11531
Szczegóły |
Tytuł |
11531 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11531 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11531 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11531 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GEORGES SIMENON
MAIGRET I OPORNI
�WIADKOWIE
TYTU� ORYGINA�U FRANCUSKIEGO MAIGRET ET LES T�MOINS
R�CALCITRANTS
PRZE�O�Y�A KATARZYNA WITWICKA
ROZDZIA� 1
� Nie zapomnia�e� parasola?
� Nie.
Maigret by� ju� za drzwiami i w�a�nie zamyka� je za sob�.
� Mo�e jednak we� szalik.
�ona pobieg�a po szalik, nie domy�laj�c si� nawet, �e tych kilka s��w na d�ug� chwil�
zas�pi komisarza i pogr��y go w melancholijne rozmy�lania.
By� dopiero listopad � trzeci dzie� listopada, nawet nie bardzo zimny. Ale z nawis�ego,
jednostajnie zasnutego nieba si�pi� deszcz, jesienny deszcz, kt�ry, zw�aszcza wczesnym
rankiem, wydaje si� szczeg�lnie mokry i zdradliwy.
Niedawno, wstaj�c z ��ka, Maigret krzywi� si�, bo przy ka�dym poruszeniu g�ow� bola�
go kark. Nie by� to jeszcze reumatyzm, po prostu jaka� sztywno�� mi�ni czy te�
nadwra�liwo��.
Wczoraj wieczorem, po wyj�ciu z kina, d�ugo szli bulwarami, a deszcz ju� wtedy pada�.
.� Wszystko to nie by�o wa�ne. A jednak, z powodu tego szalika, mo�e dlatego, �e by� to
gruby szal zrobiony przez �on� na drutach, Maigret poczu� si� stary.
Schodz�c po stopniach, znaczonych �ladami mokrych
podeszew, i p�niej, id�c ulic� pod otwartym parasolem, znowu my�la� o tym, o czym
wczoraj wieczorem przypomnia�a mu �ona: �e za dwa lata p�jdzie na emerytur�.
Cieszyli si� z tego oboje. Rozmawiali d�ugo, rozwa�aj�c projekty zamieszkania na wsi, w
okolicy Meung�sur�Loire, kt�r� oboje lubili.
Jaki� �obuziak bez czapki potr�ci� go przebiegaj�c i nawet nie przeprosi�. M�ode
ma��e�stwo sz�o pod r�k� pod jednym parasolem � pewnie pracowali w biurach po�o�onych
niedaleko siebie.
Wczorajszej niedzieli by�o jako� bardziej pusto ni� zwykle, mo�e dlatego, �e w tym roku
wypad�y akurat Zaduszki. M�g�by przysi�c, �e jeszcze dzi� rano czu� zapach chryzantem.
Wczoraj widzieli ze swego okna ca�e rodziny w�druj�ce na cmentarz, ale �adne z nich dwojga
nie mia�o w Pary�u grob�w swoich bliskich.
Na rogu bulwaru Voltaire�a komisarz poczeka� na autobus i zas�pi� si� jeszcze bardziej,
gdy nadjecha� wielki nowoczesny w�z bez pomostu. Znaczy�o to, �e nie tylko b�dzie musia�
usi���, ale w dodatku zgasi� fajk�.
No, c�, ka�demu trafiaj� si� takie pechowe dni.
Te dwa lata zlec� nie wiadomo kiedy i nie b�dzie ju� potrzebowa� otula� szyi szalikiem, by
w dokuczliwym porannym deszczu t�uc si� przez Pary�, dzi� czarno�bia�y jak nieme filmy.
W autobusie pe�no by�o m�odzie�y, niekt�rzy pasa�erowie poznawali go, inni nie zwracali
na niego uwagi.
Gdy wysiad�, deszcz wyda� mu si� jeszcze zimniejszy i zacina� jeszcze mocniej. Maigret
czym pr�dzej schroni� si� pod sklepieniem gmachu Policji �ledczej, gdzie w sieni hula�
przeci�g, pod��y� ku schodom i tam odnajduj�c swojski zapach, jakby rodzinnego domu, i
niebieskawe �wiat�o pal�cych si� jeszcze lamp, odczu� nagle smutek na my�l, �e ju� wkr�tce
nie b�dzie przychodzi� tu codziennie.
Stary J�zef, kt�ry z jakich� nieznanych powod�w nie odchodzi� na emerytur�, powita� go z
porozumiewawcz� min� i szepn��:
� Inspektor Lapointe czeka na pana komisarza. Jak zwykle w poniedzia�ek, w poczekalni
i obszernym ftarzu pe�no by�o ludzi. Troch� nieznajomych; par� m�odych kobiet, kt�rych
obecno�� tutaj mog�a zdziwi�, poza tym stali bywalcy, wci�� spotykani przed tymi lub owymi
drzwiami.
Wszed� do swego gabinetu, palto, kapelusz i �w s�awetny szalik powiesi� w �ciennej szafie,
zawaha� si�, czy nie pos�ucha� zalece� �ony i nie otworzy� parasola, by wysech� w rogu
pokoju, ale w ko�cu wstawi� go do k�ta w szafie. By�o zaledwie wp� do dziewi�tej. Na
biurku le�a�a ju� poczta. Otworzy� drzwi do pokoju inspektor�w, u�cisn�� na powitanie d�onie
Lucasa i jeszcze paru innych.
� Prosz� powiedzie� Lapointe�owi, �e ju� jestem.
Biura obieg�a podawana szeptem z ust do ust plotka, �e J�zef jest w z�ym humorze, co
zreszt� nie by�o ca�kiem nie�cis�e. Bywaj� dni, gdy cz�owiek jest mrukliwy, pos�pny
rozdra�niony, a p�niej wspomina si� je jako dni najszcz�liwsze.
� Dzie� dobry, szefie.
Lapointe by� blady, niewyspany, oczy mia� nieco zaczerwienione, ale b�yszcz�ce z
zadowolenia. Dr�a� z niecierpliwo�ci.
Nareszcie! Capn��em go!
� Gdzie jest?
� W celce na ko�cu korytarza. Torrence go pilnuje.
� O kt�rej godzinie?
� O czwartej rano.
� M�wi� co�?
� Kaza�em da� mu kawy, a p�niej, ko�o sz�stej, �niadanko dla nas obu i pogwarzyli�my
sobie jak starzy przyjaciele.
� Daj go tutaj.
To by�o co�. Ju� od lat Grzegorz Bron, zwany Cierpliwym lub Kanonikiem, operowa� tak,
�e nie mo�na go by�o przy�apa� na gor�cym uczynku.
Raz tylko, przed dwunastu laty, schwytano go, poniewa� spa� nieco za d�ugo, ale po
odsiedzeniu kary wr�ci� do z�odziejskiego fachu, w niczym nie zmieniaj�c zwyczaj�w.
Poprzedzany przez Lapointe�a, kt�ry promienia�, jakby z�owi� najwi�kszego pstr�ga lub
najwi�kszego szczupaka roku, Kanonik wszed� teraz do gabinetu i z zak�opotan� min� stan��
przed zag��bionym w swych papierach Maigretem.
� Siadaj.
Odk�adaj�c jaki� list, Maigret zapyta�:
� Masz papierosy?
� Mam, panie komisarzu.
� Mo�esz zapali�.
By�o to wielkie ch�opisko lat czterdziestu trzech; ju� za swoich szkolnych czas�w musia�
by� t�usty i nalany. Mia� jasn� r�ow� cer�, kt�ra �atwo przechodzi w odcie� czerwony,
zadarty nos, podw�jny podbr�dek i naiwne usta.
� No co, z�apali ci� jednak?
� Z�apali.
Za pierwszym razem aresztowa� go w�a�nie Maigret i od tamtego czasu nieraz si�
spotykali, zawsze witaj�c si� uprzejmie.
� Zn�w to samo! � powiedzia� teraz komisarz robi�c aluzj� do okradzionego mieszkania.
Kanonik nie zaprzeczy�, tylko u�miechn�� si� skromnie. Nigdy nie mo�na mu by�o niczego
dowie��. A jednak, cho� nie zostawia� �lad�w, sama metoda kradzie�y by�a jakby jego
znakiem firmowym.
Pracowa� sam, ka�dy skok przygotowuj�c z niebywa�� cierpliwo�ci�. By� to cz�owiek
idealnie spokojny, bez na�og�w, bez nami�tno�ci, bez nerw�w.
Ca�y sw�j wolny czas sp�dza� w k�cie jakiego� baru, kawiarni czy restauracji, na poz�r
pogr��ony w lekturze gazety lub drzemce, lecz nic z tego, co m�wiono doko�a, nie uchodzi�o
jego uwagi.
By� r�wnie� gorliwym czytelnikiem tygodnik�w, w kt�rych dok�adnie studiowa� kroniki i
rubryki wiadomo�ci towarzyskich, dzi�ki czemu lepiej ni� ktokolwiek orientowa� si� we
wszelkich wyjazdach i przyjazdach co znamienitszych os�b.
