1434
Szczegóły |
Tytuł |
1434 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1434 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1434 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1434 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Janusz A. Zajdel
PARADYZJA
ROZDZIA� l
Statek wykona� niewielki zwrot. Obraz platformy orbitalnej znikn�� z pola widzenia, Tibor zamkn�� wizjer i odwr�ci� si� twarz� do Rinaha. Przez chwil� milczeli obaj.
Pierwszy oficer frachtowca "Regina Yacui" u�cisn�� d�o� Rinaha. Zawaha� si�, szukaj�c odpowiednich s��w.
- Pomy�lno�ci i szcz�liwego powrotu. B�dziemy czeka�, dop�ki nie wr�cisz. W razie op�nienia wymy�limy jak�� awari�.
- Dzi�kuj�. Postaram si� nie sprawia� k�opotu - u�miechn�� si� Rinah.
Tibor dostrzeg�, �e �niada twarz pasa�era jest jakby bledsza.
- Uwa�aj, Rinah - powiedzia�, k�ad�c drug� d�o� na jego ramieniu. - Paradyzyjczycy to dziwni ludzie.
- Tak si� twierdzi u nas, na Ziemi; ale sam m�wi�e�, �e prawie ich nie znasz. Kt� wi�c mo�e o nich wiedzie� prawd�?
- Jestem tutaj po raz sz�sty, a nigdy nie uda�o mi si� dotrze� dalej ni� na platform� orbitaln�.
- Jak daleko jest st�d do Tartaru? - Rinah podszed� do mapy nawigacyjnej rozpostartej na stole.
- �rednia odleg�o�� orbity, po kt�rej kr��y platforma, od powierzchni Tartaru wynosi dwadzie�cia siedem tysi�cy kilometr�w. �aden obcy statek nigdy nie zosta� dopuszczony bli�ej. Tutaj odbywa si� roz�adunek towar�w, kt�re przywozimy. St�d te� odbieramy nasz �adunek powrotny.
- Co zabieracie tym razem?
- Tantal, wolfram, platynowce i troch� wzbogaconych rud rzadkich metali. Dostarczaj� to wszystko wahad�owcami bezpo�rednio z Tartaru, w typowych kontenerach. Zwykle post�j trwa oko�o czterech, tygodni, a za�oga nie opuszcza statku. Nawet nasze przedstawicielstwo dyplomatyczno-handlowe umieszczono tutaj, na platformie.
- A Paradyzja? Na mapie nie widz� jej orbity.
- Sami chcieliby�my wiedzie�, gdzie ona jest - za�mia� si� Tibor. - Nikt tego nie wie. Przypuszcza si�, �e kr��y gdzie� w odleg�o�ci paruset kilometr�w nad Tartarem, ale to nic pewnego.
- Nie zlokalizowali�cie jej nigdy?
- Nie. Nikt jej nie widzia�. Z tej odleg�o�ci to przecie� kruszynka! Cztery tysi�ce metr�w �rednicy...
- Ale... chyba przy u�yciu radiolokacji...
- Naraziliby�my si� co najmniej na powa�ne k�opoty, pr�buj�c u�y� tu jakiegokolwiek lokalizatora radarowego lub laserowego - u�miechn�� si� Tibor. - Oni s� w�ciekle wra�liwi na punkcie w�asnego bezpiecze�stwa. Orbita Paradyzji jest jedn� z najg��bszych tajemnic tego uk�adu. Z materia��w informacyjnych, rozpowszechnianych przez nich samych, mo�esz dowiedzie� si� mn�stwa ciekawych rzeczy. Znajdziesz tam nawet do�� dok�adny opis konstrukcji i wyposa�enia Paradyzji, jej wymiary, pr�dko�� obrotow�... Tylko o parametrach orbity i czasie obiegu ani s�owa. Kiedy podchodzimy do platformy orbitalnej, kt�ra jest jedynym portem prze�adunkowym i stacj� po�rednia w drodze do Tartaru i Paradyzji, musimy wy��cza� wszystkie w�asne urz�dzenia namiarowe. Oni sami naprowadzaj� nas sygna�ami radiolatar�.
- Stare obci��enia psychiczne - westchn�� Rinah. - Mam nadzieje, �e wreszcie uda nam si� prze�ama� t� ich nieufno��. Mo�e m�j pobyt b�dzie dobrym pocz�tkiem....
- Zamierzasz napisa� reporta�?...
- Mo�e nawet ca�� ksi��k�. B�d� co b�d�, to przecie� pasjonuj�cy temat, ten sztuczny �wiat i zamieszkuj�cy w nim ludzie. Jak�e inne musi by� ich �ycie od wszystkiego, co jeste�my w stanie sobie wyobrazi�.
Czerwony sygna� i dono�ny brz�czyk oznajmi�y ostatnia faz� zbli�enia. Frachtowiec podchodzi� do platformy, by po��czy� si� z ni� systemem zaczep�w i �luz przej�ciowych. Rinah i Tibor zaj�li miejsca w fotelach kabiny nawigacyjnej.
ROZDZIA� II
Pomieszczenie, do kt�rego Rinah dotar� d�ugim, kr�tym korytarzykiem prosto ze �luzy, by�o czym� w rodzaju poczekalni dla pasa�er�w. W por�wnaniu z ogromem platformy satelitarnej stanowi�o male�k� klitk�. �wiadczy�o to o znikomym ruchu pasa�erskim pomi�dzy Paradyzja i reszt� Wszech�wiata. Jak si� Rinah dowiedzia� uprzednio, platforma s�u�y�a tak�e jako stacja po�rednia dla ruchu pomi�dzy Tartarem a Paradyzja, co by�o trudne do zrozumienia, je�li we�mie si� pod uwag� wzajemn� konfiguracj� przestrzenn� tych trzech obiekt�w: Paradyzja by�a sztucznym satelit� Tartaru, obiegaj�cym planet� na wysoko�ci kilkuset kilometr�w; platforma za� kr��y�a znacznie dalej i wst�powanie tam w drodze mi�dzy Tartarem a Paradyzja zdawa�o si� by� czym� nielogicznym.
Po namy�le jednak�e Rinah znalaz� racjonalne wyja�nienie tej pozornej nielogiczno�ci. Po prostu pasa�erowie byli tylko drobnym dodatkiem do �adunk�w, przewo�onych tu g��wnie na dw�ch trasach: surowce eksportowane z Tartaru poza uk�ad sz�y bezpo�rednio na platform�; natomiast ca�y import, przychodz�cy spoza uk�adu, rozwo�ono - stosownie do potrzeb - na Tartar i na Paradyzj�. St�d te� ruch pasa�erski, odbywaj�cy si� na minimaln� skal�, korzysta� z tych dw�ch szlak�w przelot�w, bezpo�rednie loty mi�dzy Paradyzj� a Tartarem musia�y by� niezbyt cz�ste, a uruchamianie specjalnych kurs�w pasa�erskich dla nielicznych podr�nych nie mia�o wida� uzasadnienia.
Rinah rozejrza� si� po ma�ej poczekalni. Zauwa�y� od razu, �e dzieli j� na dwie cz�ci szklista �ciana bez drzwi czy jakiegokolwiek przej�cia. W cz�ci, gdzie si� znalaz�, sta�a tylko mi�kka kanapa pokryta bia�� imitacja sk�ry. Stawiaj�c walizk� na seledynowym dywanie obok kanapy, dostrzeg� nieskaziteln� czysto�� dywanu i bia�ej dermy, co wyra�nie �wiadczy�o o niezmiernie rzadkim u�ywaniu tej cz�ci poczekalni. Po drugiej stronie przejrzystej �ciany dywan by� mocno wytarty, a dwie stoj�ce tam kanapy nosi�y wyra�ne �lady u�ywania.
"Port tranzytowy planety Tartar wita podr�nych przyby�ych spoza uk�adu - powiedzia� damskim mi�kkim g�osem megafon pod sufitem. - Odlot wahad�owca do Paradyzji nast�pi w ci�gu najbli�szych trzydziestu minut".
Rinah by� jedynym pasa�erem spoza uk�adu. Po drugiej stronie szklistej �ciany oczekiwa�y jeszcze trzy osoby. M�oda kobieta w d�ugiej, po�yskuj�cej brokatem sukni i dwaj przechadzaj�cy si� prawie jednakowo ubrani m�czy�ni, r�wnocze�nie spojrzeli na Rinaha, kt�ry lekko si� sk�oni� i u�miechn�� si� przyja�nie.
