12071
Szczegóły |
Tytuł |
12071 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12071 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12071 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12071 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karol Dickens
Kol�da �wierszcz za kominem
Kol�da proz�
czyli
opowie�� wigilijna o duchu
4
Strofka pierwsza
Duch Marleya
A wi�c zacznijmy od tego, �e Marley ju� nie �y�. Okoliczno�� ta nie nasuwa�a
�adnych
w�tpliwo�ci. Akt zgonu podpisali: pastor, urz�dnik parafii, przedsi�biorca
pogrzebowy i
g��wny �a�obnik, czyli Scrooge. Podpis za� Scrooge�a na gie�dzie londy�skiej
cieszy� si�
zawsze zaufaniem, cokolwiek �w zechcia� podpisa�.
Stary Marley by� martwy jak �wiek w drzwiach.
Ot� ani my�l� twierdzi�, jakobym ja osobi�cie wiedzia�, dlaczego �wiek w
drzwiach jest
czym� szczeg�lnie martwym. Sk�onny by�bym raczej uwa�a� �wiek w trumnie za
najbardziej
martwy artyku� w handlu �elastwem. Ale w por�wnaniu tym zawarta jest m�dro��
naszych
przodk�w i nie wolno mi na tak� �wi�to�� podnosi� niegodnej r�ki, gdy� wtedy
kraj nasz
zej�� by m�g� na psy. Pozw�lcie wi�c, �e powt�rz� z naciskiem: Marley by� martwy
jak
�wiek w drzwiach.
Czy Scrooge wiedzia�, �e Marley nie �yje? Naturalnie. Jak�e by m�g� nie
wiedzie�?
Scrooge i Marley prowadzili wsp�lnie interesy od nie wiem jak dawna. Scrooge by�
jedynym
wykonawc� jego testamentu, jedynym zarz�dc� maj�tku, jedynym spadkobierc� i
beneficjan-
tem, jedynym przyjacielem i jedynym cz�owiekiem, kt�ry szed� za jego trumn�. Ale
widocz-
nie nawet Scrooge nie wzi�� sobie tak bardzo do serca tego smutnego przypadku,
gdy� w dniu
pogrzebu raz jeszcze dowi�d�, jak znakomitym jest kupcem, i uczci� �a�obn�
uroczysto�� nad-
zwyczaj korzystn� transakcj�.
Wzmianka o pogrzebie Marleya przypomnia�a mi to, od czego zacz��em. Ot� jest
rzecz�
najpewniejsz� w �wiecie, �e Marley ju� nie �y�. Nale�y to dobrze zapami�ta�, bo
inaczej zda-
rzenia, kt�re zamierzam opowiedzie�, wcale nie b�d� niezwyk�e. Gdyby�my nie
mieli abso-
lutnej pewno�ci, �e ojciec Hamleta umar�, zanim zacz�o si� przedstawienie, jego
nocna prze-
chadzka w podmuchach wschodniej wichury po wa�ach w�asnego zamku nie wyda�aby
nam
si� bardziej osobliwa ni�li spacer tego czy owego d�entelmena w �rednim wieku,
kt�ry noc�
pojawi�by si� niespodzianie w jakim� wietrznym miejscu � powiedzmy na cmentarzu
przy
katedrze �w. Paw�a � po to tylko, aby przestraszy� swego niezr�wnowa�onego syna.
Scrooge nie kaza� zamalowa� nazwiska starego Marleya na szyldzie, wi�c d�ugie
jeszcze lata
po �mierci wsp�lnika widnia� napis nad sk�adem: �Scrooge i Marley�. Firma znana
by�a po-
wszechnie jako dom handlowy Scrooge�a i Marleya. Niekiedy nowi klienci zwali
Scrooge�a
Scrooge�em, niekiedy za� Marleyem, ale on godzi� si� na oba nazwiska. By�o mu
wszystko jedno.
Och, tward� mia� r�k� ten Scrooge i umia� wyciska� pot z ludzi. Chciwy, chytry,
�apczywy
stary grzesznik dusi� i ze sk�ry obdziera� swoje ofiary. Twardy by� i ostry jak
krzemie�, z
kt�rego �adna stal nie zdo�a�aby wykrzesa� ani jednej iskierki szlachetnego
ognia. Skryty,
zamkni�ty w sobie i �yj�cy samotnie jak ko�ek. Ozi�b�o�� natury zmrozi�a jego
stare rysy,
wyostrzy�a d�ugi nos, pokry�a bruzdami policzki, obwiod�a oczy czerwon� obw�dk�,
zabar-
wi�a sino�ci� w�skie wargi, d�wi�cza�a ostr� nut� w zgrzytliwym g�osie,
usztywni�a ch�d.
Bia�y szron osiad� mu na g�owie, na brwiach i na brodzie. Nie rozstawa� si�
nigdy z tym
swoim w�asnym, osobistym zimnem; mrozi� powietrze w kantorze podczas letnich
upa��w i
pilnowa�, aby �w mr�z nie zel�a� nawet w dniu Bo�ego Narodzenia.
5
Zmiany atmosferyczne niewielki mia�y wp�yw na Scrooge�a. Najgor�tszy letni skwar
nie
m�g� go rozgrza�, najostrzejszy mr�z nie m�g� go ozi�bi�. Nie by�o wichury
sro�szej ni� on,
nie by�o �nie�ycy bardziej zawzi�tej ani niemi�osierniejszej ulewy. Niepogoda
nie wiedzia�a,
z kt�rej strony go ugodzi�. Deszcze, �nieg i grad mog�y si� chlubi� jedn� tylko
nad nim prze-
wag�: cz�sto spada�y na ludzi hojnie, Scrooge za� nigdy nikomu nie okaza�
hojno�ci.
Nikt nigdy nie zatrzyma� go na ulicy i nie spyta� przyja�nie: � Jak�e si�
miewasz, drogi
Scrooge? Kiedy mnie odwiedzisz? � �ebracy nie prosili go o ja�mu�n�, dzieci nie
pyta�y o
godzin�, nigdy w ca�ym �yciu Scrooge�a �aden m�czyzna ani �adna kobieta nie
spytali go o
drog�. Poznawa�y si� snad� na nim nawet psy ociemnia�ych ludzi, bo gdy
nadchodzi�, ci�-
gn�y swych pan�w do sieni czy na podw�rza dom�w i tam macha�y ogonami, jak
gdyby
chc�c powiedzie�: � Lepiej, niewidomy panie, �eby cz�owiek wcale nie widzia�,
ni� �eby mu
tak �le z oczu patrza�o.
Ale Scrooge si� tym nie przejmowa�. Tego w�a�nie pragn��. Kroczy� samotnie po
t�ocznej
�cie�ce �ycia i odstrasza� wszelk� ludzk� �yczliwo�� � ach, dla Scrooge�a by�o
to tym, co
ludzie znaj�cy si� na rzeczy zw� �istn� delicj��.
Pewnego razu � spo�r�d wszystkich innych zacnych dni w roku w samiutk� wili�
Bo�ego
Narodzenia � Scrooge siedzia� przy pracy w swym kantorze. By�o to popo�udnie
dokuczliwe,
mro�ne, mgliste. Scrooge s�ysza�, jak ludzie na podw�rzu przechadzaj� si� tam i
sam pohu-
kuj�c, bij�c r�kami w piersi i przytupuj�c dla rozgrzewki. Zegary na wie�ach
dopiero co wy-
bi�y trzeci�, ale mrok spowi� ju� miasto � zreszt� dzie� ca�y by� ciemny � i w
oknach s�sied-
nich biur jarzy�y si� �wiece, podobne krwistym smugom w ci�kim, brunatnym
powietrzu.
Mg�a wciska�a si� do pomieszcze� przez wszystkie szpary i dziurki od kluczy, na
zewn�trz
za� wisia�a tak g�sta, �e cho� podw�rze by�o bardzo w�skie, domy naprzeciw
majaczy�y ni-
czym jakie� zjawy. Patrz�c na owe brudne k��by mg�y sp�ywaj�cej na ziemi� i
przes�aniaj�cej
wszystko dooko�a, �mia�o mo�na by�o pomy�le�, �e pani natura mieszka gdzie� w
bliskim
s�siedztwie i warzy w�a�nie ogromne kadzie piwa.
Drzwi kantoru Scrooge trzyma� otwarte, aby bezustannie mie� na oku swego
kancelist�,
kt�ry w pos�pnej ma�ej norze, raczej studni ni�li izbie, kopiowa� listy. W
pokoju Scrooge�a
pali� si� na kominie sk�py ogie�, lecz ogie� w izdebce jego pomocnika by� tak
ma�y, �e tli� si�
chyba jeden najwy�ej w�gielek. Ale biedak nie m�g� ognia podsyca�, bo skrzynka z
w�glem
sta�a w pokoju Scrooge�a, pewne za� by�o jak amen w pacierzu, �e je�li
kancelista zbli�y si� z
szufelk�, jego pryncypa� wraz mu oznajmi, i� b�d� musieli si� rozsta�. Przeto
kancelista,
opatuliwszy si� bia�ym w��czkowym szalem, usi�owa� ogrza� cz�onki przy p�omieniu
�wiecy;
�e jednak nie mia� bujnej wyobra�ni, usi�owania te okaza�y si� daremne.
