1321

Szczegóły
Tytuł 1321
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1321 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1321 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1321 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Karl E. Wagner KANE Cie� Anio�a �mierci www.bookswarez.prv.pl A gdy odwr�ci�em si�, nie ujrza�em nikogo, Tylko w�asny cie�, Cie� anio�a �mierci. MIRA� Prolog �mier� kroczy�a w blasku popo�udniowego s�o�ca. W ciszy, przerywanej jedynie przekle�stwami, gromada najemnik�w ucieka�a zakurzon�, g�rsk� drog�. Ponad nimi s�o�ce pra�y�o okrutnie i niemi�osiernie nawet rzadki las nie chroni� przed jego �arem, pal�cym wyn�dznia�ych zbieg�w. Potykaj�c si� na rozpalonych kamieniach, wlekli si� wci�� dalej i dalej, zdesperowani konieczno�ci� ucieczki. Kurz t�umi� ich chrapliwe oddechy, brudem pokrywa� ich spocone, pokrwawione cia�a. Pi��dziesi�ciu bojownik�w przegranej sprawy. Ludzie, kt�rzy ryzykowali �ycie dla b�karta - bo przecie� Talyvion by� nieprawnym bratem Jasseartiona, wykwintnego kr�la Chrosanthe. Tak, Jasseartion zdo�a� udowodni�, �e mimo ca�ej swojej pr�no�ci - nie jest g�upcem; mia� prywatn� armi� i szpieg�w, dzia�aj�cych skrupulatnie i drobiazgowo, a do tego jego poddani byli bardzo lojalni. Doprowadzi� w ko�cu do tego, �e Talyvion siedzia� j�cz�c w niewielkiej klatce, zwieszaj�cej si� z belki tej samej sali tronowej, ku kt�rej niegdy� wabi�a go ambicja. Teraz rozsypane po kraju resztki jego pobitej armii ucieka�y przed niezmordowanymi �o�nierzami i m�ciwymi poddanymi Jasseartiona.Za ka�dego zabitego wyznaczono nagrod�. Premia za g�ow� Kane'a by�a bardzo wysoka. By� on ostatnim oficerem Talyviona, kt�ry pozostawa� nieuchwytny nawet dla skrupulatnej s�u�by Jasseartiona. Wprawdzie, dopiero niedawno przy��czy� si� do tajnego stronnictwa, lecz by� tam postaci� szczeg�ln�, o niezwyk�ym talencie tak do walki otwartej, jak i do ukrytej intrygi. St�d w�adza Chrosanthe mniemia�, �e Kane jest zdecydowanym, wr�cz zaciek�ym wrogiem jego poddanych i niego samego. Proklamacja kr�lewska zapewnia�a zbiegowi pe�ne przebaczenie i wi�cej z�ota, ni� Zdo�a�oby zarobi� w ci�gu rocznej s�u�by wojskowej. W ten spos�b, kr�l chcia� wzbudza� w�r�d zbieg�w zaufanie do swej opiewanej sprawiedliwo�ci; faktycznie jednak proklamacja stanowi�a tylko kusz�c� przyn�t�. Kane zdawa� sobie z tego spraw�, postanowi�, zatem by� bardzo ostro�ny. Ukry� twarz pod zakrwawionymi banda�ami, wypcha� brzuch do niezwyk�ych rozmiar�w i okry� si� brudnym, obszernym p�aszczem. Tak przebrany wmiesza� si� mi�dzy uciekaj�cych zbieg�w maj�c nadziej�, ze ani �cigaj�cy ich �o�nierze Jasseartiona, ani jego w�asna �wita nie rozpoznaj� w brudnym, oty�ym piechurze arystokratycznego cudzoziemca, kt�ry przy��czy� si� do Talyviona nied�ugo przed zes�an� mu przez zmienny los kl�sk�. Rozgrzane letnie powietrze wype�ni� nagle �wist lec�cych strza�. Zasadzka! Oddzia� armii Jasseartiona zaczai� si� w�r�d drzew i ska�, zamykaj�cych zakurzony g�rski trakt. W furii, czuj�c si� jak owca z�apana w pu�apk�, Kane rozchyli� okrycie, jego prawica niezdarnie si�gn�a w wilgotne fa�dy p�aszcza po miecz. G��boka rana, jak� odni�s� w ostatniej bitwie sprawia�a, �e wci�� nic w�ada� jeszcze w pe�ni sprawnie lew� r�k�. Normalnie nie przeszkadza�o mu to, ale wiedzia�, �e b�dzie mia� problemy w chaotycznej walce, do jakiej za chwil� mia� stan��. Ostatnia strza�a poszybowa�a w kierunku osaczonych najemnik�w i jednocze�nie wypadli na nich �o�nierze kr�la. Wielu z nich ju� skr�ci�o na rozpalon� g�rsk� �cie�k�. Zdesperowani uciekinierzy stan�li twarz� w twarz z napastnikami. Pierwszego wroga, kt�ry si� zbli�y�, Kane odrzuci� w ty� mia�d��cym uderzeniem miecza. Zaraz potem pojawi� si� nast�pny atak: Kane dostrzeg�, jak siekiera napastnika zatacza nad nim �wietlisty �uk z impetem uskoczy� w bok. Cz�owiek z siekier� upad�, zaraz jednak zerwa� si� i ponownie podni�s� bro�. Kane zakl�� w bezsilnej z�o�ci. Gdyby m�g� swobodnie w�ada� lew� r�k�, napastnik ju� by�by wypatroszony. Kane stara� si� stan�� przodem do cz�owieka z siekier�, kiedy z lewej strony wpad� na niego inny �o�nierz. Cudem zdo�a� unikn�� tego nag�ego ataku i jednocze�nie z�apa� siekier� na ostrze swego miecza. Szybki ruch d�oni� i top�r wypad� ze zranionej r�ki przeciwnika. Zaraz potem Kane ponowi� atak, wpychaj�c mu miecz mi�dzy �ebra. Sekunda na uwolnienie miecza. Zbyt d�ugo. Kolejny atakuj�cy �o�nierz by� ju� o krok. Kane zmusi� si�, aby lew� r�ka pochwyci� d�o� przeciwnika. Uczyni� to jednak niezdarnie i wrogi miecz wbi� si� w niego g��boko, przecinaj�c p�aszcz i gruchocz�c ukryt� pod nim zbroj�. Wstrz�sn�a nim fala b�lu. Upad�, siln� d�oni� trzymaj�c wci�� rami� �o�nierza. Poci�gaj�c go za sob� na ziemi�, w ostatniej chwili zdo�a� przebi� go mieczem. Poczu� na sobie ci�ar umieraj�cego napastnika i w tym samym mom�cie nieprawdopodobny cios przygni�t� jego czaszk�. W czarnej fali agonii straci� �wiadomo��, nie wiedz�c ju�, czy zosta� celowo ugodzony, czy te� kopni�ty przypadkiem przez inn� par� walcz�cych. I LAS NOC� Kiedy Kane ockn�� si�, by�a ch�odna noc. Z wysi�kiem zsun�� si� z cia�a innego �o�nierza. Ziemia pod nim ko�ysa�a si�, przed oczami lata�y rozmazane plamy, hucz�cy b�l rozsadza� mu czaszk�. Zagryzaj�c wargi, d�wign�� si� na kolana. Wok� niego le�eli tylko zabici. Ostro�nie rozwin�� ci�kie banda�e spowijaj�ce g�ow� i delikatnie bada� j� palcami. Musia� to by� silny cios, lecz opatrunki i g�ste w�osy Kane'a z�agodzi�y go. Zdo�a� wsta�. Ze wstr�tem odrzuci� okrywaj�cy go p�aszcz i szmaty, kt�rymi wypcha� brzuch. Okaza�o si�, �e pancerz zatrzyma� uderzenie miecza, ale si�a ataku wgniot�a ogniwa zbroi w jego bok, rani�c go bole�nie. �le si� dzieje wok� - rozmy�la� Kane, raz jeszcze przeklinaj�c decyzj� uciekania z mot�ochem, a nie samemu. W tych okoliczno�ciach mia� i tak du�o szcz�cia, �e zdo�a� uciec po katastrofie konspiracji Talyviona, nie m�wi�c ju� o prze�yciu tej zasadzki. By�a pe�nia. Ksi�yc dopiero, co pojawi� si� na niebie, jasno o�wietlaj�c pobojowisko. Kane widzia� wyra�nie ten niezwyk�y obraz. Cisza. Spok�j. �mier�. Zimne �wiat�o ksi�yca pada�o na dziwn� panoram� bia�ych kszta�t�w, porozrzucanych niedbale po czarnej ziemi. �aden podmuch wiatru nie zak��ca� tego bezruchu. Czarne drzewa rzuca�y cienie na