4646

Szczegóły
Tytuł 4646
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4646 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4646 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4646 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Julian Tuwim Kwiaty polskie CZʌ� PIERWSZA ROZDZIA� PIERWSZY Bukiety wiejskie, jak wiadomo, Wi�zane by�y wzwy� i stromo. W barwach podobne do o�tarza, Kszta�t serca mia�y lub wachlarza Albo palety. Z niej to, kwietnej, Kolory bra� bohomaz �wietny, Rafael Rawy i Studzianny, Kiedy ku czci Naj�wi�tszej Panny Malowa� uczu� swoich kwiaty W tonacji bladej, cho� pstrokatej. Ja nie o wiechciach z byle chwastu, Stawianych na werandzie na st�, Nie o wi�zankach z kwiat�w polnych, Mo�e i wdzi�cznych, lecz dowolnych, Nie o "nar�czach", specjalno�ci Wiochen i starszych dam rozwianych, Nosz�cych je dla wykazania Polsko�ci swej lub niewinno�ci; Ja o bukietach z kunsztem, �adem, Z przewodni� my�l� i uk�adem, O za�ciankowych, niesto�ecznych, Lecz ogrodniczych, lecz dorzecznych, Z kwiat�w �cinanych no�ycami, �ci�ganych pasemkami �yka ' Przez pop�kane, czarnoziemne, Zgrubia�e r�ce ogrodnika. Sp�jrz, jak przejmuje i przetyka �odygi ich mi�dzy palcami, Jak coraz now� barw� plami, Przeplata, wi�zi i zamyka, Zn�w k�adzie, przewi�zuje, �ci�ga, Palcami jak na drutach robi - I ro�nie wizja p�okr�g�a, On wzmacnia j�, przystraja, zdobi, �ledzi spod g�stych brwi oczyma, Jak pe�znie w g�r� klombik pn�cy, A ta�m� �yka w z�bach trzyma, Milczek surowy - bo tworz�cy. Patrz: znowu wybra� - odgryz� - wstawi�, Na przejmy chwyci� i przewin��, �yczan� �cie�ni� p�powin� I �wie�ym rzutem pojaskrawi�, Tu tkn��, tu trzepn��, tutaj prztykn��, A bukiet zaraz si� odezwa�: Rezed� szepn��, r� krzykn��, Westchn��, pokiwa� si� i przesta�. Wi�c on palcami po bukiecie Przejecha� si� jak po szpinecie, Falistym musn�� go pasa�em I wtem - do g�ry go nogami, �odygi chlasn�� no�ycami, �e a� omdla�y pod �elazem, A� dreszczem posz�o przez ogrody, A� poblad� w grz�dkach lud pstrokaty... Wi�c mistrz nabiera do ust wody I opryskuj�c cuci kwiaty. Jaki� to bukiet? Zaraz s�u�� Opisem �cis�ym. Najpierw r�e. Nie karminowe, kosmetyczne, R�e kr�lowe poetyczne, Pragn�ce, pachn�c, uszcz�liwi�, Z �odyg� jak balowa kibi�: Metr wysoko�ci, p�atki r�ni�te W krwawym koralu, zawini�te; R�e Hiszpanki feudalne, Nieopisanie seksualne, Przy kt�rych by sam rubin poblad�, Z jakimi na bajeczny obiad Przychodzi� bogacz pe�nokrwisty, Lawend� woniej�cy ogier, Do gi�tkiej i wysokonogiej Panny Anieli - smutnej, czystej, Szaro jedwabnej, no i z tymi Wargami z lekka mi�sistymi, Kt�rymi, po koniaku ciemnym I mocnej kawie na wanilii, Chwyta�a r�y p�omie� silny I warg Alfreda smak korzenny. Pi�kna Aniela, utrzymanka, Ta�czy�a na sto�ecznej scenie. Przychodzi� do niej ("po natchnienie") Kto� inny jeszcze pr�cz amanta: Marny wierszopis, neurastenik, Z dziurami w p�ucach i w kieszeni. Jest w�a�nie teraz: z�y, pijany I patrzy w r�e wzrokiem szklanym; Patrzy nie widz�c; pije koniak I m�otem �ar mu wali w skroniach, I wie - bez r� - �e j� zabije, Czy dzi�, czy jutro, czy za tydzie�, Cho� nie wie nic i r� nie widzi, I ci�gle tamten koniak pije. A r�e nie zauwa�one Jak rany j�trz� si� czerwone, Osypuj�ce pier� kochanki, Pi�knej Anieli-utrzymanki. I oto krwi morderczej kurzem Ju� dymi� gorej�ce r�e... Jak dzi�, jak jutro, jak za tydzie�, �egna si� i do "Adrii" idzie. Ja te� tam siedz� z moj� �on�, Bardzo daleko zapatrzon�; I patrzy na nas krwisty, brwisty, Pij�cy przy stoliku whisky, I puszcza z g�by k��by dymne, A w k��bach wida� czerwonawe P�atki odblask�w, prawie krwawe, I huczy noc pijackim hymnem... "Wi�c to nie takie r�e. Inne. W bukiecie wiejskim, jak wiadomo, R�e s� skromne, bo po-domu; Nie tkwi� w kryszta�ach na wystawie Za l�ni�c� tafl� szk�a w Warszawie, Nie stercz� sw� �odyg� d�ug�, Jakby po�kn�y jedna drug�; Bez aspiracji do salonu, Bez wywodzenia si� z Saronu, Bez d�s�w, p�s�w i purpury, Nie zadzieraj� g��w do g�ry; Jak porzucone narzeczone, Trzymaj� g��wki opuszczone, A oczy wznosz� - i tak trwaj�, I spogl�daj�c - przepraszaj�. Owe z cieplarni emigrantki, Sztamowych biedne familiantki, Nie s� wynios�e ni zawistne, Lecz dobroduszne, drobnolistne, G�ste i niskie, krasne, kra�ne, Zawsze z ��tawym proszkiem w �rodku, Dobre przy bluzkach u podlotk�w Lub w szklance. Takie r�e w�a�nie. A wo� kwiatowej maj� wody, �wie�ej jak w mojej �odzi m�odej Kwietniowy dyngus na Piotrkowskiej I u�miech Zosi Op�chowskiej. Gdzie jeste� dzi�, dziewczyno �liczna O dwu warkoczach wyz�oconych, Na pier�, wzd�u� ramion, przerzuconych, Smuk�a i smag�a, i pszeniczna, Miodna, dysz�ca plonem pszczelnym I wiatrem w zbo�u pochylonem, I wczesnym na wsi dniem niedzielnym, Gdy kolorowe, krochmalone, Krajkami szumi�c wzorzystemi, �cie�k� przydro�n� id� z sio�a Kwietne dziewcz�ta do ko�cio�a: Z oczyma niebu odj�temi I chabrom inow�odzkiej ziemi; Cho� wystrojone, id� boso, Trzewiki na ramionach nios�. Wcze�nie na �wiecie - i po ��ce �wie�o�ci p�yn� paruj�ce. Ja, siad�szy na zwalonym drzewie, Patykiem w pniu �ywicznym grzebi�, Wyci�gam bursztynowe pasmo W nitk� wci�� cie�sz�, a� paj�cz�; Las pachnie mocno, kwiaty brz�cz�; Zamykam oczy - jak w nich jasno! Otwieram oczy - co to? o czem? Urwana nitka... Gdzie warkocze? Gdzie echo napi�tego rymu? Gdzie wiersz? gdzie sen? "K��bami dymu Niechaj otocz� si�"... I p�acz�. Drobnomieszcza�skie nasze r�e, R�yczki raczej lub r��ta, Tak jak je widz� i pami�tam, Z barwy przyr�wna�bym tynkturze Na si�dmej wodzie po purpurze. Co� mia�y z barszczu i co� z malin Rosn�cych dziko �r�d rozwalin, Gdzie �u�le, ceg�y, osypiska I z�om kredowy w s�o�cu b�yska, I rozpalony wielki kamie� (I b�ystki l�ni�cej miki na nim, A pod nim wilgny, ch�odny piasek I panika sp�oszonych mr�wek: Dla skarb�w wymarzony schowek, Wi�c ukrywa�em je tam czasem... O, czarodziejstwo tych kryj�wek!) - Gdzie stary trzewik szpilki szczerzy, Gdzie zardzewia�y nocnik le�y, Gdzie na cykorii kwiat niebieski, Faluj�c, siada pa� kr�lewski, Progenitury p�jask�czej, Skrzyde�ka sk�ada i rozk�ada I w lot - i na dziewann� spada: Bardziej mu swojsko tam, bo ��ciej; Gdzie stare gonty, klepki z cebra I smr�d, i �ar, i ko�skie �ebra Albo zbiela�y kundla szkielet I pot�uczone szk�o butelek, Przez kt�re wida� �wiat na piwno, Gdzie rozeschni�te k� obr�cze, Gdzie chaos zielska i rozbrz�cze�, Gdzie parz� si� o dzicz pokrzywn� I siek� kijem, ma�y wariat, Ro�linny lumpenproletariat - Tam, zawsze w rumowisku owem Sta� malinowy krzak, przyb��da. Sam nie wie, jak si� tu przyszwenda�, Lecz r�s�, lecz trwa� - i malinowe Grube �zy roni�... Jednym s�owem, R� wiejskich czerwie� rozcie�czona Co� mia�a z malin, co� z burak�w, Co� z pomidor�w i co� z rak�w, Ot, jaka� niedoczerwieniona. Ogrodnik, czu�y na harmoni� I rozk�ad si� mi�dzy barwami, Rezed� przypi�� pod r�ami. Poeta da�by tu piwonie, Lewkonie albo. pelargonie, �eby s�uchowi by�a rado��, By rymem wzmocni� t� harmoni� - Lecz on, kwiecistej znawca flory, Patrz�cym oczom czyni�c zado��, Dba� nie o rymy, lecz kolory. Pos�uszny tedy barw naturze, K�pk� rezedy podpar� r�e. Bo je�li czerwie� r� naoczna Jaka� barszczowa jest, uboczna (Patrz wy�ej, bo ju� nie powt�rz�), To ziele�, tutaj mu niezb�dna, Te� musi w tonie by� podrz�dna, Inaczej - zgin� biedne r�e... Przez ziele� brn�� i jej odcienie Mo�na, jak wiemy, niesko�czenie (Patrz "Ziele�", bo ju� nie powt�rz�), Lecz gdy si� pi�ro raz rozjedzie (Rok nie pisa�em, nawet d�u�ej), To trudno! musz� o rezedzie. Jak barszcz (pami�taj i o uszkach!) Przedstawi� r�e-prowincja�ki, Tak o rezedzie - ul�ga�ki Niech barw� �wiadcz�; owoc mia�ki, B�karty po karlicach gruszkach. Zgni�awe by�y i rudawe, A gdy rozgryz�e� mi��sz ich cierpki, Fermentuj�cy, ziarnkowaty, Widzia�e� br�z - br�z taki prawie Jak cukier umoczony w kawie. A przysypane s� te kwiaty Rdz� bardzo �wie�� lub przetart� Pomara�czow� sk�rk�. Rosn� - Nie wiem, jak rosn�; lecz �e mszyste, G�bczaste, wilgne i porzyste, Jakby szczeliny w nich otwarto, By ch��d ch�on�y i ciem� nocn� I �e s� rdzawe, wi�c w pobli�u - Musi by� woda zielonawa, Staw zarz�siony, zgni�a trawa I jar bedo�ski na Zakrzy�u - I st�d ten "przyrodzony wyrzut, I le�no�� kwiatu st�d wynika (Za ^pozwoleniem botanika, Kt�ry mi tutaj racji nie da, Bo - ogrodowa jest rezeda). A pachnie - W�a�nie! Jak opisz� Wo�, kt�r� kwiat swobodnie dysze? Ile s��w trzeba i �ama�c�w! Jaki zawi�y sprz�gn�� musz� Metafor i por�wna� �a�cuch! Jak m�zg utrudz� i wysusz�, Zanim wykr�tnie i wymy�lnie Pi�ro t� wo� w wyrazy wci�nie, W s�owa bezradne i bezsilne, W fa�szywe s�owa i omylne, Co ju�, tu�- tu�, s� niby blisko, Ju� wlaz�y w kwietny py� jak osa - - I nic. A przytkn�� kwiat do nosa, Pow�cha� raz - i wie si� wszystko. We� ja�min. Cho�by� zamkn�� oczy, On ca�� ja�mie� mleczn� leje I ��t� farbk� z�oci�cieje, I blaski listk�w swoich toczy, I p�ki jak jajeczka ptasie, I gi�tkich krzak�w g�szcz i trzepot, - Wszystko na d�oni masz, g�uptasie, Gdy raz nim westchniesz - cho� na �lepo. A r�a, pachn�c samej sobie, Sobie i g�upiej twej" osobie (I niezawodnie innym r�om, Kt�re na wy�cig tamtej wt�rz�), R�a, wkrwawiona w dzie� rozgrzany, Sk�ada ci paszport sw�j r�any. Ona w ogrodzie, ty w pokoju, Ale ci ca�� siebie powie, Je�li na chwil� dzie� u znoju Wyb�aga upragniony powiew: Ten aromat�w wierny aliant Przywionie przez otwarte okno Ni� jedn� tchn�cy, oczywisty, Cudowny dow�d osobisty, Zawieraj�cy personalia. Jak ^pachn� niezapominajki W glinianej misce pod kamieniem? Jak narcyz, bia�y ksi��� z bajki, W kryzie, z zielon� d�ug� szpad�? Jakim wyrazi� mam imieniem Wo� mi�kkiej mi�ty nad strumieniem? Za aptekarsk� stan�� lad� I pocz�stowa� czytelnika Past� do z�b�w albo proszkiem? A mo�e pani dobrodzika Pozwoli eliksiru troszk�? A mo�e podam na och�od� Angielk� pepermintu z lodem? Bardzo orze�wia zgrzanych go�ci, A tak�e, co do zielono�ci... Rzecz by to by�a niepoj�ta, Gdyby po tylu por�wnaniach Kto� nie wyrobi� sobie zdania, Jak (najdok�adniej) pachnie mi�ta. Z tym zastrze�eniem i point� (Niechaj czytelnik si� nie �achnie), �e to nie mi�ta nimi pachnie, Lecz wprost przeciwnie: one mi�t�. Stwierdziwszy tedy niew�tpliwie, �e z "opisami" wielka bieda, Nale�y uzna�, �e w�a�ciwie Rezeda pachnie - jak rezeda. A polski bez jak pachnia� w maju W Alejach i w Ogrodzie Saskim, W koszach na rogu i w tramwaju, Gdy z Bielan wraca� lud warszawski! Szofer nim mai� sw� taks�wk�, Frajer�w wioz�c na maj�wk�, Na trawkie, pifko i muzykie; Gna� na sto jeden, na rezykie; A wi�z� �mietankie towarzyskie: Kucht� Walerci�, t� ze �liskiej, Burakoszczaka z Czerniakowskiej I J�zia Gwizdalskiego z Wolskiej. Byli spocone i zziajane I wszystka trzech w drebiezgi pjane, I jak jechali bez Pu�askie, Fordziak w latarni� wyr�n�� z trzaskiem, I przybieg� (ty� pod gazem krzynkie) F�imon szarpany za podpinkie. Szofer czarowa� go natralnie, �e on zapycha� leguralnie I "Niech ja skonam, niech ja skonam (Zawsze dwa razy! rzecz stwierdzona), Skoro je�eli znakiem tego Nie jest to wina bzu danego, Kt�ren cholernie si� uwietrznia� I mocny zapach uskutecznia�; Ciut, ciut mnie z niego zamroczy�o I w�a�nie bez to si� zdarzy�o". Policjant m�wi�: "Ja nie frajer I pan nie we�miesz mnie na bajer, Pan si� zatrudniasz ankoholem" - I nagle krzyk: "To ja chromol�!" I "Nie b�d� pan tu za szemrany!" A kuchta w pisk: "Zabij�! Rany!" A J�zio w pysk, a J�zia w mord�, I ju� w powietrzu pachnie mordem, I wszyscy do komisariatu, A z winy - majowego kwiatu. Potem to �licznie Wiech uwiecznia�, Z daleka wi�c do pana Wiecha Pe�en wdzi�czno�ci si� u�miecham... I c� pan teraz uskutecznia? ...Wi�c jak pachnia�e�, bzie warszawski, Kiedy, ra��ca i niezno�na, Przysz�a, ruiny stroj�c w blaski, Nowej niewoli pierwsza wiosna? Gdy szafirami ci� u�wietni� Bezwstydnie pi�kny strop niebieski, Ty, znad ogrodze� wzd�u� Kr�lewskiej, Z zaro�li przy Teatrze Letnim, I ty, od �abiej, od Nieca�ej I z tego wzg�rza ponad stawem, Na kt�rym, w owym wrze�niu krwawym, Ptaki, od huku oszala�e, Przed �mierci� - jeszcze po�egna�y �ab�dzi� pie�ni� sw� Warszaw�! Jak�e� si� wstydem nie zap�oni�, Ki�ciami pachn�c obfitymi? Nic nie m�w. Nie chc� zna� tej woni. Lecz ju� chrapami rozd�tymi W�sz� tw�j mokry, ch�odny