Kobieta odpowiedzia�a wyra�nym u�miechem. Rinah stwierdzi�, �e jest bardzo �adna, cho� umalowana nieco przesadnie i uczesana z nadmiarem fantazji. M�czy�ni oboj�tnie, ch�odno odwzajemnili uk�on i nadal przechadzali si� rami� w rami� wzd�u� poczekalni. Z ruch�w ust mo�na by�o wnioskowa�, �e rozmawiaj�, lecz �ciana dok�adnie t�umi�a ich g�osy.
Po chwili, siedz�c ju� na mi�kkich poduszkach kanapy, Rinah dostrzeg� co� zdumiewaj�cego w sposobie, w jaki si� poruszali rozmawiaj�cy m�czy�ni: dochodz�c do ko�ca poczekalni nie zawracali - jak czyni si� to normalnie, by zmieni� kierunek przechadzki - lecz rozpoczynali marsz do ty�u, powoli, krok za krokiem, a� do przeciwleg�ej �ciany. Robili to najwyra�niej machinalnie i z du�� wpraw�, znakomicie radz�c sobie z zachowaniem kierunku i nie przerywaj�c ani na chwil� o�ywionej rozmowy. Wygl�da�o to, jak puszczony omy�kowo w przeciwn� stron� odcinek niemego filmu.
Kobieta siedzia�a w rogu kanapy. Obok niej sta�a spora podr�na torba, w kt�rej - prawdopodobnie dla zabicia czasu - robi�a porz�dki, wyjmuj�c i uk�adaj�c na nowo r�ne drobiazgi. Gdy zwr�ci�a g�ow� w bok, w stron� �ciennego zegara cyfrowego, Rinah stwierdzi�, �e jej profil jest r�wnie� bardzo interesuj�cy. Patrzy� na ni�, dop�ki nie rzuci�a w jego stron� szybkiego spojrzenia. W�wczas przeni�s� wzrok na dw�ch spaceruj�cych. Byli w �rednim wieku, o jednakowych, bujnych i rozwichrzonych fryzurach ze siadami siwizny. Z za�o�onymi w ty� r�kami i opuszczonymi nieco g�owami kontynuowali sw�j niezwyk�y wahad�owy spacer. Kobieta najwyra�niej nie okazywa�a zdziwienia sposobem ich poruszania si�, wi�c Rinah, przypomniawszy sobie jedn� z dobrych rad Mac Leoda, przesta� si� na nich gapi�.
"Ilekro� co� wyda ci si� dziwne, przypomnij sobie, gdzie jeste�, i zamiast si� dziwi�, spr�buj zrozumie�" - powiedzia� Mac Leod, gdy sze�� lat temu �egna� Rinaha przed odlotem, na kosmodromie Estavalhar.
Teraz prawie u celu podr�y, Rinah przypomnia� sobie te i inne jeszcze uwagi i rady przyjaciela, kt�ry - nie da si� tego ukry� - wm�wi� mu t� podr�. Ani przedtem, ani teraz Rinah nie potrafi�by powiedzie�, czy s�usznie post�pi�, ulegaj�c namowom. Podr� by�a dla niego przede wszystkim szans� zdobycia unikalnego materia�u literackiego. Ten aspekt przewa�y� i skusi� go ostatecznie. Ca�� reszt� spraw, kt�re mia� do za�atwienia, uwa�a� za fanaberie Mac Leoda i paru jego zwariowanych kompan�w. �ci�lej m�wi�c, uwa�a� tak przed odlotem. Teraz nie by� ju� za bardzo pewien s�uszno�ci w�asnych s�d�w o Mac Leodzie i jego pomys�ach.
Kolejny komunikat, wzywaj�cy do zajmowania miejsc w promie, wyrwa� go z p�ytkiej drzemki. Wsta� powoli i, zabieraj�c walizk�, przeszed� przez bramk�. Kr�tkim korytarzykiem dotar� do wn�trza kabiny z czterema fotelami. Wybra� pierwszy z brzegu, umie�ci� walizk� w uchwytach i zapinaj�c pasy rozejrza� si� po mrocznej kabinie.
Za fotelami dostrzeg� szklist� �cian�, przez kt�r� wida� by�o nast�pne trzy rz�dy foteli. Pozostali pasa�erowie sadowili si� w�a�nie, przyby�y jakie� dwie nowe osoby, opr�cz tych, kt�re widzia� w poczekalni.
Stosownie do rady Mac Leoda, usi�owa� zrozumie� przyczyn� ci�g�ej izolacji od pozosta�ych pasa�er�w.
"Zapewne chodzi tu o wzgl�dy sanitarne" - pomy�la�. By�o to do�� prawdopodobne: �atwo sobie wyobrazi�, czym grozi�oby zawleczenie do Paradyzji jakiej� ziemskiej choroby zaka�nej.
W chwili startu promu Rinah odczu� lekkie podniecenie na my�l, �e za kilka godzin znajdzie si� w niezwyk�ym, legendarnym i jedynym w swoim rodzaju �wiecie zamieszkanym przez miliony ludzi, �yj�cych w warunkach skrajnie odmiennych od ziemskich - a mimo to zadowolonych ze swego losu i pono� szcz�liwszych nawet ni� ich ziemscy bracia...
ROZDZIA� III
Kabina promu pozbawiona by�a urz�dze� wizyjnych, pozwalaj�cych �ledzi� przebieg podr�y. By�o to zgodne z normaln�, stosowan� tutaj praktyk�. Wed�ug Tibora, nikomu spoza tego uk�adu nie uda�o si� dotychczas obejrze� Paradyzji z zewn�trz, z bliska ani z daleka. Jej opisy, schematy i fotografie by�y jednak�e szeroko znane i og�lnie dost�pne. Rinah przestudiowa� je dok�adnie przed odlotem z Ziemi i mia� do�� jasne wyobra�enie o budowie i wygl�dzie satelity planety Tartar.
Przed wyruszeniem w podr� Rinah by� wielokrotnie przestrzegany przez znawc�w przedmiotu, by m�wi�c o Paradyzji stara� si� unika� okre�lenia "satelita". Jej mieszka�cy s� na tym punkcie niezmiernie wra�liwi. Wed�ug nich, Paradyzja jest faktycznym o�rodkiem ich cywilizacji i nie przystaje do niej dwuznaczne miano "satelity". Jest suwerenn� planet�, sztuczn� wprawdzie i stosunkowo niewielkich rozmiar�w, lecz panuj�ca nad bogactwami Tartaru, stanowi�cego jej gospodarcze i surowcowe zaplecze.
Ostro�� sformu�owa� dotycz�cych tej, formalnej na poz�r, sprawy nazewnictwa, stawa�a si� zrozumia�a dopiero w �wietle fakt�w historycznych, zwi�zanych z pocz�tkami tartaryjskiego osadnictwa. Wsp�czesne Rinahowi realia astropolityczne nie uzasadnia�y jakichkolwiek obaw w kwestii uznania suwerenno�ci Paradyzji przez pozosta�e centra ludno�ciowe. Jednak�e - z bli�ej nie znanych powod�w - Paradyzyjczycy wci�� nie mogli pozby� si� nieufno�ci wobec wszystkich doko�a.
Nawet sprawa pozornie tak prosta, jak uzyskanie zezwolenia na odwiedzenie Paradyzji przez pisarza z Ziemi, okaza�a si� problemem na miar� mi�dzygwiezdnej dyplomacji...
Opuszczaj�c prom Rinah czu� si� niepewnie - jak cz�owiek wkraczaj�cy do wn�trza pot�nego statku kosmicznego jakich� obcych istot. Na pr�no usi�owa� perswadowa� sobie w my�lach, �e Paradyzja to po prostu sztuczna planeta, dzie�o r�k ludzi takich samych jak on. Pod�wiadomie czu�, �e nie mog� by� tacy sami, �e stuletnia izolacja musia�a spowodowa� istotne r�nice - w sposobie my�lenia, w obyczajach, j�zyku - mi�dzy mieszka�cami tego �wiata i ich dalekimi bra�mi na Ziemi.
Ponadto odmienno�� warunk�w �ycia mo�e sprawi�, �e nie�atwo mu b�dzie nawi�za� z nimi psychiczny kontakt, zrozumie� ich, pozna� i opisa�... Czu� si� odpowiedzialny za obraz Paradyzyjczyk�w, jaki przedstawi Ziemianom w zamierzonej ksi��ce. Wiedzia�, �e nikt inny nie mia� dotychczas tak dogodnej okazji, takiej szansy poznania z bliska reali�w �ycia w �wiecie, skrz�tnie kryj�cym, swe tajemnice przed oczyma obcych przybysz�w.
Spodziewa� si�, �e Paradyzyjczykom b�dzie zale�a�o na tym, by ich portret by� w miar� wierny i pe�ny. Je�li po d�ugim namy�le zgodzili si� wreszcie przyj�� u siebie pisarza z Ziemi i pokaza� mu przynajmniej wycinek swej codzienno�ci, to zapewne postaraj� si� nie utrudnia� mu zadania.
