Warren Tracy Anne - Ostatnia kochanka
Szczegóły |
Tytuł |
Warren Tracy Anne - Ostatnia kochanka |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Warren Tracy Anne - Ostatnia kochanka PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Warren Tracy Anne - Ostatnia kochanka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Warren Tracy Anne - Ostatnia kochanka - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
TRACY ANNE WARREN
Ostatnia kochanka
Tytuł oryginału: His Favorite Misteress
0
Strona 2
Jeszcze raz Tobie, Leslie
R S
1
Strona 3
1
Londyn
Luty 1815 roku
Tylko jedna kula w serce, powtarzała sobie Gabriella St. George,
kurczowo ściskając w dłoni pistolet.
Strzelała doskonale i była pewna swoich umiejętności. W końcu uczył
ją mistrz - sam Wielki Moncrief, znany w artystycznych kręgach jako
pierwszy strzelec wyborowy w cywilizowanym świecie. Pragnęła jedynie
S
znaleźć w sobie dość odwagi, żeby dotrzymać podjętego postanowienia i
przeprowadzić swój plan - i, by ręka jej nie zadrżała, a kula nie chybiła celu.
R
Ale miała powód do strachu; do dzisiejszego wieczoru pozbawiała
życia jedynie zwierzęta - króliki i ptaki, na które polowała, żeby mieć co
jeść, kiedy wędrowała po Anglii. Zdarzyło jej się nawet, wbrew prawu,
ustrzelić jelenia, zrobiła to dlatego, że była głodna.
Ale dziś to było coś zupełnie innego.
Dziś miała zabić człowieka.
Czekała ukryta w mroku; zapadał wieczór, malując czernią wnętrze
gabinetu. On na pewno tu wejdzie. Śledziła go przez cały ubiegły tydzień i
poznała jego zwyczaje, wiedziała, że zawsze zagląda do tego pokoju choćby
na parę minut każdego wieczoru, zanim uda się na spoczynek do sypialni na
piętrze.
Od pokojówki zagadniętej przyjacielsko rano, kiedy szła po zakupy,
Gabriella dowiedziała się, że - jeśli nie liczyć służby – mieszka teraz w tym
ogromnym domu sam. Usłyszała też, że jego żona i dzieci przebywają w
wiejskiej posiadłości na północy Anglii.
2
Strona 4
Te wiadomości przyniosły jej ulgę, nie chciała mieszać w swoje
porachunki niewinnych osób. Jego zbrodnie były tylko jego zbrodniami i
tylko on zasługiwał na karę. Mimo to sumienie ją gryzło jak ławica małych
rybek. Zdawała sobie sprawę, iż swoim czynem sprawi, że niewinni będą
cierpieć. Odłożyła jednak te skrupuły na bok.
Życie za życie, przekonywała samą siebie.
Kiedy przed paroma godzinami wślizgnęła się do tego domu
nadspodziewanie łatwo, przez okno, usłyszała dobiegające z sąsiedniego
pokoju męskie głosy; rozmowę od czasu do czasu przerywały wybuchy
śmiechu. Często zapraszał przyjaciół na kolację, zakończoną zwykle paroma
S
kieliszkami przy kartach. Wyćwiczona w sztuce cierpliwości Gabriella
przyczaiła się z pistoletem w rogu pokoju i czekała.
Wreszcie w całym domu ucichło: goście rozeszli się, służba szykowała
R
się już do snu. Było tylko słychać rytmiczne tykanie pięknie rzeźbionego
szafkowego zegara z satynowanego drewna i cichy trzask szczap w
kominku, który godzinę temu rozpaliła pokojówka.
Już niedługo, pomyślała Gabriella. Za chwilę powinien tu być.
Spróbowała zmienić pozycję, żeby rozluźnić i wyprostować zdrętwiałe
od bezruchu mięśnie i stawy.
Upłynęło pięć minut, nim usłyszała zbliżające się kroki. Cofnęła się i
przywarła plecami do ściany: obserwowała, jak wkracza zamaszyście do
gabinetu.
Wysoki mężczyzna atletycznej budowy jakby zdominował całą jego
przestrzeń nie tylko imponującą majestatyczną postawą, ale przede
wszystkim wewnętrzną siłą, którą emanował. Arogancję i pewność siebie
arystokrata miał we krwi; nie potrafiłby już zachowywać się inaczej:
wytwarzał wokół siebie aurę, jaka charakteryzuje ludzi władzy. Dotychczas
3
Strona 5
widywała go tylko z daleka, ale teraz wydał jej się wyższy, włosy miał
ciemniejsze, ciemnobrązowe, niemal czarne.
