2212
Szczegóły |
Tytuł |
2212 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2212 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2212 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2212 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tytu�: "Poezje"
Autor: Wis�awa Szymborska
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1990
T�oczono w nak�adzie 10 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Pap. kart. 140 g kl. Iii_B�1
Przedruk z Wydawnictwa
"Pa�stwowy Instytut
Wydawniczy",
Warszawa 1977
Pisa�a K. Pabian
Korekty dokona�y
K. Kruk
K. Kopi�ska
Sze�� ma�ych tomik�w, z tego
cztery, kt�re licz� si�
naprawd�. Niewiele ponad sto
wierszy. A jednocze�nie - jedno
z najwa�niejszych zjawisk we
wsp�czesnej poezji polskiej.
Niezwyk�a prostota i
komunikatywno��. Pos�ugiwanie
si� fabu�� i anegdot�. Zupe�na
bezpretensjonalno�� pisarska. A
jednocze�nie - jedna z poezji
najambitiejszych intelektualnie,
jeden ze �wiat�w poetyckich o
najciekawszym sposobie
istnienia.
Wiersz, kt�rym Wis�awa
Szymborska debiutowa�a, nazywa�
si� "Szukam s�owa". Dzi� wolno
ju� krytykowi zmieni� t�
formu��. Szymborska jest poetk�,
kt�ra s�owa znajduje. Co bowiem
uderza przede wszystkim podczas
lektury jej wierszy, to
niezwyk�a trafno��,
"przystawalno��", odkrywczo�� jej
sformu�owa� - widoczne zar�wno
wtedy, gdy poetka pisze o
sprawach nie wychodz�cych poza
obr�b potocznego do�wiadczenia,
jak wtedy, gdy znajduje s�owa
dla poj��, stan�w, sytuacyj,
powo�ywanych dopiero do
istnienia.
Szymborska nie nale�y do
poet�w "nastawionych na
komunikat", bez ko�ca
zastanawiaj�cych si� nad
stosunkiem s�owa do rzeczy i bez
przerwy "podejrzewaj�cych
j�zyk". Nie jest metodologiem
poezji. Problematyka to nieobca
jej bynajmniej - �wiadcz� o tym
utwory tak dojrza�e i pe�ne
wdzi�ku, jak "Rado�� pisania" -
zawsze jednak:
sfunkcjonalizowana, poddana
wy�szym czy og�lniejszym celom.
Je�li ju� bowiem Szymborska
cokolwiek "podejrzewa", je�li
wobec czego jest sceptyczna, to
nie tyle wobec j�zyka, ile -
wobec �wiata. S�owo jest tu - po
staremu - �rodkiem, nie celem,
�rodkiem, maj�cym w mo�liwie
najdoskonalszy spos�b przekaza�
to, co poetka - dobrze cel�w
swoich �wiadoma - ma do
powiedzenia. I mo�e w�a�nie
dlatego - jest tak bogate,
zr�nicowane i odkrywcze.
Przyjrzyjmy si� paru pierwszym
z brzegu, przyk�adom.
"Walig�rzanki, �e�ska fauna" - to
karykatura kobiet Rubensa. "Mie�
wyrok skazuj�cy na ci�kie
norwidy" - to tragikomicznie, z
nieweso�� autoironi�, widziany
los poety. Jaki� przy tym
majstersztyk poetyckiego
dowcipu. "Grzaby, znienacki,
g�owy samonogie, wieloractwo" -
to chimery z katedry Notre
Dame. Za ka�dym razem mamy tu do
czynienia z odmienn� zasad�
operowania materia�em
leksykalnym i - tworzenia go, za
ka�dym razem - z elastyczno�ci�
i odkrywczo�ci� j�zykow�, kt�re
s�u��c r�norodnym celom, s�u��
im w spos�b r�wnie niezawodny.
J�zyk tej poezji wydaje si�
wszelako najciekawszy nie przy
analizie poszczeg�lnych
sformu�owa�, lecz przy analizie
poszczeg�lnych wierszy,
poszczeg�lnych ca�o�ci.
Oto "Koloratura" - wiersz o
�piewaczce. Jaki jest jego
j�zyk, jego styl, jego
konwencja? To stylizacja_parodia
libretta operowego.
Przeprowadzona i ze znawstwem, i
z �artobliwym wdzi�kiem
doskona�a robota poetycka,
zas�uguj�ca na osobn� analiz�.
Sztukmistrzostwo, ale -
wielostronnie -
sfunkcjonalizowane. Zamkni�ty
zosta� w tej zabawie poetyckiej
ca�y dramat, ca�y fragment
duchowej biografii. Od naiwnego
optymizmu:
Cz�owieka przez wysokie C@
kocha i zawsze kocha� chce@
poprzez moment zachwiania si�,
przera�enia, a� po odzyskanie -
innej ju� ni� poprzednio,
dojrza�ej - r�wnowagi
psychicznej i mi�o�ci do ludzi.
I je�li s�owa:
O nie! O nie! W godzinie z�ej@
nie trzeba spada� z miny swej@
brzmi� jeszcze tonem
�artobliwej parodii, to ju� w
zako�czeniu - kapitalnie
trawestuj�cym utarty,
przys�owiowy zwrot - wyst�puje
ton serio:
gdzie wraca w kryszta� vox
humana@ i brzmi jak �wiat�em
zasia�.@
Ca�a ta konwencja zosta�a
wystudiowana i przemy�lana jako
przedmiot parodii - dla jednego
jedynego wiersza. Tego rodzaju -
delikatne - stylizacje_parodie
pojawiaj� si� u Szymborskiej
niejednokrotnie. Ale - za ka�dym
razem - nawi�zuj� do innego
wzorca, maj� odmienne proporcje
powagi i �artu, inaczej bywaj�
sfunkcjonalizowane.
A oto konwencja najzupe�niej
ju� odmienna: "Pieta".
Maksymalnie prosty i
sprozaizowany j�zyk trybu
bezokolicznikowego w jego formie
dokonanej, a funkcji
imperatywnej przeplata si� tu z
r�wnie oszcz�dn� i prost� mow�
pozornie zale�n�. To rozmowa z
matk� rozstrzelanego ongi�
bohatera: wyra�aj�ca i dyskrecj�
wobec cudzego nieszcz�cia, i
poczucie jakiej�, niemo�liwej do
przezwyci�enia,
powierzchowno�ci, nieistotno�ci,
zdawkowo�ci tego rodzaju rozm�w
i spotka�:
Tak, wzrusza j� pami��.@ Tak,
troch� jest zm�czona. Tak, to
przejdzie.@ Wsta�. Podzi�kowa�.
