11485

Szczegóły
Tytuł 11485
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11485 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11485 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11485 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej. 1 Andrzej Rathai PRZYGODY PODMIOTU 2 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 3 w stronę listopada coraz bardziej przezroczyście, liście przestały zasłaniać przezroczystość, a drzewa rozpinają ją pomiędzy gałęziami. Pan Bóg znalazł się poza zasięgiem kosmonautyki. w nocy wzrok przenosi teraźniejszość gwiazd lepiej niż światło. 4 przemiana nie masz pojęcia, jak głupia robota zmienia mnie, jak zmieniony czyni robotę głupią. w tym stadium rozwoju wypadków znaczną część czasu poświęcam rozważaniom nad gatunkiem. gatunek cholernie lubi być podtrzymywany. czy gatunek wie coś o miłości, dla której budujemy domy, z których ta potem po cichu się wyprowadza? czy gatunek wie, jak doskonale się spisuje jego produkt? że trafia produktem w potrzeby? że nie pozostawia u nikogo cienia wątpliwości? może gatunek musiałby zakochać się w innym gatunku? może gatunek musiałby być Gatunkiem, żeby w ogóle wiedzieć? siedzę w zimnym biurze, piję kawkę, czytam Kafkę, w kącie oka mam pielgrzymki owadów do mnie; przynoszą okruszki, nasiona i inne martwe owady. dbają o mnie jak o larwę mesjasza. 5 jadę autobusem, w fleszach przedwczesnego świtu, przeczuwając jakiś elementarny absurd w obecności ludzi, których nie przywiodła tu ani pasja podróżnicza, ani miłość do zabytków motoryzacji, przyznając się od razu do infantylizmu podobnych przeświadczeń, przez co czując się podle, zwłaszcza, że słońce zdążyło już zmienić kliszę w swojej idiotce, stojąc, przyjmując pot i dzieląc się potem, wobec Chrześcijaństwa, Katolicyzmu, łupieżu, paradentozy i dżinsu, czując zmęczenie, którego nie przerywa sen, zabiwszy współpasażera wzrokiem, innego językiem dłubiącym w kraterze po wyrwanym zębie, jeszcze innego palcem w bucie, wiedząc, że nie można tak bez końca, pragnąc pominąć przystanek wieńczący drogę do pracy, wiedząc, że droga i tak zawiązana jest w pętlę autobusową, że nigdzie nie dojadę choć trwa to zbyt długo, żeby nigdzie nie dojechać, że co najwyżej wrócę rewersem drogi, tym cholernym sznurem asfaltu i myśli, albo zostanę na pętli, zacisnę pętlę. 6 ludzie brak desygnatu, który zajmuje miejsca siedzące w autobusie. 7 gładka tafla w panice jest godzina 13: 45, sobotnie popołudnie i ostatni dzień września. wypiłem właśnie drugą kawę i zauważyłem, że drży mi nieco lewa ręka. niespodziewane ocieplenie- ciepło przyległo do światła, wypełniło przestrzeń, aż wydęły się ściany dnia. jesień po kolorach i po przerzedzonych koronach drzew; z okna widać już prawie wszystkie wraki zatopionych domów. niebo jest klarowne, w nocy pod bezchmurną czaszką zapalą się gwiazdy. 8 wariant czasoprzestrzeni miejsca miejsca miejsca efemeryczne kabiny rozbijane kopniakiem w pył w nic z widokiem na nowe miejsca za to szorstkość chropowatość gładkość i wszystkie odcienie barwy miejscowej tęczy prawdziwy żebraczy karnawał możemy pójść wszędzie możemy wyjechać to znaczy lepiej zostańmy tu zresztą bez znaczenia i tak nie upłynie nawet sekunda 9 groźne słowo piekłonieboczyściec 10 predykat na dwa argumenty porzucający i porzucona - więc już zawsze będziemy razem? twarzą do siebie, plecami do siebie, jedno nad drugim, trochę z boku, każde po swojej stronie dnia i nocy, na przeciwległych krańcach oddalenia, nie pisząc do siebie, nie rozmawiając o nas ze znajomymi, odwracając wzrok na ulicy, w autobusie, w tramwaju, otwarci, wydobyci i odstawieni. to prawdziwa tragedia: predykat na dwa argumenty; w scenerii, przy dopisującej publiczności. A porzucił B, B została porzucona przez A. tymczasem wszystko. 