1429

Szczegóły
Tytuł 1429
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

1429 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 1429 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 1429 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

1429 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Autor: Ian Watson Tytul: Peruka z krwi i ko�ci (Flash of Her Hair) Z "NF" 6/92 Powiew musn�� moj� twarz, Zje�y�y si� w�osy na mym ciele (Ksi�ga Hioba 4,15) Postanowi�em wraca� z Japonii do Europy statkiem handlowym. S�dzi�em, �e tak b�dzie taniej ni� samolotem - zreszt� nie lubi� lata� - a ponadto mia�bym czas na doko�czenie szkicu ksi��ki o japo�skim teatrze lalek. Wcze�niej rozwa�a�em mo�liwo�� podr�y statkiem z Jokohamy do Nachodki, a dalej kolej� transsyberyjsk� przez ocean l�du. Lecz taka podr�, cho� ta�sza, a przy tym kr�tsza ni� rejs morski, wzbudza�a moje obawy sw� uci��liwo�ci� i brakiem wyg�d. Ponadto chcia�em jak najd�u�ej zatrzyma� w duszy nastr�j japo�szczyzny, aby - przelany w powstaj�c� ksi��k� - przyczyni� si� do jej sukcesu. Dlatego te� nag�a konfrontacja z Syberi� w poci�gu pe�nym, jak sobie wyobra�a�em, samowar�w, babuszek, mundur�w wojskowych i t�ocz�cych si� wielonarodowych podr�nych, �ci�ni�tych jak sardynki w puszce, wyda�a mi si� wr�cz niewskazana. S�dzi�em natomiast, �e po�r�d pustki Pacyfiku m�j japo�ski nastr�j skrystalizuje si� przybieraj�c posta� najodpowiedniejszych s��w. Tam m�g�bym medytowa� w pe�nym skupieniu, siedz�c przy ulubionej maszynie napisa� stroniczk� lub dwie, potem wsta� i przej�� si� po pok�adzie, ca�kowicie oderwany od �wiata, zdolny duchem powr�ci� w czasy Chikamatsu. Pasa�er�w - intruz�w by�oby niewielu, najwy�ej dziesi�ciu. Nie m�wiliby moim j�zykiem, wybra�bym bowiem obcy statek, ani w�oski, ani japo�ski. (Siebie uwa�a�em cz�ciowo, duchem przynajmniej, za Japo�czyka.) Nadchodz�ce tygodnie mia�y by� dla mnie okresem �agodnego odstawiania od piersi mej ukochanej Japonii i - ci�gn�c metafor� - spokojnego dojrzewania mojej ksi��ki. Mia�y te� okaza� si�, ju� od pierwszych dni, fataln� pomy�k�. Zarezerwowa�em miejsce na "Lubece", kontenerowcu wyruszaj�cym w rejs z Jokohamy, dwadzie�cia tysi�cy kilometr�w non-stop, drog� przez Kana� Panamski. Gdy si� jest na drugim ko�cu �wiata, wydaje si�, �e W�ochy i Niemcy dzieli kr�tka podr� kolej�. Poza tym w Lugano, w Szwajcarii, mia�em kilkoro przyjaci�, kt�rych, przed udaniem si� ku majestatycznej dekadencji rodzinnego domu w okolicach Palermo, gor�co pragn��em odwiedzi�. Po przyje�dzie z Kioto poci�giem pozwoli�em sobie na luksus i wzi��em taks�wk� ze stacji w Tokio a� do dok�w mia�em bowiem sporo baga�u. Taks�wka, podobnie jak wszystkie, pomalowana by�a w niesamowite, ��to-czerwone pasy, a z odtwarzacza stereo wydobywa�y si� d�wi�ki francuskich piosenek. Lecz by� w niej r�wnie�, przyczepiony z ty�u do siedzenia kierowcy, emaliowany wazonik, w nim za� delikatna kompozycja z kwiat�w. Pogratulowa�em sobie, �e w ten spos�b �egna mnie prawdziwa Japonia. Kierowca m�g� sobie wygl�da� jak gangster i tak samo prowadzi� swoj� toyot�, lecz ka�dego ranka przed wyj�ciem do pracy z przej�ciem uk�ada� bukiecik ze �wie�ych kwiat�w do swojego samochodu. Gdy przyjechali�my do portu, by�o wczesne popo�udnie. Odprawi�em baga� na cle, po czym kierowca zr�cznie poprowadzi� mnie do "Lubeki", gdzie pom�g� mi wnie�� torby i rzeczy po trapie na pok�ad. "Ch�opiec okr�towy" - je�li jest to w�a�ciwe okre�lenie dla bardzo wysokiego blond okazu rasy nordyckiej - wyprosi� taks�wkarza na l�d, a sam zaj�� si� mn�, prowadz�c do kabiny oraz informuj�c bezb��dn� angielszczyzn�, �e kolacja zostanie podana o dziewi�tej trzydzie�ci, a z portu wychodzimy z odp�ywem o trzeciej nad ranem. Po czym znikn��. Rozejrza�em si� po ma�ej kajucie z zadowoleniem. By�a bardzo �adna i schludna, w jasnych, pastelowych kolorach. Znajdowa�a si� tam pojedyncze ��ko-koja, stoliczek, wymarzony pod maszyn� do pisania, krzes�o i obrazek na �cianie przedstawiaj�cy, oczywi�cie, statek handlowy na pe�nym morzu. Powiesi�em ubrania w szafie, rozpakowa�em maszyn� do pisania - uk�on w stron� intencji - po czym, pod wp�ywem nag�ego impulsu, zdecydowa�em si� zej�� na l�d i spojrze� na Japoni� jeszcze jeden, ostatni raz. Z�apa�em jak�� taks�wk� poluj�c� w dokach na klienta i kaza�em si� zawie�� na handlow� ulic� Motomachi - by�em, w ko�cu, bona fide, turyst�. Stamt�d, w miar� jak zapada� zmierzch, pow�drowa�em do dzielnicy chi�skiej, do restauracji, w kt�rej podawano surowe ryby. Po raz ostatni zjad�em kolacj�, na kt�r� sk�ada�y si� paski oleistego mi�sa tu�czyka na kulkach ry�u i flaszeczka sake. Oko�o dziesi�tej wr�ci�em na "Lubek�". Do tamtej pory nie spotka�em na statku nikogo opr�cz ch�opca okr�towego, Klausa. Kiedy nast�pnego dnia zbudzi�em si� na d�wi�k gongu wzywaj�cego na �niadanie, kt�rym podzwania� kto� w korytarzu id�cy wzd�u� kajut, statek by� ju� daleko w morzu, ko�ysz�c si� �agodnie z lewej burty na praw� i z powrotem w ponadczasowym rytmie morskiej podr�y. Pr�dko wzi��em prysznic, oskroba�em twarz i by�em w jadalni w siedem lub osiem minut p�niej. Od tej chwili zacz�o si� publiczne upokarzanie. Upokarzanie, kt�re, w szoku pierwszej chwili, odebra�em jako skierowane wy��cznie do mnie, lecz szybko poj��em, �e dotyczy w r�wnej mierze o�miu os�b, nas, pasa�er�w z biletami, lub ofiar. By�a to bowiem zabawa kapitana i oficer�w. Moja inicjacja w grze nast�pi�a prawie natychmiast. Kapitan, m�czyzna o czerwonej twarzy i mi�sistych d�oniach, podni�s� si� i przedstawi� mnie, Gina Landolfi, drugiemu oficerowi, Herr Jungerowi (podr�owa� z c�rk�, kt�ra zajmowa�a jedn� z kajut pasa�erskich), g��wnemu mechanikowi, Herr Hausmanowi oraz stewardowi Herr Grunewaldowi, kt�ry zaj�ty by� podawaniem �niadania. Nast�pnie pozosta�ym pasa�erom. By�y tam trzy brytyjskie pary oraz szesnastoletni ch�opiec, Japo�czyk. (Oczywi�cie, fakt, �e tak wielu Brytyjczyk�w na raz trafi�o si� na niemieckim statku, spowodowa� znaczne przy�pieszenie tempa "zabawy"). Win� za t� sytuacj� przypisuj�, po cz�ci, Brytyjczykom, kt�rzy robili wszystko, by przemieni� obecnych tam Niemc�w w ich w�asne karykatury. Lecz nie tylko, jak mia�em dopiero odkry�... LECZ NIE TYLKO! Siedzieli�my wszyscy przy ogromnym stole, kt�ry jak st� bilardowy, mia� wystaj�c� kraw�d�, zapobiegaj�c� spadaniu szklanek i talerzy na pod�og�. "Lubeka" najwyra�niej nie mia�a stabilizator�w. Mog�a �eglowa� szybciej, wkr�caj�c si� g�adko mi�dzy fale, za to mocno ko�ysa�a si� na boki. Za moim krzes�em znajdowa�o si� szerokie okno. Na �cianie przede mn�, za krzes�em kapitana, wisia�o pogodne malowid�o przedstawiaj�ce pa�ac Sans Souci w Poczdamie. - Jedn� spraw� musz� postawi� zupe�nie jasno, panie Landolfi - powiedzia� kapitan, a jego twarz zabarwi�a si� nagle na buraczkowo. W�a�ciwie to grzmotn�� pi�ci� w st�, a� zad�wi�cza�y sztu�ce. - To jest m�j statek i tutaj b�dzie pan s�ucha� mnie. Wczoraj zosta� pan zaproszony na kolacj�. NIE BY�O PANA. Na tym statku b�dzie pan robi� to, co ja rozka��. Czy to jest jasne? Zawsze uwa�a�em, �e W�osi s� nieodpowiedzialni. Czy pan te� odni�s� takie wra�enie, Herr Grunewald, w czasie ostatniej wojny? Ach, gdyby nie W�ochy. - Mimochodem wskaza� dy�urnemu stewardowi, by na�o�y� stos kie�basek na m�j talerz. Rozmow� przy stole podj�to jak gdyby nie zasz�o nic nadzwyczajnego. Rozmawiano po angielsku o pogodzie, jaka mo�e przytrafi� si� na morzu. Japo�ski ch�opiec nie odzywa� si�. (By�o jasne, �e po angielsku nie m�wi prawie wcale, a po niemiecku bardzo s�abo. Ja, znaj�c j�zyk japo�ski, powinienem by� wzi�� go pod swoje skrzyd�a. Jego ojciec, fanatyczny militarysta, wysy�a� go do Niemiec, by tam zdoby� kwalifikacje pilota szybowcowego, zak�adaj�c, �e przy okazji nauczy si� m�wi� biegle po niemiecku. Pechowo jednak dla gorliwego m�odzie�ca nikt na statku nie pos�ugiwa� si� niemieckim. Tego pierwszego ranka, widz�c jak mnie skarcono - lecz nie rozumiej�c ani s�owa - wpatrywa� si� we mnie p�on�c wrogo�ci� jak pilot kamikaze.) Stwierdzenie, �e by�em wstrz��ni�ty do g��bi, by�oby niedom�wieniem. Nie b�d� szczeg�owo opowiada� wszystkich incydent�w, kt�re tak bardzo zak��ci�y m�j spok�j i udr�czy�y "japo�skiego ducha", �e po