2331
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2331 |
Rozszerzenie: |
2331 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2331 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2331 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2331 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
JOANNA CHMIELEWSKA
2/3 SUKCESU
Poczta by�a zat�oczona. Do kupowania znaczk�w, wysy�ania list�w poleconych i zagranicznych oraz odbierania wszelkich przesy�ek na awiza przeznaczono tylko jedno okienko i ogon do niego wygl�da� przera�aj�co. Stwierdziwszy, i� nigdzie wi�cej nie uda si� nada� listu poleconego, ponadto inne stanowiska s� jeszcze bardziej obl�one, Pawe�ek westchn�� ci�ko i stan�� na ko�cu odra�aj�cej kolejki.
M�g� wprawdzie pojecha� na inn� poczt�, gdzie, by� mo�e, organizacja pracy mia�aby wi�cej sensu i wysy�anie list�w by�oby �atwiejsze, ale st�d w�a�nie mia� doskona�y autobus do domu, co stanowi�o okoliczno�� nie do pogardzenia. Wraca� od kumpla, kt�ry wymy�li� wspania�y rodzaj �wicze� z hantlami, wypr�bowywali go obydwaj i Pawe�ek nie czu� si� ju� zdolny do walki z komunikacj� miejsk�. Z dwojga z�ego wola� postercze� w ogonku.
Musia� koniecznie wys�a� dwa listy, obieca� to solennie i uroczy�cie ciotce Monice i dziadkowi. List ciotki Moniki by� zagraniczny, a dziadka polecony i oba wymaga�y okienkowych manipulacji. Mo�liwe, i� nale�a�o najpierw i�� na poczt�, a potem do kumpla, ale post�pi� odwrotnie i teraz ju� przepad�o.
Pierwsze dziesi�� minut Pawe�ek po�wi�ci� wy��cznie relaksowi po hantlach, nie zajmuj�c si� otoczeniem. W jedenastej minucie zosta� gwa�townie popchni�ty, ockn�� si� zatem z ot�pienia, rozejrza� wok� i dostrzeg� przyczyn�. Jaki� osobnik si�� przedziera� si� przez t�um, utorowa� sobie drog� w poprzek ogonka i run�� na zwolnione w�a�nie krzes�o przy pocztowym stoliku. Zwali� na blat grub� ksi�g�, po czym z namaszczeniem roz�o�y� dooko�a jakie� papiery.
Pawe�ek popatrzy� na niego w pierwszej chwili bezmy�lnie, w nast�pnej z lekkim zainteresowaniem. Sk�d� go zna�. Nie m�g� sobie przypomnie� sk�d i zacz�� si� nad tym zastanawia�. Osobnik nie by� stary, wygl�da� na jakie� osiemna�cie lat, wiekiem pasowa� do Rafa�a, ciotecznego brata Pawe�ka, ale z Rafa�em wcale si� nie kojarzy�. Marszczy� nos i zaciska� usta w spos�b charakterystyczny i Pawe�ek by� pewien, �e gdzie� go ju� widzia�. Widzia�, niew�tpliwie widzia�, tylko gdzie...?
Przesun�� si� do przodu o trzy osoby, kiedy sobie wreszcie przypomnia�. Widzia� go rzeczywi�cie i to nawet dwa razy. Raz w klubie filatelistycznym, a drugi raz w centrali, by� tam razem z dziadkiem, kt�remu pomaga� nosi� potwornie ci�kie klasery i katalogi, w klubie pl�ta� si� d�u�ej, w og�le w centrali zauwa�y� go tylko dlatego, �e przedtem widzia� go w klubie. Chyba nawet s�ysza�, jak mu na imi�, kto� si� do niego zwr�ci�... Czesio! Tak jest, kto� zawo�a� "Czesiu!" i on si� obejrza�...
Kwestia zosta�a rozstrzygni�ta i Pawe�ek m�g� j� porzuci�, ale oczekiwanie w ogonku by�o czym� nie do zniesienia nudnym. Nie mia� nic do roboty. Kolejna osoba utkwi�a w okienku na mur, wygl�da�o na to, �e zostanie tak ju� do sko�czenia �wiata, jej przesy�ka chyba gdzie� zagin�a, a marszcz�cy nos i zaciskaj�cy usta Czesio stanowi�, b�d� co b�d�, jak�� rozrywk�. Co� robi� przy tym stoliku i by�o to co� bez w�tpienia atrakcyjnego, bo zajmowa�o go bez reszty. Nie zwraca� �adnej uwagi na �cisk dooko�a i ustawiczne potr�canie stolika, nie przeszkadza�o mu nawet popychanie w �okie�. Zaj�ty by� i cze��.
Pawe�ek zaciekawi� si� nim wy��cznie z nud�w. D�ug� chwil� pr�bowa� odgadn��, na czym jego zaj�cie polega, ludzie zas�aniali stolik, manipulacje Czesia z grub� ksi�g� i licznymi papierami nikn�y mu z oczu, zdecydowa� si� zatem popatrze� z bliska. Zaklepa� miejsce w kolejce, przecisn�� si� przez podw�jny ogonek, przemkn�� przez procesj� wchodz�cych i wychodz�cych i dotar� do plec�w Czesia, nie maj�c poj�cia, i� tym samym rozpoczyna ca�y ci�g wstrz�saj�cych i emocjonuj�cych wydarze�.
Gruba ksi�ga na stoliku okaza�a si� ksi��k� telefoniczn�. Obok niej le�a�a gazeta, na gazecie zeszyt. Czesio w skupieniu czyta� kawa�ek gazety, potem szuka� czego� w ksi��ce telefonicznej, nast�pnie za� tre�� ksi��ki telefonicznej przepisywa� do zeszytu. Stoj�c tu� nad jego g�ow�, Pawe�ek w dalszym ci�gu nie m�g� zrozumie�, o co tu chodzi, gazeta otwarta by�a bowiem na stronie z nekrologami. Gdyby nie przymus trzymaj�cy go w tym beznadziejnym ogonku, wzruszy�by zapewne ramionami i poniecha� zainteresowania tematem, w tej sytuacji jednak�e, w braku lepszego zaj�cia, zaciekawi� si� i postanowi� odgadn�� sedno rzeczy.
Wr�ci� na swoje miejsce, kiedy od okienka dzieli�y go ju� tylko dwie osoby. Czas sp�dzony na poczcie przesta� uwa�a� za bezproduktywnie zmarnowany. Nie zdo�a� wprawdzie zrozumie� przyczyn i cel�w dziwnych poczyna� Czesia, ale pozna� przynajmniej szczeg�y jego dzia�ania i m�g� si� po�wi�ci� rozwi�zywaniu zagadki, kt�ra zaintrygowa�a go w najwy�szym stopniu.
Czesio mianowicie z wielk� uwag� czyta� nekrologi, omija� te, kt�re zawiadamia�y o jakiej� rocznicy i wy�awia� wy��cznie �wie�e, informuj�ce o pogrzebach przewidywanych w najbli�szym czasie. Szuka� w ksi��ce telefonicznej nazwiska nieboszczyka, po czym zapisywa� sobie z zeszycie jego adres i numer telefonu. Do czego m�g� by� mu potrzebny adres cz�owieka, kt�ry bezpowrotnie opu�ci� nie tylko swoje mieszkanie, ale w og�le ziemski pad�, tego Pawe�ek nie by� w stanie poj��. Na wszelki wypadek zapami�ta� nazwisko Czesia. Us�ysza� je, kiedy Czesio w s�siednim pomieszczeniu oddawa� ksi��k� telefoniczn�, przy czym zwr�cono mu legitymacj� stanowi�c� zastaw. Tam te� by� t�ok i Czesio wywrzeszcza� swoje nazwisko poprzez g�owy ludzi. Nazywa� si� Wilczak. Czesio Wilczak...
Ca�� drog� do domu Pawe�ek przeby� w g��bokiej zadumie. Pchn�� furtk�, wbieg� do holu, z roztargnieniem pog�aska� psa, odda� dziadkowi pokwitowanie na list polecony i wtargn�� do pokoju Janeczki. Janeczka, jego siostra, by�a wprawdzie o rok m�odsza, ale umia�a my�le� i w odgadywaniu tajemnic wykazywa�a talent szczeg�lny.
Na jedno z licznych pyta� Pawe�ka odpowiedzia�a od razu.
- A gdzie mia� i��, jak nie na poczt�? - rzek�a zimno, odrywaj�c si� od uk�adanego w�a�nie, bardzo skomplikowanego puzzla. - Nowej ksi��ki telefonicznej nie ma na pewno, bo w og�le jej nie mo�na dosta�. Musia� szuka� na poczcie, nawet gdyby kto� mu tam siedzia� na g�owie. Jaka to by�a gazeta?
- �ycie Warszawy.
- Stare?
- Nie, dzisiejsze.
- No wi�c w�a�nie...
