Ewa Nowak Prawie czarodziejki tom 2 Na talerzyku leżało pięć rogali. Każdy był zgrabny, «/W dobrze wypieczony i miał kuszącą brązową skórkę. Rogale leżały w całkowitym spokoju i czekały, aż ktoś po nie sięgnie. Jednak nie było to proste, bo wokół stołu stało sześć dziewczyn. Sześć par oczu wpatrywało się w talerz. - Częstujcie się! Na co czekacie? - odezwała się Mariola. - Przecież upiekłam je dla was. Sięgnęła po talerz i podała go Klarze. Ta jednak schowała ręce za siebie. - Dlaczego nie przyniosłaś sześciu? - Zostało tylko pięć. Część mama zabrała do pracy, chciała poczęstować koleżanki. Mariola kłamała. W domu było jeszcze dużo rogalików, ona jednak przyniosła tylko pięć, bo chciała coś sprawdzić. Coś bardzo ważnego. - Bierzcie, ja już jadłam! - dodała z udawaną bez- . troską. - Trzeba je podzielić - powiedziała Emila, najcichsza i najspokojniejsza z dziewczyn. 3 Mariola rozpromieniła się. - Tak uważacie? - Jasne, a co myślałaś? Monika odgarnęła z twarzy burzę loków i pobiegła do kuchni po nóż. Po chwili każda trzymała w dłoniach trochę nierówny i nieco pokruszony kawałek pysznego rogala. - No, teraz opowiadajcie, jak było na zlocie - Mariola wygodnie usadowiła się na dywanie. - Jak tam Bartek? Bardzo cię męczył? - zwróciła się do Anki. - Wcale. Nie wiem, co się stało, ale nawet nie mówi mi„cześć". - To chyba dobrze. Mówiłaś, że masz go dość, że jest strasznie namolny. - Niby tak. Tyle że on się koleguje z Piotrkiem i teraz obaj się do mnie nie odzywają. Nic nie rozumiem. - Brakuje ci ich zainteresowania, co? - spytała Beata. Anka zrobiła się czerwona ze złości. - Wcale nie! - Ale mówcie, mówcie, umieram z ciekawości - niecierpliwiła się Mariola. - Jak to możliwe, że nie wygrałyście konkursu na najfajniejszy klub W.I.T.C.H.? - A jednak... - cicho powiedziała Emila. - Niestety, były lepsze od nas. Takich klubów jest w Polsce dużo, trudno się przebić. Ale za rok... znów spróbujemy. - Jasne! Nie poddamy się nigdy. 4 - Miałyśmy kiepskie stroje. Inne dziewczyny przebrały się za fajne postacie: Nerissę, Fobosa... A pamiętacie tę przebraną za... no, już nie pamiętam kogo... to jej należała się nagroda. - Do następnego zlotu mamy równo rok - podsumowała Emila. - Pięćdziesiąt dwa tygodnie, trzysta sześćdziesiąt pięć dni, osiem tysięcy siedemset sześćdziesiąt godzin - dodała smutno. Pozostałe dziewczyny spojrzały zdziwione. Skąd u przyjaciółki tak kiepski nastrój. Klara, Emila, Monika, Anka i Beata kilka miesięcy temu założyły nieformalny klub wielbicielek WI.T.C.H. Taki z tajnymi spotkaniami, zebraniami, czarami (które, o dziwo, działały). Dziewczyny miały swoją wielką księgę sobowtórów, w której zapisywały imiona znajomych podobnych do komiksowych postaci. Znalazły nawet bliźniaków łudząco podobnych do Caleba, którzy zostali wpisani do księgi jako ostatni. Emila prowadziła katalog wszystkich drobiazgów dołączanych do gazety, a Monika zbierała zawsze po dwa numery. Z jednego wycinała obrazki, z których często sama coś tworzyła. Drugi, święty i nietknięty, leżał na wyższej półce regału. Mariola, ich koleżanka ze szkoły, dołączyła do klubu jako ostatnia. Żadna z dziewczyn nawet słowem nie wspomniała o tym, że przecież w komiksie WI.T.C.H. było pięć 5 Czarodziejek, Mariola zaś była szósta. Nadal jednak nie wiedziały, jaką ma być postacią. - Co chcesz zapisać? - Monika przysunęła się do Marioli i z zainteresowaniem spojrzała na jej notesik z Czarodziejkami na okładce. - To, która z was jest którą bohaterką. Ciągle wszystko mi się myli. Czyli tak... Mariola zaczęła kolejno wypisywać imiona. • Will-Klara • Irma - Emila • Taranee - Anka • Cornelia - Monika • Hay Lin - Beata - Macie jeszcze kogoś w klubie? - Nie - cicho odpowiedziała Emila, a Klara zdecydowała się podjąć drażliwy temat. - A ty? Jaką postać lubisz najbardziej? W pokoju zapanowała dziwna cisza. Nie tylko samochody za oknem przestały jeździć, pies sąsiadów przestał ujadać, a bawiące się na podwórku dzieciaki umilkły. Nawet muchy zastygły w bezruchu. Na twarzy Moniki pojawiły się wypieki. Była pulchna i miała burzę włosów, które za nic nie miały ochoty współpracować ani z nią, ani z grzebieniem. Wiedziała, że zupełnie nie pasuje do roli Cornelii. Klara ukradkiem zacisnęła kciuki: żeby tylko Mariola nie chciała być Cornelia. - Chciałabym zostać Taranee. Ją lubię najbardziej. Dziewczyny jak na komendę spojrzały na Ankę (to ona w klubie była Taranee). Ta jednak zachowała kamienną twarz. Schyliła się i, żeby nie mogły spojrzeć jej w oczy, zaczęła poprawiać skarpetki. Odkąd tylko pojawił się pomysł, by Mariola do nich dołączyła, Anka wiedziała, że też będzie chciała stać się Taranee. Nie miała pojęcia skąd, jednak była tego pewna. Kiedy wygrała w konkursie na imię dla chomika dwadzieścia pięć kilo karmy 7 i chciała podzielić się z Mariolą, ta odmówiła. Stwierdziła, że jej świnka morska Raphael nie potrzebuje takich smakołyków. Zaimponowała wszystkim, proponując, by karmę oddać do zoo. Wtedy już Anka wiedziała: nie dogadają się. Była wściekła, że to nie ona wpadła na pomysł z karmą. Teraz nie chciała pokazać, jak bardzo zabolała ją odpowiedź Marioli, nie zdołała jednak przybrać obojętnego wyrazu twarzy. - Macie problem - Monika sztucznie się roześmiała. Wsunęła obie dłonie w pasma włosów i z przyjemnością przeciągnęła po nich palcami. Mariola nie chciała być Cornelią, choć pasowałaby na Czarodziejkę Ziemi. Miała długie jasne włosy i była wysoka. A jednak wolała być Taranee. Monika pomyślała, że ta Mariola jest bardzo fajna. - I co teraz zrobicie? - zapytała beztrosko. - Może wymyślimy jakiś konkurs albo coś innego... żeby zadecydować, która z nas będzie Taranee - zaczęła Mariola i zwróciła się do Anki. - Jak chcesz. Może być konkurs. Słuchajcie, ja już muszę iść. Zapomniałam o czymś bardzo ważnym... miałam być w domu, żeby... to cześć! Odwróciła się i szybko wyszła. „No i zaczęły się kłopoty" - pomyślała Emila, ale nic nie powiedziała. Przytuliła się do Kobalta (swojego psa) i zamknęła oczy. Miała o wiele poważniejszy problem, ale na razie nie chciała się nim dzielić z przyjaciółkami. 8 - I co teraz zrobimy? Dwie Taranee? To przecież głupie, prawda? - zapytała Beata, gdy razem z Klarą wracały do domu. - Co ci jest? Martwisz się? - Tak, od powrotu ze zlotu coś jest z nami nie tak. Wciąż pojawiają się problemy. Chyba liczyłyśmy na zwycięstwo, a teraz jesteśmy rozczarowane. Szkoda, że niczego nie wygrałyśmy. !\1 \\ / \% / -? jP ,.-? ?? $? ?? Mariola zobaczyła brata Moniki Bartka i schowała się za rogiem, żeby jej nie zauważył. Nie lubiła go. Nic jej nie zrobił, ale po prostu ją denerwował. Co prawda spieszyła się na majowe andrzejki i bardzo nie chciała przyjść ostatnia, ale na Bartka też nie chciała wpaść. Cieszyła się, że będą sobie wróżyć. Uwielbiała to. Czytała „W.I.T.C.H." od dawna i zawsze, gdy do pisma były dołączone karty, godzinami układała sobie wróżby, zapisywała je, a potem z wypiekami czekała, czy się sprawdzą. Martwiło ją tylko to, że to właśnie Anka wpadła na ten pomysł. Szkoda, że nie ona. Gdy Bartek zniknął za furtką swojego ogrodu, Mariola pędem pognała do altanki, gdzie miały się odbyć ich majowe andrzejki. - Dlaczego nie ma jeszcze Moniki? Może... - Byłam przed chwilą u nich w domu. Podobno pojechała gdzieś z mamą. Nie wiem, dokąd - spokojnie powiedziała Emila. - Jak to pojechała? Dokąd pojechała? Nic nie mówiła żadnej z was? Co ona sobie wyobraża? - denerwowała się Mariola. - I co? Nici z wróżenia! Jak można być tak niesłownym? Beznadziejna ta wasza Monika... I ona ma być Cornelią? - Powstrzymaj się od oceniania Moniki, jeśli łaska. Nie znasz jej i nic o niej nie wiesz. Na pewno jest lepszą 23 Cornelią niż ty Taranee - Anka nie powiedziała już nic więcej, bo Klara, Emila i Beata, jedna przez drugą zaczęły je obie uspokajać. - To co robimy? Wróżymy czy nie? - zdenerwowała się w końcu Beata. Kłótnia ustąpiła miejsca andrzejkom. Trzeba przyznać, że Anka się napracowała. Wróżby były pomysłowe. Każda z nich dowiedziała się, ile lat minie, nim odnajdą swoje miejsce w życiu, gdy do altanki wpadła zdyszana Monika. - O... o... raju... no... jestem.... - Gdzie byłaś? - Ja? - Monika zdawała się być zupełnie nieprzygotowana na takie pytanie. - Tego... nigdzie, byłam z mamą. Zaczęłyście już? Coś mnie ominęło? Monika ukradkiem spojrzała na Emilę i mrugnęła do niej. Jednak ta nie odpowiedziała. Może nie zauważyła... Siedziała smutna i zamyślona, a gdy wróżyła, zachowywała się tak, jakby wyniki zupełnie jej nie obchodziły. Przyjaciółki nie dziwiły się temu. Emilka miała swojego Tomka - wspaniałego chłopaka, na którego zawsze mogła liczyć i który wprost za nią przepadał. Jako jego dziewczyna, Emilka nie musiała wróżyć. Wiadomo było, że zostaną razem do końca życia. Wszystkie to rozumiały i nie dziwiły się, że nie angażuje się w zabawę. - Wskaż jeden z tych talerzyków, a zobaczysz, co czeka cię w najbliższej przyszłości. Pod każdym leży od 24 jednego do pięciu listków koniczyny. Czym więcej wyciągniesz, tym... Monika bez wahania wskazała talerz leżący najdalej od niej. - Pięć listków! Czyli superszczęście. Wiedziałam! - Co wiedziałaś? - A... nic. A wam co wyszło? - Emili zero. - Serio? Dziewczyny kolejno wróżyły sobie, ale nie interesowało ich, która pierwsza wyjdzie za mąż i jak będzie miał na imię przyszły mąż. Chciały za to wiedzieć, czy spełnią się ich marzenia, czy będą tego lata szczęśliwe i czy staną się jeszcze bardziej podobne do prawdziwych Czarodziejek. - O rany! Znów wyszło mi najlepiej! - Monika aż podskoczyła z radości. - Co się dzieje? Za każdym razem Klarze wychodzi najgorzej, a Monice najlepiej. - Te wróżby są chyba źle ułożone. Przecież to niemożliwe, żeby zawsze było tak samo. Coś tu jest nie tak... -opanowanym głosem powiedziała Mariola. A Anka, autorka wszystkich wróżb, zrobiła się sina ze złości. - Tak? To może ty byś coś przygotowała. Masz lepszy pomysł? Proszę, wysil się... - Jasne, że mam - nonszalancko powiedziała Mariola. - Tak? No to niby jaki? - dopytywała się Anka. 25 Nie usiłowała nawet ukryć złośliwego uśmiechu. - Teraz wam jeszcze tego nie powiem, ale w piątek... przyjdźcie wszystkie do mnie. Możecie nawet przenocować... - O, fajnie! Lubię imprezy piżamowe. - Ucieszyła się Monika. - A co będziemy robić? - Zobaczysz - tajemniczym głosem powiedziała Mariola, mrużąc oczy. ### - Jestem pewna, że jeszcze nie ma pomysłu... - Anka zwierzyła się Emili, gdy wieczorem wyszły z psami. -Na pewno teraz głowi się, czym by tu nas zaskoczyć. Ona jest beznadziejna. Lubisz ją? Powiedz szczerze, czy byłaby lepszą Taranee niż ja? No, powiedz... Ale Emilka odpuściła śliski temat. Wsunęła Ance dłoń pod ramię i wolno powiedziała: - Uważaj na stokrotki. Nie depcz ich. - Dlaczego? Anka spojrzała pod stopy. Stała na krawężniku między chodnikiem i trawnikiem, a czubek jej buta dotykał małego bladego kwiatuszka. - Odkąd przeczytałam o czarnych różach, które są ludźmi Meridianu, nigdy nie depczę roślin. Nigdy. Nie chciałabym, żeby ktoś łaził po mnie buciorami. 26 - Emila, jak będziesz szukać nowego chłopaka, to ja jestem pierwszy w kolejce! Przyjaciółki stały na szkolnym korytarzu, jadły kanapki i rozmawiały o ostatnim numerze „W.I.T.C.H.", w którym krople astralne rozrabiają na całego. Teraz, po słowach Mateusza Samsela, zastygły z kęsami jedzenia w ustach. Spojrzały na niego zdziwione. Chodził do klasy z Tomkiem, chłopakiem Emili. Uważały go za żołnierza Fobosa, czyli za odrażający obiekt, którego trzeba unikać. To on pisał dziesiątki SMS-ów do Beaty. Ale o co chodzi tym razem? Spojrzały na Emilę. Wyglądała dziwnie i wcale nie była oburzona jego słowami. - Emi, co się dzieje? Wiesz, o co mu chodzi? Emila kiwnęła głową. - To powiedz. - Musisz powiedzieć. Obiecałyśmy sobie, że nigdy, przenigdy nie będziemy miały przed sobą tajemnic - powiedziała Monika i zrobiła się okropnie czerwona. Emilka przełknęła kęs kanapki, nie podnosząc na nie swych oczu, wyszeptała ledwo dosłyszalnym głosem: - Tomek wyjeżdża. Musimy się rozstać. Przeprowadza się w przyszłym tygodniu. Wyjeżdżają do Irlandii, jego ojciec znalazł tam pracę. Nawet nie czekają do końca roku. - Od kiedy o tym wiesz? 