Tymczasem - odk�d wysiad� z frachtowca na orbitalnej platformie tranzytowej - od �wiata Paradyzji oddziela�y go wci�� przejrzyste �ciany, g�usz�ce nawet rozmowy przygodnych towarzyszy podr�y.
W sali przylotowej paradyzyjskiego terminalu, kt�ra wita�a go barwnymi planszami, obrazuj�cymi osi�gni�cia z ostatniego okresu sprawozdawczego, znalaz� si� tak�e w wydzielonym korytarzyku za przejrzyst� �cian�. Widzia� pozosta�ych pasa�er�w, znikaj�cych w bramkach wyj�ciowych. Kobieta w d�ugiej sukni wychodzi�a ostatnia. Spojrza�a w stron� Rinaha, zatrzyma�a si� na chwil� i pozdrowi�a go ruchem d�oni. Sk�oni� si� i u�miechn��, a potem patrzy�, jak oddala�a si� w kierunku wyj�cia.
"Pasa�erowie spoza uk�adu proszeni s� do odprawy paszportowej" - powiedzia� g�os z megafonu.
Zaraz za drzwiami, kt�re rozwar�y si� przed nim u ko�ca przej�cia, czeka� go pierwszy, do�� intensywny kontakt z tubylcami. Kolejno pozbawiony zosta� walizki, paszportu, a w nast�pnym pomieszczeniu - tak�e ca�ej odzie�y wraz z zawarto�ci� kieszeni. Tutaj nie by�o ju� przejrzystych �cian pomi�dzy nim a urz�dnikami komory kontrolnej, cho� wyczuwa�o si� innego rodzaju przegrod� - niematerialny mur nieufno�ci i podejrzliwo�ci. Funkcjonariusze rzucali pojedyncze s�owa, popieraj�c je wymownymi gestami wyci�gaj�cych si� ku niemu d�oni, a oddawane im przedmioty b�yskawicznie znika�y gdzie� z oczu Rinaha.
Stoj�c pod natryskiem, kt�ry niespodziewanie chlusn�� na niego deszczem zbyt ch�odniej i dziwnie pachn�cej wody, zastanawia� si�, co z osobistych rzeczy uda mu si� zachowa�. Strumyki wody usta�y nagle, ciep�y podmuch owia� jego cia�o i w�osy, po chwili drzwiczki kabiny otworzy�y si�. Rinah przeszed� do szatni, gdzie znalaz� swoje ubranie. Nak�adaj�c je stwierdzi�, �e miejscami nadpruto niekt�re szwy, gdy za� chcia� si� uczesa�, nie znalaz� w kieszeni grzebienia. Pomaca� inne kieszenie - wszystkie by�y puste. Z rozwichrzonymi, wilgotnymi jeszcze w�osami przeszed� nast�pne drzwi, kierowany zielon� strza�k� migoc�ca na �cianie. W pomieszczeniu przedzielonym szerokim blatem przypominaj�cym sklepowa lad�, siedzia� gruby funkcjonariusz w srebrnoszarym uniformie. Na blacie roz�o�ona by�a ca�a zawarto�� walizki i kieszeni Rinaha.
- Rinah Devi - odczyta� powoli grubas wertuj�c paszport, a potem przyjrza� si� uwa�nie twarzy przybysza.
- To ja - u�miechn�� si� Rinah.
Funkcjonariusz mrukn�� co� pod nosem i schowa� paszport dc szuflady.
- Zwrot dokument�w przy wyje�dzie - powiedzia� szorstko. - Masz zezwolenie na czterotygodniowy pobyt w Pierwszym Segmencie, poziom dziesi�ty. Oto tw�j identyfikator.
Na pulchnej d�oni poda� Rinahowi plastykow� obr�czk�.
- Nosi si� w ten spos�b - pokaza� sw�j identyfikator, na�o�ony na �rodkowy palec prawej d�oni. - To mo�esz zabra�, a tamto zostanie w depozycie.
D�oni� nakre�li� lini� w poprzek blatu. Rinah spojrza� na zakwestionowane drobiazgi: zegarek, grzebie�, dwa motki nici z przybornika do szycia, stalowa spr�ynka z d�ugopisu, jedna z ksi��ek - kolorowy album z widokami architektury, przywieziony jako ewentualny podarunek dla kogo� spo�r�d gospodarzy - oraz kawa�ek cienkiej aptecznej gumki, kt�ry wida� przypadkiem zapl�ta� si� gdzie� na dnie walizki.
- Czy tutaj nie wolno si� czesa�? - spyta� Rinah z lekk� irytacja.
- Tw�j grzebie� nie odpowiada naszym przepisom. Musisz pobra� inny z magazynu.
- A zegarek?
- Nie u�ywamy tu indywidualnych czasomierzy. Czas miejscowy podawany jest przez system informacyjny. Czy u�ywasz peruki szkie� kontaktowych?
- Nie! - Rinah szarpn�� d�oni� rozwichrzone w�osy, by udowodni�, �e nie s� peruka, a potem nachyli� si� w kierunku grubasa i wytrzeszczy� oczy, by ten m�g� przekona� si�, �e nie ma w nich soczewek.
- Dobrze, dobrze! - funkcjonariusz odsun�� si� nerwowo. - Mo�esz to zabra�, reszt� zwr�cimy przy wyje�dzie.
Rinah zgarn�� do walizki cz�� swoich rzeczy, pozosta�e upcha� po kieszeniach.
- Czy... to ju� wszystko?
- U mnie, tak. - Grubas u�miechn�� si� ironicznie. - Przejd� do nast�pnego pokoju.
Kolejny urz�dnik - m�ody, energiczny cywil - posadzi� Rinaha przy pulpicie z mikrofonem i zarzuci� go seri� szybkich pyta�, pozornie bez zwi�zku. Rinah stara� si� odpowiada� spokojnie i rzeczowo. Potem zosta� poinformowany o bezwzgl�dnej konieczno�ci podporz�dkowania si� miejscowym prawom i przepisom i dowiedzia� si�, �e za wykroczenia mo�e by� ukarany zgodnie z miejscow� procedur�.
- Nie znam tutejszych praw - zauwa�y� Rinah. - Czy m�g�bym otrzyma� jaki� informator?
- To �aden problem - u�miechn�� si� urz�dnik. - W ka�dej chwili mo�esz pozna� aktualny stan prawny, korzystaj�c z teleinformacji. Przecie� i tak nie nauczysz si� ca�ego kodeksu na pami��, nie m�wi�c ju� o wszystkich zmianach i uzupe�nieniach. Tw�j przewodnik wyja�ni ci jutro, na czym polega nasz system prawny. Poza tym chc� zauwa�y�, �e przyby�e� tutaj jako literat, by zbiera� informacje o naszym spo�ecze�stwie. Czy jest to jedyny cel twojego pobytu w Paradyzji?
- Oczywi�cie. Poda�em to w formularzu wizowym.
- W porz�dku. Wobec tego wszelkie pr�by zbierania informacji na inny temat, jak r�wnie� rozpowszechnianie jakichkolwiek informacji nie mieszcz� si� w ramach zezwolenia i mog� by� podstaw� do wydalenia ci� z Paradyzji. Co najmniej wydalenia. Czy dobrze to rozumiesz?
- Tak sadz�. Czy mam podpisa� jakie� o�wiadczenie w tej sprawie? - spyta� Rinah ch�odno, zniecierpliwiony ju� t� przyd�uga rozmow� i zm�czony podr�.
- Unikamy tutaj zb�dnych papierk�w. Rozmowa zosta�a zarejestrowana, zgodnie z naszym prawem wystarcza to jako dow�d. Ponadto informuj� cic, �e g�os tw�j zosta� utrwalony w centralnym rejestrze fonicznym i ka�da twoja wypowied� mo�e by� w razie potrzeby zidentyfikowana i przypisana tobie na podstawie indywidualnych cech mowy. Czy przywioz�o� papier do pisania?
- Tylko jeden notatnik. Uprzedzono mnie, �e notatki mog� prowadzi� jedynie w formie zapisu fonicznego, wi�c zabra�em dyktafon.
- Uprzedzam, �e strony twojego notatnika zosta�y policzone i specjalnie oznakowane. Przy wyje�dzie nie mo�e brakowa� ani jednej z nich. W Paradyzji nie u�ywamy papieru. Do przekazu i zapisu informacji dopuszczone s� tylko �rodki audiowizualne.
- A ksi��ki? Nie u�ywacie ksi��ek?
- Tylko w formie zapisu d�wi�kowego. Dla przybysz�w z zewn�trz robimy wyj�tek, ale przywiezione ksi��ki musisz st�d zabra� przy wyje�dzie.
