uniapowielitewsk00weys
Szczegóły |
Tytuł |
uniapowielitewsk00weys |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
uniapowielitewsk00weys PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie uniapowielitewsk00weys PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
uniapowielitewsk00weys - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Digitized by the Internet Archive
in 2011 with funding from
University of Toronto
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
i
JÓZEF WEYSSENHOFF
C6
UNIA
POWIE LITEWSKA
WARSZAWA
NAKAD GEBETHNERA WOLFFA
I
KRAKÓW - G. GEBETHNER SPÓKA
I
1910
Strona 8
f°G
ust
L/a
KRAKÓW — DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓKI.
Strona 9
I.
Na tapczanie wagonu drugiej klasy spo-
czywaa posta mska niepospolita, chrapic
równo i silnie, jak zwyk chrapa czowiek
w wieku dojrzaym, dobrej tuszy i spokoj-
nego sumienia. Pocig ju od pewnego czasu
;ta przy peronie wielkiej stacyi. Dwaj inni
podróni, którzy tu dopiero wsiedli, spogl-
iali na picego z zakopotaniem, jako na
przedmiot, podlegajcy usuniciu.
—
Budzi jego trzeba —
rzek jeden do
drugiego —
wszak miejsca dla nas niema.
— A ju trzeba bdzie...
Zgoda obu zda wywoaa jednak tym-
czasem tylko cichy namys, niedojrzay pro-
jekt czynu.
Wtem odezwa si podwakro dzwon sy-
gnaowy.
— Moe on tu wysiada? i
— A moe by...
Wreszcie pierwszy z rozmawiajcych zde-
cydowa si pocign picego za rkaw.
UNIA. 1
Strona 10
- 2 -
Zerwa si z tapczanu m
krewki, wawy
pomimo rozrzedzonych na gowie wosów
i pooranej ju nieco twarzy.
— Co Biaystok?
takiego?..
— Wilno, panie. Zaraz pojedziem dalej.
— Tam do licha!
Rozbudzony j
popiesznie ogarnia si
i zbiera manatki, gdy zajcza trzeci dzwonek.
—a pozwoleniem, dobrodzieje moi!
Otworzy okno, »zrobi pieko«, sfuka kon-
duktora, e
go nie obudzi, zatrzyma pocig
i wyrzuci z impetem najprzód swe rzeczy,
potem siebie samego.
Jeeli pozostali w wagonie podróni brali
kiedy w Warszawie udzia w jakim wiecu/
lub chocia powierzchownie obeznani byli
z ikonografi naszej wyszej polityki, poznali
niechybnie w energicznym pasaerze pana
Apolinarego Budzisza.
Niezmordowany dziaacz, zdawszy na przy-
jació akcy prawodawcz w Dumie, a na in-
nych ork, coraz bardziej kamienist, na ni-
wie pracy kulturalnej w Królestwie, zapra-
gn nie swe wiato i si midzy dalszych
braci.
— Pojad nad NiemenWili — mawia
i
tajemniczo, gdy obrady w rónych komite-
tach zaczynay trci prón dyalektyk z po-
wodu pitrzcych si przeszkód zewntrznych
i wewntrznych.
Strona 11
.
— 3 —
— Pojad nad Niemen i Wili! — odgra-
a si, gdykrnbrne ywioy w stronnictwie
aczy si burzy przeciwko jego powadze.
I pewnego sierpniowego poranka — poje-
ha. Jakie mia plany? — nie wiedzia nikt
lokadnie, nawet ona jego Tekla. Niosy go
s pewnoci pragnienia pomienne i czyste,
)rogram za dziaania mia sobie wyrobi
v cigu akcyi, by bowiem w polityce empi-
ykiem.
Wilno pamita, jak przez sen, z dwóch
lawnych, krótkich w niem pobytów. Dzisiaj
niasto w ydao mu si równie cichem. jednak
T
veselszem. Powiew liberalny odwiey po-
yietrze, oywi twarze, rozwiza usta, pozo-
tawi lad widomy choby na szyldach skle-
>ó\v, przemalowanych na dwujzyczne. A gdy
vonica zwolni szybko i odkry pod gow
ukiem Ostrej bramy, Budzisz wdzicznie z wró-
i oczy ku wielkiemu otarzowi Litw} r
:
—
Chwaa Ci, Panno Niebieska!
