Way Margaret - Druga szansa

Szczegóły
Tytuł Way Margaret - Druga szansa
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Way Margaret - Druga szansa PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Way Margaret - Druga szansa PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Way Margaret - Druga szansa - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 ROZDZIAŁ PIERWSZY Było upalne listopadowe popołudnie. Po powrocie do swojego mieszkania w śródmiejskim apartamentow- cu Olivia dostrzegła migające światełko automatycznej sekretarki. Oparła się o blat kuchenny, zrzuciła buty i wcisnęła guzik. Czekając na odtworzenie wiadomości, szybko przeglądała pocztę. Marzyła o zbliżających się długich letnich wakacjach. Ten rok szkolny był wyjąt­ kowo wyczerpujący. Praca z dorastającymi dziewczęta­ mi niewątpliwie nie należała do najłatwiejszych zajęć na świecie. Pierwsza nagrana wiadomość pochodziła od Marta Edwardsa, z którym spotykała się od jakiegoś czasu. Matt proponował wyjazd na święta do znanego nadmorskiego kurortu. Musiała się nad tym zastanowić. Lubiła spędzać czas w towarzystwie Matta. Był młodym, bez wątpienia bardzo sympatycznym człowiekiem. Odpowiadało jej też jego poczucie humoru i skłonność do ironizowania. Nie­ dawno kupił nowy drogi samochód i o dziwo pozwolił jej usiąść za kierownicą i pojeździć po mieście. Rzadko spo­ tyka się mężczyznę, który dostrzega i docenia inteligen­ cję u kobiet. Matt jednak poświęcał naprawdę wiele ener- Strona 2 6 Margaret Way Druga szansa 7 gii, żeby zdobyć względy 01ivii i poprowadzić ją do ołtarza. mal natychmiast przyszło jej do głowy, że chodzi o Harryego. Niestety, nie zdawał sobie sprawy, że Olivia nie zdoła go Zawsze cieszył się dobrym zdrowiem, ale przecież był już do­ pokochać. brze po siedemdziesiątce. Poznała już miłość. Wiedziała, z jaką siłą może urze- - Stało się coś strasznego. - W słuchawce rozległy się kać lub niszczyć. W miłości było tylko niebo lub piekło, trzaski. - Tak mi przykro, kochanie, że to ja muszę cię nic pośredniego. W porównaniu z tak gwałtownym uczu­ o tym zawiadomić. - Zapadło milczenie. 01ivia słyszała, ciem sympatia to tyle co nic. Dlatego należało jak najszyb­ jak Grace próbuje powstrzymać łkanie. - Chodzi o twoje­ ciej uświadomić Mattowi, że niepotrzebnie traci swój cen­ go wujka - wykrztusiła w końcu, potwierdzając obawy Oli- ny czas. Kiedyś 01ivia nieomal została mężatką. Gdy była vii. - Harry miał rozległy zawał. On nie żyje, Liwy! Umarł bardzo zmęczona lub przygnębiona bezwiednie wracała dzisiaj o trzeciej po południu. To taki straszny szok. Na myślami do przeszłości. Wspominała, jak chwyciła za no­ szczęście Jason bardzo mi pomógł. Jest dla mnie prawdzi­ życzki i pocięła suknię ślubną wraz z welonem, a tydzień ! wą opoką. później postanowiła obciąć włosy, aby żaden mężczyzna ; Jason? Poczuła się, jakby dostała cios w brzuch. Dla zła­ nie mógł już nigdy wsunąć w nie palców. pania równowagi oparła się o granitowy blat i przycisnę­ Kolejny telefon wzbudził jej niepokój. Nóż do rozcina­ ła dłoń do walącego serca. Co Jason robił w Havilah? Nie nia listów wypadł z jej pozbawionych czucia rąk i z brzę­ miał prawa tam się pokazywać! kiem uderzył o płytki podłogi. Przysunęła się do aparatu - Przyjedź do domu - mówiła błagalnie Grace. - Jason i czekała z zapartym tchem, instynktownie spodziewając ' powiedział, że będziesz chciała sama wszystko zorganizo­ się złej wiadomości. ' wać. Zadzwoń do mnie, jak tylko będziesz mogła. Prze­ Doskonale znała nagrany głos, jednak tym razem nie praszam, że mówię tak chaotycznie, ale jestem okropnie była to zwykła czuła paplanina, do jakiej przywykła. Gra­ przybita. ce Gordon, która od wielu lat prowadziła dom Harryego, , A co ja mam powiedzieć? Jak ogłuszona szła do salonu, wydawała się zupełnie wytrącona z równowagi. Mówiła tak nie zwracając uwagi na listy, które posypały się na podło­ szybko i bezładnie, że w pierwszej chwili 01ivia w ogóle gę. Zdruzgotana opadła na fotel. Harry umarł... A Jason nie mogła nic zrozumieć. i był opoką dla Grace. Jak to się stało, że w ogóle znalazł - Liwy, to ja, Grace. — Donośny głos zdawał się wypeł- : się w Havilah? Czyżby nie zarządzał już farmą hodowla­ niać kuchnię i niósł się w głąb korytarza. - Powinnaś przy­ ną, gdzie mieszkał razem z żoną i dzieckiem? Najwidocz­ jechać do domu, kochanie. • niej musiał stamtąd wrócić. Tylko czemu Harry nawet jej 01ivia zacisnęła powieki. Musiało się coś wydarzyć. Nie­ o tym nie wspomniał? Strona 3 8 Margaret Way Druga szansa 9 Pewno dlatego, że wiedział, jak mnie zdenerwuje naj­ Rodzice 01ivii w swojej ostatniej woli wyznaczyli mniejsza wzmianka o Jasonie, odpowiedziała sobie na­ Harryego na prawnego opiekuna córki. Był to zwykły śro­ tychmiast. Przed laty to właśnie Jason Corey przysporzył dek ostrożności. „Młodzi Linfieldowie", jak ich powszech­ jej wielu cierpień. Była dwudziestoletnią dziewczyną, gdy nie nazywano, byli zamożni, dumni ze swojego nazwiska, jej świat nagle się,zawalił. Myślała, że umrze, kiedy Jason, a natura nie poskąpiła im też urody. Spodziewali się za­ jej narzeczony, rzucił ją w przeddzień ślubu. Teraz mia­ pewne dożyć późnej starości, jednak nie było im to pisa­ ła prawie dwadzieścia siedem lat i zaczęła już wierzyć, że ne. Śmierć przerwała ich szczęśliwe dwunastoletnie mał­ udało jej się zapomnieć o bólu i upokorzeniu, jakie wtedy żeństwo. . - przeżywała. Jednakże wystarczyło usłyszeć jego imię, żeby 01ivia z niedowierzaniem uświadomiła sobie, że nie­ wszystkie wysiłki poszły na marne. Żal i rozgoryczenie po­ spełna tydzień temu rozmawiała z Harrym. Bywało, że budziły ją do łez. dzwoniła do niego kilka razy w ciągu jednego tygodnia, „Jest dla mnie prawdziwą opoką". ale z końcem roku szkolnego miała zawsze wyjątkowo du­ Poczuła złość, że ciągle o nim myśli, choć tak napraw­ żo zajęć. Czasami rozpaczliwie marzyła o odwiedzeniu Ha- dę nigdy nie mogła na nim polegać. Nigdy nie należał do vilah, ale bała się, że nie zniesie bólu. Wizyta w domu oży­ niej. Nawet wtedy, gdy zapewniał ją o swojej miłości, spał wiłaby zbyt wiele wspomnień. Miała już dość cierpień. Jej z inną dziewczyną, która zaszła z nim w ciążę. Nigdy nie wesele miało się odbyć w wielkiej stodole, którą Harry ka­ wybaczyła mu zdrady. Nie przebaczyła też Megan Duffy, zał przerobić na piękną salę balową. Wszystko było zapla­ przyjaciółce z dzieciństwa, która miała zostać jedną z czte­ nowane w najdrobniejszych szczegółach. Stanowili z Jaso- rech druhen. nem idealnie dobraną parę. Czasem myślała sobie, że nie Teraz Megan nazywała się Corey. Była żoną Jasona i matką będzie w stanie opanować takiej dawki szczęścia. Ubó­ ich dziecka. Prawdopodobnie mieli też inne dzieci, nikt jed­ stwiała Jasona, nie potrafiła przeżyć bez niego ani jednego nak nie odważyłby się opowiadać o tym 01ivii. Dla