Urz�dnik patrzy� chwil� na Rinaha, jakby usi�uj�c jeszcze co� sobie przypomnie�, lecz widocznie dostrzeg� na twarzy przybysza zm�czenie i senno��, bo wsta� i, u�miechaj�c si� z przymusem, powiedzia�:
- To wszystko. Prosz� zaczeka� w nast�pnym pokoju. Za chwil� przy�lemy porz�dkowego, kt�ry zaprowadzi ci� do twojego mieszkania.
- Czy m�g�bym dosta� co� do jedzenia? Nie jad�em kolacji... - b�kn�� Rinah.
- Niestety. O tej porze ju� nie dostaniesz. Wszystkie jad�odajnie otwieraj� si� dopiero o sz�stej rano. O tej porze - urz�dnik wskaza� na cyfrowy zegar na �cianie, wskazuj�cy dwudziest� trzecia pi��dziesi�t - nikt z mieszka�c�w nie korzysta ju� z posi�k�w, a go�ci miewamy tu bardzo rzadko.
Ziewn�� ukradkiem, a Rinah u�wiadomi� sobie, �e ca�y personel komory kontrolnej zmobilizowano o tak p�nej porze specjalnie dla niego: jednego jedynego przybysza.
Oczekuj�c na porz�dkowego notowa� w pami�ci przebieg ca�ej d�ugiej procedury kontrolnej oraz wszystko to, czego dowiedzia� si� od chwili przybycia do Paradyzji. Niekt�re szczeg�y mog�y wywo�ywa� zdziwienie - jak na przyk�ad owa nieszcz�sna spr�ynka od d�ugopisu albo grzebie�, zarekwirowane przez celnika. Ale - og�lnie bior�c - wszystko to nie wnosi�o wiele nowego do jego zasobu wiedzy o �wiecie Paradyzji - poza tym, �e potwierdza�o pog�oski o drobiazgowej przezorno�ci jej gospodarzy, cz�stokro� niezrozumia�ej dla przybysza.
ROZDZIA� IV
- Ten korytarz ma dwa kilometry d�ugo�ci - powiedzia� porz�dkowy, zatrzymuj�c si� obok Rinaha po wyj�ciu z komory kontrolnej. - Takie korytarze s� g��wnymi ci�gami komunikacyjnymi na wszystkich pi�trach ka�dego segmentu.
- Imponuj�ce! - Rinah patrzy� przez chwil� wzd�u� tunelu kt�rego pod�oga, �ciany i jarz�cy si� blad� po�wiat� strop zbiega�y si� prawie do jednego punktu w dalekiej perspektywie.
- Korytarz biegnie wzd�u� ca�ego segmentu, r�wnolegle do jego osi - obja�nia� porz�dkowy. - W dzie� jest tu jasno i t�oczno. Noc� tylko s�u�ba porz�dkowa patroluje korytarze. Chod�my, zaprowadz� ci� do jednego z pokoi rezerwowych. Nie mamy w�a�ciwie �adnych pomieszcze� hotelowych, zbyt rzadko przybywa tu kto� z zewn�trz...
Porz�dkowy by� wyra�nie podekscytowany spotkaniem z go�ciem z Ziemi. Stara� si� by� uprzejmy i us�u�nie udziela� wyja�nie�, uprzedzaj�c pytania.
�ciany by�y szkliste jak przegrody, kt�re Rinah widzia� w poczekalni stacji tranzytowej i w hallu przylotowym, lecz w pomieszczeniach przylegaj�cych do korytarza by�o ciemno i trudno by�o dostrzec, co si� w nich znajduje. Co kilka krok�w mijali zamkni�te drzwi - tak�e ze szkliwa, rozsuwane, jedno lub dwuskrzyd�owe. Na niekt�rych widnia�y barwne piktogramy. Wynika�o z nich, �e drzwi prowadz� do bar�w, sklep�w lub warsztat�w us�ugowych. Rinah nie zauwa�y� �adnych napis�w ani reklam s�ownych, wszystko wyra�one by�o prostymi, symbolicznymi rysunkami.
- Musimy dosta� si� na dziesi�te pi�tro. Najbli�sza winda jest o pi��set metr�w st�d - powiedzia� porz�dkowy. - Mo�e pom�c ci nie�� walizk�?
- Dzi�kuj�, jest raczej lekka. W og�le czuj� si� tu lekko. Jakie macie ci��enie?
- �rednio oko�o zero osiem, na �rodkowych poziomach. Tutaj, na pierwszym, jest o dziesi�� procent wi�ksze, a na ostatnim, najwy�szym, o tyle� mniejsze.
- Czy to wam nie przeszkadza?
- Co? Wielko�� si�y ci��enia?
-- Nie, te zmiany wraz ze zmian� poziomu.
- To �aden problem. Po prostu: nie mamy potrzeby przemieszcza� si� z poziomu na poziom. Pe�ni�c s�u�b� nie bywam wy�ej ni� na dziesi�tym. W tym zakresie wysoko�ci zmiana grawitacji jest niewyczuwalna.
- Sztucznej grawitacji - u�miechn�� si� Rinah.
- Sami zrobili�my ten �wiat, to i grawitacje musieli�my stworzy�. Wcale nie gorsza ni� wasza.
- Nawet lepsza! Mo�na ja regulowa�.
- To zb�dne. Dobrze nam z tak�, jaka jest. Wyobra�asz sobie, ile energii kosztowa�aby taka regulacja?
- Pewnie. Przecie� Paradyzja to kolos.
- Najwi�kszy sztuczny tw�r w zamieszkanym Kosmosie - powiedzia� porz�dkowy z dum� - i najlepszy ze �wiat�w, jakie istniej�.
- By�e� gdzie indziej?
- Na innych planetach? Nie.
- A na Tartarze?
Rinah z�owi� niespokojne �ypni�cie swego przewodnika,
-- Te� nie. Tam jest bardzo niebezpiecznie. Wol� pracowa� tutaj - powiedzia� wyra�nie i jakby troch� za g�o�no. - Mamy wind�!
Otworzy� drzwi szybu, do kt�rych w�a�nie dotarli. Klatka windy by�a obszerna, mog�aby pomie�ci� co najmniej dwadzie�cia os�b.
- M�wi�e�, �e rzadko przenosicie si� na inne poziomy.
- Po prostu nie ma to sensu. Ka�de pi�tro jest samowystarczalne, na ka�dym jest mniej wi�cej to samo... No, mo�e nie wszystko... Specjalistyczne szko�y i wy�sze uczelnie s� na przyk�ad rozmieszczone co kilka poziom�w. Ale przecie� na ka�dym mieszka ponad sto tysi�cy ludzi... Mierz�c wasza miar�, to chyba du�e osiedle, prawda?
- Nawet spore miasto. Tyle �e u nas... jest troch� wi�cej miejsca - zauwa�y� Rinah.
- Kwestia przyzwyczajenia. Dwadzie�cia metr�w kwadratowych na osob� to wcale nie tak ma�o. Wystarcza i na mieszkania, i na pomieszczenia u�ytku og�lnego.
Winda zatrzyma�a si�. Tutaj, na g�rze, korytarz by� r�wnie pusty jak na dole i wygl�da� identycznie. W drodze do najbli�szego skrzy�owania z poprzecznym korytarzykiem min�li porz�dkowego.
Obaj funkcjonariusze wymienili gesty powitania, tutejszy z zainteresowaniem obejrza� przybysza.
- Go�� z Ziemi - oznajmi� przewodnik Rinaha.
Tamten kiwn�� g�ow�, raz jeszcze przyjrza� si� nowemu mieszka�cowi swojego rewiru i powoli ruszy� na dalszy obch�d.
- Musimy teraz zachowywa� si� w miar� cicho - powiedzia� porz�dkowy i podszed� do jednych z szeregu drzwi w �cianie korytarza.
Otworzy�y si�, gdy zbli�y� do nich praw� d�o�. Weszli do ciemnego pomieszczenia. Drzwi zasun�y si� cicho, Rinah poczu� pod stopami mi�kki chodnik. W zupe�nej ciemno�ci dostrzeg� przed sob� tylko zielony punkt �wiec�cy gdzie� pod sufitem.
- Chod� - Rinah us�ysza� szept przewodnika. - Trzymaj mnie za rami�, �eby�my si� nie zgubili.
Przez d�ug� chwil� szed� na o�lep, staraj�c si� nie zgubi� walizki, kt�ra od czasu do czasu zaczepia�a o framugi mijanych drzwi, kt�re rozsuwa�y si� cicho, a potem zamyka�y.
- No, to ju� jeste�my - powiedzia� porz�dkowy za kolejnymi drzwiami. - Dosta�e� pok�j do�� blisko centralnego korytarza, �eby� nie b��dzi�.