� Weso�ych �wi�t, wujaszku. Niech ci� B�g ma w swej opiece � zawo�a� czyj�
weso�y
g�os. G�os ten nale�a� do siostrze�ca Scrooge�a, kt�ry zjawi� si� tak
niespodziewanie, �e
Scrooge spostrzeg� jego obecno�� wtedy dopiero, kiedy m�odzieniec przem�wi�.
� Hm! � mrukn�� Scrooge. � Bzdura!
Szybki ruch na mrozie i w�r�d mg�y tak rozgrza� siostrze�ca Scrooge�a, �e a�
bi�a od niego
�una. Urodziwa twarz m�odego m�czyzny pa�a�a, oczy skrzy�y si�, a gdy zn�w
przem�wi�, z
ust buchn�y k��by pary.
� �wi�ta nazywasz bzdur�, wujaszku? Pewien jestem, �e w g��bi duszy tak nie
my�lisz.
� A w�a�nie, �e my�l� � odpar� Scrooge. � Weso�ych �wi�t! Te� mi pomys�! Jakie
masz
prawo by� weso�ym? Jakie masz do tego podstawy? Taki biedak!
� Zgoda, wujaszku � zawo�a� weso�o m�odzieniec. � Ale w takim razie jakie ty
masz prawo
by� ponurym? Jakie masz podstawy do smutku? Taki bogacz!
Nie znajduj�c innej odpowiedzi Scrooge mrukn��: � Hm! � Po czym doda�: � Bzdura!
� Nie b�d��e taki z�y, wujaszku � rzek� siostrzeniec.
� Jak�e mog� nie by� z�y � odpar� ostro Scrooge � skoro �yj� w �wiecie
zaludnionym
przez g�upc�w? Weso�ych �wi�t! Do licha z weso�ymi �wi�tami! Czym�e innym s� dla
ciebie
6
�wi�ta Bo�ego Narodzenia, jak terminem p�acenia rachunk�w, na kt�re nie masz
pieni�dzy? Z
ka�dym Bo�ym Narodzeniem stajesz si� o rok starszy, ale nie jeste� ani o pensa
bogatszy. W
dniu tym przeprowadzasz bilans swych ksi�g handlowych i widzisz, �e ka�da
pozycja z ubie-
g�ych dwunastu miesi�cy jest oskar�eniem dla twej lekkomy�lno�ci. Gdybym m�g�
post�pi�
wedle swej woli � doda� Scrooge z gniewem w g�osie � ka�dy dure�, kt�ry chodzi
po ludziach z
�yczeniami weso�ych �wi�t, zosta�by ugotowany w swoim w�asnym �wi�tecznym
puddingu i
pochowany z ga��zk� ostrokrzewu zatkni�t� w serce. Nie inaczej!
� Wujaszku! � rzek� prosz�co siostrzeniec.
� Siostrze�cze! � odpar� ostro Scrooge. � Obchod� sobie dzie� Bo�ego Narodzenia
po
swojemu, mnie za� pozw�l go �wi�ci� na m�j w�asny spos�b.
� �wi�ci� � powt�rzy� siostrzeniec. � Przecie� ty go, wujaszku, wcale nie
�wi�cisz.
� Pozw�l wi�c, �e nie b�d� sobie tymi �wi�tami zawraca� g�owy � warkn�� Scrooge.
� Wiele
dobrego ci one w tym roku przynios�! Albo te� wiele dobrego przynios�y ci w
latach ubieg�ych!
� Wydaje mi si� � odpar� siostrzeniec � �e istniej� rzeczy, kt�re wiele
przynios�y mi do-
brego, acz nie da�y mi �adnych materialnych korzy�ci. Bo�e Narodzenie do nich
w�a�nie na-
le�y. Ale my�la�em zawsze i nadal my�l� o ka�dych zbli�aj�cych si� dniach Bo�ego
Narodze-
nia � niezale�nie od czci, jak� budzi w nas sama nazwa tych �wi�t, oraz ich
istota, je�li spra-
wy te w og�le dadz� si� rozdzieli� � jako o dniach b�ogich, dniach
przepe�nionych dobroci�,
duchem mi�osierdzia, dniach radosnych. Jako o jedynych znanych mi dniach po�r�d
ca�ego
d�ugiego roku, kiedy m�czy�ni i kobiety, niejako na podstawie milcz�cej ugody,
otwieraj�
szeroko swe serca i zdaj� si� traktowa� ludzi ni�ej od siebie stoj�cych tak, jak
gdyby napraw-
d� byli to ich towarzysze wsp�lnej w�dr�wki do grobu, nie za� inna rasa istot
zd��aj�cych w
innym zgo�a kierunku. Dlatego wi�c, wujaszku, cho� dzi�ki �wi�tom tym nie
wzbogaci�em si�
ani o jedn� sztuk� srebra czy z�ota, to przecie wiem, �e przyczyni�y mi one
wiele dobrego i w
przysz�o�ci wiele dobrego mi przynios�. I dlatego m�wi� zawsze: niech b�d�
b�ogos�awione!
Kancelista w ciemnej norce mimo woli przyklasn�� tym s�owom. Zrozumiawszy za�
na-
tychmiast niew�a�ciwo�� swego post�powania, zacz�� poprawia� ogie� i ca�kiem
zadusi�
ostatni� s�abiutk� iskierk�.
� Niech jeszcze raz pana us�ysz� � warkn�� Scrooge � a obchodz�c �wi�ta Bo�ego
Narodzenia
b�dzie si� pan musia� obej�� bez pracy w moim kantorze. Znakomity z ciebie m�wca
� doda�
zwracaj�c si� do siostrze�ca � i dziwi� si� doprawdy, �e nie zasiadasz dot�d w
parlamencie.
� Nie z�o��e si� ju�, wujaszku. Przyjd� do nas jutro na obiad.
Scrooge powiedzia�, �e pierwej wola�by... Naprawd� tak powiedzia�. Nie
oszcz�dzi� sio-
strze�cowi ani jednego s�owa w swym z�orzeczeniu i powiedzia�, �e pierwej
wola�by go uj-
rze� na marach.
� Ale dlaczego mi odmawiasz, wuju? � zawo�a� m�odzieniec. � Dlaczego?
� Dlaczego� si� o�eni�? � spyta� Scrooge.
� Bo si� zakocha�em.
� Zakocha�e� si�! � warkn�� ur�gliwie Scrooge, jak gdyby mi�o�� by�a jedyn�
rzecz� na
�wiecie bzdurniejsz� od �wi�t Bo�ego Narodzenia. � �egnam!
� Kiedy przecie�, wujaszku, nigdy mnie nie odwiedza�e�, zanim si� o�eni�em.
Czemu wi�c
podajesz teraz jako pow�d odmowy moje ma��e�stwo?
� �egnam! � powt�rzy� Scrooge.
� Niczego od ciebie nie chc�, wujaszku, o nic ci� nie prosz�. Dlaczego wi�c nie
mieliby-
�my by� przyjaci�mi?
� �egnam!
� Przykro mi, naprawd� mi przykro, �e� taki, wujaszku, nieust�pliwy. Nigdy nie
by�o mi�-
dzy nami sprzeczki, kt�r� ja bym spowodowa�. �wi�teczny nastr�j sk�oni� mnie do
jeszcze
jednej pr�by prze�amania twojego oporu, w tym samym wi�c �wi�tecznym nastroju
powt�rz�:
weso�ych �wi�t, wujaszku!
7
� �egnam!
� I pomy�lnego Nowego Roku!
� �egnam!
Siostrzeniec Scrooge�a opu�ci� pok�j bez jednego gniewnego s�owa. Przy drzwiach
za-
trzyma� si� i z�o�y� �yczenia kanceli�cie, kt�ry cho� zzi�bni�ty, wi�cej snad�
mia� w sobie
ciep�a ni�li Scrooge i serdeczno�ci� odwzajemni� si� m�odzie�cowi!
S�ysz�c to Scrooge wymamrota�: � Drugi taki sam ob��kaniec. Zachciewa mu si�
m�wi� o
weso�ych �wi�tach, cho� zarabia pi�tna�cie szyling�w na tydzie�, cho� ma na
karku �on� i
dzieci. S�owo daj�, sko�cz� w domu wariat�w!
Otworzywszy drzwi, aby wypu�ci� siostrze�ca Scrooge�a, ob��kaniec �w wpu�ci� do
kan-
toru dw�ch obcych jegomo�ci�w. Byli to panowie o nader godnej i mi�ej dla oka
powierz-
chowno�ci, kt�rzy stan�wszy przed Scrooge�em z plikiem ksi�g i papier�w w
r�kach, zdj�li
kapelusze i uprzejmie mu si� sk�onili.