Po�egna� si�. Wyj��@ mijaj�c w
sieni kolejnych turyst�w.@
Wreszcie - trzeci przyk�ad:
"Atlantyda". Tu sama ju�
struktura j�zykowa oddaje
osobliwy, przypuszczalny, ani
prawdziwy, ani nieprawdziwy
spos�b istnienia legendarnego
kontynentu:
Istnieli albo nie istnieli.@ Na
wyspie albo nie na wyspie.@
Ocean albo nie ocean@ po�kn��
ich albo nie.@ (.............)@
Na tej plus minus Atlantydzie.@
Gi�tko�� i odkrywczo�� j�zyka,
oddaj�cego i - kszta�tuj�cego -
r�nego rodzaju formy i
mo�liwo�ci istnienia to w�a�nie
jedna z charakterystycznych cech
tej poezji, jeden z element�w
jej - g��bszej ni� czysto
j�zykowa - awangardowo�ci.
Powr�cimy za chwil� do tej
sprawy.
Tymczasem bowiem zarysowa� si�
ju� przed nami problem nie tylko
przyleg�o�ci i odkrywczo�ci,
ale tak�e - zr�nicowania j�zyka
i stylu poezji Szymborskiej.
Ka�dy niemal wiersz oparty jest
tu na odmiennej zasadzie,
powo�uje osobn� jak gdyby
poetyk�. I oto jedna z
odpowiedzi na pytanie: dlaczego
ta, tak szczup�a ilo�ciowo,
tw�rczo�� mo�e by� jednocze�nie
tak wa�nym zjawiskiem w poezji
wsp�czesnej. Odmienno�� jednych
od drugich, "ca�o�ciowo��" i
osobno�� tych wierszy sprawia
przecie�, �e w wielu z nich tkwi
w zal��ku ca�y zbi�r poetycki. I
niejeden z poet�w uczyni�by
zapewne tak: rozpisa� te wiersze
na tomy.
Jest to poezja g��boko
indywidualistyczna: niekiedy jak
gdyby w duchu Leibniza czy
Giordana Bruna. "Cho� r�nimy
si� od siebie jak dwie krople
czystej wody" - pisz�c te s�owa
Szymborska niemal przecie�
cytuje Leibniza. Ta w�a�nie
zasada jako�ciowej odr�bno�ci,
zindywidualizowania monad,
metafizycznego pluralizmu -
znajduje sw�j wyraz ju� nawet w
wyrazistej odr�bno�ci
poszczeg�lnych wierszy, z
kt�rych ka�dy stanowi jak gdyby
osobn� indywidualno��. Ale -
rzecz jasna - zasada ta widoczna
jest przede wszystkim na wy�szym
pi�trze hierarchii: w tym, co
��czy ze sob� te wiersze i
wyodr�bnia je z t�a ca�ej
wsp�czesnej poezji.
Problematyka ta pojawia si� w
tw�rczo�ci Szymborskiej tak�e
jako wyra�ona expressis verbis.
W wierszu �wiadcz�cym, jak wa�ne
s� dla niej lektury filozof�w,
poetka pisze:
W rzece Heraklita@ ja ryba
pojedyncza, ja ryba odr�bna@
(cho�by od ryby drzewa i ryby
kamienia)@ pisuj� w
poszczeg�lnych chwilach ma�e
ryby@
("W rzece Heraklita")
Ca�y ten utw�r oparty jest na
owym, znakomicie wprowadzaj�cym
element niespodzianki i
groteski, chwycie "mechanizmu z
ryb�", kt�ry przesuwa si� przez
�wiat. Zmie�my jednak wsz�dzie
"ryb�" na "monad�" - podobnego
zabiegu dokona� zreszt� w jednym
ze swoich tekst�w i sam filozof
- a otrzymamy �artobliwy i
przekorny, poetycki wyk�ad
filozofii Leibniza.
Co innego wszelako wyb�r
filozoficznej tradycji, co
innego umiej�tno�� za�wiadczenia
poprzez poezj� - w�asnej
odr�bno�ci i indywidualno�ci.
Szymborska umie je
udokumentowa�. W spos�b
najzupe�niej naturalny osi�ga
to, co w sztuce najwa�niejsze:
jedno�� w r�norodno�ci. Ka�dy z
jej wierszy - tak r�ni�cych si�
od siebie, tak
zindywidualizowanych - nosi
przecie� na sobie natychmiast
rozpoznawalne pi�kno jednego
stylu, jednej osobowo�ci
tw�rczej.
Nie miejsce tu, by spraw� t�
wyja�ni� i zanalizowa� w pe�ni.
Niew�tpliwie jednak znaczn� rol�
odgrywa w owym ujednoliceniu
�mia�o��, z jak� poetka si�ga do
kolokwializm�w, korzysta ze
s�ownictwa i sk�adni mowy
potocznej, takiej, jak� -
zapewne - sama pos�uguje si� w
rozmowach. Odrzucaj�c, jak si�
to m�wi uczenie, idiom
konwencjonalny na rzecz idiomu
konwersacyjnego - przybli�a
w�asne wiersze do tego, co jest
jedno�ci� i jedyno�ci�
psychiczn� - jej w�asnej, jako
autorki, osoby. W ten spos�b
uzyskuje zindywidualizowany tok
zdania, a poprzez zwroty typu:
"Jest �wiat? No to i dobrze",
"Patrzcie go", "Wysz�o na moje"
- zwroty pojawiaj�ce si�
niespodzianie, w sytuacjach,
kt�re mog�yby by� patetyczne -
uzyskuje ponadto �w specyficzny
efekt czytelniczy: niemal
s�yszenia g�osu, kt�ry s�owa te
wypowiada.
* * *
Poczucie wyodr�bnienia jest w
tej poezji wst�pem do poczucia
wyobcowania. Sytuacj� wzajemnej
obco�ci, wzajemnego
niezrozumienia, istnienia obok -
Szymborska ukazuje parokrotnie w
wierszu o charakterze erotyku: w
"�nie nocy letniej", w "Na wie�y
Babel" - tu najciekawiej bodaj:
jako rozmow�_nierozmow�, w
kt�rej pytania nie koresponduj�
z odpowiedziami, w kt�rej ka�dy
z partner�w m�wi o czym innym.
Aczkolwiek og�lny sens tego
dialogu jest jasny: to
rozstanie.
Najwyrazi�ciej jednak i w
spos�b najbardziej uog�lniony
sprawa ta przejawi�a si� poprzez
opozycj� inn�: opozycj�
cz�owieka i �wiata rzeczy,
�wiata przyrody. W "Rozmowie z
kamieniem" czytamy:
Pukam do drzwi kamnienia.@ -
To ja, wpu�� mnie.@
(..........)@ - Odejd� m�wi
kamie�. -@ Jestem szczelnie
zamkni�ty.@ (..........)@ Pukam
do drzwi kamienia.@ - To ja,
wpu�� mnie.@ (..........)@ - Nie
wejdziesz - m�wi kamie�. -@ Brak
ci zmys�u udzia�u.@
I tak dalej - toczy si� ten
dialog: pro�by i odmowy,
pragnienia i odtr�cenia,
cz�owieka i �wiata, cz�owieka i
rzeczy, bytu dla siebie i bytu w
sobie: terminy sartre.owskiego
egzystencjalizmu wydaj� si� tu
jak najbardziej na miejscu.
