Pieczara G romow - KOONTZ DEAN R

Szczegóły
Tytuł Pieczara G romow - KOONTZ DEAN R
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

Pieczara G romow - KOONTZ DEAN R PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd Pieczara G romow - KOONTZ DEAN R pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Pieczara G romow - KOONTZ DEAN R Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

Pieczara G romow - KOONTZ DEAN R Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

DEAN KOONTZ Pieczara G|romow THE HOUSE OF THUNDER PRZELOZYL: ROMUALD SZOKA Powiesc ta jest wytworem wyobrazni autora, tak jak wszystkie wystepujace w niej postacie, miejsca i zdarzenia. Ewentualne podobienstwo do rzeczywistych zdarzen oraz osob, zywych lub umarlych, jest zupelnie przypadkowe. POWOLNE ZBLIZANE SIE STRACHU 5 l Obudzila sie i pomyslala, ze oslepla. Otworzyla oczy, ale nie widziala nic, tylko zlowrogie, bezksztaltne cienie, wylaniajace sie z purpurowego mroku. Nie zdazyla jednak wpasc w panike, gdyz ciemnosc szybko ustapila miejsca delikatnej mgielce, a ta rozplynela sie zaraz, odslaniajac bialy sufit wylozony dzwiekoszczelnymi plytkami.Poczula zapach swiezo wypranej poscieli, srodkow antyseptycznych, dezynfekcyjnych, spirytusu. Odwrocila glowe i w tym momencie rozdzierajacy bol niczym prad elektryczny przeszyl jej czaszke na wysokosci czola, od skroni do skroni. Natychmiast rozmyl sie obraz przed jej oczami, a gdy znow zaczela widziec ostro, spostrzegla, ze znajduje sie w sali szpitalnej. Nie pamietala, jak sie tu znalazla. Nie znala nawet nazwy szpitala ani miejsca, w ktorym sie on znajdowal. Co sie stalo? Podniosla reke i stwierdzila z przerazeniem, ze jest bardzo slaba. Potem dotknela czola i odkryla, ze czesc glowy, od brwi w gore, pokryta jest bandazami. Wlosy miala krotko ostrzyzone, choc zawsze byly dlugie i puszyste. Brakowalo jej sily, zeby trzymac dluzej uniesiona reke, wiec opuscila ja z powrotem na koldre. Lewej reki w ogole nie mogla podniesc, poniewaz tkwila w niej igla polaczona z dluga rurka. Kolo lozka stal metalowy statyw, na ktorym zawieszono butelke z glukoza. Karmiona byla dozylnie. Pewna, ze to tylko zludzenie, zamknela oczy. Ale gdy je otworzyla, ujrzala ten sam nie zmieniony pokoj: bialy sufit, biale sciany, zielona wykladzine na podlodze, rozsuniete na boki bladozolte zaslony, ktore odslanialy olbrzymie okno. Za szyba widziala gaszcz wysokich, wiecznie zielonych krzewow i zachmurzone niebo, na ktorym uchowalo sie tylko kilka kawalkow blekitu. W sali znajdowalo sie jeszcze jedno lozko, ale nie zajete przez nikogo. Byla sama. 5 Lozko, na ktorym lezala, mialo z boku metalowa kratke, ktora podniesiona - tak jak to teraz mialo miejsce - zabezpieczala pacjenta przed spadnieciem na podloge.Poczula sie tak bezradna jak dziecko w kojcu. Nagle uprzytomnila sobie, ze nie pamieta, jak sie nazywa. Ani ile ma lat. W ogole nie mogla przypomniec sobie zadnych szczegolow z wlasnego zycia. Wytezyla sily, probujac zburzyc biala sciane w umysle, ktora wiezila po drugiej strome jej pamiec, ale bez powodzenia. Sciana wciaz stala, nieporuszona, nietknieta. Zelektryzowal ja nagly strach, ktory w postaci ciezkiej, lodowej bryly osiadl w zoladku. Jeszcze raz sprobowala ozywic pamiec, ale znow przegrala. Amnezja. Uszkodzenie mozgu. Ta zatrwazajaca konstatacja uderzyla ja z sila mlota kowalskiego, powodujac straszny wstrzas. Na pewno miala jakis powazny wypadek i mozg ulegl silnemu uszkodzeniu. Ponura wizja dalszego zycia w stanie ciaglej niepamieci sprawila, ze wstrzasnal nia dreszcz. Ale nagle, zupelnie niespodziewanie, przypomniala sobie, jak sie nazywa. Susan. Susan ?orton. I ze ma trzydziesci dwa lata. Ale tych kilka kropli z oceanu pamieci nie pociagnelo za soba spodziewanej strugi wspomnien. Susan nie mogla przypomniec sobie nic wiecej ponad nazwisko i wiek. Choc starala sie bardzo, nadal nie potrafilaby powiedziec, gdzie na stale mieszka, gdzie pracuje, czy ma meza, dzieci, skad pochodzi, gdzie uczeszczala do szkoly, jakie sa jej ulubione potrawy ani jakiej najchetniej slucha muzyki. Nie potrafila znalezc odpowiedzi zarowno na istotne, jak i na blahe pytania. Amnezja. Uszkodzenie mozgu. Serce ze strachu zabilo jej szybciej. Ale wtedy los sie nad nia zlitowal i wyswietlil w jej pamieci obraz wakacji w stanie Oregon. Nie wiedziala nadal, skad pochodzi ani dokad miala wrocic do pracy po skonczonym urlopie, ale przynajmniej wiedziala juz, gdzie sie aktualnie znajduje. Gdzies w Oregonie. Ostatnia rzecza, ktora pamietala, byla piekna gorska szosa. Obraz ten miala teraz przed oczami i widziala najdrobniejsze szczegoly. Prowadzila samochod przez sosnowy las, w dali widac bylo brzeg oceanu. Sluchala radia. Byl piekny, bezchmurny poranek i cieszyla sie na rozpoczynajacy sie dzien. Zjechala z glownej drogi, przeciela niewielka osade, wyprzedzila kilka sunacych powoli ciezarowek i znow znalazla sie na drodze zupelnie sama. Po kilku