Wybor - Samantha King

Szczegóły
Tytuł Wybor - Samantha King
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Wybor - Samantha King PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Wybor - Samantha King PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Wybor - Samantha King - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Samantha King Wybór Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska Strona 3 Samantha King jest redaktorem, a także dyplomowaną psychoterapeutką. Wychowała się w południowo-zachodniej Anglii, wczesną młodość spędziła w północno-wschodniej Anglii, zaś studiowała jeszcze gdzie indziej, aż ostatecznie osiadła w zachodnim Londynie, gdzie z satysfakcją zajmowała się wydawaniem cudzych powieści. Po jakimś czasie porzuciła pracę na etacie i zajęła się tym, o czym od dawna marzyła. Ma męża i dwójkę małych dzieci, to właśnie rodzina zainspirowała ją do napisania debiutanckiej powieści zatytułowanej Wybór. Magister literatury angielskiej i odwieczny mól książkowy, Samantha chętnie pozna opinie czytelników. Możecie się z nią podzielić swoimi wrażeniami po lekturze powieści na Facebooku: www.facebook.com/samanthakingbooks oraz Twitterze: @SamKingBooks. Strona 4 Dla Paula, Hani i Rafiego – jesteście całym moim światem Strona 5 Jakie bowiem marzenia w tym śnie śmiertelnym przyjść mogą. William Szekspir Hamlet akt 3, scena 1 Tłum. Józef Paszkowski Strona 6 PROLOG Loki mojej córki są rudo-złote. Połyskują w porannym słońcu, delikatne jedwabiste kosmyki wymykają się z moich poszukujących dłoni, a ja stoję jak porażona, patrząc, jak unoszą się niczym ognista chmura. Nie chciałam chwycić jej włosów – wyciągałam ręce do jej drobnego ciała, które upadało do tyłu, ten obraz w zwolnionym tempie zaszczepia się w moim mózgu – lecz mój gest był nadaremny, bo usiłując powstrzymać córkę przed upadkiem, objęłam tylko suche letnie powietrze, chwyciłam tylko tańczące w powietrzu kosmyki jej miedzianych loków, tych samych, o których ścięcie tak mnie zadręczała, bo chciała wyprostować włosy i wyglądać doroślej, a nie wciąż tak słodko. Nigdy już nie będzie wyglądała doroślej; nigdy nie dorośnie. Ta myśl szarpie mną gdzieś w głębi, jak echo powtarzając głuchy odgłos jej ciała, które uderza o ziemię. Rzucam się na ogrodową ścieżkę, ignoruję ból, jaki beton sprawia moim kolanom, jakby łamał mi kości, pełznę, wbijając paznokcie w podłoże, czołgam się ku niej leżącej pod krzewami róż. Moje drżące palce gorączkowo po omacku rozdrapują kamienistą ziemię, pokaleczone i odarte ze skóry, jak szalona wyciągam przed siebie ręce i brnę naprzód, a obrzydliwa woń krwi na moich dłoniach, na moich nadgarstkach przyprawia mnie o mdłości, które palą mnie w gardle. Tyle krwi. Moje Strona 7 ramiona niemal odskakują od mego ciała, gdy nadmiernie wyprężam ręce, zanurzam dłonie w aureoli włosów Annabel, owijam wokół palców miękkie pukle, jakbym w ten sposób przywiązywała ją do siebie. Przykładam policzek do lepkiej ziemi z nadzieją, że ja też umrę. Śmierć nie nadchodzi, zamiast tego mój umysł zapętla się i jak zacięta taśma w kółko odtwarza ten koszmar i to wspomnienie… Na swój wiek Annabel jest drobna, a przy tym nogi ma zadziwiająco długie jak na dziewczynkę liczącą niewiele ponad metr dwadzieścia wzrostu, ręce z kolei ma chude, kościste. „Moje patyki”, tak zawsze o nich mówi. Najbardziej rzucają się w