Inspiracje natury
filozoficznej ��cz� si� u
Szymborskiej - w spos�b rzadko
spotykany wsp�cze�nie - z
inspiracjami wywodz�cymi si� od
nauk przyrodniczych. Jak zawsze,
tak i pod tym wzgl�dem,
Szymborska poprzez drobny konkret i
szczeg�ow� obserwacj� - d��y do
najszerszych uog�lnie�, do
problem�w uniwersalnych. Tak
dzieje si�, na przyk�ad, w
wierszu "Autonomia": od strzykwy
do przepa�ci, kt�ra nas
otacza...
Centralna sprawa, kt�ra
pasjonuje tu poetk�, to problem
ludzko�ci jako biologicznego
gatunku. Zn�w - i oto dalszy
ci�g "Rozmowy z kamieniem" -
jego obco�ci, jego wyodr�bnienia
i wyobcowania w �wiecie.
Jednocze�nie przecie� - jak
nietrudno zauwa�y� - podkre�lona
zostaje przez to w jej poezji
�cis�a wi� mi�dzyludzka:
wsp�lnota ��cz�ca
cz�owiecze�stwo wszystkich epok
- nagle skoncentrowane w czasie:
Zawzi�ty, trzeba przyzna�,
bardzo.@ Z tym k�kiem w nosie,
w tej todze, w tym swetrze.@
("Sto pociech")
i zamkni�te mi�dzy granicami
przed- i po-:
Ubyli�my zwierz�tom.@ Kto
ub�dzie nam.@
("Notatka")
Oto perspektywa, z kt�rej
poetka potrafi spojrze� na
ludzko��. "Sp�jrzcie na siebie z
gwiazd" - napisa�a w "Monologu
dla Kasandry". Mog�aby s�owa te
tak�e napisa� w monologu dla
Wis�awy Szymborskiej.
Wielki dystans - tak
znakomicie wsp�graj�cy w tej
poezji z wielkim drobiazgowym
zbli�eniem - pozwala poetce
podejmowa� problematyk�
najtrudniejsz�: zawart� w
podstawowych prze�yciach
egzystencjalno_metafizycznych.
Do najcenniejszych pod tym
wzgl�dem jej wierszy nale�y
"Zdziwienie": zdziwienie
poczuciem w�asnej to�samo�ci,
znalezieniem si� w tym, a nie
innym sposobie istnienia, w tym,
a nie innym momencie i miejscu
czasu i przestrzeni. Zdziwienie,
kt�re le�y u pocz�tk�w ka�dej -
osobi�cie traktowanej -
refleksji filozoficznej.
Skoro za� owo miejsce, czas i
- przede wszystkim - spos�b
istnienia tak� w�a�nie postaw�
wywo�uj�, mo�na tak�e wyobrazi�
je sobie inaczej, mo�na uwolni�
si� od poczucia ich absolutnej
konieczno�ci. To, co w poezji
Szymborskiej wydaje si�
najciekawsze, to jej
"metafizyczna wyobra�nia",
swoboda, z jak� poetka porusza
si�: w trybie warunkowym, po
stronie negatywnej, w
rzeczywisto�ciach pomy�lanych.
Takim w�a�nie koncertem na inne
rzeczywisto�ci jest tom "Sto
pociech". "Rado�� pisania" - to
rzeczywisto�� utworu
literackiego, "Pejza�" -
rzeczywisto�� malarskiego dzie�a
sztuki, pomieszana nagle z
rzeczywisto�ci� realn�. "Pami��
nareszcie" - rzeczywisto��
marzenia sennego. "Spis
ludno�ci": niespodziewanie
znaleziona rzeczywisto�� spoza
historii - co z ni� robi�?
"Dworzec" - rzeczywisto��
negatywna, znakomicie wyra�ona
j�zykiem zaprzecze�:
Nieprzyjazd m�j do miasta N.@
odby� si� punktualnie.@ Zosta�e�
uprzedzony@ niewys�anym listem.@
Zd��y�e� nie przyj��@ w
przewidzianej porze.@
Przypomnijmy jeszcze
"Atlantyd�" - rzeczywisto��
mo�liw�, nie oznaczon�, o kt�rej
nic pewnego wyrokowa� nie mo�na,
rozpi�t� mi�dzy przeciwie�stwami
rzeczywisto�� plus minus.
Przypomnijmy groteskow�
fantastyk� metafizyczn�: �wiat
zbudowany z monad_ryb w wierszu
"W rzece Heraklita".
Wszystko to jednak nie znaczy
wcale, �e poezja Szymborskiej
jest jakim� - rozpisanym na
wiersze - teoretycznym traktatem
o r�nych mo�liwo�ciach sposobu
istnienia. Metafizyczna
wyobra�nia poetki jest �ci�le
powi�zana z problematyk�
egzystencjaln�, g��boko,
osobi�cie, po ludzku prze�ywan�.
I tak, rzeczywisto�� utworu
literackiego zostaje przywo�ana
w wierszu, kt�rego pointa brzmi:
Rado�� pisania.@ mo�no��
utrwalania.@ Zemsta r�ki
�miertelnej.@
- Rzeczywisto�� snu jest
rozpatrywana w wierszu o
zmar�ych rodzicach;
rzeczywisto�� negatywna - to
opis niespotkania si� pary
kochank�w.
Wa�n� rol� odgrywa w tych
rozwa�aniach specyficzne
potraktowanie istnienia jako -
nieistnienia zaprzeczonego, jako
nie_nieistnienia. M�wi� o nim
takie wiersze, jak "Tomasz
Mann", "Urodzony", "Wszelki
wypadek", "Nico�� przenicowa�a
si� tak�e i dla mnie". I tu
Szymborska potrafi znale��
odpowiedni dla przyjmowanego
przez siebie punktu widzenia
j�zyk. I tak, na przyk�ad,
pisze:
Nara�ony@ na nieobecno��
swoj�@ zewsz�d,@ w ka�dej
chwili.@ (..........)@ A jego
ruchy@ to s� uchylenia@ od
powszechnego wyroku.@
("Urodzony")
Trudno w spos�b bardziej
sugestywny wyrazi� krucho��
ludzkiego istnienia. Trudno te�
- dzi�ki spokojnej precyzji tych
wypowiedzi - zachowa� wi�ksz�
dyskrecj� w wyra�aniu
wzruszenia, kt�re jest przecie�
r�wnoznaczne z tym, co zazwyczaj
okre�la si� s�owami: dr�e� o
czyje� �ycie.