zapach, Gdy zn�w nurtowa� b�d� w krzakach �wie�ego bzu na wolnej ziemi. O, jakie salwy aromatu Zagrzmi� z ga��zi twych kwitn�cych, Z p�k�w na wiwat p�kaj�cych, Na zazdro�� i na dziw armatom, Armatom tob� umajonym, Grzmoc�cym hordy rozgromione Tych zbir�w, �otr�w, szuj, psubrat�w, Szubrawc�w, rozb�jnik�w, kat�w - A to nie tylko o gestapo, O "hitlerowcach" czy "rasistach" Ta komplement�w kr�tka lista. I wy, warszawskie psy, w dniu kary Psi obowi�zek sw�j spe�nijcie, Zwyjcie si� wszystkie i zbiegnijcie Straszliwie pom�ci� swe ofiary. Za psy bombami rozszarpane, Za zmar�e pod strzaskanym domem, Za te, co wy�y nad swym panem, Drapi�c mu r�ce nieruchome; Za te, co z wdzi�kiem beznadziejnym �asi�y si� do nieboszczyk�w, Za �mier� szczeniaczk�w, co w piwnicy Jeszcze bawi�y si� w koszyku; Za biegaj�ce rozpaczliwie, Pozostawione po mieszkaniach, W dymie dusz�ce si�, p�ywe, Pami�taj�ce o swych paniach; Za nastroszonej za wierz�ce, �e cz�owiek wr�ci - bo pies czeka: I tak, w pozycji czekaj�cej, Siad� ufny pies na gr�b cz�owieka; Za wzrok b�agalny, przera�ony Tumultem, trzaskiem, po�arami, Za psy, co same pazurami W ogrodach ry�y sobie schrony - Za wszystkie m�ki i niedole, W�asne i tych, co was kochali �r�d wsp�lnych �cian i �r�d rozwalin, Zwyjcie si�, bracia, na Psie Pole! Niechaj w was w�ciek�e piany wzbior� I hurmem w trop zdyszan� sfor�, W trop, kiedy z Polski b�d� dyma� I tylko pludry w gar�ci trzyma�! O ceg�y gruz�w k�y wyostrzcie I o zbiela�e ludzkie ko�cie, A gdy ich dopadniecie - skoczcie Do grdyk, brytany, do gardzieli! Ostrymi k�ami wgry�� si�, szarpn��, By nie zd��yli, hycle, charkn��! Do grdyk, wilczyce! A pazury W �lepia! by nawet nie mrugn�li. A powalonych niech opadn� Wojska pomniejszych ps�w-m�cicieli, Niech ich poszarpi� na kawa�y, �eby i matki nie wiedzia�y, Gdzie szuka� rozw��czonych cz�stek!. Bo nasze - te� nie znajdywa�y G��wek Swych dzieci, n�ek, pi�stek.. II Ero kamienia �upanego, A je�li bli�ej - to, Asyrio! Prawieku, w kt�ry my�li bieg�, Wspomnie� maligno i delirium! Przedpotopowe czy kopalne, Znieruchomia�e czasy lud�w! Panopticum prowincjonalne, .Jarmarczna kosmoramo cud�w! (O, czarodziejskie widowisko: Mekka, Wezuwiusz, chi�skie mury, Hamburg, Wenecja z go��biami I papie� w lektyce - a wszystko Z wychodz�cymi za kontury Bardzo rzewnymi kolorkami...) O, kalkomanio sprzed lat tylu! O, "Muchy", "Kolce" i "Bociany"! Stary, poczciwy wodewilu, Przez amator�w odegrany: Z kupletem o automobilu, Z m�usiem, co kobitki lubi, Te�ciow�, kt�ra majtki gubi, I jak j� podszed� chytry filut. S�owem - letnisko tu� pod miastem W dawnej "Gubiernji Pietrakowskoj", I stukn�� ju�, z pomoc� bosk�, Rok tysi�c dziewi��set dwunasty. By� to na lato punkt inwazji Drobnej �ydowskiej bur�uazji, Nie by�o tam pot�nych szczep�w, Ws�awionych w przemys�owym dziele, Lecz tacy sobie w�a�ciciele Mniejszych fabryczek, wi�kszych sklep�w, Bo ksi�stwo o manierach dworskich, Rody Rotwand�w i Przeworskich, Pozna�scy ani Natansony Nie zagl�da�y w tamte strony. Oni po Ritzach, Biarritzach, Ostendach, badach, zagranicach, A moi ��dzcy Goldbergowie I co lepszego w Tomaszowie - Zje�d�ali tu. I tu, nie�mia�a, Panie�sko smutna i nerwowa, Z Ir� i Julkiem przyje�d�a�a Pani Adela Tuwimowa. Ojciec jest w mie�cie. G�ow� wspiera Na lewej d�oni, praw� pisze... ...By�a uliczka od Piotrkowskiej, Od tego rogu, gdzie Roszkowski, Co zwa�a si� "Pasa� Majera". Na tej uliczce, tam gdzie krzaczki, A naprzeciwko pa�stwo Klaczkin, Ojciec m�j, ojciec nieumar�y, W Azowsko-Do�skim Banku siedzi, Pisze francuskie d�ugie listy I liczb sumuje ci�g spadzisty, I siwiej�c� g�ow� biedzi. Setki tysi�cy wstawia w kratki Buchalteryjnych swoich rubryk, A brak mu sze��dziesi�ciu rubli Dla nas, tam na wie�, na wydatki. A weksel... a krawcowi rata... Zn�w si� zad�u�y i za�ata... fisze i pisze w g��wnej ksi�dze Fortuny pan�w fabrykant�w, Zadowolonych posiadaczy Pa�ac�w, karet i brylant�w. Wybija pierwsza. Zamkn�� ksi�g�. Wyj�� lusterko kieszonkowe, Ma�� szczoteczk� i grzebykiem Przyczesa� kr�tki w�s i g�ow�. - I w marynarce czesunczowej, W s�omkowym kapeluszu lotnym, Z laseczk� w prawej, lewa z ty�u, Wychodzi z banku. Ja, markotny My�lami o nim, bied�, plam�, Z�ymi stopniami, sprzeczk� z mam�, Now� mi�o�ci�, do�� zawi��, Id� na hamak - z nienawistn� Ksi��k�, bodaj j� dunder �wisn��, Mistyczn�, apokaliptyczn�, Z abrakadabr� liter greckich, Szata�skich szyfr�w, ci�� zdradzieckich: Z kaba�� trygonometryczn�. Ojciec wst�puje do cukierni Na sw� partyjk� karambolu. K�ad� si�. Skwar niemi�osierny. Za ��k� ogr�d. A na polu �niwiarze kosz�. Ojciec stawia Trzy ci�kie kule na zielonym, Suknie bilardu. Dwie s� bia�e, Jedna czerwona. Woni� zawia� Gor�cy oddech. Skier miliony Migoc� w oczach oci�a�ych. C� z t� mi�o�ci� b�dzie, z bied�, Z t� plam�, co mi �ycie truje? Ach, zamalowa� by j� kred�!... Cotangens... Ojciec kij smaruje. Dwa sinus alfa do kwadratu. Bia�o�� i czerwie� na zieleni. Patrz� na ��k� szmaragdow� W kulkach �niegu�ek, w plamach mak�w, O, nieszcz�liwa moja g�owo, Zasypiaj�ca na hamaku! Ksi��ka, na kt�rej cie� ga��zki Buja migotem listk�w w�skich, Wypada z r�k - i jedna zwisa., Gdy druga odwr�con� d�oni� Zas�ania oczy. Chwile dzwoni�. Ju� hamak w senno�� si� wko�ysa� I, skrzypi�c, sznur o kor� trze si�. S�ysz� cosecans cienki osy I szorstki d�wi�k ostrzonej kosy, I recital kuku�czy w lesie, Metronomicznie odmierzany, I, w senn� sie� zasznurowany, Wzd�u� cia�a czuj� z�oty tangens I wraz z Pilic� wp�ywam w Ganges, Kt�ry, indyjskim b�d�c w�em, Kukaniem nakrapianym l�ni�co, Ruchami spr�e� i rozpr�e� Pe�znie przez traw�, sen, gor�co I, jak kipi�cym �niegiem, b�yska Upajaj�c� pian� z pyska. O, jak mi ci�ko w tej podr�y!... Ojciec si� schyli�, z�ama�, zastyg� W wyra�ny wykres, w k�t kanciasty Dwa sinus beta. Oko zmru�y�, Drugim odmierza. Ju� odmierzy� - I �okciem w ty�! i jak uderzy�, Obudzi� mnie stukn�wszy bia�� W czerwon�, ta zn�w w bia�� stuknie, I w pojedynku bil po suknie Szpadami barw zamigota�o. Otwieram oczy. Po zieleni Barwa si� z barw� w s�o�cu mieni Na po�yskliwej trawie g�adkiej: I wiatrem zwia�o, przemiesza�o