7581

Szczegóły
Tytuł 7581
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7581 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7581 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7581 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

CLIVE CUSSLER CERBER (Prze�o�y�: Piotr Maksymowicz, Maciej Pintara) AMBER 2001 W zapomnienie Czerwiec 1035, gdzie� w Ameryce P�nocnej P�yn�li przez porann� mg�� w zupe�nej ciszy, niczym duchy w statkach-widmach. Wysokie, wywini�te spiralnie krzywizny dziob�w i ruf wie�czy�y precyzyjne rze�by z�batych smok�w, kt�rych straszny wzrok zdawa� si� przebija� opary w poszukiwaniu ofiar. Mia�y one sia� panik� w szeregach wrog�w i chroni� �eglarzy przed z�ymi demonami, zamieszkuj�cymi morze. Ma�a grupa �eglarzy przeby�a wrogi ocean w d�ugich, wysmuk�ych statkach, kt�re pokonywa�y fale z �atwo�ci� i gracj� pstr�ga, p�yn�cego pod pr�d w spokojnym potoku. D�ugie wios�a si�ga�y z otwor�w w kad�ubie do ciemnej wody, wbija�y si� w ni� z wielk� si�� i pcha�y statki poprzez fale. Kwadratowe �agle w czerwono-bia�e pasy zwisa�y bezw�adnie w nieruchomym powietrzu. Na przywi�zanych do rufy linach statki holowa�y ma�e, poszyte na nak�adk�, sze�ciometrowe ��dki z dodatkowym �adunkiem. Po nich o wiele p�niej nadp�yn�li inni: m�czy�ni, kobiety i dzieci, wraz ze skromnym dobytkiem i �ywym inwentarzem. Ze wszystkich morskich szlak�w wiking�w najbardziej niebezpieczna trasa wiod�a przez pomocny Atlantyk. Mimo zagro�e�, jakie nios�y nieznane akweny, odwa�nie �eglowali w�r�d lodowej kry, walczyli ze sztormem, stawiali czo�o ogromnym falom i wichrom nadci�gaj�cym nieprzerwanie z po�udniowego zachodu. Wi�kszo�� z nich prze�y�a, ale morze odebra�o zap�at� za ich �mia�o��. Dwa z o�miu statk�w, kt�re wyp�yn�y z Norwegii, zagin�y bez �ladu. Zm�czeni zmaganiami z �ywio�em koloni�ci dotarli do Nowej Fundlandii, lecz zamiast wyl�dowa� w L�Anse aux Meadows, gdzie ju� wcze�niej osiedli� si� Lief Erickson, postanowili spenetrowa� tereny po�o�one bardziej na po�udnie. Chcieli znale�� cieplejsze miejsce, by tam za�o�y� now� koloni�. Op�yn�li jak�� wielk� wysp� i ruszyli kursem na po�udniowy zach�d, a� dotarli do d�ugiego p�wyspu, kt�ry wdziera� si� w morze �ukiem prosto na p�noc. Min�li dwie mniejsze wysepki i przez kolejne dwa dni p�yn�li wzd�u� bia�ej, piaszczystej pla�y. Jej widok zadziwi� �eglarzy, kt�rzy ca�e �ycie sp�dzili na bezkresnych ska�ach norweskiego wybrze�a. Op�yn�wszy przyl�dek piaszczystego p�wyspu, ujrzeli szerok� zatok�. Ma�a flota wp�yn�a na spokojne wody i skierowa�a si� na zach�d wraz z przyjazn� fal� przyp�ywu. Ogarn�a ich mg�a, �ciel�ca si� tu� nad wod�. Po po�udniu pomara�czowa kula s�o�ca zacz�a chyli� si� ku zachodowi nad niewidocznym horyzontem. Dow�dcy statk�w uzgodnili, �e trzeba rzuci� kotwice i zaczeka� do rana, kiedy mg�a by� mo�e uniesie si� wy�ej. Z nastaniem brzasku miejsce g�stych opar�w zaj�a delikatna mgie�ka. Okaza�o si�, �e zatoka zw�a si� i wrzyna g��boko w l�d, tworz�c fiord, z kt�rego woda wyp�ywa do oceanu. �eglarze chwycili wios�a i skierowali statki pod pr�d w tamt� w�a�nie stron�. Kobiety i dzieci milcz�co przygl�da�y si� wysokim, ostro zako�czonym ska�om, wynurzaj�cym si� z mg�y na zachodnim brzegu rzeki, z�owieszczo g�ruj�cym nad masztami statk�w. Za nimi widoczne by�y pag�rki, poro�ni�te zdumiewaj�co - w oczach przybysz�w - wielkimi drzewami. Nie by�o wida� oznak �ycia, jednak wszyscy czuli, �e obserwuj� ich ukryte w zaro�lach ludzkie oczy. Za ka�dym razem, gdy wychodzili na brzeg po wod�, byli n�kani przez Skraeling�w - jak nazywali mieszka�c�w ziem, na kt�rych chcieli si� osiedli�. Skraelingowie nie mieli przyjaznych uczu� i nieraz obrzucali statki gradem strza�. Trzymaj�c w ryzach bitn� natur� swoich ludzi, przyw�dca wyprawy, Bjarne Sigvatson, nie pozwoli� wojownikom walczy� z napastnikami. Dobrze wiedzia�, �e koloni�ci z Winlandii i Grenlandii tak�e byli atakowani przez Skraeling�w. Sprowokowali to sami wikingowie, morduj�c kilkuset niewinnych mieszka�c�w z czysto barbarzy�skiej ��dzy zabijania. W czasie obecnej wyprawy Sigvatson zamierza� wyda� rozkaz, by miejscowych traktowano przyja�nie. W jego mniemaniu by�o to konieczne do przetrwania kolonii i nawi�zania pokojowego handlu wymiennego tanimi towarami w zamian za futra i inne potrzebne rzeczy. W odr�nieniu od dru�yn Thorfinna Karlsefhi i Liefa Ericksona, kt�rych pr�by kolonizacji Skraelingowie odparli, tym razem za�og� stanowili uzbrojeni po z�by, zahartowani w boju Norwegowie, weterani wielu bitew z odwiecznymi wrogami, Anglosasami. Na ramionach mieli miecze, walczyli trzymaj�c w jednej r�ce d�ug� w��czni�, w drugiej ogromny top�r. Byli to najznakomitsi wojownicy swoich czas�w. Nadchodz�cy przyp�yw, odczuwalny nawet daleko w g�r� rzeki, pom�g� wio�larzom ruszy� pod pr�d, nieco s�abszy z powodu mniejszego nachylenia terenu. Uj�cie rzeki mia�o oko�o p�tora kilometra szeroko�ci, lecz kawa�ek dalej woda tworzy�a rozlewisko szerokie na ponad trzy kilometry. Ziemia na spadzistym wschodnim brzegu by�a �yzna, zielona. Sigvatson, obejmuj�c ramieniem zako�czony smocz� g�ow� dzi�b statku, patrzy� w dal poprzez nikn�c� mg��. Po chwili wskaza� r�k� ocienion� nisz� w ska�ach, wynurzaj�cych si� zza lekkiego zakr�tu rzeki. - P�y�cie w lewo - nakaza� wio�larzom. - Tam jest brama skalna, gdzie mo�emy schroni� si� na noc. Zbli�aj�c si�, dostrzegli ciemne, ponure wej�cie do zalanej wod� groty, na tyle du�e, �e m�g� przez nie przep�yn�� statek. Sigvatson zajrza� do ciemnego wn�trza i zobaczy�, �e rozpo�ciera si� ono daleko, a� do linii pionowych ska�. Nakaza�, by pozosta�e statki czeka�y w pobli�u. Na jego �odzi po�o�ono maszt, by zmie�ci� si� pod niskim �ukiem sklepienia. Przy wej�ciu do groty pr�d tworzy� liczne wiry, jednak silni wio�larze bez trudu skierowali statek w g��b pieczary, uwa�aj�c, by wios�a nie zaczepi�y o boczne �ciany skalnej bramy. Gdy mijali wej�cie do groty, kobiety i dzieci wychyli�y si� przez burt�, spogl�daj�c przez niesamowicie przezroczyst� wod� na �awice ryb, w�druj�cych nad skalistym dnem pi�tna�cie metr�w pod powierzchni�. Po