Keri Arthur - Zew nocy 4 - Niebezpieczna rozgrywka
Szczegóły |
Tytuł |
Keri Arthur - Zew nocy 4 - Niebezpieczna rozgrywka |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Keri Arthur - Zew nocy 4 - Niebezpieczna rozgrywka PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Keri Arthur - Zew nocy 4 - Niebezpieczna rozgrywka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Keri Arthur - Zew nocy 4 - Niebezpieczna rozgrywka - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
1
Strona 3
ARTHUR KERI
ZEW NOCY 04
Strona 4
NIEBEZPIECZNA
ROZGRYWKA
Gdy niebezpieczeństwo i przyjemność zaczynają iść w parze, łatwo stać się ostatecznym
przedmiotem pożądania...
W podziemnym półświatku Melbourne istnieją nocne kluby, które zaspokajają wszelkie fantazje i
pragnienia swoich bywalców. Jednak dla Riley Jenson jeden z nich stał się przedmiotem obsesji.
Riley, rzadkie połączenie wampira i wilkołaka, nie przyszła szukać w nim spełnienia swoich fantazji,
lecz po to, żeby dopaść nieznanego mordercę, który wykorzystuje to modne miejsce spotkań jako
swój teren łowiecki.
Riley od razu znajduje jedyną przepustkę, która jest w stanie zaprowadzić ją do doskonale
strzeżonego klubu: Jin - barman o boskim ciele, który może dać jej klucz do zdemaskowania zabójcy
niepodobnego do żadnego, z którym dotychczas miał okazję zmierzyć się Departament.
Prześladowana przez byłego współpracownika, który zszedł na złą drogę i nieustannie rozpraszana
przez swojego eks-kochanka, Riley zagłębia się z Jinem w świat rozkoszy. Gdy niebezpieczeństwo i
przyjemność zaczynają iść w parze, szokująca tajemnica wychodzi powoli na światło dzienne – Riley
staje się ostatecznym przedmiotem pożądania…
2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Stałam w cieniu i przyglądałam się martwemu mężczyźnie.
Noc była zimna. Strugi deszczu lały się z nieba nieprzerwanie.
Woda spływała strumieniem po długim nosie wampira,
przeskakiwała w stronę jego kwadratowej szczęki, by w końcu
połączyć się z rwącym nurtem płynącym po jego żółtym
deszczowcu. Kałuża wokół jego bosych stóp sięgała już kostek i
powoli zaczynała się piąć w górę po jego owłosionych nogach.
Jak większość nowo narodzonych ten osobnik był dość chudy
i wymizerowany. Wyglądem przypominał worek kości. Mimo to
Strona 5
jego skóra miała różowawy odcień, co znaczyło, że odżywiał się
dobrze i często. Tylko oczy miał zapadnięte. Przestraszone.
Wcale mnie to nie zaskoczyło. Przez skłonność zarówno
Hollywood, jak i literatury do idealizowania wampiryzmu zbyt
wielu ludziom wydaje się, że przemiana w wampira natychmiast
zagwarantuje im siłę, seks i wszelkie bogactwa, o jakich mogliby
zamarzyć. Dopiero po fakcie zaczynali zdawać sobie sprawę z
tego, że bycie nieumarłym wcale nie jest taką frajdą, jak by się
mogło wydawać. Sen
3
o fortunie, powodzeniu u płci przeciwnej oraz popularności
mógł się spełnić, ale tylko pod warunkiem że przetrwają kilka
pierwszych straszliwych lat, kiedy to wampir jest owładnięty
wyłącznie żądzą krwi. Oczywiście, jeśli im się uda, na własnej
skórze przekonają się, czym jest wieczna samotność - już nigdy
nie poczują na sobie ciepła promieni słonecznych, nie będą mogli
cieszyć się smakiem jedzenia, a całkiem spory procent populacji
zacznie się ich bać i skaże na ostracyzm. To wszystko stanowiło
część bycia wampirem.