Bia�e i krwawe kwiat�w p�atki. Ogrodnik, palacz i astmatyk, Wi�c pokas�ywacz i chrz�ka�a, Z g�st� szczecin�, szpakowaty (Rzek�by�: s�l z pieprzem przemieszana), Si�kn�� nad w�sem tabaczanym I znad cynowych okular�w Piwnymi patrzy si� oczami Na duet woni i kolor�w, Na r� z rezed� dwug�os mi�kki (Rzek�by�: jak lody malinowe Z pistacjowymi). Z lekkiej, cienkiej Paprociej siatki koronkowej T�o za kwiatami. Mistrz zapala Szcz�tek zgas�ego papierosa, Przymru�a oczy i z ukosa Ogl�da kwiaty - i pochwala. Kaszln��, pochrz�ka�, postanowi�: Wa�ko�ci doda bukietowi. Wi�c znowu par� mu�ni��, prztyk�w I wzi�� ze sto�u gar�� go�dzik�w. Najpierw �nie�y�cie bia�e, dzienne, Potem czerwone - nocne, ciemne, G��bokokrwawe albo �ci�lej: Bordo, jak ma�e czarne wi�nie, Kt�re w p�katej bani szklanej, Obficie cukrem przysypane, Stawiano w s�o�cu, robi�c wi�niak; I on, i wi�nie - przedni przysmak. Zapach ich tak�e ci�ki, ciemny, Tyle� kwiatowy, co korzenny, Razem aromat i przyprawa. A wo� i barwa, gdy ich cechy Zespoli�, ��cz�c dwa oddechy, Dadz� nam wyraz sangwaraba, Kt�re to drzewo ro�nie w mroku, Pn�cz rubinowy je oplata, I jest moc tajna w jego soku, Gdy Rhodomelos nad nim lata, A kwitnie w pi�tej porze roku I tylko w sz�stej cz�ci �wiata... on go�dziki w bukiet wwija, Na �awce, obok, siada wnuczka: Wysmuk�a, czysta, jak lilija, Z wargami z lekka mi�sistymi, Dziewczynka smutna, cho� malutka; Ma sze�� lat mo�e. Milcz�c patrzy, Zna�, �e j� przebieg sztuki zaj��, Ten bukiet bowiem - to teatrzyk, Gdzie kwiaty za kukie�ki graj�. Ogrodnik w bukiet bia�o�� wtr�ca, Kt�ra porankiem jest pachn�ca, Przedwakacyjnym w mie�cie czerwcem, Kiedy zamieraj�ce serce W kolana l�kiem zapada�o, P�yn�o potem do prze�yku, S�ab�o po drodze, w do�ku mdla�o I �mi�o markotno�ci� s�odk� ..Przelew�w, ci�got i dreszczyk�w; Gdy do gimnazjum na egzamin Pi�mienny sz�o si� - i dlatego Z rulonem kancelaryjnego Papieru - razem z narcyzami... Z, ob�ok�w musuj�cej pianki, Z narcyz�w i lirycznej tremy I z jakiej� struchla�o�ci niemej Bra�y sw� bia�o�� te poranki. Powiesz, �e czerwiec - czas zieleni, B��kitu, z�ota, a mnie - bia�o... Nie wiem. Bia�o�ci� we wspomnieniu, Bia�o�ci� �lubn� pozosta�o, Bia�o�ci� nieod�a�owan�... Na scenie dramat. Do ogrodu, Gdzie po�r�d r� i rezed mieszka B��kitnooka bia�o�nie�ka, Kr�lewna z lilijnego rodu, "Wdar� si� gor�cy Murzyn krwawy, Straszny, b�yszcz�cy kr�l z Afryki, Gdzie smok zamorski pe�znie z sykiem I kwitn� dzikie sangwaraby. Nabrzmia�y krwi�, jak czarne wi�nie, Rzuca si� na ni�, w usta wpija, Przygniata, pier� do piersi ci�nie! Dygoc� kwiaty, k�oni�, gn� si�, I nagle - s�odko, b�ogo, s�abo... W rozkoszy przejmuj�cym wstrz�sie Anielka tonie w ciemnym p�sie, Durz�cym mroczn� sangwarab�. Za dziesi�� lat - okrutniej, s�odziej W tym samym stanie si� ogrodzie; I w chwili gdy ni� rozkosz targnie, Gdy mu do krwi rozgryzie warg�, Drgnie jasnym, ostrym przypomnieniem: Murzyn i �nie�ne. Jedno mgnienie. Wstaj� z hamaka, jeszcze w sennej Zmorze widziade� bia�odziennej, Chmurz� si�, gniewny, burz� wzbieram, Kroplisty z czo�a pot wycieram. Cisza. Ta wielka - straszna prawie. Skwarna martwota. Bezruch. Ale Z�owr�bny s�ysz� szum w upale, Syczy jak �mija w suchej trawie... Niby to prosty pejza� polski, Ten znany i widziany co dzie�, Ale za ��k�, ju� w ogrodzie, Ol�niewaj�cy gad zamorski, W�ysko jakiej� opowie�ci, Barwami czar�w nakrapiane, Pijan� z pyska tocz�c pian�, Sunie przez �ycie i szele�ci. Ruchami spr�e� i rozpr�e� To ukazuje si�, to znika, I b�yska, i owija w�em Samotny domek ogrodnika. III Przed ��t� will�, dzikim stworem, Z opasuj�c� j� galeri�, Ze zwariowan� boazeri�, Zgni�ym budulcem i kolorem, O oknach, co szarzyzn� zion�, O �cianach w s�kach, szparach, pi�tnach, Z drabin� schod�w przystawion� Na zewn�trz do g�rnego pi�tra, O dachu w asfaltowe laty, Skwiercz�ce w s�o�cu smolnym smrodem, Will� - miesza�cem kurnej chaty, B�nicy, szopy i pagody - - Przy stole, przedobiedni� por�, M�usi�w brzuszkowatych czworo, W rannych pantoflach, cyklist�wkach Na mniej lub wi�cej �ysych g��wkach, Bez marynarek, ale w szelkach, Gra w "telefona" lub "mauszelka", Inauguruj�c letni salon... (Gdzie�e�, Kostrzewski?) Graj�, pal�, Kto "Carski Diubek", kto "Renom�", A kto cygarko, kt�re �cina W takim breloczku-gilotynce. W tym�e salonie, tu� przed domem, Kurcz�ta hurtem si� zarzyna I lody kr�ci si� w maszynce. (Tradycja! Kt�- by nie pami�ta�? Niedziela: lody i kurcz�ta.) S� to tak zwani "kominiarze", Opuszczaj�cy miejskie mury Dla �ona �ony i natury, I innych poetycznych wra�e� Od pi�tku do niedzieli wiecz�r; Wi�c graj�, nuc�c, g�upek z g�upkiem To "Oczi czornyje", to "Puppchen"... Opodal - na le�akach - panie, Kolorystyczne nies�ychanie: W szlafrokach kalejdoskopowych, Pomidorowo-fioletowych, W pstre kwiaty, ptaki, psy, komety I azjatyckie alfabety. Wygl�da to, gdy spojrzysz na nie I par� razy szybko mrugniesz, Jak sen papugi zwariowanej O pawiu, zwariowanym r�wnie�. Przy nich na trawie dwaj m�odzie�cy. Jeden, wymok�y i ciel�cy, Warszawiak - rzadki go�� w tych stronach W zaprasowanych pantalonach, Z przedzia�kiem, woniej�cy Pulsem, W ��tych sztybletach i koszulce "A la S�owacki". Jest to pyskacz, Dowcipni�, Chlestakow letniska, Don Juan "zza �elaznej Bramy", Masowo uwodz�cy damy. Kiedy za�piewa - dolce, lento - "O sole mio" czy "Sorrento", Lub, z frywolno�ci� godn� Reda, Kuplecik z "Krysi Le�niczanki", Omdlewa ka�da z nich jak Leda - I kt�ra� si� ca�owa� nie da W mroku alejki lub altanki? Pan Wacio w�a�nie opowiada, Jak dobrze z braci� jest aktorsk�. �odzianka marzy, wzdycha z cicha I sama czuje si� Bogorsk�... Drugi, pan Szura, jak maszkara: W zgniecionych kr�g�ych szarawarach, W "kosoworotce" malinowej, W trepkach, binoklach, a na g�owie Bia�a chusteczka z supe�kami Na czterech rogach. S�ucha, �wista I gryzie �d�b�o zerwanej trawy, �eby gryz�c� sw� ironi� Wyrazi� tu dla ich "Warszawy. Takie letnisko. Jedno s�owo: Wypisz-wymaluj - Soplicowo. Przechodz�c krokiem Guliwera, Zagarniam d�oni� i zabieram Papuzie damy, dw�ch m�odzian�w I will�, i graj�cych pan�w. Robi� to b�yskawicznym