Uciszona ulica pielgrzymów, przez któr
roga wypada kademu gociowi do Wilna,
amyka mu usta i pochyla gow, przejmuje
uszanowaniem dla piknego miasta.
drazu
tumne modlitwy pokole rozgrzay to miej-
ce do atmosfery cudu, szemrz cigiem po-
drowieniem zawisy srebrnemi
anielskiem,
roplami wotów okoo Wizerunku, patrzcego
litociwie na ulic. Tylko jasny front ko-
1*
Strona 12
— 4 —
cioa, posunity ku miastu, graniczcy z za-
smuconymi murami, zdaje si nosi aob
na oknach swych, bramowanych czarnym mar-
murem.
Czu to wszystko Budzisz przez autenty-
cznie polsk skór, ale, e by czowiekiem
czynu, a nie lirykiem, krótkiem tylko »Zdro-
wa Marya« wyrazi swe wzruszenie.
Wchwili gdy rka przykada si po raz
,
pierwszy do zamierzonego dziea, uczuwa zwy-
kle zniechcajcy chód rzeczywistoci, sprze-
cznej lub nierównej z pragnieniami. Pan Apo-
linary roi ju od miesica o szerokich, mów-
nico wy eh, piorunujcych dziaaniach na Litwie;
ni moe nawet o czem podobnem w wa-
gonie. Ale, ujrzawszy cicheobojtne Wilno,
i
straci animusz, zwaszcza gdy si dowiedzia
zaraz w hotelu, e
niema w miecie najpo-
trzebniejszych mu osób. Jak tu dziaa na
nieznanym gruncie? jak pokaza, kim si jest?..
Pogrony w tych wtpliwociach, uda si
r
tymczasem na posiek do restauracyi Naru-
szewicza.
Byagodzina pita popoudniu, pora mi-
dzy obiadem a wieczerz, jednak w sali za-
sta Budzisz kilka osób. Od jednego stou, za-
stawionego butelkami, zerwa si mocno za-
czerwieniony jegomo i rzuci si w objcia
pana Apolinarego. By to pan Tytus Paster-
kowski, niedoszy kandydat do pierwszej Dumy,
Strona 13
—
— 5 -
literat publicysta z Korony, czynny obecnie
i
na misyi w
Wilnie. Budzisz odda ucisk, gdy
zna dobrze Pasterkowskiego i nalea do je-
dnego nim obozu, lecz pomyla in petto,
z
e wolaby na pierwsz rozmow w Wilnie
spotka kogo innego. Pasterkowski, cho
zacny, drani go oddawna pewn cech swej
m
powierzchownoci: by do niego troch podo-
bny. Budzisz za, cho ju od paru lat grun-
townie zdemokratyzowany, wola nie by po-
dobny do Pasterkowskiego. Ten ostatni, prze-
ciwnie, z równolegoci swej kandydatury po-
selskiej, z niejakiego podobiestwa z Budziszem
zdawa si wyciga chlub i nadmiernie ser-
deczn komityw. Na dobitk by dzisiaj wi-
docznie podchmielony.
Ale nie byo rady: Budzisz usiad przy
stole obok Pasterkowskiego i zapozna si
z jego towarzyszem, panem Fedkowiczem.
— Apolinary Budzisz! domówi to imi!
przedstawia haaliwie Pasterkowski. —
Lita-
wor Fedkowicz, ksi pomysowoci litew-
skiej !
Chuda, nadmiernie gitka posta Fedko-
wicza, twarz jakby zawiedziona przez burz-
liwe ycie, a jednak ywa i przebiega w czar-
nych oczach, wyday si panu Apolinaremu
godnemi bliszego przestudyowania.
— Gzy dawno w Wilnie? —
zagadn Fed-
kowicz sodko.
Strona 14
- 6 -
— Zaledwie wysiadem z wagonu. Przy-
szedem co zje, bo przespaem ca podró
razem z por obiadow.
— Szlachetne zdrowie!
Pasterkowskiemu wyda si wykrzyknik
Litwina zbyt poufaym w stosunku do osoby
dygnitarza z Korony.
—Praca, panie Litaworze, praca! My tak
zawsze: pracujemy dniem i noc. Nie dziw,
e kolega Budzisz skorzysta z rzadkiej oka-
zyi wytchnienia. Pewno po jakiej nocnej se-
syi w komitecie? co, panie Apolinary?
—Niema si czem chwali, panie Tytusie.
Wstrzemiliwo gocia rzucia pewien
chód na kwitnc przy tym stole wysok
temperatur przyjani. Pan Apolinary zamó-
wi par potraw, a dwaj wspóbiesiadnicy przy-
pocigajc wina ze
cichli, szklanek. Wkrótce
odezwa si innym tonem Pasterkowski, mar-
szczc mylce brwi tajemniczo:
— A paragraf szedziesity zmodyfiko-
walicie?
—
Szedziesity?., pozosta. Wyborn tu
daj saatk ledziow.
