10822
Szczegóły |
Tytuł |
10822 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10822 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10822 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10822 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
John Dos Passos
Rok 1919
T�umaczy� Krzysztof Zarzecki
OD T�UMACZA
�Rok 1919� jest � po wydanym przed kilku laty �42 r�wnole�niku� � drug� cz�ci� trylo-
gii �USA� ukazuj�c� si� w polskim przek�adzie. Napisane w latach trzydziestych �USA� po-
zosta�o do dzi� szczytowym osi�gni�ciem w tw�rczo�ci Johna Dos Passosa, stawiaj�cym go
w rz�dzie wielkich pisarzy ameryka�skich naszego stulecia.
O p� roku starszy od Fitzgeralda, p�tora od Faulknera, dwa i p� od Hemingwaya � Dos
Passos tak jak oni wszed� do literatury prosto z front�w pierwszej wojny �wiatowej. W latach
trzydziestych by� w Polsce najs�awniejszym z pisarzy ameryka�skich tzw. zagubionego po-
kolenia. Przet�umaczono w�wczas dwie znane r�wnie� z powojennych wznowie� powie�ci:
�Trzech �o�nierzy�, jedn� z najg�o�niejszych pozycji pacyfistycznych okresu mi�dzywojen-
nego, oraz �Manhattan Transfer�, kronik� �ycia Nowego Jorku na pocz�tku wieku.
Trylogia �USA� jest bogatszym i dojrzalszym przetworzeniem do�wiadcze�, z kt�rych
wyros�y owe dwie wcze�niejsze powie�ci. Miejsce Nowego Jorku z �Manhattan Transfer�
zajmuje tutaj panorama ca�ego, olbrzymiego kontynentu ameryka�skiego na przestrzeni lat
trzydziestu, ukazana przez pulsuj�ce gor�czkowym �yciem biografie dwunastu fikcyjnych
bohater�w obojga p�ci, reprezentuj�cych r�ne obszary geograficzne i sfery spo�eczne Ame-
ryki. �42 r�wnole�nik� ukazuje pokolenie pe�ne nadziei na lepsze jutro �wiata
w rozpoczynaj�cym si� nowym stuleciu; �Rok 1919� przedstawia wielki wstrz�s, jaki mu
zgotowa�a wojna �wiatowa; �Ci�kie pieni�dze� zamykaj� jego losy klamr� wielkiego kryzy-
su.
Fikcyjne �yciorysy dwunastu bohater�w trylogii przepl�t� Dos Passos kr�tkimi rozdzia-
�ami-przerywnikami, utrwalaj�cymi klimat i smak epoki. S� one trojakiego rodzaju: dwadzie-
�cia sze�� pe�nych ekspresji, zwi�z�ych biografii s�awnych Amerykan�w tej epoki � prezy-
dent�w Wilsona i Teodora Roosevelta, pisarza-rewolucjonisty Johna Reeda i bankiera Mor-
gana, wynalazcy Edisona i aktora Rudolfa Valentino, fabrykanta automobil�w Henry Forda
i tancerki Izadory Duncan; sze��dziesi�t osiem dokumentarnych �Kronik� z�o�onych
w ca�o�ci z nag��wk�w gazetowych, fragment�w wypowiedzi i artyku��w, popularnych szla-
gier�w i reklam; wreszcie pi��dziesi�t jeden rozdzialik�w zatytu�owanych �Oko kamery�,
stanowi�cych poetyckie strz�py autobiografii samego autora.
Oto elementy, z kt�rych Dos Passos skomponowa� niezwyk�� i niepowtarzaln� powie-
�ciow� kronik� burzliwego okresu w �yciu wielomilionowego narodu.
KRONIKA XX
Ach, piechota, infanteria
Z matk� ziemi� za uszami
ARMIE STAR�Y SI� POD VERDUN W NAJWI�KSZEJ BITWIE �WIATA 150 000
OS�B W WIELKIM POCHODZIE
wy�ania si� jednak inna nader wa�na kwestia. Gie�da nowojorska jest dzisiaj jedynym
wolnym rynkiem obrotu papierami warto�ciowymi. Je�eli i nadal zachowa t� pozycj�,
z �atwo�ci� mo�e si� sta� najwi�kszym w �wiecie o�rodkiem handlu walorami
FLOTA BRYTYJSKA P�YNIE OBSADZI� Z�OTY R�G
Kawalerio, artylerio,
Z przekl�tymi saperami,
Nie wam z nasz� infanteri�
Mierzy� si� osi�gni�ciami
POD GALLIPOLI TURCY UCIEKAJ� PRZED ANGLIKAMI
co pomy�l� sobie powracaj�cy z wojny �o�nierze o owym Amerykaninie, kt�ry taplaj�c
si� w piasku przybrze�nych mielizn paple o jakim� nieokre�lonym nowym porz�dku? Im,
kt�rzy prze�yli wielk� po�og�, rojenia s�abeusza musz� przywie�� z powrotem na my�l rozle-
g�y no man�s land Europy zion�cy mordem i ��dz� grabie�y, spowity dymami rewolucji
STRAJKUJ�CY KELNERZY ZWRACAJ� SI� O POMOC DO KOBIET
Zielone s� klony, zielone jesiony,
Ziele�sze trawniki P�nocnej Ameryki
pozycja taka b�dzie jednakowo� wymaga�a �ci�gni�cia z zagranicy wielkich sum nie-
zb�dnych dla zachowania r�wnowagi w naszym kraju
Gdy my�l� o fladze, kt�ra powiewa na naszych okr�tach, o tej jedynej barwnej plamie,
kt�ra porusza si� jak �ywa na ich martwych bry�ach, wydaje mi si�, �e to paski pergaminu
z wypisanymi zasadami wolno�ci i sprawiedliwo�ci, przedzielone smugami krwi przelanej
w ich obronie, w rogu za� �w b��kit obiecany, w kt�rym oby k�pa�o si� ka�de pa�stwo reali-
zuj�ce te zasady.
Gwia�dzisty Sztandar znowu zawi�nie na s�upie,
A my wr�cim do s�u�by, kt�r� mamy w... powa�aniu
JOE WILLIAMS
Joe naci�gn�� u�ywane cywilne ubranie, a mundur z zawini�tym w �rodku kamieniem
wrzuci� z nabrze�a do m�tnej wody basenu portowego. By�o po�udnie i nigdzie �ywej duszy.
Spostrzeg�, �e nie ma pude�ka po cygarach, i zrobi�o mu si� g�upio. Wr�ci� do szopy; le�a�o
tam, gdzie je zostawi�. Kiedy� by�y w nim cygara �Flor de Mayo�, kt�re kupi� po pijanemu
w Guantanamo. Teraz trzyma� w nim owini�te starannie w z�ot� papierow� koronk� zdj�cie
maturalne Janey, amatorsk� fotk� Aleka z motocyklem, fotografi� z podpisami trenera i ca�ej
dru�yny szkolnej, kt�rej by� kapitanem, wszystkich w kostiumach baseballowych, stare
pomara�czowe mocno przyblak�e zdj�cie holownika tatusia �Mary B. Sullivan�
sfotografowanego z Virginia Capes w trakcie holowania �aglowca z rejami na wszystkich
masztach, poczt�wkowe zdj�cie rozebranej dziewczyny imieniem Antoinette, z kt�r� spa�
w Villefranche, kilka �yletek, poczt�wkow� fotografi� przedstawiaj�c� jego i dwu innych
majtk�w w galowej bieli na tle maureta�skiej kolumnady w Maladze, gar�� zagranicznych
marek pocztowych, paczk� kondom�w oraz dziesi�� czerwonawor�owych muszelek, kt�re
zebra� na pla�y w Santiago.
Z pude�kiem pod pach�, czuj�c si� jak ostatni dziad w workowatym ubraniu, ruszy� wolno
w stron� latarni morskiej odprowadzaj�c wzrokiem eskadr�, kt�ra odp�ywa�a w szyku
bojowym w d� La Platy. Dzie� by� pochmurny, wi�c smuk�e kr��owniki rozp�yn�y si�
rych�o w smugach dymu, a Joe zacz�� si� z kolei gapi� na zardzewia�ego trampa, kt�ry
wchodzi� do portu. Statek mia� ci�ki przechy� na bakburt�, wida� by�o jego �liskoomsza�y
zielony kad�ub poni�ej linii zanurzenia. Na rufie powiewa�a niebiesko-bia�a flaga grecka, na
dziobie wci�gni�ta do p� masztu brudna ��ta flaga kwarantanny.
Jaki� m�czyzna zaszed� Joego z ty�u i powiedzia� co� po hiszpa�sku. By� u�miechni�ty
i ogorza�y, mia� na sobie granatowy drelich i pali� cygaro, ale nie wiedzie� czemu Joego
ogarn�a panika.