ka�dego z umar�ych czy �wiat�o ksi�ycowe mo�e je tworzy�? Obok niego m�oda twarz z zastyg�ym grymasem ust - czy �mier� z rozerwanym brzuchem by�a dla� upragniona? Kto� zada� Kane'owi kilka ju� zapomnianych pyta�, gdy nadszed� atak. Czy by� to w�a�nie ten m�odzieniec? By� mo�e tak. Nocna po�wiata czyni�a t� scen� odrealnion�; twarze, kt�re w blasku s�o�ca zdawa�y si� wyra�ne, prawdziwe - teraz sta�y si� fantastyczne i puste. Kane nie by� nawet pewien, czy b�l w jego um�czonym ciele by� realny. Gdzie teraz jestem? - zastanawia� si�, usi�uj�c przywo�a� jak�� �wiadom� my�l. - Na ziemiach pogranicza Chrosanthe, w nie zasiedlonym obszarze kr�lestwa. Chrosantyjczycy unikali tego le�nego regionu, dlatego w�a�nie uciekinierzy pod��yli t� drog�. Kolejny z�y pomys� - stwierdzi� Kane. M�ciwy Jasseartion ignorowa� niech�� swych poddanych do tego szczeg�lnego zak�tka pa�stwa. Tym bardziej najemnicy Talyviona nienawidzili tych ziem po nieudanym zamachu stanu. Kiedy zdo�a� wsta�, drzewa zamigota�y mu przed oczami. Cieszy� go ch��d nocy �agodz�cy b�l, za dnia bowiem pra��ce s�o�ce czyni�o �miertelnym ka�dy wysi�ek. Kane stwierdzi�, �e nie powinien tu zosta�. �o�nierze mogliby z nadej�ciem poranka wr�ci� po swych zabitych towarzyszy - a ju� z pewno�ci� po to, by ograbi� cia�a umar�ych. Jedynie zmrok i l�k przed tym regionem powstrzymywa�y ich od owego swoistego rytua�u. Widma �mierci. Duchy po�eraj�ce ludzkie cia�a. To by�o to. Kane przypomnia� sobie niezwyk��, przewrotn� wojn� prowadzon� przez Chrosantyjczyk�w ponad dwa wieki temu. Walki podzieli�y w�wczas te ziemie. Zwyci�ska klika bezwzgl�dnie wymordowa�a wielkich pan�w i ich poddanych. Tak, by�o to dzie�o przodk�w Jasseartiona. Obszar ten nigdy nie zosta� ponownie zasiedlony. Kr��y�o wiele dziwnych legend o zwyci�zcach wojny, napadaj�cych na przybysz�w, aby utrzyma� w�adz� - nad nie pogrzebanymi ko��mi pokonanych. Dziwna rze� przywabi�a tu z�owieszcze demony - lub by� mo�e uczyni�a nimi paru pozosta�ych przy �yciu, g�oduj�cych ludzi. Kane rozmy�la� nad tym. Tak, mia� wszelkie powody, aby opu�ci� to miejsce jak najszybciej. Gdyby tak mie� konia! Bardzo zm�czony, odnalaz� sw�j miecz i poku�tyka� wzd�u� bia�ych kszta�t�w, u�o�onych na ciemnej ziemi jak dziwny wz�r. Czasem stopy jego trafia�y na �cie�ki, odznaczaj�ce si� ciemniejsz� lini�. Przed oczami zjawi�a mu si� jaka� plama. Dr��c ze strachu i b�lu wstrz�sn�� g�ow�, lecz istnia�a ona nadal. Wielka ska�a za drzewami wabi�a go; Kane wspar� si� na ni�, p�le��c jak na jednym z wielu tron�w, kt�re fortuna podsuwa�a mu przez lata i kt�re p�niej zabiera�a ponownie. Na Thoema! Tak wiele d�ugich lat! Czy jakikolwiek cz�owiek m�g�by znie�� ich ci�ar?! Przez chwile gorzkie wspomnienia przesun�y si� w jego zbola�ej g�owie, skazanego na wieczn� w�dr�wk�, banit� rodzaju ludzkiego. Rozmy�lania - gdy ucieczka powinna by� jego jedynym problemem. Majaki. Nocne g�osy chwia�y si� jak muzyczne kadencje, regularnie rozlegaj�ce si� - jak uderzenia wewn�trz jego czaszki - ochryp�e huczenie, kt�re czasami ogarnia�o go ca�kowicie. Kane zda� sobie spraw�, �e cios, jaki otrzyma� w bitwie by� ci�szy ni� przypuszcza� wcze�niej. By� mo�e mia� wstrz�s m�zgu. Co za wspania�y zbieg okoliczno�ci! Za dnia �o�nierze Jasseartiona wr�c� tu i znajd� go siedz�cego lub le��cego, bredz�cego bez przytomno�ci o zapomnianych cesarstwach. Gard�o mia� wysuszone pragnieniem i zastanawia� si�, czy gdzie� mi�dzy zabitymi nie uda�oby si� znale�� troch� wina. By�o to g�upie, bowiem ju� podczas ucieczki najemnicy mieli zaledwie do�� wody dla siebie samych. Wina smakuj� jednak bardzo dobrze, a zw�aszcza bia�e wina pochodz�ce z Latroxii, cho� wielu s�dzi, �e s� one zbyt kwa�ne. Jest ono dobre do przemywania ran dzi�ki oczyszczaj�cym w�a�ciwo�ciom. S�ona woda dzia�a tak samo, lecz jest bezu�yteczna jako nap�j. Szkoda, �e oceany nie s� pe�ne wina. Wielu �eglarzy z rozbitych okr�t�w przyklasn�oby takiej zmianie. Zapewne jednak, przeszkadza�aby ona rybom. Jad�em kiedy� o�miornic� marynowan� w winie - subtelny smak, ale og�lnie to jednak nieudana potrawa. Ocean wina uni�s� Kane'a na swych falach, ko�ysz�c go w g�r� i w d�, podczas gdy wok� niego cia�a marynowanych �eglarzy wirowa�y w purpurowej toni, a o�miornice wype�za�y ze swych ukrytych w wodorostach nor. D�wi�k. Ostry trzask. Kane odruchowo otrz�sn�� si� z majak�w. Wyraz jego zimnych, niebieskich oczu zmieni� si� zaskakuj�co szybko - trze�wo i podejrzliwie przeszukiwa� teraz wzrokiem teren bitwy. D�wi�k rozleg� si� ponownie i tym razem Kane rozpozna� go. By� to nieprzyjemny suchy trzask, taki, jaki s�ycha�, gdy zwierz� ogryza ko�ci swej ofiary. Teraz m�g� ju� rozr�ni� widmo po�eracza cia�, zgi�tego nad jedzeniem na ciemnej le�nej drodze. By� �miertelnie blady i przypomina� nieco le��ce na ziemi trupy. Spomi�dzy drzew wy�lizgiwa�y si� inne bia�e, bezkszta�tne postaci; ich pochylone i powyginane cia�a by�y n�dzn� parodi� ludzkiej formy. Zatem legendy nie k�ama�y. Kane wiedzia�, �e widma te nigdy nie atakuj� uzbrojonego m�czyzny, jednak�e by�o ich tak wiele, a on tak bezbronny - mog�o to sta� si� dla nich zbyt kusz�ce. Poza tym, najwyra�niej dawno nic nie jad�y; zwykle nie ruszaj� �wie�o zabitego cia�a, czuj�c do niego wstr�t, podobnie jak wi�kszo�� ludzi zwykle nie jada surowego mi�sa. Ostro�nie ukry� si� mi�dzy drzewami. Duchy by�y teraz zainteresowane wy��cznie rozpoczynaj�c� si� uczt�, g��d przyt�umi� ich naturaln� ostro�no��. Kamie� skrzypn�� pod butem Kane'a; zamar� i rozejrza� si� trwo�nie. Kilka par martwych, bladych, l�ni�cych oczu spojrza�o w jego kierunku, ale �adna z postaci nie wydawa�a si� ch�tna do poszukiwa�. Zadowolony, �e nikt go nie �ledzi, wsun�� si� g��biej w cie� lasu. Skoro tylko drzewa i stercz�ce ska�y os�oni�y go ca�kowicie, przy�pieszy� uciekaj�c od tej o�wietlonej ksi�ycem makabrycznej sceny. Zamiarem Kane'a by�o i�� przez lasy i w ten spos�b omin�� pole walki, a p�niej odnale�� g�rski trakt. Przy odrobinie szcz�cia, do �witu m�g� zostawi� za sob� �adnych par� mil, a za dnia ukry� si� w lesie. Ale �cie�ka by�a pe�na nieznanych meandr6w - i kiedy w�drowa� w�r�d drzew pr�buj�c j� odnale��, pn�cza majak�w ponownie opl�ta�y jego umys�. Obawa przed nag�ym niebezpiecze�stwem odpycha�a dot�d zwidy, teraz jednak wr�ci�y one znowu. Min�a godzina i