To przez ten wieczorny mrok, wytłumaczyła sobie. Drżała i serce
waliło jej jak młotem; nigdy tak nie reagowała na widok mężczyzny. Winne
było chyba wielkie napięcie. Starając się opanować nerwy, mocniej ścisnęła
broń w ręku i pozwoliła, by cel wszedł dalej do pokoju.
Mężczyzna wziął z biurka świecę i zapałki. Po chwili gabinet roz-
jaśniło żółtawe światło. Walczyła ze sobą, by nie drżeć i stała bez ruchu,
podczas gdy on szukał jakiegoś tytułu na półce z książkami.
Zrobiła krok do przodu, trzymając pistolet przed sobą.
S
- Rafe Pendragonie! - zawołała czystym, pewnym głosem. - Zapłacisz
za swoje zbrodnie!
Powoli się odwrócił.
R
Gabriella znieruchomiała i jak urzeczona wpatrywała się w nie-
prawdopodobnie piękną twarz. Miał klasycznie zarysowane kości po-
liczkowe i długi, patrycjuszowski nos, szerokie czoło i wydatny podbródek.
A wargi tak ponętne, jakby natura stworzyła je specjalnie, by kusić kobietę,
budzić pożądanie i namawiać do grzechu. No i cera, smagła, z delikatnym
wieczornym zarostem, który tylko podkreślał męską zmysłowość.
Jednak największe wrażenie robiły oczy. Ogromne, głęboko osadzone
miały barwę czystego - niemal aksamitnego - granatu; ciemne jak niebo o
północy i lśniące jak ocean w letni dzień. Mężczyzna patrzył na nią z
zainteresowaniem.
Ocenia mnie, pomyślała Gabriella; też nie spuszczała z niego wzroku.
Westchnęła cicho, ale stała niewzruszona, z bronią w pogotowiu.
- Pan nie jest Pendragonem! - zawołała oskarżycielsko. Nieznajomy
uniósł ciemną brew.
4
Strona 6
- Rzeczywiście, nie jestem. Ufam, że mnie pani nie zastrzeli dlatego,
że ją rozczarowałem, panno... - Zawiesił glos, po czym ciągnął: - Bo... mam
do czynienia z panną, prawda? Mimo przebrania?
Tego wieczoru włożyła męskie ubranie. W sukni, gorsecie i halce
trudniej byłoby wślizgnąć się przez okno do czyjegoś domu. Pominęła
pytanie milczeniem.
- Gdzie on jest?
- Ma pani na myśli mojego przyjaciela, Rafe'a? Cóż, nie pomogę pani,
nie zdradzę miejsca jego pobytu. A w ogóle dlaczego go pani chce zabić?
Chodzi o pieniądze?
S
Zesztywniała.
- Gdybym była złodziejką, zabrałabym królewski łup z tego pokoju
wtedy, kiedy jedliście kolację. Tak - zapewniła, kiedy złapał się za głowę -
R
czekam tu już od paru godzin. Nikt mnie nie zauważył.
- Jak kot czający się na zdobycz, co? Kotek, który stąpa bezszelestnie.
Cóż, to pożyteczna umiejętność dla każdego.
- Mam jeszcze mnóstwo innych umiejętności, ale nie przyszłam tu,
żeby się z panem przekomarzać, kimkolwiek pan jest.
- Ach, proszę mi wybaczyć brak manier - powiedział przeciągle. -
Wyvern, do usług. Złożyłbym ukłon, gdybym był pewien, że nie wpakuje mi
pani kuli, kiedy się tylko ruszę.
- Nie strzelę, chyba że da mi pan do tego powód. - Uniosła wyżej
pistolet. - Jednak dla bezpieczeństwa radzę, żeby pan usiadł tam. - Wskazała
fotel przy biurku.
- Dziękuję, ale jest mi zupełnie wygodnie, kiedy stoję.
- Wygodnie czy nie, proszę usiąść.
