4646
Szczegóły |
Tytuł |
4646 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4646 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4646 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4646 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Julian Tuwim
Kwiaty polskie
CZʌ� PIERWSZA
ROZDZIA� PIERWSZY
Bukiety wiejskie, jak wiadomo,
Wi�zane by�y wzwy� i stromo.
W barwach podobne do o�tarza,
Kszta�t serca mia�y lub wachlarza
Albo palety. Z niej to, kwietnej,
Kolory bra� bohomaz �wietny,
Rafael Rawy i Studzianny,
Kiedy ku czci Naj�wi�tszej Panny
Malowa� uczu� swoich kwiaty
W tonacji bladej, cho� pstrokatej.
Ja nie o wiechciach z byle chwastu,
Stawianych na werandzie na st�,
Nie o wi�zankach z kwiat�w polnych,
Mo�e i wdzi�cznych, lecz dowolnych,
Nie o "nar�czach", specjalno�ci
Wiochen i starszych dam rozwianych,
Nosz�cych je dla wykazania
Polsko�ci swej lub niewinno�ci;
Ja o bukietach z kunsztem, �adem,
Z przewodni� my�l� i uk�adem,
O za�ciankowych, niesto�ecznych,
Lecz ogrodniczych, lecz dorzecznych,
Z kwiat�w �cinanych no�ycami,
�ci�ganych pasemkami �yka '
Przez pop�kane, czarnoziemne,
Zgrubia�e r�ce ogrodnika.
Sp�jrz, jak przejmuje i przetyka
�odygi ich mi�dzy palcami,
Jak coraz now� barw� plami,
Przeplata, wi�zi i zamyka,
Zn�w k�adzie, przewi�zuje, �ci�ga,
Palcami jak na drutach robi -
I ro�nie wizja p�okr�g�a,
On wzmacnia j�, przystraja, zdobi,
�ledzi spod g�stych brwi oczyma,
Jak pe�znie w g�r� klombik pn�cy,
A ta�m� �yka w z�bach trzyma,
Milczek surowy - bo tworz�cy.
Patrz: znowu wybra� - odgryz� - wstawi�,
Na przejmy chwyci� i przewin��,
�yczan� �cie�ni� p�powin�
I �wie�ym rzutem pojaskrawi�,
Tu tkn��, tu trzepn��, tutaj prztykn��,
A bukiet zaraz si� odezwa�:
Rezed� szepn��, r� krzykn��,
Westchn��, pokiwa� si� i przesta�.
Wi�c on palcami po bukiecie
Przejecha� si� jak po szpinecie,
Falistym musn�� go pasa�em
I wtem - do g�ry go nogami,
�odygi chlasn�� no�ycami,
�e a� omdla�y pod �elazem,
A� dreszczem posz�o przez ogrody,
A� poblad� w grz�dkach lud pstrokaty...
Wi�c mistrz nabiera do ust wody
I opryskuj�c cuci kwiaty.
Jaki� to bukiet? Zaraz s�u��
Opisem �cis�ym. Najpierw r�e.
Nie karminowe, kosmetyczne,
R�e kr�lowe poetyczne,
Pragn�ce, pachn�c, uszcz�liwi�,
Z �odyg� jak balowa kibi�:
Metr wysoko�ci, p�atki r�ni�te
W krwawym koralu, zawini�te;
R�e Hiszpanki feudalne,
Nieopisanie seksualne,
Przy kt�rych by sam rubin poblad�,
Z jakimi na bajeczny obiad
Przychodzi� bogacz pe�nokrwisty,
Lawend� woniej�cy ogier,
Do gi�tkiej i wysokonogiej
Panny Anieli - smutnej, czystej,
Szaro jedwabnej, no i z tymi
Wargami z lekka mi�sistymi,
Kt�rymi, po koniaku ciemnym
I mocnej kawie na wanilii,
Chwyta�a r�y p�omie� silny
I warg Alfreda smak korzenny.
Pi�kna Aniela, utrzymanka,
Ta�czy�a na sto�ecznej scenie.
Przychodzi� do niej ("po natchnienie")
Kto� inny jeszcze pr�cz amanta:
Marny wierszopis, neurastenik,
Z dziurami w p�ucach i w kieszeni.
Jest w�a�nie teraz: z�y, pijany
I patrzy w r�e wzrokiem szklanym;
Patrzy nie widz�c; pije koniak
I m�otem �ar mu wali w skroniach,
I wie - bez r� - �e j� zabije,
Czy dzi�, czy jutro, czy za tydzie�,
Cho� nie wie nic i r� nie widzi,
I ci�gle tamten koniak pije.
A r�e nie zauwa�one
Jak rany j�trz� si� czerwone,
Osypuj�ce pier� kochanki,
Pi�knej Anieli-utrzymanki.
I oto krwi morderczej kurzem
Ju� dymi� gorej�ce r�e...
Jak dzi�, jak jutro, jak za tydzie�,
�egna si� i do "Adrii" idzie.
Ja te� tam siedz� z moj� �on�,
Bardzo daleko zapatrzon�;
I patrzy na nas krwisty, brwisty,
Pij�cy przy stoliku whisky,
I puszcza z g�by k��by dymne,
A w k��bach wida� czerwonawe
P�atki odblask�w, prawie krwawe,
I huczy noc pijackim hymnem...
"Wi�c to nie takie r�e. Inne.
W bukiecie wiejskim, jak wiadomo,
R�e s� skromne, bo po-domu;
Nie tkwi� w kryszta�ach na wystawie
Za l�ni�c� tafl� szk�a w Warszawie,
Nie stercz� sw� �odyg� d�ug�,
Jakby po�kn�y jedna drug�;
Bez aspiracji do salonu,
Bez wywodzenia si� z Saronu,
Bez d�s�w, p�s�w i purpury,
Nie zadzieraj� g��w do g�ry;
Jak porzucone narzeczone,
Trzymaj� g��wki opuszczone,
A oczy wznosz� - i tak trwaj�,
I spogl�daj�c - przepraszaj�.
Owe z cieplarni emigrantki,
Sztamowych biedne familiantki,
Nie s� wynios�e ni zawistne,
Lecz dobroduszne, drobnolistne,
G�ste i niskie, krasne, kra�ne,
Zawsze z ��tawym proszkiem w �rodku,
Dobre przy bluzkach u podlotk�w
Lub w szklance. Takie r�e w�a�nie.
A wo� kwiatowej maj� wody,
�wie�ej jak w mojej �odzi m�odej
Kwietniowy dyngus na Piotrkowskiej
I u�miech Zosi Op�chowskiej.
Gdzie jeste� dzi�, dziewczyno �liczna
O dwu warkoczach wyz�oconych,
Na pier�, wzd�u� ramion, przerzuconych,
Smuk�a i smag�a, i pszeniczna,
Miodna, dysz�ca plonem pszczelnym
I wiatrem w zbo�u pochylonem,
I wczesnym na wsi dniem niedzielnym,
Gdy kolorowe, krochmalone,
Krajkami szumi�c wzorzystemi,
�cie�k� przydro�n� id� z sio�a
Kwietne dziewcz�ta do ko�cio�a:
Z oczyma niebu odj�temi
I chabrom inow�odzkiej ziemi;
Cho� wystrojone, id� boso,
Trzewiki na ramionach nios�.
Wcze�nie na �wiecie - i po ��ce
�wie�o�ci p�yn� paruj�ce.
Ja, siad�szy na zwalonym drzewie,
Patykiem w pniu �ywicznym grzebi�,
Wyci�gam bursztynowe pasmo
W nitk� wci�� cie�sz�, a� paj�cz�;
Las pachnie mocno, kwiaty brz�cz�;
Zamykam oczy - jak w nich jasno!
Otwieram oczy - co to? o czem?
Urwana nitka... Gdzie warkocze?
Gdzie echo napi�tego rymu?
Gdzie wiersz? gdzie sen? "K��bami dymu
Niechaj otocz� si�"... I p�acz�.
Drobnomieszcza�skie nasze r�e,
R�yczki raczej lub r��ta,
Tak jak je widz� i pami�tam,
Z barwy przyr�wna�bym tynkturze
Na si�dmej wodzie po purpurze.
Co� mia�y z barszczu i co� z malin
Rosn�cych dziko �r�d rozwalin,
Gdzie �u�le, ceg�y, osypiska
I z�om kredowy w s�o�cu b�yska,
I rozpalony wielki kamie�
(I b�ystki l�ni�cej miki na nim,
A pod nim wilgny, ch�odny piasek
I panika sp�oszonych mr�wek:
Dla skarb�w wymarzony schowek,
Wi�c ukrywa�em je tam czasem...
O, czarodziejstwo tych kryj�wek!) -
Gdzie stary trzewik szpilki szczerzy,
Gdzie zardzewia�y nocnik le�y,
Gdzie na cykorii kwiat niebieski,
Faluj�c, siada pa� kr�lewski,
Progenitury p�jask�czej,
Skrzyde�ka sk�ada i rozk�ada
I w lot - i na dziewann� spada:
Bardziej mu swojsko tam, bo ��ciej;
Gdzie stare gonty, klepki z cebra
I smr�d, i �ar, i ko�skie �ebra
Albo zbiela�y kundla szkielet
I pot�uczone szk�o butelek,
Przez kt�re wida� �wiat na piwno,
Gdzie rozeschni�te k� obr�cze,
Gdzie chaos zielska i rozbrz�cze�,
Gdzie parz� si� o dzicz pokrzywn�
I siek� kijem, ma�y wariat,
Ro�linny lumpenproletariat -
Tam, zawsze w rumowisku owem
Sta� malinowy krzak, przyb��da.
