2305
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2305 |
Rozszerzenie: |
2305 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2305 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2305 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2305 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
KEN KESEY
Lot nad kuku�czym gniazdem
CZʌ� I
S� na korytarzu.
Czarni sanitariusze w bia�ych uniformach, kt�rzy wstali przede
mn�, �eby odwali� sztosa i uprz�tn�� �lady, zanim ich przy�api�.
Szoruj� posadzk�, kiedy wychodz� z sypialni, wszyscy trzej
ponurzy i do wszystkiego ziej�cy nienawi�ci�: do wczesnej pory,
szpitala i pacjent�w, kt�rymi musz� si� zajmowa�. Wol� si� im nie
pokazywa�, kiedy �re ich tak silna nienawi�� jak teraz. Jestem
w tenis�wkach, wi�c cicho niby mysz skradam si� pod �cian�, ale
ich czu�e detektory rejestruj� m�j strach i sanitariusze -
wszyscy trzej naraz - unosz� g�owy. Z czarnych twarzy patrz� na
mnie oczy po�yskuj�ce metalicznym blaskiem lamp radiowych w
starym odbiorniku. - Ch�opaki, idzie W�dz! Pot�ny W�dz. Stary
W�dz Szczota. �apaj, Wodzu... Wtykaj� mi w gar�� zmywak i
pokazuj�, gdzie mam dzi� sprz�ta�. Kiedy ich mijam, kt�ry� wali
mnie kijem od szczotki po �ydkach, �ebym si� pospieszy�. - Ha,
ha! Patrzcie go, ale posuwa! Ch�op wielki jak drabina, a
pos�uszny jak dziecko! �miej� si�, a potem schylaj� g�owy i
mrucz� co� za moimi plecami. Szum czarnych automat�w, szemrz�cych
nienawi�ci�, �mierci� i innymi szpitalnymi tajemnicami. Bez obaw
m�wi� przy mnie o swojej skrywanej nienawi�ci, bo my�l�, �e
jestem g�uchoniemy. Wszyscy tak my�l�. Jestem do�� przebieg�y,
�eby si� nie zdradzi�. I je�li na tym parszywym �wiecie cokolwiek
zawdzi�czam temu, �e jestem p�krwi Indianinem, to w�a�nie t�
odrobin� przebieg�o�ci, kt�ra pozwala mi udawa� g�uchoniemego
przez te wszystkie lata. Myj� posadzk� przy drzwiach wej�ciowych,
gdy nagle kto� wsuwa klucz do zamka; poznaj� natychmiast, �e to
Wielka Oddzia�owa, obyta z zamkami jak nikt, bo zasuwa odskakuje
szybko i bez zgrzytu. Ogarnia mnie lodowaty powiew, kiedy
oddzia�owa w�lizguje si� do �rodka i przekr�ca za sob� klucz,
widz� jej palce muskaj�ce g�adkie stalowe drzwi - paznokcie ma
tej samej barwy co usta. Dziwny pomara�czowy odcie� jak koniec
lutownicy. Tak gor�cy, a zarazem tak zimny, �e nikt nie umia�by
powiedzie�, czy dotyk oddzia�owej mrozi go, czy parzy. W jednej
r�ce Wielka Oddzia�owa trzyma za konopne ucho wiklinowy koszyk
w kszta�cie skrzynki na narz�dzia, taki sam jak te, kt�re
Indianie z plemienia Umpqua sprzedaj� przy szosie w upalne
sierpniowe dni. Mia�a go ju�, kiedy tu trafi�em. Jest rzadko
pleciony, wi�c widz�, co znajduje si� w �rodku - nie ma tam
puderniczki, szminki czy innych kobiecych drobiazg�w; koszyk
wype�niaj� po brzegi tysi�ce zapasowych cz�ci, kt�re oddzia�owa
zamierza u�y� w ci�gu dnia - z�batki i k�ka, wypolerowane,
po�yskuj�ce z�owrogo tryby, a obok nich l�ni�ce jak porcelana
pigu�ki oraz ig�y, kleszcze, pincetki, zwoje miedzianego drutu...
Mijaj�c mnie, oddzia�owa kiwa g�ow�. Cofam si�, ci�gn�c za sob�
zmywak a� pod sam� �cian�, u�miecham i zaciskam powieki, �eby
utrudni� aparaturze siostry dokonanie pomiaru - je�li kto� ma
zamkni�te oczy, nie�atwo jest przejrze� go na wylot. S�ysz� w
mroku stukot gumowych obcas�w i chrz�st �elastwa w koszyku, kt�ry
ko�ysze si� w rytm oddalaj�cych si�, sztywnych krok�w
oddzia�owej. Kiedy otwieram oczy, skr�ca ona w�a�nie z korytarza
do oszklonej dy�urki, w kt�rej sp�dzi najbli�sze osiem godzin,
siedz�c za biurkiem przy oknie wychodz�cym na �wietlic�,
obserwuj�c i notuj�c wszystko, co si� b�dzie dzia�o. Cieszy si�
z g�ry - z jej twarzy bije spok�j i zadowolenie. Wtem...
dostrzega czarnych sanitariuszy. Wci�� stoj� zbici w gromadk� i
mrucz� co� do siebie. Nie s�yszeli, jak wchodzi na oddzia�. Teraz
czuj� na sobie jej gniewny wzrok, ale jest ju� za p�no. Trzeba
by� ostatnim g�upcem, �eby tak sta� i szepta�, kiedy oddzia�owa
mo�e wej�� lada moment. Sp�oszeni odskakuj� od siebie. Ona za�
zni�a g�ow� jak byk i rusza w ich stron� - s� na ko�cu korytarza,
nie maj� odwrotu. S�ysza�a, co szeptali, i jest taka w�ciek�a,
�e nie panuje nad sob�. Taka w�ciek�a, �e poukr�ca skurwysynom
�by. Nadyma si�, a� bia�y kitel p�ka jej na plecach, i wysuwaj�c
kolejne cz�ony, wyd�u�a ramiona, a� mog�aby nimi otoczy� czarnych
pi�� albo sze�� razy. Obraca na osi pot�n� g�ow� i rozgl�da si�
wko�o. Nie ma �adnych �wiadk�w, jedynie ten mieszaniec, stary
Szczota Bromden, kuli si� przy drzwiach ze swoim zmywakiem, ale
to niemowa, nie b�dzie wzywa� pomocy. Nic ju� jej nie
powstrzymuje, wi�c wykrzywia w ohydnym grymasie wyszminkowane,
u�miechni�te usta i nadyma si�, nadyma, jest ju� tak wielka jak
walec drogowy, tak wielka, �e dolatuje mnie zapach jej
rozedrganych cylindr�w, podobny do woni silnika pracuj�cego pod
zbytnim obci��eniem. Wstrzymuj� oddech i my�l�: Bo�e, tym razem
naprawd� wezm� si� za czuby! Tym razem zbyt d�ugo t�umili
nienawi��, rozszarpi� si� na kawa�ki, nim si� zorientuj�, co
robi�! Ale akurat gdy oddzia�owa zaczyna opasywa� sanitariuszy
wyd�u�onymi ramionami, a oni rzucaj� si�, by wypru� z niej flaki
kijami od szczotek, z sypialni wy�aniaj� si� pacjenci
zaintrygowani ha�asem; oddzia�owa musi wi�c przybra� swoj� zwyk��
posta�, �eby nikt si� nie dowiedzia�, jak ohydne jest jej
prawdziwe oblicze. I nim pacjenci na tyle przetr� rozespane oczy,
by zrozumie�, co si� dzieje, oddzia�owa, jak zwykle spokojna i
opanowana, z u�miechem poucza czarnych, �e nie powinni tak sta�
i rozprawia� o niczym, bo dzi� jest poniedzia�ek, a w�a�nie w
poniedzia�ki jest zawsze najwi�cej pracy... - ...poniedzia�ki s�
najgorsze, sami wiecie, ch�opcy...
- Tak, siostro Ratched...
- ...czekaj� na nas liczne obowi�zki, wi�c gdyby�cie mogli
od�o�y� pogaw�dki na p�niej... - Dobrze, siostro Ratched...