Pawe�ek sapn�� z irytacj�, podni�s� z pod�ogi kawa�ek puzzla, przez chwil� sprawdza�, gdzie pasuje, nie znalaz� tego miejsca, zrezygnowa� i od�o�y� go na biurko. Usadowi� si� na foteliku obok.
- Co w�a�nie? Dzisiejsze, �pieszy�o mu si�, no dobrze, ale po co? Do czego mu te adresy? Chce i�� na styp�, czy jak?
- Mieszkania - wyja�ni�a lakonicznie Janeczka, wracaj�c do puzzli.
- Co?
- Mieszkania. Kto� umar� i zosta�o po nim mieszkanie, nie? Mo�e puste...
- I co? Chce si� tam wedrze� i zagnie�dzi�?
- Zg�upia�e�. Ale mo�e chc� odkupi� od spadkobierc�w, albo co. Kazali mu znale�� adresy. Mo�e mu ka�� tak szuka� codziennie.
Przez chwil� Pawe�ek rozwa�a� spraw�. Wyja�nienie mia�o sw�j sens, ale nie zadowala�o go w pe�ni.
- No, mo�e... - powiedzia� z pow�tpiewaniem. - Ale czy ja wiem...
Janeczka unios�a g�ow� znad puzzla i uwa�niej popatrzy�a na brata. Pow�tpiewanie w g�osie Pawe�ka by�o tak g��bokie, �e nie pozwala�o si� zlekcewa�y�.
- No? Bo co?
- Bo on tego szuka� jako� tak... Nie jakby mu kazali, tylko sam z siebie. Jakby mu okropnie zale�a�o.
- Mo�e si� chce o�eni�? Pawe�ek pokr�ci� g�ow�.
- Chcie�, to mo�e i chce, ale jakby si� Rafa� chcia� o�eni�, to co by by�o?
- G�upie pytanie. Piek�o na ziemi, wybiliby mu z g�owy. W dodatku nie jest pe�noletni, b�dzie dopiero za trzy miesi�ce.
- No wi�c, na moje oko, ten Czesio ma tyle samo lat co Rafa�. O�enienie odpada. Chyba �e szuka na zapas, ale m�wi� ci, �e to wygl�da�o jako� tak...
Im d�u�ej Pawe�ek my�la� o niepoj�tych staraniach Czesia na poczcie, tym g��biej zakorzenia�o si� w nim przekonanie o tajemnicy. Co prawda Czesio zachowywa� si� zwyczajnie, nie przepisywa� tych adres�w ukradkiem i w sekrecie. W skupieniu i z przej�ciem, tak, ale nie skrycie, nie usi�owa� na przyk�ad zas�ania� ani �ycia Warszawy, ani zeszytu. A jednak, mimo to... Co� w tym tkwi�o...
Wysili� siei spr�bowa� przekaza� swoje wra�enia Janeczce. Janeczka pieczo�owicie ulokowa�a kawa�ek puzzla na w�a�ciwym miejscu.
- Id� po �ycie Warszawy - rozkaza�a. Pawe�ek zerwa� si� z fotelika i zatrzyma�, uczyniwszy jeden krok ku drzwiom.
- Bo co?
- Bo co nam szkodzi sprawdzi�. Ja te� jestem ciekawa, o co mu chodzi�o...
Razem z gazet� Pawe�ek przyni�s� ksi��k� telefoniczn�. By�a wprawdzie o par� lat starsza, ale zmiany w ��czno�ci telefonicznej nie nast�powa�y w tak szalonym tempie, �eby si� mia�a do niczego nie przyda�. Biurko Janeczki zaj�te by�o puzzlem, ulokowali si� zatem na tapczanie.
- No dobra, i co teraz? - spyta� Pawe�ek, kiedy ju� wykonali dok�adnie to samo co Czesio na poczcie, tyle �e znacznie sprawniej, poniewa� pracowali we dwoje. - Mamy wszystkich. I co?
- Nie wiem - odpar�a Janeczka, wracaj�c do biurka z puzzlem. - Gdzie ten Czesio mieszka?
- A sk�d ja mam to wiedzie�? Do czego nam... ?
- Bo przysz�o mi do g�owy wszystko razem. Po pierwsze, czy on tak codziennie szuka tych nieboszczyk�w i grzebie w ksi��ce telefonicznej. Gdyby mieszka� blisko tamtej poczty, by�oby �atwo sprawdzi�, poczatowa� troch� i ju�. Ale mo�liwe, �e mieszka gdzie indziej i by� tam przypadkiem tylko jeden raz. Po drugie, powinno si� zobaczy�, jakie ma mieszkanie, czy im tam ciasno, czy lu�no, czy kto� si� o�eni�, albo umar�, albo cokolwiek. Po trzecie, uwa�am, �e warto popatrze�, co si� tam dzieje pod tymi adresami i czy on si� tam pl�cze...
- Mo�e sobie dorabia� - przerwa� s�uchaj�cy z uwag� Pawe�ek. - Jakie� sprz�tania, remonty, noszenie ci�kich rzeczy, wyrzucanie �mieci i tak dalej. Sprzedawanie ksi��ek, na przyk�ad. Po nieboszczyku. Ci�kie jak tysi�c piorun�w.
- Mo�liwe. Albo jego ojciec robi nagrobki i on ma sprawdza�, czy ten nieboszczyk by� bogaty. Albo jeszcze co� innego. Ja bym zacz�a od Czesia. Ilu ich tam jest, tych Wilczak�w, w ksi��ce telefonicznej?
Pawe�ek policzy�.
- Dziewi�ciu. I wszyscy gdzie� daleko. Ale on mo�e nie mie� telefonu.
- No wi�c trzeba na niego poczeka� na poczcie. Mo�esz zacz�� od jutra...
- Odpada. Jutro ona jest czynna rano, a po po�udniu dopiero pojutrze.
- No dobrze, wi�c od pojutrza - zgodzi�a si� Janeczka z lekkim zniecierpliwieniem. - A jutro mo�emy i�� do nieboszczyk�w.
- Dobra, ale do nieboszczyk�w trzeba na wszelki wypadek wzi�� Chabra, wi�c nie mo�emy tam lecie� prosto ze szko�y.
Janeczka obejrza�a si�. Chaber, ich pies, spa� pod drzwiami i na d�wi�k swojego imienia otworzy� jedno oko. Jego pani kiwn�a g�ow�.
- Pewnie. Je�eli mamy si� czego� dowiedzie�, bez Chabra nawet pr�bowa� nie warto. Nie wiem, czy nie powinien i�� z tob� na poczt�.
- Nie, z psami nie wpuszczaj�. Jak tego Czesia zobacz�, ju� si� od niego nie odczepi�, a na psa m�g�by zwr�ci� uwag�. Na poczt� p�jd� sam.
- No dobrze, wi�c jutro... To nawet lepiej, �e nie prosto ze szko�y, przynajmniej zostawimy w domu te wszystkie ci�ary...
* * *
Oko�o godziny si�dmej wieczorem Janeczka przysiad�a na murku odgradzaj�cym trawnik od piaskownicy na ty�ach budynk�w przy ulicy �wirki i Wigury. Dotarli pod czwarty kolejny adres, a wynik penetracji r�wna� si� zeru. Mimo racjonalnego ustalenia trasy, odwiedzanie oddalonych od siebie punkt�w miasta trwa�o przera�liwie d�ugo i by�o nieopisanie m�cz�ce, szczeg�lnie, i� w �rodku tych turystycznych poczyna� trafili na godziny szczytu i cz�� trasy przebyli piechot� ze wzgl�du na psa. Nara�anie go na jazd� zat�oczonym autobusem by�o absolutnie wykluczone. W odwiedzanych planowo miejscach nie dzia�o si� kompletnie nic, drzwi do mieszka� nie�ywych os�b wygl�da�y zupe�nie zwyczajnie i �adnych odkry� nie uda�o si� dokona�. Nieco rozczarowani i odrobin� zniech�ceni dotarli wreszcie tu, na Ok�cie. Zadowolony by� tylko Chaber, na kt�rym spacer przez p� miasta nie zrobi� �adnego wra�enia. Kr�ci� si� i myszkowa� dooko�a swojej pani, z zainteresowaniem obw�chuj�c teren.
Pawe�ek wolnym krokiem wyszed� z budynku i zbli�y� si� do siostry.
- Kto� tam jest w mieszkaniu, bo gra radio i co� s�ycha� - zaraportowa�. - Z tego wynika, �e nie mieszka� sam, jaka� �ywa osoba zosta�a. Co teraz?
- Teraz musimy zacz�� wraca�, �eby zd��y� na kolacj� o jakiej� ludzkiej godzinie - odpar�a Janeczka. - Ciemno si� ju� zrobi�o. Kto� grzebie w �mietniku.
Pawe�ek usiad� na murku obok niej.
- G�odny jestem potwornie. W dalszym ci�gu nic z tego nie wiemy. Mo�e powinno si� dzwoni� do drzwi i zagl�da� do �rodka?
- Nie wiem. Uwa�am, �e trzeba si� zastanowi�...