oczy jej włosy – lśniące kasztanowe loki, a może rudo- złote, tak bardzo nieposkromione, a jednocześnie delikatne jak babie lato czy nitki waty cukrowej. Zawsze uważałam, że charakter Annabel kształtował się w taki sposób, by stanowić dopełnienie jej włosów: eterycznych, niespokojnych, na które trudno patrzeć bez uśmiechu i podziwu. Włosy Aidana wyglądałyby tak samo, gdyby ledwie dziewięć miesięcy temu Nick nie kazał mi ich skrócić. Zabierając syna do fryzjera na głównej ulicy, czułam się jak zbrodniarz, to było tamtej soboty przed ich pierwszym dniem w nowej szkole. Pamiętam łzy, które Aidan usiłował ukryć za encyklopedią, a potem moje łzy, gdy Annabel niecierpliwie machała na mnie ręką, żebym sobie poszła od szkolnej bramy, jednocześnie ciągnąc za sobą młodszego o dwie minuty brata po bujnym trawniku w stronę potężnego budynku z czerwonej cegły. Spojrzałam na eleganckie fioletowe bluzy i serce mi się Strona 8 ścisnęło, gdy Aidan mimo woli uniósł rękę, by podrapać się po głowie z krótko ostrzyżonymi włosami. Niezadowolenie syna było usprawiedliwione. Fryzjer męski posunął się za daleko, a ja powinnam go powstrzymać, ale zbyt długo się wahałam, gdy się upierał, że wszyscy chłopcy noszą teraz takie krótkie fryzury. Pocieszałam się, że to pomoże Aidanowi odnaleźć się w nowym miejscu, bo nie będzie się wyróżniał. Najbiedniejsze dzieci w ekskluzywnej modnej szkole… Nie mogłam znieść myśli o docinkach, jakie być może będą musieli znosić, choć wiedziałam, że klasy są tam nieliczne, a wyposażenie godne podziwu. A jednak Nick mylił się co do tej szkoły. Bliźnięta były o wiele szczęśliwsze w swojej starej państwowej podstawówce, ze starymi przyjaciółmi, dzieciakami, które nie oczekiwały iPhone’ów ani prywatnych lekcji jazdy na nartach. Ale cóż, przegrałam również i tę dyskusję, tak jak przegrywałam większość dyskusji ostatniego roku, zwłaszcza gdy dotyczyły bliźniąt. – Ależ oni są niemożliwie podobni, prawda? – rozpływały się nianie w trykotach, zanim pognały na lekcje pilatesu. Cóż, tak, tyle że wcale nie są. Syn stale był blisko mnie, tak długo, jak to możliwe, chciał trzymać mnie za rękę, za to córka od zawsze mnie odtrącała. Była ambitna i marzyła o wolności. Czy dlatego go wybrałaś? Bo bardziej cię potrzebował? Bardziej cię kochał? Te pytania nieraz mnie nawiedzały, ale przecież znałam odpowiedź. Moje dzieci potrzebowały mnie tak samo, jedno i drugie! Oboje mnie kochali. A ja dla każdego z nich miałam Strona 9 tyle samo miłości. Żwirowata ziemia wwierca się głębiej w policzek, gdy moje myśli wirują, tocząc nieskończony spór. Annabel już nigdy nie będzie mnie potrzebowała, zaś Aidan nie przyzna się do tego, nawet gdyby mnie potrzebował. To kara za to, że pozwoliłam mordercy wejść do mojego domu, za to, że chroniłam mojego nieśmiałego, słodkiego, nazbyt ostrożnego syna, i pozwoliłam mojej pełnej życia, godnej podziwu córce, która zawsze odważnie stawiała życiu czoło, pobiec prosto w objęcia śmierci. – Ja otworzę, mamo. Nie przeszkadzaj sobie, świetnie ci idzie. – Na dźwięk dzwonka Aidan ruszył spacerowym krokiem w stronę drzwi frontowych. Ale ja uniosłam rękę, żeby go zatrzymać. – Zaczekaj, kochanie. Wiesz, że nie lubię, kiedy otwieracie drzwi obcym. – Kto powiedział, że to obcy? – spytała Annabel, podrywając się z sofy. – Może to wujek Max. Mówił, że ma dla nas superniespodziankę. – Uhm. – Przewróciłam