15583
Szczegóły |
Tytuł |
15583 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15583 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15583 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15583 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BOGUSŁAW
KACZYŃSKI
Wielka sława fo żarf
A
BOGUSŁAW
KACZYŃSKI
Wielka sława (o żart
POLSKA OFICYNA WYDAWNICZA „BGW
Projekt okładki, stron tytułowych i wkładek zdjęciowych Zbigniew Celiński
Zdjęcia na okładkę Ireneusz Sobieszczuk
Autorzy zdjęć
Piotr Barącz (35) Ryszard Cieliński (27) Stefania Ciesielska (73) Jan Dobrowolsk Wojciech Guzikowski (76) Tamara Hed (56, 57, 67) Andrzej Jankowski (22) Grzt Karłowski (10,15,16, 20,24, 26,36, 42, 44, 47, 48) Tomasz Kostuch (6) Romuald K (28) Zbigniew Laskowski (31, 33, 43) Igor Malec (38) Bronisław Machnikowski Zofia Nasierowska (18) RyszardS. Pietrzak (29) Jerzy Paszkowski (37) Jolanta Szt (21) Jerzy Sierakowski (68, 84) Cyryl Stachowiak (55) Mirosław Stankiewicz Ireneusz Sobieszczuk (53, 59, 77, 83) Halina Syroka (62) Stanisław Śmierciak Jarosław Taran (19) Helia Wolff-Seybold (17) Vladislav Vanak (13) Jarosław Zaręb, 27, 30, 31, 33, 34, 39, 41, 43, 45, 46, 51, 61, 71, 72, 74) Adam Zborski (5, 7) Chwal Zieliński (23) Romuald Zielazek fj^fc^, 14) Jerzy Żak (50) Karol Żurawski (65 Ryszard Żuczkiewicz (75)
Redakcja
Wiesława Dąbrowska
Larysa Misiak
Korekta Anna Demko
© Copyright by Bogusław Kaczyński, Warszawa 1992 © Copyright by Polska Oficyna Wydawnicza „BGW"
n
WYPOŻYCZALNIA Nrii: Nr i»w.
Wydanie I
Polska Oficyna Wydawnicza „BGW"
Warszawa 1992 r.
Skład
Pracownia Fotoskładu „Format", Warszawa, ul. Rębkowska 1/42
Druk
Olsztyńskie Zakłady Graficzne, Olsztyn, ul. Towarowa 2
ISBN 83-7066-452-0
hbrowolski (8) i (22) Grzegorz Romuald Królak hnikowski (66) Jolanta Szacillo ankiewicz (32) Śmierciak (40) sław Zaręba (25 , 7) Chwalisław 'awski (65, 70)
n
Wszystkim łaskawym i niełaskawym na moje pięćdziesięciolecie
Dar Bogusława
„Zdradzona przyjaźń nie była przyjaźnią! Prawdziwa - nie zdradza nigdy!" Te słowa Marii Kasprowiczowej przywołaliśmy stanąwszy przed jej rusałczanym portretem. Bogusław Kaczyński powracał na Harendę.
Nie było już Marii - Marusi, tatrzańskiej legendy. Żyła jej ociemniała siostra, staruszka. Ją to odwiedzał cierpliwie będący u szczytu popularności Kaczyński, z nią wiódł dysputy o premierach operowych Petersburga z początku naszego stulecia, jakby sam był jednym z honorowych gości oklaskujących Szalapina, znanego pani Niecie Bunin osobiście. Zapalała się w dyskusjach z Bogusławem. „Kiedy go słucham - mówiła
- widzę!"
Myślę, że otworzył oślepłe oczy i głuche uszy tysiącom ludzi. Ofiarował im radość obcowania z wielkością sztuki, która bez niego nie przy-szłaby do nich nigdy.
Harenda Kasprowiczowska za życia wdowy po autorze „Hymnów" była zakopiańskim domem nawiedzanym przez sławy i snobów. Ze śmiercią Marusi - odeszli. Wykruszyli się. Bogusław Kaczyński pozostał. Prawdziwa przyjaźń nie zdradza.
Jakim go znacie? W muszce, smokingu, opowiadającego o rewelacjach, gwiazdach, primadonnach. Świat roztęczony, rozśpiewany, barwis-ty, wirujący...
„Symfonia w dolinie słońca". Taki tytuł nosi książka Bogusława
- kolorowa i promienna. Rzecz o wielkim triumfie polskiej nuty i batuty nad błękitami Jeziora Bodeńskiego. Witoldowi Lutosławskiemu, o którym opowiada ze czcią, zadaje pytanie: „Czy kocha Pan ludzi?" „Nigdy nie podchodzę do człowieka bez zaufania, bez nadziei - słyszy w odpowiedzi. - Spotykają mnie zawody i rozczarowania".
Gdybyśmy powtórzyli to pytanie pod adresem Bogusława - takąż otrzymalibyśmy odpowiedź. Wychodzi ku ludziom z pełnym zaufaniem i nadzieją.
Jaki jest? Utrwalił się wizerunek połyskliwego bogactwem wielosło-
7
wia narratora, wiodącego w królestwo superlatywu (jakże niektórych 1 irytuje, ale on woli przecenić, niż nie docenić!), żywej encyklopedii opei światowej, znawcy wprowadzającego w jej zaczarowany krąg oczarowj ne miliony telewidzów. Jakże potrafi mówić o swych umiłowanych sfc wach...
Pomnę posiady, których gościem była synowa autora Trylogii, jedn z dam ostatnich naszego kraju i czasów naszych, wielce już sędziwa pai Zuzanna Sienkiewiczowa z Oblęgorka. Kaczyński mówił jej o Wagnera Jej - ze świata rozlewnych dum Podola, piosneczek ojczystych „Bywj dziewczę zdrowe". „Chciałoby się pobiec z panem do Bayreuth w krą Pierścienia NibelungaF-1 - zawołała.
Wielki to dar - umieć mówić o swej miłości ku sztuce tak, by za płonęli nią inni. Bogusławowi dany jest ten płomień.
Zawsze się pieklę, że nie dba o utrwalanie godziwe swych opowieść: które rodzą się nagle, ex improviso, bawią, wzruszają, uczą - i giną!
Oto rozdanie pierwszych „Wiktorów". Potworny mróz. Przyjaciel brną ofiarnie przez śniegi ku pałacykowi w Łazienkach. Galę przerywaj; huki. To monstrualnie ciężkie podstawy dziwacznych figurynek, sym bolizujących telewizyjną sławę, walą się odrywając na lśniące posadzk siedziby króla Stanisława Augusta. Bóg łaskaw - nie na stopy laureatów Przedziera się z kamerą i złośliwym pytaniem Tomasz Raczek: „Co łącz; Kaczyńskiego z Mickiewiczem?" „Umiejętność Wielkiej Improwizacj i sympatia do gryki jak śnieg białej" - odpowiadam.
Improwizacja. Teatr Wielki w Łodzi. Warsztaty Operowe. Temat Niespodzianka! Od tygodni dyrektor Sławomir Pietras zaklina wtajem niczonych po Wańkowiczowsku: „Jeśli zdradzisz się słowem albo inszen znakiem - to zapłacisz mi głową lub czemkolwiek takiem!"
Podnosi się kurtyna. Na ascetycznie pustej scenie tylko jeden czło wiek - Bogusław Kaczyński. Przez widownię przelatuje westchnienie zamienia się w okrzyk. Okrzyk w owację.