Przez chwil� siedzieli w milczeniu, obserwuj�c kr�c�cego si� wok� psa. S�o�ce zasz�o ju� dawno, mrok zapad�, w oknach pali�y si� �wiat�a. Chaber to pojawia� si� w ja�niejszych miejscach, to znika� w cieniu. Ludzie przechodzili do�� rzadko, chwile najwi�kszego ruchu ju� min�y.
Pawe�ek nagle jakby si� przeckn��.
- Co m�wi�a�? - spyta� z lekk� niech�ci�. - W jakim �mietniku?
Janeczka gestem brody wskaza�a obro�ni�t� dzikim winem a�urow� �ciank�, odgradzaj�c� pojemniki ze �mieciami.
- W tamtym, tam. Przyszed� z ulicy i nic nie ni�s�. Wlaz� do �rodka i grzebie.
- Obszarpany?
- W�a�nie nie. Ca�kiem normalnie wygl�da�. I nie pijak. Pawe�ek poczu� cie� zainteresowania.
- Okropnie to wszystko m�cz�ce! - westchn��, nie odrywaj�c oczu od ukrytego w zieleni �mietnika. - Czy oni nie mogliby poumiera� w jednej okolicy? A nie tak, w �r�dmie�ciu, na �oliborzu, na Mokotowie, na Ok�ciu... Dobrze chocia�, �e nie na Pradze.
Ze �mietnika, przez a�urow� �ciank� i os�on� z dzikiego wina przeb�yskiwa�o �wiat�o.
- Ma latark� - zauwa�y�a Janeczka.
W Pawe�ku nieznacznie drgn�a ch�� sprawdzenia, czego ten tam jaki� z latark� szuka w �mietniku. Zm�czenie hamowa�o rozrost ch�ci. �wiate�ko za a�urow� �ciank� zgas�o, zza zieleni wyszed� jaki� cz�owiek i skierowa� si� ku ulicy. Pad� na niego blask z parterowego okna. Pawe�ek poderwa� si� na r�wne nogi.
- Ty, to on! - sykn�� zduszonym g�osem.
- Jaki on?
- Czesio!
- Achchch...!
W jednym mgnieniu oka na Janeczk� sp�yn�o ol�nienie. Zerwa�a si� r�wnie�.
- Chaber, tu...! To Czesio, piesku... Idziemy za nim! Chaber, to jest Czesio, szukaj Czesia! Pilnuj Czesia! Pawe�ek miotn�� si� w stron� ulicy i z powrotem.
- Czekaj, ten �mietnik...!
- �mietnik na nic, tam ciemno. Nie mamy latarki.
- Mam zapa�ki!
- Czesio wa�niejszy!
- Chaber...
- Przecie� sam z nim nie pojedzie! Miasto �mierdzi!
- Do licha...! No nic, jeszcze tu wr�cimy...
Rozumieli si� doskonale. Nale�a�o r�wnocze�nie �ledzi� Czesia i sprawdzi�, co robi� w �mietniku, jedno przeszkadza�o drugiemu. Chaber jak zwykle, zareagowa� bezb��dnie, na pierwszy rozkaz Janeczki poszed� za Czesiem, obw�cha� �lady jego but�w, zbli�y� si�, pow�szy� tu� za nim i obejrza� si� na pani�. Wiadomo by�o, �e ju� go nie zgubi, chyba �e Czesio wsi�dzie do jakiego� pojazdu. Na to nawet pies nie m�g� nic poradzi�, trzeba go by�o wspom�c. Pawe�ek waha� si� jeszcze przez sekund�.
- Le� za nim, a ja tu spojrz�. Zaraz was dogoni�...
Janeczka ruszy�a za psem. Chaber, przyzwyczajony do tego rodzaju polowania, przesta� si� ogl�da�, lekkim truchtem d��y� za Czesiem. Czesio opu�ci� zaplecze budynk�w i poszed� w kierunku �wirki i Wigury. Zatrzyma� si� przed czerwonym �wiat�em.
Zanim dotarli do przystanku autobusowego po drugiej stronie ulicy, Pawe�ek zd��y� do nich do��czy�. Czesio zatrzyma� si� na przystanku, najwidoczniej zamierza� czeka� na autobus. Mieli chwil� wytchnienia.
- �mietnik jak �mietnik - powiedzia� Pawe�ek. - Poj�cia nie mam, czego m�g� tam szuka�...
- Ja wiem - przerwa�a Janeczka. - Ju� zgad�am, o co mu chodzi, teraz musimy sprawdzi�, gdzie mieszka.
- O co?
- O rzeczy po nieboszczykach. To co ludzie wyrzucaj�, jak kto� umrze. Szuka tego. Rupiecie, ksi��ki, albo co� innego, jeszcze nie wiem dok�adnie... Pojedziemy za nim.
- Nie zd��ymy na kolacj�.
- Kt�ra godzina? Dziesi�� po si�dmej? Zd��ymy, w ostateczno�ci do�ledzimy go do po�owy drogi. P�g��wek, nie m�g� si� pokaza� troch� wcze�niej?!
Kolacja w domu pa�stwa Chabrowicz�w by�a jedynym posi�kiem, na kt�ry nale�a�o zd��y� koniecznie. �niadanie jad�o si� w po�piechu, obiad wypada� ka�demu o innej porze, a czasem tak�e w r�nych miejscach, kolacja natomiast by�a ustabilizowana i matka stanowczo �yczy�a sobie widywa� przy niej swoje dzieci. Sp�nienie si� bez istotnego powodu i bez uprzedniego zawiadomienia nie wchodzi�o w rachub�.
Czesio wsiad� do autobusu 172, rodze�stwo wsiad�o za nim. Autobus by� doskona�y, doje�d�ali nim w pobli�e domu, ale nie wiadomo by�o, jakie s� zamiary przeciwnika. W napi�ciu czekali, co zrobi.
Czesio wysiad� na Ody�ca. Wysiedli r�wnie�. Czesio skr�ci� w jedn� z ma�ych, bocznych uliczek, a zaraz potem w drug�.
- Byli�my tutaj - zauwa�y� Pawe�ek. - To jest ten pierwszy nieboszczyk.
- G�ow� daj�, �e p�jdzie grzeba� w �mietniku - odpar�a p�g�osem Janeczka.
Czesio nie zawi�d� jej oczekiwa�. Ukryci w mo�liwie najciemniejszym miejscu, przytrzymuj�c przy sobie psa, przygl�dali si�, jak w�r�d zasobnik�w ze �mieciami b�yska�o �wiat�o latarki. Czesio spenetrowa� �mietnik porz�dnie i rzetelnie, po czym wr�ci� na Ody�ca i zn�w zatrzyma� si� na przystanku.
- Rany, do domu mamy st�d pi�� minut! - westchn�� Pawe�ek z rozgoryczeniem.
- Przynajmniej zobaczymy, gdzie wysi�dzie - pocieszy�a go Janeczka.
Kolejnym autobusem 172 Czesio dojecha� a� do Sobieskiego, wysiad� i wolnym krokiem uda� si� w stron� zamkni�tej poczty. Gdyby szed� szybciej, niew�tpliwie udaliby si� za nim, ale wl�k� si� tak niemrawo, �e do �adnego celu nie mia� prawa dotrze� wcze�niej ni� za p� godziny. Porzucili go zatem i przybyli do domu punktualnie.
- Wi�c chyba mieszka gdzie� tam w okolicy - zawyrokowa� Pawe�ek. - Mo�liwe, �e jutro p�jdzie na poczt� i wtedy go dopadn�. Poza tym m�j kumpel te� tam mieszka i mo�e go zna przypadkiem. Du�o nie wiemy, ale zawsze co�.
- Przeciwnie, wiemy bardzo du�o - skorygowa�a Janeczka. - I dopiero teraz naprawd� zaczynani by� ciekawa. Musz� wiedzie�, czego on szuka po tych �mietnikach, wsz�dzie tam, gdzie kto� umar�, i r�b sobie, co chcesz, aleja p�kn�, je�eli tego nie odkryj�!
- W porz�dku, mog� te� p�kn�� - zgodzi� si� od razu Pawe�ek. - Lekcje b�d� odrabia� w szkole, bo potem mi nie starczy czasu. I zaraz rano kupuj� �ycie Warszawy...
* * *
T�ok na poczcie pozwala� sp�dzi� tam dowoln� ilo�� godzin bez zwracania na siebie czyjejkolwiek uwagi. Czesio pojawi� si� o pi�tej po po�udniu, akurat kiedy Janeczka i Pawe�ek rozwa�ali spraw� podzielenia si� obowi�zkami, �eby nie marnowa� czasu podw�jnie. Sp�dzi� nad ksi��k� telefoniczn� mniej wi�cej pi�tna�cie minut i wyszed�.
- Co jest? - zaniepokoi� si� Pawe�ek. - Gdzie go znowu niesie? Przecie� mieszka gdzie� tutaj?
