11131
Szczegóły |
Tytuł |
11131 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11131 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11131 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11131 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Niewolnica
Mende Nazer
Damien Lewis
Dla Tean, mojej pi�knej c�rki i najlepszego przyjaciela,
i dla mojej matki za to, �e jest zawsze, gdy jej potrzebuj�.
Damien
WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURY�OWICZ
Warszawa 2004. Wydanie II
Prolog
Napad
Dzie�, kt�ry na zawsze zmieni� moje �ycie, zacz�� si� pi�knym porankiem. Powita�am s�o�ce, zwracaj�c si� twarz� na wsch�d i odmawiaj�c pierwsz� z pi�ciu codziennych modlitw do Allaha. By�o to wiosn� 1994, pod koniec pory suchej. Mia�am mniej wi�cej dwana�cie lat. Po modlitwach przygotowa�am si� do wyj�cia do szko�y. Dotarcie tam zajmowa�o mi godzin�, powr�t kolejn� godzin�. Uczy�am si� pilnie, poniewa� w przysz�o�ci chcia�am zosta� lekarzem.
Jak na zwyk�� afryka�sk� dziewczynk� by�o to �mia�e marzenie. Pochodz� z plemienia Nuba, zamieszkuj�cego g�ry Nuba w Sudanie, jedno z najbardziej zagubionych miejsc na ziemi. Mieszka�am w wiosce sk�adaj�cej si� z glinianych chat o dachach krytych traw�, usadowionej w zag��bieniu mi�dzy wielkimi wzg�rzami. W moim plemieniu wszyscy byli my�liwymi i rolnikami, w wi�kszo�ci wyznawali islam. Ojciec mia� stado byd�a licz�ce pi��dziesi�t sztuk, co oznacza�o, �e nie by� bogaty, ale nie by� te� biedny.
Po dniu wyt�onej nauki wr�ci�am do domu i zaj�am si� swoimi obowi�zkami, a mama ugotowa�a wieczorny posi�ek. Ojciec przez ca�y dzie� pracowa� przy �niwach, a moi bracia mu pomagali, wi�c wszyscy byli bardzo g�odni. Gdy sko�czyli�my je��, wyszli�my na podw�rze pos�ucha� opowie�ci
ojca. Pami�tam, jak siedzieli�my wok� ognia, �miali�my si� i �miali�my. Ojciec by� bardzo zabawny, prawdziwy �artowni�. Kocha�am moj� rodzin� z ca�ego serca.
Noc by�a zimna, wi�c nie zostali�my zbyt d�ugo na dworze. Zasn�am, jak zwykle przytulaj�c si� do ojca. Na �rodku chaty p�on�� ogie�, �eby ogrzewa� nas przez ca�� noc. Ma�a kotka Uran zwin�a si� na moim brzuszku. Mama le�a�a w ��ku po przeciwnej stronie ognia. Szybko zasn�li�my mocnym snem. Nie spali�my jednak d�ugo, poniewa� nagle na zewn�trz zacz�o si� potworne zamieszanie. Obudzi�am si� przestraszona i zobaczy�am niesamowite, pomara�czowe �wiat�o, roz�wietlaj�ce wn�trze chaty.
Ook tom gua! krzykn�� ojciec, wyskakuj�c z ��ka. Po�ar! Po�ar w wiosce!
Rzucili�my si� do wyj�cia i ujrzeli�my p�omienie si�gaj�ce nieba a� po odleg�y kraniec wioski. Z pocz�tku my�leli�my, �e kto� musia� niechc�cy zapr�szy� ogie� w chacie. Zdarza�o si� to do�� cz�sto. Zauwa�yli�my jednak obcych ludzi biegaj�cych mi�dzy chatami z p�on�cymi pochodniami w r�kach. Widzia�am, jak ciskaj� g�ownie na dachy, kt�re natychmiast staj� w p�omieniach. Mieszka�cy wybiegali na zewn�trz, ale ci ludzie rzucali si� na nich i przewracali na ziemi�.
Mud�ahedini! zawo�a� ojciec. Bandyci! Mud�ahe-dini s� we wsi!
Wci�� nie do ko�ca rozumia�am, co si� dzieje, ze strachu by�am jak skamienia�a. Ojciec z�apa� mnie za rami�.
Go lor� okone?! Go lor� okone? krzycza�. Dok�d mamy ucieka�? Dok�d mamy ucieka�?
Rozpaczliwie usi�owa� wymy�li� drog� ucieczki. Czu�am, �e mama stoi tu� za mn� i dr�y. By�am przera�ona. Jedn� r�k� kurczowo �ciska�am kotk�, drug� trzyma�am d�o� ojca. Zacz�li�my biec.
Biegnij na wzg�rza! rozkaza� ojciec. Za mn�! Biegnij! Biegnij!
Mijali�my sceny jak z najgorszego koszmaru. Ojciec prowa-
dzi�, a ja za nim, na ko�cu mama. Wci�� trzyma�am kotk�. Tyle chat sta�o w ogniu, �e ca�e niebo rozja�nia�y p�omienie. Kobiety i dzieci rozbieg�y si� na wszystkie strony, p�acz�c i krzycz�c, zagubione i przera�one. Widzia�am Arab�w wyrywaj�cych dzieci z obj�� rodzic�w.
Je�eli kto� spr�buje ci� z�apa�, trzymaj si� mnie z ca�ej si�y, Mende! krzykn�� ojciec.
Bandyci podrzynali ludziom gard�a, zakrzywione sztylety b�yska�y w �wietle ognia. Nie potrafi� opisa� wszystkiego, co widzia�am, gdy biegli�my przez wiosk�. Nikt nigdy nie powinien by� �wiadkiem wydarze�, jakie by�y moim udzia�em tamtej nocy.
Mimo dymu i p�omieni zorientowa�am si�, �e ojciec zmierza w stron� najbli�szego wzg�rza. Dotarli�my pod os�on� drzew, gdy dok�adnie przed sob� zobaczyli�my nier�wn� lini� je�d�c�w na koniach. Mieli dzikie, wytrzeszczone oczy, d�ugie potargane brody, nosili obszarpane, brudne ubrania. Wymachiwali gro�nie mieczami i wygl�dali zupe�nie inaczej ni� ludzie z naszego plemienia. Zablokowali jedyn� oczywist� drog� ucieczki. Widzia�am przera�onych mieszka�c�w wioski, biegn�cych przed nami prosto w pu�apk�. Gdy zorientowali si�, �e to zasadzka, zacz�li krzycze� i pr�bowali zawr�ci�. Zapanowa� chaos i panika, a wszystko to w�r�d odg�osu wystrza��w.
Gdy usi�owali�my biec w przeciwn� stron�, us�ysza�am, �e ojciec rozpaczliwie wo�a mam�. Zgubili�my j� w ca�ej tej panice i zamieszaniu. Zosta�am sama z ojcem, uciekali�my i uciekali�my. Czu�am, �e pr�buje sk�oni� mnie, �ebym bieg�a szybciej, ale wtedy potkn�am si� i upad�am. Pami�tam, jak kotka wyskoczy�a z moich ramion. Gdy usi�owa�am wsta�, jeden z mu-d�ahedin�w z�apa� mnie i zacz�� wlec w stron� wioski.
Ojciec rzuci� si� na niego i poci�gn�� na ziemi�. Widzia�am, jak uderza napastnika w g�ow�, ten upada i ju� nie wstaje. Ojciec chwyci� mnie za ramiona i zacz�� odci�ga� w bezpieczne miejsce. Kiedy tak mnie ci�gn��, mia�am wra�enie, jakby ostre kamienie rozdziera�y moje stopy na strz�py, ale nie przejmo-
wa�am si� b�lem. Po chwili postawi� mnie na nogi i zn�w biegli�my, biegli�my, biegli�my.
Biegnij, Mende! Biegnij! Tak szybko, jak tylko mo�esz! krzycza� ojciec. Je�eli Arabowie spr�buj� ci� zabra�, najpierw b�d� musieli mnie zabi�!
Pognali�my w stron� drugiego ko�ca wioski, ale by�am zm�czona, naprawd� bardzo zm�czona. S�ab�am z chwili na chwil�. I wtedy, niespodziewanie, wypad�o na nas du�e stado byd�a uciekaj�cego przed ogniem i upad�am po raz drugi. Gdy le�a�am zwini�ta na ziemi, czu�am wal�ce we mnie kopyta i s�ysza�am, jak ojciec wo�a �ami�cym si� g�osem:
Mende ago� Mende agorl Gdzie jeste�, Mende! Gdzie jeste�!
Pr�bowa�am co� odkrzykn��, ale gard�o mia�am �ci�ni�te z b�lu i zapchane py�em. Zdo�a�am wydoby� z siebie tylko chrapliwy szept:
Ba! Ba! Ba! Tatusiu! Tatusiu! Tatusiu!