kilometrach... No tak, tu film sie urywa. Potem jest juz tylko sala szpitalna i ona zmieszana i nie widzaca. -Co ja widze? Nareszcie! Prosze pani...! Susan odwrocila glowe, szukajac wlasciciela glosu. Obraz znow sie rozmyl, a jej czaszke przeszyl tepy bol. -Jak sie pani czuje? Wyglada pani blado, ale po tym, co pani przeszla, nie nalezy sie dziwic. Prawda? Co do tego nie ma watpliwosci. Glos nalezal do pielegniarki, ktora zblizala sie od strony otwartych drzwi. Byla pulchna jak bochenek chleba, szpakowata, miala cieple brazowe oczy i szeroki usmiech. Na obfitej, matczynej piersi spoczywaly szkla w bialej oprawce, umocowane na lancuszku zawieszonym na szyi. Susan chciala cos powiedziec, ale nie mogla. Proba wypowiedzenia chociaz kilku slow kosztowala ja tyle wysilku, ze nagle przed oczami pojawily sie mroczki i o malo znow nie stracila przytomnosci. Nie przypuszczala, ze jest az tak slaba. Wystraszyla sie niezmiernie. Pielegniarka doszla juz do Susan i usmiechnela sie dobrotliwie. - Wiedzialam, ze wyjdziesz z tego, skarbie. Po prostu wiedzialam. Niektorzy nie byli tutaj tego tak pewni, ale ja bylam. Wiedzialam, ze ma pani dosc sily, zeby sie z tego wygrzebac. Nacisnela guzik przyzywajacy pomoc. Susan ponowila probe wypowiedzenia slowa i tym razem z glebi jej gardla dobyl sie nieartykulowany gulgot. Przez glowe przemknela mysl, ze moze juz nigdy nie odzyska glosu. Moze bedzie skazana na wydawanie przez cale zycie niepodobnych do ludzkiej mowy chrzakniec i mrukniec. Przeciez czasami uszkodzenia mozgu powoduja utrate mowy, prawda? Prawda? W glowie Susan bez ustanku dudnil werbel. Wydawalo sie jej, ze siedzi na karuzeli, ktora kreci sie coraz szybciej i szybciej. Ogarnely ja mdlosci; zapragnela zsiasc z tej karuzeli. Pielegniarka musiala dostrzec panike w oczach Susan, bo powiedziala uspokajajaco: -Niczym sie nie przejmuj, moje dziecko. Wszystko bedzie dobrze. Sprawdzila kroplowke, po czym wziela Susan za przegub prawej reki, by zmierzyc tetno. Wielki Boze, pomyslala Susan, jesli nie moge mowic, to pewnie nie moge tez chodzic. Sprobowala ruszyc nogami, najpierw jedna, potem druga, ale zupelnie nie miala w nich czucia. Byly zdretwiale i jeszcze ciezsze niz rece. Pielegniarka po zmierzeniu pulsu puscila reke pacjentki, ale Susan kurczowo uchwycila sie jej fartucha, nie pozwalajac odejsc siostrze i znow chciala cos powiedziec. -Musi pani jeszcze troche poczekac - rzekla spokojnie pielegniarka. Lecz Susan wiedziala, ze nie moze czekac. Znow balansowala na krawedzi utraty swiadomosci. W glowie pulsowal piekielny bol, a obraz raz po raz rozmywal sie i ustepowal miejsca powoli, ale stanowczo rozprzestrzeniajacym sie falom ciemnosci. Do pokoju wszedl lekarz w bialym fartuchu, zapewne wezwany przez pielegniarke, gdy ta nacisnela guzik. Byl to krzepki, piecdziesiecioletni mezczyzna o surowej twarzy. Grube ciemne wlosy zaczesane mial do tylu, tak ze odslanialy cala twarz, pokryta glebokimi zmarszczkami. Susan blagalnie spojrzala na lekarza, gdy zblizal sie do lozka, i spytala: -Czy mam sparalizowane nogi? Przez chwile wydawalo sie jej, ze faktycznie wypowiedziala to zdanie na glos, ale zaraz zdala sobie sprawe, iz nie odzyskala jeszcze glosu. Nie mogla ponowic proby, bo obraz przed oczami znow zalala fala ciemnosci, lapczywie pozerajaca kazdy skrawek rzeczywistego swiata. Ciemnosc. Zasnela. Miala zle sny, bardzo zle sny. Koszmary. Po raz nie wiadomo ktory snila jej sie Pieczara Gromow i mnostwo swiezej, cieplej jeszcze krwi. 9 2 Gdy Susan sie obudzila, bol glowy ustapil. Obraz przed oczami nie byl juz rozmydlony, lecz calkiem wyrazny.Zapadla noc. Za oknem panowala absolutna ciemnosc, ale w sali ktos zapalil delikatne oswietlenie. Susan odlaczono juz od kroplowki. Pokluta iglami, blada i wychudzona reka spoczywala bezwladnie na bialej poscieli. Odwrocila glowe i znow zobaczyla lekarza o srogim obliczu. Stal nad lozkiem i na nia patrzyl. Jego brazowe oczy posiadaly dziwna, niepokojaca moc: Susan odniosla wrazenie, ze nie spoglada na nia, lecz przenika do jej wnetrza, jakby chcial poznac najskrytsze tajemnice kobiety. A przy tym jego oczy nic nie wyrazaly, byly puste i enigmatyczne. -Co... co sie... ze mna stalo? - zdolala z siebie wydusic. Jej glos byl slaby, chrapliwy i raczej trudny do zrozumienia, ale przynajmniej wiedziala juz, ze nie doznala wstrzasu ani innego uszkodzenia mozgu, czego tak okropnie z poczatku sie bala. Jednakze nadal byla bardzo slaba. Niezmiernie wyczerpalo ja wyszeptanie nawet tych kilku slow zapytania. -Gdzie... ja jestem? - wychrypiala, a w gardle palila ja jak ogien kazda z trudem wypowiadana sylaba. Lekarz nie odpowiedzial od razu na jej pytanie. Pochylil sie i wzial do reki przelacznik, dyndajacy na kawalku kabla biegnacego wzdluz metalowej krawedzi lozka. Nacisnal jeden z czterech guzikow i oparcie lozka unioslo sie do gory, tak ze Susan znalazla sie w pozycji siedzacej. Nastepnie nalal do szklanki troche wody z metalowej kara?i, ktora stala przy lozku na tacy z zoltego plastyku. -Prosze pic malymi lykami - powiedzial. - Minelo juz troche czasu od dnia, kiedy po raz ostatni pokarmy i plyny przyjmowala pani doustnie. Wziela od niego wode. Byla przepyszna. I nareszcie wyschniete gardlo Susan zostalo nawilzone. 