15805
Szczegóły |
Tytuł |
15805 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15805 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15805 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15805 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ewa Nowak
Prawie czarodziejki tom 2
Na talerzyku leżało pięć rogali. Każdy był zgrabny, «/W dobrze wypieczony i
miał kuszącą brązową skórkę. Rogale leżały w całkowitym spokoju i czekały, aż
ktoś po nie sięgnie. Jednak nie było to proste, bo wokół stołu stało sześć
dziewczyn. Sześć par oczu wpatrywało się w talerz.
- Częstujcie się! Na co czekacie? - odezwała się Mariola. - Przecież upiekłam
je dla was.
Sięgnęła po talerz i podała go Klarze. Ta jednak schowała ręce za siebie.
- Dlaczego nie przyniosłaś sześciu?
- Zostało tylko pięć. Część mama zabrała do pracy, chciała poczęstować
koleżanki.
Mariola kłamała. W domu było jeszcze dużo rogalików, ona jednak przyniosła tylko
pięć, bo chciała coś sprawdzić. Coś bardzo ważnego.
- Bierzcie, ja już jadłam! - dodała z udawaną bez- . troską.
- Trzeba je podzielić - powiedziała Emila, najcichsza i najspokojniejsza z
dziewczyn.
3
Mariola rozpromieniła się.
- Tak uważacie?
- Jasne, a co myślałaś?
Monika odgarnęła z twarzy burzę loków i pobiegła do kuchni po nóż. Po chwili
każda trzymała w dłoniach trochę nierówny i nieco pokruszony kawałek pysznego
rogala.
- No, teraz opowiadajcie, jak było na zlocie - Mariola wygodnie usadowiła się
na dywanie. - Jak tam Bartek? Bardzo cię męczył? - zwróciła się do Anki.
- Wcale. Nie wiem, co się stało, ale nawet nie mówi mi„cześć".
- To chyba dobrze. Mówiłaś, że masz go dość, że jest strasznie namolny.
- Niby tak. Tyle że on się koleguje z Piotrkiem i teraz obaj się do mnie nie
odzywają. Nic nie rozumiem.
- Brakuje ci ich zainteresowania, co? - spytała Beata. Anka zrobiła się
czerwona ze złości.
- Wcale nie!
- Ale mówcie, mówcie, umieram z ciekawości - niecierpliwiła się Mariola. - Jak
to możliwe, że nie wygrałyście konkursu na najfajniejszy klub W.I.T.C.H.?
- A jednak... - cicho powiedziała Emila.
- Niestety, były lepsze od nas. Takich klubów jest w Polsce dużo, trudno się
przebić. Ale za rok... znów spróbujemy.
- Jasne! Nie poddamy się nigdy.
4
- Miałyśmy kiepskie stroje. Inne dziewczyny przebrały się za fajne postacie:
Nerissę, Fobosa... A pamiętacie tę przebraną za... no, już nie pamiętam kogo...
to jej należała się nagroda.
- Do następnego zlotu mamy równo rok - podsumowała Emila. - Pięćdziesiąt dwa
tygodnie, trzysta sześćdziesiąt pięć dni, osiem tysięcy siedemset sześćdziesiąt
godzin - dodała smutno.
Pozostałe dziewczyny spojrzały zdziwione. Skąd u przyjaciółki tak kiepski
nastrój.
Klara, Emila, Monika, Anka i Beata kilka miesięcy temu założyły nieformalny klub
wielbicielek WI.T.C.H. Taki z tajnymi spotkaniami, zebraniami, czarami (które, o
dziwo, działały).
Dziewczyny miały swoją wielką księgę sobowtórów, w której zapisywały imiona
znajomych podobnych do komiksowych postaci. Znalazły nawet bliźniaków łudząco
podobnych do Caleba, którzy zostali wpisani do księgi jako ostatni.
Emila prowadziła katalog wszystkich drobiazgów dołączanych do gazety, a Monika
zbierała zawsze po dwa numery. Z jednego wycinała obrazki, z których często sama
coś tworzyła. Drugi, święty i nietknięty, leżał na wyższej półce regału.
Mariola, ich koleżanka ze szkoły, dołączyła do klubu jako ostatnia. Żadna z
dziewczyn nawet słowem nie wspomniała o tym, że przecież w komiksie WI.T.C.H.
było pięć
5
Czarodziejek, Mariola zaś była szósta. Nadal jednak nie wiedziały, jaką ma być
postacią.
- Co chcesz zapisać? - Monika przysunęła się do Marioli i z zainteresowaniem
spojrzała na jej notesik z Czarodziejkami na okładce.
- To, która z was jest którą bohaterką. Ciągle wszystko mi się myli. Czyli
tak...
Mariola zaczęła kolejno wypisywać imiona.
• Will-Klara
• Irma - Emila
• Taranee - Anka
• Cornelia - Monika
• Hay Lin - Beata
- Macie jeszcze kogoś w klubie?
- Nie - cicho odpowiedziała Emila, a Klara zdecydowała się podjąć drażliwy
temat.
- A ty? Jaką postać lubisz najbardziej?
W pokoju zapanowała dziwna cisza. Nie tylko samochody za oknem przestały jeździć,
pies sąsiadów przestał ujadać, a bawiące się na podwórku dzieciaki umilkły.
Nawet muchy zastygły w bezruchu. Na twarzy Moniki pojawiły się wypieki. Była
pulchna i miała burzę włosów, które za nic nie miały ochoty współpracować ani z
nią, ani z grzebieniem. Wiedziała, że zupełnie nie pasuje do roli Cornelii.
Klara ukradkiem zacisnęła kciuki: żeby tylko Mariola nie chciała być Cornelia.
- Chciałabym zostać Taranee. Ją lubię najbardziej. Dziewczyny jak na komendę
spojrzały na Ankę (to ona
w klubie była Taranee). Ta jednak zachowała kamienną twarz. Schyliła się i, żeby
nie mogły spojrzeć jej w oczy, zaczęła poprawiać skarpetki. Odkąd tylko pojawił
się pomysł, by Mariola do nich dołączyła, Anka wiedziała, że też będzie chciała
stać się Taranee. Nie miała pojęcia skąd, jednak była tego pewna. Kiedy wygrała
w konkursie na imię dla chomika dwadzieścia pięć kilo karmy
7
i chciała podzielić się z Mariolą, ta odmówiła. Stwierdziła, że jej świnka
morska Raphael nie potrzebuje takich smakołyków. Zaimponowała wszystkim,
proponując, by karmę oddać do zoo. Wtedy już Anka wiedziała: nie dogadają się.
Była wściekła, że to nie ona wpadła na pomysł z karmą. Teraz nie chciała pokazać,
jak bardzo zabolała ją odpowiedź Marioli, nie zdołała jednak przybrać obojętnego
wyrazu twarzy.
- Macie problem - Monika sztucznie się roześmiała. Wsunęła obie dłonie w pasma
włosów i z przyjemnością przeciągnęła po nich palcami.
Mariola nie chciała być Cornelią, choć pasowałaby na Czarodziejkę Ziemi. Miała
długie jasne włosy i była wysoka. A jednak wolała być Taranee. Monika pomyślała,
że ta Mariola jest bardzo fajna.
- I co teraz zrobicie? - zapytała beztrosko.
- Może wymyślimy jakiś konkurs albo coś innego... żeby zadecydować, która z nas
będzie Taranee - zaczęła Mariola i zwróciła się do Anki.
- Jak chcesz. Może być konkurs. Słuchajcie, ja już muszę iść. Zapomniałam o
czymś bardzo ważnym... miałam być w domu, żeby... to cześć!