niej Jason dnia. Poszłaby za nim w ogień. A on za nią. i Megan pozostali w koszmarnej przeszłości. Dlatego też nie I nagle dowiedziała się, że to wszystko kłamstwa. Jason, mogła pogodzić się z myślą, że Harry pozwolił, by Jason znów ten symbol prawdziwej miłości, okazał się kolosem na gli­ pojawił się w ich życiu. Wujek Harry, właściwie stryjeczny nianych nogach. dziadek, wychowywał ją od chwili, gdy w wieku dziesięciu lat A teraz ukochany Harry, który znał jej wszystkie trage­ w katastrofie kolejowej straciła rodziców. Harry pozostał ka­ die i wiedział o wszystkich sukcesach, również ją opuścił. walerem i to on odziedziczył Havilah, rodową siedzibę Lin- Myślała o tym, jaki był opiekuńczy, z jakim zaangażowa­ fieldów w północnej, tropikalnej części Queenslandu. niem dbał o każdą dziedzinę jej życia. Dostała najlepsze Strona 4 10 Margaret Way Druga szansa 11 wykształcenie, a w wieku dwudziestu lat ukończyła uniwer­ ległej o kilkaset kilometrów stolicy stanu, Brisbane, i pod­ sytet z dyplomem z pedagogiki. Miała nadzieję, że znajdzie jęła studia. zatrudnienie w którejś ze szkół średnich i będzie tam pra­ Od tamtej pory nigdy nie odwiedziła domu. Za to wuj cować przez kilka lat, póki nie założą z Jasonem rodziny. Harry przyjeżdżał do niej. Oczywiście żadne z nich nigdy A później, kiedy ich dzieci, których oboje bardzo pragnęli, nie wspominało Jasona. Oboje wiedzieli, że to by wszyst­ trochę już podrosną, wróci do zawodu nauczycielki. ko zepsuło. Jason zrujnował jej życie. Przez długi czas Marzycielka! Ale skąd mogła wiedzieć, że to wszystko wręcz dyszała nienawiścią, ale było to zbyt skrajne uczucie mrzonki? Wszyscy wokół byli przekonani, że Jason kocha i w końcu uznała, że musi pogodzić się z faktami. Filozo­ ją do szaleństwa. ficzny spokój pomógł jej.przezwyciężyć traumę. Teraz jed­ - On cię wręcz wielbi! - słyszała bez przerwy. nak, po śmierci Harryego, musi mieć jeszcze więcej odwa­ Przeżyła koszmar, gdy z dnia na dzień dowiedzia­ gi. Tym bardziej, że trzeba będzie pojechać do domu. ła się, że Jason będzie miał dziecko z Megan Duffy. Jak W skroniach odezwał się tępy ból, gdy nagle przed ocza­ na taką spokojną dziewczynę, Megan okazała się bardzo mi stanął jej obraz Jasona. Słońce odbijało się w jego pięk­ energiczna. Cóż, mówi się przecież, że cicha woda brzegi nych włosach, których rudobrązowy kolor przywodził na rwie. Ojciec i brat Megan pracowali u wujka Harryego myśl sierść setera, intensywnie niebieskie oczy patrzyły zu­ w cukrowni. Kiedy inne zakłady upadały, przedsiębior­ chwale, jego skóra miała zaskakująco oliwkowy odcień, bo stwo Linfieldów nadal działało, a Harry robił co mógł dla chociaż był rudy, opalał się na złoty brąz. Karnację odzie­ swoich pracowników i ich rodzin. I proszę, jak Megan dziczył po swojej włoskiej babce, Renacie. Po niej też miał mu odpłaciła za życzliwość. Nawet jej rodzice przeży­ radosną naturę, miłość do ziemi, upodobanie do jedzenia li wstrząs, gdy dowiedzieli się, że córka jest w ciąży i to i wina, zamiłowanie do sztuki, no i namiętność. Dla 01ivii właśnie z Jasonem Coreyem. To dopiero była sensacja! Jason Corey zawsze pozostanie uosobieniem kochanka. Na Cały okręg był wzburzony. Jason Corey miał przecież tym zresztą także polegała jej tragedia. Chociaż nie zrobiła poślubić Olivie Linfield. Wszyscy wiedzieli, że od dziec­ nic złego, została okrutnie ukarana. A przecież to ona była ka się przyjaźnili. ofiarą, ona została zdradzona. Nie pierwszy raz okazało się, że w życiu nie ma nić pew­ Gdy tak siedziała pogrążona w smutku, nagle przyszło nego. Tego strasznego dnia, gdy Jason wyznał jej praw­ jej do głowy, że jest spadkobierczynią Harryego. Havilah dę, postanowiła, że nie chce go nigdy więcej oglądać. By­ należała teraz do niej. Wiedziała, że wymaga to wielkiej ła przekonana, że nic nie zdoła jej do tego zmusić. Kiedy odpowiedzialności i decydujących zmian. Była ostatnią ochłonęła na tyle, żeby działać, przeprowadziła się do od­ osobą, która nosiła rodowe nazwisko. Mieli oczywiście dal- Strona 5 12 Margaret Way Druga szansa 13 szą rodzinę, jednak tylko ona nazywała się Linfield. Havi- do interesów, ale przecież nie wiedział nic na temat ho­ lah była ich rodową siedzibą, domem rodzinnym, a kiedyś dowli bydła. Być może tak jak ona chciał wyjechać jak naj­ też największą i najbardziej dochodową plantacją trzciny dalej i zacząć wszystko od nowa. Możliwe też, że tylko taka cukrowej na północy. W czasach jej dzieciństwa cukier był posada dawała mu pewność, że zapewni utrzymanie żo­ najważniejszym produktem narodowej gospodarki. Bez­ nie i dziecku. Rodzina Coreyów była uboga. Podczas stu­ pośrednio lub pośrednio stanowił źródło utrzymania setek diów Jason pobierał stypendium. podejrzewała, że tysięcy ludzi. Niestety ceny na rynkach światowych spad­ Harry, który zawsze bardzo go lubił, także mu pomagał. ły, co pociągnęło za sobą ograniczenie produkcji. Plan­ Trzeba przyznać, że Jason zasługiwał na wsparcie. A potem tatorzy, którzy przez długi czas cieszyli się ze znakomitej wszystko się zawaliło. koniunktury, musieli uczyć się, jak poszerzyć ofertę, żeby Jason poszedł z Megan do łóżka i został ojcem jej dziec­ przetrwać. ka. Kiedy przysięgał, że za skarby świata nie może sobie Havilah znów wiodła prym. przypomnieć, co się wydarzyło, Ołivia w końcu uwierzy­ 01ivia zawsze żywo interesowała się wszystkimi zmia­ ła, że był to pijacki, godny ubolewania wybryk. Mimo to nami w posiadłości W Havilah bywało wielu gości, często nie potrafiła mu wybaczyć. Dobrze, że przynajmniej po­ bardzo znamienitych. Uczestnicząc w spotkaniach z nimi, stąpił uczciwie i ożenił się z Megan. A przecież jej nie ko­ dowiedziała się sporo o zarządzaniu plantacją i sposobach chał. Paradoksalne w tym wszystkim było, że nigdy nawet rozszerzenia upraw o owoce tropikalne. Wuj był bardzo nie lubił Megan. dumny z jej bystrego umysłu. Z jakiegoś powodu wrócił w rodzinne strony i w dodat­ To jednak Jason okazał się najbardziej uzdolniony i to ku odszukał jej wuja. Znów będzie musiała stawić czoła Ja- on właśnie namawiał Harry'ego do wprowadzania zmian sonowi Coreyowi. Zdaje się, że nie ma sposobu, aby o nim na plantacji zapomnieć. Kolejny raz okazało się, że w życiu niczego nie Ciąża Megan wpłynęła na życie kilku osób. Olivię zmu­ można być pewnym. siła do opuszczenia Havilah i rozpoczęcia nowego życia w Brisbane. Jason również wyniósł się daleko, aż za Wiel­ kie Góry Wododziałowe, które oddzielały wypalone słoń­ cem pustkowia od pokrytego bujną roślinnością wybrzeża. Nigdy nie potrafiła zrozumieć, czemu przyjął stanowisko zarządcy na pustynnej farmie. Ukończył z wyróżnieniem wydział handlu i zarządzania i bez wątpienia miał głowę Strona 6 Druga szansa 15 rynkach. Rosły na małych wiecznie zielonych drzewkach i miały nadzwyczajne właściwości: niewielki ich dodatek