� Firma Scrooge i Marley, je�li si� nie myl�? � przem�wi� jeden z nich
sprawdzaj�c nazwiska
na li�cie. � Czy mam przyjemno�� m�wi� z panem Scrooge�em, czy te� z panem
Marleyem?
� Pan Marley zmar� dok�adnie przed siedmiu laty � odpar� Scrooge. � Dzi� w nocy
minie
siedem lat od jego �mierci.
� Nie w�tpi�, �e je�li idzie o hojno��, zmar�y znalaz� godnego nast�pc� w swym
wsp�lniku
� rzek� ten�e jegomo��. Co powiedziawszy wr�czy� Scrooge�owi dokument
okre�laj�cy cel
jego odwiedzin.
I s�usznie rzek� obcy jegomo��, bo Scrooge i Marley by�y to bli�niacze dusze.
S�ysz�c
z�owr�bny wyraz �hojno��, Scrooge zmarszczy� brwi, potrz�sn�� g�ow� i zwr�ci�
obcemu
dokument.
� W przededniu �wi�t tak uroczystych � odezwa� si� teraz obcy bior�c do r�ki
pi�ro � jest
rzecz� szczeg�lnie po��dan�, aby�my okazali pomoc biednym i potrzebuj�cym,
kt�rzy o tej
porze roku cierpi� bolesny niedostatek. Tysi�ce ludzi pozbawione s�
najniezb�dniejszych
�rodk�w do �ycia, setki za� tysi�cy �yj� na granicy n�dzy.
� Czy�by nie by�o wi�zie�? � spyta� Scrooge.
� Jest ich a� nazbyt wiele � odpar� obcy jegomo�� odk�adaj�c pi�ro.
� A domy pracy? � dopytywa� si� Scrooge. � Czy nadal istniej�?
� Owszem, istniej� � odpar� zapytany. � Chocia� wola�bym m�c powiedzie�, �e jest
inaczej.
� Z czego wynika, �e kieraty w wi�zieniach s� czynne, a prawo ubogich wci��
obowi�zu-
je? � indagowa� Scrooge.
� Jak najbardziej, prosz� pana.
� Och, s�ysz�c pa�sk� wypowied� sprzed chwili, powzi��em obaw�, �e co�
wstrzyma�o ich
po�yteczn� dzia�alno��. Ciesz� si�, �e tak nie jest.
� W przekonaniu, �e instytucje te � ci�gn�� nieznajomy � nie zaspokajaj�, jak
zgodnie z
duchem chrze�cija�stwa czyni� powinny, ani moralnych, ani cielesnych potrzeb
wielkich
rzesz n�dzarzy, kilku spo�r�d nas postanowi�o zebra� fundusz, za kt�ry
pragn�liby�my zaku-
pi� dla ubogich jad�o, odzienie i opa�. Wybrali�my t� por� roku, poniewa�
podczas �wi�t Bo-
�ego Narodzenia bieda najbole�niej daje si� ludziom we znaki, dostatek za�
szczeg�lnego
przyczynia im wesela. Jak� sum� mam zapisa� przy pana nazwisku?
� Nijak�! � warkn�� Scrooge.
� Ach, �yczy pan sobie by� bezimiennym ofiarodawc�?
� �ycz� sobie, aby mnie pozostawiono w spokoju. Skoro mnie panowie pytacie,
czego so-
bie �ycz�, oto moja odpowied�. Sam nie obchodz� �wi�t Bo�ego Narodzenia i nie
sta� mnie
na to, abym umila� �ycie pr�niakom. �o�� na instytucje, o kt�rych wspomnia�em,
do�� mnie
one kosztuj�. Tam niech si� wi�c udadz� ci; co nie maj� �rodk�w do �ycia.
� Dla wielu nie starcza miejsca w przytu�kach, inni zn�w wol� raczej �mier�
ni�li dom pracy.
8
� Je�li wol� �mier� � odpar� Scrooge � niech�e umr� czym pr�dzej i w ten spos�b
zmniej-
sz� nadmiar ludno�ci na �wiecie. Zreszt� prosz� mi wybaczy�, ale sprawy te s� mi
najzupe�-
niej obce.
� M�g�by si� pan z nimi zaznajomi�.
� Nic mnie one nie obchodz� � odpar� ostro Scrooge. � By�oby najlepiej, gdyby
ka�dy z
nas pilnowa� swoich interes�w i nie wtr�ca� si� do cudzych. Moja praca poch�ania
mnie ca�-
kowicie. �egnam pan�w.
Widz�c, jak pr�ne s� ich perswazje, dwaj panowie wyszli. Scrooge, kt�rego
mniemanie o
sobie samym nadzwyczajnie wzros�o, podj�� prac� w znacznie weselszym ni� zwykle
usposo-
bieniu.
Tymczasem mg�a tak bardzo zg�stnia�a, �e na ulice wylegli m�czy�ni z p�on�cymi
po-
chodniami w r�ku i ofiarowywali si� i�� przed ko�mi powoz�w i pokazywa� drog�
wo�ni-
com. Stara wie�a ko�cio�a, kt�rej wiekowy, ochryp�y dzwon zerka� chytrze na
Scrooge�a
przez gotyckie okno w murze, ca�kiem znikn�a we mgle i mroku i tylko s�ycha�
by�o dzwon
wydzwaniaj�cy w chmurach godziny i kwadranse. Po ka�dym d�wi�ku nios�o si� w
powietrzu
brz�kliwe drganie, jak gdyby przemarzni�ta wie�a z�bami szcz�ka�a z zimna. Mr�z
stawa� si�
coraz dokuczliwszy.
Robotnicy naprawiaj�cy przewody gazowe na g��wnej ulicy, tu� u wylotu podw�rza,
roz-
palili du�e ognisko w mosi�nym koszu, wok� kt�rego zebra�a si� spora gromadka
obszarpa-
nych m�czyzn i wyrostk�w; biedacy grzali r�ce i mru��c oczy wpatrywali si� z
lubo�ci� w
jaskrawe p�omienie. Woda kapi�ca z kranu, o kt�rym wszyscy snad� zapomnieli,
�cina�a si�
po chwili w ponure i dziwnie nie�yczliwe sople lodu. Blask bij�cy od wystaw
sklepowych,
gdzie w cieple lamp trzaska�y weso�o obsypane jagod� ga��zki ostrokrzewu, barwi�
czerwie-
ni� blade twarze przechodni�w. To, co si� dzia�o w sklepach z drobiem i
�ywno�ci�, nale�a-
�oby nazwa� raczej pyszn� zabaw� ni�li handlem; przewija� si� przez nie korow�d
tak wspa-
nia�y, �e trudno wprost by�o uwierzy�, aby prozaiczne zasady sprzeda�y i zysku
mog�y mie� z
tym szale�stwem cokolwiek wsp�lnego. Lord Major w murach swego okaza�ego
domostwa
wyda� polecenia pi��dziesi�ciu kucharzom i lokajom, aby urz�dzili �wi�ta godne
domu wiel-
kiego dostojnika; a nawet biedny krawiec, kt�rego Lord Major skaza� w ubieg�y
poniedzia�ek
na pi�� szyling�w grzywny za pija�stwo i burd� uliczn�, miesza� na swym poddaszu
�wi�-
teczny pudding, podczas gdy jego chuda �ona z dzieci�ciem na r�ku posz�a do
rze�nika po
wo�owin�.
Coraz zimniej, coraz g�stsza mg�a. Ostry, bezlitosny, szczypi�cy mr�z. Gdyby
zacny �w.
Dunstan1, miast u�y� zwyk�ej swej broni, dmuchn�� takim mrozem z�emu duchowi w
nos, �w
ani chybi rykn��by wniebog�osy. Pewien m�odociany posiadacz perkatego nosa,
kt�ry to nos
zg�odnia�e mrozisko szczypa�o mu i gryz�o tak niemal �ar�ocznie, jak psy
obgryzaj� ko�ci,
pochyli� si� przy dziurce od klucza w drzwiach kantoru, aby uraczy� Scrooge�a
kol�d�. Ale
ju� przy pierwszych s�owach strofki:
Niech B�g ci b�ogos�awi, dobry panie.
Niech smutek nie ma do ciebie dost�pu...
Scrooge ruchem tak �wawym pochwyci� linijk�, �e ma�y �piewak uciek�
pozostawiaj�c
dziurk� od klucza owej jak�e dobranej parze � mgle i zimnu.
Wreszcie nadesz�a godzina zamkni�cia kantoru. Scrooge niech�tnie wsta� ze sto�ka
i w
milczeniu skin�� na wyczekuj�cego niecierpliwie tej chwili kancelist�, kt�ry
natychmiast zga-
si� �wiec� i w�o�y� na g�ow� kapelusz.
� Zapewne chcesz pan mie� jutro ca�y dzie� wolny od pracy? � spyta� Scrooge.