Oddzia�owa ko�czy rozmow� i wita si� z pacjentami, kt�rzy stan�li
obok i wpatruj� si� w ni� zaczerwienionymi, podpuchni�tymi od snu
oczyma. Ka�demu posy�a jedno skinienie g�owy. Precyzyjny,
automatyczny ruch. Twarz oddzia�owej jest g�adka, proporcjonalna
i precyzyjnie wykonana, jak buzia kosztownej lalki: kremowobia�a
sk�ra przypominaj�ca emali� cielistej barwy, b��kitne oczka, ma�y
nosek o r�owych chrapkach - wszystko pasuje do siebie idealnie
opr�cz pomara�czowego odcienia ust i paznokci siostry oraz
rozmiaru jej biustu. Musiano si� pomyli� na ta�mie monta�owej i
wyposa�ono ten sk�din�d doskona�y wyr�b w ogromne niewie�cie
piersi - wida�, jak bardzo si� tym gryzie. Pacjenci wci�� stoj�,
ciekawi, czego chcia�a od czarnych, a to jej przypomina, �e by�em
�wiadkiem ca�ego zaj�cia. - Skoro mamy dzi� w�a�nie poniedzia�ek
- m�wi - co wy na to, ch�opcy, gdyby tak na dobry pocz�tek od
razu ogoli� biednego pana Bromdena, nim po �niadaniu wszyscy
pognaj� do umywalni, i unikn��... hm... poruszenia, kt�re zwykle
wywo�uje? Zanim czarni zaczn� si� za mn� rozgl�da�, gramol� si�
szybko do schowka na szczotki, zatrzaskuj� drzwi i wstrzymuj�
oddech. Golenie przed �niadaniem jest najgorsze. Cz�owiek jest
silniejszy i bardziej rozbudzony, kiedy co� przek�si, a wtedy
trudniej jest skurwysynom z Kombinatu zamieni� maszynk� do
golenia na jedno z ich urz�dze�. Ale gdy gol� cz�owieka przed
�niadaniem, tak jak czasami mnie na polecenie oddzia�owej - o
wp� do si�dmej, w pomieszczeniu, gdzie wszystko jest bia�e,
�ciany, umywalki i d�ugie jarzeni�wki na suficie, w kt�rych
�wietle nie padaj� cienie, a za taflami luster wyj� uwi�zione
twarze - to w obliczu ich urz�dze� jest zupe�nie bezradny! Stoj�
ukryty w schowku i nas�uchuj�, serce wali mi w ciemno�ciach,
staram si� opanowa� strach, zaj�� czym� umys�, si�gn�� pami�ci�
do �ycia w wiosce nad wielk� rzek� Kolumbia, przypomnie� sobie,
jak... aha... pewnego razu tata i ja polowali�my na ptactwo w
cedrowym gaju w pobli�u The Dalles... Ale tak jak zawsze, kiedy
chc� uciec my�lami w przesz�o�� i si� w niej schowa�, strach,
kt�ry jest pod r�k�, przenika przez warstw� wspomnie�. Czuj�, �e
najmniejszy sanitariusz nadchodzi korytarzem, w�sz�c za moim
l�kiem. Rozchyla nozdrza jak czarne leje, wysuwa w lewo i w prawo
nienaturalnie wielk� g�ow� i wci�ga w p�uca wo� l�ku z ca�ego
oddzia�u. Poczu� mnie, s�ysz�, jak parska. Jeszcze nie wie, gdzie
si� ukry�em, ale ju� z�apa� m�j trop i szuka dalej. Zastygam w
bezruchu... (Tata ostrzega, �ebym si� nie rusza�, bo pies zw�szy�
ptaka gdzie� bardzo blisko. Po�yczyli�my pointera od jednego
faceta w The Dalles. "Wioskowe psy to nic niewarte kundle - m�wi
tata - �r� rybie bebechy i s� do niczego: ten pies ma instynkt!"
Nie odpowiadam, ale dostrzeg�em ju� ptaka, kt�ry siedzi na ga��zi
kar�owatego cedru - skulona k�pka szarych pi�r. Pies czuje zapach
tak silnie, �e biega dooko�a, nie mog�c si� zorientowa�, sk�d
p�ynie. Ptak jest bezpieczny, dop�ki si� nie poruszy. Ca�kiem
nie�le si� trzyma, ale pies w�szy, kr��y, coraz g�o�niej, coraz
bli�ej, a� wreszcie ptak si� podrywa, rozpo�ciera skrzyd�a,
wyskakuje spomi�dzy ga��zi prosto w strumie� �rutu z dubelt�wki
taty). Nim oddalam si� dziesi�� krok�w od schowka, najmniejszy
czarny wraz z jednym z dw�ch wi�kszych chwytaj� mnie pod r�ce i
zaci�gaj� do umywalni. Nie stawiam oporu, nie wydaj� �adnego
d�wi�ku. Je�eli kto� krzyczy, to bardziej go m�cz�. Dusz� w sobie
krzyk. Dusz� krzyk, dop�ki maszynka nie dotknie moich skroni. Do
tego momentu nie jestem pewien, czy to jedno z ich urz�dze�, czy
zwyk�a golarka, ale gdy dotknie skroni, d�u�ej nie mog� si�
powstrzyma�. Gdy dotknie skroni, si�a woli nie zdaje mi si� na
nic. Tak jakby kto�... w��czy� mnie niczym syren�
przeciwlotnicz�, Alarm, Alarm, wyj� tak g�o�no, �e �aden d�wi�k
nie mo�e si� z tym r�wna�, ci za lustrzan� tafl� wrzeszcz� na
mnie, zakrywaj�c r�kami uszy, poruszaj� ustami, ale ich krzyki
do mnie nie dochodz�. M�j ryk poch�ania wszystkie inne d�wi�ki.
Naraz czarni w��czaj� mgielnic� i spowija mnie zimna bia�a mg�a,
g�sta jak �mietana, m�g�bym si� w niej ukry�, gdyby mnie nie
trzymali. Ledwo widz� czubek w�asnego nosa, a jedyne, co s�ysz�
ponad moim rykiem, to bojowy okrzyk Wielkiej Oddzia�owej, kt�ra
p�dzi korytarzem, roztr�caj�c wiklinowym koszykiem na boki
pacjent�w. S�ysz� j�, ale i tak nie mog� si� powstrzyma�. Wci��
wyj�, kiedy oddzia�owa wpada do umywalni. Czarni trzymaj� mnie
mocno, a ona wt�acza mi w usta koszyk z ca�� zawarto�ci� i
popycha ko�cem szczotki. (Nakrapiany ogar ujada gdzie� we mgle,
przera�ony miota si� bez celu, bo nic nie widzi. �adnych �lad�w
na ziemi opr�cz tych, kt�re sam pozostawia, wi�c w�szy na boki
zimnym, czerwonym, gumowatym nosem, ale wdycha tylko zapach
w�asnego strachu, kt�ry pali mu wn�trzno�ci jak gor�ca para). I
mnie b�dzie tak pali�o, kiedy b�d� wam to wszystko opowiada�, o
szpitalu, o niej, o ch�opakach - i o McMurphym. Milcza�em tak
d�ugo, �e wyp�ynie to ze mnie z hukiem wezbranej wody, a wy
pewnie pomy�licie, �e facet, kt�ry to opowiada, bredzi, cholera,
i majaczy; pomy�licie, �e to wszystko jest zbyt straszne, �eby
mog�o si� wydarzy� naprawd�, zbyt potworne, �eby by�o prawdziwe!
Zrozumcie, prosz�, �e trudno mi jest zachowa� jasno�� my�li,
kiedy do tego wracam. Ale to wszystko prawda, nawet je�li nie
mia�o miejsca.
Kiedy mg�a opada i zn�w zaczynam widzie�, okazuje si�, �e jestem
w �wietlicy. Tym razem nie wzi�li mnie do wstrz�s�wki. Pami�tam,
�e wyprowadzili mnie z umywalni i zamkn�li w izolatce. Nie
pami�tam, czy dali mi �niadanie. Pewno nie. Czasami, gdy siedz�
rano zamkni�ty w izolatce, czarni biegaj� po dok�adki - niby dla
mnie - a� wszyscy trzej najedz� si� do syta, a ja le�� na
cuchn�cym moczem materacu i patrz�, jak opychaj� si� moim
�niadaniem. Czuj� zapach t�uszczu od jaj na bekonie i s�ysz�, jak
grzanki chrupi� czarnym w z�bach. W inne dni przynosz� i wmuszaj�
we mnie zimn� nie posolon� papk� kukurydzian�. Ale dzisiejszego
ranka nie pami�tam. Tak mnie nafaszerowali r�nymi �wi�stwami
uchodz�cymi tu za lekarstwa, �e pierwsze, co do mnie dociera, to
odg�os otwieraj�cych si� drzwi. Drzwi wej�ciowe otwieraj� si�
najwcze�niej o �smej, wi�c co najmniej p�torej godziny
przele�a�em bez czucia w izolatce - w tym czasie technicy mogli
mi wmontowa� na polecenie Wielkiej Oddzia�owej ca�e mn�stwo licho
wie jakich urz�dze�. S�ysz� ha�as przy drzwiach wej�ciowych na
samym ko�cu korytarza, poza moim polem widzenia. Kiedy ju� raz
otworz� si� o �smej, to potem �up! �up! otwieraj� si� i zamykaj�
przynajmniej tysi�c razy w ci�gu dnia. Ka�dego ranka po �niadaniu
siadamy w �wietlicy pod �cianami, mieszamy �amig��wki i
nas�uchujemy zgrzytu zamka, ciekawi, kto wejdzie. Nie mamy nic
innego do roboty. Czasami wpada jaki� m�ody sta�ysta, �eby
zobaczy�, jak si� zachowujemy Przed Podaniem Lek�w. Nazywaj� to
w skr�cie "pepeelem". Innym razem to �ona kt�rego� z pacjent�w -
stukocze wysokimi obcasami, przyciskaj�c do brzucha torebk�.