Ale ojciec mnie nie us�ysza�. Gdy tak le�a�am skamienia�a, a �zy strumieniem ciek�y mi po twarzy, jaki� m�czyzna zaszed� mnie od ty�u i przydusi� do ziemi. Szczecina na jego brodzie k�u�a mnie w kark i czu�am paskudny smr�d jego oddechu.
Wiedzia�am, �e ojciec jest gdzie� w pobli�u i rozpaczliwie mnie szuka. Nadal usi�owa�am go wo�a�, ale m�czyzna zacisn�� mi na ustach brudn� r�k�.
Zamknij si� sykn�� po arabsku. Zamknij si� i le� spokojnie. Je�eli b�dziesz krzycza�a, inni ci� znajd� i zabij�.
Szarpni�ciem postawi� mnie na nogi i zacz�� prowadzi� przez wiosk�. W �wietle p�on�cych chat zobaczy�am, �e ma zakrzywiony sztylet, a za pasem zatkni�ty pistolet.
Jestem pewna, �e gdy mnie prowadzi�, s�ysza�am jeszcze ojca, kt�ry wo�a�: Mende! Mende! Mende! . M�j ojciec by� najodwa�niejszym cz�owiekiem na �wiecie. Wiedzia�am, �e pr�bowa�by mnie ratowa�, gdyby tylko uda�o mu si� mnie znale��, cho�by musia� walczy� z ka�dym mud�ahedinem
w wiosce. Chcia�am zawo�a�: ,La! Ba! Jestem tutaj! S�ysz� ci�! , ale bandyta trzyma� d�o� zaci�ni�t� na moich ustach.
Wok� p�on�a wioska, zewsz�d dobiega�y krzyki. Widzia�am kobiety Nuba le��ce na ziemi, a na nich mud�ahedin�w, pr�buj�cych je obmacywa�. Czu�am sw�d spalenizny, zapach krwi i strachu.
Przez ca�y czas modli�am si� do Boga: O Allahu, o Allahu, prosz�, uratuj mnie, prosz�, uratuj mnie . I modli�am si�, �eby B�g ocali� te� moj� rodzin�. Oddalali�my si� w stron� lasu, a ja wci�� i wci�� zanosi�am mod�y, �eby�my wszyscy wyszli z tego ca�o.
Zostawiaj�c za sob� p�on�c� wiosk�, dotarli�my na skraj lasu. Mi�dzy drzewami zobaczy�am mniej wi�cej trzydzie�cioro innych dzieci, zbitych w gromadk�. Pojawiali si� kolejni mu-d�ahedini, prowadz�cy ma�ych ch�opc�w i dziewczynki z plemienia Nuba. Ubrania i no�e Arab�w poplamione by�y krwi�, wygl�dali jak wcielone z�o. Intonowali pe�nym g�osem: ,Jillah akbar! Allah akbar! Allah akbar! B�g jest wielki!
Nie mia�am poj�cia, czy komukolwiek z mojej rodziny uda�o si� uciec, czy te� wszyscy zostali zabici podczas napadu. Nie mia�am poj�cia, co si� teraz ze mn� stanie. Tak w�a�nie sko�czy�o si� moje cudowne, szcz�liwe dzieci�stwo i zacz�o �ycie niewolnicy.
Cz�� pierwsza
Dzieci�stwo w plemieniu Nuba
Dzieci�stwo w plemieniu Nuba
Rozdzia� 1
M�j dom
Kiedy si� urodzi�am, ojciec wybra� dla mnie imi� Mende. W j�zyku Nuba mende oznacza gazel� najpi�kniejsze i najbardziej wdzi�czne zwierz� �yj�ce w g�rach Nuba. By�am pi�tym i ostatnim dzieckiem mojego ojca i uwa�a� mnie za naj�liczniejsz� c�reczk� na �wiecie. Nasz� wiosk� zbudowano u podn�a wielkiej ska�y, kt�ra g�rowa�a nad wszystkimi glinianymi chatami. Za t� ska�� wznosi�y si� g�ry. W�a�ciwie wioska otoczona by�a g�rami ze wszystkich stron. Po pi�tnastu minutach marszu by�o si� ju� poza wiosk�, w�r�d wzniesie� podg�rza.
Nasz dom sk�ada� si� z prostok�tnego obej�cia z dwiema stoj�cymi naprzeciw siebie glinianymi chatami. Nazywali�my je shal. Shal by�o ogrodzone �cian� z drewnianych palik�w, mi�dzy kt�rymi przepleciono s�om�. Wzd�u� ogrodzenia ustawiono dwie �awy, na kt�rych wieczorami gromadzili�my si� wok� ognia, �miali�my si� i opowiadali�my r�ne historie. Wok� shal znajdowa�o si� znacznie wi�ksze podw�rze, tog. P�ot tog zrobiony by� z mocnych prostych ga��zi i si�ga� do wysoko�ci dachu domu. Zdaje mi si�, �e shal mo�na por�wna� do domu w krajach zachodnich, a tog do ogrodu, kt�ry go otacza. Nasze owce i kozy mieszka�y w tog. Musieli�my uwa�a�, �eby nie wdziera�y si� do shal i nie podkrada�y nam jedzenia.
Mieszka�am w jednej chacie z mam� i tat�. Wewn�trz sta�y trzy ��ka, po jednym dla ka�dego. Mia�y bambusowe ramy, a legowisko uplecione by�o z lin zrobionych z kory baobabu. Ojciec zawsze spa� przy drzwiach, �eby nas chroni�. W lasach i na pobliskich wzg�rzach �y�y w�e oraz hieny i ba�am si�, �eby nie wesz�y do domu i mnie nie dopad�y. Co wiecz�r wychodzi�am ze swojego ��ka i przytula�am si� do ojca, bo czu�am si� wtedy bezpieczniej. W porze deszczowej rozpalali�my po�rodku chaty ognisko, kt�re ogrzewa�o nas w nocy. Pod �cian� trzymali�my wielki stos suchego drewna na opa�, a kiedy si� sko�czy�o, musieli�my zbiera� wilgotne drewno w lesie. W�wczas ogie� ledwie si� tli� i ca�� chat� wype�nia� dym.
W jednym z moich najwcze�niejszych wspomnie� ojciec przynosi mi ma�� kotk�. By�a czarna jak w�giel i mia�a l�ni�ce futerko. Nazwa�am j� Uran, co znaczy czarnulka . Okaza�o si�, �e Uran znakomicie poluje na myszy i sta�a si� dla nas wszystkich �r�d�em wielkiej rado�ci. Noc�, kiedy wskakiwa�am do ��ka ojca, Uran wskakiwa�a tak�e. Wtedy ojciec si� budzi�.
__ Mam ju� w ��ku ciebie m�wi� sennie. My�lisz, �e
dam rad� spa� jeszcze z kotem?
Oczywi�cie, �e dasz rad� odpowiada�am, chichocz�c. �pimy z tob� i koniec.
Pos�uchaj, je�eli chcesz spa� z Uran, to id� do swojego ��ka �mia� si� cicho.
Zawsze odmawia�am. Wtedy mama wo�a�a z drugiej strony
chaty:
Chod� tutaj, Mende. Moje ��ko jest wystarczaj�co du�e
dla ciebie, dla mnie i dla twojej kotki.
Nie! Chc� spa� tutaj, z tat�.
Tak zaczyna�a si� zabawa w kom�rki do wynaj�cia. Zanosi�am Uran do mamy, zostawia�am j� tam i wraca�am do ojca. Jednak Uran natychmiast zeskakiwa�a z pos�ania mamy i p�dzi�a z powrotem do nas. Teraz ojciec �mia� si� ju� na ca�y g�os.
__No dobrze wzdycha� id� spa� z mam�, a Uran
zostaje ze mn�.
Dobrze, ba odpowiada�am. Wiedzia�am, czym sko�cz� si� te �arty.
Wraca�am do mamy, a Uran oczywi�cie bieg�a za mn�. W tym momencie ca�a chata trz�s�a si� od �miechu.
No wi�c czego by�my nie zrobili, Uran chce spa� z tob� mawia� ojciec, a potem przynosi� moje ��eczko z przeciwnej strony chaty i ustawia� obok swojego. Wskakiwa�am do w�asnego ��ka, Uran wskakiwa�a na mnie, a tata spa� tu� obok. W ten spos�b wszyscy byli zadowoleni.
Po jednej stronie podw�rza sta�y trzy wysokie sto�kowate spichlerze, durs. Ka�dy mia� niewielkie wej�cie wysoko w �cianie, dok�adnie szeroko�ci cia�a ludzkiego. Aby dosta� si� do �rodka, trzeba by�o wspi�� si� po drabinie i zanurkowa�, prze�lizguj�c si� przez otw�r. Spichlerze zosta�y zaprojektowane tak, �eby nie mog�y zakra�� si� do nich szczury czy kozy. Dzi�ki takiemu spichlerzowi ziarno pozostawa�o suche i wystarcza�o go nam od jednej pory zbior�w do drugiej. Kiedy potrzebowali�my ziarna, ojciec wskakiwa� do wn�trza dur, nabiera� pe�n� tykw� i podawa� j� mojemu bratu, Babo, kt�ry czeka� przy wej�ciu, na drabinie. Ja sta�am na dole, �eby wzi�� j� od niego.
