5420

Szczegóły
Tytuł 5420
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5420 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5420 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5420 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

A.J.QUINNELL Najemnik T�umaczy�a: Anna �wi�tochowska PROLOG Zima w Mediolanie. Na podmiejskiej alei st�oczy�y si� rz�dem drogie samochody. W du�ym budynku ukrytym za drzewami, rozleg� si� cichy d�wi�k dzwonka i po chwili opatulona przed wiatrem dzieciarnia zbieg�a po stopniach i rozpierzch�a si� ku ciep�u oczekuj�cych woz�w. O�miolatek Pepino Machetti naci�gn�� na siebie ko�nierz p�aszcza przeciwdeszczowego i ruszy� po�piesznie do rogu, gdzie szofer jego ojca zawsze parkowa� niebieskiego Mercedesa. Kierowca dojrza�, �e nadchodzi i pochyli� si�, aby otworzy� drzwi. Pepino z wdzi�czno�ci� da� nura w sk�rzane ciep�o, drzwi zatrzasn�y si� cicho i samoch�d ruszy�. Ch�opak z trudem zdj�� peleryn�. Dopiero jak dojechali do nast�pnej przecznicy podni�s� wzrok i stwierdzi�, �e za kierownic� nie siedzi Angelo. Kiedy ju� mia� na ustach pytanie, Mercedes ponownie zatrzyma� si� przy kraw�niku i na miejsce obok ch�opca usiad� zwalisty m�czyzna. Kierowca cierpliwie poczeka� na przerw� w kawalkadzie powracaj�cych do domu, po czym g�adko odjecha� od kraw�nika. By� dopiero stycze�, a Pepino Machetti stanowi� ju� trzeci� ofiar� porwania w tym roku. W korsyka�skim porcie Bastia by�o wyj�tkowo ciep�o jak na t� por� roku, co sk�oni�o jednego z w�a�cicieli bar�w do wystawienia krzese� i stolika na wyk�adany kocimi �bami chodnik. Samotny m�czyzna siedzia� popijaj�c whisky i obserwowa� przysta�, w kt�rej prom do Livorno szykowa� si� do wyj�cia w morze. M�czyzna sp�dzi� tam ju� dwie godziny i tak cz�sto prosi� o dolewk� kiwni�ciem w stron� wn�trza, �e w ko�cu w�a�ciciel przyni�s� mu butelk� i du�y talerz czarnych oliwek. Ma�y ch�opiec siedzia� na kraw�niku po drugiej stronie ulicy i z uwag� wpatrywa� si�, jak m�czyzna raz za razem popija oliwk� whisky. Panowa� spok�j, jako �e sezon turystyczny ju� si� sko�czy� i obcy cz�owiek skupia� na sobie ca�� uwag� ch�opca. M�czyzna wzbudza� jego ciekawo��. Otacza�a go dziwna aura milczenia i tajemnicy. Nie wodzi� wzrokiem za z rzadka przeje�d�aj�cymi samochodami, po prostu patrzy� na przysta� i prom. Od czasu do czasu rzuca� okiem na ch�opca, ale w spojrzeniu nie pojawi� si� nawet cie� zainteresowania. Nad jedn� z brwi mia� pionow� blizn�, a druga blizna przecina�a mu podbr�dek. Jednak uwag� ch�opca skupia�y przede wszystkim oczy. Szeroko rozstawione, o ci�kich powiekach. Nieco zmru�one, jakby w reakcji na dym papierosowy, chocia� wcale nie pali�. Ch�opiec s�ysza�, jak zamawia whisky p�ynn� francuszczyzn�, ale domy�la� si�, �e nie jest Francuzem. Rzeczy, kt�re mia� na sobie: ciemnoniebieskie, sztruksowe spodnie, drelichowa marynarka oraz czarna koszulka polo, wygl�da�y na drogie, ale i porz�dnie znoszone, podobnie jak walizka, stoj�ca u jego st�p. Ch�opiec mia� spore do�wiadczenie w oszacowywaniu obcych, a zw�aszcza ich kondycji finansowej. Jednak tym razem nie wiedzia�, co my�le�. M�czyzna spojrza� na zegarek i wyla� do szklanki resztk� whisky. Wypi� j� jednym haustem, podni�s� walizk� i przeszed� przez ulic�. Ch�opiec bez ruchu siedzia� na kraw�niku i obserwowa�, jak si� zbli�a. Figura przypomina�a twarz - kwadratowa, dopiero gdy znalaz� si� ca�kiem blisko, ch�opiec zauwa�y�, �e jest wysoki, ma dobrze ponad metr osiemdziesi�t wzrostu. Szed� lekko, co zupe�nie nie pasowa�o do jego ci�kiej budowy. Stopy stawia� na ziemi najpierw zewn�trzn� stron�. Przechodz�c obok, spojrza� w d�, a ch�opiec stwierdzi�, �e pomimo ca�ej wypitej whisky, szed� swobodnie i r�wno. Ch�opiec zerwa� si� na r�wne nogi i przebieg� przez ulic�, po czym zgarn�� p� tuzina oliwek pozostawionych na talerzu. P� godziny p�niej patrzy� jak prom opuszcza przysta�. By�o na nim niewielu pasa�er�w, wi�c bez trudu zobaczy� nieznajomego. Sta� samotnie na rufie, opieraj�c si� o reling. Prom nabiera� szybko�ci i pod wp�ywem impulsu ch�opiec pomacha�. By�o zbyt daleko, aby m�g� zobaczy� oczy nieznajomego, ale poczu� je na sobie. M�czyzna uni�s� r�k� z barierki i odwzajemni� si� kr�tkim gestem. W Palermo by�o jeszcze cieplej. Otwarte okna wpuszcza�y �agodny, po�udniowy powiew do gabinetu na pi�trze otoczonej murem willi, wzniesionej u st�p g�r za miastem. Trwa�o spotkanie w interesach: trzech m�czyzn, jeden za wielkim, polerowanym biurkiem, a dwaj pozostali naprzeciwko niego. Lekki wiaterek pomaga� rozwia� dym z papieros�w. Om�wili ju� sprawy rutynowe. Cz�owiek za biurkiem wys�ucha� raportu tamtych dw�ch na temat przedsi�biorstw dzia�aj�cych w ca�ym kraju, od alpejskiej p�nocy a� po po�udniowy kraniec Sycylii. Od czasu do czasu przerywa� im na chwil�, prosz�c o szersze na�wietlenie lub wyja�nienie kt�rego� punktu, ale przede wszystkim s�ucha�. Nast�pnie wyda� ca�� seri� szczeg�owych instrukcji, a m�czy�ni zgodnie kiwali g�owami. Nie robiono �adnych notatek. Uporawszy si� ze swoimi problemami, przedyskutowali sytuacj� w po�udniowej Kalabrii. Par� lat wcze�niej rz�d postanowi� wybudowa� kompleks stalowni w tym tkni�tym bied� rejonie. Cz�owiek za biurkiem nieoficjalnie wsp�pracowa� z w�adzami. Zakupiono tysi�ce akr�w od w�a�cicieli ziemskich. Takie interesy wymaga�y d�ugich i pracowitych negocjacji, a w mi�dzyczasie zmieni� si� sk�ad rz�du. Ministrowie przychodzili i odchodzili, a partia komunistyczna kwestionowa�a sensowno�� przedsi�wzi�cia. Cz�owiek za biurkiem by� poirytowany. Biznesmeni nigdy nie lubi� chwiejnych rz�d�w. Mimo to, gra toczy�a si� o mn�stwo pieni�dzy. Potrzebna by�a jednak lepsza kontrola nad inwestycjami. Dwaj m�czy�ni sko�czyli swoje sprawozdania i czekali, a� szef przemy�li decyzj�. Na fotelu z wysokim oparciem znajdowa�a si� p�aska poduszka, poniewa� by� niski, mia� zaledwie metr pi��dziesi�t. Chocia� przekroczy� ju� sze��dziesi�tk�, jego nieco pulchna twarz pozosta�a g�adka, podobnie jak d�onie, kt�re le�a�y bez ruchu na biurku. Ubrany by� w ciemnoniebieski, nienagannie skrojony