- Je�eli wsi�dzie do autobusu, nie wiem co zrobi� powiedzia�a Janeczka z trosk�. - Dla Chabra jest jeszcze za du�y t�ok.
- Pojad� za nim sam, a ty tu zaczekasz. On mo�e wr�ci�, a jakbym go zgubi�, albo co, to te� wr�c�.
- Ale tylko do wp� do �smej. Potem jad� do domu...
Czesio zrobi� im g�upi dowcip, wsiad� do autobusu 193, Pawe�ek wsiad� za nim i obaj znikn�li Janeczce z oczu. Westchn�a ci�ko i zastanowi�a si�, jak sp�dzi� ten ca�y, nie wiadomo jak d�ugi okres oczekiwania, �eby nie by�o to takie zupe�nie beznadziejne marnotrawstwo. Nie mia�a nic do za�atwienia w tej okolicy, nie mieszka� tu nikt znajomy, nikt tak�e ostatnio nie umar�. Nie mog�a oddala� si� zbytnio, �eby nie przeoczy� powrotu Czesia i Pawe�ka. Jedynym miejscem, jakie ewentualnie mog�aby odwiedzi�, by� sklep papierniczy na rogu Sieleckiej i Nowotarskiej, droga do niego nie zaj�aby wi�cej ni� dziesi�� minut. Powoli ruszy�a w tamtym kierunku, na skr�ty, przez ziele�ce pomi�dzy domami.
�mietniki ci�gn�y jej wzrok jak magnes. Nie zale�a�o jej tak bardzo na tym papierniczym sklepie, nie �pieszy�a si� do niego, skrupulatnie zatem ogl�da�a napotykane po drodze betonowe lub ceglane budyneczki z zasobnikami. Widok wn�trza nie by� poci�gaj�cy, a wo� ka�dego zdecydowanie odrzuca�a. Nik�� pociech� stanowi� Chaber, w�sz�cy w nich gorliwie i z wyra�nym upodobaniem i Janeczka pomy�la�a filozoficznie, �e niech przynajmniej pies ma jak�� przyjemno��.
By�a ju� blisko Sieleckiej, kiedy min�a j� id�ca szybszym krokiem pani. Pani wysz�a, z kt�rego� z s�siednich dom�w i zmierza�a ku �mietnikowi, nios�c ogromny i skomplikowany baga�. Na ramieniu mia�a zawieszon� du��, sk�rzan� torebk�, w r�kach trzyma�a kilka toreb foliowych i nar�cz �achman�w, a pod pach� �ciska�a co�, co wygl�da�o jak wielkie, p�askie pud�o. Zatrzyma�a si� na progu �mietnika i zawaha�a. Wida� by�o, �e przynajmniej po�ow� tych wszystkich rzeczy zamierza wyrzuci�, ale nie wie jak to zrobi�, bo r�ce ma kompletnie unieruchomione. Spr�bowa�a wepchn�� jedn� torb� do najbli�szego zasobnika, potr�cony zasobnik zamkn�� si� z g�o�nym szcz�kni�ciem, uczyni�a wysi�ek, �eby go otworzy� i p�askie pud�o wypad�o jej spod pachy. Bezradnie spojrza�a pod nogi, obejrza�a si� i jej wzrok pad� na Janeczk�.
- Dziewczynko - powiedzia�a �a�o�nie. - Przepraszam ci�, czy mog�aby� mi pom�c?
Janeczka by�a ju� blisko. Doskonale odgad�a, �e pani nie da sobie rady, je�eli nie zdecyduje si� wyrzuci� wszystkiego z w�asn� torebk� w��cznie. Torebka na d�ugim pasku osun�a jej si� z ramienia i balansuj�c na �okciu, przeszkadza�a jeszcze bardziej. Janeczka podbieg�a i otworzy�a zasobnik.
- Prosz� bardzo - zgodzi�a si� uczynni�. - Kt�re... ? Pani usi�owa�a wypu�ci� z d�oni w�a�ciw� torb�, nie gubi�c pozosta�ych.
- Nie, we� najpierw to... Tak, teraz zamie�my... Czekaj, teraz tylko to mi potrzymaj...
- To przecie� szk�o - zwr�ci�a uwag� Janeczka. - Nie wyrzuca pani?
- Nie, to butelki po �mietanie, id� z tym do sklepu. Chyba wzi�am za du�o na raz... No, wreszcie!
Cofn�a si� i wlaz�a na swoje pud�o. Janeczka spojrza�a w d�.
Nie by�o to pud�o, tylko zw�oki bardzo starej, niezbyt du�ej, tekturowej walizki. Jednego zamka nie mia�a wcale, drugi pu�ci� przy upadku i wieko odskoczy�o. Ze �rodka wysypa� si� olbrzymi stos list�w.
- To przecie� listy! - zdumia�a si� Janeczka - Pani to wyrzuca?
- Tak, to nie moje. Zosta�y po osobie, kt�ra ju� dawno nie �yje. W�a�ciwie powinnam je spali�, ale nie mam jak. Nie spal� ich przecie� na gazowej kuchence! Mam nadziej�, �e �mieciarze je zniszcz�.
- Ale one maj� znaczki...!
- Znaczki ? Nawet nie zauwa�y�am... A co? Ty si� interesujesz znaczkami?
- Tak - powiedzia�a Janeczka zdecydowanie. - I m�j brat te�.
Pani wzruszy�a ramionami, jako� niepewnie i bezradnie.
- Mo�esz je sobie zabra�, je�li chcesz. To w og�le trzeba usun��, nie mo�e zosta� takie rozwalone...
- Ja to zrobi� - zaofiarowa�a si� Janeczka po�piesznie. - Posprz�tam tutaj, niech pani sobie nie zawraca tym g�owy. Zrobi� to bardzo porz�dnie.
Pani ucieszy�a si� wyra�nie, chocia� ci�gle by�a niepewna i zak�opotana.
- B�d� ci bardzo wdzi�czna. Przykro mi, �e narobi�am takiego ba�aganu. Porz�dkuj� mieszkanie po mojej ciotce i dobija mnie wyrzucanie �mieci, trzecie pi�tro...! Znosz� je tak po kawa�ku... Ale wiesz... Nie chcia�abym, �eby te listy kto� czyta�...
- Nikt ich nie b�dzie czyta�. Nie obchodz� nas listy, tylko znaczki. A je�eli pani sobie �yczy, mog� je osobi�cie spali� w naszym ogrodzie, albo w naszym piecu od centralnego ogrzewania. Mamy taki piec.
- Naprawd�...? Tak, chcia�abym. Obiecujesz mi to?
- Obiecuj� uroczy�cie...
Pani wreszcie sobie posz�a. Janeczka popatrzy�a za ni� i pokr�ci�a g�ow�. Z tak skomplikowanym charakterem i umys�owo�ci� jeszcze si� nie zetkn�a. G�upota straszna, skoro wyrzuci�a znaczki. Wyra�na inteligencja i rozum, skoro od razu poj�a, �e mo�na wierzy� Janeczce. Szlachetno�� i przyzwoito��, owszem, domaga�a si� przecie� dyskrecji...
Lekkomy�lno�� potworna, zostawi� t� ca�� korespondencj� na pastw� losu...
Nie precyzuj�c ju� dalej cech osobowo�ci pani, Janeczka spojrza�a pod nogi. Szcz�tki tekturowej walizki mo�na by�o jako� z�o�y�, ale zamek przepad�. Nale�a�oby zwi�za� to sznurkiem. Nie mia�a sznurka, natomiast mia�a smycz. Je�d��c z Chabrem po mie�cie, zawsze nosi�a ze sob� smycz, nie po to oczywi�cie, �eby na niej prowadzi� psa, samo przypuszczenie, �e m�g�by by� prowadzony na smyczy, stanowi�o dla niego afront i obelg�, ale na wszelki wypadek, w razie gdyby si� kto� przyczepi�. Do obwi�zania walizki smycz nadawa�a si� doskonale.
Przemagaj�c lekki wstr�t, Janeczka przykl�k�a, zgarn�a rozsypany stos i wepchn�a pod uchylone wieko. Zmie�ci� si� z trudem. Okr�ci�a to smycz� i unios�a w obj�ciach. By�o ci�kie i niewygodne do niesienia. Rozstrzygn�o kwesti� zaj�� w tej okolicy, �adnych sklep�w, �adnych spacer�w, mog�a tylko wr�ci� na poczt� i czeka� na Pawe�ka. Usi�dzie na tej walizce, a czatowa� b�dzie Chaber...
Doprowadzony przez psa Pawe�ek pojawi� si� za kwadrans si�dma.
- No, wreszcie! - wykrzykn�� triumfuj�co. - Jak zobaczy�em Chabra, wiedzia�em, �e jeszcze czekasz! Wiem, gdzie on mieszka! I wiem, gdzie...
- Czekaj! - Przerwa�a Janeczka, podnosz�c si� ze swojego siedziska. - Powiesz mi wszystko po drodze, a teraz potrzebny jest sznurek. Masz sznurek?