1 Legenda podaje, �e �wi�ty Dunstan, arcybiskup Canterbury, patron z�otnik�w,
chwyci� diab�a za nos roz-
grzanymi do czerwono�ci szczypcami i pu�ci� wtedy, gdy diabe� przyrzek�, �e ju�
go nigdy nie b�dzie nawiedza�.
9
� Je�eli to panu dogadza... � odpar� kancelista.
� Wcale mi nie dogadza � przerwa� Scrooge. � Co wi�cej, jest to ��danie wr�cz
nieuczci-
we. Gdybym tak potr�ci� panu z pensji za ten dzie� p� korony, uwa�a�by� pan
pewnie, �e ci�
spotka�a krzywda? � Kancelista u�miechn�� si� blado.
� A jednak nie przyjdzie panu pewnie do g�owy, �e to mnie spotyka krzywda, kiedy
p�ac�
pe�ne wynagrodzenie za dzie� wolny od pracy?
Kancelista rzek� nie�mia�o, �e zdarza si� to tylko raz do roku.
� Kiepska wym�wka dla kogo�, kto ka�dego 25 grudnia okrada cudz� kiesze� �
ci�gn��
Scrooge zapinaj�c paltot a� pod brod�. � Ale trudno, b�dziesz pan mia� dzie�
wolny. Za to
nazajutrz staw si� wcze�niej do pracy.
Kancelista przyrzek�, �e nie omieszka przyby� wczesnym rankiem, po czym Scrooge
wy-
szed� mrucz�c co� pod nosem. Kantor zosta� zamkni�ty w mgnieniu oka i
kancelista, owin�w-
szy szyj� d�ugim bia�ym szalikiem, kt�rego ko�ce dynda�y mu poni�ej pasa (nie
m�g� si� bo-
wiem poszczyci� posiadaniem p�aszcza), zjecha� na ko�cu d�ugiego �a�cuszka
ch�opc�w po
oblodzonym pag�rku na Cornhill razy dwadzie�cia, czcz�c w ten spos�b wiecz�r
wigilijny.
Potem za� pogna� najszybciej, jak tylko m�g�, do swego mieszkania w dzielnicy
Camden
Town, aby pobawi� si� z dzie�mi w �lep� babk�.
Scrooge zjad� sw�j sm�tny obiad w tej samej co zwykle sm�tnej jad�odajni,
przeczytawszy
za� wszystkie gazety i uprzyjemniwszy sobie reszt� wieczoru sprawdzianem
rachunk�w ban-
kowych, uda� si� do domu. Zajmowa� mieszkanie nale��ce ongi� do zmar�ego
wsp�lnika. Po-
s�pne to lokum znajdowa�o si� na pi�trze pos�pnego domu, kt�ry sta� w g��bi
podw�rza,
gdzie tak bardzo by� nie na miejscu, i� patrz�cy na� cz�owiek zaraz sobie
wyobra�a�, �e ba-
wi�c si� w chowanego we wczesnej swej m�odo�ci dom �w wbieg� tu i �adn� miar�
nie m�g�
odnale�� powrotnej drogi. Teraz by�o to ju� domowisko wiekowe i bardzo ponure,
gdy�
mieszka� w nim tylko Scrooge, w pozosta�ych za� pokojach mie�ci�y si� biura.
Podw�rze za-
lega�a ciemno�� nieprzenikniona i nawet Scrooge, kt�ry zna� tu ka�dy kamie�,
musia� id�c
trzyma� si� r�kami �ciany.
Mg�a i szron tak szczelnie zasnu�y star� bram�, i� zdawa� si� mog�o, �e duch
niepogody
zasiad� na progu w sm�tnej zadumie.
Ot� jest to fakt niezbity, �e ko�atka u drzwi nie odznacza�a si� niczym
szczeg�lnym � tym
chyba jedynie, �e by�a bardzo du�a. Nie ulega tak�e w�tpliwo�ci, �e odk�d
Scrooge mieszka�
w tym domu, widywa� j� ka�dego ranka i ka�dego wieczora; oraz �e posiada� tak
ma�o owej
cechy szczeg�lnej, zwanej bujn� wyobra�ni�, jak mo�e �aden inny mieszkaniec
Londynu, nie
wy��czaj�c nawet � co jest nader �mia�ym stwierdzeniem � rajc�w miejskich,
cz�onk�w ce-
ch�w i starszyzny kupieckiej. Musimy te� pami�ta�, �e Scrooge nie pomy�la� o
Marleyu ani
razu, odk�d tego� popo�udnia napomkn�� o jego �mierci. A teraz niech mi kto�
wyt�umaczy,
je�eli oczywi�cie potrafi, jak si� to sta�o, �e w�o�ywszy klucz do dziurki i
spojrzawszy na
ko�atk� Scrooge miast ko�atki zobaczy� � chocia� zjawiska tego nie poprzedzi�y
�adne prze-
miany � twarz Marleya.
Tak, twarz Marleya. Nie znajdowa�a si� ona bynajmniej, jak inne przedmioty na
podw�rzu,
w nieprzeniknionym mroku. Przeciwnie, promieniowa�o z niej jakie� pos�pne
�wiat�o, jak z
zepsutego homara w ciemnej piwnicy. Wyraz tej Marleyowej twarzy nie by� ani
zagniewany,
ani straszny. Spogl�da�a na Scrooge�a tak, jak ongi� Marley zwyk� by� na niego
patrze�: spod
zsuni�tych na widmowe czo�o widmowych okular�w. W�osy nad czo�em drga�y w
osobliwy
spos�b, jakby owiane czyim� oddechem lub poruszane mas� rozgrzanego powietrza;
oczy za�,
cho� szeroko otwarte, ca�kiem by�y nieruchome. Ta martwota oczu i sino�� sk�ry
czyni�y
twarz Marleya przera�aj�c�; ale widok jej zdawa� si� przera�a� nie wyrazem
rys�w, lecz jak-
by z innych, zgo�a niepoj�tych przyczyn.
I gdy Scrooge wpatrywa� si� uparcie w to dziwne zjawisko, ko�atka na powr�t
sta�a si�
ko�atk�.
10
Powiedzieliby�my nieprawd� twierdz�c, �e Scrooge nie dozna� wstrz�su lub �e
przestrach �
uczucie obce Scrooge�owi od dzieci�stwa � nie �ci�� mu krwi w �y�ach. Mimo to
wzi�� do r�ki
klucz, kt�ry przed chwil� wypu�ci�, przekr�ci� go �mia�o, wszed� do sieni i
zapali� �wiec�.
Trzeba jednak powiedzie�, �e zawaha� si�, zanim zamkn�� drzwi, i trzeba tak�e
powie-
dzie�, �e wpierw zajrza� za nie ostro�nie, jakby si� l�ka�, �e zobaczy tam
stercz�cy do sieni
harcap peruki starego Marleya. Ale na wewn�trznej stronie drzwi nie by�o nic,
pr�cz �rubek i
gwo�dzi, kt�rymi przymocowano ko�atk�, mrukn�wszy wi�c: � Bzdura! � zatrzasn��
drzwi.
Ca�y dom zatrz�s� si� jak od grzmotu. Ka�dy pok�j na g�rze i ka�da beczka w
piwnicy
kupca winnego na dole odpowiedzia�y w�asnym swoim echem. Scrooge jednak nie
nale�a� do
ludzi, kt�rych byle echo mog�oby przestraszy�. Zasun�� rygle, przeszed� przez
sie� i zacz��
powoli wst�powa� na schody, obja�niaj�c po drodze �wiec�.
Mo�ecie sobie m�wi� p�artem o przeja�d�ce karet� w sz�stk� koni po solidnych
staro-
�wieckich schodach starej kamienicy lub pomi�dzy paragrafami �le sformu�owanej
ustawy.
Ot� zapewniam was, �e na te schody mogliby�cie wtaszczy� � i to wtaszczy� bez
trudu �
karawan ustawiony w poprzek, dyszlem do �ciany, drzwiczkami za� do por�czy. Nie
tylko
zmie�ci�by si�, ale zosta�oby jeszcze sporo miejsca po bokach. I z tej zapewne
przyczyny
Scrooge�owi wyda�o si� nagle, �e widzi przed sob� w mroku wje�d�aj�cy na schody
karawan.
Sze�� ulicznych lamp gazowych nie o�wietli�oby dostatecznie tej sieni, mo�ecie
wi�c by�
pewni, �e �oj�wka Scrooge�a nie rozprasza�a bynajmniej ciemno�ci.
Szed� zatem Scrooge po schodach nic sobie z tych ciemno�ci nie robi�c. Ciemno��
jest ta-
nia, a wi�c Scrooge j� pochwala�. Ale zanim zamkn�� ci�kie drzwi mieszkania,
obszed� ko-
lejno pokoje sprawdzaj�c, czy wszystko jest w porz�dku. Wspomnienie twarzy
Marleya na
tyle by�o w nim �ywe, �e nie poniecha� tej ostro�no�ci.