27 - Od miesiąca. - I nic nam nie powiedziałaś? Obiecałyśmy sobie, że... - Anka chciała powiedzieć coś więcej, ale umilkła. Emila spuściła głowę tak nisko, że grzywka zakryła niemal całą buzię. Przyjaciółki zobaczyły, jak po jej policzkach spływają dwie łzy. ### - Emilko, dziecko, nie możesz tak się przejmować. No siadaj, siadaj - nauczycielka historii podeszła do ławki Emili i oddała jej kartkówkę. - Nic nie napisałaś, ale nie martw się. Masz jeszcze czas, żeby się poprawić. - Posłała jej pokrzepiający uśmiech. - No, dziecinko, głowa do góry. A Monika napisała na piątkę - zawołała wesoło i wręczyła Monice jej sprawdzian. Emilka wstała, ale nie odezwała się ani jednym słowem. Szybko zerknęła na Klarę i w duchu poczuła wdzięczność za pełne współczucia spojrzenie, które posłała jej przyjaciółka. - Ale ona schudła, zauważyłaś? - w czasie przerwy szepnęła do Moniki Beata. - Zauważyłam. Wygląda okropnie. Wcześniej jakoś tego nie widziałam. Musi bardzo cierpieć. Ja bym się chyba zabiła - powiedziała Monika. - Z powodu chłopaka? - zdenerwowała się Klara. 28 - Ja bym się nigdy nie zabiła przez chłopaka - wtrąciła się Mariola. - A ja tak! - warknęła Anka. - Emilka niepotrzebnie się martwi. Przecież będą dzwonić do siebie, są SMS-y, e-maile... Poza tym odległość tylko cementuje prawdziwe uczucie. - Jasne, że tak, ale to nie to samo. Musimy ja jakoś pocieszyć. Tylko jak? - Ja upiekę sernik. Ona tak go lubi. Pamiętacie? Zawsze brała kawałek dla Tomka - powiedziała Monika. - Ja mogę jej zrobić opaskę na drutach. Zawsze mówiła, ze Tomek lubi ją w opaskach - powiedziała Beata - Ja tez chcę coś dla niej zrobić - zgłosiła się Mariola. - Taranee zawsze umie pomóc w takich chwilach. - No, Taranee to ty jeszcze nie jesteś! - złośliwie zauważyła Anka. - Nie kłóćcie się znów. I... zresztą... dajcie spokój -powiedziała Klara. - Nie widzicie, że cokolwiek zrobimy, tylko przypomnimy jej o Tomku? Zresztą nie da się jej pocieszyć. On wyjeżdża, a ona zostaje sama Nie rozumiecie tego? Na cokolwiek spojrzy, cokolwiek usłyszy, wszystko będzie się jej kojarzyć z Tomkiem. Przyjaciółki spojrzały na Klarę. - I kto to mówi? Ty? Nasza Will? - Tak, ja. I co z tego? - Zawsze uważałaś, że nie warto się niczym przejmować, że trzeba być silnym i... 29 - Ale teraz już tak nie uważam. Zresztą, dajcie mi święty spokój! - Klara niemal krzyknęła. Szybkim krokiem podążyła ku schodom i zeszła piętro niżej. Wskoczyła na parapet, podkuliła nogi i przytuliła torbę do twarzy. Było jej ciężko na sercu. Sama nie bardzo wiedziała, co ją tak zdenerwowało, ale czuła się jak pęknięty dzbanek. - ... napiszę zaraz, od razu podam ci adres... umówimy się na GG... Klara usłyszała to mimo woli, a gdy lekko się wychyliła, zobaczyła, że Tomek daje Emili malutką paczkę. Znieruchomiała. Dopiero, gdy zadzwonił dzwonek, wysunęła czubek nosa zza rogu. Emila nadal stała w tym samym miejscu. Musiała widzieć Klarę wcześniej, bo spojrzała jej prosto w oczy i wyszeptała: - Ja wiem, że już nigdy go nie zobaczę... i że on nigdy nie zadzwoni. I nie napisze. Ani słowa. - Co ty mówisz? Jasne, że zadzwoni i napisze. - Przecież wiesz, że nie - spokojnie powiedziała Emila. Klarze zrobiło się strasznie głupio. Rzeczywiście, gdzieś w głębi duszy czuła to samo, co Emila: to koniec ich miłości. - Jasne, że zadzwoni. On o tobie nigdy nie zapomni. Zobaczysz! - zapewniała przyjaciółkę. Emilka nic już nie powiedziała. 30 W milczeniu poszły do pracowni matematycznej. Gdy tylko Klara wróciła do domu, podeszła do zdjęcia Maciusia: - I jak? Zadzwoni czy nie? Uważnie spojrzała na zdjęcie brata. Maciek stał koło stołu z ponurą miną. Nie trzymał już noża jak poprzednio. Teraz jakby pokazywał, że jest ostry i niebezpieczny. - Nie wiem, o co ci chodzi - powiedziała do zdjęcia, ale poczuła, że policzki pieką ją żywym ogniem. Czuła się z tym okropnie. ### Siedziała w fotelu, zapatrzona w ścianę przed sobą. Tak jak się spodziewała, zaraz zajrzała do niej babcia. Dopiero wtedy Klara szybko złapała druty, usiłując coś dziergać. - Klarciu, dlaczego znów tracisz czas? Martusia zawsze odrabia lekcje zaraz po powrocie ze szkoły. A te oczka to nie tak się przerabia. Zaraz ci pokażę. Martusia uczy się na samych szóstkach, a ma czas, żeby robić na drutach. I to jak równo! Klara z trudem się powstrzymała, żeby nie poinformować babci, co sądzi o Martusi i jej zwyczajach, ale w tym momencie zadzwonił telefon. Szybko sięgnęła po słuchawkę i usłyszała: - Klara? Dziękuję ci bardzo! Jesteś superprzyjaciół-ką! Prawdziwa Will z ciebie, nie ma co! Przez ciebie ojciec zabronił mi kupować „W.I.T.C.H.". Powiedział, że kończymy temat zwierzaka. Cieszysz się? W ogóle zabronił mi się z wami spotykać. Tego chciałaś? - Ale o co chodzi? Ja nic nie zrobiłam! Beata! Ale przyjaciółka już nic nie odpowiedziała. Z trzaskiem odłożyła słuchawkę. ??02?2?? 3 *(f%y\ piątkowy wieczór. Wszystkie dziewczyny, tak jak ??* uzgodniły wcześniej, zaraz po szkole odrobiły lekcje i zrobiły jako taki porządek w pokojach, żeby rodzice nie mogli się do niczego przyczepić. Teraz wszystkie poza Moniką siedziały w pokoju Marioli. Patrzyły na piętrzącą się górę kruchych ciasteczek z cukrem pudrem i milczały. Każda z nich była pochłonięta własnymi sprawami. Klara chciała odgonić natrętną myśl o e-mailu, który dziś odebrała. Emila starała się nie myśleć o niczym, Ankę zżerała wściekłość, że Mariola tak fajnie wszystko przygotowała, a Beata była zła na Klarę. Monika natomiast nie pojawiła się wcale. - Czekamy na nią czy zaczynamy? - po raz trzeci zapytała Mariola. - Jasne, że czekamy. Na pewno zaraz przyjdzie. To nie szkoła, żeby zaczynać równo z dzwonkiem - odburknęła jej Anka. Znów zapanowała cisza. Mariola ukradkiem obserwowała koleżanki. 33 - Dlaczego jesteś taka zła? - Mariola zwróciła się do Beaty. - Ja? Wcale nie jestem zła, dlaczego mam być zła? Wszystko jest w porządku, prawda, nasza kochana Will? Klara zerknęła na Beatę. Od tamtego telefonu nie odezwały się do siebie nawet jednym marnym słowem. Beata nic nie wyjaśniała i udawała, że Klara po prostu nie istnieje. Klara zupełnie nie rozumiała, o co chodzi. Przyszła na spotkanie z mocnym postanowieniem, że zmusi Beatę do wyjaśnień. W obecności innych dziewczyn będzie jej łatwiej. Będzie mogła powołać się na ich przyjaźń i poprosić o wsparcie. W zasadzie chciała to zrobić już teraz, na samym początku, ale obawiała się, że Monika wejdzie w najmniej odpowiednim momencie, zrobi się zamieszanie i niczego sobie z Beatą nie wyjaśnią. - Częstujcie się przynajmniej. Komu nalać coli? Mariola z wdziękiem pełniła obowiązki gospodyni. Częstowała własnoręcznie upieczonymi ciastkami, dbała, by każda z przyjaciółek miała wszystko, czego potrzebuje. Tylko że one jakoś nie miały apetytu. - Co się z wami dzieje? Dlaczego nie jecie? - Mariola była rozczarowana. - To co będziemy robić? - zapytała Anka. - Podobno miałaś jakiś superpomysł. - Tak. Słuchajcie... 34 Mariola szybko wstała, zgasiła górne światło i każdej z dziewczyn wręczyła zapałkę. Potem na dywanie między nimi postawiła tacę, na której stało sześć smukłych świec. - I co to ma być? - burknęła Anka. - Wy bardzo dobrze znacie się między sobą, bo od dawna macie klub, a ja jako przyszła Tara... - ukradkiem zerknęła na Ankę -... członkini klubu chcę się czegoś o każdej z was dowiedzieć. Oczywiście sama też opowiem wam o sobie. - Będziemy grać w jakieś głupie „dziesięć pytań"? - Nic z tych rzeczy. Człowieka najlepiej poznaje się po... jego pechu. Każda z nas opowie o największym pechu swojego życia. „Mój polegał na tym, że ty się zjawiłaś" - pomyślała Anka, ale na szczęście nie powiedziała tego głośno. - Ale o czym mamy mówić? - No, o pechowych sytuacjach. Na przykład... Kiedy byłaś z wizytą u rodziny na wsi, ciotka cię nie zauważyła i wylała na ciebie pomyje, a wszyscy się strasznie śmiali. Albo jak powiedziałaś w ważnej sytuacji: „Zobaczymy, kto się będzie śmiać pierwszy" i klasa cię obśmiała, albo jak na klasowej wycieczce jeden palant nie dawał ci spokoju i gdy wieczorem usłyszałaś, że ktoś puka do twoich drzwi, wrzasnęłaś: „Czego chcesz, głupku", a to był wasz wychowawca. No, takie... - Skąd wzięłaś tyle pechowych sytuacji? Mariola zawahała się. 35 - Nie chcesz chyba powiedzieć, że to wszystko przytrafiło się tobie? - zapytała Klara. - Niestety - Mariola pokiwała głową. - Nigdy nie zapomnę, jak śmierdzą pomyje. - Nie przejmuj się - Beata serdecznie poklepała Mariolę po plecach - Kto zaczyna? Może ty, Emi? Oczy wszystkich dziewczyn zwróciły się na Emilkę. Emila spuściła głowę. - Ja... chyba nie miałam pecha... - chciała coś jesz- 1 cze powiedzieć, ale głos jej się załamał. Odezwała się dopiero po chwili. - Moim największym pechem było to, że poznałam Tomka. - Nieprawda. To świetny chłopak. Nie przejmuj się... Na pewno będzie pisał... - Tak, będzie, ale do innej - spokojnie powiedziała Emila. - Co ty mówisz, Emi?! - Moim największym pechem było nasze wczorajsze spotkanie... - To dlatego dziś znów podpadłaś historycy? - Co się stało? - Wczoraj byłam u Tomka, żeby się pożegnać. Wyszłam na chwilę do łazienki, a kiedy wróciłam, on pisał e-mail do jakiejś dziewczyny. - Do jakiej? - Skąd wiesz, że do dziewczyny? - E... może ci się zdawało? 36 - Wiem to na pewno, bo zrobił się czerwony i szybko zamknął okno wiadomości. On się cieszy, że wyjeżdża! Rozumiecie?! Emila rozpłakała się. Schowała twarz w dłoniach i jak małe dziecko zaczęła kiwać się w przód i w tył. - Nie płacz, Emi. Może to tylko pomyłka? - Jasne! Na pewno pomyłka! Każdy, ale nie Tomek! Klara milczała. Nie znalazła ani jednego słowa, żeby pocieszyć przyjaciółkę. Gdy Emila się uspokoiła, przeprosiła przyjaciółki za swój zły nastrój i poprosiła, by teraz ktoś inny opowiedział o sobie. - Dobrze, to może ja zacznę - oficjalnym tonem powiedziała Beata. - Powinnam teraz powiedzieć, że moim największym pechem jest nieziszczone marzenie o posiadaniu jakiegokolwiek zwierzątka. Ale prawda jest taka, że moim największym pechem jest to, że zawiodłam się na Klarze. - Na mnie?! - Tak, na tobie. Kto cię prosił, żebyś nagadała mojemu ojcu, że latają za mną dwaj chłopcy, co? Wiesz co miałam przez ciebie? Ojciec zabronił mi czytać komiksy „W.I.T.C.H.". Rozumiesz? Przez ciebie! - Ale to wcale do Klary niepodobne! - Dobra, dobra. Nasza cicha woda, zawsze taka w porządku, zawsze taka kochana... a wywija mi taki numer. 37 I wiesz, co ci jeszcze, Klara, powiem? Jesteś najgorszą Will, jaką tylko można sobie wyobrazić. Teraz żałuję, że przed zlotem nie wywaliłyśmy cię z klubu, po tym jak zdradziłaś mamie naszą tajemnicę. A teraz róbcie sobie co chcecie. Ja wychodzę. - Ja nic nie zrobiłam. Nie dzwoniłam do twojego taty - spokojnie odpowiedziała Klara. - Tak? To dlaczego powiedział mi, że dzwoniłaś? Sam to wymyślił? W pokoju zrobiło się bardzo cicho. Dziewczyny wpatrywały się w Klarę. - Nie dzwoniłam do ciebie i nie rozmawiałam z twoim ojcem. - I tak mnie nie przekonasz - powiedziała Beata, ale usiadła z powrotem na dywanie. - W komiksie Czarodziejki mają najwyżej jeden problem w odcinku, a my... aż dwa. - Trzy - poprawiła Beata. - Cztery. Jeszcze wam nie mówiłam co mi ostatnio zrobili Bartek z Piotrkiem - dodała Anka. - Pięć. Chciałabym wam teraz opowiedzieć o pewnym zdjęciu - dodała Klara. - Chyba sześć... - Sześć? - Nie uważasz, że to dziwne, że Monika nie przyszła? -zapytała już spokojniejsza Beata. Wszystkie dziewczyny zamilkły. 38 - Mama przysłała mi SMS, że już na mnie czeka. Może od razu umówimy się na kolejne spotkanie? - Dobrze, ale tym razem z nocowaniem. Tylko wybierzmy, u kogo? - Ciągnijmy losy. Nie minęły dwie minuty, gdy każda wylosowała zapałkę. Ułamaną wyciągnęła Klara. - Klara! U ciebie! Wspaniale! U ciebie zawsze jest fajnie. To cześć. W W Klara wracała do domu. W myślach układała plan, co przygotuje do jedzenia, jak przystroi pokój i oczywiście co będą robiły. Podekscytowana wbiegła do domu. W drzwiach powitała ją babcia. Klara już miała jej powiedzieć, że koleżanki będą u niej nocować, ale babcia zaczęła pierwsza: - No pięknie, moja panno. Dziesięć minut po czasie! Martusia zawsze przychodzi pięć minut wcześniej, żebym się nie denerwowała, ale ona potrafi szanować starszych i naczynia zawsze domywa. Babcia odwróciła się i podreptała do kuchni. To nie była dobra chwila na mówienie babci czegokolwiek. Klara włączyła komputer, a potem odruchowo spojrzała na zdjęcie brata. Maciek stał z ponurą miną, która mówiła: „No, siostrzyczko, nieźle się wpakowałaś". 