10034
Szczegóły |
Tytuł |
10034 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10034 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10034 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10034 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Zimniak
Pojedynek
Zbli�a� si� do Miasta. Opu�ci� ju� piaszczyste r�wniny i�wspina� si� na rozleg�y granitowy p�askowy�, przenikni�ty silnym strumieniem energii z�wn�trza Ziemi. Czu�, jak jego tkanki regeneruj� si�, a�my�li staj� si� szybsze i�ja�niejsze. Wyczu� blisko�� Miasta. Po dalekim niebie p�yn�y ze� ogromne rzeki rzadkich fal radiowych. Miasto pulsowa�o tysi�cami istnie� ludzkich - nami�tno�ciami, pragnieniami, - smutkiem, rado�ci�, dobroci� i�z�em. Og�ln� wrzaw� �ycia co chwila przeszywa� cichn�cy krzyk umieraj�cego, ponad tysi�cem g�os�w i�szmer�w wyp�ywa� ogrom ulgi rodz�cej kobiety lub wzlatywa�a bezwolna rozkosz kochank�w. Jonat u�miechn�� si� bezg�o�nie Oto trzy krzyki �ycia: pocz�cie, narodzenie i��mier�. Reszta - to tylko szepty o�tych trzech wyznacznikach istnienia.
Miasto ukaza�o si� wreszcie jak na d�oni. Jego Miasto. Mruga�o tysi�cem �wietlistych j�zyk�w, sypa�o kaskadami barwnych iskier, buzowa�o rozrzedzonym promieniowaniem. Lecz te sygna�y cywilizacji technicznej nie obchodzi�y Jonata. Interesowali go ludzie. Mali i�wielcy. Dobrzy i��li. Te niepowtarzalne hybrydy nieklasyfikowalnych cech. Ludzie, kt�rych nikt nie rozpozna�, kt�rzy nie znaj� siebie samych i�nie mog� si� sprawdzi� w�codziennym, przypisanym im rytuale �ycia. Jonat kocha� to Miasto. Ch�tnie przebieg�by ulicami, i�zajrza� na podw�rza pe�ne kwietnych klomb�w i�odwiedzi� poddasza starych dom�w z�palonej ceg�y. Niegdy� lubi� zatrzymywa� si� o�zmierzchu pod nagrzanymi jeszcze s�o�cem murami, po kt�rych rozpe�z�o si� dzikie wino, i�dawa� si� przenika� wirem nami�tno�ci ludzkich. Teraz jednak musia� od�o�y� to wszystko na p�niej; a�by� mo�e zaniecha� na zawsze.
St�umi� w�sobie wzruszenie i�szybkim spojrzeniem obrzuci� ca�e Miasto. W�r�d masy ludzkiej w�wielu miejscach jarzy�y si� umys�y obiecuj�ce i�zdolne, nawet wybitne, lecz �aden z�nich nie przekroczy� jeszcze progu samou�wiadomienia. I�Jonat odetchn�� z�ulg�. W�Mie�cie nie by�o Olsena. Szed� wmieszany w�r�nobarwny t�um przechodni�w. Przygarbi� si�, g�ow� wci�gn�� mi�dzy ramiona. Nikt go nie pozna�, lecz Jonat przypomina� sobie wielu mieszka�c�w, ka�dy dom, plac, ulic�. Z�ulicznych kawiarenek, spo�r�d kolorowych lamp, m�ode dziewczyny posy�a�y nieznajomemu u�miechy. Skr�ci� w�boczn� alej� i�znalaz� si� przed domem Ojca. �cie�ka jego zabaw dzieci�cych poros�a traw�, rozbuchany g�szcz ga��zi muska� go po g�owie i�karku. Drzwi by�y otwarte, po pod�odze biega�y ma�e, zielone jaszczurki. Widok biurka z�rozrzuconymi na nim ksi��kami sprawia� wra�enie, �e Ojciec wyszed� tylko do s�siedniego pokoju.