trzycz�ciowy garnitur, ukrywaj�cy lekko korpulentn� sylwetk�. W zamy�leniu zacisn�� usta, kt�re by�y odrobin� zbyt szerokie w por�wnaniu z twarz�. Podj�� decyzj�. - Wycofamy si�. Przewiduj� jeszcze wi�cej problem�w. Don Mommo b�dzie musia� ponie�� pe�n� odpowiedzialno��. Dwaj m�czy�ni przytakn�li. Spotkanie by�o sko�czone, wi�c wstali i skierowali si� do barku z drinkami. Niski szef nala� trzy szklaneczki Chivas Regal. - Salut - wzni�s� toast. - Salut, don Cantarella - odpowiedzieli ch�rem. KSI�GA PIERWSZA 1 Wyjrza�a przez balkonowe okno na jezioro. �wiat�a hotelu �Villa D'Este� le��cego na jego przeciwleg�ym brzegu odbija�y si� w tafli wody. Jej klasycznie pi�kne rysy twarzy wykrzywi� grymas rozdra�nienia. Szerokie usta, o pe�nych wargach, dominowa�y na twarzy. Wysokie ko�ci policzkowe, du�e, lekko sko�ne oczy i do�ek w brodzie stanowi�y doskona�� r�wnowag� dla szerokiego czo�a. G�ste, hebanowe w�osy opada�y prosto i ko�czy�y si� pojedynczym skr�tem na ramionach. Zaokr�glenia ci�gn�y si� w d�, poprzez wysmuk�� szyj� do cia�a o w�skiej talii, d�ugich nogach oraz pe�nych, wysokich piersiach. Mia�a na sobie prost� sukienk�, przewi�zan� w pasie i g��boko wyci�t� w ramionach. Uroda wywiera�a wp�yw na funkcjonowanie jej umys�u. Od najwcze�niejszych lat pozwoli�o jej to chadza� innymi �cie�kami ni� wi�kszo�ci kobiet. Taka kobieta musi by� egocentryczna. Wszyscy j� obserwuj� i pragn� jej s�ucha�. Je�li ma wystarczaj�co silny charakter, aby przetrwa� dop�ki uroda nie przyga�nie, mo�e zdoby� niezale�no��. Przygasaj�cej urodzie zwykle towarzyszy smutek, �e natura musi odebra� to, czym wcze�niej obdarowa�a. Za jej plecami kto� otworzy� drzwi. Odwr�ci�a si� w momencie, gdy do pokoju wesz�a dziewczynka. - Nienawidz� jej, mamo! Nienawidz� jej! - Dlaczego? - Odrobi�am algebr�. Staram si�, jak mog�, ale jej nie spos�b zadowoli�. Teraz m�wi, �e jutro znowu b�d� musia�a si� uczy� algebry, i to przez ca�� godzin�. Kobieta obj�a dziecko. - Pinto, musisz bardziej si� wysili�, bo inaczej po powrocie do szko�y pozostaniesz daleko w tyle za innymi. Dziecko z nadziej� podnios�o wzrok. - Kiedy, mamo? Kiedy wr�c� do szko�y? Nienawidz� guwernantek. - Wkr�tce, Pinto. Dzisiaj wieczorem wraca ojciec i porozmawiam z nim o tym. B�d� cierpliwa, cara, to nie potrwa ju� d�ugo. Obr�ci�a si� i u�miechn�a. - Ale nawet w szkole nie unikniesz nauki algebry. - Nie szkodzi - za�mia�a si� dziewczyna. - W szkole nauczyciele przepytuj� wiele dziewczyn, a guwernantka nie ma du�ego wyboru. Postaraj si�, �ebym szybko wr�ci�a do szko�y! Wyci�gn�a r�ce i u�ciska�a matk�. - Ju� nied�ugo - pad�a odpowied� - obiecuj�. Ettore Balletto wraca� z Mediolanu do Como z mieszanymi uczuciami. Po tygodniu nieobecno�ci t�skni� za Rik� i Pint�, ale w domu zapowiada�o si� burzliwe powitanie. Trzeba by�o podj�� pewne decyzje, kt�re nie spodobaj� si� Rice, a to z regu�y nie zapowiada�o niczego dobrego. Jecha� szybko Lanci� w wieczornej fali samochod�w, prawie nie zwracaj�c uwagi na drog�. Z pocz�tku ich ma��e�stwo spe�nia�o si� raczej w sferze fizycznej ni� psychicznej. Zaspokojenie dotykowe i psychiczne oddalenie. Teraz istotne sta�o si� poczucie posiadania. Duma z w�asno�ci i kontrapunkt - zazdro�� innych m�czyzn. Lancia skr�ci�a w prawo na skrzy�owaniu nad jeziorem, a jego my�li zaj�a Pinta. Kocha� c�rk�. Jednak w spektrum jego emocji, te najsilniejsze dotyczy�y Riki. Nie widzia� w dziewczynce niezale�nej osobowo�ci, a jedynie dodatek do matki. Dziecko mo�e dokona� roz�amu w uczuciach ojca, nawet konkurowa� o nie, ale dla Ettore Pinta by�a c�rk� kochan� nieco przyt�umionym uczuciem. W tr�jk� zasiedli do kolacji przy mahoniowym stole, Ettore i Rika naprzeciwko siebie, a Pinta mi�dzy nimi. S�u�ba poda�a posi�ek. Stylowy, formalny i pozbawiony rodzinnego ciep�a. Rika serdecznie powita�a m�a, zrobi�a mu dry martini i z nale�nym zainteresowaniem wys�ucha�a relacji z podr�y do Rzymu. Ale kiedy Pinta wysz�a z pokoju, powiedzia�a mu, �e dziewczyna jest nieszcz�liwa i trzeba co� z tym zrobi�. Energicznie pokiwa� g�ow� i odpar�: - Porozmawiamy o tym po kolacji, jak p�jdzie do ��ka. Podj��em ju� decyzj� w tej sprawie. Wiedzia�a, �e nie obejdzie si� bez k��tni i przesiedzia�a ca�� kolacj�, obmy�laj�c posuni�cia taktyczne. Pinta wyczu�a atmosfer� i jej pow�d, wi�c milcza�a. Jak tylko sko�czyli je�� zerwa�a si� i uca�owa�a oboje rodzic�w. - Ca�a ta algebra przyprawi�a mnie o b�l g�owy - o�wiadczy�a stanowczo. - Id� do ��ka. Opu�ci�a pok�j wype�niony cisz�, kt�r� w ko�cu przerwa�a Rika. - Nie lubi guwernantki. Ettore wzruszy� ramionami. - Nie dziwi� jej si�. Poza tym, czuje si� samotna bez kole�anek. Wsta�, podszed� do barku, nala� sobie koniaku i popija�, podczas gdy s�u��ca zbiera�a ze sto�u. Kiedy zamkn�a za sob� drzwi, powiedzia�: - Riko, musimy porozmawia� o pewnych sprawach i to porozmawia� racjonalnie. Po pierwsze, Pinta musi wr�ci� do szko�y, a po drugie, ty musisz ograniczy� swoje ekstrawagancje. U�miechn�a si� z�owr�bnie. - Moje ekstrawagancje? - Wiesz, o czym m�wi�. Jak czego� chcesz, to nawet nie zastanawiasz si� nad kosztem. - Wskaza� obraz wisz�cy na �cianie. - Pod moj� nieobecno�� w zesz�ym tygodniu kupi�a� to - dziewi�� milion�w lir�w. - Ale� to jest Klee - odpowiedzia�a. - Nies�ychana okazja. Nie podoba ci si�? Pokr�ci� g�ow� z irytacj�. - Nie o to chodzi. Po prostu nie sta� nas na to. Wiesz, �e interesy id� nie najlepiej. A w�a�ciwie, ca�kiem �le. Przy takim ba�aganie w rz�dzie i konkurencji z Dalekiego Wschodu, poniesiemy w tym roku du�e straty, a ja ju� jestem powa�nie zad�u�ony w bankach. - Jak powa�nie? Wymownie wzruszy� ramionami. - Czterysta milion�w lir�w. Tym razem ona wzruszy�a ramionami. - Jak mawia� m�j ojciec, �Warto�� cz�owieka ocenia si� po tym co ma lub co jest winny. Liczy si� tylko suma�. Wybuch� gniewem. - Tw�j ojciec �y� w innym �wiecie! A gdyby nie umar� w ��ku z tymi dwiema nieletnimi putas, zosta�by najn�dzniejszym bankrutem, jakiego ten kraj widzia�. U�miechn�a si� kpi�co. - Ach, tata, mia� takie wyczucie czasu i taki styl. Co�, czego tobie wydaje si� brakowa�, nawet