5521

Szczegóły
Tytuł 5521
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5521 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5521 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5521 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROBERT SILVERBERG Kr�lestwa �ciany (Prze�o�y�a: Anna Reszka) Dla Ursuli K. Le Le Guin A jednak przez ca�y czas mimo strachu i irytacji cz�owiek czu� si� dziwnie lekki i wolny... Mimo wszystko by� szcz�liwy. Przekroczy� granic� naprawd� osobliwej krainy. Z pewno�ci� tym razem dotar� daleko. GRAHAM GREENE Podr� bez map 1 Oto moja ksi�ga, ksi�ga Poilara Kuternogi, co by� na dachu �wiata i tam dozna� objawienia. Widzia�em dziwnych bog�w, kt�rzy mieszkaj�, zmierzy�em si� z nimi i wr�ci�em bogaty w wiedz� o tajemnicach �ycia i �mierci. Wiele prze�y�em, du�o si� dowiedzia�em i musz� wam to przekaza� dla waszego dobra. Pos�uchajcie i zapami�tajcie. Je�li urodzili�cie si� w mojej wiosce, wiecie, kim jestem. Poniewa� jednak chc�, �eby histori� mojego �ycia poznali tak�e ci, kt�rzy mieszkaj� dalej, powiem wam, �e moim ojcem by� Gabrian syn Droka, moim Domem jest Dom �ciany, a klanem Klan �ciany. Pochodz� wi�c ze szlachetnego rodu. Nie zna�em swojego ojca, poniewa� wyruszy� na Pielgrzymk�, kiedy by�em ma�ym ch�opcem, i nie wr�ci�. Inni mieli ojc�w, kt�rzy byli ich przewodnikami, a w mojej duszy powsta�a pustka. Na ca�e dzieci�stwo i lata ch�opi�ce zosta�o mi tylko wspomnienie wysokiego m�czyzny o jasnych oczach i silnych ramionach, kt�ry podrzuca� mnie wysoko nad g�ow� i �apa�, �miej�c si� dono�nie. Nie jestem pewien tego wspomnienia. Mo�e w taki spos�b podrzucali mnie inni m�czy�ni. A mo�e co� takiego nigdy nie mia�o miejsca. Jednak przez wiele lat mia�em w pami�ci tylko jasne oczy, silne ramiona i salwy d�wi�cznego �miechu. Ojciec mojego ojca r�wnie� w swoim czasie wyruszy� na �cian�. To rodzinna tradycja. Mamy niespokojne dusze, jeste�my Pielgrzymami z natury. Zawsze tacy byli�my. Pielgrzymowanie nale�y do naszych u�wi�conych zwyczaj�w, jest wielkim wydarzeniem. Zostaje si� Pielgrzymem albo nie i nadaje to pi�tno ca�emu �yciu. Szczycimy si� pochodzeniem od Pierwszego Wspinacza. Przyjmujemy za rzecz oczywist�, �e po doj�ciu do odpowiedniego wieku wyruszymy na Pielgrzymk�, podczas kt�rej grozi nam transformacja cia�a i duszy przez moce dzia�aj�ce na tych zawrotnych wysoko�ciach. Podobnie jak m�j ojciec, ojciec mojego ojca nie wr�ci� z poszukiwania bog�w w podniebnych kr�lestwach. Je�li chodzi o mnie, kiedy by�em m�ody, wcale nie my�la�em o Pielgrzymce. Patrzy�em na ni� jak na co�, co dotyczy starszych ludzi, ludzi w drugiej po�owie drugiej dekady �ycia. Zawsze by�em pewien, �e kiedy nadejdzie m�j czas, zostan� kandydatem na Pielgrzymk�, �e mnie wybior� i �e j� uko�cz�. Traktowanie Pielgrzymki w taki spos�b pozwala�o mi w og�le o niej nie my�le�. Uda�o mi si� uczyni� z niej co� nierealnego. Zapewne m�g�bym przed wami udawa�, �e by�em wybra�cem, przeznaczonym od dzieci�stwa do wielkich czyn�w, �e otacza�y mnie �wi�te b�yskawice i �e ludzie wykonywali na m�j widok �wi�te znaki. Ale tak naprawd� by�em zwyczajnym ch�opcem, tyle �e kulawym. Wok� mnie nie lata�y �adne b�yskawice. Moja twarz nie promieniowa�a �wi�tym blaskiem. Co� podobnego przysz�o p�niej, znacznie p�niej, po tym jak mia�em sen o gwiazdach. Jako ch�opiec niczym si� nie wyr�nia�em. Dorastaj�c, nie miewa�em g��bokich my�li o Pielgrzymce, o �cianie i jej Kr�lestwach ani o bogach, kt�rzy zamieszkiwali jej Wierzcho�ek, ani te� o innych takich rzeczach. To Traibena, mojego najdro�szego przyjaciela nurtowa�y donios�e pytania o cel i przeznaczenie, o przyczyny i skutki, o istot� rzeczy i pozory, a nie mnie. To Traiben, Traiben M�drzec, Traiben My�liciel rozmy�la� o takich sprawach i doprowadzi� w ko�cu do tego, �e sam zacz��em nad nimi si� zastanawia�. Do tego czasu jednak liczy�y si� dla mnie zwyk�e ch�opi�ce rozrywki: polowanie, p�ywanie, bieganie, b�jki, zabawy i dziewcz�ta. Celowa�em w tym wszystkim, z wyj�tkiem biegania, a to z powodu mojej chromej nogi, kt�rej nic nie mog�o wyleczy�. Poza tym jednak by�em silny i zdrowy i nie pozwala�em, by kalectwo w jakikolwiek spos�b mi przeszkadza�o. Zawsze �y�em tak, jakbym obie nogi mia� proste i szybkie jak wasze. Jest to jedyny spos�b post�powania przy takiej u�omno�ci, je�li nie chce si� podda� �alowi nad sob�, kt�ry jest trucizn� dla duszy. Tak wi�c kiedy odbywa�y si� wy�cigi, bra�em w nich udzia�. Je�li moi towarzysze zabaw biegali po dachach, wdrapywa�em si� tam razem z nimi. Gdy kto� wy�miewa� si� z tego, �e kulej� - a wielu to czyni�o, wo�aj�c �Kuternoga! Kuternoga!�, jakby to by� �wietny �art - bi�em go do krwi, cho�by by� ode mnie wi�kszy i silniejszy. Z czasem, �eby pokaza�, �e nic sobie nie robi� z g�upich wyzwisk, wybra�em przydomek Kuternoga i nosz� go z dum� jak honorow� odznak�. Gdyby ten �wiat by� dobrze urz�dzony, to Traiben mia�by krzyw� nog�, a nie ja. Mo�e nie powinienem m�wi� tak okrutnej rzeczy o kim�, kogo kocham. Mam jednak na my�li to, �e na �wiecie s� my�liciele i ludzie czynu. Ludzie czynu musz� mie� zr�czne i silne cia�o, a my�liciele potrzebuj� zr�czno�ci i si�y umys�u. Ja mia�em pod dostatkiem zr�czno�ci i si�y cia�a, ale kaleka noga stanowi�a upo�ledzenie. Je�li chodzi o Traibena, my�liciela, i tak nie mia� zbyt wiele si� w swoim kruchym ciele, dlaczego wi�c bogowie nie mogli da� jemu tej u�omno�ci zamiast mnie? Jeszcze jedna fizyczna wada po�r�d wielu nie pogorszy�aby mu �ycia, a ja by�bym lepiej przystosowany do tego, by sta� si� takim cz�owiekiem, jakim chcia�em. Jednak bogowie nigdy nie s� tak skrupulatni w rozdziale dar�w. Stanowili�my dziwn� par�: on ma�y, kruchy i s�aby jak paj�czyna, a ja mocny i niezmordowany. Traiben wygl�da� na takiego, kt�rego mo�na powali� jednym ciosem i rzeczywi�cie mo�na by�o to zrobi�, ja natomiast zawsze dawa�em do zrozumienia swoj� postaw�, �e je�li dojdzie do jakiego� pojedynku, b�d� w nim zwyci�zc� a nie pokonanym. Co wi�c nas ��czy�o? Chocia� nale�eli�my do tego samego Domu i tego samego klanu, niekoniecznie