Sam nie wie, jak si� tu przyszwenda�,
Lecz r�s�, lecz trwa� - i malinowe
Grube �zy roni�... Jednym s�owem,
R� wiejskich czerwie� rozcie�czona
Co� mia�a z malin, co� z burak�w,
Co� z pomidor�w i co� z rak�w,
Ot, jaka� niedoczerwieniona.
Ogrodnik, czu�y na harmoni�
I rozk�ad si� mi�dzy barwami,
Rezed� przypi�� pod r�ami.
Poeta da�by tu piwonie,
Lewkonie albo. pelargonie,
�eby s�uchowi by�a rado��,
By rymem wzmocni� t� harmoni� -
Lecz on, kwiecistej znawca flory,
Patrz�cym oczom czyni�c zado��,
Dba� nie o rymy, lecz kolory.
Pos�uszny tedy barw naturze,
K�pk� rezedy podpar� r�e.
Bo je�li czerwie� r� naoczna
Jaka� barszczowa jest, uboczna
(Patrz wy�ej, bo ju� nie powt�rz�),
To ziele�, tutaj mu niezb�dna,
Te� musi w tonie by� podrz�dna,
Inaczej - zgin� biedne r�e...
Przez ziele� brn�� i jej odcienie
Mo�na, jak wiemy, niesko�czenie
(Patrz "Ziele�", bo ju� nie powt�rz�),
Lecz gdy si� pi�ro raz rozjedzie
(Rok nie pisa�em, nawet d�u�ej),
To trudno! musz� o rezedzie.
Jak barszcz (pami�taj i o uszkach!)
Przedstawi� r�e-prowincja�ki,
Tak o rezedzie - ul�ga�ki
Niech barw� �wiadcz�; owoc mia�ki,
B�karty po karlicach gruszkach.
Zgni�awe by�y i rudawe,
A gdy rozgryz�e� mi��sz ich cierpki,
Fermentuj�cy, ziarnkowaty,
Widzia�e� br�z - br�z taki prawie
Jak cukier umoczony w kawie.
A przysypane s� te kwiaty
Rdz� bardzo �wie�� lub przetart�
Pomara�czow� sk�rk�. Rosn� -
Nie wiem, jak rosn�; lecz �e mszyste,
G�bczaste, wilgne i porzyste,
Jakby szczeliny w nich otwarto,
By ch��d ch�on�y i ciem� nocn�
I �e s� rdzawe, wi�c w pobli�u -
Musi by� woda zielonawa,
Staw zarz�siony, zgni�a trawa
I jar bedo�ski na Zakrzy�u
- I st�d ten "przyrodzony wyrzut,
I le�no�� kwiatu st�d wynika
(Za ^pozwoleniem botanika,
Kt�ry mi tutaj racji nie da,
Bo - ogrodowa jest rezeda).
A pachnie - W�a�nie! Jak opisz�
Wo�, kt�r� kwiat swobodnie dysze?
Ile s��w trzeba i �ama�c�w!
Jaki zawi�y sprz�gn�� musz�
Metafor i por�wna� �a�cuch!
Jak m�zg utrudz� i wysusz�,
Zanim wykr�tnie i wymy�lnie
Pi�ro t� wo� w wyrazy wci�nie,
W s�owa bezradne i bezsilne,
W fa�szywe s�owa i omylne,
Co ju�, tu�- tu�, s� niby blisko,
Ju� wlaz�y w kwietny py� jak osa -
- I nic. A przytkn�� kwiat do nosa,
Pow�cha� raz - i wie si� wszystko.
We� ja�min. Cho�by� zamkn�� oczy,
On ca�� ja�mie� mleczn� leje
I ��t� farbk� z�oci�cieje,
I blaski listk�w swoich toczy,
I p�ki jak jajeczka ptasie,
I gi�tkich krzak�w g�szcz i trzepot,
- Wszystko na d�oni masz, g�uptasie,
Gdy raz nim westchniesz - cho� na �lepo.
A r�a, pachn�c samej sobie,
Sobie i g�upiej twej" osobie
(I niezawodnie innym r�om,
Kt�re na wy�cig tamtej wt�rz�),
R�a, wkrwawiona w dzie� rozgrzany,
Sk�ada ci paszport sw�j r�any.
Ona w ogrodzie, ty w pokoju,
Ale ci ca�� siebie powie,
Je�li na chwil� dzie� u znoju
Wyb�aga upragniony powiew:
Ten aromat�w wierny aliant
Przywionie przez otwarte okno
Ni� jedn� tchn�cy, oczywisty,
Cudowny dow�d osobisty,
Zawieraj�cy personalia.
Jak ^pachn� niezapominajki
W glinianej misce pod kamieniem?
Jak narcyz, bia�y ksi��� z bajki,
W kryzie, z zielon� d�ug� szpad�?
Jakim wyrazi� mam imieniem
Wo� mi�kkiej mi�ty nad strumieniem?
Za aptekarsk� stan�� lad�
I pocz�stowa� czytelnika
Past� do z�b�w albo proszkiem?
A mo�e pani dobrodzika
Pozwoli eliksiru troszk�?
A mo�e podam na och�od�
Angielk� pepermintu z lodem?
Bardzo orze�wia zgrzanych go�ci,
A tak�e, co do zielono�ci...
Rzecz by to by�a niepoj�ta,
Gdyby po tylu por�wnaniach
Kto� nie wyrobi� sobie zdania,
Jak (najdok�adniej) pachnie mi�ta.
Z tym zastrze�eniem i point�
(Niechaj czytelnik si� nie �achnie),
�e to nie mi�ta nimi pachnie,
Lecz wprost przeciwnie: one mi�t�.
Stwierdziwszy tedy niew�tpliwie,
�e z "opisami" wielka bieda,
Nale�y uzna�, �e w�a�ciwie
Rezeda pachnie - jak rezeda.
A polski bez jak pachnia� w maju
W Alejach i w Ogrodzie Saskim,
W koszach na rogu i w tramwaju,
Gdy z Bielan wraca� lud warszawski!
Szofer nim mai� sw� taks�wk�,
Frajer�w wioz�c na maj�wk�,
Na trawkie, pifko i muzykie;
Gna� na sto jeden, na rezykie;
A wi�z� �mietankie towarzyskie:
Kucht� Walerci�, t� ze �liskiej,
Burakoszczaka z Czerniakowskiej
I J�zia Gwizdalskiego z Wolskiej.
Byli spocone i zziajane
I wszystka trzech w drebiezgi pjane,
I jak jechali bez Pu�askie,
Fordziak w latarni� wyr�n�� z trzaskiem,
I przybieg� (ty� pod gazem krzynkie)
F�imon szarpany za podpinkie.
Szofer czarowa� go natralnie,
�e on zapycha� leguralnie
I "Niech ja skonam, niech ja skonam
(Zawsze dwa razy! rzecz stwierdzona),
Skoro je�eli znakiem tego
Nie jest to wina bzu danego,
Kt�ren cholernie si� uwietrznia�
I mocny zapach uskutecznia�;
Ciut, ciut mnie z niego zamroczy�o
I w�a�nie bez to si� zdarzy�o".
Policjant m�wi�: "Ja nie frajer
I pan nie we�miesz mnie na bajer,
Pan si� zatrudniasz ankoholem" -
I nagle krzyk: "To ja chromol�!"
I "Nie b�d� pan tu za szemrany!"
A kuchta w pisk: "Zabij�! Rany!"
A J�zio w pysk, a J�zia w mord�,
I ju� w powietrzu pachnie mordem,
I wszyscy do komisariatu,
A z winy - majowego kwiatu.
Potem to �licznie Wiech uwiecznia�,
Z daleka wi�c do pana Wiecha
Pe�en wdzi�czno�ci si� u�miecham...
I c� pan teraz uskutecznia?
...Wi�c jak pachnia�e�, bzie warszawski,
Kiedy, ra��ca i niezno�na,
Przysz�a, ruiny stroj�c w blaski,
Nowej niewoli pierwsza wiosna?
Gdy szafirami ci� u�wietni�
Bezwstydnie pi�kny strop niebieski,
Ty, znad ogrodze� wzd�u� Kr�lewskiej,
Z zaro�li przy Teatrze Letnim,
I ty, od �abiej, od Nieca�ej
I z tego wzg�rza ponad stawem,
Na kt�rym, w owym wrze�niu krwawym,
Ptaki, od huku oszala�e,
Przed �mierci� - jeszcze po�egna�y
�ab�dzi� pie�ni� sw� Warszaw�!
Jak�e� si� wstydem nie zap�oni�,
Ki�ciami pachn�c obfitymi?
Nic nie m�w. Nie chc� zna� tej woni.
Lecz ju� chrapami rozd�tymi
W�sz� tw�j mokry, ch�odny zapach,
Gdy zn�w nurtowa� b�d� w krzakach
�wie�ego bzu na wolnej ziemi.