11 raport z... późno późna jesień na froncie drzewa tracą liście. powoli przyzwyczajamy się do tego, że brakuje niektórych słów- można się bez nich obejść jak bez większości rzeczy, których nienaruszalność wydawała się postanowiona. ze zdarzeń zewnętrznych: podobno widziano mnie, jak z papierosem w ranie po urwanej głowie wykonywałem agonalny spacer ulicami miasta. 12 w drzwiach nie jestem tym, za kogo mnie bierzesz. jeżeli szukasz faceta z tego wiersza, to on się nazywa Podmiot Liryczny i już tu nie mieszka. tu nie ma miejsca i nadziei na miejsce. kilka obsesji odebrało mi twoją porę roku, pozostawiając garść współrzędnych, które rozbiegły się po pajęczynach wymiarów. nie wiem nawet skąd jesteś i czy można było mnie tam kiedyś spotkać. 13 trzy wiersze związane I. głębia wszystko zostało powiedziane obok nas, bez nas, wcześniej, a teraz na dodatek kończy się nam milczenie w płucach i w ustach - na tej głębokości to może oznaczać tylko jedno. palimy nerwowo swoje ostatnie papierosy, jakby przestrzeń miała za chwilę zakrzepnąć i uwięzić nas z niedopałkami parzącymi wargi, roztapiającymi paznokcie. chyba zadedykuję ci wiersz, tylko nie zrób teraz jakiegoś niepotrzebnego gestu, który sprawi że odpłyniemy kawałek dalej albo nawet wypłyniemy na powierzchnię. pomyśl tylko, ile sytuacji nie zostało doprowadzonych do końca; szkoda czasu i miejsca na nudę powtórzeń. lepiej zagłębmy się jeszcze. 14 II. powierzchnia na powierzchni zbliżają się święta. biel walczy z czernią. domy ledwo zanurzone na szarych żyłkach dymu są przynętą dla ławicy codziennych powrotów. sam daję się złapać, wynieść na powierzchnię, wplątać w konwulsyjny taniec: za dużo palę, za dużo piję, za mało śpię, zbyt często się zamyślam- suche fakty wskazujące na nerwowy rytm przedłużonej agonii. mimo to ciągle się przydarza- korespondujemy z głębią: wczorajsza rozmowa, prostopadłość porozumienia wobec linii słów, pęknięta ściana akwarium oprawiona w okienne ramy. byliśmy świadkami nieszczelności, kiedy na naszych oczach rozgałęziająca się rysa nabrzmiewała tłustą, bezksiężycową kroplą. generalnie, to znaczy zaraz potem i w trakcie- równolegle: za dużo papierosów, za dużo alkoholu, za mało snu, zbyt duże zanurzenie. . 15 III. dzień na wyścigach dzień na wyścigach- któryś z kolei dzień wolny od pracy, wolny od świąt (biel ostatecznie przegrała z czernią). zamiast załatwiać sprawy, siedzę od rana w knajpie: porter, literatura piękna. literatura zanim przyjdzie Piękna, porter zanim cokolwiek. nakarmiłem kota, zakręciłem kurki z gazem, zamknąłem dom, obstawiłem wszystkie gonitwy. teraz wsłuchuję się w miarowy tętent miasta, dostrajając od czasu do czasu lekko rozkołysaną lornetkę myśli. nie wygram, przegram też niewiele; w końcu to wybór estetyczny. etycznie rzecz biorąc, staram się przybierać pozy adekwatne do Rzeczywistości. 16 skąd się wziął ten wiersz? zostać, kiedy wszystko mówi wyjechać, opuścić miejsce, zmienić miejsce. są tacy, co wyjeżdżają i tacy, dla których to tylko zmiana współrzędnych myśli mowy uczynków i wszelkiego zaniedbania. palce każą zostać, nazwać zabawą strącanie ich na klawiaturę komputera: z czoła, z karku, z okolic oczu, z dziurki w nosie, przyklejone do papierosa, dymiące, rozedrgane, z domieszką kofeiny; strącanie i podźwiganie. 17 przykre wieści skończył się dzień. nie zaczęła się noc. 18 nie, panie Wells podłączyli mi wehikuł czasu i zachęcili do korzystania. podnoszę słuchawkę i wykręcam numer, ale zanim przeszłość przemówi ludzkim głosem, rezygnuję z całego przedsięwzięcia. doskonale wiem: lato jest gorące tamtego roku, otwarte rany miejsc uzupełnić ciałem lub omijać wielkim łukiem czasu i przestrzeni. za oknem przypomina się jakaś jesień, może się sobie przypomni. 