Odwróciła się i szybko wyszła.
„No i zaczęły się kłopoty" - pomyślała Emila, ale nic nie powiedziała.
Przytuliła się do Kobalta (swojego psa) i zamknęła oczy. Miała o wiele
poważniejszy problem, ale na razie nie chciała się nim dzielić z przyjaciółkami.
8
- I co teraz zrobimy? Dwie Taranee? To przecież głupie, prawda? - zapytała
Beata, gdy razem z Klarą wracały do domu. - Co ci jest? Martwisz się?
- Tak, od powrotu ze zlotu coś jest z nami nie tak. Wciąż pojawiają się
problemy. Chyba liczyłyśmy na zwycięstwo, a teraz jesteśmy rozczarowane. Szkoda,
że niczego nie wygrałyśmy.
!\1
\\
/ \%
/ <ez~--~~,^'
(
X
- Oj, trudno. Jesteśmy zawiedzione, ale co z tego? Nie tylko my. Tam była masa
podobnych dziewczyn. Przecież nie wszystkie wygrały. Trzeba żyć dalej. I tak
mamy najfajniejszy klub na świecie. Nie przejmuj się! - Beata klepnęła Klarę po
plecach - Pamiętaj, Will jest najdzielniejsza ze wszystkich.
Jednak nie było to takie proste. Łatwo było powiedzieć: „nie przejmuj się", ale
Klarze zależało na klubie i na przyjaciółkach. Może nawet za bardzo jej zależało.
Teraz jak nigdy potrzebowała ich wsparcia.
Gdy weszła do ciemnego pustego mieszkania, zebrało jej się na płacz.
„Za trzy dni tak będzie już zawsze" - pomyślała i rozpłakała się na dobre.
Udawała przed mamą i młodszym bratem Maćkiem, że cieszy się z ich wyjazdu.
Maciuś miał pięć lat i cierpiał na autyzm. Aż do zeszłego miesiąca nie odzywał
się do nikogo. Na kilka tygodni przed zlotem fanów W.I.TC.H. Klara odkryła, że
Maciek potrafi przewidzieć przyszłość. Nie zdradza tego i nie wykorzystuje
swojej wiedzy, ale wie, co się zdarzy. Przecież ona doskonale rozumie, że jeśli
po tylu latach zaczął się odzywać, trzeba ten moment wykorzystać na dalszą
terapię. Ale... wcale nie chce, żeby wprowadziła się do niej babcia, nie chce,
żeby mama jechała z Maciusiem i żeby on był gdzieś daleko. Jednak nic nie może
na to poradzić. Od zawsze uważano ją za rozsądną i zrównoważoną. Tak mówili
10
o niej wszyscy, sama Klara też tak o sobie myślała. Teraz jednak nie była ani
spokojna, ani zrównoważona.
Jutro wprowadzi się tu babcia, zajmie pokój Maćka, pomoże się mamie spakować i
aż do ich powrotu będzie się opiekowała Klarą. Babcia mieszka z siostrą mamy i
jej rodziną w Kielcach. Dotąd znały się jedynie z rzadkich odwiedzin, a teraz
będą razem dzień i noc. Może to nawet fajnie.
Babcie są zawsze takie kochane. Zwykle pozwalają na więcej niż«namy i zajmują
się głównie rozpieszczaniem wnuków.
A jednak w duchu Klara czuła, że jedynie próbuje się pocieszyć. „Muszę myśleć
pozytywnie - skarciła samą siebie i postanowiła wziąć się w garść. - Trzeba
pomyśleć o klubie. Kto ma to zrobić, jeśli nie Will?".
Oczywiście wiedziała, że trzeba znaleźć miejsce dla Marioli, że powinna wymyślić
coś fajnego, co je zbliży, zmotywuje, bo po zlocie, na którym nic nie wygrały,
jakoś wszystkie straciły energię do spotkań. Trzeba wykazać się inicjatywą, tyle
że ona nie czuła się na siłach myśleć teraz o klubie.
Klara podeszła do szafki i sięgnęła po pilota. Bez zainteresowania zaczęła
skakać po kanałach. W telewizji nie było niczego ciekawego. W końcu na chybił-
trafił wyciągnęła jeden numer „W.I.TC.H.". Trafiła na moment, gdy kropla
astralna Will, zamiast rano pocałować mamę, całuje Matta. Patrząc na rysunki w
komiksie,
11
nagle odniosła wrażenie, że rozpada się na kawałeczki, których już nigdy nie da
się złożyć w całość.
- Co się ze mną dzieje? - zapytała samą siebie. - Muszę być jak Will, a ja
rozklejam się z byle powodu. Koniec z tym!
Wstała.
Zupełnie nie była w stanie odrabiać lekcji, sprzątać czy wykonywać jakichś
innych domowych prac. Z całej siły uderzyła pięścią w poduszkę. Rzuciła się na
łóżko, schowała twarz pod koc i zaczęła płakać.
- Dlaczego to musi być właśnie on? Dlaczego?! -mamrotała bez końca.
* * #
W tym samym czasie Monika pomagała Emili sprzątać po spotkaniu klubu.
- Wiesz co, Emi?
- Co?
. Od kilku minut Emilka delikatnie otrzepywała z kurzu Dobrego Duszka, małą
nieforemną postać z białego materiału, którą dostała na mikołajki od Tomka.
- Powiem ci coś, ale przysięgnij, że nikomu nie powiesz - Monika złapała Emilę
za rękę.
- To już lepiej nie mów. Nie chcę takich tajemnic.
- Muszę! Jak nie powiem, to zwariuję! Słuchaj, Emi, na zlocie... tylko błagam,
nie mów dziewczynom... jakaś agencja fotomodelek wzięła ode mnie numer telefonu.
12
- Na zlocie? Kiedy?
- Podczas tego pokazu magików. Poszłam do toalety, a kiedy wracałam, podeszły
do mnie dwie panie z wielkimi aparatami fotograficznymi, powiedziały, że mam
oryginalną urodę i że podobał im się mój występ w konkursie na czarodziejkę roku.
Stwierdziły, że ich zdaniem ja powinnam wygrać i... wiesz... chyba zostanę
modelką.
Emila pogłaskała przyjaciółkę po pulchnym ramieniu, pogładziła jej sterczące
szorstkie loczki i powiedziała:
- Bardzo fajnie. Cieszę się.
- Myślisz, że to niemożliwe?
- A dlaczego nie?
- No wiesz, z takim wyglądem...
Gdy Monika przeglądała się w lustrze, widziała szopę nieujarzmionych włosów,
różowe policzki i wiecznie roześmiane oczy. W sumie nic ciekawego.
- Wszystko jest możliwe, ale nie oczekuj zbyt wiele. Pamiętaj, że Cornelia...
- Wiedziałam, wiedziałam! Jesteś taka sama jak one!' Uważacie mnie za grubą,
brzydką, głupią, leniwą i bez charakteru. Dlatego zawsze mi radziłyście, żebym
wybrała sobie jakąś inną Czarodziejkę!
- Bo nie jesteś podobna do Cornelii... ani z charakteru, ani z wyglądu.
- Jasne. Jestem gruba i brzydka, taka jest prawda?! Powiedz mi to w oczy! Ale
ja wam jeszcze pokażę! Ja wam udowodnię!
13
- Monika, poczekaj! - krzyknęła Emila, ale ta z furią wsunęła stopy w mokasyny
i wybiegła z mieszkania.
Drzwi trzasnęły tak mocno, że śpiący Kobalt raptownie poderwał łeb i warknął.