5
Strona 7
Miał chyba więcej niż metr osiemdziesiąt wzrostu. Musiała zyskać nad
nim przewagę w sytuacji, której rozwój zniweczył jej plany; stanowił
mniejsze zagrożenie usadowiony w fotelu. Mimo że zachowywał się
swobodnie, a nawet wydawał się sympatyczny, nie ufała mu ani na jotę.
Wzruszył ramionami.
- Jeśli pani nalega... No i ma broń w ręku. Ale proszę mi powiedzieć, o
co ma pani żal do mojego przyjaciela. Zazwyczaj nie budzi tak gwałtownych
uczuć, zwłaszcza u pięknych kobiet...
Pierś jej podnosiła się i opadała gwałtownie pod spłowiałą lnianą
koszulą. W gardle ją ściskało.
S
- Wyrządził krzywdę mnie i moim bliskim, to wszystko, co mogę panu
powiedzieć. Proszę mi wierzyć: mam powód, by gardzić tym człowiekiem.
- Czyżby pani rodzina popadła w nędzę? A pani znalazła się w tym
R
domu, by obarczyć winą Rafe'a?
- Zapewniam pana, że nie mogłam się znaleźć w niczyim innym domu,
tylko jego.
Wyvern skrzyżował ręce na piersi i nonszalancko oparł się biodrem o
biurko.
- Ile pani ma lat? Wygląda pani jak dziewczynka. Wyprostowała się.
- Nie pojmuję, jakie to może mieć znaczenie. Jestem dojrzałą kobietą.
Siedemnaście... jeżeli już pan musi wiedzieć.
- Hm... już tyle? Większość młodych dam w pani wieku siedziałaby
spokojnie w domach, zanadto wystraszona, żeby w ogóle wyjść na ulicę; a
tym bardziej w męskim przebraniu, w dodatku wymachując pistoletem.
- Chyba już pan zauważył, że nie przypominam większości młodych
dam.
6
Strona 8
Kącik ust uniósł mu się w górę, a w granatowych oczach zamigotała
szelmowska iskierka.
- Tak, zaczynam to zauważać.
Znowu poczuła dreszcz, jakby pogłaskał jej skórę: to wrażenie nie
miało nic wspólnego z grozą sytuacji, tylko - z przebywaniem sam na sam z
mężczyzną.
Był tak przystojny i pociągający... Ale o tym nie powinnam teraz
nawet myśleć, zganiła samą siebie. Przyszłam, żeby się zemścić. Tego nie
wolno odkładać.
- A teraz, panie Wyvern - powiedziała zdecydowanie - jeśli już
S
zaspokoiłam pańską ciekawość, radzę jednak zająć ten fotel.
- Nie „pan Wyvern". Po prostu Wyvern.
- W porządku, Wyvern.
R
- A co do ciekawości - ciągnął - zaostrzyła pani tylko mój apetyt. Nie
powiedziała mi nawet, jak się nazywa.
- Nie, nie powiedziałam - ucięła. Pochylił głowę.
- Jak pani woli. Na którym fotelu mam usiąść? Nieco zaskoczona
zawahała się, ale i trochę odprężyła.
- Na tym. Tam. - Wskazała mu gestem krzesło.
- Tu? - zapytał, wyciągając rękę. Zmarszczyła brwi; czy nie usłyszał?
- Tak, tam.
Nagle rzucił się do przodu, złapał ją za nadgarstek i szarpnął tak, że
straciła równowagę. Jednym ruchem wyrwał Gabrielli pistolet i uwięził ją w
żelaznym uścisku. W mgnieniu oka z napastniczki stała się ofiarą.
- Och! - krzyknęła, próbując się wyrwać. - Proszę mnie puścić!
Przytrzymał ją jeszcze mocniej.
- No, no. Nie wierć się tak, dziewczyno.
7
Strona 9
Nadepnęła mu z całej siły na nogę, lecz osiągnęła tylko tyle, że
poczuła ból w stopie.
- Dajże spokój! - upomniał ją z lekką irytacją, ale też z iskierką
rozbawienia w oku. - Robisz sama sobie krzywdę. Puszczę cię, kiedy zechcę
- na razie nie mam takiego zamiaru. Na wypadek gdybyś tego nie
zauważyła, przypominam, że różnimy się wzrostem i siłą, co w tej sytuacji
znaczy, że jesteś zdana całkowicie na moją łaskę.