Owszem, istniały prawa zabraniające dyskryminacji
wampirów i innych gatunków nieludzi, ale był to stosunkowo
niedawny postęp. I chociaż istnieli fani wampirów, oni również
zaliczali się do nowych zjawisk i stanowili niewielką część
ludności. Nienawiść do wampirów i strach przed nimi istniały od
Strona 6
wieków. Nie miałam wątpliwości, że trzeba będzie stuleci, by
zmienić ludzkie przyzwyczajenia. O ile to w ogóle było możliwe.
A krwawe zabójstwa dokonywane przez wampirów, takie jak
to, w niczym nie pomagały.
W ciągu ostatniego miesiąca zaginęło w sumie dwanaście
osób, a my byliśmy niemal pewni, że ten wampir odpowiadał za
co najmniej dziewięć zniknięć. Były jednak znaczne różnice
między dziewiątką tego osobnika a pozostałą trójką, co
sugerowało, że mamy do czynienia z jeszcze jednym szaleńcem,
przebywającym na wolności. Dziewięć osób zginęło w wyniku
krwiożerczego głodu. Reszta została skrupulatnie rozpłatana
nożem od szyi po kolana i pozbawiona wnętrzności - nie było to
coś, co byliby zdolni zrobić nowo narodzeni. Kiedy przed nosem
4
pojawiała im się okazja do pożywienia, pożywiali się. Nie
było w tym nic schludnego ani skrupulatnego.
Na plecach trzech kobiet znajdowały się ledwie zagojone
blizny. Brakowało im również małych palców u lewych dłoni, a
na martwych ustach zastygły im dziwne, niemal pełne satysfakcji
uśmiechy. Kobiety padające ofiarą szału wampira nigdy nie
umierały z takim uśmiechem na twarzy, co mogły potwierdzić
dusze zmarłej dziewiątki, gdyby nadal były wśród nas.
A ja miałam nadzieję, że były gdzieś daleko. Ostatnimi czasy
widywałam ich zbyt wiele - i z całą pewnością nie chciałam, by
Strona 7
stało się to zwyczajem.
Jednak zmaganie się z dwójką psychopatów w połączeniu z
rutynowymi patrolami znacznie nadwyrężyło siły departamentu,
a to znaczyło, że wszyscy musieli wziąć dodatkową zmianę. To
tłumaczyło fakt, dlaczego Rhoan i ja ścigaliśmy mordercze
pijawki w taką paskudną noc po całym dniu pracy nad odkryciem
śladów tego osobnika, którego Jack - nasz szef i wampir stojący
na czele całej jednostki strażników w Departamencie Innych Ras
- określił uroczym mianem Rzeźnika.
Ziewnęłam i oparłam się ramieniem o betonową ścianę
odgradzającą niewielki zaułek, w którym się ukrywałam. Ściana
olbrzymiej fabryki, która zdominowała sporą część starego West
Footscray, chroniła mnie przed wiatrem, ale nie przed
zacinającym deszczem.
Jeśli wampir odczuwał jakikolwiek dyskomfort, stojąc
podczas burzy na środku ulicy, to zdecydowanie tego po sobie nie
pokazywał. Jednak z drugiej strony martwi rzadko kiedy
przejmowali się takimi rzeczami.
5
Może i w moich żyłach płynęła domieszka wampirzej krwi,
ale z całą pewnością nie byłam martwa i nienawidziłam tego.
Zima w Melbourne nigdy nie była przyjemna, ale w tym roku
spadło tyle deszczu, że zaczęłam już zapominać, jak wygląda
słońce. Większość wilkołaków była odporna na zimno, ale ja
Strona 8
byłam mieszańcem i najwidoczniej brakowało mi tego genu.
Stopy miałam zimne jak lód. Straciłam czucie w kilku palcach. I
to mimo że miałam na sobie dwie pary grubych wełnianych
skarpet włożonych do butów na gumowej podeszwie. Jednak bez
względu na to, co twierdził producent, nie były nieprzemakalne.