- Mam. Bo co? Co to jest?
- Nie wiem. Mo�e skarby, a mo�e �mieci. Listy ze znaczkami.
- Co?
- Listy ze znaczkami, m�wi� przecie�. Jedna facetka wyrzuci�a, a ja zabra�am.
- Jak to? Ca�a walizka...?!
- No w�a�nie. Trzeba to zawie�� do domu, a ona si� rozlatuje. Obwi�za�am smycz�, spr�buj jeszcze sznurkiem.
Zdumiony i zaskoczony Pawe�ek wygrzeba� z kieszeni zw�j sznura. Troch� go by�o za ma�o, �eby rozpadaj�c� si� walizk� przekszta�ci� w pakunek �atwy do niesienia. Mo�na j� by�o transportowa� tylko w dwie osoby, nios�c poziomo. Przez chwil� rozwa�ali mo�liwo�� jazdy taks�wk�.
- Drogo - zauwa�y� ostrzegawczo Pawe�ek.
- Dziadek by zap�aci� - odpar�a troch� niepewnie Janeczka.
Dziadek zap�aci�by niew�tpliwie z wielk� rado�ci�. Dziadek zbiera� znaczki przez ca�e �ycie, by� ekspertem filatelistycznym, zarazi� tym szlachetnym maniactwem najpierw Rafa�a, a potem ich obydwoje. Szacunek dla znaczk�w i wiedz� o nich mieli wpojone bez ma�a od urodzenia, a zbiera� dla siebie zacz�li w ubieg�ym roku. Dla walizki pe�nej kopert dziadek zap�aci�by ch�tnie nawet za dwie taks�wki, ale w jaki� niejasny spos�b wydawa�o im si�, �e w�wczas powinno si� odda� mu to do przegl�dania. Tymczasem chcieli sami. By�o to co� odkrywczego, jakby penetracja teren�w, na kt�rych jeszcze nie stan�a ludzka stopa. Oczywi�cie pokazaliby to potem i dziadkowi, i Rafa�owi, ale najpierw chcieli sami... Zrezygnowali z taks�wki.
- No wi�c dobrze m�wi�em, on mieszka tam, na Sieleckiej - zacz�� Pawe�ek ju� w autobusie, kiedy uda�o im si� wsi��� w 172 razem z niewygodnym baga�em i psem. - Akurat niedaleko Stefka...
- Jakiego Stefka? - przerwa�a Janeczka, opieraj�c na brzuchu swoj� po�ow� ci�aru.
- Mojego kumpla. I jego starszy brat chodzi razem z tym Czesiem do szko�y, do jednej klasy. Jutro dowiem si� o nim wszystkiego.
- A po co pojecha� na miasto?
- No w�a�nie chc� to powiedzie�. Pojecha� w Alej� Wyzwolenia do jakiego� typa, nazywa si� Zenobi Fajksat...
- Jak?!
- Fajksat. Jak Boga kocham, sprawdzi�em na li�cie lokator�w. Prosto z poczty do tego Fajksata i siedzia� tam ca�y czas. A od Fajksata wr�ci� tutaj, nigdzie po drodze nie wst�powa�.
- I nie wiesz, co robili?
- Nie mam poj�cia. Prawd� m�wi�c, pr�bowa�em pods�uchiwa� pod drzwiami, ale tamte domy budowali jako� przesadnie porz�dnie albo co, bo nic nie s�ycha�. Tylko, jak ju� wychodzi� i ten Fajksat zamyka� za nim drzwi, us�ysza�em jak powiedzia� do niego: "pami�taj o Bonifacym!" A Czesio powiedzia�: "dobra, pami�tam". I tyle. Nic wi�cej.
- Przepchnijmy si� do drzwi, bo b�dziemy wysiada� - powiedzia�a Janeczka. - Jeszcze jaki� Bonifacy do tego
wszystkiego... No nic, b�dziemy go dalej pilnowa�. A tych list�w z walizki mamy nie czyta�, tylko spali�, obieca�am jej uroczy�cie, wi�c nie wyg�up si� przypadkiem...
* * *
Mieszkanie kumpla na Sieleckiej by�o w najwy�szym stopniu atrakcyjne. Sk�ada�y si� na nie teoretycznie cztery pokoje, w praktyce by�o to trzy i p�. Trzy pokoje mia�y rozmiary mniej wi�cej przystosowane do gabaryt�w istoty ludzkiej, czwarty nale��cy do Stefka, swobodnie zmie�ci�by si� w przedziale kolejowym. Ustawione w nim trzy meble, ��ko, stolik i krzes�o, powodowa�y, �e jedna osoba mog�a si� na przyk�ad rozebra� i ubra�, z tym, �e ostro�nymi i ograniczonymi ruchami. Na krze�le jednak�e mo�na by�o usi��� tylko prze�a��c g�r� przez oparcie, albo te� metod� wyci�gni�cia go do przedpokoju i przywleczenia potem za sob�. Pozosta�y po usuni�ciu krzes�a kawa�ek pod�ogi wystarcza� do indywidualnych �wicze� gimnastycznych, absolutnie i bez reszty parterowych.
Pawe�ek sp�dzi� tam ca�e popo�udnie, a� do wieczora. Po�ow� tego czasu zaj�y wysi�ki z hantlami, po�ow� drugiej po�owy odrobina niezb�dnego odpoczynku, reszt� za� pogaw�dka ze starszym bratem, kt�ry wreszcie wr�ci� do domu. Pogaw�dka stanowi�a ukoronowanie cudownego wieczoru, aczkolwiek nabra�a rumie�c�w dopiero, kiedy poruszono temat wielkich nami�tno�ci.
- Rozumiesz, on, ten Zbinio, brat Stefka, on ma na imi� Zbyszek, ale nazywaj� go Zbinio, wi�c on zbiera breloczki - z zapa�em opowiada� Pawe�ek siostrze ju� po kolacji. - S�uchaj, nie wyobra�asz sobie, jak� on ma kolekcj�! To jest po prostu co� niemo�liwego! Jeden ma od wi�nia ze Zwi�zku Radzieckiego, oni tam podobno robi� to r�cznie, fucha taka, sprzedaj� za r�ne rzeczy, jeden bu�garski, latarnia ze �wiate�kiem w �rodku, wszystkie mo�liwe reklam�wki, wiesz, od firm samochodowych i tych od benzyny, takie z latarkami, takie piszcz�ce, na baterie, z r�nych kraj�w, no m�wi� ci, rakieta! Tydzie� mo�na ogl�da�! Trz�sie si� o to jak o �mierdz�ce jajka, do r�ki bra� nie pozwala, kota ma kompletnego, co ja m�wi�, stado kot�w! I tak naprawd� zgodzi� si� ze mn� gada� dopiero, jak mu obieca�em algierski. Algierskiego nie ma. Niech teraz ojciec robi co chce, ale musi nam przys�a�!
S�uchaj�ca uwa�nie Janeczka kiwn�a g�ow�.
- Trzeba mu napisa�, �eby przys�a� co najmniej dwa.
- A pewnie. Dwa albo trzy. Co prawda, nie wiem sk�d we�mie, bo jako� breloczki mi tam w oko nie wpad�y, ale nie uwierz�, �e nie maj�!
- Maj� - zapewni�a Janeczka. - Widzia�am na w�asne oczy.
- Gdzie?
- W tym kabylskim sklepie w Oranie, tam gdzie matka mia�a zrujnowa� ojca. Tam s� same najdro�sze rzeczy, ale na jeden breloczek mo�e mu wystarczy pieni�dzy. A na straganach, jestem pewna, te� by�y. Mo�e zreszt� kupi� cokolwiek miedzianego, przyczepi� do k�ka i powiedzie�, �e to breloczek.
- Nawet sarni mo�emy przyczepi� - zgodzi� si� entuzjastycznie Pawe�ek. - S�usznie, pierwszorz�dny pomys�, niech przy�le par� takich �mieci, �ebym ja mia� do tego Zbinia podej�cie. Chciwy strasznie...
- Ale ja te� to chc� zobaczy�! - przerwa�a stanowczo Janeczka. - P�jd� tam z tob�, jak ju� b�dziemy mieli co� od ojca. I te� jaki� przynios�. I nie dam mu wcze�niej, tylko dopiero po obejrzeniu wszystkiego.
- Mo�e by�, p�jdzie na to. Ale musisz mie� co� ekstra, bo dla byle czego on ich nie pokazuje. Stefek musia� mu na kl�czkach przysi�ga�, �e ja naprawd� by�em w tej Algierii i jeszcze musia�em mu obieca�, �e przynios� do pokazania r�� pustynn� i tego zasuszonego skorpiona.
- Same przymusy - skrytykowa�a Janeczka. - Nie za du�o tego? Opr�cz kolekcji, ten Zbinio nam si� do czego� przyda?