W przyleg�ym pomieszczeniu sta� stary, zniszczony st�. To na nim uczy�em si� ustawia� klocki, czyta� i�pisa� - Jonat po�o�y� d�o� na chropowatym blacie i�ciep�o wspomnie� przenikn�o mu palce. �Przy stole siedzi z�otow�osy, rumiany ch�opczyk i�ze z�o�ci� odrzuca nieudane rysunki. Wreszcie w�ciek�o�� malca nie daje mu pracowa�, po policzkach sp�ywaj� �zy, bielej� palce zaci�ni�te na kraw�dzi blatu. Nienawistny wzrok skierowany jest na stos kartek, kt�re w�pewnym momencie... zaczynaj� falowa�, mi�� si� i�zgniata� w�papierow� kul�. Gor�ca fala z�o�ci odp�ywa, pozostawiaj�c tylko ogrom zdziwienia.
Za plecami ch�opca stoi Ojciec. Wyci�ga r�k� w�stron� jasnej g��wki. B�dziesz silny, bardzo silny - m�wi�. Jonat przerwa� pasmo wspomnie� i�wyszed� w�zielon�, pachn�c� ciemno�� ogrodu. Na tle przepastnego aksamitu nieba z�przyszytymi pere�kami gwiazd p�dzi�y rw�ce rzeki fal radiowych, ostre strumienie w�pasmach telewizyjnych, s�abe, lecz charakterystyczne odblaski telepatyczne. Nieforemne k��by fal zamkni�tych, przypominaj�ce sny o�bezpa�skich my�lach, zwiastowa�y blisko�� silnej burzy magnetycznej.
W g��bi w�skiej ulicy jaka� dziewczyna w�d�ugiej, ciemnej szacie po�piesznie ukry�a si� w�bramie. Z�mroku kto� nadchodzi� - wysoka, szczup�a posta� m�czyzny. Jonat skupi� si� jak umia�, ale nie by� w�stanie spenetrowa� jego m�zgu. �Olsen?� - przemkn�o mu przez g�ow�. Zbli�aj�cy si� m�czyzna wykazywa� czujno�� i�gotowo�� do konfrontacji. By� ju� bardzo blisko - p�owe w�osy, wysokie czo�o, czujne, nerwowe spojrzenie, g�owa wci�gni�ta mi�dzy szerokie ramiona.
Zimny strach. A�potem szok - to przecie� on sam! Jonat wyprostowa� si� i�popatrzy� na siebie - wtedy lustrzany obraz wybrzuszy� si�, rozmaza� i�sp�yn�� gdzie� w�bok.
Z bramy wybieg�a dziewczyna owini�ta w�szary, d�ugi szal. Przysun�a swoj� mokr� twarz tak blisko, �e czu� jej p�ytki, urywany oddech. �Uciekaj st�d - szepn�a zduszonym g�osem. - Odejd� natychmiast, b�agam�. G�os przeszed� w�niezrozumia�y be�kot, w�rozbieganych oczach czai� si� ob��d. Usta mia�a wypuk�e, pe�ne, nami�tne. �Odnajd� ci� - rzuci� za ni�, kiedy ju� zdj�� z�niej hipnoz� i�uciek�a przestraszona. �Nie odejd�!� - krzycza� bezg�o�nie, odrzucaj�c ostrze�enie Olsena. Musia� podwoi� czujno��. Ostateczna rozgrywka zbli�a�a si� szybko.
W�skie uliczki Starego Miasta wyludnia�y si�. P�na pora i�b�l g�owy spowodowany rozwichrzon�, zasnuwaj�c� Miasto burz� magnetyczn� zap�dza�y mieszka�c�w w�zacisze sypialni. Jonat przeciska� si� przez g�sty, niemal lepki mrok zau�k�w wy�o�onych g�adkim kamieniem rzecznym. Uwag� mia� napi�t� a� do b�lu. Chce mnie zm�czy� - pomy�la�. W�miar� jak jego cia�o s�ab�o, duch zdawa� si� pot�nie� i�uzupe�nia� niedostatki fizyczne. Pomarszczona jak zasuszony owoc twarz Matki, mlecznosiwe w�osy zaczesane g�adko do ty�u. Gdy Ojciec uczy� go w�adzy nad umys�ami innych, Matka zawsze m�wi�a: �Synu, b�d� r�wnie� dobry i�sprawiedliwy. U�ywaj wielu oczu, bowiem jedna para mo�e okaza� si� zawodna. Wyczuwaj wiele wymiar�w. Kochaj�.