O, jakie salwy aromatu
Zagrzmi� z ga��zi twych kwitn�cych,
Z p�k�w na wiwat p�kaj�cych,
Na zazdro�� i na dziw armatom,
Armatom tob� umajonym,
Grzmoc�cym hordy rozgromione
Tych zbir�w, �otr�w, szuj, psubrat�w,
Szubrawc�w, rozb�jnik�w, kat�w -
A to nie tylko o gestapo,
O "hitlerowcach" czy "rasistach"
Ta komplement�w kr�tka lista.
I wy, warszawskie psy, w dniu kary
Psi obowi�zek sw�j spe�nijcie,
Zwyjcie si� wszystkie i zbiegnijcie
Straszliwie pom�ci� swe ofiary.
Za psy bombami rozszarpane,
Za zmar�e pod strzaskanym domem,
Za te, co wy�y nad swym panem,
Drapi�c mu r�ce nieruchome;
Za te, co z wdzi�kiem beznadziejnym
�asi�y si� do nieboszczyk�w,
Za �mier� szczeniaczk�w, co w piwnicy
Jeszcze bawi�y si� w koszyku;
Za biegaj�ce rozpaczliwie,
Pozostawione po mieszkaniach,
W dymie dusz�ce si�, p�ywe,
Pami�taj�ce o swych paniach;
Za nastroszonej za wierz�ce,
�e cz�owiek wr�ci - bo pies czeka:
I tak, w pozycji czekaj�cej,
Siad� ufny pies na gr�b cz�owieka;
Za wzrok b�agalny, przera�ony
Tumultem, trzaskiem, po�arami,
Za psy, co same pazurami
W ogrodach ry�y sobie schrony -
Za wszystkie m�ki i niedole,
W�asne i tych, co was kochali
�r�d wsp�lnych �cian i �r�d rozwalin,
Zwyjcie si�, bracia, na Psie Pole!
Niechaj w was w�ciek�e piany wzbior�
I hurmem w trop zdyszan� sfor�,
W trop, kiedy z Polski b�d� dyma�
I tylko pludry w gar�ci trzyma�!
O ceg�y gruz�w k�y wyostrzcie
I o zbiela�e ludzkie ko�cie,
A gdy ich dopadniecie - skoczcie
Do grdyk, brytany, do gardzieli!
Ostrymi k�ami wgry�� si�, szarpn��,
By nie zd��yli, hycle, charkn��!
Do grdyk, wilczyce! A pazury
W �lepia! by nawet nie mrugn�li.
A powalonych niech opadn�
Wojska pomniejszych ps�w-m�cicieli,
Niech ich poszarpi� na kawa�y,
�eby i matki nie wiedzia�y,
Gdzie szuka� rozw��czonych cz�stek!.
Bo nasze - te� nie znajdywa�y
G��wek Swych dzieci, n�ek, pi�stek..
II
Ero kamienia �upanego,
A je�li bli�ej - to, Asyrio!
Prawieku, w kt�ry my�li bieg�,
Wspomnie� maligno i delirium!
Przedpotopowe czy kopalne,
Znieruchomia�e czasy lud�w!
Panopticum prowincjonalne,
.Jarmarczna kosmoramo cud�w!
(O, czarodziejskie widowisko:
Mekka, Wezuwiusz, chi�skie mury,
Hamburg, Wenecja z go��biami
I papie� w lektyce - a wszystko
Z wychodz�cymi za kontury
Bardzo rzewnymi kolorkami...)
O, kalkomanio sprzed lat tylu!
O, "Muchy", "Kolce" i "Bociany"!
Stary, poczciwy wodewilu,
Przez amator�w odegrany:
Z kupletem o automobilu,
Z m�usiem, co kobitki lubi,
Te�ciow�, kt�ra majtki gubi,
I jak j� podszed� chytry filut.
S�owem - letnisko tu� pod miastem
W dawnej "Gubiernji Pietrakowskoj",
I stukn�� ju�, z pomoc� bosk�,
Rok tysi�c dziewi��set dwunasty.
By� to na lato punkt inwazji
Drobnej �ydowskiej bur�uazji,
Nie by�o tam pot�nych szczep�w,
Ws�awionych w przemys�owym dziele,
Lecz tacy sobie w�a�ciciele
Mniejszych fabryczek, wi�kszych sklep�w,
Bo ksi�stwo o manierach dworskich,
Rody Rotwand�w i Przeworskich,
Pozna�scy ani Natansony
Nie zagl�da�y w tamte strony.
Oni po Ritzach, Biarritzach,
Ostendach, badach, zagranicach,
A moi ��dzcy Goldbergowie
I co lepszego w Tomaszowie -
Zje�d�ali tu. I tu, nie�mia�a,
Panie�sko smutna i nerwowa,
Z Ir� i Julkiem przyje�d�a�a
Pani Adela Tuwimowa.
Ojciec jest w mie�cie. G�ow� wspiera
Na lewej d�oni, praw� pisze...
...By�a uliczka od Piotrkowskiej,
Od tego rogu, gdzie Roszkowski,
Co zwa�a si� "Pasa� Majera".
Na tej uliczce, tam gdzie krzaczki,
A naprzeciwko pa�stwo Klaczkin,
Ojciec m�j, ojciec nieumar�y,
W Azowsko-Do�skim Banku siedzi,
Pisze francuskie d�ugie listy
I liczb sumuje ci�g spadzisty,
I siwiej�c� g�ow� biedzi.
Setki tysi�cy wstawia w kratki
Buchalteryjnych swoich rubryk,
A brak mu sze��dziesi�ciu rubli
Dla nas, tam na wie�, na wydatki.
A weksel... a krawcowi rata...
Zn�w si� zad�u�y i za�ata...
fisze i pisze w g��wnej ksi�dze
Fortuny pan�w fabrykant�w,
Zadowolonych posiadaczy
Pa�ac�w, karet i brylant�w.
Wybija pierwsza. Zamkn�� ksi�g�.
Wyj�� lusterko kieszonkowe,
Ma�� szczoteczk� i grzebykiem
Przyczesa� kr�tki w�s i g�ow�. -
I w marynarce czesunczowej,
W s�omkowym kapeluszu lotnym,
Z laseczk� w prawej, lewa z ty�u,
Wychodzi z banku. Ja, markotny
My�lami o nim, bied�, plam�,
Z�ymi stopniami, sprzeczk� z mam�,
Now� mi�o�ci�, do�� zawi��,
Id� na hamak - z nienawistn�
Ksi��k�, bodaj j� dunder �wisn��,
Mistyczn�, apokaliptyczn�,
Z abrakadabr� liter greckich,
Szata�skich szyfr�w, ci�� zdradzieckich:
Z kaba�� trygonometryczn�.
Ojciec wst�puje do cukierni
Na sw� partyjk� karambolu.
K�ad� si�. Skwar niemi�osierny.
Za ��k� ogr�d. A na polu
�niwiarze kosz�. Ojciec stawia
Trzy ci�kie kule na zielonym,
Suknie bilardu. Dwie s� bia�e,
Jedna czerwona. Woni� zawia�
Gor�cy oddech. Skier miliony
Migoc� w oczach oci�a�ych.
C� z t� mi�o�ci� b�dzie, z bied�,
Z t� plam�, co mi �ycie truje?
Ach, zamalowa� by j� kred�!...
Cotangens... Ojciec kij smaruje.
Dwa sinus alfa do kwadratu.
Bia�o�� i czerwie� na zieleni.
Patrz� na ��k� szmaragdow�
W kulkach �niegu�ek, w plamach mak�w,
O, nieszcz�liwa moja g�owo,
Zasypiaj�ca na hamaku!
Ksi��ka, na kt�rej cie� ga��zki
Buja migotem listk�w w�skich,
Wypada z r�k - i jedna zwisa.,
Gdy druga odwr�con� d�oni�
Zas�ania oczy. Chwile dzwoni�.
Ju� hamak w senno�� si� wko�ysa�
I, skrzypi�c, sznur o kor� trze si�.
S�ysz� cosecans cienki osy
I szorstki d�wi�k ostrzonej kosy,
I recital kuku�czy w lesie,
Metronomicznie odmierzany,
I, w senn� sie� zasznurowany,
Wzd�u� cia�a czuj� z�oty tangens
I wraz z Pilic� wp�ywam w Ganges,
Kt�ry, indyjskim b�d�c w�em,
Kukaniem nakrapianym l�ni�co,
Ruchami spr�e� i rozpr�e�
Pe�znie przez traw�, sen, gor�co
I, jak kipi�cym �niegiem, b�yska
Upajaj�c� pian� z pyska.
O, jak mi ci�ko w tej podr�y!...
Ojciec si� schyli�, z�ama�, zastyg�
W wyra�ny wykres, w k�t kanciasty
Dwa sinus beta. Oko zmru�y�,
Drugim odmierza. Ju� odmierzy� -
I �okciem w ty�! i jak uderzy�,
Obudzi� mnie stukn�wszy bia��
W czerwon�, ta zn�w w bia�� stuknie,
I w pojedynku bil po suknie
Szpadami barw zamigota�o.
Otwieram oczy. Po zieleni
Barwa si� z barw� w s�o�cu mieni
Na po�yskliwej trawie g�adkiej:
I wiatrem zwia�o, przemiesza�o
Bia�e i krwawe kwiat�w p�atki.