Kiedy indziej to stadko nauczycielek ze szko�y podstawowej,
oprowadzane po szpitalu przez tego idiot� rzecznika prasowego,
kt�ry wci�� pociera spocone �apska i m�wi, jak to dobrze, �e w
szpitalach dla umys�owo chorych nie ma ju� tego okrucie�stwa co
dawniej: "Ale tu przyjemnie, prawda?" Kr��y wok� nauczycielek,
kt�re dla bezpiecze�stwa zbijaj� si� w gromadk�, i trze �ap� o
�ap�. "Kiedy pomy�l�, jak to dawniej wygl�da�o, brud, z�e
jedzenie, a nawet brutalne traktowanie, dopiero wtedy, szanowne
panie, zdaj� sobie spraw�, jak wielki osi�gn�li�my post�p!"
Zwykle nie przychodzi tu nikt interesuj�cy, ale wci�� liczymy na
to, �e nast�pnym razem b�dzie inaczej, wi�c ilekro� s�ycha� klucz
wsuwaj�cy si� do zamka, wszystkie g�owy podrywaj� si� gwa�townie,
jakby kto szarpn�� za sznurek. Tego ranka zamek zgrzyta inaczej;
najwyra�niej to nikt z naszych sta�ych go�ci. To konwojent, bo
zaraz dobiega nas zdenerwowany, niecierpliwy g�os: -
Przyprowadzi�em nowego pacjenta, niech mi kto� pokwituje odbi�r!
- i czarni p�dz�. Nowy pacjent. Wszyscy przerywaj� gr� w karty
albo w monopol i spogl�daj� na drzwi do �wietlicy. Normalnie
sprz�ta�bym teraz korytarz i zobaczy�, co to za jeden, ten nowy,
ale dzi�, jak ju� m�wi�em, Wielka Oddzia�owa wepchn�a mi do
brzucha ton� �elastwa i nie mog� wsta� z krzes�a. Zwykle pierwszy
ogl�dam ka�dego nowego, widz�, jak w�lizguje si� boja�liwie do
�rodka, stawia krok czy dwa i zatrzymuje si� sp�oszony przy
�cianie, czekaj�c, a� czarni odbior� go od konwojenta i
zaprowadz� pod prysznic, gdzie �ci�gaj� mu ubranie i zostawiaj�
go dr��cego z zimna przy otwartych drzwiach, a sami wylatuj�
u�miechni�ci na korytarz szuka� wazeliny. - Potrzebujemy wazeliny
- m�wi� Wielkiej Oddzia�owej - �eby nasmarowa� termometr.
Oddzia�owa patrzy po ich twarzach.
- Nie w�tpi�, ch�opcy - odpowiada, wr�czaj�c im co najmniej
czterolitrowy s��j. - Tylko przypadkiem nie wchod�cie tam
wszyscy. Potem widz� dw�ch, a mo�e wszystkich trzech
sanitariuszy, jak wchodz� do umywalni, gdzie czeka nowy pacjent,
i ca�y czas mrucz�c: "spokojnie, male�ki, spokojnie", obracaj�
termometr w wazelinie, a� pokryje si� ni� na grubo�� palca, po
czym zamykaj� drzwi i odkr�caj� wszystkie kurki prysznic�w, tak
�e nie s�ycha� nic opr�cz gniewnego syku wody na zielonych
kaflach. Zwykle jestem na korytarzu, wi�c wiem, jak to si�
odbywa. Ale tego ranka siedz� na krze�le i tylko s�ysz�, �e
prowadz� nowego. Chocia� go nie widz�, wiem, �e nie jest to
zwyczajny pacjent. Ani nie przemyka si� boja�liwie pod �cian�,
ani te� nie przytakuje sanitariuszom s�abym szeptem, kiedy m�wi�
mu o prysznicu, lecz �mia�ym, dono�nym g�osem odpowiada, �e nie,
dzi�kuje, chromoli prysznic, jest czysty jak rzadko! - Musia�em
bra� prysznic dzi� rano w s�dzie i wczoraj wieczorem w kiciu. A
w taks�wce, kiedy�my tu jechali, wymyliby mi uszy, gdyby tylko
mieli czym. Rany, ilekro� mnie gdzie� wysy�aj�, musz� si�
szorowa� przed, po i w trakcie podr�y. Tak mi to ju� wesz�o w
krew, �e gdy tylko s�ysz� plusk wody, od razu zaczynam pakowa�
manatki. Uciekaj z tym termometrem, kochasiu, daj mi si�
rozejrze� po mojej nowej chacie; w klinice psychiatrycznej jestem
pierwszy raz! Pacjenci patrz� po sobie ze zdumieniem, a potem
zerkaj� na drzwi, zza kt�rych dobiega g�os. Nowy m�wi o wiele
g�o�niej, ni�by potrzebowa�, gdyby czarni stali ko�o niego. M�wi
tak, jakby znajdowa� si� gdzie� nad nimi, p�yn�� pi��dziesi�t
metr�w nad ziemi� i krzycza� do ludzi czekaj�cych w dole. Musi
by� ogromny. S�ysz�, jak idzie korytarzem, i poznaj� po jego
krokach, �e jest ogromny; wcale nie przemyka si� pod �cian� - ma
podkute �elazem obcasy, kt�re dzwoni� o posadzk� niczym ko�skie
podkowy. Staje w drzwiach, zahacza kciuki o kieszenie i stoi tak
w szerokim rozkroku, a wszyscy gapi� si� na niego. - Czo�em,
ch�opaki.
Podnosi r�k� i lekkim uderzeniem wprawia w ruch papierowego
nietoperza, kt�ry wisi na sznurku w drzwiach od czasu zabawy w
wigili� Wszystkich �wi�tych. - Fajna dzi� pogoda, no nie?
G�os ma podobny do g�osu taty, dziarski i tubalny, ale sam nie
jest do taty podobny; tata by� czystej krwi Indianinem, wodzem,
twardym i l�ni�cym jak kolba karabinu. Natomiast nowy to
rudzielec - ma d�ugie ry�e baki i widoczne spod czapki
zmierzwione p�omienne k�dziory, kt�re dawno nie widzia�y no�yczek
- r�wnie szeroki, jak wysoki by� tata: ma szerokie bary, szcz�k�
i klatk� piersiow�, szeroki zuchwa�y u�miech, i te� jest twardy,
ale inaczej ni� tata - twardy jak pi�ka baseballowa pod wytart�
sk�r�. Nos i policzek przecina mu blizna, z kt�rej jeszcze nie
zdj�to szw�w - kto� go musia� porz�dnie zdzieli� w jakiej�
niedawnej b�jce. Nowy stoi i czeka, a �e nikt mu nie odpowiada,
wybucha �miechem. Nie wiadomo, dlaczego mu tak weso�o; przecie�
nie dzieje si� nic zabawnego. �mieje si� inaczej ni� rzecznik
prasowy; �mieje si� g�o�no i swobodnie, �miech wyp�ywa z jego
rozchylonych ust i zataczaj�c coraz wi�ksze kr�gi, t�ucze o
�ciany oddzia�u. R�ni si� od �miechu t�ustego rzecznika. Jest
szczery. Nagle zdaj� sobie spraw�, �e takiego �miechu nie
s�ysza�em od lat. Nowy przypatruje si� nam, ko�ysz�c si� na
pi�tach i zanosi od �miechu. Splata r�ce na brzuchu, nie wyjmuj�c
kciuk�w z kieszeni - widz�, jakie ma wielkie i pokancerowane
d�onie. Wszyscy na oddziale, zar�wno pacjenci, jak i personel,
oniemieli na d�wi�k jego �miechu. Nikt go nie ucisza, nikt si�
nie odzywa. Nowy przestaje si� wreszcie �mia� i wchodzi do
�wietlicy. Ale �miech wci�� rozbrzmiewa wok� niego, tak jak
wok� wie�y d�wi�k dzwonu, kt�ry dopiero co przesta� bi� - jest
w jego oczach, u�miechu, ruchach i mowie. - Nazywam si� McMurphy,
ch�opaki, Randle Patrick McMurphy, jestem karciarz i b�azen! -
mruga, �piewa urywek piosenki - "...jak kto� przy mnie w karty
rypie, ja te� fors� na st� sypi�..." - i zn�w parska �miechem.