Jest to u Szymborskiej niemal
regu�a: powa�na problematyka
filozoficzna kryje si� poza
zwyk�ym, uniwersalnym,
powszechnie zrozumia�ym
wzruszeniem, poza zwyk��
"�yciow�" sytuacj�.
Ale najciekawszy jest pod tym
wzgl�dem wiersz "Nico��
przenicowa�a si� tak�e i dla
mnie": istna wirtuozeria owego
chwytu podw�jnego zaprzeczenia,
mistrzostwo w ukazywaniu �wiata,
kt�ry nie nie istnieje i na
kt�ry patrzymy - od strony
nico�ci.
W�asne �ycie ogl�da si� tu nie
jako oczywisto��, kt�ra jest
sama przez si� zrozumia�a, lecz
jako niezwyk�� przerw� w
niebycie, z kt�rym poetka wydaje
si� najzupe�niej oswojona,
spoufalona, gdy� - przyby�a
stamt�d.
Oczywi�cie, tego rodzaju
spos�b my�lenia o �wiecie, o
�yciu pojawia� si�
niejednokrotnie i w filozofii -
na przyk�ad u Heideggera, i w
poezji - na przyk�ad u Le�miana
czy Przybosia. Nikt jednak chyba
tak po prostu i naocznie, a
jednocze�nie z tak �artobliwym
wdzi�kiem owej sytuacji my�lowej
nie przedstawi�.
Nico�� przenicowa�a si� tak�e
i dla mnie.@ Naprawd� wywr�ci�a
si� na drug� stron�.@ Gdzie� ja
si� to znalaz�am -@ Od st�p do
g�owy w�r�d planet,@ nawet nie
pami�taj�c, jak mi by�o nie
by�.@
"Nichts nichtet" - nico��
nicestwieje - pisa� Heidegger.
"Nico�� przenicowa�a si�" - m�wi
Szymborska . Ta gra s��w podaje
od razu tonacj�: chocia�
b�dziemy tu m�wili o sprawach
zasadniczych - nic z patetycznej
powagi! A jednocze�nie - c� za
pomys�: ta nico��, kt�ra - po
swojej drugiej stronie - "ma"
byt. Wystarczy j� tylko odwr�ci�
- jak materia�. Ale s�owa te
mo�na by odczyta� tak�e i
inaczej. "Nico�� przenicowa�a
si�": jak gdyby przesili�a swoje
nic, jak gdyby nasilaj�c je do
coraz wi�kszego stopnia -
"nicuj�c" i "nicuj�c" - nagle
przedosta�a si� na drug� stron�,
zamieni�a si� we w�asne
przeciwie�stwo.
�wiat obrazem tym otwarty jest
naszym zwyk�ym, normalnym
�wiatem. Ale jak�e inaczej - w
b�ysku owego nico�ciowego
jasnowidzenia - zosta� zobaczony
i pokazany. Jak przez kogo�, kto
patrz�c na lodow� g�r� - widzia�
przed chwil� jej podwodn�,
nier�wnie rozleglejsz� cz��.
Jak przez kogo�, kto nagle, na
w�asn� r�k�, odkry� istnienie
liczb ujemnych.
Ile tam ciszy na jednego tu
�wierszcza,@ ile tam braku ��ki
na jeden tu listeczek szczawiu@
(..........)@ Przerwa w
niesko�czono�ci dla bezkresnego
nieba!@ Ulga po nieprzestrzeni w
kszta�cie chwiejnej brzozy!@
Wiersz ko�czy si� znakomit�,
zaskakuj�c� point�:
I doprawdy nie widz� w tym
nic@ zwyczajnego.@
Mamy tu do czynienia z jeszcze
jednym �artem j�zykowym: z
przekornym zaprzeczeniem,
odwr�ceniem utartego zwrotu "nic
nadzwyczajnego". Powiedzie�
mo�na: odwr�ciwszy nico��,
odwr�ciwszy rzeczywisto��,
poetka odwraca tak�e -
konsekwentnie - s�owo.
Zwr��my jednak uwag� na co
innego: ca�y wiersz zbudowany
jest na tej zasadzie:
niewidzenia w �wiecie, w
istnieniu niczego jako
zwyczajne, rozumiej�ce si� samo
przez si�. Ot�, na tym w�a�nie
polega - jak wolno s�dzi� -
jedna z najcenniejszych warto�ci
poetyckich: w tym, co zwyczajne,
zobaczy� niezwyk�o��,
zagadkowo��, cudowno��. Umie�
ukazywa� �wiat przez przymat
metafizycznego zdziwienia - tego
samego, kt�re le�y u podstaw
filozoficznej refleksji nad
istnieniem. Szymborskiej uda�o
si� to zrobi� w spos�b - by tak
rzec - globalny.
* * *
Tak wi�c, Szymborska ukrywa
g��bsze, filozoficzne dno swoich
wierszy. Udaje, �e pisze o
sprawach codziennych. Ukrywa
kunszt. Udaje, �e pisanie
wierszy to sprawa dziecinnie
�atwa. Ukrywa wreszcie -
tragiczny, gorzki sens swojej
poezji. Udaje, �e niczym znowu
tak bardzo si� nie przejmuje.
Jest przy tym spraw tych
�wiadoma. W wierszu "Pod jedn�
gwiazdk�" pisze:
Nie miej mi za z�e, mowo, �e
po�yczam patetycznych s��w,@ a
potem trudu dok�adam, �eby
wyda�y si� lekkie.@
Dyskrecja, a zw�aszcza
specyficzny humor - je�li
pami�ta si� o skali prze�y�,
jakie w poezji tej kryj� si�
naprawd� - nale�� do najbardziej
ujmuj�cych jej cech.
W wielu wypadkach dokonuje si�
tu zabieg - na pierwszy rzut oka
do�� skomplikowany. To, co
mog�oby by� w przekazywanych
przez t� poezj� reakcjach
wybuchem patetycznego wzruszenia
- otrzymuje znak przeciwstawny
i wyra�a si� w karykaturze,
drwinie, nawet - b�azenadzie.
Owo zast�pcze wy�adowanie
umo�liwia dyskrecj�, spok�j i
umiar wtedy, gdy potrzeba ich
najbardziej: w centralnych
momentach tej poezji, w centrum
jej tragizmu.
