Szady Agnieszka - Mroczne wydmy
Szczegóły |
Tytuł |
Szady Agnieszka - Mroczne wydmy |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Szady Agnieszka - Mroczne wydmy PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Szady Agnieszka - Mroczne wydmy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Szady Agnieszka - Mroczne wydmy - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Agnieszka 'Achika' Szady
Mroczne Wydmy
(trylogia w jednej części z nadzieją na sequel)
To Magda Filar, Douglas Adams and Terry Pratchett with love
Uwaga: produkt nie testowany na fanach.
Może spowodować reakcję alergiczną (u George'a Lucasa).
Nie zawiera midichlorianów.
100 % recyclable
Ozone friendly
Imperialny krążownik Kiler majestatycznie sunął przez kosmos. Zaprojektowany został specjalnie w taki sposób, aby
budzić jak największą grozę, chociaż na zawsze pozostanie tajemnicą, dlaczego projektant za najbardziej budzący
grozę uznał akurat kształt zbliżony do żelazka.
Admirał Ozzel podszedł do drzwi prywatnej komnaty Lorda Vadera i wyciągnął rękę, żeby nacisnąć przycisk. Pełniący
wartę szturmowiec chwycił go za nadgarstek.
- Jego Lordowska Mość kazał nikogo nie wpuszczać - powiedział.
- Ja nie jestem nikim, idioto - warknął admirał, wsuwając mu jednocześnie w dłoń szeleszczący papierek.
- A... w takim razie, proszę.
Ozzel wszedł do komnaty, w której panowały całkowite ciemności, jeżeli nie liczyć światła wydobywającego się z
komory medytacyjnej w kształcie skorupki od jaja. Podszedł do niej i głośno odchrząknął.
- Lordzie Vader...
Darth Vader podskoczył gwałtownie, chowając za siebie jakieś kolorowe czasopismo. Admirał dostrzegł tylko nic mu
nie mówiący fragment tytułu: ...nthouse.
- Lordzie Vader, zbliżamy się do planety, o której doniósł nam wywiad.
- Powiedziałem, że nikomu tu nie wolno wchodzić - zasyczał Vader zza maski. - Ozzie, mój przyjacielu, obawiam się,
że zawiodłeś mnie po raz ostatni.
Admirał odskoczył pod ścianę, zasłaniając rękami gardło. Przerażony patrzył na zaciskającą się dłoń Vadera.
- Nie, panie, błagam, daruj!... Pamiętaj, że Imperator zabronił ci dusić dowódców bez potrzeby!
Vader syknął, rozdrażniony. To była prawda. Na skutek jego niekonwencjonalnej polityki kadrowej Imperator,
zirytowany ciągłym podpisywaniem kolejnych awansów i wypłacaniem odszkodowań kolejnym wdowom,
kategorycznie ograniczył ilość zabijanych oficerów do jednego miesięcznie, z ewentualną zamianą na dwóch
podoficerów.
Rozluźnił zaciśniętą pięść. Potem wydobył z kieszeni gumowe kółko i ściskał je przez kilka minut, aż gniew ustąpił.
- No, dobrze. Wyślijcie tam na dół parę oddziałów szturmowców.
- Ile, mój panie?
- Co się głupio pytasz. Oba.
* * *
Na planecie Tatooine pora dnia była jak zwykle niesprecyzowana: jedno słońce stało w zenicie, drugie właśnie
zachodziło. Nessie wracała ze swojej codziennej przejażdżki na dewbacku. Nagle zauważyła imperialnych
szturmowców, czających się tu i ówdzie za wydmami. Starali się dobrze maskować, ale powtykanie sosnowych gałązek
za hełmy nie było najszczęśliwszym pomysłem na planecie, na której nie rosło ani jedno drzewo.
Otworzyli do niej ogień. Nessie przyjęła to z filozoficznym spokojem, jak przystało na rycerza Jedi.
- Pamiętajcie, że mamy ją wziąć żywcem! - krzyknął dowódca oddziału. - Celujcie w tego zwierzaka.