Przyciskając ją tak silnie, odłożył pistolet na biurko - nie miała szans,
by odzyskać broń. Dopiero wtedy rozluźnił uścisk na tyle, że mogła
swobodnie oddychać. Gwałtownie wciągnęła powietrze do płuc; ten ruch
S
sprawił, że piersi otarły się o jego twardy jak skała tors.
Wyvern uniósł brwi.
- Muszę stwierdzić, że się zgadzam z tobą.
R
- W czym? - spytała zdyszanym głosem.
- Że jesteś w pełni dojrzałą kobietą. - Przytulił ją mocniej i przeciągnął
ręką po plecach i biodrze. - Mimo bardzo młodego wieku wszystkie
okrągłości masz na miejscu. Wiesz co? Skoro jesteśmy już ze sobą tak
blisko, naprawdę powinnaś mi wyjawić swoje imię.
Znów spróbowała się wyrwać.
- Puść mnie! Zaśmiał się cicho.
- A więc będę musiał użyć perswazji - powiedział przeciągle, głosem
lekko ochrypłym, patrząc na jej usta. - Zobaczysz, że posiadam rzadki talent
perswazji.
- A ty zobaczysz, że znam się dobrze na umizgach i gładkich słówkach
takich naciągaczy. Nic nie wskórasz.
- Czy to wyzwanie? Uwielbiam wyzwania, zwłaszcza te rzucane przez
śliczne i odważne młode damy.
8
Strona 10
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo Wyvern zamknął jej usta pocałunkiem.
Szarpnęła się, chciała go odepchnąć, ale bezskutecznie. Mimo desperackiej
obrony jakąś częścią swojego "ja" chłonęła nieznane wcześniej cudowne
doznania, gdy usta mężczyzny wędrowały po jej wargach. Oddychała
szybko.
Usiłowała się wyrwać, jednak ku przerażeniu Gabrielli te próby były
dla niego podnietą: wykręcił jej ręce do tyłu i jeszcze ciaśniej otoczył
ramionami.
Całował ją coraz mocniej. Nie mogła się oprzeć słodkiej przyjemności
i zaczęła mu oddawać pocałunki.
S
Dotychczas umiała odpierać awanse mężczyzn. Dziś po raz pierwszy
jej się nie udało.
Pierwszy pocałunek w życiu.
R
I to jaki pocałunek, pomyślała w oszołomieniu.
Mogła sobie wmawiać, że to wszystko dzieje się wbrew jej woli, że
tego nie chce, ale ciało nie pozwoliło się oszukać. Paliło żarem, kiedy
zmusił ją do rozchylenia warg.
Najdelikatniejszymi z dotknięć obrysowywał językiem jej usta,
sprawił, że serce zaczęło bić jak szalone. Poddała się zniewalającej piesz-
czocie, godziła na wszystko, a gdy wsunął jej język do ust, gdzie dalej igrał
tak umiejętnie, poczuła rozkoszny zawrót głowy i jęknęła cicho.
Wtedy, równie nagle jak się zaczął, pocałunek się skończył, a Wyvern
uniósł głowę i spojrzał na nią. Jego oczy lekko przysłonięte powiekami
jarzyły się, jakby i on próbował odzyskać równowagę po niespodziewanej
chwili namiętnego uniesienia. Jednak nie zwalniał uścisku, nie był aż tak
nieprzytomny, by zapomnieć, dlaczego Gabriella znalazła się w jego
ramionach.
9
Strona 11
- Masz dosyć, czy mam spróbować jeszcze raz? - spytał szorstko.
Wyczuła w tym zarówno wyzwanie, jak oczekiwanie, jakby wiedział,
że i tak zwycięży, niezależnie od jej odpowiedzi, dlatego postanowiła być
rozsądna.
- Gabriella - wymruczała. - Mam na imię Gabriella. Usta wygięły mu
się w uśmiechu.
- Pasuje do ciebie. Miło mi panią poznać. - Przerwał i poruszył się tak,
że otarli się o siebie. - Gabriello...
Oddychała gwałtownie, czuła mrowienie, jakby po skórze prze-
skakiwały jej iskry elektryczne.
S
Rozluźnił odrobinę uścisk. Teraz dzieliło ich kilka centymetrów.
- No, dobrze. I co ja teraz mam z tobą zrobić?
W tym momencie na korytarzu rozległy się kroki i do pokoju wszedł
R
Rafe Pendragon.
