14499
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 14499 |
Rozszerzenie: |
14499 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 14499 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 14499 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
14499 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Theodore Sturgeon
Klucz do nieba
prze�o�y�: Wiktor Bukato
Iskry . Warszawa 1985
Tytu� orygina�u It Opens the Sky
Copyright � 1957 by Mercury Press Inc.
Polish translation copyright � by Wiktor Bukato, Warszawa 1985
Sturgeon w�r�d nas
Urodzony w roku 1918 w Nowym Jorku Theodore Sturgeon jest u nas pisarzem w�a�ciwie nie
znanym. Poza kilkoma zaledwie opowiadaniami publikowanymi tu i �wdzie w prasie polski
czytelnik niewiele mia� okazji zapozna� si� z jego tw�rczo�ci�. A jest ona bogata: autor ma w
swym dorobku siedem powie�ci i kilkana�cie zbior�w opowiada�.
Theodore Sturgeon urodzi� si� jako Edward Hamilton Waldo, p�niej jednak przyj�� nazwisko
swego ojczyma, kt�rego zawsze obdarza� najwy�szym szacunkiem. Nigdy nie by� zbyt dobrym
uczniem: szko�� porzuci� wcze�nie, po czym ima� si� r�nych zaj��. By� marynarzem, domokr��c�,
muzykiem gitarzyst�, kierownikiem hotelu, a nawet operatorem spychacza. Nic dziwnego zatem,
�e potrafi� w swoich utworach plastycznie kre�li� sylwetki bohater�w, tak samo przedstawicieli
najr�niejszych zawod�w.
Zadebiutowa� w roku 1937.opowiadaniem zamieszczonym w prasie, kt�re jednak nic wsp�lnego
z fantastyk� nie mia�o. Do grona autor�w science fiction wpisa� si� dwa lata p�niej publikuj�c w
s�ynnym magazynie Astounding Science Fiction opowiadanie pt. Ether Breather. Jego pierwszy,
trzyletni, wyj�tkowo p�odny okres tw�rczy (w tym czasie opublikowa� prawie trzydzie�ci opowiada�)
zako�czy�o powo�anie do wojska podczas II wojny �wiatowej.
Po demobilizacji objawi� si� jako autor p�odny i �wiadom swych zdolno�ci. W dalszym ci�gu
publikowa� g��wnie w czasopismach; umieszczone tam opowiadania zebrano p�niej w tomach
Without Sorcery (1948), E Pluribus Unicom (1953), A Way Home (1955), Caviar (1955), A Touch
of Strange (1958), Aliens 4 (1959), Beyond (1960), Sturgeon in Orbit (1964), ..And My Fear Is
Great And Baby �s Three (1965), Starshine (1966). Potem nast�pi�a kilkuletnia przerwa, podczas
kt�rej rozesz�y si� pog�oski, �e Sturgeon od dawna nie �yje, a wszystkie poprzednio wydane zbiory
zawieraj� opowiadania napisane jeszcze w latach pi��dziesi�tych (co zreszt� by�o prawd�).
Odpowied� autora nadesz�a w postaci tomu zupe�nie nowych opowiada� pod znamiennym tytu�em
Sturgeon Is Atwe And Well (1971), po kt�rym ukaza�y si� jeszcze Case And the Dreamer (1974)
oraz znowu tom starszych opowiada� pt. The Worlds of Theodore Sturgeon (1972). P�niej wyda�
jeszcze The Stars Are the Styx i Golden Helix.
Gwoli uczciwo�ci trzeba powiedzie�, �e Thaodore Sturgeon jest r�wnie� autorem powie�ci, z
kt�rych tylko jedna zyska�a szersze uznanie. Mowa tu o tomie pt. More than Human (1953), kt�ry
zreszt� nie jest tu najlepszym przyk�adem, bowiem znowu stanowi kompozycj� kilku opowiada�,
kt�rych akcja toczy si� w�r�d tego samego t�a, z tymi samymi bohaterami. Inne powie�ci to The
Cosmic Rape (1958), The Dreaming Jew�ls (1950), Venus Plus X (1960) oraz trzy inne utwory
poza obszarem zainteresowa� mi�o�nik�w fantastyki.
Theodore Sturgeon jest laureatem nagrody International Fantasy Award za powie�� Mor� than
Human oraz Hugo i Nebula w roku 1970 za opowiadanie Slow Sculpture. Je�li chodzi o �ycie
prywatne, by� kilkakrotnie �onaty, a owocem tych zwi�zk�w jest liczne potomstwo.
Wiktor Bukato
Klucz do nieba
Szcz�cie raz jeszcze mu za�wieci�o, tym razem prosto w oczy, a� zamruga�.
Deeming zatrzyma� si� przy skrzy�owaniu - mieszka� w tej cz�ci miasta, gdzie ulice wci��
jeszcze przecina�y si� na jednym poziomie - i czeka� na zmian� �wiate�, kiedy na znajduj�cym si�
w pobli�u s�upku, dok�adnie na poziomie jego wzroku, pojawi�a si� r�ka. Mia�a na przegubie cienk�
z�ot� bransoletk� z zegarkiem. Zamruga� oczami w�a�nie z powodu tego zegarka. Widzia� taki tylko
raz w �yciu; by�o to cudownie wykonane cacko z w�ziutkimi cyferkami wyci�tymi z rubin�w. Rol�
wskaz�wek pe�ni�y owe cyfry, kt�re zapala�y si� co godzin�, za� minuty wskazywa�
rdzawobursztynowy b�ysk kr���cy po tarczy. Zegarek by� zasilany geomagnetycznie: i tysi�ce lat
by nie starczy�o, �eby si� zepsu� lub zacz�� sp�nia�. Pochodzi� z jakiej� planety w Mg�awicy
Kraba, gdzie przedstawiciele najmniejszej znanej cz�owiekowi inteligentnej rasy �mia�o sobie
poczynali w dziedzinie wyrob�w mechaniki precyzyjnej.
Deeining oderwa� oczy od zegarka i przesun�� wzrok od przegubu r�ki ku twarzy w�a�cicielki.
Nie przepada� specjalnie za zwierz�tami, jednak kobiety, kt�re zna�, klasyfikowa� wed�ug kodu
zoologicznego. By�y wi�c w�r�d nich piskl�tka, �abki, kr�liczki, suki - wedle skali atrakcyjno�ci.
Tym razem mia� przed sob� star� koz�.
Wygl�da�a tak, jakby uda�o jej si� zmie�ci� sze��dziesi�t lat �ycia w trzydziestu kilku. By�a ju�,
na rauszu, mimo jeszcze wczesnego wieczoru; w�a�nie z tego powodu musia�a si� oprze� o s�upek
czekaj�c, tak jak on, na zmian� �wiate�. Nie zauwa�y�a go, jeszcze, co mu odpowiada�o, udawa�
wi�c r�wnie zamy�lonego, jak ona.
Po�wi�c� na to dwie godziny, pomy�la�; po chwili jednak, gdy kobieta - zachwia�a si� lekko, a
potem odzyska�a r�wnowag� zbyt szybko i zbyt dok�adnie - jak przysta�o na pijanego, kt�ry
przestaje zachowywa� si� godnie, a zaczyna si� zatacza� - zszed� do p�torej godziny. Zegarek
b�dzie m�j za p�torej godziny. Zak�ad?
�wiat�a zmieni�y si� i Deeming wszed� na jezdni� przed kobiet�. Za rogiem zatrzyma� si�, by
popatrze� na jej odbicie w wystawie, gdy si� zbli�a�a. Sz�a sztywno, ale jednak zarzuca�o j�
cokolwiek w lewo. Pu�ci� j� przodem i ku swemu szcz�ciu ujrza�, jak wchodzi do cocktail-baru.
Ruszy� w przeciwn� stron�, wszed� do restauracji, a tam prosto do m�skiej toalety. Przez chwil�
by� sam i to mu wystarczy�o: spod nosa znikn�� sztywny, przystrzy�ony w�sik; z oczu ciemnoz�ote
szk�a kontaktowe, tak �e teraz oczy jego by�y niebieskie. Zaczesa� przedzia�ek uk�adaj�c g�adkie
ciemne w�osy w fale. Wyj�� z kieszeni p�calowej grubo�ci korki, kt�re zmieni�y mu ch�d dodaj�c
wzrostu, i tak ju� znacznego. Zdj�� marynark� i wywr�ci� j� na drug� stron�, przez co straci� �w
szary, bezbarwny wygl�d pasuj�cy do pana Deeminga, drugiego zast�pcy kierownika recepcji w
hotelu Rotoril, przybra� natomiast sportow�, zawadiack� postaw� Jimmyego B�yska. Jimmy B�ysk
pojawia� si� zawsze i znika� w toaletach, ale nie ze wzgl�du na odosobnienie, tylko dlatego, �e by�o
to jedyne miejsce, do kt�rego z pewno�ci� nie zachodzili ci pieprzeni Anio�owie, kt�rzy zreszt� nie
mieli po co, bo i tak nie jedli.