Niezr�wnan� formu�� tego
mechanizmu przynosi wiersz
"Cie�":
M�j cie� jak b�azen za
kr�low�.@ (..........)@ Ten
prostak wzi�� na siebie gesty,@
patos i ca�y jego bezwstyd,@ to
wszystko, na co nie mam si�@ -
koron�, ber�o, p�aszcz
kr�lewski.@ B�d�, ach, lekka w
ruchu ramion,@ ach, lekka w
odwr�ceniu g�owy,@ kr�lu, przy
naszym po�egnaniu,@ kr�lu, na
stacji kolejowej.@
Kr�lu, to b�azen o tej porze,@
kr�lu, po�o�y si� na torze.@
Tej zasadzie dwubiegunowo�ci,
zasadzie odczyniania b�lu przez
�miech, u�miech, ironi�, �art -
Szymborska pozostaje wierna od
lat. Nauczy�a si� dozowa� te dwa
elementy tak, �e sumuj� si� one
czy pot�guj� - wywo�uj�c
prze�ycie estetyczne
niecodziennej miary.
Jednocze�nie za� -
wsp�tworz�c wzorzec
osobowo�ciowy o niezwykle
cennych warto�ciach. Nie s� to
ju�, zapewne, warto�ci sensu
stricto poetyckie. Pisali�my tu
jednak o warto�ciach czysto
poetyckich niema�o - mo�emy w
zako�czeniu dotkn�� spraw
innych.
Dwa g��wnie komponenty, dwie -
przezwyci�one - antynomie
sk�adaj� si� na ten wzorzec.
Pierwsza z nich to umiej�tno��
pogodzenia indywidualizmu,
wiemy, jak daleko posuni�tego, z
postaw� otwart�: wobec ludzi,
�wiata, wiedzy. Nic dalszego od
Szymborskiej ni� technicystyczna
koncepcja poezji, ni� zamkni�cie
si� w kr�gu prywatnych
skojarze�, ni� hermetyzm.
Sprawa druga to w�a�nie
umiej�tno�� opanowania,
zr�wnowa�enia emocjonalnej
postawy wobec tragicznej
koncepcji �wiata i ludzkiego
istnienia. Mo�emy podziwia�
poet�w, kt�rzy tragizm ten
ukazuj� nam wprost, kt�rzy swoje
l�ki i fobie wy�adowuj� przed
nami, zazwyczaj uwalniaj�c si� w
ten spos�b od nich. Ale na
wi�kszy szacunek zas�uguj�
poeci, u kt�rych warto�ci
estetyczne i poznawcze ��cz� si�
z etycznymi. Tacy, kt�rzy w
swojej poezji tworz� -
mimochodem, jak gdyby niechc�cy
- pewien model cz�owiecze�stwa,
kt�ry mo�e sta� si� wzorcem czy
pomoc� dla innych. Do takich
poet�w nale�y Szymborska. Do
takich modeli jej - wstydz�cy
si� samego siebie,
autoironiczny, prze�miewny -
heroizm.
(Jerzy Kwiatkowski)
Poezje
Obmy�lam �wiat
Obmy�lam �wiat, wydanie
drugie,@ wydanie drugie,
poprawione,@ idiotom na �miech,@
melancholikom na p�acz,@ �ysym
na grzebie�,@ psom na buty.@
Oto rozdzia�:@ Mowa Zwierz�t i
Ro�lin,@ gdzie przy ka�dym
gatunku@ masz s�ownik odno�ny.@
Nawet proste dzie� dobry@
wymienione z ryb�@ ciebie, ryb�
i wszystkich@ przy �yciu
umocni.@
Ta, dawno przeczuwana,@ nagle
w jawie s��w@ improwizacja
lasu!@ Ta epika s��w!@ Te
aforyzmy je�a@ uk�adane, gdy@
jeste�my przekonani,@ �e nic,
tylko �pi!@
Czas (rozdzia� drugi)@ ma
prawo do wtr�cania si�@ we
wszystko czy to z�e, czy dobre.@
Jednak�e - ten, co kruszy g�ry,@
oceany przesuwa i kt�ry@ obecny
jest przy gwiazd kr��eniu,@ nie
b�dzie mie� najmniejszej w�adzy@
nad kochankami, bo zbyt nadzy,@
bo zbyt obj�ci, z nastroszon�@
dusz� jak wr�blem na ramieniu.@
Staro�� to tylko mora�@ przy
�yciu zbrodniarza.@ Ach, wi�c
wszyscy s� m�odzi!@ Cierpienie
(rozdzia� trzeci)@ cia�a nie
zniewa�a.@ �mier�,@ kiedy �pisz,
przychodzi.@
A �ni� b�dziesz,@ �e wcale nie
trzeba oddycha�,@ �e cisza bez
oddechu@ to niez�a muzyka,@
jeste� ma�y jak iskra@ i
ga�niesz do taktu.@
�mier� tylko taka. B�lu
wi�cej@ mia�e� trzymaj�c r�� w
r�ce@ i wi�ksze czu�e�
przera�enie@ widz�c, �e p�atek
spad� na ziemi�.@
�wiat tylko taki. Tylko tak@
�y�. I umiera� tylko tyle.@ A
wszystko inne - jest jak Bach@
chwilowo grany@ na pile.@
Zakochani
Jest nam tak cicho, �e
s�yszymy@ piosenk� za�piewan�
wczoraj:@ "Ty p�jdziesz g�r�, a
ja dolin�..."@ Chocia� s�yszymy
- nie wierzymy.@
Nasz u�miech nie jest mask�
smutku,@ a dobro� nie jest
wyrzeczeniam.@ I nawet wi�cej,
ni� s� warci,@ nie kochaj�cych
�a�ujemy.@
Tacy�my zadziwieni sob�,@ �e
c� nas bardziej zdziwi� mo�e?@
Ani t�cza w nocy.@ Ani motyl na
�niegu.@
A kiedy zasypiamy,@ we �nie
widzimy rozstanie.@ Ale to dobry
sen,@ ale to dobry sen,@ bo si�
budzimy z niego.@
Klucz
By� klucz i nagle nie ma
klucza.@ Jak dostaniemy si� do
domu?@ Mo�e kto� znajdzie klucz
zgubiony,@ obejrzy go - i c� mu
po nim?@ Idzie i w r�ce go
podrzuca@ jak bry�k� �elaznego
z�omu.@
Z mi�o�ci�, jak� mam dla
ciebie,@ gdyby to samo si�
zdarzy�o,@ nie tylko nam, ca�emu
�wiatu@ uby�aby ta jedna
mi�o��.@ Na obcej podniesiona
r�ce@ �adnego domu nie otworzy@
i b�dzie form�, niczym wi�cj,@ i
niechaj rdza si� nad ni� sro�y.@
Nie z kart, nie z gwiazd, nie
z krzyku pawia@ taki horoskop
si� ustawia.@
Drobne og�oszenia
KTOKOLWIEK wie, gdzie si�
podziewa@ wsp�czucie
(wyobra�nia serca)@ - niech daje
zna�! niech daje zna�!@ Na ca�y
g�os niech o tym �piewa@ i
ta�czy jakby straci� rozum@
wesel�c si� pod w�t�� brzoz�,@
kt�rej wci�� zbiera si� na
p�acz.@
UCZ� milczenia@ we wszystkich
j�zykach@ metod� wpatrywania
si�@ w gwia�dziste niebo,@ w
�uchwy sinantropusa,@ w skok
pasikonika,@ w paznokcie
noworodka,@ w plankton,@ w
p�atek �niegu.@
PRZYWRACAM do mi�o�ci.@ Uwaga!