39 w ?? ? Następnego dnia, gdy Anka się obudziła, mamy nie było już w domu -jak w każdą sobotę pracowała. Dziewczyna wzięła Szczyptę na smycz i wyszła do sklepu kupić bułki na śniadanie. Już z daleka zobaczyła, że Piotrek, w którym od kilku miesięcy tak beznadziejnie się kochała i dla którego razem z przyjaciółkami szykowały kanapkę z lubczykiem, i Bartek, który przez przypadek zjadł tę kanapkę, idą ulicą wprost na nią. Od kilku dni obaj zachowywali się po prostu wrednie. Anka nie mogła się oprzeć wrażeniu, że zmienili się, jak nie przymierzając Cedrik, w wielkie gadowate robale. Czuła, że znów spotkają coś niemiłego. I miała rację. - Niektóre dziewczyny są strasznie brzydkie. - No, brzydkie i głupie. - A szczególnie te z ciemnymi włosami... - No, i z psami na smyczy. Anka usłyszała jeszcze ich jadowity śmiech i nie miała już wątpliwości, że to potwory w ludzkiej skórze. „Co się stało? Tak za mną latali. Nie mogłam się po prostu opędzić od Bartka. Od czasu zlotu bardzo się zmienił. Zachowuje się, jakbym mu coś zrobiła... Piotrek tak samo. Przecież fajnie nam się gadało i dał mi do zrozumienia, że mu na mnie zależy. Co się stało...?". Niestety, nic tym razem nie wymyśliła. Nachyliła się nad Szczyptą i pogłaskała kundla po pysku. 40 - Ty jedna mnie rozumiesz, prawda? Szczypta natychmiast usiadła i podała swojej ukochanej pani łapę. Www Klara wstała rano pół godziny wcześniej niż zwykle. Najciszej jak umiała, włączyła komputer. - Uff... - odetchnęła z ulgą. Nie było żadnej wiadomości. - Widzisz? - zwróciła się do zdjęcia brata, ale uśmiech zamarł jej na ustach. Maciuś co prawda nie był ponury, ale miał minę w stylu: „Tylko nie myśl, że twoje kłopoty się skończyły". - Jakie kłopoty? Dlaczego? Przecież ja nic złego nie robię... - wyszeptała pochylona nad zdjęciem. Ale zaraz dodała szybko. - Ty nic nie rozumiesz. Jesteś na to za mały - poinformowała zdjęcie i szybko odwróciła je tyłem do ściany. Pościeliła łóżko i pobiegła do łazienki. Wszystko idealnie po sobie posprzątała, ubrała się tak, jak babcia lubi (spódniczka i ulizane, ściągnięte w kucyk włosy). Postanowiła tym razem nie marudzić i wmusić w siebie wszystko, co jej przygotowała. Na stole Klara znalazła głęboki talerz z płatkami owsianymi, trzy kanapki z grubo pokrojoną tłustą kiełbasą, dwa plastry białego sera z dżemem i wielki kubek kakao. W panice przełknęła ślinę. „Pęknę, jeśli to zjem". 41 - Siadaj. Może tym razem wreszcie zjesz jak człowiek. - Babciu... chciałam ci coś powiedzieć. - Tak? Mina babci sprawiła, że Klara, zamiast powiedzieć, zapytała: - Czy będą mogły u mnie przenocować... moje przyjaciółki? - A kiedy? - W piątek. - Oczywiście, dziecko. Wiem, że potrzebujesz towarzystwa. Możesz zaprosić nawet trzy dziewczynki, ja nie mam nic przeciwko temu. - Ale ja bym chciała pięć. Babcia popatrzyła na nią groźnie. - Pięć to chyba za dużo. Zgadzam się na trzy i ani jednej więcej. No, zjadaj, bo wszystko ci wystygnie. Klara sięgnęła po prawie zimne kakao. Czuła się podle. Zanim skończyła śniadanie, wiedziała już, co zrobi. Powie dziewczynom, że babcia się nie zgodziła. To jedyne rozwiązanie. Pewnym wyjściem byłoby zaproszenie Anki, Beaty i Emilki, ale jak mogłaby potem spojrzeć w oczy Monice i Marioli? To nie wchodziło w grę... Albo wszystkie, albo żadna. I tak ich klub wciąż miał kłopoty. Nie można pozwolić, żeby ktoś poczuł się urażony. „Będę musiała je okłamać. Dla ich dobra". 42 ### Klara wpadła do Beaty bez zapowiedzi. Zadzwoniła trzy razy, jak zawsze. Długo czekała, aż Beata jej otworzy. - Czego chcesz? - Musisz mi uwierzyć. Nie mam z tym nic wspólnego. - Akurat. Jesteś tchórzem i nie chcesz się przyznać. W tym momencie zadzwonił domofon. - To pewnie mój ojciec. Udajemy, że się uczymy! Dziewczyny pędem pognały do pokoju Beaty i błyskawicznie sięgnęły po książki. Każda otworzyła swoją na chybił trafił. Udając pełne skupienie, prawie nie oddychały ze zdenerwowania. Jednak ojciec jakoś wcale nie nadchodził. - Patrz, co trzymasz... - Beata wskazała brodą książkę przyjaciółki. Klara zerknęła na tytuł. Miłość. Czy to już? - O rany! Nie patrzyłam, co biorę. - Jakby to ojciec zobaczył... Obie zaczęły się śmiać. Po chwili, chichocząc, leżały na dywanie. - Dzwonek. Teraz to pewno on. - Nie, on tak nie dzwoni. Odbiorę - Beata sięgnęła po słuchawkę. - Kto tam? - Klara Jamroży. Czy jest Beatka? - zapytał słodki dziewczęcy głos. 43 Klara i Beata popatrzyły na siebie i po chwili Beata powiedziała głośno: - Samsel, spadaj, baranie, bo zaraz do ciebie zejdę. - To zejdź, zejdź moja ropuszko - zaszczebiotał Samsel do słuchawki. - Wynocha! I nie dzwonić tu! - ryknęła Klara. - Co za kretyni! Co tak patrzysz?! - Przepraszam. Nie wiem, dlaczego myślałam, że to ty - Beata zarzuciła przyjaciółce ręce na szyję i mocno ją przytuliła. - Nic nie szkodzi. Tylko jak to załatwisz z ojcem? - Mam pomysł. Beata wyciągnęła z szafy odkurzacz. - Chcesz, żebym miała zwierzątko? - Chcę. - To do roboty. Za godzinę mieszkanie musi lśnić. ### Dziewczyny siedziały na murku przed szkołą i wystawiały buzie do ciepłego czerwcowego słońca. Rozmawiały o tym, że historyczka daje Emili dziwne fory. Ostatnia przyszła Monika. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Beata zmrużyła oczy i z miejsca zapytała: - Dlaczego nie było cię w piątek? - Padniecie, gdy wam powiem. Jesteście przygotowane na szok? - Nie czekając na reakcję koleżanek, Monika wypaliła: - Zagram w reklamie! - Co takiego?! - W jakiej reklamie?! - W normalnej! Jadę do Hiszpanii i tam nagram reklamę perfum Le coąuelicot* dla nastolatek. Zatkało was, co? - Jakie kokli... - Coąuelicot to po francusku mak. Le coąuelicot -powiedziała, akcentując z francuska Monika. - Ale jak... - Normalnie. Oni poznali się na mnie. Jestem typową czternastolatką. Wszyscy mi to mówią: stylistka, reżyser, pani producentka. Mam klasyczną dziewczęcą urodę i mocno zarysowany podbródek. - Rozumiem, że już nie będziesz w naszym klubie? * Le coąuelicot [czytaj: le kokliko] - (fr.) mak. 45 Mariola zrobiła niewinną minką. - Dlaczego? - Bo nie przychodzisz na spotkania - odpowiedziała jej Anka. - Zazdrosna jesteś! Uprzedzali mnie. Nawet Aleksander i Tobiasz mówili, że ludzie z mojego otoczenia... - Kim, u diabła, są Aleksander i Tobiasz? - Ach, prawda, wy ich nie znacie. To bliźniacy, którzy będą grać moje tło. - Grać tło? Odbiło ci? - Beata wykrzywiła twarz, jakby zobaczyła coś okropnego. - Jak można grać tło? - O, znowu bliźniacy. Może nadają się do mojej księgi sobowtórów? - cicho zapytała Emila. - Raczej nie - niepewnie odparła Monika. - Ale pomyśl... Nikogo nie przypominają? - nalegała Emila, która bardzo ceniła sobie wszystkie kolejne wpisy do księgi sobowtórów... - No, może troszkę... - zaczęła Monika. - Kogo? Powiedz wreszcie. Są przystojni? - Oj, nikogo... - powiedziała Monika, ale widać było, że mięknie. - No, powiedz. - Prawdę mówiąc, to nie są zbyt piękni. I przypominają... może troszkę Nerissę. - Kogo? - zapytała Anka. Wszystkie jak na komendę ryknęły śmiechem. - Z czego się śmiejecie, wariatki? - spytała Monika. 46 Ale żadna z nich nie umiała odpowiedzieć. Wszystkie zanosiły się radosnym, oczyszczającym śmiechem. - Wi... widzi... widzicie... - sapała Anka -jednak my tak naprawdę nie mamy żadnych kłopotów, prawda? Słysząc te słowa, Klara spuściła oczy, Beata poczuła suchość w gardle, Anka spojrzała na Mariolę, a ta z dziwną miną zaczęła przyglądać się Monice. - Z tymi kłopotami to chyba jednak nie jest tak... -wyszeptała Emila i popatrzyła daleko przed siebie. Tomek stał tyłem do nich. Z kimś rozmawiał, ale z tej odległości nie było widać, z kim. ??2?2?? 4 J*|jciec Beaty, ubrany w czarny służbowy garnitur, Cr śnieżnobiałą koszulę i ciemny krawat w mikroskopijne prążki, stał nad łóżkiem córki z groźną miną. - Doigrałaś się, moja panno - powiedział tylko tyle, a Beata w jednej chwili całkiem się obudziła. - Pięknie... - Kochanie, to nie jej wina... - nieśmiało powiedziała mama, zerkając w stronę okna. - Nie broń jej. Podejdź do okna i wyjrzyj... Wspaniale wychowałaś córkę - ojciec spojrzał na mamę z wyrzutem. Beata wyskoczyła z łóżka i pognała do okna. Na ścianie sąsiedniego budynku, dokładnie na wprost ich okien, widniał wielki czerwony napis: „Beata Malinowska całuje najlepiej z całej szkoły". Beata od razu poznała kulfony Mateusza Samsela. Szczególnie ohydne było to jego koślawe „s". - Nic nie mów. Takie rzeczy nie dzieją się bez powodu. No, już ja się za ciebie wezmę. Od dziś masz zakaz czytania tych głupot i wychodzenia z domu. - A szkoła? Zwolnisz mnie? - zaczęła Beata. 48 Chciała też wspomnieć coś o tym, że ojciec już kilka dni temu zabronił jej czytać „W.I.T.C.H.", ale najwyraźniej zwyczajem rodziców już o tym zapomniał. - Tylko nie bądź bezczelna! No, sama widzisz, do czego doprowadziły twoje metody wychowawcze i kupowanie jej głupot! - ojciec powiedział to do mamy, ale zaraz odwrócił się w stronę Beaty. - Zadajesz się z jakimiś chłopaczyskami. Takich rzeczy ludzie nigdy nie wypisują bez powodu. Musi w tym być ziarno prawdy, a to znaczy, że masz z tymi chłopcami coś wspólnego. Całować się! To nie do pomyślenia! W twoim wieku powinnaś myśleć jedynie o nauce. To wszystko przez te komórki, SMS-y, komputery. W ogóle jest wam za dobrze. Wychodzę. Zanim wrócę, ten napis ma zniknąć! Ojciec cmoknął matkę w czoło, na Beatę nawet nie spojrzał, i już go nie było. Mama z bezradną miną usiadła na brzegu krzesła: - Wiesz, jaki jest ojciec... Ale on cię kocha. Wczoraj trzem osobom mówił przez telefon, jak ślicznie jego córeczka posprzątała mieszkanie. Do wieczora mu przejdzie - pogłaskała Beatę po dłoni. - Chyba rzeczywiście za dużo czasu poświęcasz głupstwom. Czas dorosnąć. „Dorosnąć... - pomyślała Beata. - Fajne wtedy będę miała życie... Szkoła i lekcje, lekcje i szkoła. Nie ma co! I to wszystko bez zwierzaka...". Mimo że wstała dziesięć minut temu, nadal była potargana i w piżamie. Czuła się tak źle, jakby cały dzień 49 jeździła na karuzeli w wesołym miasteczku. Miała wszystkiego dość. ?P ?? - Bo ty się za bardzo przejmujesz - usłyszała od Anki, gdy tylko opowiedziała o porannej sprzeczce z ojcem. -Rodzice to rodzice... trzeba ich jakoś znosić, ale nie ma sensu się nimi za bardzo przejmować. Wszyscy zresztą są tak samo niereformowalni... no, może poza mamą Klary... i Emili. - Moja mama jest beznadziejna - wtrąciła Mariola. -Nie znacie jej, ale jedno wam powiem: nienawidzę kupować z nią ubrań. Zawsze mi wmawia, że potrzebuję jakichś ciuchów, ale jak idziemy razem do sklepu, wybiera rzeczy dla siebie. Ostatnio, kiedy jej przypomniałam, że przecież miałyśmy znaleźć coś dla mnie, obraziła się. Usłyszałam, że jestem egoistką i samolubem jak całe nasze pokolenie, któremu jest za dobrze, że myślę tylko o sobie, że chyba ona ma prawo też czasem coś sobie kupić. Więc już się nie odzywałam ani słowem, wtedy z kolei mnie skrzyczała, że chodzę nadęta i że ona nie ma zamiaru pokazywać się w towarzystwie córki, która wygląda jak wyschnięte jabłko. Tak mi powiedziała! Własna mama! - Nie masz fajnie, ale u mnie jest podobnie... - zaczęła Anka, jednak zaraz się poprawiła. - Też mi kłopoty. Nie jestem tak próżna, żeby się przejmować ciuchami. 