A potem Bogusław mówi. Tym razem o sobie. Majstersztyk kon strukcji, arcydzieło interpretacji. Monodram wielkiego aktora pion wspaniałego pisarza. Salwy śmiechu. Łzy wzruszenia.
Trwa owacja, gdy pędzimy za kulisy, żądając od razu przegrania taśmy. „Jakiej? - dziwi się Kaczyński. - Nikt tego nie utrwalił. Scenariusz? Skądże! Do ostatniej chwili nie wiedziałem, o czym będę mówił".
Gryki. Drewniany domek w Serpelicach nad Bugiem wśród sosen wynajmowany na lato przez Rodziców. Mamą stojąca na ganeczki z tym jedynym, powitalnym, niezapomnianym uśmiechem - dobroci, radości, przygarniania wszystkich. Tata - pogoda, rzeczowość, życzliwość. Hania - siostra, goniąca smukłością sosny, fenomen matematycz-
8
; niektórych to
klopedii opery ny. Nasze wędrówki pospólne przez łany kwitnących gryk, białe i miod-
:rąg oczarowa- ne. Nasze gawędy o historii, muzyce, świecie i ludziach...
iłowanych sła- A potem już tylko fartuszek matki wiszący zawsze na tym samym miejscu. I mogiła na cmentarzu w Białej, na którą Tata będzie chodził
Trylogii, jedna każdego dnia. Aż i On zostanie tam na zawsze.
iż sędziwa pani Wicher czasu rozmiótł Kaczyńskiemu to, co stanowiło dlań jedną
ej o Wagnerze! z najwyższych wartości życia - gniazdo rodzinne.
ystych „Bywaj Z końca świata, z kręgu największych atrakcji Metropolitan czy La
lyreuth w krąg Scali potrafił się wyrwać, byle być na wilii w DOMU. Oddany, najlepszy syn.
ice tak, by za- U nas nie wypada mówić o ludziach dobrych i dobrze. To sentymentalizm. To egzaltacja. Ileż zyskałaby sylwetka Kaczyńskiego, gdybym
ych opowieści, mogła ukazać go w oparach alkoholu, frustracjach, stresach, dziwact-
czą - i giną! wach, awanturach i skandalach. Próżno ich szukać w dziejach naszej
óz. Przyjaciele przyjaźni, która święci właśnie swoje gody srebrne.
ralę przerywają „Wierny jak rzeka" - tak podpisał mi swoją „Dolinę słońca". Wierny
gurynek, sym- i lojalny. Tolerancyjny. Wybacza mi operową głuchotę i wyłącznie oj-
niące posadzki czyste gusta (jeno Moniuszko i Chopin).
opy laureatów. Najgodniejszym szacunku jest jego stosunek do ludzi starych. I tych
;zek: „Co łączy samotnych, ubogich. I tych ongi wielkich, którzy - gdyby nie on - odesz-
j Improwizacji liby nieuchronnie w cień zapomnienia. Toć żałosne strzępy ostały się po kreacjach tylu największych mistrzów sceny polskiej. Co ostałoby po
erowe. Temat? Wandzie Wermińskiej, Ewie Bandrowskiej-Turskiej, Barbarze Kostrze-
aklina wtajem- wskiej, gdyby nie Bogusław Kaczyński, który zatrzymał je w kadrze?
;m albo inszem Z wolna obumierająca legenda.
n!" Ma wrogów i ma niechętnych. Mógłby o swej karierze rzec Moniusz-
lkojedenczło- kowskimi słowy: „Wiele pociechy, alei krzywdy suto".
5 westchnienie, To prawda. Ale mógłby też przywołać Kościuszkowskie przesłanie: „Są klęski, w których drzemie ukryte zwycięstwo". Tym zwycięstwem
istersztyk kon- jest ludzka miłość, na którą sobie zasłużył. Owe stosy listów. Góry!
> aktora pióra Himalaje! Wszystkie stany, wszelkie generacje. „Jestem z Panem, bo Pan jak nasi ojcowie wypisał na swym sztandarze słowa: »Wierność i wy-
izu przegrania trwanie!«" - zawołała mu potomkini bohaterów „Nad Niemnem".
itrwalił. Scena- Zapytał Lutosławskiego: „Wielka kariera to także ogromne poświę-
i będę mówił", cenie. Niezliczona ilość wyrzeczeń". „Poświęcenie? - zadziwił się mistrz.
i wśród sosen, - Jakie poświęcenie? Wprost przeciwnie. Czuję się obdarowany i praca
ł na ganeczku jest moją wielką radością. Bez niej nie mógłbym żyć".
lem - dobroci, Tej radości, tego daru Bogusławowi Kaczyńskiemu nikt nie potrafi
zowość, życzli- odebrać.
:n matematycz-
Barbara Wachowicz
.
W ubiegłych tygodniach ukazało się z panem Bogusławem więcej wywiadów niż ze wszystkimi ministrami łącznie
„Przegląd Tygodniowy"
To prawda. Wywiady zamieszczane na łamach prasy krajowej i zagranicznej były różne: krótkie i długie, zabawne i ponure, mądre i głupie, zmyślone i prawdziwe, autoryzowane i wydrukowane - mimo wcześniejszych ustaleń - bez autorskiej akceptacji. Parę razy telewidzowie przysłali mi wycięte z gazety rozmowy, które zrodziły się w fantazji autorów pytań. Może właśnie dlatego, zachęcony do opowiedzenia zdarzeń, które przypadły na pierwsze półwiecze mego życia, wybrałem formę wywiadu. Tym razem jest on z całą pewnością prawdziwy i na dodatek przez jubilata autoryzowany.
Wyobraźmy sobie mój ulubiony - dziesiątki razy pokazywany w festiwalowych programach - Salon Narożny w Łańcucie, utrzymany w wytwornym stylu wiedeńskiej secesji: wspaniałe obrazy, parkietowa mozaika, malachitowe wazy, dziewiętnastowieczny fortepian, marmurowy kominek, fantazyjna kompozycja kwiatów. Na kanapach i w fotelach ustawionych wokół ogromnego, okrągłego stołu przykrytego bogato srebrem haftowaną serwetą zasiadają dziennikarze, którzy w minionych latach zwracali się do mnie - w imieniu swoich bardzo znanych i mniej znanych dzienników, tygodników, miesięczników - z prośbą o wywiad.
Oto panie: Elżbieta Banasiak, Grażyna Banaszkiewicz, Cecylia Błońska, Teresa Bochwic, Ewa Bratoś, Wiesława Czapińska, Barbara Dąbrowicz, Irena Falska, Hanna Galska, Stanisława Grażyńska, Krystyna Gucewicz, Barbara Hirsz, Barbara Kanold, Małgorzata Karbo-wiak, Ewa Konopka, Monika Kubik, Bogusława Machowska, Elżbieta Mamrowicz, Majka Markiewicz, Anna Matałowska, Małgorzata Mokrzycka, Danuta Mystkowska, Anita Nowak, Wanda Obniska, Danuta Olejniczak, Olga Pacewicz, Ewa Pankiewicz, Halina Przedborska, Krystyna Pytlakowska, Ewa Solińska, Elżbieta Stępkowska, Marta Sztokfisz, Katarzyna Szulganiuk, Anna Szyc, Maria Tygielska, Wiesława
0
Uczkiewicz, Jadwiga Witkowska, Grażyna Wróblewska, Bożena Zagó ska.