Moja najstarsza siostra, Shokan, mieszka�a w s�siednim obej�ciu z m�em i dzie�mi, podobnie jak druga siostra, Ku-nyant. Bracia Babo i Kwandsharan zajmowali holua, dom dla m�czyzn, poza naszym obej�ciem. Ka�da rodzina mia�a w�asny holua, gdzie jedli i spali nie�onaci ch�opcy. W porach posi�k�w ojciec szed� tam, �eby je�� z innymi m�czyznami.
Tata zaprasza� zwykle wszystkich naszych krewnych p�ci m�skiej, �eby przy��czyli si� do niego: Przyjd�cie i jedzcie z nami! Chod�cie napi� si� herbaty! wo�a�. Wszyscy moi wujowie i ciotki mieszkali niedaleko od naszego domu, wi�c wystarczy�o g�o�no krzykn��. Nikt nigdy nie jada� sam. Taka by�a tradycja. Posi�ek dzieli�o si� z ka�dym, kto w danej chwili znajdowa� si� w pobli�u. M�g� to by� cz�onek rodziny, s�siad, go�� z innego plemienia albo nawet cudzoziemiec. To bez
znaczenia. Zaproszony bywa� ka�dy, kto znajdowa� si� w zasi�gu g�osu. Mama przypieka�a na ogniu proso i orzeszki ziemne i mieli�a je razem, robi�c pyszn� past�. Gotowano te� kal, papk� z prosa z wod� i mlekiem lub waj, przyprawiony curry gulasz z warzyw i mi�sa.
Nasza spo�eczno�� by�a bardzo z�yta. Mieli�my niewiele sekret�w i niezbyt du�� potrzeb� prywatno�ci. Kiedy by�am bardzo ma�a, korzysta�am z toalety za naszym podw�rzem, ale gdy sko�czy�am mniej wi�cej sze�� lat, zacz�am chodzi� do miejsca w buszu, kt�re by�o toalet� dla doros�ych. Kuca�am za krzakiem, trawa muska�a mi pup�, i zrywa�am najbli�szy li��, �eby si� podetrze�. W porze deszczowej li�cie by�y zbyt sztywne, by je zerwa� z drzewa. W�wczas zabiera�am ze sob� gar�� suchych li�ci palmy rafia. Z tym jednak wi�za� si� pewien problem. Li�cie tej palmy maj� niezwykle ostre brzegi i mo�na by�o sko�czy� ze skaleczeniami w bardzo niefortunnych miejscach.
Pewnego ranka, kiedy by�am jeszcze malutka, posz�am za�atwi� si� w buszu w towarzystwie mojej przyjaci�ki Kehko. Ona podesz�a do jednego drzewa, ja do drugiego. W�a�nie kucn�y�my, kiedy Kehko zawo�a�a:
S�ysz�, �e co� si� rusza, Mende. Jak my�lisz, co to jest?
Pewnie tylko mysz odkrzykn�am.
Nagle pojawi� si� ogromny w��. Kehko zobaczy�a go na chwil� przede mn�, krzykn�a, podskoczy�a i zacz�a ucieka�, a siusiu lecia�o jej po nogach. Gdyby�my nie by�y takie przestraszone, wszystko to by�oby bardzo zabawne. Moja sytuacja by�a nieco gorsza i kiedy wysila�am si�, �eby sko�czy�, w�� pe�z� w moim kierunku. Nie by�o na co czeka�. W mgnieniu oka zerwa�am si� na r�wne nogi i zacz�am ucieka�. Bardzo niewygodnie bieg�o mi si� z wypi�t� pup�. Kiedy by�y�my ju� wystarczaj�co daleko od w�a, zatrzyma�y�my si� i pad�y�my na ziemi�, �miej�c si� do rozpuku. Po tej przygodzie postanowi�y�my z Kehko nigdy wi�cej nie wraca� do tamtej cz�ci buszu.
Za domem mieli�my ogr�d, w kt�rym hodowali�my kukurydz� i warzywa takie jak fasola czy dynia. W pa�dzierniku przychodzi�y deszcze i kukurydza stawa�a si� gruba i soczysta. Moim ulubionym przysmakiem by�y kolby �wie�ej kukurydzy pieczone nad ogniem, z mas�em domowej roboty. Kiedy wyjedli�my z ogrodu wszystko, co nadawa�o si� do jedzenia, wpuszczali�my tam kozy, �eby wyskuba�y pozosta�e �odygi i li�cie.
My, dziewczynki, codziennie wyrusza�y�my w g�ry, �eby przynie�� wod� i drewno na opa�. Czasem musia�y�my i�� nawet przez dwie godziny wij�cymi si� w lesie �cie�kami. Poniewa� na wzg�rzach pe�no by�o w�y i dzikich zwierz�t, zawsze stara�y�my si� nam�wi� jakich� ch�opc�w, �eby poszli z nami. Zdarza�o si�, �e kiedy przychodzi�y�my z glinianymi naczyniami do �r�d�a, by�y tam te� dziewczynki z innej wioski. Wtedy cz�sto zaczyna�a si� k��tnia, kto pierwszy ma nabra� wody. Zaczyna�y�my si� przezywa�: Jeste� brzydka! Jeste� leniwa! Jeste� k�amczucha! .
Potem kto� wszczyna� b�jk�. Tak naprawd� wszystko odbywa�o si� na weso�o, aleja zawsze wo�a�am mojego brata Babo, �eby mnie ratowa�. Mende, chod� i sta� za mn� , m�wi�. A teraz, je�eli kto� chce dotkn�� Mende, najpierw musi mnie pokona� .
Gdy po d�ugiej, gor�cej porze suchej w ko�cu przychodzi�y deszcze, wszystkie dzieci wybiega�y na dw�r i ta�czy�y z rado�ci, �piewaj�c deszczow� piosenk�: Are coucoure, Are konduk ducre nadchodzi deszcz, za du�o deszczu. Ko�ysali�my r�kami nad g�owami i ta�czyli�my w ciep�ym, koj�cym deszczu. Zawsze by� to moment wielkiej ulgi, poniewa� deszcz oznacza�, �e b�dziemy mieli dobre zbiory i tego roku nikt nie b�dzie chodzi� g�odny.
Kiedy mia�am mniej wi�cej sze�� lat, po raz pierwszy w moim �yciu deszcz zawi�d�. Uprawy zmarnia�y i wysch�y. Brakowa�o jedzenia. Sytuacja pogarsza�a si� z tygodnia na tydzie�. Niebawem wszystkie dzieci zacz�y chudn�� i chorowa�, a starsi ludzie umiera� z niedo�ywienia. Pami�tam, �e nigdy w ca�ym swoim �yciu nie czu�am si� taka g�odna.
~
Pewnego dnia moim oczom ukaza� si� zdumiewaj�cy widok nad starym traktem, kt�ry wi� si� dnem doliny, k��bi�a si� ogromna chmura py�u. Gdy si� dobrze przyjrza�am, zobaczy�am sznur l�ni�cych bia�ych ci�ar�wek, wynurzaj�cych si� z kurzu. Wcze�niej raz czy dwa widzia�am star� ci�ar�wk�, jak sapi�c, wspina�a si� do naszej wioski, lecz nigdy przedtem nie spotka�am niczego takiego jak ten l�ni�cy konw�j. Zmierza� w stron� placu targowego w centrum wioski. Pop�dzi�am tam i zobaczy�am dw�ch m�czyzn wysiadaj�cych z ci�ar�wki jad�cej na przedzie. Ze zdumieniem zauwa�y�am^ �e maj�blad�, bia�� sk�r�. Pierwszy raz w �yciu zobaczy�am wtedy hawaja, bia�ego cz�owieka. Sta�am tam z innymi dzie�mi z wioski, wpatruj�c si� w hawajas z pewnej odleg�o�ci, zastanawiaj�c si�, sk�d te� si� mogli wzi��. Dla nas wygl�dali jak duchy.
Podeszli do stoj�cych rz�dem ci�ar�wek i zacz�li wskazywa� kierowcom, gdzie maj� roz�adowa� to, co przywie�li. M�odzi Nuba z naszej wsi pomagali przenosi� wielkie worki, beczu�ki z olejem jadalnym, lekarstwa i koce do pustej chaty w pobli�u. Ka�da rodzina mia�a prawo do jednego koca, jednego worka soczewicy, jednej puszki z olejem i nasion prosa do zasadzenia w przysz�ym roku. Ojciec do��czy� do kolejki, podczas gdy my tylko stali�my i gapili�my si� na hawajas. W ko�cu ruszyli�my do domu, ojciec ni�s� worek soczewicy, mama olej, a ja du�y koc.
Ci hawajas to bardzo dobrzy ludzie powiedzia� ojciec z u�miechem, gdy wracali�my do chaty. Przyjechali z bardzo, bardzo daleka, poniewa� wiedz�, �e deszcze zawiod�y i jeste�my g�odni. Ale Arabowie nam nie pomagaj�, mimo �e dziel� z nami jeden kraj.