Równie dobrze mogłam włożyć szpilki. Moje stopy byłyby
wtedy w niewiele lepszym stanie, a przynajmniej czułabym się
bardziej jak w domu. Gdyby Rzeźnik mnie tu dopadł, mogłam
udawać, że jestem tylko przemoczoną do suchej nitki,
zdesperowaną prostytutką. Jack jednak przekonał mnie, że
szpilki i moja praca nie idą ze sobą w parze.
Szczerze mówiąc, wydawało mi się, że trochę obawiał się
moich butów. Nie z powodu koloru - który często bywał
szokujący i skandaliczny - lecz z powodu wymyślnych,
drewnianych obcasów. Drewno i wampiry - to nigdy nie było
zbyt dobre połączenie.
Postawiłam kołnierz swojej skórzanej kurtki i starałam się
ignorować grube krople wody spływające mi po kręgosłupie.
Bardziej niż o solidnej parze butów marzyłam o gorącej kąpieli,
ogromnym kubku kawy i kanapce z wołowiną. Najlepiej z
cebulką i keczupem. Ślina napłynęła mi do ust na samą myśl o je-
dzeniu. Oczywiście, biorąc pod uwagę fakt, że byliśmy w samym
środku tego opustoszałego miasta
6
Strona 9
pełnego fabryk, żadna z tych rzeczy na pewno nie wydarzy się
w najbliższej przyszłości.
Odgarnęłam wilgotne włosy z oczu i po raz setny
powiedziałam sobie w duchu, że chciałabym już mieć to za sobą.
Bez względu na to, czym to było.
Śledzenie go należało do moich obowiązków jako strażnika,
ale to nie znaczyło, że musiałam się z tego powodu cieszyć.
Nigdy nie miałam zbyt dużego wyboru, jeśli chodzi o wstąpienie
w szeregi strażników. A to wszystko przez eksperymentalne leki,
które kilku szaleńców siłą wprowadziło do mojego organizmu.
Rezultat był taki, że zaczęły się rozwijać moje paranormalne
talenty. Mogłam albo zostać w departamencie, gdzie istniała
możliwość monitorowania moich talentów przez cały czas, albo
zostać skierowana do wojska wraz z innymi nieszczęśnikami,
którzy otrzymali podobną dawkę ARC1-23. Nie chciałam być
strażnikiem, ale jeszcze bardziej nie chciałam, by wysłano mnie
do armii. Wystarczyło mi zło, które znałam na co dzień.
Przestąpiłam z nogi na nogę. Na co czekał ten martwy worek
mięsa? Nie mógł mnie poczuć - znajdowałam się wystarczająco
daleko, by nie był w stanie wyczuć bicia mojego serca i szumu
krwi płynącej w żyłach. Nie obejrzał się przez ramię, więc
niemożliwe, by dostrzegł mnie za pomocą podczerwieni. Poza
tym pij awki nie miały zbyt dobrego zmysłu węchu.
Dlaczego zatem stał w kałuży w samym środku tej zapyziałej
Strona 10
dziury, czekając na Bóg wie kogo?
Część mnie chciała zastrzelić drania i mieć już za sobą całą tę
przeprawę. Musieliśmy jednak śledzić tego młodego wampira, by
odkryć, czy nie kryje
7
w swojej norze żadnych paskudnych niespodzianek. Na
przykład innych ofiar albo nawet swojego stwórcy.
Nowo narodzony wampir nie mógł dokonać dziewięciu
zabójstw i nie zostać złapanym czy zabitym. A już na pewno nie
bez czyjejś pomocy.
Wampir nagle wyszedł z kałuży i zaczął schodzić w dół po
niewielkim nachyleniu. Jego bose stopy uderzały hałaśliwie o
zrujnowaną drogę. Ciemność otaczała go ze wszystkich stron, ale
nie przejął się tym, by objąć siebie cieniem. Biorąc pod uwagę
bladą skórę jego owłosionych nóg i żółty płaszcz przeciw-
deszczowy, było to dość dziwne. Jednak z drugiej strony,
tkwiliśmy teraz na totalnym zadupiu. Pewnie uznał, że nic mu tu
nie grozi.