Sufit rozjarzy� si� s�abo, lecz wystarczaj�co, by Rinah m�g� rozejrze� si� po pomieszczeniu. Kwadratowy pokoik o powierzchni oko�o dziesi�ciu metr�w mia� w �rodku ka�dej �ciany zamkni�te drzwi, nad kt�rymi pali�a si� male�ka zielona lampka sygnalizacyjna. Opr�cz tego, w czterech k�tach dostrzeg� par� mebli: jaki� tapczan, dwa du�e fotele, stolik i jeszcze kilka przedmiot�w.
- Ze wzgl�du na oszcz�dno�� miejsca, nie mamy tu osobnych doj�� do ka�dego pomieszczenia. Do pokoi nie s�siaduj�cych z korytarzem wchodzi si� przez przyleg�e pomieszczenia - wyja�ni� porz�dkowy.
- Jak to? Przez cudze mieszkania? - zdumia� si� Rinah.
- Tutaj wszystko jest nasze, wsp�lne. Jeste�my jak jedna rodzina.
- Jednak�e... to chyba okropnie przeszkadza?
- Dlatego prosi�em o zachowanie ciszy. O tej porze w og�le si� nie chodzi po korytarzach ani po pokojach. Godziny wypoczynku trwaj� od dwudziestej trzeciej do pi�tej rano. Musisz o tym pami�ta�, bo p�niej nie dosta�by� si� do siebie.
- Jak to?
- Drzwi s� centralnie blokowane, �eby nikt nikomu nie zak��ca� wypoczynku. Tylko s�u�ba porz�dkowa ma uniwersalne identyfikatory umo�liwiaj�ce otwieranie wszystkich przej��. Gdyby ci si� przytrafi�o nie zd��y� przed jedenast� do domu, musisz szuka� porz�dkowego, �eby ci� doprowadzi�. Jednak nie nale�y do tego dopuszcza�. Nie wiem, jak b�dzie to traktowane w twoim przypadku, ale tubylcy s� za takie przewinienia karani. No, to �ycz� przyjemnego snu. Rozja�nienie jest o sz�stej rano. Numer twojego pokoju masz wyryty na identyfikatorze. Gdyby� zab��dzi�, ka�dy wska�e ci kierunek. W ci�gu dnia mo�na swobodnie przechodzi� przez wszystkie pomieszczenia ca�ego pi�tra. Kabiny sanitarne s� rozmieszczone w naro�nikach, jedna na cztery pokoje. To chyba na razie wszystko, co powiniene� wiedzie�.
- A... inne pi�tra? Czy wolno mi korzysta� z windy?
- To... wymaga pewnych formalno�ci. Najlepiej nie ruszaj si� st�d, dop�ki nie zjawi si� przewodnik.
- Przewodnik?
- Tak, ka�dy przybysz otrzymuje tu przewodnika. Powinien zg�osi� si� ko�o �smej.
- Dzi�kuj� za pomoc i informacje.
- To m�j obowi�zek - powiedzia� porz�dkowy. - �wiat�o gasi si� przyciskiem obok drzwi.
Rinah zosta� sam po�rodku pokoju. Przez chwil� jeszcze rozgl�da� si� w p�mroku, wreszcie z rezygnacj� postawi� walizk� pod �cian�, zgasi� �wiat�o i, zrzuciwszy ubranie, wsun�� si� pod cienki koc. Na szcz�cie by�o do�� ciep�o.
ROZDZIA� V
Skrzecz�cy przerywany d�wi�k rozbrzmiewa� ju� od d�u�szej chwili, gdy Rinah otworzy� zaspane oczy. Zamkn�� je od razu, ol�nione jasno rozjarzon� p�aszczyzn� sufitu. P�przytomny, siedzia� przez kilkana�cie sekund, czuj�c pod bosymi stopami szorstko�� chodnika. Natarczywy d�wi�k atakowa� jego uszy - niecierpliwie, przynaglaj�co...
Uchyli� powieki, by sprawdzi� czas i dopiero, stwierdziwszy brak zegarka, przypomnia� sobie, gdzie si� znajduje.
Brz�czyk zamilk� nagle. Gdzie� spod sufitu rozleg� si� dono�ny, Spokojny baryton:
"Og�asza si� stan zagro�enia. Alarm pierwszego stopnia dla wszystkich segment�w. S�u�by specjalne na stanowiska. Ludno�� pozostaje w pomieszczeniach mieszkalnych, zajmuj�c miejsca w fotelach. Wprowadza si� selektywn� blokad� przej��".
Teraz dopiero, oswoiwszy oczy z jasnym �wiat�em, Rinah popatrzy� doko�a i ze zdumieniem stwierdzi�, �e wszystkie �ciany jego pokoju, a tak�e s�siednich i dalszych pomieszcze�, s� kryszta�owo przejrzyste. Za szklistymi taflami, jak w wielokrotnym zwierciadlanym odbiciu, trwa� powielony ruch, �wawa krz�tanina rozbudzonych, na wp� ubranych ludzi, wykonuj�cych prawie r�wnocze�nie podobne czynno�ci.
Drzwi rozsun�y si� nagle, przez �rodek pokoju przebieg�y trzy postacie, w po�piechu doci�gaj�c zamki kombinezon�w. Przeciwleg�e drzwi otwar�y si� i zamkn�y za nimi bezszelestnie. Rinah patrzy� przez chwil�, jak ta tr�jka, wyr�niaj�ca si� pomara�czowym kolorem kombinezon�w, dyfunduje poprzez pokoje-akwaria, jakby przenikaj�c przez ich �ciany, by znikn�� gdzie� w g��bi nieko�cz�cego si� ci�gu szklanych pude�ek.
Powoli wsta� i nak�adaj�c ubranie rozejrza� si� po s�siednich pokojach. Ich mieszka�cy dzia�ali jakby wed�ug wyuczonego schematu, prawie synchronicznie, bez �ladu nerwowo�ci czy podniecenia. Machinalne zapinali zamki kombinezon�w, podchodzili do foteli, siadali w nich i nieruchomieli z oczami utkwionymi w jaskrawo��ty prostok�t, �wiec�cy na szkliwie �ciany ka�dego pokoju.
"Uwaga! Pe�na blokada pomieszcze�!" - oznajmi� g�o�nik.
Jaki� m�czyzna, w po�piechu naci�gaj�c pomara�czow� bluz�, wpad� do pokoju Rinaha. Drzwi, kt�rymi chcia� wyj��, nie otworzy�y si� przed nim, cho� kilkakrotnie uderzy� w nie otwart� d�oni�.
- A niech to diabli! - warkn�� i obr�ci� si� na pi�cie. - O dziesi�� sekund za p�no. A ty na co czekasz?
Przyby�y spojrza� na Rinaha, stoj�cego na �rodku pokoju.
- Jestem tu obcy - powiedzia� Rinah. - Przylecia�em wczoraj i nie mam poj�cia, co nale�y robi�.
- Siadaj! Pr�dko, bo lec� punkty karne! - przynagli� go tubylec. - Obcy czy sw�j, alarm obowi�zuje wszystkich.
Rinah zaj�� pospiesznie miejsce w fotelu. Poczu�, jak uchwyty unieruchamiaj� jego tu��w i g�ow�. Fotel by� przymocowany do pod�ogi i nie dawa� si� obraca�. Przed oczyma siedz�cego migota� barwny prostok�t, mieni�cy si� teraz na przemian ��tym i czerwonym �wiat�em. K�tem oka Rinah dostrzeg�, jak nieznajomy siada na drugim fotelu.
- Powinienem teraz by� przy stanowisku pomp awaryjnych - westchn�� przybysz. - Drugi raz w tym miesi�cu trafia mi si� taki pech... M�wi�e�, �e jeste� obcy?
- Tak. Z Ziemi.
- Jak uda�o ci si� dosta� wiz�?
- Jestem pisarzem.
- Aa!... To znaczy, robisz reporta� dla waszej telewizji?
- Nie. Chc� napisa� ksi��k� o waszym �wiecie.
- Ksi��k�... Aha, rozumiem. Nagranie foniczne?
- Nie, po prostu ksi��k�, drukowan� na papierze.
- Nie znam si� na tym. To jakie� ziemskie specjalno�ci. Tutaj tego nie u�ywamy.
Rinah milcza� przez chwil�, obserwuj�c barwny ekran. Pojawi�y si� na nim kolorowe figury geometryczne, jakie� uproszczone rysunki i symbole.
- Co si� w�a�ciwie dzieje? - zagadn�� s�siada. Nie m�g� przyjrze� mu si� dok�adniej, bo uchwyt fotela nie pozwala� na odwr�cenie g�owy.