50 Naprawdę nie masz większych zmartwień? - zapytała z pogardą w głosie. Mariola na chwilę się zawstydziła, ale widząc poparcie w oczach innych dziewczyn, wróciła do tematu. - To jeszcze nie koniec - kontynuowała. - W końcu bez słowa weszła ze mną do jakiegoś sklepu z ciuchami dla noworodków i kupiła mi spódniczkę w zajączki, a do tego różowy blezerek w kropeczki. Wyglądam w nim jak półroczny dzieciak. - I co, będziesz w tym chodzić?! - Coś ty! Zaraz po przyjściu włożyłam wszystko na siebie i cały wieczór chodziłam, żeby jej nie było przykro, a potem „niechcący" wylały mi się farby do malowania na szkle. Niespieralne - powiedziała Mariola niewinnie i zamrugała oczami. -1 po kłopocie. Tylko forsy szkoda. No i nadal nie mam w czym chodzić. - Nie możesz z nią o tym pogadać? - Wiesz co? Ty z nią pogadaj. Jak tylko otworzę usta, że może sama bym coś sobie kupiła, zaraz co słyszę? - Ja wiem! - szybko powiedziała Anka. - Że jesteś niewdzięczna, że to dla ciebie rodzice tyle pracują, a ty nigdy niczego nie doceniasz i nie masz szacunku dla ich ciężkiej pracy. - Właśnie! Masz może podsłuch w naszym mieszkaniu? - Mariola posłała Ance wdzięczne spojrzenie. - Prawdziwa Taranee wie wszystko - powiedziała Anka. 51 Nić porozumienia między nią i Mariolą znów została zerwana. - Ja mam fajną mamę - cichutko powiedziała Emila i zaraz dodała: - I co z nocowaniem u ciebie, Klara? Klara poczuła, że pięć par oczu wpatruje się w nią z napięciem. Usiłowała się opanować i nie dać po sobie poznać, że kłamie. - Mam złe wieści. Babcia się nie zgadza. - Oj, szkoda! Nie możesz jakoś... - zaczęła Beata, ale umilkła, bo w tej chwili przypomniała sobie swojego ojca i próby wytłumaczenia mu czegokolwiek. - Jej nie da się niczego wytłumaczyć. Gdyby była mama... - Klarze nagle zaszkliły się oczy. - Niestety, musimy spotkać się u kogoś innego. - Ja nie mogę wychodzić z domu, ojciec się wściekł o ten napis. Powiedział, że skoro ktoś tak pisze, znaczy, że to musi być prawda. Poza tym wczoraj nie wytarłam podłogi w łazience i zaraz się dowiedziałam, co by to było, gdybym miała psa. A jaki to niby ma związek z psem? - Nie wiem, jak ty z nim wytrzymujesz. - Na szczęście często wyjeżdża w delegację. Jutro jedzie na tydzień - z radością wyjaśniła Beata. - Drażni mnie, że nie ma go całymi dnami, a gdy się pojawia, to tylko po to, żeby się o coś przyczepić. - To super, że wyjeżdża. Skoro babcia Klary się nie zgadza, zrobimy spotkanie u ciebie. Dlaczego tak patrzysz? 52 - Zabronił mi teraz wychodzić z domu i czytać „W.I.T.C.H.". - I nie wyjdziesz, bo to my przyjdziemy do ciebie. Ja osobiście przeczytam ci „W.I.T.C.H." na głos. Będziesz mogła mu przysiąc na własne życie, że słuchasz go i robisz, co ci każe. Sprytne, co? - No... nie wiem. Beata już nic więcej nie zdążyła powiedzieć, bo zadzwonił dzwonek na lekcję, potem przez całą godzinę matematyczka pytała słabszych uczniów, żeby im podciągnąć oceny, a gdy odpowiadała Monika, przyjaciółki trzymały za nią kciuki (co i tak nie pomogło). Poza tym wysyłały sobie dziesiątki liścików z planami, czym tym razem zajmą się na spotkaniu. ### Emila wypiła ostatni łyk herbaty, wstawiła kubek do zmywarki. Podeszła do okna i zapatrzyła się na brzozy tuż przed domem. Wyglądały jak szczuplutkie młode dziewczyny w przewiewnych zielonych sukienkach. Były przepiękne, jak zresztą o każdej porze roku. „Ciekawe, co robi Tomek. Czy tęskni? Tęskni, tylko nie za mną - odpowiedziała sama sobie. - Dlaczego człowiekowi musi być tak smutno? Dlaczego? Po co jest ten cały smutek?". Sięgnęła po podręcznik do historii, ale myśli nie chciały jej słuchać. Uparcie przypominało jej się ostatnie 53 spotkanie z Tomkiem. Rzuciła okiem na ekran komórki -nie było ani jednej nowej wiadomości. Skrzynka e-ma-ilowa też była pusta. „Tomek wyjechał cztery dni temu. Może jeszcze nie ma dostępu do komputera? Ach, Tomek, Tomek... Tomek i ona. Dlaczego to musi tak boleć?". Książki do historii nawet nie otworzyła. 4* ? Cześć! Przyjechaliśmy sześć godzin temu. Jeszcze niczego nie rozpakowałem, ale ojciec się zgodził, żeby komputer zainstalować jako pierwszy, więc piszę do Ciebie od razu. Głupio wyszło, że się nie pożegnaliśmy tak, jakbym chciał, ale wiesz... Emilka patrzyła... Głupio mi jak sto diabłów. W ogóle ostatni kretyn ze mnie. Na serio dziwię się, że Ty w ogóle chcesz ze mną gadać. Wiem, że powinienem napisać do niej, ale co niby mam napisać? Że było fajnie, ale co ja poradzę, że podoba mi się całkiem inna dziewczyna? Chyba wiesz kto... Tego, co napisałem wyżej, w końcu nie wystałem, bo co z tego, że od razu zainstalowałem komputer, skoro dostęp do sieci mamy dopiero od dziś... Tu jest normalnie. Mamy kilkanaście kilometrów do Dublina. Na razie rozumiem co dziesiąte słowo. Jednak tylko mi się wydawało, że jestem dobry z angielskiego. Tu każdy mówi jakby swoim angielskim i trudno 54 się z kimś porozumieć. Rodzice wpadli na pomysł, żebyśmy w domu też mówili po angielsku i teraz moje życie będzie prawdziwym koszmarem. Każdy z nas mówi nie to, co chce powiedzieć, ale to, co umie. Jeśli kiedyś zastanawiałem się, czym jest kryzys w rodzinie, to dziś już wiem. Na dodatek muszę (jak każdy, bo traktują mnie w szkole normalnie, bez żadnych ulg) zaliczyć po angielsku historię Irlandii. Czegoś tak nudnego nigdy nie czytałaś. Imiona wszystkim władców i nazwa każdej miejscowości brzmią dokładnie tak samo. Mój ojciec oczywiście uważa, że to wspaniale, bo będę zmuszony do szlifowania języka. Odpisz mi, jak tam u Was. Czy Gostek pobił się z Mutantem? Pozdrów też Emilkę. Mam nadzieję, że dostała tę wymarzoną szóstkę z historii. W każdym razie zmuszę się, żeby do niej napisać, chociaż tak mi głupio, że nie wiem, czy dam radę. Bardzo mi Ciebie brak... Napisz coś, bo zwariuję bez listów od Ciebie. Tomek ### - Od razu mówię: tym razem nie czekamy na Monikę - oświadczyła Anka. - Kto jest za? Ponieważ Mariola szybko podniosła rękę, Anka zaraz zmieniła zdanie. - W zasadzie powinnyśmy na nią poczekać. To nasza przyjaciółka - powiedziała, wymownie patrząc na Mariolę. 55 Nie bardzo wiedząc, co robić, milczały. - Dziewczynki, ja wyjdę sobie do koleżanki na godzinkę, może dłużej... - W drzwiach stanęła mama Beaty. Wyglądała pięknie. Miała starannie wyprostowane długie włosy, delikatny makijaż i pachniała łąką pełną polnych kwiatów. - Dziś pełnia, a ona umie wróżyć - powiedziała szeptem, jakby zdradzając wielką tajemnicę. - Pamiętajcie, że w taką noc spełniają się marzenia, więc uważajcie - powiedziała tajemniczo. Posłała im buziaka i znikła. - Dobra myśl. Pamiętacie, jak nam się udało wtedy z kanapką? - przypomniała Beata. - A pamiętacie, jak Klara nas oszukała, że to stary przepis z księgi czarownic? - zaśmiała się Anka. - Zapomnijmy o tym... - Klara zrobiła się czerwona. - Powiedzcie mi, o co chodzi... Dziewczyny, jedna przez drugą, w wielkim skrócie opowiedziały Marioli, jak przed zlotem przygotowały kanapkę z lubczykiem, żeby Piotrek zakochał się w Ance, a potem niechcący zjadł ją Bartek i to on się zakochał. Wszystkie śmiały się z tego, gdy wpadła zdyszana Monika. - Hej! - powiedziała, ale żadna jej nie odpowiedziała. - Co tak patrzycie? - Czy to na pewno ty? Może to jednak kropla astralna... - zaśmiała się Klara. 56 Rzeczywiście, Monika była zupełnie inna niż zwykle. Przede wszystkim miała niemal proste włosy. Tylko grzywa była nastroszona, co powodowało, że wyglądała wręcz niepokojąco i bardzo fajnie. Poza tym była ubrana w długą zwiewną sukienkę, miała do niej dobrane bransoletki i fikuśny wisior, jej usta połyskiwały na różowo, a oczy były podkreślone ciemną kredką. - To moja mama - powiedziała z dumą Monika. -Uważa, że teraz mam swoją szansę i nie wolno jej zmarnować. Trzeba we mnie inwestować, nawet pokój mi wyremontuje i weźmie stylistę, bo jak bym udzielała wywiadu, to musi być od razu widać, że tam mieszka ktoś z charakterem... A ponieważ ja jestem specyficzna... - Ja bym raczej powiedziała, że nieznośna - burknęła cicho Anka. - Co mówisz? - nabzdyczyła się Monika. - Zaczynajmy! - krzyknęła Mariola. - Mam pomysł! -zerwała się z podłogi i jednym ruchem ściągnęła z włosów gumkę. - Albo jesteśmy czarownice albo nie. Beata, dawaj tusz mamy. Nie minęło nawet dwadzieścia minut, a w dużym pokoju pięć dziewczyn z potarganymi, sterczącymi włosami, z domalowanymi szerokimi, czarnymi brwiami siedziało zwróconych twarzami do otwartego okna. Wszystkie oczy patrzyły wprost na wielką tarczę Księżyca. - My, wiedźmy i czarownice... - skrzekliwym głosem powiedziała Mariola. 57 - Prawie czarownice... - poprawiła ją Anka. - My prawie Czarodziejki, zwracamy się do ciebie, o najjaśniejsza z gwiazd... - Księżyc to nie gwiazda - burknęła Anka. - Jeszcze słowo i kogoś zabiję - ze sztucznym uśmiechem powiedziała Mariola. - My, prawie Czarodziejki, zwracamy się do ciebie, o jasno nam świecący Księżycu, abyś z okazji pełni, czyli twojego święta, spełnił nasze najskrytsze życzenia. Zrób to, a będziemy twoimi wiernymi służkami, będziemy ci oddane, a gdy zażądasz, oddamy nawet życie... - O rany, a jak zażąda?! Lepiej tak nie mówić - pisnęła Monika. - Cicho! Dziewczynki wstrzymały oddechy, ale niczego dziwnego nie zauważyły, więc Mariola grała swoją rolę dalej. - Och, Księżycu! Dzięki ci! Nie chcemy nadużywać twojej wspaniałości, każda wymieni tylko jedno marzenie. Jeśli gospodyni się zgodzi, to ja mogę zacząć. - Gadaj! - dobrodusznie powiedziała Beata. - Chcę... - Mariola przełknęła ślinę i spojrzała na Ankę. Zaraz jednak skrzyżowała ręce na piersiach i błagalnie, patrząc wprost na gigantyczny krążek Księżyca, powiedziała: - Chcę, żeby Anka mnie polubiła, żeby była moją przyjaciółką. - To akurat na pewno się nie spełni - burknęła Anka. - Wymyśl coś innego. - Wiecie co? Może niech każda z nas tylko pomyśli to życzenie, a potem sobie powiemy, o co chodziło, bo tak zaraz będą komentarze. 59 Tylko postarajmy się, żeby te życzenia były poważne, jakieś piękne czy dobre... - powiedziała Klara. - Tylko że ja... - cicho zaczęła Emila - nie chcę o nic prosić Księżyca. Życzę komuś bardzo źle, więc nie chcę, żeby się spełniło. - Klara, dlaczego tak drżysz? - Nie! Wydawało ci się! - Mogę komuś oddać moje życzenie. Chce ktoś? - Jasne! Ja chcę - szybko powiedziała Monika. Tym razem Mariola kazała im wszystkim bić Księżycowi pokłony. Każda musiała zatańczyć kilkusekundowy taniec i wyszeptać swoje życzenie. Potem krzyczały tak głośno, że nic dziwnego, że po kilku minutach ktoś zaczął pukać w ścianę, a ktoś inny z balkonu poniżej krzyknął głośno: - Eee, ciszej tam! Ludzie chcą oglądać telewizję! Szybko zamknęły okno. Po zapaleniu światła nie były w stanie opanować ataku śmiechu, patrząc, jak krzywo i dziwacznie są umalowane. - Zjadłabym coś. Moja mama mnie odchudza i ciągle jestem głodna - przyznała się Monika. - Nie. Najpierw spiszemy nasze życzenia, żeby potem sprawdzić, czy się spełniły. Beata, dawaj jakieś kartki. Anka spojrzała niezadowolona, że Mariola tak rządzi ich klubem, więc sama postanowiła chwycić stery. - Beata, daj kartki. Każda niech teraz sobie gdzieś usiądzie i zapisze swoje życzenie. 60 Tak się stało. Tylko Emila poszła do kuchni i napiła się chłodnej wody prosto z kranu. Gdy wróciła do pokoju, zauważyła dziwną rzecz. Mimo że każda z dziewczyn dosłownie przed chwilą wypowiadała w myślach swoje życzenie, teraz wszystkie siedziały z zasępionymi minami i gryząc końcówki długopisów, nad czymś myślały. Gdy już w końcu każda skończyła zapisywać, Mariola przypomniała sobie, że ma przecież ze sobą kruche ciasteczka. Beata zaparzyła dziewczynom herbatę. Chrupiąc ciastka, kolejno odczytywały życzenia. - Pierwsze: chcę zaliczyć matematykę na czwórkę. Drugie: żebyście już nigdy o mnie nie pomyślały źle - powiedziała Monika. - Żeby moja mama z Maćkiem szybko wróciła do domu, szybciej, niż planowała - powiedziała Klara. - Żeby ten głupek Samsel raz na zawsze odczepił się ode mnie - powiedziała Beata. - Chcę, żeby wyjaśniło się, o co chodzi z Piotrkiem i Bartkiem, dlaczego nagle tak się zmienili - rzekła Anka. - Żebyśmy w tym składzie wygrały w przyszłym roku konkurs na najlepszy klub w Polsce - zakończyła Mariola. Emila, która uważnie obserwowała przyjaciółki, poczuła coś niepokojącego. W pokoju zapanowała dziwna atmosfera, jakby niewidoczna wielka ćma nagle zaczęła krążyć między nimi. Nagle pomyślała: „Czy to możliwe, że one wszystkie kłamią?". 61 'flf ?? ?? - Co się stało, Emilko? - Mama wyciągnęła do niej ramiona, a Emila bez chwili wahania rzuciła się jej na szyję i zaczęła głośno płakać. Zaniepokojony Kobalt usiadł koło jej stóp i przebierając przednimi łapami, cicho skomlał. - Kochanie, czy było coś nie tak u Beatki? Emila pokręciła głową i mama zaraz sama się domyśliła. - Tak mi cię żal. Chcesz o tym pogadać? Emila chciała. Z miejsca opowiedziała mamie wszystko: jak jej źle, jak bardzo tęskni za Tomkiem, jak dokładnie wie, że on o niej nie myśli, że widziała w jego oczach, że żal mu wyjeżdżać z Polski, ale nie z jej powodu, że tak bardzo życie ją zawiodło i jak bardzo chciałaby teraz być rozsądna, ale nie umie się ani uczyć, ani czytać, nie ma nawet siły, żeby dokładnie umyć włosy. Jest już tak nieszczęśliwa, że jest jej obojętne, czy zda do następnej klasy i obawia się, czy historyczka nie naskarży na nią na zebraniu, bo ostatnio zbiera same minusy. - Zebraniem się nie martw, to bez znaczenia. Bardzo chciałabym ci pomóc, ale nie wiem, jak. Kocham cię, słoneczko. Emila wtuliła głowę w pachnącą mamę i pomyślała, że jest jej najwspanialszą przyjaciółką. Tak dobrze mieć kogoś, kto cię nigdy nie zawiedzie. 