Opuściłam swoją kryjówkę w zaułku. Wiatr uderzył we mnie z
pełną siłą, spychając na bok o kilka kroków, zanim udało mi się
odzyskać równowagę. Przebiegłam przez ulicę i znów
zatrzymałam się w cieniu. Krople deszczu uderzały o moje plecy,
a woda sącząca się za kołnierz przypominała strumień i sprawiła,
że zrobiło mi się jeszcze zimniej. Musiałam zapomnieć o kawie i
Strona 11
kanapce. W tej chwili najbardziej w świecie pragnęłam się
ogrzać.
Uruchomiłam niewielki mikroport, wszczepiony w płatek
ucha cztery miesiące temu. Spełniał podwójną funkcję -
komunikatora i urządzenia namierzającego. Jack nalegał, żebym
go zatrzymała. Kazał wyposażyć w nie wszystkich strażników.
Chciał móc namierzyć swoich ludzi wszędzie i w każdej chwili,
nawet jeśli nie byli na służbie.
Trąciło mi to trochę Big brotherem, mimo że rozumiałam jego
motywy. Strażnicy nie rośli przecież
8
na drzewach. Znalezienie wampirów z odpowiednim
połączeniem instynktu zabójcy i moralnej wrażliwości było
trudne. Pewnie dlatego wielu strażników z departamentu nadal
nie otrząsnęło się w pełni po stracie jedenastu członków, którzy
zginęli dziesięć miesięcy temu.
Te środki zapobiegawcze wprowadzono jednak za późno nie
tylko dla owej jedenastki, ale także dla kogoś jeszcze. Dla
Gautiera. Nie żeby był martwy, choć bardzo bym sobie tego
życzyła. Cztery miesiące temu był najlepszym strażnikiem
departamentu. Teraz stał się groźnym przestępcą poszukiwanym
listem gończym. Na razie uciekał przed każdym pościgiem i
wymykał się z każdej pułapki. To znaczyło, że nadal był gdzieś w
pobliżu, czekając, obserwując i planując swoją zemstę.
Strona 12
Na mnie.
Dostałam gęsiej skórki i mogłam przysiąc, że przez sekundę
poczułam w nozdrzach jego martwy zapach. Nie potrafiłam
powiedzieć, czy była to prawda, czy moja wyobraźnia, bo powiał
silny wiatr i ulotne wrażenie zniknęło.
Nawet jeśli był to jedynie wymysł mojej fantazji, musiałam
podwoić ostrożność. Gautier nigdy nie działał według tych
samych zasad co reszta. Co gorsza, lubił bawić się ze swoimi
ofiarami. Lubił być świadkiem czyjegoś bólu i strachu, zanim
kogoś zabił. Mógł uważać mnie za swoją myszkę, lecz nie wypró-
bował na mnie jeszcze żadnej swojej sztuczki. Coś jednak
mówiło mi, że dzisiejszej nocy to się zmieni.
Skrzywiłam się i starałam zignorować to odczucie.
Jasnowidzenie mogłoby być użyteczne, gdyby przybrało zdatną
do użytku formę - czegoś na kształt przejrzystych wizji
przyszłości i nadchodzących
9
wydarzeń. Ale nie. Najwidoczniej prosiłam los o zbyt wiele.
Zamiast tego odnosiłam dziwne wrażenie, że nadchodzi fatum, i
było ono frustrująco niejasne, jeśli idzie o wszystkie szczegóły.
Wytrenowanie czegoś takiego było właściwie niemożliwe. Nie
żeby powstrzymywało to Jacka od zmuszania ludzi do podjęcia
chociaż jednej próby.
To, czy ulotność tych wizji ulegnie zmianie, gdy talent lepiej
Strona 13
się rozwinie, pozostawało zagadką. W duchu pragnęłam, by mój
talent wrócił do stanu uśpienia. Wiedziałam, że Gautier gdzieś tu
jest. Wiedziałam, że na mnie poluje. Nie potrzebowałam jakiegoś
lipnego talentu, który co rusz wysyłał mi przerażające
niby-ostrzeżenia.