Po czym pewnego pi�knego dnia do Policji �ledczej telefonowa�a jaka� znana osobisto��
� na przyk�ad aktor lub gwiazda filmowa, kt�rzy po powrocie z Hollywood, Londynu,
Rzymu czy Cannes zastawali mieszkanie okradzione.
Maigret, nie s�uchaj�c do ko�ca, pyta� od razu:
� A lod�wka?
� Pusta!
Bar z likierami r�wnie�. Poza tym z g�ry mo�na by�o przewidzie�, �e w�amywacz zostawi�
��ko w nie�adzie, �e u�ywa� pi�amy, szlafroka i nocnych pantofli gospodarza.
To w�a�nie by�a piecz�tka Kanonika, zwyczaj nabyty od samych pocz�tk�w, gdy mia�
dwadzie�cia dwa lata i prawdopodobnie bywa� rzeczywi�cie g�odny i spragniony wygodnego
pos�ania. Gdy upewni� si�, �e jakie� mieszkanie b�dzie puste przez par� tygodni, �e nie b�dzie
w nim s�u�by, �e dozorczyni nie polecono wietrzy� go � wprowadza� si�, nawet bez u�ycia
�omu, zamki bowiem nie mia�y dla niego tajemnic.
Gdy ju� dosta� si� do �rodka, zamiast zgarnia� w po�piechu warto�ciowe przedmioty �
bi�uteri�, obrazy, bibeloty � zamieszkiwa� tam na jaki� czas, zwykle dop�ty, p�ki nie
wyczerpa�y si� zapasy �ywno�ci.
Po jego pobycie znajdowano ze trzydzie�ci pustych puszek po konserwach i, oczywi�cie,
pewn� ilo�� pustych butelek. Czyta�. Spa�. Korzysta� z �azienki z rozkosz�, nie wzbudzaj�c
podejrze� w s�siadach.
Potem wraca� do siebie, podejmowa� regularny tryb �ycia, jedynie wieczorami zachodzi�
na belotk� do pewnego baru o z�ej reputacji przy ulicy des Ternes, gdzie, jako �e pracowa�
sam i nigdy nie opowiada� o swych wyczynach � spogl�dano na� z szacunkiem
zabarwionym nieufno�ci�.
� Napisa�a czy zatelefonowa�a do pana?
Zada� to pytanie z tak� sam� melancholi�, jaka ogarn�a Maigreta, gdy niedawno
wychodzi� z domu.
� O czym ty m�wisz?
� Pan dobrze wie, panie komisarzu. Bez tego nie nakryliby�cie mnie. Pa�ski inspektor �
zwr�ci� si� w stron� Lapointe�a � czeka� na mnie ju� w klatce schodowej i s�dz�, �e na ulicy
mia� kumpla. Mo�e nie?
� Tak.
Lapointe sp�dzi� nie jedn�, lecz dwie noce w klatce schodowej kamienicy w Passy, w
kt�rej mieszka� niejaki pan Ailvard. Wyjecha� w�a�nie do Londynu, gdzie mia� pozosta� dwa
tygodnie. Pisma donios�y o tej podr�y, bo Ailvard zamierza� pertraktowa� w sprawie
pewnego filmu i bardzo znanej gwiazdy.
Kanonik nigdy nie zapuszcza� si� do mieszka� natychmiast po wyje�dzie legalnego
lokatora. Odczekiwa� pewien czas, by� ostro�ny.
� Dziwi� si�, jak mog�em nie zauwa�y� pa�skiego inspektora. No, trudno� Mam
nauczk�!� Telefonowa�a do pana?
Maigret pokr�ci� g�ow� przecz�co.
� Pisa�a?
Maigret skin�� g�ow�.
� Przypuszczam, �e nie mo�e mi pan pokaza� tego listu? Pewnie zmieni�a charakter
pisma?
Nawet nie. Ale nie by�o potrzeby m�wi� mu o tym.
� Spodziewa�em si�, cho� nie chcia�em w to wierzy�, �e przyjdzie wreszcie taki dzie�. To
dziwka, za przeproszeniem pana, a jednak nie mog� si� na ni� gniewa� A w ka�dym razie
by�em przez dwa lata szcz�liwy, to ju� co� warte.
Przez, d�ugie lata nikt nie s�ysza�, by Kanonik mia� jakie� przygody z kobietami i z powodu
jego powierzchowno�ci nieraz dokuczano mu, zgaduj�c przyczyny jego wstrzemi�liwo�ci.
A� nagle w czterdziestym pierwszym roku �ycia o�eni� i z niejak� �ermen�, m�odsz� od
niego o dwadzie�cia lat, niedawno jeszcze spacerowa�a po ulicy de Wagram.
� Brali�cie �lub u mera?
� I nawet u ksi�dza. To Bretonka. Przypuszczam, �e przeprowadzi�a si� ju� do He�ka?
Mia� na my�li m�odego sutenera, He�ka bez Oka.
� To raczej on wprowadzi� si� do ciebie.
Kanonik nie oburzy� si�, nie wyrzeka� na los, interesowa� si� tylko sob�:
� Ile zarobi�em?
� Od dw�ch do pi�ciu lat. Czy inspektor Lapointe ju� ci� przes�ucha�?
� Notowa�, co m�wi�em.
Zadzwoni� telefon.
� Halo! Tu komisarz Maigret. S�ucha�, marszczy� brwi.
� Prosz� powt�rzy� nazwisko! Przysun�� sobie notes i wpisa�: Lachaume.
� Ulica de la Gare?� W Ivry?� Dobrze� Czy wzywano ju� lekarza?� Czy ten
cz�owiek na pewno nie �yje?
Kanonik nagle przesta� by� wa�ny i zdawa�o si�, �e sam to wyczu�. Wsta�, nie czekaj�c na
polecenie.
� Zdaje si�, �e panowie macie teraz co innego na g�owie�
Maigret powiedzia� do Lapointe�a:
� Zaprowad� go do aresztu, a sam id� si� przespa�. Otworzy� szaf�, wyj�� p�aszcz i
kapelusz, po czym z u�miechem u�cisn�� d�o� grubasa o rumianej twarzy.
� To nie nasza wina, stary.
� Wiem.
Szalika nie w�o�y�. W pokoju inspektor�w poszuka� Janviera, kt�ry w�a�nie przyszed�
przed chwil� i jeszcze nie wzi�� si� do pracy.
� Chod� ze mn�.
� Tak jest, szefie.
� Lucas, zadzwo� do Prokuratury. Kul� w sam �rodek klatki piersiowej zabito jakiego�
faceta przy ulicy de la Gare, w Ivry. Nazywa si� Lachaume. Biszkopty firmy Lachaume�
O�y�y nagle wspomnienia z dzieci�stwa sp�dzonego na wsi. W tamtych czasach w ka�dym
marnie o�wietlonym wiejskim sklepiku, gdzie sprzedawano nici do szycia i wyschni�te jak
kalosz jarzyny, zawsze mo�na by�o dosta� paczuszki w przejrzystym woskowanym papierze,
kt�rych etykietki g�osi�y: Wytw�rnia biszkopt�w Lachaume.
By�y te� herbatniki Lachaume i wafle Lachaume, a wszystko to zreszt� mia�o podobny,
troch� kartonowy smak.
Od tamtych czas�w nic o Lachaume�ie nie s�ysza�. Nie widywa� r�wnie� kalendarzy z
obrazkiem przedstawiaj�cym ch�opca o przesadnie r�owych policzkach i g�upkowatym
u�miechu, zajadaj�cego wafel Lachaume�a, i rzadko jedynie gdzie� na zapad�ej wsi zdarza�o
mu si� spotka� na jakiej� �cianie to nazwisko, mniej lub wi�cej wyblak�e.
� Oczywi�cie zawiadom tak�e Zak�ad Kryminalistyki.
� Tak jest, szefie.
Lucas ju� si�ga� po s�uchawk� telefonu. Maigret i Janvier schodzili ze schod�w.
� We�miemy samoch�d?
Sm�tek Maigreta rozwia� si� pod wp�ywem codziennej atmosfery Policji �ledczej.
Wci�gni�ty w sw�j �ywio�, nie rozmy�la� ju�, �e si� starzeje, ani nie stawia� sobie �adnych
pyta�.
Niedziele zawsze s� najgorsze. W samochodzie, zapalaj�c fajk�, kt�ra odzyska�a sw�j
smak, zapyta�:
� Jada�e� biszkopty Lachaume�a?
� Nie, szefie.
� Oczywi�cie, za m�ody jeste�.
Zreszt�, kto wie, mo�e nigdy nie by�y sprzedawane w Pary�u? S� takie produkty, kt�re
wyrabia si� specjalnie ; dla prowincji. Spotyka si� r�wnie� firmy, kt�re wychodz� z mody, ale
zachowuj� garstk� wiernych klient�w. Przypomnia� mu si� pewien aperitif, znany w czasach
jego m�odo�ci, a kt�ry teraz mo�na by�o dosta� jedynie w ober�ach po�o�onych daleko od
g��wnych szos.