chwili z l�kiem dostrzegli, �e w wysoko sklepionej grocie mog�oby pomie�ci� si� trzy razy tyle statk�w, ni� liczy�a ich niewielka flota. Mimo �e przodkowie przybysz�w przyj�li chrze�cija�stwo, stare poga�skie tradycje umiera�y powoli. Naturalne jaskinie by�y uwa�ane za siedliska bog�w. �ciany jaskini, uformowane ze stygn�cej, p�ynnej ska�y jakie� dwie�cie milion�w lat wcze�niej, wyg�adzi�y fale praoceanu, uderzaj�ce o warstwy ska� wulkanicznych, przed�u�enie pobliskich g�r. Ska�y unosi�y si� �ukowato, tworz�c okr�g�e sklepienie, zupe�nie nagie, pozbawione mchu czy jakiejkolwiek innej ro�linno�ci. Co dziwniejsze, nie by�o tam r�wnie� nietoperzy. P�ka skalna okaza�a si� niemal sucha. Poziom wody znajdowa� si� o metr poni�ej jej kraw�dzi na d�ugo�ci niemal sze��dziesi�ciu metr�w. Sigvatson krzykn�� przez skalny otw�r, by pozosta�e statki wp�yn�y do groty. Wio�larze przestali pracowa� i po chwili dzi�b delikatnie uderzy� o kraw�d� nast�pnej skalnej p�ki. Gdy wszystkie �odzie sta�y ju� przy brzegu, rzucono trapy, po kt�rych przybysze po raz pierwszy od wielu dni spokojnie zeszli na ziemi�. Najwa�niejsze by�o przygotowanie gor�cego posi�ku - pierwszego od czasu ostatniego zej�cia na l�d, kilkaset kilometr�w st�d na pomoc. Dzieci rozbieg�y si� po zerodowanych skalnych p�kach, by zebra� drewno wyrzucone przez wod�. Ju� po chwili kobiety pali�y ogniska, robi�y placki, gotowa�y w �elaznych kot�ach kasz� z rybami. M�czy�ni zabrali si� do naprawy statk�w, kt�re ucierpia�y podczas podr�y, inni wyci�gali z wody sieci z rybami. Kobiety by�y szcz�liwe, �e uda�o si� znale�� takie wspania�e schronienie przed wrogami, wiatrem i deszczem. Jednak m�czy�ni - silni, pot�nie zbudowani �eglarze o zmierzwionych w�osach - nie czuli si� dobrze w zamkni�tym skalistym wn�trzu. Po posi�ku, na kr�tko przed u�o�eniem si� do snu w sk�rzanych �piworach, dzieci Sigvatsona - jedenastoletni ch�opiec i o rok m�odsza dziewczynka - podbieg�y do ojca, pokrzykuj�c z wra�enia. Chwyci�y go za wielkie d�onie i zacz�y ci�gn�� w stron� najciemniejszego zak�tka jaskini. Z rozpalonymi �uczywami, poprowadzi�y go do d�ugiego tunelu, tak niskiego, �e z trudno�ci� mo�na by�o w nim sta�. Przej�cie to powsta�o w okresie, gdy ca�a jaskinia znajdowa�a si� pod wod�. Pokonawszy przeszkod� w postaci g�azu, ruszyli pod g�r� korytarzem. W pewnym momencie dzieci zatrzyma�y si�, wskazuj�c ma�� szczelin�. - Tatusiu, popatrz! - zawo�a�a dziewczynka. - Tam jest wyj�cie. Wida� przez nie gwiazdy. Otw�r by� za ma�y, by mog�y si� przeze� przecisn�� nawet dzieci. Sigvatson jednak wyra�nie zobaczy� nocne niebo. Nast�pnego dnia kaza� swoim ludziom wyr�wna� dno tunelu i poszerzy� otw�r. Gdy by� ju� tak du�y, �e m�g� w nim stan�� ros�y m�czyzna, wikingowie wyszli na zewn�trz i ujrzeli obszern� ��k� otoczon� pot�nymi drzewami. To nie by�a ja�owa gleba Grenlandii. Ros�o tu pod dostatkiem drzew na budow� dom�w, ziemi� g�sto porasta�y kwiaty i trawa, kt�ra mog�a wykarmi� byd�o. W�a�nie tutaj - na tej �yznej hali, wznosz�cej si� nad b��kitnym, bogatym w ryby fiordem - Sigvatson postanowi� za�o�y� koloni�. Bogowie wskazali drog� dzieciom, a one poprowadzi�y doros�ych do miejsca, kt�re wydawa�o si� nowym rajem. Wikingowie kochali �ycie. Ci�ko pracowali, wiedli surowy �ywot i z trudem umierali. Ich los by� nierozerwalnie zwi�zany z morzem. W ich mniemaniu m�czyzna bez w�asnej �odzi nie by� wolnym cz�owiekiem. Przez ca�e �redniowiecze budzili trwog� w�r�d lud�w Europy barbarzy�skimi podbojami, jednak przyczynili si� do zmiany oblicza kontynentu. Zahartowani wojownicy walczyli i osiedlili si� w Rosji, Hiszpanii i Francji, zajmowali si� handlem, byli te� najemnikami, s�yn�cymi z odwagi i umiej�tno�ci pos�ugiwania si� mieczem i toporem. Hrolf opanowa� Normandi�, kt�ra otrzyma�a swoj� nazw� od nordyckich naje�d�c�w. Jego potomek - Wilhelm, podbi� Angli�. Bjarne Sigvatson by� typowym wikingiem. Mia� jasne w�osy i brod�, nie by� wysoki, lecz szeroki w barach i odznacza� si� ogromn� si��. Urodzi� si� w 980 roku na ziemi swojego ojca w Norwegii i jak wi�kszo�� m�odych wiking�w t�skni� za tym, by zobaczy�, co znajduje si� za horyzontem. By� dociekliwy i odwa�ny, wi�c ju� w wieku pi�tnastu lat wzi�� udzia� w wyprawach na Irlandi�. Do dwudziestego roku �ycia zdoby� do�wiadczenie bojowe i �upy pozwalaj�ce na wybudowanie statku i odbywanie w�asnych wypraw. O�eni� si� z Freydis, siln�, pi�kn� kobiet� o d�ugich z�otych w�osach i b��kitnych oczach. Dobrali si� cudownie, pasowali do siebie jak s�o�ce i niebo. Zgromadziwszy bogate �upy z miast i wiosek w Brytanii, poznaczony licznymi bliznami Bjarne porzuci� rzemios�o wojenne i wzi�� si� za handel bursztynem. Po kilku latach straci� cierpliwo��, zw�aszcza gdy nas�ucha� si� opowie�ci o wyprawach Czerwonego Erika i jego syna Liefa Erikssona. Kusi�y go nieznane l�dy na zachodzie. Postanowi�, �e zorganizuje w�asn� grup� i wyprawi si� w nieznane, gdzie za�o�y koloni�. Wkr�tce uda�o mu si� zebra� flotyll� dziesi�ciu �odzi, kt�re obsadzi�o trzysta pi��dziesi�t os�b wraz z rodzinami, �ywym inwentarzem i narz�dziami do obr�bki roli. Jeden statek by� ob�adowany bursztynem i �upami z wypraw wojennych - bogactwo to mia�o s�u�y� przysz�ej wymianie ze statkami transportuj�cymi towary z Norwegii i Islandii. Jaskinia idealnie nadawa�a si� na port, magazyn oraz fortec�, w kt�rej mo�na by�o odpiera� ataki Skraeling�w. Wysmuk�e �odzie wyci�gni�to z wody na rolkach z pni drzew, a nast�pnie umieszczono na podporach ustawionych na skalistym pod�o�u. Wikingowie budowali pi�kne statki, prawdziwe cuda tamtej epoki. Stanowi�y nie tylko doskona�y �rodek transportu morskiego - by�y te� arcydzie�ami rze�by dziobowej i rufowej o nieskazitelnych proporcjach. Niewiele statk�w w historii �eglugi dor�wnywa�o im pi�knem kszta�t�w. D�ugich �odzi u�ywano do wypraw �upie�czych w Europie. Szybkie i wszechstronne, miary pi��dziesi�t otwor�w na wios�a. Jednak najwa�niejsz� �odzi� w podbojach wiking�w by� knarr. Mia� pi�tna�cie do osiemnastu metr�w d�ugo�ci, pi�� metr�w szeroko�ci i m�g� zabra� na pok�ad pi�tna�cie ton �adunku. Na pe�nym