Agresja! Jak sw�d palonej sk�ry, jak zduszony trzask ze zgniatanego lustra. Jonat nie ruszaj�c si� z�miejsca odbi� uderzenie i�odruchowo wypu�ci� pot�n� kontr� o�szerokim spektrum dzia�ania, raczej dla os�ony i�zyskania na czasie ni� w�celu unicestwienia przeciwnika. Natychmiast uchwyci� s�abe punkty w�m�zgu napastnika i�zacz�� ju� wypuszcza� skoncentrowane, dobrze dostrojone uderzenie, kiedy nagle poczu� bezcelowo�� akcji. Przeciwnik zosta� unieszkodliwiony pierwszym ciosem obronnym.
Jonat pchn�� zmursza�e drzwi i�w ciemno�ci wszed� na g�r� skrzypi�cymi schodami, w�r�d zapachu moczu i�zbutwia�ego drewna. Na pode�cie le�a� stary, licho ubrany cz�owiek w�pozycji �wiadcz�cej o�bezw�adnym upadku. �Zimny ok�ad na czo�o!� - rozkaza� dziewczynie, skulonej w�najdalszym k�cie. Z�y na siebie wyszed� w�mrok nocy. Omal nie zabi� ulicznego rzezimieszka.
Burza rozszala�a si� na dobre. Zmierzwiona we�na k��b�w falowych zaw�adn�a niebem, przyt�pi�a s�abe promyki gwiazd, wyciszy�a potoki d�ugo�ci radiowej. W�miejscach silnego promieniowania urz�dze� elektrycznych interferencja wyzwala�a istne kaskady barwnych rozb�ysk�w lub wiry na kszta�t tr�b powietrznych z�rozjarzonego py�u. Co chwila nabrzmia�e energi� niebiosa z�g�uchym mla�ni�ciem przekazywa�y jej nadmiar do wstrz�sanej razami Ziemi.
Na pocz�tku poczu� ma�� mr�wk� biegaj�c� pod w�osami, po czaszce. Zanim zorientowa� si� i�zacz�� stawia� os�on�, by�o ju� za p�no. Pot�ne uderzenie, mog�ce z��atwo�ci� zabi�, zwali�o go z�n�g. By�o na szcz�cie w�du�ym stopniu chybione - zwiad trwa� zbyt kr�tko na pe�ne rozeznanie. Nast�pny cios, nie mniej pot�ny i�wymierzony o�wiele precyzyjniej, Jonat odbi� ju� z��atwo�ci�. B�yskawicznie zlokalizowa� Olsena, kt�ry zdemaskowa� swoj� pozycj� atakiem, i�wypu�ci� szerokie kontruderzenie. Szybko penetrowa� m�zg przeciwnika i�bi� w�s�abe punkty kr�tkimi, lecz dok�adnymi ciosami. Sam odparowywa� serie podobnych uderze�.
Zaprzestali tych w�ciek�ych, chaotycznych, bezcelowych raz�w i�zm�czeni przygl�dali si� sobie nawzajem. Olsem stary i�do�wiadczony mistrz; kt�ry niejednemu niebezpiecze�stwu stawia� ju� czo�o, zaj�� pozycj� obronn�. Jonatan m�g�by by� jego synem - zdolny, uparty, entuzjazmem m�odo�ci pokrywa� brak rutyny. Tylko jeden z�nich m�g� pozosta� w�Mie�cie.