- Co się stało?
Na progu pokoju stanęła mama Emili.
- Nic. Monika się na mnie obraziła.
Mama przykucnęła obok i pogłaskała córkę po bladej, szczupłej buzi.
- Powiedziałaś im?
- Nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Nie wygrałyśmy na zlocie, doszła Mariola, z
Klarą coś się dzieje... Nie miałam dziś na to siły. I tak się w końcu dowiedzą.
Mama Emili nic nie powiedziała. Nie próbowała pocieszać ani przekonywać.
Przytuliły się do siebie i mocno objęły, ale już po chwili poczuły, że między
nie wpycha się wielki psi pysk. Kobalt najpierw wsunął mokry nos, a potem cały
wpakował się między Emilę i jej mamę. Ogon położył na nogach mamy, łeb na
kolanach Emilki. Głęboko westchnął, zamknął oczy i zasnął.
- Co to ma znaczyć?
Ojciec Beaty trzymał w dłoniach stertę ubrań.
- Co takiego? - Beata usiłowała opanować drżenie głosu. Na śmierć zapomniała i
swoim zwyczajem rzuciła wczorajsze ubrania koło pralki.
14
- Nie udawaj, że nie wiesz! Czyja muszę wszystko za ciebie robić? Tak duża
dziewczyna... Nie wstyd ci?!
Oczywiście było jej wstyd, ale co miała powiedzieć? Ojciec krytycznie popatrzył
na nią i na jej pokój. Komiksy o W.I.T.C.H. leżały dosłownie wszędzie, bo
wczoraj Beata szukała wątków z Hay Lin i jeszcze nie posprzątała.
- I ty chcesz mieć zwierzątko? - z przekąsem zapytał ojciec. - Nie liczyłbym na
to.
W tym momencie zadzwonił domofon. Ojciec warknął do słuchawki:
- Słucham!
- Czy jest Beata?
- A kto mówi?
- Kaczor Donald!
Beata usłyszała chichot, gwizdy, a potem tupot nóg.
- No, piękne masz towarzystwo. Wspaniale. A więc nie tylko chcesz zarosnąć
brudem, ale zdecydowałaś się też zostać dziewczyną z marginesu. Od nowego roku
koniec z angielskim, tenisem i basenem. O zwierzaku też zapomnij.
- Ale, tato, to nie moja wina... co ja mogę poradzić?
- Nic mnie to nie obchodzi. Myślałem, że ci zależy, ale widzę, że tylko
wziąłbym sobie na głowę obowiązki. Chcę mieć w domu spokój, czy to jasne? Już
dawno wiedziałem, że przez te komiksy zaczną się kłopoty. Kto to widział, żeby
taka duża panna czytała kolorowe historyjki!
15
- Przecież mówiłeś, że to ciekawe - zaczęła nieśmiało, pamiętając, jak jej
ojciec na zebraniu tak zaczytał się w komiksie, że aż wychowawczyni go na tym
nakryła. Jednak ojciec, wyraźnie zmieszany, zaraz jej przerwał.
- Tylko mi tu nie pyskuj.
- Oj, tato, przepraszam. Ja przecież umiałabym się zająć... czymś żywym.
- Czymś żywym... - ojciec podrapał się w czoło. - To na początek zajmij się
sobą.
- Ale ty jesteś!
Beata zebrała od niechcenia kilka komiksów i ułożyła
z nich nierówny stos.
Och, jak bardzo chciała mieć zwierzątko! Wszystkie jej koleżanki (poza Klarą,
ale to był jej wybór) je miały. Emila - wspaniałego psa Kobalta, Anka - dziwnego
kundla, który z niewiadomych powodów bezgranicznie ją kochał, a nazywał się
Szczypta, i chomika, któremu raz w miesiącu zmieniała imię, Mariola zaś świnkę
morską. Monika miała ryby, papużki, psa i kota, ale ona mieszkała w domu z
ogrodem, więc rodzice nie narzekali, że nie ma miejsca na zwierzęta.
Beata czuła, że koniecznie, i to od dziś, musi zacząć bardziej się starać. Nie
może niczym podpaść ojcu. Przekona go, że byłaby znakomitą właścicielką psa,
kota, królika albo chomika.
Łatwo postanowić, tylko co można poradzić na to, że ma się w szkole takich
głupich kolegów? Dla nich to są
16
żarty, a Beata ma przez nich same kłopoty. Oni, a szczególnie Mateusz Samsel,
myślą, że to śmieszne. Może i śmieszne, ale nie dla niej. Przez te wygłupy
ojciec mają na celowniku.
Powlokła się do swojego pokoju. Odruchowo wzięła do ręki komórkę. Jedenaście
połączeń nieodebranych i pięć SMS-ów. Wszystkie od tego samego nadawcy: Mateusza
Samsela.
„Jak dobrze, że wyłączyłam dźwięk" - pomyślała i kolejno zaczęła czytać
wiadomości.
Kiedy wyjdziesz?
Czy mogę do ciebie przyjść?
Zadzwoń do mnie, jak będziesz mogła.
Nie dzwoń do mnie, nie przychodź i w ogóle odczep się ode mnie! Jasne?!
Wysłała wiadomość i pomyślała, że Mateusz to najgłupszy chłopak w całym
wszechświecie.
Anka i Emila wyszły razem na spacer z psami. Kobalt był sześć razy większy od
Szczypty, ale wcale im to nie przeszkadzało w świetnej zabawie. Przyjaciółki
stały na chodniku i przypatrywały się, jak Kobalt delikatnie popycha Szczyptę, a
ta toczy się przed jego pyskiem niczym piłka.
- Wiesz co? Zrobimy andrzejki! - Anka aż podskoczyła z radości.
- Jest maj. Nie wiem, czy bierzesz to pod uwagę...
- I co z tego? Co ja poradzę na to, że w maju nikt nie wróży? A ja mam straszną
ochotę sobie powróżyć. Pamiętasz takie fajne karty, które się rozkładało trzy na
górze i dwie na dole? Zresztą, mówcie sobie co chcecie, a ja robię andrzejki.
- Świetnie! - Emila pokazała ręką na forsycję gęsto obsypaną kwiatami. - W
takim razie ja przygotuję mikołajki.
- Super! To jest pomysł. Mariola chciała konkursu, będzie go miała! Ja
zorganizuję andrzejki, niech ona teraz wymyśli coś lepszego.
- Zdenerwowała cię?
18
Emila uważnie spojrzała na Ankę.
- Mnie? Oczywiście, że nie. To ja zawsze byłam Tara-nee. Przyjmujemy ją z
litości, a ona chce zająć moje miejsce? Jasne, że mnie nie zdenerwowała. Czym
miałabym się przejmować?
Emila ukradkiem spojrzała na Ankę.
- Tylko... już nie mogę słuchać, jak to zawaliłyśmy sprawę i jak to nie
wygrałyśmy niczego na zlocie. Ja szykuję wróżby. Ty rób losy.
- Mówisz serio? - zaśmiała się Emila.
- A dlaczego nie? Kto powiedział, że wróżyć można tylko w listopadzie? Ja chcę
teraz. Poprzesz mnie? Obiecaj, że tak. No, nie bądź taka smutna. Czym się tak
przejmujesz? Poprzesz mój pomysł? Obiecaj!
I Emila obiecała.
?02?2?? 2
larciu, gaś światło. Co ty robisz? Czytasz w łóżku? Dziecko! - Babcia
powiedziała to takim tonem, jakby przyłapała ją co najmniej na paleniu
papierosów.