19 anal-ogia czas to potrafi leczyć - kalendarze z otyłości. a jak się to ma do obrazków animowanych gwoździem na szybie pamięci? tak się ma, jak chirurgia plastyczna do zatwardzenia. 20 telefon uruchamiać jego dzwonek w twoim pustym mieszkaniu setki kilometrów stąd, przekonywać się że twoja obecność rozpościera się we wszystkich kierunkach od tego ostrego punktowego śladu mojej obecności, rozrosnąć się, dotknąć równocześnie przeciwległych ścian, dotknąć podłogi i sufitu, w końcu oprzeć się o ścianę, zapalić papierosa. po sobie pozostawić skulone pod sufitem niebieskie zwierzątko dymu. po sobie- w sobie. 21 martwa natura martwy z natury 22 stan powodziowy wiersz chce żebyśmy się rozstali- naciskam tę myśl jak migawkę, zasysającą przestrzeń i rozbijającą o światłoczułą płaszczyznę. wyobrażam sobie dające się policzyć katastrofy kobiecego ciała. tymczasem ulice toczą ciemny muł, wolno zbliżamy się do wodospadu schodów. za chwilę znajdziemy się pod powierzchnią; najprawdopodobniej utoniemy- z lotu ptaka nie widać nas w kolorowym tłumie ocalonych z wielkiej powodzi. 23 przygody podmiotu dwa dni wycięte z życia brzytwą alkoholu, zachwiały jego symetrią. skupiony, czy skulony w sobie? raczej skulony, bo wypadł z ogona grzechotnika prosto w nadmiar pustej przestrzeni w sobie i wokół siebie. teraz przywierający do myśli, chroniący się przed upadkiem w pustkę; na zewnątrz przywierający do krzesła, trzymający się serdecznego papierosa- palca człowieka z dymu, wbijający pospiesznie haki słów, przeciągający liny zdań, żeby nie spaść, nie polecieć w jeszcze większy nadmiar. 24 pan kot dużo sierści wyszło od ostatniej sytości, kiedy -pamiętasz- dwie pełnie na miękkim niebie. ech! byliśmy perskimi bogami wsłuchanymi w jednostajną kakofonię oswojonego otoczenia. myślenie w działaniu, działanie w myśleniu, akwaria oczu pełne ruchliwego drobiazgu. a nasze wąsy, nasze niezastąpione anteny niezobowiązująco przeczesywały eter popołudnia. 25 pierwszy prawdziwie wiosenny dzień zebrałem arsenał elokwencji, zastawiłem pułapki języka. jak zwykle gówno upolowałem, jak zwykle rozwiesiłem trofea: 26 liryka dla ciebie jest poranek, dla mnie jest pusty wiersz. zjemy wspólnie śniadanie, ty wyruszysz w świat, ja w konteksty. Wieczorem zadzwonisz: -jak minął dzień? -język ma się dobrze, mówi się. a tobie? -może będę miała pracę. -świetnie. z powodu bólu głowy kładziesz się wcześniej spać; jutro też będzie dzień. Próbuję znaleźć desygnat dla słowa spokój. 27 to jest plan mojej śmierci wrócę tu ; i położę się na trawniku w ogrodzie ojca ; zaczekam aż ; któregoś dnia matka otworzy okno w moim pokoju ; zrobi się mały przeciąg ; a ja wtedy wstanę ; odbiję się od ziemi ; minę parter i przez okno na pierwszym piętrze ; wpadnę do środka . 28 papieros bez filtra nie zauważyłem, kiedy się skończył, nie zauważyłem, kiedy skończyła się moja prawa ręka- jego prawa ręka, nie zauważyłem nawet, kiedy jedna kupka popiołu zmieszała się z drugą. za to chwilę później odkrycie: ontologiczny monizm sytuacyjny. 29 dwie różne rzeczy niewiara w Boga. wiara, że Bóg nie istnieje. 30 zapiski na parapecie 1 dachy dryfujące pośród koron zielonego morza kryją głębokie zaludnione podpokłady. 2 ci, którzy jeszcze nie umarli, zawsze cierpieć będą na te same choroby wulgarnych sytuacji. 3 żyjemy w metaforze, która odsyła do wszystkich diabłów. 4 nie mam pojęcia, co czeka nas- niemych obserwatorów makabrycznej nudy niedzielnego popołudnia. 5 a jednak płyniemy- w tej formule bezruchu kabiną jest godzina przed zmierzchem. za oknem leniwie zmieniają się strefy czasowe. 