musieli�my zosta� przyjaci�mi. Nie, my�l� �e tym, co pomimo kontrast�w zwi�za�o nas ze sob� tak mocno, by� fakt, �e wyr�niali�my si� spo�r�d innych cz�onk�w klanu. W moim wypadku chodzi�o o nog�. U Traibena o umys�, tak b�yskotliwy, �e p�on�� w nim jak s�o�ce. Kiedy mieli�my po dwana�cie lat, to Traiben pierwszy skierowa� mnie na �cie�k� prowadz�c� na wierzcho�ek �ciany. Moja wioska nosi nazw� Jespodar. S�owo to wed�ug Skryb�w i Uczonych pochodzi ze starego j�zyka gotarza i oznacza �Tych Kt�rzy Przywieraj� do �ciany�. Przypuszczam, �e to chodzi o nas. Nasza wioska, kt�ra w�a�ciwie jest du�ym skupiskiem osad z wieloma tysi�cami mieszka�c�w, le�y bli�ej �ciany ni� inne, w�a�ciwie u jej podn�a. Z centrum Jespodar mo�na p�j�� drog�, kt�ra doprowadzi pod sam� �cian�. Je�li chce si� odby� wielk� podr� wzd�u� podn�a �ciany, trzeba przej�� wiele - mo�e setki - wiosek. Jednak �adna z nich, z wyj�tkiem Jespodar, nie graniczy ze �cian�. Tak przynajmniej twierdz� nasi Uczeni. W dniu, o kt�rym chc� wam opowiedzie�, dniu, kiedy m�j przyjaciel Traiben po raz pierwszy rozpali� w moim dwunastoletnim umy�le p�omyk my�li o Pielgrzymce, jak co roku wyruszali Pielgrzymi. Wiecie, z jak� si� to wi��e pomp� i splendorem. Ceremonia Procesji i Wymarszu nie zmieni�a si� od czas�w staro�ytnych. Zbieraj� si� klany wszystkich Dom�w tworz�cych nasz� wiosk�. Przynosz� rodowe �wi�to�ci, zwoje, bu�awy i talizmany. Recytuje si� Ksi�g� �ciany, wszystkie wersy, kt�rych nauczenie si� wymaga tygodni nieustannego wysi�ku. I wreszcie czterdziestu szcz�liwych kandydat�w wy�ania si� z Chaty Pielgrzym�w, �eby pokaza� si� ca�ej wiosce. Jest to wzruszaj�cy moment, gdy� wszyscy wiedz�, �e wi�kszo�ci z nich nigdy ju� nie zobacz�, a ci, kt�rzy wr�c�, b�d� zmienieni nie do poznania. Zawsze tak si� dzia�o. Dla mnie by� to w tych niewinnych czasach tylko wielki festyn, nic wi�cej. Od wielu dni przybywali go�cie z odleg�ych kra�c�w wioski do naszego Domu, kt�ry le�a� najbli�ej �ciany. Byli�my Domem �ciany, Domem Dom�w. Przybywa�y tysi�ce ludzi, tysi�ce tysi�cy. Te nieprzebrane t�umy t�oczy�y si� przez ca�y czas rami� przy ramieniu, tak �e cz�sto niechc�cy zmieniali�my kszta�ty od samego gor�ca i �cisku i musieli�my czyni� wysi�ki, �eby wr�ci� do w�asnych postaci. Gdziekolwiek si� spojrza�o, tereny naszego Domu zape�nia�o mrowie przyby�ych. Byli wsz�dzie i wchodzili wsz�dzie. Deptali nasz� pi�kn� winoro�l, tratowali dorodne szablolistne paprocie, ogo�acali gambelle z ci�kich niebieskich owoc�w. Tak si� dzia�o co roku od niezliczonych dziesi�tk�w lat. Spodziewali�my si� najazdu, ale przystawali�my na to. I d�ugie, i okr�g�e domy by�y przepe�nione, podobnie jak ��ki i �wi�te gaje. Niekt�rzy spali nawet na drzewach. �Widzia�e� kiedy� tylu ludzi?� pytali�my siebie nawzajem, chocia� oczywi�cie widzieli�my zaledwie rok temu. Jednak tak nale�a�o m�wi�. Na uroczysto�� przyby�o nawet kilku ludzi Kr�la. Byli to pysza�kowaci, pot�ni m�czy�ni w czerwonych i zielonych szatach, kt�rzy maszerowali w�r�d t�umu, jakby nikt nie sta� im na drodze. Ust�powano im z drogi. Zapyta�em Urillina, brata mojej matki, kt�ry wychowywa� mnie w zast�pstwie ojca, kim oni s�, a on odpowiedzia�: �To ludzie Kr�la, ch�opcze. Czasami przybywaj� tutaj na �wi�to, �eby zabawi� si� na nasz koszt�. I rzuci� pod nosem przekle�stwo, co mnie zdumia�o, poniewa� Urillin by� �agodnym, spokojnym cz�owiekiem. Przygl�da�em si� im, jakby mieli po dwie g�owy albo sze�� r�k. Nigdy wcze�niej nie widzia�em ludzi Kr�la. Zreszt� nigdy p�niej te� nie. Wszyscy wiedz�, �e gdzie� w wielkim mie�cie po drugiej stronie Kosa Saag mieszka w ogromnym pa�acu Kr�l i panuje nad wieloma wioskami, miedzy innymi nad nasz�. Kr�l zna magie, dzi�ki kt�rej wszystko dzia�a, i dlatego, jak przypuszczam, jeste�my od niego zale�ni. Jest jednak tak daleko i jego dekrety maj� tak niewielki wp�yw na nasze codzienne �ycie, �e r�wnie dobrze m�g�by mieszka� na innej planecie. Sumiennie p�acimy danin�, ale poza tym nie mamy do czynienia z nim ani z rz�dem, na kt�rego czele stoi. Jest dla nas niczym zjawa. W og�le o nim nie my�l� przez ca�y rok, ale widok jego s�ug, kt�ry przybyli z tak daleka na nasze �wi�to, przypomnia� mi, jak ogromny jest �wiat i jak niewiele o nim wiem, opr�cz tego, �e nasza wioska le�y w cieniu �ciany. Dlatego krocz�cy dumnie ludzie Kr�la budzili we mnie nabo�ny l�k. Szale�stwo i podniecenie ros�y z dnia na dzie�. Zbli�a� si� moment Procesji i Wymarszu. Wybrani Pielgrzymi pozostawali w zamkni�ciu. Nikt nie widzia� ich od miesi�cy i oczywi�cie nie m�g� ich zobaczy� teraz, w tej najwa�niejszej chwili. Przebywali w Chacie Pielgrzym�w, dwudziestu m�czyzn w jednej izbie i dwadzie�cia kobiet w drugiej, a jedzenie wsuwano im przez szpary w drzwiach. Reszta z nas bra�a udzia� w nieustaj�cej zabawie. Dzie� i noc odbywa�y si� ta�ce, �piewy i pija�stwo. Oczywi�cie by�o r�wnie� wiele pracy. Ka�dy Dom mia� swoje zadania. Dom Cie�l�w budowa� platformy widokowe, Dom Muzyk�w od �witu do nocy przygrywa� weso�e melodie, Dom �wi�tych sta� na placu i pe�n� piersi� wy�piewywa� modlitwy, Dom �piewak�w recytowa� przed Domkiem Pielgrzym�w niezliczone wersy z Ksi�gi �ciany, a Dom Winiarzy ustawia� stragany i otwiera� nowe beczki, gdy tylko wysuszyli�my poprzednie, czyli bardzo szybko. Klowni w ��tych strojach przechadzali si� w�r�d nas, przedrze�niaj�c, robi�c miny i stroj�c �arty. Dom Tkaczy znosi� ci�kie z�ote kobierce, kt�re mia�y wy�cieli� drog� do �ciany. Dom Zamiataczy sprz�ta� straszliwy ba�agan, jaki zostawia�y po sobie t�umy go�ci. Tylko takie wyrostki jak Traiben i ja nie mia�y �adnych obowi�zk�w. Wiedzieli�my jednak, �e doro�li z ochot� wykonuj� swoj� prac�, gdy� by� to w wiosce czas og�lnej rado�ci. Nale��cy do Domu �ciany koordynowali dzia�ania innych Dom�w. By�o to ogromne obci��enie, lecz zarazem �r�d�o wielkie dumy. Meribail, syn brata ojca mojego ojca, by� wtedy g�ow� Domu i przypuszczam, �e obywa� si� bez snu przez dwana�cie nocy poprzedzaj�cych Procesj�. I wreszcie nadszed� Dzie� Wymarszu, jak zwyk�e dwunastego dnia elgamoira. Ranek