- Za chwilę, babciu - Klara nie znosiła, gdy ktoś nazywał ją Klarcią, ale nie
miała zamiaru powtarzać tego babci po raz trzeci. Trudno. Zniesie nawet Klarcię.
- To bardzo niezdrowe. Był na to czas w ciągu dnia. I co za głupoty? Znów te
bzdury! Naprawdę nie możesz poczytać czegoś wartościowego? Wiesz, co czyta
Martu-sia? Ogniem i mieczem. A przecież jest o dwa lata od ciebie młodsza. Jaka
to poważna i mądra dziewczynka. Ona umie dobrać sobie lekturę. A to...
Zanim Klara zdążyła coś powiedzieć, światło zgasło.
Dziewczyna zamknęła oczy. Za ścianą słychać było, jak babcia krząta się po domu,
wszystko ustawia i przestawia po swojemu. To dopiero pierwszy wieczór, gdy są
same, a Klara już dowiedziała się, że nie umie myć zębów, bo źle trzyma szczotkę,
że codziennie trzeba czyścić buty, że skarpetki ma łączyć w pary, zanim wrzuci
je do kosza z brudną bielizną. I najważniejsze, że wszyst-
U
20
ko robi inaczej niż Martusia, czyli cioteczna siostra Klary, z którą babcia
mieszka w Kielcach na co dzień.
Klara pokornie dała się nauczyć, jak się czyści buty i przyszywa guziki. A teraz
ta książka. Czy nie będzie mogła czytać tego, co chce?
„Muszę być dzielna. Nie mogę martwić mamy. Jeśli ona zdała wszystkie egzaminy w
sesji w zerowym terminie, by móc jechać z Maćkiem, to ja też jakoś wytrzymam. To
tylko sześć tygodni. Dam radę" - Klara przekonywała samą siebie. Po omacku
odłożyła książkę na biurko. Choć w pokoju było ciemno i musiała macać, gdzie
jest blat, zdjęcie Maćka widziała dobrze. Jej młodszy braciszek, który (w co
nadal nie mogła uwierzyć) umiał przewidzieć przyszłość, uśmiechał się. Bardzo
łagodnie, bardzo delikatnie, ale się uśmiechał.
„Jak to możliwe?!". Klara była pewna, że na zdjęciu, które wczoraj wkładała do
ramki, Maciek miał poważną minę. Stał koło stołu z wielkim nożem, którym rzeźbił
w buraku te swoje dziwne wizje, i z ponurą miną patrzył w obiektyw.
Jak to możliwe, że teraz się uśmiechał?
A jednak.
Gdyby była prawdziwą Czarodziejką, na pewno umiałaby sobie to wytłumaczyć. Klara
była jednak zwyczajną, przeciętną, pozbawioną krzty magii dziewczyną. I cóż z
tego, że lubiła Will? Ona jej nie pomoże. Bo niby jak miałaby to zrobić?
21
?
,-
? ??>-? jP ,.-?
?? $? ??
Mariola zobaczyła brata Moniki Bartka i schowała się za rogiem, żeby jej nie
zauważył. Nie lubiła go. Nic jej nie zrobił, ale po prostu ją denerwował. Co
prawda spieszyła się na majowe andrzejki i bardzo nie chciała przyjść ostatnia,
ale na Bartka też nie chciała wpaść. Cieszyła się, że będą sobie wróżyć.
Uwielbiała to. Czytała „W.I.T.C.H." od dawna i zawsze, gdy do pisma były
dołączone karty, godzinami układała sobie wróżby, zapisywała je, a potem z
wypiekami czekała, czy się sprawdzą. Martwiło ją tylko to, że to właśnie Anka
wpadła na ten pomysł. Szkoda, że nie ona.
Gdy Bartek zniknął za furtką swojego ogrodu, Mariola pędem pognała do altanki,
gdzie miały się odbyć ich majowe andrzejki.
- Dlaczego nie ma jeszcze Moniki? Może...
- Byłam przed chwilą u nich w domu. Podobno pojechała gdzieś z mamą. Nie wiem,
dokąd - spokojnie powiedziała Emila.
- Jak to pojechała? Dokąd pojechała? Nic nie mówiła żadnej z was? Co ona sobie
wyobraża? - denerwowała się Mariola. - I co? Nici z wróżenia! Jak można być tak
niesłownym? Beznadziejna ta wasza Monika... I ona ma być Cornelią?
- Powstrzymaj się od oceniania Moniki, jeśli łaska. Nie znasz jej i nic o niej
nie wiesz. Na pewno jest lepszą
23
Cornelią niż ty Taranee - Anka nie powiedziała już nic więcej, bo Klara, Emila i
Beata, jedna przez drugą zaczęły je obie uspokajać.
- To co robimy? Wróżymy czy nie? - zdenerwowała się w końcu Beata.
Kłótnia ustąpiła miejsca andrzejkom.
Trzeba przyznać, że Anka się napracowała. Wróżby były pomysłowe. Każda z nich
dowiedziała się, ile lat minie, nim odnajdą swoje miejsce w życiu, gdy do
altanki wpadła zdyszana Monika.
- O... o... raju... no... jestem....
- Gdzie byłaś?
- Ja? - Monika zdawała się być zupełnie nieprzygotowana na takie pytanie. -
Tego... nigdzie, byłam z mamą. Zaczęłyście już? Coś mnie ominęło?
Monika ukradkiem spojrzała na Emilę i mrugnęła do niej. Jednak ta nie
odpowiedziała. Może nie zauważyła... Siedziała smutna i zamyślona, a gdy wróżyła,
zachowywała się tak, jakby wyniki zupełnie jej nie obchodziły. Przyjaciółki nie
dziwiły się temu. Emilka miała swojego Tomka - wspaniałego chłopaka, na którego
zawsze mogła liczyć i który wprost za nią przepadał. Jako jego dziewczyna,
Emilka nie musiała wróżyć. Wiadomo było, że zostaną razem do końca życia.
Wszystkie to rozumiały i nie dziwiły się, że nie angażuje się w zabawę.
- Wskaż jeden z tych talerzyków, a zobaczysz, co czeka cię w najbliższej
przyszłości. Pod każdym leży od
24
jednego do pięciu listków koniczyny. Czym więcej wyciągniesz, tym...
Monika bez wahania wskazała talerz leżący najdalej od niej.
- Pięć listków! Czyli superszczęście. Wiedziałam!
- Co wiedziałaś?
- A... nic. A wam co wyszło?
- Emili zero.
- Serio?
Dziewczyny kolejno wróżyły sobie, ale nie interesowało ich, która pierwsza
wyjdzie za mąż i jak będzie miał na imię przyszły mąż. Chciały za to wiedzieć,
czy spełnią się ich marzenia, czy będą tego lata szczęśliwe i czy staną się
jeszcze bardziej podobne do prawdziwych Czarodziejek.
- O rany! Znów wyszło mi najlepiej! - Monika aż podskoczyła z radości.
- Co się dzieje? Za każdym razem Klarze wychodzi najgorzej, a Monice najlepiej.
- Te wróżby są chyba źle ułożone. Przecież to niemożliwe, żeby zawsze było tak
samo. Coś tu jest nie tak... -opanowanym głosem powiedziała Mariola. A Anka,
autorka wszystkich wróżb, zrobiła się sina ze złości.
- Tak? To może ty byś coś przygotowała. Masz lepszy pomysł? Proszę, wysil się...
- Jasne, że mam - nonszalancko powiedziała Mariola.
- Tak? No to niby jaki? - dopytywała się Anka.
25
Nie usiłowała nawet ukryć złośliwego uśmiechu.