Szturmowcy starali się zastrzelić dewbacka, aby uniemożliwić jej ucieczkę, z właściwym sobie brakiem logiki nie
zastanawiając się nad tym, że znacznie szybciej uciekałaby na piechotę, niż jadąc na leniwym gadzie wielkości
furgonetki. Wiązki laserowych promieni świstały Nessie koło uszu; czterdzieści kroków dalej zapaliła się stodoła
starego Larsa, zadając kłam obiegowemu twierdzeniu, że szturmowcy nie są w stanie trafić w stodołę z czterdziestu
kroków.
Wreszcie siedzenie pod ostrzałem w pozycji lotosu znudziło się Nessie. Zeskoczyła ze swojego wierzchowca i sięgnęła
do pasa po broń.
- O cholera, znowu?! Będę w końcu musiała wyrzucić tę chińską latarkę.
* * *
Tymczasem na orbicie do Kilera zbliżał się inny imperialny niszczyciel, The Eyeshadow. Od jego kadłuba oderwał się
niewielki prom i poszybował w stronę pierwszego statku.
Lady Darth Beyre stała na mostku i przyglądała się, jak żółta kula Tatooine rośnie w oczach, powoli wypełniając cały
ekran. Potem kliknęła Zoom out.
- Znowu jakiś niewielki prom oderwał nam się od kadłuba - powiedziała do stojącego obok kapitana. - Tyle razy
mówiłam, żeby je lepiej mocować!...
Odwróciła się i odeszła, powiewając czarnym płaszczem. Mijani szturmowcy dygali z szacunkiem na jej widok.
Uśmiechnęła się pod nosem. Nie ma to jak rządy kobiecej ręki.
Zaświergotał komunikator.
- Wygląda na to, że przybyliśmy za późno, pani - meldował dowódca oddziału pościgowego. - Nie znaleźliśmy tej Jedi,
tylko kartkę na drzwiach Zaraz wracam.
- Ktoś nas ubiegł - powiedziała złowrogo, tonem, który u jej podwładnych wywoływał dreszcz na plecach... albo gdzie
indziej. - I ja chyba wiem, kto.
- Na orbicie jest Kiler. To pewnie robota Lorda Vadera.
- Milczeć! - z wściekłością rozwaliła komunikator o ścianę. Na szczęście promocja miała potrwać do końca miesiąca:
kupi sobie drugi.
* * *
Beyre teleportowała się na Kilera. Urządzenie do teleportacji stanowiło jej małą, słodką tajemnicę, od kiedy
przypadkowo wzięła do niewoli statek obcej cywilizacji o dziwacznej nazwie Przedsięwzięcie, z bandą wyjątkowo
niegustownie umundurowanych pacyfistów na pokładzie. Strzegła tej tajemnicy starannie: wszyscy żołnierze, którzy
brali udział w akcji, zginęli w nie budzącym żadnych podejrzeń zbiorowym wypadku przy czyszczeniu broni.
Wpadła jak burza do prywatnej świetlicy Vadera, który akurat oglądał w holowizji damskie zapasy w błocie. Szybko
przełączył na MTV.
- Vader, ty świnio!- wrzasnęła, doskakując do niego z pięściami. - Co to ma, do jasnej cholery, znaczyć?!
- O co chodzi, Beer? - celowo przekręcił jej imię, wiedząc, że doprowadza ją to do szału. - Nie lubisz muzyki pop?
- Wiesz dobrze, o co chodzi! Zawsze bierzesz, co nie twoje! Ostatnim razem, jak u mnie byłeś, zeżarłeś mi wszystkie
miętówki, a teraz to! Oddawaj mi tę Jedi! To mój jeniec!
- Ja byłem pierwszy.
- Ale to MÓJ wywiad doniósł o jej kryjówce! Twoi żołnierze potrafią tylko kraść kobiety i gwałcić kury!
- Chyba na odwrót...
- Nie! Nie na odwrót! Nawet tego nie potrafią!