Kane zgubi� si� ca�kowicie, z dala od wszelkiej pomocy. Pod jego butami ziemia dr�a�a i j�cza�a, lecz marynarski ch�d by� w stanie utrzyma� go na ka�dym pok�adzie i Kane nawet w czasie sztormu szed� beztrosko szerokim krokiem. Nagle zawirowanie otaczaj�cych go drzew wzbudzi�o w nim l�k; zosta� z�apany w kosmiczny wir jak w pu�apk�. Groty wystaj�cych poni�ej wapiennych ska� rozdziawia�y swe kamienne paszcze, ukazuj�c jaskinie pe�ne grzmot�w i trzask�w, cuchn�ce zgni�ym, strasznym wyziewem. Pod l�ni�cym okiem ksi�yca trwa� taniec tysi�ca kolosalnych fantom�w, gotowych zniszczy� szale�ca, kt�ry przekroczy�by ich tajemne kr�gi. D�ugie szpony dosi�ga�y twarzy, s�kate pazury bezustannie uderza�y i smaga�y go. Strzeliste cienie zmar�ych u�miecha�y si� do niego w ciemno�ci: szydercze oblicza odwiecznych wrog�w, twarze w�adczy� dawniej �agodne, teraz twarde i ko�ciste. Wiruj�ca fantasmagoria drwi�cych u�miech�w. Kane nie pami�ta� imion nawet po�owy z nich. B��kaj�c si�, znalaz� si� przypadkowo w ruinach wioski. Przynajmniej tak si� zdawa�o, bo cho� wszystkie figury jego torturowanego umys�u znika�y i pojawia�y si� jak mg�a w ciemno�ciach, te pokruszone �ciany pozostawa�y nienaruszone. Mocno uderzy� pi�ci� w kamienie i studiowa� odczuwanie b�lu. Tak, to musi by� rzeczywiste. Opuszczona wioska z kamiennymi murami poro�ni�tymi winoro�l�, ci�gle nosz�ca zw�glone �lady zapomnianych najazd�w i dawnego ognia. Wszystko w tych ruinach - mieszkania bez dach�w, zburzone �ciany - tworzy�o w �wiadomo�ci majacz�cego Kane'a obraz wielkich, monolitycznych czaszek, kt�rych oczodo�ami by�y mroczne, puste okna, a ustami - framugi drzwi. Pustka by�a przenikaj�ca. Tylko bia�e cienie na p� zagrzebanych ko�ci dawa�y �wiadectwo, �e kiedy� mieszka� tu cz�owiek - przynajmniej Kane s�dzi�, �e widzi te rozrzucone pomi�dzy innymi szcz�tkami ludzkie pozosta�o�ci. Czy� nie by�y osobliwo�ci� w�skie �cie�ki, wij�ce si� w�r�d poszycia le�nego? Kane s�dzi�, �e od wielu lat nikt �ywy nie przechodzi� przez to miejsce, niegdy� wzniesione ludzk� r�k�, a teraz tak przera�aj�ce. Ksi�yc w pe�ni o�wietla� sylwetk� opuszczonego zamku, majacz�cego niewyra�nie na stromym wzniesieniu, kt�re g�rowa�o nad wiosk�. W ostatecznej bitwie forteca ta upad�a wraz z wsi�, kt�ra p�aci�a tak haracz za niewystarczaj�c� opiek�. Fantastyczne g�ry czarnych kamieni wznosz�ce si� ku ksi�ycowi, zrujnowany zamek, czyni�y na Kanie wra�enie spustoszenia, ale tak�e czego� wznios�ego, niezdobytego. - Tutaj stoi tw�j �a�obny pomnik - za�mia� si� Kane, wskazuj�c palcem na ruiny wartowni, a puste okna kiwn�y potakuj�co. - O, bogowie! Prawdziwy grobowiec bohatera, prawda? Wysokie, strzeliste �ciany milcz�co potwierdza�y jego s�owa. W poranionym ciele czu� ostry, tn�cy b�l. Odr�twia�y, powoli umiera� z wyczerpania. By� bezsilny. Pomi�dzy zwalonymi kamieniami Kane dostrzeg� zielon� poduszk� mchu. Pe�en wdzi�czno�ci opad� na to le�ne �o�e. Do diab�a ze wszystkimi �o�nierzami tego... jak mu tam... Kr�tki odpoczynek by� najwa�niejszy. Nikt nie powinien go tutaj znale��. Po�o�ywszy g�ow� na kamieniach, Kane oddycha� ci�ko, z trudem �api�c powietrze. Czu�, �e zapada si� w jaki� czarny ob��d, gdzie� miedzy jaw� a snem. Po chwili zobaczy�, jak powraca dawna �wietno�� zrujnowanej mie�ciny. Na kamiennym pustkowiu wyros�y pe�ne sklepy i pi�kne, jasne fasady dom�w; zaro�ni�te zielskiem �cie�ki sta�y si� zn�w ulicami. Alejami odrodzonego miasteczka chodzili �piesznie jego mieszka�cy. W wi�kszo�ci zaj�ci w�asnymi sprawami, nie zwracali uwagi na obcego przybysza, kt�ry spoczywa� na jedwabnych noszach. Ale byli i tacy, kt�rzy spostrzegli intruza. Ci nieliczni zgromadzili si� wok� niego i wpatrywali si� w Kane'a g�odnymi, bladymi oczami. By� na wp� przekonany, �e otaczaj� go duchy - po�eracze cia�, lecz nie mia�o to dla niego znaczenia. Ostro�nie, jak s�py zataczaj�ce coraz ni�sze kr�gi nad umieraj�cym lwem, widma skupia�y si� cia�niej wok� Kane'a. Z ich ��tych, zepsutych k��w kapa�a brudna �lina, gdy l�kliwie zbli�ali si� do swej nieruchomej ofiary. - W ty�! - jej g�os smaga� jak bicz i duchy cofn�y si� z pe�nym przera�enia pos�usze�stwem. - Id�cie do diab�a! Odej��, powiedzia�am! Duchy rzuci�y si� w ty�, uciekaj�c przed jej gniewem. Na mgnienie oka Kane odzyska� pe�n� �wiadomo��. W tej przera�aj�cej chwili zobaczy� p� tuzina bladych, pokr�conych postaci, czo�gaj�cych si� w strachu, �ciganych przez pe�n� w�ciek�o�ci dziwn�, niezwykle pi�kn� dziewczyn�. Umys� Kane'a by� jasny zaledwie przez u�amki sekund, potem przysz�a zupe�na niepami��. Czu�, �e zanurza si� w nie�wiadomo��, kt�ra by�a wyzwoleniem. Jak przez mg�� us�ysza� pe�en rado�ci okrzyk dziewczyny: - Ten cz�owiek b�dzie m�j! II PO DRUGIEJ STRONIE LASU - Jak wiele dni tu jestem? Podstarza�y s�u��cy starannie odmierzy� pi�� kropli ��tego p�ynu do kubka z winem, zanim odpowiedzia�: - Och, niezbyt d�ugo, trzy, cztery dni. Lokaj delikatnie zamiesza� eliksir uwa�aj�c, aby nie opryska� cennej, dziwacznej liberii. - Czy to co� zmienia? - Nie, po prostu chcia�bym wiedzie�, jak d�ugo by�em nie�wiadomy. Cho� wszystko w nim kipia�o, kwesti� t� zdo�a� wypowiedzie� bardzo cierpliwie. - Ach, tak? - s�u��cy poda� mu puchar. R�ka Kane'a dr�a�a nieco, kiedy bra� kielich i kilka kropel prysn�o na kosztown� futrzan� narzut� na ��ku, co wywo�a�o grymas na twarzy towarzysz�cego mu s�ugi. - Jak d�ugo... Doprawdy, to oryginalne. Czyste szale�stwo, interesowa� si� tylko tym: jak d�ugo by�em w tym stanie? lub: gdzie jestem? - i pyta� o to za ka�dym cholernym razem! - O! W�a�nie tak brzmia�o drugie pytanie, kt�re chcia�em zada� - mrukn�� Kane i wzi�� g��boki �yk mikstury. Czu� jej s�odki smak, lecz jednocze�nie pali�a gard�o. Zaalarmowany, przesta� pi�. Pomy�la� jednak, �e gdyby jego gospodarze chcieli go zabi�, mogliby z �atwo�ci� uczyni� to, gdy spa�, zatem ju� bez obawy wypi� mieszanin� do ko�ca. - Ostatni� rzecz� jak� pami�ta, by�o... - szuka� w pami�ci. - Wydaje mi si�, �e le�a�em w �wietle ksi�yca w ruinach wioski. By�y tam widma - po�eracze ludzi. Ich grupa otoczy�a ciasno moj� nieruchom� posta�. Kto� rozgoni� je. W�a�nie w chwili, kiedy pogr��a�em si� w ciemno�ci. Kobieta, jak s�dz�. Lokaj za�mia� si� sucho. - Kto� musia� ci� solidnie uderzy� w g�ow�, cudzoziemcze. Le�a�e� w opustosza�ej wiosce, to fakt. Ale