczuwa�a gor�ce mrowienie w dole brzucha.
Pewnego wieczora Magnar po�o�y� gor�c� d�o� na jej piersi. Ca�owa� j� te� inaczej ni� przedtem, wsun�� j�zyk do jej ust tak gwa�townie, �e zatoczy�a si� do ty�u i chcia�a mu si� wyrwa�. On jednak trzyma� j� mocno, da�a wi�c za wy�gran�. Palce Magnara wsun�y si� pod bluzk�, ch�opak po�woli rozpina� drobne guziczki i zsun�� bluzk� z jej ramion. Poczu�a na ods�oni�tych piersiach powiew ciep�ego wieczor�nego wiatru, kt�ry sprawi�, �e brodawki si� napi�y i stward�nia�y. Serce bi�o jej gwa�townie, mimo to Mali si� nie cofnꭳa. Kiedy d�o� Magnara spocz�a na piersi, j�kn�a. Co� nie�zwyk�ego dzia�o si� w dole jej brzucha.
- Mali, Mali - szepta� jej Magnar do ucha. - To ciebie chc� mie�, wiesz o tym?
Nie by�a w stanie odpowiedzie�, g�os ca�kiem j� zawi�d�. Usta Magnara posuwa�y si� wolno w d� i spocz�y na twar�dej brodawce piersi. Gdyby nie trzyma� Mali tak mocno, to upad�aby na ziemi�, by�a tego pewna. Nigdy przedtem jej cia�o nie odczuwa�o czego� takiego, kr�ci�o jej si� od tego w g�owie, mia�a wra�enie, �e zaraz zemdleje.
- Nie, Magnar - wyszepta�a i pr�bowa�a odwr�ci� twarz. �Nie powinni�my tego robi�.
Kiedy jednak po�o�y� j� na trawie, nie stawia�a ju� �ad�nego oporu. Wiedzia�a, �e powinna mu si� wyrwa�, ale nie by�a w stanie tego zrobi�.
J�zyk Magnara bawi� si� brodawkami piersi, Mali szep�ta�a co� z rozkoszy, nagle jednak poczu�a, �e ch�opak wsu�wa r�k� pod jej sp�dnic�, chce zdj�� jej majtki. Wtedy si� ockn�a. Odepchn�a go gwa�townie i zerwa�a si� z miejsca, obci�gn�a sp�dnic� i trz�s�cymi si� lodowatymi palcami zacz�a zapina� bluzk�.
- Co si� sta�o, Mali? Przecie� tego chcesz - wydysza�
Magnar tu� obok niej, bardzo podniecony. Ona jednak nie chcia�a. No i wszystko si� sko�czy�o. Magnar nieoczekiwanie za�
cz�� szuka� towarzystwa innych ch�opc�w, kiedy po godzinie
nauki wychodzili od pastora. Sta� w grupie i rozmawia� Mali za� nie uwa�a�a, �e powinna na niego czeka�. I tak by do niej nie przyszed�. Tak wi�c zacz�a wraca� do domu sa�ma. Sz�a zwykle wolno w nadziei, �e mo�e Magnar j� dogo�ni, ale on tego nie robi�. Przez jaki� czas my�la�a, �e ch�o�pak jej unika, bo go odepchn�a, potem jednak dotar�o do niej, �e kto� musia� ich widzie� i powiedzia� o wszystkim je�go rodzicom. Chocia� Magnar nie pochodzi� z bogatego dworu, to jednak uwa�ali, �e jest za dobry dla biedaczki z Buvika.
W jaki� czas potem przesta�a na niego czeka�, wiedzia�a bowiem, �e on i tak nie przyjdzie.
Bywa�o, �e niekiedy ich spojrzenia spotyka�y si� nad psa�terzem. I wtedy widzia�a w jego oczach, �e nic wi�cej ju� z tego nie b�dzie. Wola� ulec rodzicom i ludzkiemu ga�daniu, my�la�a Mali, prostuj�c kark. I chocia� t�skni�a za Magnarem strasznie, to nigdy by tego nie okaza�a, ani jemu, ani innym. Jej duma by�a wi�ksza ni� pragnienie odzyska�nia ch�opca. Ale dobrze pami�ta, �e w tamtym czasie cz�sto p�aka�a przez sen.