ruchem (Jak si� na stole �apie much�) I dalej id�. Oni, w gar�ci, Bzykaj�, nudz�, wi�c ich gniot� I, gniewny, rzucam gdzie� pod p�otem, Jak sfor� bies�w do przepa�ci. Znowu si� chmurz�, burz� wzbieram I naprz�d - krokiem Guliwera - Do mej altany. Altana by�a naturalna, Uformowana z bzu, leszczyny I jakiej� bujnej pl�taniny, Przez kt�r� prze�wiecaj�c, s�o�ce Przesypywa�o blaszki dr��ce, Przer�ne z�ocisto�ci, plamki I cienkie li�ci wycinanki, W altanie st�, jak m�y�ski kamie�, Stoj�cy na kamiennej osi, Upstrzony g�sto nazwiskami, Inicja�ami w dat chaosie, Gdzie "Kuba bardzo kocha Zosi�", Gdzie "R. K." z "M. P." w jednym sercu, Przebici strza��, razem stercz�, Gdzie "Sta� jest �winia" ("a ty wi�ksza"), Gdzie "Frenkiel" podpis sw�j upi�ksza Profilem wyrzezanym z boku W tysi�c dziewi��set trzecim roku... Runiczny kamie�! Gdyby� mogli Uczeni w pi�mie serc klinowem, Tych letnisk Champolliony nowe, Odczyta� nam �w g�az-hieroglif! Zwyczajnych ludzi zwyk�e dzieje, Codzienne sprawy ich i troski, Nie mniej ciekawe ni� koleje Person tragedii Szekspirowskiej. Tak kwiaty na zwyczajnej ��ce Codzienne s�, zwyczajne, znane, A rosn� z g��bi wstrz�saj�cej, Z walki �ywio��w op�tanej. A potem - trzeba by Szekspir�w, By w wiekopomne zaku� s�owa ��dzkich Otell�w, Kr�l�w Lear�w I was, Ofelie z Tomaszowa! Przy takim stole, otoczonym Zmursza�ej �awki o�miok�tem, Siedz�, wzorzy�cie zali�ciony S�onecznym pi�tem-przez-dziesi�tem, I scyzorykiem na kamieniu Drapi�c, uwieczniam nowe serce, Ryj� literk� po literce I stawiam imi� przy imieniu. Przeszywam serce now� strza��, Strzepuj� py� - i ju� gotowa Wrze�biona w granitowe cia�o I mi�o��, i tragedia nowa. Przede mn� ksi��ka. Lecz ju� inna. Wiersze, od kt�rych nie potrafi� Oderwa� si� od dw�ch lat prawie, Ksi��ka - rozpaczy mojej winna, Rozkoszy, smutku i zachwytu, �miej� si� nad ni�, wzdycham, p�acz�, Ksi��ka - nowina pe�na mit�w I starych s��w, i nowych znacze�. Tytu� (litery s� czerwone): "Wyb�r poezyj". Fotografia Autora w profil nam przedstaffia: Wysokoczo�y i brodaty, Z opuszczonymi w d� oczyma, Ksi��k� - czy r�k� na niej - trzyma, Za nim, w wazonie, mgliste kwiaty. Czytam, po stokro� ju� czytane, Strofy li�ciami przeplatane. Migot poezji i ga��zek Dr��c rozko�ysa� m� altan�. Czyta�em je pod �awk� w szkole, Czyta�em w helenowskim parku Warkoczykowym pensjonarkom. I Jej czyta�em na przyn�t�, Lecz ich s�ucha�a oboj�tnie. Czyta�em w ��ku i przy stole, Gdzie ka�dy �yk roso�u z�oty Popijam haustem z�otej strofy, Nie m�wi�c, nie s�uchaj�c rozm�w... Czytam, miotany. D�o� na czole, A druga na kamiennym stole Gra werblem niecierpliwym, to zn�w Grzebieniem palc�w po czuprynie Od czo�a a� po kark przep�ynie; -To oczy w strofie, to na niebie, To nogi w w�ze�, to pod siebie, To si� przebiegn� po altanie I g�o�no powiem jakie� zdanie, To zn�w na �awce kl�kn� - z ksi��ki �cieraj�c b�yskotliwe pr��ki. Czytam: "Poezja starych studni" - Tak, to poezja: gdy g�os dudni W ch�odnym, sple�nia�ym mroku studni; I to poezja: martwy zegar - - Milczenie, �mier�, a czas ubiega. Strych, nieme skrzypce, ju� bez grajka - I one martwe, jak ten zegar: S�, ale pie�� si� nie rozlega. Rupiecie strych�w - marno��, marno��, Znieruchomienie i umar�o��... "Ksi�ga, gdzie niezapominajka Drzemie" - zn�w martwo��, zaprzestanie, Jak zegar, skrzypce: bezruch, trwanie. - Dzieci�stwo, pe�ne sn�w, oniemie�... Znam to. Przychodzi chwila czasem, Gdy znu�� si� ha�asem gwar�w I nagle czuj�, jak na ziemi� �mier� spada. Os�upia�y, drzemi� - ..."By�y dzieci�stwu memu lasem Czar�w... Zbiera�em zardzewia�e Klucze" - - I zn�w rupiecie, graty, Jak zegar, skrzypce, ksi�ga, kwiaty I strych, i studnia - wszystko stare, Skazane �mierci na ofiar�; Tak od zarania do staro�ci Trwa niszczycielskiej mocy po�cig (I to poezja? Jak latarki Magicznej cuda na tapecie?). Wszystko jak ja: motyle, marki, Odjazdy w wszystkie �wiata cz�cie, Sen niedorzeczny... sen jak szcz�cie... Jak on wie wszystko, ten czarodziej... We Lwowie? Nie. To by�o w �odzi. To by�o wsz�dzie i tak samo! Tak, to poezja, bo - to samo... Raptem z altany mnie wygoni. Id� jak ksi�dz z modlitewnikiem, Modl� si� szeptem o jab�oni, O srebrnych brzozach nad strumykiem, O deszczu sennej monotonii, O rozhukaniu dzwon�w dzikiem I - "gdy mi wspomnie� dzwon dzi� dzwoni, Stary �al moim jest dzwonnikiem". Modl� si� w s�odkich i gor�cych Ustach, gdy pachnia� bez w ogrodzie - Ach, i to tak�e by�o w �odzi, Pod nocn� burz� drzew szumi�cych! Od wolnych ptak�w i od w��cz�g Radosnej si� m�dro�ci ucz�, Bez celu id� w �wiat, jak oni, Przysz�o�� weso�ym witam krzykiem (I gdy mi wspomnie� dzwon dzi� dzwoni, Stary �al moim jest dzwonnikiem...). ...I tak, w skrzydlaty prawie spos�b, Na wierszach p�yn� przez letnisko... Wtem szepty s�ysz� innych g�os�w, Tak blisko! I taka jasna dal za rzek�, Taki na prawo b�r ciemnieje, Na lewo tak si� ��ka �mieje Pod bia�oz�ot� s�o�ca spiek�, Taka t�sknota za dalek�, Za zb��kitnion�, legendarn� Mi�o�nie wznosi si� pod gard�o I przejmuj�co bzami dysze, W rytmy uwodzi i ko�ysze W takie tkliwo�ci i bezkresy, �e, bazgrz�c ksi��ki marginesy, W s�siedztwie Staffa wierszyk pisz�! Autor wyra�a tam sw�j podziw Dla dnia letniego i przyrody, O�wiadcza, �e po polu chodzi, Ub�stwia ��ki i ogrody, Pr�cz tego za� - dla pewnej panny Odczuwa afekt nieustanny, A widz�c nieba wspania�o�ci I kwiaty na rodzimej glebie, Jak afekt ten wyrazi� - nie wie, Wi�c zapytuje w naiwno�ci: "Jak�e ci powiem o mi�o�ci, Je�eli wi�cej kocham - ciebie!..." ...Kpisz sobie z niego, kpisz, poeto. Nie�adnie, mistrzu. Sp�jrz: biedaczek Nieomal ze wzruszenia p�acze. Nie wolno, mistrzu. K�ad� veto. Nie umie tak jak ty, magiku Spod ciemnej gwiazdy, strof budowa�, M�ody jest, trzeba mu darowa�, Kocha si�, zmartwie� ma bez liku... Niech sobie b�d� "szcz�cia w�o�ci", Przepu�� mu tak�e "�ni� jak w niebie", Jeszcze nie umie dobrn�� pro�ciej Do tego swego "...o mi�o�ci, Je�eli wi�cej kocham ciebie". ...Ch�opcze! przepraszam najgor�cej. Doprawdy, ju� nie b�d� wi�cej... B�ogos�awi�c� r�k� k�oni Kpiarz stary nad tym biednym smykiem I - gdy mi wspomnie� dzwon