Przez ca�y tamten rok konwoje ci�ar�wek wpe�za�y na strom� g�rsk� prze��cz, �eby dostarczy� nam pomoc. Okaza�o si�, �e przys�a�a j� Ameryka, wi�c wszyscy ci�gle rozmawiali o tym, jakim dobrym cz�owiekiem jest prezydent Bush (ojciec obecnego prezydenta USA) i jak nam pomaga. Pewna kobieta z naszej wioski nazwa�a swojego syna Bush. Urodzi� si� w �rod-
ku okresu g�odu. P�niej zacz�a si� epidemia na�ladownictwa i wkr�tce wielu ch�opc�w nosi�o to imi�. Niekt�re kobiety postanowi�y da� swoim c�rkom imi� �ony Busha, ale nikt nie potrafi� si� dowiedzie�, jak ono brzmi. Jedna kobieta u�o�y�a piosenk� wychwalaj�c� prezydenta Ameryki. Szybko sta�a si� bardzo popularna i wszystkie kobiety �piewa�y j� przy pracy. Nie pami�tam dok�adnie s��w, ale brzmia�o to mniej wi�cej tak:
Bush, Bush, Bush, Bush,
Bush jest bardzo dobry,
Wspomaga ludzi Nuba
soczewk� i olejem.
Gdyby nie Bush
wszyscy by�my pomarli.
Bush, Bush, Bush, Bush.
Jedn� z najgorszych rzeczy zwi�zanych z susz� by�o to, �e zdech�a znaczna cz�� naszego inwentarza. W g�rach Nuba krowy s� bardzo wa�ne stanowi� oznak� bogactwa. Mo�na by�o us�ysze�, jak ludzie m�wi�: Hmm... To bardzo bogaty cz�owiek. Sp�jrzcie tylko, ile ma kr�w . M�j ojciec mia� w sumie mo�e pi��dziesi�t albo sze��dziesi�t kr�w. Niekt�rzy mieli ich wi�cej, mo�e nawet ze sto. Podczas kl�ski g�odu wiele naszych kr�w zdech�o. Min�y lata, zanim ojciec odtworzy� stado.
Zwykle za opiek� nad byd�em jako najm�odszy ch�opiec odpowiedzialny by� Babo, ale kiedy zacz�� chodzi� do szko�y, ojciec zatrudni� zamiast niego ch�opca z s�siedniej wioski. Mia� jakie� trzyna�cie lat, nazywa� si� Ajeka. Nosi� ze sob� w��czni� i ondo instrument muzyczny wykonany z tykwy, o trzech metalowych strunach. Jedyny str�j Ajeki stanowi� sznur paciork�w wok� pasa. Zabiera� krowy na pole albo do lasu i dogl�da� ich leniwie przez ca�y dzie�, graj�c na ondo. Co roku ojciec dawa� Ajece jedn� krow�. To by�o jego wynagrodzenie. Stado kr�w ojca trzymane by�o jakie� dziesi�� minut drogi
l
od naszego domu, w zagrodzie nazywanej coh. Zrobiono j� z wielkich ga��zi wetkni�tych w ziemi�. Du�a coh przeznaczona by�a dla doros�ych kr�w, a cielaki mia�y w�asn� mniejsz� zagrod�, cohnih co znaczy dom ma�ych kr�w . Przed zachodem s�o�ca Ajeka i moi bracia szli do zagrody dla byd�a i zabierali g�odne cielaki do matek. Gdy ma�e si� najad�y, ch�opcy odprowadzali je i doili krowy. Troch� mleka zostawiali dla ciel�t, a reszt� zanosili mojej mamie.
Czasami wypijali�my mleko od razu pyszne, �wie�e i jeszcze ciep�e. Czasami stawiali�my je na ogniu, �eby przygotowa� kleik z prosa. Zdarza�o si� te�, �e z misk� �wie�ego mleka posy�ano mnie na podw�rze, gdzie na wbitym w ziemi� s�upie wisia�a na sznurze tykwa z ma�ym otworem u g�ry zatykanym korkiem. Przez ten otw�r wlewa�am mleko do �rodka, umieszcza�am na miejscu korek i potrz�sa�am tykw�, �eby ubi� mas�o. Robi�am to przez pi�� minut, a potem odpoczywa�am, zn�w potrz�sa�am i odpoczywa�am, potrz�sa�am i odpoczywa�am, dop�ki nie oddzieli�am ma�lanki i twarogu. W ten spos�b robili�my mleko i jogurt.
Ludzie twierdzili, �e wygl�dam dok�adnie jak moja matka. Mama by�a bardzo szczup�a i bardzo, bardzo pi�kna. Jednak w�osy mia�am takie jak ojciec mi�ksze i d�u�sze ni� w�osy mamy. W najwcze�niejszych wspomnieniach widz� j� chodz�c� zupe�nie nago. Mniej wi�cej przez pierwszych osiem lat mojego �ycia nikt w naszej wiosce nie mia� �adnych ubra�, o kt�rych warto by wspomnie�. P�niej mama zacz�a nosi� kr�tki kawa�ek kolorowej tkaniny owini�ty wok� bioder. Kiedy by�o zimno, zdarza�o jej si� zarzuca� na ramiona koc. Nigdy nie pozna�am wieku mojej matki, ale wygl�da�a na mniej wi�cej dziesi�� lat m�odsz� od ojca. W naszym plemieniu m�czyzna zawsze po�lubia� znacznie m�odsz� kobiet�.
Mama mia�a na ca�ym ciele ozdobne blizny. Kiedy by�a jeszcze dzieckiem, babka sp�dzi�a wiele godzin, nacinaj�c jej sk�r� ostrym kamieniem, �eby uzyska� pi�kne geometryczne wzory. Wyci�a jej spirale i krzywizny na piersiach, a d�ugi
rz�d prostych linii na brzuchu. Uwa�a�am, �e te blizny w j�zyku Nuba kell czyni� moj� mam� jeszcze pi�kniejsz�. Sk�r� nacinano zar�wno m�czyznom, jak i kobietom. Moja mama najpi�kniejsz� blizn�, kszta�tem przypominaj�c� tr�j-g�ow� strza��, mia�a na policzku. Babka naci�a sk�r� tak g��boko, �e zacz�a p�yn�� krew.
Widzia�am krew kapi�c� na ziemi�, Mende, opowiada�a mama, dotykaj�c blizny czubkami palc�w. Ale uczono nas dzielno�ci, wi�c si� nie skar�y�am .
Mia�am czworo starszych braci i si�str, ale �adnemu z nich nie nacinano sk�ry. Mama powiedzia�a mi, �e to stara tradycja, kt�rej zaprzestano, zanim si� urodzili�my. �a�owa�a tego, ale rozumia�a, dlaczego trzeba by�o po�o�y� temu kres. Zawsze nosi�a naszyjnik z czerwonych i bia�ych paciork�w, a wok� talii szeroki pas zrobiony ze sznur�w bia�ych, czerwonych, ��tych i czarnych koralik�w. W kulturze Nuba ka�de plemi� nosi inne paciorki %w ten spos�b mo�na odr�ni� poszczeg�lne plemiona. Je�eli do wioski przyszli obcy, wystarczy�o spojrze� na ich paciorki i blizny, by wiedzie�, z jakiego plemienia pochodz�.
Mama nosi�a te� warkoczyki, ale prawie nigdy nie pozwala�a mi zaplata� swoich w�os�w, poniewa� nie robi�am tego najlepiej. Zwykle pomaga�a jej w tym mieszkaj�ca w pobli�u przyjaci�ka, kt�ra sp�dzi�a d�ugi czas na nauce zaplatania w�os�w zgodnie z tradycj� Nuba. W�a�ciwie by�a w naszym plemieniu kim� w rodzaju fryzjerki, ale nikt nigdy nie p�aci� jej za czesanie. Tak w�a�nie wszyscy post�powali�my; je�eli mo�na by�o komu� pom�c, to si� pomaga�o.
Ka�da dziewczynka mia�a r�ne fryzury na r�ne okazje na przyj�cie deszczu, czas zbior�w, zawody zapa�nicze albo na ceremoni� obrzezania ch�opc�w. Mama opowiedzia�a mi, �e w czasach jej m�odo�ci dokonywano obrzezania ch�opc�w, gdy mieli siedemna�cie lub osiemna�cie lat, �eby zaznaczy� ich wej�cie w wiek m�ski. Jednak moi bracia zostali obrzezani, kiedy byli znacznie m�odsi, mieli jakie� dziesi�� czy jedena�cie
lat. Tradycje si� zmienia�y i uwa�ano, �e obrzezanie jest znacznie bezpieczniejsze w m�odszym wieku.