Po tych prze�yciach Mali zacz�a w marzeniach tworzy� wizerunek m�czyzny na tyle szlachetnego, by mog�a go ko�cha� w tym �yciu. Potrafi�a le�e� d�ugo w noc, nie �pi�c, i wyobra�a� go sobie, chocia� obraz wymarzonego m�czy�zny zwykle by� dosy� niewyra�ny. Mali nie mia�a jednak w�tpliwo�ci, �e jest pi�kny, �e ma oczy zdolne j� oczarowa�, takie jak oczy Magnara. Mia� te� mie� dobre, czu�e r�ce i gor�ce usta. Mia� dba� o ni� i by� dla niej dobry, ona za� pozwoli mu robi� �wszystko", my�la�a z rozkosznym dresz�czem. B�dzie mu si� oddawa�a z po��daniem i rado�ci�, bo on jest dla niej stworzony. Tylko dla niej...
W zamy�leniu g�aska�a wargami to, co zosta�o z oskuba�nej margerytki, i znowu poczu�a mrowienie w dole brzucha. Wszystko by by�o dobrze, gdyby tylko spotka�a, jego", m꿭czyzn� z marze�, by�a o tym przekonana. Zreszt� nie w�tpi�a te� wcale, �e kiedy� si� to stanie. On jest gdzie� na �wiecie i czeka na ni�, tej pewno�ci nikt nie m�g�by jej odebra�. Wydob�dzie j� z tej n�dzy i har�wki w Buvika, uczyni swo�j� �on� po wsze czasy. Mali bowiem marzy�a o szcz�ciu i wielkiej mi�o�ci.
Odgarn�a w�osy ze spoconego czo�a i u�miechn�a si�. Marzenia sprawia�y, �e jej cia�o stawa�o si� ciep�e i mi�kkie. Pewnego razu, gdy by�a jeszcze m�odsza, powiedzia�a mat�ce. To o marzeniu. Matka u�miechn�a si� ze smutkiem i przytuli�a c�rk�.
- Dzi�ki marzeniom �atwiej nam znie�� powszedni dzie�, pami�taj jednak, �e cz�sto marzenia pozostaj� tylko marzeniami, niestety - powiedzia�a z westchnieniem. - Ja te� kiedy� mia�am marzenia... Pochodzisz z biednej rodziny, Mali, i masz wiele trosk. Tak to ju� jest na tym �wiecie. Nie mo�esz oczekiwa�, �e wyjdziesz za jakiego� pana. Tw�j oj�ciec jest dobrym i uczciwym cz�owiekiem, ale jest i pozosta�nie jednym z tych, kt�ry stoj� najni�ej. A u bogatych ranga cz�owieka jest wa�niejsza ni� wszystko inne - doda�a z go�rycz�. - Ale dop�ki mo�esz, nie rezygnuj z marze�, to do�brze cz�owiekowi robi, a przecie� nic nie kosztuje. Codzien�no�� sama ka�dego z nas dopadnie - rzek�a z ci�kim wes�tchnieniem.
Tego dnia Mali zrozumia�a, �e matka nie jest szcz�liwa. Przez d�ugi czas odczuwa�a z tego powodu b�l. Ze mn� mu�si by� inaczej, my�la�a. Albo zjawi si� �on", albo wcale nie wyjd� za m��. Tak sobie postanawia�a. Bo nie potrafi�a so�bie wyobrazi� �ycia bez mi�o�ci i blisko�ci. Co by to mia�o by� za �ycie?
Powoli wsta�a z miejsca i zacz�a wchodzi� po zboczu. Od tamtego czasu nigdy nawet nie wspomnia�a matce o ma�rzeniu. Innym zreszt� te� nie. Ale z niego nie zrezygnowa��a. Wprost przeciwnie, z czasem sta�o si� ono dla niej jak op�tanie. Zar�wno m�odzi ch�opcy, jak i dojrzali m�czy�ni pr�bowali zaczepia� Mali, i tam, gdzie pracowa�a, i w tych rzadkich przypadkach, kiedy wybiera�a si� na ta�ce. Nigdy jednak nie pojawi� si� �on". Za to pospieszne poca�unki i silne m�skie d�onie na jej ciele podtrzymywa�y w niej ma�rzenie. Bo chocia� odpycha�a od siebie m�czyzn, to zawsze ich dotyk wywo�ywa� w niej dziwne dr�enie.