dzi� dzwoni, Stary �al moim jest dzwonnikiem. IV Sp�akany, lekki i pokorny, Zamykam ksi��k� i odchodz�. Wracam do willi. A po drodze By� sad. BY� SAD. Zauwa� plagiat, Dwus�owy wprawdzie, lecz bezsporny. Lecz jaka� poetycka magia Ten fakt wczaruje w nowe formy, Oryginalne, w�asne? Rad bym, Ale nie b�d� usi�owa� Dwu s��w ubiera� w nowe s�owa. Pisz�: "by� sad", bo w�a�nie sad by�: Mizerny, rzadki i zwarzony, Z ubogim sadownikiem-�ydem, Co klepa� w nim nie tylko bid�, Lecz i obuwie roz�a�one Letnik�w. Gdy owoce nie sz�y, Podci�ga� bud�et przez podeszwy I jako tako w ci�gu lata �atami n�dz� swoj� �ata�. Zgarbiony, z g�ow� pochylon�, Pod grusz� wapnem pobielon�, Na niskim sto�ku, przed stolikiem, W brudnej koszuli, zaro�ni�ty, Obdarty, siedzi nad trzewikiem Mi�dzy kolana zaci�ni�tym, M�otkiem zel�wk� przybijaj�c, Drewienka szpilek w ustach maj�c. Umorusani, zasmarkani, W czapkach i brudnych ta�esikach, �a�� synkowie sadownika Zbieraj�c z trawy udeptanej Twarde jak kamie�, cierpkie gruszki, �e na my�l sam� bior� dreszcze; Dziewczynka za�, niemowl� jeszcze, Z trudem czo�gaj�c si� po ziemi, Chce r�czynami ruchliwemi Z�apa� tekturk� po pude�ku Od gilz - i uj�� jej nie mo�e, Wi�c co� gaworzy i gaworzy... Skrzywione rozkraczy�a n�ki I wida� wszystko. A na p�ocie Czerwone wietrz� si� poduszki, P�owiej�c zwolna na spiekocie, Gdy sadownica, zn�w brzuchata, Wy��k�a, gniewna, w barwnych szmatach, Do �elaznego wgl�da garnka, Paruj�cego na tr�jnogu, Jak razem Pitia i Cyganka, Kradn�ca tajemnice bogom. Mijam sad, to �mietnisko ludzkie, I dalej id�, chmurny m�odzik, Dumaj�c o fabrycznej �odzi, O rozpalonej n�dzy ��dzkiej. Muskaj�c d�oni� fal� pszenn�, Szumi�c� sennie piosnk� wiejsk�, Sk�d chabry �miej� si� niebiesko, Id� przez Wschodni�, przez Kamienn�, P�nocn�, �redni�, Nowomiejsk�... Tragarze, zgi�ci najokropniej, Apoplektycznie purpurowi, D�wigaj�, t�pi i surowi, Garby skrzy� ci�kich. Gdy przystan�. Odsapn�, wespr� si� pod �cian�, Z twarzy ich tr�dem �r�cych kropli Pot na pier� sp�ywa rozche�stan�... I ja, zziajany, w strugach potu, Dnia 10 grudnia rano, W Brazylii, w dusznym piekle roku Tysi�c dziewi��set czterdziestego, Uginam si� pod kamieniami Przera�onego serca swego, Gdy w Londyn, tonny za tonnami, Kiedy to pisz�, bij� bomby I syren jerycho�skie tr�by O pomst� nieba gro�nie wyj� - I wszystkie p�kaj�ce bomby W male�k� Irci� moj� bij�, Co teraz �cie�k� inow�odzk� Idzie �r�d zbo�a i rwie chabry... Biegam zdyszany po Otwocku, Szukam krzycz�cej Matki mojej, �eby j�, biedn�, uspokoi�, �e Ira �yje, zrywa chabry - - I wtem pod bomb stalow� m�ock� Wali si� Dorset-House w Londynie, J�cz� syreny ��dzkich fabryk, �e moja Ircia, Ircia ginie! O, jak zawodz�! o, jak wyj�! O, jaki �ar od rana w Rio! I jaki zaduch w czarnym t�oku Dnia 15 lipca, roku Tysi�c dziewi��set dwunastego, Gdy kurzem sypie bies p�omienny W gardziele Wschodniej i Kamiennej! Ba�uckie limfatyczne dzieci Z wyostrzonymi twarzyczkami (Jakby� z bibu�ki sinoszarej Wyci�� ich rysy no�yczkami), Upiorki znad cuchn�cej ��dki, Z zapad�� piersi�, starym wzrokiem, Siadaj�c w kucki nad rynsztokiem, Puszczaj� papierowe ��dki Na �cieki, t�czuj�ce t�usto M�tami farbek z apretury - I p�yn� w �lad n�dzarskich jacht�w Marzenia, a za nimi - szczury. Wiatr zawia�. A z szumnego wiewu Nap�ywa �piew rozko�ysany Szale�ca: J'ai heurte, savez-vous? D'incroyable$ Florides? - Pijany Rozbuja� statek oceany �r�d t�oku cud�w, barw zalewu, Ta�cz�c na pie�ni fal - i nagle: "Je�eli jakiej wody pragn� Tam w Europie, to ka�u�y, Gdzie dziecko schyla si� nad bagnem I puszcza o zmrokowej chwili Statki w�tlejsze od motyli"... Ale wjecha�a na podw�rze Kloaczna beczka z pomp� ss�c�; P�kolem staj� wi�c przy dziurze, Wpatrzeni w g�st� ciecz chlupi�c�, Gdy wtem, przez obszarpan� zgraj� Dzieci z s�siedztwa otoczony, Zjawia si� skoczek upragniony, Niedo�cigniony wz�r artysty; Zdejmuje palto i zostaje W trykocie, brudnym, bo cielistym, Z pstrymi skrawkami szcz�cia na nim. Rozk�ada p�owy sw�j dywanik, Wyjmuje z worka trzy butelki I - patrz! - w powietrzu pisze niemi Nieustaj�cy bieg �semki. Dzieci s� w niebie. A na ziemi - Na ziemi, gdy tak w polu stoj� (A dawno stoj�, os�upia�y), K�osy si� wiatrem rozechwia�y, A z nimi - proste my�li moje: �e te� tym ludziom braknie chleba! �e te� si� im tak m�czy� trzeba! �e te� z tych �an�w �yciodajnych, Ze szczodrych, t�ustych, urodzajnych, Ze z�otych, srebrnych, takich cudnych, I z blasku b��kitnego nieba �ycie odrzuca tym n�dzarzom �ebraczy k�s czarnego chleba, Zaduch ba�uckich "stancji" brudnych, Wszy, co po bladych dzieciach �a��, Sam� brzydot� i ohyd� Z kloak� i szczurami z�emi!... Tak sobie my�l�c, dalej id� Po niepoj�tej, pi�knej ziemi. Rozwa�aj�cy bo�e dzie�o Cudowne, n�dzne i z�owieszcze... Dwadzie�cia osiem lat min�o, Wci�� id� - i wci�� nie wiem jeszcze. Staj�, "go�ci�c�w kr�l, w��cz�ga", Przed ch�opsk� chat�. Dach jej stromy, Spadzista strzecha ziemi si�ga Zwichrzon� brod� burej s�omy. Mech, szary liszaj spopielony, W szczeliny powtykany, sterczy Jak siwe k�aki starczej piersi Dziadygi, co na progu sieni Siad� w gaciach, �mi�c machork� czarn�... Przedpotopowe w sieni �arno, Prosiak pomyje z garnka siorba, W izbie na stole jedna miska Z ja�ow� pack� dla sze�ciorga, Baba wnukowi w g��wce iska, Dzieci i kury na pod�odze, Dym, zaduch, kwa�ny chleb razowy, Gliniasty jak pod�oga w izbie... Wypijam mleko i wychodz� Od dobrej pani Micha�owej I dalej id� - a po drodze Coraz gwa�towniej, coraz g�ciej Wyrywam z ziemi gar�cie zbo�a, Szarpi� i depc� ziemskie - szcz�cie? Nieszcz�cie? Rado��? Kl�sk�? - nie wiem! Bunt, rozpacz, pasja, w piersi po�ar, P�dz� jak pocisk gnany gniewem! Sad - ��dzkie dzieci - ch�opska n�dza - A ziemia �yzna, szczodra, t�usta, A s�o�ce czystym z�otem chlusta! Tak! pocisk, kt�rym bunt pop�dza! Uderzy�! rozbi�! Zmia�d��! zburz�! Zbuduj� nowy! Pomszcz� n�dz�! Wyrw� z�o! zetr�! Ojciec w biurze Pisze i pisze w g��wnej ksi�dze Ju� nie jednego - wszystkich bank�w, Fortuny pan�w fabrykant�w, Zadowolonych posiadaczy Pa�ac�w, karet i brylant�w. "Ojcze!" - w dalekie krzycz� pole - "Widzisz t� butl� na