Salonik, sypialnia, schowek. Nie ma nikogo pod sto�em, nikogo pod kanap�; na
kominku
pali si� md�y ogie�, �y�ka i talerz przygotowane na stole, ma�y garnuszek kleiku
(Scrooge by�
troch� przezi�biony) we wn�ce komina. Nikogo pod ��kiem, nikogo w szafie,
nikogo w szla-
froku wisz�cym na �cianie, kt�rego wyd�ty kszta�t wydawa� si� Scrooge�owi mocno
podej-
rzany. W schowku wszystko po dawnemu: stara krata sprzed kominka, stare buty,
dwa kosze
na ryby, umywalnia na trzech nogach i pogrzebacz.
Uspokojony Scrooge zamkn�� drzwi na zasuw�, i to na oba spusty, czego zazwyczaj
nie
robi�. Zabezpieczywszy si� w ten spos�b przed wszelkimi mo�liwymi
niespodziankami, zdj��
halsztuk z szyi, w�o�y� szlafrok, ranne pantofle i szlafmyc�, po czym usiad�
przed kominkiem i
zabra� si� do owsianki.
Ach, jak�e nik�y by� ten ogie� na kominku, doprawdy �miechu warty w tak mro�n�
noc.
Chocia� Scrooge przysun�� si� najbli�ej jak tylko m�g�, czeka� musia� d�ugo,
zanim z nie-
wielkiej garsteczki w�gli przyp�yn�o ku niemu s�abe ciep�o. Kominek by�
staro�wiecki, wy-
budowany dawno, dawno temu przez pewnego holenderskiego kupca i wy�o�ony
osobliwymi
holenderskimi kaflami, z kt�rych ka�dy przedstawia� inn� scen� z Pisma �wi�tego.
By�y wi�c
tam rozmaite odmiany Kain�w i Abl�w, c�rek faraon�w, kr�lowych Sab i anio��w
zst�puj�-
cych z nieba na chmurach niczym puchate pierzynki, dalej Abraham�w, Baltazar�w,
aposto-
��w, wyp�ywaj�cych na morze w �odziach kszta�tu sosjerek, oraz setki postaci, z
kt�rych ka�-
da mog�a przyku� do siebie uwag� Scrooge�a. Mimo to twarz Marleya, zmar�ego
przed sied-
miu laty, zjawi�a si� przed nim i jak laska staro�ytnego proroka poch�on�a
wszystko. Gdyby
kafle kominka by�y ca�kiem bia�e i mog�y pokry� si� obrazami wy�onionymi ze
strz�p�w
bez�adnych my�li Scrooge�a, na ka�dym z nich pojawi�aby si� podobizna jego
zmar�ego
wsp�lnika.
� Bzdura! � mrukn�� Scrooge i j�� przechadza� si� po pokoju.
Przemierzywszy kilka razy przestrze� od �ciany do �ciany, wr�ci� na dawne
miejsce, a gdy
siadaj�c przechyli� do ty�u g�ow�, wzrok jego zatrzyma� si� przypadkiem na
dzwonku, z daw-
na nie u�ywanym dzwonku, kt�ry w jakim� zapomnianym ju� obecnie celu ��czy�
pok�j
11
Scrooge�a z izb� na najwy�szym pi�trze domu. I wtedy to z niewypowiedzianym
zdumieniem
i przestrachem Scrooge spostrzeg�, �e dzwonek zaczyna si� porusza�. Pocz�tkowo
by� to ruch
tak nieznaczny, �e dzwonek �adnego nieomal nie wydawa� d�wi�ku, wkr�tce jednak
roz-
dzwoni� si� dono�nie i wtenczas odpowiedzia�y mu wszystkie dzwonki w domu.
Trwa�o to mo�e p� minuty, najwy�ej minut�, lecz Scrooge got�w by�by przysi�c,
�e up�y-
n�a godzina. Dzwonki umilk�y tak raptownie, jak raptownie rozbrzmia�y. I w tej
samej chwili
gdzie� g��boko pod pod�og� rozleg� si� jaki� d�wi�k brz�kliwy, jak gdyby kto�
wl�k� ci�kie
�a�cuchy po beczkach w piwnicy winiarza. Wtedy Scrooge przypomnia� sobie nagle,
�e jako-
by widma zjawiaj�ce si� w nawiedzonych domach ci�gn� za sob� �a�cuchy.
Drzwi piwnicy otworzy�y si� z trzaskiem i brz�k �a�cuch�w przyp�yn�� do
Scrooge�a
znacznie wyra�niej � wpierw s�ycha� go by�o w sieni na dole, potem na schodach.
Potem j��
zbli�a� si� do drzwi jego mieszkania.
� Bzdura! � mrukn�� Scrooge. � Ani my�l� w to uwierzy�!
Zblad� przecie, kiedy nie zadawszy sobie trudu otworzenia masywnych drzwi,
brz�kliwe wid-
mo wesz�o do pokoju. Na ten widok zamieraj�cy ogie� na kominie wystrzeli� w g�r�
jasnym
p�omieniem, jakby wo�aj�c: � znam go! Przecie� to duch Marleya! � po czym zn�w
przygas�.
Jego twarz, twarz starego Marleya. Marley w tej samej co ongi� peruce, w tej
samej kami-
zelce, spodniach i butach. Ozdobne chwasty przy butach, dziwnie naje�one,
porusza�y si�
lekko, podobnie jak harcap peruki, jak po�y surduta i w�osy na g�owie. D�ugi
�a�cuch, kt�ry
Marley wl�k� za sob�, opasywa� mu kilkakrotnie tali� i zwisa� za nim niczym
ogon. Wykona-
ny by� (Scrooge przyjrza� si� uwa�nie) z odrobionych w �elazie kasetek na
pieni�dze, kluczy,
k��dek, ksi�g rachunkowych, akt�w kupna i sprzeda�y oraz wypchanych sakiewek.
Posta�
Marleya by�a ca�kiem przezroczysta, tak �e Scrooge spogl�daj�c na kamizelk�,
widzia� po-
przez ni� dwa guziki na tyle surduta.
Aczkolwiek Scrooge s�ysza� cz�sto, jak ludzie mawiali, �e poch�aniany chciwo�ci�
Marley
wypruwa� z siebie przy pracy wszystkie flaki, to jednak dopiero teraz w to
uwierzy�.
W�a�ciwie nadal nie wierzy�, cho� przegl�da� widmo na wskro� i widzia� je
stoj�ce tu�
przed sob�; cho� przenika� go lodowaty ch��d od spojrzenia tych martwych oczu;
cho� za-
uwa�y� nawet, z jakiej materii zrobiona jest chustka, kt�rej dot�d nie
spostrzeg�, a kt�r� wid-
mo podwi�za�o sobie brod�. Mimo to Scrooge nadal nie wierzy� w obecno�� ducha i
usi�owa�
przeczy� w�asnym zmys�om.
� Co to ma znaczy� � spyta� zwyk�ym sobie zimnym i zgrzytliwym tonem. � Czego
chcesz
ode mnie?
� Chc� wiele � odpar�o widmo. Hm, by� to niew�tpliwie g�os Marleya.
� Kim jeste�?
� Spytaj mnie raczej, kim by�em.
� Kim�e wi�c by�e�? � spyta� Scrooge podnosz�c g�os. � Jeste� szczeg�lnie
drobiazgowy.
� Chcia� doda�: jak na ducha�, ale wyda�o mu si� to niew�a�ciwe.
� W �yciu doczesnym by�em Jakubem Marleyem, twoim wsp�lnikiem.
� Czy m�g�by�... czy m�g�by� usi���? � spyta� Scrooge z pow�tpiewaniem w g�osie.
� Oczywi�cie.
� Si�d� wi�c, prosz�.
Scrooge zada� to pytanie, poniewa� nie by� pewien, czy zjawa tak przezroczysta
mo�e si��� na
krze�le, domy�la� si� za�, �e w przeciwnym razie go�� jego zmuszony b�dzie
udzieli� mu amba-
rasuj�cych wyja�nie�. Ale widmo usiad�o jakby nigdy nic po przeciwnej stronie
kominka.
� Nie wierzysz we mnie � ozwa�o si� po chwili.
� Ani troch� � odpar� Scrooge.
� Jakich dowod�w mego istnienia ��dasz opr�cz �wiadectwa w�asnych swoich
zmys��w?
� Sam nie wiem.
� Czemu wi�c nie ufasz swoim zmys�om?
12
� Poniewa� cz�sto byle drobiazg wprowadza� w nie zam�t, lekka za� niedyspozycja
�o��d-
ka czyni z nich zwyk�ych oszust�w. Mo�esz by� po prostu kawa�kiem niestrawionej
wo�owi-
ny, odrobin� musztardy, okruchem sera lub cz�steczk� niedogotowanego kartofla.
Za kogo-
kolwiek si� podajesz, bardziej mi wygl�dasz na kawa�ek ci�ko strawnego mi�sa od
ko�ci ni�
na ko�ciotrupa.