Gdy min�li most, nie mogli jecha� dalej bulwarami, gdzie obowi�zywa� jednokierunkowy
ruch, i Janvier musia� kluczy� i zakr�ca� kilka razy, nim wr�ci� nad Sekwan�, naprzeciwko
Charenton.
Na drugim brzegu wida� by�o Hale Winne, a po lewej stronie poci�g jad�cy przez �elazny
most nad rzek�.
Tam gdzie kiedy� by�y tylko wille i szopy, teraz wznosi�y si� czynszowe kamienice
sze�cio� czy siedmiopi�trowe, ze sklepami i bistrami na parterze, ale tu i �wdzie pozosta�y
jeszcze luki, puste tereny, warsztaty, kilka parterowych domk�w.
� Kt�ry numer?
Maigret poda� numer i zatrzymali si� przed budynkiem, kt�ry ongi musia� by� okaza�y:
dwa pi�tra z kamienia i ceg�y, w g��bi wysoki komin, po kt�rym od razu mo�na by�o si�
domy�li�, �e mie�ci si� tutaj jaka� fabryczka. Przed bram� sta� samoch�d. Po chodniku
spacerowa� tam i z powrotem policjant. Trudno by�o powiedzie�, czy by� to jeszcze Pary�, czy
ju� Ivry; ulica, kt�r� w�a�nie min�li, stanowi�a zapewne granic�.
� Dzie� dobry, panie komisarzu. Drzwi s� otwarte. Na g�rze oczekuj� pana.
Brama pomalowana by�a na zielono, a w jednym jej skrzydle znajdowa�y si� nieco w�sze
drzwi. Obaj m�czy�ni znale�li si� pod sklepieniem, troch� podobnym jak na Quai des
Orfevres, z t� r�nic�, �e na drugim ko�cu by�y drzwi o matowych szybach. Jedna szyba by�a
wybita i zast�piono j� kartonem.
By�o tu ch�odno i wilgotno. Jedne drzwi prowadzi�y na prawo, drugie na lewo; Maigret po
namy�le wybra� te na prawo, a wyb�r okaza�o si� chyba s�uszny, weszli bowiem do hallu,
sk�d szerokie schody wiod�y na g�r�.
�ciany, niegdy� bia�e, teraz z��k�y i mia�y ciemne br�zowe smugi, a sp�kany sufit
�uszczy� si� tu i �wdzie. Trzy pierwsze stopnie by�y marmurowe, a nast�pne, drewniane, �
nie myte od dawien dawna, trzeszcza�y pod nogami.
Przypomina�o to niekt�re lokale biurowe, gdzie cz�owiek zawsze ma wra�enie, �e trafi� w
niew�a�ciwe drzwi. Gdyby Maigret lub Janvier odezwali si�, mo�e odpowiedzia�oby im echo?
Na pierwszym pi�trze kto� chodzi� i przechyli� si� przez por�cz, a gdy tylko Maigret
znalaz� si� na g�rze, jaki� m�ody cz�owiek o zm�czonym wyrazie twarzy przedstawi� mu si�:
� Legrand, sekretarz komisariatu w Ivry� Pan komisarz oczekuje pana�
Znowu jaki� hali, marmurowa posadzka, okno bez zas�on, przez kt�re wida� by�o Sekwan�
i deszcz.
Dom by� obszerny, pe�no w nim by�o drzwi, korytarzy, niby w jakim� urz�dzie, i wsz�dzie
ta sama szarzyzna, ten sam zapach zastarza�ego kurzu.
Na ko�cu nieco szerszego korytarza, na lewo, sekretarz zastuka� do drzwi, otworzy� i
ujrzeli sypialni�, w kt�rej by�o tak ciemno, �e komisarz z Ivry zarz�dzi�, aby pozostawiono
tam zapalone �wiat�o.
Okno wychodzi�o na podw�rze i poprzez przykurzony mu�lin firanek wida� by�o komin,
kt�ry Maigret ju� poprzednio zauwa�y� z ulicy.
Komisarz z Ivry, kt�rego zna� s�abo, by� m�odszy od jego i z przesadnym uszanowaniem
u�cisn�� mu r�k�.
� Przyby�em natychmiast, gdy tylko otrzyma�em wiadomo�� przez telefon.
� Doktor ju� poszed�?
� �pieszy� si�. Nie uwa�a�em za potrzebne zatrzymywa� go, poniewa� zaraz ma tu by�
lekarz s�dowy�
Nieboszczyk le�a� na ��ku i opr�cz komisarza policji w pokoju nie by�o nikogo.
� Rodzina?
� Wys�a�em ich do ich pokoj�w lub do salonu. S�dzi�em, �e b�dzie pan wola��
Maigret wyj�� zegarek z kieszeni. By�a za kwadrans dziesi�ta.
� O kt�rej pana powiadomiono?
� Jak�� godzin� temu. Akurat przyszed�em do biura. Telefonowano do mego sekretarza,
�ebym przyszed� tutaj.
� Czy pan wie, kto telefonowa�?
� Tak. Brat denata, Armand Lachaume.
� Pan go zna?
� Tylko z nazwiska. By� par� razy w komisariacie, gdy uwierzytelnia� podpis lub
za�atwia� jak�� formalno��. Lud�mi tego typu nie warto zawraca� sobie g�owy�
To zdanie zastanowi�o Maigreta: Ludzie, kt�rymi nie warto zawraca� sobie g�owy.
Rozumia� to, poniewa� zar�wno ten dom, jak i biszkopty firmy Lachaume wydawa�y si�
prze�ytkiem innej epoki, nie nale�a�y do wsp�czesnego �ycia.
Od wielu ju� lat Maigret nie widzia� takiej sypialni. Zapewne w najdrobniejszych
szczeg�ach nic nie zmieni�o si� tutaj od ubieg�ego stulecia. By�a nawet szafkowa umywalnia
z blatem z szarego marmuru, na kt�rym sta�a fajansowa miednica w kwiaty, taki sam dzbanek
od wody, mydelniczka i podstawka do g�bki.
Zreszt� meble i drobne przedmioty wcale nie by�y brzydkie. Niekt�re mia�yby
prawdopodobnie pewn� warto�� na jakiej� wyprzeda�y czy u antykwariusza, lecz tu, w tym
nagromadzeniu, sprawia�y ponure i przyt�aczaj�ce wra�enie.
Wydawa�o si�, �e w pewnym momencie, do�� ju� dawno temu, �ycie si� tu zatrzyma�o.
Nie �ycie spoczywaj�cego na ��ku m�czyzny, ale �ycie domu, �ycie w og�le. I nawet
fabryczny komin poza firankami, z liter� ,,L� z czarmych cegie� � by� �mieszny i
przestarza�y.
� Kradzie�?
Par� szuflad by�o otwartych. Na pod�odze ko�o szafy poniewiera�y si� krawaty i bielizna.
� Zdaje si�, �e znik� portfel, w kt�rym by�y pieni�dze.
� Kto to jest?
Maigret wskaza� trupa na ��ku. Prze�cierad�o i ko�dra by�y w nie�adzie. Poduszka spad�a
na pod�og�. Jedna r�ka zwisa�a. Na pi�amie, podartej lub spalonej przez proch, wida� by�o
�lady krwi.
Z rana Maigret my�la� o bia�o�czarnych kontrastach niemych film�w, a teraz, w tym
pokoju, przypomnia�y mu si� nagle dawne ilustracje w niedzielnych wydaniach gazet, kiedy
to jeszcze nie dawano fotografii, lecz rysunki przedstawiaj�ce dramatyczne wydarzenia
tygodnia.
� Leonard Lachaume, starszy syn.
� �onaty?
� Wdowiec.
� Kiedy to si� sta�o?
� Dzi� w nocy. Wed�ug doktora Voisin, �mier� nasta�a oko�o godziny drugiej nad ranem.
� Kto by� wtedy w domu?
� Chwileczk� Starzy, ojciec i matka, na� pi�trze, w lewym skrzydle� To dwoje�
Ch�opak�
� Co za ch�opak?
� Syn zabitego� Ma ze dwana�cie lat� Teraz jest w szkole�
� Mimo tego, co si� sta�o?
� Zdaje si�, �e gdy o �smej szed� do szko�y, nikt jeszcze o niczym nie wiedzia��
� Nikt nic nie s�ysza�? Kto jeszcze by� w domu?
� S�u��ca� Zdaje mi si�, �e nazywa si� Katarzyna� Sypia na g�rze, w pobli�u starych i
ch�opca� Wygl�da na r�wnie star� i r�wnie zniszczon� jak ten dom� Nast�pnie �w
m�odszy brat, Armand�
� Czyj brat?