6 wczorajszy dzień jeszcze się nie skończył. 31 jutrzejszy wyjazd jutro to nie jest najlepszy termin, aby zmienić współrzędne, aby naprężać gumowy cień. to miejsce chwilowo jest pępkiem świata i przywieram do niego swoim pępkiem świata. dzieci, hałaśliwe i roześmiane krążą dookoła domu na swoich rowerach, a na najwolniejszej orbicie las. poza tym jutro miałem się ogolić, pozbierać, napisać coś wreszcie, napisać jakąś prozę. to się należy temu miejscu i bardzo źle by się stało, gdyby przydarzyło się gdzie indziej. 32 ach dobrze by było być w końcu sobą; tym wyidealizowanym, nieomylnym dupkiem. 33 sto podmiotów lirycznych grasuje w mieście wnętrze miasta. zza pleców kamienic wychylają się niecierpliwe miejsca - gra w chowanego, w której wygrywam idąc mokrą od słów ulicą. podwórza oprawione w ramy bram to obrazy innego, prostopadłego świata. nowa przestrzeń uwalnia się i demaskuje wewnętrzną ciasnotę murów okalających przyklejone do świateł ciała. rozpisano już wszystkie warianty sytuacji, która właśnie się rozpoczyna; sto podmiotów lirycznych grasuje w mieście. dlaczego więc tak mi zależy, żeby dojść o własnych słowach do nie objawionego jeszcze momentu tej pory dnia i miejsca? knajpa, przystanek autobusowy, park, gdziekolwiek znajdzie się ostra krawędź, o którą rozerwę pępowinę łączącą mnie z trywialną elokwencją kończącego się dnia. 34 napisy rzeczywistość sądów orzekających o rzeczywistości. można całkiem nieźle się urządzić, żyć wśród uporządkowanych rzeczy, wiązać koniec z końcem, mieć plany na przyszłość, a nawet przyszłość. przed chwilą odczytałem wszystkie napisy na wewnętrznych ścianach mojej głowy. można je podzielić na obraźliwe i nieistotne. bunt nie przemija bunt się uwstecznia jestem który bywam 35 cisza była gęsta jak mgła z końca jednego słowa nie widać było następnego. 36 na przebudzenie moskitiera twojego niespokojnego snu rozerwała się już w kilku miejscach. teraz natarczywe owady mojej obecności. 37 paznokcie odziedziczony w genach brud pojawia się za paznokciami, jak dające się przewidzieć szaleństwo męskich potomków. dziesięć czarnych granic oddziela mnie od reszty zrogowaciałych struktur. odcinam się zawsze wieczorem. 38 miasto i papier głupi dzień, nie ma nadziei na mądrość w mijanych kałużach personifikuje się bezsilność filozofii. kałuże nawlekam na napiętą żyłkę ulicy. codziennie opakowuję to miasto w papier miasto wydostaje się porami papieru i opakowuje mnie zadymioną knajpą pełną Sokratesów. w każdym bądź razie przyniosę ci wszystkie zmarnowane słowa „deptaki wylizywane są długimi niedzielnymi spacerami. mdłe kamienice o krawędziach stępionych przez ocierające się oko wysyłane za gołębiem, nogami dziewczyn- czymkolwiek co choćby na chwilę zmieni kolor na kolor nadziei, ukrywają ostre czworokątne podwórza. w ich bramach kończą się banalne tajemnice”. 39 na to sprawdzić, co słychać w głowie. a więc wieczorny spacer po głowie na drugi koniec miasta. albo lepiej autobusem i tramwajem: autobusem przeciąć szyny, tramwajem przeciąć ulicę, skrzyżować dwie drogi, postawić krzyżyk, jeszcze raz potwierdzić, że piszę się na to. 40 krótki metraż no i stało się: płonie celuloid a więc gwałtowne utlenianie któremu towarzyszy wydzielanie się ciepła (pocę się niemiłosiernie w przepełnionych autobusach) i światła (czerwiec). w południe krótki cień. listy, na które spóźniam się odjechały białe puste beze mnie. ucieczka w równoległość i antytezę: odprowadzasz mnie na pociąg, którym jadę do ciebie, czekasz na peronie, w żyłach płyną słowa. można oddać je honorowo lub przelać za sprawę. tymczasem dni robią się coraz dłuższe, cienie coraz krótsze. ogień pochłania kolejną klatkę prawdziwej historii o życiu, goniąc za moimi łatwopalnymi plecami. znikają dłużyzny: powtarzające się pejzaże dialogi i sytuacje. skraca się metraż. za chwilę będzie intensywnie i gorąco. 