Scrooge nie mia� bynajmniej zwyczaju sypa� �artami, zw�aszcza za� w tej chwili
wcale mu
nie by�o do �miechu. Je�eli chcecie wiedzie� prawd�, sili� si� na dowcip, aby
odwr�ci� uwag�
od sprawy najwa�niejszej i opanowa� l�k, albowiem g�os widma �cina� mu krew w
�y�ach.
Scrooge czu�, �e postrada zmys�y, je�li przez kr�tk� cho� chwil� b�dzie
spogl�da� w mil-
czeniu w nieruchome, szklane oczy widma. Zgroz� budzi�a w nim otaczaj�ca ducha
jakowa�
jego w�asna, piekielna atmosfera. Scrooge wprawdzie sam jej nie odczuwa�, nie
m�g� przecie�
w�tpi� w jej istnienie, bo chocia� widmo siedzia�o ca�kiem nieruchomo, jego
w�osy, po�y sur-
duta i chwasty u trzewik�w drga�y wci��, jak gdyby poruszane pr�dem powietrza
buchaj�ce-
go z czelu�ci pieca.
� Czy widzisz t� wyka�aczk�? � spyta� Scrooge zaczepnie, z pobudek dopiero co
wymie-
nionych ponawiaj�c sw�j atak, a tak�e pragn�c cho�by na kr�tk� chwil� odwr�ci�
od siebie
martwy wzrok zjawy.
� Widz� � odpar� duch.
� Kiedy wcale na ni� nie patrzysz.
� Mimo to j� widz� � wyja�ni� duch.
� Ot� � warkn�� Scrooge � wystarczy, �ebym j� po�kn��, a do ko�ca �ycia b�d�
n�kany
przez setki straszyde� w�asnej mojej fabrykacji. Powiadam ci, �e to wszystko
bzdura. Czysta
bzdura!
Us�yszawszy te s�owa duch zawy� tak przera�liwie i potrz�sn�� �a�cuchem w tak
pos�pny i
z�owieszczy spos�b, �e Scrooge ca�� si�� wpar� si� w krzes�o, aby nie pa�� na
pod�og�. Lecz
jak�e wzros�o jego przera�enie, gdy nagle duch rozwi�za� chustk� okalaj�c� twarz
� jak gdy-
by by�o mu w niej za gor�co w pokoju � i dolna jego szcz�ka opad�a a� na piersi.
Scrooge pad� na kolana i z�o�y� r�ce niczym do modlitwy.
� Lito�ci! � j�kn��. � Czemu mnie tak dr�czysz, straszliwa zjawo?
� Istoto przyziemna � ozwa� si� duch � czy wierzysz teraz we mnie?
� Wierz� � odpar� Scrooge. � Nie mog� inaczej. Ale powiedz mi, czemu duchy
chodz� po
ziemi i czemu mnie nawiedzaj�?
� Na ka�dym cz�owieku � odpar�o widmo � ci��y obowi�zek duchowego bratania si�
ze
swymi bli�nimi. Je�eli kto� obowi�zku tego zaniedba za �ycia, musi go dope�ni�
po �mierci.
Dusza takiego cz�owieka skazana jest na w�dr�wk� po �wiecie... ach, biada mi,
biada... i spo-
gl�da� musi na to wszystko, co nie mo�e ju� sta� si� jej udzia�em, cho� za �ycia
sta� si� mo-
g�o � ku wiecznej szcz�liwo�ci.
Znowu widmo j�kn�o przeci�gle i potrz�sn�wszy �a�cuchami za�ama�o bezcielesne
r�ce.
� Sp�tany jeste� �a�cuchem � rzek� Scrooge dr��c na ca�ym ciele. � Powiedz mi,
dlaczego?
� Musz� wlec za sob� �a�cuch � odpar�o widmo � kt�ry sam uku�em za �ycia.
W�asnymi
r�kami odrobi�em ka�de jego ogniwo, ka�dy jego jard. Sam si� nim opasa�em i z
w�asnej woli
go nosi�em. Czy�by obcy ci by� wz�r, wedle kt�rego zrobione s� te okowy?
Scrooge dygota� coraz gwa�towniej.
� Albo czy zdajesz sobie spraw� z ci�aru �a�cucha, kt�ry sam d�wigasz? W dniu
wilii
Bo�ego Narodzenia przed laty siedmiu tw�j �a�cuch tak by� d�ugi i ci�ki, jak
m�j. Od tego
czasu przyda�e� mu nowych ogniw. Imponuj�cy zaiste jest ten tw�j �a�cuch.
Scrooge obrzuci� szybkim spojrzeniem pod�og� spodziewaj�c si�, �e ujrzy wok�
siebie
najmniej kilkadziesi�t s��ni �elaznego powroza. Ale nic nie dostrzeg�.
� Jakubie � rzek� b�agalnie. � Drogi m�j Jakubie, powiedz�e co� jeszcze. Pociesz
mnie, Ja-
kubie.
13
� Nie jestem mocen ci� pocieszy� � odpar� duch.� Pociecha sk�din�d przychodzi,
Ebene-
zerze, udzielaj� jej za� inni ni�li ja pos�annicy innym ni�li ty ludziom. Nie
mog� te� powie-
dzie� wszystkiego, co bym rzec pragn��. Niewiele mog� ci po�wi�ci� czasu. Nie
wolno mi
spocz�� ani na chwil�, nie wolno zatrzyma� si� nigdzie ani pozosta� d�u�ej w
jednym miej-
scu. Za �ycia duch m�j nie wydala� si� poza �ciany naszego kantoru; nie wyrywa�
si� z cia-
snego kr�gu naszych spraw. A teraz daleka, daleka jeszcze przede mn� droga...
Ilekro� Scrooge si� zamy�la�, wsuwa� bezwiednie r�ce do kieszeni spodni.
Zastanawiaj�c
si� teraz nad s�owami ducha podobnie uczyni�, nie podni�s� jednak oczu i nie
powsta� z kl�-
czek.
� Musia�e� dot�d, Jakubie, podr�owa� bardzo powoli � ozwa� si� po chwili tonem
rze-
czowym, lecz z pokor� i szacunkiem w g�osie.
� Powoli � j�kn�� duch.
� Siedem lat jeste� nieboszczykiem � rozmy�la� na g�os Scrooge � i przez ca�y
ten czas w
podr�y...
� Przez ca�y ten czas � przytakn�� duch. � Ani chwili odpoczynku, ani chwili
folgi. Po�r�d
dr�cz�cych mnie bezustannie wyrzut�w sumienia.
� Czy podr�ujesz pr�dko? � spyta� Scrooge.
� Na skrzyd�ach wiatru � odpar� duch.
� W takim razie musia�e� przez te siedem lat przemierzy� ogromny szmat drogi.
Us�yszawszy te s�owa duch zawy� po raz trzeci i potrz�sn�� �a�cuchem, przy czym
w g�u-
chej ciszy brz�k �w zabrzmia� tak przera�liwie, �e stra�nik nocny mia�by s�uszne
prawo uka-
ra� ducha za zak��cenie porz�dku publicznego.
� O! � j�cza� duch � w jak�e srogiej, w jak�e okrutnej znajduje si� w niewoli
ten, kto nie
wie, �e wieki bezustannej pracy dokonywanej przez istoty nie�miertelne na tej
Ziemi musz�
przemieni� si� w wieczno��, zanim zwyci�y ostatecznie dobro, b�d�ce celem
wszelkiego
istnienia... Kto nie wie, �e ka�dy chrze�cijanin, kt�ry spe�nia czyny mi�o�ci w
swojej male�-
kiej sferze � jakakolwiek jest ona � przekona si� niebawem, i� nie starczy mu
�ycia, aby wy-
korzysta� wszystkie ogromne mo�liwo�ci dzia�ania dla dobra bli�nich... Kto nie
wie, �e naj-
g��bszy nawet �al nie okupi jednej zmarnowanej w �yciu sposobno�ci czynienia
dobra. A
takim w�a�nie cz�owiekiem by�em ja.
� Przecie� by�e� zawsze, Jakubie, kupcem dobrym i dba�ym o swe interesy � rzek�
niepew-
nie Scrooge, poj�wszy nagle, �e s�owa ducha odnosz� si� r�wnie� do niego.
� Interesy! � j�kn�� duch za�amuj�c r�ce. � Miast interesom powinienem by� �ycie
ca�e po-
�wi�ci� ludzko�ci. Powinienem by� �ycie ca�e po�wi�ci� pracy dobroczynnej,
okazywa� bli�-
nim mi�osierdzie, wyrozumia�o��, �yczliwo��. Sprawy zwi�zane z kupieckim
rzemios�em
stanowi�y zaledwie znikom� kropl� w niezmierzonym oceanie mych powinno�ci.
Wypowiadaj�c te s�owa duch podni�s� i wyci�gn�� przed siebie r�k� trzymaj�c�
�a�cuch,
jak gdyby to on w�a�nie by� przyczyn� jego pr�nych lament�w, potem cisn�� zn�w
�elastwo
na pod�og�.