sprawiał, że inne owoce - kwaśne lub gorzkie - nabiera­ ły słodkiego smaku. Dorosłe drzewa obficie rodziły ma­ łe, jaskrawoczerwone, z kształtu podobne do oliwek owoc­ ki o białym miąższu i błyszczącej pestce. Zrezygnowali ROZDZIAŁ DRUGI z uprawy popularnych bananów, papai, mango czy chiń­ skiego liczi na rzecz nowych gatunków. Hodowali teraz Na polu panowała potworna spiekota. Jason siedział między innymi jackfruiry, sapotile, karambołe, które bły­ w pikapie i popijając wodę, przyglądał się, jak jaskrawo- skawicznie rosły i obficie owocowały. czerwone samobieżne kombajny wycinają ścieżkę wśród Obiecał Harryemu, że po południu wpadnie na herba­ ciągnących się aż po horyzont pól. Maszyny sunęły jak di­ tę. Lubił spotkania ze starszym panem, a w dodatku wizy­ nozaury wzdłuż rzędów trzciny cukrowej, która osiągnęła ty u Harryego dawały mu poczucie, że Liv nadal jest częś­ imponującą wysokość czterech metrów. Najpierw usuwa­ cią jego życia. ły liściaste czubki, potem tuż przy ziemi wycinały łodygi, Boże, jak on ją kochał! Serce ciągle mocniej mu biło, po czym cięły je na małe kawałki, które ładowano do dru­ gdy o niej myślał, choć starał się nie robić tego zbyt czę­ cianych koszy, ciągniętych przez traktory. Zebrana trzcina sto. Przez te dwa lata, odkąd wrócił na plantację, odniósł szybko ulegała zepsuciu, należało więc jak najszybciej do­ wrażenie, że ludzie zapomnieli, a przynajmniej wybaczy­ starczyć zbiory do zakładu, gdzie poddawano je dalszej ob­ li mu zbrodnię, jaką popełnił, porzucając Oliyię Linfield, róbce. Okres między ścięciem trzciny a dostarczeniem do spadkobierczynię Harryego. Olivia nie miała sobie rów­ cukrowni nie powinien być dłuższy niż szesnaście godzin, nych. Była najbardziej inteligentną, najpiękniejszą i naj­ ale Jason dopilnował, aby w Havilah trwało to zaledwie kil­ popularniejszą dziewczyną w okolicy, słynącej przecież ka godzin. Dbał o to, by plantacja i cukrownia pracowały z pięknych kobiet o egzotycznej urodzie, którą odziedzi­ sprawnie i wydajnie. Harry przecież na nim polegał, a Ja­ czyły po przodkach pochodzących z różnych grup etnicz­ son za żadne skarby nie chciał zawieść człowieka, który dał nych. Na północy stanu osiedliło się wielu włoskich imi­ mu drugą szansę. grantów. W jego żyłach także płynęła włoska krew, tylko Cały ranek spędził przy zakładaniu nowej uprawy tro­ kolor włosów i oczy odziedziczył po ojcu, którego rodzina pikalnych owoców z rodziny Sapotacea, które ostatnio przybyła z Irlandii. stały się bardzo popularne na krajowych i zagranicznych Tak czy inaczej Olivię Linfield traktowano jak księżnicz- Strona 7 16 Margaret Way Druga szansa 17 kę. Każdy mężczyzna czułby się zaszczycony, gdyby zwró­ wiele nauczyć. Faktycznie zawsze ładnie rysował: portre­ ciła na niego uwagę. A tymczasem wybrała właśnie jego, ty, zwierzęta, ptaki, wszystko, o co go poproszono. Na po­ chłopaka pochodzącego z nizin społecznych. żegnanie zostawił żonie list, w którym napisał, że postano­ Jego ojciec od szesnastego roku życia pracował na plan­ wił wziąć przykład z Gauguina. Nie wiadomo tylko, czy za tacji przy ścinaniu trzciny. Wcześniej to samo robił dzia­ przykładem mistrza zawędrował aż na Tahiti. dek Jasona. Było to jeszcze w czasach, zanim mechaniczne Nigdy więcej o nim nie słyszeli. kombajny zastąpiły na polu ludzi. Natomiast matka Jasona Matka Jasona, zamiast spalić szkicowniki męża, prze­ była pomocą domową w posiadłości. Nie był to oczywi­ chowywała je wszystkie jak najcenniejszy skarb. Jason ście żaden powód do wstydu. Uważano wręcz, że to świet­ znienawidził ojca za to, że ich porzucił, lecz mimo to po­ na posada dla osób, które nie miały szansy na zdobycie dziwiał jego talent. Zeszyty zapełnione były znakomitymi wykształcenia. Kiedy Jason miał dwanaście lat, jego ojciec, studiami. Była tam cała ich rodzina, robotnicy z plantacji, człowiek o zmiennych humorach i wybuchowym tempe­ rodzina Linfieldów, prześliczne, wykonane pastelami por­ ramencie, nagle opuścił rodzinę. trety jego matki i Liv jako małej dziewczynki. Ojciec za­ - Krzyżyk na drogę! - zawołała wówczas włoska babka wsze powtarzał, że któregoś dnia Liv złamie Jasonowi ser­ Jasona, wygrażając niebu pięścią. Renata uwielbiała takie ce. Niestety miał rację. teatralne gesty. - To przecież nieokrzesany dzikus! Ledwie zdążył to pomyśleć, natychmiast pożałował, że Niestety było w tym trochę racji. Zdarzało się prze­ wspomniał w tej chwili Liv, bo w ten sposób znów przywo­ cież, że Nialł Corey po pijanemu uderzył żonę. Właści­ łał okropną przeszłość. wie nigdy nie upijał się na wesoło. Chociaż nie można też powiedzieć, że był złym człowiekiem. Miał skom­ Nie dostrzegł Megan, dopóki nie podeszła do samocho­ plikowaną naturę i nie umiał przywyknąć do roli pra­ du. Zapukała w szybę, czekając, aż otworzy okno. cownika fizycznego. Dużo czytał, ciągle żądny wiedzy - Cześć, Megan. - Zmusił się do uśmiechu; choć sam jej dosłownie pochłaniał książki. Z pewnością był inteli­ widok wywoływał w nim odruch niechęci. Prawdę mówiąc, gentny, no i bardzo przystojny. Jason doskonale pamię­ niezbyt lubił Megan Duffy. Była nawet dość ładna, ale ja­ tał, jakim atrakcyjnym mężczyzną był jego ojciec. Mama kaś dziwna. Liv, jak to Liv, zawsze była dla niej niezwykle mówiła, że miał zniewalającą urodę. Wysoki, muskular­ miła. Nawet poprosiła Megan, żeby została jedną z czte­ ny, zwinny jak dziki kot. rech druhen. Nie był tym zachwycony, ale ostatecznie ten Tuż przed odejściem ojciec oznajmił, że pragnie zostać dzień należał przecież do panny młodej. Prawdę mówiąc, malarzem. Twierdził, że czas upływa, a on musi się jeszcze on sam od przyjęcia w dniu dwudziestych piątych urodzin Strona 8 18 Margaret Way Druga szansa 19 Seana Duffyego robił wszystko, żeby unikać spotkania z je­ - Jak mogło do tego dojść? - Czerwony ze wstydu, zaciś­ go siostrą. niętą pięścią uderzył w kolano. - Coś się stało? - spytał. - Przykro mi, Jason - szepnęła słabym głosem. - Po - Muszę z tobą porozmawiać, Jason. - Twarz Megan wy­ prostu obezwładniłeś mnie. Jesteś taki duży i silny. Prawdę dawała się nienaturalnie blada, pod jej oczami rysowały się mówiąc, to był prawie gwałt, chociaż nigdy w życiu niko­ niebieskawe sińce. mu o tym nie powiem. Ogarnęło go dziwne, zbliżone do strachu uczucie. Mimo że jej głos wydawał się słaby, zabrzmiało to jak - No dobra, wskakuj. Jadę do Liv. Mogę cię po drodze pogróżka. Z całej siły wdepnął hamulec i zatrzymał auto gdzieś podrzucić. - Starał się mówić uprzejmie, ale czuł przy krawężniku. narastającą panikę. - Nie, Megan! - Utkwił w niej badawcze spojrzenie. - - O co chodzi, Megan? Być może zachowałem się jak ostatni kretyn, ale dosko­ - Spóźnia mi się. - Jej głos był ledwo słyszalny. nale wiesz, że nigdy bym cię do niczego nie zmusił. To nie Zaśmiał się nerwowo. w moim stylu. - Co się spóźnia? Kiedy