- Jaka ty jeste� pi�kna, Ma�i - mizdrzy� si� do niej kt�rego� wieczora gospodarz Gjelstad, kiedy znale�li si� sami w oborze.
Nie by� w stanie utrzyma� r�k przy sobie i chcia� poci�g�n�� na siano. Uda�o mu si� przewr�ci� Mali, zwali� si� na ni� i pr�bowa� wsun�� r�ce pod bluzk�. Wi�a si�. stara�a si� wyrwa�, kiedy j� ca�owa�. Od�r alkoholu doprowadza� j� do md�o�ci. On ca�y budzi� w niej md�o�ci i w�ciek�o��, �e ma
j� za tak�, kt�ra pozwoli mu robi� ze sob�, co b�dzie chcia�. Wbi�a kolano w jego podbrzusze z tak� si��, �e stoczy� si� z niej i j�cza� z b�lu. Pewnie te� ze z�o�ci, my�la�a, przygl��daj�c mu si� z pogard�.
- Mia�em na sianie sto razy lepsze baby od ciebie - wy�sycza� z furi�, kiedy w ko�cu odzyska� mow�. - I one wszystkie by�y bardzo ch�tne.
- No to si� ich trzymaj! - warkn�a, patrz�c na niego swoimi br�zowymi oczyma. - Ja nie id� na siano z byle kim.
Zapuchni�ta g�ba gospodarza zrobi�a si� sina z oburze�nia, �e s�u��ca mo�e go nazwa� byle kim. Potem ju� nigdy si� do niej nie dobiera�, ale dawa� jej tyle ci�kiej pracy, �e dni sta�y si� i d�ugie, i bardzo trudne. Gdyby nie to, �e jego �ona bardzo sobie ceni�a Mali, o czym dobrze wiedzia� i cze�go zreszt� nie pochwala�, ju� dawno by j� wyrzuci� za drzwi. Zreszt� gdyby nie to, �e rodzice bardzo potrzebowali pieni�dzy, Mali sama by odesz�a z Gjelstad. Ale nie mog�a. Bieda�k�w takich jak ja nie sta� na dum�, my�la�a z gorycz�. Sa�ma mog�aby odej�� z Gjelstad i poszuka� sobie innego miej�sca, ale to nie zale�a�o tylko od niej. Chodzi�o przede wszystkim o rodzin�. Dla swoich bliskich gotowa by�a po��wi�ci� wiele. Zawsze to robi�a.
Na zboczu, kawa�ek od domu, natkn�a si� na starego ko�ta. Ociera� si� o jej nogi, mrucza� przyja�nie, wzi�a go wi�c na r�ce i przytuli�a twarz do mi�kkiego futerka. I nagle sta�n�o jej w oczach to, co niedawno przydarzy�o si� w ciemnej pralni w Gjelstad. Johan Stornes z�apa� j� i zacz�� ca�owa�, gwa�townie i �apczywie.
Wstr�tny g�upek, do tego by� pijany. Poza tym to jaki� t�-pak, my�la�a z pogard�, niezdarny, jakby niedorozwini�ty. Ch�op, kt�ry musi si� upi�, �eby nabra� odwagi do rozmowy z kobiet�. Nie uwa�a�a, �e jest z�ym cz�owiekiem, tylko jak na m�czyzn� to o wiele gorszy od innych...
Mali posadzi�a kota na ziemi i wesz�a do �rodka.
Natychmiast zauwa�y�a, �e w domu dzieje si� co� z�ego. Co� bardzo z�ego, pomy�la�a i poczu�a, �e obr�cz strachu za�ciska si� jej wok� serca. Nastr�j w domu by� przygn�biaj�cy. Mali patrzy�a na rodzin�, przede wszystkim na rodzic�w. Cie�szyli si� na jej widok, co do tego nie mia�a w�tpliwo�ci. Mi�mo to z jakiego� powodu ta rado�� nie rozja�nia�a ich oczu. Mali udawa�a, �e tego nie zauwa�a. Pozostali zreszt� te� uda�wali, �e wszystko jest w porz�dku, serdecznie witali Ma�i po d�ugiej nieobecno�ci. Czekali na ni�, st� by� nakryty do ko�lacji. Zanim jednak usiedli, Mali wyj�a drobne podarunki, kt�re dla nich przynios�a. Niekt�re kupi�a sama, niekt�re do�sta�a od gospodyni Gjelstad, na og� nic nadzwyczajnego, ale w Buvika ka�dy drobiazg przyjmowano z rado�ci�.