- Stan zagro�enia. Trzeba czeka� na dalsze instrukcje.
- Czy mog�o si� sta� co� gro�nego?
- Zawsze mo�e si� zdarzy�... co� gro�nego. Podczas alarmu trzeba przestrzega� instrukcji niezale�nie od tego, co si� sta�o.
Na ekranie ukaza�a si� nagle twarz cz�owieka w srebrzystym kasku. W prawym g�rnym rogu obrazu pojawi�y si� cyfry zegara, pokazuj�ce sz�st� pi��.
"Dzi� o godzinie pi�tej czterdzie�ci siedem s�u�ba porz�dkowa wykry�a pr�b� zbrodniczej dywersji w rejonie zaczep�w mi�dzysegmentowych. Przyst�piono do usuwania wykrytych �adunk�w wybuchowych i kontroli wszystkich zaczep�w. Do czasu zako�czenia akcji obowi�zuje stan zagro�enia pierwszego stopnia. Utrzymuje si� pe�n� blokad� przej�� i ��czno�ci indywidualnej, pe�ne o�wietlenie i przejrzysto��, oraz obowi�zek �ledzenia komunikat�w audiowizualnych".
Twarz z ekranu znikn�a zaraz po wyg�oszeniu komunikatu. Zn�w pojawi�y si� jakie� figury i symbole, a z g�o�nika pop�yn�a powa�na, powolna melodia.
- Co to znaczy? - spyta� Rinah. - Te �adunki wybuchowe?...
- Nie wiadomo. Mo�e to prawda, a mo�e tylko za�o�enie �wiczebne. Dowiemy si� po odwo�aniu alarmu. Je�li to tylko pr�bny alarm, to nie potrwa d�u�ej ni� p� godziny/ Sko�czy si� na pogadance szkoleniowej. O, w�a�nie zaczynaj�!
Z g�o�nika zabrzmia� dono�ny sygna� tr�bki, jakby dla dobudzenia sennych widz�w unieruchomionych przed ekranami. Obraz ukazywa� ruchomy model Paradyzji, zawieszonej na tle gwiazd i majestatycznie obracaj�cej si� wok� osi.
"W zwi�zku z og�oszeniem stanu zagro�enia - m�wi� spiker - przypominamy wszystkim mieszka�com Paradyzji podstawowe zasady ochrony planety. W�r�d zagro�e�, jakie mog� wyst�powa�, wyr�niamy: zewn�trzne, do kt�rych zaliczamy zagro�enia spowodowane zjawiskami naturalnymi i zagro�enia militarne, oraz wewn�trzne, kt�re dzielimy na awarie techniczne i dzia�ania dywersyjne.
Skutkiem ka�dego z wymienionych typ�w zagro�e� mo�e by�, po pierwsze, powa�ne naruszenie warunk�w biologicznych we wn�trzu jednego lub wielu segment�w; po drugie, naruszenie mechanicznej wi�zi mi�dzysegmentowej, co spowodowa� mo�e unicestwienie naszego �wiata.
Prosz� uwa�nie prze�ledzi� na modelu r�ne warianty zdarze�., powoduj�cych wymienione typy zagro�e�..."
Na ekranie ukaza� si� schematyczny, animowany rysunek, pokazuj�cy w uproszczeniu konstrukcj� sztucznej planety. Rinah zna� to zagadnienie do�� dok�adnie. Przygotowuj�c si� do podr�y, pilnie studiowa� podobne schematy i opisy.
"Paradyzja jest sztucznym obiektem kosmicznym, stanowi�cym najwi�kszy we Wszech�wiecie o�rodek osadnictwa orbitalnego. (Komentarzowi towarzyszy�y odpowiednie pogl�dowe obrazy na ekranie). Zbudowana jest w postaci zespo�u dwunastu walcowatych element�w, zwanych segmentami. Ka�dy walec spojony jest z dwoma S�siednimi wzd�u� tworz�cej, stykaj�c si� z nimi boczna powierzchni�. Wszystkie walce tworz� zamkni�ty pier�cie�, przypominaj�cy wieniec �o�yska tocznego. Ca�y ten wieniec obraca si� wok� osi symetrii, r�wnoleg�ej do osi wszystkich walc�w i przebiegaj�cej przez geometryczny �rodek bry�y. Inaczej m�wi�c, planeta nasza jest zamkni�tym �a�cuchem z�o�onym z dwunastu segnient�w-ogniw, kt�ry mo�na by por�wna� do �a�cucha Galia, lecz o sztywnej konstrukcji po��cze�.
Poszczeg�lne segmenty spojone s� systemem zaczep�w, kt�rych wytrzyma�o�� gwarantowa� musi zr�wnowa�enie pot�nej si�y od�rodkowej, powstaj�cej w wyniku obrotu ca�ego uk�adu. Obr�t ten - jak wiemy - jest niezb�dny do zapewnienia sztucznej grawitacji w ka�dym z segment�w, skierowanej na zewn�trz pier�cienia.
Paradyzja jest jedynym w swoim rodzaju, wspania�ym wytworem sztuki astroin�ynierskiej, zaprojektowanym sto lat temu przez tw�rc� naszej wspania�ej cywilizacji, komandora Cortazara i jego niezr�wnany zesp� specjalist�w. Genialna idea, kt�ra uratowa�a naszych przodk�w i da�a pocz�tek rozkwitowi naszej spo�eczno�ci, by�a powszechnie krytykowana przez �wczesnych Ziemian i osadnik�w z innych, naturalnych planet r�nych uk�ad�w gwiezdnych. Znamy dobrze przyczyny ich niech�ci i wr�cz wrogo�ci do nas, Paradyzyjczyk�w.
Niez�omna wola pokole� sprawi�a, �e idea Sztucznej Planety Nowego Rodzaju zosta�a wcielona w �ycie, sta�a si� faktem. Jest to dzi� sol� w oku ca�ej reszty zaludnionego Kosmosu. Wielu jest takich - na Ziemi i gdzie indziej - kt�rych marzeniem jest zniszczenie Paradyzji i zaw�adni�cie bogactwami planety Tartar. Dlatego musimy by� czujni i nieufni. Planeta nasza, zbudowana wedle genialnego planu konstrukcyjnego, przez wieki opiera� si� mo�e wszelkim naturalnym czynnikom destrukcyjnym. Niestraszne jej deszcze meteor�w i kosmiczne promieniowania, lodowata pr�nia i gor�ce promienie naszej gwiazdy. Jednak istniej� �rodki techniczne, kt�re - pozostaj�c w dyspozycji z�ych, przewrotnych si� destrukcji i przemocy - mog�yby spowodowa� zag�ad� Paradyzji wraz ze stu pi��dziesi�cioma milionami jej mieszka�c�w. Wiemy o tym my i wiedz� nasi przeciwnicy. W�r�d tych ostatnich znajduj� si� i tacy, kt�rzy nie zawahaliby si� dokona� tej zbrodni.
Musimy wszyscy pami�ta�, w jak niezwyk�ych, jedynych w swoim rodzaju warunkach egzystuje nasze spo�ecze�stwo: od pr�ni kosmicznej oddziela nas gruba i trwa�a - lecz przecie� nie niezniszczalna - pow�oka zewn�trzna. Paradyzja kr��y po orbicie wok� Tartaru i ka�de wytr�cenie jej z normalnego toru mo�e grozi� katastrof�, upadkiem na Tartar lub ucieczk� w niesko�czono��; najgro�niejszym jednak z mo�liwych - a zarazem najbardziej prawdopodobnym zagro�eniem jest rozerwanie pier�cienia segment�w, cho�by w jednym tylko z dwunastu po��cze�. Spowodowa�oby to nieuchronne, natychmiastowe rozerwanie wie�ca, roz�amanie go na pojedyncze elementy i rozpad Paradyzji na dwana�cie niezale�nych cz�ci rozbiegaj�cych si� w r�ne strony Kosmosu, pozbawionych sztucznej grawitacji, wytr�conych z tartaryjskiej orbity, p�dz�cych ku zag�adzie - ka�dy z osobna, by sp�on�� w ogniu gwiazdy, rozbi� si� o powierzchni� Tartaru lub ulecie� w przestrze�".
Obraz na ekranie ukazywa� w animacji t� apokaliptyczn� wizj�, a g�os spikera, odpowiednio modulowany, pot�gowa� nastr�j grozy. Rinah wyobrazi� sobie, �e mog�oby to si� zdarzy� podczas jego pobytu w Paradyzji i poczu� niemi�y dreszcz przera�enia. Teraz ju� nie dziwi� si� ostro�no�ci i nieufno�ci, z jak� traktowano tu obcych. Je�li nawet przesad� jest twierdzenie, �e wsp�czesna Ziemia planuje zniszczy� Paradyzj�, to przecie� wystarczy�by jeden szaleniec z termonuklearn� g�owica...