� No sabe � rzuci� i odszed� szybko; mi�dzy sk�adami wydosta� si� z portu na ulic�.
Mia� trudno�ci z odnalezieniem knajpy Marii, wszystkie domy tak by�y do siebie
podobne. Pozna� j� dopiero po pianoli w oknie. Znalaz�szy si� w dusznym pachn�cym
any�kiem wn�trzu sta� d�ugo przy barze, z lepi�cym si� kuflem w r�ce, i gapi� si� na ulic�
prze�wituj�c� jaskrawymi pasmami przez paciorkow� zas�on� w drzwiach. By� pewien, �e
lada chwila zobaczy bia�e mundury i ��te kabury przechodz�cego patrolu piechoty morskiej.
Oparty o �cian� za barem sta� m�ody Mulat o krzywym nosie i patrzy� niewidz�cymi
oczyma. Wreszcie Joe si� zdecydowa� i podni�s� brod� znad kufla. Mulat podszed�, wyci�gn��
konfidencjonalnie szyj� przez szeroko�� baru i oparty na jednej r�ce, drug� j�� wodzi� szmat�
po ceracie. Muchy, kt�re obsiad�y mokre kr�gi po kuflach, poderwa�y si� z ceraty i wmiesza�y
w chmar� brz�cz�c� pod sufitem.
� S�uchaj, powiedz Marii, �e mam interes � wymamrota� Joe k�cikiem ust.
Mulat po drugiej stronie baru podni�s� dwa palce.
� Dos pesos � powiedzia�.
� Co ty? Chc� tylko pogada�.
Maria kiwn�a na niego z drzwi w g��bi. By�a to blada kobieta o wielkich oczach
rozstawionych szeroko w sinych workach. Przez pogniecion� r�ow� sukni�, ciasno opi�t� na
zwalistych piersiach, wida� by�o otoczki jej sutek. Usiedli przy stoliku w izbie za knajp�.
� Dwa piwa! � krzykn�� Joe przez drzwi.
� Co ty chce, hijo de mi alma ? � zapyta�a Maria.
� Ty sabe doktor Sidner?
� Pewno. Yo se wszystkie yanki. Co ty zrobi�, ty nie pojecha� z wielki okr�t?
� Nie, nie pojecha� z wielki okr�t. Pobi� wielki skurwysyn, kapujesz?
� Che! � Piersi trz�s�y si� jej jak galareta, kiedy Maria si� �mia�a. Po�o�y�a mu t�ust� r�k�
na karku i przyci�gn�a jego twarz do swojej. � Biedny ch�opak! Pobi� pod oko?
� Pewnie, �e mi podbi� oko. � Odsun�� si� od niej. � Podoficer. Dosta� w mord� tak, �e go
zamroczy�o, kapujesz? Nie ma ju� dla mnie miejsca w Marynarce Wojennej, da�em nog�.
S�uchaj, doktorek m�wi�, �e znasz faceta, kt�ry umie podrabia� papiery marynarskie. Patent
starszego marynarza, kapujesz? Bo ja teraz musz� do marynarki handlowej.
Wypi� reszt� piwa. Maria siedzia�a kiwaj�c g�ow� i powtarzaj�c:
� Che, pobrecito , che. � Potem zapyta�a p�aczliwym g�osem: � ile masz dolar?
� Dwadzie�cia odpar� Joe.
� On chce pi��dziesi�t.
� G�wno, to jestem ugotowany.
Maria obesz�a jego krzes�o i zarzuci�a mu z ty�u rami� na szyj�. Pochylona nad nim,
wyda�a kilka cmokni��.
� Ty czekaj minutk� � powiedzia�a. � My my�limy, sabes?
Jej wielki biust ci��y� mu na karku i na ramieniu, przyprawiaj�c go o sw�dzenie sk�ry.
G�upio mu by�o, �e si� pozwala tak dotyka� w bia�y dzie�, po trze�wemu, ale siedzia� bez
ruchu. Nagle Maria wyda�a papuzi pisk:
� Paquito, ven aca!
Z zaplecza wylaz� brudny m�czyzna o czerwonej twarzy, czerwonym karku i g�owie jak
gruszka. Zacz�li rozmawia� po hiszpa�sku nad g�ow� Joego. W ko�cu Maria poklepa�a go po
policzku i oznajmi�a:
� Dobra jest, Paquito sabe, gdzie on mieszka. Mo�e on bierze dwadzie�cia, sabes?
Joe wsta� z krzes�a. Paquito zdj�� poplamiony kucharski fartuch i zapali� papierosa.
� Ty sabe, papiery marynarskie? � zapyta� Joe podchodz�c i zagl�daj�c mu w twarz.
� Dobra jest � pokiwa� tamten g�ow�.
Joe u�ciska� Mari�, uszczypn�� j� lekko.
� Jeste� dobra dziewczyna, Maria.
Z szerokim u�miechem odprowadzi�a ich do drzwi knajpy. Przed wyj�ciem na ulic� Joe
spojrza� uwa�nie w prawo i w lewo. Nigdzie munduru. U wylotu ulicy, nad magazynami
cementu, pochyla�o si� czarne rami� �urawia. Wsiedli w tramwaj i jechali d�ugo, nie
odzywaj�c si� do siebie. Joe siedzia� ze zwieszonymi r�kami i patrzy� w pod�og�, dop�ki
Paquito go nie szturchn��. Wysiedli w obskurnej podmiejskiej dzielnicy nowych, a ju�
brudnych murowanych domk�w, Paquito zadzwoni� do drzwi niczym nie r�ni�cych si� od
innych i po chwili otworzy� im m�czyzna o czerwonych oczach i wielkich ko�skich z�bach.
D�ugo rozmawia� z Paquitem po hiszpa�sku przez p�otwarte drzwi, a Joe sta� i czeka�
przest�puj�c z nogi na nog�. Nietrudno by�o zgadn��, �e si� zastanawiaj�, ile mo�na z niego
wycisn��, bo rozmawiaj�c raz po raz zerkali na niego z ukosa. Joe ju� mia� si� wtr�ci�, gdy
m�czyzna w drzwiach odezwa� si� z londy�ska za�amuj�cym si� akcentem.
� Daj temu nieborakowi pi�� pesos, kolego. Reszt� za�atwimy mi�dzy nami, bia�ymi.
Joe wyskroba� z kieszeni ostatki bilonu i Paquito si� oddali�, on za� wszed� za Anglikiem
do przedpokoju pachn�cego kapust�, sma�eniem i praniem. Zamkn�wszy drzwi m�czyzna
po�o�y� Joemu d�o� na ramieniu i dmuchaj�c mu w twarz kwa�nym odorem whisky zapyta�:
� No, kolego, to ile mo�esz zap�aci�?
Joe odsun�� si� od niego.
� Mam dwadzie�cia dolar�w ameryka�skich, to wszystko � wycedzi� przez z�by.
Anglik potrz�sn�� g�ow�.
� To tylko cztery funty. No, zobaczymy, co si� da zrobi�, kolego. Poka� fors�.
Pod bacznym okiem Anglika Joe zdj�� pas, ma�ym ostrzem scyzoryka wypru� kilka
szw�w i wyci�gn�� dwa z�o�one wzd�u�, pomara�czowe banknoty ameryka�skie. Wyg�adzi�
je starannie i ju� mia� da� Anglikowi, ale w ostatniej chwili si� zastanowi� i schowa� banknoty
do kieszeni.
� Zobaczmy najpierw te papiery � powiedzia� pokazuj�c wszystkie z�by w u�miechu.
Czerwone oczy Anglika zasz�y �zami. Nale�y sobie nawzajem pomaga�, o�wiadczy�,
i by� wdzi�cznym cz�owiekowi, kt�ry ryzykuje fa�szerstwo, �eby wyci�gn�� bli�niego
z tarapat�w. Nast�pnie zapyta� Joego o nazwisko, wiek, miejsce urodzenia, jak dawno p�ywa
i dalsze podobne szczeg�y, po czym znikn�� w jednym z pokoj�w, starannie zamykaj�c za
sob� drzwi na klucz. Joe zosta� w przedpokoju. Gdzie� w g��bi mieszkania tyka� zegar; jego
tykanie wydawa�o si� Joemu coraz wolniejsze i wol niejsze. W ko�cu rozleg� si� zgrzyt
przekr�canego klucza i ukaza� si� Anglik z dwoma papierami w r�ku.
� Chyba rozumiesz, kolego, co dla ciebie robi�.
Joe wzi�� podany papier. Studiowa� ze zmarszczonym czo�em; na jego rozum patent by�
jak si� patrzy. Na drugim arkuszu wypisane by�o pe�nomocnictwo upowa�niaj�ce Agencj�
Morsk� Tittertona do zajmowania �onu Joego, dop�ki si� nie uzbiera suma dziesi�ciu funt�w.