Ogrodnik, palacz i astmatyk,
Wi�c pokas�ywacz i chrz�ka�a,
Z g�st� szczecin�, szpakowaty
(Rzek�by�: s�l z pieprzem przemieszana),
Si�kn�� nad w�sem tabaczanym
I znad cynowych okular�w
Piwnymi patrzy si� oczami
Na duet woni i kolor�w,
Na r� z rezed� dwug�os mi�kki
(Rzek�by�: jak lody malinowe
Z pistacjowymi). Z lekkiej, cienkiej
Paprociej siatki koronkowej
T�o za kwiatami. Mistrz zapala
Szcz�tek zgas�ego papierosa,
Przymru�a oczy i z ukosa
Ogl�da kwiaty - i pochwala.
Kaszln��, pochrz�ka�, postanowi�:
Wa�ko�ci doda bukietowi.
Wi�c znowu par� mu�ni��, prztyk�w
I wzi�� ze sto�u gar�� go�dzik�w.
Najpierw �nie�y�cie bia�e, dzienne,
Potem czerwone - nocne, ciemne,
G��bokokrwawe albo �ci�lej:
Bordo, jak ma�e czarne wi�nie,
Kt�re w p�katej bani szklanej,
Obficie cukrem przysypane,
Stawiano w s�o�cu, robi�c wi�niak;
I on, i wi�nie - przedni przysmak.
Zapach ich tak�e ci�ki, ciemny,
Tyle� kwiatowy, co korzenny,
Razem aromat i przyprawa.
A wo� i barwa, gdy ich cechy
Zespoli�, ��cz�c dwa oddechy,
Dadz� nam wyraz sangwaraba,
Kt�re to drzewo ro�nie w mroku,
Pn�cz rubinowy je oplata,
I jest moc tajna w jego soku,
Gdy Rhodomelos nad nim lata,
A kwitnie w pi�tej porze roku
I tylko w sz�stej cz�ci �wiata...
on go�dziki w bukiet wwija,
Na �awce, obok, siada wnuczka:
Wysmuk�a, czysta, jak lilija,
Z wargami z lekka mi�sistymi,
Dziewczynka smutna, cho� malutka;
Ma sze�� lat mo�e. Milcz�c patrzy,
Zna�, �e j� przebieg sztuki zaj��,
Ten bukiet bowiem - to teatrzyk,
Gdzie kwiaty za kukie�ki graj�.
Ogrodnik w bukiet bia�o�� wtr�ca,
Kt�ra porankiem jest pachn�ca,
Przedwakacyjnym w mie�cie czerwcem,
Kiedy zamieraj�ce serce
W kolana l�kiem zapada�o,
P�yn�o potem do prze�yku,
S�ab�o po drodze, w do�ku mdla�o
I �mi�o markotno�ci� s�odk�
..Przelew�w, ci�got i dreszczyk�w;
Gdy do gimnazjum na egzamin
Pi�mienny sz�o si� - i dlatego
Z rulonem kancelaryjnego
Papieru - razem z narcyzami...
Z, ob�ok�w musuj�cej pianki,
Z narcyz�w i lirycznej tremy
I z jakiej� struchla�o�ci niemej
Bra�y sw� bia�o�� te poranki.
Powiesz, �e czerwiec - czas zieleni,
B��kitu, z�ota, a mnie - bia�o...
Nie wiem. Bia�o�ci� we wspomnieniu,
Bia�o�ci� �lubn� pozosta�o,
Bia�o�ci� nieod�a�owan�...
Na scenie dramat. Do ogrodu,
Gdzie po�r�d r� i rezed mieszka
B��kitnooka bia�o�nie�ka,
Kr�lewna z lilijnego rodu,
"Wdar� si� gor�cy Murzyn krwawy,
Straszny, b�yszcz�cy kr�l z Afryki,
Gdzie smok zamorski pe�znie z sykiem
I kwitn� dzikie sangwaraby.
Nabrzmia�y krwi�, jak czarne wi�nie,
Rzuca si� na ni�, w usta wpija,
Przygniata, pier� do piersi ci�nie!
Dygoc� kwiaty, k�oni�, gn� si�,
I nagle - s�odko, b�ogo, s�abo...
W rozkoszy przejmuj�cym wstrz�sie
Anielka tonie w ciemnym p�sie,
Durz�cym mroczn� sangwarab�.
Za dziesi�� lat - okrutniej, s�odziej
W tym samym stanie si� ogrodzie;
I w chwili gdy ni� rozkosz targnie,
Gdy mu do krwi rozgryzie warg�,
Drgnie jasnym, ostrym przypomnieniem:
Murzyn i �nie�ne. Jedno mgnienie.
Wstaj� z hamaka, jeszcze w sennej
Zmorze widziade� bia�odziennej,
Chmurz� si�, gniewny, burz� wzbieram,
Kroplisty z czo�a pot wycieram.
Cisza. Ta wielka - straszna prawie.
Skwarna martwota. Bezruch. Ale
Z�owr�bny s�ysz� szum w upale,
Syczy jak �mija w suchej trawie...
Niby to prosty pejza� polski,
Ten znany i widziany co dzie�,
Ale za ��k�, ju� w ogrodzie,
Ol�niewaj�cy gad zamorski,
W�ysko jakiej� opowie�ci,
Barwami czar�w nakrapiane,
Pijan� z pyska tocz�c pian�,
Sunie przez �ycie i szele�ci.
Ruchami spr�e� i rozpr�e�
To ukazuje si�, to znika,
I b�yska, i owija w�em
Samotny domek ogrodnika.
III
Przed ��t� will�, dzikim stworem,
Z opasuj�c� j� galeri�,
Ze zwariowan� boazeri�,
Zgni�ym budulcem i kolorem,
O oknach, co szarzyzn� zion�,
O �cianach w s�kach, szparach, pi�tnach,
Z drabin� schod�w przystawion�
Na zewn�trz do g�rnego pi�tra,
O dachu w asfaltowe laty,
Skwiercz�ce w s�o�cu smolnym smrodem,
Will� - miesza�cem kurnej chaty,
B�nicy, szopy i pagody -
- Przy stole, przedobiedni� por�,
M�usi�w brzuszkowatych czworo,
W rannych pantoflach, cyklist�wkach
Na mniej lub wi�cej �ysych g��wkach,
Bez marynarek, ale w szelkach,
Gra w "telefona" lub "mauszelka",
Inauguruj�c letni salon...
(Gdzie�e�, Kostrzewski?) Graj�, pal�,
Kto "Carski Diubek", kto "Renom�",
A kto cygarko, kt�re �cina
W takim breloczku-gilotynce.
W tym�e salonie, tu� przed domem,
Kurcz�ta hurtem si� zarzyna
I lody kr�ci si� w maszynce.
(Tradycja! Kt�- by nie pami�ta�?
Niedziela: lody i kurcz�ta.)
S� to tak zwani "kominiarze",
Opuszczaj�cy miejskie mury
Dla �ona �ony i natury,
I innych poetycznych wra�e�
Od pi�tku do niedzieli wiecz�r;
Wi�c graj�, nuc�c, g�upek z g�upkiem
To "Oczi czornyje", to "Puppchen"...
Opodal - na le�akach - panie,
Kolorystyczne nies�ychanie:
W szlafrokach kalejdoskopowych,
Pomidorowo-fioletowych,
W pstre kwiaty, ptaki, psy, komety
I azjatyckie alfabety.
Wygl�da to, gdy spojrzysz na nie
I par� razy szybko mrugniesz,
Jak sen papugi zwariowanej
O pawiu, zwariowanym r�wnie�.
Przy nich na trawie dwaj m�odzie�cy.
Jeden, wymok�y i ciel�cy,
Warszawiak - rzadki go�� w tych stronach
W zaprasowanych pantalonach,
Z przedzia�kiem, woniej�cy Pulsem,
W ��tych sztybletach i koszulce
"A la S�owacki". Jest to pyskacz,
Dowcipni�, Chlestakow letniska,
Don Juan "zza �elaznej Bramy",
Masowo uwodz�cy damy.
Kiedy za�piewa - dolce, lento -
"O sole mio" czy "Sorrento",
Lub, z frywolno�ci� godn� Reda,
Kuplecik z "Krysi Le�niczanki",
Omdlewa ka�da z nich jak Leda -
I kt�ra� si� ca�owa� nie da
W mroku alejki lub altanki?
Pan Wacio w�a�nie opowiada,
Jak dobrze z braci� jest aktorsk�.
�odzianka marzy, wzdycha z cicha
I sama czuje si� Bogorsk�...
Drugi, pan Szura, jak maszkara:
W zgniecionych kr�g�ych szarawarach,
W "kosoworotce" malinowej,
W trepkach, binoklach, a na g�owie
Bia�a chusteczka z supe�kami
Na czterech rogach. S�ucha, �wista
I gryzie �d�b�o zerwanej trawy,
�eby gryz�c� sw� ironi�
Wyrazi� tu dla ich "Warszawy.
Takie letnisko. Jedno s�owo:
Wypisz-wymaluj - Soplicowo.
Przechodz�c krokiem Guliwera,
Zagarniam d�oni� i zabieram
Papuzie damy, dw�ch m�odzian�w
I will�, i graj�cych pan�w.
Robi� to b�yskawicznym ruchem
(Jak si� na stole �apie much�)
I dalej id�. Oni, w gar�ci,
Bzykaj�, nudz�, wi�c ich gniot�
I, gniewny, rzucam gdzie� pod p�otem,
Jak sfor� bies�w do przepa�ci.