delikatnie dotknęła jego ręki, Jason wzdrygnął się. - Już dwa miesiące. - Rozpłakała się, na jej policzkach - Sam przecież mówisz, że byłeś bardzo pijany. - Jej pojawiły się czerwone plamy. - Jestem w ciąży. Bez prze­ piwne oczy wypełniły się łzami, które spływały teraz rwy mam nudności. - Podniosła histerycznie głos. - To po bladych policzkach. - Dla mnie to, co się stało też twoje dziecko, Jason. Byłam dziewicą. jest strasznym szokiem. Olma jest moją przyjaciółką... Rzeczywiście taka panowała opinia. Wiem, co sobie myślisz, Jason. Na pewno mnie niena­ - Boże, Megan! Czemu mi to robisz? - jęknął. Ze zdu­ widzisz. mieniem spostrzegł, że trzęsą mu się ręce. - To był prze­ Oparł ręce o kierownicę i ukrył twarz w dłoniach. Miał cież tylko ten jeden raz. Nawet nie pamiętam, jak to wrażenie, że już nigdy w życiu nie zdoła się uśmiechnąć. się stało. Nigdy jeszcze nie byłem tak pijany. Boże, po - Nie, Megan. Nie czuję do ciebie nienawiści To nie co ja to mówię! Byłaś u lekarza? - spytał, czując się jak twoja wina. Tylko ja jestem za to odpowiedzialny. w gorączce. -1 co teraz zrobimy? - W naszym miasteczku? - Megan wyglądała żałośnie, Jęknął z bólu. Pragnął, żeby rozpalone słońce zniknę­ gdy wierzchem dłoni otarła usta. - Zresztą najpierw mu­ ło i świat pogrążył się w mroku. Gdzie się podzieje bez siałam powiedzieć tobie. Ty jesteś ojcem. Z nikim innym swojej ukochanej Liv? Równie dobrze mógłby od razu tego nie robiłam. umrzeć. Strona 9 20 MargaretWay Druga szansa 21 Z wyraźnym trudem podniósł głowę. - Muszę z tobą porozmawiać, Liv - powiedział. - Czy - Zajmę się tobą, Megan - obiecał. - To także moje możemy wyjść na chwilę? dziecko. - Oczywiście, kochanie. - Objęła go ręką w pasie. - Co się Megan pochyliła się, jakby chciała go dotknąć, ale odsu­ stało? - Zaniepokojona spojrzała w jego pobladłą twarz. nął się gwałtownie, omal nie miażdżąc szyby. - Mam złe wieści, Liv - zaczął, prowadząc ją przez oto­ - Olivia cię kocha - powiedziała zduszonym głosem. czony kolumnami taras. - Znajdzie kogoś innego - mruknął Jason. Kogoś, kto - Coś z mamą? - Piękne szare oczy Olivii patrzyły na na nią zasługuje, dodał w myślach, wiedząc, że jego życie niego ze strachem. Antonella Corey nie cieszyła się do­ już się skończyło. brym zdrowiem. Stopniowo uczucie rozpaczy zaczęło go opuszczać, wy­ - Nie chodzi o mamę. - Jason pokręcił głową. - Czuje parte przez litość, jaką czuł do Megan. Była tak drob­ się całkiem dobrze. - Chociaż to nie potrwa długo, dodał na, a jej ojciec, Jack Duffy, pijak i nieudacznik, był znany w myśli. Matka będzie zdruzgotana, gdy się dowie. A bab­ z brutalności. Można było sobie wyobrazić, jak potraktuje cia będzie próbowała walczyć. - To zupełnie inna sprawa. córkę. Zarówno Megan jak i rosnące w niej dziecko potrze­ Chodźmy do ogrodu, dobrze? bowali pomocy. Pamiętał, co to znaczy być porzuconym - Zaczynasz mnie przerażać, Jason. - Ujęła go pod przez ojca i wiedział, że nie ma wyjścia. ramię, patrząc badawczo w jego przystojną, ogorzałą - Dziecku trzeba zapewnić przyszłość - powiedział. - twarz. Nie zamierzam się od tego uchylać. - Nie potrafię wyrazić, jak potwornie jest mi przykro. - Kiedy to mówił, nie zdawał sobie jeszcze sprawy z rozmia­ Godzinę później potrafił już na tyle nad sobą zapanować, rów swojego cierpienia. by móc spojrzeć Olivii w twarz. Jej długie jedwabiste włosy - Ale z jakiego powodu? - Potrząsnęła jego ręką, czując powiewały za nią, gdy zbiegała po szerokich schodach. Mało zamęt w głowie. Gdy rozmawiała z Jasonem godzinę temu, mu serce nie pękło, gdy na nią patrzył. Była taka piękna, smu­ wydawał się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Te­ kła i pełna wdzięku, miała taki promienny uśmiech... Wie­ raz jednak miała wrażenie, że jest załamany i zrozpaczony. dział, że póki nie wyda ostatniego tchnienia, będzie ją kochał. Nawet opalona na złoty brąz skóra wydawała się dziwnie I nigdy, aż do śmierci nie przestanie za nią tęsknić. poblakła. - Wciąż przysyłają prezenty - zawołała, unosząc twarz. Jason zatrzymał się przy obrośniętej różami pergoli. Pa- Nie pocałował jej, jak się spodziewała, tylko objął ra­ trzył na kwiaty nieruchomym wzrokiem, zupełnie jakby mieniem i przyciągnął do siebie. ich nie dostrzegał. Róże były wyhodowane specjalnie na Strona 10 22 Margaret Way Druga szansa 23 ich ślub. Pęki prześlicznych kwiatów porastały całą pergolę, - Liv, proszę... Nie łam mi serca. Tak strasznie, tak po­ napełniając powietrze cudownym aromatem. twornie żałuję, że muszę ci to powiedzieć... ale to ja jestem - Nie wiem, jak to powiedzieć, Liv - odezwał się. - To ojcem tego dziecka... najstraszniejsze słowa, jakie kiedykolwiek musiałem wy­ Przez kilka chwil stała nieruchomo, a gdy się znów od­ mówić. Nie mogę się z tobą ożenić. wróciła, wyglądała, jakby zadał jej śmiertelny cios. Przez chwilę patrzyła na niego tępo, po czym potrząsnę­ - Nie rozumiem - powiedziała głuchp. - Co to znaczy: ła głową, jakby chciała odzyskać jasność myśli. „jestem ojcem"? Jak to możliwe? Przecież mnie kochasz. - Jason, kochany, przecież to nie ma sensu. Nasz ślub jest Zapomniałeś, że mamy się pobrać? Harry wydał tysiące, jutro. Ja kocham ciebie, a ty mnie. żeby wszystko przygotować. Nie wierzę ci. Kłamiesz. - Nie mogę się z tobą ożenić. - Ból prawie pozbawiał go Chwycił jej ręce. Tak bardzo pragnął jej dotknąć, a prze­ tchu. Uniósł rękę, jakby chciał pogłaskać 01ivię po policz­ cież wiedział, że już nigdy nie będzie mógł tego zrobić. ku, ale zaraz cofnął dłoń. Jego ramię opadło bezwładnie. - - To co sam o sobie myślę, jest znacznie gorsze niż Kilka miesięcy temu postąpiłem jak szaleniec. Popełniłem wszystko, co mi powiesz. niewybaczalny błąd. - Jason, przestań! - krzyknęła. - Nie zniosę tego! — Wy­ W błyszczących oczach Olivii pojawił się strach. j rwała ręce i cofnęła się kilka kroków. Zamrugała gwał­ - Opowiedz mi o tym, Jason - poprosiła, składając bła- j townie, próbując powstrzymać łzy, które wezbrały w jej galnie ręce. I oczach. Miała wrażenie, że jej życie rozsypuje się w kawał­ - Kocham cię, Liv - powiedział cicho. Czuł się, jakby i ki jak szklana tafla. - Przyprowadź tu Megan - zażądała, miał zaraz umrzeć. - Kocham cię nad życie. Zawsze wie­ drżąc na całym ciele. - Chcę spojrzeć jej w oczy. Lucy, na­ działem, że nie zasługuję na ciebie. sza pierwsza druhna, ostrzegała mnie, że sporo ryzykuję, — Co ty opowiadasz? Oczywiście, że zasługujesz! - Oli- zadając się z Megan Duffy. Ale ja, głupia, naiwna kretynka, via zacisnęła palce na jego koszuli. zawsze jej współczułam! Jej ojciec jest kompletnie obłąka­ - Dziś przyszła do mnie Megan Duffy - ciągnął. - Po­ ny. Jak mogłeś jej to zrobić? Nie przyszło ci do głowy, że wiedziała, że jest w ciąży. on gotów ją zabić? Kiedy to się w ogóle stało? Praktycznie Patrzyła na niego rozszerzonymi ze zdumienia oczami. się nie