Matka wprost nie posiada�a si� z zachwytu nad w�dzon� szynk�, kt�r� przys�a�a jej gospodyni z Gjelstad, ojciec nato�miast mrucza� zadowolony nad woreczkiem tytoniu. Przez kr�tk� chwil� jego u�miech by� szczery i ciep�y. Tyto� to je�dyna forma luksusu, na jak� sobie pozwala�, ale chocia� by� bardzo oszcz�dny, nie zawsze mia� czym nabi� fajk�, bo zniszczony woreczek nie zawiera� ju� ani okruszka.
- Sp�jrz, Mali! Czy nie jestem �adna? - szczebiota�a Mar�grethe i kr�ci�a si� po izbie z now�, krwisto czerwon� spink� w d�ugich w�osach.
- Niczym ksi�niczka - �mia�a si� Mali i odkry�a nagle, �e nawet jej ma�a siostrzyczka zacz�a dorasta�, cho� do konfir�macji przyst�pi dopiero jesieni� tego roku.
Margrethe by�a teraz jedyn� dziewczyn� w domu. Eli, druga po Mali, tego lata te� posz�a na s�u�b�. Dwaj bracia wyci�gn�li si� bardzo od czasu, kiedy widzia�a ich ostatni raz. Obaj s� ju� wy�si od ojca, stwierdzi�a Mali z u�miechem. Dla ka�dego z nich mia�a kieszonkowy n� w prezencie, a oni dzi�kowali zak�opotani, z p�on�cymi uszami. Nie przy�wykli do prezent�w, pomy�la�a ze smutkiem. To te� jedna z tych spraw, kt�re ��cz� si� z ub�stwem.
- Jak wy�cie wyro�li, ch�opcy! - zawo�a�a ze �miechem. -Mog� dotkn�� waszych mi�ni?
Obaj si� wymawiali i odsuwali speszeni. S� zbyt duzi na takie dziecinne zabawy. Nied�ugo b�d� doros�ymi m�czy�znami. Obaj - stwierdzi�a Mali, patrz�c na braci. Dwaj ro�li, silni i pi�kni kawalerowie, kt�rzy, jak wiedzia�a, ju� pracuj� niczym doro�li i we wszystkim pomagaj� ojcu w gospodar�stwie. A co si� stanie tego dnia, kiedy znajd� sobie �ony i znikn� z domu? Mali szybko odepchn�a od siebie t� my�l. Mamy jeszcze du�o czasu, pomy�la�a. W ka�dym razie tak� mia�a nadziej�.
Na koniec da�a matce szal, kt�ry przynios�a w torbie. Ona sama dosta�a go od swojej gospodyni, ale uzna�a, �e matka b�dzie z niego bardziej zadowolona. W ka�dym razie uwa�a��a, �e matka bardziej go potrzebuje. Stary, kt�ry s�u�y� od lat, ca�kiem si� ju� zniszczy�. Teraz przynajmniej matka b�dzie mog�a i�� do ko�cio�a z podniesion� g�ow�, w nowym szalu, my�la�a Mali. I nagle zda�a sobie spraw� z tego, �e chyba ni�gdy nie widzia�a matki z podniesion� g�ow�. Cz�owiek staje si� taki, kiedy jest biedny; biedny, pozbawiony nadziei i rado��ci �ycia. Ta odrobina rado�ci, jak� matka musia�a w sobie kiedy� mie�, zosta�a zmarnowana w biedzie i ci�kiej pracy.
- Mali, co� ty! - szepta�a matka, a jej oczy nape�ni�y si� �zami. - To przecie� czyste szale�stwo.
Mali obj�a j� i poczu�a, jaka matka jest chudziutka pod ubraniem. Znowu zimne szpony strachu zacisn�y si� na jej sercu. Mo�e matka jest chora? To prawda, �e nie wygl�da na zdrow�, oczy pe�ne cierpienia, z czerwonymi obw�dka�mi. Musia�a ostatnio du�o p�aka�, a ma�o sypia�, pomy�la��a Mali z trwog�. Ale pyta� nie chcia�a. Jeszcze nie teraz.