Mimo to, nawet jeśli Gautier nie kręcił się dziś w pobliżu, nie
mogłam przestać rozglądać się dokoła i przeszukiwać wzrokiem
wszystkich cieni.
- Kochany braciszku, nienawidzę tej pieprzonej roboty.
W moim uchu rozbrzmiał cichy śmiech Rhoana. Samo
usłyszenie tego dźwięku sprawiło, że poczułam się lepiej.
Bezpieczniej.
- Noce takie jak ta potrafią nieźle dać w kość, prawda?
- To się nadaje na niedopowiedzenie roku. - Wyjrzałam
szybko za róg i zobaczyłam, że wampir skręca w lewo.
Przekradłam się w jego stronę na palcach, trzymając się blisko
ściany i omijając kałuże. Chociaż patrząc, w jakim stanie są moje
buty, to i tak nie miało już znaczenia. - Czuję się zmuszona do
tego, by przypomnieć ci, że pisałam się na nocną zmianę.
Rhoan zachichotał cicho.
10
- A ja czuję się zmuszony do tego, by przypomnieć ci, że nikt
nie przypisał ci nocnej zmiany, tylko kazał ją wziąć. Dlatego
możesz narzekać, ile tylko chcesz, ale to i tak niczego nie zmieni.
Strona 14
Miał absolutną rację.
- Gdzie jesteś?
- Po zachodniej stronie, blisko starej fabryki ciastek.
Czyli właściwie naprzeciwko mnie. Wampir znajdował się w
połowie drogi między nami. Schwytaliśmy go w pułapkę.
Mieliśmy nadzieję, że nigdzie nam nie ucieknie.
Zbliżając się do rogu, zatrzymałam się i ostrożnie rozejrzałam
dookoła. Wiatr chłostał moją twarz, a deszcz zmieniał się na
mojej skórze w drobiny lodu. Wampir zatrzymał się przy końcu
budynku i rozglądał na wszystkie strony. Cofnęłam się
gwałtownie, gdy jego spojrzenie powędrowało w moją stronę.
Ledwie ważyłam się oddychać, choć zdrowy rozsądek
podpowiadał, że nie mógł mnie zobaczyć. Miałam nie tylko
wampirze geny, ale posiadałam również wiele ich umiejętności.
Na przykład zdolność otulenia się mrokiem nocy, widzenia w
podczerwieni i szybszą niż mrugnięcie okiem prędkość.
Rozległo się skrzypienie drzwi. Zaryzykowałam kolejne
szybkie zerknięcie. Metalowe drzwi stały uchylone, a wampira
nie było w zasięgu wzroku.
Czyżby zaproszenie do pułapki?
Nie wiedziałam, jednak byłam pewna, że nie mam zamiaru
podejmować ryzyka i przekonywać się o tym na własnej skórze.
A przynajmniej nie w pojedynkę.
- Rhoan, wampir wszedł do budynku numer cztery. Tylne
Strona 15
wejście po twojej prawej stronie.
11
- Zaczekaj na mnie, zanim tam wejdziesz.
- Jestem lekkomyślna, ale nie głupia.
Znów zachichotał. Wyślizgnęłam się zza rogu i podkradłam
do drzwi. Wiatr szarpnął metalowymi płytami tak, że uderzyły z
hukiem w ceglaną ścianę. Echo uderzenia rozeszło się przez noc.
Był to dość osobliwy, samotny odgłos.
Zamarłam w miejscu, skoncentrowałam i użyłam
wyostrzonego wilczego słuchu, by przebić się przez hałasy, jakie
powodował wiatr. Jego wycie było jednak zbyt silne i zagłuszało
wszystko dokoła.
Nie wyczułam też niczego oprócz lodu, starości i porzucenia.
O ile istniały takie zapachy, które nie były wcale wymysłem
mojej nadmiernej wyobraźni.