Podchodzi do stolika, przy kt�rym graj� Okresowi, grubym paluchem
przegina jednemu karty, zerka w nie i kr�ci g�ow�. - Tak, po to
tu przyby�em, koledzy, �eby was troch� rozerwa� przy zielonym
stoliku. Na farmie penitencjarnej w Pendleton or�n��em wszystkich
i nie mia�em ju� nic do roboty, wi�c wyst�pi�em o przeniesienie,
kapujecie? Brak�o mi �wie�ej krwi. Kurcz�, patrzcie, jak ten go��
trzyma karty, wszyscy widz�, co ma; rany! W mig was oskubi�!
Cheswick zakrywa karty. Rudzielec podaje mu r�k�.
- Cze��, stary. W co gracie? W bezika?! Chryste, nic dziwnego,
�e nie pilnujesz kart. Nie macie pe�nej talii? Zreszt� mniejsza,
na wszelki wypadek wzi��em w�asn�, lepsz� od normalnych - sp�jrz
na te obrazki. Ka�da inna. Pi��dziesi�t dwie pozycje, Cheswick
i tak ma wy�upiaste oczy, ale to, co widzi, sprawia, �e wychodz�
mu z orbit. - Spokojnie, tylko ich nie pobrud�, czasu mamy
mn�stwo, mn�stwo gier przed nami. Lubi� gra� w�asn� tali�, bo
zwykle mija przynajmniej tydzie�, zanim inni zaczynaj� rozr�nia�
kolory... Nowy ubrany jest w robocze drelichy tak sp�owia�e od
s�o�ca, �e maj� barw� rozwodnionego mleka. Jego twarz, szyja i
r�ce s� czerwonobr�zowe od d�ugich godzin pracy w polu. Na
ramieniu trzyma sk�rzan� kurtk�, na g�owie ma czarn� cyklist�wk�,
a na nogach szare, zakurzone buciory - ten, kt�rego by nimi
kopn��, rozpad�by si� na kawa�ki. Odchodzi od Cheswicka, zdejmuje
cyklist�wk� i wali si� ni� o udo, wzbijaj�c tumany kurzu. Jeden
z czarnych chce go zaj�� od ty�u z termometrem, ale nowy jest za
szybki; wchodzi mi�dzy Okresowych i zaczyna im �ciska� graby,
zanim czarny zd��y wycelowa�. Odzywki, mrugni�cia, dono�ny g�os
i butny krok nowego przywodz� mi na my�l sprzedawc� samochod�w
albo licytatora na aukcji byd�a, albo mo�e nawo�ywacza w
pasiastej bluzie ze z�otymi guzikami, kt�ry stoi przed jarmarczn�
bud� pod �opocz�cymi transparentami i przyci�ga ludzi jak magnes.
- Opowiem wam szczerze, jak to by�o: ot� wda�em si� na farmie
w par� b�jek i s�d orzek�, �e jestem psychopat�. I co, mia�em si�
spiera� z s�dem? Ani mi by�o w g�owie! Mogli mnie nazywa�, jak
chcieli, psychopat�, w�ciek�ym psem czy wilko�akiem, bylebym
tylko wykpi� si� od pielenia groszku i wi�cej na oczy nie ogl�da�
gracy. Powiedzieli mi, �e psychopata to taki go��, kt�ry za
cz�sto wdaje si� w b�jki i za cz�sto pieprzy babki, ale to chyba
im si� co� popieprzy�o, no nie? Bo czy s�ysza� kto kiedy, �eby
facet by� syty dymania? Cze��, stary, jak si� nazywasz? Ja jestem
McMurphy i z miejsca stawiam dwa dolary, �e nie wiesz, ile masz
punkt�w w kartach, kt�re trzymasz. Nie patrz! Dwa dolary, co ty
na to? Niech ci� cholera, kochasiu, nie mo�esz zaczeka�? Musisz
mnie d�ga� tym termometrem?
*
Nowy stoi przez chwil� i rozgl�da si� po �wietlicy, �eby
zorientowa� si� w sytuacji. Po jednej stronie m�odsi pacjenci,
zwani Okresowymi, bo lekarze s�dz�, �e z czasem uda si� ich
jeszcze wyci�gn�� z choroby, mocuj� si� na r�ce i �wicz� karciane
sztuczki, przy kt�rych, je�eli ile� si� tam doda, odejmie i
policzy, wyjdzie taka to a taka karta. Billy Bibbit uczy si�
robi� skr�ty, a Martini kr��y po sali, zagl�da pod sto�y, krzes�a
i odkrywa cuda. Okresowi wci�� w�druj� po sali. Opowiadaj� kawa�y
i chichocz�, zas�aniaj�c d�o�mi usta (nikt nie ma odwagi g�o�no
si� roze�mia�, bo zaraz zlecia�by si� ca�y personel, �eby zadawa�
pytania i sporz�dza� notatki), pisz� listy ��tymi ogryzkami
o��wk�w. Szpieguj� si� nawzajem. Od czasu do czasu kt�ry�
nieopatrznie powie co� o sobie, a wtedy jeden z siedz�cych przy
tym samym stoliku ziewa, wstaje i niby od niechcenia podchodzi
do wielkiego dziennika przy oknie dy�urki, �eby zapisa�, co
us�ysza�. Wielka Oddzia�owa m�wi, �e ma to terapeutyczne
znaczenie dla ca�ego oddzia�u, ale ja wiem, �e idzie jej tylko
o zebranie w dzienniku dostatecznych danych, aby odes�a� kt�rego�
z pacjent�w na remont generalny do g��wnego budynku, gdzie
rozmontuj� mu g�ow� i naprawi�, co trzeba. Ten, kto wpisze donos
do dziennika, dostaje gwiazdk� przy nazwisku i nazajutrz mo�e
spa� do p�na. Po drugiej stronie sali, naprzeciwko Okresowych,
siedz� Chronicy, wybrakowane produkty Kombinatu. Nie po to s� w
szpitalu, by posk�adano ich do kupy, ale �eby nie chodzili po
�wiecie i nie psuli dobrej marki Kombinatu. Personel nie ukrywa,
�e Chronicy s� tu na sta�e. Dzieli si� ich na chodz�cych jak ja,
kt�rzy poruszaj� si� o w�asnych si�ach, dop�ki dostaj� je��, na
W�zkarzy i na Ro�liny. My, Chronicy - a w ka�dym razie wi�kszo��
z nas - jeste�my maszynami, kt�re maj� defekty nie do
naprawienia, defekty wrodzone lub spowodowane przez kolizje,
czo�owe zderzenia z tysi�cami nieust�pliwych przeszk�d w ci�gu
lat; gdy zabierano nas do szpitala, byli�my wrakami krwawi�cymi
rdz� gdzie� na z�omowisku. Ale s� po�r�d nas Chronicy, w stosunku
do kt�rych personel pope�ni� niegdy� b��dy, chorzy, kt�rzy
trafili do szpitala jako Okresowi i zostali przeformowani na
miejscu. Ellis jest Chronikiem, kt�ry najpierw by� Okresowym, ale
zupe�nie si� rozregulowa�, gdy przeci��ono go pr�dem w tej
potwornej rze�ni m�zg�w zwanej przez sanitariuszy "wstrz�s�wk�".
Teraz wisi przybity do �ciany w tym samym stanie, w jakim zdj�li
go w�wczas ze sto�u, i w tej samej pozycji: ramiona wyci�gni�te
na boki, zaci�ni�te d�onie, przestrach na twarzy. Wisi przybity
do �ciany niczym trofeum my�liwskie. Czarni wyci�gaj� gwo�dzie
w porze posi�k�w i wieczorem, kiedy zaganiaj� go do ��ka, a
tak�e wtedy, gdy musz� go przesun��, �ebym wytar� ka�u��, w
kt�rej stoi. W starym szpitalu sta� w jednym miejscu tak d�ugo,
�e jego mocz prze�ar� pod�og� i strop; Ellis wci�� spada� na
oddzia� poni�ej - mieli z nim wieczn� udr�k�, bo nigdy si� im nie
zgadza� stan liczbowy. Ruckly to kolejny Chronik, kt�ry trafi�
tu przed kilkoma laty jako Okresowy, ale jego przejustowali
inaczej: pope�nili b��d przy wmontowywaniu mu do g�owy jakiej�
instalacji. Rozrabia� bez przerwy, kopa� sanitariuszy i gryz� po
nogach praktykantki ze szko�y piel�gniarskiej, wi�c w ko�cu
wzi�li go do warsztatu. Przymocowali go paskami do sto�u i wtedy,
zanim zatrzasn�li drzwi i na pewien czas stracili�my go z oczu,
mrugn�� do nas, po czym krzykn�� za odchodz�cymi sanitariuszami:
- Zap�acicie mi za to, przekl�te czarnuchy!
Kiedy dwa tygodnie p�niej przyprowadzili go na oddzia�, by�
ogolony na zero, jego twarz wygl�da�a jak rozogniony, fioletowy
siniec, a w czo�o mia� wszyte wtyczki wielko�ci ma�ych guziczk�w.