M�j ojciec, jak na Nuba, nie by� wysoki, ale dobrze zbudowany, gibki i silny. Rysy twarzy mia� pi�kne, prawie europejskie, jednak sk�r� bardzo czarn�. Jedyny str�j, jaki kiedykolwiek nosi�, to ma�y kawa�ek tkaniny owini�ty wok� pasa i bia�� myck�. Jego r�ce by�y twarde i pe�ne odcisk�w. Czasami, po zwijaniu kory baobabu, �eby zrobi� z niej lin� przeznaczon� na sprzeda� na targu, krwawi�y. Od chodzenia boso po ostrych kamieniach i g�azach na wzg�rzach na podeszwach st�p mia� g��bokie p�kni�cia i szramy. Nosi� kr�tk� brod�, w�a�ciwie jakby �lad zarostu. L�ni�ce czarne w�osy strzyg� kr�tko, ale odrasta�y niezwykle szybko i wtedy by�y mi�kkie, inaczej ni� u wi�kszo�ci Nuba, kt�rzy maj� w�osy sztywne i kr�cone.
Wielu m�czyzn w naszej wiosce mia�o po kilka �on. Moi wujowie, Jerongir i Foneshir, mieli po dwie �ony. Jednak ojciec by� �onaty tylko z mam�. Ale ja kocha�abym go nawet, gdyby po�lubi� dziesi�� kobiet. Nie wiem, czy mamie by si� to podoba�o, ale nie mia�aby nic do powiedzenia. Taka by�a tradycja. Ojciec bardzo kocha� mam�. Mawia� do nas: Wasza matka jest ogromnie dobr� kobiet�, wystarczy mi za dziesi�� �on .
�ycie w naszym domu p�yn�o bardzo spokojnie. Rodzice nigdy si� nie k��cili. Ja, moi bracia i siostry k��cili�my si� jedynie podczas zabawy. Ojciec zawsze �artowa� z s�siadami i zaprasza� ich, �eby z nami jedli. Podczas gdy on by� ha�a�liwy, mama by�a cicha i skryta. Wszyscy lubili j� i szanowali. Nie w��cza�a si� w wiejskie plotki. Ludzie mawiali, �e mama jest jak anio�, a ojciec przypomina bardzo uroczego, ale niegrzecznego diab�a.
Ojciec mia� wielk� w��czni� z d�ugim drzewcem i ostrym, metalowym grotem. Gdy wyrusza� na polowanie w g�ry, zabiera� w��czni�, d�ugi kij, top�r, tykw� pe�n� wody, a tak�e wielki krowi r�g. Na og� przynosi� do domu kr�lika albo niedu�ego, podobnego do ba�anta ptaka, czasami trafia� si� te� shukul, du�y jele�, lub nawet hiena. Je�eli zabi� jakie� wi�ksze zwierz�,
d�� w r�g, a d�wi�k odbija� si� echem od g�r. S�yszeli�my go w wiosce i zaczyna�o si� wielkie zamieszanie. M�czy�ni wyruszali do lasu, �eby pom�c ojcu przynie�� martwe zwierz� do wioski.
Kiedy mia�am jakie� sze�� lat, zacz�am si� bardzo martwi� o moj� kotk�, Uran. By�a tak gruba, �e pomy�la�am, i� zaraz p�knie.
Umi, dlaczego Uran robi si� taka gruba? zapyta�am mam�. Chyba je za du�o myszy.
Nie jest gruba, dlatego �e za du�o je wyja�ni�a mama ze �miechem. Jest w ci��y, b�dzie mia�a dzieci.
By�am wstrz��ni�ta. Zapyta�am, jak to si� sta�o, �e Uran jest w ci��y?
C�, Uran zasz�a w ci���, bo jad�a za du�o myszy powiedzia�a hiama, zaprzeczaj�c sobie. My�l�, �e by� to dla niej po prostu wygodny spos�b, �eby unikn�� wyja�nienia mi kwestii rozmna�ania.
Umi j�cza�am nie rozumiem. Czy w takim razie Uran urodzi myszy? Przecie� przynie�li�my j� tutaj, �eby pozby� si� wszystkich myszy.
Mama usiad�a na drewnianym sto�ku i przytuli�a mnie do siebie.
Pos�uchaj, Mende, Uran mo�e je�� myszy, ale urodzi kotki. Zaczekaj, to zobaczysz.
Wci�� nic nie rozumia�am, ale by�am szcz�liwa, �e Uran b�dzie mia�a koci�ta. Przynios�am kotk� mamie.
Kiedy b�dzie mia�a te kotki? chcia�am wiedzie�.
Nie wiem dok�adnie. Mama obmaca�a brzuszek Uran. Ale s�dz�c po dotyku, zdaje mi si�, �e ca�kiem nied�ugo.
By�am bardzo podniecona. Tydzie� p�niej posz�am zajrze� do Uran i znalaz�am j� le��c� z czterema cudownymi kociakami, czarnymi w bia�e �atki. Wygl�da�a na bardzo z siebie dumn�.
Uran naprawd� by�a moj� najlepsz� przyjaci�k�. Pobieg�am na podw�rze, z�apa�am koz�, wydoi�am j� i pop�dzi�am z powrotem z tykw� pe�n� mleka dla Uran. Sp�dzi�am ca�y dzie�, le��c przy niej na ziemi. Bra�am kociaki na r�ce i g�aska�am je. P�niej pobieg�am powiedzie� o tym moim przyjaci�kom i one te� przysz�y pobawi� si� z koci�tami. Gdy kotki uros�y, zacz�y po mnie skaka� i bawi� si� moimi palcami i uszami. Sta�y si� najwa�niejsz� rzecz� w moim �yciu. Jednak pewnego ranka mama oznajmi�a, �e musi ze mn� porozmawia�.
Jeden z naszych s�siad�w zapyta�, czy m�g�by dosta� kociaka powiedzia�a. Mo�emy im da� jednego. Czy to nie mi�e?
Nie mog�am uwierzy� w to, co s�ysz�.
Chcesz odda� komu� dzieci Uran? j�cza�am. Jak mo�esz? Dlaczego nie oddasz swoich dzieci, skoro tak ci si� to podoba?
Nie z�o�� si� na mnie powiedzia�a mama delikatnie. Uran nied�ugo urodzi pi�� kolejnych i wtedy b�dziemy mieli dziesi�� kot�w. Jak my�lisz, sk�d we�miemy tyle mleka, �eby wykarmi� wszystkie?
Mamy krowy i kozy. Mo�emy pi� krowie mleko, a koty kozie.
A gdzie b�d� mieszka�y? Mo�e powinni�my zbudowa� zagrod� i trzyma� Uran i jej wszystkie dzieci na dworze jak krowy? Chcia�aby� tego?
Dlaczego nie mo�emy mieszka� wszyscy razem w naszej chacie? Koty s� przecie� malutkie i jest du�o miejsca.
Mama by�a jednak nieugi�ta. Lecz ja si� tak zdenerwowa�am, �e nie wiedzia�a, co robi�. W ko�cu powiedzia�a:
Pos�uchaj, Mende, na razie mog� zosta� z nami, w porz�dku? A teraz przesta� p�aka�.
Czu�am tak� ulg�, �e pobieg�am do Uran przekaza� jej dobre wie�ci. Oczywi�cie mama mnie oszuka�a. Pewnego ranka, kilka dni p�niej, obudzi�am si� i odkry�am, �e koci�ta znikn�y. Biega�am w panice po chacie, wsz�dzie ich szukaj�c. Potem
wypad�am z domu i przeszuka�am podw�rze. W ko�cu usiad�am i wybuchn�am p�aczem.
Umi szlocha�am nigdzie nie mog� znale�� koci�t. Gdzie znikn�y?
Mama uda�a zdziwienie.
Naprawd�? Dok�d mog�y trafi�? Zacz�a przeszukiwa� ze mn� chat�, ale po jakich� pi�ciu minutach podda�a si�. Mo�e Uran zabra�a je do ogrodu. Szuka�a� tam?
Ju� mia�am pop�dzi� i przeszuka� ogr�d, kiedy mama oznajmi�a, �e najpierw musz� zje�� �niadanie. Odpar�am, �e zjem, kiedy znajd� kotki. Wyruszy�am w towarzystwie Uran. By�am zdenerwowana tym, �e mama mi nie pomaga. Godzin� p�niej wci�� jeszcze przeszukiwa�am podw�rze, gdy przybieg�a jedna z moich przyjaci�ek. Powiedzia�a, �e strasznie si� cieszy, bo zgadnijcie? dostali jednego z kociak�w Uran. W tym momencie zda�am sobie spraw�, �e mama mnie oszuka�a. Nie mog�am uwierzy�, �e potrafi�a post�pi� tak okrutnie.
Pobieg�am z powrotem do chaty.
Dlaczego odda�a� dzieci Uran? Jak mog�a�? krzykn�am, tupi�c nog�. Jak mo�esz by� taka pod�a? Ok�ama�a� mnie.