Beyre uspokoiła się nagle. Machnięciem ręki wyłączyła holowizor, który nadawał akurat teledysk Kayah i Yankovica, i
usiadła na fotelu.
- Zaczekam tu na nią razem z tobą.
* * *
- Ostrożnie, stopień.
- Auuuć!
- Uważaj, futryna.
- Aj! Oj!
Szturmowiec eskortujący ją z lewej strony pozbierał się po upadku, tymczasem ten z prawej wyrżnął głową w filar.
- Jaaauu!... O matko, już nie mogę. W tych przeklętych hełmach nic nie widać.
- Dlaczego nie pojedziemy windą? - spytała Nessie.
Szturmowiec trącił ją lufą miotacza w plecy i powiedział ponuro:
- Windy są miejscem kultowym. Może z nich korzystać tylko Lady Beyre.
Potknął się na schodach i z łomotem spadł pół piętra w dół. Jego kolega wycelował broń w Nessie; stali i czekali, aż
tamten się pozbiera. Trwało to dłuższą chwilę, wreszcie wgramolił się za nimi i podjęli marsz. Drugi szturmowiec
pośliznął się i upadł, uderzając twarzą w stopień. Gdyby nie maska, pewnie miałby złamany nos... choć nie wiadomo,
czy nie złamał go tak czy siak.
- Słuchajcie - powiedziała łagodnie - gdybyście zdjęli mi te kajdanki, mogłabym wam pomóc iść...
- Akurat - warknął pierwszy szturmowiec, popychając ją lufą. - Jak ci rozkujemy ręce, to natychmiast zwiejesz.
- Nie zwieję, słowo Jedi.
Drugi szturmowiec znów się przewrócił i chyba skręcił sobie kostkę, bo przez chwilę podskakiwał na jednej nodze.
- Pierwszy, a może jednak... co nam szkodzi, zaryzykujmy...
Pierwszy nie chciał się zgodzić, ale po kilku krokach wpadł z impetem na robota sprzątającego, którego nie zauważył
przez źle zaprojektowane wizjery w masce. Przewrócili się z łoskotem blach. Szturmowiec wstał z trudem, przeklinając
i masując sobie różne części ciała.
- Dobra, drugi. Daj te kluczyki...
* * *
Vader i Beyre zdążyli się jeszcze kilka razy pokłócić, zanim wreszcie drzwi rozsunęły się i do komnaty weszła Nessie,
holując za sobą półżywych szturmowców. Jeden miał powgniatany hełm, drugi kulał zauważalnie.
- Uważaj, teraz próg... daj mi rękę... tak, dobrze... schyl głowę, tu jest nisko...
- Ty rebeliancki skunksie, coś zrobiła z moimi ludźmi?! - wrzasnął Vader, podrywając się z fotela. Nessie nawet na
niego nie spojrzała.
- Po pierwsze, mówi się "rebelianckie ścierwo", mógłbyś się wreszcie nauczyć. Po drugie, nic im nie zrobiłam. Spadli
ze schodów.
- Myślisz, że ci uwierzę - warknął Vader, ale Beyre przerwała mu, wysuwając się do przodu.
- Cześć, Nessie, miło cię znowu widzieć. Powiedz temu kretynowi, że jesteś moim więźniem.
Nessie tylko uniosła brew, troskliwie pomagając szturmowcom usiąść na ławie.
- Dlaczego niby miałabym to zrobić?
- Kurczę pieczone, nie bądź taka! Jesteś rycerzem Jedi, zgadza się? Powinnaś bronić sprawiedliwości!
- Dobra - Nessie wygrzebała z kieszeni monetę. - Jak wypadnie orzeł, to jestem twoim jeńcem, a jak reszka, to Vadera.
Moneta poszybowała w górę; Vader i Beyre z napięciem śledzili jej lot. Spadła na podłogę, przez chwilę się kręciła,
kręciła i...
Stanęła na kant.