Znowu si� chmurz�, burz� wzbieram
I naprz�d - krokiem Guliwera -
Do mej altany.
Altana by�a naturalna,
Uformowana z bzu, leszczyny
I jakiej� bujnej pl�taniny,
Przez kt�r� prze�wiecaj�c, s�o�ce
Przesypywa�o blaszki dr��ce,
Przer�ne z�ocisto�ci, plamki
I cienkie li�ci wycinanki,
W altanie st�, jak m�y�ski kamie�,
Stoj�cy na kamiennej osi,
Upstrzony g�sto nazwiskami,
Inicja�ami w dat chaosie,
Gdzie "Kuba bardzo kocha Zosi�",
Gdzie "R. K." z "M. P." w jednym sercu,
Przebici strza��, razem stercz�,
Gdzie "Sta� jest �winia" ("a ty wi�ksza"),
Gdzie "Frenkiel" podpis sw�j upi�ksza
Profilem wyrzezanym z boku
W tysi�c dziewi��set trzecim roku...
Runiczny kamie�! Gdyby� mogli
Uczeni w pi�mie serc klinowem,
Tych letnisk Champolliony nowe,
Odczyta� nam �w g�az-hieroglif!
Zwyczajnych ludzi zwyk�e dzieje,
Codzienne sprawy ich i troski,
Nie mniej ciekawe ni� koleje
Person tragedii Szekspirowskiej.
Tak kwiaty na zwyczajnej ��ce
Codzienne s�, zwyczajne, znane,
A rosn� z g��bi wstrz�saj�cej,
Z walki �ywio��w op�tanej.
A potem - trzeba by Szekspir�w,
By w wiekopomne zaku� s�owa
��dzkich Otell�w, Kr�l�w Lear�w
I was, Ofelie z Tomaszowa!
Przy takim stole, otoczonym
Zmursza�ej �awki o�miok�tem,
Siedz�, wzorzy�cie zali�ciony
S�onecznym pi�tem-przez-dziesi�tem,
I scyzorykiem na kamieniu
Drapi�c, uwieczniam nowe serce,
Ryj� literk� po literce
I stawiam imi� przy imieniu.
Przeszywam serce now� strza��,
Strzepuj� py� - i ju� gotowa
Wrze�biona w granitowe cia�o
I mi�o��, i tragedia nowa.
Przede mn� ksi��ka. Lecz ju� inna.
Wiersze, od kt�rych nie potrafi�
Oderwa� si� od dw�ch lat prawie,
Ksi��ka - rozpaczy mojej winna,
Rozkoszy, smutku i zachwytu,
�miej� si� nad ni�, wzdycham, p�acz�,
Ksi��ka - nowina pe�na mit�w
I starych s��w, i nowych znacze�.
Tytu� (litery s� czerwone):
"Wyb�r poezyj". Fotografia
Autora w profil nam przedstaffia:
Wysokoczo�y i brodaty,
Z opuszczonymi w d� oczyma,
Ksi��k� - czy r�k� na niej - trzyma,
Za nim, w wazonie, mgliste kwiaty.
Czytam, po stokro� ju� czytane,
Strofy li�ciami przeplatane.
Migot poezji i ga��zek
Dr��c rozko�ysa� m� altan�.
Czyta�em je pod �awk� w szkole,
Czyta�em w helenowskim parku
Warkoczykowym pensjonarkom.
I Jej czyta�em na przyn�t�,
Lecz ich s�ucha�a oboj�tnie.
Czyta�em w ��ku i przy stole,
Gdzie ka�dy �yk roso�u z�oty
Popijam haustem z�otej strofy,
Nie m�wi�c, nie s�uchaj�c rozm�w...
Czytam, miotany. D�o� na czole,
A druga na kamiennym stole
Gra werblem niecierpliwym, to zn�w
Grzebieniem palc�w po czuprynie
Od czo�a a� po kark przep�ynie;
-To oczy w strofie, to na niebie,
To nogi w w�ze�, to pod siebie,
To si� przebiegn� po altanie
I g�o�no powiem jakie� zdanie,
To zn�w na �awce kl�kn� - z ksi��ki
�cieraj�c b�yskotliwe pr��ki.
Czytam: "Poezja starych studni" -
Tak, to poezja: gdy g�os dudni
W ch�odnym, sple�nia�ym mroku studni;
I to poezja: martwy zegar - -
Milczenie, �mier�, a czas ubiega.
Strych, nieme skrzypce, ju� bez grajka -
I one martwe, jak ten zegar:
S�, ale pie�� si� nie rozlega.
Rupiecie strych�w - marno��, marno��,
Znieruchomienie i umar�o��...
"Ksi�ga, gdzie niezapominajka
Drzemie" - zn�w martwo��, zaprzestanie,
Jak zegar, skrzypce: bezruch, trwanie. -
Dzieci�stwo, pe�ne sn�w, oniemie�...
Znam to. Przychodzi chwila czasem,
Gdy znu�� si� ha�asem gwar�w
I nagle czuj�, jak na ziemi�
�mier� spada. Os�upia�y, drzemi� -
..."By�y dzieci�stwu memu lasem
Czar�w... Zbiera�em zardzewia�e
Klucze" - - I zn�w rupiecie, graty,
Jak zegar, skrzypce, ksi�ga, kwiaty
I strych, i studnia - wszystko stare,
Skazane �mierci na ofiar�;
Tak od zarania do staro�ci
Trwa niszczycielskiej mocy po�cig
(I to poezja? Jak latarki
Magicznej cuda na tapecie?).
Wszystko jak ja: motyle, marki,
Odjazdy w wszystkie �wiata cz�cie,
Sen niedorzeczny... sen jak szcz�cie...
Jak on wie wszystko, ten czarodziej...
We Lwowie? Nie. To by�o w �odzi.
To by�o wsz�dzie i tak samo!
Tak, to poezja, bo - to samo...
Raptem z altany mnie wygoni.
Id� jak ksi�dz z modlitewnikiem,
Modl� si� szeptem o jab�oni,
O srebrnych brzozach nad strumykiem,
O deszczu sennej monotonii,
O rozhukaniu dzwon�w dzikiem
I - "gdy mi wspomnie� dzwon dzi� dzwoni,
Stary �al moim jest dzwonnikiem".
Modl� si� w s�odkich i gor�cych
Ustach, gdy pachnia� bez w ogrodzie -
Ach, i to tak�e by�o w �odzi,
Pod nocn� burz� drzew szumi�cych!
Od wolnych ptak�w i od w��cz�g
Radosnej si� m�dro�ci ucz�,
Bez celu id� w �wiat, jak oni,
Przysz�o�� weso�ym witam krzykiem
(I gdy mi wspomnie� dzwon dzi� dzwoni,
Stary �al moim jest dzwonnikiem...).
...I tak, w skrzydlaty prawie spos�b,
Na wierszach p�yn� przez letnisko...
Wtem szepty s�ysz� innych g�os�w,
Tak blisko!
I taka jasna dal za rzek�,
Taki na prawo b�r ciemnieje,
Na lewo tak si� ��ka �mieje
Pod bia�oz�ot� s�o�ca spiek�,
Taka t�sknota za dalek�,
Za zb��kitnion�, legendarn�
Mi�o�nie wznosi si� pod gard�o
I przejmuj�co bzami dysze,
W rytmy uwodzi i ko�ysze
W takie tkliwo�ci i bezkresy,
�e, bazgrz�c ksi��ki marginesy,
W s�siedztwie Staffa wierszyk pisz�!
Autor wyra�a tam sw�j podziw
Dla dnia letniego i przyrody,
O�wiadcza, �e po polu chodzi,
Ub�stwia ��ki i ogrody,
Pr�cz tego za� - dla pewnej panny
Odczuwa afekt nieustanny,
A widz�c nieba wspania�o�ci
I kwiaty na rodzimej glebie,
Jak afekt ten wyrazi� - nie wie,
Wi�c zapytuje w naiwno�ci:
"Jak�e ci powiem o mi�o�ci,
Je�eli wi�cej kocham - ciebie!..."
...Kpisz sobie z niego, kpisz, poeto.
Nie�adnie, mistrzu. Sp�jrz: biedaczek
Nieomal ze wzruszenia p�acze.
Nie wolno, mistrzu. K�ad� veto.
Nie umie tak jak ty, magiku
Spod ciemnej gwiazdy, strof budowa�,
M�ody jest, trzeba mu darowa�,
Kocha si�, zmartwie� ma bez liku...
Niech sobie b�d� "szcz�cia w�o�ci",
Przepu�� mu tak�e "�ni� jak w niebie",
Jeszcze nie umie dobrn�� pro�ciej
Do tego swego "...o mi�o�ci,
Je�eli wi�cej kocham ciebie".
...Ch�opcze! przepraszam najgor�cej.
Doprawdy, ju� nie b�d� wi�cej...
B�ogos�awi�c� r�k� k�oni
Kpiarz stary nad tym biednym smykiem
I - gdy mi wspomnie� dzwon dzi� dzwoni,
Stary �al moim jest dzwonnikiem.
IV
Sp�akany, lekki i pokorny,
Zamykam ksi��k� i odchodz�.
Wracam do willi. A po drodze
By� sad. BY� SAD. Zauwa� plagiat,
Dwus�owy wprawdzie, lecz bezsporny.