oczami. – Dajcie mi jeszcze sekundkę. No właśnie. Świetnie. Nieświadoma czyhającej za rogiem tragedii, nikczemnego szpiega obserwującego naszą bezpieczną, zwyczajną rodzinę, nawet się uśmiechnęłam, wkładając ostatnią świeczkę do niebieskiego lukru na szczycie ogromnego urodzinowego tortu w kształcie basenu pływackiego – dziesięć fioletowych świeczek dla Annabel, dziesięć czerwonych dla Aidana. To miała być fantastyczna Strona 10 dekoracja i największa atrakcja urodzinowego przyjęcia przewidzianego na to popołudnie. – Już idę! – zawołałam, zlizując z palców lukier i śpiesząc do drzwi. Annabel mnie wyprzedziła. – Założę się, że to listonosz. Popatrz tylko na ten wielki cień za szybą. Na pewno przyniósł nam olbrzymiasty wór prezentów! – Mam nadzieję, że jest wśród nich Xbox – dodał mój syn, maniak gier, i stanął u boku siostry. – Przecież wiesz, że twój tata nie przepada za grami wideo – powiedziałam, starając się, by nie zabrzmiało to oschle. – Dlatego że zawsze chce wygrywać i złości się, jak przegrywa – stwierdził słusznie Aidan, tak jak ja wznosząc oczy do nieba, a ja znów się zaśmiałam. To było niesamowite, bo przez kilka kolejnych sekund miałam wrażenie, jakbyśmy się znaleźli w świecie jednej z pełnych huków wystrzałów gier Aidana. Patrzyłam na moją córkę, dwa kroki przede mną, gdy otworzyła frontowe drzwi i podniosła wzrok na ponurego olbrzyma w polowym mundurze i kominiarce, który jednak nie przyniósł żadnych prezentów, za to przesłaniał piękny słoneczny letni ranek, i wydał mi się jeszcze potężniejszy, gdy chwycił dwoje moich dzieci i ciągnął je wzdłuż bocznej ściany domu do ogrodu na tyłach, a zaraz potem ręką w rękawiczce, w której trzymał wyciągniętą broń, wskazał na jedno, a następnie na drugie z moich niemal identycznych dzieci o twarzach promieniejących radością dnia urodzin, zaś gdy ich dogoniłam, Strona 11 wycelował w moją przerażoną twarz. – Wybierz jedno, suko. I tu zapada ciemność. Strona 12 CZĘŚĆ PIERWSZA Strona 13 ROZDZIAŁ PIERWSZY Trzy miesiące później Włosy mojego syna wymagają strzyżenia. Opadają mu na oczy, a on przez nie spoziera jak stremowany aktor, który przez szparę w kurtynie przygląda się widowni, nim odważy się wyjść na scenę. Tyle że on tylko przede mną się ukrywa. Ilekroć wchodzę do pokoju, odwraca głowę, a gdy się zbliżam, żeby go przytulić, jego drobne ciało robi w tył zwrot. Tak bardzo tęsknię za dotykiem miękkich bladych policzków Aidana, aż czuję mrowienie w palcach, więc obejmuję się ramionami, żeby już nie bolały od ciężaru pustki, bolesnego braku dziecka, które mogłabym przytulić. Nosiłam w sobie bliźnięta przez trzydzieści sześć tygodni, uderzenia naszych serc brzmiały niczym potrojone echo. Najpierw czułam je wewnątrz, a potem przy piersi, skóra przy skórze, gdy otaczałam troską maleńkie ciała i dusze. Połączył nas węzeł wzajemnej miłości i potrzeby wspólnego istnienia. Tworzyliśmy jedność, i przez pierwszych dziesięć lat ich życia ten węzeł się zacieśniał. Teraz został rozerwany, a moja piękna córeczka odeszła. Tęsknota za nią w dziwny sposób sprawia, jakby Annabel wciąż była tu obecna, a ja rozpaczliwie się tego trzymam. Porzuciłam moją córkę w tym jednym straszliwym momencie, i nigdy, ale to nigdy nie pozwolę jej odejść w życie wieczne. Jednak ból straty jest paraliżujący zarówno dla mnie, jak i dla Strona 14 mojego męża Nicka, a także dla