by� parny, pada� deszcz. Wszystkie li�cie na drzewach l�ni�y jak ostrza no�y. Ziemia pod naszymi stopami ugina�a si� jak g�bka. Nie mo�na powiedzie�, �eby upa� i ulewny deszcz by�y czym� niezwyk�ym w naszej nizinnej krainie. Wtedy, podobnie jak teraz, przez ca�y rok panowa�a duchota, a my to lubili�my. Jednak ten �ar i te opady szczeg�lnie da�y si� we znaki. Powietrze by�o jak w �a�ni parowej. Tego ranka wydawa�o nam si�, �e oddychamy wod�. Wszyscy mieli�my na sobie od�wi�tne stroje - niebieskie sk�rzane rajtuzy, szkar�atne wst��ki, ��te czapki z daszkami, kt�re ludzie nosz� przy takich okazjach, zar�wno dzieci jak i doro�li. Od nieustaj�cego deszczu i potu byli�my przemoczeni do suchej nitki. Pami�tam, jak bardzo musia�em si� stara�, �eby zachowa� swoj� posta�. Moje ramiona topi�y si� i wykr�ca�y, plecy przesuwa�y si� pod dziwnym k�tem w stosunku do torsu i musia�em zaciska� z�by, �eby wszystko utrzyma� na w�a�ciwym miejscu. Traiben stoj�cy obok mnie r�wnie� zmienia� kszta�t, chocia� przez ca�y czas pozostawa� drobnym, wielkookim ch�opcem z zapadni�t� klatk� piersiow�, patykowatymi nogami i chud� szyj�. Nadesz�a godzina Procesji i wtedy wydarzy� si� cud. W chwili, kiedy �piewacy doszli do ostatnich s��w ostatniego wersu Ksi�gi �ciany - wersu znanego jako Wierzcho�ek - deszcz raptownie usta�, g�sta szara mg�a zrzed�a i znikn�a, a ci�kie chmury rozesz�y si�. Z p�nocy zacz�� wia� ch�odny porywisty wiatr. Wszystko zrobi�o si� cudownie czyste i l�ni�ce. Jak ognisty klejnot na czole nieba pojawi�o si� jasne, gor�ce �wiat�o bia�o- niebieskiego Ekmeliosa i rzuci�o na nas o�lepiaj�cy blask. By� to dzie� podw�jnego s�o�ca. Mogli�my wtedy dojrze� ogromny daleki kr�g czerwonej Marilemmy, s�o�ca, kt�re nie daje ciep�a. Widzieli�my wszystko. Wszystko. - Kosa Saag! - krzykn�li�my jednym g�osem, gestykuluj�c w wielkim podnieceniu. - Kosa Saag! Tak. Pojawi�a si� �ciana w ca�ym ogromie. Ukryta wcze�niej za zas�on� nieprzejrzystego porannego powietrza, pojawi�a si� nad nami, si�gaj�c coraz wy�ej i wy�ej. Przewierca�a niebo i nikn�a na niezmierzonej wysoko�ci. Ludzie z dr�eniem opadli na kolana, zacz�li szlocha� i modli� si�, pora�eni strachem i pokor� na widok nagle ukazuj�cej si� gigantycznej g�ry. Kosa Saag zawsze stanowi imponuj�cy widok, nawet kiedy zakrywaj� j� nisko wisz�ce chmury i mo�na dojrze� tylko przysadzist� czerwonaw� podstaw�. Jednak tego ranka wzbudza�a nabo�ny l�k. Nigdy wcze�niej nie wydawa�a mi si� tak ogromna. Mia�em wra�enie, �e widz� ca�� drog� a� do siedziby bog�w. Nie ko�cz�ce si� zbocze wznosi�o si� na niebotyczne wy�yny. R�owa g�ra o niewyobra�alnej wysoko�ci, d�ugo�ci i szeroko�ci spoczywa�a na ziemi jak jaka� olbrzymia drzemi�ca bestia. Oniemia�y wpatrywa�em si� w jej wielkie cielsko, pokryt� bliznami powierzchni�, miliony iglic i wie�yczek, niezliczone jaskinie i szczeliny, liczne boczne szczyty, miriady wyst�p�w, setki poszarpanych grani i kr�tych szlak�w prowadz�cych do nie znanych krain. I wydawa�o mi si�, �e w tym momencie objawienia czuj� moc pot�nych si�, niewidocznych ogni wydobywaj�cych si� z ka�dej kamiennej twarzy g�ry, ka�dej grudki ziemi, si� przekszta�caj�cych s�abych i nieostro�nych, kt�rzy zapuszczaj� si� na te wysoko�ci, w istoty niepodobne do ludzi. Poniewa� nale�eli�my do Klanu �ciany, spo�r�d kt�rego zawsze wybierano g�owy naszego Domu, Traiben i ja mieli�my uprzywilejowane miejsce w Procesji. Posadzono nas na g��wnej platformie widokowej naprzeciwko kamiennego okr�g�ego domu Tych, Kt�rzy Wr�cili, s�siaduj�cego z Chat� Pielgrzym�w. Wkr�tce mia�a si� z niej wy�oni� Czterdziestka wybra�c�w. Tak wi�c znajdowali�my si� w samym centrum wydarze�. �wiadomo��, �e wok� centralnego punktu, czyli nas, gromadz� si� t�umy roj�ce si� a� do granic wioski, przyprawia�a o zawr�t g�owy. Tysi�ce, tysi�ce ludzi ze wszystkich klan�w wszystkich Dom�w naszej wioski, wysokiego rodu i niskiego, m�drzy i g�upi, silni i s�abi stali rami� przy ramieniu na trawiastych ulicach w cieniu wielkiej g�ry Kosa Saag. I wtedy us�ysza�em s�owa, kt�re zmieni�y moje �ycie. Traiben odezwa� si� do mnie w dziwny i troch� wojowniczy spos�b, lekko uszczypliwym tonem: - Powiedz mi, Poilarze, czy s�dzisz, �e m�g�by� zosta� wybrany na Pielgrzyma? Spojrza�em na niego ze zdziwieniem. Jak ju� wspomnia�em, nigdy sobie nie zadawa�em trudu, �eby o tym my�le�. Przyjmowa�em to za co� oczywistego, z g�ry wiadomego. W ka�dym pokoleniu od pocz�tku �wiata wybierano kogo� z mojej rodziny. Nie mia�em braci ani si�str, dlatego tylko ja mog�em wyruszy�, gdy przyjdzie m�j czas. Kalectwo nie stanowi�o przeszkody. Oczywi�cie, �e zostan� wybrany. Oczywi�cie. - W moich �y�ach p�ynie krew Pierwszego Wspinacza. M�j ojciec by� Pielgrzymem, podobnie jak jego ojciec. I ja r�wnie� nim zostan�, kiedy przyjdzie na mnie pora. My�lisz, �e nie? - zapyta�em gniewnie. - Oczywi�cie, �e tak - odpar� Traiben, wpatruj�c si� we mnie bacznie. Jego ciemne oczy by�y jak wielkie spodki ze szparkami �wiat�a po�rodku. - P�jdziesz jak wielu innych przed tob� i b�dziesz si� wspina�, wspina� i wspina�, cierpia�, cierpia� i cierpia�. I jest bardzo prawdopodobne, �e zginiesz gdzie� tam w g�rze, jak wi�kszo��, albo wr�cisz ob��kany. Wiec co w tym takiego wspania�ego? Jaki to ma sens? Jak� warto�� b�dzie mia� tw�j trud, Poilarze? Skoro p�jdziesz tam tylko po to, by umrze�. Albo wr�cisz jako szaleniec. Tego by�o za wiele, nawet jak na Traibena. Jego s�owa zabrzmia�y dla mnie jak blu�nierstwo. - Jak mo�esz o to pyta�? Pielgrzymka to �wi�te zadanie. - Istotnie. - Wi�c o co ci chodzi, Traibenie? - �e nie ma nic wspania�ego w Pielgrzymce. To tylko wspinaczka, nic wi�cej. Dalej, dalej i dalej, wy�ej i wy�ej. Stawiasz jedn� stop�, potem drug� i po chwili jeste� wy�ej ni� przed chwil�. Ka�de g�upie zwierz� to potrafi. To tylko kwestia wytrzyma�o�ci. Rozumiesz mnie, Poilarze? - Tak. Nie. Nie. Wcale ci� nie rozumiem, Traibenie. Na jego twarzy pojawi� si� nieznaczny u�mieszek. - M�wi�, �e wyb�r na Pielgrzyma to samo w sobie nic wielkiego. To tylko mi�y zaszczyt. Jednak na d�u�sz� met� zaszczyty nie