Mama pr�bowa�a wyja�ni� mi, �e Uran urodzi kolejne koci�ta i nast�pnym razem ich nie oddamy, aleja by�am niepocieszona. Martwi�am si�, �e Uran nie b�dzie mog�a mie� wi�cej dzieci, poniewa� zjad�a wszystkie t�uste myszy i zosta�y tylko same chude. By�am smutna jeszcze przez kilka dni, ale kiedy koci�ta uros�y, widywa�am je bawi�ce si� rado�nie w wiosce i szybko wybaczy�am mamie.
Poniewa� by�am najm�odszym dzieckiem i ostatni� c�rk� ojca, my�l�, �e troch� mnie rozpu�cili. Mia�am dwie starsze siostry, Shokan i Kunyant, a po nich dw�ch braci, Babo i Kwan-dsharana. Shokan by�a starsza ode mnie o mniej wi�cej trzyna�cie lat. Jej imi� oznacza bez w�os�w , poniewa� kiedy si�
urodzi�a, by�a ca�kiem �ysa. Nie s�dz�, �eby kiedykolwiek chodzi�a do szko�y, a gdy si� urodzi�am, zd��y�a ju� wyj�� za m�� i opu�ci� dom. Cz�sto chodzi�am do niej w odwiedziny, poniewa� �cie�ka do lasu bieg�a obok jej domu, a potem tak�e obok domu Kunyant. Wo�a�am do niej z naszej chaty: Shokan, gdzie jeste�? . S�ysza�a mnie i odpowiada�a ze swojego domu: Tutaj, Mende, tutaj .
Kunyant musia�a by� starsza ode mnie o jakie� dziewi�� lat. Jej imi�, dla kontrastu, znaczy du�o w�os�w , poniewa� urodzi�a si� z g�st� czupryn�. Pami�tam, �e wszyscy uwa�ali j� za bardzo pi�kn�, cho� niezbyt m�dr�. Chodzi�a do szko�y, ale jej nie uko�czy�a. Tak�e wysz�a za m�� mniej wi�cej w wieku trzynastu lat.
M�j najstarszy brat mia� na imi� Kwandsharan, co znaczy niski ch�opak , poniewa�, gdy si� urodzi�, by� bardzo ma�y. Ca�y czas si� �mia� i �artowa�. By� te� bardzo przystojny. Kwandsharan mia� nadziej� wyjecha�, �eby si� uczy� i zosta� oficerem w armii. Lubi�am go, ale nie rozumia�am, dlaczego chce opu�ci� wiosk� i zosta� �o�nierzem. Drugi brat, Babo, by� tylko o dwa lata ode mnie starszy, wi�c najbli�szy mi wiekiem. Jego imi� oznacza w naszym j�zyku dziecko i Babo by� ulubie�cem mamy. Wysoki, szczup�y, zawsze zamy�lony, Babo by� bardzo m�dry i uczy� si� najlepiej z ca�ej klasy. Opowiada� mi, �e chce zosta� kupcem i handlowa� na targu. Ze wszystkich braci i si�str jego lubi�am najbardziej. Ilekro� by� w wiosce, nie odst�powa�am go na krok.
Babo zostawia� mnie sam� tylko wtedy, gdy szed� do lasu polowa� na ptaki. Strzela� do nich z procy zrobionej z w��kna palmy.rafia, jako pocisk�w u�ywaj�c kamyk�w. Czasami korzysta� te� z drewnianej procy. Je�eli mieli�my szcz�cie, trafia� du�ego go��bia. Po powrocie do domu dawa� go mnie, �ebym opali�a nad ogniem wszystkie pi�ra. Potem patroszy� ptaka i gotowali�my mi�so w �elaznym garnku, z cebul� i sol�. Uczta palce liza�.
Babo cz�sto si� ze mn� bawi�. Jedna z naszych ulubionych
gier, gra w kamyki, nazywa�a si� kak. Brali�my osiem niewielkich kamyk�w, siadali�my na ziemi twarzami do siebie i uk�adali�my je rz�dem mi�dzy nami. Babo zawsze pozwala� mi zaczyna�. Musia�am rzuci� jeden z kamieni w powietrze, chwyci� kolejny, le��cy na ziemi, i z�apa� ten spadaj�cy, a wszystko to jedn� r�k�. Kiedy mia�am ju� w r�ku osiem kamyk�w, musia�am zacz�� od pocz�tku, ale teraz nale�a�o z�apa� dwa kamienie naraz, potem trzy, cztery i tak dalej. Je�eli uda�o mi si� chwyci� wszystkie i zako�czy� sekwencj�, wo�a�am kak! Oczywi�cie, je�li upu�ci�am jaki� kamie�, wypada�am z gry. Babo i ja grywali�my w kamyki ca�ymi godzinami.
Moj� ulubion� zabaw� by�a omot nwaid, ksi�ycowa gra. Mogli�my w ni� gra� tylko w�wczas, gdy ksi�yc by� w pe�ni i o�wietla� ca�� wiosk� i otaczaj�ce j� g�ry srebrnym �wiat�em. Wtedy dwadzie�cioro albo trzydzie�cioro dzieci gromadzi�o si� na �rodku wioski. Najpierw budowali�my wielki kamienny kr�g, potem jedno z nas rzuca�o p�aski dysk z krowiej ko�ci, tak �e wirowa� w powietrzu, najdalej jak si� da�o. Biegli�my za nim z krzykiem i �miechem, wpadaj�c na siebie w po�piechu, bo ka�dy chcia� go znale�� pierwszy.
Je�eli znalaz�am ko��, zachowywa�am si� bardzo cicho i pr�bowa�am dobiec z powrotem do kamiennego kr�gu, zanim kto� mnie z�apie. Ale kiedy tylko pozostali zobaczyli, �e mam ko��, krzyczeli: Szybko! Szybko! �apcie Mende! Zatrzyma� j�! . Je�eli dotar�am do kamiennego kr�gu i nie zosta�am z�apana, ta�czy�am dooko�a i wo�a�am: Eyee langaa! Eyee langaa! Uda�o mi si�! Uda�o si�! By�am wtedy zwyci�zc� i ja rzuca�am ko��. Ale je�eli mnie schwytano, wypada�am z gry. Gdyby nam pozwolono, graliby�my w omot nwaid przez ca�� noc, jednak po paru godzinach rodzice wo�ali: Chod�, Mende! Chod� ju� do domu. Czas spa�!.
Rozdzia� 2
Tata i ja
Pewnego dnia, tu� po rozpocz�ciu pory deszczowej, ojciec poprosi�, �ebym posz�a z nim na pole prosa. Proso to nasza g��wna uprawa. Mia�am wtedy zaledwie sze�� lat, ale wiedzia�am, �e pola s� bardzo daleko, na r�wninie;* gdzie znajdowa�y si� bardziej �yzne ziemie.
Id� tam na kilka dni, by zasadzi� proso wyja�ni�. Potem musz� wr�ci� do wioski, wi�c chc�, �eby� tam zosta�a, kiedy mnie nie b�dzie, i odgania�a ptaki, bo inaczej zjedz� wszystkie nasiona. Nie b�dzie mnie tylko jeden dzie�, a potem po ciebie wr�c�, dobrze?
Tak! Tak! powiedzia�am, ta�cz�c dooko�a ojca. Bardzo bym chcia�a z tob� p�j��, ba. Ale prosz�, ba, czy mog� zabra� ze sob� Uran?
Uran zgubi si� w lesie, Mende, mo�e te� zosta� zjedzona przez jakiego� drapie�nika, wi�c lepiej, �eby zosta�a tu, w wiosce, prawda?
Mimo �e musia�am zostawi� Uran, by�am bardzo szcz�liwa. Po raz pierwszy ojciec zabiera� mnie ze sob�. Kiedy by� poza domem, t�skni�am za nim, a szczeg�lnie brakowa�o mi jego opowie�ci. Wieczorem przed wyjazdem mama spakowa�a dla nas jedzenie i naczynia do gotowania. Nast�pnego ranka o brzasku umie�cili�my worki z zapasami na grzbiecie os�a, ojciec
wskoczy� na niego, podni�s� mnie i posadzi� przed sob�. Gdy wyruszali�my, wszyscy machali nam na do widzenia. Czu�am si� bardzo wa�na i wyj�tkowa.
Kiedy wracasz, Mende? zawo�a�a moja przyjaci�ka Kehko.
Nigdy krzykn�am przez rami�. Ca�e �ycie sp�dz� na polach z moim tat�. Pa, pa!
A kto si� b�dzie wtedy z tob� bawi�? wo�a�a za nami Kehko.
Nikt odpowiedzia�am wynio�le. Nie jad� tam dla zabawy. Mam do zrobienia bardzo wa�n� prac�. Musz� broni� naszych p�l przed ptakami.
Lasy i wzg�rza, kt�re mijali�my, by�y mi zupe�nie nieznane, jednak ojciec mia� w��czni�, top�r i mocny kij, wi�c si� nie ba�am. Gdy tak jechali�my, zagadywa�am go:
Zanim wyjechali�my z wioski, powiedzia�e�, �e zostan� na polu, kiedy ty pojedziesz. Ale co zrobi�, je�eli przyjd� duchy?