� S�uchaj no, bratku! W ten spos�b to ja wybul� za to siedemdziesi�t dolar�w.
Musi wzi�� pod uwag� ryzyko, odpar� Anglik; a w og�le czasy s� ci�kie, zreszt� mo�e
nie bra� patentu, jak nie chce, jego wola. Joe wszed� za nim do zawalonego papierami pokoju
i schylony nad biurkiem podpisa� upowa�nienie wiecznym pi�rem. Nast�pnie pojechali razem
tramwajem do �r�dmie�cia. Wysiedli na Rivadavia i Anglik zaprowadzi� Joego do ma�ego
kantorku za sk�adami.
� Przyprowadzi�em panu chwackiego majtka, panie McGregor � powiedzia� do Szkota
o wygl�dzie w�trobiarza, kt�ry spacerowa� tam i z powrotem gryz�c paznokcie.
Joe i McGregor zmierzyli si� wzrokiem.
� Amerykaniec?
� Tak.
� Mam nadziej�, �e nie spodziewasz si� ameryka�skiego �onu? Anglik zbli�y� si�
i szepn�� mu co� do ucha. McGregor obejrza� patent i wydawa� si� zadowolony.
� Dobra, wpisz si� do ksi��ki. Tylko podpisz si� dobrym nazwiskiem.
Joe si� podpisa�, po czym wr�czy� Anglikowi dwadzie�cia dolar�w. Zostawa� golusie�ki.
� No to powodzenia, kolego.
Joe si� zawaha�, nim przyj�� wyci�gni�t� d�o�.
� Cze�� � powiedzia�.
� Id� teraz po sw�j majdan i b�d� z powrotem za godzin� � powiedzia� McGregor
chrapliwym g�osem.
� Nie mam �adnego majdanu. Na biczu jestem � odrzek� Joe wa��c pude�ko po cygarach
w r�ku.
� To zaczekaj na zewn�trz. Zabior� ci� nied�ugo na �Argyle�.
Joe sta� chwil� w drzwiach sk�adu wygl�daj�c na ulic�. Cholera, mia� ju� dosy� tego
ca�ego Buenos Aires. Usiad� na skrzyni z napisem Tibbett & Tibbett, Towary Emaliowane,
Blackpool. Czekaj�c na pana McGregora zastanawia� si�, czy jest on szyprem, czy pierwszym
oficerem. Tak czy tak, czas b�dzie mu si� nielicho d�u�y� do wyj�cia z B.A.
OKO KAMERY (28)
kiedy przysz�a depesza �e jest umieraj�ca (ko�a tramwaj�w skrzypia�y wok� klosza jak
wszystkie rysiki na wszystkich tabliczkach we wszystkich szko�ach) spacer nad Fresh Pond
zapach stoj�cej wody bazi wierzbowych w ostrych porywach wiatru ko�a rozklekotanych
tramwaj�w zgrzytaj� p�dz� przez przedmie�cia Bostonu b�l nie ma oblicza wi�c id� ku
zgorszeniu bur�uja na kolacj� z winem w hotelu Lenox zanim wsi�dziesz w Federalny
Do�� mam fio�k�w
Zabierzcie je st�d
kiedy przysz�a depesza �e jest umieraj�ca klosz p�k� przy akompaniamencie skrzypienia
rysik�w (czy kiedy nigdy nie mog�e� spa� przez tydzie� w kwietniu?) On czeka� na mnie
w szarej hali dworcowej oczy piek�y mnie od cynobr�z�w i chromozieleni kt�re sp�ywa�y po
uciekaj�cych kwietniowych stokach mia� bia�e w�sy zm�czone obwis�e policzki starego
cz�owieka Odesz�a Jack b�l nie ma oblicza i w salonie woskowy zapach lilii w salonie (obaj
On i ja musimy pogrzeba� oblicze b�lu) potem wo� rzeki po�yskliwy Potomac si�ga Indian
Head srebrnomarszczon� fal� na cmentarzu by�y ptaki przedrze�niacze pobocza drogi
parowa�y wiosn� nadmiar kwietnia wstrz�sa� �wiatem kiedy przysz�a depesza �e On nie �yje
wlok�em si� ulicami popo�udniowego Madrytu kipi�cego mrokiem kruchych kostek
aguardiente czerwieni� wina zieleni� gazowych latarni r�em zachodu ochr� dach�wek oczy
wargi czerwone policzki brunatna kolumna gardzieli wsiad�em do nocnego poci�gu na stacji
Norte sam nie wiedzia�em dlaczego
Do�� mam fio�k�w
Zabierzcie je st�d
mieni�cy si� strzaskany klosz staranne kopie popiersi detale architektoniczne gramatyka
styl�w to by� koniec tej ksi�gi pozostawi�em oksfordzkich poet�w w ma�ym ha�a�liwym
cuchn�cym zje�cza�� oliw� pokoiku w Pension Boston Ahora Teraz Maintenant Vita Nuova
ale my kt�rzy s�yszeli�my pi�kny g�os recytuj�cego Copiego kt�rzy czytali�my ksi�gi
w ozdobnych oprawach kt�rzy wdychali�my pod narkoz� (oddychaj g��boko raz dwa trzy
cztery) zapach woskowych lilii i sztucznych fio�k�w parme�skich kt�rzy jedli�my �niadania
w bibliotece gdzie by� biust Oktawiana umarli�my w urz�dzie telegraficznym na �omoc�cej
podskakuj�cej drewnianej �awce p�dzi�em poci�giem przez noc na zataczaj�cym si� parowcu
wychodzi�em z mi�dzypok�adzia zaczerpn�� w p�uca haust Atlantyku (m�oda Szwajcarka
o owalnej twarzy i jej m�� byli moimi przyjaci�mi) mia�a lekko wy�upiaste oczy
charakterystyczny nieco szorstki spos�b m�wienia Zut alors rzuca�a nam u�mieszki ryby
lwom morskim kt�re ogrzewa�y nas w mroku kiedy urz�dnik imigracyjny przyszed� po jej
paszport nie m�g� jej nawet pos�a� na Ellis Island la grippe espagnole nie �y�a pucowa�em
okna by�em s�u�bowym w kuchni skroba�em scyzorykiem �wiece w motorze urywa�em si�
bez przepustki �ciera�em na py� p�ki r� w ��ku tej lafiryndy (mglista noc p�on�a
proklamacjami Ligi Praw Cz�owieka ) migda�owy zapach �rodk�w wybuchowych i �piewne
eclats w s�odko-mdl�cym patosie rozk�adaj�cych si� cia� jutro wierzy�em nastanie pierwszy
dzie� pierwszego miesi�ca pierwszego roku
LEKKODUCH
Jack Reed by� synem federalnego egzekutora s�dowego, zas�u�onego obywatela miasta
Portland w Oregonie. By� obiecuj�cym ch�opcem, wi�c rodzina wys�a�a go na Wsch�d do
szk� i na Uniwersytet Harvarda .
Harvard znaczy�o: szerokie angielskie �a�, koneksje, kt�re si� licz� w p�niejszym �yciu,
dobra proza angielska... Je�li, �woku, nie zdob�dziesz og�ady w Harvardzie, to nie
zdob�dziesz, �woku, og�ady nigdzie! Tu Lowellowie rozmawiaj� tylko z Cabotami ,
a Cabotowie... tu �Oksfordzka ksi�ga wierszy� .
Reed by� obiecuj�cym m�odzie�cem, nie by� �ydem ani socjalist�, nie pochodzi�
z Roxbury ; by� krzepki, ch�tny, �akomy wszystkiego: m�czyzna musi lubi� w �yciu r�ne
rzeczy.
Reed by� m�czyzn�; lubi� m�czyzn, lubi� kobiety, lubi� je��, pisa�, w��czy� si�
w nocnej mgle, pi� i zn�w w��czy� si� w nocnej mgle, p�ywa�, gra� w rugby, sk�ada� rymy,
skandowa� na meczach, wyg�asza� mowy, nale�e� do klub�w (ale nie do najlepszych klub�w,
krew w jego �y�ach nie by�a wystarczaj�co b��kitna do najlepszych z najlepszych); lubi� g�os
Copiego czytaj�cego �Cz�owieka, kt�ry chcia� by� kr�lem� , jesienno-sm�tn� �Urn�
pogrzeban�� , dobr� proz� angielsk�, �wiat�a zapalaj�ce si� po przeciwnej stronie Starego
Dziedzi�ca w mroku pod wi�zami, odleg�y gwar sal wyk�adowych, jesienny sm�tek, wi�zy,
�Dyskobola�, ceg�y historycznych budynk�w, bramy pami�tkowe, pokojowe w bursie,
dziekan�w i wyk�adowc�w piej�cych cienkimi g�osami refreny, refreny; zardzewia�a machina
zgrzyta�a, dziekani trz�li si� pod swoimi biretami, tryby obraca�y si� ku promocji � i oto
Reed wyfrun�� w �wiat:
Washington Square !