Wychodz�c z restauracji Deeming mia� t� przyjemn� pewno��, �e nikt nie zauwa�y�, jak do
toalety wchodzi� on, a opuszcza� j� Jimmy B�ysk. Za rogiem otworzy� drzwi cocktail-baru.
Deeming siedzia� ponury na brzegu ��ka. Podrzuci� zegarek i z�apa� go w powietrzu.
Ostatecznie nie by�o to p�torej godziny, ale prawie dwie i p�. Nie wzi�� pod uwag�, �e mo�e jej
a� tak bardzo zale�e� na tym zegarku. Nie chcia�a go zdj��, �eby m�g� mu si� przyjrze�, i nie
uwierzy�a mu, �e �le chodzi, a on potrafi go w sekund� wyregulowa�; musia� wi�c zastosowa� sw�j
stary chwyt z k�piel�, o p�nocy. Uda�o mu si� tak j� wsadzi� do samochodu, �e nie dojrza�a
numeru rejestracyjnego, a potem zr�cznie zaparkowa� nad rzek� w niewidocznym miejscu. Nie
potrafi� oceni�, jak bardzo by�a pijana. Kiedy opowiada�a o swoim m�u - po kt�rym pozosta� jej
w�a�nie tylko ten zegarek - zanadto wytrze�wia�a i trzeba by�o wielu uspokajaj�cych, mi�ych
s��wek, aby zmieni�a temat rozmowy. W ko�cu jednak uda�o mu si� nam�wi� j�, �eby zdj�a
ubranie i zegarek i po�o�y�a na brzegu rzeki; wtedy chwyci� wszystko i pogna� do samochodu, nim
zdo�a�a krzykn��: �Och, Jimmy, nie mo�esz mi tego zrobi�" - wi�cej ni� dwa razy. Nie mia� poj�cia,
jak ona dostanie si� do miasta, ale guzik go to obchodzi�o. W portmonetce znalaz� pi�tk� oraz
dow�d osobisty. Pieni�dze schowa� do kieszeni - by�o tego mniej wi�cej tyle, ile kosztowa�y
postawione jej drinki - a reszt� rzeczy spali�, w��cznie z ubraniem. Czysta robota - a poza tym
ca�kowicie niepodobna do innych jego wyczyn�w; nic z tak� pewno�ci� nie �ci�ga ludziom na kark
Anio��w jak zwyczajna zbrodnia zwyczajnie pope�niona. Powinien by� dumny.
I by� dumny, ale tak�e ponury, a to go z�o�ci�o. Zar�wno ten ponury nastr�j, jak i irytacja nie by�y
mu obce i w �aden spos�b nie m�g� poj��, czemu nawiedzaj� go w�a�nie zawsze po robocie. Mia�
wiele powod�w do zadowolenia. By� wysoki, przystojny, sprytny jak Anio�, mo�e nawet
sprytniejszy; robi� to ju� od tylu lat, a nigdy nawet si� nie zanosi�o na to, �e go zwin�. Cholerne
manekiny. Niekt�rzy twierdz�, �e to roboty. Inni - �e supermeni. Ludzie dotykaj� ich szat, bo to
rzekomo przynosi szcz�cie, albo �eby im chore dziecko wyzdrowia�o. Anio�owie nie �pi�. Nie
jedz�. Nie nosz� broni. Kr�c� si� u�miechni�ci, pomagaj�, przypominaj� ludziom, �eby byli dla
siebie dobrzy. W ksi��kach pisz�, �e by�a kiedy� jaka� policja, wojsko. Ju� nie ma. Po co, skoro
Anio�owie pojawiaj� si� natychmiast, nie proszeni przez zainteresowane osoby, �wi�toszkowaci, z
kuloodporn� sk�r�.
Jasne, �e jestem cwa�szy od Anio�a, my�la� Deeming. A co to w og�le jest taki Anio�? Kto�, kto
ma zasady, do .kt�rych si� stosuje. (Ja mam nieco wi�cej luzu.) Kto�, kto od razu rzuca si� w oczy
swoim wygl�dem, a jeszcze bardziej przez swoje sztuczki, z�ociste szaty i ca�y ten szpan. (Ja za to
jestem niepozornym gryzipi�rkiem w podejrzanym hoteliku albo te� obrotnym w j�zyku
nieuchwytnym farmazonem o lepkich palcach - to zale�y od sytuacji).
Podrzuci� zegarek do g�ry, z�apa�, popatrzy� na niego i dalej by� ponury. Zawsze by� ponury, gdy
mu si� uda�o, a udawa�o mu si� zawsze. Nigdy nie pr�bowa� niczego, co grozi�o ,wpadk�.
W tym chyba ca�y problem, pomy�la� wyci�gaj�c si� na ��ku i patrz�c w sufit. Mam w sobie tyle
czadu, a wykorzystuj� tylko cz��.
Nigdy przedtem tak o tym nie my�la�em.
�ami� wszystkie regu�y - ale z zabezpieczeniem. Zabezpieczam si� bardziej ni� jaki�
urz�dniczyna, kt�ry kupuje polis� na jazd� autobusem. Siedz� pod przykrywk�, jak robak pod
kamieniem. Jasne, �e sam j� sobie na�o�y�em; wol� to ni� przykrywk�, nawet obszern�, ale na-
�o�on� przez spo�ecze�stwo czy religi�. Ale i tak... niebo jest zamkni�te. Potrzebny mi rozmach, ot
co.
A mo�e, my�la� siedz�c i spogl�daj�c spode �ba na trzymany w r�ku zegarek, mo�e potrzebny
mi zysk wart tych pomys��w i zr�czno�ci, kt�r� w to wk�adam. Ile� to ju� lat pracuj� uczciwie za
grosze i kradn� ostro�nie za... no, powiedzmy, czasem za co� wi�cej ni� grosze.
- A skoro ju� o tym mowa, to lepiej opchn� ten drobiazg, zanim tamten zabytek po astronaucie
znajdzie sobie listek figowy i policjanta z gwizdkiem do zagwizdania.
Podni�s� si� kiwaj�c powoli g�ow� z niesmakiem i �ycz�c sobie w duchu, �eby cho� raz, cho�
jeden cholerny raz m�g� zrobi� jaki� numer i mie� z tego frajd�, na jak� zas�uguje.
Wyci�gn�� r�k� ku drzwiom, kt�re odpowiedzia�y mu stukaniem.
- No i widzisz, rzek� do siebie wci�� z tym samym niesmakiem, widzisz? Kto inny zamar�by teraz
na miejscu, zblad�, wrzuci� zegarek do regeneratora, zacz�� si� poci�, miota�, po pokoju jak szczur
w klatce. A ty: stoisz zupe�nie nieruchomo, my�lisz trzy razy szybciej ni� komputer �smej generacji,
sprawdzasz wszystko, w��cznie z tym, co ju� zrobi�e� na wypadek takiej sytuacji - w�sik zn�w pod
nosem, zn�w piwne oczy, obni�ony wzrost, korki ukryte, w dwustronnej marynarce, a marynarka z
kolei schowana za desk� w szafie.
- Kto tam?
...G�os opanowany, puls spokojny - tak, g�os Deeminga; puls sama niewinno�� - to nie
przeszar�owany ton Jimmyego, i nami�tne bicie serca. No wi�c sk�d ponuro��, ch�opcze? Co jest
z tob�, �e tak nie cierpisz siebie i ka�dej sytuacji, w kt�r� wpadniesz, tylko dlatego, �e od samego
pocz�tku wiesz, �e tak �wietnie dasz sobie rad�?
- Czy mog� z panem chwil� porozmawia�, panie Deeming?
Nie zna� tego g�osu. To dobrze albo �le; zale�y. Je�li dobrze, to po co si� martwi�? A po co si�
martwi�, je�li �le?
Wrzuci� zegarek do bocznej kieszeni i otworzy� drzwi.
- Mam nadziej�, �e nie przeszkadzam - powiedzia� kr�py facet, kt�ry sta� za progiem.
- Prosz� wej��. - Deeming zostawi� drzwi otwarte i odwr�ci� si� plecami. - Niech pan siada. -
Za�mia� si�. niepewnym chichotem zast�pcy zast�pcy. - Mani nadziej�, �e pan co� sprzedaje. Nic
nie kupi�, ale mi�o mie� z kim porozmawia�.