� Nieboszczyka� Po drugiej stronie korytarza jest sypialnia jego i jego �ony.
� Oboje byli w domu tej nocy i wystrza� ich nie obudzi�?
� Tak twierdz�. Ograniczy�em si� do zadania im paru pyta�. To nie takie proste. Sam si�
pan przekona.
� Co nie jest proste?
� Rozezna� si� w tym. Kiedy si� tu zjawi�em, nie wiedzia�em, o co chodzi. Gdy tylko
zatrzyma�em samoch�d przed bram�, otworzy� mi Armand Lachaume, ten, kt�ry do mnie
telefonowa�. Z min� cz�owieka na wp� obudzonego powiedzia�, nie patrz�c na mnie: �M�j
brat zosta� zabity, panie komisarzu�. Przyprowadzi� mnie tutaj i wskaza� na ��ko. Na moje
pytanie, kiedy to si� sta�o, odpowiedzia�, �e nie ma poj�cia. Nalega�em: �Pan by� w domu?�
� �Oczywi�cie. Spa�em w moim pokoju�.
Komisarz policji wydawa� si� niezadowolony z samego siebie.
� Nie wiem, jak to powiedzie�. Zwykle, gdy w jakiej� rodzinie wydarzy si� co� takiego,
zastaje si� wszystkich przy zamordowanym, jedni p�acz�, inni opowiadaj�, co �lak, m�wi�
raczej za wiele� W tym wypadku dopiero po pewnym czasie zorientowa�em si�, �e w domu
byli nie tylko ci dwaj m�czy�ni�
� Widzia� pan reszt� rodziny?
� �on�.
� �on� Armanda, tego, kt�ry telefonowa� po pana, tak?
� Tak. W pewnej chwili pos�ysza�em jaki� szmer na korytarzu. Otworzy�em drzwi i
zobaczy�em j�. Mia�a twarz r�wnie zm�czon�, jak jej m��. Nie wygl�da�a na zmieszan�.
Zapyta�em, kim jest, a Armand odpowiedzia� za ni�: moja �ona�� Zapyta�em, czy niczego w
nocy nie s�ysza�a, a ona powiedzia�a, �e nie, �e ma zwyczaj za�ywa� jakie� tam �rodki
nasenne�
� Kto znalaz� cia�o? Kiedy?
� Stara s�u��ca, za kwadrans dziewi�ta. Widzia� j� pan?
� Widzia�em. Posz�a chyba z powrotem do kuchni. Podejrzewam, �e jest nieco
przyg�ucha. Zaniepokoi�o j�, �e starszy syn pa�stwa nie zjawi� si� na �niadanie, kt�re wszyscy
zwykle jedz� w sto�owym pokoju. Wreszcie zapuka�a do jego drzwi. Potem wesz�a, no i zaraz
zawiadomi�a rodzin�.
� A starzy?
� Nie m�wi� nic. Matka jest na wp� sparali�owana i bezmy�lnie patrzy przed siebie.
Ojciec wydaje si� tak przygn�biony, �e ledwo rozumie, co si� do niego m�wi.
I komisarz powt�rzy�:
� Przekona si� pan!
Maigret zwr�ci� si� do Janviera:
� Mo�e zechcia�by� rzuci� okiem?
Janvier wyszed�, a Maigret zbli�y� si� wreszcie do trupa, kt�ry le�a� na lewym boku,
twarz� do okna. Kto� ju� zamkn�� mu oczy. Mia� na wp� rozchylone usta i obwis�e czarne
w�sy, lekko siwiej�ce. Szpakowate w�osy przylepi�y si� do skroni i czo�a.
Trudno by�o okre�li� wyraz jego twarzy. Wydawa�o si�, �e nie cierpia� przed �mierci�, nad
wszystkim g�rowa�o jakie� os�upienie. Ale mo�e sprawia�y to te wp�otwarte usta, i mo�e
wyraz ten pojawi� si� ju� po �mierci.
Maigret us�ysza� kroki w hallu na pierwszym pi�trze, nast�pnie w korytarzu. Otworzy�
drzwi i natkn�� si� na jednego z wiceprokurator�w, kt�rego zna� od dawna, a kt�ry, patrz�c na
��ko, bez s�owa u�cisn�� mu r�k�. Maigret zna� r�wnie� pisarza s�dowego, kt�remu kiwn��
g�ow�, ale nie mia� poj�cia, kim jest wysoki m�ody m�czyzna, id�cy za nimi, bez palta i
kapelusza.
� S�dzia �ledczy Angelot�
M�ody urz�dnik, kt�ry si� tak przedstawi�, wyci�gn�� krzepk�, wypiel�gnowan� d�o�, d�o�
tenisisty, i Maigret zn�w pomy�la�, �e nowe pokolenie przejmuje w�a�nie zmian�.
Co prawda, tu� za nim post�powa� stary doktor Paul, zasapany, lecz �wawy, z oczyma i
ustami smakosza.
� Gdzie ten truposz?
Maigret zauwa�y�, �e szaroniebieskie �renice s�dziego �ledczego sta�y si� lodowate, a
czo�o poblad�o, co by�o zapewne oznak� niezadowolenia.
� Fotografowie ju� sko�czyli? � pyta� doktor Paul.
� Jeszcze ich nie by�o. Zdaje si�, �e w�a�nie id�. Trzeba by�o zaczeka�, a� zrobi� swoje,
najpierw oni, potem specjali�ci z Zak�adu Kryminalistyki, kt�rzy wtargn�li do pokoju i
zabrali si� do pracy.
W k�cie wiceprokurator spyta� Maigreta:
� Tragedia rodzinna?
� Zdaje si�, �e kradzie�.
� Nikt nic nie s�ysza�?
� Twierdz�, �e nie.
� Ile os�b by�o w domu?
� Zaraz policz� Dwoje starych i s�u��ca, to troje� Ch�opiec�
� Co za ch�opiec?
� Syn zabitego� To czworo� Nast�pnie brat i jego �ona� Sze�cioro! Sze�� os�b pr�cz
denata, i nikt nic nie s�ysza��
Wiceprokurator podszed� do futryny drzwi i powi�d� r�k� po papierze tapety.
� Mury grube, ale jednak! Broni nie znaleziono?
� Nie wiem� Komisarz policji z Ivry nie wspomina� mi o tym� Jak tylko sko�cz� si�
formalno�ci, zaraz przyst�pi� do pyta�
Fotografowie szukali elektrycznego gniazdka dla swych reflektor�w, a nie znalaz�szy go,
musieli wykr�ci� �ar�wk� ze zwisaj�cej po�rodku pokoju lampy. Chodzili tam i sam,
marudzili, potr�cali si�, wymy�lali sobie, a tymczasem s�dzia �ledczy w szarym ubraniu,
wygl�daj�cy jak wysportowany student, sta� bez ruchu nie m�wi�c ani s�owa.
� Czy nie s�dzi pan, �e m�g�bym teraz odej��? � zapyta� komisarz policji. � W mojej
poczekalni ju� pewno t�um ludzi. Tutaj gapie zaczn� si� wkr�tce gromadzi� na chodniku,
m�g�bym wi�c przys�a� panu na wszelki wypadek kilku moich ludzi.
� Bardzo prosz�. Dzi�kuj� panu.
� Moi inspektorzy dobrze znaj� dzielnic�. Mo�e kt�ry� z nich przyda�by si� panu?
� P�niej na pewno mi si� przyda. Zatelefonuj� do pana. Raz jeszcze dzi�kuj�.
Odchodz�c ju�, komisarz powt�rzy�:
� Przekona si� pan!
Wiceprokurator zapyta� p�g�osem:
� O czym? Maigret:
� Rodzina� Otoczenie� Gdy komisarz policji tu si� zjawi�, przy zmar�ym nie by�o
nikogo� Ka�dy siedzia� u siebie lub w jadalni� Nikt nic nie s�ysza��
Zast�pca prokuratora przygl�da� si� meblom, tapetom z plamami wilgoci, szafie, okapowi
kominka, na kt�rym ca�e pokolenia much pozostawi�y swe �lady.
� To mnie wcale nie dziwi�
Pierwsi wyszli fotografowie i w pokoju zrobi�o si� nieco lu�niej. Doktor Paul m�g�
przyst�pi� do urz�dowych ogl�dzin, podczas gdy specjali�ci szukali odcisk�w palc�w i
przetrz�sali szuflady.
� O kt�rej, doktorze?
� Po autopsji b�d� wiedzia� dok�adniej, ale w ka�dym razie nie �yje ju� ze sze�� godzin.
� �mier� nast�pi�a natychmiast?
� Strzelono z bliska� Rana zewn�trzna jest wielko�ci spodka, sk�ra opalona�
� Kula?
� Znajd� j� p�niej, w ciele, nie wysz�a bowiem, co pozwala przypuszcza�, �e strzelano z
ma�ego kalibru.
Ca�e d�onie mia� powalane krwi�. Podszed� do umywalni, ale miednica by�a pusta.