wok� ciebie by�o tylko kilku parszywych z�odziei i kiedy znaleziono ci�, moja pani przegoni�a ich. Szcz�liwie dla ciebie, tego dnia wraz z my�liwymi nieco p�niej wraca�a z polowania. Zapewne nie doczeka�by� poranka - przyj�� pusty kielich i ostro�nie umie�ci� delikatne naczynie na srebrnej tacy. Kane wzruszy� ramionami i usiad�. Eliksir przywraca� mu si�y. Wreszcie rozja�ni�o mu si� w g�owie. - Zatem, gdzie teraz jestem? - zapyta�. - By� mo�e w Altbur Keep - roze�mia� si� lokaj. - Czy nie widzia�e� zamku, kiedy wchodzi�e�? - Jedyny mijany po drodze zamek, jaki sobie przypominam - rozmy�la� g�o�no Kane - to zbiorowisko omsza�ych kamieni na wzg�rzu nad wiosk�. - Zbiorowisko omsza�ych kamieni? Czy to miejsce naprawd� tak dla ciebie wygl�da? - szeroki gest lokaja obj�� kunsztowne materie na �cianach i bogate umeblowanie pokoje. Dobrze, zgadzam si�, by� mo�e Altbur Keep nie jest tak wspania�e, jak w czasach moich przodk�w, ale m�wi� o nim "gromada omsza�ych kamieni"? Rzeczywi�cie! - zachichota�. - Ch�opcy Jasseartiona musieli uderzy� ci� naprawd� porz�dnie Oczy Kane'a b�ysn�y niebezpiecznie, lecz lokaj �mia� si� nadal. - Och, s�dzisz, �e nie mo�emy domy�la� si�, kim jeste�? Wydajesz si� by� takim g�upcem! To jasne, �e wiemy o zasadzce. Ach nie, nie obawiaj si�! Nie jeste�my przyjaci�mi Jasseartiona - przyrzekam ci to. Nie, panie, w�adczyni Altbur Keep z pewno�ci� nie darzy sympati� obecnej w�adzy oportunistycznych bandyt�w. Absolutnie nie. Jasseartion nie ma tu przyjaci�, mo�esz by� tego pewien. Moja pani wyst�pi�a przecie� przeciw niemu, otaczaj�c ci� opiek�. Dzi�kuj swoim bogom, �e przez pomy�k� nie wzi�a ci� za jednego z jego �o�nierzy. - Kim jest ta twoja pani? Kiedy b�d� m�g� z�o�y� jej podzi�kowania za ochron�?- spyta� Kane. - Na imi� ma Naichoryss, je�li to ci cokolwiek m�wi. Przyjmie twoje us�ugi, kiedy nadejdzie w�a�ciwy czas. Do tej chwili my�l tylko o tym, aby odzyska� si�y - cho� zdaje si�, �e robisz to niezwykle szybko. Lokaj przykry� tac� i ruszy� w stron� drzwi. - A ty? Czy masz jakie� imi�? - Ja nie pytam o twoje - brzmia�a odpowied�. Kane przygryz� wargi i opu�ci� stopy na ziemie. III ALTBUR KEEP Skoro tak, postanowi� Kane, mo�na by zobaczy�, gdzie si� podzia� �ar s�onecznego dnia. Ch��d Altbur Keep, bardzo wyczuwalny, mia� w sobie co� dziwnego, cho� by� mo�e by�a to tylko sztuczka kapry�nych promieni s�o�ca. Kane zadr�a�, siedz�c na wyst�pie muru i owin�� si� mocniej p�aszczem. Jego w�asne ubranie i bro� znikn�y; odkry� to odzyskiwaj�c �wiadomo��. Ale od wci�� nie znanej mu opiekunki otrzyma� w zamian du�o lepsze stroje. Nie, nie mia� zastrze�e� do sposobu, w jaki go tu traktowano. Wytworne apartamenty, doskona�a kuchnia i napoje, s�u�ba gotowa na ka�de jego skinienie. Odnalaz� nawet swoj� bro�. W zasadzie by� tu wolny, m�g� ca�ymi dniami w��czy� si� po zamku. Jednak bramy Altbur Keep by�y uprzejmie, acz kategorycznie przed nim zamkni�te. W zasadzie jednak, s�dzi� Kane, je�li ju� musia� by� wi�niem, to ten rodzaj niewoli bardzo mu odpowiada�. Kane wychyli� si� z wyst�pu, na kt�rym siedzia� i pocz�� uwa�nie obserwowa� mury zamku. Rzucaj�c si� w d� z tej wysoko�ci, mo�na by �atwo zabi� si�. Dostrzeg� tak�e wiele miejsc, kt�re zdawa�y si� by� dostatecznie dobre na kryj�wki. Zatem, aby zapewni� sobie bezpiecze�stwo, wystarczy�o zdoby� lin�. Nikt go aktualnie nie pilnowa�, cho� Kane przypuszcza�, �e niekiedy kto� ze s�u�by pod pozorem zwyk�ych, codziennych zaj��, �ledzi uwa�nie ruchy go�cia. W tej chwili, w cieniu pobliskiej wie�y stra�niczej dostrzeg� tylko dziewk� kuchenn� w obj�ciach m�czyzny - zdawa�o si�, �e s� ca�kowicie poch�oni�ci sob�. Poza tym nie by�o nikogo. Gdyby zasz�a taka potrzeba, ewentualna ucieczka nie powinna nastr�cza� trudno�ci; Kane mia� du�e zaufanie do swoich mo�liwo�ci w tej dziedzinie. I by� mo�e by� zbyt beztroski - "paranoicznie", jak by�o napisane w niezrozumia�ym j�zyku jakiego� traktatu, kt�ry przeczyta� dawno temu. Uratowano mu �ycie, traktowano go tutaj pierwszorz�dnie i by�o pewne, �e ma tutaj bezpieczne schronienie, aby nabra� si� i przygotowa� si� do ucieczki z Chrosanthe. Ostro�no��, jaka wykazywa�a s�u�ba w kontaktach z obcym najemnikiem, wydawa�a mu si� naturalna. Zadawa� sobie wiele pyta�, na ka�de jednak znajdowa� �atw� odpowied�. Nie by�o tu nic niejasnego. Jednak Kane nie przestawa� by� niespokojny. �y� ju� zbyt d�ugo, aby lekcewa�y� przestrogi swego wewn�trznego g�osu. Oczywi�cie, mia� ma�e mo�liwo�ci dowiedzenia si�, kt�re z obraz�w widzianych w majakach by�y prawdziwe. Z zamku wioska wygl�da�a na opuszczon�, nie by�a to jednak ta z�owieszcza gmatwanina ruin, jak� widzia� w nocy. R�wnie� Altbur Keep sprawia�o wra�enie zapomnianego przez �wiat, lecz z pewno�ci� nie mia�o nic wsp�lnego ze zburzon� fortec�, kt�ra ukaza�a si� w jego nocnej wizji. Czy jednak mimo wszystko, zamek taki powinien sta� tu, w regionie o z�ej s�awie i - jak wie�� niesie - niezamieszka�ym od dw�ch wiek�w? Kane wiedzia�, �e mo�na czasem spotka� cienie dawno ju� wymar�ych, dumnych i pe�nych chwa�y rod�w; widma te wci�� jeszcze mieszkaj� po�r�d ruin minionej �wietno�ci. Nie by�y to jedyne istoty tam �yj�ce. Cisza. Ch��d. Wydarzenia w zamku sprawia�y, �e czas zatrzymywa� si�. Niepami�tne fragmenty snu, w dziwny spos�b przywo�ane z powrotem. Obrazy zamazuj�ce si� w poczernia�ym ze staro�ci lustrze. Co� niejasnego zdawa�o si� m�wi�, ze podobnie jak Altbur Keep - pod porastaj�c� je ple�ni� jest tylko mira� i wi�cej nic. Kane czu� to wszystko w�druj�c korytarzami zamku. W zasadzie nie by�o to nic konkretnego - czasami cie�, zdawa�o mu si�, jest nie na swoim miejscu, lub te� zmieni� si� jaki� detal zawieszonego na �cianie gobelinu. S�dzi�, ze nierealno�� �wiata Altbur Keep, bardziej zauwa�alna jest u s�u�by, zupe�nie tak, jakby by�a to jaka� groteskowa sztuka i jej aktorzy. Ka�dy z nich wspaniale odgrywa� swoj� role; �aden szczeg�, �aden gest nie zosta� zaniedbany w charakteryzacji. Patrzy� na roznami�tnion� par� w cieniu i zastanawia� si�, jak d�ugo scena ta by�a �wiczona. Doskona�a s�u�ba - wydawa�o si�, �e jej niezawodno�� rodzi�a si� w wielu pr�bach. Wszystko wyg�adzone jak setne przedstawienie popularnej sztuki, lecz bardzo kruche i nierealne. To "co�" trudno wci�� by�o okre�li�. Zastanawia� si�, czy przedstawienie odbywa si� tak�e