rozstajemy. Postradałeś zmysły? Straciłeś nad sobą - Megan Duffy? A co ona ma do nas? Megan Duffy? kontrolę? Dlaczego? Przecież miałeś mnie. Nie potrafiła­ - Gwałtownie odwróciła się na pięcie. - Chyba nie chcę bym zliczyć, ile razy mówiłeś mi, że mnie kochasz. A Me­ nic więcej słyszeć. Czy to kara boska za to, że jestem zbyt gan Duffy nawet nie lubisz. Jak mogłeś kochać się z dziew­ szczęśliwa? czyną, która nie wzbudza twojej sympatii? Strona 11 24 MargaretWay Druga szansa 25 Miał wrażenie, że jej słowa niczym sztylet dźgają go Czuł potworny, przejmujący wstyd. Z trudem nabrał prosto w serce. powietrza. - To przez wódkę - przyznał z rozpaczą. - Byłem - W tej chwili rzeczywiście tak jest. - Wiedział, że ją pijany, Liv i będę musiał z tym żyć. Pytałaś, kiedy to się stracił. A bez niej był zgubiony. stało. Ponad dwa miesiące temu, po urodzinach Seana Promienna uroda 01ivii także wydawała się zgaszona. Duffyego. - Kochałam cię przez całe życie - mówiła drżącym gło­ Całą siłą woli powstrzymywała płacz. Z tym będzie mu­ sem. - Harry też cię kocha. Tyle dla ciebie zrobił... A ty siała poczekać, aż zostanie sama. nas zdradziłeś. Zdradziłeś samego siebie. - Sean Duńy? Chyba wiesz, że on ćpa? Czemu zadajesz - Wiem. się z takimi ludźmi? - Uderzyła Jasona w pierś tak mocno, - Wiesz? Tylko tyle potrafisz powiedzieć? Wiesz! Niech że zachwiał się na nogach. - Nie wiem, czemu to wszystko cię cholera weźmie! - Głos jej się załamał. Jej oczy zapłonęły mówię - krzyknęła w udręce. - Spałeś z Megan Dufiy, jed­ wściekłością. Uniosła lewą rękę, na której nosiła zaręczyno­ ną z moich druhen. To przekracza wszelkie granice. - Ba­ wy pierścionek i z całej siły uderzyła go w twarz. Jej dłoń zo­ ła się, że zaraz zemdleje. - Czy to sen? - Podniosła wzrok stawiła czerwony ślad na opalonej skórze, a w miejscu, gdzie i przez chwilę patrzyła w błękitne bezchmurne niebo, jakby trafił pierścionek, pokazały się krople krwi. - Idź już, Jason spodziewała się, że stamtąd nadejdzie odpowiedź. - Śni mi - rzuciła pogardliwie. - A tu masz swój pierścionek. Jak się się jakiś koszmar, prawda? Powiedz, że tak! okazało, niewiele dla ciebie znaczył. - Ściągnęła z palca ob­ Jason z rozpaczą pokręcił głową. rączkę z brylantem i z odrazą rzuciła nią w Jasona. - Nie chcę - Nie wiem, Liv, jak do tego doszło. Nie mogę uwierzyć, dc więcej widzieć. - Gniew i żal odbierały jej głos. - Odejdź że to się w ogóle wydarzyło. - Jego szerokie ramiona przy­ stąd, Jasonie Corey. Odejdź i nigdy już nie wracaj. garbiły się. - Dałbym wszystko, żeby móc cofnąć czas. Nie wybaczę sobie nigdy, że sprawiłem ci taki ból. Jason otrząsnął się z zamyślenia, gdy nagle wielka dłoń - Ból? - warknęła. - A co z moim cholernym upoko­ pojawiła się w oknie pikapa i dotknęła jego ramienia. rzeniem? Zrobiłeś ze mnie koszmarną idiotkę. Byłam tak - Bruno? - spytał zaskoczony. szczęśliwa, że nie dostrzegałam, co się dzieje pod moim - Wszystko w porządku, szefie? - Bruno, który prowa- nosem. - Smutek zastąpił gniew. - Pomyśleć tylko, jak bar­ dził jeden z traktorów, patrzył na Jasona z niepokojem. - dzo cię kochałam. Te twoje niebieskie oczy! Zawsze sądzi­ W tym pikapie musi być jak w piekle. Jadę do szopy po pi­ łam, że są oknami do twojej duszy. Tyle że w twojej duszy wa. Chcesz też? panuje zupełna pustka. Jason zmrużył oczy. Miał nadzieję, że jego twarz nie Strona 12 26 Margaret Way Druga szansa 27 zdradza uczuć, jakie nim targały. Wspomnienia, które tak nie niebieskie oczy, a gęste czarne loki zdradzały jej wło­ nagle wróciły, były żywsze niż do tej pory. skie pochodzenie, chociaż nie odziedziczyła jego oliwko­ - Nie, dziękuję - odparł. Ze zdumieniem stwierdził, że wej karnacji. jego głos brzmi zupełnie naturalnie. - Pan Linfield prosił, Kiedy zbliżył się do domu, dostrzegł w oddali żebym wpadł do niego. - Rzucił okiem na zegarek i dodał: Harryego, który siedział nad sadzawką. Na wodzie uno­ - Powinienem już jechać. siły się różowe i kremowe wodne lilie, a także niebie­ - W takim razie do zobaczenia później. - Bruno odsu­ skie kwiaty lotosu. Z jakiegoś nieuzasadnionego powodu nął się od auta i zasalutował Jasonowi na pożegnanie. poczuł niepokój. Zatrzymał auto i stanął na wysypanej Muszę pozbyć się uczucia beznadziei i bezsensu ży­ żwirem ścieżce, ale Harry go nie spostrzegł. Było zbyt cia, pomyślał Jason, odjeżdżając. Pojawiało się ni stąd, gorąco, żeby starszy mężczyzna szedł teraz pod górę do ni zowąd, ale widać czasami tak bywa ze wspomnienia­ domu, więc Jason złożył dłonie w trąbkę i zawołał go po mi. Z upływem czasu nabrał już przekonania, że coraz le­ imieniu. piej daje sobie radę z demonami przeszłości Dlaczego dziś Tym razem spodziewał się, że uniesie głowę i da znak znów osłabła jego czujność? Ostatnio przecież nie śnił już ręka, jednak Harry nawet nie drgnął. Wciąż wpatrywał się o Liv. Nauczył się trzymać na wodzy nawet swoją podświa­ w błyszczącą zieloną taflę wody. domość. Miał sporo obowiązków. Harry coraz bardziej po­ Niewiele myśląc, Jason ruszył biegiem przez gruby, sprę­ legał na nim i w ostatnim czasie Jason praktycznie zarzą­ żysty trawnik. dzał całą plantacją Havilah. -Harry? - Stałeś się moją prawą ręką, Jason. Jesteś mi bliższy niż Żadnej odpowiedzi. Był już przy ławce. Pochylił się, że- ktokolwiek inny, poza moją najdroższą Ołivią. by spojrzeć w twarz Harryego, osłoniętą szerokim rondem Zawsze był twardy i szybko się uczył. Harry nigdy nie jego ulubionej białej panamy. musiał powtarzać mu nic dwa razy. Tak też było na far­ Harry! Drogi, kochany Harry! Drogi przyjacielu! Deli- mie Caramba, której właściciel robił wszystko co w jego fafnie położył dłoń na szczupłym ramieniu swojego men­ mocy, aby zatrzymać Jasona v siebie, Jednak jason wrócił tora. W rodzinnym domu Jasona zabrakło mężczyzny i to w rodzinne strony z powodu choroby matki. Bardzo cięż­ Harry stał się dla niego wzorem do naśladowania. Mała ko przeżył jej śmierć. Życie jednak toczyło się dalej. No papierowa torebka spadła na ziemię, na trawę posypały i miał córeczkę, Tali, którą musiał się opiekować. Chciał, się okruchy chleba. Jason poczuł ulgę, widząc spokój ma­ żeby miała normalne życie. Była wspaniałym dzieciakiem. lujący się na twarzy starszego mężczyzny. Pewno śmierć Nie dostrzegał w niej nic z Megan. Miała jego intensyw­ go zaskoczyła, gdy karmił swoje ulubione czarne łabędzie. Strona 13 28 Margaret Way Niewidzącym wzrokiem zapatrzył się na pokrytą liliami sadzawkę i cicho odmówił modlitwę. Dopiero gdy przeniósł Harryego do domu, gdzie Grace wypłakiwała sobie oczy, pomyślał o konsekwencjach, jakie niosła z sobą śmierć przyjaciela. Trzeba będzie natychmiast powiadomić Olivię. Była najbliższą krewną Harryego i je­ go spadkobierczynią. Grace będzie musiała zająć się tym, ROZDZIAŁ TRZECI o ile uda mu się ją jakoś uspokoić. 