� Powinien tu gdzie� by� kran�
Otwarto mu drzwi. Na korytarzu by� Armand Lachaume, m�odszy brat zabitego; bez s�owa
zaprowadzi� doktora do staromodnej �azienki, gdzie kr�lowa�a antyczna wanna o wygi�tych
n�kach, z kranem kapi�cym zapewne od lat, gdy� na emalii potworzy�y si� br�zowe smugi.
� No, to niech pan pracuje, Maigret � westchn�� wiceprokurator i zwracaj�c si� do
s�dziego �ledczego doda�: � Ja wracam do Pa�acu.
Ale s�dzia mrukn��:
� Bardzo �a�uj�, �e nie b�d� panu towarzyszy�. Zostaj�.
Maigret �achn�� si� i omal nie poczerwienia�, gdy spostrzeg�, �e m�ody s�dzia to zauwa�y�.
Angelot za� rzek� po�piesznie:
� Prosz� nie mie� mi tego za z�e, panie komisarzu. Pan wie, �e jestem dopiero
pocz�tkuj�cym i mam teraz �wietn� okazj�, aby si� czego� nauczy�.
Czy w jego g�osie nie by�o cienia ironii? By� uprzejmy, nawet ugrzeczniony. I ca�kowicie
ch�odny pod pozorami ej serdeczno�ci.
Zapewne przedstawiciel tej nowej szko�y, wed�ug kt�rej �ledztwo od samego pocz�tku a�
do ko�ca powinien prowadzi� s�dzia �ledczy, a policja ma ograniczy� si� do wykonywania
jego polece�.
Janvier, kt�ry sta� w�a�nie w progu i wszystko s�ysza�, wymieni� z Maigretem
porozumiewawcze spojrzenie.
ROZDZIA� 2
Maigretowi nie uda�o si� ukry� z�ego humoru i do pasji doprowadza�a go my�l, �e s�dzia
nie tylko to widzi, ale przypisuje zapewne swej obecno�ci, co jedynie cz�ciowo odpowiada�o
prawdzie, bo przecie� jeszcze na bulwarze Richard�Lenoir epizod z szalikiem wywo�a� ca�y
�a�cuch ponurych my�li!
Ten Angelot, taki wy�wiecony, taki ruchliwy, na pewno niedawno sko�czy� studia. I albo
by� cz�owiekiem wyj�tkowym, jakich w ka�dym pokoleniu policzy� mo�na na palcach, albo
protegowanym jakich� wp�ywowych osobisto�ci, i dzi�ki temu zamiast obija� si� ca�e lata w
jakim� s�dzie podprefektury zosta� mianowany w Pary�u.
Gdy przed chwil� wiceprokurator przedstawia� ich sobie, s�dzia poprzesta� na u�ci�ni�ciu
d�oni Maigreta z �ywo�ci�, kt�ra mog�a uchodzi� za serdeczno��, lecz nie wypowiedzia� przy
tym �adnego z tych zda�, do kt�rych komisarz by� przyzwyczajony. Oczywi�cie nie nale�a�o
oczekiwa�, �e powie, jak mawiali starsi od niego: �Mi�o mi zn�w pana spotka�. Inni jednak
b�kali zazwyczaj: �Ciesz� si� niezmiernie, �e b�d� pracowa� z panem�.
Trudno by�o przypu�ci�, �e Angelot nigdy o nim nie s�ysza�. A tymczasem nie okaza� ani
zadowolenia, ani ciekawo�ci.
Czy�by to by�a �wiadomie przyj�ta postawa, aby da� Maigretowi do zrozumienia, �e jego
popularno�� wcale mu nie imponuje? Czy te� brak zainteresowania, owa szczera oboj�tno��
m�odego pokolenia?
Komisarz zapami�ta� jednak par� spojrze� tamtego i zastanawia� si�, czy to raczej nie
pewna nie�mia�o��, rodzaj wstydliwo�ci.
Maigreta kr�powa�o to znacznie bardziej ni� spryt. Czu�, �e jest obserwowany, i usi�owa�
zachowywa� si� swobodnie. Powiedzia� p�g�osem do Janviera:
� R�b to, co zwykle. Obaj wiedzieli, o co chodzi.
Po czym Maigret zwr�ci� si� do Armanda Lachaume, nie ogolonego i bez krawata:
� Przypuszczam, �e jest jaki� pok�j, w kt�rym mogliby�my swobodnie porozmawia�?
A nawi�zuj�c do panuj�cego tu ch�odu, doda�:
� Przede wszystkim, jaki� pok�j ogrzany. Dotkn�wszy grzejnika starego typu stwierdzi�,
�e centralne ogrzewanie nie dzia�a.
Lachaume tak�e nie sili� si� na uprzejmo��.
Przez chwil� zdawa� si� zastanawia�, po czym z opuszczonymi ramionami, jakby
zrezygnowany, powiedzia�:
� T�dy�
Nie tylko w atmosferze domu, ale i w postawie jego mieszka�c�w wyczuwa�o si� co�
dziwnie niejasnego. Jak zauwa�y� komisarz z Ivry, zamiast p�aczu, bez�adnego snucia si� tam
i z powrotem, gor�czkowych rozm�w, s�ysza�o si� tylko przyciszone kroki, widzia�o si� na
wp� uchylone drzwi, czu�o si� �ledz�ce oczy.
W�a�nie w tym �le o�wietlonym korytarzu Maigret dostrzeg� nagle w szparze jakich� lekko
uchylonych drzwi czyje� oko, ciemne w�osy, jak�� posta�, sylwetk� niew�tpliwie kobiec�.
Doszli do hallu na pierwszym pi�trze i Armand Lachaume pchn�� po lewej stronie drzwi
do przedziwnego salonu, gdzie dwoje starych ludzi siedzia�o ko�o �elaznego piecyka.
Syn nic nie powiedzia�, nikogo nikomu nie przedstawi�. Ojciec mia� co najmniej ze
siedemdziesi�t pi�� lat, mo�e osiemdziesi�t. W przeciwie�stwie do Armanda by� �wie�o
ogolony, w czystej koszuli i czarnym krawacie.
Powsta�, r�wnie spokojny i godny jak na posiedzeniu jakiej� rady nadzorczej, sk�oni� si�
lekko g�ow�, po czym pochyli� si� ku �onie, kt�ra musia�a by� w tym samym co i on wieku;
p� twarzy mia�a bezw�adne, a oko nieruchome, jak szklane.
Starzec pom�g� jej wsta� z fotela i oboje bez s�owa wyszli przez inne drzwi.
W tym w�a�nie pokoju gromadzi�a si� zazwyczaj ca�a rodzina, �wiadczy�y o tym
porozstawiane meble, porozrzucane przedmioty. Maigret usiad� na krze�le i zwr�ci� si� do
s�dziego Angelot:
� Czy pan chce zadawa� pytania?
� Prosz�, niech pan prowadzi przes�uchanie. S�dzia opar� si� plecami o futryn� drzwi.
�� Mo�e pan b�dzie �askaw usi���, panie Lachaume � powiedzia� Maigret.
Jak gdyby porusza� si� w g�stej mgle. Wszystko tu zdawa�o si� nieuchwytne, jedynie
wci�� padaj�cy za oknami deszcz by� rzeczywisty.
� Prosz� mi powiedzie�, co pan wie.
� Nic nie wiem.
Ton by� oboj�tny, bezosobowy, ale wzrok unika� spotkania ze spojrzeniem komisarza.
� Zmar�y to pana starszy brat, prawda?
� Tak, to m�j brat Leonard, ju� to m�wi�em pa�skiemu koledze.
� Wytw�rnia biszkopt�w egzystuje nadal?
� Oczywi�cie. On j� prowadzi�?
�Nasz ojciec jest prezesem rady nadzorczej. Ale kto naprawd� kierowa� fabryk�? M�j
brat.
� A pan?
� Zajmowa�em si� sprawami administracyjnymi i ekspedycj�.
� Czy pana brat dawno owdowia�?
� Osiem lat temu.
� Czy pan orientowa� si� w jego �yciu osobistym?
� Przebywa� stale tutaj, w�r�d nas.
� Przypuszczam jednak, �e poza domem mia� jakie� �ycie prywatne, przyjaci�,
przyjaci�ki, znajomych?
� Nie wiem.
� O�wiadczy� pan komisarzowi policji, �e zgin�� jaki� portfel.
Lachaume skin�� g�ow� twierdz�co.
� Jak� sum� m�g� ten portfel zawiera�?
� Nie mam poj�cia.
� Du�� sum�?
� Nie wiem.
� Czy brat pana mia� na przyk�ad zwyczaj trzyma� u siebie w pokoju po kilkaset tysi�cy
frank�w?
� Nie s�dz�.
� Czy to on kierowa� finansowymi sprawami przedsi�biorstwa?
� On i ksi�gowy.
� A gdzie jest ksi�gowy?