morzu rozwijano du�y, kwadratowy �agiel, jednak na p�ytkich przybrze�nych wodach �eglarze u�ywali nawet do dziesi�ciu wiose�. Przedni i tylni pok�ad by� wy�o�ony deskami, po�rodku znajdowa�a si� otwarta przestrze�, gdzie mo�na by�o umie�ci� �adunek lub inwentarz. Za�oga i pasa�erowie chronili si� pod sk�rami przed morsk� pogod�. Dow�dcy tacy jak Sigvatson nie mieli osobnych pomieszcze� - p�yn�li ze wszystkimi jak zwykli marynarze, r�wni po�r�d r�wnych, przejmuj�c komend� jedynie w momencie podejmowania wa�nych decyzji. Knarr spisywa� si� znakomicie na wzburzonych morzach. W�r�d sztormowych wiatr�w i ogromnych fal statek par� do przodu, nic sobie nie robi�c z przeciwie�stw, jakie zsy�ali bogowie. P�yn�� z pr�dko�ci� od pi�ciu do siedmiu w�z��w, pokonuj�c ponad sto pi��dziesi�t mil w ci�gu doby. Szkutnicy wiking�w obrabiali drewno wy��cznie siekierami. Kil wyci�ty by� z pojedynczego pnia d�bu, w kszta�cie litery T, i poprawia� stabilno�� �odzi na niespokojnym morzu. Ociosane d�bowe wr�gi eleganckim �ukiem ��czy�y si� na stewie dziobowej i rufowej. Deski poszycia uk�adano na zak�adk� - ka�da z nich zachodzi�a na po�o�on� poni�ej. Uszczelniano szpary smo�owan� sier�ci� zwierz�t. Z wyj�tkiem pok�adnik�w, kt�re usztywnia�y kad�ub i podtrzymywa�y pok�ad, na statku nie by�o ani jednego prostego elementu z drewna. W tym pozornym szale�stwie tkwi�a jednak metoda. Cho� konstrukcja wydawa�a si� zbyt delikatna, by wytrzyma� sztormy p�nocnego Atlantyku, kil i kad�ub nie by�y sztywne, dzi�ki czemu statek m�g� si� �lizga� po powierzchni morza przy minimalnym oporze wody. By�a to najbardziej stabilna jednostka morska �redniowiecza. Niewielkie zanurzenie umo�liwia�o pokonywanie nawet wielkich fal. Tak�e ster by� majstersztykiem in�ynierii. Masywne wios�o przymocowywano do sterburty - sternik porusza� nim za pomoc� poziomego rumpla. Wios�o sterowe zawsze umieszczano po prawej stronie kad�uba i nazywano je stjornbordi - p�niej wyraz ten zacz�� oznacza� sterburt�. Sternik jednocze�nie obserwowa� morze i misternie zdobion� br�zow� chor�giewk� kierunkow�, przymocowan� na dziobnicy lub maszcie. Widz�c i analizuj�c kaprysy wiatru, m�g� wybra� najlepszy kurs. Masywny d�bowy blok s�u�y� jako kilson, na kt�rym opiera�a si� stopa masztu. Maszt mia� dziewi�� metr�w wysoko�ci i podtrzymywa� prostok�tny - niemal kwadratowy - �agiel o powierzchni prawie stu dziesi�ciu metr�w kwadratowych. �agle tkano z surowej we�ny, do wzmocnienia u�ywaj�c dw�ch warstw tkaniny, a nast�pnie farbowano na r�ne odcienie czerwieni i bieli, zazwyczaj w pasy lub romby. Wikingowie byli nie tylko �wietnymi szkutnikami i �eglarzami, r�wnie dobrze znali si� na nawigacji. Rodzili si� z marynarsk� wiedz�. Potrafili czyta� z chmur temperatur� wody, wiatru i fal, obserwowali migracje ryb i ptak�w. Noc� �eglowali wed�ug gwiazd, za dnia u�ywali tablicy, na kt�r� pada� cie� - by�a to podobna do dysku tarcza z centralnym trzpieniem, kt�ry przesuwano w g�r� i w d�, by �ledz�c jego cie� na wy��obionych liniach, zmierzy� po�o�enie s�o�ca nad horyzontem. Umieli zdumiewaj�co dok�adnie okre�li� szeroko�� geograficzn�. Niecz�sto zdarza�o si�, �e statek wiking�w zagubi� si� na morzu. Opanowali ten �ywio� w stopniu tak doskona�ym, jak �aden inny nar�d. W ci�gu nast�pnych miesi�cy koloni�ci zbudowali solidne drewniane domy z bali, pokryte dachami z darniny. Wznie�li te� du�� wsp�ln� izb�, gdzie znajdowa� si� piec do przyrz�dzania strawy, gdzie spotykano si� i trzymano byd�o. Pragn�li posi��� t� bogat� krain�, wi�c nie trac�c czasu na obsiewanie ziemi, zbierali jagody i �owili ryby, kt�rych wielkie �awice zamieszkiwa�y fiord. Skraelingowie byli zaintrygowani, jednak nie odnosili si� wrogo do przybysz�w. Ozdoby, sukno i krowie mleko wymieniali na cenne futra i dziczyzn�. Sigvatson podj�� rozs�dn� decyzj�, nakazuj�c swoim ludziom, by pochowali metalowe miecze, topory i w��cznie. Skraelingowie pos�ugiwali si� wprawdzie hakiem i strza�ami, lecz ich bro� r�czna by�a nieporadnie wyciosana z kamienia. Sigvatson s�usznie podejrzewa�, �e ju� nied�ugo tubylcy b�d� chcieli wykra�� lub kupi� od wiking�w ich or�. Jesieni� koloni�ci byli w pe�ni gotowi na nadej�cie zimy. Tego roku pogoda okaza�a si� �askawa - spad�o niewiele �niegu, mr�z utrzymywa� si� nied�ugo. S�oneczne dni okaza�y si� o wiele d�u�sze ni� w Norwegii czy Islandii, gdzie zatrzymali si� w drodze na kr�tki pobyt. Wiosn� Sigvatson wys�a� ludzi, by zbadali nieznany, nowy l�d. Sam wola� pozosta� na miejscu, przyj�� na siebie obowi�zki przyw�dcy i odpowiedzialno�� za niewielk� spo�eczno�� �yj�cych w coraz wi�kszym dostatku osadnik�w. Tak wi�c na czele wyprawy postawi� swego m�odszego brata, Magnusa. Do udzia�u w d�ugiej i pe�nej trud�w ekspedycji Sigvatson wybra� stu ludzi. Po kilkutygodniowych przygotowaniach, na sze�ciu z najmniejszych �odzi postawiono �agle. Pozostali w osadzie m�czy�ni, kobiety i dzieci machali na po�egnanie wikingom, kt�rzy wyruszyli w g�r� rzeki w poszukiwaniu g��wnego nurtu. Rekonesans przewidziany na dwa miesi�ce przeistoczy� si� w czternastomiesi�czn� epopej�. Wikingowie �eglowali, wios�owali, czasami musieli przenosi� �odzie przez l�d do nast�pnego szlaku wodnego. Posuwali si� szeroko rozlanymi rzekami, pokonywali ogromne jeziora, r�wnie bezbrze�ne, jak ich p�nocne morze. P�yn�li rzek� o wiele wi�ksz� ni� te, kt�re widzieli w Europie b�d� w basenie Morza �r�dziemnego. Przebywszy pi��set kilometr�w, wyszli na l�d i za�o�yli ob�z w g�stym lesie, gdzie zamaskowali si� i ukryli �odzie. Z tego miejsca wyruszyli w roczn� w�dr�wk� po wzg�rzach i niesko�czonych preriach. Zobaczyli tam dziwne zwierz�ta, kt�rych dot�d nie znali - ma�e, podobne do ps�w, wyj�ce do ksi�yca w nocy, wielkie koty o kr�tkich ogonach, ogromne, poro�ni�te futrem bestie z ci�kimi �bami i rogami. Zabijali je w��czniami, a ich mi�so okaza�o si� r�wnie smaczne, jak mi�so wo�u. Nie zatrzymywali si� w jednym miejscu, wi�c Skraelingowie nie czuli si� zagro�eni i nie podejmowali dzia�a� zaczepnych. W�drowc�w dziwi�y i bawi�y r�nice mi�dzy szczepami. Jedni stali przed nimi z godno�ci�, dumni i