Okazja!@ Na zesz�orocznej
trawie@ w s�o�cu a� po gard�a@
le�ycie, a wiatr ta�czy@
(zesz�oroczny ten@ wodzirej
waszych w�os�w).@ Oferty pod:
Sen.@
POTRZEBNA osoba@ do
op�akiwania@ starc�w, kt�rzy w
przytu�kach@ umieraj�. Prosz�@
kandydowa� bez metryk@ i
pisemnych zg�osze�.@ Papiery
b�d� darte@ bez pokwitowania.@
ZA OBIETNICE m�a mego,@ kt�ry
was zwodzi� kolorami@ ludnego
�wiata, gwarem jego,@ piosenk� z
okna, psem zza �ciany:@ �e nigdy
nie b�dziecie sami@ w mroku i w
ciszy i bez tchu@ - odpowiada�
nie mog�.@ Noc, wdowa po Dniu.@
Hania
Widzicie, to jest Hania,
s�u��ca dobra.@ A to nie s�
patelnie, to s� aureole.@ A ten
rycerz ze smokiem to jest �wi�ty
obraz.@ A ten smok to jest
marno�� na tym �ez padole.@
A to �adne korale, to Hani
r�aniec.@ A to buty z nosami
startymi od kl�cze�.@ A to jej
chustka czarna jak nocne
czuwanie,@ kiedy z wie�y
ko�cio�a pierwszy dzwon
zad�wi�czy.@
Ona widzia�a diab�a kurz
�cieraj�c z lustra:@ By� siny
prosz� ksi�dza, w takie ��te
pr��ki@ i spojrza� tak
szkaradnie, i wykrzywi� usta,@ i
co b�dzie, je�eli wpisa� mnie do
ksi��ki?@
Wi�c ona da na bractwo i da na
msz� �wi�t�,@ i zakupi serduszko
ze srebrnym p�omieniem.@ Odk�d
now� plebani� budowa� zacz�to,@
od razu wszystkie diab�y
podskoczy�y w cenie.@
Wielki to koszt wywodzi� dusz�
z pokuszenia,@ a tu ju� staro��
idzie i ko�� ko�ci� stuka.@
Hania jest taka chuda, tak
bardzo nic nie ma,@ �e zab��dzi
w bezmiarze Igielnego Ucha.@
Maju, oddaj kolory, b�d� jak
grudzie� bury.@ Ga��zko
ulistniona, ty si� wstyd� za
siebie.@ S�o�ce, �a�uj, �e
�wiecisz. Biczujcie si�,
chmury.@ Wiosno, owi� si�
�niegiem, a zakwitniesz w
niebie!@
Nie s�ysza�am jej �miechu,
p�aczu nie s�ysza�am.@ Wyuczona
pookory, nic od �ycia nie chce.@
Towarzyszy jej w drodze cie� -
�a�oba cia�a,@ a chustka
postrz�piona ujada na wietrze.@
Na powitanie
odrzutowc�w
Dzisiaj szybsi od g�osu,@
pojutrze od �wiat�a,@
przemienimy g�os w ��wia@ i
�wiat�o w zaj�ca.@
Ze starej przypowie�ci@
czcigodne zwierz�ta,@ zacna
para od wiek�w@
wsp�zawodnicz�ca.@
Biega�y�cie, biega�y@ po tej
niskiej ziemi,@ popr�bujcie
wy�cigu@ na wysokim niebie.@
Tor wolny. Nie b�dziemy@
zawadza� wam w biegu,@ bo
odlecimy wcze�niej@ goni�c
samych siebie.@
Pr�ba
Oj tak, piosenko, szydzisz ze
mnie,@ bo cho�bym posz�a g�r�,
nie zakwitn� r�.@ R�
zakwita r�a i nikt inny.
Wiesz.@
Pr�bowa�am mie� li�cie.
Chcia�am si� zakrzewi�.@ Z
oddechem powstrzymanym - �eby
by�o pr�dzej -@ oczekiwa�am
chwili zamkni�cia si� w r�y.@
Piosenko, kt�ra nie znasz nade
mn� lito�ci:@ mam cia�o
pojedyncze, nieprzemienne w
nic,@ jestem jednorazowa a� do
szpiku ko�ci.@
Czwarta nad ranem
Godzina z nocy na dzie�.@
Godzina z boku na bok.@ Godzina
dla trzydziestoletnich.@
Godzina uprz�tni�ta pod
kogut�w pianiem.@ Godzina,
kiedy ziemia zapiera si� nas.@
Godzina, kiedy wieje od
wygas�ych gwiazd.@ Godzina
a_czy_po_nas_nic_nie_pozostanie.@
Godzina pusta.@ G�ucha,
czcza.@ Dno wszystkich innych
godzin.@
Nikomu nie jest dobrze o
czwartej nad ranem.@ Je�li
mr�wkom jest dobrze o czwartej
nad ranem@ - pogratulujmy
mr�wkom. I niech przyjdzie
pi�ta,@ o ile mamy dalej �y�.@
Martwa natura
z balonikiem
Zamiast powrotu wspomnie�@ w
czasie umierania@ zamawiam
sobie powr�t@ pogubionych
rzeczy.@
Oknami, drzwiami parasole,@
walizka, r�kawiczki, p�aszcz,@
�ebym mog�a powiedzie�:@ Na co
mi to wszystko.@
Agrafki, grzebie� ten i
tamten,@ r�a z bibu�y,
sznurek, n�,@ �ebym mog�a
powiedzie�:@ Niczego mi nie
�al.@
Gdziekolwiek jeste�, kluczu,@
staraj si� przyby� w por�,@
�ebym mog�a powiedzie�:@ Rdza,
m�j drogi, rdza.@
Spadnie chmura za�wiadcze�,@
przepustek i ankiet,@ �ebym
mog�a powiedzie�:@ S�oneczko
zachodzi.@
Zegarku, wyp�y� z rzeki,@
pozw�l si� wzi�� do r�ki,@
�ebym mog�a powiedzie�:@
Udajesz godzin�.@
Znajdzie si� te� balonik@
porwany przez wiatr,@ �ebym
mog�a powiedzie�:@ Tutaj nie ma
dzieci.@
Odfru� w otwarte okno,@
odfru� w szeroki �wiat,@ niech
kto� zawo�a: O!@ �ebym zap�aka�
mog�a.@
Przyjacio�om
Obeznani w przestrzeniach@ od
ziemi do gwiazd,@ gubimy si� w