Konwencjonalny okazuje si� wyzwiskiem; Villon szukaj�cy noclegu we w�oskich
czynsz�wkach na Sullivan, Bleecker, Carmine Street; badania wykazuj�, �e R.L.S. lubi� sobie
t�go poch�do�y�, a co do el�bieta�czyk�w, to B�g z nimi.
Zaokr�tuj si� na bydl�c� �ajb�, zobaczysz �wiat, b�dziesz mia� przygody, ucieszne
historyjki do opowiadania o wieczorowej porze; m�czyzna musi kocha� (przyspieszony puls,
�wiadomo��, �e dzisiaj w wieczornej mgle kroki, taks�wki, spojrzenia kobiet) wiele rzeczy
w swoim �yciu.
Europa zaprawiona chrzanem, �ykaj Pary� jak ostryg�; ale jest w tym wszystkim co�
wi�cej ni� �Oksfordzka ksi�ga wierszy�. Lincoln Steffens g�osi� kooperatywn� wsp�lnot�,
rewolucj� g�osem miodop�ynnym jak Copi, Diogenes Steffens z Marksem zamiast latarni
przemierza� zach�d w poszukiwaniu cz�owieka sprawiedliwego, Sokrates Steffens nie
przestawa� pyta�: czemu� by nie rewolucja?
Jack Reed pragn�� siedzie� w wannie i pisa� wiersze; ale wci�� natyka� si� na w��cz�g�w,
robociarzy, krzepkich ch�opc�w, jakich lubi�, kt�rym si� nie poszcz�ci�o, kt�rzy byli bez
pracy: czemu� by nie rewolucja?
Nie m�g� skupi� my�li na swojej pracy, tyle by�o doko�a ludzi, kt�rym si� nie szcz�ci�o;
czy� nie uczy� si� w szkole na pami�� Deklaracji Niepodleg�o�ci? Reed by� synem Zachodu,
s�owa co� dla niego znaczy�y; kiedy dowodzi� czego�, stoj�c z koleg� uniwersyteckim przy
barze w Klubie Harvardzkim, wierzy� w to, co m�wi�, ca�ym sob�, od podeszew do czuba nie
mytych w�os�w na g�owie (krew w jego �y�ach nie by�a wystarczaj�co b��kitna dla Klubu
Harvardzkiego, dla Klubu Uczt Sk�adkowych, dla szacownej niezale�nej nowojorskiej
Cyganerii).
�ycie, wolno��, prawo do szcz�cia; niewiele by�o tego, kiedy w tysi�c dziewi��set
trzynastym pojecha� do Paterson opisa� strajk ; tkacze demonstrowali, bici przez policj�,
wtr�cani do wi�zienia; nim si� spostrzeg�, sam by� jednym ze strajkuj�cych, demonstrowa�,
zosta� pobity przez policj�, wtr�cony do wi�zienia; nie zgodzi� si�, by naczelny wp�aci� za
niego kaucj�, w wi�zieniu m�g� si� wi�cej dowiedzie� od robotnik�w.
Dowiedzia� si� dosy�, by zmontowa� w Madison Square Garden widowisko �Strajk
w Paterson�.
Zakosztowa� nadziei na nowe spo�ecze�stwo, w kt�rym ka�demu b�dzie si� szcz�ci�o,
wi�c czemu� by nie rewolucja?
,.Metropolitan Magazine� wys�a� go do Meksyku, �eby napisa� o Panczo Villi .
Panczo Villa nauczy� go pisa�, dzi�ki niemu pozna� nagie masywy g�r, kaktusy ros�e jak
organy, poci�gi pancerne, orkiestry graj�ce na ma�ych placykach pe�nych czarnych dziewczyn
w granatowych chustach, skrwawiony piasek i �wist kul karabinowych pod ogromnym
nocnym niebem pustyni, apatycznych, brunatnych peon�w morduj�cych, g�oduj�cych,
umieraj�cych za wolno��, za ziemi�, za wod�, za szko�y. Meksyk nauczy� go pisa�.
Reed by� synem Zachodu, s�owa co� dla niego znaczy�y. Wojna to by�a eksplozja, kt�ra
pogasi�a wszystkie latarnie Diogenesa; sprawiedliwi zacz�li si� zmawia� i wo�a� o mitraliezy.
Jack Reed by� ostatnim z rodu wielkich korespondent�w wojennych, kt�rzy omijali cenzur�,
gotowi nadstawia� karku dla prawdy.
Jack Reed by� najwi�kszym pisarzem ameryka�skim swoich czas�w; kto chcia� si�
dowiedzie� prawdy o wojnie, m�g� j� przeczyta� w jego artyku�ach o froncie niemieckim,
odwrocie Serb�w, Salonikach ...
Za lini� frontu w chwiej�cym si� imperium cara, ciuciubabka z agentami Ochrany,
wi�zienie w Che�mie.
Genera�owie nie chcieli go wpu�ci� do Francji, twierdzili, �e b�aznuj�c kt�rej� nocy
w niemieckich okopach z artylerzystami Bossami poci�gn�� za link� szwabskiego dzia�a
wycelowanego w samo serce Francji. M�odzie�czy wybryk, ale tak Bogiem a prawd�, c� to
ma za znaczenie, czyja d�o� odpala dzia�o i w kt�r� stron� skierowana jest lufa? Reed by�
zawsze z ch�opcami, kt�rych rozrywa�y na strz�py pociski, z Niemcami, Francuzami,
Rosjanami, Bu�garami, z siedmioma krawczykami z getta w Salonikach , a w tysi�c
dziewi��set siedemnastym by� w pa�dzierniku z �o�nierzami i ch�opami w Piotrogrodzie:
Smolny , �Dziesi�� dni, kt�re wstrz�sn�y �wiatem�; sko�czy� si� Villa, malowniczy
Meksyk, sko�czy�y si� hulanki w Klubie Harvardzkim, plany greckich teatr�w, sk�adanie
rym�w, prawdziwe historie korespondenta wojennego starej szko�y, to ju� nie zabawa, to
walka na �mier� i �ycie.
Delegat, w Stanach czekaj� akta oskar�enia, proces �Mas� , proces wobblis�w , Wilson
napycha wi�zienia, fa�szywe paszporty, przem�wienia, tajne dokumenty, jazda na uforach
przez cordon sanitaire , ukrywanie si� w bunkrach parowc�w; wi�zienie w Finlandii,
wszystkie papiery skradzione, koniec z pisaniem wierszy, pogaw�dkami od serca z ka�dym
napotkanym obie�y�wiatem, student o ujmuj�cym u�miechu wykpiwa si� s�dziemu dzi�ki
elokwencji; w Klubie Harvardzkim wszyscy s� teraz na us�ugach wywiadu, zabezpieczaj�
�wiat dla grupy bankowej Morgana � Bakera � Stillmana ; tamten stary w��cz�ga ch�epcz�cy
kaw� z blaszanki po pomidorach jest szpiegiem Sztabu Generalnego.
�wiat nie jest teraz zabawny, wsz�dzie tylko ogie� mitraliez i po�ary, g��d, wszy,
pluskwy, cholera, tyfus, brak szarpi do opatrywania ran, brak chloroformu i eteru, tysi�ce
umieraj� od gangreny, cordon sanitaire i wsz�dzie szpiedzy.
Okna Smolnego p�on� czerwono jak piece besemerowskie, w Smolnym si� nie sypia,
Smolny to gigantyczna walcownia pracuj�ca dwadzie�cia cztery godziny na dob�, walcuj�ca
ludzi, narody, nadzieje, millenia, porywy, obawy, surowiec na podwaliny nowego
spo�ecze�stwa.
M�czyzna musi robi� wiele rzeczy w swoim �yciu. Reed by� synem Zachodu, s�owa co�
dla niego znaczy�y. Rzuci� wszystko, oo mia�, i samego siebie w tryby Smolnego; dyktatura
proletariatu, ZSRR.
Pierwsza republika robotnicza zosta�a powo�ana do �ycia i trzyma si�.
Reed pracowa�, bra� na swoje barki coraz to nowe zadania (wsz�dzie byli szpiedzy),
harowa� do upad�ego, a� dosta� tyfusu i umar� w Moskwie.