Us�ysza�, jak drzwi si� dok�adnie zamykaj�. Kr�py facet nie usiad� ani si� nie roze�mia�.
Deemingowi nie spodoba�a si� ta cisza, wi�c si� odwr�ci�, czego tamten wyra�nie oczekiwa�.
- Ma pan z kim porozmawia� - powiedzia� cicho. - Z Richardem E. Rockhardem.
- Wspaniale - odpar� Deeming. - A kt� to taki ten Richard E. Rockhard?
- Nie s�ysza� pan... hm, w�a�ciwie to nic dziwnego. O grubych rybach wiedz� wszyscy. Ale jak kto�
ma ju� takich wa�niak�w na posy�ki, to wiadomo o nim nie wi�cej ni� o jakim� m�odszym
referencie, panie Deeming... S�ysza� pan o firmie handlowej Antares? Albo o Liniach Lunarnych i
Zewn�trznych? Albo o Kopalniach Galaktycznych?
- To znaczy, ten Rockhard to...
- Nie tylko to, panie Deeming. Nie tylko.
Jimmy B�ysk wytrzeszczy�by oczy i cicho gwizdn��. Deeming z�o�y� d�onie i wyszepta�: - O m�j
Bo�e...
- No wi�c? - zapyta�, facet, odczekawszy chwil� na ci�g dalszy, kt�rego nie by�o. - P�jdzie pan do
niego?
- Chce pan powiedzie�... do Rockharda? Chce pan powiedzie�... ja? Chce pan powiedzie�...
teraz?
- Chc� powiedzie� to wszystko.
- Ale dlaczego on... co... dlaczego w�a�nie ja? - zapyta� Deeming skromnie, jak przysta�o na
podrz�dnego gryzipi�rka.
- On potrzebuje pa�skiej pomocy. .
- O m�j Bo�e. Nie mam poj�cia, co ja m�g�bym takiemu cz�owiekowi... A mo�e mi pan powie, o co
chodzi?
- Nie - rzek� przybysz.
- Nie?
- Nie, poza tym, �e to pilne, wa�ne, a op�aci si� panu bardziej ni� wszystko, cokolwiek pan w �yciu
zrobi�.
- O m�j Bo�e - powt�rzy� jeszcze raz Deeming. - No to niech pan lepiej poszuka jakiego� Anio�a.
Oni pomagaj� ludziom. Ja nie potrafi�...
- Pan potrafi to, czego Anio�owie nie potrafi�, panie Deeming. Deeming za�mia� si� w spos�b,
kt�ry wiele m�wi� o miejscu i roli maluczkich w �wiecie.
- Pan Rockhard uwa�a, �e pan potrafi, panie Deeming. Pan Rockhard w i e, �e pan potrafi.
- On wie... o mnie?
- Wszystko - odrzek� kr�py bez wahania.
Deeming poczu� przelotny �al, �e nie zdecydowa� si� zniszczy� zegarka. Zdawa� mu si� teraz
tak wielki, niepewny i gor�cy jak miska zupy wetkni�ta do kieszeni. - Lepiej jednak zwr��cie si� do
jakiego� Anio�a - podsun�� ponownie.
Przybysz spojrza� na drzwi i przysun�� si� bli�ej.
- Zapewniam pana, panie Deeming - odrzek� cicho, lecz z przekonaniem ;- �e w tym przypadku
pan Rockhard nie mo�e i nie chce tego zrobi�.
- To mi wygl�da na co�, czego lepiej nie tyka� - odpar� sztywno Deeming.
Facet wzruszy� ramionami.
- Dobra. Nie, to nie. - Ruszy� w stron� drzwi. Deeming nie m�g� si� jednak tym razem
powstrzyma�.
- A co b�dzie - wyrzuci� z siebie - je�li odm�wi�?
Kr�py nawet si� nie odwr�ci�, by mu odpowiedzie�.
- Przyrzeknie mi pan, �e zapomni o tej rozmowie - rzek� od nie chcenia - szczeg�lnie, je�li zapyta
pana o to kt�ry� z tych pan�w w �adnych szatkach.
- I to wszystko?
Po raz pierwszy na niewzruszonej twarzy pojawi� si� cie� rozbawienia.
- Poza tym, �e do ko�ca dni b�dzie si� pan zastanawia�, co pan straci�.
Deeming zwil�y� wargi.
- Niech mi pan powie tylko jeszcze jedno. A je�li p�jd� do pa�skiego Rockharda, porozmawiam z
nim, a mimo to zechc� odm�wi�?
- To panu, oczywi�cie, wolno. Je�li pan zechce.
- Chod�my - zdecydowa� si� Deeming. Znajdowali si� ju� nad miastem w luksusowym �mig�owcu,
kiedy przysz�o mu do g�owy, �e s�owa �je�li pan zechce", wypowiedziane w taki spos�b, jak to
zrobi� kr�py facet, mog� mie� wiele znacze�. Odwr�ci� si� do niego, by si� odezwa�, ale twarz
tamtego, przez sam spok�j, kt�ry si� na niej malowa�, wyra�a�a jedno: �e jest to cz�owiek, kt�ry
swoje zadanie wykona� i nie doda ju� ani jednego s�owa.
Richard E. Rockhard mia� popielatob��kitne w�osy i niebieskie, zimne jak l�d oczy; jego s�owa
wali�y w cz�owieka jak ostrze topora, celnie, nie bacz�c na odpryski. Ostrze tego topora by�o
wyostrzone dok�adnie - jak brzytwa. Deeming nie w�tpi�, �e ten cz�owiek to Kopalnie Galaktyczne i
tamte inne rzeczy. Nie mia� r�wnie� w�tpliwo�ci, �e Rockhard potrzebuje pomocy. Twarz mia�
poryt� bruzdami, a szkar�atne siateczki naczy� w bia�kach oczu z braku snu nabieg�y krwi�. Oto by�
cz�owiek, kt�ry m�wi� prawd�, bo nie mia� czasu na k�amstwa..
- Jest mi pan potrzebny, Deeming. Zak�adam, �e pan mi pomo�e, i wobec tego przedstawi� swoj�
spraw� - powiedzia�, gdy znale�li si� sami we wspania�ym gabinecie wewn�trz niewiarygodnego
wprost apartamentu. - Daj� panu s�owo, �e dop�ki pan si� nie zdecyduje udzieli� mi pomocy, nic
panu z mojej strony nie -grozi. Je�li jednak przyjmie pan moj� propozycj�, musi pan wiedzie�, �e
niebezpiecze�stwo jest znaczne. - Skin�� g�ow� do siebie samego i powt�rzy�: - Znaczne.
Deeming, recepcjonista w hotelu, zdo�a� w my�l tej wersji powiedzie� tylko: - Panie Rockhard,
jestem zaskoczony, �e zwr�ci� si� pan do kogo� takiego jak ja w sprawie... - poniewa� Rockhard
uderzy� d�o�mi w biurko i wychyli� si� nad nim do po�owy.
- Panie Deeming - odezwa� si� �agodnym, lecz pe�nym napi�cia g�osem, kt�ry przypomina� silnik
na ja�owym biegu got�w w ka�dej chwili ruszy� - wiem o panu wszystko. Wiem, poniewa�
potrzebny by� mi kto� taki, jak pan, a mam odpowiednie �rodki, by go znale��. Niech pan sobie
zgrywa szarego cz�owieczka, skoro to panu odpowiada, ale pan si� myli s�dz�c, �e mnie to zmyli.
Pan nie jest przeci�tnym cz�owiekiem, inaczej - m�wi�c pro�ciej - nie by�oby pana tu w tej chwili,
bowiem przeci�tny cz�owiek nie skusi�by si� na co�, co jak wie, jest wyst�pkiem w oczach Anio��w.
Deeming odrzuci� wi�c poz� szarego, nie�mia�ego faceta, uprzejmo�� i respekt
charakterystyczne dla zast�pcy zast�pcy.
- Nawet dla cz�owieka nieprzeci�tnego - powiedzia� - oznacza to ryzyko.
- My�li pan o mnie?. Mnie z pana strony nic nie grozi, Deeming. Pan by mnie nie wyda�, nawet
gdyby pan wiedzia�, �e nie mog� si� zem�ci�. Pan nie lubi Anio��w. Pan nigdy jeszcze nie spotka�
nikogo drugiego, kto by ich tak nie lubi�. Dlatego lubi pan mnie.
Deeming musia� si� u�miechn��. Skin�� g�ow�. Ciekawe, pomy�la�, kiedy da mi odczu�, �e je�li
mu nie pomog�, b�dzie mnie szanta�owa�?