01ivia wiele by dała, byle tylko nie musieć rozmawiać z Jasohem. Do tej pory Olivii wyleciała z Brisbane znacznie wcześniej, niż z po­ była przekonana, że jest zarządcą na farmie bydła w głębi czątku planowała. Wieczorem, kiedy powiadomiła dyrek­ stanu. Harry nigdy nie powiadomił jej o zmianach, jakie torkę szkoły, co się stało, doktor Hilary Lockwood uzna­ zaszły w Havilah ani o tym, że zatrudnił Jasona Coreya. ła, że nie ma powodu, by 01ivia przychodziła następnego Obaj nie mieli wątpliwości, że taka wiadomość nie spodo­ dnia na zakończenie roku szkolnego. Wielka szkoda, ale bałaby się Ohvii. wszyscy rozumieją, że w takiej chwili nie jest w nastroju Kiedy Havilah przejdzie w ręce 01ivii, będzie musiał do zabawy. wyjechać. Akurat w chwili, gdy Tali tak pokochała to miej­ Już wcześniej postanowiła, że po przylocie zadzwoni do sce. Postanowił jednak, że nie ruszy się stąd, póki nie po­ Grace, aby ktoś odebrał ją z lotniska. Grace z pewnością łoży na grobie starego przyjaciela jego ulubionych karma- wie, że nie należy prosić o to Jasona Coreya. Pogrążona zynowyćh róż. w smutku ostatnią noc spędziła bezsennie, próbując zrozu­ mieć, jak to się stało, że Jason przebywał w Havilah w cza­ sie, gdy umarł Harry. Może przyjechał do domu, żeby zobaczyć się z matką? A może zmarła babka Jasona, Renata? Nie, to mało praw­ dopodobne. Przecież młoda duchem Renata w ogóle się nie starzała. Może chodzi o jakieś wydarzenia w rodzinie Megan? W gruncie rzeczy nie miała pojęcia, co się dzieje w tych stronach. Rzadko kiedy zdarzało jej się pomyśleć o Me­ gan Duffy. Nie chciała pamiętać, że Megan jest żoną Jasona, I Strona 14 30 Margaret Way Druga szansa 31 a tym bardziej, że jest matką jego dziecka. To ona miała nią j spróbowała ponownie. Rezultat był ten sam, Grace nie zostać. Ta rola była jej przeznaczona. • podniosła słuchawki. Zaczęła już żałować, że nie zadzwo­ Boże, ależ była naiwna! Wiele lat minęło, nim zrozumia- niła z Brisbane. Przecież Grace spodziewa się jej dopiero ła, że Megan zawsze kochała się w Jasonie. Zresztą nie ona za kilka godzin. Całkiem możliwe, że w tej chwili przygo­ jedna. Jeśli można powiedzieć, że ktoś promienieje eroty- towuje właśnie jej dawny pokój albo doprowadza dom do zmem, to Jason należał właśnie do takiego typu mężczyzn. porządku. Na pogrzeb Harryego przybędzie wiele osób. Kobiety ciągnęły do niego jak muchy do miodu. Pociągała Pogrzeb Harryego. je uroda Jasona, jego karnacja, atletyczna budowa, sposób Mocno zagryzła wargi. Kiedy zapanowała nad nerwa­ poruszania się. Wprost emanował seksapilem. mi, podniosła głowę. Przed terminalem dostrzegła postój Ale należał tylko do niej. Była całkiem pewna jego uczuć, taksówek. Przed nią długa droga do Havilah. Lepiej będzie nawet na moment nie zwątpiła w jego miłość, nigdy więc wyruszyć jak najszybciej. nie odczuwała zazdrości ani strachu, że jakaś kobieta może - Pozwoli pani, że pomogę. - Tragarz zajął się jej wyła­ go jej odebrać. Jason ją kochał. Ona kochała jego. Wszyst­ dowanym wózkiem. - Ktoś na panią czeka czy przywołać ko się dobrze układało, więź między nimi była coraz sil­ taksówkę? niejsza, a uczucie głębsze. Nigdy nie zaprzątała sobie głowy - Taksówkę, bardzo proszę - uśmiechnęła się do męż­ ewentualną zdradą. czyzny, wdzięczna za pomoc. Dopóki nie pojawiła się Megan Duffy. Jechali aleją obsadzoną wysokimi palmami. Od chwi­ Olivia siedziała z głową opartą o chłodną szybę owalne­ li gdy postawiła stopę na płycie lotniska, czuła, że wróciła go okna. W milczeniu patrzyła na skłębione białe chmury do domu. Znów była w tropikach, na północ od Zwrot­ i wielkie srebrne skrzydło samolotu. Mężczyzna na miej­ nika Koziorożca, znów czuła zapach kwiatów, soli, morza. scu obok, przystojny trzydziestolatek o błyszczących ciem­ Chociaż w taksówce zamontowano klimatyzację, odkręciła nych oczach próbował nawiązać rozmowę, ale łagodnie da­ trochę szybę, żeby poczuć gorący podmuch. Wszędzie wo­ ła mu do zrozumienia, żeby zostawił ją w spokoju. Chciała kół widać było bujną szmaragdową zieleń, która zdawała być sama ze swoimi smutnymi myślami, które nie opusz­ się walczyć o pierwszeństwo z całą paletą barw. Niebo nad czały jej nawet we śnie. głową miało głęboki ciemnoniebieski kolor. Dwie godziny później samolot wylądował. Kiedy zała­ U progu pory deszczowej krajobraz wyglądał zachwy­ dowała bagaż na wózek, poszła zadzwonić do domu. Ku jej cająco. Olivia syciła wzrok bujną tropikalną roślinnością. zdumieniu nikt nie odebrał telefonu. Po pięciu minutach Z zachwytem przyglądała się ślicznym magnoliom, któ- Strona 15 32 Margaret Way Druga szansa 33 rych wielkie kwiaty wyglądały jak nawoskowane, poma­ Rusz się wreszcie, nakazała sobie. To twój dom, twoja plan­ rańczowym kielichom tulipanowców, wszechobecnej fio­ tacja. Musisz przebrnąć przez to wszystko: pogrzeb Harryego, letowej bugenwilli. konfrontację z Jasonem Coreyem. Jedwabna bluzka przyklei- - Pięknie tutaj - odezwał się taksówkarz, rozglądając się ła się jej do pleców. Odniosła wrażenie, że rozpalone tropikal­ z podziwem. - Przyjechała pani w gości? ne powietrze ma zmysłową, wręcz erotyczną woń. Nagle po­ - To mój dom. jawiły się niechciane wspomnienia: granatowe niebo podczas - Żartuje pani! - wykrzyknął zdumiony. - Myślałem, że ' nocy, które spędzała z Jasonem na plaży, szum morza, biały to posiadłość pana Linfielda? f piasek, który nie wiedzieć czemu zawsze znajdował się na ko­ - Jestem jego bratanicą. Właściwie jest moim stryjecz­ cu, usta Jasona na jej twarzy, jego dłoń na jej nagich piersiach, nym dziadkiem. - Nie była w stanie powiedzieć, że Harry > jej ciało prężące się pod jego dotykiem... nie żyje. Zresztą wiadomość o jego śmierci i tak rozniesie i I ta namiętność, jaką promieniały ich ciała! Ciągle czuła się lotem błyskawicy. ' w swojej krwi tamten żar. Wiedziała, że nigdy nie pozbę­ Taksówka zatrzymała się przed szerokimi schodami ( dzie się tego uczucia. Nieważne, że poniosła porażkę. Przy­ z białego marmuru, które wiodły na taras. Kiedy kierowca « najmniej przez krótką chwilę była szczęśliwa. wnosił walizki, Olivia stanęła w słońcu i spojrzała na dom. Z bijącym sercem weszła po schodach. W holu wszyst­ Imponująca rezydencja w stylu kolonialnym była pomalo­ ko wyglądało tak pięknie jak za dawnych czasów. Podło­ wana na biało. Centralna piętrowa część z kolumnadą gó­ ga, tak jak taras, wyłożona była białym marmurem. Dzieła rowała dumnie nad przysadzistymi parterowymi skrzydła­ sztuki zdobiły ściany nad łukowo sklepionymi przejściami, mi. Smukłe filary jak dawniej oplatało fiołkowo-niebieskie które prowadziły do salonu i biblioteki. Na wysokiej kon­ pnącze milinu o błyszczących ciemnozielonych liściach, soli stała kryształowa misa wypełniona karmazynowymi które nie ustępowały urodą obfitym pękom jasnofioleto- różami. Róże były ulubionymi kwiatami Harryego. Trzeba wych kwiatów. było