Jonat wyszed� ju� poza przedmie�cia. Min�� ostatnie ma�e domki z�czerwonej ceg�y, otulone ko�uchem pn�cej ro�linno�ci, i�posuwa� si� brzegiem rozigranego potoku. Lecz �wiat ten nie istnia� teraz dla niego - porusza� si� w�krainie rozbieganych pr�d�w, wezbranych rzek falowych i�sk��bionej we�ny burz magnetycznych. A�przed nim rozb�yskiwa� podst�pnymi ciosami umys� Olsem, cz�owieka, kt�ry po raz drugi chcia� wyp�dzi� go z�Miasta. Wyp�dzi� ju� na zawsze. Jonat spr�bowa� zastosowa� stary fortel. Klucz�c dla niepoznaki zbli�y� si� do p�ytkiej niecki geologicznej, szybko wskoczy� w�jej ognisko i�pos�a� przeciwnikowi grad uderze�. Olsen ugi�� si� pod ich ci�arem, lecz zdo�a� wypu�ci� kontr�. Ten zaprawiony w�bojach weteran wiedzia� doskonale, �e zag��bienie wymyte w�pok�adach rudy mo�e by� r�wnie dobrym emiterem, jak i�kolektorem wi�zki fal. Cios przedar� si� przez gard� i�t�pym obuchem zdzieli� Jonata, kt�ry z�najwi�ksz� trudno�ci� odczo�ga� si� na bok. Na szcz�cie Olsen te� dosta� swoje - pomy�la�. - Inaczej m�g�by teraz wyko�czy� mnie w�ci�gu sekundy. Postrz�piona we�na burzy falowej odp�yn�a, a�w czarn� otch�a� nieba wyla�y si� ogniste, rozszala�e rzeki promieniowania wschodz�cego s�o�ca. Jonat za ka�dym razem by� zdziwiony bogactwem i�groz� tego widowiska. I�zawsze wtedy szkoda mu by�o innych ludzi, zdolnych obserwowa� jedynie tak �a�o�nie ma�y wycinek widma.
Taki w�a�nie ranek wstawa� przed wielu laty, kiedy by� jeszcze ma�ym ch�opcem. Wtedy Olsen zwyci�y� Ojca, zada� mu ostatni cios po ca�onocnych zmaganiach. Lecz nie zabi�, stosuj�c si� do niepisanego prawa walki mistrz�w. Ojciec wraz z�rodzin� zosta� wygnany z�Miasta. Od tego czasu nigdy ju� nie doszed� do dawnej �wietno�ci, �yj�c z�dala od rodzinnych stron coraz bardziej zapada� na zdrowiu.
A Olsen...
Jonat, tkni�ty nag�� my�l�, rozpocz�� zn�w ostro�n� penetracj� m�zgu odpoczywaj�cego, ale czujnego Olsem. Lecz nie m�g� znale�� tego, czego chcia�, cho� �lizga� si� po powierzchniach my�li, zapuszcza� w�meandry wspomnie�, przebiega� pok�ady pami�ci. Zupe�nie nic?! Wydawa�o si� to niemo�liwe. Owszem, w�zwojach pami�ciowych trafi� na zapis zdarze� tamtego dnia, lecz by�a to tylko kronika z�zachowaniem �cis�ej chronologii, i�na tym koniec.
Poprzez stare, infantylne pok�ady pami�ci dosta� si� w�obszar p�ytkiej pod�wiadomo�ci. Czu� si� nieswojo i�nie ca�kiem w�porz�dku, ale jakie by�o inne wyj�cie? Jak w�nieprzejrzystej wodzie przesuwa�y si� zagmatwane kszta�ty my�li, pragnie� i�wyobra�e�, daj�ce nigdy w�pe�ni nie uzewn�trzniany obraz cz�owieka. Jonat czu� si� jak z�odziej w�sanktuarium �wi�to�ci, bo c� bardziej �wi�tego i�intymnego mo�na mie� poza w�asn� nag� pod�wiadomo�ci�, o�kt�rej naturze mamy tylko mgliste poj�cie, poza bezbronnym ja, odartym z�wszelkich ozd�b, masek i�konwenans�w?