9 Gdy wypila wszystko, lekarz odebral od niej szklanke i postawil z powrotem na nocnej szafce. Potem z kieszeni fartucha wyjal punktowa latareczke, nachylil sie i zajrzal w oczy Susan. Jego oczy, ukryte pod linia gestych, laczacych sie brwi, byly wciaz nieprzeniknione.W czasie gdy lekarz badal jej zrenice, Susan znow podjela probe poruszenia nogami. Byly miekkie jak z waty i wciaz bardzo slabe, ale jednak daly sie przesunac. Nie byly wiec sparalizowane. Kiedy lekarz skonczyl badanie, przysunal dlon do twarzy pacjentki i spytal: -Czy widzi pani moja dlon? -Oczywiscie - odpowiedziala Susan. Jej glos wciaz drzal i byl slaby, ale przynajmniej nie chrypiala juz niezrozumiale. Glos lekarza byl gleboki, zabarwiony lekkim, gardlowym akcentem, ktory zdradzal obce, nie znane Susan pochodzenie. -Ile palcow pani widzi? -Trzy - odpowiedziala, swiadoma, ze on sprawdza, czy nie doznala wstrzasu mozgu. -A teraz ile? -Dwa. -A teraz? -Cztery. Lekarz skinal glowa z zadowoleniem, a glebokie bruzdy na jego czole nieco sie wygladzily. Oczy mezczyzny jednak wciaz wpatrywaly sie w nia z natezeniem. Peszylo ja to. -Czy pamieta pani swoje imie i nazwisko? -Tak. Nazywam sie Susan ?orton. -Zgadza sie. A drugie imie? -Kathleen. -Dobrze. Wiek? -Mam trzydziesci dwa lata. -Dobrze. Bardzo dobrze. Zdaje sie, ze pod tym wzgledem pani nie ucierpiala. Zaschlo jej w gardle, a glos miala chrapliwy. Chrzaknela i powiedziala: -Ale to wszystko, co pamietam... Znow ujrzala glebokie bruzdy na zmarszczonym od troski czole lekarza. -Co pani chce przez to powiedziec? -No... nie pamietam, gdzie mieszkam, gdzie pracuje, nie wiem, czy jestem zamezna, czy tez nie... Przez chwile patrzyl na nia badawczo, po czym oznajmil: -Mieszka pani w Newport Beach w stanie Kalifornia. 11 Gdy tylko wymienil te nazwe, Susan ujrzala swoj dom. Wzniesiony w stylu hiszpanskim, mial pokryty czerwona dachowka dach, sciany ozdobione sztukateria, otwierane - zamiast podnoszonych - okna i schowany byl bezpiecznie wsrod wysokich palm.Ale mimo wysilkow, wciaz nie mogla przypomniec sobie ani numeru domu, ani nazwy ulicy. -Pracuje pani w Korporacji Milestone w Newport - dodal lekarz. -Milestone? - powtorzyla Susan. Cos zaczelo jej switac, jakies slabe swiatelko we mgle pamieci. Lekarz znow przyjrzal sie jej badawczo. -Co sie stalo? - spytala drzac cala. - Dlaczego tak pan na mnie patrzy? Zamrugal zdziwiony, po czym usmiechnal sie niesmialo. Widac bylo wyraznie, ze usmiech nie przychodzi mu latwo i ze ten jest wymuszony. -No... no przeciez sie o pania martwie... I chce wiedziec, z czym mamy do czynienia. W takim przypadku, jak pani, mozna sie spodziewac czasowej utraty pamieci, ale jest ona latwo uleczalna. Natomiast jesli cierpi pani na cos wiecej niz tylko czasowa amnezja, bedziemy musieli zmienic sposob naszej kuracji. A wiec to dla mnie bardzo wazne, zebym wiedzial, czy nazwa "Milestone" cos dla pani oznacza. -Milestone - powtorzyla w zamysleniu. - Tak. To znajoma nazwa. Ale nic poza tym. -Pracuje pani w Milestone jako fizyk. Kilka lat temu zrobila pani doktorat na UCLA i zaraz po tym rozpoczela prace w Milestone. -Och - rzucila, gdy w glowie zaczelo jej sie troche rozjasniac. -Dowiadywalismy sie w Milestone o podstawowe fakty z pani zycia - ciagnal lekarz. - Jest pani niezamezna i bezdzietna... - Mowil i patrzyl, jakie to robi na niej wrazenie. - Uklada sie to juz jakos w spojna calosc? Susan odetchnela z ulga. -Tak. Do pewnego stopnia tak. Niektore rzeczy mi sie przypominaja, ale nie wszystko. Brakuje wielu kawalkow. -To jeszcze troche potrwa - zapewnil ja. - Po takim wypadku trudno oczekiwac, zeby wszystko wrocilo do normy w ciagu jednej nocy. Miala wiele pytan do lekarza, ale ciekawosc nie byla na tyle silna, zeby pokonac ociezalosc, slabosc i pragnienie. Poprosila wiec tylko o jeszcze jedna szklanke wody. Nalal jedna trzecia naczynia i znow upomnial, by pila malymi lyczkami. Nie trzeba jej bylo tego przypominac. Po wypiciu poprzedniej porcji wody czula, ze ma zoladek tak pelny, jakby zjadla porzadny obiad. Gdy skonczyla pic, zauwazyla, ze lekarz jeszcze sie nie przedstawil. -Och, bardzo przepraszam. Jestem Viteski. Doktor Leon Viteski. 