5420
Szczegóły |
Tytuł |
5420 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5420 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5420 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5420 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
A.J.QUINNELL
Najemnik
T�umaczy�a: Anna �wi�tochowska
PROLOG
Zima w Mediolanie. Na podmiejskiej alei st�oczy�y si� rz�dem drogie samochody. W
du�ym budynku ukrytym za drzewami, rozleg� si� cichy d�wi�k dzwonka i po chwili
opatulona przed wiatrem dzieciarnia zbieg�a po stopniach i rozpierzch�a si� ku
ciep�u
oczekuj�cych woz�w.
O�miolatek Pepino Machetti naci�gn�� na siebie ko�nierz p�aszcza
przeciwdeszczowego i ruszy� po�piesznie do rogu, gdzie szofer jego ojca zawsze
parkowa�
niebieskiego Mercedesa. Kierowca dojrza�, �e nadchodzi i pochyli� si�, aby
otworzy� drzwi.
Pepino z wdzi�czno�ci� da� nura w sk�rzane ciep�o, drzwi zatrzasn�y si� cicho i
samoch�d
ruszy�. Ch�opak z trudem zdj�� peleryn�. Dopiero jak dojechali do nast�pnej
przecznicy
podni�s� wzrok i stwierdzi�, �e za kierownic� nie siedzi Angelo. Kiedy ju� mia�
na ustach
pytanie, Mercedes ponownie zatrzyma� si� przy kraw�niku i na miejsce obok
ch�opca usiad�
zwalisty m�czyzna. Kierowca cierpliwie poczeka� na przerw� w kawalkadzie
powracaj�cych
do domu, po czym g�adko odjecha� od kraw�nika. By� dopiero stycze�, a Pepino
Machetti
stanowi� ju� trzeci� ofiar� porwania w tym roku.
W korsyka�skim porcie Bastia by�o wyj�tkowo ciep�o jak na t� por� roku, co
sk�oni�o
jednego z w�a�cicieli bar�w do wystawienia krzese� i stolika na wyk�adany kocimi
�bami
chodnik. Samotny m�czyzna siedzia� popijaj�c whisky i obserwowa� przysta�, w
kt�rej prom
do Livorno szykowa� si� do wyj�cia w morze.
M�czyzna sp�dzi� tam ju� dwie godziny i tak cz�sto prosi� o dolewk� kiwni�ciem
w
stron� wn�trza, �e w ko�cu w�a�ciciel przyni�s� mu butelk� i du�y talerz
czarnych oliwek.
Ma�y ch�opiec siedzia� na kraw�niku po drugiej stronie ulicy i z uwag�
wpatrywa�
si�, jak m�czyzna raz za razem popija oliwk� whisky.
Panowa� spok�j, jako �e sezon turystyczny ju� si� sko�czy� i obcy cz�owiek
skupia� na
sobie ca�� uwag� ch�opca. M�czyzna wzbudza� jego ciekawo��. Otacza�a go dziwna
aura
milczenia i tajemnicy. Nie wodzi� wzrokiem za z rzadka przeje�d�aj�cymi
samochodami, po
prostu patrzy� na przysta� i prom. Od czasu do czasu rzuca� okiem na ch�opca,
ale w
spojrzeniu nie pojawi� si� nawet cie� zainteresowania. Nad jedn� z brwi mia�
pionow� blizn�,
a druga blizna przecina�a mu podbr�dek. Jednak uwag� ch�opca skupia�y przede
wszystkim
oczy. Szeroko rozstawione, o ci�kich powiekach. Nieco zmru�one, jakby w reakcji
na dym
papierosowy, chocia� wcale nie pali�.
Ch�opiec s�ysza�, jak zamawia whisky p�ynn� francuszczyzn�, ale domy�la� si�, �e
nie
jest Francuzem. Rzeczy, kt�re mia� na sobie: ciemnoniebieskie, sztruksowe
spodnie,
drelichowa marynarka oraz czarna koszulka polo, wygl�da�y na drogie, ale i
porz�dnie
znoszone, podobnie jak walizka, stoj�ca u jego st�p. Ch�opiec mia� spore
do�wiadczenie w
oszacowywaniu obcych, a zw�aszcza ich kondycji finansowej. Jednak tym razem nie
wiedzia�,
co my�le�.
M�czyzna spojrza� na zegarek i wyla� do szklanki resztk� whisky. Wypi� j�
jednym
haustem, podni�s� walizk� i przeszed� przez ulic�.
Ch�opiec bez ruchu siedzia� na kraw�niku i obserwowa�, jak si� zbli�a. Figura
przypomina�a twarz - kwadratowa, dopiero gdy znalaz� si� ca�kiem blisko,
ch�opiec zauwa�y�,
�e jest wysoki, ma dobrze ponad metr osiemdziesi�t wzrostu. Szed� lekko, co
zupe�nie nie
pasowa�o do jego ci�kiej budowy. Stopy stawia� na ziemi najpierw zewn�trzn�
stron�.
Przechodz�c obok, spojrza� w d�, a ch�opiec stwierdzi�, �e pomimo ca�ej wypitej
whisky, szed� swobodnie i r�wno. Ch�opiec zerwa� si� na r�wne nogi i przebieg�
przez ulic�,
po czym zgarn�� p� tuzina oliwek pozostawionych na talerzu.
P� godziny p�niej patrzy� jak prom opuszcza przysta�. By�o na nim niewielu
pasa�er�w, wi�c bez trudu zobaczy� nieznajomego. Sta� samotnie na rufie,
opieraj�c si� o
reling. Prom nabiera� szybko�ci i pod wp�ywem impulsu ch�opiec pomacha�. By�o
zbyt
daleko, aby m�g� zobaczy� oczy nieznajomego, ale poczu� je na sobie. M�czyzna
uni�s� r�k�
z barierki i odwzajemni� si� kr�tkim gestem.
W Palermo by�o jeszcze cieplej. Otwarte okna wpuszcza�y �agodny, po�udniowy
powiew do gabinetu na pi�trze otoczonej murem willi, wzniesionej u st�p g�r za
miastem.
Trwa�o spotkanie w interesach: trzech m�czyzn, jeden za wielkim, polerowanym
biurkiem, a
dwaj pozostali naprzeciwko niego. Lekki wiaterek pomaga� rozwia� dym z
papieros�w.
Om�wili ju� sprawy rutynowe. Cz�owiek za biurkiem wys�ucha� raportu tamtych
dw�ch na
temat przedsi�biorstw dzia�aj�cych w ca�ym kraju, od alpejskiej p�nocy a� po
po�udniowy
kraniec Sycylii. Od czasu do czasu przerywa� im na chwil�, prosz�c o szersze
na�wietlenie
lub wyja�nienie kt�rego� punktu, ale przede wszystkim s�ucha�. Nast�pnie wyda�
ca�� seri�
szczeg�owych instrukcji, a m�czy�ni zgodnie kiwali g�owami. Nie robiono
�adnych
notatek.
Uporawszy si� ze swoimi problemami, przedyskutowali sytuacj� w po�udniowej
Kalabrii. Par� lat wcze�niej rz�d postanowi� wybudowa� kompleks stalowni w tym
tkni�tym
bied� rejonie. Cz�owiek za biurkiem nieoficjalnie wsp�pracowa� z w�adzami.
Zakupiono
tysi�ce akr�w od w�a�cicieli ziemskich. Takie interesy wymaga�y d�ugich i
pracowitych
negocjacji, a w mi�dzyczasie zmieni� si� sk�ad rz�du. Ministrowie przychodzili i
odchodzili, a
partia komunistyczna kwestionowa�a sensowno�� przedsi�wzi�cia. Cz�owiek za
biurkiem by�
poirytowany. Biznesmeni nigdy nie lubi� chwiejnych rz�d�w. Mimo to, gra toczy�a
si� o
mn�stwo pieni�dzy. Potrzebna by�a jednak lepsza kontrola nad inwestycjami.
Dwaj m�czy�ni sko�czyli swoje sprawozdania i czekali, a� szef przemy�li
decyzj�.
Na fotelu z wysokim oparciem znajdowa�a si� p�aska poduszka, poniewa� by� niski,
mia� zaledwie metr pi��dziesi�t. Chocia� przekroczy� ju� sze��dziesi�tk�, jego
nieco pulchna
twarz pozosta�a g�adka, podobnie jak d�onie, kt�re le�a�y bez ruchu na biurku.
Ubrany by� w
ciemnoniebieski, nienagannie skrojony trzycz�ciowy garnitur, ukrywaj�cy lekko
korpulentn�
sylwetk�. W zamy�leniu zacisn�� usta, kt�re by�y odrobin� zbyt szerokie w
por�wnaniu z
twarz�.
Podj�� decyzj�. - Wycofamy si�. Przewiduj� jeszcze wi�cej problem�w. Don Mommo
b�dzie musia� ponie�� pe�n� odpowiedzialno��.