62 II? II* it< Następnego dnia Monika zwolniła się z dwóch ostatnich lekcji. Nikogo to już specjalnie nie zdziwiło. Zaraz po wyjściu ze szkoły przyjaciółki usiadły na trawie w rogu boiska. Przez chwilę krążył wokół nich Mateusz Samsel, wykrzykując coś w języku, który chyba sam wymyślił. Dziewczyny jednak nie reagowały, więc po kilku minutach Mateuszowi się znudziło. Rzucił plecak i zaczął grać z kolegami w piłkę. Anka już chciała otworzyć usta, żeby powiedzieć, że Moniki znów nie ma na spotkaniu klubu, ale Klara ją ubiegła. Zrobiła tajemniczą minę i pomachała im nad głowami kopertą. - No, co takiego masz? - Zobaczcie, co mi mama przysłała... - Otworzyła kopertę i wyjęła dwie kartki wydarte z jakiegoś czasopisma. - O rany! To Monika! Ale wygląda! Jakby miała trzydzieści lat. A ci brzydale to pewnie bliźniaki: Bolek i Lolek! - Czytaj! No, czytaj! Dziś gościem naszego pisma jest Monika Ślewińska, najmłodsza gwiazda agencji Pro-Art. Ta stajnia topmo-delek wylansowała już niejedną znaną w całej Polsce twarz. 63 - Czy i ty masz na to nadzieję? Monika Ś.: - Sama nie wiem. - Jak się czujesz jako gwiazda? - Bardzo dobrze. - Nie boisz się ciężkiej pracy i rozczarowań? - Nie. Mam bardzo silny charakter i jestem tytanem pracy. Od dziecka zresztą uważam, że nie wolno się bać sukcesu. - Co ona bredzi? - Beata zajrzała Klarze przez ramię. - Cicho, czytam dalej. Słuchajcie, bo będą jeszcze lepsze kawałki... - Klara wzięła głęboki wdech. - A jakie masz plany na przyszłość? - Odkąd tylko pamiętam, zawsze kochałam żeglar stwo. W tym roku razem z przyjaciółmi wybieram si w rejs... - Co za brednie! - Co ona gada?! - Ona i żeglarstwo! Ona boi się wejść do wody głębiej niż do kostek. Czytaj, czytaj! - Opowiedz nam coś o sobie. Co lubisz robić? Kim są twoi przyjaciele? - Mam wiele różnych zainteresowań, przede wszystkim uwielbiam historię. Poznanie przeszłości zawsze 64 mnie intrygowało. Chcę także być zawsze na bieżąco ze sprawami dotyczącymi świata kultury, mody. Nowinki z wielkiego świata to moja specjalność, a moi przyjaciele są podobni do mnie. Nie jesteśmy przeciętnymi nastolatkami. Każdy z nas jest wielkim indywidualistą. Co prawda rzadko się spotykamy, ale za to łączy nas silny związek emocjonalny. - A co lubiłaś robić, zanim Pro-Art cię dostrzegła? - Moją pasją są konie. Kocham je. Każdą wolną chwilę spędzam w stadninie. - Może chcesz kogoś pozdrowić? - Pozdrawiam bardzo gorąco wszystkich moich fanów. Dziękuję! To dzięki wam istnieję. Klara skończyła czytać i teraz każda kolejno oglądała zdjęcia. Na żadnym z nich nie było Moniki, którą znały. Był za to koń w galopie i łódź pod pełnymi żaglami oraz Monika w dziwnych pozach i ubraniach, które średnio do niej pasowały. - Ani słowa o nas. Chyba, że to my jesteśmy tymi fanami - prychnęła Anka. - Już zapomniała o W.I.T.C.H.! - Poczułam się głupio. Konie? Żagle? O nas ani słowa? - zdenerwowała się Beata. - Oj, nie mówcie tak. Może w tej redakcji coś im się pomieszało - spokojnie powiedziała Emila. - Albo może tak jej kazali mówić. Przecież nie będzie opowiadać publicznie, że może nie zdać z matmy i ma... 65 - ...nienormalnego brata - dokończyła Anka. - Może to racja. Zanim się na nią obrazimy, chyba trzeba z nią pogadać. Nie wiem, czy jeszcze do niej pasujemy - powiedziała Mariola i wymownie spojrzała na swoje stare, zeszłoroczne sandały, z których wychodziły jej palce. - Chodźmy do niej, to się same przekonamy. - Emi, możemy pogadać? - Klara wykorzystała moment zamieszania. - Masz kłopoty? Klara pokręciła głową: nie. - To wiesz, może nie dziś. Jestem zupełnie nie w formie, a Monika mnie ostatecznie dobiła. - Dobrze, kiedy indziej - powiedziała Klara i poczuła ulgę. - No, zbierajcie się. Idziemy do Moniki. Ruszyły szybkim krokiem. Już z daleka zobaczyły, że ich ukochana altanka, gdzie jeszcze tak niedawno odbywała się większość spotkań klubu, została obsadzona nowymi różami. - Widzicie? - Mariola stanęła jak wryta. - To... niemożliwe - szepnęła Emila. - Ale... dlaczego? Koło dwóch wysokich pojemników na śmiecie leżała reklamówka, a w niej walały się długopisy, piórniki, karteczki, gumki, podkładka pod mysz, kalendarze - wszystko ze znaczkiem W.I.T.C.H. 66 - Chyba wszystko jasne - mruknęła Anka. Emila poczuła, że już dłużej nie da rady, i zaczęła płakać. - Klarusiu, dlaczego ty znowu nie odrabiasz lekcji? - Bo już odrobiłam, babciu. - Dziewczynka w twoim wieku zawsze powinna się czegoś uczyć. Martusia na przykład... - Babciu, może napijesz się herbaty? - Picie herbaty o tej porze? Dziecko! Co to za zwyczaje... Martusia... Klara wysłuchała cierpliwie, jak wspaniała jest Martusia, po czym przeprosiła babcię i poszła do swojego pokoju. Zupełnie nieoczekiwanie wpadła jej do głowy myśl: „To nieprawda, że nasze marzenia się spełniają. Monika napisała, żebyśmy już nigdy źle o niej nie myślały, a dziś wszystkie myślałyśmy źle. Nawet bardzo źle". Włączyła komputer. Chciała napisać dziewczynom, że te marzenia nie działają, ale zobaczyła wiadomość od Marioli. Uwaga, Dziewczyny! Te marzenia działają! Działają jak diabli! Przysięgam na Serce Kondraka-ru, że dziś zdarzył się cud! Księżyc wysłuchał moich błagań! Jesteśmy 67 jednak prawdziwymi czarownicami! Otóż byłyśmy z mamą na zakupach. Myślałam, że scenariusz będzie taki, jak zawsze, a tu proszę: mama spotkała koleżankę ze szkoły i poszły sobie na kawę. Mnie dała pieniądze i kazała pokazać się za dwie godziny. Kupiłam sobie spodnie, spódnicę, dwie bluzki, sweter, sandały, korale i pasek. Wszystko w kolorach ziemi, tak jak lubię! Ale fajnie! Udało wam się wtedy z kanapką, a teraz widzicie?! Znów umiemy czarować! Klara jeszcze raz przeczytała e-mail i zaraz zadzwoniła do Emili. - Czytałaś? - Tak. Tylko... wiesz... z tego, co pamiętam, ona życzyła sobie, żebyśmy w tym składzie wygrały zlotowy konkurs w przyszłym roku. Więc o co chodzi z tą mamą? - Ja też tego nie rozumiem - powiedziała Klara i spojrzała na zdjęcie brata. Maciek wyraźnie stukał się palcem w czoło, jakby mówił: „Przecież dobrze wiesz, dlaczego tak się dzieje. Ty też to zrobiłaś". Klara poczuła, jak rumieniec pali jej policzki. Zapytała Emilę, jak się czuje, a gdy usłyszała, że już lepiej, szybko się pożegnała. Było jej bardzo ciężko na sercu. Cześć, Tomku! Dzięki za wiadomości. Myślę, że przesadzasz z tym angielskim. Za kilka dni będziesz wszystko rozumiał. U nas normalnie. Gostek złamał Mutantowi nos i jego mama przyszła do szkoły z awanturą, a wtedy Mutant się wyparł i powiedział, że on to sobie sam zrobił, jak wiązał buty. Nie chciał wrobić Gostka (bo jego ojciec powiedział, że jak jeszcze coś zmaluje, to nie pojedzie na obóz sportowy, a Mutant nie chce jechać 69 bez kumpla, rozumiesz?). Powiedział, że jak wiązał buty, to mocno ciągnął za sznurowadło i ono nagle pękło, a on z całej sity uderzył się wnoś. Jest też trochę kłopotów. Oczywiście Emili od Ciebie nie pozdrowiłam, bo gdyby tak ona się dowiedziała... W ogóle wolałabym, żebyś nigdy do mnie nie pisał, a z drugiej strony wiesz... że chcę, żebyś pisał... Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? Akurat teraz trwa zebranie z rodzicami. Ciekawe, co powiedzą o mnie. Z Moniką mamy problemy, bo naopowiadała głupot w gazetach. Emili nic nie idzie i nauczyciele zaczynają się na nią wściekać, a ja się czuję podle, bo wiem, że to przeze mnie i przez... Ciebie... przez nas... Za dwa dni Dzień Dziecka. Beata nadal nienawidzi Mateusza Samsela. Wciąż powtarza, że zrobi wszystko, byleby się od niej odczepił. Napisz zaraz. Nie mogę się spotkać na GG. Muszę wyczekiwać na te momenty, kiedy babcia czymś się zajmie, bo nie pozwala mi tracić czasu przy komputerze. I tak jest na mnie zła, kiedy słucham Les Garcons. Poza tym mój brat też nie popiera tego, że do Ciebie piszę. Serdecznie Cię pozdrawiam, koleżanka z Polski 70 ### Mariola nie mogła sobie znaleźć miejsca. Wciąż myślała o tym wywiadzie z Moniką, o Piotrku i Bartku, na których znów skarżyła się Anka, o kłopotach Emili. Na pociechę przeczytała od deski do deski ostatni numer „W.I.T.C.H.", ale i to nie pomogło. Postanowiła wyjść mamie naprzeciw. Ze szkoły wracało już wielu rodziców. Widziała też, że mama Emili długo rozmawia z nauczycielką historii. Jednak jej mamy wciąż nie było. Mariola wpatrywała się, ale bez żadnego rezultatu. W końcu niemal wpadła na babcię Klary. - Dzień dobry! - Dzień dobry. Koleżanka Klarusi, tak? - Tak, przyjaźnimy się od niedawna. - Bardzo mi miło. - Może przyjdziesz do nas kiedyś? Klarusia zaprosiła cię na nocowanie? Mariola zrobiła wielkie oczy i pomyślała, że się przesłyszała. - Nocowanie? U Klary? - zapytała ostrożnie. - Tak. Klarusia mówiła, że zaprosi trzy koleżanki. - Aha. Dla Marioli wszystko było jasne. „Trzy koleżanki: Anka, Beata i Emila. Monika, po tym, co dziś się okazało, już nie będzie zapraszana, a ja 71 jestem tylko piątym kołem u wozu. Przykre, ale trzeba to znieść". W jednej chwili odechciało jej się stać pod szkołą. Zrobiła raptowne w tył zwrot i pognała przed siebie. Nie zauważyła, że dokładnie w tym samym momencie Anka ze Szczyptą na smyczy machała w jej stronę. Anka poczuła, że jest jej bardzo przykro. Owszem, nie przepadają za sobą i obie chcą być Taranee, ale żeby aż tak jej nie znosić? Uciekać na jej widok? Serce ścisnęło jej się z żalu. Kucnęła i wyciągnęła rękę do Szczypty. - Widzisz, piesku, jak to jest? Twoja pańcia nie jest lubiana. Sunia usiadła przed nią i podała prawą łapę. - Ty jedna jesteś moją przyjaciółką. Szczypta cicho pisnęła i, jakby przecząco, pokręciła głową. W tym momencie niemal wpadł na nią chłopak z bernardynem, który tak przeraził dziewczęta kilka tygodni temu. Teraz nie było w nim niczego strasznego. Jego właściciel też wydawał się miły... ?02?2?1 5 JTjTlarusiu, obudź się. Mama dzwoni! W\r Klara przetarła oczy i prawie nieprzytomna usiadła na łóżku. - Mama? Babcia wsunęła jej słuchawkę do ręki. - Kochanie, przepraszam, że cię budzę, ale dlaczego ty jeszcze nie na nogach? Jesteś chora? - Idziemy dziś dopiero na trzecią lekcję. Czy coś się stało? Wracacie wcześniej?! - Właśnie, kochanie, chodzi o to, że Maciuś został zakwalifikowany na jeszcze jeden turnus rehabilitacyjny i... - Wracacie później... - dokończyła Klara. Zaspanymi oczami popatrzyła w okno. Świeciło słońce, ale Klarze wydało się dziwnie podobne do księżyca. Ciężko westchnęła, przypominając sobie zapisane przez siebie na kartce życzenie. - Wytrzymasz jakoś? - w głosie mamy było słychać smutek i niepokój o córkę, więc Klara szybko wzięła się w garść. 73 - Jasne - postarała się, żeby jej głos brzmiał beztrosko. - Bez was jest luz. Nie ma sprawy. Chyba nawet zdam do następnej klasy - roześmiała się trochę sztucznie. - A jak tam u was. Maciek OK? Mama chwilę milczała, ale w końcu opowiedziała, jak im tam jest, jaką mają pogodę, jak dobrze ich karmią i jakie wielkie postępy poczynił Maciek. - Wiesz, wczoraj wysłał do ciebie list. Nie wiem, co w nim jest, bo nie chciał mi pokazać, ale widziałam, że coś rysował przy linijce. Klara rozłączyła się i zakopała z powrotem w poduszki. - Wstawaj... Kto to widział, żeby leżeć, jak się człowiek już obudził. No, wyskakuj z łóżka i szybciutko... - Babciu, błagam! - Martusia zawsze wstaje od razu, bez marudzenia... „Kochana, najdroższa Nerisso, Pani Ciemności... Gdziekolwiek jesteś, zamień kochaną Martusię w jaszczurkę albo w miłą długą dżdżowniczkę, albo w karalucha, ale niech już o niej nie słucham. Bardzo cię proszę". - Co tam mówisz? Że mamy w pokoju osę? Nie widzę. Babcia poszła do łazienki poprawić fryzurę, a Klara przyłożyła dłoń do twarzy, żeby nie śmiać się zbyt głośno. ł łr ł - Dziewczyny, co się dzieje? Pięć minut temu Mariola oficjalnym tonem poinformowała mnie, że występuje 74 z naszego klubu. Zapytałam ją, dlaczego, a ona na to, że Klara nam wszystko na pewno dobrze wytłumaczy. Pokłóciłyście się? - A skąd! Nie rozmawiałam z nią! Nie wiem, o co chodzi! Znów jakieś kłopoty... - Prawdę mówiąc, ona jest okropna. Żałuję, że przyjęłyśmy ją do klubu - otwarcie powiedziała Anka. -Mam jej dość i cieszę się, że odeszła. Jest dziwna i nie-fajna, prawdziwa jędza z niej. Anka przypomniała sobie, jak wczoraj na jej widok Mariola zaczęła uciekać. Już chciała powiedzieć im o Antku, właścicielu bernardyna, ale odezwała się Beata: - Patrzcie, idzie Monika... Rzeczywiście Monika (drobiąc, bo długa i bardzo wąska spódnica utrudniała jej ruchy) szła w ich kierunku. - O rany, ale się trzęsę. Nic nie umiem. Wróciłam wczoraj z próbnych zdjęć w Teatrze Telewizji. Nie zrobiłam nawet pracy domowej. Matematyczka mnie dziś oskalpuje! - udając rozpacz, wsadziła sobie wszystkie palce w usta. - Nie tylko ona ma na to ochotę - warknęła Beata. - O co ci chodzi? - Dlaczego wyrzuciłaś na śmietnik rzeczy W.I.T.C.H.? Mogłaś nam po prostu powiedzieć, że już nie chcesz być w klubie? My byśmy to zrozumiały. I po co wygadujesz do gazet głupoty o żaglach i koniach? Dziwisz się, że matematyczka się wściekła? 