przy nienagannym wychowaniu. Opanowa� si�. - Musisz stawi� czo�a faktom, Riko. Nie mo�esz dalej wydawa� pieni�dzy bez zastanowienia. Je�eli w ci�gu miesi�ca nie dogadam si� z bankami, czekaj� mnie wielkie k�opoty. Przez chwil� siedzia�a w milczeniu. - Co masz zamiar w zwi�zku z tym zrobi�? Udzieli� bardzo ostro�nej odpowiedzi. - Ten problem ma dwa aspekty. Po pierwsze, tracimy monopol na dziany jedwab. Chi�czycy w Hong Kongu ju� usprawnili technologi�, a przy tym kupuj� prz�dz� tu� za granic� o dwadzie�cia procent taniej ni� ja. Tak wi�c do ko�ca roku stracimy rynek na zwyk�� tkanin� jedwabn�. Musimy ograniczy� si� do sprzeda�y modnych i stylowych towar�w, a reszt� rynku zostawi� im. S�ucha�a bardzo uwa�nie i w tym momencie postanowi�a si� wtr�ci�. - Wi�c co ci� powstrzymuje? - Maszyny - odpowiedzia�. - Nasze maszyny dziewiarskie maj� ju� dwadzie�cia lat. S� bardzo wolne i nadaj� si� tylko do podstawowych tkanin. Potrzebujemy sprz�tu w rodzaju Moratsa i Lebocesa, a one kosztuj� trzydzie�ci milion�w sztuka. - Bank nie pomo�e? - zapyta�a. Zanim odpowiedzia�, jeszcze raz odwr�ci� si� do barku i dola� sobie koniaku. - I tu dochodzimy do drugiego problemu. Zak�ad ma ju� obci��on� hipotek�, podobnie jak ten dom i mieszkanie w Rzymie. Potrzebuj� wi�c nowej po�yczki na maszyny i jakich� gwarancji z zewn�trz. W�a�nie nad tym pracuj�. - Radzi�e� si� Vica? Opanowa� irytacj�. - Oczywi�cie, �e z nim rozmawia�em. W przysz�ym tygodniu mamy ponownie spotka� si� na lunchu, �eby przedyskutowa� ten problem. Cara, prosz� ci� jedynie, �eby� wzi�a pod uwag� te sprawy. Nie wydawaj bez zastanowienia. - Powinnam zmieni� sw�j styl �ycia - zapyta�a - poniewa� ty nie potrafisz konkurowa� z paroma ma�ymi Chi�czykami? - U�miech powr�ci�, ale nie by� ju� ani troch� kpi�cy. - Ettore, podaj mi, prosz�, koniak. Nala�, podszed�, stan�� za ni� i si�gn��, aby postawi� koniak�wk� na stole. Rika nawet nie drgn�a, wi�c postawi� kieliszek, cofn�� r�k� i po�o�y� j� na jej szyi, pod w�osami. Unios�a r�k�, przykry�a jego d�o�, �cisn�a palce i odchyli�a g�ow�. Wsta�a, odwr�ci�a si�, uca�owa�a go w oczy oraz usta i przem�wi�a mi�kko: - Caro, nie martw si�. Jestem pewna, �e Vico co� wymy�li. W ��ku ponownie ca�owa�a jego oczy, po czym przyj�a go w sobie i ukoi�a cia�o, a na chwil�, nawet umys�. Potem le�a� na wysoko u�o�onych poduszkach w starym �o�u z baldachimem. Zostawi�a go samego, bo nago zesz�a na d�, �eby przynie�� koniak i papierosy. Pomy�la�, �e takie nadskakiwanie zdarza�o jej si� tylko po uprawianiu mi�o�ci. Podczas kt�rego zawsze wiod�a prym. Prowadzi�a i decydowa�a, nie trac�c jednak na kobieco�ci - jak idealna tancerka, prowadz�ca partnera. Nie czu� si� po tym wyczerpany, ale tylko os�abiony. Jak skrzypce, na kt�rych za d�ugo grano i obluzowano struny. Wesz�a do sypialni z olbrzymim kielichem koniaku w jednej r�ce i papierosami w drugiej. Poda�a mu kieliszek i stan�a ko�o ��ka, przypalaj�c dwa papierosy - smuk�a, jak r�a z nietkni�tymi kolcami, pachn�ca cierpko uprawian� tylko co mi�o�ci�. Z trudem powr�ci� my�lami do rzeczywisto�ci. - Pinta - odezwa� si� ospale. - Musi wr�ci� do szko�y. Ten uk�ad z guwernantk� nie daje rezultat�w. Ma ju� trzyna�cie lat, a tymczasem zaleg�o�ci rosn�. Wr�ci�a do ��ka i wr�czy�a mu zapalonego papierosa. - Zgadzam si� - powiedzia�a, ku jego zaskoczeniu. - Wczoraj rozmawia�am o tym z Gin�. Wiesz, oni wysy�aj� Alda i Marielle do Szwajcarii. To bardzo dobra szko�a - tu� pod Genew� - z w�oskim jako j�zykiem wyk�adowym. Jest tam sporo w�oskich dzieci. Usiad� wy�ej. - Ale�, Riko, to nie ma sensu. B�dzie jeszcze bardziej nieszcz�liwa daleko od domu, a wiesz ile taka szko�a kosztuje. Vico odnosi sukcesy jako prawnik i robi maj�tek, g��wnie poza krajem. Sporo czasu sp�dzaj� w Genewie. Dla nich to prawie drugi dom. Rika poprawi�a sobie poduszki pod plecami i usiad�a wygodniej, wiedz�c, �e czeka j� trudny sp�r. - Ettore, wymy�li�am ju� spos�b na to. Sprzedamy mieszkanie w Rzymie, w tej chwili s� bardzo dobre ceny, a ostatnio i tak zrobi�o si� tam nudno. Za te pieni�dze kupimy mieszkanie w Genewie. To zaledwie trzydzie�ci minut lotu z Mediolanu, czyli tyle samo, ile zajmuje ci dojazd tutaj samochodem. Westchn��, ale ona ci�gn�a dalej. - Poza tym, strasznie si� tu nudz� w zimie, a ty tak cz�sto wyje�d�asz albo zostajesz w Mediolanie. Mog�abym sp�dza� du�o czasu w Genewie, w weekendy by�abym z Pint�, a i ty m�g�by� do nas przylatywa�. Ettore nie zdo�a� ukry� zniecierpliwienia. - Cara, przecie� m�wi�em ci, �e mieszkanie w Rzymie ma obci��on� hipotek�. Je�li je sprzedam, ca�e pieni�dze trafi� do banku. Nie udost�pni� mi ich w formie ponownej po�yczki, zw�aszcza na kupno nieruchomo�ci w innym kraju. Poza tym, Genewa jest najdro�szym miastem na �wiecie. Ceny nieruchomo�ci s� tam dwa razy wy�sze ni� w Rzymie. Nawet gdybym zrobi�, jak chcesz, mogliby�my pozwoli� sobie na tak bardzo skromne mieszkanie, �e za nic nie chcia�aby� w nim przebywa�, nawet przez weekend. Zapanowa�a d�uga, lodowata cisza podczas gdy Rika usi�owa�a to przetrawi�. W ko�cu po�o�y�a si� na ��ku, podci�gn�a ko�dr� pod sam� brod� i powiedzia�a: - C�, b�dziesz musia� co� wymy�li�. Tutaj chodzi o bezpiecze�stwo mojego dziecka. Nie pozwol� nara�a� Pinty na ryzyko. Zobacz, co si� sta�o z dzieckiem Machettich. Zabrano go tu� pod szko��! - unios�a g�os. - Tu� ko�o szko�y - w bia�y dzie�. W Mediolanie! Nie pomy�la�e� o swojej c�rce? Musisz znale�� jaki� spos�b. Zachowa� cierpliwo��. - Riko, ju� rozmawiali�my o tym. Machetti to jedna z najbogatszych rodzin w Mediolanie. Nikt nie b�dzie porywa� Pinty. B�g wie, �e nie jeste�my bogaci - podobnie, jak ludzie, kt�rzy planuj� takie rzeczy. M�wi� z gorycz�. Wiedzia�, �e jego problemy zaczynaj� by� znane w ko�ach finansowych miasta. Nie ust�powa�a. - Sk�d maj� to wiedzie�? �yjemy na takim samym poziomie, jak Machetti, albo i lepiej. To przecie� straszni sk�pcy. On r�wnie� trwa� przy swoim. - Nie rozumiesz, Riko, takie porwania nie s� przygotowywane przez amator�w. To ogromny przemys�, kt�rym kieruj� zawodowcy. Maj� swoje �r�d�a informacji i