wtedy, gdy nie jest na nim obecny, czy te� aktorzy przerywaj� gr�, gdy znika im z oczu. Na przyk�ad jego lokaj. Albo w�adczyni Altbur Keep - Naichoryss. Gdzie teraz by�a? Na jego pytania s�u�ba odpowiada�a p�s��wkami. Naichoryss. Czy by�a fikcj�? Czy te� mo�e postaci�, kt�ra u�wietni� mia�a ko�cowe akty sztuki? A mo�e to ona stworzy�a ca�� te maskarad�, a teraz sta�a za kurtyn�, obserwuj�c reakcje publiczno�ci? Naichoryss. W�adczyni Altbur Keep - czy w�adczyni zamku-widma? Kane zszed� z wyst�pu muru. Nadszed� czas, kiedy mia� znale�� odpowied� na niepokoj�ce go pytania. IV W�ADCZYNI ALTBUR KEEP - Prosz� za mn�. Kane odwr�ci� si�, aby zobaczy� swego rozm�wce - lokaja, kt�ry pojawi� si� za nim niepostrze�enie. Wydawa�o mu si� dziwne jego nag�e przybycie - zupe�nie, jakby wysun�� si� spod wisz�cego na �cianie gobelinu. - Za tob�? - Tak. Moja pani, Naichoryss - powiedzia� oficjalnym tonem - przygotowa�a skromny obiad w swych apartamentach. Pyta, czy zechcesz jej towarzyszy�. Wi�c to tak po prostu... - Zatem zdecydowa�a si� w ko�cu rzuci� okiem na swoje ,,znalezisko"? Lokaj wzruszy� ramionami i wyrecytowa�: Umys� kobiety, przyjacielu Eistenallis, Jest tajemnic�; Jego przepastne g��bie S� jak niezbadane �cie�ki boskiego kaprysu. - Ciekawe, �e przytoczy�e� w�a�nie te s�owa. My�l�, �e pochodz� z fragmentu o tym, jak Halmonis nam�wi� Eistenallis do schadzki, z kt�rej biedny dworzanin nie zdo�a� powr�ci�. - Ach! Zatem znasz dzie�o Gambroniego? Jeste� wi�c oczytany! - Znam Gambroniego - odpar� Kane maj�c nadzieje, �e nie sprowokuje to tego pretensjonalnego g�upca do dalszych pyta� o jego erudycj�. - Oto doszli�my - lokaj zako�czy� rozmow� i zastuka� mocno w obite mosi�dzem drzwi. Wydawa�o si�, �e ze �rodka s�ycha� cich� odpowied�. Lokaj pchn�� drzwi i odsun�� si� na bok z pozbawion� wyrazu min� dobrego s�ugi. Przywita�y Kane'a dwie u�miechni�te s�u��ce, ubrane identycznie: w sk�rzane stroje z mosi�nymi pasami. Cicho otworzy�y nast�pne drzwi, gestem zapraszaj�c go do �rodka. Kiedy przechodzi� przez kotary zas�aniaj�ce wej�cie, pi�kna dama wsta�a, aby go przywita�. Jej czerwone wargi rozchyli�y si� w u�miechu, ukazuj�c drobne, bia�e z�bki. - Nazywam si� Naichoryss - g�os mia�a czysty, lecz ch�odny i daleki jak we �nie. - Witam ci� Altbur Keep. D�ugie, bia�e ramie wysun�o si� z tald jej czarnej szaty, ukazuj�c Kane'owi miejsce na sofie przy niskim stole. - Prosz�, usi�d� teraz i opowiedz mi co� o sobie. Tak rzadko miewam jakichkolwiek go�ci! Dyskretnym gestem skin�a w stron� us�uguj�cych dziewcz�t, potem usiad�a obok niego. Porusza�a si� ze spokojem i wdzi�kiem - jak cie�. Kane opar� si� wygodnie i przygl�da� si�, jak s�u��ce nape�niaj� winem jego kielich. Przejrzysty, czerwony trunek wygl�da� jak rubiny, kt�rymi wysadzany by� brzeg pucharu - Mam na imi� Kane - zacz��. S�dzi�, ze nie ma powod�w, aby ukrywa� si� przed Naichoryss, a by� zbyt dumny, aby pozwoli�, by brano go za zwyk�ego najemnika, zw�aszcza, �e otaczano go du�ym splendorem. Naichoryss u�miecha�a si�. W d�oni trzyma�a kielich wina, a w jej ciemnych oczach odbija�a si� purpurowa barwa p�ynu. Pukle czarnych, d�ugich w�os�w figlarnie otacza�y jej blad� twarz o delikatnych rysach. Studiowa� jej niepokoj�ca, dziwn� pi�kno��, zimn� i wynios�� jak arcydzie�o sztuki - wysadzana drogimi kamieniami rze�ba wykuta w �elazie. - Kane - s�owo to zabrzmia�o w jej ustach jak pieszczota. - My�l�, �e to okrutne imi�. Nie jest ono pospolite. W jej oczach b�ysn�o szyderstwo. Kane zorientowa� si�, �e Naichoryss wie o nim bardzo wiele. Nie spos�b by�o pomyli� go z kim� innym. Jego rude w�osy, uroda i silna, nied�wiedzia sylwetka zdradza�y, �e nie jest urodzonym mieszka�cem Chrosanthe. Ludzie tutaj byli raczej drobni i ciemnow�osi. W�r�d najemnik�w, kt�rzy z zimnych kraj�w przyw�drowali na po�udnie, nie wyr�nia� si� specjalnie: mia� tak samo jak oni szorstkie rysy, tak samo wielkie, muskularne r�ce. Lecz oczy jego sprawia�y, �e brano go za cudzoziemca. Nikt, kto raz napotka� wzrok Kane'a, nie m�g� tego zapomnie�. Zimne, niebieskie spojrzenie urodzonego mordercy, w kt�rym b�yszcza� ob��d, piekielne ognie zniszczenia i ��dza krwi. Oczy, kt�re nosi�y w sobie �mier�. By� to jego prawdziwy znak. Naichoryss przygl�da�a mu si� badawczo. Przyjmowa� to z udawana oboj�tno�ci�. - Skoro nawet tutaj, w Altbur Keep, znane s� szczeg�y sporu Jasseartiona z Talyvionem, jego op�akanym p�bratem, nie b�d� zanudza� ci� starymi wie�ciami. Jak sama rozumiesz, najszybsza ucieczka przed z�o�ci� Jasseartiona by�a dla mnie spraw� wielkiej wagi. Jednakowo� nast�pi�o pewne op�nienie. By� mo�e nie by�em nale�ycie przygotowany na podst�pne metody kr�la i jego ludzi. W ka�dym razie, �o�nierze, kt�rzy napadli na nas, nie rozpoznali mnie i zostawili, my�l�c, �e nie �yje. P�przytomny, b��dzi�em po lesie do chwili, kiedy znalaz�a� mnie w�r�d ruin. Zacz�� dzi�kowa� jej za opiek�, za troskliwe piel�gnowanie i leczenie. Jej �miech brzmia� jak d�wi�k srebrnych flet�w i dzwonk�w. Jednak na dnie, pod jasnymi, szcz�liwymi tonami kry�o si� dr�enie. - Zatem Kane jest tym utalentowanym dworzaninem, tak wychwalanym przez kobiety! Jak�e niezwyk�e jest, �e za tak brutaln� si�� kryje si� mi�a, delikatna, uk�adana osobowo��! Na ka�dym kroku dostrzegam w tobie sprzeczno�ci. Kane! C� za �ywotno��! W par� dni wyleczono ci� z ran, kt�re mog�y zabi� lub przynajmniej unieruchomi� na wiele tygodni! Jak�e si� ciesz� teraz, �e tamtej nocy zwr�ci�am na ciebie uwag� w mej wiosce! - Obawiam si�, �e niewiele z tego pami�tam, m�j umys� jest jak czysta karta - rzek� Kane - Tw�j lokaj wspomnia� mi, �e jacy� bandyci... Naichoryss lekcewa��co machn�a r�k�. - Bandyci? Istotnie! Banda nikczemnych z�odziejaszk�w i k�usownik�w, zaledwie kilku, jednak ju� byli gotowi poder�n�� ci gard�o i skra�� twoje buty. Zmykali jak szczury, kiedy nadjecha�am z my�liwymi! Ale prosz�! Wszystkie te oficjalne rozmowy i wyszukane grzeczno�ci s� tak nudne! I bez nich �ycie w Altbur Keep nie jest zbyt ciekawe. Musisz opowiedzie� mi o wszystkich fascynuj�cych rzeczach, kt�re dziej� si� w dalekim �wiecie, albo b�d� ziewa� ca�� noc! M�w mi o egzotycznych krainach, kt�re odwiedzi�e�. Rozp�d� moj� nud�, a pozostaniesz tutaj, a� Jasseartion i jego pot�ga p�jd� w zapomnienie. Pro�ba ta spodoba�a si� Kane'owi. Rola