75 - Ja nic takiego nie mówiłam! - A myśmy czytały wywiad z tobą. - 0! To już się ukazał? Mam supermenedżerkę. Ona słynie z tego, że wyprzedza karierę podopiecznych, czyli moją - Monika spojrzała na twarze przyjaciółek i zbladła. -1 co tam było napisane? Dziewczyny w skrócie jej opowiedziały. - O rany! Dziewczyny, to ta moja agentka! Musiałam kuć rolę do zdjęć próbnych i ona napisała za mnie wszystkie odpowiedzi. Potem mówiła, żebym przeczytała, ale... nie przeczytałam, bo tak mnie ta próba znudziła. - No to masz kłopot. A co z tymi rzeczami? - Przysięgam na wszystko, na co chcecie, że ja ich nie wyrzucałam! Nie... - Monika chciała jeszcze coś powiedzieć, ale weszła matematyczka i zanim sprawdziła listę, poprosiła Monikę do odpowiedzi. Gdy ta dukała pod tablicą, Klara spojrzała na Mariolę, która była blada, smutna i chyba niedawno płakała. Co się mogło stać? Szybko napisała Emili na kartce: „Pogadaj z Mariolą". A zaraz potem pomyślała: „Dziś nie spełniło się moje życzenie. Ciekawe, czy Monika dostanie czwórkę...". Nie musiała długo czekać. Monika z trudem obroniła się na dwóję. Klara z Emila spojrzały na siebie: kolejne życzenie przepadło. 76 ?!* 9|» %• - Wiesz już? - Nie. Nic nie chciała powiedzieć. Ale jest bardzo smutna. I powtórzyła, żeby zapytać ciebie. Ty na serio nie wiesz, o co chodzi? - Emilka zajrzała Klarze w oczy, jakby chciała sprawdzić, czy przyjaciółka nie kłamie. Klara pokręciła głową i pomyślała, że jest już tym wszystkim zmęczona. Chciałaby, żeby nie było żadnych konfliktów, tajemnic i żeby wszystko było jak kiedyś. Na chwilę zatopiła się w myślach. Ocknęła się dopiero, gdy dotarło do niej, co mówi Beata. - Terrarium... Jestem pewna, że on coś szykuje. Ojciec zawsze straszy, że nic nie dostanę, ale potem szybko mięknie. Nie wiem tylko, co to będzie. Ale myślę, że chcą mi na Dzień Dziecka kupić słodkiego, małego króliczka. O rany, jak się cieszę! Idzie Samsel, schowajcie mnie! Jednak Samsel minął je bez słowa. Za to po chwili pojawiła się zaaferowana historyczka. - Emilko, czy chcesz dziś odpowiadać? Bo jeśli nie czujesz się na siłach, ja to zrozumiem. Też kiedyś byłam młoda i zakochana - uśmiechnęła się do Emili ze zrozumieniem. - No, nie masz się czego wstydzić. To jasne, że smutno ci po jego wyjeździe, ale to szybko minie. Pierwsza miłość nigdy nie trwa wiecznie. Wiem coś o tym. Kilka razy przeżywałam pierwszą miłość - mrugnęła. -Jak będziesz chciała, zgłoś się do odpowiedzi. 77 Dziewczynki wbiły wzrok w jej plecy. - Skąd ona wie? - Ktoś jej musiał powiedzieć o Tomku, tylko kto? wściekła się Anka. - To cię podsumowała! „Pierwsza mi łość nigdy nie trwa wiecznie" - udała głos nauczycielki. -Co ją to obchodzi! - Żadna z nas tego nie zrobiła, więc kto? Anka zmarszczyła czoło. Gdzieś w głębi pamięci coś jej majaczyło, ale nie zdołała uchwycić tego wspomnienia, bo zadzwonił dzwonek na lekcję. Cześć, Emi! Pozdrawiam Cię i przepraszam, że tak dtugo się nie odzywałem, ale roztadowata mi się komórka, a nie miatem jeszcze podłączonego komputera. U mnie nic ciekawego. Nie ma w zasadzie o czym pisać. Napisz, co u Ciebie. Szkoda, że Ci nie idzie z historią, ale może jeszcze się uda. Trzymam kciuki za Twoje stopnie. Kiedy Wam wystawiają oceny? Masz pozdrowienia od mojej mamy. Tomek Emila pięć razy przeczytała ten e-mail. Najpierw było jej smutno, potem czuła na niego złość, aż w końcu 78 skupiła się tylko na jednym zdaniu: Szkoda, że Ci nie idzie z historią... „Skąd on to może wiedzieć. Skąd?!"- zastanawiała się. Wzięła do ręki Dobrego Duszka, przytuliła do niego twarz i zanurzyła się w głębokim miękkim fotelu. Długo rozmyślała, aż w końcu wymyśliła. Sięgnęła po komórkę i wystukała SMS do Klary: Błagam, przyjdź do mnie. Mam doła. ### - A ty dokąd się wybierasz? - Muszę wyjść do koleżanki. Wrócę za godzinkę... pozwól mi. - A miałaś prasować. Aha, czy to ta Mariola? - Nie - Klara od razu zatrzymała się i napięła uwagę. - Dlaczego myślisz, że idę do Marioli? - Bo jak wracałam z zebrania, to spotkałam twoją koleżankę, zdaje się właśnie Mariolkę, i pytałam, czy też ^?? jest zaproszona na nocowanie. - Babciu! Tak jej powiedziałaś? - A co się stało? - Nic... tylko teraz muszę wyjść. Wrócę... za... no... kiedyś wrócę! Klara z tupotem zbiegła po schodach, ale gdy była już przed klatką schodową, zawahała się. Można by wreszcie raz na zawsze wszystko Emili wytłumaczyć, przyznać się, ale Mariola... jeśli ona pomyślała, że one nocują bez niej, to nic dziwnego, że się wściekła. „Po co im skłamałam? To jednak zawsze źle wychodzi! Chciałam niby dobrze. No to mam za swoje!". Klara bez wahania skręciła w stronę domu Marioli. Po godzinie Emila spojrzała na zegarek. Klara nie przyszła. „A więc miałam rację" - pomyślała i zaczęła pisać. Cześć Tom! Dzięki za pamięć. U mnie, jak wiesz, poza historią wszystko dobrze. Ale chcę Ci powiedzieć jedno: nie mam pretensji ani do Ciebie, ani do niej. Trudno, tak czasem bywa. Życzę Wam wszystkiego dobrego. Ja też pozdrawiam Twoją mamę. Emi Chwilę się wahała, ale w końcu wcisnęła klawisz i wiadomość pomknęła do Irlandii. * # * Klara spała bardzo źle. Śniło jej się, że mama znów dzwoni i mówi, że nie wróci już nigdy. 80 Obudziła się z twarzą mokrą od łez. Znów czuła wyrzuty sumienia, że wczoraj zapomniała o Emilce. Ale nie tylko to ją męczyło. Chciała jak najszybciej przyznać się do wszystkiego, co miała na sumieniu, bała się jednak, że to będzie koniec ich przyjaźni. „Trudno. Sama się w to wpakowałam. Za miesiąc wakacje. Nie mam czasu, trzeba działać". Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i zwołać nadzwyczajne zebranie. - Może u mnie? - ucieszyła się Beata. - Wiesz, ojciec wczoraj po kryjomu kupił sianko i schował je do szafki z butami, więc to na pewno królik. Spotkajmy się u mnie, to od razu się wam nim pochwalę. Czuję, że dadzą mi go jutro. Czemu jesteś taka smutna? - Moja mama wraca później. Kolejne życzenie się nie spełniło. Oby tobie się spełniło. Jak tam Samsel? - Bez zmian. Wrzucił nam dziś na balkon wielką zwiędłą gałąź forsycji. Na szczęcie ojciec nie zauważył- - Współczuję, ale Martusia by się tym nie martwiła -Klara udała głos babci. - Mariola też będzie na spotkaniu. Gadałam z nią. - Jak tego dokonałaś? - Powiem na spotkaniu. Zresztą mam nadzieję, że wyjaśnimy sobie wszystko do końca. - Cieszę się, że w naszym klubie znów jest po staremu. - Nie tak szybko. Przekonamy się, czy mnie nie będziecie chciały wyrzucić - powiedziała smutno Klara. 81 ### Przyszły wszystkie. - Po pierwsze... - zaczęła Klara, ale nie dokończyła. - Po pierwsze, to obejrzycie moje terrarium. Ojciec wzruszył się tym, że umyłam dwa okna i ładnie nakryłam do stołu, gdy przyszli jego znajomi. Cały wieczór mordowałam się, żeby być czarująca, ale chyba się uda! Myślę, że ojciec planuje dwa króliki, bo terrarium jest olbrzymie. - Musimy omówić bardzo wiele spraw. Ja mam aż trzy. Czy ktoś jeszcze... - Tak. Ja chcę coś zakomunikować, a raczej odczytać - poważnie powiedziała Monika i przybrała wyraz twarzy ambasadora. - I u mnie zdarzyło się coś nowego - skromnie powiedziała Anka i zaczerwieniła się. - To zaczynajmy. Klara, żeby wszystko wyglądało bardziej oficjalnie, wstała, obciągnęła T-shirt i wyjaśniła dziewczynom, dlaczego Mariola się na nie obraziła. - Okłamałaś nas? - zdziwiła się Anka. - Tak - otwarcie powiedziała Klara. - Wiem, że zrobiłam źle, i bardzo was za to przepraszam. - Ja rozumiem Klarę. Gdybyśmy miały losować, kto u niej śpi, na pewno byśmy się pokłóciły - powiedziała Monika. - I tak się pokłóciłyśmy - skomentowała Mariola. 82 - Co z tego? - naskoczyła na nią Anka. - Najważniejsze, że teraz już wierny, jak było. Mariola dowiedziała się, że nie jest zaproszona na nocowanie, i zrobiło jej się przykro. Normalka. - Klara jest tchórzem - spokojnie powiedziała Emila. - Zupełnie niepotrzebnie, bo i tak wszystko zawsze wychodzi na jaw. Lepiej mówić prawdę od razu, niż potem się kajać i przepraszać. Człowiek jest tylko człowiekiem. Dziewczyny ze zdziwieniem spojrzały na Emilę, która zawsze była cicha i łagodna. - Co tak patrzycie? Mówiłam wam, że Tomek kogoś ma, że nie myśli już o mnie. - Co chcesz powiedzieć?! - cicho zapytała Anka. - Co ja chcę powiedzieć? To, co już dawno powinna powiedzieć Klara. Tomek myśli o niej... a Klara o nim! To by było tyle. Jesteście zdziwione? Mówiłam wam: człowiek jest tylko człowiekiem. W pokoju zapadła nieprzyjemna cisza. - Skąd wiesz? - Domyśliłam się. Tomek napisał mi, że wie o moich kłopotach z historią, a tylko Klarze o tym mówiłam. Kłamstwo zawsze ma krótkie nogi. - Klaro, czy to prawda? - Tak. - Jak mogłaś to zrobić Emili? - I to ty! - Ty zawsze nas pouczasz! 83 - Dajcie jej spokój. To nie ich wina, że się w sobie zakochali. Znacie takie powiedzonko: serce nie sługa? - Jeszcze jej bronisz?! - Tak. Mam tylko żal, że mi od razu nie powiedziała. To mnie boli. Już dawno powinnam wiedzieć, jak tylko usłyszałam, że uwielbiasz Les Garcons. A ja myślałam, że on kocha się w kimś z grupy na kursie angielskiego. - Emila, i ty chcesz jej darować? - Już jej darowałam. I nie mam ochoty o tym więcej mówić. Jaka jest następna sprawa, bo te już załatwiłyśmy - ton Emili był stanowczy jak nigdy dotąd. - Przepraszam cię, Emi. - Już mówiłam: nie ma sprawy. A tę płytę daję ci w prezencie. Raczej nie będę już jej słuchać. Więc kto następny? - Emila z poważną, ale pogodną twarzą popatrzyła na przyjaciółki. - No to się narobiło... - szepnęła jeszcze Mariola, a Anka zaraz dodała: - Emila nie jest taka mściwa jak ty. Umie wybaczać. Ucz się od niej. - Ani myślę - warknęła Mariola. - To może ja - z podłogi podniosła się Anka. - Myślałam, że mam coś bardzo ważnego do powiedzenia, a widzę, że to nic takiego. Może to i lepiej... Otóż... hm... chciałam wam przekazać, że macie pozdrowienia od Antka. - A kto to jest Antek? - zapytała Beata. - Ten chłopak, który szczuł nas bestią. 84 - A co ty masz z nim wspólnego? - Ja? W zasadzie nic, poza jednym drobnym szczegółem... Chodzę z nim. - Dokąd z nim chodzisz? - Nie dokąd, tylko normalnie. Chodzę. To jest mój chłopak. - Ludzie, trzymajcie mnie! Ten niedorozwinięty matołek? - zaśmiała się Beata. - Głupszego już nie było? - Nie znasz go! Nic o nim nie wiesz! To bardzo fajny chłopak! - Nie kłóćcie się, dziewczyny. Anka, powiedz nam, o co chodzi. Rumieniąc się i wzdychając, Anka opowiedziała im o tym, że już cztery razy spotkali się z Antkiem. Oboje mają psy, więc umawiają się nawet przed szkołą na ranne spacery. Dzisiaj poprosił ją o chodzenie. - A Piotrek? Specjalnie dla niego robiłyśmy kanapkę z lubczykiem. Tak walczyłaś o Piotrka. A Bartek? Co z nimi? - Ci dwaj osobnicy mnie nie interesują. Antek też mi poradził, żebym ich po prostu skreśliła. W moim towarzystwie proszę nie wspominać o tamtych dwóch panach- - A ja myślałam, że na dzisiejszym spotkaniu na pewno nie będzie się działo nic ciekawego. Nawet film wypożyczyłam, żebyśmy miały co robić - powiedziała Beata i zaśmiała się sama z siebie. - Czy ktoś jeszcze ma jakieś rewelacje? 