11 -Zastanawialam sie, skad ma pan ten dziwny akcent - powiedziala. - Chyba dobrze zauwazylam, prawda? Viteski... Czy jest pan z pochodzenia Polakiem?Wygladal na zaklopotanego i odwrocil wzrok. -Tak. Bylem dzieckiem wojny. Po utracie rodzicow przyjechalem w 1946 roku do Ameryki. Mialem wtedy siedemnascie lat. Wujek zabral mnie ze soba. - Spontanicznosc zniknela z jego glosu, ktory teraz brzmial tak, jakby lekarz recytowal wyuczona na pamiec kwestie. - I tak mowie juz lepiej niz na poczatku, ale chyba nigdy zupelnie nie wyzbede sie polskiego akcentu. Najwidoczniej Susan dotknela drazliwego tematu. Delikatna wzmianka o akcencie sprawila, ze lekarz stal sie dziwnie defensywny. Zaczal mowic szybciej niz do tej pory, jakby chcial skonczyc z tym, co ma do powiedzenia, i zmienic temat. -Jestem w tym szpitalu naczelnym lekarzem, szefem calego personelu medycznego. A przy okazji... czy pani w ogole wie, gdzie znajduje sie ten szpital? -Noo... pamietam, ze bylam na wakacjach w stanie Oregon, choc nie potrafie sobie przypomniec nazwy zadnej miejscowosci. Jestem w Oregonie, prawda? -Tak. Miejscowosc nosi nazwe Willawauk. Liczy okolo osmiu tysiecy mieszkancow. Willawauk jest siedziba wladz okregu o tej samej nazwie. To glownie przemyslowy teren. Znajduje sie tu tylko jeden szpital i wlasnie w nim przebywamy. Nie jest zbyt duzy; cztery pietra, dwiescie dwadziescia lozek. Ale to dobry szpital. Powiem wiecej: naszym zdaniem jest to lepszy szpital niz niejeden w duzym miescie, poniewaz u nas pacjentom poswieca sie wiecej uwagi. A to wyraznie ma dodatni wplyw na liczbe szczesliwie zakonczonych kuracji. Jego glos nie zawieral cienia dumy czy entuzjazmu, jak powinien, biorac pod uwage tresc wypowiedzi. Byl prawie tak monotonny i bezbarwny jak glos komputera. A moze tylko tak mi sie wydaje? pomyslala Susan. Moze moje zmysly nie dzialaja jeszcze jak nalezy? Nie zwazajac na ociezalosc i nieznosne pulsowanie, ktore znow pojawilo sie pod czaszka, Susan uniosla glowe z poduszki i spytala: -Panie doktorze, dlaczego ja tu jestem? Co sie ze mna stalo? -Nie pamieta pani wypadku? -Nie. -Zawiodly hamulce, a na tym odcinku drogi - trzy kilometry na poludnie od skretu do Viewtop - bylo wyjatkowo duzo zakretow. -Viewtop? -Tam pani jechala. W torebce znalezlismy potwierdzenie rezerwacji hotelowej. -Viewtop to hotel? 13 -Tak. "Viewtop Inn". Lezy w miejscowosci wypoczynkowej o tej samej nazwie. To wymarzone miejsce dla amatorow pieszych wedrowek. Hotel wybudowano piecdziesiat czy szescdziesiat lat temu. I mysle, ze teraz jest jeszcze bardziej popularny, niz byl wtedy.To naprawde miejsce, dokad jedzie sie, zeby o wszystkim zapomniec. Sluchajac doktora Viteskiego, Susan przypominala sobie powoli pewne fakty. Zamknela oczy i zobaczyla hotel na serii kolorowych fotografii z lutowego numeru miesiecznika Travel. Ilustrowaly one artykul, po ktorego przeczytaniu byla tak oczarowana obiektem, ze natychmiast zarezerwowala pokoj na czesc wakacji. Widziala teraz wyraznie spadziste dachy, szerokie tarasy, obszerne foyer z licznymi kolumnami i ogrody otaczajace "Viewtop Inn". -A wiec zawiodly hamulce - kontynuowal Viteski - i stracila pani panowanie nad pojazdem, ktory przecial balustrade nad urwiskiem, przekoziolkowal dwa razy i zatrzymal sie na drzewach. -O Boze! -Samochod rozbity byl doszczetnie. - Lekarz potrzasnal glowa. - To cud, ze pani przezyla. Gwaltownie poderwala reke do gory i jeszcze raz dotknela bandazy na glowie. -Jak ciezko jestem ranna? Viteski zmarszczyl krzaczaste brwi, tak ze znow laczyly sie prawie w jedno, dlugie pasmo. Susan odniosla niespodziewanie wrazenie, ze jego mimika jest sztuczna, teatralna. -Nie jest to cos bardzo powaznego - powiedzial. - Szerokie rozciecie glowy. Na poczatku bardzo pani krwawila. Zeszylismy jednak rane bardzo starannie i jutro albo pojutrze zamierzamy zdjac szwy. Rana nie chciala sie szybko goic, ale teraz wszystko jest juz dobrze i blizna na pewno nie bedzie szpecaca. -Czy doznalam wstrzasnienia mozgu? -Tak, ale to naprawde nic powaznego i sami nie wiemy, dlaczego tak dlugo byla pani w stanie spiaczki. Jeszcze przed momentem czula rosnace znuzenie i ociezalosc, ale po tym co uslyszala, wzmogla czujnosc. - Spiaczki? Viteski skinal glowa. -Zrobilismy badanie tomograficzne mozgu, ale oczywiscie nie natrafilismy na zadne slady zatorow. Nie bylo tez obrzeku tkanki mozgowej ani innych objawow wzrostu cisnienia wewnatrzczaszkowego. Doznala pani silnego uderzenia w glowe, ktore na pewno bylo przyczyna spiaczki, ale obawiam sie, ze na razie nic wiecej na ten temat nie bedziemy w stanie powiedziec. W przeciwienstwie do tego, co mozna by wysnuc, ogladajac telewizyjne seriale, wspolczesna medycyna jest jeszcze daleka od doskonalo13 sci i nie zna odpowiedzi na wszystkie pytania. Najwazniejsze, ze odzyskala pani swiadomosc i nie ma widocznych komplikacji ubocznych. Wiem, ze te "dziury" w pamieci moga na psychike dzialac frustrujaco, a nawet destrukcyjnie, ale jestem przekonany, ze wkrotce to minie. On nadal mowi tak, jakby recytowal wyuczony na pamiec tekst, pomyslala Susan z niepokojem. Ale nie zatrzymala sie dluzej nad tym spostrzezeniem, gdyz to, co powiedzial Viteski, bylo duzo ciekawsze od dziwnej maniery, z jaka sie wypowiadal. "Spiaczka". To slowo ja zelektryzowalo. "Spiaczka". -Jak dlugo bylam nieprzytomna? - spytala. -Dwadziescia dwa dni. Wlepila w niego spojrzenie pelne