Dwaj m�czy�ni przytakn�li. Spotkanie by�o sko�czone, wi�c wstali i skierowali
si�
do barku z drinkami. Niski szef nala� trzy szklaneczki Chivas Regal.
- Salut - wzni�s� toast.
- Salut, don Cantarella - odpowiedzieli ch�rem.
KSI�GA PIERWSZA
1
Wyjrza�a przez balkonowe okno na jezioro. �wiat�a hotelu �Villa D'Este� le��cego
na
jego przeciwleg�ym brzegu odbija�y si� w tafli wody.
Jej klasycznie pi�kne rysy twarzy wykrzywi� grymas rozdra�nienia. Szerokie usta,
o
pe�nych wargach, dominowa�y na twarzy. Wysokie ko�ci policzkowe, du�e, lekko
sko�ne
oczy i do�ek w brodzie stanowi�y doskona�� r�wnowag� dla szerokiego czo�a.
G�ste,
hebanowe w�osy opada�y prosto i ko�czy�y si� pojedynczym skr�tem na ramionach.
Zaokr�glenia ci�gn�y si� w d�, poprzez wysmuk�� szyj� do cia�a o w�skiej
talii, d�ugich
nogach oraz pe�nych, wysokich piersiach.
Mia�a na sobie prost� sukienk�, przewi�zan� w pasie i g��boko wyci�t� w
ramionach.
Uroda wywiera�a wp�yw na funkcjonowanie jej umys�u. Od najwcze�niejszych lat
pozwoli�o jej to chadza� innymi �cie�kami ni� wi�kszo�ci kobiet.
Taka kobieta musi by� egocentryczna. Wszyscy j� obserwuj� i pragn� jej s�ucha�.
Je�li ma wystarczaj�co silny charakter, aby przetrwa� dop�ki uroda nie
przyga�nie, mo�e
zdoby� niezale�no��. Przygasaj�cej urodzie zwykle towarzyszy smutek, �e natura
musi
odebra� to, czym wcze�niej obdarowa�a.
Za jej plecami kto� otworzy� drzwi. Odwr�ci�a si� w momencie, gdy do pokoju
wesz�a
dziewczynka.
- Nienawidz� jej, mamo! Nienawidz� jej!
- Dlaczego?
- Odrobi�am algebr�. Staram si�, jak mog�, ale jej nie spos�b zadowoli�. Teraz
m�wi,
�e jutro znowu b�d� musia�a si� uczy� algebry, i to przez ca�� godzin�.
Kobieta obj�a dziecko. - Pinto, musisz bardziej si� wysili�, bo inaczej po
powrocie do
szko�y pozostaniesz daleko w tyle za innymi.
Dziecko z nadziej� podnios�o wzrok. - Kiedy, mamo? Kiedy wr�c� do szko�y?
Nienawidz� guwernantek.
- Wkr�tce, Pinto. Dzisiaj wieczorem wraca ojciec i porozmawiam z nim o tym. B�d�
cierpliwa, cara, to nie potrwa ju� d�ugo.
Obr�ci�a si� i u�miechn�a.
- Ale nawet w szkole nie unikniesz nauki algebry.
- Nie szkodzi - za�mia�a si� dziewczyna. - W szkole nauczyciele przepytuj� wiele
dziewczyn, a guwernantka nie ma du�ego wyboru. Postaraj si�, �ebym szybko
wr�ci�a do
szko�y!
Wyci�gn�a r�ce i u�ciska�a matk�.
- Ju� nied�ugo - pad�a odpowied� - obiecuj�.
Ettore Balletto wraca� z Mediolanu do Como z mieszanymi uczuciami. Po tygodniu
nieobecno�ci t�skni� za Rik� i Pint�, ale w domu zapowiada�o si� burzliwe
powitanie. Trzeba
by�o podj�� pewne decyzje, kt�re nie spodobaj� si� Rice, a to z regu�y nie
zapowiada�o
niczego dobrego. Jecha� szybko Lanci� w wieczornej fali samochod�w, prawie nie
zwracaj�c
uwagi na drog�.
Z pocz�tku ich ma��e�stwo spe�nia�o si� raczej w sferze fizycznej ni�
psychicznej.
Zaspokojenie dotykowe i psychiczne oddalenie. Teraz istotne sta�o si� poczucie
posiadania.
Duma z w�asno�ci i kontrapunkt - zazdro�� innych m�czyzn.
Lancia skr�ci�a w prawo na skrzy�owaniu nad jeziorem, a jego my�li zaj�a Pinta.
Kocha� c�rk�. Jednak w spektrum jego emocji, te najsilniejsze dotyczy�y Riki.
Nie widzia� w
dziewczynce niezale�nej osobowo�ci, a jedynie dodatek do matki. Dziecko mo�e
dokona�
roz�amu w uczuciach ojca, nawet konkurowa� o nie, ale dla Ettore Pinta by�a
c�rk� kochan�
nieco przyt�umionym uczuciem.
W tr�jk� zasiedli do kolacji przy mahoniowym stole, Ettore i Rika naprzeciwko
siebie,
a Pinta mi�dzy nimi. S�u�ba poda�a posi�ek. Stylowy, formalny i pozbawiony
rodzinnego
ciep�a.
Rika serdecznie powita�a m�a, zrobi�a mu dry martini i z nale�nym
zainteresowaniem
wys�ucha�a relacji z podr�y do Rzymu. Ale kiedy Pinta wysz�a z pokoju,
powiedzia�a mu, �e
dziewczyna jest nieszcz�liwa i trzeba co� z tym zrobi�.
Energicznie pokiwa� g�ow� i odpar�: - Porozmawiamy o tym po kolacji, jak p�jdzie
do
��ka. Podj��em ju� decyzj� w tej sprawie.
Wiedzia�a, �e nie obejdzie si� bez k��tni i przesiedzia�a ca�� kolacj�,
obmy�laj�c
posuni�cia taktyczne. Pinta wyczu�a atmosfer� i jej pow�d, wi�c milcza�a. Jak
tylko sko�czyli
je�� zerwa�a si� i uca�owa�a oboje rodzic�w.
- Ca�a ta algebra przyprawi�a mnie o b�l g�owy - o�wiadczy�a stanowczo. - Id� do
��ka.
Opu�ci�a pok�j wype�niony cisz�, kt�r� w ko�cu przerwa�a Rika.
- Nie lubi guwernantki.
Ettore wzruszy� ramionami.
- Nie dziwi� jej si�. Poza tym, czuje si� samotna bez kole�anek.
Wsta�, podszed� do barku, nala� sobie koniaku i popija�, podczas gdy s�u��ca
zbiera�a
ze sto�u. Kiedy zamkn�a za sob� drzwi, powiedzia�: - Riko, musimy porozmawia� o
pewnych
sprawach i to porozmawia� racjonalnie. Po pierwsze, Pinta musi wr�ci� do szko�y,
a po
drugie, ty musisz ograniczy� swoje ekstrawagancje.
U�miechn�a si� z�owr�bnie.
- Moje ekstrawagancje?
- Wiesz, o czym m�wi�. Jak czego� chcesz, to nawet nie zastanawiasz si� nad
kosztem. - Wskaza� obraz wisz�cy na �cianie. - Pod moj� nieobecno�� w zesz�ym
tygodniu
kupi�a� to - dziewi�� milion�w lir�w.
- Ale� to jest Klee - odpowiedzia�a. - Nies�ychana okazja. Nie podoba ci si�?
Pokr�ci� g�ow� z irytacj�.
- Nie o to chodzi. Po prostu nie sta� nas na to. Wiesz, �e interesy id� nie
najlepiej. A
w�a�ciwie, ca�kiem �le. Przy takim ba�aganie w rz�dzie i konkurencji z Dalekiego
Wschodu,
poniesiemy w tym roku du�e straty, a ja ju� jestem powa�nie zad�u�ony w bankach.
- Jak powa�nie?
Wymownie wzruszy� ramionami. - Czterysta milion�w lir�w.
Tym razem ona wzruszy�a ramionami.
- Jak mawia� m�j ojciec, �Warto�� cz�owieka ocenia si� po tym co ma lub co jest
winny. Liczy si� tylko suma�.
Wybuch� gniewem.
- Tw�j ojciec �y� w innym �wiecie! A gdyby nie umar� w ��ku z tymi dwiema
nieletnimi putas, zosta�by najn�dzniejszym bankrutem, jakiego ten kraj widzia�.
U�miechn�a si� kpi�co.
- Ach, tata, mia� takie wyczucie czasu i taki styl. Co�, czego tobie wydaje si�
brakowa�, nawet przy nienagannym wychowaniu.
Opanowa� si�.