85 - Ja - Monika wyciągnęła z kieszeni spodni pomiętą kartkę. - To jest oświadczenie mojego brata. Uwaga, czytam. Ja, niżej podpisany Bartek Ślewiński, daję uroczyste słowo honoru, że kiedy Moniki nie było w domu, osobiście wyrzuciłem worek z jej skarbami, bo mi się pomylił ze śmieciami. Same wiecie, że to też śmie- ^-p. cie - to całe pismo dla wariatek. - Podpisano: Bartek. - Więc to nie ty? - Nie. Ale mam też inną, dobrą wiadomość. Spełniło się moje najgłębsze i największe marzenie, o które prosiłam księżyc. Zagram w filmie! Wyjeżdżam na dwa tygodnie zdjęć plenerowych w Chorwacji! - Jak to pismo dla wariatek? Co on sobie myśli? Obraża nas! - wściekła się Beata. - Zawsze mówiłam, że to kretyn. - Licz się ze słowami, to mój brat. Może nie jest fajny, ale to zawsze rodzina - spokojnie powiedziała Monika. - Rezygnujesz z klubu? - odezwała się milcząca do tej pory Klara. - Tak, rezygnuję. Muszę. Potem mam jeszcze pokaz mody i strasznie się boję. Ale chyba nie macie mi tego za złe? I tak było o jedną za dużo. Jednak żadna jej nie odpowiedziała. Dopiero po chwili odezwała się Mariola. - Moniko, czy na pewno rezygnujesz z roli Cornelii? Monika potwierdziła. - Więc... hm... ogłaszam oficjalnie, że ja chętnie byłabym Cornelią. - Przecież chciałaś być Taranee. Marzyłaś o tym. Skoro Monika odchodzi, to bądź już sobie tą Taranee. Ja mogę być Cornelią - powiedziała Anka. - Nie mogę się zgodzić. Ty od zawsze jesteś Taranee. Ja będę Cornelią. - Ale ja lepiej pasuję. Jestem wyższa i podobna do niej - zaperzyła się Anka. - Nieprawda! Ja bardziej! - A te znów swoje. - Dziewczyny, opanujcie się! Ktoś dzwoni do drzwi, lecę otworzyć. Po chwili do mieszkania wszedł ojciec Beaty. W rękach trzymał kartonowe pudło z byle jak wyciętymi dziurkami. Beata była bardzo podekscytowana. - Ja mu mogę wybrać imię. Wiesz, jak wiele imion nosił mój chomik. Mam już kilka pomysłów - zaczęła Anka, ale umilkła w pół słowa. Ojciec otworzył pudło. 87 Na dnie stało szarobure, długie, kostropate, pokryte łuskami coś, z wyłupiastymi oczami i nieprzyjaźnie sterczącym ogonem. - Co to jest, tato? - To jest zwierzątko, o którym tak marzyłaś. Dla ciebie, kochanie. Wspaniały, prawda? Mama upierała się przy króliku, ale ja chciałem, żebyś miała coś oryginalnego. Waran zielony. Osiąga długość do półtora metra -z dumą oświadczył ojciec. Wyjął z pudła nieruchomego z przerażenia zwierzaka i wyciągnął w stronę córki. - Poznaj swoją nową panią i bądź dla niej miły. - Dziękuję - wybełkotała Beata, drżącymi rękami biorąc zwierzę do ręki. Waran łypnął burym okiem i nerwowo poruszył łapami. Beata z trudem go utrzymała. Gdy tylko stuknęły za ojcem drzwi, waran jednym ruchem wyrwał się z rąk nowej właścicielki i szurając pazurami po parkiecie zniknął pod łóżkiem. Dziewczyny milczały. Bały się poruszyć, żeby nie drażnić gada i żeby nie wyskoczył na którąś z nich. Beata przełknęła ślinę, nadal sztywna wysyczała: - Która z was chciała, żeby spełniły się nasze życzenia? Niech się przyzna. Za chwilę ją uduszę. ?02?2?? 6 lak twój waran? / - Cudownie. Wprost genialnie - z przekąsem odpowiedziała Beata. - Trzeba mu kupować świeże muchy, wietrzyć go na parapecie i po nim sprzątać, a on ci się odwdzięczy, nie reagując ani na prośby, ani na groźby, uciekając na twój widok, drapiąc do krwi, gdy chcesz go wziąć na ręce, i demolując swoje terrarium sto razy dziennie. Kochane zwierzątko. - Miałaś znaleźć forum dyskusyjne dla właścicieli gadów. Może ktoś ci podpowie, jak do niego trafić? -radziła życzliwie Emila. - No i napisałam. Wiecie, kto mi odpisał? Naprawdę się nie domyślacie? Jak to kto? Samsel! Ma dwa węże, agawę zieloną, żółwia greckiego i czteroosobowe stadko jaszczurek zwinek. Byłam wczoraj u niego oglądać to całe towarzystwo. Na szczęście nie kazał mi brać tych potworów do ręki. Brrr! Nie mogłam patrzeć, jak on pozwala, żeby mu łaziły po szyi. Ma dużo książek o gadach, pożyczył mi kilka. Dziś wpadnie i pokaże, jak brać gada do ręki, żeby tak nie drapał. 89 Gdy skończyła mówić, zapanowała dziwna cisza. Jej przyjaciółki wymieniły znaczące spojrzenia. - jfie znosiłaś go. _ ^iesz co? W porównaniu z moim waranem Samsel jest c^kiem przyjemny. Nie ma łusek, ani wyłupiastych oczu i czterocentymetrowych szponów. No, i nie jada żywych Świerszczy na śniadanie. W sumie Samsel ma sporo zal^t. W każdym razie obiecał, że codziennie przyjdzie i pomoże mi posprzątać u tego potwora. - Teraz już się od ciebie nie odczepi. - Mam nadzieję _ odruchowo powiedziała Beata, a widząc spojrzenia koleżanek, szybko się schyliła, żeby nie było widać, że od czoła do brody jest czerwona. f # # - Emilko... - nauczycielka matematyki życzliwie położyła rękę na ramieniu Emili. - Wiem, że przeżywasz pierwszą miłość, więc rozumiem, dlaczego nie możesz się na niczym skoncentrować... Emila bez słowa wybiegła z klasy. Na przerwie dziewczyny spakowały jej rzeczy, wzięły torbę i odnalazły przyjaciółkę w toalecie. Stała przy oknie, patrząc w dal. - Emila, nie przejmuj się - poklepała ją po plecach Beata. - Łatwo ci mówić. Kto im to wszystko powiedział? Bo skąd nauczyciele wiedzą, że Tomek wyjechał?! Na 90 dodatek powinni w zasadzie litować się nad Klarą, bo to ona teraz go straciła... Sorki. Wyrwało mi się. Oczywiście, że ciebie, Emi, żal nam bardziej - powiedziała Anka, ale jakoś bez przekonania. - Jak ty coś palniesz... - Mariola skarciła ją wzrokiem. - Ale właśnie, kto im to powiedział? 91 żeby zaliczyć jakąś zaległą kartkówkę z biologii. Klara i Emila zostały same. - Ty też myślisz, że to moja mama? - zaczęła Emila. - Nie wiem. Jakoś mi to do niej nie pasuje. Ale jeśli nie ona, to kto? - Nie domyślasz się? - Ja? Nie. A ty? - Ja też nie. Klara pomyślała, że to zdanie Emila wypowiedziała za szybko. Obie zamilkły. Długo szły ramię w ramię, każda zatopiona we własnych myślach. - Zmieńmy temat. Jak tam Maciuś i mama? - Właśnie! Muszę ci coś pokazać... - Klara otworzyła torbę i wyciągnęła książkę do historii, a z niej list. -Zobacz, co mi Maciek przysłał. Emila sięgnęła po kartkę. Nie było na niej nic poza tabelą. 93 - Rozumiesz coś z tego? - Nie. Ale jeśli to od Maciusia, na pewno chodzi o coś ważnego. Klara stała przed drzwiami swojego mieszkania i wpatrywała się w tabelę, którą przysłał jej brat. Powoli coś zaczynało jej świtać w głowie. Bała się jeszcze dokładnie powiedzieć, co widzi w tej zbieraninie kresek, ale czuła, że za chwilę jej myśli jak puzzle wskoczą na właściwe miejsce i wszystko ułoży się w całość. Postanowiła zrobić sobie przerwę w myśleniu. Starannie złożyła kartkę, schowała ją do koperty, kopertę do podręcznika, a podręcznik do torby. Nabrała powietrza i wyprostowała plecy, jakby szykowała się do ciężkiej przeprawy. W zasadzie nic złego nie zrobiła. Wróciła nawet dość wcześnie ze szkoły, nie była brudna ani potargana, nie dostała jedynki, nic nie miała na sumieniu (poza Tomkiem, oczywiście, ale o tym babcia nie mogła wiedzieć). A jednak czuła się źle na myśl o wejściu do własnego domu. „To przez babcię - przemknęło jej myśl, ale zaraz się poprawiła. - Nie, to przez wstrętną Martusię. Ciekawe, co dziś usłyszę? Że Martusia jest najlepsza ze wszystkiego w całej galaktyce" - pomyślała z przekąsem i nacisnęła klamkę. Właśnie dzwonił telefon. 94 - Klarciu, odbierz, boja mam mokre ręce! - usłyszała głos babci. Klara pognała do telefonu. - Dzień dobry! - Dzień dobry, a raczej cześć! - powiedziała Klara, bo od razu domyśliła się, kto dzwoni. - Cześć. To ja, Marta. Głos był miły, ale wyprany z jakiegokolwiek entuzjazmu. Klara pomyślała, że cioteczna siostra jej nie lubi. - Co u ciebie? - Fajnie cię słyszeć. Chociaż z tego, co babcia o tobie opowiada, to myślałam, że nie odbierasz telefonu, bo cały czas się uczysz. - Ja?! - No... Jak ktoś ma szóstki od góry do dołu, siedzi całe dnie z nosem w książkach i zna perfekt dwa języki to... - Ale o kim ty mówisz? - dziwiła się Klara. - O tobie. - O mnie?! - Nie udawaj głupiej. Prawdę mówiąc, dzwonię, bo mam cię już dość. - Mnie? - Tak, ciebie! Mam dość tego, że babcia codziennie do mnie dzwoni i gada... A Klarcia to, a Klarcia tamto. - Marta, co ty opowiadasz?! To ja mam dość ciebie. To o tobie babcia mi bez przerwy mówi: jaka z ciebie genialna, grzeczna, posłuszna i kochana wnuczka. 95 - O mnie tak mówi? Przestań! Babcia jeszcze nigdy nie powiedziała mi dobrego słowa! - w głosie Marty zabrzmiał prawdziwy smutek. - Mnie też nie - prawie krzyknęła Klara. - Serio?! - głos w słuchawce zmiękł. - Nie kłamiesz? - Nie! Mogę ci przysiąc, na co chcesz. Myślałam, że babcia mnie nie lubi, że tylko ty się dla niej liczysz. - Ja myślałam to samo o tobie! Dopiero teraz kuzynki zaczęły na wyścigi opowiadać sobie, co też każda z nich słyszy o tej drugiej. Zgadzało się wszystko. Każdej babcia mówiła to samo. Opowiadała, jak cioteczna siostra wspaniale się uczy, jakie ambitne lektury czyta, jak znakomicie szyje, ceruje, dzierga, gotuje, prasuje i sprząta. - Musimy się kiedyś zobaczyć. To skandal, żeby kuzynki widywały się tak rzadko. - Koniecznie! Już za tobą tęsknię. Jaki masz adres e-mail? Klara zapisała adres Marty. Zaraz wysłała jej wiadomość, w której nie omieszkała napisać, by koniecznie zaczęła czytać najfajniejsze pismo świata: „W.I.T.C.H.". ### - Chyba czas, żebyś nauczyła się wekować truskawki. Martusia od lat... - Babciu - Klara mocno przytuliła babcię. - Przed chwilą rozmawiałam z Martą... 96 Babcia odstawiła lakier do paznokci. - To niedobrze - mruknęła, a po chwili dodała: - Ale zobacz, ile dzięki temu się nauczyłaś. I ona też. - Jesteś niesamowita, wiesz? - Mam to po tobie - roześmiała się babcia. # # * - Słuchajcie, musimy wam coś zakomunikować. -Mariola i Anka miały tajemnicze miny. - Przygotujcie się na szok. Uwaga, mówię: znalazłyśmy nową Taranee. - A te znowu swoje - burknęła Beata. - Zaraz wam wytłumaczymy. Mariola nabrała powietrza, ale Anka zaczęła opowiadać pierwsza: - Okazało się, że kiedy Mariola nie należała jeszcze do klubu, napisała do Magicznego Kontaktu. Chciała poznać dziewczynę z naszej miejscowości, bo z taką zazdrością patrzyła na nasz klub, że postanowiła stworzyć podobny. - I? - Klara już wiedziała, co powie Mariola. - I mamy Ewelinę! Jest bardzo fajna. Od kilku dni ja i Anka gadamy z nią na GG, a... teraz uwaga... na piątek się umówiłyśmy! Niech zobaczy nas wszystkie razem. Będziemy miały nową koleżankę, zamiast Moniki. Cieszycie się? - Dziewczyny, błagam was... Za mało mamy problemów? - Klara wyciągnęła przed siebie lewą dłoń i żeby 97 było lepiej widać, jak ?, . , . . • » / . , . , tych problemów jest dużo, złapa- ła się za kciuk: - Mama ??? - Już nieaktualne ? . , ? ^ . . szepnęła Emilka i leciutko się usmiec nę a. - oja ???? rozmawiała z historyczką, ale me o mnie i moich « i , • i . cn Problemach, tylko o tym, jak ze- brać pieniądze na rem^ ,• . • ? u • . * " ??0? sah gimnastyczneJ. A histo- ryczka wie to od... Emila nagle umilkła „ . .,. . .. ^ ? > .„ , . a> spuściła głowę i widać było, ze zbiera siły, by im coś Wa,Q„ . . . , „,. . . .„ waznego powiedzieć. „Wietoodniej!"-.^^. , . . „, ,. ., u°Kiadnie w tym momencie Klarę olśniło. - Ode mnie... Wszystkie wbiły wzrok wEmile. - Ty sama jej to Powiedziałaś?! - przyjaciółki nie mogły zrozumieć. - Tak. - To dlaczego udawała ^ ? . -, "«as, ze nic nie wiesz? - A ty zawsze jesteś ^ • •> u • ' lci> odważna? Zawsze zachowujesz się tak, jak trzeba? Mo*P „u • * * * * 'J i02e chciałam, żeby cały świat się nade mną litował... ?P „, . , ,1C ??? mocy Irmy i jej poczucia humoru ani pogody d..«u „ . u f s ? aucha. Czasem też potrzebuję współczucia. A pozatvm , .,. , -- «-i „.. , . Ł . ??-zrobiłam to na złość Klarze. Chciałam, zęby jej było ah • . . . • * j • • ??-* ^ , • giuP10- żeby było jej wstyd, ze mi odbiła Tomka, żebv «?? • v . -u ?? widziała, jak ja cierpię i zęby wszyscy ludzie na Ziemi ? ,• . ?»?