zdumienia i niedowierzania. -To prawda - potwierdzil. Potrzasnela glowa. -Nie, to niemozliwe. Susan zawsze mocno trzymala zycie w rekach. Wszystko miala dokladnie zaplanowane i wydawalo jej sie, ze jest przygotowana na kazda niespodzianke. Zyciem prywatnym rzadzily u niej te same prawa systematycznosci i metodycznosci co w pracy naukowej, ktore pozwolily jej uzyskac doktorat w dziedzinie fizyki czasteczkowej duzo wczesniej od rowiesnikow. Nie lubila byc zaskakiwana, nie lubila rowniez zdawania sie na kogokolwiek procz siebie samej. Stan bezbronnosci, w ktorym sie teraz znalazla, wprawil ja w przerazenie. Przerazenie stalo sie jeszcze wieksze, gdy uslyszala od doktora Viteskiego, iz przez dwadziescia dwa dni lezala w spiaczce, a wiec byla zupelnie uzalezniona od obcych ludzi. A gdyby juz nigdy sie nie obudzila? Albo - co gorsza - gdyby obudzila sie i stwierdzila, ze jest sparalizowana od szyi w dol i calkowicie zdana na czyjas laske? Gdyby przez reszte zycia musiala byc karmiona, ubierana i zanoszona do toalety przez platnych opiekunow? Wstrzasnal nia dreszcz. -Nie - powiedziala do doktora Viteskiego. - Nie moglam stracic tyle czasu. Nie moglam. To na pewno jakas pomylka. -Czyzby pani nie zauwazyla swej chudosci? - spytal Viteski. - Stracila pani siedem kilo albo i wiecej. Podniosla rece, cienkie jak dwa patyki. Juz wczesniej zauwazyla, ze jest chuda, ale nie chciala sie nad tym zastanawiac. -Oczywiscie przez caly ten czas podawalismy pani dozylnie rozne plyny - zapewnil doktor Viteski. - W przeciwnym razie juz dawno by pani umarla z odwodnienia organizmu. Zawieraly one rowniez srodki odzywcze, glownie glukoze. Normalnego stalego pozywienia nie otrzymywala pani przez caly ten czas. 15 Susan miala metr szescdziesiat piec wzrostu i jej idealna waga wynosila piecdziesiat piec kilo. W tej chwili wazyla miedzy czterdziesci piec a czterdziesci osiem kilo, czego efekt byl dramatyczny. Polozyla rece na poscieli i nawet przez jej gruba warstwe czula wystajace kosci ud i kolan.-Dwadziescia dwa dni - rzekla z niedowierzaniem. Az wreszcie, z wielkim oporem, przyjela do wiadomosci te niewiarygodna informacje. Gdy przestala negowac niezaprzeczalne fakty, powrocil bol glowy i ociezalosc. Jak kopka mokrej slomy opadla na poduszke. -Na pierwszy raz wystarczy juz tych wrazen - stwierdzil Viteski. - I tak pozwolilem pani za duzo mowic. Tylko sie pani niepotrzebnie meczy. A teraz potrzebuje pani wypoczynku. -Wypoczynku? - spytala. - Nie, na milosc boska! Wypoczywam juz od dwudziestu dwoch dni! - Spiaczka to nie jest prawdziwy wypoczynek - wyjasnil Viteski. - To nie to samo co normalny sen. Troche jeszcze potrwa odbudowanie sil i odpornosci organizmu. Wzial do reki regulator i opuscil oparcie lozka. -Nie! - Susan wpadla nagle w panike. - Niech pan jeszcze nie odchodzi! Prosze poczekac! Zignorowal jej protest i opuscil oparcie lozka do pozycji horyzontalnej. Susan zaczela czepiac sie metalowej kratki, chcac pozostac w pozycji siedzacej, ale byla jeszcze zbyt slaba, zeby utrzymac swoj ciezar. -Chyba nie chce pan, zebym spala, co? - spytala, choc wiedziala, ze sen jest jej potrzebny. Miala obolale, zmeczone, palace oczy, a powieki byly ciezkie jak z olowiu. -Teraz najbardziej potrzeba pani wlasnie snu - powiedzial lekarz. -Ale ja nie moge spac. -Wyglada pani tak, jakby organizm domagal sie czegos wrecz przeciwnego - odparowal Viteski. - I wcale sie nie dziwie. -Nie, nie! Ja nie odwaze sie pojsc spac. Co bedzie, jesli sie juz nie obudze? -Obudzi sie pani. -A co bedzie, jesli zapadne w nastepna spiaczke? -Nie zapadnie pani. Susan zazgrzytala zebami ze zlosci, ze lekarz nie potrafi zrozumiec jej leku, i nie dawala za wygrana. -A jesli jednak zapadne? -Moja droga, nie mozna przez cale zycie bac sie zasnac. - Viteski mowil teraz powoli, cierpliwie, jakby zwracal sie do dziecka. - Niech sie pani odprezy. Juz pani wyszla z tej spiaczki. Wszystko bedzie dobrze. A teraz, prosze mi wybaczyc, zrobilo sie pozno... Musze isc cos zjesc i samemu polozyc sie spac. Powtarzam - niech sie pani odprezy, a wszystko bedzie dobrze. Zgoda? 15 Jesli on tak wyglada, kiedy stara sie byc mily, myslala Susan, to jak sie zachowuje, kiedy sie nie stara?Lekarz podszedl do drzwi. Susan chciala krzyczec: "Nie zostawiaj mnie samej!" Ale silne poczucie niezaleznosci nie pozwolilo jej zachowac sie jak wystraszone dziecko. Nie chciala polegac na doktorze Viteskim ani na kimkolwiek innym. -Musi pani wypoczac - rzekl. - Jutro wszystko bedzie wygladac lepiej. Wychodzac z sali wylaczyl gorne oswietlenie. Cienie wyskoczyly nagle ze wszystkich zakamarkow, jakby tylko na te okazje czekaly, i przybraly najrozniejsze ksztalty. Susan nigdy nie bala sie ciemnosci, ale teraz poczula sie nieswojo, a serce zaczelo jej bic przyspieszonym rytmem. Sale oswietlal jedynie zimny blask mrugajacej na korytarzu lampy fluorescencyjnej - doktor Viteski nie zaniknal jeszcze drzwi - oraz slabe swiatelko