- Przepraszam cię za spóźnienie. Miałem wiadomość od Julianny i
chociaż już było późno, chciałem jej odpisać. Czy znalazłeś tę książkę, którą
ci...
Słowa zamarły mu na ustach.
- Co ty u licha trzymasz? Właściwie powinienem spytać: kogo?
- To - oznajmił Wyvern - jest Gabriella; przyszła tu dziś wieczorem z
zamiarem zastrzelenia cię. Jak widzisz, znalazłem sposób, by pozbawiać ją
broni. Pistolet leży na biurku.
- Nieprawdopodobne... - Pendragon podszedł bliżej. - Wkradła się tu,
tak?
Wyvern przytaknął.
10
Strona 12
- Chyba wtedy, kiedy jedliśmy kolację. Myślę, że już nie będziesz
zostawiać niezamkniętych okien. Nigdy nie wiadomo, kiedy „coś takiego"
może się przez nie wślizgnąć do środka.
- Okno nie było otwarte - odezwała się Gabriella, próbując wydostać
się z mocnego uścisku Wyverna. - Wyłamałam zamek. I nie jestem żadnym
„tym". W dodatku wcale mi się nie podoba, kiedy mówi się o mnie w
trzeciej osobie, jakby mnie tu nie było.
- Ognista, co? - rzucił Wyvern z rozbawieniem.
- Uhm... i zdecydowana na wszystko. - Pendragon zapalił drugą
świecę, podszedł bliżej i przyglądał się Gabrielli. - A więc, dziecko, czemu
S
włamałaś się do mojego domu? Co takiego twoim zdaniem zrobiłem, że
chciałaś mi wyrządzić krzywdę?
- Wcale nie „moim zdaniem", morderco!
R
Była wściekła i zrozpaczona, że jej plan się nie powiódł. Wiedziała, że
Pendragon jest brutalem bez serca, więc na pewno za chwilę odda ją w ręce
policji. Nim jednak trafi do zatęchłej celi (aż się zatrzęsła na samą myśl)
rzuci draniowi oskarżenie prosto w twarz.
- Zasłużyłeś, żeby zapłacić za swoje zbrodnie! - wybuchnęła. -Nie
zdołałam co prawda ciebie zabić, ale chcę, żebyś wiedział, jak bardzo inni
przez ciebie cierpieli.
Pendragon uniósł ciemne brwi.
- To poważny zarzut. Przyznaję uczciwie, że trochę w życiu na-
grzeszyłem, ale na pewno nikogo nie zamordowałem. Pewnie mnie mylisz z
kimś innym.
- Kłamco! Wiem, że to byłeś ty! Matka opowiedziała mi, co zrobiłeś:
jak doprowadziłeś mojego ojca do ruiny i jak zwabiłeś go do siebie na wieś,
żeby się z nim ostatecznie rozprawić.
11
Strona 13
Pendragon wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami.
- Przyjacielu, powiedziałeś, że ona ma na imię Gabriella? Dobry Boże,
powinienem się był od razu domyślić!
- Czego? - dopytywał się Wyvern.
- Że dziewczyna, którą schwytałeś, jest córką Burtona St. George'a.
R S
12
Strona 14
2
Anthony Black, dwudziesty trzeci książę Wyvern zamarł z otwartymi
ustami.
Niełatwo tracił pewność siebie, potrafił panować nad emocjami i
przyjmował spokojnie każdą, nawet najbardziej zdumiewającą wiadomość.
Trudno było czymkolwiek go zaskoczyć. Jednak to, co przed chwilą
powiedział Rafe, zrobiło na Tonym wrażenie; uznał, że sytuacja jest
rzeczywiście niezwykła.
W końcu nie co dzień trzyma się w ramionach córkę najzagorzalszego
S
wroga swojego serdecznego przyjaciela.