wielu zabiegów, żeby w tropikach uchronić jej przed Zupełnie jakbym stąd nie wyjeżdżała, pomyślała Olivia . szkodnikami, ale w Havilah różane ogrody zawsze były Zapłaciła taksówkarzowi i odprowadziła wzrokiem od­ pełne kwiatów. jeżdżający samochód. Nagle ogarnął ją smutek. Harry już • - Grace?! - zawołała głośno. jej tu nie powita. Stała z gołą głową, ale prawie nie zwraca­ Podniosła wzrok na schody, które prowadziły na krużga­ ła uwagi na palące słońce. Powietrze przesycone było zapa­ nek na piętrze. Grace jednak nie pojawiła się. Całkiem praw­ chem gardenii. Wokół rozciągały się idealnie wypielęgno­ dopodobne, że jest w kuchni na tyłach domu. wane trawniki. Było tu jeszcze piękniej, niż zapamiętała. Ruszyła korytarzem, gdy nagle gdzieś z tyłu usłyszała od- Strona 16 34 Margaret Way Druga szansa 35 głos lekkich kroków. Odwróciła się i ze zdumieniem spo­ | - Powinnam codziennie odmawiać pacierz, ale wcale te- strzegła małą czarnowłosą dziewczynkę, ubraną w biały T- go nie robię. shirt i kwieciste szorty. Dziecko przeniknęło pod sklepionym Olivia miała właśnie zapytać, co to znaczy, kiedy zza przejściem i kierowało się w stronę drzwi wejściowych. wahadłowych drzwi kuchni wyszła Grace. Na widok Tali - Hej! - zawołała Olivia W ten sposób zwykle zatrzy­ idącej za rękę z Olivi ą, zatrzymała się jak wryta. mywała pędzące na oślep uczennice. - Dokąd biegniesz? - A więc się spotkałyście? - szepnęła zdumiona. Dziewczynka odwróciła się i obrzuciła 01ivię uważnym - Witaj, Grace. - Olivia puściła rękę dziecka i chwyciła spojrzeniem niebieskich oczu. w objęcia gospodynię. - No, już... Nie płacz - mruczała, - Kim pani jest? - spytała poważnie. głaszcząc Grace po plecach. Bała się, że za chwilę sama nie - Na imię mam Olivia zdoła pohamować łez. - Ja jestem Tali. Opiekuję się Grace. Tali przysunęła się do nich i nagle objęła Olivi ę za nogi. - Naprawdę? - Omal nie roześmiała się głośno, słysząc - Boję się. dumne oświadczenie. - A gdzie ona jest? To przyciągnęło uwagę obu kobiet - W kuchni. Chcesz, żebym po nią poszła? - Nie ma się czego bać, Tali - powiedziała Olivia , opusz­ - Może pójdziemy razem - zaproponowałaOlivia , wy­ czając ramiona. ciągając rękę. Dziewczynka pokręciła głową, patrząc na nią poważnie. Dziewczynka podeszła bliżej. - Ty jesteś panną Olivi ą? - Jesteś bardzo ładna - oznajmiła, biorąc Olivia za rękę. - Po prostu Olivia . - Podobają mi się twoje kolczyki. - Przyjechałaś dlatego, że umarł wujek Harry, prawda? - Dziękuję, Tali. Od jakiego imienia pochodzi to zdrob­ Grace poruszyła się niespokojnie. nienie? - Powinnam ci to wczoraj powiedzieć. Tak mi wstyd. - Natalie - odparła niechętnie. - Ale nikt tak do mnie - Co powiedzieć? - Olivia z niepokojem spojrzała w za­ nie mówi. czerwienione oczy starszej kobiety. Dobroduszna twarz go­ - A gdzie jest twoja mama? - spytała Olivia , pewna, że spodyni była opuchnięta od płaczu. mała jest dzieckiem kogoś z personelu. - Że ja jestem Tali Corey - wyjaśniła dziewczynka, nieśmia­ Tali odwróciła wzrok. ło dotykając ręki Olivi i. - Czy teraz mnie znienawidzisz? - Nie wiem. ; Spojrzała na dziecko w osłupieniu. Co ona mówi? - Nie martw się, znajdziemy ją. W głowie jej się zakręciło i przez chwilę bała się, że ze­ Dziewczynka znienacka parsknęła śmiechem. mdleje. Boże, to dziecko Jasona! Strona 17 36 Margaret Way Druga szansa 37 - Grace, co tu się dzieje? Jason zsunął z nóg zakurzone buty i zostawił je na ta­ Gospodyni przestąpiła z nogi na nogę. rasie. - To nie ja powinnam cię o tym informować... - Rozpuszczasz ją, Grace. - Pochylając głowę, wszedł do - O czym? O tym, że Tali swobodnie porusza się po środka. - Za każdym razem, gdy pracuję w pobliżu domu, domu i nazywa Harryego wujkiem? Gdzie ona mieszka? Tali gdzieś znika... Gdzie jest jej matka? Co ta mała tu robi? Podniósł głowę i nagle dostrzegł 01ivię. Zaskoczenie -Nie gniewaj się - odezwała się Tali, wpatrując się było tak wielkie, że głos mu zamarł w krtani. Zadrżał, jak w OlMę. - Musisz o to spytać tatusia, a nie Grace. porażony prądem. - On tu jest? - Była wzburzona do ostatnich granic. Za­ - Liv! - Zacisnął mocno pięści, aż pobielały mu kostki. częła się obawiać, że nie poradzi sobie z tą sytuacją. W tym momencie Grace uznała, że pora się ulotnić. - Zaprowadzę cię do niego - zaproponowała dziew­ Chwyciła Tali za rękę i pociągnęła w stronę kuchni, mru­ czynka. cząc coś o lodach czekoladowych. - Przykro mi, Tali. W tym momencie nie chcę się wi­ Tylko siłą woli Olivia zmusiła się, żeby zostać. W pierw­ dzieć z twoim ojcem - rzekła zdecydowanie. I nigdy wię­ szej chwili pragnęła stąd uciec, zrobić cokolwiek, żeby tylko cej, dodała w myślach. nie patrzeć na mężczyznę, który ją tak haniebnie zdradziŁ - Co ty sobie o mnie pomyślisz? - Grace załamała rę­ Oparła dłoń o poręcz schodów, żeby zachować równowa­ ce i znów wybuchnęła płaczem. - Tak mi wstyd, że cię nie gę. Jason nie może mnie już skrzywdzić, powtarzała sobie. uprzedziłam! Nie pozwolę mu na to. Czemu więc czuła łzy napływające - Grace, proszę... - Olivia usiłowała ją uspokoić. Nie do oczu? Otworzyła usta, ale gardło miała tak ściśnięte, że mogła winić gospodyni. Grace musiała przecież słuchać nie mogła wydobyć słowa. poleceń. W końcu skinęła obojętnie głową, nieświadoma, że jej - Biedna, kochana Grace! - Tali próbowała objąć kor­ oczy zdradzają ogarniające ją emocje. Chociaż minęło po­ pulentną kobietę. - Już dobrze, nie płacz. Tatuś zaraz nad sześć lat, wróciły wszystkie wspomnienia: upokorze­ wróci. nie, gniew, rozdarte serce i pożądanie, które mimo zdra­ - Już wrócił - z tarasu dobiegł dźwięczny głos. - Tali, dy nadal do niego czuła. Wszystko to było tak żywe, jakby chodź tu do mnie - polecił krótko. - Może mi wytłuma­ wydarzyło się zaledwie wczoraj. czysz, dlaczego tu jesteś? - Spodziewaliśmy się ciebie dopiero późnym popołu­ - Chciałam zajrzeć do Grace! - odkrzyknęła dziewczyn­ dniem - Jason przerwał głuchą ciszę. ka, nie ruszając się z miejsca. Ohvia przełknęła ślinę. Strona 18 Druga szansa 39 - A ja nie spodziewałam się ujrzeć tu ciebie - odparła Ogarnęła ją pogarda dla samej siebie. Zamiast zachwycać zimno. - Co ty tu robisz, Jason? się jego męską urodą, powinna myśleć o krzywdzie, jaką W końcu musi się o tym dowiedzieć, pomyślał. jej wyrządził. Gdzie się podziała jej duma? - Pracuję tutaj - powiedział, mimowolnie ruszając w jej - Co takiego miałeś mi powiedzieć? Prawdę mówiąc, nie kierunku. To było zupełnie jak cud. Stała przed nim, jak gdy­ sądzę, żeby mnie to obchodziło - krzyknęła, nie ukrywa­ by wyszła z jego snu. Mało brakowało, a popełniłby wielkie jąc swojej wrogości. głupstwo i chwycił ją w objęcia lub wyrzucił z siebie, jak bar­ - Czy możemy wejść do pokoju? - spytał. dzo jej pragnie. Łatwo wyobrazić sobie, jak by to przyjęła, po­ Po jego zaniepokojonej minie poznała, że bał się, czy myślał, patrząc