nieporuszeni, inni przypominali bardziej dzikie zwierz�ta. Wiele miesi�cy p�niej ujrzeli w oddali szczyty pot�nego masywu g�r. Olbrzymi, wydaj�cy si� nie mie� ko�ca l�d budzi� w nich groz�. Zdecydowali, �e czas wraca� do kolonii, nim spadnie pierwszy �nieg. Lecz gdy znu�eni drog� dotarli w �rodku lata do osady, oczekuj�c radosnego powitania, na miejscu znale�li jedynie zniszczenia i �mier�. Ca�� koloni� spalono, a po ich towarzyszach, �onach i dzieciach zosta�y jedynie porozrzucane ko�ci. Jaka ob��ka�cza przyczyna pchn�a Skraeling�w do tej rzezi? Co naruszy�o rozejm? Umarli nie mogli na to odpowiedzie�. Magnus i jego rozw�cieczeni, a zarazem zrozpaczeni towarzysze odkryli, �e wej�cie do tunelu, prowadz�cego do jaskini, gdzie sta�y ich statki, zosta�o zawczasu zakryte przez nie�yj�cych ju� mieszka�c�w kamieniami i ga��ziami, by nie odkryli go Skraelingowie. Jakim� sposobem uda�o im si� ocali� skarby i �wi�te relikwie, kt�re Sigvatson zdoby� w m�odzie�czych latach, a tak�e najcenniejsze rzeczy osobiste. Podczas ataku Skraeling�w wszystko zosta�o ukryte na statkach. Pogr��eni w b�lu wojownicy mogli po prostu odp�yn��, lecz by�oby to wbrew ich naturze. Pa�ali ��dz� zemsty, chocia� wiedzieli, �e walka zako�czy� si� mo�e ich �mierci�. Ale dla wikinga �mier� w walce z wrogiem by�a zaszczytna i chwalebna. Poza tym istnia�a jeszcze jedna straszliwa mo�liwo��, �e ich �ony i dzieci zosta�y wzi�te w niewol� przez Skraeling�w. Ogarni�ci �alem i gniewem wojownicy zebrali szcz�tki swych przyjaci� i rodzin, zanie�li je tunelem do jaskini i umie�cili na statkach. By�a to cz�� tradycyjnej ceremonii - zmar�ych nale�a�o wyprawi� w ostatni� drog� do szcz�liwej krainy Walhalla. Zidentyfikowano okaleczone zw�oki Bjarne Sigvatsona, kt�re po�o�ono na jego okr�cie, okrywaj�c je p�aszczem. Obok spocz�y szcz�tki jego dwojga dzieci, jego skarby, a tak�e wiadra pe�ne �ywno�ci na ostatni� podr�. Wikingowie chcieli po�o�y� obok cia�o �ony Bjarne, Freydis, lecz nie mo�na jej by�o nigdzie odnale��. Nie pozosta�y te� �adne zwierz�ta z inwentarza, kt�re mogliby z�o�y� w ofierze. Wszystko zabrali Skraelingowie. Zgodnie z tradycj�, statki i z�o�one na nich cia�a winny by� pogrzebane, lecz by�o to niemo�liwe. Obawiano si�, �e Skraelingowie odkopi� i ograbi� zw�oki. Aby tego unikn��, pogr��eni w smutku wikingowie pracowicie kuli m�otami i d�utami ska�� nad wej�ciem do groty. Spad�a na nie ogromna bry�a i setki od�amk�w, odgradzaj�c jaskini� od rzeki. Tylko pod powierzchni� wody pozosta� prze�wit, stanowi�cy niewidoczne z g�ry wej�cie do �rodka. Gdy ceremonia dobieg�a ko�ca, wikingowie zacz�li szykowa� si� do walki. Honor i odwaga by�y dla nich �wi�to�ci�. Ogarn�a ich euforia, bo wiedzieli, �e ju� wkr�tce stan� do bitwy. W g��bi duszy t�sknili za walk�, za metalicznym odg�osem uderze�, za zapachem krwi. To by�a cz�� ich �ycia. Dorastali w�r�d walki - ojcowie szkolili ich na wojownik�w, mistrz�w sztuki zabijania. Naostrzyli wi�c d�ugie miecze i topory z przedniej stali, wykute przez germa�skich rzemie�lnik�w. By�a to niezwykle kosztowna i wysoko ceniona bro�. Mieczom i toporom nadawano imiona, jakby by�y �ywymi stworzeniami. Wdziali kolczugi, kt�re chroni�y ich torsy, w�o�yli proste, sto�kowate he�my, niekt�re z os�onami na twarz, lecz bez ozd�b w postaci stercz�cych rog�w. Wzi�li drewniane tarcze, pomalowane na jaskrawe kolory, z du�ym metalowym nitem, przytrzymuj�cym paski od wewn�trznej strony. Wszyscy mieli te� w��cznie o d�ugich, ostrych grotach. Niekt�rzy walczyli za pomoc� szerokich, d�ugich na metr mieczy o dwustronnym ostrzu, inni woleli pos�ugiwa� si� ogromnym toporem. Kiedy byli gotowi, Magnus Sigvatson poprowadzi� setk� swoich wiking�w ku du�ej osadzie Skraeling�w, po�o�onej pi�� kilometr�w od miejsca masakry. Osada przypomina�a prymitywne miasteczko - liczy�a kilkaset dom�w i niemal dwa tysi�ce mieszka�c�w. Wikingowie nie pr�bowali ukrywa� swojej obecno�ci. Wyskoczyli spo�r�d drzew i wyj�c niczym w�ciek�e psy, rzucili si� na nisk� palisad�, chroni�c� mieszka�c�w przed dzikimi zwierz�tami. Impet ataku zaskoczy� Skraeling�w. Os�upiali stali w miejscu i zostali wyr�ni�ci niczym rze�ne byd�o. W pierwszych chwilach nieoczekiwanej napa�ci zgin�o dwustu, nim zdo�ali si� zorientowa�, co si� dzieje. Pozostali zbili si� w kilkuosobowe grupki i stan�li do walki. Umieli pos�ugiwa� si� w��czni�, mieli te� prymitywne kamienne topory, jednak ulubion� ich broni� by� �uk. Ju� po chwili niebo przes�oni� grad strza�. Kobiety tak�e wzi�y udzia� w bitwie, obrzucaj�c napastnik�w kamieniami, kt�re jednak nie wyrz�dzi�y wikingom wi�kszej szkody. Magnus atakowa� na czele swoich ludzi, trzymaj�c w jednej d�oni w��czni�, w drugiej ogromny top�r. Bro� ocieka�a krwi�. By� cz�owiekiem, jakiego wikingowie okre�lali mianem beserkr - s�owem, kt�re z biegiem stuleci zmieni�o form� na berserk - oznaczaj�cym szale�ca siej�cego postrach w�r�d wrog�w. Wrzeszcza� jak op�tany, rzucaj�c si� na Skraeling�w i powalaj�c wielu z nich uderzeniami topora. Brutalne okrucie�stwo atakuj�cych przerazi�o Skraeling�w. Ci, kt�rzy stan�li do walki wr�cz z wikingami, ponie�li potworne straty. Zostali zdziesi�tkowani, jednak ich liczebno�� wcale nie mala�a. Wys�a�cy pobiegli do s�siednich osad, �ci�gn�� posi�ki. Uszczuplone szyki Skraeling�w szybko wype�niali nowo przybyli wojownicy. Przez pierwsz� godzin� m�ciciele posuwali si� w g��b osady, bezskutecznie szukaj�c swoich �on. Zobaczyli jedynie fragmenty materia�u z ich szat, noszone przez kobiety Skraeling�w jako ozdoby. Mocniejsza od gniewu jest w�ciek�o��, a od w�ciek�o�ci histeria. W przyp�ywie szale�stwa wikingowie doszli do wniosku, �e ich kobiety sta�y si� ofiarami kanibalizmu - a wtedy ich sza� ust�pi� miejsca zimnemu ob��dowi. Nie wiedzieli, �e pi�ciu kobietom, kt�re ocala�y z rzezi, nie wyrz�dzono �adnej krzywdy - przekazano je w darze wodzom okolicznych plemion. Okrucie�stwo wiking�w osi�gn�o szczyty i ju� wkr�tce ziemia w osadzie Skraeling�w sp�yn�a krwi�. Jednak posi�ki wci�� nap�ywa�y i po pewnym czasie szala zwyci�stwa zacz�a si� przechyla� na stron� tubylc�w. W