Ojciec sprawia� wra�enie, �e zastanawia si� nad odpowiedzi�.
Dobre pytanie rzek� w ko�cu. Powinienem by� poprosi� Babo, �eby te� pojecha�. Te lasy s� pe�ne duch�w.
Naprawd�? No to nie zostan� tam sama. B�dziesz musia� zabra� mnie ze sob� do domu.
Je�eli zabior� ci� do domu, kto odstraszy ptaki z p�l?
Duchy mog� odstraszy� ptaki r�wnie dobrze jak ja. Zaczyna�am si� denerwowa�.
Nie jestem taki pewny, Mende wolno powiedzia� tata, kr�c�c g�ow�. Zdaje mi si�, �e ty zrobisz to znacznie lepiej.
Zacz�am g�o�no p�aka� i kopa� boki os�a.
Jak mo�esz my�le�, �e zostan� tam sama z duchami! szlocha�am.
Nie kop tak os�a poprosi� ojciec, pr�buj�c powstrzyma� �miech bo zacznie biec tak szybko, �e pospadamy.
Nic mnie to nie obchodzi. Wol� to, ni� zosta� sama z duchami.
Ojciec nie potrafi� ju� d�u�ej zachowa� powagi.
Dra�ni� si� z tob�, Mende! W lasach nie ma �adnych duch�w. Rozejrzyj si�. Widzisz tu jakie� duchy?
Przesta�am w ko�cu p�aka�. Ojciec pr�bowa� mnie rozweseli�, ale nie odzywa�am si� do niego ca�e wieki. D�sa�am si�.
Nie kochasz mnie wypali�am w ko�cu. Chcesz, �ebym zosta�a ca�kiem sama z duchami. Je�eli mnie dotkn� albo chocia� na mnie chuchn�, umr�!
Powiedzia�em ci, �e to by�y tylko �arty.
No to poczekaj, zobaczysz, �e nie zostan� tam sama. Wracam z tob� do domu.
Zaczekajmy i zobaczmy, dobrze? odpowiedzia� ojciec, chichocz�c.
Musieli�my wygl�da� na dziwn� par�, krzycz�c, �miej�c si� i p�acz�c podczas drogi przez las. Im d�u�ej trwa�a podr�, tym bardziej obcy wydawa� si� krajobraz. Wkr�tce las wok� nas zg�stnia�. By�o parno i mokro. Drzewa ocieka�y wilgoci� po niedawnych deszczach. Gdzieniegdzie mi�dzy wielkimi drzewami wi�y si� �leby, kt�re zmienia�y si� sezonowo w koryta rzek, a po deszczach na kilka dni stawa�y si� rw�cymi potokami. Przez reszt� roku pozostawa�y suche.
W ko�cu dotarli�my do jednego z w�woz�w wype�nionego g��bok�, wzburzon� wod�, przecinaj�cego nam drog�. Ojciec poszed� sprawdzi�, czy pr�d jest wartki, i stwierdzi�, �e nie jest to bezpieczne miejsce na przepraw�. Nale�a�o zaczeka�, a� woda troch� opadnie. Jak�� godzin� p�niej uzna�, �e musimy spr�bowa�. Przywi�za� os�a do drzewa, a potem posadzi� mnie sobie na ramionach. Kaza� mi mocno trzyma� si� siebie obiema r�kami. Bardzo powoli ruszy� w br�d przez rw�cy potok. W ka�dej r�ce trzyma� d�ugi kij i kiedy krok za krokiem przeprawia� si� przez wod�, u�ywa� ich, �eby bada� g��boko�� i si�� pr�du przed nami. Z wysoko�ci jego ramion d�wi�k p�dz�cej wody wydawa� mi si� og�uszaj�cy. Ojciec brn�� coraz g��biej, woda si�ga�a mu ju� do piersi, a po chwili zacz�a wirowa� wok� moich bosych st�p.
Trzymaj si� mocno, Mende! krzykn�� ojciec. Trzymaj si� mocno!
Jak mam si� ciebie trzyma�? odkrzykn�am. Nie chcia�am, �eby ojciec si� zorientowa�, �e tak naprawd� jestem bardzo przestraszona. Jestem tylko ma�� dziewczynk�. Dlaczego ty nie mo�esz mnie trzyma�? A mo�e chcesz, �eby woda mnie porwa�a?
Ojciec nie m�g� si� powstrzyma� i wybuchn�� �miechem.
Chcesz, �eby�my wpadli do rzeki?
Oczywi�cie, �e nie!
No dobrze, to jak mam trzyma� jednocze�nie ciebie i te kije?
Nie wiem! Ale musisz mnie mocno trzyma�. Jestem ma�a. Czy nic ci� nie obchodzi, �e mog� si� utopi�?
Ile mam r�k? zawo�a� ojciec, ale chichota�am tak bardzo, �e nie mog�am odpowiedzie�. Ile mam r�k? zawo�a� g�o�niej. Ile mam r�k? Masz zamiar mi odpowiedzie�, Mende?
Ore, ba, dwie, tato wydusi�am w ko�cu. Dwie r�ce!
Tak. Dwie r�ce. No wi�c, jak mog� jednocze�nie trzyma� ciebie i kije?
Nic mnie to nie obchodzi krzykn�am. Ale nie wa� si� mnie upu�ci�! Id� powoli. I nie wejd� w jak�� wielk� dziur�, bo oboje utoniemy!
Zwariowana z ciebie dziewczynka. Dlaczego trafi�a mi si� taka c�rka? Jeden wielki k�opot z tob�.
Gdy dotarli�my na �rodek rzeki, �miali�my si� tak bardzo, �e zapomnia�am o strachu. Kiedy wreszcie dotarli�my na drugi brzeg, ojciec zdj�� mnie z ramion i pad� na ziemi�, dysz�c z wysi�ku i �miechu. Potem wr�ci� po os�a.
Nie podchod� blisko rzeki ostrzeg� mnie. To bardzo niebezpieczne. Trzymaj si� z daleka od wody.
Nied�ugo potem ojciec ci�gn�� os�a za lejce po przeciwleg�ym brzegu rzeki, ale zwierzak by� niezwykle uparty i odm�wi� wej�cia do rw�cej wody. R�a� w panice Iiih-aaa! Iiih-aaa!
Iiih-aaa! . Ojciec sta� w wodzie, staraj�c si� wci�gn�� do niej os�a, a ten wyrywa� si� w przeciwn� stron�. Z miejsca, w kt�rym siedzia�am, wygl�da�o to bardzo zabawnie.
Z czego si� �miejesz? zawo�a� ojciec, udaj�c zagniewanego. Uwa�asz, �e to �mieszne, tak? Je�eli osio� wpadnie do wody, ca�e jedzenie si� zamoczy, a m�ka z prosa sp�ynie w d� rzeki. I co wtedy b�dziemy jedli? Umrzemy z g�odu! Albo b�dziemy musieli wr�ci� do wsi i zrobimy z siebie po�miewisko!
W ko�cu, kln�c i ci�gn�c z ca�ej si�y, ojciec przeprawi� si� z os�em na drugi brzeg. Potem, dysz�c, ca�kiem przemoczony, usiad� i mocno mnie u�ciska�. Ta pierwsza rzeka by�a najtrudniejsza do przej�cia, wci�� jeszcze znajdowali�my si� wysoko w�r�d wzg�rz, wi�c woda p�yn�a g��boka i rw�ca. W miar� jak schodzili�my ku r�wninom, by�o coraz �atwiej. P�nym popo�udniem dotarli�my do skraju lasu. Przed nami, jak okiem si�gn��, rozci�ga�a si� rozleg�a bezdrzewna r�wnina. Przywyk�am do g�r i w tej bezkresnej pustce czu�am si� osamotniona i bezbronna.
Nie podoba mi si� tutaj powiedzia�am do ojca. Jest p�asko i pusto. Zgubimy si�.
Wiem, mnie te� nie za bardzo si� tu podoba odpar�. Ale tu jest �yzna ziemia.
Na skraju swoich p�l ojciec zbudowa� niewielki prostok�tny sza�as z suchych �odyg prosa. Wewn�trz znajdowa�o si� palenisko z czterema wielkimi kamieniami, na kt�rych mo�na by�o postawi� garnek. Po przeciwnej stronie sta�y ��ka z rafii. W g��bi, daleko od drzwi, znajdowa�o si� miejsce wy�cielone s�om� z prosa, na kt�rym siadywa�o si� wieczorami i opowiada�o r�ne historie.
Wnie�li�my do chaty wszystkie nasze rzeczy i rozgo�cili�my si�. Ojciec rozpali� ogie�, �eby�my ogrzali si� po d�ugiej, mokrej podr�y i zagotowali s�odk� herbat�. Zdj�� koc, kt�ry nosi� na ramionach, i powiesi� go pod dachem, by wysech�. Mia�am na sobie jedynie majtki, wi�c zdj�am je i tak�e
powiesi�am nad ogniem. Kiedy zjedli�my troch� z tego, co przygotowa�a dla nas umi, byli�my gotowi do snu. Ojciec u�o�y� si� na jednym z niewielkich ��ek przy ogniu, a ja wskoczy�am obok niego. Podr� by�a wyczerpuj�ca i szybko zasn�li�my mocnym snem.