- Musisz stawi� czo�a faktom, Riko. Nie mo�esz dalej wydawa� pieni�dzy bez
zastanowienia. Je�eli w ci�gu miesi�ca nie dogadam si� z bankami, czekaj� mnie
wielkie
k�opoty.
Przez chwil� siedzia�a w milczeniu. - Co masz zamiar w zwi�zku z tym zrobi�?
Udzieli� bardzo ostro�nej odpowiedzi.
- Ten problem ma dwa aspekty. Po pierwsze, tracimy monopol na dziany jedwab.
Chi�czycy w Hong Kongu ju� usprawnili technologi�, a przy tym kupuj� prz�dz� tu�
za
granic� o dwadzie�cia procent taniej ni� ja. Tak wi�c do ko�ca roku stracimy
rynek na zwyk��
tkanin� jedwabn�. Musimy ograniczy� si� do sprzeda�y modnych i stylowych
towar�w, a
reszt� rynku zostawi� im.
S�ucha�a bardzo uwa�nie i w tym momencie postanowi�a si� wtr�ci�. - Wi�c co ci�
powstrzymuje?
- Maszyny - odpowiedzia�. - Nasze maszyny dziewiarskie maj� ju� dwadzie�cia lat.
S�
bardzo wolne i nadaj� si� tylko do podstawowych tkanin. Potrzebujemy sprz�tu w
rodzaju
Moratsa i Lebocesa, a one kosztuj� trzydzie�ci milion�w sztuka.
- Bank nie pomo�e? - zapyta�a.
Zanim odpowiedzia�, jeszcze raz odwr�ci� si� do barku i dola� sobie koniaku.
- I tu dochodzimy do drugiego problemu. Zak�ad ma ju� obci��on� hipotek�,
podobnie
jak ten dom i mieszkanie w Rzymie. Potrzebuj� wi�c nowej po�yczki na maszyny i
jakich�
gwarancji z zewn�trz. W�a�nie nad tym pracuj�.
- Radzi�e� si� Vica?
Opanowa� irytacj�.
- Oczywi�cie, �e z nim rozmawia�em. W przysz�ym tygodniu mamy ponownie spotka�
si� na lunchu, �eby przedyskutowa� ten problem. Cara, prosz� ci� jedynie, �eby�
wzi�a pod
uwag� te sprawy. Nie wydawaj bez zastanowienia.
- Powinnam zmieni� sw�j styl �ycia - zapyta�a - poniewa� ty nie potrafisz
konkurowa�
z paroma ma�ymi Chi�czykami? - U�miech powr�ci�, ale nie by� ju� ani troch�
kpi�cy. -
Ettore, podaj mi, prosz�, koniak.
Nala�, podszed�, stan�� za ni� i si�gn��, aby postawi� koniak�wk� na stole. Rika
nawet
nie drgn�a, wi�c postawi� kieliszek, cofn�� r�k� i po�o�y� j� na jej szyi, pod
w�osami. Unios�a
r�k�, przykry�a jego d�o�, �cisn�a palce i odchyli�a g�ow�. Wsta�a, odwr�ci�a
si�, uca�owa�a
go w oczy oraz usta i przem�wi�a mi�kko:
- Caro, nie martw si�. Jestem pewna, �e Vico co� wymy�li.
W ��ku ponownie ca�owa�a jego oczy, po czym przyj�a go w sobie i ukoi�a cia�o,
a
na chwil�, nawet umys�.
Potem le�a� na wysoko u�o�onych poduszkach w starym �o�u z baldachimem.
Zostawi�a go samego, bo nago zesz�a na d�, �eby przynie�� koniak i papierosy.
Pomy�la�, �e
takie nadskakiwanie zdarza�o jej si� tylko po uprawianiu mi�o�ci. Podczas
kt�rego zawsze
wiod�a prym. Prowadzi�a i decydowa�a, nie trac�c jednak na kobieco�ci - jak
idealna tancerka,
prowadz�ca partnera. Nie czu� si� po tym wyczerpany, ale tylko os�abiony. Jak
skrzypce, na
kt�rych za d�ugo grano i obluzowano struny.
Wesz�a do sypialni z olbrzymim kielichem koniaku w jednej r�ce i papierosami w
drugiej. Poda�a mu kieliszek i stan�a ko�o ��ka, przypalaj�c dwa papierosy -
smuk�a, jak
r�a z nietkni�tymi kolcami, pachn�ca cierpko uprawian� tylko co mi�o�ci�. Z
trudem
powr�ci� my�lami do rzeczywisto�ci.
- Pinta - odezwa� si� ospale. - Musi wr�ci� do szko�y. Ten uk�ad z guwernantk�
nie
daje rezultat�w. Ma ju� trzyna�cie lat, a tymczasem zaleg�o�ci rosn�.
Wr�ci�a do ��ka i wr�czy�a mu zapalonego papierosa.
- Zgadzam si� - powiedzia�a, ku jego zaskoczeniu. - Wczoraj rozmawia�am o tym z
Gin�. Wiesz, oni wysy�aj� Alda i Marielle do Szwajcarii. To bardzo dobra szko�a
- tu� pod
Genew� - z w�oskim jako j�zykiem wyk�adowym. Jest tam sporo w�oskich dzieci.
Usiad� wy�ej.
- Ale�, Riko, to nie ma sensu. B�dzie jeszcze bardziej nieszcz�liwa daleko od
domu,
a wiesz ile taka szko�a kosztuje. Vico odnosi sukcesy jako prawnik i robi
maj�tek, g��wnie
poza krajem. Sporo czasu sp�dzaj� w Genewie. Dla nich to prawie drugi dom.
Rika poprawi�a sobie poduszki pod plecami i usiad�a wygodniej, wiedz�c, �e czeka
j�
trudny sp�r.
- Ettore, wymy�li�am ju� spos�b na to. Sprzedamy mieszkanie w Rzymie, w tej
chwili
s� bardzo dobre ceny, a ostatnio i tak zrobi�o si� tam nudno. Za te pieni�dze
kupimy
mieszkanie w Genewie. To zaledwie trzydzie�ci minut lotu z Mediolanu, czyli tyle
samo, ile
zajmuje ci dojazd tutaj samochodem.
Westchn��, ale ona ci�gn�a dalej.
- Poza tym, strasznie si� tu nudz� w zimie, a ty tak cz�sto wyje�d�asz albo
zostajesz w
Mediolanie. Mog�abym sp�dza� du�o czasu w Genewie, w weekendy by�abym z Pint�, a
i ty
m�g�by� do nas przylatywa�.
Ettore nie zdo�a� ukry� zniecierpliwienia. - Cara, przecie� m�wi�em ci, �e
mieszkanie
w Rzymie ma obci��on� hipotek�. Je�li je sprzedam, ca�e pieni�dze trafi� do
banku. Nie
udost�pni� mi ich w formie ponownej po�yczki, zw�aszcza na kupno nieruchomo�ci w
innym
kraju. Poza tym, Genewa jest najdro�szym miastem na �wiecie. Ceny nieruchomo�ci
s� tam
dwa razy wy�sze ni� w Rzymie. Nawet gdybym zrobi�, jak chcesz, mogliby�my
pozwoli�
sobie na tak bardzo skromne mieszkanie, �e za nic nie chcia�aby� w nim
przebywa�, nawet
przez weekend.
Zapanowa�a d�uga, lodowata cisza podczas gdy Rika usi�owa�a to przetrawi�. W
ko�cu po�o�y�a si� na ��ku, podci�gn�a ko�dr� pod sam� brod� i powiedzia�a: -
C�,
b�dziesz musia� co� wymy�li�. Tutaj chodzi o bezpiecze�stwo mojego dziecka. Nie
pozwol�
nara�a� Pinty na ryzyko. Zobacz, co si� sta�o z dzieckiem Machettich. Zabrano go
tu� pod
szko��! - unios�a g�os. - Tu� ko�o szko�y - w bia�y dzie�. W Mediolanie! Nie
pomy�la�e� o
swojej c�rce? Musisz znale�� jaki� spos�b.
Zachowa� cierpliwo��.
- Riko, ju� rozmawiali�my o tym. Machetti to jedna z najbogatszych rodzin w
Mediolanie. Nikt nie b�dzie porywa� Pinty. B�g wie, �e nie jeste�my bogaci -
podobnie, jak
ludzie, kt�rzy planuj� takie rzeczy.
M�wi� z gorycz�. Wiedzia�, �e jego problemy zaczynaj� by� znane w ko�ach
finansowych miasta.
Nie ust�powa�a.
- Sk�d maj� to wiedzie�? �yjemy na takim samym poziomie, jak Machetti, albo i
lepiej. To przecie� straszni sk�pcy.
On r�wnie� trwa� przy swoim.
- Nie rozumiesz, Riko, takie porwania nie s� przygotowywane przez amator�w. To
ogromny przemys�, kt�rym kieruj� zawodowcy. Maj� swoje �r�d�a informacji i nie
b�d�
traci� czasu na zajmowanie si� dzie�mi, kt�rych ojcowie s� kompletnymi
bankrutami.