obliczu przyt�aczaj�cej przewagi liczebnej wroga, os�abieni z powodu ran i wyczerpania wikingowie zostali wyci�ci w pie� - pozosta�o jedynie dziesi�ciu, wraz z Magnusem Sigvatsonem. Skraelingowie zaniechali walki wr�cz ze �mierciono�nymi mieczami i toporami. Nie bali si� rzucanych w ich kierunku w��czni. Armia tubylc�w, przewy�szaj�ca s�abn�cych napastnik�w w stosunku pi��dziesi�t do jednego, obrzuci�a pozosta�� przy �yciu garstk� wiking�w gradem strza�. Naje�d�cy kryli si� za tarczami, kt�re wkr�tce zacz�y przypomina� grzbiet je�ozwierza. Mimo to walczyli dalej. W pewnym momencie Skraelingowie jak burza uderzyli na garstk� napastnik�w i ca�kowicie ich otoczyli. Wikingowie stali plecami do siebie i walczyli do ko�ca, przyjmuj�c na siebie lawin� cios�w zadawanych kamiennymi toporami. Nie mogli d�ugo wytrzyma� takiego naporu. W ostatnich chwilach my�leli o swoich bliskich i o chwalebnej �mierci, kt�ra mia�a nast�pi�. Zgin�li wszyscy, do ostatka nie wypuszczaj�c broni z r�ki. Ostatni pad� Magnus Sigvatson, a wraz z nim nadzieja na skolonizowanie Ameryki przez kolejne pi��set lat. Pozostawi� dziedzictwo, kt�re drogo kosztowa�o jego nast�pc�w. Nim zasz�o s�o�ce, poleg�o stu wiking�w, a wraz z nimi ponad tysi�c zamordowanych Skraeling�w - m�czyzn, kobiet i dzieci. Tubylcy w straszliwy spos�b przekonali si�, �e biali przybysze zza morza stanowi� zagro�enie, kt�re mo�na powstrzyma� jedynie si��. Doznali szoku. �adna mi�dzyplemienna bitwa nie by�a r�wnie krwawa, nie przynios�a tylu ofiar, ran i okalecze�. Ta bitwa by�a jedynie odleg�ym preludium do potwornych wojen, kt�re mia�y dopiero nadej��. Dla wiking�w mieszkaj�cych w Islandii i Norwegii los kolonii Bjarne Sigvatsona pozosta� tajemnic�. Przy �yciu nie utrzyma� si� nikt, kto m�g�by opowiedzie� histori� wyprawy, a �aden �mia�ek nie wybra� si� t� sam� tras� przez wzburzony ocean. O ich zagini�ciu m�wi�y tylko sagi, przekazywane przez stulecia z pokolenia na pokolenie. Potw�r z g��bin 2 lutego 1894, Morze Karaibskie Nikt na pok�adzie starego, drewnianego okr�tu �Kearsarge� nie m�g� przewidzie� nadchodz�cej katastrofy. P�yn�c pod bander� Stan�w Zjednoczonych, chroni� interesy ojczyzny w Indiach Zachodnich. Na trasie z Haiti do Nikaragui obserwatorzy wypatrzyli w wodzie dziwny obiekt, o mil� od sterburty. Tego bezchmurnego dnia widoczno�� si�ga�a po horyzont, morze by�o spokojne, ma�e fale �ama�y si� na wysoko�ci p� metra. Go�ym okiem wida� by�o czarny grzbiet jakiego� dziwnego, morskiego potwora. - Co o tym s�dzisz? - spyta� kapitan Leigh Hunt pierwszego oficera, porucznika Jamesa Ellisa, patrz�c przez lornetk�. Ellis zmru�y� oczy. Popatrzy� na dziwny obiekt przez lunet�, jedn� r�k� trzymaj�c si� relingu. - My�l�, �e to wieloryb, chocia� jeszcze nie widzia�em wieloryba, kt�ry p�ywa�by tak spokojnie. Poza tym po�rodku grzbietu ma dziwne wybrzuszenie. - To chyba jaki� rzadki gatunek w�a morskiego - powiedzia� Hunt. - Nie znam takiego stwora - mrukn�� ze zgroz� Ellis. - To nie jest ��d� zbudowana r�k� cz�owieka. Hunt by� szczup�ym m�czyzn� o siwiej�cych w�osach. Pomarszczona twarz i g��boko osadzone, br�zowe oczy �wiadczy�y o wielu godzinach sp�dzonych na s�o�cu i wietrze. W z�bach trzyma� fajk�, kt�r� jednak bardzo rzadko pali�. By� marynarzem od �wier� wieku z nienagannym przebiegiem s�u�by. Przed odej�ciem na emerytur�, jako specjalne wyr�nienie, powierzono mu dow�dztwo najs�ynniejszego okr�tu w marynarce. By� zbyt m�ody, by bra� udzia� w wojnie secesyjnej. Uko�czy� morsk� akademi� wojskow� w 1869 roku i s�u�y� na o�miu r�nych okr�tach, awansuj�c coraz wy�ej, a� wreszcie obj�� �Kearsarge�. Okr�t zyska� s�aw� trzydzie�ci lat wcze�niej po s�ynnej bitwie morskiej, w kt�rej uszkodzi� i zatopi� pirack� jednostk� konfederat�w �Alabama�, niedaleko Cherbourga u wybrze�y Francji. Obydwa okr�ty by�y podobnej klasy, lecz w ci�gu nieca�ej godziny od pocz�tku bitwy �Alabama� sta�a si� wrakiem. Po powrocie do macierzystego portu kapitana i za�og� �Kearsarge�a� witano jak bohater�w. Przez nast�pne lata okr�t �eglowa� po morzach ca�ego �wiata. Jednostka o d�ugo�ci sze��dziesi�ciu metr�w, szeroko�ci dziesi�ciu i prawie pi�ciu metrach zanurzenia, nap�dzana dwoma silnikami rozwija�a pr�dko�� do jedenastu w�z��w. Dziesi�� lat po zako�czeniu wojny domowej dzia�a okr�tu zast�piono nowymi: zamontowano dwie jedenastocalowe armaty o g�adkich lufach cztery podobne kalibru dziewi�ciu cali, i dwa dzia�a o gwintowanych lufach na dziesi�ciokilogramowe pociski. Za�og� stanowi�o stu sze��dziesi�ciu marynarzy. Okr�t by� ju� troch� przestarza�y, ale nadal budzi� postrach. Ellis od�o�y� lunet� i spojrza� na dow�dc�. - Obejrzymy to, kapitanie? Hunt kiwn�� g�ow�. - Dziesi�� stopni na sterburt�. Niech g��wny mechanik Gribble da ca�� naprz�d. Za�oga baterii numer dwa na stanowiska bojowe. Podwoi� liczb� obserwator�w. Nie chc� straci� z oczu tego potwora, czymkolwiek jest. - Tak jest, sir. - Ellis, wysoki, �ysiej�cy m�czyzna ze starannie przyci�t� br�dk�, przyst�pi� do wykonania rozkaz�w i ju� po chwili okr�t zwi�kszy� szybko��. Piana obryzgiwa�a dzi�b p�yn�cej pod wiatr jednostki. Z komina bucha�y k��by czarnego dymu i iskier, pok�ad dr�a�, gdy stara �ajba podj�a po�cig. Ju� wkr�tce �Kearsarge� zbli�y� si� do dziwnego obiektu, kt�ry ca�y czas p�yn�� ze sta�� pr�dko�ci�. Obs�uga baterii umie�ci�a �adunek i pocisk w gwintowanej lufie armaty, czekaj�c w gotowo�ci. Dow�dca spogl�da� na Hunta, kt�ry sta� przy sterniku. - Dzia�o numer dwa gotowe do strza�u - zameldowa�. - Cel pi��dziesi�t metr�w przed dziobem obiektu, Merryman! - zawo�a� Hunt przez tub�. Merryman pokaza� gestem, �e zrozumia� rozkaz, po czym kiwn�� g�ow� w kierunku marynarza, kt�ry ze sznurem spustowym w r�ku sta� obok armaty. Inny cz�onek za�ogi obs�ugiwa� pokr�t�o na trzonie zamka. - S�ysza�e�, co powiedzia� kapitan - powiedzia� Merryman. - Cel pi��dziesi�t metr�w przed dziobem bestii. Dokonano korekty ustawienia lufy. Po poci�gni�ciu sznura spustowego, armata zagrzmia�a i cofn�a si� a� do oporu na grubej linie odci�gowej, biegn�cej przez otw�r w czopie zamykaj�cym luf�. Strza� uda� si� niemal