Pan Tytus sapn troch niecierpliwie
i zwróci si do Fedkowicza, który tymcza-
sem, cignc namitnie dym z papierosa, nie-'
winnem, ale badawczem spojrzeniem raz po
raz spoglda na nowo przybyego.
— Wic, panie Litaworze, moemy ko-
Strona 15
- 7 -
czy rozmow, zanim si nasz go posili.
Palnij nam pan studyum o litewskiej bawe-
nie, tak jak to pan umiesz: cyfry, wyniki i za-
chta! Zainteresuj si firmy nasze z Króle-
stwa, kapitay popyn a ja dodam wstp ,
|o znaczeniu baweny ze stanowiska wszech-
polskiego. Zgoda?
— Studyum ju mam gotowe, wynalazki
patentowane. Trzeba mi tylko naradzi si
Eustachym Chmar o sposobie lansowania
ikcyi. Ja jemu wierz, bo on ma szczliw
— pen
I kiesze — doda Pasterkowski.
— Dlatego kiesze pena,
i rka szcz- e
iliwa.
Wymienione nazwisko obudzio uwag
Bu-
[zisza, który mia wanie zamiar porozumie-
lia si tym tuzem litewskim, znajomym mu
z
|u z paru gocinnych wystpów w Warszawie.
— Gzy nie wiedz panowie, gdzie si znaj-
lu je obecnie pan Chmara?
— Bóg jego wie, panie askawy — odpo-
iedzia Fedkowicz. — Moe w Petersburgu,
|ioe u siebie w Rarogach. Ale do mnie on
iraz napisze, albo zjawi si; my tygodnia
y
i
|ez siebie nie moemy.
— Pan dobrodziej zna dobrze Eustachego
|hmar?
— Apaniemój! Kuzyn przecie: prababka
Strona 16
- 8 -
Fedkowiczówna i przez on take pociotek!
Od modoci yjemy z sob, jak bracia.
Pana Apolinarego ta wiadomo
widocznie
przeja szacunkiem dla Fedkowicza. Zwróci]
si do niego poufniej:
—Chmara zawsze tu u was rej wodzi? coT
— Wiadomo: kolos Rodyjski! Jedn noga
oparty o Petersburg, drug o nasz Litw
A nogi obie z bronzu, panie askawy.
— eby t nog z Petersburga przeniós]
tak do Warszawy... —
wtrci Budzisz.
— Jak zaczniecie rozstawia nogi Chmar
po karcie geograficznej, bdzie ich mia wkrótc<
cztery —
zawoa Pasterko wski i rozmia si<
niepomiernie ze swego dowcipu.
Pan Apolinary nie chcia si wdawa w dy-
skusye polityczne z nieznajomym Fedkowi-
czem i z nazbyt znanym Pasterko wskim; spro-
wadzi wic rozmow na grunt, na którym
j zasta:
— Przeszkodziem panom jakiej na- w
radzie ekonomicznej... zdaje si, o bawenie'.
— Niema ju baweny, jest tylko len, pol
sko-litewski len! — gada coraz goniej pai
Tytus. — Obecny tu ksi pomysowoci lin
tewskiej wypdzi bawen z rynków euro
pejskich.
— Istotnie, panie askawy, len moe za-|
]
stpi bardzo korzystnie bawen we wszyst-
kich jej zastosowaniach. Ja ju wyrabiam ze!
Strona 17
!
_ 9 —
ale wat,
nu nie tylko najtasze tkaniny,
i
i len strzelniczy.
— Uwaasz, panie Apolinary? proch ze
lnu wymyli!
— A trzeba jeszcze zanotowa, e przy
obróbce lnu odpadaj do padzie-
dzisiejszej
rza i paku najlepsze czci,
bo nasz wocia-
nin ma zbyt grube narzdzia i sposoby od-
dzielaniawókna. Odpadki zawieraj najcen-
niejszy materya przdzalniany
— Prosz, prosz... — dziwi si pan Apo-
którego natura cigna do roli i jej
linary,
produktów, jak ryb do wody.
Ale Pasterkowski przeszkadza
naleytemu
rozwiniciu teoryi Fedkowicza:
— Tak, tak, panie Apolinary. Nie
masz
pojcia, co on tu ju powymyla.
To jest
Newton Eddison. A wyglda, jak nie-
nasz i
winitko — co? W twoje rce, panie Apo-
linary!
Budzisz z pocztku postawi sw szklank
od
dnem do góry na znak wstrzemiliwoci
napoju, ale po uporczywych
naleganiach spró-
bowa wina, pozna, e
dobre, i pi.
— Jak to byo, panie Litaworze, z t pras
bez toku? Cha, cha, cha -
bajeczne!