Wida� po jego oczach, �e zupe�nie wypalono go w �rodku; s�
przydymione, szare i puste jak zepsute korki. Ca�ymi dniami nic
nie robi, trzyma tylko przy wypalonej twarzy star� fotografi� i
wci�� obraca j� w zimnych palcach - od tego mi�toszenia zdj�cie
jest wytarte i po obu stronach szare jak jego oczy; nie wiadomo
nawet, co kiedy� przedstawia�o. Personel uwa�a zabieg na Rucklym
za niewypa�, ale ja nie s�dz�, by �y�o mu si� gorzej, ni� gdyby
instalacje dzia�a�y bez zarzutu. Instalacje wmontowywane obecnie
funkcjonuj� zazwyczaj doskonale. Technicy nabrali wprawy i
do�wiadczenia. Ani nie potrzebuj� wierci� dziurek w czole, ani
nic ci�� - dostaj� si� do m�zgu poprzez oczodo�y. Bywa, �e
pacjent id�cy na zabieg ma z�y, pod�y i k��tliwy charakter, kiedy
opuszcza oddzia�, a gdy wraca po kilku tygodniach z si�cami wok�
oczu, jakby oberwa� w b�jce, jest mi�y, uk�adny i �agodny jak
baranek. Niekiedy zdarza si� nawet, �e po paru miesi�cach wraca
do domu, w kapeluszu zsuni�tym nisko na twarz lunatyka
w�druj�cego po �wiecie w b�ogim, nieskomplikowanym �nie. Personel
nazywa to sukcesem, ale dla mnie taki cz�owiek jest po prostu
kolejnym robotem Kombinatu - lepiej by mu si� wiod�o, gdyby by�
niewypa�em jak Ruckly, kt�ry �lini si� i mi�dli fotografi�.
Niewiele robi poza tym. Czasami tylko czarnemu kar�owi udaje si�
wywo�a� reakcj�, kiedy nachyla si� nad nim i pyta: - Jak s�dzisz,
Ruckly, gdzie twoja �ona baluje dzi� wieczorem? Ruckly unosi
wzrok. Gdzie� po�r�d zdezelowanej maszynerii tyka pami��. Krew
uderza mu do g�owy, �y�y t�ej�. Wtedy jego twarz nabrzmiewa
straszliwie i chory z trudem rz�zi co� w g��bi krtani. Tak bardzo
stara si� wydoby� z siebie g�os, �e szcz�ka dygocze mu z wysi�ku,
a w k�cikach ust gromadz� si� p�cherzyki �liny. Kiedy wreszcie
co� wykrztusza, jest to niski, zduszony szept, na kt�rego d�wi�k
wszystkim cierpnie sk�ra: - Pppppppierdol� �on�! Pppppppierdol�
�on�! - i Ruckly mdleje z wysi�ku. Ellis i Ruckly to najm�odsi
Chronicy. Najstarszym jest pu�kownik Matterson, stary, zasuszony
kawalerzysta z pierwszej wojny �wiatowej, kt�ry z upodobaniem
zadziera lask� fartuchy piel�gniarek albo czytaj�c z lewej d�oni,
naucza swoistej historii ka�dego, kto got�w jest s�ucha�.
Pu�kownik to najstarszy pacjent na oddziale, chocia� bynajmniej
nie jest tu najd�u�ej - �ona odda�a go do szpitala zaledwie przed
kilku laty, kiedy sama nie mia�a ju� si� nim si� opiekowa�. To
ja jestem na oddziale najd�u�ej ze wszystkich, od ko�ca drugiej
wojny �wiatowej. Nikt nie jest tu d�u�ej. �aden z pacjent�w.
Tylko Wielka Oddzia�owa jest tu d�u�ej ode mnie. Na og� Chronicy
i Okresowi zachowuj� wobec siebie dystans. Tak jak sobie �ycz�
czarni, i jedni, i drudzy trzymaj� si� swojej cz�ci �wietlicy.
Czarni twierdz�, �e dzi�ki temu panuje przynajmniej porz�dek, i
daj� nam pozna�, �e s� przeciwni zmianom. Przyprowadzaj� nas po
�niadaniu do �wietlicy, patrz�, gdzie stajemy, i kiwaj� g�owami.
- S�usznie, panowie, grunt to porz�dek! Porz�dek musi by�! Prawd�
m�wi�c, nie potrzebuj� nas poucza�, gdy� opr�cz mnie ma�o kt�ry
Chronik si� porusza, a Okresowi wol� pozostawa� po swojej
stronie, bo - jak m�wi� - nasza cuchnie gorzej ni� zafajdana
pielucha. Ale ja wiem, �e to nie tyle smr�d powstrzymuje ich od
zbli�ania si� do Chronik�w, ile obawa, �e i oni mog� kiedy� tak
wygl�da�. Wielka Oddzia�owa zna te obawy i wie, jak je
wykorzysta�: je�eli jaki� Okresowy zaczyna si� d�sa�, m�wi mu,
�e je�li nie chce sko�czy� po tamtej stronie, powinien by�
zdyscyplinowanym pacjentem i wsp�pracowa� z personelem, kt�ry
chce go przecie� wyleczy�. (Wsp�praca pacjent�w jest dum� ca�ego
oddzia�u. Mamy nawet przybit� do klonowej deseczki mosi�n�
tabliczk� z napisem: W DOW�D UZNANIA ZA DOBR� WSPӣPRAC� Z
NAJMNIEJ LICZNYM PERSONELEM W CA�YM SZPITALU. To nasza nagroda.
Wisi na �cianie nad dziennikiem, dok�adnie po�rodku mi�dzy
Chronikami a Okresowymi). Nowy rudzielec, McMurphy, od razu wie,
�e nie jest Chronikiem. Rozgl�da si� przez chwil� po �wietlicy,
a widz�c, �e nale�y do Okresowych, szybko przechodzi na ich
stron� i u�miechni�ty od ucha do ucha �ciska r�ce wszystkim po
kolei. Z pocz�tku kr�puj� ich jego dowcipy, �arty i gromki g�os,
kiedy pokrzykuje na czarnego, kt�ry wci�� depcze mu po pi�tach
trzymaj�c termometr, a ju� najbardziej kr�puje ich jego tubalny
�miech. Na ten d�wi�k wiruj� ig�y na pulpicie sterowniczym.
Okresowi maj� niewyra�ne i wystraszone miny, tak jak dzieciaki
w szkole, kiedy kt�ry� uczniak za bardzo rozrabia, gdy
nauczycielka wyjdzie z klasy, a one si� boj�, �e wr�ci lada
moment i za kar� zatrzyma ich wszystkich po lekcjach. Kr�c� si�
i wierc�, reaguj�c na ruch igie� na pulpicie - wreszcie
McMurphy'emu zaczyna �wita�, �e peszy ich swoim zachowaniem, ale
mimo to nie spuszcza z tonu. - Rany, co za banda ponurak�w. Wcale
mi nie wygl�dacie na takich znowu stukni�tych. - Stara si� ich
rozkr�ci� niczym licytator, kt�ry przed aukcj� sypie dowcipami. -
No, kt�ry z was ma si� za najwi�kszego �wira? Komu brak
najwi�cej klepek? Komu podlega szulerka? To m�j pierwszy dzie�,
wi�c chcia�bym od razu zrobi� dobre wra�enie na szefie, je�li mi
udowodni, �e jest wi�kszym pomyle�cem ode mnie. No, kt�ry tu jest
kr�lem wariatkowa? M�wi�c to, patrzy na Billy'ego Bibbita.
Nachyla si� i wpatruje w niego tak natarczywie, �e Billy czuje
si� zmuszony wyj�ka�, �e nie jest jeszcze kr�-kr�-kr�-kr�lem
wariatkowa, cho� jest nast�pny w ko-ko-kolejce do tego tytu�u.