idealnie i pocisk uderzy� w morze dok�adnie przed garbem, sun�cym bez wysi�ku po wodzie. Zwierz� czy maszyna, dziwny stw�r zignorowa� atak, utrzymuj�c poprzedni� pr�dko�� i kurs. - Zdaje si�, �e artyleria nie robi na nim wra�enia - rzek� Ellis z lekkim u�miechem. Hunt patrzy� przez lornetk�. - Oceniam jego szybko�� na dziesi�� w�z��w przy naszych dwunastu. - B�dziemy obok niego za dziesi�� minut. - Gdy zbli�ymy si� na trzysta metr�w, oddajcie kolejny strza�. Tym razem trzydzie�ci metr�w przed nim. Ca�a za�oga z wyj�tkiem obs�ugi maszynowni zebra�a si� przy relingach, spogl�daj�c na potwora, kt�ry z ka�d� minut� zbli�a� si� do dziobu okr�tu. Na powierzchni tworzy�a si� niewielka fala, ale w kilwaterze wida� by�o bia�� pian�, powstaj�c� pod wod�. W pewnym momencie garb na grzbiecie stwora b�ysn�� �wiat�em i zamigota�. - Gdybym nie wiedzia�, �e to niemo�liwe, powiedzia�bym, �e �wiat�o s�oneczne odbija si� od jakiego� okna czy szyby - mrukn�� Hunt. Obs�uga za�adowa�a dzia�o i kolejny pocisk wyl�dowa� z pluskiem pi�tna�cie metr�w przed potworem. - �aden morski stw�r nie jest zbudowany ze szk�a - szepn�� Ellis. �adnej reakcji. P�yn�� dalej, jakby �Kearsarge� by� tylko nic nieznacz�c� przeszkod� w jego podr�y. By� ju� na tyle blisko, �e kapitan Hunt i jego za�oga mogli dok�adnie zobaczy� tr�jk�tn� nadbud�wk� nad korpusem, z du�ymi okr�g�ymi otworami zabezpieczonymi kwarcowym szk�em. - To jaki� okr�t - powiedzia� zdumiony Hunt. - Nie mog� w to uwierzy� - odpar� cicho Ellis. - Kt� potrafi�by zbudowa� tak� niesamowit� machin�? - Je�li nie pochodzi z Ameryki, musi by� brytyjska lub niemiecka. - A sk�d to wiadomo? Nie ma �adnej bandery. Patrzyli, jak dziwny obiekt powoli zag��bi� si� w morze i wreszcie znikn�� im z oczu. �Kearsarge� przep�yn�� dok�adnie nad tym miejscem, lecz za�odze nie uda�o si� wykry� �adnego �ladu pod wod�. - Uciek�, kapitanie! - zawo�a� jeden z marynarzy. - Obserwujcie pilnie powierzchni� morza - odkrzykn�� Hunt. - Niech kilku wejdzie wy�ej, stamt�d lepiej wida�. - Co zrobimy, gdy wyp�ynie? - spyta� Ellis. - Je�li si� nie zatrzyma i nie poda swojej nazwy, strzelimy do niego ze wszystkich dzia�. Mija�y godziny. W promieniach zachodz�cego s�o�ca �Kearsarge� zatacza� coraz wi�ksze kr�gi w nadziei, �e uda si� odnale�� tajemniczy obiekt. Kapitan Hunt chcia� przerwa� poszukiwania, gdy wtem jeden z obserwuj�cych morze marynarzy zawo�a�: - Obiekt z lewej burty, odleg�o�� p� mili, p�ynie prosto na nas. Oficerowie i marynarze rzucili si� do reling�w z lewej burty. By�o jeszcze do�� jasno, by wyra�nie zobaczy�, jak dziwny tw�r p�ynie z du�� szybko�ci� w kierunku �Kearsarge�. W czasie po�cigu kanonierzy czekali cierpliwie, gotowi do salwy. Ci z lewej burty wycelowali lufy w zbli�aj�cy si� kszta�t. - Wzi�� poprawk� na szybko�� celu, mierzy� w nadbud�wk� - rozkaza� Merryman. Dokonano koniecznych poprawek. Gdy obiekt pojawi� si� w celownikach, Hunt zawo�a�: - Ognia! Sze�� z o�miu dzia� na �Kearsarge�u� z rozdzieraj�cym powietrze hukiem plun�o ogniem i dymem. Hunt zobaczy� przez lornetk�, jak dwa jedenastocalowe pociski uderzaj� w wod� po obu stronach zagadkowego okr�tu. Dziewi�ciocalowe wzbi�y w g�r� kolejne gejzery wody wok� celu. Dopiero �adunek wystrzelony z gwintowanego dzia�a trafi� w kad�ub morskiego potwora, odbi� si� od niego i rykoszetem musn�� powierzchni� wody, jak kamie� robi�cy �kaczki�. - On jest opancerzony! - zawo�a� zdumiony Hunt. - Nasz pocisk odbi� si� od niego, nie czyni�c na kad�ubie nawet rysy. Niewzruszony obiekt, niczym karz�ce rami� sprawiedliwo�ci, wycelowa� dzi�b w �r�dokr�cie �Kearsarge�a� i zwi�kszy� szybko��, by uderzy� z maksymaln� si��. Marynarze w panice za�adowali dzia�a, lecz nim przygotowali si� do kolejnej salwy, okr�t znalaz� si� zbyt blisko. Nie mo�na ju� by�o obni�y� luf na tyle, by odda� celny strza�. Marynarze zacz�li strzela� do napastnika z karabin�w, kilku oficer�w otworzy�o ogie� z rewolwer�w, trzymaj�c si� olinowania. Grad pocisk�w po prostu odbija� si� od pancerza szar�uj�cej jednostki. Hunt i jego za�oga patrzyli ze zgroz�, jak zbli�a si� katastrofa. Kapitan, nie spuszczaj�c wzroku z �odzi przypominaj�cej kszta�tem cygaro, chwyci� mocno reling, przygotowuj�c si� na cios. A jednak do zderzenia nie dosz�o. Za�oga odczu�a jedynie lekki wstrz�s pod pok�adem - przypomnia�o to stukni�cie w nabrze�e podczas cumowania. Rozleg� si� przyt�umiony odg�os p�kaj�cego drewna. W ci�gu chwili, kt�ra za�odze wydawa�a si� wieczno�ci�, dziwny obiekt przeci�� kad�ub �Kearsarge�a� mi�dzy d�bowymi wr�gami tu� za maszynowni�. Hunt wstrzyma� oddech. W przeszklonej nadbud�wce atakuj�cego statku ujrza� twarz brodatego m�czyzny. Malowa� si� na niej smutek i melancholia, jakby cz�owiek ten odczuwa� szczery �al z powodu nieszcz�cia, zgotowanego przez jego dziwny okr�t. Po chwili napastnik znik� w g��binie. Hunt wiedzia�, �e los �Kearsarge�a� jest przes�dzony. Do �adowni rufowej i kambuza wdziera�a si� woda. Otw�r w drewnianej burcie, maj�cy kszta�t niemal idealnego ko�a, znajdowa� si� dwa metry pod powierzchni� morza. Strumie� wody wdziera� si� coraz szybciej, okr�t zacz�� si� przechyla� na lew� burt�. Jedynie grodzie chroni�y �Kearsarge�a� przed natychmiastowym zatopieniem. Zgodnie z procedur�, Hunt rozkaza� je pozamyka�, gdy szykowa� si� do bitwy. Powstrzyma�o to wod� do chwili, gdy grodzie p�k�y pod olbrzymim ci�nieniem. Hunt odwr�ci� si� i spojrza� na koralow� wysepk�, znajduj�c� si� w odleg�o�ci nieca�ych dw�ch mil. - Kurs na raf� od sterburty - krzykn�� do sternika. Potem zawo�a�, by w maszynowni wycisn�li z silnik�w pe�n� moc, ale wszystko zale�a�o od tego, jak d�ugo wytrzymaj� grodzie, zabezpieczaj�ce j� przed zalaniem. Dop�ki kot�y wytwarza�y par�, istnia�a mo�liwo�� dop�yni�cia na mielizn� i ocalenia okr�tu przed zatoni�ciem. Powoli dzi�b zatoczy� wielki �uk i �Kearsarge� ruszy� pe�n� par� w kierunku p�ycizny. Pierwszy oficer Ellis nie czeka� na rozkazy, by przygotowa� do opuszczenia szalupy i gig kapitana. Z wyj�tkiem za�ogi maszynowni, wszyscy marynarze zebrali si� na pok�adzie. Wpatrywali si� w