I panowie: Jan Berski, Zdzisław Beryt, Andrzej Cynkar, Marę Jobda, Tomasz Kalita, Krzysztof Karulak, Jan Kochańczyk, Andrz Kołodziejski, Tomasz Kowalik, Jerzy W. Mościbrodzki, Piotr Nędzyi ski, Andrzej Piątek, Zbigniew Rykowski, Janusz Świąder, Krzyszt< Tadej, Łukasz Wyrzykowski, Marek Zaradniak.
W tym znakomitym i sympatycznym gronie prowadzić będziem wielogodzinną rozmowę o radościach i smutkach, o blaskach i cieniąc! o sukcesach i porażkach. O życiu i karierze.
Bogusław Kaczyńs)
Warszawa, 21 sierpnia 1992 roku.
iożena Zagór-
ynkar, Marek czyk, Andrzej Piotr Nędzyń-ler, Krzysztof
dzić będziemy ach i cieniach,
Dola idola
W Kaczyński
- Trzy „Wiktory" dla Kaczyńskiego! Trzy „Złote Ekrany" - dla Kaczyńskiego! „Nagroda Neapolitańska" za propagowanie najszczytniejszych wartości kultury polskiej na świecie - dla Kaczyńskiego! Tytył „Mężczyzna Roku" - dla Kaczyńskiego! Tytuł „Pisarz Roku" - dla Kaczyńskiego! Kwiaty, owacje, przez ćwierć wieku niezmienna miłość wielomilionowej widowni - to też dla Kaczyńskiego. Czy pan wie, co się telewidzom najbardziej w panu podoba?
- Może powaga, z jaką traktuję swoje muzyczne posłannictwo, może szczerość wypowiedzi, bezkompromisowość, upór w dążeniu do celu, spontaniczność, zdolność do improwizacji, elegancki ubiór, szacunek okazywany widowni... Może także to, że nigdy nie czytam z kartki, nie zacinam się i nie tracę głowy przed kamerą.
- Czasem jest pan także krytykowany. Jak przyjmuje pan niepochlebne opinie?
- Kiedyś, w początkach mojej działalności, jedna uszczypliwa uwaga, jedna zła recenzja powodowały, że nie spałem przez trzy noce. Dziś staram się odnosić do wszelkiej krytyki z dystansem. Po przeczytaniu jakiejś niesympatycznej opinii głośno recytuję - przy okazji ćwicząc dykcję - króciutki, lecz jakże mądry tekścik: „Jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził" i wracam do przerwanej pracy.' A kiedy jest mi nadal smutno, powtarzam za gwiazdami Hollywoodu: „Niech piszą, co chcą, byle w tytule nie przekręcili nazwiska". To wszystko.
Mira Zimińska
Jesteś wspaniały! Nie dziwię się, że masz aż tylu wrogów. Bądź dla nich . wyrozumiały i pomyśl, co byś ty zrobił na ich miejscu?!
- Dlaczego tak bardzo nie lubi pana Jerzy Waldorff?
- Sam chciałbym to wiedzieć. Przez trzydzieści lat naszej raz bliżs raz dalszej znajomości był zawsze serdeczny i wielokrotnie nagra< moją pracę pochwałami, które bardzo ceniłem. Nagle coś się zmier A szkoda.
- Jaki jest właściwie pana zawód?
- Trudne pytanie. Za każdym razem, kiedy wypełniam kwestio riusze, głowię się, co napisać. Jestem absolwentem Akademii Muzyc2 w Warszawie - teoretykiem muzyki i pianistą - także literatem, dyr torem festiwali, twórcą programów radiowych i telewizyjnych, prez terem. Niektórzy twierdzą, że również aktorem. Ale tak naprav ostatnie dziesięciolecia swego życia poświęciłem upowszechnianiu k tury. I to jest chyba mój zawód.
- Popularyzacja muzyki to piękna rzecz.
- Ale wielce niepopularna, traktowana po macoszemu przez lu odpowiedzialnych za kulturalną edukację naszego społeczeństwa. J< tak dalej pójdzie, zostawimy po sobie cywilizacyjną pustynię zamie kaną przez jakieś dziwne twory, przysposobione wyłącznie do spra nego rachowania zysków, strat i giełdowych spekulacji, przeżywaj* ekstazę na widok sterty pieniędzy i rosnących z dnia na dzień kc bankowych.
Wanda Wermińska
Postać i osobowość Bogusława Kaczyńskiego to epokowe wydarzenie w dziedzinie propagowania sztuki rodzimej oraz światowej. Mówi prosto, językiem zrozumiałym dla szerokich mas, językiem czysto polskim, językiem naszych wieszczów. Są ludzie, którzy próbują iść tą samą co on drogą, lecz wypowiedzi ich nie są tak płynne, nie udaje im się nawiązać tak jak jemu natychmiastowego kontaktu z publicznością.
Rozmawiam z wieloma ludźmi - wszyscy go lubią i cenią, od salowej i lekarza do robotnika, od młodzieży akademickiej do profesorów. Kochamy Bogusia za jego kulturę osobistą, wiedzę, zawsze wytworną postawę na estradzie i wybitną subtelność.
On jeden podał mi rękę, kiedy zostałam wyrzucona z Opery Warszawskiej i odstawiona na boczny tor. Boguś wyciągnął Wermińska z lamusa i znów pokazał światu. Na nowo żyję! Z głębi serca dziękuję Ci, Bogusiu!
Warszawa, l sierpnia 1987 roku
14
- Tym, co pan robi, można obdzielić kilku ludzi.
szej raz bliższej, - Owszem, jeżeli nie byliby leniwi i wzięli to wszystko na swoje barki, 3tnie nagradzał bo to ogromny ciężar i wielka odpowiedzialność. Moja praca wymaga oś się zmieniło, absolutnego poświęcenia. Bez reszty i do końca.
- Nie żałuje pan rozstania z fortepianem?
- Czasami tęsknię do tej cudownej muzyki, która „wychodziła" spod iam kwestiona- moich palców. Może jeszcze kiedyś wrócę do grania. Ale pianista ;mii Muzycznej skazany jest na samotne życie, sam wyjeżdża na tournee, niosąc walizkę teratem, dyrek- z frakiem i lakierkami. Mnie od dziecka fascynował teatr, życie w społe-yjnych, prezen- czności kolorowych ludzi.
tak naprawdę :echnianiu kul- ~ Czyu' najlepiej czułby się pan w cyrku.
- Proszę się nie uśmiechać. Cyrk jest idealnym modelem sztuki zespołowej, przykładem harmonijnego współżycia gromadki ludzi, którzy go tworzą.
nu przez ludzi czeństwa. Jeśli ;tynię zamieszanie do spraw-, przeżywające na dzień kont
- Im więcej ludzi wokół, tym więcej wrogów.
- Dawno temu, pocieszając mnie po jakiejś prasowej napaści, Beata Artemska powiedziała: „Pamiętaj, miarą twoich sukcesów będzie liczba twoich wrogów". Jeśli teoria królowej naszej operetki jest prawdziwa, to bez zakłopotania mogę stwierdzić, że moja kariera jest ogromna.
e wydarzenie Mówi prosto, lim, językiem <n drogą, lecz tak jak jemu
h od salowej
iw. Kochamy
postawę na
V Warszawską z lamusa "i, Bogusiu!
pnia 1987 roku
Janusz Atlas
Nie masz w kraju liczniejszej mafii wiernych wyznawców tego umuzykalnionego szatana w prześlicznej powłoce! Kaczyńskiego uwielbiają miliony posłusznych telewidzów, punktualnie opłacających miesięczny abonament. Za wszystko: za urodę, wdzięk...