przestrzeni@ od ziemi do
g�owy.@
Jest mi�dzyplanetarnie@ od
�alu do �zy.@ W drodze z fa�szu
ku prawdzie@ przestajesz by�
m�ody.@
�miesz� nas odrzutowce,@ ta
szczelina ciszy@ mi�dzy lotem a
g�osem@ - jako rekord �wiata.@
By�y szbsze odloty.@ Ich
sp�niony g�os@ wyszarpuje nas
ze snu@ dopiero po latach.@
Rozlega si� wo�anie:@
Jeste�my niewinni!@ Kto to
wo�a? Biegniemy,@ okna
otwieramy.@
G�os urywa si� nagle.@ Za
oknami gwiazdy@ spadaj�, jak po
salwie@ tynk spada ze �ciany.@
Rehabilitacja
Korzystam z najstarszego prawa
wyobra�ni@ i po raz pierwszy w
�yciu przywo�uj� zmar�ych,@
wypatruj� ich twarzy,
nads�uchuj� krok�w,@ chocia�
wiem, �e kto umar�, ten umar�
dok�adnie.@
Czas w�asn� g�ow� w r�ce
bra�@ m�wi�c jej: Biedny Jorik,
gdzie� twoja niewiedza,@ gdzie�
twoja �lepa ufno��, gdzie� twoja
niewinno��,@ twoje
jako�tob�dzie, r�wnowaga ducha@
pomi�dzy nie sprawdzon� a
sprawdzon� prawd�?@
Wierzy�am, �e zdradzili, �e
niewarci imion,@ skoro chwast
si� natrz�sa z ich nieznanych
mogi�@ i kruki przedrze�niaj�,
i �nie�yce szydz�@ - a to byli,
Joriku, fa�szywi �wiadkowie.@
Umar�ych wieczno�� dot�d
trwa,@ dok�d pami�ci� si� im
p�aci.@ Chwiejna waluta. Nie ma
dnia,@ by kto� wieczno�ci swej
nie traci�.@
Dzi� o wieczno�ci wi�cej
wiem:@ mo�na j� dawa� i
odbiera�.@ Kogo nazwano zdrajc�
- ten@ razem z imieniem ma
umiera�.@
Ta nasza nad zmar�ymi moc@
wymaga nierozchwianej wagi@ i
�eby s�d nie s�dzi� w noc,@ i
�eby s�dzia nie by� nagi.@
Ziemia wre - a to oni, kt�rzy
s� ju� ziemi�,@ wstaj� grudka
po grudce, garstka obok
garstki,@ wychodz� z
przemilczenia, wracaj� do
imion,@ do pami�ci narodu, do
wie�c�w i barw.@
Gdzie� moja w�adza nad
s�owami?@ S�owa opad�y na dno
�zy,@ s�owa s�owa niezdatne do
wskrzeszania ludzi,@ opis
martwy jak zdj�cie przy blasku
magnezji.@ Nawet na p� oddechu
nie umiem ich zbudzi�@ ja,
Syzyf przypisany do piek�a
poezji.@
Id� do nas. I ostrzy jak
diament@ - po witrynach
wyl�nionych od frontu,@ po
okienkach przytulnych
mieszkanek,@ po r�owych
okularach, po szklanych@
m�zgach, sercach - cichutko
tn�.@
Pogrzeb
Czaszk� z gliny wyj�li,@
po�o�yli w marmury,@ luli luli
ordery@ na poduszkach z
purpury.@ Czaszk� z gliny
wyj�li.@
Odczytali z karteczki@ a( by�
to ch�op serdeczny,@ b(
zagrajcie, orkiestry,@ c(
szkoda, �e nie wieczny.@
Odczytali z karteczki.@
A ty oce�, narodzie,@ a ty
szanuj t� zdobycz,@ �e kto raz
si� urodzi,@ mo�e zyska� dwa
groby.@ A ty oce�, narodzie.@
Nie zabrak�o parady@ dla
tysi�ca puzon�w@ i policji dla
t�um�w,@ i hu�tania dla
dzwon�w.@ Nie zabrak�o parady.@
Mieli oczy umkliwe@ od ziemi
ku niebiosom,@ czy ju� lec�
go��bie@ i bomby w dziobkach
nios�.@ Mieli oczy umkliwe.@
Mi�dzy nimi i ludem@ mia�y
by� tylko drzewa,@ to tylko, co
si� w li�ciach@ przemilczy i
prze�piewa.@ Mi�dzy nimi i
ludem.@
A tu mosty zwodzone,@ a tu
w�w�z z kamienia,@ z dnem
g�adzonym pod czo�gi,@ z echem
do zadudnienia.@ A tu mosty
zwodzone.@
Jeszcze pe�en krwi swojej@
lud odchodzi z nadziej�,@
jeszcze nie wie, �e z grozy@
sznury dzwon�w siwiej�.@
Jeszcze pe�en krwi swojej.@
Dwie ma�py Bruegla
Tak wygl�da m�j wielki
maturalny sen:@ siedz� w oknie
dwie ma�py przykute �a�cuchem,@
za oknem fruwa niebo@ i k�pie
si� morze.@
Zdaj� z historii ludzi.@
J�kam si� i brn�.@
Ma�pa, wpatrzona we mnie,
ironicznie s�ucha,@ druga niby
to drzemie -@ a kiedy po
pytaniu nastaje milczenie,@
podpowiada mi@ cichym
brz�kaniem �a�cucha.@
Jeszcze
W zaplombowanych wagonach@
jad� krajem imiona,@ a dok�d
tak jecha� b�d�,@ a czy kiedy
wysi�d�,@ nie pytajcie, nie
powiem, nie wiem.@
Imi� Natan bije pi�ci� o
�cian�,@ imi� Izaak �piewa
ob��kane,@ imi� Sara wody wo�a
dla imienia@ Aaron, kt�re
umiera z pragnienia.@
Nie skacz w biegu, imi�
Dawida.@ Ty� jest imi�
skazuj�ce na kl�sk�,@ nie
dawane nikomu, bez domu,@ do
noszenia w tym kraju zbyt
ci�kie.@
Syn niech imi� s�owia�skie
ma,@ bo tu licz� w�osy na
g�owie,@ bo tu dziel� dobro od
z�a@ wedle imion i kroju
powiek.@
Nie skacz w biegu. Syn b�dzie
Lech.@ Nie skacz w biegu.
Jeszcze nie pora.@ Nie skacz.