- Nie mam zamiaru pana szanta�owa� - powiedzia� znienacka starzec. - Chc� pana w to wci�gn��
obietnic� nagrody, a nie wepchn�� gro�bami. Pan jest cz�owiekiem, kt�rego chciwo�� przewy�sza
strach. - U�miecha� si� jednak, gdy to m�wi�. Potem za�, nie czekaj�c na jak�kolwiek reakcj�,
przedstawi� swoj� propozycj�. Zacz�� m�wi� o swoim synu.
- Kiedy ma si� nieograniczone dochody i jedynego syna, cz�owiek pocz�tkowo my�li, �e
znajdzie w nim jakby przed�u�enie siebie - bo to twoja krew i chcesz oczywi�cie, �eby poszed� w
twoje �lady. Kiedy ci jednak przyjdzie do g�owy, �e m�g�by z tej drogi zboczy� - a u�wiadamiasz to
sobie zwykle, gdy jest ju� za p�no - puszczasz spraw� na �ywio�, zak�adaj�c wygodnie, �e
naciskami za�atwisz to, w czym geny okaza�y si� bezsilne.
W ko�cu stajesz przed wyborem - nie: czy utrzyma� syna, czy go straci�; tego wyboru ju� nie
masz - ot� stajesz przed wyborem, czy si� go wyrzec, czy te� da� mu spok�j. Je�li zale�y ci
bardziej na sobie i tym, co zbudowa�e�, ni� na synu, wyrzucasz go i niech idzie do diab�a. Ja -
zamilk�, zwil�y� wargi i szybkim spojrzeniem obrzuci� twarz Deeminga, potem za� swoje z�o�one
r�ce - ja zostawi�em go w spokoju.
Przez chwil� milcza�; potem za� rozerwa� splecione d�onie i po�o�y� je delikatnie przed sob�
jedn� obok drugiej.
- Nie �a�uj� tego, bo pozostali�my w przyja�ni. Jeste�my dobrymi przyjaci�mi; pomaga�em mu,
jak tylko mog�em, to znaczy powstrzymywa�em si� od pomocy, kiedy chcia� post�pi� po swojemu,
a dawa�em mu wszystko, o co poprosi�, niezale�nie od tego, czy moim zdaniem by�o warto, czy
nie. - U�miechn�� si� nagle i wyszepta� bardziej do swych nieruchomych r�k ni� do Deeminga: -
Takiemu synowi, je�li chce pomalowa� sobie brzuch na niebiesko, kupujesz farb�. - Spojrza� na
Deeminga. - Jego niebiesk� farb� by�a archeologia; kupi�em mu j�. Wyeksploatowane stanowiska,
czysta wiedza, z kt�rej nigdy nie b�dzie mia� chleba. Dla mnie to �aden zaw�d, ja my�l� innymi
kategoriami, ale Donald o niczym innym nie chcia� s�ysze�.
- Jest jeszcze s�awa - odezwa� si� Deeming.
- Nie w przypadku tej wyprawy. Ten ch�opak chce znikn��, prze sta� istnie�, sta� si� niczym, id�c
�ladem, kt�ry prawie na pewno prowadzi donik�d, ale je�li nawet dok�d� prowadzi, to tylko do
jakiej� osobliwo�ci dla erudyt�w typu kamienia Champolliona, papirus�w z Morza Martwego czy
j�zyk�w zamar�ych w piezokryszta�ach z Phygmo IV. - Rozpostar� r�ce i ponownie je opu�ci�. -
Niebieska farba. I ja mu j� ku pi�em.
- Co pan ma na my�li m�wi�c �przesta� istnie�, znikn��"? Nie znaczy to przecie� �umrze�"?
- Bardzo dobrze, Deeming. Jest pan wyj�tkowo bystry. Oznacza to, �e aby p�j�� za tym swoim
kwiatem paproci, m�j syn musi narazi� si� Anio�om. Nie mog� go powstrzyma�, ale mog� na niego
zaczeka�, a� b�dzie wraca�. Kupi�em mu wi�c jeszcze jedn� puszk� farby - bilet na Grebd.
Deeming odruchowo cicho zagwizda�. Nazw� Grebd nosi�o s�o�ce, kr���ca wok� niego planeta
i miasto na tej planecie - w obr�bie Worka W�gla. Tamtejsi mieszka�cy opanowali metod�
pseudochirurgiczn� znacznie bardziej zaawansowan� ni� wszelkie inne zabiegi znane w zbadanej
cz�ci Kosmosu. Potrafili dowoln� istot� zmieni� tak dalece, jak sobie tego �yczy�a, nawet jej
budow� biochemiczn� opart� na w�glu na budow� opart� na �a�cuchu borowym; albo i takie
subtelno�ci jak zmiana wykrywalnej charakterystyki fal m�zgowych, uk�adu naczy� w siatk�wce
czy nawet nosa. Potrafili odtworzy� (wyhodowa�?) ca�ego cz�owieka dos�ownie ze strz�pa jego
cia�a, pod warunkiem, �e kom�rki jeszcze �y�y. A co najwa�niejsze, umieli przeprowadza� te
wszystkie zmiany, oboj�tne, jak radykalne, pozostawiaj�c nie naruszony (na ��danie) �wiadomy
umys�.
Jednak cena remontu kapitalnego tej miary przekracza�a granice rozs�dku - chyba �e motywy
mie�ci�y si� w tych granicach. Deeming spojrza� na starca z nie ukrywanym podziwem. Nie tylko
by� on w stanie zap�aci� tak� cen�, ale i chcia� - chcia� nawet w sprawie, kt�rej nie popiera�. �eby
tak si� troszczy� o syna - �eby troszczy� si� tak bardzo maj�c obecnie t� tylko nadziej�, �e
spotkasz przypadkiem zupe�nie obcego cz�owieka, kt�ry mo�e we�mie ci� na bok i szepnie:
�Cze��, tato", ale dla kt�rego nie mo�esz nic ju� wi�cej zrobi�... Bo je�li �w syn przekroczy� tak
drastycznie zarz�dzenie Anio��w, �e a� potrzebna mu jest wyprawa na Grebd, to przecie�
Anio�owie nie spuszcz� oka ze starszego pana do ko�ca jego dni - tak �e nie odwa�y si� nawet
u�miechn�� do tego nieznajomego. Takie wykroczenie r�wna si� �mierci. Czy w tej sytuacji ojciec
odwa�y si� cho�by u�cisn�� d�o� synowi? - Na mi�o�� bosk� - szepn�� Deeming - a czego on a�
tak bardzo zapragn��?
- Jakiego� glifu. Istnieje teoria, �e cywilizacja Aldebarana powsta�a z tych samych korzeni
etnicznych co cywilizacja na Planetach Massona. Dla mnie brzmi to nonsensownie, ale nawet je�li
to prawda, i tak nie ma w tym wiele sensu. Jednak pewne nik�e �lady wskazuj� na planet� zwan�
Revelo. Tam mog� si� znajdowa� wytwory cywilizacji, kt�re by dowodzi�y s�uszno�ci tej tezy.
- Nigdy o niej nie s�ysza�em - rzek� Deeming. - Revelo... n-nie. No wi�c dokonuje on swojego
odkrycia. Jedzie na Grebd. Poddaje si� ca�kowitej przemianie. I nigdy w �yciu nie mo�e przyzna�
si� do autorstwa odkrycia, kt�rego dokona�.
- Teraz pan widzi, jaki jest Donald � powiedzia� starzec z ironi�. - Jemu chodzi tylko o dokonanie
odkrycia. Nie zale�y mu na tym, komu przypisz� zas�ug�.
Popatrzyli na siebie nawzajem, dziel�c brak zrozumienia. W ko�cu Deeming skin�� lekko g�ow�
na znak, �e to niewa�ne, czy rozumie, czy nie. Je�li Donald Rockhard jest niespe�na rozumu, to
jego sprawa.
- A sk�d w tym wszystkim Anio�owie?- zapyta�.
- Revelo - powiedzia� starzec -- to planeta zamkni�ta.
No wi�c, pomy�la� natychmiast Deeming, to po krzyku, w czym problem? Planeta zamkni�ta
jest zawsze otoczona specjalnym polem; je�li przez, takie pole przeniknie jaki� migowiec, to
wszystko, co �ywe na pok�adzie, natychmiast przestaje �y�. Je�li Donald znalaz� si� na Revelo, to
Donald nie �yje. Je�li natomiast po drodze wyrwa�o go z nadprzestrzeni zewn�trzne pole
ostrzegawcze, to znaczy, �e nigdy nie wyl�dowa� na Revelo, nie z�ama� zakazu Anio��w i nie
znalaz� si� w trudnym po�o�eniu. Deeming powiedzia� to na g�os.