JOE WILLIAMS
Dwadzie�cia pi�� dni rejsu na parowcu �Argyle�, port macierzysty: Glasgow, kapitan:
Thomas, �adunek: sk�ry. Dwadzie�cia pi�� dni skrobania rdzy, mazania mini� stalowych
blach rozpalonych od s�o�ca jak ruszty, malowania komina od �witu do nocy, chwiejby na
parszywej martwej fali, pluskiew w kojach �mierdz�cego kubryku, wiecznego gulaszu
z kartoflami pe�nymi oczek i sple�nia�� fasol�, karaluch�w rozgniatanych na stole w messie,
za to codziennej miarki soku limonowego zgodnie z regulaminem; potem mdl�cy d�d�ysty
upa� i b��kitny Trynidad wynurzaj�cy si� z opar�w brunatnego oceanu.
Kiedy p�yn�li przez Boca , zacz�o pada� i wyspy w pi�ropuszach grynszpanowego
paprotnego listowia poszarza�y w smugach ulewy. Zanim zostali podci�gni�ci na cumach do
nabrze�a w Port of Spain, byli cali mokrzy od deszczu i potu. Pan McGregor miotaj�cy si�
w ziudwestce po pok�adzie, z purpurow� twarz�, straci� g�os od upa�u i wydawa� rozkazy
sycz�c z�owr�bnym szeptem. Potem zas�ona deszczu si� podnios�a, wysz�o s�o�ce i wszystko
zacz�o parowa�. Ludzie byli rozdra�nieni, bo na dodatek do �aru lej�cego si� z nieba
gruchn�a wie��, �e maj� podej�� do Jeziora Asfaltowego i �adowa� asfalt.
Ale nast�pnego dnia nic szczeg�lnego nie zasz�o. Tylko gdy odkryli luki, okaza�o si�, �e
sk�ry si� za�mierd�y w przedniej �adowni. Ilekro� wywiesili ubranie i po�ciel, by wysch�y
w pal�cym �arze s�o�ca, ulewa moczy�a wszystko na nowo, nim zd��yli znie�� do kubryku.
Nie by�o sposobu uchronienia si� przed deszczem, gdy zaczyna�o la�; z tent�w rozci�gni�tych
nad pok�adem kapa�o bez przerwy.
Po po�udniu wachta Joego zosta�a wypuszczona na l�d, chocia� r�wnie dobrze mogliby
nie schodzi� ze statku, bo nikt nie dosta� �onu. Joe usiad� na �awce pod palm� w jakim� niby
parku niedaleko portu i gapi� si� na swoje nogi. Potem zacz�o pada�, wi�c uciek� i schroni�
si� pod markiz� pobliskiego baru. W barze wirowa�y elektryczne wiatraki i przez otwarte
drzwi zalatywa� ch�odny zapach limon, rumu i whisky z mro�onych napoj�w. Joe by�
z�akniony piwa, ale nie mia� z�amanego centa. Deszcz mieni� si� u kraw�dzi markizy zas�on�
z paciork�w. Obok sta� m�ody m�czyzna w bia�ym ubraniu i panamie, wygl�daj�cy na
Amerykanina. Spojrza� kilka razy na Joego, a gdy ich oczy si� spotka�y, pos�a� mu u�miech
i zapyta�:
� Pan Ammerykanin?
J�ka� si� troch�.
� Amerykanin � odpar� Joe.
Zaleg�o milczenie. Po chwili m�czyzna wyci�gn�� r�k�.
� Witamy w mie�cie � powiedzia�.
Joe zauwa�y�, �e m�czyzna jest lekko zawiany. D�o� mia� mi�kk� i Joemu nie podoba�
si� jego spos�b podawania r�ki.
� Pan tu mieszka? � zapyta�.
M�czyzna si� roze�mia�. Mia� niebieskie oczy, okr�g�� twarz i jakby nad�sane wargi;
wygl�da� przyja�nie.
� Ale gdzie� tam. Zatrzymali�my si� na par� dni w rejsie po wyspach Indii Zachodnich.
Lepiej bym zrobbi�, gdybym zosta� w domu; zaoszcz�dzi�bym przynajmniej pieni�dzy.
Chcia�em jecha� do Europy, ale nie mmo�na przez t� ca�� wojn�.
� Tak, na tym parszywym wyspiarzu, na kt�rym s�u��, te� si� o niczym innym nie m�wi,
tylko o wojnie.
� Nie wiem, po co nas w�a�ciwie przywie�li do tej dziury. W dodatku co� si� popsu�o na
statku i musimy tu siedzie� jeszcze dwa dni.
� To pewnie �Monterey�.
� Tak. Okropne pud�o. I same baby na pok�adzie. Jak to przyjemnie spotka� wreszcie
m�czyzn�, z kt�rym mo�na pogada�. Bo tutaj to chyba same czarnuchy.
� Tak, maj� ich we wszystkich mo�liwych odcieniach na Trynidadzie.
� Wie pan co, ten deszcz mo�e pada� d�ugo. Wejd�my si� czego� napi�.
Joe zmierzy� go podejrzliwie.
� Czemu nie � powiedzia� w ko�cu � ale wol� z g�ry uprzedzi�, �e nie b�d� si� m�g�
odp�aci� za fund�. Jestem golusienki, te parszywe Szkoty nie chcia�y nam wyp�aci� �onu.
� Pan jest �eglarzem, prawda? � zapyta� m�czyzna, kiedy podeszli do kontuaru.
� Pracuj� na statku, je�li to pan chcia� powiedzie�.
- Czego si� pan napije? Robi� tutaj �wietny poncz plantatorski . Pr�bowa� pan kiedy?
� Wol� piwo. Zawsze pij� piwo.
Barman by� Chi�czykiem o szerokiej twarzy i zbola�ym u�miechu s�dziwej ma�py.
Bardzo delikatnie postawi� przed nimi trunki, jakby si� ba� o ca�o�� naczy�. Piwo w wilgotnej
szklance by�o ch�odne i smakowite. Joe wypi� duszkiem.
� Ale, nie wie pan przypadkiem, co tam w rozgrywkach baseballowych. Kiedy ostatni raz
czyta�em gazet�, wygl�da�o, �e Senatorowie mog� si� dochrapa� proporczyka.
M�czyzna zdj�� z g�owy panam� i otar� czo�o chusteczk�. Mia� czarne k�dzierzawe
w�osy. Mierzy� Joego wzrokiem, jakby co� rozwa�a� w my�li.
� A propos � rzek� w ko�cu � nnazywam si�... Wwwarner Jones.
� Na mnie wo�aj� Jankes na �Argyle�. Ale w Marynarce to mnie przezywali Chudy.
� Wi�c by� pan i w Marynarce Wojennej? Od razu wygl�da� mi pan bardziej na �o�nierza
ni� na cywila, Chudy.
� Taak?
M�czyzna, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, zam�wi� jeszcze raz to samo. Joego oblecia�
strach. Ale co, u diaska, na terytorium brytyjskim nie mog� go przecie� aresztowa� za
dezercj�.
� To co, nie wie pan nic o wynikach baseballowych? Rozgrywki musz� by� ju� bliskie
ko�ca.
� Mam w hotelu gazety. Chce pan zobaczy�?
� No pewnie.
Deszcz przesta� pada�. Bruki by�y ju� suche, kiedy wyszli z baru.
� Wie pan co? Mam zamiar zafundowa� sobie przeja�d�k� dooko�a wyspy. S�ysza�em, �e
mo�na zobaczy� dzikie ma�py i r�ne takie. Mo�e by pan ze mn� pojecha�? Jestem ju�
�miertelnie znudzony zwiedzaniem wszystkiego w pojedynk�.
Joe zastanowi� �i� chwil�.
� Nie w tych �achach.
� Co, u diab�a, to nie Pi�ta Aleja.