- Teraz wam jeszcze tego nie powiem, ale w piątek... przyjdźcie wszystkie do
mnie. Możecie nawet przenocować...
- O, fajnie! Lubię imprezy piżamowe. - Ucieszyła się Monika. - A co będziemy
robić?
- Zobaczysz - tajemniczym głosem powiedziała Mariola, mrużąc oczy.
###
- Jestem pewna, że jeszcze nie ma pomysłu... - Anka zwierzyła się Emili, gdy
wieczorem wyszły z psami. -Na pewno teraz głowi się, czym by tu nas zaskoczyć.
Ona jest beznadziejna. Lubisz ją? Powiedz szczerze, czy byłaby lepszą Taranee
niż ja? No, powiedz...
Ale Emilka odpuściła śliski temat. Wsunęła Ance dłoń pod ramię i wolno
powiedziała:
- Uważaj na stokrotki. Nie depcz ich.
- Dlaczego?
Anka spojrzała pod stopy. Stała na krawężniku między chodnikiem i trawnikiem, a
czubek jej buta dotykał małego bladego kwiatuszka.
- Odkąd przeczytałam o czarnych różach, które są ludźmi Meridianu, nigdy nie
depczę roślin. Nigdy. Nie chciałabym, żeby ktoś łaził po mnie buciorami.
26
- Emila, jak będziesz szukać nowego chłopaka, to ja jestem pierwszy w kolejce!
Przyjaciółki stały na szkolnym korytarzu, jadły kanapki i rozmawiały o ostatnim
numerze „W.I.T.C.H.", w którym krople astralne rozrabiają na całego. Teraz, po
słowach Mateusza Samsela, zastygły z kęsami jedzenia w ustach. Spojrzały na
niego zdziwione. Chodził do klasy z Tomkiem, chłopakiem Emili. Uważały go za
żołnierza Fobosa, czyli za odrażający obiekt, którego trzeba unikać. To on pisał
dziesiątki SMS-ów do Beaty. Ale o co chodzi tym razem?
Spojrzały na Emilę.
Wyglądała dziwnie i wcale nie była oburzona jego słowami.
- Emi, co się dzieje? Wiesz, o co mu chodzi? Emila kiwnęła głową.
- To powiedz.
- Musisz powiedzieć. Obiecałyśmy sobie, że nigdy, przenigdy nie będziemy miały
przed sobą tajemnic - powiedziała Monika i zrobiła się okropnie czerwona.
Emilka przełknęła kęs kanapki, nie podnosząc na nie swych oczu, wyszeptała ledwo
dosłyszalnym głosem:
- Tomek wyjeżdża. Musimy się rozstać. Przeprowadza się w przyszłym tygodniu.
Wyjeżdżają do Irlandii, jego ojciec znalazł tam pracę. Nawet nie czekają do
końca roku.
- Od kiedy o tym wiesz?
27
- Od miesiąca.
- I nic nam nie powiedziałaś? Obiecałyśmy sobie, że... - Anka chciała
powiedzieć coś więcej, ale umilkła.
Emila spuściła głowę tak nisko, że grzywka zakryła niemal całą buzię.
Przyjaciółki zobaczyły, jak po jej policzkach spływają dwie łzy.
###
- Emilko, dziecko, nie możesz tak się przejmować. No siadaj, siadaj -
nauczycielka historii podeszła do ławki Emili i oddała jej kartkówkę. - Nic nie
napisałaś, ale nie martw się. Masz jeszcze czas, żeby się poprawić. - Posłała
jej pokrzepiający uśmiech. - No, dziecinko, głowa do góry. A Monika napisała na
piątkę - zawołała wesoło i wręczyła Monice jej sprawdzian.
Emilka wstała, ale nie odezwała się ani jednym słowem. Szybko zerknęła na Klarę
i w duchu poczuła wdzięczność za pełne współczucia spojrzenie, które posłała jej
przyjaciółka.
- Ale ona schudła, zauważyłaś? - w czasie przerwy szepnęła do Moniki Beata.
- Zauważyłam. Wygląda okropnie. Wcześniej jakoś tego nie widziałam. Musi bardzo
cierpieć. Ja bym się chyba zabiła - powiedziała Monika.
- Z powodu chłopaka? - zdenerwowała się Klara.
28
- Ja bym się nigdy nie zabiła przez chłopaka - wtrąciła się Mariola.
- A ja tak! - warknęła Anka.
- Emilka niepotrzebnie się martwi. Przecież będą dzwonić do siebie, są SMS-y,
e-maile... Poza tym odległość tylko cementuje prawdziwe uczucie.
- Jasne, że tak, ale to nie to samo. Musimy ja jakoś pocieszyć. Tylko jak?
- Ja upiekę sernik. Ona tak go lubi. Pamiętacie? Zawsze brała kawałek dla Tomka
- powiedziała Monika.
- Ja mogę jej zrobić opaskę na drutach. Zawsze mówiła, ze Tomek lubi ją w
opaskach - powiedziała Beata
- Ja tez chcę coś dla niej zrobić - zgłosiła się Mariola. - Taranee zawsze umie
pomóc w takich chwilach.
- No, Taranee to ty jeszcze nie jesteś! - złośliwie zauważyła Anka.
- Nie kłóćcie się znów. I... zresztą... dajcie spokój -powiedziała Klara. - Nie
widzicie, że cokolwiek zrobimy, tylko przypomnimy jej o Tomku? Zresztą nie da
się jej pocieszyć. On wyjeżdża, a ona zostaje sama Nie rozumiecie tego? Na
cokolwiek spojrzy, cokolwiek usłyszy, wszystko będzie się jej kojarzyć z Tomkiem.
Przyjaciółki spojrzały na Klarę.
- I kto to mówi? Ty? Nasza Will?
- Tak, ja. I co z tego?
- Zawsze uważałaś, że nie warto się niczym przejmować, że trzeba być silnym i...
29
- Ale teraz już tak nie uważam. Zresztą, dajcie mi święty spokój! - Klara
niemal krzyknęła.
Szybkim krokiem podążyła ku schodom i zeszła piętro niżej. Wskoczyła na parapet,
podkuliła nogi i przytuliła torbę do twarzy. Było jej ciężko na sercu. Sama nie
bardzo wiedziała, co ją tak zdenerwowało, ale czuła się jak pęknięty dzbanek.
- ... napiszę zaraz, od razu podam ci adres... umówimy się na GG...
Klara usłyszała to mimo woli, a gdy lekko się wychyliła, zobaczyła, że Tomek
daje Emili malutką paczkę.
Znieruchomiała. Dopiero, gdy zadzwonił dzwonek, wysunęła czubek nosa zza rogu.
Emila nadal stała w tym samym miejscu. Musiała widzieć Klarę wcześniej, bo
spojrzała jej prosto w oczy i wyszeptała:
- Ja wiem, że już nigdy go nie zobaczę... i że on nigdy nie zadzwoni. I nie
napisze. Ani słowa.
- Co ty mówisz? Jasne, że zadzwoni i napisze.
- Przecież wiesz, że nie - spokojnie powiedziała
Emila.
Klarze zrobiło się strasznie głupio. Rzeczywiście, gdzieś w głębi duszy czuła to
samo, co Emila: to koniec ich miłości.
- Jasne, że zadzwoni. On o tobie nigdy nie zapomni. Zobaczysz! - zapewniała
przyjaciółkę.
Emilka nic już nie powiedziała.
30
W milczeniu poszły do pracowni matematycznej. Gdy tylko Klara wróciła do domu,
podeszła do zdjęcia Maciusia:
- I jak? Zadzwoni czy nie?