towarzysza przy obiedzie bardzo go bawi�a i by�a ciekawym do�wiadczeniem. Wiecz�r wype�niony anegdotami m�g� zaj�� na pewien czas pi�kn� dam�, troch� za bardzo zainteresowan� jego �yciem. Podczas gdy s�u��ce Naichoryss wnosi�y coraz to nowe przysmaki, dziwna pani Altbur Keep s�ucha�a opowie�ci Kane'a o starodawnych bitwach i intrygach. Historie te brzmia�y jak ba�nie. Wino pochodzi�o ze starych, dobrych piwnic. Kane z przyjemno�ci� wdycha� jego rzadki, delikatny aromat i z aprobat� patrzy� na us�uguj�ce dziewcz�ta nape�niaj�ce wci�� na nowo jego kielich. Trunek by� mocny i wkr�tce potem Kane poczu�, �e m�ci mu si� w g�owie. Zacz�� si� nawet zastanawia�, czy wino nie zawiera jakiego� narkotyku. Jego towarzyszka zdawa�a si� nie mie� takich problem�w, ale przez ca�y czas wypi�a niewiele. Kiedy s�u��ce uprz�tn�y st� i pozosta�o na nim tylko wino, Naichoryss wsta�a i poprowadzi�a go�cia w kierunku otwartego balkonu. Kane szed� za ni� po o�wietlonych ksi�ycem kamieniach. Porusza� si� jako� oci�ale - by� to skutek dzia�ania alkoholu, ale te� i magia jej pi�kno�ci. W milczeniu oparli si� o balustrad� i spojrzeli w dolin�, gdzie zimny blask ksi�yca malowa� ruiny wioski srebrem i czerni�. Delikatny wiatr porusza� jej d�ugie w�osy. Dziwny by� to wiatr, tak ch�odny letni� noc�! Ksi�yc o�wietla� jej ciemn� sukni�. W jego blasku bia�e cia�o Naichoryss wydawa�o si� prze�roczyste. Kane'a ogarn�o dziwne wzruszenie; czu�, �e stoj�ca obok niego kobieta rozpala w nim nami�tno��. Nigdy jeszcze nie spotka� osoby tak pi�knej, tak fascynuj�cej. - Zimno? - Tak. Tak, zimno mi. Ale nie jest to ch��d nocy. Czuj� go du�o, du�o g��biej, wiem o tym... My�l�, �e pom�c mi m�g�by tylko... Bia�e ostre z�bki l�ni�y, o�wietlone nik�ym blaskiem ksi�yca. Twarz jej rozja�ni� zapraszaj�cy u�miech, a oczy nabra�y dziwnego, g�odnego wyrazu. - S�dz�, �e by� mo�e ty potrafi�by� wyp�dzi� ch��d z mojej duszy. Kane zbli�y� si�, chc�c j� obj��, lecz porusza� si� tak niezdarnie, �e ze �miechem wymkn�a si� z jego ramion. Oszo�omiony, wpatrywa� si� w ni� jak m�ody wiejski ch�opak, op�tany przez wytrawn� kurtyzan�. Delikatnie dotkn� palcami jej cia�a - by�o zimne jak l�d. - Nie tak gwa�townie, m�j grubosk�rny wojaku! - za�mia�a si�. Staraj si� zachowa� si�y! Ca�a wieczno�� nocy jest jeszcze przed nami, a ty zachowujesz si� jak rozbuhany nied�wied�! Kane walczy� ze sob�, z najwi�kszym wysi�kiem staraj�c si� opanowa� emocje. Jakich zakl�� u�y�a ta pi�kna istota, �e sta� si� tak grubia�ski i niecierpliwy?! Pragnienie posiadania jej by�o tak pot�ne, �e na nic zda�y si� jego pr�by zachowania g�adkich, wyszukanych manier. Naichoryss wzi�a do r�ki instrument przypominaj�cy lir� i wydoby�a ze� kilka d�wi�k�w. - Staraj si� zachowa� si�y - powt�rzy�a ochryp�ym g�osem. - B�d� got�w na d�ug� noc. Czy mog� za�piewa� dla ciebie, Kane? Czy m�g�by� jeszcze na kilka chwil powstrzyma� sw� energi�? Jego r�ka dr�a�a, kiedy podnosi� do ust kielich wina i cho� nie odwa�y� si� tego wypowiedzie�, czu� rosn�ce po��danie, tak pot�ne, �e a� widoczne... Naichoryss by�a zamy�lona; delikatnie poci�gn�a palcami po strunach liry. Kane czu� jednak, �e ta niedba�a poza by�a udawana. Jak kat, kt�ry igra ze sw� ofiar�, a przy tym stara si� okaza� jej zupe�ny brak zainteresowania - pomy�la�. Zabrzmia�y d�wi�ki liry i Naichoryss zanuci�a cicho, jakby zapomnia�a o jego obecno�ci. A potem rozpocz�a pie�� o s�owach utkanych z tego wszystkiego, co otacza�o: z blasku ksi�yca, ch�odu, samotno�ci, nocy: Chod� do mnie kochany, tej nocy b�d�my razem, Sta� przy mnie w zimnym, jasnym blasku ksi�yca, Chc�, by� na kamiennym o�tarzu mojej �wi�tyni z�o�y� sw� dusz� Dotknij mej d�oni, kochany, mego cia�a zimnego jak l�d - Moje piersi niech b�d� dla ciebie poduszk� mi�kk� jak �nieg. Pie�� moje usta, kochany, owionie ci� mro�ne tchnienie - Sp�jrz g��boko w me oczy, kryj�ce mocny ch��d. Potem pozw�l, bym wzi�a ci� w zimne obj�cia, I powiod�a w �wiat poza wszelkim b�lem; Zaufaj moim poca�unkom, one naucz� ci�, �e najczystszym wyrazem mi�o�ci Jest �mier� i tylko �mier�. Omdlewaj�cym ruchem Naichoryss odsun�a lir� i opar�a si� wygodnie. Kane wpatrywa� si� w ni� z najwy�szym zachwytem. - Hej, czemu milczysz, Kane? Mam nadziej�, �e moja pie�� nie uko�ysa�a ci� do snu. Przemkn�a obok niego i z blasku ksi�yca wesz�a w cie� swojej sypialni. Kane pod��y� za ni�; dzikie po��danie sprawi�o, �e jego cia�o i umys� by�y w najwy�szym napi�ciu. - Naichoryss - wyszepta� ochryp�ym g�osem. Lecz ona gestem d�oni nakaza�a mu milczenie. Sta�a zwr�cona twarz� ku niemu, tu� ko�o �o�a, w ciemno�ci l�ni�y ciemne, spragnione jego cia�a oczy. Sta�a teraz przed nim naga, a przenikaj�ca przez drzwi smuga �wiat�a obrysowa�a jej pi�kne cia�o, czyni�c je nieomal czarodziejskim. - Czy pragniesz mnie, Kane? - zapyta�a, a w g�osie jej nie by�o ju� nuty �miechu. - Wiesz, �e tak jest! - odpar� Kane, �wiadomy, jak niepotrzebne by�y to s�owa. - A czy jeste� got�w odda� mi si� ca�y, dusz� i cia�em, na wszystkie noce wieczno�ci? Kane zaczyna� ju� rozumie�, �e szykuje sobie zgub�, nie m�g� jednak cofn�� swej odpowiedzi. - Daj� ci ca�ego siebie. B�ysk dzikiego triumfu przemkn�� przez jej twarz. Wyci�gn�a ku niemu r�ce i zawo�a�a z rado�ci�: - Wi�c chod�, chod� do mnie! Kane obj�� j� mocnym u�ciskiem i ukry� jej gi�tkie cia�o za sw� pot�n� sylwetk�. Pocz�� ca�owa� j� d�ugo, g��boko, czuj�c na swych rozpalonych wargach jej usta, wci�� dziwnie ch�odne. Nagle poczu� tak�e - a mo�e to by�o z�udzenie - uk�ucie jej ostrych z�bk�w, tak jakby ugryz�a go w usta. Z zaskakuj�c� si�� zerwa�a z niego koszul�, ods�aniaj�c nagi tors. Oszo�omiony jej poca�unkami przygl�da� si�, jak Naichoryss osuwa si� na przykrywaj�c� �o�e futrzan� narzut�. Gor�czkowo zrzuca� z siebie reszt� ubrania. Mimo po�piechu, zauwa�y� na piersi czerwone pr�gi - �lady jej d�ugich, drapie�nych paznokci. Ksi�yc rzuca� blask na jej z�owrogo u�miechni�t� twarz i wydobywa� z ciemno�ci bia�e, ostre k�y. Kane nie zauwa�y� jednak tego. Poczu�, jak Naichoryss obejmuje go ch�odnymi ramionami i przyci�ga ku sobie. W chwil� potem cia�a ich splot�y si� w u�cisku czarnej ekstazy. Przenikaj�ce go fale rozkoszy wprawia�y jego cia�o w dr�enie; czu�, �e pogr��a si� wiruj�c mi�dzy ogniem a lodem, mi�dzy rozkosz� a oderwaniem. Jej pr꿹ce si� na nim cia�o, jej