s� wa�ne. - Skoro tak m�wisz. - Nie ma sensu zaciska� z�b�w i maszerowa� bez wytchnienia, je�h' si� nie rozumie, po co wystawia si� na tak� ci�k� pr�b�. - Wi�c co si� liczy? My�l�, �e dotarcie na Wierzcho�ek. - Mi�dzy innymi. - Mi�dzy innymi? - Zamruga�em oczami. - Przecie� o to w�a�nie chodzi, Traibenie. Po to wyruszamy. Celem Pielgrzymki jest dotarcie na sam Wierzcho�ek. - Tak. Dok�adnie. Ale kiedy ju� dotrzesz na Wierzcho�ek, co wtedy? Co wtedy, Poilarze? To zasadnicze pytanie. Rozumiesz? Czasami trudno si� rozmawia�o z Traibenem. Potrafi� by� taki m�cz�cy! - C� - powiedzia�em - szuka si� bog�w, odprawia w�a�ciwe rytua�y, a potem wyrusza w drog� powrotn�. - W twoich ustach to brzmi bardzo trywialnie. Spojrza�em na niego i nic nie odpowiedzia�em. - Jak s�dzisz, Poilarze, jaki jest prawdziwy cel Pielgrzymki? - zapyta� spokojnie. - C� ... - zawaha�em si�. - Wszyscy to wiedz�. Idziemy, �eby stan�� przed bogami, kt�rzy �yj� na szczycie Kosa Saag. Sk�adamy im ho�d i zanosimy pro�by o b�ogos�awie�stwo. W ten spos�b zapewniamy wiosce pomy�lno��. - Tak - potwierdzi�. - I co jeszcze? - Co jeszcze? A co jeszcze mo�e by�? Wspinamy si�, sk�adamy ho�d, schodzimy. To nie wystarczy? - A Pierwszy Wspinacz? - przypomnia� Traiben. - Tw�j przodek. Co On osi�gn��? Nie musia�em si� zastanawia�. Zapami�tane z katechizmu s�owa same pop�yn�y z moich ust. - Zosta� uczniem bog�w, a oni pokazali Mu, jak u�ywa� ognia, jak wykonywa� narz�dzia potrzebne do polowania i budowania dom�w, jak uprawia� ziemi�, jak wyprawia� sk�ry zwierz�t i robi� z nich ubrania oraz wiele innych cennych rzeczy. A potem zszed� z g�ry i przekaza� zdobyt� wiedz� ludziom, kt�rzy �yli w barbarzy�stwie i ciemnocie. - Tak. Dlatego czcimy Jego pami��. I ty, i ja, Poilarze, mo�emy zrobi� to samo, co Ten, Kt�ry Wszed� Na G�r�. Wspi�� si� na �cian�, znalaz� bog�w, nauczy� si� od nich po�ytecznych rzeczy. To jest prawdziwy pow�d, dla kt�rego tam idziemy: �eby si� uczy�. Uczy�, Poilarze. - Ale my ju� wiemy wszystko, co powinni�my wiedzie�. - G�upiec! - prychn��. - G�upiec! Naprawd� tak uwa�asz? Nadal jeste�my dzikusami, Poilarze! Nadal jeste�my ignorantami! �yjemy w tych wioskach jak zwierz�ta. Jak zwierz�ta. Polujemy i uprawiamy ziemie i piel�gnujemy ogrody. Jemy, pijemy, �pimy. Jemy, pijemy, �pimy. Czas mija i nic si� nie zmienia. Czy tak ma wygl�da� �ycie? Wytrzeszczy�em oczy. Naprawd� potrafi� zamiesza� w g�owie. - Co� ci powiem. Ja r�wnie� zamierzam zosta� Pielgrzymem. Roze�mia�em mu si� w twarz. - Ty, Traibenie? - Ja. Tak. Nic nie mo�e mnie powstrzyma�. Dlaczego si� �miejesz, Poilarze? My�lisz, �e nigdy nie wybior� takiego s�abeusza? Ot� nie. Wybior�. Wybior� ciebie pomimo kalekiej nogi i wybior� mnie, chocia� nie jestem silny. Dopn� swego. Przysi�gam na Tego, Kt�ry Wszed� Na G�r�. I na Kreshe, i wszystkich �wi�tych Niebios! - Oczy mu zap�on�y, zaja�nia�y tym jego niesamowitym blaskiem, kt�ry czyni� go tak tajemniczym, a nawet przera�aj�cym dla wszystkich, kt�rzy si� z nim stykali. To by�a Moc Traibena. Gdyby urodzi� si� w Domu Czarownik�w, a nie w Domu �ciany, to jestem pewien, �e zosta�by pot�nym santanill�. - Mamy zadanie do wykonania, Poilarze. Musimy tam na g�rze nauczy� si� wa�nych rzeczy i wr�ci� z t� wiedz� do wioski. Po to zapocz�tkowano Pielgrzymki, �eby�my mogli usi��� u st�p bog�w i dowiedzie� si� od nich wielu rzeczy, tak jak to zrobi� Pierwszy Wspinacz. Jednak ju� od dawna nie przyniesiono z g�ry niczego po�ytecznego. Nie robimy post�p�w. �yjemy tak, jak zawsze �yli�my, a kiedy tkwi si� w tym samym miejscu, po jakim� czasie zaczyna si� cofa�. Pielgrzymki nadal si� odbywaj�, to prawda, ale Pielgrzymi nie wracaj� albo wracaj� ob��kani. I nie przynosz� niczego u�ytecznego, wi�c stoimy w miejscu. Co za marnotrawstwo, Poilarze! Musimy to zmieni�. Musimy si� tam uda� razem, ty i ja, rami� przy ramieniu, przej�� Kr�lestwo za Kr�lestwem, tak jak Pierwszy Wspinacz. Spotkamy bog�w, tak jak on. Otrzymamy ich b�ogos�awie�stwo. Zobaczymy wszystkie cuda i poznamy wszystkie tajemnice. Wr�cimy z now� wiedz�, kt�ra zmieni �wiat. Nie potrafi� powiedzie�, jaka to b�dzie wiedza. Wiem jednak, �e czeka tam na nas. Wiem to na pewno. Musimy j� zdoby�. I dlatego postarajmy si� obaj zosta� Pielgrzymami. Nad��asz za mn�? Musimy osi�gn�� ten cel. Chwyci� mnie za rami� i �cisn�� tak mocno, �e a� sykn��em z b�lu. Ma�y Traiben, kt�ry mia� nie wi�cej si�y ni� komar! W tym momencie poczu�em �ar, jakby przeskoczy� na mnie dziwny ogie�, kt�ry w nim p�on��, jakby udzieli�a mi si� gor�czka jego duszy. I obudzi�o si� we mnie g��bokie pragnienie, �eby znale�� bog�w na g�rze, stan�� przed nimi i powiedzie�: �Jestem Poilar z Jespodar i przyby�em tutaj, �eby wam s�u�y�. Ale i wy musicie s�u�y� mnie. Chcia�bym, �eby�cie w zamian nauczyli mnie wszystkiego, co wiecie�. Trzyma� mnie tak przez d�u�sz� chwil�, a� pomy�la�em, �e nigdy mnie nie pu�ci. Odepchn��em jego r�k� �agodnie, jakbym str�ca� motyla, zbyt pi�knego, �eby zrobi� mu krzywd�. Traiben rozlu�ni� chwyt, ale s�ysza�em, �e oddycha ci�ko z podniecenia. Pasja, kt�ra ogarn�a Traibena i kt�ra mi si� udzieli�a, wywo�a�a we mnie zak�opotanie. - Sp�jrz - powiedzia�em, chc�c z�agodzi� napi�cie, gdy� tego rodzaju uczucie by�o dla mnie czym� nowym, wprawia�o w dr�enie - zaczyna si� Procesja. Wszyscy uciszali swoich s�siad�w, gdy� w�a�nie rozpocz�a si� wielka parada. Zamiatacze w purpurowych przepaskach na biodrach szli ta�cz�c i ma�ymi miote�kami usuwali z drogi niebezpieczne duchy. Nast�pnie w drugim ko�cu wioski z ci�kiej porannej mg�y wy�oni�a si� Procesja. Prowadzi� j� syn brata ojca mojego ojca, Meribail, wystrojony w b�yszcz�c� wspania�� szat� ze szkar�atnych ciasno zwi�zanych pi�r gambardy. Obok niego kroczy� Thispar D�ugowieczny, najstarszy cz�owiek w wiosce, kt�ry prze�y� siedem pe�nych dziesi�tk�w lat. By� ojcem ojca ojca Traibena. Po drugiej stronie Meribaila maszerowa� drugi z naszych starc�w, Gamilalar. Ostatnio obchodzi� pocz�tek si�dmej dziesi�tki lat. Za tymi trzema szli dostojnie dw�jkami naczelnicy wszystkich Dom�w. Nie mog�em jednak skupi� si� na