twym stole? Chwy� j�! Syn ka�e! Podnie�! Przechyl! Zalej maj�tki ich rozd�te! Czerwonym chlu�nij atramentem W t� g��wn� ksi�g�, gdzie przekl�te Wpisujesz zbrodnie ich i grzechy!" ...Nad kolosaln� mord� miasta, Bruzdami ulic pooran�, Z zapiek�� rewolucji ran�, Mord� o m�tnych podw�rz wzroku, W kt�rym gniew czasem b�yskiem stali Lub �un� ognia si� zapali, Ustach gotowych do krwotoku, O z�bach czarnych k� z�batych, Mord� oknami dziur dziobat�, W wypiekach fabryk, w�grach t�oku, Z�art� kwasami chemikalii, Drgawi�c�\r epilepsji wrzecion, Gdy pas�w, nici, k� zamieci� Maszyna trzaskaj�ca chlasta, Nad kolosaln� mord� miasta, Kt�r� niedawno pr�g� przeci�� Ka�muk z kolczykiem, dawszy szabl� - - Pych� komin�w w chmury wrasta Stumilionowa Wie�a Scheibler. W okr�g�ych lat dwadzie�cia potem, Ju� nie "w��cz�ga, kr�l go�ci�c�w", Lecz wa�niak z w�asnym samochodem, Wpad�em tam: wspomnie� lata m�ode, Odwiedzi� le�nych pobratymc�w, Poduma� nad kamiennym sto�em, Jak nad m�odo�ci �wie�ym grobem, Po�egna� star� wie� nad rzek�, Powita� �ycie wolne, nowe - I napi� si� zimnego mleka U dobrej pani Micha�owej... Ju� jej nie by�o. By�a inna. I inny dziad w zapad�ej chacie Te same zgrzebne nosi� gacie, Machork� �mi�c. Na starczej piersi K�pami siwe w�osie sterczy, Jak mchu zesch�ego liszaj szary W zapchanych szparach chaty starej, Co brod� strzechy si�ga ziemi... Przedpotopowe �arno w sieni, Prosiak pomyje z garnka siorba, Babka wnukowi w g��wce iska, W izbie na stole jedna miska Z ja�ow� pack� dla... o�miorga. Dzieci z kurami na pod�odze, Dym, zaduch, kwa�ny chleb razowy. Wypijam mleko i wychodz� Od spadkobierc�w Micha�owej... V Kurz - konie - pow�z - i� powozu Wysiada Mg�a - U�uda - Poz�r - Bzem wieje - srebrnym bzem z tumanu Mglistego snu. "Dzie� dobry panu". vi Zabawa dzisiaj w Inow�odzu... We� du�y szklany s��j pami�ci I nasyp chciwych wpatrze� swoich W �ywy za szyb� sen dzieci�cy, Gdy przed Matiatki sklepem stoisz (Obok Baptyst�w, na Andrzeja, Tam gdzie przecina j� Aleja): Gdzie kordelasy, strzelby, flasze, Jelenie rogi, patrontasze I g�owa dzika, kt�ry k�ami �ciska kopert� z celofanu... W niej - tysi�c Sjam�w, Kong, Tasmanij, Boliwij, Sumatr i Sudan�w. Zamy�l si� sypk� mieszanin� Marze� o markach i wyprawach My�liwskich - pstrych jak d�wi�ki imion Onych Gwatemal i Nikaragw. Wrzu� j� do s�oja. Potem dodaj Zmru�onych spojrze� przez krysztalik �yrandolowy, gdzie si� pali Bengalska i spektralna woda. �ci�gnij oczyma blask z motyli I z "beija-flor�w" tej Brazylii (Tak zw� kolibry: "ca�uj-kwiatki", Bo dziobkiem w�a�� mi�dzy p�atki). Wstrz��nij - i napu�� w szk�o pami�ci Iluminacj� Barwistanu, Gdy dzie� przymierza swego �wi�ci� Z w�adc� Vangoghii i C�zannu. Przysyp to szeptem ust subiekta (Ach, gdyby� wiedzia�, jak on szepta�!), Co jest w klientce zakochany, Gdy jej zachwala kreton tani Na wyprzeda�y wielokwietnych Resztek, prze�wietnych i tandetnych: Ceny zni�one, g�os �ciszony W temperaturze podwy�szonej; P�yn� metrami odwijane Kwieciste �aszki nieprzebrane I p�yn� nieprzerwane, mi�e Szepty kwieciste i zawi�e. Wrzu� i to niebo nad Czorsztynem Po burzy apokaliptycznej (Burzy, co mia�a dwie przyczyny: Bo�� i moj�: narodziny Zdrady i rany, i zawycia); I wywr�� S�ownik Stuj�zyczny Imperatrycy Katarzyny (P�onne marzenie mego �ycia! Zeszed�bym po t� ksi�g� w Hades! I nie zast�pi� mi jej nigdy Adelungowy "Mithridates"). Wpu�� te� t�czowy wspomnie� balet O widmach kwiat�w zza witra�y I z najfantastyczniejszych palet Wygnioty z tubek i rozmazy, Przemieszaj wszystko kilka razy I w s�o�cu postaw s��j pami�ci, I patrz przez brylantow� pryzm� - - Je�li chcesz ujrze� pstrokacizn� w bukiecie naszym go�ci W ca�ej ich przekolorowo�ci. Patrz - w�a�nie na promieniach s�o�ca Wje�d�a, confetti barw sypi�ca W centrum bukietu, banda pijana "Lwich pyszczk�w". Przyjrzyj si� tym pyszczkom. Rozdziawi�y si� wszystkie i piszcz� {Rozgardiaszem weneckiej zabawy W lesie, Gdzie skacz�ce letniaczki si� mizdrz�, Gdzie si� Sypi� pstre confettiowe kurzawy. Galopada mieszcza�ska �r�d sosen, Miotaj�ca farbiarskim bigosem Stroj�w, W bachanalii si� wije i niesie W znoju Pod dyndaniem, lampion�w po lesie - - Lampion�w, feston�w, kreton�w, pompon�w, Krawat�w rozwianych, kolorowych balon�w, W girlandowym unosi si� roju. Ju� z lwich pyszczk�w - lwie pyski w orkiestrze: To puzony mosi�ne dm� w przestrze�, Wydymaj� balony, syfony, Mno�� pstre kotyliony w miliony! Dm� - i z tr�b wyfruwaj� tancerze (Z tr�b, co l�ni� jak kuchenne mo�dzierze): P�uc wydechem ich tr�bacz wyrzuca, Potem wdechem zn�w wch�ania ich w p�uca, Wi�c lataj� jak ptaki na wichrze Straszne pyszczki letnik�w, wci�� dziksze... ...Ju� z lwich pyszczk�w - sto pysk�w (parzystych Twarzy), "W wiruj�cym kolisku m�tniej� Pary, Ze student�w, dentystek i i apte- karzy, Z pa� rozgrzanych, podlotk�w i "komi- niarzy" Ko�uj�cy si� zrobi� karuzel Szary. Ja - w�dk� za w�dk� w bufecie... Oczami po sali drewnianej - I serce mi wali. Pijany. (Czy pami�tasz?) orkiestra powoli opada przycicha powiada, �e zaraz (Czy pami�tasz, jak z tob�...?) ju� znalaz� m�j wzrok twoje oczy, ju� id� - po drodze zamroczy - ju� zaraz za chwil�... (Czy pami�tasz, jak z tob� ta�czy�em?...) podchodz� na palcach i naraz nad g�ow� grzmotn�o do walca i porywam - na �ycie i �mier� - do ta�ca. Grand� Valse Brillante Czy pami�tasz, jak z tob� ta�czy�em walca, Panno, madonno, legendo tych lat? Czy pami�tasz, jak ruszy� �wiat do ta�ca, �wiat, co w ramiona mi wpad�? Wyl�kniony blu�nierca, Dotula�em do serca W utajeniu kwitn�ce, te dwie, Unoszone gor�co, Unisono dysz�ce, Jak ty ca�a, w domys�ach i mgle. I tych dwoje nad dwiema, Co te� s�, lecz ich nie ma, Bo rz�sami zakryte i w d�, Jakby tam w�a�nie by�y I b��kitem pie�ci�y, Jedno t�, drugie t�, p� na p�. Ro�nie grom i strun, i tr�b, Ro�nie kr�g i zachwyt r�k, Coraz wi�cej kibici Chciwe rami� ochwyci, �wi�tokradczo nape�za Dr��ca r�ka na p�k dr��cy, Hucz� s�o�ca grzmi�cych tr�b, Ko�uj�cy ro�nie kr�g, P�dzi zawr�t kolisty Po elipsie falistej, Jednom�tnym rozp�ywem wiruje jak b�k. Gdy przez sufit przetaczam - Nosem gwiazdy zahaczam, Gdy po ziemi