— Czy dasz pan wiar —
zwróci si znowu
zachcony Fedkowicz do Budzisza — e wy-
nalazem pras hydrauliczn bez toku,
graem na harmonijce? O tak
-
kiedy raz
Strona 18
:
- 10 -
Zoyserwet w ksztat, naladujcy m
szek rcznej harmonijki zacz wyka< i
teory mechaniczn zdumiewajc. Pan Aj
linary spoglda to na serwet, to na pre
genta z rosncym podziwem:
— No dobrze, ale zawsze tok...
— Niema toku, fala wody cinie na fa
Pasterkowski trzs si od miechu:
—
Fala fal, bawan bawana... cha, cha, c
Budzisz zawoa niecierpliwie
—
A daje pokój, panie Tytusie! Zach
wuj my si powanie. Zatem toku, mówi
pan, niema wcale?
Wykad zosta przerwany przez wtargni
cie do sali czterech modych mczyzn, n
szcych si w dugich surduta*
oryginalnie, T
i w czapkach. Piej midzy nimi wodzi ksic
mody okazay, odmienny od towarzystv
i
tylko brakiem wsów rozpit od góry i (
dou sutann. Skupili si przy bufecie prz<
szeregiem kieliszków, nalanych prost wódk
i ujli kady za swój z t namaszczon p
wagq, która cechuje pijcego chopa.
—
Ant swej katu, brolis!
— Swej kas! *)
Dwiki dalszej rozmowy, z wielk ob
toci kocówek na as, is i os, przypomnia
*) — Na zdrowie, bracie!
— Zdrów (bdl)
Strona 19
11 —
nu Apolinaremu zamierzch jego, gimna-
alna grek.
— A to co, dobrodzieju mój, Grecy jacy?
— Ten znowu paradny! —
mia si Pa-
erkowski coraz bardziej pijany —
Litwini
zecie! bracia Litwomani niech ich drzwi
,
isn!
Kto stojcych przy bufecie musia co
ze
sysze, bo par ponurych spojrze strze-
o stamtd ku stoowi, gdzie siedzieli nasi
iesiadnicy. Zwaszcza mody ksidz wychy-
w stron Pasterko wskiego twarz okrg
okrgemi oczyma, która wród zwichrzo-
ych kudów patrzya, jak gowa rysia, ze-
ranego w sobie do skoku.
Fedkowicz zada rachunku po-
i zacz
iesznie paci. Pasterko wski protestowa, e
aley si jeszcze od niego butelka »rewan-
owa«. Budzisz skania si te ku wyjciu,
hocia go ncio nowe zupenie widowisko
unarodowiony eh « Litwinów.
Ci za zajli teraz miejsca przy stole bli-
zym i nie przestawali rozprawia midzy
oba po litewsku.
- piewny jzyk — rzek pan Apolinary.
— A niczego sobie — zgadza si Fed-
owicz.
Ale Pasterkowski coraz bardziej wojowni-
cz przybiera postaw, co niepokoio gów-
Strona 20
— 12 —
nie towarzyszów z jego, nie za z przeciw
nego obozu.
Tymczasem okazao si, e sucy w
rc
stauracyi nie rozumia po litewsku,
gdy ni
róne dania, wyraone w tym jzyku, oc
powiada tylko min usun bezradn. Wted
i
ksidz odezwa si do sucego:
— Ga wariat wam, dajtie kartu win.
Tu pan Apolinary da stanowcze hasd
opuszczenia restauracyi.
Gdy ju na powietrzu, Budzisz przyi
byli
stan w pozie oratorskiej, pragnc swe uwagi
zakomunikowa garstce Polaków. Powiód
oczyma po audytoryum. Ale powiew
wil
czorny zdj oburzenie z rumianej
twarzJ
Pasterkowskiego i rozmarzy chude,
prze-J
mylne oblicze Fedkowicza. Pan Tytus, po-
zbywszy si nagle troski o sprawy publiczne
zapragn lejszych zadowole i namawia n;
przechadzk do zakadu Szumana, gdzie obe
cnie roj si pod drzewami
miejscowe i za
graniczne piknoci, zanim nastpi
przedsta
wienie wieczorne. Dodawa, e
zna niejedn!
»bestyjk«. Fedkowicz, niewinnie i
dyskretnie,'
podziela zdanie Pasterkowskiego. Ale
Budzisz,
cho z natury ciekawy studyów obyczajo-
wych, dzisiaj stanowczo odmówi:
ywi w sercu,
oprócz powagi swej tajemniczej
misyi, nie-
ufno do towarzyszów. Demokratycznej so-
lidarnoci nie naley posuwa
a
do pospo-