- Ktoś tu oszukuje - powiedziała złowieszczo Beyre. - Vader, ruszyłeś ręką! Widziałam!
- Sama ruszyłaś! Krętaczka!
- Szuja!
- Nikt niczym nie ruszył - odezwała się autorytatywnie Nessie. - Pilnowałam.
Oboje popatrzyli na nią.
- I kto to mówi - warknął zza maski Vader. - Wychowanka Qui-Gona, tego starego hazardzisty!...
Nagle odezwał się sygnał interkomu i w rogu kabiny pojawił się hologram.
- Dzwonił Imperator - meldował, stojąc na baczność, kapitan Piettrek. - Żąda, żebyście natychmiast przybyli na
Terminatora - pan i Lady Beyre. Aha, i wspomniał, że chciałby się spotkać z waszym miłym gościem...
Vader i Beyre popatrzyli po sobie.
- Zdaje się, że nasz problem sam się rozwiązał...
- Zamknij się, Vader.
Nessie nie zwracała na nich uwagi.
- Byłam kiedyś na Terminatorze... - powiedziała w zamyśleniu.
Spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Co się tak gapicie? Powiedziałam, że byłam kiedyś na Terminatorze. Niezły film.
* * *
Przez całą drogę Vader i Beyre nie przestawali się kłócić. Znudzona Nessie usiadła przy komputerze, włożyła do niego
dyskietkę i oddała się grze Imperial Sucker Hunt, stanowiącej piracką wersję materiałów szkoleniowych dla pilotów
Rebelii. Bang, bang, bang - myśliwce TIE eksplodowały jeden po drugim. Dotarła już na szósty poziom, kiedy
wreszcie Vader zwrócił na nią uwagę.
- Wyłącz to... zaraz, zaraz, skąd wiedziałaś, jakie jest hasło dostępu do mojego komputera?!
- Ojeejku, przecież wszyscy je znają - wzruszyła ramionami Nessie. - To najłatwiejsze hasło w całej galaktyce:
Imperator jest głupi. Wszyscy to wiedzą.
- Co wiedzą? Że Imperator jest głupi, czy że to moje hasło?
- I jedno, i drugie.
Vader zakipiał z wściekłości. Opadło go straszne podejrzenie: czyżby to stąd te ciągłe debety na jego koncie? Skoro
wszyscy znają hasło? Przypomniał sobie, że właśnie ostatnio Rebelia sprawiła sobie dziesięć nowiutkich krążowników,
i zrobiło mu się gorąco.
Nessie wyłączyła grę i odchyliła się do tyłu na krześle.
- Powiedzcie mi wreszcie, dlaczego tak zawzięcie mnie ścigacie.
Vader zacisnął dłonie w czarnych rękawicach w pięści.
- Poprzysiągłem zemstę wszystkim Jedi - zasyczał wściekle. - Za Obi-Wana i za to, co mi zrobił! To przez niego muszę
nosić tę maskę!...
- Wrzucił cię do wulkanu?
- Gorzej!... Chcesz wiedzieć? To popatrz! Popatrz, jak ja wyglądam!...
Jednym ruchem zerwał obsydianową maskę. Nessie aż się zachłysnęła. Spoglądało na nią oblicze przystojnego
blondyna w typie Leonardo DiCaprio - to był Anakin, jakiego pamiętała z dawnych lat, lecz jakże koszmarnie
zeszpecony! Na policzkach namalowane miał liczne różowe odciski uszminkowanych ust, a na czole napis: "Ależ ja
jestem sexy!"
Beyre parsknęła zduszonym chichotem.
- Nie możesz tego zmyć? - zapytała Nessie.
- Nie mogę! - Darth Vader prawie zapłakał z wściekłości. - To tatuaż! Próbowałem rozpuszczalnikiem, pumeksem,
papierem ściernym - nic nie pomaga! Nie schodzi! To jakaś cholernie trwała farba!
- Ale w jaki sposób?...
Łypnął na nią ponuro niebieskim okiem.
- Sylwester '99, mówi ci to coś?