malej lampki nocnej stojacej na stole w rogu pokoju. Doktor Viteski zatrzymal sie w drzwiach. Jego sylwetka byla ostro zarysowana przez oswietlenie z holu, a twarz niewidoczna. Wygladal jak wyciety z tektury manekin. -Dobranoc - powiedzial. Zamknal drzwi za soba. Teraz swiecila juz tylko nocna lampka z pietnastowatowa zarowka. Ciemnosc podeszla blizej do lozka i polozyla na poscieli swe dlugie paluchy. Susan zostala zupelnie sama. Spojrzala na drugie lozko, calkowicie spowite przez mrok. Wygladalo jak plachta czarnej krepy i skojarzylo jej sie z czuwaniem na marach. Zapragnela zarliwie, zeby dokwaterowano do jej pokoju jakas pacjentke. To nie w porzadku, pomyslala, nie powinni mnie tak zostawiac. Przeciez dopiero co obudzilam sie ze spiaczki! Ktos powinien caly czas przy mnie czuwac, jesli nie pielegniarka, to chociaz sanitariusz, ktokolwiek. Powieki miala ciezkie, coraz ciezsze. Nie! powiedziala do siebie. Nie wolno mi zasnac tak dlugo, az bede pewna, ze niewinna drzemka nie przerodzi sie w kolejna, dwudziesto-dwudniowa spiaczke. Przez kilka minut walczyla z ogarniajacym ja uczuciem sennosci, zaciskala piesci tak mocno, ze az paznokcie wbijaly sie jej w dlonie. Ale oczy piekly ja coraz bardziej, a powieki byly jak z olowiu. Stwierdzila, ze chyba nic zlego sie nie stanie, jesli zamknie je na chwile, aby dac im wypoczac. Byla pewna, ze jesli nie bedzie chciala zasnac, to nie zasnie, nawet jesli zamknie oczy. W koncu zawsze wszystko bylo tak, jak ona chciala. Momentalnie przeleciala przez granice jawy i snu jak kamien wrzucony do studni. Miala sen. We snie lezala na twardej, wilgotnej podlodze w duzym, mrocznym pomieszczeniu. Nie byla sama. Byli z nia o n i. Wstala i zaczela biec w ciemnosci, potykajac sie o wystajace skaly, uciekajac przed koszmarem, ktory byl wspomnieniem tragicznego przezycia z czasow, gdy Susan miala dziewietnascie lat. Znajdowala sie w Pieczarze Gromow. 3 Nastepnego dnia rano, kilka minut po przebudzeniu Susan, do sali weszla pulchna, szpakowata pielegniarka. Tak jak poprzednio nie miala okularow na nosie, tylko dyndaly na lancuszku na jej obfitych, matczynych piersiach. Wsunela pod jezyk Susan termometr, zmierzyla jej tetno, po czym zalozyla okulary, by odczytac wynik pomiaru temperatury. Przez caly ten czas niezmordowanie trajkotala. Nazywa sie ?elma Baker.Zawsze mowila, ze Susan wyjdzie z tej spiaczki. Jest pielegniarka od trzydziestu pieciu lat, najpierw pracowala w San Francisco, teraz jest tu, w Oregonie, i rzadko myli sie co do szans pacjentow na wyzdrowienie. Ma taki doskonaly zmysl zawodowy, ze nieraz sie zastanawiala, czy w poprzednim wcieleniu nie byla tez pielegniarka i to wysoko wykwalifikowana. -Oczywiscie w innych sprawach nie jestem taka dobra - dodala zaraz ze smiechem. - Na przyklad w prowadzeniu domu! - Opowiedziala, jak to nie wystarcza jej nigdy pieniedzy do kolejnej wyplaty, a rownowazenie salda na ksiazeczce czekowej to prawie niewykonalne zadanie. Malzenstwo tez jej nie wyszlo. Ani jedno, ani drugie. Dwa rozwody, ani jednego dziecka - oto efekt koncowy. Nie potrafi rowniez gotowac. Nie znosi cerowania, do tej czynnosci czuje wprost wstret. - Ale za to jestem cholernie dobra pielegniarka i jestem z tego dumna! - rzekla na koniec z emfaza i z tym niezmiennie czarujacym usmiechem. Smiala sie nie tylko ustami, ale cala twarza, a przede wszystkim oczami, ktore pokazywaly, ze naprawde siostra ?elma kocha swoja prace. Susan polubila te kobiete. Zwykle nie miala cierpliwosci do gadul, a w kazdym razie jej cierpliwosc szybko sie wyczerpywala. Ale paplanie siostry ?elmy bylo, dzieki obnazaniu wlasnych slabosci, tak czarujace, ze na Susan dzialalo kojaco. -Nie jest pani glodna? - zapytala pielegniarka. -Umieram z glodu. - Susan istotnie obudzila sie z wilczym apetytem. -Zaczniemy juz dzisiaj podawac pani normalne jedzenie - powiedziala siostra ?elma. - Oczywiscie dietetyczne. 19 Jakby na potwierdzenie jej slow w drzwiach pojawil sie mlody blondyn, sanitariusz, wiozacy sniadanie: kisiel o smaku wisniowym, grzanke z niewielka iloscia dzemu i wodnista, biala jak kreda tapioke*. Nigdy zaden posilek nie byl dla Susan tak apetyczny. Rozczarowala ja tylko wielkosc porcji i zwierzyla sie z tego pielegniarce.