Po kolacji ofiarowa�a si� do pomocy przy zmywaniu, ale jej nie pozwolili. W t� jedyn� niedziel�, jak� latem sp�dza w domu, powinna odpoczywa�, powiedzia�a matka i nad cynkow� wanienk� postawi�a Margrethe.
- W takim razie chyba si� troch� przejd� - powiedzia�a Mali. - Taki pi�kny wiecz�r.
Wysz�a, bo mia�a wra�enie, �e si� udusi w izbie, gdzie ja�ki� ci�ar przyt�acza� wszystkich, chocia� nikt nie chcia�
o tym rozmawia�.
Dwie krowy pas�y si� spokojnie na male�kiej ��czce. Wok� panowa� spok�j i letnia idylla, Mali jednak a� za do�brze wiedzia�a, �e w rzeczywisto�ci o �adnej idylli m�wi� nie mo�na.
Jej ojciec nigdy nie zdo�a� zebra� do�� pieni�dzy, by wy�kupi� na w�asno�� ziemi�, kt�r� uprawia�. Dzier�awi� j� i budynki od bogatego gospodarza i co roku przez wiele miesi�cy pracowa� tylko na to, by sp�aci� nale�ne procenty. Dawa�o mu si� to mocno we znaki. Z ka�dym rokiem sta�wa� si� bardziej siwy i bardziej przygarbiony, Mali zauwa�y��a to ju� wcze�niej.
Matka te� si� przedwcze�nie postarza�a, ale tak to bywa, kiedy cz�owiek nieustannie musi si� zastanawia� nad ka��dym wydanym szylingiem i nigdy nie wie, czym jutro nakar�mi czered� wyg�odnia�ych dzieciak�w. Rodzina z Buvika od wielu lat znajdowa�a si�, mo�na powiedzie�, na ostrzu no�a, nigdy nie by�o wiadomo, co dalej. Gdyby przytrafi� si� na�prawd� nieurodzajny rok albo powa�na choroba w domu, to wszystko si� rozpadnie niczym domek z kart. To, co posiada�j�, tyle w�a�nie jest warte. Wtedy nie mieliby czym zap�aci� dzier�awy, a nikt z bogatych na pewno nie przyszed�by im
z pomoc�. Mali zrozumia�a to ju� dawno temu.
Teraz i ona, i Eli by�y na tyle doros�e, by latem praco-wa� w bogatych dworach i zarabia� pieni�dze, ale i tego na d�ugo nie starczy. Obaj bracia byli dobrymi robotnikami i ju� wzi�li na siebie wi�kszo�� obowi�zk�w w ma�ym go�spodarstwie. W �niwa wynajmowali si� te� do pracy w s�-j siednim Nerset, mimo wszystko jednak rodzinie ledwo] starcza�o na najpotrzebniejsze wydatki. Ja nigdy nie b�d� tak �y�, obiecywa�a sobie Mali. Nie �eby si� wstydzi�a swo-j
jej trudnej sytuacji, ale w takim ub�stwie nikt �y� nie po�winien. Bieda przemienia cz�owieka w niewolnika, bez| szans, bez wolno�ci. Takim cz�owiekiem Mali by� nie chcia�a, cho� wiele wskazywa�o na to, �e taki w�a�nie los j� czeka. Wydoby� si� z d�ug�w i ub�stwa nie jest �atwo, wie�dzia�a o tym. Zdecydowanym ruchem g�owy przerzuci�a ci�ki warkocz do ty�u i wyprostowa�a plecy. Nigdy, pomy��la�a znowu.
Dopiero kiedy wieczorem zosta�a sama z rodzicami
w ma�ej izdebce, zapyta�a, co ich dr�czy.
- Nie powinna� si� tym martwi� - rzek� ojciec ponuro.
- Jestem ju� wystarczaj�co doros�a, ojcze - powiedzia�a Mali, patrz�c na niego. - To, co dotyczy was tutaj, w domu, dotyczy te� i mnie. Widz� przecie�, �e mama poszarza�a i wychud�a, a ty posiwia�e�, chodzisz milcz�cy. Mam prawo wiedzie�, co si� dzieje.