Mimo to w środku mnie narastało uczucie niepokoju. Potarłam
ramiona z nadzieją, że mój brat szybko tu dotrze.
- W porządku - odezwał się w końcu Rhoan. Niespodziewany
dźwięk jego głosu w moim uchu sprawił, że podskoczyłam w
miejscu. - Jestem po frontowej stronie budynku. Główne drzwi są
zamknięte, ale widzę kilka wybitych okien. Wchodzę do środka.
- Czujesz kogoś jeszcze oprócz naszego wampira?
- Nie. - Umilkł na chwilę. - A ty?
- Nie. Ale jest tu coś, albo ktoś, co emanuje złem. Rhoan nie
Strona 16
podważał mojej pewności. W ciągu lat
moja zdolność wyczuwania problemów uratowała nas przed
niemal taką samą liczbą kłopotliwych sytuacji, co nas w nie
wpakowała. Różnica polegała jednak na tym, że teraz mój
rozwijający się talent jasnowidza dawał nam ostrzeżenia o
rodzaju kłopotów, w jakie mieliśmy się właśnie wpakować.
Dzięki temu
12
nie musieliśmy się przekonywać o tym na własnej skórze. Co
zapewne było jakimś plusem, obojętne jak frustrującym.
- W takim razie posłuż się laserem - powiedział. - Przezorny
zawsze ubezpieczony.
Sięgnęłam do kieszeni kurtki i wzięłam broń do ręki. To był
najnowszy wynalazek, jeśli chodzi o lasery - broń rozmiarów
dłoni zawierała w sobie wystarczająco dużo mocy, by zrobić
dziurę nawet w najgrubszym ceglanym murze. Nie muszę chyba
mówić, że użycie jej na ludziach i nieludziach kończyło się w
dość paskudny sposób.
- Jack obedrze nas ze skóry, jeśli potniemy tego wampira na
kawałki, nie wypytawszy go wcześniej o jego stwórcę. - Stwórca
miał obowiązek dbać o swoje potomstwo, a pozwalając na to, by
ten dzieciak stał się przestępcą, właściwie podpisał na siebie
wyrok śmierci.
- Wolę stawić czoło jego wściekłości, niż mieć martwą siostrę.
Strona 17
Uśmiechnęłam się.
- Po prostu przeraża cię perspektywa robienia sobie samemu
prania.
- Namówię Liandra, żeby prał moje ciuchy. To za twoją
poranną pogodą ducha będę tęsknił najbardziej.
- Jestem wesoła, kiedy robisz mi rano kawę - odparłam
cierpkim tonem. - I nie byłabym taka pewna, że Liander zajmie
się twoim praniem. Gdy rozmawiałeś z nim ostatni raz, brzmiał,
jakby był wkurzony.
- No cóż, nie powinien był narzucać mi tych idiotycznych
ograniczeń.
- Rozmawialiśmy o tym samym już cztery miesiące temu,
pamiętasz? - Rozejrzałam się dookoła.
13
Nie dostrzegłam nic prócz ciemności. Zamrugałam,
przechodząc na podczerwień. Nadal nic oprócz zaśmieconej
pustej ulicy. - Jestem gotowa wejść do środka.
- Ja również - urwał. - I rzeczywiście, dyskutowaliśmy już o
tym wcześniej.
- Rozmawiałeś z nim tak, jak ci mówiłam?
- Tak jakby.
To znaczyło, że zignorował wszystkie moje rady i zadowolił
się opcją dobrego seksu. Nic dziwnego, że Liander miał na drugi
dzień na twarzy uśmiech szeroki na milę.
Strona 18
I nic dziwnego, że znów zaczął się czuć jak tymczasowy
turysta.
- Czy znów muszę ci przypominać, jak trudno w dzisiejszych
czasach znaleźć dobrego mężczyznę?
- A czy ja znów muszę ci przypominać, że jesteś tu, by
schwytać wampira, a nie pouczać swojego starszego i bardziej
doświadczonego brata?
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. Przyszedł na świat całe
pięć minut przede mną.