Uważnie spojrzała na zdjęcie brata. Maciek stał koło stołu z ponurą miną. Nie
trzymał już noża jak poprzednio. Teraz jakby pokazywał, że jest ostry i
niebezpieczny.
- Nie wiem, o co ci chodzi - powiedziała do zdjęcia, ale poczuła, że policzki
pieką ją żywym ogniem.
Czuła się z tym okropnie.
###
Siedziała w fotelu, zapatrzona w ścianę przed sobą. Tak jak się spodziewała,
zaraz zajrzała do niej babcia. Dopiero wtedy Klara szybko złapała druty,
usiłując coś dziergać.
- Klarciu, dlaczego znów tracisz czas? Martusia zawsze odrabia lekcje zaraz po
powrocie ze szkoły. A te oczka to nie tak się przerabia. Zaraz ci pokażę.
Martusia uczy się na samych szóstkach, a ma czas, żeby robić na drutach. I to
jak równo!
Klara z trudem się powstrzymała, żeby nie poinformować babci, co sądzi o Martusi
i jej zwyczajach, ale w tym momencie zadzwonił telefon. Szybko sięgnęła po
słuchawkę i usłyszała:
- Klara? Dziękuję ci bardzo! Jesteś superprzyjaciół-ką! Prawdziwa Will z ciebie,
nie ma co! Przez ciebie ojciec zabronił mi kupować „W.I.T.C.H.". Powiedział, że
kończymy temat zwierzaka. Cieszysz się? W ogóle zabronił mi się z wami spotykać.
Tego chciałaś?
- Ale o co chodzi? Ja nic nie zrobiłam! Beata!
Ale przyjaciółka już nic nie odpowiedziała. Z trzaskiem odłożyła słuchawkę.
??02?2?? 3
*(f%y\ piątkowy wieczór. Wszystkie dziewczyny, tak jak ??* uzgodniły wcześniej,
zaraz po szkole odrobiły lekcje i zrobiły jako taki porządek w pokojach, żeby
rodzice nie mogli się do niczego przyczepić.
Teraz wszystkie poza Moniką siedziały w pokoju Marioli. Patrzyły na piętrzącą
się górę kruchych ciasteczek z cukrem pudrem i milczały. Każda z nich była
pochłonięta własnymi sprawami.
Klara chciała odgonić natrętną myśl o e-mailu, który dziś odebrała. Emila
starała się nie myśleć o niczym, Ankę zżerała wściekłość, że Mariola tak fajnie
wszystko przygotowała, a Beata była zła na Klarę. Monika natomiast nie pojawiła
się wcale.
- Czekamy na nią czy zaczynamy? - po raz trzeci zapytała Mariola.
- Jasne, że czekamy. Na pewno zaraz przyjdzie. To nie szkoła, żeby zaczynać
równo z dzwonkiem - odburknęła jej Anka.
Znów zapanowała cisza. Mariola ukradkiem obserwowała koleżanki.
33
- Dlaczego jesteś taka zła? - Mariola zwróciła się do Beaty.
- Ja? Wcale nie jestem zła, dlaczego mam być zła? Wszystko jest w porządku,
prawda, nasza kochana Will?
Klara zerknęła na Beatę. Od tamtego telefonu nie odezwały się do siebie nawet
jednym marnym słowem. Beata nic nie wyjaśniała i udawała, że Klara po prostu nie
istnieje.
Klara zupełnie nie rozumiała, o co chodzi. Przyszła na spotkanie z mocnym
postanowieniem, że zmusi Beatę do wyjaśnień. W obecności innych dziewczyn będzie
jej łatwiej. Będzie mogła powołać się na ich przyjaźń i poprosić o wsparcie.
W zasadzie chciała to zrobić już teraz, na samym początku, ale obawiała się, że
Monika wejdzie w najmniej odpowiednim momencie, zrobi się zamieszanie i niczego
sobie z Beatą nie wyjaśnią.
- Częstujcie się przynajmniej. Komu nalać coli? Mariola z wdziękiem pełniła
obowiązki gospodyni.
Częstowała własnoręcznie upieczonymi ciastkami, dbała, by każda z przyjaciółek
miała wszystko, czego potrzebuje. Tylko że one jakoś nie miały apetytu.
- Co się z wami dzieje? Dlaczego nie jecie? - Mariola była rozczarowana.
- To co będziemy robić? - zapytała Anka. - Podobno miałaś jakiś superpomysł.
- Tak. Słuchajcie...
34
Mariola szybko wstała, zgasiła górne światło i każdej z dziewczyn wręczyła
zapałkę. Potem na dywanie między nimi postawiła tacę, na której stało sześć
smukłych świec.
- I co to ma być? - burknęła Anka.
- Wy bardzo dobrze znacie się między sobą, bo od dawna macie klub, a ja jako
przyszła Tara... - ukradkiem zerknęła na Ankę -... członkini klubu chcę się
czegoś o każdej z was dowiedzieć. Oczywiście sama też opowiem wam o sobie.
- Będziemy grać w jakieś głupie „dziesięć pytań"?
- Nic z tych rzeczy. Człowieka najlepiej poznaje się po... jego pechu. Każda z
nas opowie o największym pechu swojego życia.
„Mój polegał na tym, że ty się zjawiłaś" - pomyślała Anka, ale na szczęście nie
powiedziała tego głośno.
- Ale o czym mamy mówić?
- No, o pechowych sytuacjach. Na przykład... Kiedy byłaś z wizytą u rodziny na
wsi, ciotka cię nie zauważyła i wylała na ciebie pomyje, a wszyscy się strasznie
śmiali. Albo jak powiedziałaś w ważnej sytuacji: „Zobaczymy, kto się będzie
śmiać pierwszy" i klasa cię obśmiała, albo jak na klasowej wycieczce jeden
palant nie dawał ci spokoju i gdy wieczorem usłyszałaś, że ktoś puka do twoich
drzwi, wrzasnęłaś: „Czego chcesz, głupku", a to był wasz wychowawca. No, takie...
- Skąd wzięłaś tyle pechowych sytuacji? Mariola zawahała się.
35
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że to wszystko przytrafiło się tobie? - zapytała
Klara.
- Niestety - Mariola pokiwała głową. - Nigdy nie zapomnę, jak śmierdzą pomyje.
- Nie przejmuj się - Beata serdecznie poklepała Mariolę po plecach - Kto
zaczyna? Może ty, Emi?
Oczy wszystkich dziewczyn zwróciły się na Emilkę. Emila spuściła głowę.
- Ja... chyba nie miałam pecha... - chciała coś jesz- 1 cze powiedzieć, ale
głos jej się załamał. Odezwała się dopiero po chwili. - Moim największym pechem
było to, że poznałam Tomka.
- Nieprawda. To świetny chłopak. Nie przejmuj się... Na pewno będzie pisał...
- Tak, będzie, ale do innej - spokojnie powiedziała Emila.
- Co ty mówisz, Emi?!
- Moim największym pechem było nasze wczorajsze spotkanie...
- To dlatego dziś znów podpadłaś historycy?
- Co się stało?
- Wczoraj byłam u Tomka, żeby się pożegnać. Wyszłam na chwilę do łazienki, a
kiedy wróciłam, on pisał e-mail do jakiejś dziewczyny.
- Do jakiej?
- Skąd wiesz, że do dziewczyny?
- E... może ci się zdawało?
36
- Wiem to na pewno, bo zrobił się czerwony i szybko zamknął okno wiadomości. On
się cieszy, że wyjeżdża! Rozumiecie?!
Emila rozpłakała się.