M�czyzna, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, przywo�a� ruchem r�ki wypucowanego
Forda z m�odym Chi�czykiem przy kierownicy. Chi�czyk nosi� okulary, mia� granatowe
ubranie i wygl�da� na studenta; m�wi� po angielsku z brytyjskim akcentem. Oznajmi�, �e im
poka�e miasto, a potem zawiezie do B��kitnego Stawu. Ju� mieli rusza�, kiedy m�czyzna,
kt�ry si� przedstawi� jako Jones, zawo�a�: �Chwileczk� i pobieg� do baru. Wr�ci� z flaszk�
ponczu plantatorskiego. Gada� jak naj�ty przez ca�� drog� ko�o brytyjskich bungalow�w
i murowanych budynk�w rz�dowych, i dalej szos� przez granatowy las gumowc�w, tak g�sty
i parny, �e Joe czu� si�, jakby mia� nad g�ow� szklany dach. Powiedzia�, �e lubi podr�e
i przygody, �e chcia�by p�ywa� na statkach i w��czy� si� po �wiecie i �e to musi by�
cudowne, polega� tylko na wysi�ku w�asnych mi�ni tak jak Joe. �Taak?� � zapyta� Joe, ale
m�czyzna, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, nie zwraca� uwagi, tylko papla� dalej, �e musi
si� opiekowa� matk� i �e to taka odpowiedzialno��, czasami mu si� zdaje, �e dostanie od tego
kr��ka, by� nawet u doktora i doktor zaleci� mu podr�, ale na statku karmi� okropnie, dosta�
od tego niestrawno�ci, i jest pe�no starych bab z c�rkami, kt�re chc� si� jak najszybciej wyda�
za m��. Ale najgorsze jest to, �e nie ma kompana, z kt�rym by m�g� pogada� o wszystkim, co
mu le�y na w�trobie. Chcia�by mie� mi�ego przystojnego kumpla, kt�ry zna �wiat i �ycie, nie
jest mi�czakiem i umie doceni� pi�kne uczucie przyja�ni, jednym s�owem, kogo� takiego jak
Joe. Jego matka jest okropnie zazdrosna, nie dopuszcza my�li, �e on m�g�by mie� przyjaciela
od serca, zaraz choruje albo wchodzi mu na pensj�, jak si� tylko dowie o jakim� jego
przyjacielu, chcia�aby tylko, �eby si� przez ca�e �ycie trzyma� jej fartuszka, ale on ma ju� tego
po dziurki w nosie i b�dzie odt�d robi�, co mu si� �ywnie podoba, zreszt� matka nie musi
przecie� wszystkiego wiedzie�.
Co chwila cz�stowa� Joego papierosami, podsuwa� je r�wnie� Chi�czykowi, kt�ry za
ka�dym razem m�wi�: �Dzi�kuj� panu najmocniej, ale zaprzesta�em palenia�. Wypili we
dw�ch flaszk� ponczu i m�czyzna, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, zaczyna� si� po
troszeczku przysuwa� do Joego, kiedy Chi�czyk zatrzyma� automobil na ko�cu w�skiej
dr�ki i powiedzia�:
� Je�li chc� panowie obejrze� B��kitny Staw, b�d� panowie musieli podej�� kawa�ek
w g�r�, oko�o siedmiu minut drogi. To jest g��wna atrakcja wyspy Trynidad.
Joe wyskoczy� z wozu i poszed� si� odla� pod wielkim drzewem o kosmatej rudej korze.
M�czyzna, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, przybieg� za nim.
� Dwie g�owy, a jedna my�l � powiedzia�.
� Taak? � odpar� Joe i poszed� zapyta� Chi�czyka, gdzie mog� zobaczy� ma�py.
� B��kitny Staw to ich ulubione miejsce � poinformowa� Chi�czyk.
Wysiad� z auta i przeszed� si� dooko�a, z czarnymi paciorkami oczu wpatrzonymi
uwa�nie w listowie nad g�ow�. Nagle wskaza� palcem. Za ruchom� ki�ci� listowia majaczy�o
co� czarnego. Rozleg� si� skrzecz�cy chichot i z g�stwiny wychyn�y trzy ma�py przeskakuj�c
d�ugimi wahad�owymi susami z ga��zi na ga���. Po sekundzie znik�y i tylko bujanie si� coraz
dalszych konar�w wskazywa�o drog� ich ucieczki. Jedna z ma�p mia�a ma�� r�ow� ma�pk�
uczepion� u piersi. Joe nie posiada� si� z uciechy, pierwszy raz widzia� ma�py na wolno�ci.
Ruszy� w g�r� tak szybko, �e m�czyzna, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, nie m�g� za nim
nad��y�. Musi jeszcze raz zobaczy� ma�py.
Po paru minutach wspinania si� us�ysza� szum spadaj�cej wody. Przypomnia�o mu to
Rock Creek i Wielkie Wodospady Potomaku i zrobi�o mu si� markotnie na duszy. Pod
wodospadem by�o jeziorko otoczone olbrzymimi drzewami.
� Diab�a tam, chyba sobie pop�ywam � powiedzia�.
� A czy tam nie ma w�y, Chudy?
� W�e nie rusz� cz�owieka, je�li im da� spok�j.
Jednak�e zbli�ywszy si� do jeziorka, zobaczyli jakie� towarzystwo, kt�re urz�dzi�o sobie
na brzegu piknik pod pasiastymi kolorowymi parasolami, dziewczyny w r�owych
i niebieskich letnich sukienkach i dwu czy trzech m�czyzn w bia�ych p��ciennych ubraniach.
Us�ugiwa�o im dwu hinduskich s�u��cych wydobywaj�cych z koszyka wiktua�y. Przez jezioro
dochodzi�o afektowane angielskie �wiergolenie.
� Niech to szlag, nie dadz� cz�owiekowi nawet pop�ywa�. I ma�p te� nie b�dzie.
- Mo�emy si� do nich przy��czy�. Przedstawi� si�, a ty b�dziesz moim m�odszym bratem.
Mam list polecaj�cy do jakiego� pu�kownika, ale by�em w takim pod�ym nastroju, �e nie
chcia�o mi si� z nim i��.
� I co tacy tu si� pieprz�? � powiedzia� Joe i zawr�ci� w d�.
Wi�cej ma�p nie widzia�, a nim doszed� do auta, zacz�o znowu pada� wielkimi kroplami.
To im zepsuje ten parszywy piknik � powiedzia� ze �miechem do m�czyzny, kt�ry si�
przedstawi� jako Jones, gdy ten go dogoni� z twarz� ociekaj�c� stru�kami potu.
� Ale z ciebie piechur, Chudy.
Sapi�c klepa� Joego po plecach. Joe wsiad� z powrotem do auta.
� Zdaje si�, �e si� b�dziemy mieli z pyszna.
- Musz� wraca� do miasta, prosz� pan�w � oznajmi� Chi�czyk. � Wszystko wskazuje na
zbli�anie si� ulewy.
Nie ujechali p� mili, kiedy rozpada�o si� tak, �e Chi�czyk nic nie widzia� i nie m�g�
prowadzi� wozu. Wjecha� do ma�ej szopy na poboczu szosy. Deszcz dudni�cy o blaszany
dach robi� nie mniej ha�asu ni� parowiec wypuszczaj�cy par�. M�czyzna, kt�ry si�
przedstawi� jako Jones, zacz�� zn�w papla�; musia� si� drze� na ca�e gard�o, �eby
przekrzycze� szum ulewy.
� Ty pewno widujesz r�ne dziwne rzeczy, co, Chudy? Przy takim trybie �ycia?
Joe wysiad� z auta i zatrzyma� si� przed zas�on� deszczu. Woda pryskaj�ca na twarz
wydawa�a mu si� niemal ch�odna. M�czyzna, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, przysun�� si�
do niego z wyci�gni�tym papierosem.
� Jak ci si� �y�o w Marynarce?
Joe wzi�� papierosa, zapali�.
� Nieklawo.
� Zna�em du�o ch�opak�w z Marynarki. Ty pewnie te� lubisz sobie p�j�� w cug, jak ci�
puszcz� na l�d, co?
Joe odpar�, �e przewa�nie nie mia� za co i�� w cug, �o�d by� na to za niski; ale cz�sto gra�
w baseballa, to i owszem, lubi.
� A ja my�la�em, �e marynarze robi� w porcie, na co im tylko przyjdzie ochota.
� Niekt�rzy by pewnie robili, ale co, kiedy nie maj� nawet forsy, �eby sobie podgazowa�,
jak si� patrzy.
� Jakby� chcia�, Chudy, mogliby�my si� we dw�ch klasa zabawi� w Port of Spain.
Joe potrz�sn�� g�ow�.
� Ee, musz� wraca� na statek.
Deszcz wzm�g� si� jeszcze bardziej i dudni� o blaszany dach tak, �e Joe nie s�ysza�, co
m�czyzna, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, wykrzykuje do niego. Po chwili dudnienie
przycich�o i deszcz usta� zupe�nie.
� Ale mo�esz przynajmniej zaj�� do mnie do hotelu, Chudy, wypijemy sobie par�
g��bszych. Nikt mnie tu nie zna, mog� robi�, co mi si� podoba.
� Chcia�bym przejrze� kolumn� sportow� tej gazety z Ameryki, jak pan pozwoli.
Wsiedli w auto i pojechali z powrotem szos� z rowami przepe�nionymi wod� jak kana�y.
Wysz�o gor�ce s�o�ce i wszystko zasnu�o si� b��kitnym oparem. W mie�cie ulice by�y
zat�oczone: Hindusi w turbanach, schludni Chi�czycy w ubraniach od Harta Schaffnera
i Marxa , rumiani biali panowie w bieli, obdarte Negry o r�nych odcieniach sk�ry.