kilku dniach - maj�c przed sob� wieczno�� i niesko�czon� monotoni� pustki oceanu a� do Panamy - straci�em nadziej� na mo�liwo�� napisania cho�by jednej strony ksi��ki lub skoncentrowania si� na czymkolwiek. Wpad�em w tak wielk� rozpacz, �e rozwa�a�em nawet - prawie na serio - czy by nie wypa�� za burt�. Zrobi� COKOLWIEK, byleby tylko oddali� si� od tego nieszcz�snego statku-wi�zienia! (Powinienem wyja�ni�, �e �adownie "Lubeki" tak by�y obci��one dodatkowymi kontenerami - mocowano je �a�cuchami pi�trowo - �e z pok�adu za�ogi wystarczy�o zrobi� krok, by znale�� si� w oceanie.) Musz� jednak opowiedzie� kilka incydent�w, t�o p�niejszych wydarze�. Jak ju� wspomnia�em wcze�niej, brytyjscy pasa�erowie - z kt�rych dwoje odbywa�o na "Lubece" podr� dooko�a �wiata, za� czworo do��czy�o w Kolombo - oraz niemieccy oficerowie zaanga�owani byli w amatorskie przedstawienie, dramat odtwarzaj�cy sceny z czas�w drugiej wojny �wiatowej. Pasa�erowie grali role brytyjskich oficer�w, przetrzymywanych (wraz z ich paniami) pod stra�� brutalnie uprzejmego komendanta, zdecydowanych zachwia� jego pozycj� za pomoc� licznych acz subtelnych akt�w sabota�u - takich jak na przyk�ad dowcipne powiedzonka, kt�rych kapitan nie by� w stanie do ko�ca zrozumie�. Drobna, ale hardego ducha pani Hetherington zapyta�a pewnego razu Herr Grunewalda, zupe�nie przypadkiem i niewinnie, czy w czasie gdy s�u�y� w brunatnych koszulach, nauczy� si� kroku defiladowego; i czy to jest trudne? Ani si� obejrza�a, a ju� podstarza�y steward wyrzuca� przed siebie nogi w hitlerowskim marszu paraduj�c przez ca�y salon - dok�adnie wtedy, gdy przypadkiem pojawi� si� tam kapitan. Lecz ten "niewinny" brytyjski dowcip otrzyma� ripost�; nieco p�niej wszyscy widzieli�my, jak g��wny mechanik podni�s� praw� r�k� przed kapitanem w nazistowskim pozdrowieniu - a kapitan odpowiedzia� podobnie. Niemcy na sw�j w�asny spos�b r�wnie� byli subtelni, chocia� w odosobnieniu, na �rodku Pacyfiku, gdzie raz tylko jeden statek pojawi� si� z daleka na horyzoncie, zabawa ta stawa�a si� a� nazbyt prawdziwa. Do tego stopnia, �e gdy jaki� statek rzeczywi�cie przep�ywa� obok nas w dwa tygodnie p�niej, wszyscy pasa�erowie brytyjscy - a ja wraz z nimi - przypadli�my do burty wymachuj�c r�kami i krzycz�c "Na pomoc! Na pomoc! Ratujcie nas!" Nikt, rzecz jasna, na drugim statku nie s�ysza� naszego wo�ania; za to kapitan "Lubeki" us�ysza� je a� nadto dobrze i zbieg� do nas z mostku kapita�skiego w napadzie bezsilnej w�ciek�o�ci. Zazwyczaj posi�ki by�y dla kapitana i oficer�w czasem odwetu. Poniewa� nie mogli nas g�odzi� - op�acili�my przecie� wy�ywienie, a oni postawili sobie za punkt honoru, by�my otrzymali r�wnowarto�� co do centa - postanowili nas UTUCZY�... Karmili nas jak stra�nicy wi�zienni odpowiedzialni za zdrowie grupy g�oduj�cych sufra�ystek. Kapitan wali� pi�ci� w st� podkre�laj�c swym ulubionym gestem wag� s��w. - To mi�so by�o niez�e - wo�a� do Herr Grunewalda. - Co to by�o? (M�g� sobie pyta�. Mi�so, kt�re jedli�my, dostarczano, g��boko zamro�one, prosto z Niemiec. Nie wierzyli w aprowizacj� w obcych portach, takich jak Kolombo czy Jokohama. Czy by�a to wieprzowina, jagnina czy wo�owina, wszystkie smakowa�y tak samo.) - Przynie�� wi�cej mi�sa dla wszystkich! W stosunku do mnie by�a to wymy�lna tortura zwa�ywszy moje upodobanie do subtelno�ci kuchni japo�skiej. Szkodzi�o r�wnie� pani Hetherington, kt�ra mia�a s�aby �o��dek, ale trzyma�a si� dzielnie. Lecz by� to dopiero wst�p do doskonalszego jeszcze, sadystycznego rytua�u, kt�ry kapitan ustanowi� w ka�dy niedzielny poranek zamiast nabo�e�stwa. Zwo�ywano nas na godzin� jedenast� na g�rny pok�ad; za�oga zbiera�a si� na pok�adzie dolnym. Na haku po��czonym z wag� zawieszano p��cienne siedzenie. Byli�my publicznie wa�eni. Odczytywano g�o�no wag� danego dnia oraz dla por�wnania t� z zesz�ego tygodnia, z notesu kapitana. Za ka�dym razem za�oga wiwatowa�a lub gwizda�a, zale�nie od tego, czy - lub o ile - pasa�er przybra� na wadze. (W istocie bardzo szybko zacz�li�my wszyscy systematycznie ty�, z wyj�tkiem tylko dzielnej pani Hetherington, kt�ra, jak