Procesji. My�la�em o s�owach Traibena, kt�re wzbudzi�y we mnie nowe ambicje i pragnienia. I z�o�y�em przysi�g�. Dotr� na sam szczyt �ciany. Wejd� na Wierzcho�ek. Spojrz� w oczy bogom, z kt�rych sp�ynie na mnie m�dro��, i wch�on� j� ca��. Potem wr�c� do wioski na nizinie, co uda�o si� nielicznym, a i tak przyp�acili to utrat� w�adz umys�owych. I przeka�� wszystkim wiedz� zdobyt� na g�rze. Tak b�dzie. Od tej pory mia�em jasny cel w �yciu. I by� to r�wnie� cel Traibena. Dziwne! Ten w�t�y, niezgrabny ch�opiec marzy� o tym, by zosta� Pielgrzymem? Wydawa�o si� to niemal komiczne. Nigdy go nie wybior�, nigdy, przenigdy. A jednak wiedzia�em, �e kiedy Traiben czego� pragnie, potrafi dopi�� swego. Razem ruszymy na Pielgrzymk�, Traiben i ja. Mieli�my po dwana�cie lat i nasze �ycie by�o od tego momentu wyra�nie okre�lone. 2 Wydarzenia tamtego dnia rozgrywa�y si� przed moimi oczami, jakbym ogl�da� je we �nie. Obok mnie przeszli sztywnym i dumnym krokiem naczelnicy Dom�w. Nast�pnie pojawili si� Muzycy, wype�niaj�c powietrze d�wi�kami tunbor�w, galimond�w i bindanaji. Po nich �onglerzy, kt�rzy ta�czyli, skakali, wywijali koz�y i zmieniali kszta�ty z szale�cz� szybko�ci�, wyrzucaj�c wysoko ostre sepinongi i zr�cznie chwytaj�c je w powietrzu. Za nimi szli �wi�ci z uroczystymi minami, na zielonobr�zowych poduszkach nie�li �wi�te przedmioty, a dalej bez�adnie i nie do rytmu pod��a�o pi�ciu czy sze�ciu Tych Kt�rzy Wr�cili. �yli we w�asnym �wiecie, zaszczycaj�c Procesj� swoj� obecno�ci�, ale tak naprawd� w niej nie uczestnicz�c. Gdy min�li Chat� Pielgrzym�w, znikn�li w ci�bie i tego dnia ani nawet tego roku nikt ich wi�cej nie zobaczy�. Nast�pnie rozpocz�y si� ta�ce. Kolejno wyst�powa�y klany tancerzy z ka�dego Domu. Tkacze wykonali taniec jastrz�bia, Skrybowie - szamblera, Rze�nicy - nied�wiedzia, a Winiarze - skalnej ma�py. Czarownicy odta�czyli taniec magiczny, Cie�le taniec m�otka. I tak dalej, i dalej. �onglerzy wykonali taniec elf�w, Hodowcy - wodospadu, Uzdrowiciele - ognia, S�dziowie - wilka, a na koniec tancerze Domu �ciany w maskach i wspania�ych szatach powolny i majestatyczny taniec �ciany. By�o jeszcze wi�cej atrakcji. Dobrze wiecie, jak uroczy�cie i dostojnie wygl�da Procesja Pielgrzym�w. Zabawa trwa�a wiele godzin. S�owa Traibena zapad�y mi w serce. Po raz pierwszy w �yciu zrozumia�em, kim jestem. Wiecie, kim jeste�cie? �Ja jestem Mosca� - kto� powie, �A ja Helkitan�, �Ja jestem Simbol Garbarz�, jakkolwiek si� nazywacie. Ale wasze nazwisko to nie wy. �Jestem Poilar Kuternoga� - m�wi�em ludziom, ale nie mia�em poj�cia, kim mo�e by� Poilar Kuternoga. Teraz zacz��em rozumie�. Traiben przekr�ci� kluczyk w mojej g�owie. Kim jest Poilar? Poilar jest Tym, Kt�ry Zostanie Pielgrzymem. No tak, ale to ju� wiedzia�em. Jakim Pielgrzymem b�dzie Poilar? Takim, kt�ry rozumie cel Pielgrzymki. Tak. Tak. Poniewa� urodzi�em si� w Domu �ciany, mog�em si� spodziewa�, �e przez ca�e �ycie b�d� odprawia� jakie� rytua�y, ale nie uwa�a�em, �e jestem do tego stworzony. Tak wi�c moja przysz�o�� nie mia�a kszta�tu. Teraz jednak wiedzia�em - wiedzia�em na pewno, a riie tylko przypuszcza�em - �e urodzi�em si�, by zosta� Pielgrzymem. Bardzo dobrze. Po raz pierwszy zrozumia�em, co to oznacza. - Sp�jrz - powiedzia� Traiben. - Drzwi Chaty si� otwieraj�. I rzeczywi�cie. Dwie pary wielkich �ozinowych drzwi ozdobionych grubymi listwami z br�zu otwiera�y si� tylko tego jednego dnia w roku. Uchyli�y si� wolno, skrzypi�c kamiennymi zawiasami, i wyszli przez nie wybrani Pielgrzymi, m�czy�ni z izby po lewej stronie, kobiety z izby po prawej. Bladzi, mrugali oczami z powodu blasku, poniewa� nie byli na s�o�cu od dnia, kiedy p� roku temu og�oszono ich nazwiska. Krew �cieka�a im po policzkach, r�kach, przedramionach i ubraniach: w�a�nie z�o�yli Ofiar� Wi�zi, kt�ra jest ostatni� czynno�ci� przed opuszczeniem Chaty. Byli szczupli i twardzi po przebytym szkoleniu. Twarze mieli przewa�nie ponure, jakby maszerowali nie ku chwale, lecz ku �mierci. Tak zwykle wygl�da�a wi�kszo�� nowych Pielgrzym�w. Ju� si� o tym nieraz przekona�em. Zastanawia�em si� dlaczego. Tak bardzo si� starali, �eby zosta� wybra�cami, i po tylu trudach osi�gn�li to, do czego d��yli, dlaczego wi�c wygl�daj� na takich przygn�bionych? Jednak�e przynajmniej kilku sprawia�o wra�enie dumnych z zaszczytu, jaki ich spotka�. Ich oczy z zachwytem zwr�ci�y si� ku Kosa Saag, a twarze rozja�ni�y wewn�trznym �wiat�em. Cudownie by�o zobaczy� t� garstk�. - Sp�jrz na brata Galii - szepn��em do Traibena. - Widzisz, jaki jest szcz�liwy? Ja r�wnie� taki b�d�, kiedy przyjdzie m�j czas. - I ja te�. - O sp�jrz, sp�jrz, to Thrance! - By� wtedy naszym wielkim bohaterem, legendarnym atlet�, wysokim jak drzewo i doskonale zbudowanym, p�bogiem o zdumiewaj�cej urodzie i sile. Wok� nas powsta�o poruszenie, kiedy ukaza� si� w drzwiach. - Za�o�� si�, �e pobiegnie prosto na Wierzcho�ek, nie zatrzymuj�c si� nawet dla nabrania oddechu. Nie b�dzie czeka� na innych. Po prostu b�dzie d��y� do celu bez wytchnienia. - Pewnie tak - zgodzi� si� Traiben. - Biedny Thrance. - Biedny Thrance? Dlaczego m�wisz takie dziwne rzeczy? Thrance to kto�, komu nale�y zazdro�ci�! Przecie� wiesz o tym! Traiben potrz�sn�� g�ow�. - Zazdro�ci� Thrance' owi? O nie, Poilarze. Zazdroszcz� mu szerokich plec�w i d�ugich n�g i niczego wi�cej. Nie rozumiesz? To jest najwspanialsza chwila w jego �yciu. Teraz mog� go spotka� tylko gorsze rzeczy. - Bo zosta� wybrany na Pielgrzyma? - Poniewa� b�dzie maszerowa� na czele - odpar� Traiben i popad� w milczenie. Thrance kroczy� z dumnie uniesion� g�ow� ulic� Procesji, spogl�daj�c w kierunku g�ry. Procesja dobiega�a ko�ca. Min�� nas ostatni tegoroczny Pielgrzym i skr�ci� w prawo za wielkim szambarem o szkar�anych li�ciach stoj�cym po�rodku placu, z kt�rego rozchodzi�o si� promieni�cie wiele dr�g. Pielgrzymi weszli na �cie�k� prowadz�c� do Kosa Saag. Za nimi pod��y�a ostatnia grupa, najsmutniejsza ze wszystkich - spory t�umek odrzuconych kandydat�w obarczonych upokarzaj�cym zadaniem niesienia baga�y Wybra�c�w do granic