nag�, koralow� raf�, zbli�aj�c� si� przera�aj�co powoli. �ruba szale�czo wali�a w wod� - ogarni�ci panik� palacze wyciskali z kot��w najwy�sze ci�nienie. Dorzucali w�gla do paleniska, ze zgroz� spogl�daj�c na trzeszcz�c� grod�, oddzielaj�c� ich od �mierci. �ruba bi�a wod�, kieruj�c okr�t ku ocaleniu. Sternik wo�a� o pomoc. Sam nie dawa� ju� rady panowa� nad ko�em sterowym - �Kearsarge� by� oci�a�y od nagromadzonej wody, boczny przechy� osi�gn�� sze�� stopni. Za�oga sta�a przy szalupach, gotowa w ka�dej chwili opu�ci� okr�t na rozkaz kapitana. Poruszyli si� zaniepokojeni, gdy pok�ad pod ich stopami przechyli� si� mocniej. Jeden z marynarzy zosta� wys�any na dzi�b, by sprawdzi� g��boko�� morza. - Dwadzie�cia s��ni! - zawo�a�. - G��boko�� maleje - dorzuci� z nadziej� w g�osie. Potrzebowali jeszcze trzydziestu metr�w, by kil �Kearsarge� osiad� na dnie. Hunt mia� wra�enie, �e zbli�aj� si� do wysepki z szybko�ci� pijanego �limaka. Okr�t z ka�d� minut� zanurza� si� coraz g��biej. Przechy� wynosi� ju� dziesi�� stopni i coraz trudniej by�o utrzyma� kurs na wprost. Za�oga patrzy�a, jak fale uderzaj� w raf� i rozpryskuj� si� w promieniach s�o�ca. - Pi�� s��ni! - zawo�a� marynarz na dziobie. - Dno szybko si� podnosi. Hunt nie chcia� ryzykowa� �ycia ludzi. Ju� mia� wyda� rozkaz opuszczenia okr�tu, gdy nagle �Kearsarge� uderzy� w raf� i ��obi�c w niej d�ugi �lad, zatrzyma� si� w pi�tnastostopniowym przechyle. - Bogu dzi�ki, jeste�my ocaleni - wyszepta� sternik, nie wypuszczaj�c ko�a z r�k. Twarz mia� czerwon� z wysi�ku, ramiona odr�twia�e. - Siedzimy mocno na dnie - powiedzia� Ellis do Hunta. - Wkr�tce b�dzie odp�yw, wi�c nigdzie nas nie zniesie. - To prawda - przyzna� Hunt. - Szkoda by by�o, gdyby nie da�o si� ocali� okr�tu. - Holowniki mog� �ci�gn�� go z rafy pod warunkiem, �e kad�ub jest ca�y. - Wszystko przez tego potwora. Je�li B�g istnieje, �otr zap�aci za to, co uczyni�. - Mo�e ju� zap�aci� - powiedzia� cicho Ellis. - Po zderzeniu do�� szybko znik� pod wod�. Pewnie uszkodzi� dzi�b i zrobi� w nim wyrw�. - Dlaczego po prostu nie zatrzyma� si� i nie wyja�ni�, co robi na tych wodach? Ellis patrzy� w zamy�leniu na turkusowe morze. - Czyta�em kiedy�, �e jeden z naszych okr�t�w, �Abraham Lincoln�, trzydzie�ci lat temu spotka� na morzu tajemniczy, metalowy obiekt, kt�ry uszkodzi� mu p�etw� sterow�. - Gdzie to by�o? - spyta� Hunt. - Chyba na Morzu Japo�skim. Poza tym w ci�gu ostatnich dwudziestu lat co najmniej cztery okr�ty floty brytyjskiej zagin�y w tajemniczych okoliczno�ciach. - Departament Marynarki Wojennej nigdy nie uwierzy w to, co nam si� przydarzy�o - powiedzia� Hunt, patrz�c z rosn�c� z�o�ci� na zniszczony okr�t. - B�d� mia� du�o szcz�cia, je�li unikn� s�du wojennego i dymisji. - Ma pan stu sze��dziesi�ciu �wiadk�w na poparcie pa�skich s��w - zapewni� Ellis. - �aden kapitan nie lubi traci� swojego statku, a ju� szczeg�lnie z powodu niezidentyfikowanego mechanicznego potwora. - Urwa�, patrz�c na wod�. - Zacznijcie �adowa� zapasy do szalup. Zaczekamy na ratunek na sta�ym l�dzie. - Sprawdzi�em na mapie, kapitanie. To Rafa Roncadora. - Smutne miejsce i smutny koniec wspania�ego okr�tu - powiedzia� Hunt w zadumie. Ellis zasalutowa� i zaj�� si� wydawaniem rozkaz�w za�odze. Mieli przewie�� na koralow� wysepk� �ywno��, brezent na namioty i rzeczy osobiste. W �wietle ksi�yca pracowali ca�� noc, a potem i nast�pny dzie�, zak�adaj�c ob�z i gotuj�c pierwszy posi�ek na sta�ym l�dzie. Hunt zszed� z pok�adu �Kearsarge�a� jako ostatni. Nim zst�pi� z drabinki do szalupy, zatrzyma� si�, spogl�daj�c na niespokojne morze. Do ko�ca �ycia nie zapomni widoku brodatego m�czyzny, kt�ry patrzy� na niego z nadbud�wki potwora. - Kim jeste�? - wyszepta�. - Czy prze�y�e� katastrof�? A je�li tak, kto b�dzie twoj� kolejn� ofiar�? Przez wiele lat, a� do �mierci, Hunt zastanawia� si�, czy to w�a�nie �w brodacz i jego stalowy potw�r maj� na sumieniu kolejne zagini�cia statk�w na pe�nym morzu. Za�oga �Kearsarge�a� przez dwa tygodnie przebywa�a na koralowej wyspie, zanim dostrzeg�a dym nad horyzontem. Hunt wys�a� szalup� pod dow�dztwem Ellisa, kt�ry zatrzyma� przep�ywaj�cy parowiec. Statek zabra� Hunta i jego ludzi do Panamy. Co dziwne, po powrocie za�ogi do Stan�w Zjednoczonych nie przeprowadzono �adnego dochodzenia. Wygl�da�o na to, �e dow�dca marynarki i admira�owie chc� zatuszowa� spraw�. Ku swemu zaskoczeniu, przed odej�ciem na emerytur�, Hunt otrzyma� awans na komandora. Pierwszy oficer Ellis r�wnie� zosta� awansowany. Powierzono mu dow�dztwo najnowszego kr��ownika �Helena�, na kt�rym s�u�y� podczas wojny z Hiszpani�. Kongres przyzna� czterdzie�ci pi�� tysi�cy dolar�w na podniesienie �Kearsarge�a� z rafy i odholowanie okr�tu do macierzystej stoczni. Okaza�o si� jednak, �e mieszka�cy okolicznych wysepek podpalili okr�t, by odzyska� cenny mosi�dz, mied� i �elazo. Zabrano wi�c do Stan�w tylko dzia�a, pozostawiaj�c Kearsarge�a w koralowym grobowcu. CZʌ� I Piek�o 1 15 lipca 2003, po�udniowy Pacyfik Gdyby katastrof� szczeg�owo zaplanowano wiele miesi�cy wcze�niej, nie mog�aby okaza� si� bardziej tragiczna w skutkach. Spe�ni� si� najgorszy senny koszmar. Luksusowy liniowiec pasa�erski, �Emerald Dolphin�, sta� w p�omieniach, a nikt na pok�adzie nie wiedzia� o tym ani nawet nie przeczuwa� niebezpiecze�stwa. P�omienie powoli ogarnia�y wn�trze kaplicy na �r�dokr�ciu, tu� przed okaza�ym centrum handlowym. Oficerowie na mostku pe�nili s�u�b� nie�wiadomi zagro�enia. �aden z automatycznych system�w przeciwpo�arowych ani system�w pomocniczych nie sygnalizowa� ognia. Konsola ze schematem ca�ego statku, na kt�rej powinno ukaza� si� alarmowe �wiate�ko lokalizuj�ce p�omienie, jarzy�a si� delikatn� zielon� po�wiat�. Lampka, kt�ra powinna rozb�ysn�� czerwieni�, informuj�c o po�arze w kaplicy, pozostawa�a ciemna. O czwartej nad ranem wszyscy pasa�erowie spali w swoich kabinach. Bary, salony, kasyno, klub nocny i sala balowa �wieci�y pustkami. �Emerald Dolphin� z pr�dko�ci� dwudziestu czterech w�z��w p�yn�� z Sydney przez po�udniowe morza w kierunku Tahiti. By� to dziewiczy rejs statku, zwodowanego, a nast�pnie luksusowo