Joe czu� si� g�upio przechodz�c przez hali hotelowy w swoich drelichowych spodniach,
dobrze jeszcze mokrych; na dobitek by� nie ogolony. Wchodz�c po schodach m�czyzna,
kt�ry si� przedstawi� jako Jones, za�o�y� mu r�k� na szyj�. Wielki pok�j o wysokich w�skich
oknach z zapuszczonymi �aluzjami, kt�ry zajmowa�, pachnia� wod� laurow�.
� Jestem ca�y zgrzany i mokry � powiedzia�. � Wezm� chyba prysznic. Ale najpierw
zadzwonimy, �eby nam przys�ali na g�r� par� gin fizz�w. A ty nie mia�by� ochoty rozebra�
si� i wyci�gn��? W tym upale cz�owiekowi za gor�co na golasa, a c� dopiero w ubraniu.
Joe potrz�sn�� g�ow�.
� Ee, wszystko na mnie cuchnie � powiedzia�. � To co, ma pan te gazety?
M�czyzna, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, by� w �azience, kiedy s�u��cy Hindus
przyni�s� gin fizzy. Joe odebra� tac�. Co� w w�skich ustach i czarnych oczach Hindusa,
utkwionych gdzie� za jego plecami, wprawi�o Joego w niewyt�umaczony gniew. Mia� ochot�
zdzieli� fagasa po tabaczkowej g�bie. M�czyzna, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, wr�ci�
od�wie�ony, w jedwabnym szlafroku.
� Siadaj, Chudy. Napijemy si�, pogadamy.
Przesun�� palce delikatnie po czole, jakby go bola�o, potem po czarnych k�dzierzawych
w�osach i usadowi� si� w fotelu. Joe usiad� na prostym krze�le w drugim ko�cu pokoju.
- M�j Bo�e, wyzion��bym chyba ducha w tym �arze, gdybym tu posiedzia� przez tydzie�.
Nie mie�ci mi si� w g�owie, jak ty to znosisz, przy tym pracujesz fizycznie i w og�le. Musisz
by� twardy!
Joe chcia� zapyta� o te gazety, ale m�czyzna, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, zacz��
zn�w mle� j�zykiem. M�wi�, �e chcia�by by� taki twardy, podr�owa� po �wiecie tak jak Joe,
spotyka� r�nych facet�w, w��czy� si� po spelunach, musi si� trafia� kupa uciesznych
scenek, �e boki zrywa�, tylu ch�opa st�oczonych razem przez d�ugie dni na morzu, nielicha
draka, co? A potem noce na l�dzie, idzie si� w gaz i rozr�ba, paru facet�w z jedn� dzidzi�.
� Jak ja bym �y� w ten spos�b, tobym si� nie zastanawia�, co robi�, nie musia�bym si�
liczy� z opini�, nie musia�bym si� ba� szanta�u, uwa�a�bym tylko, �eby nie trafi� do ula.
Wiesz, Chudy, chcia�bym si� z tob� zabra� i tak �y� jak ty.
� Taak? � zapyta� Joe.
M�czyzna, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, zadzwoni� po wi�cej ginu. Kiedy s�u��cy
Hindus wyszed�, Joe zapyta� znowu o gazety.
� S�owo daj�, Chudy, szuka�em wsz�dzie. Musieli je chyba wyrzuci�.
� No, to wracam na tego zafajdanego wyspiarza.
Joe ruszy� do drzwi, ale m�czyzna, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, podbieg� i z�apa� go
za r�k�.
� Nie mo�esz tak sobie p�j��. Obieca�e�, �e si� ze mn� zabawisz. Mi�y z ciebie ch�op. Nie
po�a�ujesz. Nie mo�esz odej�� teraz, kiedy si� rozkrochmali�em, no i roznami�tni�em. Nigdy
nie by�e� w takim nastroju, Chudy? Wiesz co, szarpn� si�, dam ci pi��dziesi�t dolar�w.
Joe potrz�sn�� g�ow�, wyrwa� r�k�. Musia� go jednak odepchn��, �eby otworzy� drzwi.
Zbieg� po marmurowych schodach i wypad� na ulic�. By�o prawie ciemno. Maszerowa�
szybko, pot sp�ywa� po nim stru�kami. Id�c kl�� pod nosem. Czu� si� parszywie, by� w�ciek�y.
Tak chcia� zobaczy� te ameryka�skie gazety. Przez jaki� czas w��czy� si� po tym niby parku,
gdzie siedzia� po po�udniu, potem ruszy� w stron� portu. P�jdzie chyba spa�. Zapach
dochodz�cy z mijanych garkuchni u�wiadomi� mu, �e jest g�odny. Wszed� do jednej z nich,
zanim sobie przypomnia�, �e nie ma centa w kieszeni. Poszed� dalej w stron�, sk�d dochodzi�
mechaniczny d�wi�k pianoli, i znalaz� si� w dzielnicy czerwonych �wiate�. W drzwiach
drewnianych ruder sta�y dziewczyny uliczne: Murzynki r�nych kszta�t�w i odcieni sk�ry,
p�krwi Chinki i Hinduski, troch� zwi�d�ych t�ustych Niemek i Francuzek. Jedna ma�a
Mulatka, kt�ra z�apa�a go za rami�, by�a diablo �adna. Zatrzyma� si� pogada�, ale kiedy
powiedzia�, �e jest go�y, parskn�a mu w nos:
� Zje�d�aj st�d, panie Go�y. Tu nie ma miejsca dla golc�w.
Wr�ciwszy na statek, nie m�g� znale�� koka, �eby wy�ebra� co� do �arcia, wi�c zacz��
�u� tyto�. Musi mu to wystarczy�. W kubryku by�o jak w piecu. Wyszed� na pok�ad
w samych spodniach i zacz�� spacerowa� tam i z powrotem z wachtowym, ch�opcem
o r�owej twarzy pochodz�cym z Dover i przezywanym przez wszystkich Ma�ym. Ma�y
powiedzia�, �e pods�ucha�, jak szyper m�wi� panu McGregorowi w kabinie, �e jutro
odp�ywaj� do Saint Lucia �adowa� limony, a potem hajda do domu. Sk�ama�by, gdyby
powiedzia�, �e si� nie cieszy; zobaczy znowu poczciw� star� Angli� i zejdzie wreszcie z tej
zafajdanej �ajby. Joe odpar�, �e co jemu z tego przyjdzie, jego dom to Waszyngton.
� Chcia�bym raz rzuci� to pieprzone �ycie, dosta� jak�� robot�, z kt�rej bym co� mia�.
�eby ka�dy parszywy turysta nie wyobra�a� sobie, �e za g�upie par� dolar�w mo�e robi�
z cz�owiekiem, co mu si� podoba.
Opowiedzia� Ma�emu o m�czy�nie, kt�ry si� przedstawi� jako Jones, i Ma�y �mia� si� do
rozpuku.
� Pi��dziesi�t dolar�w to dziesi�� funt�w. Za dziesi�� funt�w dobrze bym si� zastanowi�,
czy nie pozwoli� takiemu nadzianemu facetowi zrobi� ze sob�, co by chcia�.
Mimo nocy nie by�o zupe�nie czym oddycha�. Moskity zaczyna�y si� dobiera� do go�ego
karku i ramion Joego. Nad stoj�c� wod� basen�w portowych podni�s� si� gor�cy s�odkawy
opar przes�aniaj�c �wiat�a nabrze�a. Przeszli kilka razy tam i z powrotem nie odzywaj�c si�
do siebie.
� Co on w�a�ciwie chcia� z tob� zrobi�, Jankes? � zapyta� Ma�y i zarechota�.
� Diabli z nim! Rzuc� chyba to �ycie � odrzek� Joe. � Co by nie zrobi�, gdzie by nie
pop�yn��, marynarz zawsze bierze w dup�. �le m�wi�, Ma�y?
- Wiadomo! Dziesi�� funt�w! Nie powinien to taki nadziany facet mie� odrobiny wstydu?
Demoralizacja, to mu tylko w g�owie. Powiniene� p�j�� do niego z paroma kumplami
i przycisn�� panicza do muru. U nas w Dover niejeden taki nadziany bubek buli fors� za
mniejsze �wi�stwa. Przyje�d�a sobie taki jeden z drugim na wakacje i dobiera si� do
ch�opc�w k�pielowych. M�wi� ci, Jankes, ja bym na twoim miejscu pocisn�� go�cia zdrowo.
Joe nic nie odpowiedzia�. Po chwili rzek�:
� Rany, a jak by�em szczeniakiem, to nic tylko chcia�em jecha� do tropik�w.
� Jakie to tam tropiki. Zafajdana dziura i tyle.