Schowała twarz w dłoniach i jak małe dziecko zaczęła kiwać się w przód i w tył.
- Nie płacz, Emi. Może to tylko pomyłka?
- Jasne! Na pewno pomyłka! Każdy, ale nie Tomek! Klara milczała. Nie znalazła
ani jednego słowa, żeby
pocieszyć przyjaciółkę.
Gdy Emila się uspokoiła, przeprosiła przyjaciółki za swój zły nastrój i
poprosiła, by teraz ktoś inny opowiedział o sobie.
- Dobrze, to może ja zacznę - oficjalnym tonem powiedziała Beata. - Powinnam
teraz powiedzieć, że moim największym pechem jest nieziszczone marzenie o
posiadaniu jakiegokolwiek zwierzątka. Ale prawda jest taka, że moim największym
pechem jest to, że zawiodłam się na Klarze.
- Na mnie?!
- Tak, na tobie. Kto cię prosił, żebyś nagadała mojemu ojcu, że latają za mną
dwaj chłopcy, co? Wiesz co miałam przez ciebie? Ojciec zabronił mi czytać
komiksy „W.I.T.C.H.". Rozumiesz? Przez ciebie!
- Ale to wcale do Klary niepodobne!
- Dobra, dobra. Nasza cicha woda, zawsze taka w porządku, zawsze taka kochana...
a wywija mi taki numer.
37
I wiesz, co ci jeszcze, Klara, powiem? Jesteś najgorszą Will, jaką tylko można
sobie wyobrazić. Teraz żałuję, że przed zlotem nie wywaliłyśmy cię z klubu, po
tym jak zdradziłaś mamie naszą tajemnicę. A teraz róbcie sobie co chcecie. Ja
wychodzę.
- Ja nic nie zrobiłam. Nie dzwoniłam do twojego taty - spokojnie odpowiedziała
Klara.
- Tak? To dlaczego powiedział mi, że dzwoniłaś? Sam to wymyślił?
W pokoju zrobiło się bardzo cicho. Dziewczyny wpatrywały się w Klarę.
- Nie dzwoniłam do ciebie i nie rozmawiałam z twoim ojcem.
- I tak mnie nie przekonasz - powiedziała Beata, ale usiadła z powrotem na
dywanie.
- W komiksie Czarodziejki mają najwyżej jeden problem w odcinku, a my... aż dwa.
- Trzy - poprawiła Beata.
- Cztery. Jeszcze wam nie mówiłam co mi ostatnio zrobili Bartek z Piotrkiem -
dodała Anka.
- Pięć. Chciałabym wam teraz opowiedzieć o pewnym zdjęciu - dodała Klara.
- Chyba sześć...
- Sześć?
- Nie uważasz, że to dziwne, że Monika nie przyszła? -zapytała już
spokojniejsza Beata.
Wszystkie dziewczyny zamilkły.
38
- Mama przysłała mi SMS, że już na mnie czeka. Może od razu umówimy się na
kolejne spotkanie?
- Dobrze, ale tym razem z nocowaniem. Tylko wybierzmy, u kogo?
- Ciągnijmy losy.
Nie minęły dwie minuty, gdy każda wylosowała zapałkę. Ułamaną wyciągnęła Klara.
- Klara! U ciebie! Wspaniale! U ciebie zawsze jest fajnie. To cześć.
W W
Klara wracała do domu. W myślach układała plan, co przygotuje do jedzenia, jak
przystroi pokój i oczywiście co będą robiły. Podekscytowana wbiegła do domu. W
drzwiach powitała ją babcia. Klara już miała jej powiedzieć, że koleżanki będą u
niej nocować, ale babcia zaczęła pierwsza:
- No pięknie, moja panno. Dziesięć minut po czasie! Martusia zawsze przychodzi
pięć minut wcześniej, żebym się nie denerwowała, ale ona potrafi szanować
starszych i naczynia zawsze domywa.
Babcia odwróciła się i podreptała do kuchni. To nie była dobra chwila na
mówienie babci czegokolwiek.
Klara włączyła komputer, a potem odruchowo spojrzała na zdjęcie brata.
Maciek stał z ponurą miną, która mówiła: „No, siostrzyczko, nieźle się
wpakowałaś".
39
w ?? ?
Następnego dnia, gdy Anka się obudziła, mamy nie było już w domu -jak w każdą
sobotę pracowała. Dziewczyna wzięła Szczyptę na smycz i wyszła do sklepu kupić
bułki na śniadanie. Już z daleka zobaczyła, że Piotrek, w którym od kilku
miesięcy tak beznadziejnie się kochała i dla którego razem z przyjaciółkami
szykowały kanapkę z lubczykiem, i Bartek, który przez przypadek zjadł tę kanapkę,
idą ulicą wprost na nią. Od kilku dni obaj zachowywali się po prostu wrednie.
Anka nie mogła się oprzeć wrażeniu, że zmienili się, jak nie przymierzając
Cedrik, w wielkie gadowate robale.
Czuła, że znów spotkają coś niemiłego. I miała rację.
- Niektóre dziewczyny są strasznie brzydkie.
- No, brzydkie i głupie.
- A szczególnie te z ciemnymi włosami...
- No, i z psami na smyczy.
Anka usłyszała jeszcze ich jadowity śmiech i nie miała już wątpliwości, że to
potwory w ludzkiej skórze.
„Co się stało? Tak za mną latali. Nie mogłam się po prostu opędzić od Bartka. Od
czasu zlotu bardzo się zmienił. Zachowuje się, jakbym mu coś zrobiła... Piotrek
tak samo. Przecież fajnie nam się gadało i dał mi do zrozumienia, że mu na mnie
zależy. Co się stało...?".
Niestety, nic tym razem nie wymyśliła. Nachyliła się nad Szczyptą i pogłaskała
kundla po pysku.
40
- Ty jedna mnie rozumiesz, prawda?
Szczypta natychmiast usiadła i podała swojej ukochanej pani łapę.
Www
Klara wstała rano pół godziny wcześniej niż zwykle. Najciszej jak umiała,
włączyła komputer.
- Uff... - odetchnęła z ulgą. Nie było żadnej wiadomości. - Widzisz? - zwróciła
się do zdjęcia brata, ale uśmiech zamarł jej na ustach. Maciuś co prawda nie był
ponury, ale miał minę w stylu: „Tylko nie myśl, że twoje kłopoty się skończyły".
- Jakie kłopoty? Dlaczego? Przecież ja nic złego nie robię... - wyszeptała
pochylona nad zdjęciem. Ale zaraz dodała szybko. - Ty nic nie rozumiesz. Jesteś
na to za mały - poinformowała zdjęcie i szybko odwróciła je tyłem do ściany.
Pościeliła łóżko i pobiegła do łazienki. Wszystko idealnie po sobie posprzątała,
ubrała się tak, jak babcia lubi (spódniczka i ulizane, ściągnięte w kucyk włosy).
Postanowiła tym razem nie marudzić i wmusić w siebie wszystko, co jej
przygotowała.
Na stole Klara znalazła głęboki talerz z płatkami owsianymi, trzy kanapki z
grubo pokrojoną tłustą kiełbasą, dwa plastry białego sera z dżemem i wielki
kubek kakao. W panice przełknęła ślinę.
„Pęknę, jeśli to zjem".
41
- Siadaj. Może tym razem wreszcie zjesz jak człowiek.
- Babciu... chciałam ci coś powiedzieć.
- Tak?
Mina babci sprawiła, że Klara, zamiast powiedzieć, zapytała:
- Czy będą mogły u mnie przenocować... moje przyjaciółki?