„Świętoszek" „Szpilki", styczeń 1988 roku
J
- Czy ma pan receptę na nieustającą satysfakcję zawodową? Receptę na
sukces?
- Jest tylko jedna recepta: pracować bez wytchnienia i mieć mocne nerwy, bo zawiść ludzka nie zna granic. Najcenniejszym pancerzem dla człowieka jest wspomnienie szczęśliwego dzieciństwa, domu rodzinnego. To jest znakomite lekarstwo na wszystkie przeciwności losu.
15
Giuseppe di Stefano
Jest wielkim znawcą opery i wokalistyki, a także rzutkim, fantastycznie sprawnym menedżerem. Ma w sobie jakiś magnetyzm, który sprawia, że wszyscy go kochają i w związku z tym niczego mu nie odmawiają. Takich ludzi jak Bogusław Kaczyński przez cale życie spotkałem na świecie dwóch, no - może trzech.
Fragment rozmowy z Anną Lisiecką „Cztery pory roku", wrzesień 1988 rok
- Pańską karierę można w jakimś sensie porównać z karierą „chłop z Sosnowca", pana zaś określić mianem „chłopca z Białej Podlaskiej". Czy t; właśnie należy tłumaczyć pańską niezwykłą wprost sympatię do Jana Kiepun
- Kocham Kiepurę za jego wielkość, ale i za słabostki, śmiesznost] a może także i za to, że urodził się jak ja pod znakiem Byka. Lubię jej upór w dążeniu do zrealizowania celu, jaki sobie wymarzył w dzieci stwie.
- Czy pan także marzył o tym, aby być sławnym, aby zostać gwiazdą?
- Marzyłem o tym od dziecka. Chciałem być oklaskiwany, pi dziwiany i rozpoznawany na ulicy, chciałem rozdawać autografy je wielkie gwiazdy ekranu, opery, estrady, które zawsze były bliskie merr sercu.
- I dzięki nim zrobił pan karierę?
- Wszystko wskazywało na to, że będę pianistą-wirtuozem. Ji podczas dziecięcego debiutu poczułem smak sławy. Zebrałem oklask które do dzisiaj dźwięczą w mojej wyobraźni. Ich wspomnienie je: dopingiem do pracy i osłodą życia pełnego wyrzeczeń.
Łukasz Wyrzykowski
Nie będzie w tym przesady, jeżeli napiszę, iż jest jedną z najpopularniejszych i najbardziej lubianych osób żyjących pomiędzy Odrą a Bugiem, Bałtykiem i Tatrami. Jadąc przed paroma miesiącami do Krynicy (w wagonie przypominającym puszkę z sardynkami), próbowałem uprosić kierownika pociągu o miejsce. Na nic zdały się najróżniejsze ..argumenty". Dopiero kiedy wspomniałem, że spotkam się tam z nim, twarz mężczyzny w kolejarskim uniformie rozpromieniła się, a ja wygodnie, na służbowym łóżku, dojechałem na miejsce.
Wielbicielki od lat piętnastu do osiemdziesięciu pięciu oblegają go,
16
fantastycznie y sprawia, że wiają. Takich wiecie dwóch,
z Anną Lisiecką rzesień 1988 rok
arierą „chłopca iskiej". Czy tym Jana Kiepury?
, śmiesznostki, ka. Lubię jego rzył w dziecin-
ie gwiazdą?
askiwany, po-
autografy jak
/ bliskie memu
drtuozem. Już rałem oklaski, pomnienie jest
pragnąc zdobyć autograf. Zawsze elegancki, szarmancki - rozdaje promienne uśmiechy. Pewna dama jeździ za nim po całym kraju, wręczając w dowód sympatii, uznania, miłości, uwielbienia (niepotrzebne skreślić) białe orchidee (złośliwi twierdzą, że najpewniej jest właścicielką kwiaciarni).
Jego książka ..Dzikie orchidee" należy do bestsellerów, a zdobyć ją można jedynie u handlarzy na Wolumenie (lub szaberplacu - używając mniej eleganckiego określenia). Jest to zapewne jedyne dalekie od kultury miejsce,
na które trafił.
Trafił do anegdoty. Masowo kolportuje się o nim bardziej lub mniej wiarygodne plotki. Wysoki- wzrost ponad sto osiemdziesiąt pięć centymetrów - mieszka w Warszawie, jeździ samochodem marki „Dacia", w którym stale coś się psuje. Lubi rauty, przyjęcia, wielki świat. Kocha muzykę operową. Krótko: Bogusław Kaczyński!
„Dziennik Zachodni", 26 grudnia 1984 roku
ajpopularniej-'¦ą a Bugiem, i Krynicy (w 'aletn uprosić „argumenty". rz mężczyzny %a służbowym
obiegają go,
- Samotny wśród tłumów, stale w podróży - wszystkie te niedogodności wynagradza panu wysoki status finansowy. Tak przynajmniej ocenia pana wielu ludzi.
- Już we wczesnej młodości nauczono mnie, że dżentelmeni nie mówią o pieniądzach, dżentelmeni je po prostu mają. A jeśli zdarzy się, że ich nie mają, to potrafią stworzyć należyte pozory. Ja z całą pewnością zaliczam się do tej drugiej grupy.
- Czy to znaczy, że nie przywiązuje pan wagi do pieniędzy?
- Gdybym stracił głowę dla pieniędzy, zostałbym bankierem, a nie artystą.
- Występuje pan na estradzie jako wirtuoz, może nie fortepianu, ale słowa na pewno. Czy odczuwa pan tremę?
- Kiedy byłem koncertującym pianistą, każdemu, nawet najskromniejszemu występowi towarzyszyły bezsenne noce oraz trudne do opisania niepokoje. Życie stawało się koszmarem. Gdy mówię, odczuwam inny rodzaj tremy. Ta trema mobilizuje, a nie paraliżuje. Wynika z poczucia odpowiedzialności przed sobą i przed publicznością.
- Dlaczego przed sobą?
- Bo ja jestem najsurowszym sędzią własnych poczynań.
17
- Co pan sądzi o przyjaźni?
- Ciągle zabiegam o to, by wokół siebie zgromadzić choćby niew kie grono serdecznych osób, ludzi, przed którymi nie muszę m tajemnic, nie muszę grać i udawać. Chcę mieć pewność, że ci najbl: będą przy mnie na dobre i na złe, że podadzą rękę w nieszczęściu, cieszyć się będą z moich sukcesów. Ot, jeszcze jedno z marzeń, kt< niezwykle rzadko się spełniają.
- Czy popularność jest męcząca?
- Artysta, który twierdzi, że popularność jest nie do zniesienia, mć nieprawdę, pozuje na skromność. Popularność jest rzeczą bezceni gdyż nie tylko zaspokaja naszą próżność, ale dopinguje do dalszj wysiłków i dowodzi, że to, co robimy, jest akceptowane i potrzebne
- A jednak co pewien czas zmienia pan numer telefonu.
- Muszę zapewnić sobie spokój niezbędny do pracy, odpoczynl prowadzenia korespondencji. Proszę zobaczyć, to wszystko przyni dzisiaj listonosz. Bywają miesiące, kiedy otrzymuję tysiąc listów!
- Sam pan je czyta?
- Oczywiście.
- Kilkadziesiąt razy przeczytać „jest pan wspaniały" - to może być nużą
- Czy pani sądzi, że listy zawierają wyłącznie komplementy? V korespondenci rozmawiają ze mną o trudach i szarości życia, o niepe ności jutra, także o dawnej i współczesnej kulturze, sztuce i o gwiazda światowych scen. Niekiedy przysyłają cenne dokumenty i pamiątki.