poca�unki przerywane, gdy lodowatymi ustami pie�ci�a jego tors, wprawia�y go w omdlenie. Kiedy w ko�cu wbi�a mu k�y w jego gard�o, poczu�, jakby zerwane z uwi�zi ognie poch�on�y jego wn�trze. V OTCH�A� MIRA�U Czas utraci� dla niego jakiekolwiek znacznie. By�o to tak, jakby ca�e istnienie sta�o si� jedn�, bezkresn� noc�. Kane nie widzia� ju� s�o�ca, cho� nie m�g� powiedzie�, czy dlatego, �e przez ca�e dnie le�a� nieprzytomny, czy te� czas stan�� w miejscu. Rzeczywisto�ci� by�y jedynie noce sp�dzone z Naichoryss, lecz Kane nie pami�ta� nawet, ile razy mroczny u�cisk ��czy� ich cia�a. Budzi� si�. Na zewn�trz by�o wci�� ciemno. Czasami czu� si� wystarczaj�co silny, aby przespacerowa� si� po pokojach Naichoryss. Kiedy indziej by� tak bardzo s�aby, �e potrafi� jedynie przesun�� si� z wysi�kiem ku kraw�dzi �o�a, gdzie na niewielkim stoliku przygotowano dla niego skromny, z�o�ony z wina i mi�sa posi�ek. Nie widywa� ju� pa�acowej s�u�by, lecz i nie szuka� jej, nie opuszczaj�c apartament�w kochanki. Nie przychodzi�o mu do g�owy, �eby sprawdzi�, czy drzwi jej pokoi by�y zamkni�te na klucz; w jego umy�le nie pojawi�a si� �adna my�l o ucieczce. Spogl�daj�c na swe odbicie w lustrze widzia� chud�, wyn�dznia�� twarz jednak nie wzbudza�o to jeszcze jego niepokoju. Bez zainteresowania przygl�da� si� dw�m ranom, kt�re znaczy�y jego bia�� szyj� brudn�, czerwon� opuchlizn�. Jedyn� rzecz�, kt�ra wywo�a�a w nim wzruszenie, by�o oczekiwanie na rozpocz�cie dziwnego misterium sekretnych przyjemno�ci, kt�rych przez wieki by� pozbawiony. By�o to tak, jakby po niesko�czonym okresie beznadziejnej t�sknoty, spe�ni� si� mia�y wszystkie jego pragnienia, aby by� wolnym i wyruszy� w upragnion� od wiek�w podr�. Majacz�c, Kane czeka� tylko; jego cia�o i dusza by�y za s�abe, aby zaj�c si� czymkolwiek. Czeka� na �mier�. Przychodzi�a do niego zawsze. Czasami przez drzwi, lub te� zdawa�o si�, �e ju� by�a w sypialni, w kt�rej le�a�. Zawsze z tym samym szyderczym zainteresowaniem Naichoryss komentowa�a jego s�abo��, nalegaj�c by co� zjad�, jakby dobry posi�ek m�g� przezwyci�y� jego znu�enie. Zawsze Kane czyni� wysi�ki, aby zadowoli� w�adczyni� Altbur Keep, czerpi�c brakuj�ce si�y z ukrytych gdzie� w nim zapas�w. Zazwyczaj rozmawiali lub Naichoryss �piewa�a co�. Za ka�dym razem jednak ko�czy�o si� w ten sam spos�b - zaczynali si� kocha�. I kiedy ju� Kane le�a� s�aby, wyczerpany a� do omdlenia, po raz kolejny poznawa� b�l, jaki zadawa�o mu gwa�towne po��danie. Po raz kolejny zanurza� si� w ciemno��. Czasami Naichoryss m�wi�a mu nieco o sobie lub o tym, co chce z nim robi�. Ona, kobieta-wampir czyni�a to, gdy� by�a pewna swej ofiary. Wiedzia�a te�, �e Kane utraci� moc i nawet znajomo�� tego, co go czeka nie przywr�ci mu si�. Nie wyrwie si� spod jej uroku! Opowiada�a mu, jak dwa wieki temu, w wielkiej wojnie domowej tamtych czas�w upad�o Altbur Keep. Zwyci�zcy wymordowali w�wczas wszystkich mieszka�c�w wioski i zamku. Tylko ona pozosta�a przy �yciu, musia�a jednak znosi� po��dliwo�� lubie�nych �o�dak�w, kt�rzy gwa�cili j� na tym samym �o�u, na kt�rym le�a� teraz Kane. Ros�a w niej gwa�towna nienawi��, a kiedy pewnego dnia walczy�a o �ycie z usi�uj�cym j� udusi� �o�nierzem, uczucie to przepe�ni�o j� ca��. Sta�o si� tak silne, �e nie mog�o ju� znikn�� bez �ladu. W ten oto spos�b pani upad�ego kr�lestwa pocz�a czerpa� si�y z przekl�tej, nigdy nie zaspokojonej zemsty, pozostawiaj�c za sob� tysi�ce zabitych. Tak zyska� moc, kt�ra by�a silniejsza ni� sama �mier�. Nocami w��czy�a si� po spustoszonej krainie, a nadchodz�cy �wit znaczy� jej diabelsk� zemst� szlakiem pokrwawionych cia�. Sia�a bezlitosny terror - i by� mo�e to w�a�nie wygna�o ludzi z jej ziemi, za� Naichoryss pozosta�a w�adczyni� nawiedzanych przez widma �mierci ruin. Min�o wiele lat. Potomkowie tych, na kt�rych szuka�a zemsty, postarzeli si� i umarli. Sama wojna sta�a si� odleg�ym fragmentem historii i nawet uczniom w szko�ach miesza�y si� jej kolejne wydarzenia. Nosz�ce �lady wiek�w mury Altbur Keep poros�y mchem. Wi�kszo�� duch�w - po�eraczy cia� przenios�a si� tutaj, na ziemie bardziej dla nich �askawe. Naichoryss pozosta�a w zapomnianych ruinach swego kr�lestwa; polowa�a g��wnie na zwierzyn� le�n�, rzadko bowiem zdarza�o si� by jaki� cz�owiek nie�wiadomie zapuszcza� si� a� tutaj. To by�a samotno��. Tylko nie�miertelny pozbawiony ostatecznego wytchnienia w grobie - mo�e pozna� jej ogrom. Naichoryss wiedzia�a od razu, co powinna czyni�, gdy rozp�dzi�a zgromadzone w wiosce duchy i znalaz�a Kane'a. Zabrawszy go do zamku postanowi�a wydoby� Altbur Keep z kurzu minionych wiek�w i przywr�ci� mu dawn� chwa��. Podczas gdy Kane odzyskiwa� si�y, poczyni�a wiele stara�, aby ukaza� mu bogactwo fortecy - i z�apa� go w sid�a swego czaru. I kiedy uzna�a, �e w pe�ni wr�ci� do zdrowia, ofiarowa�a mu swe cia�o, by m�c czerpa� si�y z jego niespo�ytej energii i �ywi� si� ni�. Lecz nie �mier� by�a przeznaczeniem Kane'a - to Naichoryss wyra�nie mu obieca�a. Jej zamiarem by�o, by sta� si� wiecznym towarzyszem, razem z ni� w�druj�cym drogami nie�miertelnego kr�lestwa cieni. Powoli, powoli wypija�a z niego �ycie, ostro�nie przygotowuj�c Kane'a do przej�cia przez �mier� do krainy nocy szlakiem, kt�ry ona - nocna posta� - przesz�a ju� dawno. Pragn�a, by mogli w�ada� tym odludziem, zamieszka�ym jedynie przez duchy. S�dzi�a, �e podzieli z nim ciemne, niewyobra�alne rozkosze nie�miertelno�ci. Pewnej nocy Kane obudzi� si� zbyt s�aby, by wsta�. Le�a� na �o�u z trudem �api�c oddech, jego blade, zapadni�te cia�o czeka�o, by Naichoryss przysz�a znowu. Ogromna rado�� pojawi�a si� w jej oczach, kiedy zobaczy�a go ostatniej nocy. - Nareszcie! - zawo�a�a jak panna m�oda, kt�ra w ko�cu doczeka�a si� swej nocy po�lubnej. - Zaczyna�am ju� wierzy�, �e nie mo�na ugasi� w tobie iskry �ycia. W jej g�osie brzmia�a czu�o��, kiedy powiedzia�a: - Ta noc b�dzie ostatni�, podczas kt�rej zadam ci b�l, Kane, ukochany m�j. Tylko ten ostatni raz. Musisz pozna� cierpienie umierania. Nie popadniesz w wieczny sen, lecz w s�odk�, �mierteln� drzemk� bez sn�w. I kiedy w ko�cu zmartwychwstaniesz, b�dziemy mogli by� naprawd� razem! Ty i ja, Kane - razem na ca�� wieczno��! Kiedy pochyli�a si� nad nim, na twarzy Kane'a pojawi� si� t�skny u�miech. S�abym g�osem stara� si� co� powiedzie�, lecz zamkn�a