przypuszczam, zwraca�a ka�dy posi�ek po powrocie do swej kajuty. Szkoda, �e ja nie opanowa�em jogi w takim stopniu.) Pomys�owym wyt�umaczeniem takiego procederu, w odpowiedzi na m�j sprzeciw, by�a rzekomo konieczno�� zadeklarowania "wagi trapowej" "Lubeki" w�adzom Panamy, by zezwoli�y one na przej�cie przez Kana�. Kapitan spe�nia� wi�c tylko metodycznie swoj� powinno��. Jak mo�na by�o spiera� si� z takim - tak, tak - przeb�yskiem geniuszu? Kapitan mo�e i "wype�nia� rozkazy" swej w�asnej, natchnionej inwencji, lecz na statku zdecydowanie panowa� nie�ad. To, �e my, pasa�erowie, pr�bowali�my podkopa� jego autorytet, by�o ironi�, bowiem w�r�d za�ogi, kt�ra uwa�a�a kapitana za niezr�wnowa�onego tyrana i ob�udnego s�u�bist�, autorytet ten by� ju� mocno nadszarpni�ty. Nie wolno by�o zaprasza� kobiet na statek, a kapitan - w drodze do Japonii - wzi�� sobie pasa�erk� do ��ka. Japonk�. Kochank� na rejs. Jakby dla wyra�enia oburzenia za�ogi na takie krzy�owanie ras - lub ich zazdro�ci - chi�ski kucharz, jedyny niearyjczyk w za�odze, "wypad� za burt�" gdzie� na Oceanie Indyjskim. "Lubeka" zawr�ci�a i zgodnie z regulaminem kr��y�a w poszukiwaniu przez kilka godzin, lecz cia�a nie znaleziono. Podejrzewali�my oczywi�cie, �e zosta� wyrzucony noc� za burt�. Pod pok�adem wybucha�y walki, a jeden m�czyzna, pozbawiony przednich z�b�w, przebywa� w areszcie. Nastawienie za�ogi tego statku do ludzi Wschodu by�o dla mnie udr�k�, bynajmniej nie dlatego, �e mnie, W�ocha (gorzej, bo Sycylijczyka), uwa�ano za kogo� w rodzaju europejskiego Azjaty: �niady, pobudliwy i niesolidny. Kolejn� tortur�, zaraz po m�czarni posi�k�w, by�o hobby Herr Jungera - amatorskie filmy z jego �ycia rodzinnego, kt�re wy�wietla� w salonie po kolacji, aby nas "rozerwa�". W tej sprawie nie mieli�my wyboru. Nie mo�na by�o wycofa� si� do kajuty, aby z kopi� "Dudnienia fal w Horikawie" Chikamatsu zwin�� si� na ��ku. Pani Granger, kt�ra wraz ze swym m�em op�ywa�a �wiat tanim kosztem na pok�adzie "Lubeki" (gorzko tego �a�uj�c), usi�owa�a unikn�� jednej projekcji protestuj�c, �e widzia�a te filmy ju� dwukrotnie i robi�c k��liwe uwagi na temat jako�ci filmoteki w tym p�ywaj�cym obozie jenieckim. Wtedy kapitan dos�ownie dorwa� j� w swoje �apy, wykr�ci� jej rami� na plecy, po czym - rechocz�c jowialnie - zaprowadzi� do salonu i posadzi� w fotelu. Drugi oficer, Herr Junger, by� wielkim m�czyzn� o posiwia�ych, szale�czo rozwianych, naelektryzowanych w�osach. W czasie drugiej wojny �wiatowej p�ywa� na kr��owniku "Graf Spee". �on� zawsze zostawia� w domu. W tej podr�y wyj�tkowo towarzyszy�a mu c�rka. Rejs dooko�a �wiata by� dla niej podarunkiem z okazji dwudziestych pierwszych urodzin. Przyj�cie z szampanem mia�o odby� si� na dzie� przed Panam� - wtedy w�a�nie wypada�a data urodzin - a my wszyscy byli�my, oczywi�cie, zaproszeni. Fraulein Junger by�a do�� �adna i mia�a sporo wdzi�ku; uroczo potrz�sa�a g��wk�, kiedy by�a zniecierpliwiona. Posiada�a wszelkie zalety, tak mi si� zdawa�o, mieszcza�skiej GEMUTLICHE HAUSFRAU. Herr Junger podr�owa� z jednym jeszcze, nieod��cznym kompanem. By� nim groteskowy, czerwono-niebieski gipsowy krasnal ogrodowy o imieniu Friedolin - maskotka i powiernik drugiego oficera. Wszystkie filmy opowiada�y o przygodach Friedolina. �wiat widziany okiem ogrodowego krasnala - co zdawa�o si� sugerowa�, �e w g��bi serca Herr Junger by� sentymentalny. (Ale nie �pieszy�bym si� z uog�lnieniami na temat cech narodowych. Stereotyp jest jak przekle�stwo.) - Oto - o�wiadcza� Herr Junger - s� piramidy. A to jest Friedolin. - I dzi�ki doskona�o�ci jego kamery obydwa obiekty by�y r�wnie ostre. Friedolin wydawa� si� tak samo wielki jak Wielka Piramida. Lecz gorsze jeszcze mia�o nadej��. Friedolin, ze swym czerwonym nosem i wielkim brzuchem nap�cznia�ym od mi�sa i piwa - ten oble�ny Nibelung - okaza� si� mieszanin� z�o�liwej lubie�no�ci, aryjskiej dumy i sk�onno�ci do okrutnych psikus�w. Jedna z filmowych sentencji pokazywa�a wie�niacze �odzie otaczaj�ce "Lubek�" w jakim� azjatyckim porcie. W�a�nie wtedy drugi oficer rozkaza� sp�uka� pok�ady i opr�ni� okr�towe �cieki. Jak�e� za�miewa� si� Friedolin siedz�c bezpiecznie na relingu jak na grz�dzie i patrz�c jak miejscowi, ��ci obszarpa�cy bior� przymusow� k�piel. Fakt, �e ludzie ci mieli prawdopodobnie religi�, pa�ace, filozof�w i przedstawienia symboliczne trzy tysi�ce lat wcze�niej, nie mia� dla Friedolina znaczenia. Jego poj�cie o sztuce by�o daleko bardziej wymagaj�ce. Uj�cie: azjatycka ulica; �liczne, smuk�e kobiety ubrane w GHEONGSAM oddalaj� si� od kamery; Friedolin puszcza oko na widok rozko�ysanych bioder i n�g ukazuj�cych si� w wysoko rozci�tych sp�dnicach. Kamera przybli�a - jak na fotografii - jedn� par� n�g i prowadzi j� a� do ko�ca egzotycznej ulicy. - Aha! - wykrzykn�� Herr Junger - tej Friedolin nie dosta�. To ta, kt�ra umkn�a! Cz�stowa� nas wieloma takimi obrazkami; zdj�ciami azjatyckich kobiet, z kt�rych wi�kszo�� nie mia�a nale�e� do Friedolina. Chocia� niekt�re... Dawa� nam do zrozumienia, �e Friedolin zaspokaja� swe ��dze w rozmaitych burdelach azjatyckich, cho�, oczywi�cie, w obecno�ci pa� nie mog�o to by� nic pr�cz aluzji. To wszystko, w pewien spos�b, t�umaczy fakt, �e kapitan wzi�� sobie japo�sk� pasa�erk�, aby nie da� si� prze�cign�� krasnalowi drugiego oficera. Najgorszy ze wszystkich by� obraz tratw w jakiej� zatoce. Na tratwach g�oduj�cy wietnamscy uciekinierzy, kt�rych spokojnie obserwuje Friedolin. - Ta zbyt chuda dla Friedolina - komentowa� Herr Junger. Friedolin nie by� wcale wiaro�omny. Tak do ko�ca nie by�y to przecie� istoty ludzkie. Kamera pokazuje w zbli�eniu zrozpaczon� twarz kobiety, kt�ra pomimo wszystko zachowa�a urod�. - O, ale z t� m�g�by si� zabawi�! Fraulein Junger interesowa�a si� filmami, lecz zupe�nie inaczej ni� Friedolin. Odkry�em to pewnego dnia, gdy podekscytowana rozmawia�a ze mn� przez chwil� na pok�adzie. Mia�a ze sob� kamer� ojca i w�a�nie wybieg�a zrobi� kilka uj��. Herr Junger pos�a� kogo� z za�ogi biegiem do jej kajuty z wiadomo�ci�, �e "Lubeka" zderzy�a si� z ma�ym wielorybem. Rzeczywi�cie, "Lubeka" na poziomie linii wodnej mia�a bardzo p�katy dzi�b. Cho� mo�na by s�dzi�, �e ostrzejszy kszta�t pru�by wod� �atwiej, by�o jednak inaczej. Taka "grucha" lepiej rozprasza�a przeszkody przed statkiem. A w parze z brakiem stabilizator�w zaoszcz�dza�a, zapewne, jeden dzie� w ca�ej podr�y - przynosz�c korzy�ci w�a�cicielom. Ma�y wieloryb rzeczywi�cie roztrzaska� si� o t� "gruch�" i pozosta� ju� gdzie� tam pod burt�. Z miejsca przy relingu, gdzie stali�my, samo zwierz� nie by�o widoczne, ale jego krew odznacza�a si� bardzo wyra�nie. D�ugie, czerwone pasma krwi op�ywa�y nas mieni�c si� w b��kitnej wodzie Pacyfiku ku zachwytowi Fraulein, stanowi�y bowiem przepi�kny kontrast kolorystyczny. - Ooo! - wykrzykiwa�a filmuj�c zawzi�cie. Brakowa�o tylko Friedolina. Fraulein Junger zlekcewa�y�a krasnala. Nie przynios�a go z kajuty ojca i nie da�a nasyci� oczu widokiem krwi. Szkoda. M�j �okie� by�by z rozkosz�, przypadkiem, zepchn�� Friedolina do morza. Dok�adnie tak, jak zepchni�to chi�skiego kucharza. (Cho� podejrzewam, �e konsekwencje takiego "przypadku" mog�yby by� dla mnie fatalne. Nie topi si� bezkarnie b�stw domowych innego cz�owieka.) - Ach - westchn�a rozczarowana, kiedy pasmo krwi rozp�yn�o si� w wodzie. Opu�ci�a kamer�. - Zapomnia�a pani Friedolina - zauwa�y�em do�� kwa�no. Wyd�a usta. - Pan nie przepada, zdaje mi si�, za filmami mojego ojca. - Raczej nie. Ale zgodzi�bym si� wyj�tkowo z Friedolinem, �e p�e� pi�kn� nale�y ogl�da� od ty�u. - Och, to jeszcze nic strasznego. W kraju znam wiele par bardzo Z�YTYCH, ale z cudzymi m�ami i �onami. Nie pot�piamy tego. Powiedzia�abym, �e cieszymy si�, gdy uda si� wyrwa� na wakacje z jednym tylko m�em. Po powrocie wychodz� za m�� - doda�a. - A wi�c za�ywa pani kuracji wypoczynkowej na zapas? - Wcale nie! - Zaczerwieni�a si� na my�l, �e pos�dzam j� o zamiar zostania kobiet�, kt�ra sypia z tym i z tamtym, podczas gdy jej przysz�e zachowanie mia�o by� wzorem higienicznej poprawno�ci. - Zastanawiam si� jednak po co, b�d�c u progu ma��e�stwa, prze�ywa� monotoni� ocean�w tego �wiata. I to tak d�ugo? Ca�e trzy miesi�ce! Dziwne! - Skoro pan