Rockhard powoli zaprzeczy� ruchem g�owy.
- On w tej chwili znajduje si� na Revelo, �ywy. O ile wiem - doda�.
- Niemo�liwe - stwierdzi� kategorycznie Deeming. - Nie mo�na przelecie� przez pole wok� planety
zamkni�tej i pozosta� przy �yciu.
- S�usznie - powiedzia� starzec - a mimo to on tam jest. Niech pan s�ucha; powiem panu co�, co
poza mn� wiedz� jeszcze tylko cztery osoby. Istnieje mo�liwo�� przedostania si� na planet�
zamkni�t�.
Cztery lata temu jeden z moich statk�w natkn�� si� na wrak. B�g jeden wie, sk�d pochodzi�. By�
ca�y potrzaskany, ale na pok�adzie znajdowa�y si� dwie nie uszkodzone �odzie ratunkowe. �odzie
ratunkowe wyposa�one w migonap�d.
- �odzie? W takim razie musia�y by� wielko�ci statk�w.
- Nie te. Poruszaj� si� one tak samo, jak nasze migowce, ale nie w ten sam spos�b. Jeszcze nie
ustalono, jak to si� dzieje, cho� jeden z moich ludzi nad tym siedzi., Kapitan mojego frachtowca
sprowadzi� je dla mnie, do mojej kolekcji statk�w kosmicznych, nie wiedz�c, co wiezie. Doszli�my
do tego przypadkiem. Wyposa�yli�my je w stery nasze go typu, ale cho� wiemy, jakie naciska�
guziki, nie wiemy, jakie procesy zachodz�, kiedy je naciskamy. Funkcjonuj� one nie lepiej ni�
nasze migowce, -nie by�o wi�c sensu przesy�a� informacji o nich do mojego Dzia�u Racjonalizacji.
A kiedy ustalili�my, �e potrafi� przenika� przez pole wok� planet zamkni�tych, postanowili�my
trzyma� j�zyk za z�bami. Mam swoje zdanie o Anio�ach, ale musz� przyzna�, �e kiedy zamykaj�
jak�� planet�, to nie bez wa�nego powodu. Mo�e by� tam zaraza skalna, mo�e wyst�powa�
yinyang. A mo�e po prostu jest ona zab�jcza dla ludzi z powodu promieniowania s�onecznego lub
obecno�ci jakiej� hormonalnej toksyny.
- Jasne -- zgodzi� si� Deeming - Nantha, Sirion i ta diabelna planeta Keth. - Zadygota�. - To
dobrze, �e trzymaj� nas od niej z dala. Chyba ma pan racj�, Anio�owie w tym przypadku wiedz�,
co robi�... A co takiego jest na Revelo, �e zosta�a zamkni�ta?
- Jak zwykle, nic nie m�wi�, To mo�e by� cokolwiek. Jak powie dzia�em, w tym przypadku im
ufam i nie mam zamiaru rozpowszechnia� urz�dze� pozwalaj�cych komukolwiek dosta� si� na
tak� planet�.
- Z wyj�tkiem Donalda.
- Z wyj�tkiem Donalda - przyzna� Rockhard. - Tutaj nie mam usprawiedliwienia. Je�li tam od
czego� zginie, to na takie ryzyko przysta�. Je�li przywlecze co� przez nieuwag�, to zajm� si� tym
na Grebd. A wiem, �e celowo nie przywiezie niczego w rodzaju na przyk�ad nasion yinyang.
Wyt�umaczy�em si�, co? - G�os mu si� zmieni�, jak gdyby jaki� wewn�trzny organista zamkn��
wszystkie rejestry i wyci�gn�� nowe. � Prosz� mi nie m�wi�, �e nie powinienem by� tego robi�.
Sam to wiem. Wtedy te� wiedzia�em. Ale zrobi�bym to raz jeszcze, s�yszy pan? Zrobi�bym to raz
jeszcze, gdyby tego chcia�.
Nasta�a cisza; Deeming odwr�ci� g�ow�, jak przysta�o na cz�owieka dyskretnego.
- Stwierdzili�my ju�, w jaki spos�b owe niewielkie obce migowce przedostaj� si� na planety
zamkni�te. Odwracaj� kierunek przebiegu energii w polu ochronnym. Jako analogia mo�e
pos�u�y� biegunowo�� generatora pr�du sta�ego. Stwierdzili�my - doda� nieweso�o - �e migowiec
trafia wtedy na powierzchni� planety bez szwanku. Dopiero kiedy stamt�d wylatuje, pole zabija
wszystkie �ywe istoty na pok�adzie.
Uni�s� g�ow� i spojrza� na Deeminga niewidz�cymi oczyma.
- Donald tego nie wie - wyszepta�. .
- O - mrukn�� Deeming. - Domy�lam si� - powiedzia� po chwili z niedowierzaniem -, �e pan chce,
�ebym ja... �eby kto� tam polecia� i mu to powiedzia�.
- Powiedzia� mu? I co mu z tego przyjdzie?
- A czy migowiec nie mo�e odwr�ci� pola po raz drugi?
- Nie od wewn�trz. Poza tym ten przyk�ad ze zmian� biegunowo�ci to tylko analogia, Deeming. W
gruncie rzeczy chodzi o co� innego: trzeba mu zawie�� to. - Z szuflady biurka wyj�� dwa male�kie
walce. Oba razem by�y kr�tsze od jego ma�ego palca, a ich �rednica mniejsza od �rednicy o��wka.
Deeming podni�s� si� i wzi�� jeden z nich. By�y na nim cztery odr�bne, sztywno zamocowane na
karkasie uzwojenia: toroidy, sk�adaj�ce si� z tysi�cy zwoj�w mikroskopijnie cieniutkiego drutu. Z
jednej strony znajdowa�o si� o�miok�tne zag��bienie, w kt�re zapewne wchodzi� obracaj�cy si�
trzpie�, a tak�e mocuj�cy zatrzask spr�ynowy. Drugi koniec przechodzi� jakby w stan
niematerialny: nie by� ani przezroczysty, ani matowy, ale zarazem i jedno, i drugie, a przy tym
patrzenie na niego d�u�ej ni� przez sekund� czy dwie budzi�o niepok�j.
- Wymienne cewki do migopola - stwierdzi� - ale nigdy nie widzia�em takich ma�ych. Czy to
modele?
- Nie, s� prawdziwe - odpar� Rockhard znu�onym g�osem. - I w zasadzie jest to ulepszona wersja
tego, co by�o w tamtych �odziach ratunkowych. Najwyra�niej ich budowniczowie nigdy nie natrafili
na �mierteln� pu�apk� typu tych, jakie zastawiaj� Anio�owie, bo z pewno�ci� wymy�liliby co�
podobnego.
- Jak one dzia�aj�?
- Do cz�stotliwo�ci migopola wprowadzaj� czynnik przypadkowo�ci w miar� zbli�ania si� do strefy
zamkni�tej. Podobnie, jak dzia�a migopole powoduj�c w efekcie, �e statek przestaje istnie� w
normalnej przestrzeni i nie istnieje przez �aden wymierny przeci�g czasu w postaci realnej masy,
dzi�ki czemu mo�e przekroczy� pr�dko�� �wiat�a, tak samo ta cewka wykrywa i analizuje
cz�stotliwo�� pola �mierci Anio��w, po czym zestraja si� z ni�. Pole �mierci nie mo�e zabi� nikogo,
bowiem zbli�aj�cy si� statek przestaje istnie�, zanim w nie wejdzie, i nie powraca do istnienia,
dop�ki przez pole nie przeleci. W przeciwie�stwie do tamtego urz�dzenia, kt�rego u�ywa� Donald,
to tutaj nie wp�ywa na pole ochronne ani nie odwraca jego biegunowo�ci.
- Je�li wi�c Donald dostanie jedn� z tych cewek i wstawi j� za miast swojej... ,
- Mo�e zapomnie� o istnieniu pola ochronnego Anio��w.
- Na Revelo i na ka�dej planecie zamkni�tej. - Deeming podrzuci� cewk� w powietrze i schwyci� j�.
Trzymaj�c j� w g�rze patrzy� po nad ni� na Rockhafda. - Mam oto w r�ku ca�y Kosmos zbrodni -
po wiedzia� spokojnie.
- Ma pan w r�ku ka�d� cholern� zaraz� i ka�de, niebezpieczne zielsko znane ksenologii - zgodzi�
si� Rockhard.