wyposa�onego, w ubieg�ym roku. Nie mia� op�ywowych, eleganckich kszta�t�w typowego liniowca. Kad�ub przypomina� raczej wielki but z olbrzymim dyskiem po�rodku. Ca�a nadbud�wka, sk�adaj�ca si� z sze�ciu pok�ad�w, by�a okr�g�a. Wznosi�a si� i wychodzi�a poza obr�b burt o ponad czterdzie�ci metr�w, pi�tna�cie metr�w g�ruj�c nad dziobem i ruf�. Konstrukcj� mo�na by�o por�wna� ze znanym z telewizyjnego serialu Star Trek statkiem kosmicznym �Enterprise�. �Emerald Dolphin� nie mia� komina. Jednostka stanowi�a dum� kompanii Blue Seas Cruise Lines. Z pewno�ci� zas�ugiwa�a na sze�� gwiazdek. Oczekiwano, �e stanie si� bardzo modnym liniowcem, zw�aszcza �e jej wn�trze przypomina�o luksusowy hotel w Las Vegas. Wszystkie kabiny w dziewiczym rejsie by�y od dawna zarezerwowane. Statek mia� prawie dwie�cie trzydzie�ci metr�w d�ugo�ci, pi��dziesi�t tysi�cy ton wyporno�ci i przyj�� w swe bogato wyposa�one wn�trza tysi�c sze�ciuset pasa�er�w, kt�rych obs�ugiwa�a dziewi��setosobowa za�oga. Projektanci �Emerald Dolphina� przeszli samych siebie, tworz�c supernowoczesne wn�trza pi�ciu restauracji, trzech bar�w i salon�w, kasyna, sali balowej, teatru i kabin pasa�erskich. Wsz�dzie rzuca�o si� w oczy r�nokolorowe szk�o. Na �cianach i sufitach widnia�y ozdoby z chromu, mosi�dzu i miedzi. Wszystkie meble by�y dzie�ami wsp�czesnych artyst�w oraz znanych dekorator�w wn�trz. Jedyne w swoim rodzaju o�wietlenie tworzy�o i�cie niebia�ski nastr�j, przynajmniej w odczuciu projektanta, opieraj�cego si� na relacjach os�b, kt�re po reanimacji wr�ci�y w poczet �ywych. Poza odkrytymi pok�adami nie trzeba by�o nawet wiele chodzi�. Ruchome schody, platformy i chodniki znajdowa�y si� na ca�ym statku. Co kilka krok�w wida� by�o przeszklone windy. Na pok�adzie sportowym umieszczono niewielkie pole golfowe z czterema do�kami, olimpijski basen, boisko do koszyk�wki i du�� si�owni�. Przepi�kne i bogate centrum handlowe wznosi�o si� na trzy poziomy w g�r�. Statek by� r�wnie� p�ywaj�cym muzeum abstrakcyjnego ekspresjonizmu. Wsz�dzie wisia�y obrazy Jacksona Pollocka, Paula Klee, Willema de Kooninga i innych znanych artyst�w. Br�zowe rze�by Henry�ego Moore�a sta�y w niszach na platynowych piedesta�ach w najwi�kszej restauracji. Ju� sama ta kolekcja mia�a warto�� siedemdziesi�ciu o�miu milion�w dolar�w. Kabiny nie mia�y ostrych rog�w, by�y przestronne i niemal identyczne - na pok�adzie �Emerald Dolphina� nie zaprojektowano ma�ych kabin na �r�dokr�ciu ani du�ych apartament�w. Tw�rcy statku nie uznawali r�nic klasowych. Meble i wystr�j wn�trz przypomina�y scenografi� z filmu science fiction. Stoj�ce na podwy�szeniach ��ka wy�cie�a�y mi�kkie materace, �agodne o�wietlenie sp�ywa�o z g�ry. W kabinach dla nowo�e�c�w umieszczono na suficie dyskretne lustra. W �azienkach by�y specjalne komory, gdzie rozpryskiwana w mgie�k� woda osiada�a na tropikalnych ro�linach, kt�re wygl�da�y tak, jakby przywieziono je z innej planety. Podr� na �Emerald Dolphinie� dostarcza�a niezwyk�ych prze�y�. Projektanci statku wiedzieli, kim b�d� przyszli pasa�erowie, urz�dzili wi�c wn�trza w stylu odpowiadaj�cym bogatym, m�odym ludziom, zamo�nym lekarzom, adwokatom, w�a�cicielom ma�ych i wi�kszych firm. Wi�kszo�� z nich podr�owa�a z rodzinami. Samotni pasa�erowie stanowili mniejszo��. By�a te� spora grupa senior�w, kt�rzy mogli sobie pozwoli� na ka�dy luksus. Po kolacji wi�kszo�� m�odych ma��e�stw weso�o bawi�a si� w sali balowej, gdzie orkiestra gra�a najmodniejsze kawa�ki, w nocnym klubie z wyst�pami lub w kasynie. Rodziny z dzie�mi sp�dza�y wieczory w teatrze - wystawiano w�a�nie najnowszy hit z Broadwayu. O godzinie trzeciej trzydzie�ci wszystkie pomieszczenia by�y ju� puste. �aden z k�ad�cych si� spa� pasa�er�w nie przypuszcza�, �e �Emerald Dolphin� wkr�tce czeka zniszczenie i �mier�. Kapitan Jack Waitkus przed udaniem si� na spoczynek do swojej kabiny dokona� kr�tkiej inspekcji g�rnych pok�ad�w. By� starym marynarzem - za pi�� dni mia� obchodzi� sze��dziesi�te pi�te urodziny. Wiedzia�, �e to jego ostatni rejs. Szefowie firmy uprzedzili go, �e po zako�czeniu podr�y do Australii i z powrotem do macierzystego portu w Fort Lauderdale, zejdzie na l�d. W gruncie rzeczy Waitkus cieszy� si� z emerytury. Razem z �on� mieszkali na pi�knym, trzynastometrowym jachcie pe�nomorskim i od wielu lat planowali podr� dooko�a �wiata. W my�lach kre�li� ju� na mapie kurs przez Atlantyk w kierunku Morza �r�dziemnego. Dow�dc� �Emerald Dolphina� zosta� mianowany w uznaniu zas�ug dla firmy. By� t�gim, rubasznym m�czyzn� z dobrotliwymi, niebieskimi oczami, z jego ust nie znika� ciep�y u�miech. W przeciwie�stwie do wielu kapitan�w statk�w wycieczkowych lubi� kontakty towarzyskie z pasa�erami. Przy kapita�skim stole zabawia� go�ci opowie�ciami o tym, jak za m�odu uciek� z Liverpoolu na morze, jak p�ywa� na parowcach na Daleki Wsch�d i stopniowo, ci�k� prac� osi�ga� coraz wy�sze marynarskie stopnie. Pilnie si� uczy�, wreszcie zda� egzaminy oficerskie i uzyska� patent kapitana. Przez dziesi�� lat s�u�y� w Blue Seas, najpierw jako drugi, potem pierwszy oficer, w ko�cu dosta� dow�dztwo na �Emerald Dolphinie�. By� bardzo popularny - zarz�d niech�tnie wysy�a� go na emerytur�, nie mo�na by�o jednak robi� wyj�tk�w w personalnej polityce firmy. By� zm�czony, ale nie k�ad� si� spa�, p�ki nie przeczyta� kilku stron jakiej� ksi��ki o podwodnych skarbach. Wci�� my�la� o pewnym wraku z �adunkiem z�ota, zatopionym niedaleko wybrze�y Maroka. Chcia� go spenetrowa� w czasie rejsu dooko�a �wiata. Po raz ostatni wywo�a� mostek. Wszystko by�o w najlepszym porz�dku, m�g� wi�c spokojnie zasn��. O czwartej dziesi�� nad ranem drugi oficer Charles McFerrin poczu� zapach dymu podczas rutynowego obchodu statku. Najsilniej pachnia�o przy centrum handlowym, gdzie znajdowa�y si� butiki i sklepy z pami�tkami. Nie us�ysza� �adnego alarmu i zdziwiony, kieruj�c si� w�chem, poszed� a� przed drzwi do kaplicy. Bucha�o od nich gor�co, wi�c nie namy�laj�c si� d�ugo, otworzy� je. W �rodku szala�y p�omienie. Zaskoczony cofn�� si� przed �arem, straci� r�wnowag� i upad� na pok�ad. Natychmiast wsta