wioski. Jak�e ich �a�owa�em! Jak bola�o mnie serce na widok ich wstydu! By�y ich setki, setki. Maszerowali pi�tkami w nie ko�cz�cym si� pochodzie. Wiedzia�em, �e to tylko ci, kt�rzy prze�yli ci�k� pr�b� szkolenia i selekcji. Wielu umar�o w jej trakcie. Mimo to zosta�o osiemdziesi�ciu czy dziewi��dziesi�ciu pokonanych na jednego z czterdziestki Wybra�c�w. Zawsze tak by�o. Wielu si� zg�asza�o, ale niewielu mia�o szcz�cie. W moim roczniku, kt�ry nale�a� do licznych, rywalizowa�o ze sob� cztery tysi�ce dwustu pi��dziesi�ciu sze�ciu kandydat�w. Ka�dy z nas mia� mniej ni� jedn� szans� na sto, �e zostanie wybrany. Jednak pokonani maszerowali dumnie, jakby sami byli zwyci�zcami - g�owy wyprostowane, oczy spogl�daj�ce ku g�rze. Tak by�o ka�dego roku i nigdy nie mog�em zrozumie� dlaczego. By� kandydatem, nawet odrzuconym, to mimo wszystko zaszczyt, nie chcia�bym jednak znale�� si� w ich gronie. Min�li nas i ulica Procesji opustosza�a. - Na ko�cu te� powinni i�� Zamiatacze - stwierdzi� Traiben - �eby odp�dzi� duchy, kt�re zbieg�y si� t�umnie po przej�ciu ludzi. Wzruszy�em ramionami. Czasami nie mia�em cierpliwo�ci do dziwnych uwag Traibena. Skupi�em wzrok na drodze do Kosa Saag, na p�nocny zach�d od wioski. Pielgrzymi znajdowali si� teraz na p�askiej cz�ci drogi i dlatego nie by�o ich wida�, tylko ich �a�osnych tragarzy. Potem tragarze znikn�li nam z oczu z powodu spadku terenu, a chwil� p�niej ukazali si� pierwsi Pielgrzymi na stromej cz�ci drogi, kt�ra biegnie do podn�a �ciany. Kiedy szli wy�o�on� z�otymi dywanami �cie�k�, �wiat�o bia�ego Ekmeliosa i krwistoczerwonej Marilemmy otacza�o ich o�lepiaj�cym blaskiem. Obserwuj�c ich, czu�em wielkie podniecenie, niemal przyprawiaj�ce o md�o�ci. Dr�a�em, w gardle mi zasch�o, moja twarz zrobi�a si� sztywna jak maska. Co roku widzia�em wymarsz Pielgrzym�w, ale tym razem by�o inaczej. Oczami wyobra�ni zobaczy�em siebie po�r�d nich: wchodz� w �cian�, wioska maleje za mn� i zmienia si� w punkcik, powietrze robi si� coraz rzadsze i ch�odniejsze. Patrz� w g�r� na odleg�y nie znany Wierzcho�ek i czuj�, �e kr�ci mi si� w g�owie od dziw�w. W pewnym momencie Traiben chwyci� mnie za rami�. Tym razem go nie odepchn��em. Razem wymieniali�my nazwy s�up�w milowych, kt�re mijali Pielgrzymi. - Roshten... Ashten... Glay... Hespen... Sennt... Najdalszym punktem, jaki zwykle dostrzega�o si� z niziny, by� Sennt. Tego jednak dnia, jak wspomnia�em powietrze by�o niezwykle przejrzyste, widzieli�my wi�c jeszcze jeden zakr�t drogi i s�up milowy o nazwie Denbail. Traiben i ja razem wym�wili�my szeptem jego nazw�. Tam ko�czy� si� z�oty dywan i zaczyna� szlak z nagich kamieni. Odrzuceni kandydaci musieli w tym miejscu zostawi� ekwipunek, gdy� nie mogli i�� wy�ej. Wyt�aj�c wzrok, patrzyli�my, jak Czterdziestu odbiera plecaki i sprz�t. Tragarze zawr�cili do wioski, a Pielgrzymi rozpocz�li podr� i po pewnym czasie znikn�li nam z oczu we mgle zalegaj�cej kr�t� �cie�k�. 3 Tej nocy po raz pierwszy mia�em sen o gwiazdach. By�a to noc wielu ksi�yc�w. Mieni�ce si� �wiat�o ta�czy�o na �cianach naszego domu. Niekt�rym trudno spa� w takim blasku, ale zm�czony po dniu pe�nym wra�e� zasn��em kamiennym snem. I przy�ni�y mi si� �wiaty znajduj�ce si� poza naszym �wiatem. W swoim �nie wspina�em si� na Kosa Saag z nie wi�kszym wysi�kiem, ni� gdybym wchodzi� na dach stodo�y. Przeszed�em przez wszystkie Kr�lestwa �ciany, co zabra�o mi niewiele czasu. Traiben i inni przyjaciele szli gdzie� z ty�u za mn�, ale nie zwraca�em na nich uwagi i maszerowa�em z zadziwiaj�c� lekko�ci�, a� dotar�em do Wierzcho�ka. Stan��em pod �wiatami Niebios, pod gwiazdami. Widzia�em je �wiec�ce daleko jak ogniste duchy. Ta�czy�em w ich zimnym �wietle. Czu�em ich moc i obco��. �piewa�em z bogami i smakowa�em m�dro��, kt�r� mi przekazywali. Pojawi� si� m�j wielki przodek, Pierwszy Wspinacz, naj�wi�tszy cz�owiek. Stan�� przede mn�, a ja po��czy�em si� z Jego duchem. Gdy zszed�em ze �ciany, moja twarz ja�nia�a. Wyci�ga�em r�ce do tych, kt�rzy mnie pozdrawiali i kl�kali przede mn�, p�acz�c z rado�ci. Taki mia�em sen. W nast�pnych latach powraca� wiele razy, kiedy le�a�em u�piony pod mrocznym niebem. Ci, kt�rzy le�eli obok mnie, opowiadali mi p�niej, �e rzuca�em si�, mrucza�em przez sen i wyci�ga�em r�ce, jakbym pr�bowa� chwyci� same Niebiosa. Dziwny sen, to prawda. Ale najdziwniejsze by�o to, �e za pierwszym razem wszyscy w wiosce r�wnie� go mieli. - �ni�o mi si�, �e wszed�e� na �cian� i ta�czy�e� na Wierzcho�ku - oznajmi� brat mojej matki, Urillin, kiedy wyszed�em rano z sypialni. I roze�mia� si�, jakby chcia� da� mi do zrozumienia, �e g�upot� jest przywi�zywanie zbytniej wagi do sn�w. Ale w ci�gu najbli�szej godziny trzy inne osoby opowiedzia�y mi podobny sen. Traiben r�wnie�. A nied�ugo potem, kiedy szed�em ulicami za�mieconymi po uroczysto�ciach z poprzedniego dnia, zobaczy�em, �e wszyscy wpatruj� si� we mnie, szepcz� co� i wskazuj� palcami, jakby m�wili: �To ten, kt�ry ta�czy� na Wierzcho�ku. Jest na nim znak bog�w, widzicie?�. I upewni�em si� wtedy - co nie znaczy, �e mia�em wcze�niej jakie� w�tpliwo�ci - �e moim przeznaczeniem jest zosta� Pielgrzymem i dokona� wielkich rzeczy. Od tego dnia nie by�o prawie godziny, w kt�rej nie my�la�bym o wej�ciu na Wierzcho�ek. Co roku dwunastego dnia elgamoira patrzy�em, jak nowa Czterdziestka wychodzi z Chaty Pielgrzym�w, kieruje si� na Kosa Saag, a� do tej cudownej i straszliwej zarazem chwili, kiedy ju� nie by�o jej wida�. I my�la�em wtedy tylko o tym, �e min�� kolejny rok, a ja jestem o rok bli�ej momentu, kiedy sam wyrusz� w t� drog�. Nie b�d� wam wmawia�, �e wspinaczka by�a jedyn� rzecz�, kt�ra w tamtych latach zaprz�ta�a mi g�ow�, cho� marzy�em o tej wielkiej przygodzie. Cz�sto my�la�em o Pielgrzymce. Cz�sto �ni�em o niej �ni�em i o tajemnicach czekaj�cych na szczycie �ciany, ale musia�em zmaga� si� z trudami dojrzewania. Po raz pierwszy kocha�em si� z dziewczyn�, kiedy sko�czy�em trzyna�cie lat. Nazywa�a si� Lilim i, jak to jest w zwyczaju, pochodzi�a z rodziny mojej matki. Liczy�a sobie dwadzie�cia pi�� lat. Mia�a