mojego syna, który nie potrafi odnaleźć się w świecie bez siostry bliźniaczki. Wciśnięty w róg kanapy, ze wzrokiem wlepionym w konsolę Nintendo DS, Aidan sprawia wrażenie, jakby chciał być niewidzialny, rozpłynąć się w otaczającej go przestrzeni. Zauważam, że znów ma na sobie te same dżinsy i koszulę, które kupiłam z myślą o przyjęciu z okazji dziesiątych urodzin jego i Annabel, i zastanawiam się, jak on to znosi. Jakim cudem materiał nie rani jego skóry bolesnym przypomnieniem. A może o to właśnie chodzi: nosi wciąż te same ubrania, by przypominać mamie, co zrobiła. To działa, i wiem, że na to zasłużyłam, jednak wydaje się to… nieoczekiwane. Nie jestem całkiem pewna, czego się spodziewałam. Po prostu nie tego… nie tej pustki, nie tego braku wszystkiego innego poza milczącym oskarżeniem. Aidan nigdy nie był okrutny, przeciwnie, jest delikatny i czuły. Pamiętam, że kiedy nasz ukochany kot Disco zginął pod kołami samochodu, tuliłam Aidana godzinami, głaskałam po głowie trzyletniego chłopca, który drżał na całym ciele, podczas gdy Annabel poklepywała go po ręce, patrząc na mnie niepewnie, z zaciekawieniem, z pytaniami, których nie potrafiła zadać. W końcu łzy Aidana obeschły, objął siostrę, a ona znów się uśmiechnęła. Aidan, jako jedyny z nas, potrafił wywołać uśmiech na twarzy Annabel, kiedy po szkolnym castingu nie została wybrana do głównej tanecznej roli albo gdy z powodu przeziębienia nie wzięła udziału w konkursie pływackim. Uwielbiał ją z taką mocą, z jaką mnie teraz w oczywisty sposób nienawidzi. Nie, nienawiść to zbyt mocne słowo, Strona 15 zakłada jakąś aktywność. A ja zwyczajnie przestałam dla niego istnieć, i on prawie przestał istnieć. Zawsze był cieniem Annabel, teraz jest cieniem samego siebie, zagubionym bez siostry bliźniaczki, która w moim brzuchu wtulała się w niego skulona, która jako niemowlę oplatała się wokół niego, a przez resztę swojego zbyt krótkiego życia trzymała się go ze wszystkich sił. Moje najdroższe, nadzwyczajne bliźnięta. Zawsze byli nierozłączni, a zatem ilekroć spojrzę na Aidana, widzę twarz Annabel. Porozmawiałabym z nim – och, jak bardzo chcę z nim porozmawiać – lecz z moich ust nie płyną żadne słowa, bo wiem, że gdyby popłynęły, on i tak mi nie odpowie. – Aidan, kochanie, tak mi przykro… Nie, nie powiedziałam tego na głos. Ale przeprosiny – jakże nieadekwatne – wypełniają moje myśli i wibrują w zakończeniach nerwów. Wydaje się, jakbym ostatnio nic innego nie mówiła, a przecież wypowiadam je wyłącznie w myślach, nie pokonują bariery moich ust. I bez lekarza wiem, że to szok pourazowy skradł mi głos. „Mutyzm selektywny” – ten termin płynie ku mnie z moich uniwersyteckich psychologicznych lektur sprzed tak wielu lat. Wiem, że to wyjaśnia moje milczenie, rozumiem, że trauma spowodowała zaburzenia lękowe, które wygłuszają moją pamięć – a wraz z nią tłumią apetyt, osłabiają doznania fizyczne, obniżają poziom energii… Wiem to wszystko, lecz nie jestem w stanie tego zmienić. Każdego dnia czuję, jakbym przedzierała się przez gęste Strona 16 chmury. Wszystko jest zamglone, wytłumione. Wszystko poza moimi emocjami, bo te nigdy nie były tak obnażone. Zapisuję je sumiennie po kolei na wyobrażonej tablicy suchościeralnej w mojej głowie – robię wszystko, byle zachować choć wycinkowy kontakt z rzeczywistością, żebym wiedziała, że choć trochę jestem. Bo już mi się zdaje, jakbym