McMurphy podtyka mu pod nos swoje �apsko i Billy, chc�c nie
chc�c, musi je u�cisn��. - No, stary - m�wi rudy do Billy'ego -
ciesz� si�, �e jeste� nast�pny w ko-kolejce, ale poniewa� sam
chc� przej�� ca�y ten interes jak leci, musz� gada� bezpo�rednio
z szefem. Patrzy w stron� sto�u, przy kt�rym kilku Okresowych
przerwa�o gr� w karty, nakrywa jedn� r�k� drug� i z g�o�nym
trzaskiem wy�amuje sobie palce. - Widzisz, stary - ci�gnie -
zamierzam zosta� karcianym hersztem oddzia�u i r�n�� w oko od
rana do nocy. Lepiej z mety prowad� mnie do szefa; raz na zawsze
ustalimy, kto tu teraz rz�dzi. Nikt nie jest do ko�ca pewien, czy
ten barczysty facet z blizn� i szalonym u�miechem tylko si�
zgrywa, czy te� rzeczywi�cie jest a� tak pomylony, �e ca�y czas
gada serio, czy mo�e jedno i drugie, ale wszyscy zaczynaj� si�
dobrze bawi�. Patrz�, jak k�adzie czerwone �apsko na szczup�ym
ramieniu Billy'ego, i czekaj� na jego odpowied�. Billy widz�c,
�e si� nie wymiga, rozgl�da si� po �wietlicy i zatrzymuje wzrok
na jednym z graj�cych w bezika. - Harding - m�wi - chyba cho-cho-
chodzi o ciebie. Jeste� p-przewodnicz�cym sa-sa-samorz�du
pacjent�w. T-ten cz�owiek chce z tob� m�wi�. Okresowi nie s� ju�
skr�powani, u�miechaj� si� teraz, radzi, �e nareszcie si� co�
dzieje. �artuj� sobie z Hardinga, pytaj�c, czy naprawd� jest
kr�lem wariatkowa. Harding odk�ada karty. Jest to szczup�y,
nerwowy m�czyzna o twarzy, kt�ra sprawia wra�enie, �e widzia�o
si� j� na filmie, bo jest za �adna, �eby nale�e� do zwyk�ego
�miertelnika. Harding wtula g�ow� w szerokie, chude ramiona,
kiedy ma ochot� skry� si� w sobie. Jego d�onie s� d�ugie, bia�e
i tak delikatne, jakby jedna drug� wyrze�bi�a z myd�a - czasami
wymykaj� si� i fruwaj� mu przed twarz� niby dwa bia�e ptaki,
dop�ki tego nie zauwa�y i nie uwi�zi ich mi�dzy kolanami; wstydzi
si�, �e ma takie �adne r�ce. Jest przewodnicz�cym samorz�du
pacjent�w, poniewa� ma dyplom wy�szej uczelni. Dyplom ten,
oprawiony w ramki, stoi na nocnym stoliku Hardinga obok
fotografii kobiety w kostiumie k�pielowym, kt�ra r�wnie� sprawia
wra�enie, �e si� j� widzia�o na filmie - ma bardzo du�e piersi
i podtrzymuj�c nad nimi kostium koniuszkami palc�w, patrzy w bok
do obiektywu. Za ni� wida� siedz�cego na r�czniku Hardinga: w
k�piel�wkach wygl�da na cherlaka, do kt�rego zaraz podejdzie
jaki� umi�niony dr�gal i sypnie mu piaskiem w oczy. Harding lubi
si� przechwala�, jak� to on ma �on�, m�wi, �e jest najbardziej
seksown� babk� na �wiecie, a w nocy nigdy nie ma go dosy�. Kiedy
Billy wskazuje na niego, Harding odchyla si� na krze�le,
przybiera wa�n� min� i nie patrz�c ani na Billy'ego, ani na
McMurphy'ego, pyta wynio�le: - S�uchajcie, Bibbit, czy ten...
interesant ma um�wione spotkanie? - Czy jest pan um�wiony, panie
McMurphy? Pan Harding to bardzo zaj�ty cz�owiek, trzeba mie� z
g�ry wyznaczone spotkanie, �eby si� z nim zo-zobaczy�. - A czy
ten bardzo zaj�ty cz�owiek, pan Harding, jest kr�lem wariatkowa?
- McMurphy patrzy spod oka na Billy'ego i Billy zaczyna szybko
kiwa� g�ow�, szcz�liwy, �e tyle mu si� po�wi�ca uwagi. - Prosz�
wi�c powiedzie� kr�lowi wariatkowa, panu Hardingowi, �e Randle
Patrick McMurphy chce si� z nim zobaczy� i �e ten szpital jest
za ma�y, by pomie�ci� nas obu. Przywyk�em kroczy� na czele. By�em
kr�lem traktorzyst�w przy wyr�bie lasu na ca�y Oregon i s�siednie
stany, a kr�lem szuler�w od powrotu z Korei i nawet kr�lem
opielaczy groszku na farmie w Pendleton - wi�c pomy�la�em, �e
skoro ju� mam by� wariatem, to te� musz� by� pierwszym i
najlepszym! Powiedz temu Hardingowi, �e albo si� spotka ze mn�
twarz� w twarz, albo jest �mierdz�cym tch�rzem i ma si� wynie��
z miasta przed zachodem s�o�ca. Harding opiera si� wygodniej i
zak�ada kciuki za klapy marynarki. - Bibbit, powiedzcie temu
m�okosowi McMurphy'emu, �e spotkam si� z nim na korytarzu w samo
po�udnie. Zobaczymy, co jego ogniste libido jest naprawd� warte!
- Harding usi�uje cedzi� s�owa jak McMurphy, ale w jego wykonaniu
brzmi to �miesznie, bo g�os ma urywany i piskliwy. - Uprzed�cie
go te�, by wiedzia�, na kogo si� porywa, �e od blisko dw�ch lat
jestem niepodzielnym w�adc� tego wariatkowa i najbardziej
szalonym cz�owiekiem na �wiecie! - Panie Bibbit, prosz� uprzedzi�
pana Hardinga, �e jestem tak szalony, �e g�osowa�em na
Eisenhowera i wcale tego nie ukrywam! - Bibbit! Powiedzcie panu
McMurphy'emu, �e w moim szale�stwie g�osowa�em na Eisenhowera
dwukrotnie! - Prosz� odpowiedzie� panu Hardingowi - McMurphy
wspiera si� r�kami o st�, pochyla i zni�a g�os - �e ja w swoim
szale�stwie zamierzam w listopadzie zn�w g�osowa� na Eisenhowera.
- Chyl� czo�o - m�wi Harding, sk�ania g�ow� i podaje McMurphy'emu
r�k�. Jest jasne, �e McMurphy wygra�, cho� nie bardzo wiem, co.
Pozostali Okresowi przerywaj� swoje zaj�cia i podchodz� przyjrze�
si� z bliska nowemu facetowi. Nikogo takiego jak on nie by�o
jeszcze na oddziale. I pierwszy raz widz�, �eby Okresowi kogo�
tak wypytywali o to, sk�d pochodzi i czym si� zajmuje. Odpowiada,
�e jest cz�owiekiem z powo�aniem. M�wi, �e tu�a� si� bez celu,
pracuj�c dorywczo przy wyr�bie las�w, dop�ki nie zgarn�o go
wojsko i nie pokaza�o mu, do czego ma dryg: tak jak jedni
nauczyli si� w woju oszukiwa�, a drudzy obija�, tak on nauczy�
si� gra� w pokera. Od tego czasu ustatkowa� si� i po�wi�ci�
wy��cznie hazardowi. Pragnie tylko gra� w pokera, nadal by�
kawalerem, �y�, gdzie chce i jak mu si� podoba. I jeszcze tego,
�eby mu dano spok�j. - Ale sami wiecie - m�wi - jak spo�ecze�stwo
prze�laduje ludzi z powo�aniem. Odk�d zaj��em si� szulerk�,
siedzia�em w tylu prowincjonalnych kiciach, �e m�g�bym napisa�
przewodnik. Wci�� s�ysz�, �e jestem niepoprawnym zabijak�. �e
niby ci�gle wdaj� si� w b�jki. G�wno prawda. Kiedy wdawa�em si�
w b�jki, b�d�c prostym drwalem, przymykali oczy i m�wili, �e to
zrozumia�e; go��, kt�ry tak ci�ko tyra, ma prawo si� wyszumie�.
Ale je�eli si� jest szulerem i w dodatku wiadomo, �e czasami
organizuje si� prywatne partyjki, wystarczy krzywo splun�� i ju�
zamykaj� ci� jako kryminalist�. Kurcz�, w jednej dziurze samo
wo�enie mnie do mamra solidnie nadwer�y�o bud�et miejscowej
policji! Potrz�sa g�ow� i nadyma policzki.
- Ale trwa�o to kr�tko. Scwani�em si�. Trzeba wam wiedzie�, �e
ten wyrok za pobicie, kt�ry odsiadywa�em w Pendleton, by�
pierwszym od prawie roku. Dlatego w�a�nie trafi�em do kicia.
Wyszed�em z wprawy: facet mia� jeszcze do�� si�, �eby si�
podnie�� z pod�ogi i zawiadomi� gliny, nim prysn��em z miasta.
Twardy go��... Zn�w si� �mieje, funduje grabul�, a ilekro� czarny
z termometrem podchodzi zbyt blisko, siada, �eby si� mocowa� na
r�ce - i wkr�tce zna ju� wszystkich Okresowych. Przywitawszy si�
z ostatnim z nich, wali prosto na stron� Chronik�w, tak jakby�my
wcale nie byli gorsi. Nie wiadomo, czy zawsze jest taki
serdeczny, czy te� ma swoje szulerskie powody, by �ciska� �apska
facetom tak chorym, �e cz�sto nie wiedz� nawet, jak si� nazywaj�.