ju� o to pyta, Herr Landolfi, i poniewa� nigdy wi�cej pana nie zobacz� po zej�ciu z tego statku, wyt�umacz� to panu. - Fraulein Junger poprawi�a w�osy, kt�re rozwiewa� wiatr. Powinienem doda�, �e jej twarz o r�owych policzkach, jasnob��kitnych oczach i zadartym nosku okolona by�a kr�tkimi, czarnymi lokami. Buzia jak z bombonierki. - Wygl�dam jak ma�a MADCHEN, prawda? Aby zosta� �on� mojego Carla i wej�� w towarzystwo, kt�rym si� otacza, powinnam prezentowa� si� dojrzalej. Chc� by� kobiet�. Ci jego znajomi, ich �ony i kochanki...! Wys�a� mnie w t� podr�, bym doros�a. Kiedy wr�c�, b�d� wygl�da�a zupe�nie inaczej. - Ale jak? - chcia�em wiedzie�. - Zobaczy pan. Na przyj�ciu urodzinowym. - Prosz�, niech mi pani powie teraz. Jestem zaintrygowany. - Nie by�oby niespodzianki i popsu�oby mi ca�� zabaw�. - A tylko zabawa si� liczy, prawda? (PODOBNIE JAK SMUGI KRWI W MORZU, pomy�la�em.) - Prosz� mi powiedzie�. Nie zdradz� sekretu nikomu. Ust�pi�a. - No, dobrze. Ojciec ma dla mnie niezwyk�y prezent. Peruk� z d�ugich czarnych w�os�w. B�d� j� nosi�, kiedy wr�c� do kraju, na sw�j �lub. B�d� �wiatow� kobiet�. - Ale... przecie� chyba ka�dy mo�e kupi� peruk�? Mog�aby pani kupi� sobie jak�� w Niemczech i za�o�y� nast�pnego dnia. - Nie. Nie rozumie pan. W towarzystwie wy�miano by mnie. To by�oby zbyt nag�e DIE VERWANDLUNG... przeobra�enie. Takie ju� s� zasady naszej ma�ej etykiety. Musz� sama wywalczy� moje d�ugie w�osy. To musi by� trofeum. Prawdziwa zdobycz. Tak jest ze wszystkim. Opalenizna spod ultrafioletowej lampy to zwyczajne OSZUSTWO. - Chce pani powiedzie�, �e to tak jak india�ski skalp. - O TYM nie pomy�la�am! - zacz�a si� oddala�. - Prosz� poczeka�! Wi�c wszyscy pani znajomi um�wi� si� i "uwierz�" (z braku lepszego zaj�cia...), �e wyhodowa�a pani takie d�ugie w�osy w czasie rejsu? - Czy zauwa�y� pan - zacz�a rozmarzonym g�osem - wszystkie te pi�kne w�osy w filmach mojego ojca? Marnuj� si� tylko u tych kobiet, ale tylko rasy Wschodu maj� tak silnie rosn�ce w�osy. I dlatego mog� je sprzedawa�, a potem hodowa� sobie nowe. - Prawdopodobnie sprzedaj� swoje w�osy, poniewa� g�oduj� - zaprotestowa�em rozdra�niony. - Sprzedaj� je perukarzom, poniewa� jest to jedyny spos�b, w jaki mog� zdoby� nieco pieni�dzy na woreczek ry�u. To chyba gorsze ni� sprzedawanie cia�a. Sprzedaj� �ycie - lata sp�dzone w czasie, gdy w�osy ros�y. To jest... - Ach. Tak pan my�li? - To nie s� owce, prosz� pani. Zrobi�a grymas jakby zaraz mia�a si� rozp�aka�. - Powierzy�am panu m�j sekret! A pan mnie karci. Nie jest pan wcale d�entelmenem. Lecz ja nic nie mog�em poradzi� na to, �e przypomina�y mi si�, zarejestrowane na filmie aliant�w, sterty w�os�w zgolonych wi�niom w obozach koncentracyjnych. Ta my�l jednak dostarczy�a mi pomys�u, jak wybrn�� z sytuacji. Nie chcia�em sprzecza� si� z ni�. Nie na statku, gdzie by�a oczkiem w g�owie swego taty. - No dobrze, ale prosz� nie zu�y� ca�ej kliszy na morze - powiedzia�em. - Pani ojciec b�dzie chcia� zrobi� film z przyj�cia urodzinowego. - On ma mn�stwo film�w w swojej kajucie - odparowa�a. - I wiele jeszcze wywo�anych, kt�rych pan nie widzia�. Tym razem rzeczywi�cie zniecierpliwiona i naburmuszona odesz�a do swojej kajuty. Zgodnie z jej obietnic� - lub gro�b� - dwa dni p�niej, po kolacji z podw�jnych porcji ciel�ciny, odby�a si� jeszcze jedna projekcja. Zap�dzono nas do salonu, zaci�gni�to zas�ony, przyciemniono �wiat�a. Na ekranie zamigota�y bia�e cyfry, po nich za� r�cznie sterowany technikolor. Na spokojnym, b��kitnym morzu unosi�a si� d�onka wy�adowana lud�mi i ich dobytkiem. Osiemdziesi�t czy te� dziewi��dziesi�t os�b t�oczy�o si� w male�kiej �odzi, kt�ra cudem do tej pory nie zaton�a. - To by�o sze�� miesi�cy temu - obja�ni� Herr Junger. - Jacy� "ludzie z ��dek". Z Wietnamu. "Lubeka" natkn�a si� na nich na otwartym morzu. Niestety, nie mogli�my wzi�� ich na hol. Nasz statek wytwarza zbyt wielkie fale za ruf�. D�onka by�aby si� wywr�ci�a. Friedolin z bezczeln� �yczliwo�ci� przygl�da� si� uciekinierom. - Nie mogli�my te� przyj�� ich na pok�ad. By� zastawiony kontenerami, jak zawsze. Kamera przeszukiwa�a