41 wymówienie celowo pomijam niektóre tematy. ontyczna wzajemność języka powoduje, że kilka ważnych zdań wymawia mi podmioty. 42 na pytanie: co robisz w wakacje? odpowiadam: pocę się 43 tarcza przerwij mi, jeśli się mylę. moja twarz nieźle się spisuje w roli słonecznego zegara; zamiast ust mam szóstą popołudniu. nie otwiera się szóstej popołudniu. mówienie o rzeczach nie tworzy rzeczy, mówienie o rzeczach nie popycha rzeczy przed oczy (zamiast oczu mam jedenastą i pierwszą), ale jeśli się mylę przerwij moje milczenie. 44 lipcowy zmierzch zmęczone, zaczerwienione szyby. mam muszki przed oknami, ze znużenia i upału. 45 archeologia tysiąc lat później pierwszy papieros. przykładam go do pozostawionych przez ciebie w popielniczce niedopałków. rozdaję ogień i patrzę, jak moja zakłamana archeologia zbliża nasze dwie odległe epoki. być może odeszłaś nie wytrzymawszy bólu moich narodzin. 46 krótka proza prozak 47 miniaturowe studium wznowionej korespondencji łagodni czytelnicy krwi, rozkochani we włoskowatych naczyniach liter, znowu znalazłem się w waszym szacownym gronie. 48 *** dużo życia; w komarach, wokół lamp, w kocie i sierści kota, w żyłach spulchnionej gleby. metabolizm, pory roku, gówno użyźniające gówno. znów jestem niepoprawny biologicznie. 49 Ruda Śląska porno gdzieś w gdzieś w najlepszym ze światów. dzielnica domów z odsuniętymi napletkami tynku- brunatna cegła zdradza onanistyczną skłonność do burzy z rozkładówką odległego pożaru, bezceremonialność, brudna ślepa, przestrzeń -nagłe końce świata zamienione na boiska, place zabaw a nawet tajemnicze ogrody. wszystko kończy się niemal natychmiast przeczuciem kolorów pod gładkim, nieco przybrudzony naskórkiem tramwajowej szyby 50 pieśń niedzisiejszych wahadło codziennych zajęć wprowadza nas w stan głębokiej hipnozy. przypominamy sobie, że świat jest tym dniem, a my jesteśmy z zaświatów. więc nie czujemy się dzisiaj najlepiej. 51 ostatni dzień obsesję śmierci karmić zdaniami prawdziwymi: 31.07.00. 18:58 52 wrzesień, będzie gorzej dzisiaj odkryłem, że moje palce pożółkły od papierosów - najbardziej lokalna złota jesień. ta zamiejscowa wleje się w ten krajobraz jak w pierwsze z naczyń połączonych. égalité! nawet tutejszy głupek poczuje się gorzej. więc zaklinam cię, nie przyjeżdżaj teraz, nie nachodź mnie w moim szorstkim domu. wszystkiego tu za mało dla dwojga. cała ta skrzętna dwuosobowa przestrzeń powoli przeobraża się w bezosobową rupieciarnię. praktyczne wyposażenie kontra jesienne sztuka nieużytkowa 0 : 1 53 Spis treści: w stronę listopada 1 przemiana 2 jadę 3 ludzie 4 gładka tafla 5 wariant czasoprzestrzeni 6 groźne słowo 7 predykat na dwa argumenty 8 raport z... 9 w drzwiach 10 trzy wiersze związane 11 I. głębia 11 II. powierzchnia 12 III. dzień na wyścigach 13 skąd się wziął ten wiersz 14 przykre wieści 15 nie, panie Wells 16 anal-ogia 17 telefon 18 martwa natura 19 stan powodziowy 20 przygody podmiotu 21 pan kot 22 pierwszy prawdziwie wiosenny dzień 23 liryka 24 to jest plan mojej śmierci 25 papieros bez filtra 26 dwie różne rzeczy 27 zapiski na parapecie 28 jutrzejszy wyjazd 29 ach 30 sto podmiotów lirycznych grasuje w mieście 31 napisy 32 cisza była jak mgła 33 na przebudzenie 34 paznokcie 35 miasto i papier 36 na to 37 krótki metraż 38 wymówienie 39 na pytanie: co robisz w wakacje? 40 tarcza 41 lipcowy zmierzch 42 archeologia 43 krótka proza 44 miniaturowe studium wznowionej korespondencji 45 * * *(dużo życia) 46 Ruda Śląska porno 47 pieśń niedzisiejszych 48 ostatni dzień 49 wrzesień, będzie gorzej 50