Noc si� rozlega jak �miech@ i
przedrze�nia k� stukanie na
torach.@
Chumura z ludzi nad krajem
sz�a,@ z du�ej chmury ma�y
deszcz, jedna �za,@ ma�y
deszcz, jedna �za, suchy czas.@
Tory wiod� w czarny las.@
Tak to, tak, stuka ko�o. Las
bez polan.@ Tak to, tak. Lasem
jedzie transport wo�a�.@ Tak
to, tak. Obudzona w nocy
s�ysz�@ tak to, tak, �omotanie
ciszy w cisz�.@
Sen nocy letniej
Ju� las w Ardenach �wieci.@
Nie zbli�aj si� do mnie.@
G�upia, g�upia,@ zadawa�am si�
ze �wiatem:@
Jad�am chleb, pi�am wod�,@
wiatr mnie owia�, deszcz mnie
zmoczy�.@ Dlatego strze� si�
mnie, odejd�.@ I dlatego zas�o�
oczy.@
Odejd�, odejd�, ale nie po
l�dzie.@ Odp�y�, odp�y�, ale
nie po morzu.@ Odfru�, odfru�,
dobry m�j,@ ale powietrza nie
tykaj.@
Patrzmy w siebie zamkni�tymi
oczami.@ M�wmy sobie
zamkni�tymi ustami.@ Bierzmy
si� przez gruby mur.@
Ma�o�mieszna para z nas:@
zamiast ksi�yca �wieci las,@ a
podmuch zrywa twojej damie@
radioaktywny p�aszcz, Pyramie.@
Atlantyda
Istnieli albo nie istnieli.@
Na wyspie albo nie na wyspie.@
Ocean albo nie ocean@ po�kn��
ich albo nie.@
Czy by�o komu kocha� kogo?@
Czy by�o komu walczy� z kim?@
Dzia�o si� wszystko albo nic@
tam albo nie tam.@
Miast siedem sta�o.@ Czy na
pewno?@ Sta� wiecznie
chcia�o.@ Gdzie dowody?@
Nie wymy�lili prochu, nie.@
Proch wymy�lili, tak.@
Przypuszczalni. W�tpliwi.@
Nie upami�tnieni.@ Nie wyj�ci z
powietrza,@ z ognia, z wody, z
ziemi.@
Nie zawarci w kamieniu@ ani w
kropli deszczu.@ Nie mog�cy na
serio@ pozowa� do przestr�g.@
Meteor spad�.@ To nie
meteor.@ Wulkan wybuchn��.@ To
nie wulkan.@ Kto� wo�a� co�.@
Niczego nikt.@
Na tej plus minus
Atlantydzie.@
Z nie odbytej wyprawy
w Himalaje
Aha, wi�c to s� Himalaje.@
G�ry w biegu na ksi�yc.@
Chwila startu utrwalona@ na
rozprutym nagle niebie.@
Pustynia chmur przebita.@
Uderzenie w nic.@ Echo - bia�a
niemowa.@ Cisza.@
Yeti, ni�ej jest �roda,@
abecad�o, chleb@ i dwa a dwa to
cztery,@ i topnieje �nieg.@
Jest czerwone jab�uszko@
przekrojone na krzy�.@
Yeti, nie tylko zbrodnie@ s�
u nas mo�liwe.@ Yeti, nie
wszystkie s�owa@ skazuj� na
�mier�.@
Dziedziczymy nadziej� -@ dar
zapominania.@ Zobaczysz, jak
rodzimy@ dzieci na ruinach.@
Yeti, Szekspira mamy.@ Yeti,
na skrzypcach gramy.@ Yeti, o
zmroku@ zapalamy �wiat�o.@
Tu - ni ksi�yc, ni ziemia@ i
�zy zamarzaj�.@ O Yeti
P�twardowski,@ zastan�w si�,
wr��!@
Tak w czterech �cianach
lawin@ wo�a�am do Yeti@
przytupuj�c dla rozgrzewki@ na
�niegu@ na wiecznym.@
Nic dwa razy
Nic dwa razy si� nie zdarza@
i nie zdarzy. Z tej przyczyny@
zrodzili�my si� bez wprawy@ i
pomrzemy bez rutyny.@
Cho�by�my uczniami byli@
najt�pszymi w szkole �wiata,@
nie b�dziemy repetowa�@ �adnej
zimy ani lata.@
�aden dzie� si� nie
powt�rzy,@ nie ma dw�ch
podobnych nocy,@ dw�ch tych
samych poca�unk�w,@ dw�ch
jednakich spojrze� w oczy.@
Wczoraj, kiedy twoje imi�@
kto� wym�wi� przy mnie g�o�no,@
tak mi by�o, jakby r�a@ przez
otwarte wpad�a okno.@
Dzi�, kiedy jeste�my razem,@
odwr�ci�am twarz ku �cianie.@
R�a? Jak wygl�da r�a?@ Czy to
kwiat? A mo�e kamie,?@
Czemu ty si�, z�a godzino,@ z
niepotrzebnym mieszasz l�kiem?@
Jeste� - a wi�c musisz min��.@
Miniesz - a wi�c to jest
pi�kne.@
U�miechni�ci, wp�obj�ci@
spr�bujemy szuka� zgody,@ cho�
r�nimy si� od siebie@ jak dwie
krople czystej wody.@
Buffo
Najpierw minie nasza mi�o��,@
potem sto i dwie�cie lat,@
potem zn�w b�dziemy razem:@
komediantka i komediant,@
ulubie�cy publiczno�ci,@
odegraj� nas w teatrze.@
Ma�a farsa z kupletami,@
troch� ta�ca, du�o �miechu,@
trafny rys obyczajowy@ i
oklaski.@
B�dziesz �mieszny
nieodparcie@ na tej scenie, z
t� zazdro�ci�,@ w tym
krawacie.@
Moja g�owa zawr�cona,@ moje
serce i korona,@ g�upie serce
p�kaj�ce@ i korona spadaj�ca.@
B�dziemy si� spotykali,@
rozstawali, �miech na sali,@
siedem rzek, siedem g�r@ mi�dzy
sob� obmy�lali.@
I jakby nam by�o ma�o@
rzeczywistych kl�sk i cierpie�@
- dobijemy si� s�owami.@
A potem si� pok�onimy@ i to
b�dzie farsy kres.@ Spektatorzy
p�jd� spa�@ ubawiwszy si� do
�ez.@
Oni b�d� �licznie �yli,@ oni
mi�o�� ob�askawi�,@ tygrys
b�dzie jad� z ich r�ki.@
A my wiecznie jacy� tacy,@ a
my w czapkach z dzwoneczkami,@
w ich dzwonienie barbarzy�sko@
zas�uchani.@
Upami�tnienie
Kochali si� w leszczynie@ pod
s�o�cami rosy,@ suchych li�ci i
ziemi@ nabrali we w�osy.@
Serce jask�ki