na lodowaty wyraz twarzy 01ivii. ich rozmowy nie usłyszy dziecko. Tylko z tego powodu - Stój! Nie zbliżaj się do mnie - ostrzegła go, wzdrygając uległa i skierowała się do bawialni. W skroniach czuła na­ się z widoczną odrazą. rastający ból głowy. - Przepraszam. - Zatrzymał się w miejscu. - Nie chcia­ - Masz jedną minutę, Jason - powiedziała, odwracając łem cię przestraszyć. Musimy porozmawiać, Liv. się do niego. - A potem chcę, żebyś opuścił Havilah. Jak Roześmiała się, lecz w jej śmiechu nie było ani cienia twoja żona mogła pozwolić, żebyś tu wrócił? Byłam pewna, humoru. że pracujesz na farmie gdzieś w głębi kraju. - Nie mam ci nic do powiedzenia, Jason. Chcę, żebyś - Moja matka nie żyje - wyjaśnił. - Przyjechałem do do­ stąd odszedł. - Wydawał się starszy, bardziej stanowczy, mu, żeby być przy niej pod koniec życia. silniejszy i jeszcze przystojniejszy. - Przykro mi. - Skłoniła głowę, żałując, że nie może mu - Z przyjemnością sobie pójdę - rzucił krótko. - Naj­ inaczej okazać swojego współczucia. - Czemu jednak po pierw jednak muszę ci wyjaśnić kilka spraw. Harry nie jej śmierci nie wróciłeś na tamtą farmę? mógł się zebrać, żeby ci o nich powiedzieć. - Bo Harry zaproponował mi pracę u siebie - odrzekł. Nie chciała na niego patrzeć, ale nie była w stanie od­ - Już od dwóch lat zarządzam Havilah i prowadzę intere­ wrócić wzroku. Miał na sobie ubranie robocze, które po­ sy Harryego. twierdzało, że pracuje w Havilah. Granatowa koszulka opi­ Ta informacja zdruzgotałaby ją, gdyby nie to, że już nic nała muskularne ramiona i szeroką pierś, obcisłe dżinsy jej nie mogło zaskoczyć. Obróciła się na pięcie, podeszła podkreślały jego wąskie biodra i długie nogi. Wchodząc do do szklanych drzwi i nieruchomym wzrokiem zapatrzyła domu, zdjął buty, a mimo że stał teraz w skarpetkach, miał się w ogród. dobrze ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. - Myślałam, że Harry mnie kochał - powiedziała nie- Olivia poczuła, że jej czoło robi się mokre od potu. swoim głosem. Strona 19 40 Margaret Way Druga szansa 41 - Byłaś dla niego najważniejsza na świecie - zaprotesto­ - A Renata? - Z jej twarzy znikł odpychający wyraz, gdy wał Jason gorąco. Widział, że znów czuje się zdradzona wspomniała babkę Jasona. i nie mógł ścierpieć jej bólu. - Nadal mieszka u siebie. Często dogląda wnuczki. Olivia pokręciła głową. - Megan jest zbyt zajęta, żeby opiekować się swoją có­ - A jednak pozwolił ci tutaj wrócić - powiedziała z wy­ reczką? - Powiedziała to, nim zdążyła pomyśleć. Była rzutem. wściekła na siebie, że wymieniła imię Megan. Spojrzał na nią smutno. - Megan odeszła, Ołivio. - Harry mi wybaczył. Zrozumiał, czym się stało moje - Odeszła? - Patrzyła na niego zdumiona. Takiej infor­ życie po twoim odejściu. macji z pewnością się nie spodziewała. - Gdzie odeszła? - A to dobre! - zaśmiała się szyderczo. - To ty ożeniłeś Jason nagle zdał sobie sprawę, że wstrzymywał oddech, się z inną dziewczyną, Jason. Zapomniałeś o tym? Masz czekając, aż padnie to pytanie. z nią córkę. I, jak sądzę, także więcej dzieci. - Nasze małżeństwo nie miało szans przetrwania. Nigdy - Tylko Tali. nie kochałem Megan. W końcu Megan zniechęciła się i po­ - Harry nie powinien był tego robić - powtórzyła. Znów stanowiła odejść. zostałam zdradzona, myślała rozgoryczona. - Ot tak, po prostu? - 01ivia patrzyła na niego z niedo­ - To nie była wyłącznie uprzejmość - powiedział Jason wierzaniem. - Rozumiem, że łatwo jest porzucić mężczy­ bezbarwnym głosem. - Po prostu osiągnął wiek, w którym znę, który cię nie kocha. Ale dziecko? potrzebował pomocy. I ja mu jej udzieliłem. - Ona nie chciała Tali - wyznał. - Uważała ją za zbędny - Teraz ta pomoc nie jest już potrzebna. ciężar. Była pozbawiona matczynego ciepła, które cechuje - Chyba zdajesz sobie sprawę, że nie będziesz w stanie podobno wszystkie kobiety. przejąć moich obowiązków? Nie poradzisz sobie sama - Patrzyła na niego osłupiała, nie mogąc uwierzyć w to, rzucił drwiąco. co słyszy. - Ty się już o tym nie przekonasz, bo cię tu nie będzie. -1 gdzie jest teraz? - Oliyia odrzuciła włosy do tyłu. Jak zauważył, były teraz fason wzruszył ramionami znacznie dłuższe niż sześć lat temu. - Gdzie mieszkasz? - - Kiedy ostatnio o niej słyszałem, mieszkała z jakimś fa­ spytała podejrzliwie. Być może bała się, że próbował zain­ cetem. stalować się w jej rodzinnym domu. - No cóż! Zdaje się, że popełniłeś błąd - podsumowała - Nie tutaj, jeśli o to chciałaś spytać. Mama zostawiła mi krótko. - Szkoda mi tylko Tali Musi się czuć opuszczona. dom. Mieszkam tam z Tali. Widziała, jak napinają się mięśnie jego twarzy. Strona 20 42 Margaret Way - Mam wrażenie, że kiedy nie było mnie w pobliżu, prze­ żywała ciężkie chwile z Megan. - Co chcesz przez to powiedzieć? - zdziwiła się. Pamię­ tała Megan jako spokojną, potulną dziewczynę. - Nie chcę do tego wracać - uciął. - Megan nie miała lekkiego dzieciństwa i to z pewnością zostawiło ślady na jej psychice. Ucieszyłem się, gdy odeszła, bo zacząłem się ROZDZIAŁ CZWARTY bać, że zrani Tali. - To kiedy was zostawiła? W pogrzebie Harryego Linfielda, który zajmował szcze­ - Tali miała wtedy prawie cztery lata. gólną pozycję w miejscowej społeczności, uczestniczyły - Nie jest do ciebie podobna - wyrwało jej się. - Właś­ tłumy. Wielu ludzi, podchodząc do drzwi kościoła, stwier­ ciwie nie przypomina też Megan, chociaż jest w niej coś dzało, że w środku nie ma już wolnych miejsc. Musieli znajomego, więc stać na zewnątrz w niemiłosiernie palącym słońcu al­ - Chyba ma moje oczy - odparł ze wzruszeniem ramion. bo szukać schronienia w cieniu ogromnej magnolii, która 01ivia odwróciła wzrok. rosła na dziedzińcu. - Tylko dlatego, że są niebieskie. Chętnie powiedziała­ Ohvia, jako najbliższa Harry emu osoba, siedziała bym, że jest mi przykro słuchać, jak zmarnowałeś swoje w pierwszej ławce wśród wielopokoleniowej rodziny, któ­ życie, ale nie jestem aż taką hipokrytką. ra zjechała zewsząd, żeby wziąć udział w ceremonii. W głę­ - Kiedyś potrafiłaś okazywać współczucie - powiedział, bi kościoła zauważyła Jasona ubranego w wizytowy gar­ patrząc jej w oczy. - Złośliwość nie leżała w twojej naturze. nitur, w którym jego posępna twarz wydawała się jeszcze - Nie twierdzę, że napawa mnie to dumą - odcięła się. bardziej przystojna. Jej policzki pokrył rumieniec. - Musi ci wystarczyć, że Udała, że go nie dostrzega. W tym właśnie kościele miał Harry okazał wiele zrozumienia. Po mnie się tego nie spo­ się odbyć nasz ślub, pomyślała z goryczą. dziewaj. Po pogrzebie nie chcę cię więcej widzieć. Czy to Zapomnij o tym, nakazała sobie natychmiast. Teraz jasne, Jason? masz myśleć o Harrym. Wszędzie dookoła były kwiaty. Harry nie potrafił bez nich żyć, więc mimo upału zamówiła całe naręcza lilii, róż, goździków, storczyków, gipsówki. Na trumnie leżał jej wie­ niec z białych lilii.