nie b�d� traci� czasu na zajmowanie si� dzie�mi, kt�rych ojcowie s� kompletnymi bankrutami. - A dziecko Venuccich? Tu go mia�a. O�mioletni Valerio Venucci zosta� porwany sze�� miesi�cy wcze�niej. Venucci dzia�ali w budownictwie i prze�ywali trudny okres. Ch�opca przetrzymywano przez dwa miesi�ce, w trakcie kt�rych porywacze obni�yli ��dania z miliarda lir�w do dwustu milion�w, kt�re rodzina w ko�cu jako� zebra�a. - To co innego - powiedzia�. - Tego dokonali ludzie z zewn�trz, Francuzi z Marsylii. Zbyt ma�o wiedzieli o Venuccich i byli g�upcami. Zostali uj�ci dwa tygodnie po tym, jak otrzymali pieni�dze. - Mo�e - przyzna�a - ale ma�y Venucci straci� palec i od tej pory jest chory umys�owo. Czy tego chcesz dla Pinty? Tylko tyle ci� obchodzi? Trudno by�o mu obali� taki argument i znowu poczu�, �e traci opanowanie. Odwr�ci� si�, �eby na ni� spojrze�. Ko�dra zsun�a jej si� na brzuch i chocia� le�a�a na plecach, piersi zachowa�y sw�j kszta�t, by�y wysokie i j�drne. Zauwa�y�a, �e patrzy i odwr�ci�a si� na bok, plecami do niego. - Tak czy inaczej - stwierdzi�a z naciskiem - nie pozwol� swojej c�rce wr�ci� do szko�y w Mediolanie, chyba �e b�dzie mia�a ochron�. - O czym ty m�wisz? - zdziwi� si�. - Jak� ochron�? - Osobistego ochroniarza. - Co? - przekr�ci� j� twarz� do siebie. - Ochroniarza - na jej nieruchomej twarzy widnia�a determinacja. - Kogo�, kto b�dzie przy niej i zapewni jej ochron� - mo�e przed Francuzami - doda�a sarkastycznie. Wyrzuci� rami� w g�r�. Rozmow� przybiera�a fatalny obr�t. - Riko, jeste� nielogiczna! Ochroniarz b�dzie kosztowa� maj�tek! A w dodatku, czy istnieje lepszy spos�b na przyci�gni�cie uwagi? We W�oszech chodz� do szko�y tysi�ce uczni�w, kt�rych rodzice s� znacznie zamo�niejsi od nas, a nie maj� ochroniarzy. - Nic mnie to nie obchodzi - stwierdzi�a wprost. - To nie moje dzieci. Czy ciebie obchodzi wy��cznie koszt? Masz jak�� cen� bezpiecze�stwa Pinty? Pr�bowa� zebra� my�li i znale�� jaki� argument, kt�ry j� przekona. Przem�wi� spokojnie i rozs�dnie. - Riko, wcze�niej om�wili�my sytuacj� finansow�. Sprawy maj� si� bardzo �le. Jak mam sobie pozwoli� na co�, co, w gruncie rzeczy, jest jeszcze jedn�, g�upi� ekstrawagancj�? Spojrza�a na niego z w�ciek�o�ci�. - Dobro Pinty nie jest ekstrawagancj�, to nie nowy obraz na �cianie, wieczorne przyj�cie czy jeszcze jedna suknia. Poza tym, Arregio, Carolini - a nawet Turelli - zatrudnili ochroniarzy dla swoich dzieci. Wi�c teraz si� wyda�o. Ani krzty troski o Pint�, tylko wa�ne posuni�cie towarzyskie. Nie potrafi�a �y� z my�l�, �e kto� mo�e uwa�a�, i� nie s� w stanie dor�wna� swoim rywalom towarzyskim. Nadal posy�a�a mu rozgniewane spojrzenia i poj��, �e wyczerpali mo�liwo�ci porozumienia. - Porozmawiamy o tym p�niej. Z miejsca si� odpr�y�a. - Cara, wiem, �e martwisz si� o pieni�dze. Ale wszystko b�dzie dobrze, a mnie chodzi tylko o Pint�. Przytakn��. Zamkn�� oczy. - Porozmawiasz z Vico? - ci�gn�a. - On zna si� na tych sprawach, udziela porad wielu ludziom. Otworzy� oczy i zapyta� ostro: - Wspomina�a� mu o tym? - Nie, caro, ale wczoraj przy lunchu Gin� wspomnia�a, �e Vico s�u�y radami Arregio. Ma takie dobre znajomo�ci. S� naszymi najbli�szymi przyjaci�mi, Ettore. Poza tym stale powtarzasz mi, �e jest �wietnym prawnikiem. Ettore zamy�li� si� nad tym. Mo�e i by�o to jakie� wyj�cie. Je�eli Vico jej powie, �e to zwariowany pomys�, to mo�e jego pos�ucha. Wyci�gn�� r�k� i zgasi� �wiat�o. Skuli�a si� obok, odwr�cona plecami, przytulaj�c do niego ciep�e po�ladki. - Porozmawiasz z Vico, caro? - Tak, porozmawiam z Vico. Przytuli�a si� jeszcze bli�ej, zadowolona ze zwyci�stwa i dumna ze swego sprytu. Zbi�a go z tropu rozmow� o Genewie i prze�lizn�a si� przez jego fortyfikacje. Kto by chcia� mieszka� w�r�d tych zimnych Szwajcar�w? Obr�ci�a si� i wyci�gn�a r�k�, ale Ettore ju� spa� - zar�wno powy�ej, jak poni�ej pasa. 2 Guido Arrelio wolno wszed� na taras �Pensione Splendide�. W �wietle poranka ledwo dostrzega� sylwetk� cz�owieka siedz�cego na krze�le. S�o�ce wzesz�o ju� ponad wzg�rza, ale tutaj, nad sam� zatok�, up�ynie jeszcze par� minut, zanim �wiat�o pozwoli wyra�nie dojrze� m�czyzn�. Chcia� ujrze� go wyra�nie. Pietro zadzwoni� do niego do domu matki w Posilano tu� po p�nocy, aby mu powiedzie�, �e zjawi� si� jaki� obcy. Cz�owiek nazwiskiem Creasy. Guido przygl�da� si�, jak rysy m�czyzny nabieraj� kszta�t�w. Pi�� lat, pomy�la�, a zasz�a taka zmiana. Rok wcze�niej jaki� przyjezdny, ju� nie pami�ta� kto, m�wi� mu, �e Creasy si� stacza i du�o pije. �wiat�o ukaza�o teraz pust� butelk�. Siedzia� niedba�e na krze�le, z cia�em sflacza�ym niczym w �pi�czce, ale wcale nie spa�. Osadzone w kwadratowej twarzy oczy o ci�kich powiekach, spogl�da�y w d� na stoki wzg�rz i opadaj�ce tarasami domy. Twarz odwr�ci�a si� i Guido wyszed� z cienia. - Ca va, Creasy. - Ca va, Guido. Creasy ci�ko podni�s� si�, wyci�gn�� r�ce i obaj m�czy�ni padli sobie w ramiona. - Kawy? - zapyta� Guido. Creasy przytakn��, ale zanim pozwoli� mu odej��, odsun�� ni�szego i m�odszego m�czyzn� na odleg�o�� ramion i przyjrza� si� jego twarzy. Potem opu�ci� r�ce i usiad�. Guido poszed� do kuchni, powa�nie zmartwiony. Creasy rzeczywi�cie strasznie sobie pozwala�, a to oznacza�o, �e dzia�o si� co� bardzo z�ego, poniewa� normalnie �wietnie si� trzyma�, dba� o organizm i o wygl�d. Ostatnio spotkali si� zaraz po �mierci Julii. To wspomnienie jeszcze wzmog�o zaniepokojenie Guido. Ale w�wczas Creasy mia� si� doskonale i nie wygl�da� na wiele starszego, ni� przy ich pierwszym spotkaniu. Czekaj�c a� kawa si� podgrzeje Guido zacz�� liczy�: to ju� dwadzie�cia trzy lata, przez kt�re po jego przyjacielu nigdy nie by�o wida� wieku - pozosta� sprawnym czterdziestolatkiem. Jeszcze raz policzy�. Creasy zbli�a� si� teraz do pi��dziesi�tki i wygl�da� na ni�, a nawet na wi�cej. Co si� sta�o w ci�gu tych minionych pi�ciu �at? Poprzednim razem Creasy zosta� na dwa tygodnie, milcza� jak zwykle, ale Guido czerpa� si�� z jego cichej obecno�ci; kiedy tylko tego potrzebowa�, niejako przywraca�a brakuj�ce ogniwo w p�kni�tym �a�cuchu. Kiedy wr�ci� na