Wpatrywał się w jej twarz, szukając podobieństwa do zmarłego
R
wicehrabiego Middletona. Może coś w oczach... Chyba tak, chociaż różniły
się kolorem. Wicehrabia miał oczy przenikliwe i niebieskie, oczy Gabrielli
nie były nawet błękitne: ich barwa nie do zapomnienia przywodziła na myśl
subtelny odcień fiołków. I ta burza włosów ciemnoblond: gęste i lśniące jak
jedwab, układały się w fale i loczki, które wysuwały się z upięcia, nie
poddając szpilkom. Twarz o regularnych rysach: nosek miał nieskazitelną
linię, a owal był doskonały; wargi miękkie i pełne; przejrzysta, białoróżowa
cera mogłaby rywalizować delikatnością z najszlachetniejszą porcelaną. Co
do ciała... Cóż, sam to stwierdził, że miała szczupłą figurkę, ale kształtną i
bardzo kobiecą, a przy tym zaskakująco giętką. Dziewczyna uprawiała
chyba jakiś sport. Pod tym względem była podobna do ojca: Middleton
zawsze wyglądał świetnie, dbał o figurę. Czy odziedziczyła też jego inne
cechy -o wiele mniej pociągające - wkrótce się okaże.
13
Strona 15
Nie zwalniając uścisku, posadził Gabriellę przy sobie, po czym zwrócił
się do Rafe'a:
- Nie miałem pojęcia, że Middleton dochował się córki. Skąd o tym
wiedziałeś?
- Uważałem, że jest w moim interesie dowiadywanie się o wszystkim,
co w jakikolwiek sposób wiązało się z St. George'em. Dla swojego
bezpieczeństwa. - Wzrok Rafe'a powędrował ku Gabrielli. - Znałem tylko
twoje imię. Dobrze cię ukrywał, wątpię, żeby nawet najbliżsi przyjaciele coś
wiedzieli. Twoja matka jest aktorką, prawda?
- Była. - Gabriella odrzuciła głowę i wysunęła podbródek, piorunując
S
Pendragona spojrzeniem. - Nie żyje. Także z twojej winy!
Rafe westchnął ciężko.
- Bardzo mi przykro, że straciłaś matkę, ale nie wolno ci obwiniać
R
mnie o jej śmierć.
- Nie wolno? Przecież to stało się przez ciebie! - rzuciła oskarży-
cielsko. - Kiedy papa umarł, ona była strasznie przygnębiona. Zaczęła pić i
spotykać się z mężczyznami, czego nigdy wcześniej nie robiła. Którejś nocy
jakiś pobił ją tak, że zmarła. Po prostu pozwoliła mu na to! Podobno nawet
się nie broniła. Śmierć papy złamała jej serce. Ty go zabiłeś i zostawiłeś
nas... w nędzy.
- Szczerze mi ciebie żal - odezwał się Tony spokojnym głosem -ale
oskarżasz niewłaściwego człowieka. To nie Rafe zostawił twoją matkę w
nędzy. Nie jest też tym, kto zostawił w nędzy ciebie, nie zapewniając żadnej
opieki.
- Mój ojciec zrobiłby to, gdyby mógł przewidzieć.... - Broniła się, ale
jakby z mniejszą pewnością. - Był jeszcze młody. Nie przypuszczał, że
niedługo umrze.
14
Strona 16
Tony pokręcił głową.
- Cóż... Wszyscy możemy umrzeć, w każdej chwili. Rozważny
człowiek zabezpiecza tych, których kocha. Gdyby Middleton nie był
samolubnym łotrem i despotą bez serca, zrobiłby to dla ciebie i twojej
mamy. A co do oskarżania Rafe'a o morderstwo: nie on był winien.
- Tony... - przerwał mu Rafe.
- Jeżeli chcesz dowiedzieć się czegoś o mordercach - ciągnął Tony -
wystarczy, że spojrzysz na własnego...
- Tony, dosyć!
Wyvern spojrzał na Rafe'a twardo.
S
- Musimy jej to powiedzieć, w przeciwnym razie dalej będzie żyć w
złudzeniach i fałszu. Gabriello, od razu zauważyłem, że jesteś bystra. Czy
nie chcesz poznać prawdy? Nie pozwolisz zdjąć sobie z oczu zasłony i
R
zrozumieć, że to były paskudne kłamstwa?
Twarz jej zastygła; wzrokiem wodziła od jednego do drugiego.
- Znam prawdę. On zabił mojego ojca, przebił go nożem: uderzył
prosto w pierś. Bronisz go, bo to twój przyjaciel.
- Przyjaciela chroniłbym nawet za cenę własnego życia, ale to, co
mówię, jest prawdą. Mogę przysiąc. Wybacz, muszę to powiedzieć: twój
ojciec był złym człowiekiem. Zabijał ludzi... mordował ich.