Odrywa od �ciany d�o� Ellisa i potrz�sa ni� zamaszy�cie, jakby
by� politykiem kandyduj�cym w wyborach, a g�os Ellisa by� r�wnie
dobry jak inne. - Stary - m�wi do niego z powag� - nazywam si�
Randle Patrick McMurphy i nie podoba mi si� widok doros�ego
faceta stoj�cego po kostki we w�asnych sikach. Mo�e by� si�
wytar�, co? Ellis spogl�da w d� ze szczerym zdumieniem, jakby
widzia� ka�u�� po raz pierwszy. - Ojej, dzi�kuj�! - wo�a i nawet
robi kilka krok�w w stron� toalety, ale gwo�dzie przyci�gaj� go
do �ciany. McMurphy przesuwa si� wzd�u� szeregu Chronik�w,
�ciskaj�c r�ce pu�kownikowi Mattersonowi, Ruckly'emu i staremu
Pete'owi. �ciska r�ce W�zkarzy, Chodz�cych i Ro�lin, �ciska r�ce,
kt�re musi podnosi� chorym z kolan niby martwe ptaki, cuda
male�kich kostek i drucik�w, nakr�cane ptaki, kt�re spad�y, bo
odkszta�ci�y si� spr�yny. �ciska r�ce wszystkim z wyj�tkiem
George'a, maniaka czysto�ci, kt�ry u�miecha si� i cofa przed
niehigieniczn� d�oni�; jego wi�c McMurphy tylko pozdrawia gestem,
a odchodz�c, mruczy do swojej r�ki: - Jak ci si� zdaje, �apo,
sk�d ten stary wiedzia�, w jakim macza�a� si� g�wnie? Nikt nie
rozumie, do czego on zmierza, po co tak zabiega, �eby ze
wszystkimi nawi�za� znajomo��, ale to stokro� lepsze od mieszania
�amig��wek. Wci�� powtarza, jakie to istotne dla szulera, �eby
pozna� wszystkich, z kt�rymi ma mie� do czynienia. Ale chyba
zdaje sobie spraw�, �e niewiele b�dzie mia� do czynienia z
osiemdziesi�cioletnim niemowlakiem, kt�ry niechybnie wsadzi�by
kart� do g�by i zacz�� �u� bezz�bnymi dzi�s�ami. Mimo to wygl�da,
jakby dobrze si� bawi�, jakby zadawanie si� z lud�mi po prostu
sprawia�o mu frajd�. Ja jestem ostatni. Nadal siedz� w k�cie
przywi�zany do krzes�a. McMurphy przystaje przede mn�, zahacza
kciuki o kieszenie spodni, odchyla g�ow� i wybucha �miechem,
jakbym by� najbardziej zabawny ze wszystkich. Przerazi� mnie
wtedy ten �miech, bo wyda�o mi si�, �e McMurphy mnie
rozszyfrowa�, odgad�, �e to moje siedzenie z r�kami wok�
podkurczonych kolan i patrzenie przed siebie, jakbym nic nie
s�ysza�, to jedna wielka lipa. - Ho, ho, ho! - zawo�a�. -
Patrzcie, kogo tu mamy!
Pami�tam t� scen� bardzo wyra�nie. Pami�tam, �e zmru�y� jedno
oko, odchyli� g�ow� i - nie przestaj�c si� �mia� - spojrza� na
mnie znad nie zagojonej wi�niowej szramy na nosie. Pomy�la�em,
�e �mieszy go moja india�ska twarz i czarne, l�ni�ce w�osy
Indianina. Pomy�la�em, �e mo�e �mieszy go m�j bezsilny wygl�d.
Ale potem przypomnia�em sobie, co najpierw przysz�o mi do g�owy:
�e si� �mieje, bo ani na sekund� nie nabra� si� na moje udawanie
- mniejsza, jak by�em przebieg�y, on i tak przejrza� mnie na
wylot; �mia� si� i mruga�, �eby mi to da� do zrozumienia. - Co
z tob�, Wielki Wodzu? Wygl�dasz jak kwoka wysiaduj�ca jaja.
Zerkn�� na Okresowych, �eby sprawdzi�, czy si� �miej� z dowcipu,
ale poniewa� tylko zachichotali niemrawo, zn�w spojrza� na mnie
i mrugn�� porozumiewawczo. - Jak ci na imi�, Wodzu?
Z przeciwnej strony �wietlicy dobieg� mnie g�os Billy'ego: - N-n-
nazywa si� Bromden. W�dz Bromden. Ale wszyscy przezywaj� go
Wodzem Sz-szczot�, bo sanitariusze wci�� zaganiaj� go do s-s-
sprz�tania. Chyba niewiele poza tym umia�by robi�. Jest g�uchy. -
Billy podpar� r�k� brod�. - Gdybym ja by� g-g-g�uchy - rzek� z
westchnieniem - tobym si� zabi�. McMurphy nie spuszcza� ze mnie
wzroku.
- Gdyby tak stan�� prosto, to by�by z niego kawa� ch�opa, co? Nie
wiecie, ile ma wzrostu? - Chyba raz kto� go z-z-zmierzy� i
wysz�o, �e ma r�wno d-dwa metry, ale co z tego, skoro boi si�
w�asnego cie-cie-cienia. Wie-wielki, g�uchy Indianin. - Od razu
pomy�la�em, �e to Indianin. Bromden, tak? Dziwnie si� nazywa jak
na Indianina. Z jakiego jest plemienia? - Nie wiem - odpar�
Billy. - By� tu, k-kiedy mnie p-przyj�li. - S�ysza�em od lekarza
- w��czy� si� do rozmowy Harding - �e jest tylko p�krwi
Indianinem i pochodzi z jakiego� wymar�ego plemienia, kt�re �y�o
nad brzegiem Kolumbii. Lekarz powiedzia�, �e jego ojciec by�
wodzem, wi�c i jego wszyscy tak nazywaj�. Ale dlaczego akurat
"Bromden", tego nie wiem; moja znajomo�� dziej�w india�skich nie
si�ga, niestety, tak daleko. McMurphy przysun�� twarz tak blisko
mojej, �e chc�c nie chc�c, musia�em na niego spojrze�. - To
prawda? Jeste� g�uchy, Wodzu?
- Jest g-g-g�uchoniemy.
McMurphy wyd�� wargi i przez d�u�sz� chwil� patrzy� mi w oczy.
Potem wyprostowa� si� i podsun�� mi pod nos prawic�. - Co za
r�nica, przywita� si� chyba potrafi, nie? Do licha, Wodzu, mo�e
i ros�e z ciebie ch�opisko, ale je�li si� ze mn� nie przywitasz,
uznam to za obraz�! Dobrze si� zastan�w, czy chcesz si� narazi�
nowemu w�adcy wariatkowa! Po tych s�owach pu�ci� oko do Hardinga
i Billy'ego, ale r�ki, szerokiej jak talerz, nie cofn��.
Dok�adnie pami�tam, jak wygl�da�a: pami�tam karbid pod
paznokciami �wiadcz�cy o tym, �e McMurphy pracowa� kiedy� w
warsztacie blacharskim, kotwic� wytatuowan� na jej wierzchu i
brudny plaster na �rodkowym palcu, odklejaj�cy si� na brzegach.
Na k�ykciach widnia�y stare i nowe blizny oraz zadrapania. Sama
d�o� by�a twarda jak ko�� i g�adka od �ciskania drewnianych
trzonk�w siekier i gracy - nigdy bym nie uwierzy�, �e to d�o�
szulera. Pokrywa�y j� sp�kane odciski, w kt�re w�ar� si� brud,
znacz�c na niej szlak w�dr�wek McMurphy'ego po ca�ym Zachodzie.
Kiedy dotkn�a mojej, rozleg� si� szelest jak przy tarciu
szmerglem. Pami�tam, �e palce, kt�re zacisn�y si� na moich, by�y
grube i silne - nagle poczu�em, �e co� dziwnego dzieje si� z moim
patyczkowatym ramieniem; d�o� zaczyna mi p�cznie�, jakby McMurphy
pompowa� w ni� swoj� krew. Krew i moc zagra�y mi w r�ce. Sta�a
si� niemal tak ogromna jak jego, pami�tam... - Panie McMurry.
To Wielka Oddzia�owa.
- Panie McMurry, pozwoli pan na chwilk�?
To Wielka Oddzia�owa. Sprowadzi� j� czarny, kt�ry ugania� si� za
McMurphym z termometrem. Teraz oddzia�owa postukuje tym samym
termometrem o zegarek i �eby wzi�� pomiar nowego pacjenta,
�widruje go oczami jak bory. Usta, �ci�gni�te w tr�jk�t,
przypominaj� czekaj�ce na smoczek usta lalki. - Sanitariusz
Williams powiadomi� mnie, panie McMurry, �e sprawia pan pewne
trudno�ci w kwestii prysznicu. Czy to prawda? Prosz� mnie �le nie
zrozumie�: ciesz� si�, �e chce pan pozna� innych chorych
przebywaj�cych na oddziale, wszystko jednak we w�a�ciwym czasie.