� My�l�, �e na dole.
� A gdzie odprowadzano wp�ywaj�ce pieni�dze?
� Do banku.
� Codziennie?
� Pieni�dze nie wp�ywaj� codziennie.
Maigret zmusza� si� do spokoju i uprzejmo�ci, czuj�c na sobie oboj�tny wzrok m�odego
s�dziego.
� No dobrze, ale zdarza�o si� przecie�, �e by�y jakie� pieni�dze�
� W kasie pancernej.
� Gdzie jest ta kasa?
� Na parterze, w gabinecie mego brata.
� Nie naruszono jej dzi� w nocy?
� Nie.
� Jest pan tego pewny?
� Tak.
� Czy przypuszcza pan, �e morderca pa�skiego brata przyszed� z zewn�trz, w celu
kradzie�y?
� Tak.
� Kto� zupe�nie obcy?
� Tak przypuszczam.
� Ile os�b pracuje w przedsi�biorstwie?
� W tej chwili dwadzie�cia. By� czas, �e zatrudniali�my powy�ej setki robotnik�w i
robotnic.
� Zna� pan ich wszystkich?
� Tak.
� Nie podejrzewa pan nikogo?
� Nie.
� Ubieg�ej nocy nic pan nie s�ysza�, mimo �e pa�ska sypialnia jest zaledwie par� metr�w
od sypialni pa�skiego brata?
� Nic nie s�ysza�em.
� Ma pan mocny sen?
� Chyba tak.
� Czy a� tak mocny, ze wystrza� w odleg�o�ci dziesi�ciu krok�w od pana nie m�g�by
pana obudzi�?
� Nie wiem.
W tej chwili da�o si� s�ysze� jakie� dudnienie i zdawa�o si�, �e dom, pomimo swych
grubych mur�w, zadr�a� troch�. Maigret i s�dzia �ledczy wymienili spojrzenia.
� To poci�g?
� Tak. Tory przebiegaj� niedaleko.
� Czy w nocy ruch jest du�y?
� Nie liczy�em poci�g�w. Chyba ze czterdzie�ci, zw�aszcza d�ugie sk�ady towarowe.
Zastukano do drzwi. Janvier da� znak Maigretowi, �e ma mu co� do powiedzenia.
� Wejd�. M�w.
� Na podw�rzu, a par� metr�w od �ciany, le�y drabina. Znalaz�em �lady, ze oparta by�a o
parapet okna.
� Kt�rego okna?
� Okna hallu s�siaduj�cego z tym pokojem. Okno wychodzi na podw�rze. Drabin�
musiano przestawi� niedawno i jedna szybka zosta�a najpierw poci�gni�ta myd�em, a potem
st�uczona.
� Wiedzia� pan o tym, panie Lachaume?
� Zauwa�y�em to.
� Dlaczego nic mi pan o tym nie powiedzia�?
� Nie mia�em sposobno�ci.
� Gdzie zwykle stoi ta drabina?
� Zwykle stoi oparta o �cian� budynku administracyjnego, na lewo, w podw�rzu.
� By�a tam wczoraj wieczorem?
� Powinna by�a by�.
� Pan pozwoli?
Maigret wyszed� z pokoju, by osobi�cie rzecz sprawdzi�, a tak�e by odetchn�� nieco i przy
okazji zapali� fajk�. G�rny hali rozja�nia�y dwa okna; jedno wychodzi�o na ulic�, a drugie, po
przeciwnej stronie, na podw�rze. Jedna z szyb tego w�a�nie okna by�a wybita i kilka
kawa�k�w szk�a le�a�o na pod�odze.
Otworzy� okno szeroko i na szarym kamieniu zobaczy� dwie nieco ja�niejsze smugi, kt�re
odpowiada�y szeroko�ci drabiny.
Drabina, jak m�wi� Janvier, le�a�a uko�nie na podw�rzu. Wysoki komin dymi� leciutko. W
budynku na lewo wida� by�o kobiety pochylone nad d�ugim sto�em.
Ju� mia� powr�ci� do salonu, gdy pos�ysza� szmer i zobaczy� otwieraj�ce si� drzwi jednego
z pokoi, a w nich kobiet� w niebieskim szlafroku.
� Czy mog� prosi� pani� na chwil� do salonu?
Zawaha�a si�, zawi�za�a pasek szlafroka i wreszcie wysz�a.
By�a m�oda. Twarz, jeszcze nie umalowana, l�ni�a nieco.
� Prosz�, niech pani wejdzie.
Po czym zwr�ci� si� do Armanda Lachaume:
� Domy�lam si�, �e to pa�ska �ona?
� Tak.
Ma��onkowie nie patrzyli na siebie.
� Prosz�, niech pani siada.
� Dzi�kuj�.
� Czy pani r�wnie� nic dzi� w nocy nie s�ysza�a?
� Bior� co wiecz�r proszki nasenne.
� Kiedy dowiedzia�a si� pani, �e szwagier nie �yje?
Chwil� patrzy�a w pr�ni�, jakby si� zastanawia�a.
� Nie patrzy�am na zegarek.
� Gdzie pani wtedy by�a?
� W swoim pokoju.
� Czy to jest r�wnie� pok�j pani m�a?
�Znowu si� zawaha�a.
� Nie.
� Pani pok�j ma drzwi na korytarz, prawie naprzeciw pokoju szwagra?
� Tak. Po prawej stronie korytarza s� dwa pokoje, mego m�a i m�j.
� Od jak dawna zajmujecie pa�stwo osobne pokoje?
Armand Lachaume chrz�kn��, zwr�ci� si� do s�dziego �ledczego i g�osem dr��cym, g�osem
cz�owieka nie�mia�ego, kt�ry musi zdoby� si� na odwag�, zapyta�:
� Nie wiem, czy panu komisarzowi wolno stawia� nam pytania dotycz�ce spraw
osobistych. Jaki� w�amywacz zabi� dzi� w nocy mego brata, a jak dot�d policja zdaje si�
interesowa� tylko tym, co my�my robili i gdzie my�my byli.
Cie� u�miechu przemkn�� po ustach Angelota.
� Przypuszczam, �e komisarz Maigret przes�uchuje pa�stwa jedynie w charakterze
�wiadk�w.
� Nie �ycz� sobie, by niepokojono moj� �on�, i prosi�bym nie miesza� jej w to wszystko.
By� to bezsilny gniew, a tak�e gniew cz�owieka, kt�ry rzadko uzewn�trznia swoje uczucia;
policzki Armanda Lachaume poczerwienia�y.
Maigret podj�� �agodnie:
� Kto dotychczas by� tutaj traktowany jako g�owa rodziny, panie Lacftaume?
� Jakiej rodziny?
� Powiedzmy, grupy os�b, kt�re mieszkaj� w tym domu.
� To nasza prywatna sprawa. Prosz� nie odpowiada�! � zwr�ci� si� do �ony.
Maigret zauwa�y�, �e Lachaume ani razu nie zwr�ci� si� do �ony po imieniu, ale w pewnej
sferze by�o to przyj�te, cz�sto przez snobizm.
� Je�li tak dalej p�jdzie, to za chwil� zacznie pan dr�czy� moich rodzic�w. Potem
urz�dnik�w, pracownik�w�
� W�a�nie mam ten zamiar.
� Nie wiem w�a�ciwie, jakie s� pa�skie uprawnienia�
S�dzia �ledczy zaproponowa�:
� Mog� to panu obja�ni�.
� Dzi�kuj�. Wol�, aby nasz adwokat by� obecny. S�dz�, �e mam prawo go wezwa�.
S�dzia �ledczy zawaha� si� chwil�, nim odpowiedzia�:
� �aden przepis nie zabrania, aby pa�ski adwokat by� obecny. Jednak�e raz jeszcze
zwracam panu uwag�, �e pan i pa�ska rodzina jeste�cie przes�uchiwani jako �wiadkowie, nie
ma wi�c w tym wypadku potrzeby wzywa�
� Nie b�dziemy odpowiadali, p�ki nie przyjdzie adwokat.
� Jak pan sobie �yczy.
� Chc� do niego zatelefonowa�.
� Gdzie jest telefon?
� W jadalni.
By� to pok�j s�siedni i dwoje staruszk�w siedzia�o tam przed kominkiem, na kt�rym pali�y
si� dwa mizerne polana. S�dz�c, �e to nowe naj�cie, zrobili ruch, jakby zamierzali wsta� i
opu�ci� pok�j, ale Armand Lachaume zamkn�� za sob� drzwi.
�Pani m�� jest, jak si� zdaje, bardzo wstrz��ni�ty.
Spojrza�a na komisarza twardo.
� To chyba zrozumia�e, prawda?
� Czy bracia nie byli bli�niakami?
� Jest siedem lat r�nicy mi�dzy nimi.