- No a jak? Co ty my�lisz, �e ja bym jak g�upi ze skorpionem po mie�cie lata� bez �adnego powodu? Za kretyna mnie masz? Ten Zbinio jest bezcenny!
- Bo co?
Pawe�ek wyda� z siebie triumfuj�ce pufni�cie i wygrzeba� z kieszeni ma�y, niewiarygodnie wy�wiechtany i pognieciony notesik.
- Dobrze wiedzia�em! - oznajmi� dumnie. - Chodz� z Czesiem do jednej klasy i ten Zbinio wszystko o nim wie. Czekaj...
- No! - pop�dzi�a niecierpliwie Janeczka, bo Pawe�ek urwa�, w skupieniu przegl�daj�c notesik.
- Zaraz. Zapisa�em niekt�re rzeczy. No wi�c ten Czesio zbiera, nie uwierzysz, znaczki!
- Co� podobnego...!
- No w�a�nie. Dziwi� si�, swoj� drog�, �e sam nie zgad�em, widzia�em go przecie� w klubie filatelistycznym. Mo�e dziadek go zna, albo Rafa�... Czekaj, to nie koniec. Zbinio wie, �e Czesio nie ca�kiem sam si� tym zajmuje, tylko z kim�... Czekaj, po kolei. W og�le wie dlatego, �e daje Czesiowi znaczki, specjalnie si� stara po znajomych, rodzinie i tak dalej, a Czesio mu si� stara o breloczki. Nie wiadomo sk�d, ale miewa takie jakie� prima super. Gadatliwy nie jest, ale czasem mu si� co� wyrwie, wi�c Zbinio wie, �e ma sp�k� z jakim� facetem. Facet nazywa si�... zaraz, gdzie ja to mam... No, jest. Miedzianko. Wiedzia�em, �e jako� tak od �mii. Ma chody, Zbinio dok�adnie nie wie jakie i gdzie, ale mo�e na poczcie, mo�e tam gdzie te znaczki drukuj�, mo�e w Centrali Filatelistycznej, w ka�dym razie dopada pr�bnych arkuszy, b��dnodruk�w i tak dalej...
- Dziadek powinien o nim wiedzie�!
- Mo�e wie, sprawdzimy potem. Czekaj, to nie wszystko. Opr�cz tego Czesio kombinuje z jakim� drugim, kt�ry mieszka w Alei Wyzwolenia. Zbinio nie wie, kto to jest...
- Za to my wiemy. Ten Fajksat. Miedzianko gdzie mieszka?
- Zbinio nie wie. Ale za to powiedzia� mi, �e Czesio ci�gle grzebie w nekrologach, nic innego w gazetach nie czyta, tylko nekrologi. I pilnuje spadku po nieboszczykach.
- I to co�, czego szuka w �mietnikach, to s� znaczki - uzupe�ni�a wzgardliwie Janeczka. - Liczy na to, �e b�d� wyrzuca�. P�g��wek.
- Dlaczego p�g��wek? - zdziwi� si� Pawe�ek. - Przecie� wyrzucaj�! Najlepszy dow�d...
Notesikiem wskaza� ulokowane na pod�odze pod biurkiem szcz�tki walizki z listami. Janeczka wzruszy�a ramionami i popuka�a si� palcem w czo�o.
- W�a�nie, najlepszy dow�d! Czyta nekrolog, dowiaduje si�, �e kto� umar� przed chwil� i leci do �mietnika. Za�mienie umys�owe. Ta pani powiedzia�a, �e jej ciotka umar�a ju� dawno, a listy wyrzuci�a dopiero wczoraj. Kto robi porz�dki z nieboszczykiem na g�owie? Zawsze najpierw jest pogrzeb, potem si� zastanawiaj�, a jeszcze p�niej zaczynaj� sprz�ta�. Mo�na szuka� w �mietnikach, ale przecie� nie od razu!
- No fakt - przyzna� Pawe�ek. - I rzeczywi�cie, szuka, grzebie, a na t� walizk� nie trafi�. Ale zdaje si�, �e to nie o to chodzi.
- A o co?
- Zbinio m�wi� troch� m�tnie. Mo�liwe, �e i wiedzia� m�tnie, bo on si� tym nie interesuje, jakby chodzi�o o breloczki, wiedzia�by lepiej. �mietniki to on przeszukuje tak troch� na boku, a g��wnie nawi�zuje znajomo�ci z rodzin�.
- Z jak� rodzin�? Nieboszczyka?
- W�a�nie. Dowiaduje si�, jako� tam, czy mia� znaczki, by� filatelist�, albo zosta�y po nim jakie� listy, albo co. To jest to, co Zbinio wie m�tnie. Mnie si� wydaje, �e on rzeczywi�cie mo�e si� zg�asza� do pomocy. Do za�atwiania, do ci�ar�w, wszystko jedno, ale dopada rodziny nieboszczyka, zanim w og�le zaczn� co� wyrzuca�.
Pytaj�co popatrzy� na siostr�. Janeczka zastanowi�a si� i kiwn�a g�ow�.
- Tak. To ma sens. Mo�e od nich odkupywa� na przyk�ad stare ksi��ki. Albo zbiera� makulatur�. To znaczy udawa�, �e odkupuje i zbiera, a naprawd� szuka� znaczk�w. Ale ci�gle uwa�am, �e to za wcze�nie, nikt nie b�dzie z nim gada� jeszcze przed pogrzebem, to nawet nie wypada.
- Mo�e by� jeszcze co� - powiedzia� Pawe�ek ostro�nie. - Zbinio m�wi, �e ten Czesio to lepszy numer, a dla znaczk�w jest zdolny do wszystkiego. Nie jest wykluczone, �e na przyk�ad sprawdza, czy ten nieboszczyk nie mieszka� sam i czy dom nie zosta� pusty. I jak pusty, to tego...
- W�amuje si�?
- A dlaczego nie? Zbinio m�wi, �e wcale by si� nie zdziwi�...
- Jak sprawdza?
- Nie wiem. Dzwoni do drzwi, telefonuje, patrzy czy jest �wiat�o w oknach, czatuje czy kto� nie wchodzi... R�nie. Mo�e pyta s�siad�w?
- Ma telefon?
- Kto?
- Czesio.
- Nie ma.
Janeczka zdj�a �okcie z biurka Pawe�ka i wyprostowa�a si� na krze�le.
- W takim razie trzeba sprawdzi�, czy ten Fajksat ma telefon - orzek�a energicznie. - Bo je�eli tak, to ju� zgaduj�, po co prosto z poczty leci do niego. Skoro maj� sp�k�, dzwoni od Fajksata.
- Mo�liwe. Mo�e nawet sam Fajksat dzwoni, w nocy, albo o �wicie... Janeczka zauwa�y�a nagle, �e czego� tu brakuje.
- No dobrze, a Bonifacy? Zbinio o nim co� wie?
- Jaki Bonifacy?
- Jak to jaki, sam m�wi�e�. Fajksat kaza� mu pami�ta� o Bonifacym.
- A...! Nie, o �adnym Bonifacym nie by�o mowy. Mo�e Miedzianko ma na imi� Bonifacy? Trzeba zapyta� dziadka!
- Zaraz, czekaj! Z samym Miedziankiem do dziadka nie p�jdziemy!
Pawe�ek, kt�ry ju� wystartowa� ku drzwiom, zatrzyma� si� w rozp�dzie.
- Bo co? - zainteresowa� si� nieufnie.
- Bo je�eli to jest jaka� podejrzana sprawa, dziadek nam nic nie powie. B�dzie chcia� nas utrzyma� z daleka od zgnilizny moralnej, zapomnia�e�, ile razy by�o o tym gadanie? Trzeba dyplomatycznie.
- Jak dyplomatycznie?
- A o, tak! - rzek�a Janeczka i wskaza�a �mietnik pod biurkiem. - Najpierw za�atwimy t� walizk�, zdaje si�, �e tam s� nadzwyczajne rzeczy. Z tym p�jdziemy do dziadka, a Miedzianko nam wyjdzie przy okazji...
Zdezelowana walizka ca�kowicie wype�niona by�a listami w kopertach. Na niekt�rych widnia� �lad przewi�zania sznurkiem, albo mo�e wst��eczk�, musia�y zapewne przez ca�e lata stanowi� paczki i rozrzucone zosta�y dopiero przy upychaniu do walizki. Koperty zaopatrzone by�y w znaczki. Pawe�ek wlaz� pod biurko, wypchn�� ca�y majdan na �rodek pokoju i si�gn�� po list, le��cy na wierzchu.
- Nie do uwierzenia! - wykrzykn��, wstrz��ni�ty. - Popatrz...!
- No wi�c w�a�nie, na to trafi�am od razu - odpar�a Janeczka z satysfakcj�. - Nie wiem co zrobi�, wycina�, czy zostawi� na kopercie. Bo listy, przypominam ci, mamy uczciwie spali�.
- Listy tak, ale koperty? Palenia kopert nie obiecywa�a�?