- A dziecko Venuccich?
Tu go mia�a. O�mioletni Valerio Venucci zosta� porwany sze�� miesi�cy wcze�niej.
Venucci dzia�ali w budownictwie i prze�ywali trudny okres. Ch�opca
przetrzymywano przez
dwa miesi�ce, w trakcie kt�rych porywacze obni�yli ��dania z miliarda lir�w do
dwustu
milion�w, kt�re rodzina w ko�cu jako� zebra�a.
- To co innego - powiedzia�. - Tego dokonali ludzie z zewn�trz, Francuzi z
Marsylii.
Zbyt ma�o wiedzieli o Venuccich i byli g�upcami. Zostali uj�ci dwa tygodnie po
tym, jak
otrzymali pieni�dze.
- Mo�e - przyzna�a - ale ma�y Venucci straci� palec i od tej pory jest chory
umys�owo.
Czy tego chcesz dla Pinty? Tylko tyle ci� obchodzi?
Trudno by�o mu obali� taki argument i znowu poczu�, �e traci opanowanie.
Odwr�ci� si�, �eby na ni� spojrze�. Ko�dra zsun�a jej si� na brzuch i chocia�
le�a�a na
plecach, piersi zachowa�y sw�j kszta�t, by�y wysokie i j�drne.
Zauwa�y�a, �e patrzy i odwr�ci�a si� na bok, plecami do niego.
- Tak czy inaczej - stwierdzi�a z naciskiem - nie pozwol� swojej c�rce wr�ci� do
szko�y w Mediolanie, chyba �e b�dzie mia�a ochron�.
- O czym ty m�wisz? - zdziwi� si�. - Jak� ochron�?
- Osobistego ochroniarza.
- Co? - przekr�ci� j� twarz� do siebie.
- Ochroniarza - na jej nieruchomej twarzy widnia�a determinacja. - Kogo�, kto
b�dzie
przy niej i zapewni jej ochron� - mo�e przed Francuzami - doda�a sarkastycznie.
Wyrzuci� rami� w g�r�. Rozmow� przybiera�a fatalny obr�t.
- Riko, jeste� nielogiczna! Ochroniarz b�dzie kosztowa� maj�tek! A w dodatku,
czy
istnieje lepszy spos�b na przyci�gni�cie uwagi? We W�oszech chodz� do szko�y
tysi�ce
uczni�w, kt�rych rodzice s� znacznie zamo�niejsi od nas, a nie maj� ochroniarzy.
- Nic mnie to nie obchodzi - stwierdzi�a wprost. - To nie moje dzieci. Czy
ciebie
obchodzi wy��cznie koszt? Masz jak�� cen� bezpiecze�stwa Pinty?
Pr�bowa� zebra� my�li i znale�� jaki� argument, kt�ry j� przekona.
Przem�wi� spokojnie i rozs�dnie.
- Riko, wcze�niej om�wili�my sytuacj� finansow�. Sprawy maj� si� bardzo �le. Jak
mam sobie pozwoli� na co�, co, w gruncie rzeczy, jest jeszcze jedn�, g�upi�
ekstrawagancj�?
Spojrza�a na niego z w�ciek�o�ci�.
- Dobro Pinty nie jest ekstrawagancj�, to nie nowy obraz na �cianie, wieczorne
przyj�cie czy jeszcze jedna suknia. Poza tym, Arregio, Carolini - a nawet
Turelli - zatrudnili
ochroniarzy dla swoich dzieci.
Wi�c teraz si� wyda�o. Ani krzty troski o Pint�, tylko wa�ne posuni�cie
towarzyskie.
Nie potrafi�a �y� z my�l�, �e kto� mo�e uwa�a�, i� nie s� w stanie dor�wna�
swoim rywalom
towarzyskim.
Nadal posy�a�a mu rozgniewane spojrzenia i poj��, �e wyczerpali mo�liwo�ci
porozumienia.
- Porozmawiamy o tym p�niej.
Z miejsca si� odpr�y�a.
- Cara, wiem, �e martwisz si� o pieni�dze. Ale wszystko b�dzie dobrze, a mnie
chodzi
tylko o Pint�.
Przytakn��. Zamkn�� oczy.
- Porozmawiasz z Vico? - ci�gn�a. - On zna si� na tych sprawach, udziela porad
wielu
ludziom.
Otworzy� oczy i zapyta� ostro: - Wspomina�a� mu o tym?
- Nie, caro, ale wczoraj przy lunchu Gin� wspomnia�a, �e Vico s�u�y radami
Arregio.
Ma takie dobre znajomo�ci. S� naszymi najbli�szymi przyjaci�mi, Ettore. Poza
tym stale
powtarzasz mi, �e jest �wietnym prawnikiem.
Ettore zamy�li� si� nad tym. Mo�e i by�o to jakie� wyj�cie. Je�eli Vico jej
powie, �e to
zwariowany pomys�, to mo�e jego pos�ucha.
Wyci�gn�� r�k� i zgasi� �wiat�o. Skuli�a si� obok, odwr�cona plecami,
przytulaj�c do
niego ciep�e po�ladki.
- Porozmawiasz z Vico, caro?
- Tak, porozmawiam z Vico.
Przytuli�a si� jeszcze bli�ej, zadowolona ze zwyci�stwa i dumna ze swego sprytu.
Zbi�a go z tropu rozmow� o Genewie i prze�lizn�a si� przez jego fortyfikacje.
Kto by chcia�
mieszka� w�r�d tych zimnych Szwajcar�w?
Obr�ci�a si� i wyci�gn�a r�k�, ale Ettore ju� spa� - zar�wno powy�ej, jak
poni�ej
pasa.
2
Guido Arrelio wolno wszed� na taras �Pensione Splendide�. W �wietle poranka
ledwo
dostrzega� sylwetk� cz�owieka siedz�cego na krze�le. S�o�ce wzesz�o ju� ponad
wzg�rza, ale
tutaj, nad sam� zatok�, up�ynie jeszcze par� minut, zanim �wiat�o pozwoli
wyra�nie dojrze�
m�czyzn�. Chcia� ujrze� go wyra�nie.
Pietro zadzwoni� do niego do domu matki w Posilano tu� po p�nocy, aby mu
powiedzie�, �e zjawi� si� jaki� obcy. Cz�owiek nazwiskiem Creasy.
Guido przygl�da� si�, jak rysy m�czyzny nabieraj� kszta�t�w. Pi�� lat,
pomy�la�, a
zasz�a taka zmiana. Rok wcze�niej jaki� przyjezdny, ju� nie pami�ta� kto, m�wi�
mu, �e
Creasy si� stacza i du�o pije. �wiat�o ukaza�o teraz pust� butelk�.
Siedzia� niedba�e na krze�le, z cia�em sflacza�ym niczym w �pi�czce, ale wcale
nie
spa�. Osadzone w kwadratowej twarzy oczy o ci�kich powiekach, spogl�da�y w d�
na stoki
wzg�rz i opadaj�ce tarasami domy. Twarz odwr�ci�a si� i Guido wyszed� z cienia.
- Ca va, Creasy.
- Ca va, Guido.
Creasy ci�ko podni�s� si�, wyci�gn�� r�ce i obaj m�czy�ni padli sobie w
ramiona.
- Kawy? - zapyta� Guido. Creasy przytakn��, ale zanim pozwoli� mu odej��,
odsun��
ni�szego i m�odszego m�czyzn� na odleg�o�� ramion i przyjrza� si� jego twarzy.
Potem
opu�ci� r�ce i usiad�.
Guido poszed� do kuchni, powa�nie zmartwiony. Creasy rzeczywi�cie strasznie
sobie
pozwala�, a to oznacza�o, �e dzia�o si� co� bardzo z�ego, poniewa� normalnie
�wietnie si�
trzyma�, dba� o organizm i o wygl�d. Ostatnio spotkali si� zaraz po �mierci
Julii.
To wspomnienie jeszcze wzmog�o zaniepokojenie Guido. Ale w�wczas Creasy mia�
si� doskonale i nie wygl�da� na wiele starszego, ni� przy ich pierwszym
spotkaniu. Czekaj�c
a� kawa si� podgrzeje Guido zacz�� liczy�: to ju� dwadzie�cia trzy lata, przez
kt�re po jego
przyjacielu nigdy nie by�o wida� wieku - pozosta� sprawnym czterdziestolatkiem.
Jeszcze raz
policzy�. Creasy zbli�a� si� teraz do pi��dziesi�tki i wygl�da� na ni�, a nawet
na wi�cej. Co si�
sta�o w ci�gu tych minionych pi�ciu �at?