Jednak�e rysy twarzy mieli niemal identyczne, nawet w�sy takie same, cienkie i obwis�e. Z
s�siedniego pokoju dobieg� szmer g�osu. S�dzia �ledczy nie okazywa� ani zniecierpliwienia,
ani ch�ci, by usi���.
� Czy pani osobi�cie nikogo nie podejrzewa, nikogo nie pos�dza�
� M�j m�� ju� powiedzia� panom, �e b�dziemy odpowiada� tylko w obecno�ci naszego
adwokata.
� Kto to taki?
� Prosz� zapyta� mego m�a.
� Czy pani m�� ma jeszcze wi�cej rodze�stwa?
Popatrzy�a na niego w milczeniu. Zdawa�a si� nale�e� do jakiego� innego typu, ni� ca�a
reszta tej rodziny. Wyczuwa�o si�, �e w innych okoliczno�ciach mog�a by� �adna,
poci�gaj�ca, �e jest w niej jaka� st�umiona �ywotno��, kt�r� musi trzyma� na wodzy.
Ona jedna nie pasowa�a do tego domu, jakby wy��czonego z �ycia i nurtu czasu.
Armand Lachaume powr�ci�. Zn�w mo�na by�o dostrzec dwoje starych, kt�rzy, przed
kominkiem, wygl�dali jak figury z wosku.
� Za kilka minut tu b�dzie.
Drgn��, gdy� na schodach rozleg�y si� kroki kilku os�b. Maigret uspokoi� go:
� To nasi funkcjonariusze przyszli zabra� zw�oki � wyja�ni�. � Bardzo przepraszam, ale
pan s�dzia �ledczy powie panu, �e taki jest przepis i �e zw�oki musz� by� dostarczone do
instytutu medycyny s�dowej w celu dokonania autopsji.
Najdziwniejsze, �e nie wyczuwa�o si� tutaj �adnej rozpaczy, tylko jakie� dziwne
przygn�bienie, co� w rodzaju odr�twia�ego l�ku.
Nieraz ju� w ci�gu swej kariery Maigret znajdowa� si� w podobnych okoliczno�ciach,
musia� wdziera� si� w �ycie rodziny, w kt�rej zosta�a pope�niona zbrodnia, nigdy jednak ca�a
atmosfera nie wydawa�a mu si� tak nierealna.
W dodatku ten s�dzia �ledczy, nale��cy do innego pokolenia, depce mu po pi�tach, co
jeszcze bardziej komplikuje jego sytuacj�.
� P�jd� do tych ludzi � mrukn��. � Trzeba im wyda� polecenia�
Nie potrzebowali �adnych polece� ani rad. Ci ludzie z noszami sami wiedzieli, co maj�
robi�. Maigret tylko si� im przyjrza� i podni�s� na chwil� prze�cierad�o, aby jeszcze raz
popatrze� na twarz nieboszczyka.
Spostrzeg� teraz w sypialni jakie� boczne drzwi, a gdy je pchn��, znalaz� si� w pokoju,
kt�ry by� zapewne prywatnym gabinetem Leonarda Lachaume. Panowa� tu teraz nie�ad i w
powietrzu pe�no by�o kurzu.
Janvier, pochylony nad jakim� meblem, wyprostowa� si� gwa�townie.
� Ach! to pan, szefie�
Otwiera� jedn� po drugiej szuflady staro�wieckiego biurka.
� Znalaz�e� co�?
� Nie. Nie podoba mi si� ta historia z drabin�.
Maigretowi te� si� nie podoba�a. Nie mia� jeszcze sposobno�ci powa��sa� si� po domu ani
wok� niego, ale mia� wra�enie, �e z t� drabin� co� jest nie w porz�dku.
� Rozumie pan � ci�gn�� Janvier � akurat pod tym oknem, w kt�rym st�uczono szyb�,
s� oszklone drzwi. Prowadz� do sklepionej sieni, sk�d bez przeszk�d mo�na dosta� si� tutaj.
Ta droga nie wymaga�aby nawet t�uczenia szyby, poniewa� ju� by�a zbita i zast�piono j�
kartonem. Po licha taszczy� przez ca�e podw�rze ci�k� drabin� i�
� Tak.
� Czy on b�dzie si� tu pl�ta� do ko�ca?
� Mia� oczywi�cie na my�li s�dziego �ledczego.
� Nie mam poj�cia. Mo�liwe.
Tym razem drgn�li obaj, kto� bowiem sta� w progu, jaka� drobna starowina, nieomal
garbata, kt�ra patrzy�a na nich chmurnie i z niezadowoleniem.
Katarzyna, s�u��ca, o kt�rej wspomnia� komisarz policji z Ivry. Popatrzy�a na obu
m�czyzn, na pootwierane szuflady, na stosy papier�w i wreszcie, najwyra�niej
powstrzymuj�c si�, by im nie nawymy�la�, mrukn�a:
� Pana komisarza Maigreta prosz� do salonu.
Janvier zapyta� p�g�osem:
� Mam dalej robi� rewizj�, szefie?
� W tej chwili sam nie wiem. R�b, co chcesz.
Poszed� za garbusk�, kt�ra czeka�a na� i otworzy�a mu drzwi do salonu, gdzie tymczasem
towarzystwo powi�kszy�o si� o now� osob�; przyszed� adwokat. Przedstawi� si�:
� Mecenas Radel.
Czy stale b�dzie sam siebie tak oficjalnie tytu�owa�?
� Bardzo mi mi�o, panie mecenasie.
Jeszcze jeden m�odzik, troch� mo�e starszy od Angelota, ale jednak� W tym domostwie z
minionej epoki Maigret spodziewa� si� spotka� jakiego� starego, zaniedbanego i szczwanego
adwokata.
Radel nie mia� wi�cej ni� trzydzie�ci pi�� lat i prawie r�wnie ma�o wiedzia� o Maigrecie,
jak s�dzia �ledczy.
� Panowie, wiem tylko tyle, ile pan Armand Lachaume by� uprzejmy powiedzie� mi
przez telefon, i przede wszystkim pragn��bym usprawiedliwi� zachowanie si� mego klienta.
Je�li panowie wnikniecie w jego po�o�enie, mo�e potraficie go zrozumie�. Przyby�em tu
raczej jako przyjaciel ni� jako adwokat, aby wyja�ni� ca�e to nieporozumienie. Armand
Lachaume �le si� czuje. �mier� brata, kt�ry by� dusz� tego domu, wstrz�sn�a nim g��boko i
nie jest chyba dziwne, �e nie znaj�c zwyk�ych metod policji, protestowa� przeciwko
niekt�rym pytaniom.
Maigret westchn��, cierpliwie znosz�c ten dopust, i ponownie zapali� wygas�� fajk�.
� B�d� wi�c obecny, skoro pan Lachaume tego sobie �yczy, przy zadawaniu pyta�, jakie
panowie uznacie za wskazane postawi�, prosz� jednak usilnie, aby moja obecno�� nie by�a
poczytana za jak�� postaw� obronn� tej rodziny�
Zwr�ci� si� do s�dziego �ledczego, potem do Maigreta:
� Kogo panowie chc� pyta�?
� Pani� Lachaume � powiedzia� komisarz wskazuj�c m�od� kobiet�.
� Prosi�bym pana jedynie o uwzgl�dnienie, �e pani Lachaume jest r�wnie wstrz��ni�ta,
jak jej m��.
� Chcia�bym � podj�� zn�w Maigret � pyta� ka�dego z osobna.
Armand Lachaume zmarszczy� brwi. Mecenas Radel powiedzia� mu co� po cichu i
Lachaume zgodzi� si� wyj��.
� Nie wie pani, czy szwagier otrzymywa� jakie� listy pogr�kami?
� Na pewno nie.
� Powiedzia�by pani?
� Przypuszczam.
� Pani, czy komu� innemu z cz�onk�w rodziny?
� Powiedzia�by nam wszystkim.
� Rodzicom te�?
� Raczej nie, ze wzgl�du na ich wiek.
� A wi�c powiedzia�by pani i pani m�owi?
� To by�oby naturalne.
� Czy stosunki mi�dzy bra�mi by�y za�y�e, szczere?
� Bardzo za�y�e, bardzo szczere.
� A z pani�?
� Nie wiem, o co panu chodzi?
� Jakie by�y w�a�ciwie stosunki pani ze szwagrem? � Przepraszam, �e si� wtr�cam �
odezwa� si� mecenas Radel � ale tak postawione pytanie mo�e wydawa� si� tendencyjne.
My�l�, panie Maigret, �e nie le�y w pana intencji insynuowanie�
� Niczego absolutnie nie insynuuj�. Pytam po prostu �pani� Lachaume, czy by�a w
dobrych stosunkach ze szwagrem.
� Oczywi�cie � odpowiedzia�a.
� W serdecznych?
� Jak chyba zwykle bywa w rodzinie.
� Kiedy widzia�a go pani po raz ostatni?
� No� dzi� rano�
� Czy chce pani powiedzie�, �e dzi� rano widzia�a go pani nie�ywego w jego pokoju?