d�onk� pokazuj�c z bliska uniesione w g�r� twarze. Zatrzyma�a si� d�u�ej na postaci ubranej w brudn�, podart� sp�dnic� i bluzk�, nadzwyczaj pi�knej kobiety o d�ugich, czarnych w�osach. W miar� jak "Lubeka" poddawa�a si� ko�ysaniu fal, Friedolin - usadowiony pewnie w swym punkcie obserwacyjnym - wydawa� si� potakiwa�. - Naturalnie dali�my im jedzenie i wod� oraz przekazali�my drog� radiow� ich pozycj�. Ca�y maj�tek zrabowa� im wcze�niej patrol komunistyczny albo piraci. Nast�pne klatki filmu by�y niedo�wietlone i trwa�y tak kr�tko, �e zastanawia�em si�, czy kamera nie zosta�a w��czona przez przypadek - mo�e gipsowymi paluchami Friedolina? Lub mo�e ca�a sekwencja zosta�a �le wywo�ana. Lecz wiem na pewno, �e widzia�em p�nag� kobiet� le��c� na koi. Fala czarnych w�os�w rozpo�ciera�a si� wok� niej jak wachlarz. Wiem r�wnie�, �e w tym w�a�nie momencie Fraulein Junger spojrza�a w moj� stron�. Nast�pne uj�cie pokazywa�o d�onk�, oddalaj�c� si� poza spienionym kilwaterem "Lubeki". By�o ju� p�ne popo�udnie, s�o�ce przesun�o si� o kilka godzin. Na rufie d�onki mo�na by�o dostrzec �ys� posta� w �achmanach (mo�e starego cz�owieka, mo�e m�odej kobiety), przyciskaj�c� do piersi jakie� zawini�tko tak kurczowo, jakby by�o ca�ym jej �yciem. Mog�o to by� dziecko, mog�o by� po�ywienie. - Mamy nadziej�, �e zaholowano ich do portu. Lecz kto by ich chcia�? - westchn�� Herr Junger. - Mimo wszystko nakarmili�my ich dobrze. Cho� obawiam si�, �e zbyt wielka ilo�� mi�sa mog�a zaszkodzi� ich �o��dkom. - Czy na pewno zostali uratowani? - dopytywa�a si� pani Hetherington. - Nie wiem. Nie s�yszeli�my o nich. Tak wiele d�onek dryfuje po chi�sich wodach. To wina komunizmu. My spe�nili�my sw�j obowi�zek. - Biedne duszyczki, lecz co mo�na zrobi�? - zastanawia�a si� pani Hetherington. - W naszym kraju te� jest zbyt wielu emigrant�w. Trzeba by� lito�ciwym, ale oni dezorganizuj� gospodark�. Przez chwil� zdawa�o si�, �e zmowa milczenia po��czy�a niemieckich oficer�w i brytyjskich pasa�er�w. Zastanawia�em si�, czy tylko ja jeden ogl�da�em prawdziwy przebieg wydarze�... Byli�my na morzu ju� ca�� wieczno��. Przep�yn�li�my najwi�ksz� niesko�czono��, jak� mo�na znale�� na Ziemi. Lecz nast�pnego dnia mieli�my wp�yn�� na szlaki Panamy i ujrze� inne statki oczekuj�ce wraz z nami na przej�cie Kana�u. I tak nadszed� dzie� urodzi� Fraulein. Sko�czy�a dwadzie�cia jeden lat. Uroczysto�� mia�a rozpocz�� si� o zmierzchu, jak tylko s�o�ce zanurzy si� za horyzontem. Sygna�em do otwarcia szampan�w nie mia�y by� fajerwerki wystrzeliwane w niebo. W tym miejscu, u zbiegu tak wielu szlak�w, mog�yby zosta� mylnie odebrane jako SOS rozbitk�w. Nie fejerwerki wi�c, lecz "zielony b�ysk", szczeg�lne zjawisko naturalne, kt�re tego wieczora mieli�my nadziej� ujrze�. (Gdyby nie wyst�pi�o, to trudno. Nie mia�o a� tak wielkiego znaczenia...) W bezchmurne, spokojne, upalne dnie, takie jak tamten na Pacyfiku, je�li obserwuje si� horyzont zaraz po zanurzeniu si� p�nocnego bieguna s�o�ca, z przyczyny jakiej� atmosferycznej osobliwo�ci wzd�u� linii horyzontu rozb�yska na sekund� lub dwie jaskrawe, zielone �wiat�o. Zebrali�my si� wszyscy, by na� oczekiwa�: pasa�erowie, oficerowie i Fraulein. Widzieli�my ju� taki b�ysk, cho� s�aby, ze trzy razy w czasie ostatnich kilku tygodni. Wypatrywanie go nabra�o "mistycznego" znaczenia. Jak gdyby ten b�ysk �wiat�a p�dzi� z Azji, przez ca�y Pacyfik, by zr�wna� si� z nami. Gdyby�my mogli zjawisko to sfilmowa� i wy�wietli� w zwolnionym tempie, zobaczyliby�my w nim pagody i d�ungle, pola ry�owe, g�r� Fud�i i Angkor Wat - oceaniczny odpowiednik mira�u pustynnego lub g�r widzianych z daleka. - Tak! - krzykn�a pani Hetherington, wskazuj�c zupe�nie niepotrzebnie kierunek, bowiem nam wszystkim oczy a� wychodzi�y z orbit. By� to najsilniejszy ze wszystkich dotychczasowych b�ysk�w. I zaraz znikn��. Pierwszy szampan wystrzeli� natychmiast; struga piany przeskoczy�a burt�. Wkr�tce szklanki by�y pe�ne, a kapitan wyg�osi� kr�tk� mow�. Wypili�my toast na cze�� Fraulein Junger, a ona cieszy�a si� - buzia z bombonierki by�a ca�a w u�miechach. Herr Junger wyj�� okr�g�e