- Nieprawda! Nie wierzę ci! - krzyknęła Gabriella z ogniem w oczach.
- O tym, co się stało, opowiedziała mi matka: Pendragon od dziecka
nienawidził mojego ojca, bo papa był wicehrabią i prawowitym dziedzicem
tytułu. Pendragon z zawiści go prześladował, wszelkimi sposobami
doprowadzał do ruiny, a w końcu zwabił do siebie i zadał mu śmierć.
- A czy matka nie wspomniała, że twój ojciec porwał lady Pendragon?
- spytał Tony. - Że Rafe śledził Middletona i dotarł za nim aż do wiejskiej
15
Strona 17
posiadłości, by uwolnić swoją żonę i dziecko, które nosiła? Czy wiedziała,
że twój ojciec zażądał okupu za uwolnienie Julianny, bo potrzebował
pieniędzy, żeby uciec z kraju? Albo o tym, że rozpaczliwie próbował
odzyskać gazety, które go oskarżyły o zbrodnie, odkryły jego niegodziwe
postępki? Ze gwałcił i mordował, uśmiercił nawet własną żonę, brutalnie
zgwałcił małą dziewczynkę, a w końcu dopuścił się ojcobójstwa!
Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami; krew odpłynęła z
jej policzków.
- Tak było - powtórzył z naciskiem Tony. - Middleton zabił własnego
ojca - twojego dziadka!
S
Jej dolna warga drżała, na zmartwiałej twarzy malował się ból.
Jest załamana, pomyślał Tony. Dawny świat Gabrielli w tej chwili
przestał istnieć. Przyszła tu, żeby pomścić śmierć człowieka, którego
R
niewątpliwie kochała, a dowiedziała się, że nie był tym, kim głęboko
wierzyła, że jest...
- Nie, to niemożliwe - zaprotestowała, znów starając się wyrwać z jego
objęć. - On nie mógłby... Nigdy nie zrobiłby tego, o co go oskarżacie. - Przy
ostatnim słowie głos jej się załamał: nie była w stanie powstrzymać emocji.
- Ale to zrobił - powiedział Tony. - Zabił nawet swojego starego
kompana, żeby ukryć zbrodnie.
- Kłamiesz! To musi być kłamstwo - upierała się, kręcąc głową, jakby
za wszelką cenę nie chciała uznać prawdy.
- Pewien znany adwokat ma te gazety - ciągnął Tony. - Mogę je
wypożyczyć i pokazać ci.
- Na pewno są fałszywe.
- Śledczy prowadzący dochodzenie w sprawie śmierci Middletona nie
mieli zastrzeżeń, stwierdzili, że to ważne dowody. Rafe tego dnia walczył z
16
Strona 18
nim. Ale to twój ojciec próbował go zabić. Zaatakował pierwszy i podczas
szamotaniny został przebity nożem. Rafe nie jest mordercą.
- To tylko twoje zdanie. Dlaczego miałabym ci wierzyć? W jej głosie
brzmiała desperacja.
- A dlaczego nie? Czy naprawdę myślisz, że mógłbym sfabrykować
tak skomplikowaną historię? Że wymyśliłbym dowody, spisane własną ręką
Hursta?
- Powiedziałeś „Hursta"? - Urwała. - Ja...
- Znasz go? Pokręciła głową.
- Nie, ale... ojciec kiedyś o nim wspomniał. Przypadkiem usłyszałam,
S
gdy mówił, że to pijak i głupiec, który mógłby... pewnego dnia sprawić mu
kłopot. Ze mógłby... coś z nim zrobić. Nigdy by mi nie przyszło do głowy...
O Boże! - Wbiła wzrok w podłogę, po policzku potoczyła się łza.
R
- Usłyszałaś już dosyć, czy trzeba jeszcze więcej, żeby cię przekonać?
- Tony starał się mówić spokojnie. - Rafe nie powiedział jeszcze ani słowa,
ale nie musi, bo słuszność jest po jego stronie.
- Przestań! Nie mogę tego słuchać. Nie zniosę więcej! - krzyknęła,
odwracając głowę.
- Tony, zachowaj miarę - napomniał go Rafe. - Pozwoliłem ci mówić,
bo prawda musiała wyjść na jaw, ale już dosyć. Niejeden silny mężczyzna
by tego nie wytrzymał. I puść ją wreszcie. Widzisz, że jest zmęczona..