- I yinyang. A to oznacza grub� fors� - powiedzia� Deeming z namys�em. Yinyang (kt�rego nazwa
pochodzi�a z po��czenia dw�ch starochi�skich s��w yin i yang), dwubarwna tarcza przedzielona
lini� w kszta�cie litery S, zawieraj�ca w sobie wszelkie przeciwie�stwa - dobro i z�o, �wiat�o i
ciemno��, m�sko�� i kobieco�� i tak dalej - przy czym kwiaty stanowi�y prawie doskona�e
odwzorowanie owego symbolu w kolorze czerwonym i niebieskim, a by� to najzjadliwszy znany
narkotyk, nie tylko dlatego, �e by� silny i praktycznie niepodatny na kuracje odwykowe, ale i
dlatego, �e pi�ciokrotnie zwi�ksza� inteligencj� oraz dwu- a nawet trzykrotnie si�� fizyczn�
cz�owieka uzale�nionego, zamieniaj�c go w monstrum ow�adni�te wy��czn� ��dz� niszczenia
wszystkiego i wszystkich na drodze do �r�d�a narkotyku, zdolne przetrzyma�, przechytrzy�,
pokona� i prze�cign�� pozosta�ych przedstawicieli swojej rasy.
- Je�li pan naprawd� my�li o tym, �eby zrobi� pieni�dze na yinyangu, to jest pan �wini� - odezwa�
si� spokojnie Rockhard - ale je�li to mia� by� �art, to jest pan durniem.
Deeming przez chwil� patrzy� mu w oczy, potem spu�ci� wzrok. -- Ma pan racj� - wymamrota�.
Po�o�y� ostro�nie cewk� na biurku obok drugiej.
- Pan mnie niepokoi, Deeming - rzek� Rockhard. - Gdybym wie dzia�, �e chce pan u�y� tych cewek
do czego� takiego... Donald mo�e umrze�, wie pan. Umar�by z rado�ci�, gdyby wiedzia�.
- Czy widzia� pan kiedy� cz�owieka - powiedzia� trze�wo Deeming - kt�ry by�by sk�onny z�ama�
zakaz Anio��w, a jednocze�nie nie chcia�by si�gn�� po co�, co ma w zasi�gu r�ki?
- Trafi� pan - rzek� Rockhard z krzywym u�miechem. - Ma pan g�ow� na karku. No wi�c, czy wie
pan ju�, o co chodzi? Ma pan pole cie� na Revelo drug� z tych �odzi, wyposa�on� w tak� cewk�.
Prze�li�nie si� pan przez pole, znajdzie Donalda, powie mu, co wykryli�my, i wymieni jego cewk�
na t� drug�. I wtedy on leci na Grebd po sw�j... kamufla�.
- A co ja robi�?
- Wraca pan z wiadomo�ci� od Dona. On b�dzie wiedzia�, co ma mi przekaza�. Kiedy to us�ysz�,
zorientuj� si�, czy wype�ni� pan swoje zadanie.
- A je�li nie wype�ni�, to nie wr�c� - odrzek� Deeming bez ceregieli zdaj�c sobie jednocze�nie
spraw�, �e w kt�rym� momencie tej rozmowy zdecydowa� si� na t� szale�cz� misj�. - A co pan
zrobi, kiedy przylec� i powiem �Zadanie wykonane"?
- Nie b�d� wymienia� sumy. To b�dzie troch� tak, jak z zarobkami najwy�szych urz�dnik�w, panie
Deeming. Po przekroczeniu pewnej granicy nie m�wi si� ju� o pensji, ale po prostu zaczyna si�
bra� na pokrycie wydatk�w - wszelkich, wydatk�w - pod zastaw udzia��w. Kiedy owe udzia�y
si�gaj� pewnej wysoko�ci, firma przestaje rejestrowa� wyp�aty. Z panem b�dzie tak samo. B�dzie
pan bra�, ile panu potrzeba, tak cz�sto, jak b�dzie pan mia� ochot�, do ko�ca �ycia. Jeden cz�owiek
m�g�by w ten spos�b zniszczy� firm�, wyrzucaj�c pieni�dze w b�oto, ale musia�by si� tym
zajmowa� codziennie przez ca�y dzie� w ci�gu d�u�szego czasu.
- My... hm... nie spisali�my �adnej umowy, panie Rockhard.
- Tak jest, panie Deeming. .
On chce przez to powiedzie�, pomy�la� Deeming, �mo�esz mi ufa�". I mog�. Ale nie mog� mu
tego powiedzie�! Zaprzeczy�by.
- Powinien pan d�� mu umrze� - powiedzia� z okrucie�stwem.
- Wiem - odpar� Rockhard.
- Jestem straszliwym g�upcem - rzek� Deeming - ale podejm� si� tego.
Rockhard wyci�gn�� d�o� i Deeming j� przyj��. D�o� by�a ciep�a i mocna, a kiedy j� pu�ci�,
odsun�a si� powoli, jakby �a�uj�c utraty kontaktu, nie za� (jak w przypadku niekt�rych) cofaj�c si�
z ulg�. By� to cz�owiek, kt�ry nie rzuca� s��w na wiatr.
Jeszcze jeden rodzaj straszliwego g�upca, pomy�la�, je�li si� dobrze nad tym zastanowi�.
Dlaczego ja?
To by�o pytanie podstawowe, pytanie zasadnicze, pytanie o g��wn� nagrod�, o wszystko, co
zdarzy�o si� mi�dzy tamtym pierwszym spotkaniem i dniem, w kt�rym mign�� ku Revelo. Ale wtedy
ju� zna� odpowied�.
Pocz�tek na Ziemi, za�atwienie drobnej sprawy na Revelo i powr�t. Gdyby to by�o tylko tyle, nie
miesza�by w to Deeminga. M�g�by to zrobi� �w bezimienny kr�py facet, nawet sam starszy pan..
By�y jednak pewne... drobiazgi.
Deeming przeszed� dwa nie ko�cz�ce si� szkolenia. Dosta� now� cewk�; do niego nale�a�o
tylko w��czenie jej w obw�d statku. Ale statek by� ukryty z dala od Ziemi.
No dobrze, przypu��my, �e mamy ju� statek; pozostaje tylko wrzuci� �eton kierunkowy Revelo
do autopilota i nacisn�� guzik.
Ale nie mia� �etonu Revelo. Nikt nie mia� takiego �etonu. Nawet niewiele os�b wiedzia�o, gdzie
on, si� znajduje. Oczywi�cie istnia� taki �eton. W archiwach Astro City na planecie Ybo. B�dzie
wi�c musia� zdoby� ten �eton. Archiwa...
Archiwa znajdowa�y si� w budynku Sztabu Anio��w.
No wi�c, je�li b�dzie mia� statek i �eton i je�li Rockhard mia� racj�, �e nowa cewka b�dzie
dzia�a�a jak trzeba, nie tylko przenosz�c go przez pole �mierci, ale i z powrotem, i gdyby to
wszystko uda�o si� za�atwi� bez zwracania na siebie uwagi Anio��w (Rockhard by� zdania, �e Don
na pewno ju� si� im pod�o�y� odwracaj�c pole), to �w nowy model, kt�ry nie narusza pola, ani na
nie nie wp�ywa, powinien umo�liwi� Deemingowi przedostanie si� na Revelo oraz - ju� z Donaldem
- ucieczk� stamt�d bez pobudzania zabezpiecze� alarmowych, je�li s� takie. Gdyby wi�c przez
jaki� nieokre�lony czas Anio�owie dzia�ali zgodnie ze swymi pierwszymi informacjami (�e na
planecie pojawi� si� jeden statek, a �aden jej nie opu�ci�) i gdyby Donald Rockhard znajdowa� si�
jeszcze przy �yciu i wiedzia�, jak� wiadomo�� przekaza� ojcu, i gdyby Deeming wr�ci� szcz�liwie,
a Rockhard w�a�ciwie zrozumia� wiadomo�� od syna, i gdyby, po tym wszystkim, da� to, co obieca�,
to by�by to ca�kiem niez�y interes. A poza tym, co� takiego, co tylko cz�owiek pokroju Deeminga ma
szans� zrealizowa�.