- A uwagi krytyczne?
- Są także. Proszę posłuchać. „Grono wielbicielek i jeden wielbić z Bluszcza" grzmią: „Dlaczego to »książę« nie całował pań w rękę pr rozdaniu nagród na konkursie im. Jana Kiepury? To przecież koi promitacja i brak szacunku. Wstyd. Czyżby woda sodowa i choroba maniery europejskie?"
- No właśnie, czyżby?
- Całowanie w rękę, w moim odczuciu, powinno być szczególnj
18
ćby niewiel-muszę mieć i ci najbliżsi izczęściu, że irzeń, które
iienia, mowi i bezcenną, io dalszych lotrzebne.
dpoczynku, o przyniósł stów!
wyróżnieniem. Rezygnacja z pocałunku nie jest więc żadną demonstracją złych manier, lecz normalnym zachowaniem zaakceptowanym przez świat wiele dziesiątków lat temu.
- Jakie są pana spełnione i nie spełnione marzenia?
- Spełnione to podróż nad Bajkał i na Capri, chwila zadumy na ruinach Forum Romanum, spacer polami bitewnymi pod Austerlitz, zwiedzanie Florencji i Akropolu, wdrapanie się na chiński mur, widok Niagary, odwiedzenie wszystkich najsławniejszych teatrów operowych i sal koncertowych, poznanie Marii Callas, kolacja z Arturem Rubinsteinem i Mają Plisiecką, z Barysznikowem i Pavarottim, z Karajanem i Brigit Nilsson. Nie spełnione to podróż wokół ziemskiego globu i zbudowanie małego modrzewiowego dworku otulonego czarodziejskim ogrodem. Jak w Parsifalu Wagnera. Sądzę, że realizacja obydwu pragnień jest dość odległa w czasie. Ale pomarzyć warto.
- Dokąd najchętniej pan wyjeżdża?
- Do Nowego Jorku, który jest moim miastem.
- Dlaczego?
- Czyż może być większa radość niż oglądanie XXI wieku w końcu naszego stulecia? Nowy Jork z daleka wygląda jak przedziwna babilońska budowla. Te niebotyczne drapacze ze szkła, betonu i aluminium, na
! być nużące, pozór zimne i odpychające, z bliska okazują się wygodne i przyjazne.
Pokochałem Nowy Jork od pierwszego wejrzenia. Myślę, że z wzajem-nenty? Moi nością
t, o niepew-
> gwiazdach - Która z osobistości współczesnego świata wywarła na panu największe
amiątki. wrażenie?
- Jan Paweł II. Rozmowa z papieżem w bibliotece watykańskiej to niezapomniane wydarzenie w moim życiu.
n wielbiciel w rękę przy :ecież kom-choroba na
- A z wielkich świata artystycznego?
- Maria Callas - fascynująca kobieta, magiczna gwiazda, nie bez racji nazywana primadonną stulecia i największą śpiewaczką wszystkich czasów. Od dnia, kiedy ją poznałem, życie moje podzieliło się na dwie ery: przed spotkaniem i po spotkaniu z Callas.
zczególnym - Czy istnieje osoba, która panu szczególnie zaimponowała?
- Pola Negri, dziewczyna z Lipna, która dzięki wrodzonemu tai towi i uporowi rzuciła na kolana cały przemysł filmowy i stała legendą wielkiego ekranu.
- Ulubiony kompozytor?
- Fryderyk Chopin. Niemal codziennie słucham utworów t< najsławniejszego Polaka wszystkich czasów. Polaka, o którym pięćdziesiąt lat temu Franciszek Liszt powiedział: „Chopin to Pols a Polska to Chopin". Słowa te mimo upływu lat, zmiany modelu życ gustów, granic i systemów politycznych nie straciły swej aktualność:
- A twórcy operowi?
- Przez pół życia pozostawałem w zaczarowanym kręgu op< włoskiej: Verdiego, Donizettiego, Belliniego i Pucciniego. Mniej wię dwadzieścia lat temu, zupełnie nieoczekiwanie, zachorowałem na nieu czalną - jak się okazuje - chorobę, której na imię Ryszard Wagn Zachwycam się także muzyką Ryszarda Straussa.
- Proszę wymienić trzy ulubione obrazy.
- „Las Meninas" Velazqueza, „Złożenie hrabiego Orgaz do grobi El Greca i „Eksodus" Jerzego Dudy-Gracza.
- ...i trzy polskie utwory literackie, do których najchętniej pan powraca.
- Może... „Pan Tadeusz", Trylogia i „Noce i dnie".
- Ulubiona rzeźba?
- „Dawid" Michała Anioła.
- Ulubiony film?
- „Sonata Jesienna" Bergmana z dwiema wielkimi gwiazdami ekram Ingrid Bergman i Liv Ullman. Obawiam się, że tak naprawdę obraz te zrozumieć mogą tylko artyści, którzy poświęcili sztuce całe swoje życi<
- Ulubiony sportowiec?
- „Magie" Johnson. Mimo straszliwego nieszczęścia, jakie na nieg spadło, nie załamał się i uczy nas, że człowiek zawsze powinien wysoki trzymać głowę i walczyć do ostatniego skurczu serca.
20
Jdzonemu talen- - Które z dzieł architektury zrobiło na panu największe wrażenie?
iowy i stała się
- Chiński mur.
- Czy większą przyjemność sprawia panu oglądanie baletu klasycznego czy nowoczesnego?
utworów tego _ Oczywiście klasycznego. Najchętniej z Mają Plisiecką lub Michai-o którym sto jem Barysznikowem. Naprawdę jestem wtedy w siódmym niebie.
lopin to Polska.
iy modelu życia, - Co kocha pan najbardziej poza muzyką?
- Kwiaty. Te prawdziwe i te malowane na porcelanie. Także wykonane z jedwabiu rączkami dziewczynek ze wschodniej Azji. Urodziłem się w domu otoczonym wspaniałym ogrodem, który kwitł od wczesnej wiosny do zimy.
m kręgu opery Teraz mieszkam w betonowym bloku, ale na tarasach mam czterdzieści ;o. Mniej więcej skrzyń z bajecznie kolorowymi pelargoniami, aksamitkami, petuniami.
, w - A teraz kilka pytań drążących charakter: życiowa dewiza?
- Kroczyć prosto do celu z zachowaniem wszelkich reguł gry, u których podłoża leży uczciwość.
•rgaz do grobu"
pan powraca.
- Jakie cechy charakteru ceni pan w ludziach?
- Lojalność, wierność, przyjaźń.
- A dodatkowo u kobiet?
- Elegancję.
- Czego pan nienawidzi?
- Przemocy.
- Czego pan nie lubi?
- Zakłamania, krętactwa, zawiści oraz zimna, wiatru, ciemności, azdami ekranu: błyskawic' pionmów, wycieczek w góry.
awdę obraz ten _ Co sprawia panu największą satysfakcję?
ale swoje życie.
- Sympatia, którą darzą mnie ludzie.
- Gdzie się pan urodził?
, jakie na niego _ ^ Białej Podlaskiej - mieście kwiatów, drzew, ogrodów i drew-winien wysoko manyCn domów ozdobionych koronkowymi ornamentami. Takie domy można dziś zobaczyć tylko w Irkucku.
21
- Był pan tam?