� O tej porze roku � ci�gn�� duch � cierpi� najbole�niej. Czemu... o, czemu za
�ycia sze-
d�em po�r�d bli�nich z oczyma spuszczonymi w d� i nigdy ich nie podnios�em, by
spojrze�
na ow� b�ogos�awion� gwiazd�, kt�ra wskaza�a m�drcom drog� do ubogiej stajenki?
Czy� nie
do�� by�o w moim mie�cie ubogich dom�w, do kt�rych zaprowadzi�aby mnie ta
gwiazda?
S�ysz�c, jak duch coraz ostrzej sobie z sob� samym poczyna, Scrooge przerazi�
si� okrop-
nie i zacz�� dygota� niczym osika.
� Wys�uchaj mnie! � wo�a� duch. � Czas wyznaczony mi dobiega ju� ko�ca.
� Wys�ucham ci� jak najuwa�niej � odpar� Scrooge. � Ale nie b�d� dla mnie,
Jakubie, na-
zbyt surowy. I poniechaj tych kwiecistych oracji. B�agam ci�, Jakubie.
� Nie wolno mi wyjawi�, jak si� to sta�o, �em przyszed� dzisiaj do ciebie w
postaci wi-
dzialnej. Wiele, wiele razy siadywa�em przy tobie jako kszta�t niewidzialny dla
twoich oczu.
14
My�l ta wcale nie by�a Scrooge�owi mi�a. Dygoc�c jeszcze gwa�towniej, otar� pot
z czo�a.
� Obowi�zek ten nie jest najl�ejsz� cz�ci� mej pokuty � ozwa� si� znowu duch. �
Przy-
by�em tu dzisiejszego wieczora, aby ci� powiadomi�, �e nie przepad�a jeszcze dla
ciebie
wszystka nadzieja, �e mo�esz jeszcze unikn�� mego losu. Sposobno�� po temu mnie
b�dziesz
zawdzi�cza�, Ebenezerze.
� By�e� mi zawsze dobrym przyjacielem � rzek� Scrooge. � Dzi�ki!
� Nawiedz� ci� kolejno � ci�gn�� duch � trzy zjawy.
Twarz Scrooge�a tak si� wyd�u�y�a, �e broda, na podobie�stwo brody ducha, o ma�o
co nie
opad�a mu na piersi.
� Czy to w�a�nie ma by� owa sposobno��, o kt�rej wspomina�e�, Jakubie? � spyta�
dr��-
cym g�osem.
� Nie inaczej.
� My�l�, �e... �e raczej wola�bym tego unikn�� � wymamrota� Scrooge.
� Bez ich odwiedzin nie zdo�asz unikn�� mego losu � powiedzia� duch. � Oczekuj
pierw-
szego go�cia z za�wiat�w jutro, kiedy zegar wybije godzin� pierwsz� po p�nocy.
� Czy nie m�g�bym ich, Jakubie, przyj�� wszystkich razem i za jednym zamachem
ca��
rzecz zako�czy�? � zaproponowa� Scrooge.
� Oczekuj drugiego nocy nast�pnej, o tej samej porze. Trzeci przyb�dzie do
ciebie trzeciej
nocy, kiedy umilknie ostatnie uderzenie zegara wybijaj�cego p�noc. Nie
spodziewaj si� uj-
rze� mnie wi�cej. I radz� ci, aby� dla w�asnego dobra zapami�ta�, co si� dzisiaj
mi�dzy nami
wydarzy�o.
Wypowiedziawszy te s�owa widmo wzi�o ze sto�u chustk� i podwi�za�o sobie brod�,
jak
poprzednio.
Scrooge domy�li� si� tego po k�apni�ciu z�b�w, gdy zesz�y si� �ci�gni�te chustk�
szcz�ki.
Wtedy dopiero podni�s� oczy i zobaczy�, �e jego go�� z za�wiat�w stoi przed nim
wyprosto-
wany, z �a�cuchem owini�tym dooko�a r�ki.
Duch zacz�� si� teraz cofa�, a co postawi� krok, suwane okno podnosi�o si� o
kilka cali, tak
�e gdy stan�� wreszcie przy nim, okno by�o ju� szeroko otwarte.
Teraz widmo da�o Scrooge�owi znak r�k�, aby si� przybli�y�, co te� Scrooge
uczyni�. Ale
gdy znalaz� si� w odleg�o�ci dw�ch krok�w, duch Marleya wyci�gn�wszy przed si�
r�k�
wzbroni� mu podej�� bli�ej. Scrooge stan�� w miejscu.
Zrobi� to nie tyle z pos�usze�stwa, ile ze zdumienia i przestrachu. Albowiem
kiedy duch
podni�s� r�k�, rozleg�y si� w powietrzu jakie� zmieszane g�osy � bez�adne j�ki
�alu i rozpa-
czy, szlochy niewypowiedzianie �a�osne, pe�ne skargi i skruchy. Duch Marleya
nas�uchiwa�
chwil�, potem za� przy��czywszy si� do �a�obnego ch�ru wyfrun�� przez okno w
mro�n�,
czarn� noc.
W przyp�ywie i�cie desperackiej odwagi Scrooge wyjrza� przez okno.
W powietrzu roi�o si� od zjaw zd��aj�cych w rozmaitych kierunkach z gor�czkowym
po-
�piechem i w�r�d �a�osnych lament�w. Na podobie�stwo ducha Marleya wszystkie one
wlo-
k�y za sob� �a�cuchy. Niekt�re widma (mogli to by� przekupni ministrowie
przekupnych rz�-
d�w) skute by�y po kilka razem; ale nie znalaz�oby si� w�r�d nich ani jedno
wolne od �a�cu-
ch�w. Wiele z tych zjaw Scrooge zna� osobi�cie podczas ich ziemskiej w�dr�wki,
jak na
przyk�ad pewnego starego ducha w bia�ej kamizelce, z przymocown� do kostki u
nogi �elazn�
kasetk� na pieni�dze. Duch �w rozpacza� i zawodzi�, �e nie mo�e dopom�c
nieszcz�liwej
niewie�cie z dzieci�ciem w ramionach, kt�r� widzia� w dole siedz�c� na progu
domu. Snad�
najgorsz� dla nich udr�k� by�a bezsilno��: cho� pragn�y pomaga� ludziom, na
zawsze stra-
ci�y moc czynienia dobra.
Scrooge nie umia�by powiedzie�, czy zjawy rozp�yn�y si� we mgle, czy te� je ona
poch�o-
n�a. Ale znikn�y wszystkie jednocze�nie i jednocze�nie umilk�y ich upiorne
g�osy. Noc sta�a
si� na powr�t taka, jak kiedy Scrooge wraca� do domu.
15
Zasun�� okno i dok�adnie obejrza� drzwi, przez kt�re duch dosta� si� do �rodka.
Zamkni�te
by�y na oba spusty, tak jak je zamkn�� w�asnymi r�kami, rygle za� zdawa�y si�
nie naruszone.
Ju� chcia� powiedzie�: � Bzdura � ale umilk� przy pierwszej sylabie. A �e by� �
czy to na
skutek doznanych wzrusze�, czy na skutek ca�odziennego znoju, czy te� zetkni�cia
si� z �y-
ciem pozagrobowym i wyczerpuj�cej rozmowy z Marleyowym duchem � bardzo zm�czony,
rzuci� si� w ubraniu na ��ko i natychmiast zapad� w sen.
16
Strofka druga
Odwiedziny pierwszego ducha
Kiedy si� Scrooge obudzi�, tak by�o ciemno, �e wyjrzawszy poza zas�on� ��ka
zaledwie
m�g� dostrzec ja�niejsz� plam� okna na tle ciemnych �cian pokoju. Usi�owa�
przebi� mrok
swym bystrym wzrokiem, gdy nagle zegar na wie�y pobliskiego ko�cio�a wydzwoni�
cztery
kwadranse. Nas�uchiwa� wi�c, kt�ra te� wybije godzina.
Ku nieopisanemu zdumieniu Scrooge�a pot�ny dzwon wybi� najpierw sze�� uderze�,
po-
tem siedem, osiem i tak dalej � a� do dwunastu. Dopiero wtedy umilk�. Dwunasta.
By�o ju�
po drugiej, kiedy Scrooge po�o�y� si� do ��ka. Zegar �le chodzi. Okruch lodu
musia� wpa��
mi�dzy tryby. Dwunasta...
Nacisn�� spr�yn� swego repetiera, chc�c sprawdzi�, jaki te� b��d pope�ni� �w
zwariowany
zegar na wie�y. Cichutkie, szybkie bicie � dwana�cie uderze�. I cisza.
� Przecie� to niemo�liwe � zawo�a� Scrooge � a�ebym przespa� ca�y dzie� i spory
szmat nast�pnej
nocy. Niemo�liwe te� chyba, �eby s�o�cu przytrafi�o si� co� z�ego i �eby teraz
by�o po�udnie.