Poprzednim razem Creasy zosta� na dwa tygodnie, milcza� jak zwykle, ale Guido
czerpa� si�� z jego cichej obecno�ci; kiedy tylko tego potrzebowa�, niejako
przywraca�a
brakuj�ce ogniwo w p�kni�tym �a�cuchu.
Kiedy wr�ci� na taras, s�o�ce sta�o ju� nad okolicznymi wzg�rzami. Neapol budzi�
si�
i da� si� s�ysze� odleg�y, ale wyra�ny szum ruchu ulicznego. W zatoce kotwiczy�
okr�t
wojenny, a za nim ukaza� si� dzi�b wielkiego liniowca. Guido postawi� tac� na
stole, nala�
kaw�, po czym obaj popijali j�, podziwiaj�c widok.
Creasy przerwa� milczenie.
- Czy w czym� przeszkodzi�em?
Guido wymusi� u�miech.
- Moja matka w�a�nie przechodzi jedn� ze swoich tajemniczych, okresowych chor�b.
- Powiniene� by� z ni� zosta�.
Guido pokr�ci� g�ow�.
- Elio przyjedzie dzisiaj rano z Mediolanu. Mama dostaje tych atak�w, kiedy
tylko
uzna, �e j� zaniedbujemy. Dla mnie to jeszcze p� biedy, czterdzie�ci minut
jazdy
samochodem, ale w przypadku Elia stanowi to prawdziwe utrapienie.
- Jak on si� ma?
- Dobrze. W zesz�ym roku zosta� wsp�lnikiem w swojej firmie i urodzi�o mu si�
jeszcze jedno dziecko, syn.
Znowu sp�dzili kilka minut w milczeniu. Pozytywnym milczeniu, jakie mo�liwe jest
tylko mi�dzy dobrymi, wieloletnimi przyjaci�mi, kt�rzy nie potrzebuj� s��w dla
podtrzymania wi�zi. Liniowiec by� ju� prawie za horyzontem, kiedy Guido
przem�wi�.
- Jeste� zm�czony. Chod�, znajd� ci jakie� ��ko.
Creasy wsta�.
- A co z tob�? Nie spa�e� ca�� noc.
- Zdrzemn� si� po lunchu. Jak d�ugo mo�esz zosta�?
Creasy wzruszy� ramionami. - Nie mam �adnych plan�w, Guido. Nic si� nie dzieje.
Po
prostu chcia�em ci� odwiedzi�, zobaczy�, jak ci leci.
Guido pokiwa� g�ow�. - To dobrze. Min�o ju� zbyt wiele czasu. Masz zaj�cie?
- Od sze�ciu miesi�cy nie mam. Przyjecha�em prosto z Korsyki.
Szli do drzwi, ale po ostatnim zdaniu Guido zatrzyma� si� i spojrza� pytaj�co.
Creasy znowu wzruszy� ramionami.
- Nie pytaj, dlaczego. Nawet z nikim si� nie widzia�em. Tak si� z�o�y�o, �e
by�em w
Marsylii i pod wp�ywem impulsu wsiad�em na prom.
Guido u�miechn�� si�. - Ty zrobi�e� co� pod wp�ywem impulsu?
Odwzajemni� u�miech, zm�czony i nik�y. - Porozmawiamy o tym dzisiaj wieczorem.
Gdzie to ��ko?
Guido siedzia� przy stole, czekaj�c a� Pietro wr�ci z targu. Pensjonat mia�
tylko sze��
pokoi, ale panowa� w nim ruch, a w porze lunchu i kolacji odwiedza�o go wielu
okolicznych
mieszka�c�w. Julia to zapocz�tkowa�a, szybko zdobywaj�c dla lokalu reputacj�
restauracji,
gdzie podaje si� proste, znakomicie przygotowane posi�ki. Jej potrawka z zaj�ca
po malta�sku
sta�a si� znana w ca�ym rejonie, a ona szybko opanowa�a tajniki miejscowych
przepis�w. Po
jej �mierci Guido przej�� kuchni� i ku w�asnemu zaskoczeniu stwierdzi�, �e nawet
jako� mu
idzie. Klientela pozosta�a wierna, pocz�tkowo by� mo�e z lito�ci, ale p�niej ze
wzgl�du na
jako�� potraw.
Guido by� ciekaw, co sta�o si� z Creasym. Zrozumienie tego cz�owieka nigdy nie
by�o
�atwe, ale nikt nie zna� go lepiej ni� on. W�tpi�, aby mog�a to by� kobieta.
Przez wszystkie te
lata nigdy nie zauwa�y�, �eby kobieta wywar�a na Creasym wi�cej ni� przelotne
wra�enie.
Nawet przed dwudziestu laty, kiedy Creasy zwi�za� si� z francusk� piel�gniark� w
Algierii.
Guido my�la� wtedy, �e to co� powa�nego, ale po trzech miesi�cach go rzuci�a.
- To tak, jakby pr�bowa� otworzy� drzwi za pomoc� z�ego klucz� - o�wiadczy�a
Guido. - Wchodzi w zamek, ale nie da si� przekr�ci�.
Guido powt�rzy� t� uwag� Creasy'emu, kt�ry stwierdzi� po prostu: - Mo�e zamek
zardzewia�.
Guido w�tpi� r�wnie�, aby Creasy bra� udzia� w jakim� wydarzeniu, kt�re
odcisn�o
si� na nim tak straszliwym pi�tnem. Nawet po d�ugim �yciu pe�nym wydarze�, jakie
bardzo
niewielu ludzi pozostawiaj� nietkni�tymi, Creasy zawsze by� tym samym Creasym.
Teraz spa� w pokoju Guido. Po dziesi�ciu minutach zajrza� do niego. Le�a� na
boku z
ko�dr� zsuni�t� do bioder, bo w pokoju by�o gor�co, wi�c Guido postanowi�
przyjrze� mu si�
po kryjomu. Cia�o pokrywa�a schodz�c� opalenizna, a wszystkie blizny by�y stare.
Na plecach
mia� ledwo widoczne, blade pr�gi, kt�re zgina�y si� po obu stronach brzucha.
Ma�e �lady
uk�u� pod lewymi �ebrami. Zewn�trzne strony d�oni poc�tkowane by�y bliznami po
oparzeniach. Wiedzia�, �e na jednej z n�g pod ko�dr� widnia�a pozosta�o�� po
fatalnie zszytej
ranie nad kolanem, kt�ra ci�gn�a si� prawie do krocza. Twarz te� nie usz�a
ca�o: cienka
blizna bieg�a pionowo od prawej brwi, a� do linii w�os�w, a druga mniejsza by�a
widoczna po
lewej stronie szcz�ki.
Guido zna� je wszystkie, podobnie jak histori� ka�dej z nich. Nie by�o niczego
nowego. Cia�o �pi�cego m�czyzny przesz�o wiele uraz�w, ale nigdy nie by�y to
samo-
okaleczenia.
Te my�li przerwa� Pietro, wchodz�c do kuchni z dwoma koszykami pod pachami.
Zatrzyma� si�, zdziwiony widokiem Guido.
- Spodziewa�em si� ciebie dzisiaj, ale p�niej - powiedzia�, stawiaj�c kosze na
stole.
- Stary przyjaciel - wyja�ni� Guido, zagl�daj�c do koszyk�w.
Pietro zacz�� wy�adowywa� owoce i warzywa.
- Musi by� bliskim przyjacielem, skoro tak szybko odci�gn�� ci� od ��ka chorej
matki.
- Owszem, jest - przyzna� Guido. - Teraz �pi.
Pietro z trudem zwalczy� ciekawo��. Pracowa� dla Guido od czterech lat, od
chwili
kiedy zosta� przez niego przy�apany na kradzie�y ko�pak�w z jego samochodu.
Potem Guido
dowiedzia� si�, �e jest bezdomny i zabra� go z sob� do pensione, nakarmi� oraz
da� prycz� pod
gwiazdami.
Nie wiedzia� ani w�wczas, ani teraz, �e Guido widzia� w nim siebie samego w tym
wieku.
Guido traktowa� ch�opaka tak samo, jak tamtego pierwszego dnia - gburowato,
zawsze
oschle i bez najmniejszego �ladu uczucia. Pietro odwzajemnia� si� swoj�
zuchwa��,
pozbawion� szacunku, postaw�. Obaj byli �wiadomi istnienia pewnego utajnionego
uczucia.
Z up�ywem lat Pietro praktycznie sta� si� praw� r�k� Guido i z pomoc� dw�ch
podstarza�ych
kelner�w, kt�rzy przychodzili poda� obiad oraz kolacj�, wsp�lnie prowadzili
pensione.
Pomimo i� od dawna razem mieszkali, Pietro niewiele wiedzia� o przesz�o�ci
Guido.
Od czasu do czasu jego matka przyje�d�a�a do pensione i bez przerwy opowiada�a o
bracie
Guido, rodzinie w Mediolanie, a tak�e o Julii, kt�ra zmar�a przed pi�ciu laty.