- Pędziłem nad Bajkał i do syberyjskiej tajgi z bijącym sera i nadzieją, że odnajdę polski kościół i cmentarz, na którym, wedł rodzinnego przekazu, pochowany został mój pradziad, powstan styczniowy.
- I...
- Na miejscu cmentarza w Irkucku wznosiło się paskudne betonom osiedle, a w przepięknym kościele, wybudowanym i ozdobionym rękai polskich katorżników, można było obejrzeć zbiory Muzeum Rewoluc
- Czy zdarzyło się w pana życiu coś, co należałoby odwołać?
- Jak w życiu, jak w życiu... Podjąłem kiedyś nie przemyślaną d cyzję i zrezygnowałem z dwuletniego kontraktu w telewizji nowojorski Byłem wówczas przekonany, że takie propozycje otrzymywać będę i miesiąc do końca życia. Niestety, raz odrzucona propozycja nigdy r wraca. Tak mawiali dawni śpiewacy i warto o tym pamiętać.
- Pozostała gorycz?
- Raczej smutek, mam bowiem świadomość, że ominęła mnie pięki przygoda artystyczna. Może nie tylko artystyczna?
- Czego poskąpiła panu natura?
- Pięknego głosu, który poderwałby na nogi publiczność najwię] szych teatrów operowych świata.
- Jest pan - jak mówią - zakochany nie tyle w operze, co w sobie. Pańsk cenne telewizyjne programy powstają ponoć po to, by mógł się pan oglądać i słucha
- To nieprawda! Ci, którzy mnie znają, potwierdzą, że niezbyt lub na siebie patrzeć, nie sprawia mi też przyjemności przeglądanie s w zwierciadle: czeszę się „na pamięć", krawat także zawiązuję „n pamięć". Nie rozumiem ludzi, którzy godzinami siedzą przed lustren z przejęciem wklepują krem, stroją miny, poprawiają swój niedoskona) wizerunek. Jest to obce mojej psychice. Kiedy oglądam swoje dawn programy - najchętniej bez świadków - często przeżywam chwile groź i pot kroplisty spływa mi z czoła.
22
- Dlatego, że były marne? A może dawny pana wygląd, styl bycia nie pasują do dzisiejszego image'u?
bijącym serceu
którym, wedłui ~ Odnajduję na ekranie obcego człowieka, którego nie zawsze iad, powstanie akceptuję. Uważam, że jest to prawidłowa reakcja. Człowiek, który się rozwija, układa plany na sto lat naprzód, nie może obojętnie patrzeć na swoje dawne wcielenia, których na dodatek w żaden sposób nie może skorygować, ulepszyć. Trzeba iść do przodu, zaskakiwać nowymi pomysłami.
- Dlaczego wiec w „Kretowisku" tak mało pisze pan o sobie, a tyle - i to y v ani „jgpochiefonje _ 0 jnnych?
?eum Rewolucji
- Wszystko, co można było o mnie powiedzieć, zrobili inni. Proszę ac? zwrócić uwagę na fragmenty niemal pięciuset listów, dziesiątki publikacji prasowych. Mnie pozostał obowiązek napisania o innych.
przemyślaną de
zji nowojorskiej ~ ^'e ° przegraną batalię mi chodzi i nie o sposób, w jaki pan ją opisał, ale /mywać bede C( ° Pansk'e upodobania, nienawiści, fobie, preferencje. Nie wiem nawet, jakie ma azycja nigdy ni<pan P°S,s*dy P°utyczne- Czy sympatyzuje pan z jakimś ugrupowaniem, bo nietać rodzinne tradycje były podobno lewicowe, komunistyczne.
- Nikt w mojej dalszej i bliższej rodzinie nie należał nigdy do żadnej partii, a cóż dopiero mówić o komunistach. Ojciec był żołnierzem Armii Krajowej. Do tej formacji wstąpił natychmiast po jej powstaniu, aby
leła mnie piękna walczyć. W moim gabinecie - proszę zobaczyć - stoi metalowy krzyż, który przechowuję jak najcenniejszą relikwię. Na ten krzyż żołnierze AK składali w naszym domu na Podlasiu przysięgę. Wielu z nich zginęło w strasznych okolicznościach, ale żaden ojca nie wydał. Zaraz po
czność naiwiek- kończeniu wojny rzadko widywałem ojca w domu. Mówiono nam, dzieciom, że wyjechał na jakiś czas do Warszawy, do Łodzi. A on ukrywał się w pobliskich lasach.
> w sobie. Pański* Ojciec do końca życia mówił z goryczą o tamtych straszliwych latach.
i oglądać i słuchać Nigdy się nie ujawnił, nie wstąpił do żadnej kombatanckiej organizacji. Nie ufał kolejnym mutacjom powojennej władzy, nie wierzył w szczerość
że niezbyt lubię obietnic i powagę deklaracji. Tę nieufność starał się nam zaszczepić.
przeglądanie się zawiązuję „na
[ przed lustrem, Rodem Z Podlasia
ój niedoskonały
m swoje dawne _ jsj0 proszę? jak niewiele o panu wiemy. A jakie miał pan dzieciństwo? Pewnie
im chwile grozy nie wracał pan do pustego domu z kluczem na szyi? Przypuszczam, że czekała na pana matka z gorącym obiadem.
23
- To prawda. Wychowywałem się w prawdziwie romantyc i baśniowej atmosferze. Moi rodzice wywodzili się z kresowego ziemi twa (po mieczu herbu Pomian, po kądzieli Dołęgowscy herbu Dołę zrujnowanego podczas kolejnych narodowych nieszczęść. Po powst; styczniowym moich przodków doświadczyła całkowita konfiskata m tku, bieda, zsyłki.
Nasz dom rodzinny prowadzony był według dawnych wzorów i się w mojej pamięci jako najpiękniejsze wspomnienie. Mimo trudr powojennego czasu rodzice potrafili zbudować pomost między p szłością i realiami, jakie przyniosła nowa rzeczywistość.
Mama, wysoka brunetka o włoskim typie urody i mocno zarysc nej osobowości, była typową kapłanką domowego ogniska. Nie pr wała ani jednego dnia, gdyż byłoby to największym dyshonorem ojca, przed wojną wybitnego specjalisty w Podlaskiej Wytwórni Sam tów, który wziął na siebie - zgodnie z panującym w dawnych cza: obyczajem - trud utrzymania rodziny. Do obowiązków mamy nale więc wychowywanie dzieci i wzorowe prowadzenie domu. Nieusta pojawiali się u nas goście, urządzano najróżnorodniejsze spotk towarzyskie. Choć czasy były ciężkie, stół był zawsze suto i fantazj zastawiony.
Pamiętam, jak mama tygodniami głowiła się nad tym, jakie przyg wać menu, aby nie powtórzyła się żadna z potraw podawanych pod poprzednich przyjęć. To samo było z alkoholem: na długim stole, którym zasiadało nieraz trzydzieści osób, a zdarzało się, że gościła orkiestra filharmonii, ustawiano kryształowe karafki z nalewkami r< ty mamy, każda w innym kolorze - od białej anyżkowej i złotej z pij poprzez różową z tarniny i szmaragdową z piołunu, do bord< z czarnej porzeczki i hebanowej z orzecha włoskiego.
Kiedy goście odjeżdżali, mama promieniała ze szczęścia, że wszy wypadło jak należy. Przez kilka dni zachowywała się jak wirt którego koncert zakończył się przynajmniej dziesięcioma bisami! Ge są te czasy? Gdzież są takie mamy?