w połowie zanikła. Tablica suchościeralna. Przez większość czasu mam teraz taką tablicę w głowie, z rozmaitymi notatkami, wykresami i komentarzami zapisywanymi na lśniącej powierzchni. Mój osobisty podręcznik. Oczy mam zmęczone, jestem krótkowzroczna, lecz przywołanie w pamięci mojej dawnej uniwersyteckiej tablicy suchościeralnej nie przysparza mi problemu, widzę ją w komplecie z przystojnym Seamusem Jacksonem, niespełnionym aktorem, który został wykładowcą pozującym przed tablicą. Pewnie nie ma w tym nic dziwnego, godzinami gapiłam się na tę parę. Seamus Jackson. Od lat o nim nie myślałam, ale teraz w mojej głowie rozbrzmiewa jego melodyjny szkocki akcent. Moja pamięć przywołuje obraz „Seamusa-mówcie-do-mnie- Shay”, gdy w swej zwyczajowej pozie, na lekko rozstawionych nogach, wygłasza wykład i z przesadną gestykulacją gryzmoli na tablicy obraz mózgu po poważnej traumie, czyli mnóstwo rozproszonych neuroprzekaźników. Potem z rękami na biodrach Shay zamienia suchy opis w dramatyczną opowieść, jak to na skutek traumy nadmiernie pobudzone ciało migdałowate może „się zablokować w reakcji na zagrożenie, no wiecie, często kompletnie zamrażając zdolność mowy”. Tu Strona 17 następuje dramatyczna pauza, po czym Shay podejmuje: „Nadmierny niepokój albo trauma mogą podkręcić poczucie zagrożenia w ciele migdałowatym do tak wysokiego poziomu, że następuje w nim, jak by to powiedzieć, krótkie spięcie, tworzące nieprzerwane poczucie zagrożenia, które, mówiąc wprost, powoduje, że człowiek po prostu milknie”. Tak, rozumiem moje milczenie, ale go nienawidzę. Nienawidzę tego, że jestem w stanie przywołać w pamięci wykłady, których słuchałam, ledwie przekroczywszy próg nastoletniości, ale nie jestem w stanie sobie przypomnieć, co się zdarzyło w ogrodzie na tyłach mojego domu tamtego ranka, gdy bliźnięta obchodziły dziesiąte urodziny, tamtego dnia, który całkowicie i na zawsze odmienił nasze życie. Pamiętam przeszywające spojrzenie niebieskich oczy Shaya, lecz szczegóły związane z morderstwem mojej córki – ostatnie chwile jej cennego życia – są dla mnie niewiadomą. Oto paradoks umysłu. A ludziom zawsze się zdaje, że to emocje są skomplikowane. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że poświęcałam Shayowi tyle uwagi. Spędziliśmy razem tylko jeden tydzień, i to potajemnie: „Umawianie się ze studentką jest dla wykładowcy jak przycisk autodestrukcji”. A jednak pamiętam wszystkie jego słowa. Chociaż dopiero teraz je sobie przypominam, a dzieje się to w najgorszym momencie mojego życia. Straciłam ukochaną córkę – co gorsza, z własnej winy – i to właśnie jest dla mnie nie do objęcia rozumem. Strona 18 „Wybierz jedno, suko”. Czemu ktoś wpadł na pomysł, żeby wymusić na mnie taką decyzję? To zupełnie tak samo jak w starym filmie z Meryl Streep, przy którym z moją współlokatorką wylewałyśmy tyle łez w deszczowe niedzielne popołudnia. „Wybór Zofii”, tak brzmiał jego tytuł. Ale to nie jest film, to moje życie. Jak ktoś śmiał mi to zrobić? Zrobić to mojej córce? Złość. Tak, złość znów się pojawia. Nauczyłam się jej nie opierać. Zamiast tego skrupulatnie odnotowuję ją na mojej mentalnej tablicy suchościeralnej, pozwalając mądrości Shaya raz jeszcze wypłynąć na powierzchnię: „Wściekłość może dopaść wiele pogrążonych w smutku i żałobie osób. Nie popełniajcie tego błędu i nie sądźcie, że doświadczenie straty to