m�ynkuj�, .. To udaj� si�acza. W�t�e mi�nie napr�am, Pier� cherlaw� wyt�am, B�dziesz mia�a atlet� I huzara za m�a. Wniebowzi�tym be�kotem O zabawie co� plot�, B�dziesz mia�a za m�a Sko�czonego idiot�, S�uchasz, ch�odna i obca, Cudo-ch�opca, co hopsa, �eby� mia�a za m�a Wytwornego �wiatowca. A tu noga ugrz�z�a, Drzazga w dziurze uwi�z�a, Bo ma dziur� w podeszwie Tw�j pretendent na m�a. Ale szarpn� si�, wyrw� - I ju� wolny, odesz�o, I walcuj�, szuraj�c Odwini�t� podeszw�. Z jak�� gracj� diabelsk�, Czardaszowo-w�giersk�, Czarcie kr�gi zataczam T� przekl�t� podeszw�, Trz�s� ty�kiem �atanym I na pysku mam �at�, Sze�� kopiejek w kieszeni I nic wi�cej poza tem. Palce lewej mej d�oni, Dziarsko w bok odrzuconej, Mi�dzy palce twe wchodz� I znajduj� pier�cionek, Zaciskaj� si� kleszcze - Cho� krzykn�a�, to jeszcze! Niech ci� boli, ty pod�a, To k�eczko z�owieszcze. Ja ci inny dam pier�cie�: Ja ci moim nieszcz�ciem �liczn� szyjk� owin� Jeszcze przed tym zam�ciem. M�ciw� p�tl� zacisn� T� �ab�dzi�, t� wonn�, B�dziesz ta�czy� na stryczku, Wiaro�omna madonno. Kr��y ko�o powro�ne i podnosi si�, zw�a, Po wariacku wywija tw�j pretendent na m�a, A w to ko�o si� wta�cza fabryka�cza szara�cza, Pan w�a�ciciel, posiadacz, kareciarz, brylanciarz! Jak z piekielnej czelu�ci, wyskakuj� ci t�u�ci, Odbijaj� ci�, kradn�, ci z�odzieje, oszu�ci, W pulchne �apska ci� chwyc� - �ywo, w supe�, p�tlico! I ty w w�ze�, berli�ska tajemnicza ulico! Sercem teraz (zmi�uj si�, zmi�uj), Echem teraz (mi�uj mnie, mi�uj), Zlituj si�, daruj, po�a�uj, We� w ciemny las - i zaca�uj, Szeptem teraz, cich� namow�, Szeptem tajnym, �alem-�a�ob�, P�ynn� melodi� - zwolnion� - W las ci� wyta�czam, madonno... Tajnym szeptem �a�ob� Czy pami�tasz, jak z tob� W ciemny las mego �ycia wkroczy�em - Czy pami�tasz, jak z tob� ta�czy�em walca - Moja najbli�sza - i najdalsza - i najdalsza - Ta�czy�a� z obcym - z twoim m�em... Z twoim m�em... z tamtym ch�opcem I powolutku w ten las na palcach walca... - I jak za nami, sun�c w�em, Ruchami spr�e� i rozpr�e�, Sycz�cy, wieczny, niewidzialny, W�lizn�� si� w le�ne uroczyska, Pijan� pian� tocz�c z pyska, On - nienawistnik, Gad Fatalny. VII A tam ju� rojno. Go�ci tyle Wtargn�o rozigran� zgraj�, �e ju� i pszczo�y zagl�daj�, �e przysiadaj� ju� motyle, Aby po�ywi� si� na nowym Nieznanym klombie ogrodowym. Jak wypalane w aksamicie Serduszka, w barwach pawiookie, Bratki, z ciem nocnych konwertyci, Kucn�y p�czkiem pod r� bokiem: Gdy si� im przyjrzysz, zauwa�ysz Upiorkowaty wyraz twarzy, Us�yszysz kazirodcze szepty, Jak bratek uwi�d� kwietn� siostr�... Ju� i mieczyki stercz� ostre I s� strzeliste jak afekty... Ju� pachnie groszek najwonniejszy, Matki mej kwiat najulubie�szy, I inne godne podziwienia, Ale nie znane mi z imienia Dzwoneczki, uszka, mordki, pyszczki, Miseczki, czarki i kieliszki, A wszystko wita si�, ca�uje, Pozdrawia, gwarzy i plotkuje, Zazdro�nie na �adniejsze �ypie, B�yszczy, dygoce, oczka sypie, Podzwania, mruga, zerka, wzdycha, Na pierwsze miejsce si� wypycha, Tr�ca si�, gada, opowiada Okropne rzeczy o s�siadach, Po nogach depce si�, uwija, Przewagi cudzych barw wypija, Wo� w�asn� wzmaga, inne t�umi, Podkre�la wy�szo�� sw� w tym t�umie - "Yanity Fair" lub imieniny Prowincjonalnej staro�ciny! Mistrz mruczy, chrz�ka, zrz�dzi, warczy, U�miechem karci dobrodusznym Niesfornych kwiat�w zgie�k jarmarczny, Rozkazom jego niepos�uszny, Tutaj da klapsa, tu zn�w r�k� Zg�szczenia barw rozlu�nia mi�kko, K��b dymu kwiatom pu�ci w oczy, Gdy si� zanadto bractwo t�oczy - Nic nie pomaga. Jak dzieciarnia, Gdy rozkrzyczan� mitygujesz, Na z�o�� zaczyna, g�o�niej, gwarniej I jeszcze j�zyk pokazuje, Tak si� kwiecista pepiniera Rozzuchwali�a na weso�o... Mistrz surowieje, marszczy czo�o I rozbiegane my�li zbiera. Poci�gn�� cuga. Postanowi�: Swobody ujmie bukietowi. Wi�c by go st�umi�, �ciszy�, przy�mi� (Rym podpowiada: "umistyczni�", Ale to by�aby przesada), Ogrodnik mu ob�oczno�� nada: Otuli bukiet senn� chmurk�, Kt�ra nazywa si� "przybi�rk�". Ona naj�liczniej i najpro�ciej Poskromi owe jaskrawo�ci. Jest to koronka, jest obs�ona, Mgie�ka przez sito przepuszczona, Perlisty dymek nik�ych kwiecin, Ro�ne, tiulowe oczka sieci, Gazowy welon, szron ro�linny, Drobniutka manna z kwiat�w innych, Maczek konwalii bardzo m�odej, Kaszka z kropeczek srebrnej wody, Fontanny wonnej rozpylenie, Sen przypr�szony jasnym cieniem, Kurzem �wietlistym... prochem czasu... Bukiet si� mglist� z�ud� zasnu�... Szepc�c ucicha... milknie... zasn��. Zmierzch na ogrodzie - i mg�a siwa Nisko po ��kach si� rozp�ywa, I siwa nad bukietem g�owa " Chyli si�... twarz �r�d kwiat�w chowa I ju� zostaje w nim strace�czo: I gr�b ma z kwiat�w, co j� wie�cz�. ROZDZIA� DRUGI O, siwa mg�o! O, srebrna mg�o! O, szara mg�o! O, mg�o bez ko�ca! Jakbym przez zadymione szk�o Przygl�da� si� za�mieniu s�o�ca: Gdy si� spacerem lekko sz�o - O, g�sta mg�o! wci�� g�stsza mg�o! - Sto razy tam i sto z powrotem Pomi�dzy Kr�tk� i Nawrotem. Przez welon �ez, przez szary szron, Przez mglist� gaz� p�widom� Zn�w widz� ka�dy sklep i dom, I ka�de okno w ka�dym domu. Przez welon �ez, przez szary szron Najbli�ej do rodzinnych stron, Bo gdy tak mgli�cie jest, to w�a�nie T�sknocie l�ej, wspomnieniom ja�niej. Dzi� w Rio d�d�ysty polski dzie� I polskie chmury niebo kryj�. Jak okr�t-widmo, okr�t-cie�, Dzi� ��d� wyl�dowa�a w Rio. Jak zawsze, deszcz wyci�ga mnie Na spacer... Avenid�? Nie. Od Kr�tkiej do Nawrotu. Potem Sto razy tam i sto z powrotem. Rozdzia� z dziecinnej "Farbenlehre": �r�dmie�cie ma ziemist� cer�, W bramie robotnik usiad� stary, Suche kartofle z miski je, A kolor jego ��toszary, Bo g�odno, ch�odno, brudno, �le. Na cmentarz ��ta tr�jka wiedzie, Do domu sz�stka granatowa, Zielon� czw�rk� si� dojedzie Do zielonego Helenowa. Popatrz na usta tej dziewczyny, Podr�cznej z magazynu m�d: A kolor ich niebieskosiny, Bo smutno, trudno, ch��d i g��d. Pi�tka, spod lasu, te� zielona, Lecz bia�ym pasem przedzielona; W tryby maszyny rozp�tanej Robotnik rzuca resztki si�, A kolor jego o�owiany, Bo na nim metalowy py�. Dziesi�tka jest niebiesko-bia�a, Dw�jka czerwi