Nast�pnego ranka ojciec obudzi� mnie �niadaniem z kleiku z prosa na mleku. Potem wyszli�my w pole. Tata rozpocz�� od kopania w ziemi dziur za pomoc� d�ugiego kija z metalowym zako�czeniem. Sz�am w �lad za nim, wrzucaj�c do ka�dej dziury kilka ziaren i przydeptuj�c ziemi� bos� stop�. By�a mokra po deszczu i bardzo mi�kka. Ojciec �piewa� podczas pracy. Na lewo i prawo widzia�am innych ludzi z plemienia Nuba, kt�rzy robili to samo, co my. Rankiem trzeciego dnia ojciec przygotowa� �niadanie, a kiedy zjedli�my, powiedzia� �agodnie:
Dzisiaj musz� wraca� do Wsi.
Nie zostan� tu sama, bez ciebie odpar�am.
Owszem, zostaniesz stwierdzi� spokojnie. Zostaniesz tu, tak jak to uzgodnili�my, �eby trzyma� ptaki z daleka od p�l.
Za bardzo si� boj� powiedzia�am p�aczliwie. Nie mog� zosta� tu sama.
Sp�jrz na mnie, Mende nakaza� surowo. Wiesz, �e przywioz�em ci� tu dok�adnie po to, �eby...
Zanim zd��y� doko�czy�, wesz�am mu w s�owo:
Ale zanim tu przyjechali�my, nie m�wi�e� mi o dzikich zwierz�tach i duchach, prawda? O tym powiedzia�e� mi po drodze.
Zaczekaj, jeszcze nie sko�czy�em. Ojciec m�wi� powa�nie, co jak na niego by�o niezwyk�e. Wyja�ni�em ci, dlaczego chcia�em, �eby� tu ze mn� przyjecha�a. B�dziesz sama tylko przez jeden dzie�. Pojutrze wr�c�. Tylko si� z tob� droczy�em na temat duch�w i dzikich zwierz�t, przecie� na pewno o tym wiesz.
Wiem powiedzia�am, wybuchaj�c p�aczem ale nie uwa�am, �eby �arty na temat dzikich zwierz�t i duch�w by�y zabawne.
Wi�c co chcesz, �ebym zrobi�? Nie ma mowy, �eby� wraca�a ze mn�. Musisz tu zosta� i uwa�a� na ptaki. Kiedy s�o�ce zajdzie, mo�esz pobiec do wuja Jerongira. Jego pola s� tu� obok.
By�am na skraju histerii.
Nie b�d� pilnowa�a �adnych g�upich ptak�w j�cza�am. Pozwol� im zje�� wszystkie nasiona. Sam zobaczysz, �e tak zrobi�.
Dobrze odpar� ojciec. Pozwolisz ptakom zje�� wszystkie nasiona i zobaczysz, co b�dzie, kiedy wr�c�.
Z tymi s�owami wskoczy� na os�a, szturchn�� go w boki i ruszy� k�usem w stron� lasu. Zacz�am za nim biec, wo�aj�c przez �zy ile si� w p�ucach:
Ba! Ba! Nie zostawiaj mnie. Zabierz mnie ze sob�. Zabierz mnie do wsi. Nie mo�esz mnie tu zostawi�. Umr�!
Ojciec naprawd� si� teraz rozgniewa�.
Wracaj, Mende! krzykn��. No ju�! Wracaj.
Ale ja nie przesta�am za nim biec. Gdy kopn�� os�a mocniej i ten ruszy� szybciej, i ja przyspieszy�am. W ko�cu ojciec si� zatrzyma�. Gdy go dogoni�am, nachyli� si� i mnie obj��. Przez sekund� s�dzi�am, �e zabierze mnie ze sob�, ale nagle zawr�ci� os�a i pok�usowa� z powrotem w stron� sza�asu.
Nie my�l, �e wracasz do wsi, bo nie wracasz powiedzia� surowo. Wracasz pilnowa� p�l.
Przez ca�� drog� powrotn� p�aka�am i kopa�am ojca w �ydki, a on najwyra�niej traci� cierpliwo��. Marnowa� cenny czas, mia� przed sob� d�ug� podr�. Gdy dotarli�my na miejsce, usiad� pod drzewem i wzi�� mnie na kolana.
Mende powiedzia�, g�aszcz�c mnie po g�owie. Pos�uchaj, prosz�. S�ysza�a�, co powiedzia�em. Je�eli ze mn� wr�cisz, ptaki wygrzebi� ziarno i b�dziemy musieli zrobi� wszystko od nowa. W ten spos�b nasze proso nie zd��y wyrosn�� na czas. Czy naprawd� tego chcesz?
Nie odpar�am cicho, spuszczaj�c g�ow�.
Wi�c musisz tu zosta� i by� dzielna. Wr�c� jutro, tak jak obieca�em.
Dobrze, ba.
Tym razem u�miechnij si� do mnie na po�egnanie powiedzia�, szczerz�c z�by. Kiedy wsiad� na os�a, przesta�am p�aka� i usi�owa�am si� u�miechn��.
Do widzenia, do zobaczenia jutro zawo�a�, k�usuj�c �cie�k�.
Gdy znikn�� za zakr�tem, nagle poczu�am si� bardzo samotna i bardzo przestraszona, ale wiedzia�am, �e nie mog� zn�w za nim pobiec. Siedzia�am wi�c pod drzewem, rzucaj�c w ptaki kamieniami.
Id�cie sobie, g�upie ptaki wo�a�am. Id�cie sobie. Id�cie sobie! Jednak przez ca�y dzie� wyobra�a�am sobie, �e s�ysz� zwierz�ta poruszaj�ce si� w cieniach w pobliskim lesie.
O zachodzie s�o�ca pop�dzi�am na pole wuja Jerongira. Bieg�am tak szybko, �e moje stopy prawie nie dotyka�y ziemi. Wuj da� mi troch� koziego mleka i kleiku z prosa. By�am taka zm�czona, �e od razu posz�am spa�. Nast�pnego dnia o brzasku wyruszy�am na pole. Ca�y ranek odstrasza�am ptaki, ale jednym okiem zerka�am na �cie�k�, wypatruj�c taty. Czeka�am i czeka�am, ale nie przyjecha�. Wczesnym popo�udniem zauwa�y�am kobiet� z naszej wioski id�c� �cie�k� w moj� stron�.
Dlaczego m�j ojciec jeszcze nie wr�ci�? zawo�a�am do niej, bliska paniki. Obieca�, �e wr�ci dzisiaj rano.
Och, kaza� ci powiedzie�, �e nie da rady odpar�a wi�c wr�ci tu jutro.
Pierwsza moja my�l by�a taka, �e ojciec mnie oszuka�, jednak po chwili zda�am sobie spraw�, �e na pewno wydarzy�o si� co�, co nie pozwoli�o mu przyjecha�. Nie mia�am wyboru, musia�am na niego czeka�, wi�c nadal rzuca�am kamienie i krzycza�am na ptaki. Wczesnym popo�udniem us�ysza�am okropne wycie dobiegaj�ce z lasu. Auuuuu. Auuuuu , nios�o si� echem mi�dzy drzewami. A potem jeszcze raz! Poczu�am dreszcz wzd�u�
kr�gos�upa. Zna�am ten d�wi�k bardzo dobrze. By�o to wycie dzikiego psa, zwierz�cia o przera�aj�cej reputacji. Dzikie psy polowa�y w stadach i atakowa�y wszystko, co si� rusza, szczeg�lnie za� gustowa�y w ma�ych dzieciach Nuba. Kr�ci�am g�ow� na wszystkie strony, pr�buj�c stwierdzi�, sk�d dochodzi wycie. Trz�s�am si� ze strachu.
Nagle dostrzeg�am mi�dzy drzewami ruch. Jak zahipnotyzowana przygl�da�am si�, jak dziki pies przeskakuje przez p�ot otaczaj�cy pole. Wiedzia�am, �e reszta stada jest gdzie� w pobli�u. Ba�am si�, �e je�li wykonam jaki� ruch, us�yszy mnie i si� na mnie rzuci, ale wiedzia�am te�, �e je�li zostan� na miejscu, w ko�cu mnie wyczuje. Jedyne, co potrafi�am wymy�li�, to ucieczka w kierunku wielkiego drzewa na �rodku pola.
Gdy wreszcie dotar�am do drzewa, wskoczy�am na najni�sze ga��zie i szybko wspi�am si� na wierzcho�ek. Tyle czasu sp�dzi�am na chodzeniu po drzewach w wiosce, �e przysz�o mi to bez trudu, ale czu�am, �e nogi trz�s� mi si� w spos�b zupe�nie niekontrolowany. Wci�� ba�am si�, �e psy mnie us�ysza�y albo