- A kiedy?
- W piątek.
- Oczywiście, dziecko. Wiem, że potrzebujesz towarzystwa. Możesz zaprosić nawet
trzy dziewczynki, ja nie mam nic przeciwko temu.
- Ale ja bym chciała pięć. Babcia popatrzyła na nią groźnie.
- Pięć to chyba za dużo. Zgadzam się na trzy i ani jednej więcej. No, zjadaj,
bo wszystko ci wystygnie.
Klara sięgnęła po prawie zimne kakao.
Czuła się podle. Zanim skończyła śniadanie, wiedziała już, co zrobi. Powie
dziewczynom, że babcia się nie zgodziła. To jedyne rozwiązanie. Pewnym wyjściem
byłoby zaproszenie Anki, Beaty i Emilki, ale jak mogłaby potem spojrzeć w oczy
Monice i Marioli? To nie wchodziło w grę... Albo wszystkie, albo żadna. I tak
ich klub wciąż miał kłopoty. Nie można pozwolić, żeby ktoś poczuł się urażony.
„Będę musiała je okłamać. Dla ich dobra".
42
###
Klara wpadła do Beaty bez zapowiedzi. Zadzwoniła trzy razy, jak zawsze. Długo
czekała, aż Beata jej otworzy.
- Czego chcesz?
- Musisz mi uwierzyć. Nie mam z tym nic wspólnego.
- Akurat. Jesteś tchórzem i nie chcesz się przyznać. W tym momencie zadzwonił
domofon.
- To pewnie mój ojciec. Udajemy, że się uczymy!
Dziewczyny pędem pognały do pokoju Beaty i błyskawicznie sięgnęły po książki.
Każda otworzyła swoją na chybił trafił. Udając pełne skupienie, prawie nie
oddychały ze zdenerwowania. Jednak ojciec jakoś wcale nie nadchodził.
- Patrz, co trzymasz... - Beata wskazała brodą książkę przyjaciółki.
Klara zerknęła na tytuł. Miłość. Czy to już?
- O rany! Nie patrzyłam, co biorę.
- Jakby to ojciec zobaczył...
Obie zaczęły się śmiać. Po chwili, chichocząc, leżały na dywanie.
- Dzwonek. Teraz to pewno on.
- Nie, on tak nie dzwoni. Odbiorę - Beata sięgnęła po słuchawkę. - Kto tam?
- Klara Jamroży. Czy jest Beatka? - zapytał słodki dziewczęcy głos.
43
Klara i Beata popatrzyły na siebie i po chwili Beata powiedziała głośno:
- Samsel, spadaj, baranie, bo zaraz do ciebie zejdę.
- To zejdź, zejdź moja ropuszko - zaszczebiotał Samsel do słuchawki.
- Wynocha! I nie dzwonić tu! - ryknęła Klara. - Co za kretyni! Co tak patrzysz?!
- Przepraszam. Nie wiem, dlaczego myślałam, że to ty - Beata zarzuciła
przyjaciółce ręce na szyję i mocno ją przytuliła.
- Nic nie szkodzi. Tylko jak to załatwisz z ojcem?
- Mam pomysł. Beata wyciągnęła
z szafy odkurzacz.
- Chcesz, żebym miała zwierzątko? - Chcę.
- To do roboty. Za godzinę mieszkanie musi lśnić.
###
Dziewczyny siedziały na murku przed szkołą i wystawiały buzie do ciepłego
czerwcowego słońca. Rozmawiały o tym, że historyczka daje Emili dziwne fory.
Ostatnia przyszła Monika. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Beata zmrużyła oczy
i z miejsca zapytała:
- Dlaczego nie było cię w piątek?
- Padniecie, gdy wam powiem. Jesteście przygotowane na szok? - Nie czekając na
reakcję koleżanek, Monika wypaliła: - Zagram w reklamie!
- Co takiego?!
- W jakiej reklamie?!
- W normalnej! Jadę do Hiszpanii i tam nagram reklamę perfum Le coąuelicot* dla
nastolatek. Zatkało was, co?
- Jakie kokli...
- Coąuelicot to po francusku mak. Le coąuelicot -powiedziała, akcentując z
francuska Monika.
- Ale jak...
- Normalnie. Oni poznali się na mnie. Jestem typową czternastolatką. Wszyscy mi
to mówią: stylistka, reżyser, pani producentka. Mam klasyczną dziewczęcą urodę i
mocno zarysowany podbródek.
- Rozumiem, że już nie będziesz w naszym klubie?
* Le coąuelicot [czytaj: le kokliko] - (fr.) mak.
45
Mariola zrobiła niewinną minką.
- Dlaczego?
- Bo nie przychodzisz na spotkania - odpowiedziała jej Anka.
- Zazdrosna jesteś! Uprzedzali mnie. Nawet Aleksander i Tobiasz mówili, że
ludzie z mojego otoczenia...
- Kim, u diabła, są Aleksander i Tobiasz?
- Ach, prawda, wy ich nie znacie. To bliźniacy, którzy będą grać moje tło.
- Grać tło? Odbiło ci? - Beata wykrzywiła twarz, jakby zobaczyła coś okropnego.
- Jak można grać tło?
- O, znowu bliźniacy. Może nadają się do mojej księgi sobowtórów? - cicho
zapytała Emila.
- Raczej nie - niepewnie odparła Monika.
- Ale pomyśl... Nikogo nie przypominają? - nalegała Emila, która bardzo ceniła
sobie wszystkie kolejne wpisy do księgi sobowtórów...
- No, może troszkę... - zaczęła Monika.
- Kogo? Powiedz wreszcie. Są przystojni?
- Oj, nikogo... - powiedziała Monika, ale widać było, że mięknie.
- No, powiedz.
- Prawdę mówiąc, to nie są zbyt piękni. I przypominają... może troszkę Nerissę.
- Kogo? - zapytała Anka.
Wszystkie jak na komendę ryknęły śmiechem.
- Z czego się śmiejecie, wariatki? - spytała Monika.
46
Ale żadna z nich nie umiała odpowiedzieć. Wszystkie zanosiły się radosnym,
oczyszczającym śmiechem.
- Wi... widzi... widzicie... - sapała Anka -jednak my tak naprawdę nie mamy
żadnych kłopotów, prawda?
Słysząc te słowa, Klara spuściła oczy, Beata poczuła suchość w gardle, Anka
spojrzała na Mariolę, a ta z dziwną miną zaczęła przyglądać się Monice.
- Z tymi kłopotami to chyba jednak nie jest tak... -wyszeptała Emila i
popatrzyła daleko przed siebie.
Tomek stał tyłem do nich. Z kimś rozmawiał, ale z tej odległości nie było widać,
z kim.
??2?2?? 4
J*|jciec Beaty, ubrany w czarny służbowy garnitur, Cr śnieżnobiałą koszulę i
ciemny krawat w mikroskopijne prążki, stał nad łóżkiem córki z groźną miną.
- Doigrałaś się, moja panno - powiedział tylko tyle, a Beata w jednej chwili
całkiem się obudziła. - Pięknie...
- Kochanie, to nie jej wina... - nieśmiało powiedziała mama, zerkając w stronę
okna.
- Nie broń jej. Podejdź do okna i wyjrzyj... Wspaniale wychowałaś córkę -
ojciec spojrzał na mamę z wyrzutem.
Beata wyskoczyła z łóżka i pognała do okna.
Na ścianie sąsiedniego budynku, dokładnie na wprost ich okien, widniał wielki
czerwony napis:
„Beata Malinowska całuje najlepiej z