- Wkraczam do akcji.
- Ja również.
Minęłam chyłkiem róg ulicy, trzymając się blisko muru, i
przeskanowałam wzrokiem pobliskie otoczenie. Pomieszczenie
było ogromne i miało szeroką platformę wbudowaną w podłogę.
Wyglądało jak zaplecze magazynu, gdzie ciężarówki podjeżdżały
do rampy, na którą wypakowywano towary. Widziałam stąd
dwoje drzwi. Jedne znajdowały się tuż po mojej lewej stronie.
Bujały się lekko, co znaczyło, że ktoś niedawno przez nie
przechodził.
14
Dlaczego więc ślad zapachu prowadził prosto przed siebie?
Nie byłam pewna, ale nie miałam zamiaru ufać tym
oczywistym dowodom. Nie w miejscu, które aż cuchnęło
pułapką. Pobiegłam w prawo, trzymając się ściany, i poszłam za
Strona 19
słabym odorem śmierci w górę, po rampie i dalej przez wejście.
Powitał mnie widok długiego korytarza pełnego drzwi.
Powietrze w tym miejscu było stęchłe. Pachniało niemalże
zgnilizną, zupełnie jakby coś rozkładało się w tym miejscu od
dłuższego czasu.
Zmarszczyłam nos, mając cholerną nadzieję, że były to tylko
gnijące odpadki, choć mój nos podpowiedział mi, że
przynajmniej część tych zapachów pochodziła z czegoś innego.
Najwidoczniej nowo narodzony wampir i - prawdopodobnie -
jego stwórca załatwili razem więcej osób, niż to zostało
zgłoszone w raporcie.
Szłam dalej, otwierając drzwi i starając się zignorować
bardziej namacalne oznaki rozkładu i śmierci w każdym z
mijanych pokojów. Nowo narodzony wampir nie mógł pracować
w pojedynkę, przynajmniej to było oczywiste. Naliczyłam
dziesięć całych zwłok oraz cały asortyment różnych części ciała -
kończyn, głów i organów - porozrzucanych po pokojach. Nawet
młody wampir ogarnięty krwiożerczym szałem nie mógł
pochłonąć aż takiej ilości krwi.
W końcu doszłam do kolejnych, obrotowych drzwi. Odór
śmierci był tu silniejszy, co znaczyło, że wampir jest blisko.
Bardzo blisko. Tuż za drzwiami. Czyżby chciał zastawić na mnie
pułapkę? Jeśli tak, mógł najpierw wziąć prysznic. Naturalny
zapach, jaki
Strona 20
15
wydzielał, zdradzał jego kryjówkę każdemu, kto posiadał
przyzwoity węch.
Odsunęłam się nieco i kopniakiem otworzyłam drzwi. Gdy
uderzyły z hukiem o ścianę, wparowałam do środka, jednym
płynnym ruchem namierzając wampira laserem.
Był młodszy, niż przypuszczałam - wyglądał bardziej na
nastolatka niż na kogoś po dwudziestce. Z tak bliska żyły pod
jego bladą skóra były doskonale widoczne. Miały zdrowy odcień
błękitu, charakterystyczny dla dobrze odżywionego wampira.
Jego nieoczekiwany wybuch śmiechu przyprawił mnie o gęsią
skórkę. Nie chodziło o niski, mrożący krew w żyłach dźwięk,
tylko o to, że przypominał mi śmiech kogoś innego.
Śmiech Gautiera.
Czy to znaczyło, że nasz zbuntowany strażnik był stwórcą
tego dzieciaka? To tłumaczyłoby, dlaczego udało mu się uciec
przed departamentem.
Ledwie ta myśl pojawiła się w mojej głowie, gdy poczułam na
skórze ukłucie niepokoju.
On tu był. Gautier tu był.
Kurwa mać.
Ogarnęła mnie panika, ale zdławiłam ją bezlitośnie. Poddanie
się atakowi paniki byłoby Gautierowi na rękę. Kochał budzić w
kimś strach. Karmił się tym.