"Nale�y wi�c zawsze pami�ta�, �e Paradyzja istnie� mo�e tylko jako ca�o�� i ka�de naruszenie wi�zi mechanicznej, spajaj�cej poszczeg�lne jej segmenty, by�oby zgubne dla wszystkich jej obywateli. Dba�o�� o bezpiecze�stwo jest podstawowym obowi�zkiem ka�dego Paradyzyjczyka. Nie nale�y przy tym zapomina�, �e opr�cz zewn�trznych zagro�e� istniej� tak�e wewn�trzne. Ka�dy mo�e by� dywersantem, pragn�cym zagrozi� naszemu najlepszemu ze �wiat�w - �wiatu zbudowanemu przez ludzi dla ludzi, planecie zaprojektowanej w ka�dym szczeg�le dla optymalnego zaspokajania potrzeb jej mieszka�c�w".
Na ekranie pojawi�y si� znowu barwne piktogramy. Rinah poczu�, �e jego g�owa uwolniona zosta�a z u�cisku chwytaka. Spojrza� w stron� s�siedniego fotela. Tubylec - m�czyzna w �rednim wieku, grubawy i czerwony na twarzy, chrapa� w najlepsze. G�o�nik zabrz�cza� kr�tkim, urywanym sygna�em. Cz�owiek na fotelu zbudzi� si�, spojrza� wko�o nieprzytomnym wzrokiem.
- Spa�em?! - wykrzykn�� ze zgroz� i wyrzutem. - Dlaczego mnie nie obudzi�e�?!
- Sk�d mog�em wiedzie�?... Patrzy�em na ekran. Dla mnie by�a to do�� interesuj�ca pogadanka.
- Tfu, do stu diab��w! - zakl�� tubylec. - Dodatkowe punkty karne za zamykanie oczu!
G�o�nik obwie�ci� odwo�anie alarmu i zdj�cie blokady przej��. Fotele uwolni�y siedz�cych na nich ludzi, na ekranie ukaza�a si� twarz lektora, zapowiadaj�cego wiadomo�ci poranne.
- Co za fatalny dzie�! Co najmniej trzy dziesi�te do ty�u... Kiedy ja to odrobi�? - j�kn�� cz�owiek w pomara�czowym kombinezonie.
ROZDZIA� VI
Przewodnik zjawi� si� ju� oko�o si�dmej i powita� Rinaha gorliwymi przeprosinami za poranny alarm.
- Na nasze usprawiedliwienie - powiedzia�, rozk�adaj�c bezradnie r�ce - mog� tylko wyja�ni�, �e sami nie jeste�my w stanie przewidzie� terminu kolejnego alarmu �wiczebnego. System awaryjny og�asza stan zagro�enia, a obowi�zkiem ludzi jest sprawne wykonywanie przydzielonych zada�.
Rinah, cho� niewyspany i porz�dnie g�odny, zapewni� przedstawiciela gospodarzy, �e doskonale rozumie specyfik� miejscowych warunk�w. Przybysz nazywa� si� Alvi, a jego zadaniem - jak oznajmi� - by�o udzielanie go�ciowi wszechstronnej pomocy podczas poznawania �wiata Paradyzji. By� m�odym, sympatycznym blondynem o pogodnej twarzy i niebieskich, troch� rozbieganych oczach. Znaj�c skrupulatno��, z jaka Paradyzyjczycy dbali o bezpiecze�stwo swej sztucznej planety, Rinah pomy�la�, �e zadania Alviego nie ograniczaj� si� do roli przewodnika. Aby unikn�� niedom�wie�, spr�bowa� nawet wyrazi� g�o�no swe domys�y.
- Och, nie! - za�mia� si� w odpowiedzi Alvi. - Teraz ju� nie korzysta si� z takich sposob�w. Od dawna zniesiono zasad� wzajemnego nadzoru, a nawet obowi�zek meldowania spostrze�e�. Naszego bezpiecze�stwa nie mo�emy dzi� opiera� na podstawach tak niepewnych, jak subiektywna obserwacja. Nie tylko przybysze z zewn�trz, ale ka�dy, bez wyj�tku, podlega nadzorowi Centralnego Systemu Bezpiecze�stwa. Informacje o wszelkich czynach i zamiarach, mog�cych naruszy� stan r�wnowagi fizycznej lub bezpiecze�stwo planety, docieraj� natychmiast do g��wnego rejestru, gdzie s� skrupulatnie analizowane. Zapewniam ci�, �e o pr�bie zaszkodzenia naszemu �wiatu mo�na tutaj co najwy�ej pomy�le�, nic ponadto...
- Czy... systemowi bezpiecze�stwa s�u�� tak�e te przejrzyste �ciany? - Rinah wskaza� na szklane tafle dziel�ce pokoje. - W pewnym stopniu, aczkolwiek po�rednio... Ale to do�� z�o�ona sprawa. My�l�, �e jeste� g�odny. Proponuj� wi�c p�j�� na �niadanie, a potem b�dzie do�� czasu, by wyja�ni� wszystko, czego b�dziesz ciekaw. A �ciany... - Alvi podszed� do jednej z tafli i dotkn�� jakiego� punktu w jej dolnej cz�ci. - Mo�esz uczyni� je nieprzejrzystymi, je�li czujesz si� skr�powany.
�ciana utraci�a nagle przezroczysto�� i sta�a si� szarob��kitna" jakby kto� z zewn�trz chlusn�� na szk�o olejn� farb�.
- Ach, wi�c to tak! - u�miechn�� si� Rinah. - To zmienia posta� rzeczy. Zastanawia�em si�, jak mo�na stale mieszka� w takiej gablotce...
- Mo�na si� do tego przyzwyczai�. My bardzo rzadko zas�aniamy �ciany naszych pokoi. Porz�dny cz�owiek nie ma w�a�ciwie niczego do ukrywania w swym codziennym �yciu. Szklana, przejrzysta �ciana to jakby legitymacja, wizyt�wka szczerego, uczciwego obywatela. O ile dobrze pami�tam, w kt�rym� ze starych ziemskich utwor�w literackich by�a przedstawiona wizja "szklanych dom�w". My j� w�a�nie zrealizowali�my. A poza tym, taki wizualny kontakt z s�siadami stwarza bardzo siln� wi� mi�dzy lud�mi, integruje spo�eczno�� ca�ego pi�tra... Ja wiem, dla ciebie, przywyk�ego do nieprzejrzystych �cian i mur�w, taki wgl�d do s�siednich mieszka� mo�e wydawa� si� czym� niew�a�ciwym. Ale, zauwa�, my nie mamy okien na �wiat, na krajobraz... A w�a�ciwie... mamy w�a�nie �ciany, przez kt�re widzi si� to, co jest jedynym �wiatem i krajobrazem tej planety miejsca przebywania innych ludzi. Zapewniam ci�, �e daje nam to poczucie bezpiecze�stwa. Domy�lam si�, �e trudno ci to poj��...
- Staram si� was zrozumie�, a to, co m�wisz, przekonuje mnie... w pewnym stopniu.
- Istnieje jeszcze pewne uzasadnienie historyczne... W czasach, gdy nasi przodkowie zaczynali budowa� wn�trze Paradyzji, mieli do dyspozycji tylko go�e stalowe pomosty, dziel�ce ka�dy segment na poszczeg�lne poziomy. W pierwszych latach budowy planety ludzie obozowali grupami na tych rozleg�ych pomostach, a granice obozowisk znaczono bia�ymi liniami na pod�odze. Nie by�o to najwygodniejsze rozwi�zanie, ale w�wczas stanowi�o jedyn� mo�liwo��. S�siedzi przeszkadzali sobie nawzajem, dzieci ha�asowa�y... Nim jednak powsta�y �ciany mieszka�, wszyscy ju� zd��yli przywykn�� do takiego stanu, nauczyli si� przechodzi� bez ha�asu przez teren s�siad�w i nie zwraca� uwagi na ich prywatne �ycie. Co� nam z tego pozosta�o, jakie� nawyki, sentymenty...
- Wiec �ciany zosta�y celowo tak zaprojektowane? Sk�d wzi�li�cie ten niezwyk�y materia�?