- O kopertach nie by�o mowy.
- Ca�e szcz�cie. No no... Pierwszy raz to widz� na zwyczajnym li�cie. Czekaj, skocz� do dziadka po katalog!
Od�o�ywszy z szacunkiem na tapczan obracan� w r�kach kopert�, Pawe�ek wybieg� z pokoju. Janeczka si�gn�a po kopert� i przyjrza�a si� jej jeszcze raz ze wzruszeniem i podziwem. Znajdowa�y si� na niej trzy znaczki z pierwszej powojennej serii, Traugutt, Ko�ciuszko i D�browski, piecz�� "list polecony" i kasownik z dat�. List wys�ano 9 listopada 1944 roku z Lublina do Kra�nika. Obydwoje z Pawe�kiem znali te znaczki, widzieli je wielokrotnie w katalogu, ogl�dali w zbiorach dziadka, ale o znalezieniu ich na kopercie, na prawdziwym li�cie, nie �mieli nawet marzy�. By� to olbrzymi skarb.
- Dziadek m�wi, �e w czterdziestym czwartym roku list polecony kosztowa� z�oty pi��dziesi�t - oznajmi� Pawe�ek, wracaj�c z katalogiem. - Ten tutaj przylepi� z�oty siedemdziesi�t pi��. Albo rozrzutnik, albo filatelista.
- Nie powiedzia�e� chyba dziadkowi, �e co� takiego znale�li�my? - zaniepokoi�a si� Janeczka. - Poka�emy mu to razem z Miedziankiem, nie samo!
- Nic nie powiedzia�em, powiedzia�em, �e robimy sobie porz�dek. O ten czterdziesty czwarty rok tak tylko spyta�em, z ciekawo�ci. Czekaj, niech spojrz�... Ty, o rany, to potworny maj�tek! I ta baba to wyrzuci�a...?!!!
- Gorzej, spali�aby, gdyby mia�a piec.
- No to ona musi by� nienormalna. Jak robimy? Wycinamy?
- Zwyczajne wycinamy, a nadzwyczajne zostawiamy z kopert�.
Siedz�c na pod�odze pod biurkiem Pawe�ka, metodycznie opr�niali walizk�. Ulokowanie jej w pokoju Pawe�ka, a nie Janeczki, by�o wynikiem g��bokich przemy�le�. U Janeczki raczej panowa� porz�dek, pok�j Pawe�ka natomiast wype�niony by� tysi�cem najprzedziwniejszych przedmiot�w, w�r�d kt�rych ich matka, pani Krystyna, dawno straci�a orientacj�. Nie maj�c poj�cia, jaki rupie� jest najcenniejszym skarbem jej syna, na wszelki wypadek nie wyrzuca�a niczego i nawet stara�a si� tam mo�liwie rzadko zagl�da�. U Janeczki stara walizka rzuca�aby si� w oczy, u Pawe�ka by�a niedostrzegalna.
R�wnej wspania�o�ci, jak ta pierwsza, na �adnej kopercie nie by�o, chocia� cz�� list�w pochodzi�a z dawniejszych czas�w i znaczki z nich doskonale mog�y uzupe�nia� zbiory. Wi�kszo�� stanowi�a mas�wk�. Troch� by�o zagranicznych, od�o�yli je na bok, z zamiarem sprawdzenia p�niej.
- Nie b�d� teraz lata� do dziadka po wszystkie katalogi - powiedzia� Pawe�ek stanowczo. - Zgadnie, �e co� mamy, i zmarnujemy sobie tego Miedziank�.
Na samym dnie walizki znajdowa� si� ma�y, stary, mocno zu�yty klaserek. Na oko s�dz�c, nie zawiera� imponuj�cych walor�w. Powtykane we� by�y niedbale jakie� stare zagraniczne znaczki ameryka�skie, austriackie, francuskie i kilka z r�nych egzotycznych kraj�w. Wszystkie kasowane, odklejone z list�w, nale�a�o ogl�da� je przez lup� i zostawili to sobie r�wnie� na p�niej.
- Wyrzuci� niepotrzebne listy, to jeszcze, ostatecznie, mo�na jako� zrozumie� - powiedzia� zgorszony Pawe�ek. - Ale wyrzuci� klaser ze znaczkami, to ju� nie do poj�cia!
- Nawet jej pewnie do g�owy nie przysz�o, �e to w og�le co� jest - zaopiniowa�a z niesmakiem Janeczka. - Zobaczy�a, �e stare i obszarpane i do widzenia. Szkoda, �e nie wiem, gdzie mieszka, bo mo�e zosta�o jej wi�cej do wyrzucenia.
- W okolicy �mietnika, nie?
- Wszystkie domy tam stoj� w okolicy �mietnika.
- I nawet nie wiesz, z kt�rych drzwi wysz�a?
- Nie wiem, nie patrzy�am. Zobaczy�am j� dopiero, jak przesz�a obok. I Chabra nie zawo�a�am, wcale jej nie w�cha�.
- No, to ju� niefart! - skrzywi� si� z niezadowoleniem Pawe�ek. - Ja nie wiem, ale mo�e warto na ten �mietnik popatrze� codziennie...
Janeczka zmieni�a pozycj�, przykl�k�a i zacz�a zgarnia� z powrotem do walizki powycinane koperty.
- To ju� teraz �atwo zrozumie�, dlaczego Czesio siedzi w �mietnikach - zauwa�y�a cierpko. - Nam te� niewiele brakuje, ale zdaje si�, �e tamtego �mietnika on pr�dzej dopadnie, ma go pod nosem. Zwyk�y cud, �e to ja na t� walizk� trafi�am. Spalimy to jutro w ogrodzie, a teraz chod�my do dziadka.
- Dobra, czekaj, we�miemy wszystko. Tu mam jakie� pude�ko... O, po butach, bardzo dobre...
- Dzieci, ja nie jestem przesadna, ale dzie� pracy trwa tylko do dwudziestej drugiej - powiedzia�a ich matka, zagl�daj�c przez uchylone drzwi. - Jest pi�� po. Mam m�wi� co� wi�cej?
- O rany! - zdziwi� si� Pawe�ek i zaniecha� wytrz�sania z pude�ka jakich� drobnych �mietk�w. - My�la�em, �e najwy�ej �sma!
- Nie musisz - westchn�a Janeczka, podnosz�c si� z pod�ogi. - No trudno, niech b�dzie. Z dziadkiem za�atwimy jutro...
* * *
Dziadek z babci� mieszkali w dw�ch pokojach na pi�trze. W jednym pokoju babcia siedzia�a przed telewizorem, w drugim dziadek zajmowa� si� tym, czym powinien, mianowicie znaczkami. Na widok wnuk�w oderwa� si� od pracy.
- Dziadku, troch� tu mamy byle czego, a troch� bardzo pi�kne - powiedzia�a Janeczka tajemniczo ju� od drzwi. - Chcieli�my ci to pokaza�.
- I zapyta�, czy to najpi�kniejsze wyci��, czy lepiej, �eby by�o z kopert� - doda� Pawe�ek, stawiaj�c dziadkowi na stole du�e pud�o od but�w, wype�nione znaczkami. - Wolisz ogl�da� najpierw gorsze, a potem lepsze, czy odwrotnie?
- Zawsze najlepsze nale�y zostawi� na deser - odpar� dziadek i si�gn�� po fajk�.
W pude�ku na wierzchu le�a�a ma�a kupka znaczk�w zagranicznych, a razem z ni� zniszczony klaserek. Janeczka i Pawe�ek na oko ocenili to wszystko jako przeci�tne. Dalej znajdowa�y si� polskie, od najm�odszych do najstarszych, a koperta z trzema najcenniejszymi wetkni�ta zosta�a na samo dno. Dziadek spojrza� i odruchowo si�gn�� najpierw po klaserek.
Otworzy� go i skamienia�. Od�o�y� fajk�, znalaz� lup�, popatrzy� przez lup�, podni�s� g�ow� i spojrza� na dzieci prawie ze zgroz�.
- Dzieci, na lito�� bosk�...! Przecie� to gazetowy Merkury!
Janeczka i Pawe�ek stropili si� odrobin�. Wiedzieli, co to jest gazetowy Merkury, ale ogl�dali go w naturze tylko raz w �yciu i nie rozpoznali w klaserku. Nie przysz�o im nawet do g�owy, �e tam mog�oby si� znajdowa� co� takiego, okrzyk dziadka nieco ich oszo�omi�.
- Jak to...? - b�kn�� Pawe�ek.
Dziadek, na zmian�, to spogl�da� na nich, to wpatrywa� si� przez lup� w znaczek. Wygl�da�, jakby nie wierzy� w�asnym oczom.
- Czy to mia�o by� to co� gorszego? - spyta� wreszcie jakim� dziwnym g�osem. - Mam zrozumie�, �e na ko�cu poka�ecie mi Guyan�?