Ale poniewa� my�l ta mocno go zaniepokoi�a, wyskoczy� z ��ka i po omacku
odnalaz�
drog� do okna. Zanim dostrzeg� cokolwiek, musia� wpierw zdrapa� r�kawem szron z
szyby,
ale i wtedy niewiele zobaczy�. Zdo�a� tylko zauwa�y�, �e nad miastem nadal wisi
g�sta mg�a i
�e nadal jest mro�no, nie us�ysza� przecie tupotu n�g ludzi biegaj�cych tam i
sam w pop�ochu,
jak by si� rzecz mia�a, gdyby noc pobi�a na g�ow� dzie� i zapanowa�a
wszechw�adnie nad
�wiatem. Scrooge poczu� ulg�, gdyby bowiem nie mia�o ju� by� wi�cej dni na
�wiecie, ku-
pieckie zobowi�zanie tego rodzaju, co �w ci�gu dni trzech od okazania
niniejszego skryptu
zobowi�zuje si� wyp�aci� JWP Scrooge�owi lub osobie przez niego upowa�nionej
sum�...
itd.�, sta�yby si� bezwarto�ciowymi �wistkami.
Scrooge wr�ci� do ��ka i my�la�, my�la�, my�la�, ale �adn� miar� nic nie m�g�
zrozumie�.
A im d�u�ej my�la�, w tym wi�ksze wpada� zmieszanie; im usilniej za� stara� si�
nie my�le�,
tym wi�cej natr�tnych my�li hucza�o mu w g�owie.
Wspomnienie ducha Marleya srodze go trapi�o. Ilekro� po dojrza�ym namy�le
dochodzi�
do wniosku, �e nocna wizyta by�a jego snem, my�li jego wraca�y � niczym
rozci�gni�ta i na-
gle puszczona spr�yna � do punktu wyj�cia i znowu stawa�o przed nim to samo
pytanie:
�Czy mi si� to tylko przy�ni�o?�
Snuj�c takie rozmy�lania le�a� w ��ku, dop�ki kurant na wie�y nie wydzwoni�
trzech kwa-
drans�w. Wtedy to nagle sobie przypomnia�, �e na godzin� pierwsz� po p�nocy
duch Marleya
zapowiedzia� mu odwiedziny go�cia z za�wiat�w. Postanowi�, �e nie za�nie, p�ki
zegar nie wybije
godziny; by�o to m�dre zaiste postanowienie, zw�aszcza kiedy si� zwa�y, �e
Scrooge takie mniej
wi�cej mia� w tej chwili widoki na za�ni�cie, jak na p�j�cie �ywcem do nieba.
Ostatnie pi�tna�cie minut niezno�nie mu si� d�u�y�y i kilkakrotnie by� niemal
pewien, �e
zdrzemn�� si� i przespa� bicie zegara. A� wreszcie us�ysza� oczekiwane:
� Bim-bam!
� Kwadrans po dwunastej � rzek� Scrooge.
� Bim-bam!
� P� do pierwszej � liczy� Scrooge.
� Bim-bam!
� Za pi�tna�cie pierwsza � stwierdzi� Scrooge.
� Bim-bam!
� Pierwsza! � zawo�a� Scrooge tryumfalnie. � I nic si� nie zdarzy�o!
17
S�owa te Scrooge wypowiedzia�, zanim zegar wybi� godzin�. Ale zaledwie
przebrzmia�o
g�uche, dudni�ce, z�owieszcze, pos�pne: bu-um! � pok�j ca�y zaja�nia� blaskiem i
rozsun�y
si� zas�ony u ��ka.
A w�a�ciwie uczyni�a to czyja� r�ka niewidzialna. I nie my�lcie, �e rozsun�a
zas�on� w
nogach Scrooge�a lub za jego plecami! Rozsun�a j� w tej cz�ci, ku kt�rej
zwr�cone by�y
jego oczy. Wtedy Scrooge, uni�s�szy si� do pozycji wp�le��cej, ujrza� przed
sob� go�cia z
za�wiat�w. Znajdowa� si� on tak blisko niego, jak w tej chwili ja znajduj� si�
blisko ciebie,
czytelniku. A trzeba ci wiedzie�, �e sercem jestem z tob�.
Osobliwa ta posta� przypomina�a dziecko. A raczej nie tyle dziecko, ile starca
otoczonego
jak�� nieziemsk� atmosfer�, kt�ra go oddala�a od osoby patrz�cej i zmniejsza�a
do rozmiar�w
dziecka. W�osy opada�y mu a� na ramiona i by�y bia�e, jakby wysrebrzone wiekiem,
jednak�e
lico pozbawione zmarszczek ja�nia�o naj�wie�szym rumie�cem. Ramiona mia� �w
starzec
bardzo d�ugie i muskularne, podobnie jak d�onie, kt�rych kszta�t kaza� si�
domy�la� niezwy-
czajnej si�y. Zar�wno ramiona, jak i pi�knie uformowane nogi i stopy ca�kiem
by�y obna�one.
Posta� zjawy spowija�a �nie�nobia�a tunika �ci�gni�ta l�ni�cym pasem, od kt�rego
bi� za-
chwycaj�cy blask. Starzec trzyma� w r�ku ga��zk� zielonego ostrokrzewu, szat�
za� jego zdo-
bi�y � w osobliwej sprzeczno�ci z tym symbolem zimy � �wie�e wiosenne kwiaty.
Ale bar-
dziej ni� wszystko inne zdumiewa� snop jaskrawego �wiat�a wytryskaj�cy mu z
czubka g�owy i
o�wietlaj�cy ca�� posta�; z tej te� zapewne przyczyny starzec w chwilach smutku
miast ka-
pelusza u�ywa� ogromnego b�a�ka do gaszenia �wiec, kt�ry teraz trzyma� pod
pach�.
Gdy tak Scrooge coraz uwa�niej go obserwowa�, nawet nie �w snop �wiat�a wyda� mu
si�
najwi�ksz� osobliwo�ci� w postaci ducha. Albowiem podobnie jak pas u tuniki raz
l�ni� w
tym, kiedy indziej zn�w w innym miejscu, co za� ja�nia�o w jednej sekundzie, w
drugiej gi-
n�o w mroku, tak te� przemianom podlega� zarys widmowej postaci. Raz starzec
mia� jedn�
tylko r�k�, raz jedn� nog�, kiedy indziej dwadzie�cia n�g, potem zn�w mia� dwie
nogi, ale nie
mia� g�owy, po chwili za� ukazywa�a si� sama jego g�owa, przy czym nikn�cych w
g�stym
mroku cz�onk�w nie by�o wida� nawet w zarysie. A� nagle, w samym �rodku tych
dziw�w,
starzec stawa� si� zn�w sob� � postaci� o czystych i ostrych konturach.
� Czy� jest, panie, owym duchem, o kt�rego przybyciu zosta�em uprzedzony? �
spyta� Scrooge.
� Jam jest.
Duch wyrzek� te s�owa g�osem mi�ym i �agodnym, osobliwie cichym, jak gdyby miast
znajdowa� si� tu� obok Scrooge�a, przemawia� z wielkiego oddalenia.
� Kim jeste�? � spyta� Scrooge.
� Jestem Duchem Wigilijnej Przesz�o�ci.
� Bardzo dawnej przesz�o�ci? � dopytywa� si� Scrooge mierz�c okiem karl� posta�
go�cia.
� Niedawnej. Twojej.
Gdyby go o to kto� spyta�, Scrooge nie umia�by zapewne powiedzie�, dlaczego
zbudzi�o
si� w nim owo przemo�ne pragnienie. Tak czy inaczej, zapragn�� nagle ujrze�
ducha w czap-
ce, poprosi� go wi�c, aby nakry� g�ow�.
� Jak�e to? � zawo�a� duch. � Czy�by� chcia� tak pr�dko zgasi� niegodnymi r�koma
�wia-
t�o, kt�re ze mnie promieniuje? Czy ci nie do��, �e� jednym z tych, kt�rych
zgubnym nami�t-
no�ciom czapka ta zawdzi�cza swe istnienie? Kt�rzy przez wiele lat zmuszali
mnie, abym j�
nosi� naci�ni�t� g��boko na oczy?
W s�owach pe�nych szacunku Scrooge j�� przekonywa� ducha, �e ani teraz nie
zamierza�
go obrazi�, ani te� przenigdy w �yciu �wiadomie nie naciska� mu czapki na g�ow�.
Po czym
odwa�y� si� spyta�, co go tu sprowadza.
� Twoje dobro � odpar� duch.
Scrooge zapewni� ducha, i� jest mu wielce zobowi�zany, ale zaraz pomy�la�, �e
spokojny
sen pewniej by prowadzi� do tego celu ni�li ta nocna wizyta. Widocznie duch
odgad� jego
my�li, bo pr�dko dorzuci�:
18
� Wi�c je�li wolisz, przyby�em, aby ci� nawr�ci� ze z�ej