taras, s�o�ce sta�o ju� nad okolicznymi wzg�rzami. Neapol budzi� si� i da� si� s�ysze� odleg�y, ale wyra�ny szum ruchu ulicznego. W zatoce kotwiczy� okr�t wojenny, a za nim ukaza� si� dzi�b wielkiego liniowca. Guido postawi� tac� na stole, nala� kaw�, po czym obaj popijali j�, podziwiaj�c widok. Creasy przerwa� milczenie. - Czy w czym� przeszkodzi�em? Guido wymusi� u�miech. - Moja matka w�a�nie przechodzi jedn� ze swoich tajemniczych, okresowych chor�b. - Powiniene� by� z ni� zosta�. Guido pokr�ci� g�ow�. - Elio przyjedzie dzisiaj rano z Mediolanu. Mama dostaje tych atak�w, kiedy tylko uzna, �e j� zaniedbujemy. Dla mnie to jeszcze p� biedy, czterdzie�ci minut jazdy samochodem, ale w przypadku Elia stanowi to prawdziwe utrapienie. - Jak on si� ma? - Dobrze. W zesz�ym roku zosta� wsp�lnikiem w swojej firmie i urodzi�o mu si� jeszcze jedno dziecko, syn. Znowu sp�dzili kilka minut w milczeniu. Pozytywnym milczeniu, jakie mo�liwe jest tylko mi�dzy dobrymi, wieloletnimi przyjaci�mi, kt�rzy nie potrzebuj� s��w dla podtrzymania wi�zi. Liniowiec by� ju� prawie za horyzontem, kiedy Guido przem�wi�. - Jeste� zm�czony. Chod�, znajd� ci jakie� ��ko. Creasy wsta�. - A co z tob�? Nie spa�e� ca�� noc. - Zdrzemn� si� po lunchu. Jak d�ugo mo�esz zosta�? Creasy wzruszy� ramionami. - Nie mam �adnych plan�w, Guido. Nic si� nie dzieje. Po prostu chcia�em ci� odwiedzi�, zobaczy�, jak ci leci. Guido pokiwa� g�ow�. - To dobrze. Min�o ju� zbyt wiele czasu. Masz zaj�cie? - Od sze�ciu miesi�cy nie mam. Przyjecha�em prosto z Korsyki. Szli do drzwi, ale po ostatnim zdaniu Guido zatrzyma� si� i spojrza� pytaj�co. Creasy znowu wzruszy� ramionami. - Nie pytaj, dlaczego. Nawet z nikim si� nie widzia�em. Tak si� z�o�y�o, �e by�em w Marsylii i pod wp�ywem impulsu wsiad�em na prom. Guido u�miechn�� si�. - Ty zrobi�e� co� pod wp�ywem impulsu? Odwzajemni� u�miech, zm�czony i nik�y. - Porozmawiamy o tym dzisiaj wieczorem. Gdzie to ��ko? Guido siedzia� przy stole, czekaj�c a� Pietro wr�ci z targu. Pensjonat mia� tylko sze�� pokoi, ale panowa� w nim ruch, a w porze lunchu i kolacji odwiedza�o go wielu okolicznych mieszka�c�w. Julia to zapocz�tkowa�a, szybko zdobywaj�c dla lokalu reputacj� restauracji, gdzie podaje si� proste, znakomicie przygotowane posi�ki. Jej potrawka z zaj�ca po malta�sku sta�a si� znana w ca�ym rejonie, a ona szybko opanowa�a tajniki miejscowych przepis�w. Po jej �mierci Guido przej�� kuchni� i ku w�asnemu zaskoczeniu stwierdzi�, �e nawet jako� mu idzie. Klientela pozosta�a wierna, pocz�tkowo by� mo�e z lito�ci, ale p�niej ze wzgl�du na jako�� potraw. Guido by� ciekaw, co sta�o si� z Creasym. Zrozumienie tego cz�owieka nigdy nie by�o �atwe, ale nikt nie zna� go lepiej ni� on. W�tpi�, aby mog�a to by� kobieta. Przez wszystkie te lata nigdy nie zauwa�y�, �eby kobieta wywar�a na Creasym wi�cej ni� przelotne wra�enie. Nawet przed dwudziestu laty, kiedy Creasy zwi�za� si� z francusk� piel�gniark� w Algierii. Guido my�la� wtedy, �e to co� powa�nego, ale po trzech miesi�cach go rzuci�a. - To tak, jakby pr�bowa� otworzy� drzwi za pomoc� z�ego klucz� - o�wiadczy�a Guido. - Wchodzi w zamek, ale nie da si� przekr�ci�. Guido powt�rzy� t� uwag� Creasy'emu, kt�ry stwierdzi� po prostu: - Mo�e zamek zardzewia�. Guido w�tpi� r�wnie�, aby Creasy bra� udzia� w jakim� wydarzeniu, kt�re odcisn�o si� na nim tak straszliwym pi�tnem. Nawet po d�ugim �yciu pe�nym wydarze�, jakie bardzo niewielu ludzi pozostawiaj� nietkni�tymi, Creasy zawsze by� tym samym Creasym. Teraz spa� w pokoju Guido. Po dziesi�ciu minutach zajrza� do niego. Le�a� na boku z ko�dr� zsuni�t� do bioder, bo w pokoju by�o gor�co, wi�c Guido postanowi� przyjrze� mu si� po kryjomu. Cia�o pokrywa�a schodz�c� opalenizna, a wszystkie blizny by�y stare. Na plecach mia� ledwo widoczne, blade pr�gi, kt�re zgina�y si� po obu stronach brzucha. Ma�e �lady uk�u� pod lewymi �ebrami. Zewn�trzne strony d�oni poc�tkowane by�y bliznami po oparzeniach. Wiedzia�, �e na jednej z n�g pod ko�dr� widnia�a pozosta�o�� po fatalnie zszytej ranie nad kolanem, kt�ra ci�gn�a si� prawie do krocza. Twarz te� nie usz�a ca�o: cienka blizna bieg�a pionowo od prawej brwi, a� do linii w�os�w, a druga mniejsza by�a widoczna po lewej stronie szcz�ki. Guido zna� je wszystkie, podobnie jak histori� ka�dej z nich. Nie by�o niczego nowego. Cia�o �pi�cego m�czyzny przesz�o wiele uraz�w, ale nigdy nie by�y to samo- okaleczenia. Te my�li przerwa� Pietro, wchodz�c do kuchni z dwoma koszykami pod pachami. Zatrzyma� si�, zdziwiony widokiem Guido. - Spodziewa�em si� ciebie dzisiaj, ale p�niej - powiedzia�, stawiaj�c kosze na stole. - Stary przyjaciel - wyja�ni� Guido, zagl�daj�c do koszyk�w. Pietro zacz�� wy�adowywa� owoce i warzywa. - Musi by� bliskim przyjacielem, skoro tak szybko odci�gn�� ci� od ��ka chorej matki. - Owszem, jest - przyzna� Guido. - Teraz �pi. Pietro z trudem zwalczy� ciekawo��. Pracowa� dla Guido od czterech lat, od chwili kiedy zosta� przez niego przy�apany na kradzie�y ko�pak�w z jego samochodu. Potem Guido dowiedzia� si�, �e jest bezdomny i zabra� go z sob� do pensione, nakarmi� oraz da� prycz� pod gwiazdami. Nie wiedzia� ani w�wczas, ani teraz, �e Guido widzia� w nim siebie samego w tym wieku. Guido traktowa� ch�opaka tak samo, jak tamtego pierwszego dnia - gburowato, zawsze oschle i bez najmniejszego �ladu uczucia. Pietro odwzajemnia� si� swoj� zuchwa��, pozbawion� szacunku, postaw�. Obaj byli �wiadomi istnienia pewnego utajnionego uczucia. Z up�ywem lat Pietro praktycznie sta� si� praw� r�k� Guido i z pomoc� dw�ch podstarza�ych kelner�w, kt�rzy przychodzili poda� obiad oraz kolacj�, wsp�lnie prowadzili pensione. Pomimo i� od dawna razem mieszkali, Pietro niewiele wiedzia� o przesz�o�ci Guido. Od czasu do czasu jego matka przyje�d�a�a do pensione i bez przerwy opowiada�a o bracie Guido, rodzinie w Mediolanie, a tak�e o Julii, kt�ra zmar�a przed pi�ciu laty. Ale dziwnie milcza�a na temat przesz�o�ci samego Guido. Pietro wiedzia�, �e p�ynnie m�wi po francusku i nie�le w�ada angielskim, a nawet arabskim, wi�c zak�ada�, �e