- Pewnie - Nessie uśmiechnęła się do swoich wspomnień. - Byłam wtedy w knajpie w Mos Eisley. Ale była zabawa!
Han Solo i Greedo spili się kompletnie i śpiewali Międzynarodówkę, Lando tańczył ze wszystkimi panienkami z baru,
a Guri podrywała Bobę Fetta. To były czasy!...
- No właśnie. A ja poszedłem w miasto z Obi-Wanem i, tego... chyba za dużo wypiłem...
- Z Obi-Wanem? To było jeszcze zanim zmieniłeś barwy klubowe?
- Nie, po. Nie pamiętasz, że w sylwestra było zawieszenie broni? No więc łaziliśmy od pubu do pubu, potem gdzieś
przysnąłem... a jak się obudziłem, miałem to...
Dotknął napisu na czole. Minę miał tak pełną rozpaczy, że Nessie zrobiło się go żal.
- Znam takie miejsce, gdzie likwidują tatuaże - powiedziała powoli. - Jeden mój znajomy tam sobie usunął.
Vader podniósł głowę.
- I co, z jakim efektem?
- Nie uwierzysz, jak świetnie wyszło. Miał całą twarz na czerwono w czarne zygzaki, a teraz jest biały jak mleko,
zrobił sobie lifting oczu i zaczął karierę piosenkarską. Może go słyszałeś: jego największy przebój to I'm bad. Piosenka
autobiograficzna.
- Gdzie jest to miejsce?
- Powiem ci, jak mnie wypuścisz.
Zrezygnowany Vader machnął ręką, starannie nakładając maskę.
- Za późno. Gdyby szef się w to nie wdał, można by było pertraktować, ale tak... A, właśnie - przypomniał sobie. -
Skąd on wiedział, że wzięliśmy cię do niewoli? Musi być jakoś przeciek!
Jeden ze stojących pod ścianą szturmowców spuścił głowę, schował ręce za siebie i nerwowo zaczął wiercić w
podłodze czubkiem buta. Zniesmaczony Vader udusił go (zakaz Imperatora nie dotyczył szeregowych żołnierzy), po
czym włączył interkom.
- Jak daleko jeszcze do spotkania z Terminatorem? - spytał.
- Zero zero siedem.
- Zero zero siedem czego?
Po drugiej stronie słuchawki na chwilę zaległa spłoszona cisza.
- Eee... noo... nie wiem, panie. Jakichś tam jednostek.
Vader wydał z siebie westchnienie pod tytułem "z kim ja muszę pracować" i wyłączył urządzenie.
- Mamy zero zero siedem jakichś tam jednostek, żeby coś wymyślić. Ruszcie głową, dziewczyny.
* * *
Mimo wysiłków nie udało im się wpaść na żaden pomysł i kiedy kapitan doniósł o zbliżaniu się statku Imperatora, w
ponurych nastrojach udali się na lądowisko, żeby go powitać.
Biały, elegancki prom składając z gracją płaty boczne, majestatycznie wleciał do doku Kilera i opuścił się na
lądowisko. Dwóch szturmowców błyskawicznie rozwinęło czerwony dywan; trzeci, ubrany w strój ludowy, czekał z
boku, gotowy do wręczania kwiatków.
Trap opuścił się z sykiem i na płytę lądowiska zszedł Imperator. Ustawiona w równych szeregach załoga krążownika
chóralnie odśpiewała For He's a Jolly Good Fellow.
- Przejdźmy w jakieś spokojniejsze miejsce - zarządził Imperator, zatykając uszy.
Kiedy znaleźli się w sali tronowej, obrzucił Nessie zimnym spojrzeniem.
- No proszę, kogo my tu mamy - zasyczał. - Przedostatni Jedi, słynna Nescafé Classic.
Nessie drgnęła - od bardzo dawna nikt nie zwracał się do niej pełnym imieniem. Nie wiedziała nawet, że ktoś je jeszcze
pamięta.
- Po co ja cię tu kazałem sprowadzić? - zastanawiał się na głos Imperator.