Cicho i przerywaj�c co chwila, ojciec wyzna�, �e od paru lat zalega z op�atami za dzier�aw�. Ostatnio te� nie posz�o tak, jak si� spodziewa�, wci�� zdarza�y si� jakie� nieszczꭜcia w najmniej spodziewanym czasie. Rozpada�y si� narz�dzia, kt�re trzeba by�o oddawa� do naprawy albo kupowa� nowe, kosztowa�o to o wiele wi�cej, ni� ojciec liczy� i ni� m�g� zap�aci�.
- A tu w dodatku ja si� rozchorowa�am na pocz�tku la�ta - wtr�ci�a matka cicho, z poczuciem winy. - Trzeba by�o
26
wzywa� doktora, kupowa� lekarstwa, a to wszystko strasz�nie du�o kosztuje - doda�a z gorycz�.
Mali poczu�a, �e robi jej si� gor�co. O tym nie mia�a po�j�cia. Ani �e matka jest chora, ani �e ojciec od wielu �at nie p�aci dzier�awy.
-I co teraz? - spyta�a, patrz�c na rodzic�w.
- Jaka w�a�ciwie jest sytuacja w Buvika, ojcze?
- Ojciec spojrza� na ni� oczyma, kt�re utraci�y wszelki blask i wszelk� nadziej�. Mali skuli�a si� pod jego wzro�kiem, obj�a matk� i przytuli�a j� mocno do siebie.
- Na jesieni nie b�d� mia� czym zap�aci� - powiedzia� oj�ciec z ci�kim westchnieniem. - A w�a�ciciel, kiedy ostatnio pr�bowa�em z nim rozmawia�, powiedzia�, �e nie mo�e d�u��ej czeka�. Albo zdob�d� pieni�dze, albo...
Matka szlocha�a cicho w jej ramionach, ojciec zerwa� si� z miejsca i kr��y� zrozpaczony po izbie.
Bo�e drogi, my�la�a Mali, a �al d�awi� j� w gardle. Teraz nasza rodzina idzie na dno. D�u�ej nie damy sobie rady, a ja nic nie wiedzia�am, poj�cia nie mia�am, �e jest a� tak �le.
- Jest tylko jedno wyj�cie - powiedzia�a szybko. - Musi�my znale�� kogo�, kto po�yczy nam pieni�dze. Kogo�, kto nam pomo�e... dop�ki sami nie...
Umilk�a, kiedy zobaczy�a spojrzenie ojca. Poj�a, �e ju� pr�bowa� kogo� takiego znale��. Milcza�a wi�c. Ale w jej duszy a� si� gotowa�o z poczucia bezradno�ci i rozpaczy. Nie wiedzia�a, jak to zrobi, by�a jednak pewna, �e znajdzie jakie� wyj�cie. Nie b�dzie biernie patrze� na to, jak rodzice i rodze�stwo trac� dach nad g�ow�, wystawieni na pogard� i kpiny otoczenia, na �ask� i nie�ask� ludzi. A przecie� ju� tyle musieli znie��, n�dza �ci�gn�a na nich ju� do�� cier�pie�, wi�cej nie b�dzie, my�la�a gniewnie. Co� w g��bi du�szy nie pozwala�o jej opu�ci� g�owy. Nigdy nie nauczy�a si� ulega� biedzie ani stoj�cym wy�ej ludziom. Nie mog�a po�godzi� si� z tym, �e teraz ub�stwo mia�oby przemieni� j� i jej bliskich w niewolnik�w.
- Poradzimy sobie z tym - oznajmi�a z pewno�ci� w glo�sie, kt�rej wcale w sobie nie czu�a. - Dawali�my sobie rad�] przedtem, to i tym razem nie b�dzie gorzej.
- Ale co mogliby�my zrobi�? - spyta� ojciec, nie spusz-czaj�c z niej tego wzroku, kt�rego nie by�a w stanie znie��.
- Mo�e masz jaki� pomys�, co?
- Mo�liwe, �e mam - odpar�a z uporem, sama zdumiona tym k�amstwem. - Wydostan� rodzin� z biedy!
Nadal nie mia�a �adnego pomys�u, jak tego dokona, alej za nic nie chcia�a si� poddawa�. Znajd� wyj�cie, powtarza��a sobie w duszy. Znajd�, �eby nie wiem co.