kiedy� musia� du�o podr�owa�. Nigdy nie zadawa� �adnych pyta�. Udzieli�a mu si� ma�om�wno�� Guido. Przybysz intrygowa� go. Kiedy tu� przed p�noc� odezwa� si� dzwonek, my�la�, �e to Guido wr�ci� wcze�niej. Wysoki m�czyzna, stoj�cy w �wietle lampy sprawia� gro�ne wra�enie. - Czy jest Guido? - zapyta�. Pietro zauwa�y� akcent neapolita�ski. Pokr�ci� g�ow�. - Kiedy wr�ci? Pietro wzruszy� ramionami. M�czyzna nie wydawa� si� by� zaskoczony ch�odnym przyj�ciem. - Poczekam - powiedzia�, przeszed� obok ch�opca i uda� si� na g�r�, a nast�pnie prosto na taras. Pietro popad� w kilkuminutowe zamy�lenie, a potem uda� si� za nim. Czu�, �e powinien by� z�y, za��da� wyja�nie�, ale czu� niewyt�umaczalny respekt dla przybysza. M�czyzna siedzia� w jednym z wiklinowych krzese�. Patrzy� w d� na �wiat�a miasta. Jego maniery i zachowanie przypomina�y mu Guido. Zapyta� go�cia czy mo�e mu czym� s�u�y�. - Whisky - pad�a odpowied�. - Butelk�, je�eli macie. Przyni�s� butelk� oraz szklaneczk� i po ponownym zastanowieniu, zwyczajnie zapyta� go o nazwisko. - Creasy - odpowiedzia�. - A twoje? - Pietro. Pomagam tu Guido. M�czyzna nala� whisky, wypi� �yk i pos�a� ch�opcu twarde spojrzenie. - Id� do ��ka. Niczego nie ukradn�. Pietro zszed� wi�c na d� i pomimo p�nej pory zadzwoni� do Guido, kt�ry by� u matki. Guido powiedzia�: - Dobrze, k�ad� si�. Wracam jutro. Przygotowywali lunch, kiedy Guido zaskoczy� ch�opaka nag�� uwag�: - To Amerykanin. - Kto? Guido pokaza� na sufit. - M�j przyjaciel, Creasy. - �wietnie m�wi po w�osku, z akcentem neapolita�skim. Guido przytakn��. - Sam go nauczy�em. Pietro by� jeszcze bardziej zaskoczony; Guido si� wr�cz rozgada�. - Byli�my razem w Legii, a tak�e potem, dop�ki si� nie o�eni�em osiem lat temu. - W Legii? - W Legii Cudzoziemskiej - powiedzia� Guido. - Francuskiej. Ch�opiec poczu� podniecenie. Dla niego, jak dla wi�kszo�ci ludzi, s�owa te kojarzy�y si� z piaszczystymi wydmami, odci�tymi od �wiata fortecami, niepo��dan� mi�o�ci�. - Zaci�gn��em si� w 1955 roku w Marsylii. - Guido u�miechn�� si� na widok rosn�cego zainteresowania w wyrazie twarzy ch�opca. - I zosta�em na sze�� lat. - Przesta� kroi� warzywa, a wspomnienie nieco zmi�kczy�o jego zwykle kamienn� twarz. - To nie by�o tak, jak my�lisz. Nigdy nie jest. Sp�dzi�em tam wspania�e lata... najlepsze. Pojawienie si� Creasy'ego i oczywista ciekawo�� ch�opca przywo�a�y w pami�ci Guido rok 1945. Ma jedena�cie lat. Ojciec ginie w p�nocnej Afryce. Sze�cioletni brat jest stale g�odny, on r�wnie�. Matka, kt�rej wiara i fatalizm sprawiaj�, �e jej jedyn� reakcj� na nieszcz�cie jest coraz gorliwsza i d�u�sza modlitwa w ko�ciele w Posilano. Guido nie zadowoli� si� wiar�. Przeszed� pi��dziesi�t kilometr�w do Neapolu. Wiedzia�, �e byli tam Amerykanie, czyli musia�a by� r�wnie� �ywno��. Zosta� jednym z ca�ej armii z�odziei i odkry�, �e ma dar ku temu. By� inteligentny i je�li nie m�g� czego� wy�ebra�, krad�. Szybko zadomowi� si�, sypiaj�c w k�cie piwnicy, w�r�d p� tuzina innych ulicznik�w. Szybko rozgryz� Amerykan�w, pozna� ich s�abo�ci i momenty szczodrobliwo�ci. Nauczy� si� tego, w kt�rych restauracjach jadaj�, w kt�rych barach popijaj�, w kt�rych burdelach szukaj� zaspokojenia i z kt�rymi kobietami. Przekona� si� o jakiej porze najlepiej �ebra�: kiedy drink podsyci� ich hojno��; i o jakiej najlepiej kra��: kiedy seks i po��danie odwracaj� ich uwag�. Opanowa� ka�de zakole czy r�g w�skich, brukowanych ulic i przetrwa�. Raz w tygodniu rusza� pieszo nadbrze�n� drog� do Posilano, nios�c czekolad�, pieni�dze i puszki z mi�sem. Elio ju� nie g�odowa�, a matka modli�a si� i zapala�a �wiece w ko�ciele - jej wiara zyska�a uzasadnienie, a modlitwy zosta�y wys�uchane. G��d i konieczno�� nie s� najlepszymi nauczycielami moralno�ci. Spo�ecze�stwo, kt�re nie zaspokaja podstawowych potrzeb �yciowych nie mo�e liczy� na przestrzeganie swoich praw. Guido nigdy ju� nie zamieszka� w Posilano. Neapol sta� si� dla niego szko��, jadalni� i horyzontem jego przysz�o�ci. Na pocz�tku po prostu jako� egzystowa�, �yj�c jak gryzo� na miejskim �mietnisku. Zanim sko�czy� pi�tna�cie lat, przewodzi� ju� tuzinowi takich jak on i organizowa� ich w gangi, kradn�ce wszystko, czego nie da�o si� zaryglowa� lub zabetonowa�. Dzieci�stwo po prostu go omin�o. Nie wiedzia� nic o dzieci�cych zabawach czy emocjach. �Dobro� oznacza�o najpierw przetrwanie, a potem posiadanie. �Z�o� by�o s�abo�ci� lub przy�apaniem na gor�cym uczynku. Wcze�nie nauczy� si�, �e �mia�o�� jest kluczem do przyw�dztwa. Amerykanie wyzwolili miasto, a wraz z nimi pojawi�a si� przest�pczo��. Za czas�w faszyst�w, najpierw w�oskich, a p�niej niemieckich, �upem kryminalist�w pada�y n�dzne drobiazgi. Bez ochrony uczciwego, demokratycznego, a wi�c i podatnego na wp�ywy wymiaru sprawiedliwo�ci, stracili na sile. Nawet najwi�ksi mafioso byli rozstrzeliwani lub zamykani w wi�zieniu, ale wraz z nimi trafia�o tam wielu niewinnych. Sprawiedliwo�� i przest�pczo�� powr�ci�y do W�och jednocze�nie. Na pocz�tku lat pi��dziesi�tych mafia znowu odzyska�a dawn� pozycj�. Prostytutki zn�w znalaz�y si� pod kontrol�. Szefowie przydzielali im dzielnice, wyznaczali str�czycieli i pobierali swoje procenty. Usuwano zniszczenia wojenne. Plan Marshalla finansowa� odbudow�, a szefowie mafii dostawali swoje dzia�ki. Restauracje, sklepy, taks�wki i w�a�ciciele lokali zacz�li mie� dochody, a mafioso chronili ich przed przest�pcami i naturalnie kazali sobie p�aci� za te us�ugi. Guido �wietnie wpasowa� si� w ten uk�ad. Ze swoim dobrze zorganizowanym gangiem podrostk�w dzia�a� niczym instrument w odrodzonej strukturze. By� uznawany i nagradzany jako dorastaj�cy m�ody cz�owiek. Jego szczeg�ln� warto�� stanowi�a przemoc - skalkulowana i beznami�tna w realizacji. Wcze�nie odebra� lekcj�, kt�ra nauczy�a go, �e czyj�� uwag� naj�atwiej przyci�ga si� niespodziewanym b�lem. Mawia� swoim podopiecznym: - Zawsze najpierw odwet. Przydzielono mu teren za przystani� i jego g��wnym zadaniem by�o �t�umaczenie� w�a�cicielom drobnych interes�w, �e ochrona jest konieczna. Zacz�� prosperowa� i jako dodatkow� nagrod� otrzyma� pozwolenie