mu usta, poca�unkiem nakazuj�c milczenie. Jej wargi pali�y go coraz g��biej. Czu�, jakby ig�y lodu wbija�y si� w ka�dy nerw jego cia�a. Nieziemski ch��d wype�ni� jego dusz�, przynosz�c mu dziwny spok�j. Ciemno�� wype�ni�a si� kosmiczn� pustk�, kt�ra zbli�a�a si�, poch�aniaj�c go ca�ego. Agonia i ekstaza przyt�acza�y go, dwie skrajno�ci, kt�re rozrywa�y jego istnienie, to zn�w stapia�y je w jedn� ca�o��. Twarz Kane'a ton�a w jej czarnych, spl�tanych w�osach. Czu� na swej piersi ci�ar zimnego cia�a, traci� oddech. Nienasycone usta wysysa�y z niego ostatnie tchnienie �ycia. Kane zapada� si�... VI POWR�T Czer�. Kane p�yn�� bez ko�ca przez wieczn�, wszechobecn� ciemno��. Nie by� to jedynie brak blasku �wiat�a - ale nieistnienie wszystkiego: przedmiot�w, energii, czasu. �eglowa� w kosmicznej otch�ani mi�dzy �yciem a �mierci�. Tajemnicze nici delikatnej sieci w dziwny spos�b rozwija�y si� w ciemno�ci, chroni�c go przed upadkiem w niesko�czon� pustk�. �ycie czyni�o ostatnie pr�by, aby zatrzyma� Kane'a, ��daj�c od niego zachowania cho�by najbardziej pierwotnych instynkt�w. Min�y wieki, Kane wydosta� si� z ciemno�ci matczynego �ona; ruchliwa, czerwona istota, kt�rej pierwszym aktem �ycia by� krzyk, by zaczerpn�� oddechu. Teraz te same instynkty nakazywa�y mu odpu�ci� kosmiczny mrok. Kane westchn�� i otworzy� oczy. Otacza�y go ci�kie, kamienne mury. Pocz�tkowo wzrok jego napotka� jedynie czarn� pustk�. Powietrze w jego p�ucach pe�ne by�o st�ch�ego, wiekowego kurzu. Pe�en strachu i b�lu krzykn�� g�o�no, ruchami r�k i n�g stara� si� za wszelk� cen� odepchn�� �cian� napieraj�c� na� z g�ry. Ogarn�a go �lepa panika. Przez chwil� zdawa�o si�, �e jest zbyt s�aby, �eby si� uwolni�, lecz p�niej instynkt �ycia uwolni� si�y, kt�re tkwi�y w nim u�pione jeszcze przed narodzeniem. Teraz ta nowa moc wspar�a jego znu�one cia�o. Pod silnym naporem mi�ni Kane'a �ciana drgn�a. Run�a z hukiem, otwieraj�c wyj�cie. Mamrocz�c co� szeptem, wyprostowa� si� i g��boko wci�gn�� w p�uca zimne powietrze grobowca. Wci�� jeszcze pozostawa� w ciemnym lochu, oddychaj�c powoli. W miar�, jak �ycie strumieniami wp�ywa�o w jego dr��ce cia�o, umys� zacz�� zn�w funkcjonowa� jasno, racjonalnie - uwolniony z okow�w, w kt�rych tak d�ugo by� uwi�ziony. Powoli zaczyna� rozr�nia� kszta�ty w ciemno�ci grobowca; po czerni, kt�ra niemal go poch�on�a, przychodzi�a jasno��. Kane pomy�la�, �e musi znajdowa� si� w rodzinnej krypcie w�adc�w Altbur Keep, gdzie� w podziemiach zamku. W mroku dostrzeg� zarysy kamiennych trumien, niekt�re ukryte by�y w g��bokich niszach, inne - podobnie jak jego - sta�y na podwy�szeniach. Z wysi�kiem wydosta� si� ze swego sarkofagu i stan�� na pod�odze. Id�c przez pokryte kurzem podziemia, przygl�da� si� mijanym grobowcom i zastanawia� si�, jaki te� spotka� dawnych mieszka�c�w zamku. Stopy jego odnalaz�y prowadz�ce w g�r� schody. Wszed� na nie, kieruj�c si� nik�ymi promieniami s�o�ca, kt�re w�sk� smug� przenika�y przez drzwi krypty. Kane doszed� do drzwi, zapar� si� ramieniem i mocno je pchn��. Ust�pi�y niech�tnie, z g�o�nym zgrzytem ods�aniaj�c wyj�cie. Kane'owi zakr�ci�o si� w g�owie, gdy opuszcza� lochy. Korytarz, w kt�rym si� teraz znalaz�, by� zawalony gruzem. P�ne, popo�udniowe s�o�ce ciep�ymi promieniami prze�wieca�o przez mocno ju� zniszczony dach, gdzie� przy ko�cu tego d�ugiego pomieszczenia. Rozczarowany i pe�en b�lu, wl�k� si� wzd�u� �cian do przeciwleg�ych drzwi, za kt�rymi spodziewa� si� ujrze� dalsze pokoje. Nie znalaz� jednak nic pr�cz ruin. Altbur Keep by�o ogromn�, opustosza�� stert� gruzu. Kane szed� przez pogr��one w milczeniu resztki sal i pokoi, napotykaj�c pustk�. Nie by�o s�u�by; mieszka�y tu teraz tylko nietoperze i stare szczury o m�drych oczach, na jego widok kryj�ce si� w�r�d kamieni. �ciany fortecy nie by�y tak bardzo zniszczone, za to dach zawali� si� w wielu miejscach, zostawiaj�c wielkie, postrz�pione dziury. Strzaskane bramy i osmalone ogniem �ciany twierdzy opowiada�y Kane'owi o jej upadku. Wiele kosztownych mebli rozgrabiono, lecz pozosta�y jeszcze kawa�ki nadgni�ych tkanin i zbutwia�ego drewna - resztki dawnej wielko�ci i s�awy Altbur Keep. Jego w�asne ubranie te� pochodzi�o z tych czas�w; nosi�o �lady wielu bitew i lat sp�dzonych w sarkofagu. Nagle Kane spostrzeg� co� b�yszcz�cego. Podszed� bli�ej i z rado�ci� odkry�, �e jest to jego bro�. Z zaci�tym wyrazem twarzy przypasa� miecz, przypi�� pugina� i tak uzbrojony ruszy� w kierunku miejsca, gdzie znajdowa�y si� niegdy� pokoje Naichoryss. Cz�sto przystawa�, by nabra� si�. Cia�em jego wstrz�sn�y dreszcze; wszystkimi cz�onkami walczy� z ogarniaj�c� go s�abo�ci�. Jednak�e Kane czu� si� teraz znacznie silniejszy, ni� by� wtedy, gdy poch�ania� go czar Naichoryss. Wyzwolony spod jej uroku, lekcewa�y� s�abo�� i zm�czenie, i zmusza� swe um�czone cia�o do ruchu. S�o�ce zachodzi�o ju�, kiedy dotar� do apartament�w. Naichoryss. Tutaj tak�e wszystko tchn�o staro�ci� i upadkiem. Nie by�o tu jednak ani ruin, ani gruz�w na pod�odze; zdawa�o si�, �e kto� pr�bowa� uprz�tn�� pozostawiony przez z�odziei nie�ad, by wn�trzom tym przywr�ci� pozory minionego blasku. Ze �cian zwisa�y resztki dawnych tkanin, pod�ogi pokryte by�y zniszczonymi dywanami, meble sta�y we w�a�ciwych miejscach, wazony i drobne kobiece b�yskotki le�a�y rozrzucone po wszystkich k�tach. Wszystko skrywa�a gruba warstwa kurzu. Pokoje czyni�y wra�enie, jakby pieszczotliwa r�ka starannie przygotowa�a je na wieczny odpoczynek. Cienie zmierzchu wkrada�y si� do wn�trza. Kane przygl�da� si� uwa�nie znanym meblom, lecz wzrok jego nie napotka� nigdzie �adnego �ladu �ycia. Prawie nic si� tu nie zmieni�o, mimo niszcz�cego dzia�ania czasu, mo�e tylko brakowa�o w tym obrazie paru drobiazg�w, kt�re Kane zapami�ta� z dawnych dni. �o�e Naichoryss sta�o ci�gle w tym samym miejscu, lecz przewidywania Kane'a nie sprawdzi�y si� - nie znalaz� swej pi�knej, demonicznej kochanki. Z pewno�ci� od dawna nie sp�dza�a tu nocy, bowiem kurz pokrywaj�cy �o�e by� nienaruszony. Popad� w zak�opotanie. Powinien by� przypuszcza�, �e kobieta wampir wybra�a sobie inne miejsce odpoczynku, by schroni� si� przed �wiat�em dnia. To by� powa�ny b��d. Kane chcia� raz jeszcze stan�� twarz� w twarz z Naichoryss - teraz jako zwyci�zca. Wiedzia�, �e ma nad ni� przewag�. Kane wyszed� na balkon i s