- Ach, po prostu... zbieg okoliczno�ci - wyja�ni� Alvi, prowadz�c Rinaha przez amfilad� kolejnych pokoi w stron� g��wnego korytarza. - Te p�yty, a tak�e mechanizmy nap�du rozsuwanych drzwi, w za�o�eniu przeznaczone by�y do innych cel�w. Ot�, wed�ug pierwotnych zamierze�, na Tartarze mia�y powsta� gigantyczne szklarnie do uprawy ziemskich ro�lin u�ytkowych. P�yty te, wykonane z materia�u o nazwie "vardens", zapewniaj� mo�liwo�� zmiany przejrzysto�ci i g�sto�ci optycznej poprzez dzia�anie odpowiednich potencja��w elektrycznych. U�yte jako okna szklarni, mog�, stosownie do potrzeb, regulowa� nas�onecznienie upraw i zabarwienie �wiat�a, utrzymywa� w�a�ciw� temperatur�... S� przy tym niezmiernie trwa�e i odporne na uderzenia, a wi�c w praktyce niet�uk�ce. Mog� by�, przy zastosowaniu pewnych mechanizm�w, przesuwane, �eby otwiera� lub zamyka� okna szklarni... Jak wiesz, nasi przodkowie, z dobrze ci znanych przyczyn, zrezygnowali z zasiedlenia planety Tartar i stworzyli Paradyzj� z materia��w, kt�rymi dysponowali... Yardensowe p�yty s�u�� wi�c teraz innemu celowi...
- Ale za to nie macie �wie�ych warzyw i owoc�w... - wtr�ci� Rinah.
- Mamy konserwowane i mro�one, prosto z Ziemi i innych planet. Na szcz�cie Tartar obdarowuje nas hojnie swymi zasobami i mamy czym p�aci� za importowan� �ywno��...
Znale�li si� w�a�nie w pomieszczeniu stanowi�cym rodzaj samoobs�ugowego baru.
- B�d�c go�ciem jeste� tu traktowany na r�wni z nami wszystkimi nie tylko w zakresie obowi�zk�w. Masz takie same prawa i przywileje - obja�nia� przewodnik, gdy stan�li przed okienkiem, gdzie odbiera�o si� tace z zestawami �niadaniowymi - ��cznie z ca�odziennym wy�ywieniem.
Alvi si�gn�� d�oni� w stron� okienka, kt�rego szyba uchyli�a si�. Pobra� tac�, okienko zamkn�o si� natychmiast, a po chwili podajnik podsun�� nast�pn� tac�. Rinah w podobny spos�b si�gn�� po swoj� porcj�.
- Rozdzia� �ywno�ci i innych towar�w powszechnego u�ytku podlega tutaj centralnemu sterowaniu i kontroli. Identyfikator, kt�ry masz na palcu, wysy�a nieustannie pewn� sekwencj� impuls�w magnetycznych, zawieraj�c� kod cyfrowy twojego numeru identyfikacyjnego. Pobranie posi�ku rejestrowane jest natychmiast w centralnej pami�ci komputera. W ten spos�b zapewnia si� sprawiedliwy przydzia� wszystkich d�br konsumpcyjnych: nikt nie mo�e pobra� wi�cej, ni� wynosi jego limit.
- Nie u�ywacie niczego w rodzaju pieni�dzy czy �eton�w? - zdziwi� si� Rinah. - Jak�e wi�c wynagradzacie ludzi za ich prac�?
- By� mo�e, ekonomista lepiej by ci to wyja�ni� - powiedzia� Alvi zabieraj�c si� do jedzenia, gdy usiedli przy jednym z licznych stolik�w. - Jestem historykiem... To znaczy wychowuj� m�odzie�, nauczam j� dziej�w naszej cywilizacji i zagadnie� wsp�czesno�ci. Moje wyja�nienia mog� wi�c wyda� ci si� nieco uproszczone. Ale spr�buj�...
Rinah zauwa�y�, �e meble w barze by�y przytwierdzone do pod�ogi. To, co mia� na tacy, wygl�da�o niezbyt pon�tnie, ale w smaku by�o zno�ne. Nie zastanawiaj�c si� zbytnio nad sk�adem po�ywienia, zacz�� je�� co� w rodzaju owsianki, popijaj�c p�ynem z plastykowego kubka.
- Pieni�dzy nie u�ywamy, bo s� niepotrzebne i niepo��dane w naszym systemie. Ka�dy otrzymuje to, co niezb�dne, i musi mie� poczucie pewno�ci, �e zawsze otrzyma tyle, ile mu aktualnie przypada z podzia�u wszelkich d�br indywidualnego spo�ycia pomi�dzy mieszka�c�w planety. Nikt tu niczego nie gromadzi na zapas, bo wszystko dostaje we w�a�ciwym czasie, wed�ug okre�lonych termin�w i limit�w. Po c� wi�c pieni�dze? Planeta wraz ze wszystkim, co si� w niej znajduje, nale�y do nas wszystkich. Za zaspokojenie �yciowych potrzeb ka�dy powinien oczywi�cie zap�aci� wykonywaniem pracy, kt�rej si� od niego wymaga, stosownie do jego umiej�tno�ci. Mo�na by powiedzie�, �e nasz system jest odwrotny do waszego: u was pracujesz, by zdoby� �rodki do �ycia; u nas otrzymujesz je, by pracowa�... Na poz�r r�nica jest tylko formalna, jak w paradoksalnym problemie: czy si� pracuje, by� �y�, czy �yje, by pracowa�. Ale po zastanowieniu przyznasz, �e nasz system jest bardziej humanitarny. Wszyscy maj� szans� odp�aci� uczciw�, spo�eczn� postaw� za otrzymany przydzia�...
- A... je�li kto� nie wywi�zuje si� z obowi�zk�w?
- C�, zdarza si� i tak. Nie mo�e to by� tolerowane w �adnym zorganizowanym spo�ecze�stwie. �rodkiem nacisku jest oczywi�cie zmniejszenie przydzia��w...
- Wi�c jednak nie wszyscy otrzymuj� po tyle samo?
- To chyba oczywiste. Funkcjonuje z�o�ony system oceny ka�dego obywatela. Kryteria s� do�� r�norodne, nie tylko prac� bierze si� pod uwag�... Ale o tym mo�e opowie ci kto� bardziej ode mnie kompetentny...
Bar wyludnia� si� stopniowo. Dochodzi�a �sma i mieszka�cy Paradyzji spieszyli do codziennych zaj��. Rinah sko�czy� jedzenie. Po posi�ku poczu� si� znacznie lepiej.
- Mam nadziej� - powiedzia� - �e w ci�gu dw�ch-trzech dni zaaklimatyzuj� si� tutaj i b�d� w stanie zacz�� pracowa�. Czy wolno mi b�dzie rozmawia� z lud�mi, nagrywa� ich wypowiedzi?
- Oczywi�cie! Wiemy przecie�, �e zamierzasz opisa� nasz �wiat, by Ziemia mog�a nas lepiej rozumie�. To le�y tak�e w naszym interesie i b�dziemy si� starali u�atwi� ci zadanie.
Za witryn� baru przemykali nieliczni ju� przechodnie, spiesz�cy gdzie� g��wnym korytarzem.
- Nie zauwa�y�em nigdzie dzieci i m�odzie�y - powiedzia� Rinah.
- Mieszkaj� na innych pi�trach. Nasz system wychowawczy nie przewiduje indywidualnego wychowywania dzieci. Wynika to z konieczno�ci bardzo efektywnego oddzia�ywania na m�ode pokolenie. Musimy wychowywa� naszych obywateli w poczuciu silnej wi�zi spo�ecznej, a zw�aszcza w poczuciu bezwzgl�dnej dyscypliny. Sam wiesz, �e rodzice nie zawsze zdolni s� do obiektywizmu i konsekwencji wobec w�asnego potomstwa. Tutaj nie ma miejsca na b��dy wychowawcze. Ka�dy b��d mo�e kosztowa� najwy�sz� cen�: istnie-| nie ca�ego spo�ecze�stwa. Alarm, kt�ry dzi� mia�e� okazj� prze�ywa�, jest tylko chwilowym zaostrzeniem panuj�cego tu nieustannie stanu zagro�enia. W �wiecie takim, jak nasz, istnieje ci�g�e niebezpiecze�stwo katastrofy...
- Tak, wiem - wtr�ci� Rinah, by unikn�� s�uchania szerszych wywod�w na ten temat. - Uwa�nie wys�ucha�em dzisiejszej porannej pogadanki... Wydaje mi si� jednak, �e zbyt wielk� wag� przypisujecie zagro�eniu ze strony Ziemi... My, spo�ecze�stwo Starego Globu, my�limy o was raczej z sympati� i podziwem, bez wrogo�ci i z�ych zamiar�w...
- M�wisz tak, bo jeste� wra�liwym humanist�, cz�owiekiem kultury, a nie interesu... - Alvi u�miechn�� si� z zak�opotaniem, zwijaj�c odruchowo w palcach brzeg plastykowego obrusa. - Brak zaufania do Ziemi i innych o�rodk�w ludno�ciowych w naszym s