No wi�c by�y te dwa d�ugie szkolenia z Rockhardem i jego zast�pc� do spraw naukowych
Pawlingiem (z kt�rego wywod�w Deeming rozumia� ledwie co dziesi�te s�owo oraz po�pieszmy
powr�t do w�asnego mieszkania, gdzie napisa� odpowiednie listy do kierownictwa hotelu, w kt�rym
pracowa�, do administracji domu, do hurtowni spo�ywczej, do zak�adu us�ug remontowych, do
s�u�by ��czno�ci i tak dalej, i tak dalej, nie wy��czaj�c odes�ania zegarka starej kozy tam, gdzie mu
si� to najbardziej op�aci, oraz zap�acenia rachunk�w za alkohol, odzie� i gara�, i, i, i... (�Ma�a
pszcz�ka pracowa�a i od tego zwariowa�a" - pod�piewywa� sobie bez sensu wykonuj�c te
wszystkie czynno�ci, kt�re mia�y upewni� otaczaj�cy go ul ludzki, �e nie trzeba si� niepokoi�, nic
szczeg�lnego si� tu nie dzieje, s�owo honoru). Kiedy mia� ju� to za sob�, wszystko by�o gotowe, by
m�g� podj�� za par� tygodni normalne �ycie, a je�li nie, to czeka� ju� kolejny plik list�w do
przedsi�biorstw, s�u�b i us�ug, zawiadamiaj�cych o drobnym wypadku oraz usprawiedliwiaj�cych
nast�pne dwa tygodnie nieobecno�ci, a potem jeszcze jedna porcja obwieszczaj�ca o jakim�
zaj�ciu na planecie Bluebutter gdzie� w Mg�awicy Kraba, w ko�cu za� pozdrowienia dla barmana -
Jak si� masz Joe? - kt�re wys�ane zostan� pod koniec drugiego roku. O ile w og�le trafi� one na
Poczt�, to przyjd� w p�tora roku po jego �mierci. Je�li kiedy� miewa� Pietra, to pisz�c te
pozdrowienia czu�, jak go przechodz� ciarki.
Przyszed� dzie� (czy naprawd� to tylko cztery dni temu wybiera� si� z zegarkiem do pasera i
us�ysza� stukanie do drzwi?) wyjazdu. Rockhard u�cisn�� mu d�o� i Deeming po raz drugi poczu�
�w ciep�y dotyk i jednocze�nie ujrza� co� w starych, zimnych oczach, co mo�na by�o nazwa� tylko
b�aganiem. Gdyby to b�aganie przybra�o form� s��w, jakie by one by�y? �Uratuj mi mojego ch�opca".
Albo: �Nie zawied� mnie". Albo mo�e: �Zaufaj mi; �eby� nigdy we mnie nie zw�tpi�". Lub te�:
�Jeste� ulepiony z tej samej gliny co ja, ch�opcze - w podlejszym wydaniu, ale z tej samej, wi�c...
trzymaj si�, jakby co". Wr�czy� mu tyle pieni�dzy, ile Deeming nie mia� jeszcze w r�ku od tamtej
nocy, kiedy to przy pokerze zgarn�� wszystko ze sto�u, a potem straci� do faceta, kt�ry wygra�
nast�pne rozdanie. Ale tym razem by�y to tylko pieni�dze na drobne wydatki, nawet nie wliczone w
umow�. Rockhard pewnie nigdy nie podejrzewa�, jak blisko by� utraty wynaj�tego przez siebie,
cz�owieka z powodu rozmiar�w owego �kieszonkowego". A mo�e w�a�nie podejrzewa�. Bo od tej
chwili �atwiej by�oby Deemingowi pozby� si� w�asnego cienia ni� kr�pego faceta Rockharda.
A czy uda� si� w drog� rozparty na luksusowym siedzeniu limuzyny patrz�c na t�um przyjaci�
powiewaj�cy za nim chusteczkami z okien bloku? Guzik. Wyjecha� z domu w skrzyni samochodu
dostawczego, kt�ry dotar� na podw�rko budynku nie wiadomo gdzie. Zaprowadzono go bez s��w
do jakiego� pomieszczenia, wbito w skafander i wci�ni�to do komory nie wy�szej ni� skrzynia na
po�ciel w tapczanie, a przy tym m�cz�co okr�g�ej, poniewa� jej �rednica by�a o dwie d�onie
mniejsza ni� jego wzrost, tak �e nigdy nie m�g� si� ca�kowicie wyprostowa�. Przyspawano
pokryw�, w tym momencie stwierdzi�, �e jego rurka odbytowa nie chce si� przekr�ci� o ow� jedn�
czwart� obrotu, kt�ra otwiera drog� do regeneratora. Straci� prawie ca�� noc usi�uj�c �cisn�� j�
po�ladkami, kt�re najwyra�niej okaza�y si� za ma�o chwytne, a w miar� up�ywu czasu zaczyna�y
domaga� si� uznania swoich potrzeb, kt�rych spe�nienie, przysi�g�by, nie le�a�o w jego
mo�liwo�ciach. Nie mia� jednak racji; drog� �ma�ych krok�w" uda�o mu si� w ko�cu otworzy�
uj�cie, po czym d�ugo le�a� zlany potem z wysi�ku i ulgi. A p�niej przez jego wi�zienie prze p�yn�o
wi�cej czasu, ni� taka klitka mia�a prawo pomie�ci�, kiedy nie by�o nic do roboty poza my�leniem.
A m�g� tylko my�le�, raz po raz, o tym, �e w�a�ciwie wi�zienie to nie by�o dla� ani zbyt
niewygodne, ani m�cz�ce, bo chyba by� do czego� podobnego przystosowany. W ko�cu od paru
lat mia� w tej swojej dziurze hotelowej nie mniej ciasno ni� w tej metalowej puszce. Jego wypady
pod postaci� Jimmyego B�yska podlega�y podobnym ograniczeniom: braku czasu, braku
odpowiednich cel�w oraz przez wsz�dobylskich Anio��w z ich dobrymi, m�drymi twarzami i
wyrozumia�o�ci� - niech ich wszystkich piek�o poch�onie. Podobno nie spos�b by�o �adnego z nich
zabi�, ale wiele da�by za to, �eby dosta� takiego pod choink� i popr�bowa� r�nych metod,
powiedzmy, do lata. To oni, bardziej ni� ktokolwiek inny, zamkn�li mu niebo, tak �e musia�
wsz�dzie chodzi� ze spuszczon� g�ow�. Pr�bowa� sobie wyobrazi�, jak by to by�o, gdyby jego
w�asne niebo pozwoli�o mu podskoczy� wysoko i zakl�� tak, �eby wszyscy s�yszeli, a im - choler�
w bok: ale marzenia te by�y tak odleg�e od tego, do czego przywyk�, �e wr�ci� do niewygodnej
my�li, �e nie jest mu tu a� tak niewygodnie; i tak kr��y� w tym zamkni�tym kole dozna�, pod
zamkni�tym niebem. Cholera by wzi�a tych pot�nych, �agodnych Anio��w - jak by to by�o, gdyby
si� wybi�? Ale nie mog� sobie tego wyobrazi� tu w tym zamkni�ciu.
A potem zasn��, a jeszcze p�niej powierzchnia, na kt�rej le�a�, zadudni�a i przechyli�a si�, i -
wyobra�cie sobie - by� to dopiero nast�pny ranek.
W��czy� sw�j penetroskop i czeka� niecierpliwie, a� jego pseudotwarde promieniowanie
przedrze si� przez berylow� pow�ok� kad�uba i obraz si� wyostrzy. Jego wi�zienie unosi� d�wig, by
postawi� je na niskiej platformie transportowej, kt�ra ruszy�a natychmiast po z�o�eniu �adunku. Z
�oskotem wjecha�a na p�yt� startow�, gdzie czeka� ju� statek, brzuchem na d�, niczym bezskrzyd�y
owad wsparty na sze�ciu przegubowych nogach, z kt�rych jedna nie mia�a stopy i wobec tego
podtrzymywa� j� w powietrzu wysoki podno�nik, niczym stajenny przytrzymuj�cy uszkodzone
kopyto konia czekaj�c, a� drugi wr�ci z koj�cym balsamem.
Platforma znalaz�a si� pod nog� i Deeming a� zamruga� z powodu �oskotu i zgrzyt�w, kt�re
dobiega�y go z g�ry, kiedy jego grobowiec mocowano do podpory �adownika, by sta� si� jej
cz�ci�. Potem nasta�a chwila spokoju, kiedy usun�li si� monterzy i pomocnicy, zamkni�to na
g�ucho luki i �luzy, a za�oga zaj�a stanowiska. Gdzie� rozleg� si� gwizdek: Deeming us�ysza� go
przez radio swojego skafandra, kt�re przekaza�o mu ten d�wi�k z interkomu, a ten z kolei z
mikrofonu zewn�trznego na pancerzu statku. Gwizd zamilk�, zast�piony dudni�cym pomrukiem
prostuj�cych si� n�g, unosz�cych statek z ziemi po to, aby g��wn� cz�� zabieranej migopolem
ziemskiej materii stanowi�o powietrze.