pud�o jak na kapelusze i wr�czy� je Fraulein. Fraulein rozerwa�a wst��k� pozwalaj�c jej sfrun�� do morza. Rozwin�a si� jak czerwony w�� p�dz�cy w stron� rufy. Z pud�a Fraulein wyj�a d�ug�, czarn� peruk�. L�ni�ce i bujne w�osy. - Oooch! - wykrzykn�a i pomkn�a do kajuty przymierzy� j� przed lustrem. Wr�ci�a po pi�ciu minutach odmieniona. Wtedy przyj�cie rozpocz�o si� na dobre. Wszyscy wypili�my za du�o, nawet Brytyjczycy. Na szcz�cie lub nieszcz�cie, nadszed� czas kolacji. Dla odzyskania r�wnowagi. - Poczekajcie - zawo�a�a Fraulein, kiedy zajmowali�my miejsca przy stole. Pieszczotliwie pog�adzi�a swe nowe, d�ugie w�osy. - Nie chc� mie� na nich soku z mi�sa. - Sosu - poprawi� j� kapitan. - FLEISCHSAFT znaczy po angielsku sos. - Oczywi�cie - zgodzi� si� jej ojciec. Na t� szczeg�ln� okazj� przyni�s� Friedolina i umie�ci� po�rodku sto�u, by prezydowa�. Friedolin by� niepocieszony. - To jest nadzwyczajna peruka dla nadzwyczajnej c�rki. Nie jaka� tam zbieranina z w�os�w wielu os�b. Kupi�em j� specjalnie dla Ciebie, LIEBCHEN. Dobrze zap�aci�em tej kobiecie. Fraulein pobieg�a za�o�y� swoje nowe w�osy w kajucie, a my usiedli�my do sto�u. Dwie minuty p�niej wr�ci�a z niezadowolon� min�. Policzki mia�a poblad�e. Nadal nosi�a peruk�. - Nie mog� jej zdj��! - przyjrza�a si� po kolei brytyjskim pasa�erom. - Co to za dowcip! Kto nala� do �rodka kleju? - Nonsens - powiedzia� Herr Junger. - Dotyka�a� jej wewn�trz przed za�o�eniem. Zdejmuje si� z �atwo�ci�. - Ale ona nie chce zej��. - Pozw�l, mo�e jest nieco za ciasna. Pr�bowa� zdj�� peruk�, podczas gdy Herr Grunewald kr�ci� si� niecierpliwie, by ju� podawa� wieczorne mi�so. Ojciec Fraulein mocowa� si� z g�ow� c�rki, a� krzykn�a z b�lu. - Przesta�! - Ci�gnie ci� chyba za twoje w�asne w�osy? - spyta�a pani Hetherington udaj�c wsp�czucie. - Nie! - Fraulein z�apa�a si� za g�ow�. - Czuj� si� jakbym mia�a druty w g�owie. Wetkni�te w m�zg. �ywe jak nerwy. Miesza mi si� w g�owie. Mam szalone my�li, to nie s� ludzkie s�owa. Nie mog� znie�� b�lu, kiedy mnie ci�gniesz. Peruki nie da�o si� zdj��. Zielony b�ysk z Azji przytwierdzi� j� do g�owy dziewczyny. Trzeba by�o da� Fraulein �rodek uspokajaj�cy i zaprowadzi� j� do ��ka. Tego wieczora, wyj�tkowo, nie by�o dok�adki mi�sa, cho� Friedolin obserwowa� nieudan� uroczysto�� ani chudszy ani mniej jowialny ni� zwykle. Peruki nie uda�o si� zdj�� r�wnie� nast�pnego dnia. Przywar�a jak czarna pijawka. Dop�yn�li�my do Panamy i unosili�my si� na szerokiej, b��kitnej przestrzeni wraz z kilkoma innymi statkami handlowymi, skierowanymi w stron� szczeliny pomi�dzy dwoma Amerykami. Posadzono Fraulein na pok�adzie, w s�o�cu, o wiele gor�tszym teraz, gdy znajdowali�my si� blisko l�du. Owini�to j� w stare prze�cierad�o, a jednego z cz�onk�w za�ogi, elektryka, kt�ry r�wnie� pe�ni� obowi�zki pok�adowego golibrody, wezwano na g�r� z no�yczkami, by �ci�� obce w�osy z jej g�owy. Nagle sta�o si� bardzo wa�ne, by wyrzuci� do oceanu wszystkie pasma, a� do ostatniego, jeszcze po tej stronie. Aby odp�yn�y z powrotem do Azji, zanim "Lubeka" porzuci Pacyfik dla innego morza. Kiedy fryzjer zrobi� pierwsze ci�cie, Fraulein straszliwie krzykn�a. - Nie! - wyrwa�a mu no�yczki, po czym z�apa�a si� za g�ow�. - Jaki b�l! One �yj�! To tak jakby mi kto� przypala� cia�o ogniem! Te w�osy �yj�! Zapu�ci�y korzenie. Ona nie �yje. Wiem, �e nie �yje. Ale �yje w nich. Jej dusza sp�yn�a we w�osy jak Samson i jego si�a! Potem m�wi�a przez chwil� jakby rozmawia�a ze sob� dwoma g�osami, w dw�ch j�zykach. To nie mog�o by� prawd�, a jednak... Przera�eni, nie wiedzieli�my, co robi� ani co powiedzie�. Mo�e b�aga� o przebaczenie. Kogo�, czyjego j�zyka nie zna�o �adne z nas. Prze�o�y�a Ewa �odzi�ska IAN WATSON Brytyjski pisarz, kt�rego opowiadania wielokrotnie drukowali�my na naszych �amach. Ostatnie z nich to "Smok Gaudiego" w "NF" nr 8/91. Tym razem przedstawiamy nieco starszy utw�r Watsona. Fascynacja i l�k przed obco�ci� by�y cz�stym motywem w literaturze SF. Ale obco�� nie zawsze musi by� uto�samiana z pochodzeniem z innej planety.

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!