Skin�a g�ow� potakuj�co.
� A kiedy widzia�a go pani ostatni raz �ywego?
� Wczoraj wieczorem.
� O kt�rej?
Mimo woli rzuci�a kr�tkie spojrzenie na adwokata.
� By�o chyba oko�o p� do dwunastej.
� Gdzie to by�o?
� Na korytarzu.
� Na tym korytarzu, z kt�rego wchodzi si� do pani pokoju i do jego?
� Tak.
� Pani sz�a z tego salonu?
� Nie.
� Czy by�a parni w towarzystwie m�a
� Nie. Wychodzi�am sama.
� Czy pani m�� by� w domu?
� Tak. Ma�o wychodzi. Zw�aszcza od czasu, gdy mia� zapalenie op�ucnej. Zawsze by�
s�abego zdrowia i�
� O kt�rej wysz�a pani z domu?
Zwr�ci�a si� do adwokata:
� Czy musz� odpowiedzie�?
� Radzi�bym pani, chocia� pytania te dotycz� jedynie pani osobistego �ycia i nie ulega
w�tpliwo�ci, �e z tragedi� nie maj� nic wsp�lnego.
� Wysz�am oko�o sz�stej.
� Wieczorem?
� Oczywi�cie, �e nie o sz�stej rano.
� Mo�e pan mecenas zezwoli pani powiedzie� nam, co pani robi�a do wp� do dwunastej?
� Jad�am kolacj� na mie�cie.
� Sama?
� To moja sprawa.
� A potem?
� Bytem w kinie.
� Gdzie?
� Na Champs�Elys�es. Gdy wr�ci�am, w domu by�a ju� ciemno, przynajmniej od strony
ulicy. Wesz�am, na korytarz na g�rze, szwagier uchyli� drzwi swego pokoju.
� Czeka� na pani�?
� Nie widz� powodu. Mia� zwyczaj czytywa� do p�na ma�ym gabinecie obok swojej
sypialni.
� Wyszed� wi�c z gabinetu?
� Nie, z sypialni,
� Jak by� ubrany?
� W szlafroku. W pi�amie i w szlafroku. Powiedzia�: I �Ach, to Paulette�� A ja
powiedzia�am: �Dobry wiecz�r, Leonardzie�. � �Dobry wiecz�r�� To wszystko.
� Ka�de z was wesz�o do swego pokoju?
� Tak.
� M�wi�a pani o tym swemu m�owi?
� Nie by�o o czym m�wi�.
� Czy pokoje pa�stwa s� po��czone?
� Tak. Ale drzwi pomi�dzy nimi s� prawie stale zamkni�te.
� Na klucz?
Adwokat wtr�ci� si�:
� My�l�, panie komisarzu, �e pan przesadza.
M�oda kobieta wzruszy�a ramionami ze znudzeniem.
� Nie, nie na klucz � powiedzia�a wzgardliwym tonem.
� Wi�c pani nie widzia�a si� z m�em?
� Nie. Rozebra�am si� i po�o�y�am od razu.
� Czy pani ma w�asn� �azienk�?
� Ten dom jest stary. Jest tylko jedna �azienka na ca�e pi�tro, na ko�cu korytarza,
� Pani tam chodzi�a?
� Oczywi�cie. Czy mam udzieli� bli�szych szczeg��w?
� A nie zauwa�y�a pani, czy w pokoju szwagra jeszcze si� �wieci�o?
� Widzia�am �wiat�o w szparze pod drzwiami.
� Nic pani nie s�ysza�a?
� Nie.
� Czy szwagier zwierza� si� pani czasem?
� To zale�y, co pan nazywa zwierzeniami.
� Zdarza si�, �e m�czyzna woli opowiedzie� pewne sprawy kobiecie ni� bratu czy na
przyk�ad rodzicom. Bratowa jest jednocze�nie osob� z rodziny i kim� obcym.
S�ucha�a bez zniecierpliwienia.
� Leonard Lachaume, wdowiec od wielu lat, nie opowiada� pani o swych przygodach z
kobietami?
� Nie wiem nawet, czy je w og�le miewa�.
� Cz�sto wychodzi�?
� Bardzo rzadko.
� Czy pani wiedzia�a, gdzie bywa?
� Nie obchodzi�o mnie to.
� Jak s�ysza�am, jego syn ma dwana�cie lat.
� Sko�czy� dwana�cie w ubieg�ym miesi�cu.
� Czy Leonard zajmowa� si� synem?
� Ani mniej, ani wi�cej ni� inni ojcowie, kt�rzy pracuj�. Leonard pracowa� du�o i nieraz
po obiedzie przesiadywa� jeszcze w swoim gabinecie.
� Pani te�ciowa jest prawie bezw�adna, prawda?
� Chodzi tylko z lask�, a ze schod�w trzeba j� sprowadza�.
� Te�� r�wnie� nie jest zbyt rze�ki.
� Ma siedemdziesi�t osiem lat.
� S�u��ca, s�dz�c z tego, co widzia�em, tak�e nie jest �wawa. Je�li dobrze zrozumia�em,
ch�opiec mieszka w lewym skrzydle, na drugim pi�trze, razem z trojgiem starc�w.
Zacz�a:
� Jean�Paul�
Po czym rozmy�li�a si� i umilk�a,
� Chcia�a pani powiedzie�, �e Jean�Paul, bratanek pani�
� Nie wiem ju�, co chcia�am powiedzie�.
� Od jak dawna ch�opiec sypia na drugim pi�trze?
� Od niedawna.
� Od lat?� od miesi�cy?� od tygodni?�
� Mniej wi�cej od tygodnia.
Maigret by� przekonany, �e powiedzia�a to niech�tnie, i adwokat te� tak to zrozumia�, gdy�
wtr�ci� si� natychmiast:
� Czy nie m�g�by pan, panie komisarzu, pyta� o te rzeczy kogo innego? Pani Lachaume
prze�y�a ci�ki ranek i nawet nie mia�a czasu si� ubra�. Przypuszczam, �e m�� jej by�by
bardziej odpowiedni do�
� W samej rzeczy, panie mecenasie, sko�czy�em ju� z pani�, przynajmniej na razie.
Chyba �e pan s�dzia �ledczy mia�by jakie� pytania.
S�dzia zaprzeczy� tylko lekkim ruchem g�owy.
� Przepraszam, �e zaj��em pani czas.
� Czy �yczy pan sobie, abym przys�a�a tu m�a?
� Nie teraz. Wola�bym zada� kilka pyta� tej starej s�u��cej� Jak ona si� nazywa?
� Katarzyna. Ju� przesz�o czterdzie�ci lat jest u moich te�ci�w i liczy sobie prawie tyle
lat, co oni. Zobacz�, czy jest w kuchni.
Wysz�a, a adwokat chcia� co� powiedzie�, lecz rozmy�li� si�, zapali� papierosa,
postukawszy nim uprzednio o swoj� srebrn� papiero�nic�. Pocz�stowa� te� s�dziego, kt�ry
powiedzia�:
� Dzi�kuj�. Nie pal�.
Maigretowi chcia�o si� pi�, ale nie �mia� o nic poprosi� i pragn�� jak najpr�dzej opu�ci� ju�
ten dom.
Up�yn�a d�uga chwila, nim us�yszano drobne kroki, a nast�pnie jakby skrobanie do drzwi:
� Prosz�!
By�a to stara Katarzyna, kt�ra przygl�da�a si� im kolejno wzrokiem jeszcze bardziej
ponurym ni� niedawno w gabinecie i powiedzia�a zaczepnie:
� Czego panowie chc� ode mnie? A przede wszystkim, jak panowie b�d� tak dalej kopci�
w mieszkaniu, to pan Feliks znowu dostanie ataku astmy.
C� by�o robi�? Maigret westchn�� i pod ironicznym spojrzeniem s�dziego od�o�y� fajk�
na okr�g�y stolik.
ROZDZIA� 3
Coraz dotkliwiej skr�powany zachowaniem si� s�dziego �ledczego i obecno�ci� adwokata,
Maigret niepewnie, jakby przeprowadza� pr�bne badanie terenu, rozpocz��:
� Podobno ju� czterdzie�ci lat pracuje pani w tym domu?
My�la�, �e j� tym udobrucha, �e sprawi jej przyjemno��. Tymczasem zaskrzecza�a:
� Kto panu to powiedzia�?
I gdy zastanawia� si�, czy przypadkiem role si� nie odwr�ci�y i czy to nie on b�dzie
odpowiada� na jej pytania, ci�gn�a dalej:
� Nie czterdzie�ci, tylko pi��dziesi�t lat jestem tutaj. Nasta�am do s�u�by, jak mojej
biednej pani ledwo co min�a dwudziestka i w�a�nie spodziewa�a si� pana Leonarda.
B�yskawiczny rachunek. Stara pani Lachaume, cho� zdawa�a si� r�wie�niczk� m