Przykro mi, �e odrywam pana od pacjenta Bromdena, ale sam pan
rozumie: przepisy obowi�zuj� wszystkich! Nowy przechyla g�ow� i
mruga do oddzia�owej, jakby chcia� powiedzie�, �e go nie
nabierze, bo si� pozna� na niej r�wnie szybko jak na mnie. Patrzy
na ni� d�ugo jednym okiem. - Wie pani - m�wi - wie pani co?
Dok�adnie to samo s�ysz� o przepisach... U�miecha si� szeroko.
Oboje u�miechaj� si� do siebie i mierz� si� wzrokiem. - ...ile
razy komu� si� wydaje, �e nie mam najmniejszej ochoty si�
podporz�dkowa�. Po czym puszcza moj� d�o�.
*
Za szyb� dy�urki Wielka Oddzia�owa otworzy�a paczk� od
zagranicznego nadawcy, wyj�a buteleczki i wysysa z nich
strzykawkami trawiastomleczny p�yn. Piel�gniarka - kt�rej jedno
oko zezuje zatroskane do ty�u, a drugie patrzy pos�usznie przed
siebie - podnosi tac� z nape�nionymi strzykawkami, ale nie
odchodzi. - Co siostra s�dzi o nowym pacjencie, siostro Ratched?
Jest przystojny, sympatyczny i w og�le, ale moim skromnym zdaniem
za bardzo przedsi�biorczy. Wielka Oddzia�owa sprawdza palcem
ostro�� ig�y.
- Wyj�tkowo przedsi�biorczy - poprawia piel�gniark�, przek�uwaj�c
ig�� gumowy korek buteleczki i poci�gaj�c za t�ok. - Zamierza
zaw�adn�� oddzia�em. To manipulant, siostro Flinn, cz�owiek got�w
pos�u�y� si� wszystkimi i wszystkim, �eby tylko osi�gn�� cel. -
Ojejku! Ale co by taki robi� w klinice psychiatrycznej? Czego by
tu szuka�? - Wielu rzeczy. - Spokojna, u�miechni�ta, dalej
nape�nia strzykawki. - Mo�e �atwego, wygodnego �ycia, mo�e
w�adzy, szacunku albo zysku, a mo�e i tego, i tego. Czasami
wprowadzenie na oddziale zam�tu jest dla manipulanta celem samym
w sobie. S� tacy ludzie. Manipulant potrafi podporz�dkowa� sobie
pozosta�ych pacjent�w i tak zam�ci� im w g�owach, �e trzeba potem
miesi�cy, by zn�w zapanowa� �ad. Modna obecnie w klinikach
psychiatrycznych polityka pob�a�liwo�ci u�atwia takim typom
dzia�anie, ale jeszcze przed kilkoma laty by�o zupe�nie inaczej.
Par� lat temu trafi� tu pan Taber, niemo�liwy manipulant. Do
czasu. - Odrywa wzrok od cz�ciowo nape�nionej strzykawki, kt�r�
trzyma przy twarzy niby czarodziejsk� r�d�k�. Oczy zachodz� jej
mg��, jakby wspomina�a co� wyj�tkowo przyjemnego. - Pan Ta-ber -
powtarza. - Ale dlaczego - dziwi si� piel�gniarka - komu�
mia�oby zale�e� na wprowadzaniu zam�tu na oddziale, siostro
Ratched? Co by mu to...? Milknie widz�c, jak oddzia�owa gniewnie
wbija strzykawk� w gumowy korek, nape�nia, wyci�ga i k�adzie na
tacy. Patrz�, jak si�ga po nast�pn� pust� strzykawk�, obserwuj�
jej r�k�, jak przesuwa si� w bok, zawisa, opuszcza. - Siostro
Flinn, chyba zapomina siostra, �e to zak�ad dla umys�owo chorych.
Wielka Oddzia�owa okropnie si� irytuje, je�eli jej oddzia�
przestaje funkcjonowa� jak sprawny, precyzyjny mechanizm.
Wystarczy najmniejszy ba�agan, usterka czy zator, �eby zamieni�a
si� w bia�y k��bek furii. Nadal obnosi ten sw�j u�miech
porcelanowej lalki wci�ni�ty mi�dzy nos a podbr�dek i z tym samym
spokojem �widruje oczami, ale g��boko w �rodku jest napi�ta jak
struna. Wiem, czuj� to. Nie pozwala sobie na chwil� oddechu,
dop�ki nie zlikwiduje zawady czy - jak sama m�wi - nie wyreguluje
sytuacji. Pod jej rz�dami �ycie oddzia�u jest znakomicie
wyregulowane. K�opot polega na tym, �e siostra nie mo�e wci��
przebywa� na oddziale. Czasem musi wyj�� na zewn�trz. Robi wi�c,
co mo�e, �eby �wiat zewn�trzny wyregulowa� r�wnie�. Pracuje rami�
w rami� z podobnymi jej osobami wchodz�cymi w sk�ad ogromnej
organizacji, kt�r� ja nazywam Kombinatem, a kt�ra d��y do
wyregulowania ca�ego �wiata zewn�trznego, tak jak ona
wyregulowa�a oddzia�. Jest weteranem regulacji. Kiedy wiele lat
temu trafi�em ze �wiata zewn�trznego do starego szpitala, by�a
ju� Wielk� Oddzia�ow� i od B�g wie jak dawna z oddaniem
po�wi�ca�a si� regulowaniu. Obserwowa�em j� przez wiele lat i
widzia�em, jak nabiera wprawy. Ci�g�a praktyka utrwali�a i
udoskonali�a jej umiej�tno�ci - teraz jej w�adza jest
nieograniczona i dociera wsz�dzie, biegn�c po drutach cie�szych
od w�os�w i niewidocznych dla nikogo pr�cz mnie; widz� Wielk�
Oddzia�ow�, jak siedzi po�rodku paj�czyny drut�w niczym czujny
robot i dozoruje sieci ze skrupulatno�ci� mechanicznego owada;
dok�adnie wie, dok�d biegnie kt�ry drut oraz jakiej mocy �adunek
nale�y pos�a�, �eby osi�gn�� po��dany skutek. W wojsku, nim
wys�ano mnie do Niemiec, by�em m�odszym elektrykiem w obozie
szkoleniowym, a wcze�niej przez rok studi�w lizn��em nieco
elektroniki, wi�c znam si� na tego rodzaju instalacjach. Wielka
Oddzia�owa siedzi po�rodku paj�czyny drut�w, marz�c o �wiecie
sprawnym, precyzyjnym, podobnym do zegarka kieszonkowego z
przezroczyst� kopert�, o �wiecie, w kt�rym wszystko dzieje si�
zgodnie z rozk�adem, a jedyni pacjenci, kt�rzy nie chodz� po
�wiecie zewn�trznym sterowani jej drutami, to przykuci do w�zk�w
Chronicy z cewnikami biegn�cymi im z nogawek prosto do otwor�w
w posadzce. Latami dobiera idealny zesp�: przez oddzia�
przewijaj� si� dziesi�tki lekarzy, w r�nym wieku, w r�nym typie
i z r�nymi wyobra�eniami o tym, jak nale�y prowadzi� oddzia�,
niekiedy nawet do�� odwa�nych, �eby si� jej stawia� - wtedy
�widruje ich od rana do nocy oczami z suchego lodu, a� wycofuj�
si� wstrz�sani dziwnymi dreszczami.
- Nie wiem, co mi dolega - m�wi ka�dy z nich personalnemu - ale
odk�d zacz��em pracowa� z t� bab�, zimno mi, jakby w moich �y�ach
p�yn�� amoniak. Dygocz� bez przerwy, dzieci nie chc� mi siada�
na kolanach, �ona nie wpuszcza mnie do ��ka. ��dam
przeniesienia: do furiat�w, do alkoholik�w, na pediatri�,
gdziekolwiek!
Ci�gnie si� to latami. Lekarze wytrzymuj� trzy tygodnie, czasem
trzy miesi�ce. A� wreszcie oddzia�owa decyduje si� na ma�ego
cz�owieczka o szerokim, wysokim czole, szerokich, obwis�ych
policzkach i twarzy wci�tej na wysoko�ci male�kich oczek, jakby
d�ugo nosi� zbyt ciasne okulary, kt�re wpija�y mu si� w g�ow�;
pewnie dlatego teraz nosi binokle przywi�zane tasiemk� do g�rnego
guzika koszuli - chwiej� si� na sinym grzbiecie ma�ego noska
lekarza i osuwaj� to na jedn�, to na drug� stron�, wi�c kiedy
rozmawia, musi wci�� przekrzywia� g�ow�, �eby mu nie spad�y.
Wybraniec oddzia�owej. Trzech czarnych pracuj�cych na dzien