dzia�ania tak�e na terenie samej przystani. Wraz z gangiem uprawia� z�odziejstwo na wielk� skal�. Kiedy towary i sprz�t dla powojennej odbudowy przyp�ywa�y do portu, spora ich cz�� znika�a i zwykle sprzedawana by�a pierwotnym adresatom. Za zyski kupi� budynek, w kt�rym teraz mie�ci� si� pensjonat. By� to dobrze zbudowany, przestronny dom zamo�nego kupca, mia� �adny, du�y taras, wychodz�cy na zatok�. Kupiec zmar�, a jego dwaj synowie, kt�rzy byli faszystami, zgin�li w zamieszaniu pod koniec wojny. Dom przeszed� na siostrze�ca, r�wnie� faszyst� - tyle �e wcale nie zagubionego. Zdecydowa� si� wyjecha� do Ameryki, a za pieni�dze uzyskane z domu m�g� sobie za�atwi� potrzebne papiery. Guido kupi� go na nazwisko matki, bo sam by� jeszcze nieletni. Nast�pnie podzieli� wielkie pokoje i urz�dzi� burdel dla oficer�w ameryka�skich. Dzia�a� doskonale i znany by� pod swojsk� nazw� �Splendide�. Matka Guido, nie�wiadoma niczego, zanosi�a pieni�dze do banku i modli�a si� w ko�ciele. Z nadej�ciem roku 1954 Guido wypracowa� sobie pozycj�, kt�ra pozwoli�a mu wspi�� si� w strukturze i przewidywa�, i� czeka go d�uga, zawrotna kariera. Ale bossowie ponad nim w miar� pomna�ania maj�tku zaczynali si� k��ci�, a w ko�cu i walczy�. Struktura w skali ca�ego kraju nie by�a jednak tak umocniona i zdyscyplinowana jak przed wojn�. Starzy mafioso z po�udnia nie zdo�ali jeszcze narzuci� swojej w�adzy. Zaczyna�o im si� to udawa� w Rzymie i na przemys�owej p�nocy, ale Neapol zostawili sobie na koniec. By�o to tradycyjnie najmniej uleg�e miasto w�oskie, a przest�pcy nie stanowili pod tym wzgl�dem wyj�tku. W Neapolu o w�adz� walczy�y dwie rodziny. Guido musia� dokona� wyboru i pope�ni� pierwszy b��d w swojej obiecuj�cej karierze. Zwi�za� si� z szefem o nazwisku Vagnino i by�o to mo�e naturalne, bo si�a Vagnina le�a�a w prostytucji oraz przystani. Ale Vagnino by� stary, sp�dzi� zbyt wiele czasu w wi�zieniu i brakowa�o mu si�y woli. W konsekwencji wojna sko�czy�a si� �le dla Guido i jego gangu. Znajduj�c si� nisko na og�lnej drabinie, stale trafiali na przedni� lini� frontu. W przeci�gu miesi�ca po�owa jego gangu zgin�a lub zdezerterowa�a, a on sam wyl�dowa� w szpitalu z plecami i po�ladkami podziurawionymi o�owiem z broni palnej. Mia� szcz�cie - mogli go wynie�� nogami do przodu. Podczas gdy le�a� na brzuchu, jego szef Vagnino, zm�czony i nieostro�ny, wpad� na kolacj� do niew�a�ciwej restauracji i zosta� zastrzelony nim sko�czy� fritto misto. W tym czasie policja urz�dzi�a sp�niony popis swojej w�adzy. Gazety i politycy domagali si� akcji. Niejaki Floriano Conti zawar� uk�ad z prokuratorem publicznym. Po dostarczeniu dowod�w wybrany tuzin niskich rang� przyw�dc�w zosta� os�dzony i pos�any do wi�zienia. Guido by� w�r�d nich. Siedz�c sztywno i z przygn�bieniem w klatce na sali s�dowej, wys�ucha� jak s�dzia skazuje go na dwa lata paki. Mia� osiemna�cie lat. Wi�zienie okaza�o si� straszliwym szokiem. Nie z powodu niewyg�d i poni�enia - dorastanie przyzwyczai�o go do tego. Stwierdzi�, �e cierpi na �agodn�, ale zdecydowana klaustrofobi�, kt�ra objawia�a si� ostra depresj�. �wczesny system penitencjarny we W�oszech nie przyjmowa� takich problem�w do wiadomo�ci. Po zwolnieniu zosta� w Posilano na dwa miesi�ce. Nie w domu matki, lecz na wzg�rzach nad miastem, �pi�c pod go�ym niebem, wysoko ponad ska�ami, maj�c bezkresne morze przed sob� i �a�cuch g�rski za plecami. Powoli doszed� do siebie i postanowi�, �e nigdy wi�cej do tego nie dopu�ci. Do�wiadczenie to wcale go nie zreformowa�o, ale przekona�o, �e przy�apanie na przest�pstwie nie stanowi �adnego wyj�cia. Przebywaj�c tam na �onie natury, zastanawia� si� tak�e nad w�asn� przysz�o�ci�. Burdel �Splendide� w Neapolu zosta� zamkni�ty przez policj�; budynek nie by� zamieszka�y i nie przynosi� �adnych zysk�w. Przez minione dwa lata Conti zacie�ni� kontrol� nad miastem oraz scementowa� sojusze z wp�ywowymi figurami, zar�wno w policji, jak i w lokalnym samorz�dzie. Guido wiedzia�, �e wznowienie interesu w �Splendide� wymaga�o milcz�cej aprobaty Contiego, wi�c natychmiast po zjawieniu si� w Neapolu, poprosi� o spotkanie. Conti by� jeszcze m�odym cz�owiekiem, mia� dwadzie�cia kilka lat i nale�a� do grupy nowych szef�w. Przemoc� ustaliwszy sw�j teren, przyj�� nast�pnie poz� praktycznego biznesmena. Zdawa� sobie spraw�, �e realizacja tego wymaga�a dogadania si� z innymi szefami w ca�ym kraju. Chodzi�o o wsp�prac� i kiedy zjawili si� emisariusze z Palermo, przysta� na seri� spotka�, aby ustali� sfery wp�yw�w oraz hierarchi� w�adzy. Te spotkania w latach 1953-54 dziwnie przypomina�y wyb�r papie�a - odbywa�y si� w wielkiej tajemnicy, a ich rezultaty og�aszano w spos�b skromniejszy ni� pykni�cie dymu. Przepychankom o pozycje towarzyszy�y rozliczne oszustwa. Twardzi tradycjonali�ci z Kalabrii nie �yczyli sobie, aby bardziej bywali szefowie z Mediolanu i Turynu mieli zbyt wiele w�adzy. Podobnie ci z centrum, Rzymu i Neapolu, chcieli mie� wi�cej do powiedzenia, ni� przed wojn�. Wszyscy zgadzali si�, �e musi by� porz�dek i struktura oraz potrzebny jest arbiter - co w efekcie oznacza�o cz�owieka o najwi�kszych wp�ywach. Bossowie z p�nocy nie akceptowali Kalabryjczyk�w i vice versa. Morettiego z Rzymu uwa�ano za zbyt s�abego, a Conti by� za m�ody. Jak zwykle w takich okoliczno�ciach, osi�gni�to kompromis. Spotkania by�y inicjowane i organizowane z Palermo. Tamtejszym bossem by� Cantarella. Niski m�czyzna o nienagannych manierach. Mia� ambicje, aby z Palermo uczyni� centrum. W wyniku kompromisu zosta� tymczasowym arbitrem. Nikt z obecnych nie doceni� w pe�ni jego sprytu oraz politycznego geniuszu i nie zdawa� sobie sprawy, �e przez ponad dwadzie�cia nast�pnych lat zalety te pozwol� mu na utrzymanie i umacnianie swojej pozycji. Guido by� bardzo mi�o zaskoczony ciep�ym przyj�ciem Contiego, a prosto i praktycznie urz�dzone biura zrobi�y na nim spore wra�enie. Brutalno�� sprzed dw�ch lat naprawd� nale�a�a ju� do przesz�o�ci. Co by�o to by�o, zapewni� go Conti. Teraz sprawy mia�y si� inaczej. Oczywi�cie, �e powinien ponownie