- Pewnie chcesz zapytać, gdzie jest młody Skywalker.
- Kto? - zdziwił się Imperator. Nessie pomyślała, że jego skleroza jest jeszcze gorsza niż dawniej.
- To może chciałbyś poznać lokalizację rebelianckich baz?
- To też, ale chodziło mi o coś innego... Zaraz, zaraz.... - podrapał się w zamyśleniu po głowie. Nessie westchnęła.
- A może chcesz mnie po prostu zabić?
- O, właśnie! - rozpromienił się Imperator. - Dziękuję za przypomnienie!
Wyciągnął ręce przed siebie; z czubków jego palców z trzaskiem strzeliły wiązki białoniebieskich błyskawic, trafiając
Nessie prosto w pierś. Ona jednak, zamiast paść na ziemię z krzykiem, stała spokojnie.
- Co się dzieje? - zapytał zdezorientowany Imperator, opuszczając ręce.
- Mam buty na gumowych podeszwach, stary durniu. Myślisz, że nas w tej Rebelii nie uczą BHP?
- Pewnie, przy takim sprzęcie, jaki macie, to podstawa - mruknęła złośliwie Beyre.
Imperator wydawał się rozczarowany, ale tylko przez chwilę. Sięgnął ręką pod płaszcz.
- No cóż, spróbujemy klasycznych metod - powiedział. - Ta stara klinga dawno nie była w akcji. Przyda się jej trochę
ruchu.
Nessie zarumieniła się, jak przystało na porządnego Jedi, który ma jakieś niestosowne skojarzenia. Imperator zapalił
swój miecz: ostrze wysunęło się powoli, zgrzytając i zacinając się. Rzeczywiście dawno nie był używany.
- Giń!!! - wykrzyknął, biorąc szeroki zamach.
- Damski bokser - obraziła się Nessie. - Z mieczem na bezbronną dziewczynę?
Imperator opuścił klingę i westchnął.
- Ależ wy jesteście zasadniczy. Dobra: broń się!
- Kiedy nie mam czym. Zostawiłam miecz w domu przez pomyłkę.
- Beyre, pożycz jej swój.
Lady Sith posłusznie podała swoją broń Nessie, która uaktywniła ostrze i przyjrzała mu się krytycznie.
- Nie będę walczyć czerwonym mieczem. Jestem Jedi.
- Ale grymasisz - warknęła Beyre. - Popatrz, tu masz przełącznik. Jaki chcesz kolor?
- Niebieski, będzie mi pasował do oczu.
Rozpoczęli walkę. Szturmowcy w kącie po cichu obstawiali zakłady; Vader i Beyre siedzieli w pierwszym rzędzie
foteli zajadając popcorn.
Niestety, ku bezdennemu rozczarowaniu wszystkich, już po paru minutach Nessie leżała na ziemi, z końcem
czerwonego ostrza o centymetr od gardła. No, powiedzmy: mniej więcej o centymetr. Imperatorowi ze starości ręce
trzęsły się jak galareta.
- Jak mogłaś przegrać?!! - wykrzyknął Vader, zrywając się z miejsca i rozsypując swój popcorn. W kącie paru co
bardziej spłukanych szturmowców po cichu palnęło sobie w łeb. - Jesteś od niego sto razy lepsza!
- Dzięki - wystękała Nessie, z trudem odwracając głowę - ale nie sądzisz chyba, że porządny Jedi mógłby natłuc
osiemdziesięcioletniego, trzęsącego się dziadka?
Koniec miecza przysunął się bliżej do jej szyi. Zamknęła oczy.
- Nie zabijaj jej!! - krzyknął Vader. - Panie. - dodał poniewczasie.
Imperator podniósł to, co kiedyś było jego brwiami.
- O? A dlaczegóż to?
Vader nabrał gwałtownie tchu, aż zaświszczało w masce.
- Mam zamiar się z nią ożenić.