Aby przenikn�� g��biej, Jonat musia� skorzysta� z�energii swojej os�ony obronnej. Nale�a�o teraz dzia�a� szybko, poniewa� przeciwnik m�g�by go dosi�gn�� z��atwo�ci�. Szuka� wi�c gor�czkowo w�r�d wspomnie�, marze�, pragnie�. I�cho� nie wnika� g��biej w��adne z�nich, �lizga� si� raczej tylko po ich powierzchni, zadziwi�o go bogactwo wewn�trzne sprzeczno�ci tego cz�owieka.
Wreszcie znalaz�. Zepchni�te na dno pod�wiadomo�ci, pe�ne b�lu i�poczucia winy wspomnienie walki z�Ojcem Jonata, obraz zsy�anych na wygnanie. D�ugie, bezsenne noce. Wyrzuty sumienia, ledwie zaprawione dum� zwyci�zcy.
Lecz jaki bezmiar goryczy! Goryczy wyp�dzanego z�wielu miast. Zgorzknienie tu�acza. Zapiek�y �al do ludzi. Olsen od najm�odszych lat nie mia� Domu. Walka z�Ojcem o�Miasto by�a ostatni� szans� starzej�cego si�, steranego �yciem cz�owieka. Jonat �a�owa� teraz, �e tak g��boko spenetrowa� to miejsce. Nie by�o czasu na rozwa�ania etyczno-moralne, lak zwykle zreszt�. Ci�nienie fakt�w pcha�o do rozwi�za� dyktowanych prost� walk� o�byt. Zastanowienie przychodzi�o p�niej, lecz zn�w nie zmienia�o w�niczym dalszych dzia�a�. Jonat po�piesznie przepisa� do swojej �wiadomo�ci poczucie winy Olsena, jego b�l i�wyrzuty sumienia. Nast�pnie znowu �os�oni� si� podw�jn� gard� i�przygotowa� do ostatecznej rozgrywki.
Rozpocz�� bez�adn� wymian� cios�w, w�kt�r� stary mistrz, nie podejrzewaj�cy pu�apki, da� si� bez trudu wci�gn��. Gdy przerwali, zm�czeni, Jonat skupi� si� a� do b�lu, wskoczy� b�yskawicznie do ogniska niecki geologicznej, tej samej, kt�r� wykorzystywa� uprzednio, i�wypu�ci� skoncentrowan� wi�zk�. Zawar� w�niej ca�y �al, b�l i��wiadomo�� pope�nionego okrucie�stwa, ca�y dokonany przed chwil� wypis z�zakamark�w m�zgu Olsem. Wi�zk� wzmocni� na tyle, na ile potrafi�. Wyrzuty sumienia mog� m�czy�, lecz wzmocnione stukrotnie poczucie winy - mo�e zabi�. M�zg Olsena pr�bowa� si� broni�, stawia� jak�� zapor�, wypu�ci� kontr�, tak jak ranne zwierz� usi�uje niezdarnie ucieka�, ci�ko potykaj�c si� i�k�saj�c powietrze, a� zwali si� bezw�adnie na ziemi�. By� zwyci�ony.
Droga do Miasta dla Ojca, ca�ej rodziny i�dla niego sta�a otworem, lecz Jonat w�pe�ni czu� gorycz tego zwyci�stwa. Po�o�y� si� na fragmencie muru, otaczaj�cego niegdy� Miasto. Przyroda wok� budzi�a si� z�nocnego odpoczynku w��yciodajnych promieniach s�o�ca. Poczu� ciep�� fal� radosnego podniecenia kilku dziewcz�t, biegn�cych brzegiem strumienia. M�ode p�dy ro�lin stroi�y si� w�delikatne korony fal wzrostowych, �ycie zdawa�o si� cieszy� samym faktem swojego istnienia., Jonat biernie rejestrowa� zachodz�ce wok� zjawiska.
Sta� si� �lepy na barwy zdarze�, jego m�zg maskowa� wszelkie emocje i�wzruszenia. Postarza� si� o�wiele lat w�ci�gu tej nocy.
Bia��, pylist� drog�, ci�ko stawiaj�c kroki, odchodzi� stary, pokonany cz�owiek. Tak jakby to mog�o pom�c, Jonat u�cisn�� mu d�o�.