Lecz jaka� poetycka magia
Ten fakt wczaruje w nowe formy,
Oryginalne, w�asne? Rad bym,
Ale nie b�d� usi�owa�
Dwu s��w ubiera� w nowe s�owa.
Pisz�: "by� sad", bo w�a�nie sad by�:
Mizerny, rzadki i zwarzony,
Z ubogim sadownikiem-�ydem,
Co klepa� w nim nie tylko bid�,
Lecz i obuwie roz�a�one
Letnik�w. Gdy owoce nie sz�y,
Podci�ga� bud�et przez podeszwy
I jako tako w ci�gu lata
�atami n�dz� swoj� �ata�.
Zgarbiony, z g�ow� pochylon�,
Pod grusz� wapnem pobielon�,
Na niskim sto�ku, przed stolikiem,
W brudnej koszuli, zaro�ni�ty,
Obdarty, siedzi nad trzewikiem
Mi�dzy kolana zaci�ni�tym,
M�otkiem zel�wk� przybijaj�c,
Drewienka szpilek w ustach maj�c.
Umorusani, zasmarkani,
W czapkach i brudnych ta�esikach,
�a�� synkowie sadownika
Zbieraj�c z trawy udeptanej
Twarde jak kamie�, cierpkie gruszki,
�e na my�l sam� bior� dreszcze;
Dziewczynka za�, niemowl� jeszcze,
Z trudem czo�gaj�c si� po ziemi,
Chce r�czynami ruchliwemi
Z�apa� tekturk� po pude�ku
Od gilz - i uj�� jej nie mo�e,
Wi�c co� gaworzy i gaworzy...
Skrzywione rozkraczy�a n�ki
I wida� wszystko. A na p�ocie
Czerwone wietrz� si� poduszki,
P�owiej�c zwolna na spiekocie,
Gdy sadownica, zn�w brzuchata,
Wy��k�a, gniewna, w barwnych szmatach,
Do �elaznego wgl�da garnka,
Paruj�cego na tr�jnogu,
Jak razem Pitia i Cyganka,
Kradn�ca tajemnice bogom.
Mijam sad, to �mietnisko ludzkie,
I dalej id�, chmurny m�odzik,
Dumaj�c o fabrycznej �odzi,
O rozpalonej n�dzy ��dzkiej.
Muskaj�c d�oni� fal� pszenn�,
Szumi�c� sennie piosnk� wiejsk�,
Sk�d chabry �miej� si� niebiesko,
Id� przez Wschodni�, przez Kamienn�,
P�nocn�, �redni�, Nowomiejsk�...
Tragarze, zgi�ci najokropniej,
Apoplektycznie purpurowi,
D�wigaj�, t�pi i surowi,
Garby skrzy� ci�kich. Gdy przystan�.
Odsapn�, wespr� si� pod �cian�,
Z twarzy ich tr�dem �r�cych kropli
Pot na pier� sp�ywa rozche�stan�...
I ja, zziajany, w strugach potu,
Dnia 10 grudnia rano,
W Brazylii, w dusznym piekle roku
Tysi�c dziewi��set czterdziestego,
Uginam si� pod kamieniami
Przera�onego serca swego,
Gdy w Londyn, tonny za tonnami,
Kiedy to pisz�, bij� bomby
I syren jerycho�skie tr�by
O pomst� nieba gro�nie wyj� -
I wszystkie p�kaj�ce bomby
W male�k� Irci� moj� bij�,
Co teraz �cie�k� inow�odzk�
Idzie �r�d zbo�a i rwie chabry...
Biegam zdyszany po Otwocku,
Szukam krzycz�cej Matki mojej,
�eby j�, biedn�, uspokoi�,
�e Ira �yje, zrywa chabry - -
I wtem pod bomb stalow� m�ock�
Wali si� Dorset-House w Londynie,
J�cz� syreny ��dzkich fabryk,
�e moja Ircia, Ircia ginie!
O, jak zawodz�! o, jak wyj�!
O, jaki �ar od rana w Rio!
I jaki zaduch w czarnym t�oku
Dnia 15 lipca, roku
Tysi�c dziewi��set dwunastego,
Gdy kurzem sypie bies p�omienny
W gardziele Wschodniej i Kamiennej!
Ba�uckie limfatyczne dzieci
Z wyostrzonymi twarzyczkami
(Jakby� z bibu�ki sinoszarej
Wyci�� ich rysy no�yczkami),
Upiorki znad cuchn�cej ��dki,
Z zapad�� piersi�, starym wzrokiem,
Siadaj�c w kucki nad rynsztokiem,
Puszczaj� papierowe ��dki
Na �cieki, t�czuj�ce t�usto
M�tami farbek z apretury -
I p�yn� w �lad n�dzarskich jacht�w
Marzenia, a za nimi - szczury.
Wiatr zawia�. A z szumnego wiewu
Nap�ywa �piew rozko�ysany
Szale�ca: J'ai heurte, savez-vous?
D'incroyable$ Florides? - Pijany
Rozbuja� statek oceany
�r�d t�oku cud�w, barw zalewu,
Ta�cz�c na pie�ni fal - i nagle:
"Je�eli jakiej wody pragn�
Tam w Europie, to ka�u�y,
Gdzie dziecko schyla si� nad bagnem
I puszcza o zmrokowej chwili
Statki w�tlejsze od motyli"...
Ale wjecha�a na podw�rze
Kloaczna beczka z pomp� ss�c�;
P�kolem staj� wi�c przy dziurze,
Wpatrzeni w g�st� ciecz chlupi�c�,
Gdy wtem, przez obszarpan� zgraj�
Dzieci z s�siedztwa otoczony,
Zjawia si� skoczek upragniony,
Niedo�cigniony wz�r artysty;
Zdejmuje palto i zostaje
W trykocie, brudnym, bo cielistym,
Z pstrymi skrawkami szcz�cia na nim.
Rozk�ada p�owy sw�j dywanik,
Wyjmuje z worka trzy butelki
I - patrz! - w powietrzu pisze niemi
Nieustaj�cy bieg �semki.
Dzieci s� w niebie. A na ziemi -
Na ziemi, gdy tak w polu stoj�
(A dawno stoj�, os�upia�y),
K�osy si� wiatrem rozechwia�y,
A z nimi - proste my�li moje:
�e te� tym ludziom braknie chleba!
�e te� si� im tak m�czy� trzeba!
�e te� z tych �an�w �yciodajnych,
Ze szczodrych, t�ustych, urodzajnych,
Ze z�otych, srebrnych, takich cudnych,
I z blasku b��kitnego nieba
�ycie odrzuca tym n�dzarzom
�ebraczy k�s czarnego chleba,
Zaduch ba�uckich "stancji" brudnych,
Wszy, co po bladych dzieciach �a��,
Sam� brzydot� i ohyd�
Z kloak� i szczurami z�emi!...
Tak sobie my�l�c, dalej id�
Po niepoj�tej, pi�knej ziemi.
Rozwa�aj�cy bo�e dzie�o
Cudowne, n�dzne i z�owieszcze...
Dwadzie�cia osiem lat min�o,
Wci�� id� - i wci�� nie wiem jeszcze.
Staj�, "go�ci�c�w kr�l, w��cz�ga",
Przed ch�opsk� chat�. Dach jej stromy,
Spadzista strzecha ziemi si�ga
Zwichrzon� brod� burej s�omy.
Mech, szary liszaj spopielony,
W szczeliny powtykany, sterczy
Jak siwe k�aki starczej piersi
Dziadygi, co na progu sieni
Siad� w gaciach, �mi�c machork� czarn�...
Przedpotopowe w sieni �arno,
Prosiak pomyje z garnka siorba,
W izbie na stole jedna miska
Z ja�ow� pack� dla sze�ciorga,
Baba wnukowi w g��wce iska,
Dzieci i kury na pod�odze,
Dym, zaduch, kwa�ny chleb razowy,
Gliniasty jak pod�oga w izbie...
Wypijam mleko i wychodz�
Od dobrej pani Micha�owej
I dalej id� - a po drodze
Coraz gwa�towniej, coraz g�ciej
Wyrywam z ziemi gar�cie zbo�a,
Szarpi� i depc� ziemskie - szcz�cie?
Nieszcz�cie? Rado��? Kl�sk�? - nie wiem!
Bunt, rozpacz, pasja, w piersi po�ar,
P�dz� jak pocisk gnany gniewem!
Sad - ��dzkie dzieci - ch�opska n�dza -
A ziemia �yzna, szczodra, t�usta,
A s�o�ce czystym z�otem chlusta!
Tak! pocisk, kt�rym bunt pop�dza!
Uderzy�! rozbi�! Zmia�d��! zburz�!
Zbuduj� nowy! Pomszcz� n�dz�!
Wyrw� z�o! zetr�!
Ojciec w biurze
Pisze i pisze w g��wnej ksi�dze
Ju� nie jednego - wszystkich bank�w,
Fortuny pan�w fabrykant�w,
Zadowolonych posiadaczy
Pa�ac�w, karet i brylant�w.
"Ojcze!" - w dalekie krzycz� pole -
"Widzisz t� butl� na twym stole?
Chwy� j�! Syn ka�e! Podnie�! Przechyl!
Zalej maj�tki ich rozd�te!
Czerwonym chlu�nij atramentem
W t� g��wn� ksi�g�, gdzie przekl�te
Wpisujesz zbrodnie ich i grzechy!"