ROZDZIA� 3
Johan kroczy� za koby��, ci�gn�c� bron� po du�ym polu po�o�onym wysoko ponad zabudowaniami gospodarczymi. Wy�ej, tam gdzie ko�czy si� ziemia uprawna, a zaczynaj� lasy, znajdowa�y si� letnie obory. By�y u�ywane wczesn� wiosn� i p�n� jesieni�, zanim trzeba ostatecznie wprowa�dzi� krowy pod dach. Teraz jednak, jak co roku o tej porze, inwentarz znajdowa� si� w g�rach, na halach. Mniej wi�cej miesi�c po �wi�tym Janie, w sobot� wypadaj�c� najbli�ej dwudziestego lipca, pakowano wszystko, co potrzebne na g�rskich pastwiskach, zabierano dziewczyny, kt�re mia�y tam pracowa�, i oczywi�cie zwierz�ta, po czym ca�y orszak wyrusza� w g�ry, by sp�dzi� tam dwa letnie miesi�ce. Johan zwykle pomaga� w przeprowadzce. Wieziono na g�rskie pa�stwiska mn�stwo r�nych rzeczy, orszak bardzo wolno pi�� si� po zboczach i trzeba by�o silnych m�czyzn, �eby to wszystko przetransportowa�.
Teraz Johan spogl�da� na ciemny las sosnowy. Tam, gdzie si� ko�czy, zaczynaj� si� �yzne g�rskie pastwiska, po�ro�ni�te wysok�, soczyst� traw�, nad kt�rymi w ciep�ym let�nim wietrze wiruj� puszyste k��bki niezwykle bia�ej we�-nianki. Johan ju� wcze�niej tego lata odwiedza� znajduj�ce si� tam sza�asy. Poszli z kilkoma innymi m�czyznami zaraz po sianokosach przygotowa� drewno na opa� tak, by wy�sch�o, nim zacznie si� sezon. Opalu zu�ywa si� w g�rach du�o, bo dziewczyny musz� gotowa� mleko, z kt�rego robi� ser. W tym roku mieli szcz�cie do pogody i w rekordowym czasie uporali si� z przygotowaniami. Nie zawsze tak bywa,
pomy�la� Johan i skuli� si� na my�l o tych deszczowych, dystans, my�la�, i najch�tniej zadowala� si� patrzeniem na
bardzo zimnych dniach, kt�re w swoim �yciu sp�dzi� u st�p nie oraz tym co si� dzia�o w jego snach.
wielkiej g�ry. Takich sn�w jak teraz nie miewa� jednak nigdy przed�Przeci�gn�� d�oni� po zm�czonych, zaczerwienionych tem. Kr�ci�o mu si� od nich w g�owie, ale te� przepe�nia�y
oczach. Ma�o sypia� w ostatnim czasie. W ci�gu tygodni, go l�kiem. D�ugo potem le�a� rozbudzony i nie by� w stanie kt�re min�y od wesela w Gjelstad. nie m�gi przesta� uporz�dkowa� my�li, k��bi�cych si� w g�owie. my�le� o Mali. Wci�� mia� j� przed oczyma, zar�wno we W Mali by�o co�, co nie dawa�o mu spokoju, od czego �nie, jak i podczas ci�kiej pracy przy sianokosach. Bywa�o, nie potrafi� si� uwolni�. I je�li nawet dawniej odczuwa� �e nocami budzi� si� z j�kiem, a potem d�ugo le�a�, przyci�skaj�c do siebie wielk� poduszk�, rozp�omieniony z podnie�pewne podniecenie, zreszt� i teraz mu si� to zdarza�o na