Zrobili jeszcze par� tur po pok�adzie. Potem Joe pochyli� si� przez burt� i spojrza�
w t�ust� ciemno��. Cholera by wzi�a te moskity! Wypluta prymka tytoniu plusn�a lekko
w wod�. Zszed� do kubryku, wdrapa� si� na koj� i naci�gn�wszy koc na g�ow� le�a� zlany
potem. Szlag by to trafi�, chcia� przecie� tylko zobaczy� wyniki rozgrywek baseballowych.
Nazajutrz brali w�giel, a nast�pnego dnia, kiedy �Argyle� sun�� z powrotem przez Boca,
mi�dzy �liskozielonymi paprociowymi wyspami, Joego zap�dzono do malowania kabin
oficerskich. By� w�ciek�y, bo mia� patent starszego marynarza, a tutaj orali w niego, jakby by�
zwyk�ym majtkiem. Na domiar z�ego szli do Anglii i nie wiedzia�, co z nim zrobi�. Koledzy
marynarze m�wili, �e kto wie, czy go nie internuj�, jak wyl�duje w Anglii bez paszportu, jest
przecie� obcokrajowcem, a tu wojna, wsz�dzie pe�no szpieg�w i w og�le. Ale tymczasem
wia�a bryza pachn�ca sol�, przez iluminator wida� by�o b��kit oceanu zamiast brudnej
sadzawki basenu portowego, lataj�ce ryby ociera�y si� ca�ymi setkami o burt� statku.
Port na Saint Lucia, otoczony zewsz�d l�dem, by� czysty, z bia�ymi domkami
o czerwonych dachach pod palmami kokosoyryrni. Okaza�o si�, �e maj� �adowa� banany,
i nast�pne p�tora dnia sp�dzili na zbijaniu przegr�d w �adowni rufowej i mocowaniu �erdzi
do wieszania ki�ci. By�o ju� ciemno, kiedy przycumowali do nabrze�a bananowego, wyrzucili
dwie k�adki i ustawili niewielki �uraw do spuszczania ki�ci do �adowni. Nabrze�e roi�o si� od
kolorowych kobiet, kt�re piszcza�y, chichota�y i wykrzykiwa�y do za�ogi, i od m�odych
ros�ych Murzyn�w, kt�rzy stali i nic nie robili. �adowanie nale�a�o do kobiet, kt�re po chwili
zacz�y si� wspina� g�siego po k�adce, ka�da z wielk� ki�ci� zielonych banan�w na karku
i ramionach. By�y w�r�d nich stare czarne wied�my i m�ode �adne Mulatki, ich twarze
�wieci�y od potu w blasku wielkich reflektor�w o wielu �ar�wkach, ich majtaj�ce si� piersi
wygl�da�y z �achman�w, raz po raz w szczelinie r�kawa b�yska�o czarne cia�o. Kiedy kobieta
wdrapa�a si� na szczyt k�adki, dwaj wielcy Murzyni zdejmowali banany mi�kko z jej ramion,
nadzorca dawa� jej kartk� i kobieta zbiega�a po drugiej k�adce na nabrze�e. Z wyj�tkiem
obs�ugi �urawia za�oga nie mia�a nic do roboty. Marynarze t�oczyli si� niespokojnie doko�a
i patrzyli na kobiety, na b�yski ich z�b�w i bia�ek, na ci�kie chybotanie piersi, na pracowite
spr�enia ud. Stali, gapili si�, drapali, przest�powali z nogi na nog�; nie bardzo nawet �winili.
Noc by�a ciemna, nieruchoma, zapach banan�w i smr�d czarnego babskiego potu osacza� ich
gor�c� fal�, czasami tylko zalecia� �wie�szy powiew od sterty skrzynek z limonami
spi�trzonych na nabrze�u.
W pewnej chwili Joe spostrzeg�, �e Ma�y kiwa na niego. Zanurzy� si� za nim w mrok.
Ma�y przy�o�y� mu usita do ucha: Na nabrze�u jest kupa dziwek, Jankes. Idziemy. Wdrapali
si� na dzi�b i spu�cili po linie na nabrze�e. Lina poparzy�a im d�onie, wi�c Ma�y poplu� w nie
i roztar�. Joe zrobi� samo. Potem dali nura do jakiego� sk�adu. Mi�dzy nogami przewin�� im
si� szczur. By� to sk�ad guana, cuchn�� nawozem, skrzypia� piaszczysto pod stopami.
Z wyj�tkiem ma�ych drzwiczek w g��bi panowa�a wsz�dzie g�sta ciemno��; tylko g�r�
s�czy�o si� troch� blasku latarni z nabrze�a. S�ycha� by�o kobiece g�osy, st�umiony �mieszek.
Ma�y gdzie� znikn��. Joe wyczu� d�oni� nagie kobiece rami�.
� Najpierw musisz mi da� szylinga � powiedzia� s�odki dziewcz�cy g�os o dziwnym ni to
londy�skim, ni karaibskim akcencie.
Jego w�asny g�os zrobi� si� nagle chrapliwy.
� Ma si� rozumie�, dam, �licznotko.
Kiedy oczy przywyk�y mu do mroku, nabra� pewno�ci, �e nie s� sami. Doko�a s�ycha�
by�o chichoty, chrapliwe oddechy. Od strony statku dochodzi�o nieregularne skrzypienie wind
i pomieszany gwar kobiet �aduj�cych banany. Dziewczyna domaga�a si� pieni�dzy.
� No, bia�y panie, teraz daj, co obieca�e�.
Obok niego sta� Ma�y zapinaj�c spodnie.
� Wracamy na jednej nodze, dziewcz�ta.
� Jasne, zostawili�my fors� na statku.
Pu�cili si� p�dem przez sk�ad, z dziewczynami depc�cymi im po pi�tach, wdrapali po
sztormtrapie, kt�ry kto� wyrzuci� za burt�, i wyl�dowali na pok�adzie bez tchu, ale pok�adaj�c
si� ze �miechu. Spojrzawszy w d� zobaczyli kobiety miotaj�ce si� po nabrze�u, pomstuj�ce
i prychaj�ce w ich stron� jak kotki.
� Do widzenia, panienki! � zawo�a� Ma�y zdejmuj�c czapk�.
Z�apa� Joego za rami� i poci�gn�� w g��b pok�adu. Zatrzymali si� na chwil� przy
k�adkach.
� Ma�y, ale ta twoja to by�a zupe�na starucha � szepn�� Joe. � Niech mnie jasny gwint,
je�li nie mog�a by� twoj� babk�.
� Patrzcie go, babk�. Moja by�a ta �adna.
� Gadaj sobie zdr�w. Mia�a jak nic sze��dziesi�tk�.
� ��esz w �ywe oczy. Moja by�a ta �adna � powiedzia� Ma�y i odszed� w�ciek�y.
Zza postrz�pionych wzg�rz wychyn�� czerwony ksi�yc. Ki�cie bananowe wnoszone
przez kobiety po k�adce mieni�y si� w �wietle reflektor�w jak wij�cy zielony w��. Joego
ogarn�a nagle senno�� i obrzydzenie. Zszed� do kubryku i umywszy si� dok�adnie wod�
i myd�em, wpe�z� na koj�. Zasypiaj�c s�ysza� szkockie i angielskie g�osy majtk�w
rozprawiaj�cych o dziewczynach na nabrze�u, ile kt�ry mia� i ile razy, i jakie by�y
w por�wnaniu z Argentyn�, Durbanem czy Singapurem.
�adowanie trwa�o ca�� noc, a nast�pnego dnia w po�udnie statek wzi�� kurs na Liverpool
i pru� pe�n� par� do portu przeznaczenia. Na dole palacze walili pod kot�y, ma�o im r�ce nie
odpad�y, na pok�adzie marynarze nie m�wili o niczym innym jak o domu. Banan�w mieli po
czubek g�owy przez ca�y rejs, bo superkargo codziennie wyci�ga� z �adowni przejrza�e ki�cie i
wiesza� w kambuzie. Wszyscy psioczyli, �e statek jest nie uzbrojony, ale kapitan i pan
McGregor sprawiali wra�enie bardziej przej�tych bananami ni� niebezpiecze�stwem
korsarskiego ataku. Wci�� tylko zagl�dali pod p��cienn� pokryw� luku, pod kt�r�
zainstalowano wentylator, i sprawdzali, czy banany nie dojrzewaj� za szybko. �miechu by�o
co niemiara w kubryku z powodu tych banan�w.
Min�wszy zwrotnik wpadli w parszywy p�nocny sztorm, kt�ry wia� przez cztery dni.
Odt�d pogoda by�a pod�a ju� do ko�ca rejsu. Po swoich czterech godzinach przy sterze Joe
nie bardzo mia� co robi�. Ch�opcy w kubryku psioczyli, dlaczego armator ni