...Nad kolosaln� mord� miasta,
Bruzdami ulic pooran�,
Z zapiek�� rewolucji ran�,
Mord� o m�tnych podw�rz wzroku,
W kt�rym gniew czasem b�yskiem stali
Lub �un� ognia si� zapali,
Ustach gotowych do krwotoku,
O z�bach czarnych k� z�batych,
Mord� oknami dziur dziobat�,
W wypiekach fabryk, w�grach t�oku,
Z�art� kwasami chemikalii,
Drgawi�c�\r epilepsji wrzecion,
Gdy pas�w, nici, k� zamieci�
Maszyna trzaskaj�ca chlasta,
Nad kolosaln� mord� miasta,
Kt�r� niedawno pr�g� przeci��
Ka�muk z kolczykiem, dawszy szabl� -
- Pych� komin�w w chmury wrasta
Stumilionowa Wie�a Scheibler.
W okr�g�ych lat dwadzie�cia potem,
Ju� nie "w��cz�ga, kr�l go�ci�c�w",
Lecz wa�niak z w�asnym samochodem,
Wpad�em tam: wspomnie� lata m�ode,
Odwiedzi� le�nych pobratymc�w,
Poduma� nad kamiennym sto�em,
Jak nad m�odo�ci �wie�ym grobem,
Po�egna� star� wie� nad rzek�,
Powita� �ycie wolne, nowe -
I napi� si� zimnego mleka
U dobrej pani Micha�owej...
Ju� jej nie by�o. By�a inna.
I inny dziad w zapad�ej chacie
Te same zgrzebne nosi� gacie,
Machork� �mi�c. Na starczej piersi
K�pami siwe w�osie sterczy,
Jak mchu zesch�ego liszaj szary
W zapchanych szparach chaty starej,
Co brod� strzechy si�ga ziemi...
Przedpotopowe �arno w sieni,
Prosiak pomyje z garnka siorba,
Babka wnukowi w g��wce iska,
W izbie na stole jedna miska
Z ja�ow� pack� dla... o�miorga.
Dzieci z kurami na pod�odze,
Dym, zaduch, kwa�ny chleb razowy.
Wypijam mleko i wychodz�
Od spadkobierc�w Micha�owej...
V
Kurz - konie - pow�z - i� powozu
Wysiada Mg�a - U�uda - Poz�r -
Bzem wieje - srebrnym bzem z tumanu
Mglistego snu. "Dzie� dobry panu".
vi
Zabawa dzisiaj w Inow�odzu...
We� du�y szklany s��j pami�ci
I nasyp chciwych wpatrze� swoich
W �ywy za szyb� sen dzieci�cy,
Gdy przed Matiatki sklepem stoisz
(Obok Baptyst�w, na Andrzeja,
Tam gdzie przecina j� Aleja):
Gdzie kordelasy, strzelby, flasze,
Jelenie rogi, patrontasze
I g�owa dzika, kt�ry k�ami
�ciska kopert� z celofanu...
W niej - tysi�c Sjam�w, Kong, Tasmanij,
Boliwij, Sumatr i Sudan�w.
Zamy�l si� sypk� mieszanin�
Marze� o markach i wyprawach
My�liwskich - pstrych jak d�wi�ki imion
Onych Gwatemal i Nikaragw.
Wrzu� j� do s�oja. Potem dodaj
Zmru�onych spojrze� przez krysztalik
�yrandolowy, gdzie si� pali
Bengalska i spektralna woda.
�ci�gnij oczyma blask z motyli
I z "beija-flor�w" tej Brazylii
(Tak zw� kolibry: "ca�uj-kwiatki",
Bo dziobkiem w�a�� mi�dzy p�atki).
Wstrz��nij - i napu�� w szk�o pami�ci
Iluminacj� Barwistanu,
Gdy dzie� przymierza swego �wi�ci�
Z w�adc� Vangoghii i C�zannu.
Przysyp to szeptem ust subiekta
(Ach, gdyby� wiedzia�, jak on szepta�!),
Co jest w klientce zakochany,
Gdy jej zachwala kreton tani
Na wyprzeda�y wielokwietnych
Resztek, prze�wietnych i tandetnych:
Ceny zni�one, g�os �ciszony
W temperaturze podwy�szonej;
P�yn� metrami odwijane
Kwieciste �aszki nieprzebrane
I p�yn� nieprzerwane, mi�e
Szepty kwieciste i zawi�e.
Wrzu� i to niebo nad Czorsztynem
Po burzy apokaliptycznej
(Burzy, co mia�a dwie przyczyny:
Bo�� i moj�: narodziny
Zdrady i rany, i zawycia);
I wywr�� S�ownik Stuj�zyczny
Imperatrycy Katarzyny
(P�onne marzenie mego �ycia!
Zeszed�bym po t� ksi�g� w Hades!
I nie zast�pi� mi jej nigdy
Adelungowy "Mithridates").
Wpu�� te� t�czowy wspomnie� balet
O widmach kwiat�w zza witra�y
I z najfantastyczniejszych palet
Wygnioty z tubek i rozmazy,
Przemieszaj wszystko kilka razy
I w s�o�cu postaw s��j pami�ci,
I patrz przez brylantow� pryzm� -
- Je�li chcesz ujrze� pstrokacizn�
w bukiecie naszym go�ci
W ca�ej ich przekolorowo�ci.
Patrz - w�a�nie na promieniach s�o�ca
Wje�d�a, confetti barw sypi�ca
W centrum bukietu, banda pijana
"Lwich pyszczk�w".
Przyjrzyj si� tym pyszczkom.
Rozdziawi�y si� wszystkie i piszcz�
{Rozgardiaszem weneckiej zabawy
W lesie,
Gdzie skacz�ce letniaczki si� mizdrz�,
Gdzie si�
Sypi� pstre confettiowe kurzawy.
Galopada mieszcza�ska �r�d sosen,
Miotaj�ca farbiarskim bigosem
Stroj�w,
W bachanalii si� wije i niesie
W znoju
Pod dyndaniem, lampion�w po lesie - -
Lampion�w, feston�w, kreton�w, pompon�w,
Krawat�w rozwianych, kolorowych balon�w,
W girlandowym unosi si� roju.
Ju� z lwich pyszczk�w - lwie pyski w orkiestrze:
To puzony mosi�ne dm� w przestrze�,
Wydymaj� balony, syfony,
Mno�� pstre kotyliony w miliony!
Dm� - i z tr�b wyfruwaj� tancerze
(Z tr�b, co l�ni� jak kuchenne mo�dzierze):
P�uc wydechem ich tr�bacz wyrzuca,
Potem wdechem zn�w wch�ania ich w p�uca,
Wi�c lataj� jak ptaki na wichrze
Straszne pyszczki letnik�w, wci�� dziksze...
...Ju� z lwich pyszczk�w - sto pysk�w (parzystych
Twarzy),
"W wiruj�cym kolisku m�tniej�
Pary,
Ze student�w, dentystek i i apte-
karzy,
Z pa� rozgrzanych, podlotk�w i "komi-
niarzy"
Ko�uj�cy si� zrobi� karuzel
Szary.
Ja - w�dk� za w�dk� w bufecie...
Oczami po sali drewnianej -
I serce mi wali.
Pijany.
(Czy pami�tasz?)
orkiestra
powoli
opada
przycicha
powiada,
�e zaraz
(Czy pami�tasz, jak z tob�...?)
ju� znalaz�
m�j wzrok twoje oczy,
ju� id� -
po drodze
zamroczy -
ju� zaraz
za chwil�...
(Czy pami�tasz, jak z tob� ta�czy�em?...)
podchodz�
na palcach
i naraz
nad g�ow�
grzmotn�o do walca
i porywam - na �ycie i �mier� - do ta�ca.
Grand� Valse Brillante
Czy pami�tasz, jak z tob� ta�czy�em walca,
Panno, madonno, legendo tych lat?
Czy pami�tasz, jak ruszy� �wiat do ta�ca,
�wiat, co w ramiona mi wpad�?
Wyl�kniony blu�nierca,
Dotula�em do serca
W utajeniu kwitn�ce, te dwie,
Unoszone gor�co,
Unisono dysz�ce,
Jak ty ca�a, w domys�ach i mgle.
I tych dwoje nad dwiema,
Co te� s�, lecz ich nie ma,
Bo rz�sami zakryte i w d�,
Jakby tam w�a�nie by�y
I b��kitem pie�ci�y,
Jedno t�, drugie t�, p� na p�.
Ro�nie grom i strun, i tr�b,
Ro�nie kr�g i zachwyt r�k,
Coraz wi�cej kibici
Chciwe rami� ochwyci,
�wi�tokradczo nape�za
Dr��ca r�ka na p�k
dr��cy,
Hucz� s�o�ca grzmi�cych tr�b,
Ko�uj�cy ro�nie kr�g,
P�dzi zawr�t
kolisty
Po elipsie
falistej,
Jednom�tnym rozp�ywem wiruje jak b�k.
Gdy przez sufit przetaczam -
Nosem gwiazdy zahaczam,
Gdy po ziemi m�ynkuj�, ..
To udaj� si�acza.
W�t�e mi�nie napr�am,
Pier� cherlaw� wyt�am,
B�dziesz mia�a atlet�
I huzara za m�a.