Ale dziwnie
milcza�a na temat przesz�o�ci samego Guido. Pietro wiedzia�, �e p�ynnie m�wi po
francusku i
nie�le w�ada angielskim, a nawet arabskim, wi�c zak�ada�, �e kiedy� musia� du�o
podr�owa�. Nigdy nie zadawa� �adnych pyta�. Udzieli�a mu si� ma�om�wno�� Guido.
Przybysz intrygowa� go. Kiedy tu� przed p�noc� odezwa� si� dzwonek, my�la�, �e
to
Guido wr�ci� wcze�niej. Wysoki m�czyzna, stoj�cy w �wietle lampy sprawia�
gro�ne
wra�enie.
- Czy jest Guido? - zapyta�. Pietro zauwa�y� akcent neapolita�ski.
Pokr�ci� g�ow�.
- Kiedy wr�ci?
Pietro wzruszy� ramionami. M�czyzna nie wydawa� si� by� zaskoczony ch�odnym
przyj�ciem.
- Poczekam - powiedzia�, przeszed� obok ch�opca i uda� si� na g�r�, a nast�pnie
prosto
na taras.
Pietro popad� w kilkuminutowe zamy�lenie, a potem uda� si� za nim. Czu�, �e
powinien by� z�y, za��da� wyja�nie�, ale czu� niewyt�umaczalny respekt dla
przybysza.
M�czyzna siedzia� w jednym z wiklinowych krzese�. Patrzy� w d� na �wiat�a
miasta. Jego
maniery i zachowanie przypomina�y mu Guido.
Zapyta� go�cia czy mo�e mu czym� s�u�y�.
- Whisky - pad�a odpowied�. - Butelk�, je�eli macie.
Przyni�s� butelk� oraz szklaneczk� i po ponownym zastanowieniu, zwyczajnie
zapyta�
go o nazwisko.
- Creasy - odpowiedzia�. - A twoje?
- Pietro. Pomagam tu Guido.
M�czyzna nala� whisky, wypi� �yk i pos�a� ch�opcu twarde spojrzenie.
- Id� do ��ka. Niczego nie ukradn�.
Pietro zszed� wi�c na d� i pomimo p�nej pory zadzwoni� do Guido, kt�ry by� u
matki. Guido powiedzia�: - Dobrze, k�ad� si�. Wracam jutro.
Przygotowywali lunch, kiedy Guido zaskoczy� ch�opaka nag�� uwag�: - To
Amerykanin.
- Kto?
Guido pokaza� na sufit. - M�j przyjaciel, Creasy.
- �wietnie m�wi po w�osku, z akcentem neapolita�skim.
Guido przytakn��. - Sam go nauczy�em.
Pietro by� jeszcze bardziej zaskoczony; Guido si� wr�cz rozgada�.
- Byli�my razem w Legii, a tak�e potem, dop�ki si� nie o�eni�em osiem lat temu.
- W Legii?
- W Legii Cudzoziemskiej - powiedzia� Guido. - Francuskiej.
Ch�opiec poczu� podniecenie. Dla niego, jak dla wi�kszo�ci ludzi, s�owa te
kojarzy�y
si� z piaszczystymi wydmami, odci�tymi od �wiata fortecami, niepo��dan�
mi�o�ci�.
- Zaci�gn��em si� w 1955 roku w Marsylii. - Guido u�miechn�� si� na widok
rosn�cego zainteresowania w wyrazie twarzy ch�opca. - I zosta�em na sze�� lat. -
Przesta�
kroi� warzywa, a wspomnienie nieco zmi�kczy�o jego zwykle kamienn� twarz.
- To nie by�o tak, jak my�lisz. Nigdy nie jest. Sp�dzi�em tam wspania�e lata...
najlepsze.
Pojawienie si� Creasy'ego i oczywista ciekawo�� ch�opca przywo�a�y w pami�ci
Guido rok 1945. Ma jedena�cie lat. Ojciec ginie w p�nocnej Afryce. Sze�cioletni
brat jest
stale g�odny, on r�wnie�. Matka, kt�rej wiara i fatalizm sprawiaj�, �e jej
jedyn� reakcj� na
nieszcz�cie jest coraz gorliwsza i d�u�sza modlitwa w ko�ciele w Posilano.
Guido nie zadowoli� si� wiar�. Przeszed� pi��dziesi�t kilometr�w do Neapolu.
Wiedzia�, �e byli tam Amerykanie, czyli musia�a by� r�wnie� �ywno��.
Zosta� jednym z ca�ej armii z�odziei i odkry�, �e ma dar ku temu. By�
inteligentny i
je�li nie m�g� czego� wy�ebra�, krad�. Szybko zadomowi� si�, sypiaj�c w k�cie
piwnicy,
w�r�d p� tuzina innych ulicznik�w. Szybko rozgryz� Amerykan�w, pozna� ich
s�abo�ci i
momenty szczodrobliwo�ci.
Nauczy� si� tego, w kt�rych restauracjach jadaj�, w kt�rych barach popijaj�, w
kt�rych
burdelach szukaj� zaspokojenia i z kt�rymi kobietami. Przekona� si� o jakiej
porze najlepiej
�ebra�: kiedy drink podsyci� ich hojno��; i o jakiej najlepiej kra��: kiedy seks
i po��danie
odwracaj� ich uwag�. Opanowa� ka�de zakole czy r�g w�skich, brukowanych ulic i
przetrwa�.
Raz w tygodniu rusza� pieszo nadbrze�n� drog� do Posilano, nios�c czekolad�,
pieni�dze i
puszki z mi�sem. Elio ju� nie g�odowa�, a matka modli�a si� i zapala�a �wiece w
ko�ciele - jej
wiara zyska�a uzasadnienie, a modlitwy zosta�y wys�uchane.
G��d i konieczno�� nie s� najlepszymi nauczycielami moralno�ci. Spo�ecze�stwo,
kt�re nie zaspokaja podstawowych potrzeb �yciowych nie mo�e liczy� na
przestrzeganie
swoich praw. Guido nigdy ju� nie zamieszka� w Posilano. Neapol sta� si� dla
niego szko��,
jadalni� i horyzontem jego przysz�o�ci. Na pocz�tku po prostu jako� egzystowa�,
�yj�c jak
gryzo� na miejskim �mietnisku. Zanim sko�czy� pi�tna�cie lat, przewodzi� ju�
tuzinowi takich
jak on i organizowa� ich w gangi, kradn�ce wszystko, czego nie da�o si�
zaryglowa� lub
zabetonowa�. Dzieci�stwo po prostu go omin�o. Nie wiedzia� nic o dzieci�cych
zabawach
czy emocjach. �Dobro� oznacza�o najpierw przetrwanie, a potem posiadanie. �Z�o�
by�o
s�abo�ci� lub przy�apaniem na gor�cym uczynku. Wcze�nie nauczy� si�, �e �mia�o��
jest
kluczem do przyw�dztwa.
Amerykanie wyzwolili miasto, a wraz z nimi pojawi�a si� przest�pczo��. Za czas�w
faszyst�w, najpierw w�oskich, a p�niej niemieckich, �upem kryminalist�w pada�y
n�dzne
drobiazgi. Bez ochrony uczciwego, demokratycznego, a wi�c i podatnego na wp�ywy
wymiaru sprawiedliwo�ci, stracili na sile. Nawet najwi�ksi mafioso byli
rozstrzeliwani lub
zamykani w wi�zieniu, ale wraz z nimi trafia�o tam wielu niewinnych.
Sprawiedliwo�� i
przest�pczo�� powr�ci�y do W�och jednocze�nie.
Na pocz�tku lat pi��dziesi�tych mafia znowu odzyska�a dawn� pozycj�. Prostytutki
zn�w znalaz�y si� pod kontrol�. Szefowie przydzielali im dzielnice, wyznaczali
str�czycieli i
pobierali swoje procenty. Usuwano zniszczenia wojenne. Plan Marshalla finansowa�
odbudow�, a szefowie mafii dostawali swoje dzia�ki. Restauracje, sklepy,
taks�wki i
w�a�ciciele lokali zacz�li mie� dochody, a mafioso chronili ich przed
przest�pcami i
naturalnie kazali sobie p�aci� za te us�ugi.
Guido �wietnie wpasowa� si� w ten uk�ad. Ze swoim dobrze zorganizowanym
gangiem podrostk�w dzia�a� niczym instrument w odrodzonej strukturze. By�
uznawany i
nagradzany jako dorastaj�cy m�ody cz�owiek. Jego szczeg�ln� warto�� stanowi�a
przemoc -
skalkulowana i beznami�tna w realizacji. Wcze�nie odebra� lekcj�, kt�ra nauczy�a
go, �e
czyj�� uwag� naj�atwiej przyci�ga si� niespodziewanym b�lem. Mawia� swoim
podopiecznym:
- Zawsze najpierw odwet.