Wspominam nasz drewniany dom na skraju miasta, otoczon wszystkich stron wielkim i pełnym tajemnic ogrodem. Wiosną i k zaraz po przebudzeniu biegliśmy z siostrą zobaczyć, jakie ro; rozwinęły się przez noc. Żyliśmy w przyjaźni z przyrodą. Wiedzieli! jak pachnie ogród warzywny w słoneczne południe, jakie wonie un się nad zagonami po zapadnięciu zmroku. Znaliśmy zapach paloi jesienią ognisk i smak pieczonych kartofli. Umieliśmy zrobić z desę i różnokolorowych gałganków latawce, dumnie i figlarnie szybując bezchmurnym niebie w czasie babiego lata.
24
W domu były cztery psy, bardzo przez nas kochane. Do dzisiaj romantycznej pamiętam, gdzie każdy z nich został pochowany. Te zakątki ogrodu wego ziemians- zroszone były przecież naszymi łzami. Jesienią zwierzęca menażeria herbu Dołęga), powiększała się o wiewiórki, które nie potrafiły samodzielnie przygoto-. Po powstaniu wać się do zimy, i dziesiątki szczygłów. Przyniesiono nam też na )nfiskata mają- przechowanie ogromną sowę ze złamanym skrzydłem. W ogrodzie na
łące zbieraliśmy dla naszych ptaków nasiona. Rozgniatało się je potem i wzorów i jawi na stolnicy pustą butelką, aby choć trochę były pokruszone. Mieliśmy limo trudnego też różnej maści króliki, ale żadnego nikt nigdy nie zabił, bo takie rzeczy t między prze- w naszym domu były nie do pomyślenia.
Na urodziny dostałem kiedyś od ojca białego baranka. Szybko >cno zarysowa- oswoił się i jak psiak biegał za nami z dzwoneczkiem na szyi. Gdy ;ka. Nie praco- zaginął, rodzice tłumaczyli, że pobiegł za stadem. Nie mogliśmy w to yshonorem dla z siostrą uwierzyć. Od świtu do nocy szukaliśmy go po całej okolicy, wórni Samolo- Dopiero po jakimś czasie rodzice powiedzieli, że oddano go na wieś, wnych czasach gdyż trzymanie w domu dorosłego barana stało się nieznośne, mamy należało Największą moją dziecięcą miłością (obok wiewiórki Kasi i psa u. Nieustannie Cyganka) była sarenka. Podczas spacerów prowadzałem ją na smyczy, jsze spotkania aby nie została pokąsana przez obce psy. Kiedy gaszono w domu to i fantazyjnie światła, zakradała się do mojej sypialni, wchodziła pod kołdrę
i kładła swoją mordkę przy mojej głowie. O świcie wymykała jakie przy goto-się na werandę, gdzie było jej legowisko, pomna zapewne lania, 'anych podczas jakie pewnego razu dostała od ojca za niedozwolone wylegiwanie gim stole, przy się w dziecięcym łóżku.
że gościła cała Miałem piękne, szczęśliwe dzieciństwo ogrzane serdecznością kocha-ilewkami robo-jących się rodziców. Dzieciństwo jak z baśni, złotej z pigwy, do bordowej - Wspomniał pan o rodzinnych związkach z lotnictwem. Proszę o nich
opowiedzieć. ia, że wszystko
ę jak wirtuoz, - Mój ojciec był pracownikiem Podlaskiej Wytwórni Samolotów, bisami! Gdzież Jako młody, ale już wybitny specjalista przyjechał z Warszawy do
małego kresowego miasteczka Biała Podlaska. Tutaj mieściła się naj-i, otoczony ze większa w Polsce fabryka samolotów, w której ojciec pracował do Wiosną i latem wybuchu wojny i zbombardowania fabryki. Od najmłodzszych lat , jakie rośliny chłonąłem opowieści o samolotach, o lataniu. Dzięki tym rodzinnym , Wiedzieliśmy, tradycjom byłem oswojony z lotnictwem. Dziś, kiedy znaczną część życia ; wonie unoszą spędzam w powietrzu, nie odczuwam żadnego lęku przed podróżą pach palonych samolotem. Podczas gdy moi koledzy i znajomi umierają ze strachu, obić z deseczek wsiadając do pasażerskiego odrzutowca, ja wchodzę na pokład z wielką ie szybujące po radością i uśmiechem. Uważam, że jest to najprzyjemniejszy dla współ-
czesnego człowieka sposób pokonywani przestrzeni. Marzę, aby kk nauczyć się pilotażu i samemu prowadzić jakiś mały samolot.
- O swoim dzieciństwie mówi pan, że było wspaniałe. W jakim sto ukształtował pana dom rodzinny?
- Sądzę, że dom rodzinny kształtuje każdego człowieka. To 1 dament, na którym wznosi się budowla, jaką jest ludzkie życie, szczęście miałem prawdziwy dom, to znaczy taki, w którym szanow tradycję, w którym panowała miłość, a na gwiazdkę były zawsze choi i prezenty.
Na Kresach istnieje niezwykle silna więź rodzinna. Sprawia ona w szczególnie uroczystych momentach bliżsi i dalsi krewni chcą razem. Ja wszystkie święta spędzałem z rodzicami i siostrą. Kiedyś, zdążyć na wieczór wigilijny, pędziłem na Podlasie aż z Florydy. ] amerykańscy przyjaciele nie mogli tego zrozumieć. Mówili: „Czy oszalał? Skracasz o miesiąc stypendium, przemierzasz ocean, aby p parę godzin posiedzieć z tatą i mamą przy stole?" Odpowiedział „Wracam nie dlatego, że u was bombki kołyszą się na palmach, tęsknię za widokiem i zapachem polskiej choinki. Wracam, gdyż i stole wigilijnym zbierze się cała rodzina i nie może mnie tam zabrakm
To przywiązanie do tradycji parę razy skutecznie pokrzyżowało n plany: coś straciłem, czegoś do końca nie załatwiłem. Ale teraz, ki rodzice nie żyją, wiem, że postąpiłem słusznie. Nigdy bym sobie wybaczył, gdybym wówczas uległ namowom cudzoziemskich przyja i został na Florydzie.
- Pierwszy raz wystąpił pan publicznie jako niezwykły trzyipółlatek, gr na fortepianie w sali Domu Strażaka, którą - nomen omen - nazywano „Ska
- Tak, ale już znudziło mi się opowiadanie w kółko histor o tamtym chłopcu w krótkich aksamitnych majtkach. Żyjemy w ciekawych, można by rzec dramatycznych czasach, że jest wiele pov niej szych tematów do rozmowy niż ciągłe wracanie myślą do powo nych lat w Białej Podlaskiej.
- Czy był pan cudownym dzieckiem?
- Z całą pewnością nie. Byłem po prostu chłopcem uzdolnioi muzycznie, obdarzonym absolutnym słuchem, wrażliwością. Od ki sięgam pamięcią, zawsze w naszym domu rozbrzmiewała muz] Rodzice nie byli wprawdzie zawodowo związani ze sztuką, ale bar chętnie i przy każdej okazji muzykowali. Ojciec biegle grał na
26
larze, aby kiedy tepianie, gitarze, mandolinie i akordeonie, pięknie śpiewał głębokim amolot. basem. Przez niemal siedemdziesiąt lat należał do różnych chórów.