Janeczka otrz�sn�a si� z wra�enia i szybko pomy�la�a, �e doskonale si� sk�ada. Zaskoczony dziadek mo�e im wyjawi� r�ne tajemnice, kt�re w stanie pe�nej r�wnowagi starannie by ukrywa�. Merkury, owszem jest to nadzwyczajno�� jeszcze wi�ksza, ni� ta koperta pod spodem, ale tym zajm� si� p�niej. Teraz nale�y wykorzysta� sytuacj�.
- Nie - powiedzia�a ze skruch�. - My�my nie zwr�cili uwagi, �e to Merkury, nie sprawdzali�my jeszcze w katalogu...
- A osobi�cie go s�abo znamy - wtr�ci� przepraszaj�co
Pawe�ek.
- Sprawdzali�my tylko polskie - ci�gn�a Janeczka. - Lepiej od razu zajrzyj na dno. Wszystko inne jest zwyczajne.
Dziadek przyjrza� si� jej podejrzliwie, od�o�y� klaserek, ostro�nie wyj�� znaczki z pude�ka i znalaz� kopert� na spodzie. Zn�w na chwil� znieruchomia�, obejrza� j� przez lup� i zn�w uni�s� g�ow�.
- Sk�d to macie? - spyta� surowo.
- Znale�li�my - odpar� bez namys�u Pawe�ek.
- Co to znaczy znale�li�my? Jak mogli�cie co� takiego znale��? Dzieci, bez �art�w, to s� drogie rzeczy, to si� nie poniewiera po ulicy...
- Owszem, poniewiera si� - przerwa�a stanowczo Janeczka. - Znale�li�my w �mietniku.
- Jak to...?!
- Tak zwyczajnie. Jedna pani to wyrzuci�a. Na moich oczach.
- Przez pomy�k�...?
- Wcale nie przez pomy�k�. Nawet jej pomog�am. Od razu zobaczy�am, �e wyrzuca listy ze znaczkami i zwr�ci�am jej uwag�. Powiedzia�a, �e j� to nic nie obchodzi i mog� to sobie zabra�, jak chc�. W og�le mia�a zamiar spali�. No wi�c zabra�am i jeszcze po niej posprz�ta�am.
- Znasz t� pani �?
- Nie. Zupe�nie obca osoba. To by�o przypadkiem.
Dziadek przypomnia� sobie wszystkie znaczki powyrzucane, zniszczone i spalone, o jakich w ci�gu ca�ego swojego �ycia s�ysza� i wiedzia�, i westchn�� ci�ko. Wyobrazi� sobie, co by by�o, gdyby Janeczka tego nie uratowa�a. Do owej pani, wyrzucaj�cej na �mietnik bezcenne skarby, poczu� zdecydowan� antypati�, nie m�g� jednak�e tego tak zostawi�.
- Potrafi�aby� t� pani� znale��? - spyta�, wzdychaj�c ponownie.
Janeczka zawaha�a si�. Na upartego da�oby si� t� spraw� za�atwi�. Na listach znajdowa�y si� adresy, prawdopodobnie widnia� tam tak�e adres nie�yj�cej ciotki, nawi�zanie kontaktu z pani� by�o mo�liwe, ale nie mia�a najmniejszej ochoty oddawa� takich cudownych znaczk�w osobie, kt�ra je wyrzuca.
- A co? - spyta�a ostro�nie. - Chcesz, �eby jej to zwr�ci�?
- Uwa�am, �e powinna przynajmniej wiedzie�, jak� to ma warto��. Nale�a�oby to od niej odkupi�.
- Za p� ceny - wtr�ci� si� zn�w Pawe�ek z wielk� stanowczo�ci�. - O ca�ej mowy nie ma, nie zas�uguje na to!
- No owszem - przyzna� dziadek z wahaniem. - Tu masz troch� racji...
- Albo mo�e zamieni� - podsun�a Janeczka. - Mo�emy jej da� za to kt�ry� ametyst.
- Ametyst! - ucieszy� si� Pawe�ek. - Pierwszorz�dny pomys�! Ale nie najwi�kszy, �adne takie, kt�ry� z tych mniejszych...
Dziadek rozwa�y� spraw� i zgodzi� si� na ametyst. Ametysty mieli, przywie�li sobie z Algierii, nale�a�y do nich bezsprzecznie i stanowi�y co� w rodzaju podarunku losu. Co prawda, losowi wydatnie pom�g� Pawe�ek, w�asnor�cznie wysadzaj�c w powietrze kamienio�om, ale to tym bardziej, napracowali si� i nale�a�o si� im wynagrodzenie. Mieli tego dwie gar�cie, jedn� sztuk� mogli po�wi�ci� bez wielkiego
�alu...
- Z tym, �e to nie b�dzie takie ca�kiem proste - zastrzeg�a si� Janeczka. - Musimy si� postara� i prosz� bardzo, mo�emy, ale pod warunkiem.
Za�atwiwszy najwa�niejsz� kwesti�, dziadek zacz�� okazywa� lekkie roztargnienie. Peseta wyj�� z klaserka niebieski znaczek, obejrza� go ze wszystkich stron, po�o�y� na biurku i wyci�gn�� austriacki katalog.
- Pod jakim warunkiem? - spyta�, przewracaj�c kartki.
- Pod warunkiem, �e nam co� powiesz. Par� rzeczy... Dziadek znalaz� w�a�ciw� stron� i zn�w si�gn�� po lup�.
- Typ drugi... No? Ja s�ucham, s�ucham...
- Nie s�ucha� masz, tylko m�wi� - mrukn�� pod nosem
Pawe�ek.
- Chcemy si� dowiedzie�, czy pan Miedzianko ma na imi� Bonifacy - powiedzia�a Janeczka podst�pnie.
- Bonifacy? - zdziwi� si� dziadek. - Sk�d? Nie �aden Bonifacy, tylko Szymon.
- I czy pan Fajksat ma telefon - doda� szybko Pawe�ek.
- Nie wiem, czy Fajksat ma telefon, ja do niego nie dzwoni�. Je�li ma, to zastrze�ony - odpar� z niech�ci� dziadek i nagle oderwa� si� od katalogu. - Zaraz, chwileczk�... Sk�d wy macie takie znajomo�ci? Co to ma znaczy�?
- Wcale nie mamy �adnych znajomo�ci... - zacz�� z uraz� Pawe�ek, ale Janeczka mu przerwa�a.
- Dziadku, dlaczego typ drugi? Powiedzia�e�, �e typ drugi?
Dziadek natychmiast zapomnia� o znajomo�ciach.
- Dlatego, �e ma taki napis... Popatrz sama przez lup�. Typ pierwszy w napisie ZEITUNG ma skrzywione I, typ drugi ma proste.
- Tak. Rzeczywi�cie. Widz�. Niebieski, zero sze��dziesi�t kr. Korony?
- Korony, oczywi�cie. To znaczy sze��dziesi�t grajcar�w.
Pawe�ek doskonale rozumia�, jak� polityk� uprawia jego siostra.
- Zapomnia�em, dlaczego ich jest tak ma�o - powiedzia� z zak�opotaniem. - Bo w og�le, to zdaje si�, �e by�y pospolite?
- Poniewa� zaklejano nimi opaski na gazety - wyja�ni� dziadek. - Jak sama nazwa wskazuje, by�y to znaczki specjalne do wysy�ania gazet. �eby roz�o�y� gazet�, rozdzierano opask�, a naj�atwiej si� rozdziera�a akurat na znaczku. Zbieractwo nie by�o jeszcze wtedy zbyt rozpowszechnione, nikt si� nie przejmowa� zu�ytym znaczkiem. Je�eli jakie� ocala�y, to tylko dlatego, �e nikt nie czyta� tej gazety, zostawa�a z�o�ona tak jak przysz�a z poczty, albo przypadkiem opaska rozdar�a si� inaczej. Wyj�tkowo mog�o si� zdarzy�, �e kto� ostro�nie zdj�� t� opask� z adresem i zadba� o znaczek, i z pewno�ci� by�y takie wypadki, skoro w og�le jakie� znaczki zachowa�y si� do tej pory. Przy otwieraniu listu znaczek �atwo mo�e zosta� omini�ty i nie uszkodzony, przy rozszarpywaniu opaski musi si� zniszczy� i w ten spos�b wi�kszo�� z nich przepad�a.
- Ten jest w porz�dku - oceni�a Janeczka, ogl�daj�c znaczek przez lup�.
Pawe�ek odebra� jej lup� i przyjrza� si� napisowi z prostym I.
- Tak - przy�wiadczy� dziadek. - Ten akurat zosta� bardzo starannie odklejony, nie ma �adnych uszkodze�. Pi�kny egzemplarz! Sprawdz� go p�niej dok�adnie...
- Dlaczego pan Miedzianko to jest nieodpowiednia znajomo��? - spyta�a Janeczka z grzecznym zainteresowaniem.
- Miedzianko to jest hochsztapler - odpar� dziadek gniewnie. - Nie ma afery, w kt�r� by nie by� wpl�tany, przewa