okr�g�� r�ow� twarz i pe�ne wspania�e piersi. Wyra�nie widoczne zmarszczki �wiadczy�y o wieku, ale wydawa�a mi si� bardzo pi�kna. Moja matka musia�a jej powiedzie�, �e jestem gotowy. Na zebraniu rodzinnym Lilim podesz�a do mnie i za�piewa�a kr�tk� piosenk�, kt�r� kobiety �piewaj�, kiedy wybieraj� m�czyzn�. Chocia� w pierwszej chwili by�em zaskoczony i nawet lekko przestraszony, szybko si� opanowa�em i za�piewa�em strofk�, kt�r� m�czy�ni powinni odpowiedzie�. Tak wi�c Lilim nauczy�a mnie Zmian i wprowadzi�a w rzek� rozkoszy, a ja zawsze b�d� j� mi�o wspomina�. Pokaza�a mi jak mam doprowadzi� do szczytu moj� m�sko��, a ja zachwyca�em si� tym, �e m�j cz�onek potrafi by� taki wielki i taki twardy. W upojeniu dotyka�em jej gor�cego cia�a, a� jej kobiece organa nabrzmiewa�y i puch�y, wy�ania�y si� kr�g�e piersi. By�o jeszcze cudowniej, ni� sobie wyobra�a�em. Przez czas, kiedy nasze cia�a by�y splecione - trwa�o to tylko par� minut, ale mi wydawa�o si� wieczno�ci� - mia�em wra�enie, �e jestem kim� innym. Na tym w�a�nie polega robienie Zmian: wykraczamy poza granice swojego ja i stapiamy w jedno�� z drugim cz�owiekiem. Wr�ciwszy do zwyk�ych bezp�ciowych postaci, le�eli�my obejmuj�c si� i rozmawiaj�c. Lilim zapyta�a mnie, czy zamierzam zosta� Pielgrzymem, a ja odpowiedzia�em, �e tak. - Mia�am wi�c proroczy sen - stwierdzi�a, a ja wiedzia�em, o co jej chodzi. Sama by�a odrzucon� kandydatk�, ale jej kochanek Gortain zosta� kt�rego� roku wybrany do Czterdziestki. - Je�li go zobaczysz na g�rze, przeka� mu s�owa mi�o�ci ode mnie i powiedz, �e o nim nie zapomnia�am. Obieca�em jej, �e to zrobi� i �e przynios� jej s�owa mi�o�ci od Gortaina, je�li znajd� go na �cianie. Ona za� roze�mia�a si�, rozbawiona moj� zarozumia�o�ci�. Zrobi�a to jednak delikatnie, gdy� nie chcia�a mnie urazi� podczas mojej pierwszej mi�osnej nocy. P�niej mia�em wiele kobiet, wi�cej ni� inni ch�opcy w moim wieku, wi�cej ni� dyktowa�by rozs�dek. Sam akt utraci� dla mnie posmak nowo�ci, ale nie wspania�o�� czy si��. Kiedy dokonywa�em Zmian, czu�em �e id� do bog�w, �e sam staj� si� bogiem. I nienawidzi�em wraca� do rzeczywisto�ci. Nic jednak nie mo�na na to poradzi�, kiedy mija ekstaza. Pami�tam imiona prawie wszystkich moich kochanek: Sambaral, By�, Galii, Saiget, Masheloun i druga Sambaral. Kocha�em si� r�wnie� z Thiss� z Domu Czarownik�w, kt�rej dziwna niepokoj�ca uroda bardzo na mnie dzia�a�a. Ona jednak by�a nie�mia�a i boja�liwa, wi�c musia�em czeka� na ni� dwa lata. �atwo mi si� rozmawia�o z dziewcz�tami i zdobywa�em je bez wysi�ku. Za moimi plecami szeptano, �e to z powodu nogi, gdy� dziewcz�ta cz�sto poci�ga kalectwo. Mo�e tak by�o w kilku przypadkach, ale z pewno�ci� istnia�y te� inne powody. Traiben nie mia� takiego szcz�cia do dziewcz�t, wi�c od czasu do czasu litowa�em si� nad nim i podsy�a�em mu kt�r�� ze swoich kochanek. Pami�tam, �e pos�a�em mu Galii i jedn� z Sambaral. Mo�e by�y i inne. Gdy mia�em prawie pi�tna�cie lat, zakocha�em si� powa�nie w Turimel z Domu �wi�tych. Kupi�em lubczyk od starej Czarownicy Kres. P�niej dowiedzia�em si�, �e Turimel r�wnie� odwiedzi�a Kres w tym samym celu. S�dz�, �e tak chcia�o przeznaczenie, co nie znaczy, �e wynikn�o z tego co� dobrego dla nas obojga. Turimel by�a ciemna i pi�kna. Mia�a l�ni�ce g�ste w�osy opadaj�ce d�ugimi splotami i kiedy robili�my Zmiany, zabiera�a mnie w tak� podr�, �e traci�em g�ow�, zapomina�em w�asnego imienia, zapomina�em o wszystkim opr�cz Turimel. Gdy uwydatnia�y si� jej piersi, by�o tak, jakby spoza chmur ukazywa�a si� Kosa Saag. A kiedy wchodzi�em w s�odk� gor�c� szczelin�, kt�r� otwiera�a dla mnie podczas Zmian, czu�em si� tak, jakbym spacerowa� w�r�d bog�w. Jednak od pierwszej chwili nad nasz� mi�o�ci� ci��y�o fatum. Ci, kt�rzy rodz� si� w Domu �wi�tych, nie mog� wyruszy� na Pielgrzymk�. Musz� pozosta� na nizinie, �eby strzec �wi�to�ci, podczas gdy inni wyruszaj� do bog�w mieszkaj�cych na Wierzcho�ku. Poza tym �aden ze �wi�tych nie mo�e si� wyrzec swojego pochodzenia i przenie�� do innego Domu. Gdybym wi�c postanowi� zwi�za� si� z Turimel, z pewno�ci� bym j� utraci�, wyruszaj�c na Pielgrzymk�. Je�li za� chcia�bym zosta� przy niej, musia�bym zrezygnowa� z Pielgrzymki, co wydawa�o mi si� straszne. - Musz� z niej zrezygnowa� - wyjawi�em Traibenowi pewnego ponurego ranka. - Nie mog� przecie� zwi�za� si� ze �wi�t�. - Nie mo�esz si� zwi�za� z nikim, Poilarze. Nie rozumiesz tego? - Nie wiem, co masz na my�li. - Jeste� przeznaczony do Pielgrzymki. Wszyscy to wiedz�. Jest na tobie znak bog�w. - Tak - stwierdzi�em. - Istotnie. Pragn��em us�ysze� od Traibena takie s�owa, gdy� pomimo snu o gwiazdach i rodzinnej tradycji co dzie� musia�em przedziera� si� przez g�stniej�cy las w�tpliwo�ci, czy zostan� wybrany. By�o to wina mojego wieku, poniewa� ka�dy m�ody m�czyzna w�tpi we wszystko, a zw�aszcza w siebie. - Co b�dzie, je�li zwi��esz si� z kim� na sta�e, a twoja dziewczyna nie zostanie wybrana? - Tak, rozumiem - powiedzia�em. - Czy jednak nasz zwi�zek nie sk�oni Mistrz�w, �eby j� r�wnie� wybrali? - Nie s�dz�. Oni w og�le nie bior� pod uwag� takich rzeczy. - Tak - powt�rzy�em. Pomy�la�em o Lilim, kt�rej ch�opak Gortain poszed� i nigdy nie wr�ci� ze �ciany. - Je�li chcesz si� wi�za� - odezwa� si� Traiben - to prosz� bardzo. Musisz jednak pogodzi� si� z tym, �e j� utracisz, kiedy p�jdziesz w �cian�. Stanie si� tak na pewno, je�li wybierzesz Turimel. Sam zdajesz sobie z tego spraw�. Je�li we�miesz dziewczyn� z innego Domu, sytuacja b�dzie r�wnie z�a. Istnieje nie wi�cej ni� jedna szansa na sto, �e ona r�wnie� zostanie wybrana do Czterdziestki. Praktycznie nie ma szansy, rozumiesz? Chcia�by� zostawi� swoje dziecko bez ojca, tak jak ty zosta�e� zostawiony? Nawet nie my�l o sta�ym zwi�zku, Poilarze. My�l o �cianie. My�l tylko o �cianie. Jak zwykle nie mog�em znale�� luki w rozumowaniu Taribena. Pogodzi�em si� wi�c z tym, �e pozostan� samotny, ale bola�o mnie to straszliwie. Turimel i ja sp�dzili�my razem ostatni� noc. Roz�wietla�y j� wszystkie ksi�yce, dwa w pe�ni, a trzy w nowiu. Powietrze by�o czyste jak