otworzy� �Splendide�. B�d� wsp�pracowa�. Jako� si� dogadaj� co do spraw finansowych. Guido wyszed� z biura pewny siebie. Ale �le ulokowa� t� ufno��. Conti wcale mu nie wybaczy�. Guido ze swoim gangiem stanowi� dwa lata wcze�niej g��wn� bro� opozycji i nie wolno by�o pozwoli� mu na odzyskanie znaczenia. Ale jeden z pierwszych dekret�w z Palermo stanowi�, i� wewn�trzne bratob�jstwo nale�y ograniczy� do minimum. Conti nie czu� si� jeszcze na tyle silny, aby sprzeciwi� si� arbitrowi. Znalaz� oczywiste wyj�cie. Niech sobie Guido otworzy znowu sw�j burdel, ale w odpowiednim czasie Conti wycofa wsparcie. Policja wykona robot� za niego, a dzi�ki znajomo�ciom w s�downictwie upewni si�, �e Guido p�jdzie siedzie� na d�ugi czas. By�o to nowoczesne, post�powe rozwi�zanie. * * * Guido nie wyja�ni� tego wszystkiego Pietro. Zacz�� swoj� opowie�� od chwili, kiedy ostrze�ono go, i� traci ochron� i ma zosta� zwini�ty przez policj�. Nigdy nie dowiedzia� si�, kto zadzwoni� do niego owego wieczoru, ale najwyra�niej Conti mia� osobistych wrog�w. By�a to straszliwa chwila. Zda� sobie spraw�, �e Conti mu nie wybaczy� i zastanowi� si� nad ewentualno�ciami. Wygl�da�y raczej nieciekawie: m�g� si� ukry�, ale nie na d�ugo. W ko�cu zosta�by znaleziony albo przez policj�, albo przez ludzi Contiego. M�g�by walczy�, ale nie mia� szans na zwyci�stwo. No i ostatecznie istnia�a mo�liwo�� wyjazdu z kraju. Nie ufa� wymiarowi sprawiedliwo�ci. Wi�zienie nie wchodzi�o w rachub�. Napisa� list do matki, podaj�c jej nazwisko uczciwego prawnika w Neapolu i prosz�c j�, aby kaza�a mu wynaj�� posiad�o��, upewniwszy si�, �e dochody przeznaczone zostan� na jej utrzymanie oraz dalsz� edukacj� Elia. Zako�czy� informacj�, �e wyje�d�a, by� mo�e na d�ugo. Nast�pnie uda� si� na przysta�, gdzie stale jeszcze mia� przyjaci�, mog�cych go ukry�, nawet gdyby chodzi�o tylko o par� dni. Matka otrzyma�a list nast�pnego dnia i posz�a do ko�cio�a pomodli� si�. Jeszcze tego wieczoru Guido zosta� przeszmuglowany na pok�adzie frachtowca, a dwa dni p�niej w podobny spos�b opu�ci� Marsyli�. Mia� dwadzie�cia lat, bardzo ma�o pieni�dzy oraz �adnych widok�w. Nast�pnego dnia zaci�gn�� si� do Legii Cudzoziemskiej i w przeci�gu tygodnia pos�ano go do algierskiego obozu dla rekrut�w w Sidi-bel-Abbes. - Ba�e� si�? - zapyta� Pietro. - Wiedzia�e�, czego si� spodziewa�? Guido pokr�ci� g�ow�, a wspomnienie wywo�a�o kr�tki u�miech. - S�ysza�em o Legii r�ne rzeczy i my�la�em, �e b�dzie to straszne, ale nie mia�em wyj�cia. By�em bez dokument�w, nie m�wi�em �adnym j�zykiem poza w�oskim i mia�em bardzo ma�o pieni�dzy. A poza tym, wymy�li�em sobie, �e za rok czy dwa zdezerteruj� i wr�c� do Neapolu. Ale to wcale nie wygl�da�o tak, jak m�wiono. Oczywi�cie, �e by�o ci�ko, zw�aszcza w pierwszych tygodniach. Dyscyplina by�a �elazna. Guido by� jednak twardy i trening rozwin�� �pi�ce w nim talenty. Z dyscyplin� musia� si� pogodzi�, bo przecie� nie mia� innego wyj�cia. Za nie wykonanie rozkaz�w grozi�o odes�anie do batalionu karnego, kt�ry by� prawdziwym piek�em na ziemi, a za mniejsze wykroczenia, areszt, co w jego przypadku by�oby jeszcze gorsze. Dok�adnie wykonywa� wi�c wszystkie rozkazy, staj�c si� przyk�adem dla innych rekrut�w, co zaskoczy�oby wielu ludzi w Neapolu. Jego r�wnie� czeka�y niespodzianki. Pierwsz� by�o wy�ywienie - urozmaicone i doskona�e, ��cznie z dobrym winem z winnicy b�d�cej w�asno�ci� Legii. Jego b��dne wyobra�enie o Legii jako jakiej� staro�wieckiej, romantycznej armii pustynnej zosta�o szybko rozwiane. Byli nowocze�ni i dysponowali najnowszym sprz�tem. Oficerowie stanowili �mietank� wojska francuskiego. Podoficerowie, awansowani spo�r�d szeregowc�w, byli weteranami z r�nych armii europejskich i wcze�niej zahartowani zostali w bojach na ca�ym �wiecie. Znajdowa� si� tam du�y kontyngent niemiecki, kt�rego zbiorowa pami�� si�ga�a jedynie 1945 roku. Byli te�, ludzie z Europy wschodniej, kt�rzy nie chcieli lub nie mogli wr�ci� za �elazn� Kurtyn�. Republika�scy Hiszpanie. Paru Holendr�w, Skandynaw�w, kilku Belg�w, grupa m�czyzn, kt�rzy prawdopodobnie byli Francuzami, cho� Legia nie przyjmowa�a obywateli francuskich, z wyj�tkiem oficer�w. By�o zaledwie paru Brytyjczyk�w i tylko jeden Amerykanin. Legia zreformowa�a si� po jatce Wietnamu i Dien Bien Phu. Kilka tysi�cy �o�nierzy dosta�o si� w Wietnamie do niewoli, a ponad p�tora tysi�ca zgin�o. Dzieje Legii wype�nia�y przegrane, ostateczne, daremne bitwy. Takiej armii mo�na by�o wybaczy� brak celu lub morale, ale dla Guido by�a to kolejna niespodzianka, poniewa� Legia sama stwarza�a sobie cel. Czerpi�c si�y ze swojego braku nacjonalizmu, tworzy�a w�asn� to�samo��. Legionista by� psychicznym sierot� - a sama Legia rodzajem sieroci�ca. Guido odkry�, �e by�a to jedyna armia na �wiecie, kt�ra nie przenosi�a �o�nierzy w stan spoczynku. Kiedy legionista stawa� si� zbyt stary aby walczy�, je�eli chcia�, m�g� zosta� w kwaterze Legii, pracowa� w jej winnicy lub warsztacie rzemie�lniczym. Nigdy nie zmuszano go do powrotu do �wiata, kt�ry kiedy� odrzuci�. Francuzi byli dumni z Legii. W tym czasie drobne, niskie cia�o Guido nabra�o si�y i spr�ysto�ci. Ci�ka praca i dobre wy�ywienie sprawi�y, �e jeszcze nigdy nie by� w tak �wietnej formie. Poma�u zacz�� by� z tego dumny, bo, jak wielu m�odych ludzi, nie zdawa� sobie sprawy ze swoich fizycznych mo�liwo�ci. Legia od dawna s�yn�a z tego, �e by�a najlepiej maszeruj�c� armi� �wiata. W przeci�gu miesi�ca Guido mia� za sob� przej�cie pierwszej ponad trzydziestokilometrowej trasy z dwudziestoma pi�cioma kilogramami ekwipunku. Dumny by� r�wnie� ze sposobu, w jaki radzi� sobie z broni�, a zw�aszcza z lekkim karabinem maszynowym. Zadowolony by� z jego mocy i poci�ga�a go w nim �atwo�� przenoszenia. Nie uchodzi�o to uwadze instruktor�w. By� to okres przystosowania si� psychicznego. Zawsze by� ma�om�wny i zamkni�ty w sobie, a teraz te cechy jego charakteru uleg�y jeszcze pog��bieniu. Nie zaprzyja�ni� si� z innymi rekrutami. By� jedynym W�ochem w swoim poborze i usi�uj�c opanowa� francuski, czu� si� w�r�d nich obco. Na samym pocz�tku sp