Przydzielono mu teren za przystani� i jego g��wnym zadaniem by�o �t�umaczenie�
w�a�cicielom drobnych interes�w, �e ochrona jest konieczna. Zacz�� prosperowa� i
jako
dodatkow� nagrod� otrzyma� pozwolenie dzia�ania tak�e na terenie samej
przystani. Wraz z
gangiem uprawia� z�odziejstwo na wielk� skal�. Kiedy towary i sprz�t dla
powojennej
odbudowy przyp�ywa�y do portu, spora ich cz�� znika�a i zwykle sprzedawana by�a
pierwotnym adresatom. Za zyski kupi� budynek, w kt�rym teraz mie�ci� si�
pensjonat.
By� to dobrze zbudowany, przestronny dom zamo�nego kupca, mia� �adny, du�y
taras,
wychodz�cy na zatok�. Kupiec zmar�, a jego dwaj synowie, kt�rzy byli faszystami,
zgin�li w
zamieszaniu pod koniec wojny. Dom przeszed� na siostrze�ca, r�wnie� faszyst� -
tyle �e
wcale nie zagubionego. Zdecydowa� si� wyjecha� do Ameryki, a za pieni�dze
uzyskane z
domu m�g� sobie za�atwi� potrzebne papiery.
Guido kupi� go na nazwisko matki, bo sam by� jeszcze nieletni. Nast�pnie
podzieli�
wielkie pokoje i urz�dzi� burdel dla oficer�w ameryka�skich. Dzia�a� doskonale i
znany by�
pod swojsk� nazw� �Splendide�. Matka Guido, nie�wiadoma niczego, zanosi�a
pieni�dze do
banku i modli�a si� w ko�ciele.
Z nadej�ciem roku 1954 Guido wypracowa� sobie pozycj�, kt�ra pozwoli�a mu wspi��
si� w strukturze i przewidywa�, i� czeka go d�uga, zawrotna kariera. Ale
bossowie ponad nim
w miar� pomna�ania maj�tku zaczynali si� k��ci�, a w ko�cu i walczy�. Struktura
w skali
ca�ego kraju nie by�a jednak tak umocniona i zdyscyplinowana jak przed wojn�.
Starzy
mafioso z po�udnia nie zdo�ali jeszcze narzuci� swojej w�adzy. Zaczyna�o im si�
to udawa� w
Rzymie i na przemys�owej p�nocy, ale Neapol zostawili sobie na koniec. By�o to
tradycyjnie
najmniej uleg�e miasto w�oskie, a przest�pcy nie stanowili pod tym wzgl�dem
wyj�tku.
W Neapolu o w�adz� walczy�y dwie rodziny. Guido musia� dokona� wyboru i pope�ni�
pierwszy b��d w swojej obiecuj�cej karierze. Zwi�za� si� z szefem o nazwisku
Vagnino i by�o
to mo�e naturalne, bo si�a Vagnina le�a�a w prostytucji oraz przystani. Ale
Vagnino by� stary,
sp�dzi� zbyt wiele czasu w wi�zieniu i brakowa�o mu si�y woli. W konsekwencji
wojna
sko�czy�a si� �le dla Guido i jego gangu. Znajduj�c si� nisko na og�lnej
drabinie, stale trafiali
na przedni� lini� frontu. W przeci�gu miesi�ca po�owa jego gangu zgin�a lub
zdezerterowa�a,
a on sam wyl�dowa� w szpitalu z plecami i po�ladkami podziurawionymi o�owiem z
broni
palnej. Mia� szcz�cie - mogli go wynie�� nogami do przodu.
Podczas gdy le�a� na brzuchu, jego szef Vagnino, zm�czony i nieostro�ny, wpad�
na
kolacj� do niew�a�ciwej restauracji i zosta� zastrzelony nim sko�czy� fritto
misto.
W tym czasie policja urz�dzi�a sp�niony popis swojej w�adzy. Gazety i politycy
domagali si� akcji. Niejaki Floriano Conti zawar� uk�ad z prokuratorem
publicznym.
Po dostarczeniu dowod�w wybrany tuzin niskich rang� przyw�dc�w zosta� os�dzony i
pos�any do wi�zienia. Guido by� w�r�d nich. Siedz�c sztywno i z przygn�bieniem w
klatce na
sali s�dowej, wys�ucha� jak s�dzia skazuje go na dwa lata paki. Mia� osiemna�cie
lat.
Wi�zienie okaza�o si� straszliwym szokiem. Nie z powodu niewyg�d i poni�enia -
dorastanie przyzwyczai�o go do tego. Stwierdzi�, �e cierpi na �agodn�, ale
zdecydowana
klaustrofobi�, kt�ra objawia�a si� ostra depresj�. �wczesny system penitencjarny
we
W�oszech nie przyjmowa� takich problem�w do wiadomo�ci.
Po zwolnieniu zosta� w Posilano na dwa miesi�ce. Nie w domu matki, lecz na
wzg�rzach nad miastem, �pi�c pod go�ym niebem, wysoko ponad ska�ami, maj�c
bezkresne
morze przed sob� i �a�cuch g�rski za plecami. Powoli doszed� do siebie i
postanowi�, �e nigdy
wi�cej do tego nie dopu�ci. Do�wiadczenie to wcale go nie zreformowa�o, ale
przekona�o, �e
przy�apanie na przest�pstwie nie stanowi �adnego wyj�cia. Przebywaj�c tam na
�onie natury,
zastanawia� si� tak�e nad w�asn� przysz�o�ci�. Burdel �Splendide� w Neapolu
zosta�
zamkni�ty przez policj�; budynek nie by� zamieszka�y i nie przynosi� �adnych
zysk�w. Przez
minione dwa lata Conti zacie�ni� kontrol� nad miastem oraz scementowa� sojusze z
wp�ywowymi figurami, zar�wno w policji, jak i w lokalnym samorz�dzie. Guido
wiedzia�, �e
wznowienie interesu w �Splendide� wymaga�o milcz�cej aprobaty Contiego, wi�c
natychmiast po zjawieniu si� w Neapolu, poprosi� o spotkanie.
Conti by� jeszcze m�odym cz�owiekiem, mia� dwadzie�cia kilka lat i nale�a� do
grupy
nowych szef�w. Przemoc� ustaliwszy sw�j teren, przyj�� nast�pnie poz�
praktycznego
biznesmena. Zdawa� sobie spraw�, �e realizacja tego wymaga�a dogadania si� z
innymi
szefami w ca�ym kraju. Chodzi�o o wsp�prac� i kiedy zjawili si� emisariusze z
Palermo,
przysta� na seri� spotka�, aby ustali� sfery wp�yw�w oraz hierarchi� w�adzy.
Te spotkania w latach 1953-54 dziwnie przypomina�y wyb�r papie�a - odbywa�y si�
w
wielkiej tajemnicy, a ich rezultaty og�aszano w spos�b skromniejszy ni�
pykni�cie dymu.
Przepychankom o pozycje towarzyszy�y rozliczne oszustwa. Twardzi tradycjonali�ci
z
Kalabrii nie �yczyli sobie, aby bardziej bywali szefowie z Mediolanu i Turynu
mieli zbyt
wiele w�adzy. Podobnie ci z centrum, Rzymu i Neapolu, chcieli mie� wi�cej do
powiedzenia,
ni� przed wojn�. Wszyscy zgadzali si�, �e musi by� porz�dek i struktura oraz
potrzebny jest
arbiter - co w efekcie oznacza�o cz�owieka o najwi�kszych wp�ywach.
Bossowie z p�nocy nie akceptowali Kalabryjczyk�w i vice versa. Morettiego z
Rzymu uwa�ano za zbyt s�abego, a Conti by� za m�ody.
Jak zwykle w takich okoliczno�ciach, osi�gni�to kompromis. Spotkania by�y
inicjowane i organizowane z Palermo. Tamtejszym bossem by� Cantarella. Niski
m�czyzna o
nienagannych manierach. Mia� ambicje, aby z Palermo uczyni� centrum. W wyniku
kompromisu zosta� tymczasowym arbitrem. Nikt z obecnych nie doceni� w pe�ni jego
sprytu
oraz politycznego geniuszu i nie zdawa� sobie sprawy, �e przez ponad dwadzie�cia
nast�pnych lat zalety te pozwol� mu na utrzymanie i umacnianie swojej pozycji.
Guido by� bardzo mi�o zaskoczony ciep�ym przyj�ciem Contiego, a prosto i
praktycznie urz�dzone biura zrobi�y na nim spore wra�enie. Brutalno�� sprzed
dw�ch lat
naprawd� nale�a�a ju� do przesz�o�ci. Co by�o to by�o, zapewni� go Conti. Teraz
sprawy
mia�y si� inaczej. Oczywi�cie, �e powinien ponownie otworzy� �Splendide�. B�d�
wsp�pracowa�. Jako� si� dogadaj� co do spraw finansowych.