Wniebowzi�tym be�kotem
O zabawie co� plot�,
B�dziesz mia�a za m�a
Sko�czonego idiot�,
S�uchasz, ch�odna i obca,
Cudo-ch�opca, co hopsa,
�eby� mia�a za m�a
Wytwornego �wiatowca.
A tu noga ugrz�z�a,
Drzazga w dziurze uwi�z�a,
Bo ma dziur� w podeszwie
Tw�j pretendent na m�a.
Ale szarpn� si�, wyrw� -
I ju� wolny, odesz�o,
I walcuj�, szuraj�c
Odwini�t� podeszw�.
Z jak�� gracj� diabelsk�,
Czardaszowo-w�giersk�,
Czarcie kr�gi zataczam
T� przekl�t� podeszw�,
Trz�s� ty�kiem �atanym
I na pysku mam �at�,
Sze�� kopiejek w kieszeni
I nic wi�cej poza tem.
Palce lewej mej d�oni,
Dziarsko w bok odrzuconej,
Mi�dzy palce twe wchodz�
I znajduj� pier�cionek,
Zaciskaj� si� kleszcze -
Cho� krzykn�a�, to jeszcze!
Niech ci� boli, ty pod�a,
To k�eczko z�owieszcze.
Ja ci inny dam pier�cie�:
Ja ci moim nieszcz�ciem
�liczn� szyjk� owin�
Jeszcze przed tym zam�ciem.
M�ciw� p�tl� zacisn�
T� �ab�dzi�, t� wonn�,
B�dziesz ta�czy� na stryczku,
Wiaro�omna madonno.
Kr��y ko�o powro�ne i podnosi si�, zw�a,
Po wariacku wywija tw�j pretendent na m�a,
A w to ko�o si� wta�cza fabryka�cza szara�cza,
Pan w�a�ciciel, posiadacz, kareciarz, brylanciarz!
Jak z piekielnej czelu�ci, wyskakuj� ci t�u�ci,
Odbijaj� ci�, kradn�, ci z�odzieje, oszu�ci,
W pulchne �apska ci� chwyc� - �ywo, w supe�, p�tlico!
I ty w w�ze�, berli�ska tajemnicza ulico!
Sercem teraz (zmi�uj si�, zmi�uj),
Echem teraz (mi�uj mnie, mi�uj),
Zlituj si�, daruj, po�a�uj,
We� w ciemny las - i zaca�uj,
Szeptem teraz, cich� namow�,
Szeptem tajnym, �alem-�a�ob�,
P�ynn� melodi� - zwolnion� -
W las ci� wyta�czam, madonno...
Tajnym szeptem
�a�ob�
Czy pami�tasz,
jak z tob�
W ciemny las mego �ycia wkroczy�em -
Czy pami�tasz, jak z tob� ta�czy�em
walca -
Moja najbli�sza -
i najdalsza -
i najdalsza -
Ta�czy�a� z obcym - z twoim m�em...
Z twoim m�em... z tamtym ch�opcem
I powolutku
w ten las
na palcach
walca...
- I jak za nami, sun�c w�em,
Ruchami spr�e� i rozpr�e�,
Sycz�cy, wieczny, niewidzialny,
W�lizn�� si� w le�ne uroczyska,
Pijan� pian� tocz�c z pyska,
On - nienawistnik, Gad Fatalny.
VII
A tam ju� rojno. Go�ci tyle
Wtargn�o rozigran� zgraj�,
�e ju� i pszczo�y zagl�daj�,
�e przysiadaj� ju� motyle,
Aby po�ywi� si� na nowym
Nieznanym klombie ogrodowym.
Jak wypalane w aksamicie
Serduszka, w barwach pawiookie,
Bratki, z ciem nocnych konwertyci,
Kucn�y p�czkiem pod r� bokiem:
Gdy si� im przyjrzysz, zauwa�ysz
Upiorkowaty wyraz twarzy,
Us�yszysz kazirodcze szepty,
Jak bratek uwi�d� kwietn� siostr�...
Ju� i mieczyki stercz� ostre
I s� strzeliste jak afekty...
Ju� pachnie groszek najwonniejszy,
Matki mej kwiat najulubie�szy,
I inne godne podziwienia,
Ale nie znane mi z imienia
Dzwoneczki, uszka, mordki, pyszczki,
Miseczki, czarki i kieliszki,
A wszystko wita si�, ca�uje,
Pozdrawia, gwarzy i plotkuje,
Zazdro�nie na �adniejsze �ypie,
B�yszczy, dygoce, oczka sypie,
Podzwania, mruga, zerka, wzdycha,
Na pierwsze miejsce si� wypycha,
Tr�ca si�, gada, opowiada
Okropne rzeczy o s�siadach,
Po nogach depce si�, uwija,
Przewagi cudzych barw wypija,
Wo� w�asn� wzmaga, inne t�umi,
Podkre�la wy�szo�� sw� w tym t�umie -
"Yanity Fair" lub imieniny
Prowincjonalnej staro�ciny!
Mistrz mruczy, chrz�ka, zrz�dzi, warczy,
U�miechem karci dobrodusznym
Niesfornych kwiat�w zgie�k jarmarczny,
Rozkazom jego niepos�uszny,
Tutaj da klapsa, tu zn�w r�k�
Zg�szczenia barw rozlu�nia mi�kko,
K��b dymu kwiatom pu�ci w oczy,
Gdy si� zanadto bractwo t�oczy -
Nic nie pomaga. Jak dzieciarnia,
Gdy rozkrzyczan� mitygujesz,
Na z�o�� zaczyna, g�o�niej, gwarniej
I jeszcze j�zyk pokazuje,
Tak si� kwiecista pepiniera
Rozzuchwali�a na weso�o...
Mistrz surowieje, marszczy czo�o
I rozbiegane my�li zbiera.
Poci�gn�� cuga. Postanowi�:
Swobody ujmie bukietowi.
Wi�c by go st�umi�, �ciszy�, przy�mi�
(Rym podpowiada: "umistyczni�",
Ale to by�aby przesada),
Ogrodnik mu ob�oczno�� nada:
Otuli bukiet senn� chmurk�,
Kt�ra nazywa si� "przybi�rk�".
Ona naj�liczniej i najpro�ciej
Poskromi owe jaskrawo�ci.
Jest to koronka, jest obs�ona,
Mgie�ka przez sito przepuszczona,
Perlisty dymek nik�ych kwiecin,
Ro�ne, tiulowe oczka sieci,
Gazowy welon, szron ro�linny,
Drobniutka manna z kwiat�w innych,
Maczek konwalii bardzo m�odej,
Kaszka z kropeczek srebrnej wody,
Fontanny wonnej rozpylenie,
Sen przypr�szony jasnym cieniem,
Kurzem �wietlistym... prochem czasu...
Bukiet si� mglist� z�ud� zasnu�...
Szepc�c ucicha... milknie... zasn��.
Zmierzch na ogrodzie - i mg�a siwa
Nisko po ��kach si� rozp�ywa,
I siwa nad bukietem g�owa
" Chyli si�... twarz �r�d kwiat�w chowa
I ju� zostaje w nim strace�czo:
I gr�b ma z kwiat�w, co j� wie�cz�.
ROZDZIA� DRUGI
O, siwa mg�o! O, srebrna mg�o!
O, szara mg�o! O, mg�o bez ko�ca!
Jakbym przez zadymione szk�o
Przygl�da� si� za�mieniu s�o�ca:
Gdy si� spacerem lekko sz�o -
O, g�sta mg�o! wci�� g�stsza mg�o! -
Sto razy tam i sto z powrotem
Pomi�dzy Kr�tk� i Nawrotem.
Przez welon �ez, przez szary szron,
Przez mglist� gaz� p�widom�
Zn�w widz� ka�dy sklep i dom,
I ka�de okno w ka�dym domu.
Przez welon �ez, przez szary szron
Najbli�ej do rodzinnych stron,
Bo gdy tak mgli�cie jest, to w�a�nie
T�sknocie l�ej, wspomnieniom ja�niej.
Dzi� w Rio d�d�ysty polski dzie�
I polskie chmury niebo kryj�.
Jak okr�t-widmo, okr�t-cie�,
Dzi� ��d� wyl�dowa�a w Rio.
Jak zawsze, deszcz wyci�ga mnie
Na spacer... Avenid�? Nie.
Od Kr�tkiej do Nawrotu. Potem
Sto razy tam i sto z powrotem.
Rozdzia� z dziecinnej "Farbenlehre":
�r�dmie�cie ma ziemist� cer�,
W bramie robotnik usiad� stary,
Suche kartofle z miski je,
A kolor jego ��toszary,
Bo g�odno, ch�odno, brudno, �le.
Na cmentarz ��ta tr�jka wiedzie,
Do domu sz�stka granatowa,
Zielon� czw�rk� si� dojedzie
Do zielonego Helenowa.
Popatrz na usta tej dziewczyny,
Podr�cznej z magazynu m�d:
A kolor ich niebieskosiny,
Bo smutno, trudno, ch��d i g��d.
Pi�tka, spod lasu, te� zielona,
Lecz bia�ym pasem przedzielona;
W tryby maszyny rozp�tanej
Robotnik rzuca resztki si�,
A kolor jego o�owiany,
Bo na nim metalowy py�.
Dziesi�tka jest niebiesko-bia�a,
Dw�jka czerwi