Wszyscy obecni aż podskoczyli na te słowa - Nessie bardzo ostrożnie, żeby nie nadziać się na miecz. Na szczęście
Imperator zaraz go zgasił i odwrócił się do Vadera.
- Jedną żonę już miałeś - zasyczał z wściekłością. - Jeszcze brukowce nie przestały trąbić o twoim rozwodzie, a ty już
chcesz drugą?! Nie pomyślałeś, co to oznacza dla kogoś na twoim stanowisku? Jak to wpłynie na wizerunek naszego
rządu?
- Chyba nie gorzej, niż twoja afera ze stażystką - wytknął złośliwie Vader. - Jak to ona miała na imię? Tissie Fourteen?
Imperator poczerwieniał tak bardzo, że wszyscy obecni pomyśleli z obawą (lub z nadzieją), że grozi mu apopleksja.
Opanował się jednak.
- A żeń się i idź w cholerę - machnął ręką. Vader wyprostował się, zadowolony.
- Chwileczkę, może ktoś MNIE spyta o zdanie - nie wytrzymała Nessie. - Ja się wcale nie wybieram za tego palanta.
- Wolisz śmierć?
- No... jak się dobrze zastanowić, to nie.
- To o co chodzi?
- No wiesz, jak by to wyglądało: ja w Rebelii, ty w Imperium... Zupełnie, jakby mąż był w PZPR, a żona w
"Solidarności".
- W domu nie będziemy mówić o polityce - Vader podniósł rękę. - Obiecuję.
Nessie popatrzyła na Lady Beyre, która w kącie roniła cicho łzy w rękaw swojej czarnej bluzy.
- A Beyre? Złamałeś jej serce! Ona się w tobie kocha od lat!
- C-co takiego?! - zająknął się Vader. - Myślałem, że ona kocha się w Exarze Kunie!
- Do Exara wzdycha Cathia Cutsson. A Beyre do ciebie. Nie widziałeś, z jaką namiętnością się z tobą kłóciła?
- O rany - Vader podrapał się po hełmie, potem jedną ręką objął Nessie wpół i przyciągnął do siebie, jakby chciał ją
pocałować.
- Z tym ślubem to tylko tak, dla zmyłki - wyszeptał jej do ucha. - Chodzi o to, żeby szef cię puścił. Ja muszę mieć ten
adres!
- A... o to chodzi - Nessie uśmiechnęła się promiennie na użytek publiczności (Beyre zaszlochała głośniej) i uwiesiła
się na jego ramieniu.
- Umowa stoi - odszepnęła.
Poszli na lądowisko, odprowadzani przez szturmowców, którzy ciskali na nich płatki róż, i Beyre, która ciskała na nich
przekleństwa. Imperator nawet nie zauważył ich odejścia. Pod fotelem znalazł jedno z ilustrowanych pism Vadera.
* * *
Tak więc w następnym epizodzie fani mogli podziwiać Vadera już bez maski, co szczególnie ucieszyło wielbicielki
boskiego Leonarda. Nessie nadal z poświęceniem działała w Rebelii, za to Imperator zupełnie odsunął się od polityki.
Krążyły plotki, że znalazł sobie nowe, zajmujące hobby...
* * *
W rebelianckiej kwaterze dowodzenia Mon Mothma wraz z oficerami pochylała się właśnie nad pokreśloną sztabówką
galaktyki, kiedy do sali wpadł roztrzęsiony generał Dodonna.
- Fatalne wieści, pani senator - jęknął już od progu.
- Imperium ma nową superbroń?
- Nie, Lucas ma nowego reżysera. Poprzednio pracował przy jakimś serialu... o, już wiem: Moda na sukces. Podobno
na początek zaplanowali jakieś trzysta epizodów...
Zapanowała grobowa cisza. W końcu Mon Mothma drżącą ręką zapaliła papierosa i sięgnęła po komórkę. Wystukała
numer i podniosła ją do ucha.
- Nessie? Możesz do nas wpaść na chwilę? Mam dla ciebie bardzo ważną misję...