Guido wyszed� z biura pewny siebie. Ale �le ulokowa� t� ufno��. Conti wcale mu
nie
wybaczy�. Guido ze swoim gangiem stanowi� dwa lata wcze�niej g��wn� bro�
opozycji i nie
wolno by�o pozwoli� mu na odzyskanie znaczenia.
Ale jeden z pierwszych dekret�w z Palermo stanowi�, i� wewn�trzne bratob�jstwo
nale�y ograniczy� do minimum. Conti nie czu� si� jeszcze na tyle silny, aby
sprzeciwi� si�
arbitrowi. Znalaz� oczywiste wyj�cie. Niech sobie Guido otworzy znowu sw�j
burdel, ale w
odpowiednim czasie Conti wycofa wsparcie. Policja wykona robot� za niego, a
dzi�ki
znajomo�ciom w s�downictwie upewni si�, �e Guido p�jdzie siedzie� na d�ugi czas.
By�o to
nowoczesne, post�powe rozwi�zanie.
* * *
Guido nie wyja�ni� tego wszystkiego Pietro. Zacz�� swoj� opowie�� od chwili,
kiedy
ostrze�ono go, i� traci ochron� i ma zosta� zwini�ty przez policj�. Nigdy nie
dowiedzia� si�,
kto zadzwoni� do niego owego wieczoru, ale najwyra�niej Conti mia� osobistych
wrog�w.
By�a to straszliwa chwila. Zda� sobie spraw�, �e Conti mu nie wybaczy� i
zastanowi� si� nad
ewentualno�ciami. Wygl�da�y raczej nieciekawie: m�g� si� ukry�, ale nie na
d�ugo. W ko�cu
zosta�by znaleziony albo przez policj�, albo przez ludzi Contiego. M�g�by
walczy�, ale nie
mia� szans na zwyci�stwo. No i ostatecznie istnia�a mo�liwo�� wyjazdu z kraju.
Nie ufa�
wymiarowi sprawiedliwo�ci. Wi�zienie nie wchodzi�o w rachub�.
Napisa� list do matki, podaj�c jej nazwisko uczciwego prawnika w Neapolu i
prosz�c
j�, aby kaza�a mu wynaj�� posiad�o��, upewniwszy si�, �e dochody przeznaczone
zostan� na
jej utrzymanie oraz dalsz� edukacj� Elia. Zako�czy� informacj�, �e wyje�d�a, by�
mo�e na
d�ugo. Nast�pnie uda� si� na przysta�, gdzie stale jeszcze mia� przyjaci�,
mog�cych go ukry�,
nawet gdyby chodzi�o tylko o par� dni.
Matka otrzyma�a list nast�pnego dnia i posz�a do ko�cio�a pomodli� si�. Jeszcze
tego
wieczoru Guido zosta� przeszmuglowany na pok�adzie frachtowca, a dwa dni p�niej
w
podobny spos�b opu�ci� Marsyli�. Mia� dwadzie�cia lat, bardzo ma�o pieni�dzy
oraz �adnych
widok�w. Nast�pnego dnia zaci�gn�� si� do Legii Cudzoziemskiej i w przeci�gu
tygodnia
pos�ano go do algierskiego obozu dla rekrut�w w Sidi-bel-Abbes.
- Ba�e� si�? - zapyta� Pietro. - Wiedzia�e�, czego si� spodziewa�?
Guido pokr�ci� g�ow�, a wspomnienie wywo�a�o kr�tki u�miech.
- S�ysza�em o Legii r�ne rzeczy i my�la�em, �e b�dzie to straszne, ale nie
mia�em
wyj�cia. By�em bez dokument�w, nie m�wi�em �adnym j�zykiem poza w�oskim i mia�em
bardzo ma�o pieni�dzy. A poza tym, wymy�li�em sobie, �e za rok czy dwa
zdezerteruj� i
wr�c� do Neapolu.
Ale to wcale nie wygl�da�o tak, jak m�wiono. Oczywi�cie, �e by�o ci�ko,
zw�aszcza
w pierwszych tygodniach. Dyscyplina by�a �elazna. Guido by� jednak twardy i
trening
rozwin�� �pi�ce w nim talenty. Z dyscyplin� musia� si� pogodzi�, bo przecie� nie
mia� innego
wyj�cia. Za nie wykonanie rozkaz�w grozi�o odes�anie do batalionu karnego, kt�ry
by�
prawdziwym piek�em na ziemi, a za mniejsze wykroczenia, areszt, co w jego
przypadku
by�oby jeszcze gorsze. Dok�adnie wykonywa� wi�c wszystkie rozkazy, staj�c si�
przyk�adem
dla innych rekrut�w, co zaskoczy�oby wielu ludzi w Neapolu.
Jego r�wnie� czeka�y niespodzianki. Pierwsz� by�o wy�ywienie - urozmaicone i
doskona�e, ��cznie z dobrym winem z winnicy b�d�cej w�asno�ci� Legii. Jego
b��dne
wyobra�enie o Legii jako jakiej� staro�wieckiej, romantycznej armii pustynnej
zosta�o szybko
rozwiane. Byli nowocze�ni i dysponowali najnowszym sprz�tem. Oficerowie
stanowili
�mietank� wojska francuskiego. Podoficerowie, awansowani spo�r�d szeregowc�w,
byli
weteranami z r�nych armii europejskich i wcze�niej zahartowani zostali w bojach
na ca�ym
�wiecie. Znajdowa� si� tam du�y kontyngent niemiecki, kt�rego zbiorowa pami��
si�ga�a
jedynie 1945 roku. Byli te�, ludzie z Europy wschodniej, kt�rzy nie chcieli lub
nie mogli
wr�ci� za �elazn� Kurtyn�. Republika�scy Hiszpanie. Paru Holendr�w, Skandynaw�w,
kilku
Belg�w, grupa m�czyzn, kt�rzy prawdopodobnie byli Francuzami, cho� Legia nie
przyjmowa�a obywateli francuskich, z wyj�tkiem oficer�w. By�o zaledwie paru
Brytyjczyk�w
i tylko jeden Amerykanin.
Legia zreformowa�a si� po jatce Wietnamu i Dien Bien Phu. Kilka tysi�cy
�o�nierzy
dosta�o si� w Wietnamie do niewoli, a ponad p�tora tysi�ca zgin�o. Dzieje
Legii wype�nia�y
przegrane, ostateczne, daremne bitwy.
Takiej armii mo�na by�o wybaczy� brak celu lub morale, ale dla Guido by�a to
kolejna
niespodzianka, poniewa� Legia sama stwarza�a sobie cel. Czerpi�c si�y ze swojego
braku
nacjonalizmu, tworzy�a w�asn� to�samo��. Legionista by� psychicznym sierot� - a
sama Legia
rodzajem sieroci�ca. Guido odkry�, �e by�a to jedyna armia na �wiecie, kt�ra nie
przenosi�a
�o�nierzy w stan spoczynku. Kiedy legionista stawa� si� zbyt stary aby walczy�,
je�eli chcia�,
m�g� zosta� w kwaterze Legii, pracowa� w jej winnicy lub warsztacie
rzemie�lniczym. Nigdy
nie zmuszano go do powrotu do �wiata, kt�ry kiedy� odrzuci�.
Francuzi byli dumni z Legii. W tym czasie drobne, niskie cia�o Guido nabra�o
si�y i
spr�ysto�ci. Ci�ka praca i dobre wy�ywienie sprawi�y, �e jeszcze nigdy nie by�
w tak
�wietnej formie. Poma�u zacz�� by� z tego dumny, bo, jak wielu m�odych ludzi,
nie zdawa�
sobie sprawy ze swoich fizycznych mo�liwo�ci. Legia od dawna s�yn�a z tego, �e
by�a
najlepiej maszeruj�c� armi� �wiata. W przeci�gu miesi�ca Guido mia� za sob�
przej�cie
pierwszej ponad trzydziestokilometrowej trasy z dwudziestoma pi�cioma
kilogramami
ekwipunku. Dumny by� r�wnie� ze sposobu, w jaki radzi� sobie z broni�, a
zw�aszcza z
lekkim karabinem maszynowym. Zadowolony by� z jego mocy i poci�ga�a go w nim
�atwo��
przenoszenia. Nie uchodzi�o to uwadze instruktor�w.
By� to okres przystosowania si� psychicznego. Zawsze by� ma�om�wny i zamkni�ty w
sobie, a teraz te cechy jego charakteru uleg�y jeszcze pog��bieniu. Nie
zaprzyja�ni� si� z
innymi rekrutami. By� jedynym W�ochem w swoim poborze i usi�uj�c opanowa�
francuski,
czu� si� w�r�d nich obco. Na samym pocz�tku sp