Otrzymał za to tytuł „Zasłużonego działacza kultury", z czego był jakim stopnii|Jar(jzo Kuniny. \y zespole poznał też mamę. Kiedy miał osiemdziesiąt
lat, śpiewał jeszcze w chórze polskiego kościoła w Sztokholmie, z tym owieka To fUnzesP°łem wyjechał na tournee aż za koło podbiegunowe, a po powrocie
udzkie życie. Nina8rał kilka koled w radiu!
órym szanowani Wróćmy jednak do dawnych czasów. Miałem niewiele ponad trzy lata, y zawsze choinki^y ojciec zaczął mnie uczyć gry na fortepianie. Po kilku miesiącach mozolnych ćwiczeń pierwszy raz stanąłem przed wypełnioną po brzegi Sprawia ona żi widownią. Występ odbył się w największej i najbardziej reprezentacyjnej krewni chcą by(t>ialskiej sali, nazywanej - do dziś nie wiem, z jakiego powodu - „Skalą", strą Kiedyś ab'Wyszedłem na scenę w aksamitnych spodenkach, bolerku z białym, : z Florydy Mcwy^ao-anym kołnierzykiem i perłowymi guzikami, ukłoniłem się i zagrabi owili: Czyś t'km Jedyny utwór, jaki miałem wówczas w repertuarze - walczyka Jaś mi ocean aby nTZciz Jarmar^u przywiózłpierścionek. Kiedy zakończyłem tę liczącą zaledwie Odpowiedziałem^^ana^cie taktów kompozycję, publiczność oszalała. Z parteru i balkonu na palmach a jikrzyczano: „Mały, graj! Mały, graj!" Nie wiedziałem, co robić, więc acam gdyż przisP°Jrza^em na °Jca stojącego w kulisie (od tej chwili zawsze już musiał stać tam zabraknąć" w tym mieJscu)- On skinął głową, więc powtórzyłem walczyka. Potem znów krzyżowało moi(^rawa' znow okrzyki. Ojciec ponownie skinął głową i znów bisowałem. Ale teraz kied^y bisy podczas debiutu. Nie każdemu wirtuozowi się to zdarza! y bym sobie nil Przypadek zrządził, że podczas tego wieczoru na widowni siedziało Tiskich przyiaciók^^u artystów, którzy przyjechali do Białej na występy. Odszukali ojca, gratulowali i zachęcali do poważnego kształcenia mnie w kierunku muzycznym. Cała trudność polegała jednak na tym, że w naszym mieście rzyipółlatek, grają brakowało wówczas nauczycieli muzyki z prawdziwego zdarzenia. Lek-lazywano „Skalą"cji udzielali mniej lub bardziej utalentowani amatorzy. Z konieczności , ,,, oddany zostałem w ich ręce. Nic więc dziwnego, że przez pierwsze lata
^ . ^ moich studiów w Warszawie czułem się jak Janko Muzykant. A jednak
'.' ^. , ^ . nie załamałem się. Bo w sztuce, tak jak w życiu, zwycięża autentyczna jest wiele poważ . • ., ., A . , .
',. v . pasja i miłosc do tego, co się robi.
y ** P -J Bardzo intensywnie rozmyślałem o tym dziecięcym debiucie w Białej Podlaskiej, kiedy pierwszy raz wprowadzono mnie jako gościa honorowego do królewskiej loży w mediolańskiej La Scali. Mój Boże - zamyśliłem się - to przecież jakieś przeznaczenie: debiut w „Skali" i reprezen-
em uzdolnionyn tacyjna loża w La Scali.
vością. Od kied;
liewała muzyka - Przypadł panu do gustu pierwszy smak sławy?
:tuką, ale bardzt
:gle grał na for - Ta pianistyczna sława odebrała mi w znacznym stopniu urok
27
dzieciństwa. Koledzy rozbijali biwaki, ja musiałem ćwiczyć. Oni jt na łyżwach, sankach, rowerach, ja tkwiłem przy pianinie. A kiec grałem tak, że można było przypuszczać, iż będę zawodowym pia musiałem unikać wszystkiego, co mogłoby spowodować zwichnięć
- nie daj Boże - złamanie ręki. Bywało, łzy kapały na klawiatui ojciec pilnował, abym ćwiczył. Po latach opowiadał, jak bardzo k mu się serce, ale ponieważ postanowił całą moją uwagę skoncenti na muzyce, musiał być twardy. Pewnego dnia zakochałem się w czego mnie uczono. Ta miłość trwa do dzisiaj.
- A więc na początku trzeba było Bogusława Kaczyńskiego zmusi obcowania z muzyką?
- A które dziecko woli ćwiczyć nudne palcówki, niż pójść z kol< nad rzekę lub bawić się w ogrodzie? Mój ojciec był jednak osobowością, z jego zdaniem wszyscy musieli się liczyć. Jeśli u z pracy zachmurzony, nawet psy zaszywały się w kącie, a domo1 wiedzieli, że lepiej przez jakiś czas nie odzywać się przy stole. Kiedj ojciec posadził mnie przy instrumencie i kazał grać, nie było mowy. odmówić. Jedynie moja siostra zbuntowała się i któregoś dnia c miła, że woli zamiatać ulice, niż grać na fortepianie. I wówczas <
- ku zdumieniu wszystkich - ustąpił. Ja się nie buntowałem i już wk byłem najlepszym pianistą w Białej Podlaskiej i na całym Pod Żadna szkolna akademia, majowa czy październikowa, nie mogła c się bez mojego udziału. Pamiętam, umarł Stalin, dzieci usta\ w szeregu zalewały się łzami, a ja grałem Marsza żałobnego Chopin; dziś zastanawiam się, jak zdołałem to zagrać. Przecież to szalenie tr utwór.
- Czy pamięta pan swoje pierwsze wzruszenie artystyczne?
- Było ich wiele. Już od wczesnego dzieciństwa zabierano
i siostrę do Warszawy na koncerty, do teatru, na przedstaw operowe. Nie było to wtedy takie proste i dowodziło wielkiej ko: wencji w muzycznym wychowaniu dzieci.
Do dziś wspominam pierwszą Halkę z Marią Fołtyn w O] Warszawskiej i serię przedstawień we Wrocławiu w połowie lat dziesiątych. Do Wrocławia przyjeżdżaliśmy każdego roku na wa i wszystkie wieczory spędzaliśmy w operze. Cóż to były za p stawienia! Pan Twardowski z Henrykiem Tomaszewskim, Fom Bachczyseraju z Klarą Kmitto i Rutą Syldorf, Don Pasauale z H Halską, Aida z Krystyną Jamroz, Stanisławem Romańskim, H
28
iczyć. Oni jeździł Szczegłowską i złocistym rydwanem unoszonym przez dwa rumaki. Ten linie. A kiedy ju sentyment do Opery Wrocławskiej pozostał mi do dzisiaj. Ilekroć jestem adowym pianistą we Wrocławiu, odnajduję na balkonie nasze dawne miejsca. Spoglądając ać zwichnięcie cz; w stronę sceny - na której w późniejszych latach tyle razy występowałem la klawiaturę, al- odmierzam czas miniony.
ak bardzo krajali Na trwałe pozostały w mej pamięci wrażenia z bajki Jaś i Małgosia gę skoncentrowa wystawionej w bialskiej „Skali" przez starsze dzieci ze szkoły podhalem się w tym stawowej przy ulicy Janowskiej. Cóż to było za przeżycie! Namalowany na płótnie las, drzewa wycięte z tektury, krasnoludki, muchomory, ważki, ćmy, motyle, chrabąszcze, liliowe dzwonki, słońce i księżyc... Do iskiego zmuszać d^ pamiętam wszystkie kostiumy. Był także dome