kryszta�owe puchary Kr�la. Le�eli�my spleceni na mi�kkim �o�u z mchu na prze��czy Wzg�rza Pos�a�ca. Oznajmi�em dziewczynie delikatnie, �e moim przeznaczeniem jest Pielgrzymka. Zobaczy�em, �e po jej twarzy przemkn�� grymas b�lu. Szybko jednak si� opanowa�a, u�miechn�a �agodnie i skin�a g�ow�. W oczach b�yszcza�y �zy. My�l�, �e przez ca�y czas zna�a prawd�, ale mia�a nadziej�, �e stanie si� inaczej. P�niej zrobili�my Zmiany, po raz ostami zaspokajaj�c nami�tno��. By�a to smutna cudowna noc i �a�owa�em, �e si� sko�czy�a. O �wicie zacz�� pada� lekki deszcz, a my, trzymaj�c si� za r�ce, wr�cili�my nadzy do wioski w per�owym �wietle poranka. Trzy dni p�niej Turimel og�osi�a zar�czyny z jakim� m�odym m�czyzn� z Domu �piewak�w, kt�rego zapewne trzyma�a w rezerwie, wiedz�c �e pr�dzej czy p�niej porzuc� j� dla Kosa Saag. Po Turimel by�y jeszcze inne, ale moje serce stwardnia�o i �adnej z nich nie m�wi�em o sta�ym zwi�zku i z �adn� nie zostawa�em na tyle d�ugo, �eby same wpad�y na ten pomys�. Jest bardzo prawdopodobne, �e wszystkie wiedzia�y o moim przeznaczeniu. W ka�dym roczniku s� osoby, o kt�rych wiadomo, �e wyrusz� w �cian�. W tym roku. kiedy sko�czy�em dwana�cie lat nale�a� do nich Thrance. Ja by�em nast�pnym. Ludzie twierdzili, �e widz� na mnie znak �ciany. Sprawi� to sen o gwiazdach, kt�ry przy�ni� si� ca�ej wiosce tej samej nocy. Szuka�em �ladu w lusterku mojej matki, ale go nie znalaz�em. Wiedzia�em jednak, �e jest. Nie mia�em w�tpliwo�ci. Zacz��em szesnasty rok �ycia. Dziesi�tego dnia orguleta pos�aniec z Domu �ciany przyni�s� mi kawa�ek pergaminu, na kt�rym ozdobnymi literami by�o napisane wezwanie do zg�oszenia si� razem z innymi z mojego rocznika na miejsce zebra znane jako Pole Pielgrzym�w. Wreszcie marzenie znalaz�o si� w zasi�gu r�ki. Pami�tam dobrze ten dzie�. Jak m�g�bym nie pami�ta�? Zebra�o si� cztery tysi�ce dwie�cie pi��dziesi�ciu sze�ciu m�odych ludzi. Nie by�a to najwi�ksza grupa, ale i nie najmniejsza. Ekmelios �wieci� tak mocno, �e niebo skwiercza�o. Na aksamitnej czerwonej trawie utworzyli�my czterdzie�ci dwa szeregi po sto os�b w ka�dym, a w ostatnim pi��dziesi�t sze��. Znalaz�em si� w�a�nie w tym. Wzi��em to za z�y znak. Ale Traiben stoj�cy niedaleko ode mnie w innym rz�dzie mrugn�� do mnie i u�miechn�� si� szeroko, jakby chcia� powiedzie�, �e wszystko b�dzie w porz�dku. Wreszcie nadesz�a straszna godzina Pierwszej Selekcji, kt�rej ba�em si� bardziej ni� �mierci. Przez ca�e cztery lata szkolenia nie spotka�o mnie nic gorszego ni� Pierwsza Selekcja. Trz�s�em si� jak li�� na wietrze, kiedy Mistrzowie z Domu �ciany przechadzali si� mi�dzy nami w milczeniu, przystaj�c si� tu i �wdzie, �eby klepn�� kogo� w ramie i w ten spos�b da� mu do zrozumienia, �e go zdyskwalifikowano. Decyzja spada jak grom z jasnego nieba i nie ma od niej odwo�ania. Tylko Mistrzowie znaj� powody, dla kt�rych odrzucaj� kandydata, i nie maj� obowi�zku ich wyjawi�. To dlatego tak bardzo ba�em si� tej chwili. Poniewa� by�em m�ody i niedo�wiadczony, my�la�em �e Pierwsza Selekcja zale�y wy��cznie od kaprysu, impulsu lub zwyk�ej niech�ci i dlatego nikt nie we�mie pod uwag� zalet, kt�re niew�tpliwie posiada�em. Czy zrobi�em przed laty co�, co mog�o zirytowa� lub obrazi� Mistrza, co utkwi�o mu w pami�ci jak cier� w oku. Klepnie mnie w rami� i wszystko si� dla mnie sko�czy: �adnej Pielgrzymki, �adnej wspinaczki na �cian�, �adnych tajemnic Wierzcho�ka. Je�li postanowi� mnie wykluczy�, nie pomo�e mi sen o gwiazdach. Nie b�dzie te� mia�o znaczenia pochodzenie od Pierwszego Wspinacza. Wi�kszo�� os�b z Domu �ciany powo�uje si� na pochodzenie od Niego. I nawet je�li po�owa k�amie, to i tak zostaje mn�stwo tych, w kt�rych �y�ach p�ynie Jego krew. Nie stanowi to jednak przepustki na Pielgrzymk�. Czy�bym sta� z jednym ramieniem uniesionym wy�ej? Klap. Czy b�ysk w moim spojrzeniu lub grymas ust nie s� zbyt aroganckie? Czy pomimo wszelkich stara� kalectwo przemawia przeciwko mnie? Klap. Klap. Czy kt�ry� z Mistrz�w jest tego ranka rozdra�niony w powodu b�lu w kolanie? Klap. Poilar odpada. Jak ju� stwierdzi�em, by�em m�ody i niedo�wiadczony. Nie rozumia�em prawdziwego celu Selekcji. I sta�em jak ko�ek, powstrzymuj�c dr�enie i obserwuj�c Mistrz�w. Klap! Odpad� Moklinn, wysoki pe�en wdzi�ku ch�opiec, kt�ry od czas�w Thrance'a by� najlepszym lekkoatlet� w wiosce. Klap! i odpad�a g�upiutka Ellitt. Klap! Baligan, m�odszy syn naczelnika Domu �piewak�w. Klap! Klap! Klap! Jakie by�o kryterium? Odrzucenie Ellitt mog�em zrozumie�, gdy� mia�a umys� dziecka i szybko zgin�aby na �cianie. Ale dlaczego pozbyli si� wspania�ego Moklinna? Dlaczego Baligana, kt�rego dusza by�a czysta jak g�rski strumie�? I tak dalej. Wiele decyzji nie budzi�o najmniejszych w�tpliwo�ci, ale odrzucono te� paru najlepszych m�odych ludzi w wiosce. Patrzy�em, jak odchodz� zdruzgotani. I czeka�em ze strachem, a� Mistrz, kt�ry niespiesznie szed� wzd�u� naszego szeregu, zbli�y si� do mnie. To by� Bertoll, najstarszy brat mojej matki. Wszyscy Mistrzowie pochodzili z mojej rodziny. To, �e jestem cz�onkiem Klanu �ciany, wcale mi nie pomaga�o. Ani to, �e wszyscy znali moj� obsesj� na punkcie Pielgrzymki. Niem�drze, zuchowato i dziecinnie rozpowiada�em wok�, �e zamierzam zobaczy� Wierzcho�ek. A oni tylko si� u�miechali. Mo�e rozgniewa�em ich swoj� che�pliwo�ci�? I postanowili da� mi nauczk�? W ci�gu tych paru minut umar�em tysi�c razy. �a�owa�em, �e nie urodzi�em si� w innym Domu, �e nie jestem Cie�l�, Muzykiem, Zamiataczem, by Mistrzowie nie wiedzieli, co si� dzieje w mojej duszy. Zaraz Bertoll mnie klepnie, tylko po to, �eby ukara� mnie za zuchowato��. Wiedzia�em, �e to zrobi. By�em tego pewien. I przysi�ga�em, �e je�li to zrobi, zanim wzejd� ksi�yce, zabij� jego, a potem siebie. Sta�em nieruchomo jak ska�a, z oczami utkwionymi w jednym punkcie. Bertoll min�� mnie, nawet nie spojrzawszy i poszed� dalej. �zy ulgi pop�yn�y mi po policzkach. Straszne wizje okaza�y si� przesadzone. I w tym momencie pomy�la�em o Traibenie. By�em tak skoncentrowany na sobie, �e zupe�nie o nim zapomnia�em. Obejrza�em si