A potem Ziemia znikn�a bez ostrze�enia, a statek znalaz� si� o ca�e lata �wietlne od l�dowiska,
nim jeszcze huk implozji targn�� kiszkami. Deemingowi �o��dek podszed� do gard�a, lecz po chwili
wr�ci�o ci��enie, a wraz z nim obraz w penetroskopie: szarozielona r�wnina, na kt�rej widnia�o
kilka walcowatych budynk�w i sze�� stanowisk l�dowania.
W tym ca�y problem z dzisiejszymi lotami kosmicznymi, pomy�la� ponuro. Kosmosu w nich za
Boga nie u�wiadczysz.
Statek wisia� w powietrzu ze trzysta metr�w nad l�dowiskiem zasilaj�c sw�j antygrawitator
strumieniem energii ze znajduj�cego si� w dole generatora. Zacz�� si� powoli zni�a�, kieruj�c si�
ku jednej z nie zaj�tych platform.
By�a to platforma czwarta.
Zgodnie z tym, co powiedziano mu podczas szkolenia, mia�a to by� platforma sz�sta, Z
rosn�cym niepokojem stwierdzi�, �e numer sz�sty zaj�ty by� przez ma�y migowiec sportowy.
Tylko w jednym miejscu mia� szans� wydosta� si� ze swego wi�zienia, a miejsce to znajdowa�o
si� na platformie sz�stej. Nikt spo�r�d za�ogi statku nie wiedzia�, �e Deeming tu jest. On sam nie
by� nawet pewien, sk�d ten statek przylecia�, ani dok�d zmierza, ani te� na jakiej planecie znajduje
si� w tej chwili! Je�li wyl�duje na innej platformie, b�dzie musia� pozosta� w ukryciu, po czym
poleci dalej z ca�ym statkiem i albo zdechnie z g�odu, albo b�dzie si� dar� przez radio, a� zostanie
wyci�gni�ty w niew�a�ciwym miejscu o niew�a�ciwej porze przez niew�a�ciwych ludzi.
W��czy� nadajnik i nastroi� na cz�stotliwo�� l�dowania.
- Pryskaj st�d, kapitanie. Numer sz�sty jest nasz - powiedzia� stanowczym g�osem. Mia�
nadziej�, i� kontrola lot�w pomy�li, �e to kto� z za�ogi m�wi do kapitana, podczas gdy kapitan -
b�dzie -przekonany, �e to kontrola lot�w.
Us�ysza� jakie� mrukni�cie z interkomu, ale nie zrozumia� ani s�owa. Statek wyhamowa�, lecz po
chwili znowu zacz�� opada�. Deeming czeka� w napi�ciu b�agaj�c sw�j m�zg, by co� wymy�li�,
cokolwiek, a potem dos�ownie rozp�aka� si� z ulgi, gdy zobaczy� odzian� w skafander figurk�, kt�ra
wybieg�a z budynku i pogna�a do migowca stoj�cego na platformie sz�stej. Stateczek uni�s� si� w
g�r� i wyl�dowa� w czw�rce, a ten, w kt�rego nodze tkwi� Deeming, osiad� na przeznaczonej mu
platformie.
Przez chwil� le�a� ca�y rozdygotany, a potem u�miechn�� si�. Zastanawia� si�, czy kapitan i
oficer kontroli lot�w pomy�l� p�niej nad piwem, �eby zapyta� siebie wzajemnie, kto to kaza�
pryska�. W�a�nie w ten spos�b, orzek� Deeming, zaczynaj�, si� b�jki w lokalach.
Raz jeszcze omi�t� penetroskopem teren dooko�a, a potem ju� nie zwraca� uwagi na sceneri�.
Schwyci� metalowy pier�cie� wystaj�cy z pod�ogi komory i przekr�ci� go. Ledwie s�ysza� lekkie
tykanie w��czaj�cych si� przeka�nik�w, po czym p�yta, na kt�rej le�a�, zacz�a si� opuszcza�.
Dojecha�a do powierzchni platformy i wesz�a jeszcze g��biej. Pewien swego, w��czy� reflektor
he�mu; z zewn�trz nie b�dzie wida� nic poza wielk�, okr�g�� stop� podpory silnie wspart� o
betonowe pod�o�e. Kto m�g� wiedzie�, �e wciska ona w ziemi� odpowiadaj�cy jej wielko�ci�
kr��ek betonu.
Ruch p�yty usta�; Deeming zobaczy� po prawej stronie nisz� wykut� w betonowej �cianie.
B�yskawicznie wturla� si� do niej, gdy� p�yta, kt�ra zwioz�a go w d�, ju� rusza�a z powrotem do
g�ry. Bezszelestnie przesun�a si� obok niego - nie zdawa� sobie sprawy, �e by�a a� tak gruba - a
nast�pnie sta�a si� stropem podziemnej komory, kt�ra teraz si� wy�oni�a. Zeskoczy� na dno.
Miejsca by�o tu niewiele - tyle tylko, dla niego i male�kiej �odzi ratunkowej, kt�ra przyzywa�a go
z�otymi refleksami na wypolerowanej, przypr�szonej py�em powierzchni.
��d� mia�a kszta�t kuli, na pierwszy rzut oka zbyt ma�ej, by mog�a si� na cokolwiek przyda�.
Pojedynczy fotel zaprojektowany by� dla ty znacznie ni�szej od niego - i znacznie chudszej, jak
sobie u�wiadomi�, gdy gniewnie mrucz�c wciska� si� we�. Pulpit sterowniczy okaza� si�
nieskomplikowany. Materia�, z kt�rego wykonano kad�ub, by� od wewn�trz ca�kowicie
prze�roczysty. Ca�a si�ownia statku musia�a znajdowa� si� pod fotelem.
Kciukiem nacisn�� guziczki w pasie skafandra i czeka�. Po chwili us�ysza� Syk powietrza, kt�rym
jego skafander wype�nia� male�k� kabin�; zaraz potem czujniki, kt�re przeprowadzi�y analiz�
atmosfery i sprawdzi�y hermetyczno�� pojazdu, zab�ys�y weso�o �wiate�kami. Z westchnieniem ulgi
zrzuci� he�m i odpi�� r�kawice. W torbie u pasa znalaz� �eton dla Ybo - kr��ek osmu z
nieregularnymi kraw�dziami, jak szczeg�lnie skomplikowany krzywik. Wrzuci� go do szczeliny
autopilota i pewnym ruchem, nacisn�� czerwony guzik.
Nie by�o �adnego d�wi�ku. Wyda�o mu si�, jakby ��d� nieco osiad�a, a potem mign�a mu z
zewn�trz owa nieopisana, niepokoj�ca szaro��. Deeming nie przejmowa� si� odg�osem
wywo�anym pr�ni�, kt�ra nagle powsta�a w dziurze pod nog� statku. Nikt go nie us�yszy w�r�d
�oskot�w i zgrzyt�w portu, a mo�e by� i tak, �e powietrze przes�czy si� powoli do otworu i obejdzie
si� bez �adnego d�wi�ku.
Rozejrza� si� dooko�a z przyjemno�ci�. Ludzie Rockharda naprawd� wykonali dobr� robot�.
Chocia� migowiec m�g� startowa� prawie z ka�dego miejsca na powierzchni, nad ni� i pod ni�,
pojawienie si� w miejscu przeznaczenia zazwyczaj nast�powa�o wysoko w g�rze. Zetkni�cie si� z
czymkolwiek znajduj�cym si� na ziemi, pocz�wszy od zabawki dzieci�cej, a sko�czywszy na
przypadkowym przechodniu, mog�o by� nieprzyjemne. Statkowi by to nie zaszkodzi�o; �mign��by w
nadprzestrze� usuwaj�c si� automatycznie przy najs�abszym sygnale wskazuj�cym na istnienie w
tym miejscu innej materii, ale �w przedmiot znajduj�cy si� na powierzchni planety, znacznie mniej
elastyczny, nie mia�by ju� tyle szcz�cia. Jednym z rozwi�za� by�a p�yta �adownicza, kt�r� tu
w�a�nie zastosowano. P�yta naprowadza�a statek na siebie, chyba �e po drodze znajdowa�o si�
do�� ci�kiej materii, by to by�o niebezpieczne; w takim razie w��cza� si� tylko system
wywo�ywania, za� naprowadzanie pozostawa�o nieczynne i statek pojawia� si� na bezpiecznej
wysoko�ci ponad powierzchni�. Urz�dzenie to, nie wi�ksze od talerza, przysypane warstw� ziemi
by�o nie do wykrycia.
Migowiec usadowi