- , . ??? byh po mojej stronie. Nie pa- trzcie z takim wyrzutem ? «?. Jestem całkiem zwyczajną, przeciętną dziewczyną 98 - Nieprawda. Jesteś najcudowniejszą Irmą na świecie - powiedziała Klara i objęła przyjaciółkę. - Wiecie co? Wy na serio jesteście czarownicami -powiedziała Mariola. - Nie tylko my - szepnęła Emila. - Ty też. Posłuchajcie, co Klara powie wam o pewnej tabelce - powiedziała tajemniczo i mrugnęła do Klary. - Skąd wiesz? - ta aż podskoczyła. - Jak to skąd? Przecież sama przed chwilą mówiłaś, że jestem Czarodziejką. ??02?2?? f Spotkały się u Beaty. Waran - najedzony, w świeżo wyczyszczonym terrarium z błogą miną wygrzewał się pod lampą. W niczym nie przypominał zdenerwowanego zwierza, którego przyniósł ojciec. Beata opowiadała im, jak Mateusz wspaniale opiekuje się swoimi zwierzakami, jakie ma podejście do warana i jak ojciec go polubił, a nawet śmiał się, że to Mateusz tak zakłócał ich spokój. Stwierdziła, że waran to oryginalne zwierzątko, w przeciwieństwie do psa - czym naraziła się Emili i Ance. O mały włos się nie pokłóciły. Na szczęście Mariola w porę wyjęła świeżo upieczone kruche ciasteczka z cukrem pudrem. To z miejsca rozładowało atmosferę. Gdy wypiły herbatę i zjadły ciastka, Klara przykleiła do drzwi szafy kartkę i przerysowała na nią przysłaną przez Maciusia pustą tabelę. - Chcę wam coś pokazać. Tutaj jest akurat sześć miejsc. Wpiszę w nie nasze imiona. Szybko zapisała. - Ale po co nam tabela? - spytała Anka. 100 - Pamiętacie, jak przy Księżycu każda z nas czegoś sobie życzyła? Potem zapisałyśmy te życzenia. Podyktujcie mi je, a ja zanotuję. Dziewczęta kolejno mówiły treść życzeń. o4nka Chcę, ???? wyjaśniło się, o co chodzi z ^Piotrkiem i Bartkiem, dlaczego nagle tak się zmienili. )3eata Zebij ten głufrek Samsel odczefiił się ode nade. raz na zawsze. ?mila - Wara Zebij moja mama z .Alaćkiem szybko wróciła do domu, szybciej, tdi planowała. Jiańda. Zebijśmi) w ujm składzie w firzuszłum roku. wugrału konkurs na najlefiszu klub w Tolsce. Jiomka. Tierwsze: ckcę zaliczuć matematykę na czwórkę, drugie: żebuście już nigdu o mnie nie. fiomuślału źle. 101 - Popatrzcie na te życzenia. Czy nic was nie dziwi? Dziewczyny w ciszy wpatrywały się w wypełnioną tabelę. - Żadne się nie spełniło... - pierwsza odezwała się Mariola. - Właśnie! A pamiętasz, że przysłałaś mi e-mail: „Uwaga, Dziewczyny! Te marzenia działają!". - Tak, to prawda... - Mariola usadowiła się wygodniej i zmarszczyła brwi. - Właśnie. A przecież twoje marzenie było całkiem inne. - No tak, ale ja wtedy... W pokoju znów zrobiło się cicho. Wszystkie już wiedziały, co teraz zostanie powiedziane i że będzie to dotyczyło całej szóstki. A jednak każda z nich wstydziła się pierwsza przyznać do tego, co się stało. - Wszystkie pomyślałyśmy o czymś, czego nie chciałyśmy wypowiedzieć na głos. Każda podała marzenie w pewnym sensie lepsze niż to, o którym pomyślała - stwierdziła Beata. - Jasne - Anka westchnęła. - A myślałam, że tylko ja... - Więc teraz przypomnijcie sobie to, co wtedy pomyślałyście naprawdę. Mówcie kolejno, a ja zapiszę. Klara wstała. Podeszła do szafy i obok wyjawionych już życzeń wpisała te właściwe. Gdy skończyła, tabela miała puste pola tylko przy dwóch imionach: Emili i Moniki. 102 o4nka Chcą, ???? wujaśniło się, o co chodzi ? Tiotrkiem i Bartkiem., dlaczego nagle tale się zmienili. Zebif Jiariola. nie bifta w naszym klubie Taranee. Beata Zebij ten głuftek Samsel odczefiił się ode nonie. ??? na zawsze. Żebi^m. wreszcie dostała jakieś zwierzątko. ?mua - - Klara Żebij moja mama z Ulaćkiem szybko wróciła do domu, szybciej, toż planowała. Zebif ?milka nd wijbaczifła i żebij nie bi|ła nieszczęśliwa. Jiańda. Zebuśmij w tym składzie w firzusztym roku. wijgraty konkurs na najlefiszw klub w tPolsce. Zebum mogła robić zakufu) sama, bezmamu. ???????. Tlerwsze: ckcę zaliczi|ć matematykę na czwórkę. ????: żebyście już nicjdi) o mnie nie fiowu|ślaty He. - O rany, my na serio jesteśmy niebezpieczne. Jejku, aż mnie przeszedł dreszcz. - To niesamowite. Jak w WI.T.C.H. - Ciekawe, co pomyślała Monika? 103 - Po tym, co się wydarzyło, to chyba jasne: „Chcę być gwiazdą". - Spełniło się. I to podwójnie! - Tak jak każdej z nas. Na przyszłość musimy być ostrożniejsze. Nie wolno traktować magii jak zabawy. - Kiedy opowiemy o tym w przyszłym roku na zlocie... - zaczęła Emilka, jednak Anka jej przerwała. - Wiecie co? Kiedy nic nie wygrałyśmy, myślałam, że to już koniec naszego klubu. Teraz wiem, że jeszcze wiele przed nami. - Dobrze, że nie wiemy z góry, co nam się zdarzy. - Racja. - Mariola, masz jeszcze coś do jedzenia? - Mam, ale wam nie dam, bo chcę zostawić dla... - Dla kogo? - Na razie nie chcę wam mówić, żeby nie zapeszyć. - O, następna! Ja dopiero co wyleczyłam się z miłości i mówię wam: bez chłopaka jest lepiej. - Wiesz co, Emi? Ty masz prawo do swojego życzenia. Wtedy się go zrzekłaś, ale teraz skupimy wszystkie nasze moce. - Tak! Wyczarujemy dla Emilki nowego chłopca. Wspaniałą drugą miłość - z zachwytem powiedziała Anka i zaraz chuchnęła sobie w dłonie, a potem zacisnęła kciuki. Emili jednak wcale się to nie spodobało. - Czy wy na serio nie możecie żyć bez chłopców? -zdenerwowała się. 104 Klara, Anka, Beata i Mariola odpowiedziały jej zgod-dnym chórem: - Nie możemy! ? * * Od wielu dni Klara nie wracała ze szkoły tak szczęśliwa. Chciało jej się śpiewać i skakać z radości. Gdy weszła do domu, zastała babcię siedząca w fotelu w dużym pokoju i wpatrującą się w swój pierścionek. Najpierw nie zwróciła na to uwagi, ale gdy po kilku minutach zajrzała ponownie, babcia nadal w nim czegoś wypatrywała. - Dlaczego tak się przyglądasz pierścionkowi? - Bo widzisz, dostałam go od swojego taty zaraz po maturze i... ale nie będziesz się śmiać? Klara przysiadła na krześle i pokręciła głową. - Patrzę w niego zawsze, gdy moje myśli zaprząta jakaś ważna sprawa. Oczko pierścionka jest wtedy wesołe albo smutne. Widzisz? O tu, między cyrkoniami, jakby się uśmiechało. Wiem, że to niemożliwe... Jednak widzę, że ten pierścionek jest za każdym razem inny. Czasem nawet zmienia kolor kamieni... A gdy zachowam się źle... dlaczego tak patrzysz? Nawet babciom to się zdarza. Wtedy kamienie robią się czerwone ze złości na mnie. - Wiesz, babciu... ja też tak mam ze zdjęciem Maćka, tylko nikomu jeszcze o tym nie mówiłam. 105 - To nawet lepiej. Ludzie boją się czarów, magii, nie chcą widzieć więcej niż inni. Chociaż powiem ci, że wiele osób widzi rozmaite rzeczy, bo mnóstwo przedmiotów ma magiczną moc. Tylko nikt nigdy o tym nie opowiada, bo jakoś głupio twierdzić, że kamień zmienił kolor albo ktoś ze zdjęcia dał nam znak. Trzeba być bardzo odważnym, by się przyznać, co się myśli i czuje... No, idź. Zobacz, co ten twój chłopiec ci napisał. - To ty wiesz?! - Oczywiście, że wiem. Przecież na kilometr po tobie widać, że jesteś zakochana. Klara serdecznie babcię uścisnęła, a zaraz potem ostrożnie podeszła do zdjęcia brata. Maciuś z wielkim nożem i burakiem stał przy stole z najniewinniejszą minką na świecie. - Dziękuję ci za tamtą tabelkę - szepnęła. #sfc dŁ W W Cześć, Emi! Strasznie, okropnie, dziko i już nie wiem jak ucieszyłem się z e-maila od Ciebie. Dziękuję Ci. Zawsze wiedziałem, że jesteś niezwykła. Fajnie mi to wszystko opisałaś. Mam wrażenie, że bytem przy tym, jak ojciec dat Beacie warana! Z tym Samselem też sensacja - tak się nie znosili... A jak Antek?! Piszesz, że Anka go przed Wami ukrywa. Ja jej się nie dziwię. Jesteście naprawdę niebezpieczne. Klara pisata mi, że historyczka dręczy Cię pocieszeniami i że rozgadała catej szkole, że ja wyjechatem. 106 Nigdy bym nie zgadł, że to Ty sama jej powiedziałaś. Tak się przyznać, to jest dopiero coś! Ja bym oczywiście stchórzył, jak zawsze. Muszę siadać do lekcji. Ten angielski bokiem mi wychodzi, ale nie ma wyjścia. Mam tu paru kolegów, którzy chodzą do szkoły trzeci rok, a dukają tylko kilka stów. Nie chcę być taki. Jestem kretyn, cymbat i tchórz... Sama wiesz... I dziwię się, że mi wybaczasz... ff ?? ?? Drogi Tomku! Właśnie po raz czwarty przeczytałam Twój e-mail. Nie bardzo rozumiem, o kim piszesz. Wspominasz jakiegoś kretyna i tchórza. Chyba nie masz na myśli siebie? Nigdy nie pozwolę, abyś obrażał chłopaka mojej najlepszej przyjaciółki. Licz się ze słowami, dobrze? Emi Emi! Opowiedziałem mamie o wszystkim. Ona uważa, że tylko Ty jedna na całym świecie tak umiałabyś postąpić. Jeśli Wy wszystkie w tym klubie jesteście takie... to może byście przyjęty i mnie? Mogę być nawet za dziewczynę. Tomek 107 ### Klara, Emila, Mariola, Anka i Beata siedziały na trawniku przed kinem. Właśnie skończył się pokaz mody. Przyszły wszystkie, żeby podziwiać Monikę, dodać jej otuchy, a przy okazji spotkać się z nią i pogadać, bo ostatnio stała się zupełnie nieuchwytna. A poza tym umówiły się tu z Eweliną - dziewczyną, która odezwała się do Marioli i teraz miała zostać Taranee. Ewelina była uroczą, drobną brunetką o wesołym zadartym nosie i jakby wiecznie zdziwionym spojrzeniu. - I mówicie, że to jest ta wasza przyjaciółka? Przecież nawet do was nie podeszła? - zauważyła z przekąsem. - Nie warto o tym gadać. Trochę nam przykro i tyle. Powiedziałyśmy jej, co sądzimy o takim zachowaniu. Niech to sobie przemyśli, zanim zrazi do siebie innych -powiedziała Mariola. - Sama nie wiem, czy też bym nie stała się taka, gdybym została sławna. - Pamiętam, jak się starała, żeby być Cornelią. Ale fakt, ludzie czasem bardzo się zmieniają - cicho dodała Emila. Przez kilka minut dziewczyny milczały. Chcąc przepędzić smutki, Mariola zaproponowała, by każda z nich opowiedziała nowej Taranee coś ważnego o ich klubie. Zaczęła Anka. Ewelina nie bardzo była w stanie zapamiętać, kim są Samsel, Antek, Piotrek, Bartek, Maciuś 108 i Tomek, ale w końcu przestała pytać i spokojnie słuchała. Ostatnia opowiedziała o sobie Emila. Kiedy dziewczyny mówiły, jak Klara okłamała je, że babcia nie zgadza się na nocowanie i jak Beata niesłusznie posądziła Klarę, że ta dzwoniła do jej ojca, Ewelina, jakby protestując, zamachała rękami. - Ale po co mi te wszystkie historie? - Bo to bardzo ważne sprawy. Człowieka poznaje się nie po tym, jakie zrobił błędy, ale po tym, czy umiał z nich wyciągnąć wnioski. - I wy umiecie? - Nie wiemy - roześmiała się Mariola. - Ale wciąż się staramy. A teraz się skup, bo to dopiero początek. Nie wiesz jeszcze nic o... I Ewelina musiała wysłuchać szczegółowego opowiadania o tym, jak Emila udawała, że ktoś doniósł na nią nauczycielce, a zrobiła to, żeby Klarze nie było zbyt przyjemnie. O tym, jak brat Moniki wyrzucił jej rzeczy, a one myślały, że W.I.T.C.H. już nic dla niej nie znaczy. - Zaraz, zaraz... Niech ja to sobie wszystko poukładam. Czyli tak: ta Monika, co teraz ma wypuścić singla, co was zostawiła, co was zignorowała, nawet was nie poznała... ona była Cornelią, a teraz Cornelią jesteś ty -wskazała na Mariolę. A, i ty - wyciągnęła palec ku Ance. Te życzenia... każda z was powiedziała na głos coś innego, niż pomyślała. I potem to, co pomyślała, jej się spełniło. To już brzmi jak bajka. Jest jeszcze zdjęcie tego brata, które się zmienia... Naprawdę nie możecie wymagać, żebym w to uwierzyła. Ale do tego miejsca jeszcze jakoś daję radę. Potem ten Tomek. To na razie nie mieści mi się w głowie. Ona - pokazała na Klarę - ci go odbiła, a ty nadal z nią rozmawiasz? - Mówiłam ci, że Tomek to wspaniały chłopak, zasługuje na najlepszą dziewczynę na świecie - Emila mrugnęła do Klary. - Na razie nie mogę tego zrozumieć. Dużo łatwiej uwierzyć w istnienie kropli astralnych niż w to, że nadal się lubicie. Ja na twoim miejscu... 110 - Wiem, ale to i tak nic by nie pomogło. Straciłabym i chłopaka, i przyjaciółkę, a tak mam dwoje przyjaciół. Prosty rachunek? - Niby tak. Teraz z tymi życzeniami... Mówicie, że one się zawsze spełniają i że trzeba bardzo uważać, gdy się o czymś marzy, bo to coś może się spełnić? - Tak. Trzeba uważać, bo można mieć warana zamiast króliczka i chłopaka zamiast wroga - powiedziała Anka. - Znajome Moniki? Może koleżanki ze szkoły? Koło nich wyrosła młoda kobieta. Elegancko umalowana, ubrana w modną zieloną sukienkę. Uginała się pod ciężarem wielkiej wypchanej torby. Szybko wyciągnęła dyktafon i położyła go sobie na dłoni. - Słuchajcie. Jaka jest Monika? Ma podobno kłopoty z nauką? Dziewczyny milczały. Te pytania zupełnie je zaskoczyły. - A jaka jest teraz? Nadal się do was odzywa, nie stała się zarozumiała i niedostępna? Dziennikarce wyraźnie zaświeciły się oczy. Widać było, że chętnie nagra kilka krwistych ploteczek o nowej gwieździe. - Nie, proszę pani. Monika to najwspanialsza dziewczyna i koleżanka na świecie. Uczy się znakomicie. Jest wspaniałą przyjaciółką i nigdy nikogo nie zawiodła. Odkąd stała się taka sławna, nie zmieniła się nawet troszkę. 111 Jest skromna i normalna - stanowczo stwierdziła Klara, a gdy wypowiedziała te słowa, poczuła, że już nie ma o nic do Moniki pretensji. - Ach tak? - mruknęła rozczarowana dziennikarka. -Trudno - schowała dyktafon i szybko odeszła. Sześć par oczu patrzyło w ślad za nią, a gdy zaczepiła jakąś inną osobę, Ewelina spojrzała pytająco: - Nie rozumiem was i trochę się boję. Do tej pory zawsze myślałam, że ludzie prosto w oczy mówią nam miłe słówka, a za plecami obgadują. U was jest całkiem na odwrót! - Bo my jesteśmy Czarodziejkami W.I.T.C.H. Nigdy o tym nie zapominaj. Z nami nie ma żartów - poważnie powiedziała Mariola. - Może i nie wygrywamy zlotowych konkursów, ale i tak mamy najfajniejszy klub na świecie. Chcesz, droga Taranee, dołączyć do nas? Tylko dobrze się zastanów. Jednak Ewelina odpowiedziała bez namysłu. - Jasne, że chcę. Kto by nie chciał! r