- Cóż, jeżeli tak uważasz... - Tony zgadzał się z nim w duchu.
Uwolniona, odskoczyła do tyłu, potykając się o krzesło. Ze smutkiem
patrzył, jak płakała; wolałby nie mówić jej tych okropności.
Nagle przypomniał sobie o pistolecie, z którego zdesperowana
dziewczyna mogłaby zrobić użytek - sięgnął po niego i wrzucił go na
wysoką półkę z książkami, jak najdalej od Gabrielli.
17
Strona 19
Rafe podszedł do niej.
- Pewnie nie zechcesz ze mną rozmawiać - powiedział łagodnie -ale
może napiłabyś się wina? Albo trochę brandy... Czegoś, co ci ulży w
cierpieniu?
Pokręciła głową, unikając jego wzroku; łzy płynęły jej po twarzy.
- To może chusteczkę. - Tony sięgnął do kieszeni i wydobył jedwabną
szmatkę. Dziewczyna nawet się nie poruszyła, więc po prostu wcisnął jej
chustkę do ręki.
Po chwili podniosła ją do oczu.
- Jest późno, a to wszystko było takie wyczerpujące. - Rafe zwrócił się
S
do przyjaciela. - Bardzo ci dziękuję za pomoc, ale chyba musisz już iść. Sam
zajmę się bratanicą.
Dopiero po tych słowach Tony sobie uświadomił, że Gabriella i Rafe
R
są krewnymi; wcześniej o tym nie pomyślał, a przecież doskonale wiedział,
że Rafe jest nieślubnym przyrodnim bratem Middletona.
- Nie, nie odchodź! - zawołała Gabriella. Mimo zaczerwienienia i
śladów łez jej twarz była piękna; oczy wyglądały jak opłukane deszczem
fiołki. - To znaczy... ja... Zresztą to chyba nie ma znaczenia, bo przecież i
tak... zaraz tu po mnie przyjdą i zabiorą do więzienia. Tony i Rafe wymienili
zdumione spojrzenia.
- Kto przyjdzie? Czy ktoś coś mówił o zabraniu cię do więzienia? -
odezwał się Rafe, uprzedzając Tony'ego.
Spoglądała na nich obu zaskoczona, potem zatrzymała wzrok na
twarzy Rafe'a.
- Bo myślałam... Byłam pewna, że każecie mnie aresztować. Wdarłam
się tu nocą i chciałam pana zastrzelić. Gdyby pan... To znaczy, gdyby nie
Wyvern, zabiłabym pana.
18
Strona 20
- Możliwe - przyznał Rafe. - Chociaż nie sądzę, żebyś się na to
zdobyła.
- Myśli pan, że zabrakłoby mi odwagi? - oburzyła się. Kącik ust Rafe'a
uniósł się do góry.
- Odwagi na pewno ci nie brak, ale nie wierzę, byś miała duszę
zabójcy.
Spuściła oczy.
- Obaj dopiero co stwierdziliście, że mój ojciec na pewno ją miał.
- Tak, ale ty - to nie twój ojciec. Jesteś inną osobą, odrębną istotą. Od
tej chwili całe twoje życie będzie zależeć wyłącznie od ciebie. Przebaczam
S
ci: mowy nie ma o żadnym więzieniu ani karze za to, że próbowałaś mnie
zabić.
Gabriella przełknęła ślinę; gardło miała suche i obolałe, nie mogła
R
wydobyć głosu. Dziś w nocy włamała się do domu Pendragona z sercem
przepełnionym nienawiścią, pewna, że ma do czynienia z łajdakiem, który
zasłużył, by usunąć go z tego świata. I jak się okazało, myliła się - zresztą
podobnie jak w ocenie swojego ojca.
Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co jej o nim powiedzieli. Czy ten
człowiek, którego znała i kochała, mógł być aż tak podły?
Ale... czy rzeczywiście dobrze znała swojego ojca? Może dostrzegała
w nim tylko to, co chciała? Co musiała widzieć, biorąc pod uwagę jego
rzadkie odwiedziny i sporadyczne serdeczne gesty? Czy w ten sposób
upiększała swoje wyobrażenie o tym człowieku? Czy tak go również
postrzegała matka?
Czuła, że Wyvern mówił prawdę, dał jej poważny powód do zwąt-
pienia w to, w co zawsze wierzyła.
19