przeżycie jednostronnie pasywne”. Instynktownie wiem, że mój umysł chroni się, wymazując wszystko, co policja z pewnością powiedziała mi na temat uzbrojonego napastnika. Trauma po stracie Annabel zatrzasnęła okiennice w moim umyśle i niezależnie od tego, ile razy próbuję sobie przypomnieć tamten koszmarny dzień, tamte wstrząsające chwile, wszystko, co się pojawia, to jedynie bezładna mieszanina ułamków wspomnień. Prawdę mówiąc, mój umysł nie zadręcza się tym, kto to zrobił ani nawet dlaczego to zdarzenie skradło mi głos oraz sen, zdolność myślenia czy nawet pokonania większego dystansu. To nie z powodu JEGO winy trwam jak zawieszona w szoku, ale z powodu MOJEJ winy. Po raz tysięczny usiłuję odnaleźć w tym jakiś sens: Strona 19 Czy kocham Aidana bardziej, skoro to jego uratowałam? A może bardziej kocham Annabel, bo to ją wybrałam? Byli bliźniętami, a ja zawsze sobie przyrzekałam kochać ich jednakowo, żadnego nie faworyzować. Więc co wtedy myślałam? Czy poświęciłam Annabel przez wzgląd na jej brata? Czy może uchroniłam ją przed męką istnienia w tym ponurym miejscu, gdzie nas troje dryfuje niczym cienie, w milczeniu na palcach obchodząc ziejącą przepaść w naszym życiu… razem… choć już nie tworzymy rodziny? Nie otrzymuję żadnej odpowiedzi, mój umysł jest zamkniętą księgą. Nick był niewzruszony niczym góra lodowa, a ja wiem, że to na niego zrzuciłam rozmowy z policją, prawnikami, dziennikarzami, sąsiadami… Nigdy mnie nie obwiniał – i nigdy, przynajmniej w mojej obecności, nie powiedział Aidanowi, że to ja jestem winna. Wiem, że nie nastawi naszego syna przeciwko mnie, nie zmusi go do wyboru między dwojgiem rodziców, tak jak ja zostałam zmuszona do wyboru między dwójką moich dzieci. Owszem, kiedyś prowadziliśmy z Nickiem gorące dyskusje na temat szkoły bliźniąt, ale tamte spory dawno odeszły w niepamięć. Życie po prostu płynie naprzód – to samo, a jednak kompletnie odmienione. Mieszkamy w tym samym wygodnym domu na tej samej spokojnej ulicy w Hamptonie; każdy kolejny dzień naznacza normalna domowa rutyna: szkoła, zajęcia pozaszkolne, lekcje do odrobienia, spotkania Aidana z jego przyjacielem Jasperem. Tyle że ja już nie opuszczam domu. Strona 20 Teraz spędzam czas, obserwując, jak syn i mąż niezmordowanie kręcą się po pokojach, niezdolni usiedzieć w miejscu. Patrzą na mnie, jakby mnie nie widzieli, udają, że są zajęci radzeniem sobie z codziennością, podczas gdy ja niczym duch przemykam gdzieś na marginesie ich życia. Nie mówię, prawie nie sypiam, i nie potrafię spoglądać w przyszłość. Wszystko, do czego jestem zdolna, to oglądanie się wstecz i zadawanie sobie pytań: – Jak znalazłam się w tym miejscu? – Czemu ten koszmar się wydarzył? Nick nie podnosi wzroku znad laptopa, Aidan wlepia wzrok w konsolę. Nie zauważają mnie. A zatem patrzę na Nicka, bacznie przyglądam się mężczyźnie, którego tak kochałam, a który już nie jest nawet w stanie zmusić się do tego, by spojrzeć – na mnie. Jego twarz jest ściągnięta, marszczy brwi. Zaraz… czy kiedyś był bardziej krępy? Czy stracił na wadze? Ostatnie tygodnie i miesiące dały mu się we znaki, odcisnęły na nim piętno tak samo jak na mnie. Jego twarz zeszczuplała, wygląda na rozpaczliwie zmęczonego, niebieskie oczy są szkliste. I wtedy zauważam drobną zmarszczkę w kąciku jego oka, która zabiera mnie w przeszłość, daleką przeszłość, do naszego pierwszego spotkania.