cenia i od zmys�owych sn�w, w kt�rych zawsze pojawia�a widok piersiastej, bujnej panny, to nigdy tamte kobiety nie si� ona. dr�czy�y go w snach. Przynajmniej niczego takiego nie pa�mi�ta�. Z Mali by�o inaczej. Wzbudzi�a co�, co prawdopo�Oczywi�cie �ni� i przedtem o bujnych dziewczynach dobnie zawsze tam by�o, ale przedtem nie dawa�o o sobie z mi�kkimi brzuchami i okr�g�ymi biodrami. Najcz�ciej zna�. W ka�dym razie nie tak bole�nie jak teraz. Sam tak zdarza�o mu si� to w okresie dojrzewania i wtedy wyobra�a� naprawd� nie wiedzia�, co to jest, ale nie potrafi� zapano�sobie, �e sprawy z kobietami s� �atwe i nieskomplikowane. wa� nad uczuciami, kt�re �ywi� do tej nieznajomej dziew�Wtedy te� bywa�o czasami, �e budzi� si� w nocy mokry czyny. I to w�a�nie jest przera�aj�ce, pomy�la�, przystan�� i z przera�eniem my�la�, co matka powie na zabrudzone i r�kawem koszuli otar� spocone czo�o. Zwykle kontrolo�prze�cierad�o. Ale, je�li chodzi o kobiety, nic nie by�o takie, wa� swoje sprawy. Bardzo nie lubi�, �eby go co� niepokoi�o. jak Johan wcze�niej my�la�. Oczywi�cie, �e podejmowa� Spojrzenie Johana znowu po�eglowa�o w g�r�. Gdy tyl�r�ne pr�by. Niezdarnymi palcami rozpina� beznadziejnie ko sianokosy si� sko�czy�y, trzeba by�o jeszcze raz i�� na
drobne guziki bluzek i dysza� nad �miej�cymi si�, rozgrza�g�rskie pastwisko. Tym razem po to, by skosi� i wysuszy�
nymi twarzami s�u��cych. Nigdy jednak do niczego nie do�traw�. B�dzie siano na zapas, z�o�one w sza�asach poczeka chodzi�o i w ko�cu odpycha�y go zirytowane. do wiosny i zwierz�ta b�d� mia�y co je��, zanim wyjd� na
- Bo�e drogi, jaka z ciebie ofiara losu - m�wi�y, otrzepu�j�c sp�dnice. - Czy� ty nigdy kobiety nie widzia�? �atwiej podnieci� kawa�ek drewna ni� ciebie. Nic ci nie pomo�e, �e
zielon� traw�. Za lasami i halami wznosi�y si� ku b��kitnemu niebu wysokie, dzikie szczyty g�r. Tam �nieg pojawia� si� wcze��
jeste� dziedzicem Stornes - dodawa�y ze z�o�ci�. nie i topnia� p�no. Bywa�o, �e kt�ra� z owiec wpad�a w ka�Po takich prze�yciach zwykle d�ugo czeka�, zanim zde�mienn� pu�apk� na osypisku, Johan wielokrotnie bra� cydowa� si� znowu spr�bowa�. I w miar� jak lata mija�y, ro�udzia� w poszukiwaniu takich zab��kanych zwierz�t. W�a�bi� to coraz rzadziej. Z gorycz� my�la�, �e w�a�ciwie to boi �ciwie nie przepada� za g�rsk� wspinaczk�, ale nawet on si� kobiet. Przede wszystkim ich szyderczego �miechu i po�potrafi� stan�� w niemym podziwie dla widok�w, jakie si� gardy, jak� mu okazywa�y, kiedy nie uda�o mu si� niczego stamt�d rozci�ga�y. W takich chwilach, kiedy stal wysoko
zdzia�a�. Od tego �miechu czu� si� dziwnie ma�y, jakby i patrzy� na �wiat, czu� si� dziwnie malutki. G�ry nad nim nie by� m�czyzn�. Bezpieczniej jest trzyma� si� od nich na | wydawa�y si� ogromne. Co prawda dziedzic Stornes cz�sto
czu� si� ma�y, ale wra�enie, jakiego doznawa� w obliczu czego� niesko�czenie wielkiego, by�o jednak inne ni� to, z jakim musia� sobie poradzi�, kiedy mu nie wysz�o z ko-biet� albo zosta� skrzyczany przez matk�. W takich chwi�lach jak ta w g�rach pojawia�o si� co� w rodzaju pokory, nie do ko�ca wiedzia� dlaczego. Wielokrotnie jednak przycho�dzi�a mu do g�owy my�l, �e wobec natury wszyscy s� mali. Nawet jego matka, cho� akurat ona nigdy by si� do tego nie przyzna�a. Johan jednak zetkn�� si� w swoim �yciu z dzia��aniami tylu si� natury, �e wiedzia�, i� tak w�a�nie jest