-Zgoda, porcje sa male, ale uwierz mi, kochanie - zapewnila siostra ?elma - wystarczy zjesc polowe tego, a juz bedzie pani nasycona. Prosze pamietac, ze nie jadla pani od ponad trzech tygodni. Zoladek sie skurczyl. Minie troche czasu, zanim bedzie pani w stanie jesc normalne porcje. Pielegniarka wyszla, by zajac sie innymi pacjentami, a Susan po chwili przekonala sie, ze siostra miala racje. Choc nie dostala duzo, to juz po kilku kesach miala dosyc. A wszystko smakowalo jej jak ambrozja. Jedzac pomyslala o doktorze Viteskim. Nadal uwazala, ze nie powinien byl jej wtedy zostawic samej, bez opieki. Mimo witalnosci pani Baker caly szpital wydawal sie zimny i nieprzyjazny. Kiedy uznala, ze juz wiecej nie zje, wytarla usta papierowa serwetka, odsunela blacik i poczula, ze jest obserwowana. Podniosla wzrok. W drzwiach stal wysoki, elegancki mezczyzna pod czterdziestke. Nosil ciemne buty, ciemne spodnie, bialy fartuch, nie do konca zaslaniajacy biala koszule i zielony krawat. W rece trzymal notatnik. Uwage przyciagala wrazliwa twarz, a idealnie zharmonizowane rysy nasuwaly skojarzenie z posagiem starannie wyrzezbionym przez jakiegos mistrza dluta. Blekitne oczy byly jasne niczym perly i kontrastowaly ostro z czernia zaczesanych do gory wlosow. -Dzien dobry, pani ?orton - powiedzial. - Ciesze sie niezmiernie, ze widze pania siedzaca na lozku i swiadoma tego, co sie dzieje dokola. - Podszedl blizej. Usmiechnal sie jeszcze bardziej czarujaco niz ?elma Baker. - Jestem pani lekarzem. Nazywam sie McGee. Doktor Jeffrey McGee. Wyciagnal reke na przywitanie. Dlon mial sucha, twarda i silna, ale dotyk byl lekki i czuly. -Myslalam, ze moim lekarzem jest doktor Viteski. -Doktor Viteski jest szefem personelu medycznego - rzekl McGee - ale pani przypadkiem ja sie zajmuje. - Jego glos mial silny meski tembr, ale byl jednoczesnie dziwnie lagodny i kojacy. - Mialem akurat ostry dyzur, kiedy pania przywieziono do naszego szpitala. -Ale wczoraj doktor Viteski... -Wczoraj nie pracowalem - wyjasnil McGee. - W moim prywatnym gabinecie nie przyjmuje przez dwa dni w tygodniu, ale w szpitalu mam wolny tylko jeden dzien. I pani oczywiscie na wyjscie ze spiaczki wybrala wlasnie ten jeden jedyny dzien, kiedy po dwudziestu dwoch dniach zmartwien, co tez z pania bedzie, wzialem sobie *Tapioka - potrawa dietetyczna, sporzadzona z maczki ziemniaczanej i skrobi ryzowej (przyp. tlum.) 19 wolne. - Zaczal krecic glowa i udawac, ze jest jednoczesnie zdumiony i rozgoryczony.-I nawet nikt mnie nie poinformowal az do chwili, kiedy dzis rano przyjechalem do szpitala. - Zmarszczyl czolo, udajac dezaprobate. - Prosze pamietac, panno ?orton - droczyl sie dalej - jesli ktos z moich pacjentow odprawia jakies ozdrowiencze czary, to ja, jako jego lekarz, zycze sobie byc przy tym obecny, zrozumiano? Nie chce, zeby kto inny chodzil potem w blasku chwaly. Susan usmiechnela sie do niego, zdziwiona swobodnym zachowaniem lekarza. -Tak jest, panie doktorze. Zrozumialam. -Dobrze. Bardzo dobrze. Ciesze sie, ze mamy co do tego jasnosc. - Usmiechnal sie. -Jak sie pani czuje? -Lepiej - przyznala. -Czy na tyle dobrze, zeby wyjsc wieczorem na tance, a potem powloczyc sie od knajpy do knajpy? -Moze jeszcze nie dzisiaj... -Trzymam pania za slowo. - Spojrzal na tacke ze sniadaniem i zmienil temat. -Widze, ze odzyskala pani apetyt. -Probowalam zjesc wszystko, ale nie moglam. -To cytat z Orsona Wellesa. Susan zasmiala sie. -Ale i tak niezle pani idzie - stwierdzil pokazujac palcem resztki sniadania. -Musi pani zaczac od skromnych, ale czestych posilkow. I z czasem zacznie pani jesc solidne dania, wtedy zas bedziemy musieli uwazac, zeby nie wpadla pani w nadwage. Prosze sie nie martwic chwilowym brakiem sil. Krok po kroku dojdziemy do zdrowia. Czy ma pani bol glowy? Czy jest pani senna? -Nie. -Zmierze pani puls - powiedzial wyciagajac dlon. -Juz robila to siostra ?elma. -Wiem. To byl pretekst, zeby potrzymac pania za reke. Susan znow sie zasmiala. -Jest pan inny niz wiekszosc lekarzy. -Czy pani uwaza, ze lekarz powinien byc jak biznesmen, chlodny, ponury i pozbawiony poczucia humoru? -Niekoniecznie. -Czy uwaza pani, ze powinienem byc podobny do doktora Viteskiego? -Zdecydowanie nie. -To jest barrrdzo dobrrry lekarz - powiedzial McGee doskonale nasladujac wymowe kolegi. -Co do tego nie mam watpliwosci. Ale podejrzewam, ze pan jest jeszcze lepszy. 21 -Dziekuje. Komplement zostal przyjety. Gdy bede pani wystawial rachunek koncowy, zastosuje specjalna znizke.Wciaz trzymal ja za reke. Wreszcie spojrzal na zegarek i naprawde zaczal mierzyc tetno. -Czy bede zyc? - spytala, gdy skonczyl. -Jestem o tym przekonany. Jest pani pelna energii zyciowej. - Trzymal ja jeszcze za reke, kiedy powiedzial: - A tak naprawde, to uwazam, ze nigdy nie zaszkodzi troche humoru w stosunkach miedzy lekarzem a pacjentem. Wierze, ze pozwala to pacjentowi utrzymac pozytywny stosunek do leczenia, co przyspiesza wyzdrowienie. Ale niektorzy ludzie nie chca miec do czynienia z wesolymi lekarzami, wola takich, ktorzy udaja, ze caly swiat spoczywa na ich barkach. Wtedy czuja sie bardziej bezpieczni. Tak wiec jesli moj pogodny styl nie odpowiada pani, moge go zredukowac lub zupelnie wyciszyc. Najwazniejsze dla mnie jest to, zeby pacjent czul sie dobrze i wiedzial, ze troszcze sie o niego najlepiej, jak tylko potrafie. -Niech pan sie niczym nie przejmuje i nie zmienia swego zachowania - odparla Susan. - Mnie sie podoba, a mojej duszy potrzeba teraz pogody. -Zwlaszcza ze nie ma powodow do smutku. Najgorsze ma juz pani za soba. Uscisnal delikatnie dlon pacjentki, po czym ja puscil. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu Susan poczula nagle rozczarowanie, gdy lekarz przestal ja trzymac za reke. -Doktor Viteski powiedzial mi, ze ma pani luki w pamieci - rzekl McGee. -Juz mniejsze niz wczoraj. Mam nadzieje, ze z czasem wszystko wroci do normy. Ale nadal jest wiele rzeczy, ktorych nie moge sobie przypomniec. -Chce z pania o tym porozmawiac. Tyle ze teraz musze isc na obchod. Wroce za pare godzin i wspolnie sprobujemy odblokowac te pamiec, jezeli nie ma pani nic przeciwko temu. -Jakzebym mogla miec...! -Teraz prosze wypoczywac. -A co mi innego pozostaje? -Racja. W tenisa bedzie pani mogla grac dopiero po uzyskaniu ode mnie zgody. -Kurcze, a mam umowiony mecz z siostra ?elma! -Musi go pani odwolac. -Tak jest, panie doktorze. McGee wyszedl, odprowadzany usmiechem pacjentki. Poruszal sie swobodnie, z duza i niewymuszona gracja. Juz zaczal na nia wywierac pozytywny wplyw. Nie dostrzegala jeszcze tego, ze powoli dojrzewa w niej paranoja. Zauwazyla natomiast, ze pierwotny niepokoj mial zupelnie subiektywne podloze - wynikal ze slabosci i zdezorientowania. Teraz dziwne zachowanie doktora Viteskiego nie mialo dla niej zadnego znaczenia, a szpital juz nie wydawal sie zimny i nieprzyjazny. 21 *** Pol godziny pozniej, kiedy pielegniarka znow zajrzala do sali, Susan poprosila o lusterko. Gorzko tego zalowala. Zobaczyla odbicie bladej, wymizerowanej twarzy.Szarozielone oczy byly przekrwione i podkrazone obwislymi worami. Widac bylo, ze sanitariusze opatrujacy jej glowe, by ulatwic sobie zadanie, cieli dlugie blond wlosy byle jak i bez szacunku dla pozniejszego wygladu kobiety. W efekcie glowa Susan pokryta byla strzecha nierownych, sterczacych na wszystkie strony kosmykow. Na dodatek, po dwudziestu dwoch dniach wlosy byly przetluszczone i rozczochrane. -Moj Boze! - wykrzyknela. - Jak ja strasznie wygladam! -Alez skad! - zaprzeczyla pani Baker. - Jest pani tylko troche zaniedbana. Nie ma zadnych uszkodzen twarzy. Gdy odzyska pani swoja normalna wage, wypelnia sie policzki i znikna wory spod oczu. -Musze umyc wlosy. -Jest pani jeszcze zbyt slaba, zeby pojsc do lazienki i stac przy umywalce. Nogi bedzie pani miala jak z gumy. Poza tym nie moze pani umyc glowy, dopoki nie zdejmiemy bandazy, a to nastapi najwczesniej jutro. -Nie, ja chce dzisiaj, zaraz! Mam tak brudne wlosy, ze cala glowa mnie swedzi! Ten stan doprowadza mnie do depresji i na pewno nie przyczynia sie do wyzdrowienia. -Kochana, tu nie ma o czym dyskutowac. W tych sprawach pacjent niewiele ma do powiedzenia, wiec niech pani lepiej oszczedza sily na inna okazje. Moge najwyzej zrobic pani mycie "na sucho". - "Na sucho"? Co to znaczy? -Wsypuje sie we wlosy specjalny proszek, ktory wchlania pot, a pozniej sie go wyczesuje. Nie jest to metoda doskonala, bo zawsze zostanie troche brudu, ale stosowalismy ja co kilka dni, gdy lezala pani w spiaczce. -Czy to naprawde pomaga? -Tak jak powiedzialam. -No, to niech bedzie to mycie "na sucho". Siostra ?elma wyszla i za chwile wrocila z pudelkiem proszku i szczotka do wlosow. -Czy cos sie uratowalo z bagazu, ktory mialam w samochodzie? - spytala Susan. -Tak. Wszystko jest tu, w szafie. -Czy moglaby mi pani podac kosmetyczke? Pielegniarka usmiechnela sie z przekasem. -Przystojny z niego czort, prawda? I jaki mily! - Pokiwala glowa. - Ale niestety zonaty. Susan zachnela sie. 23 -Nie wiem, o czym pani mowi.Siostra zasmiala sie cichutko i poglaskala pacjentke po dloni. -Nie przejmuj sie, moje dziecko. Jeszcze nie widzialam zadnej pacjentki doktora McGee, ktora nie chcialaby dla niego wygladac jak najkorzystniej. Nastolatki dostaja migotania serca, kiedy doktor jest w poblizu. Kobiety w pani wieku maja dziwnie blyszczace oczy. Nawet siwe babcie, zlamane reumatyzmem, dwadziescia lat starsze ode mnie, a czterdziesci od niego, chca w jego obecnosci lepiej wygladac. Lepszy wyglad powoduje, ze i czuja sie lepiej. A o to przeciez w medycynie chodzi. *** Krotko przed dwunasta w poludnie wrocil doktor McGee. Pchal przed soba wozek do rozwozenia posilkow.-Pomyslalem sobie - powiedzial - ze moglibysmy zjesc razem lunch i przy okazji porozmawiac o pani problemach z pamiecia. -Lekarz jedzacy lunch z pacjentka? - spytala Susan rozbawiona. -Nie jestesmy tu tacy sztywni, jak lekarze w duzych, miejskich szpitalach. -A kto placi za moj lunch? -Sama pani placi. Tak dalece nowatorscy jeszcze nie jestesmy. Zasmiala sie. -A co dzisiaj mamy? -Dla mnie kanapka z salatka z kurczaka i jablecznik, a dla pani grzanka, tapioka i... -To juz sie robi monotonne. -Alez nie! Jest pewien element urozmaicenia. Zamiast kisielu o smaku wisniowym, dostanie pani kisiel o smaku cytrynowym! -Moje serce chyba peknie z radosci! -I kawalek brzoskwini w syropie. Cos dla prawdziwych smakoszy. Wyrownal poziom lozka z siedzeniem obrotowego krzeselka, zeby mogli wygodnie prowadzic rozmowe w trakcie spozywania lunchu. Nastepnie wysunal blat do posilkow, postawil na nim tacke, zerwal folie, w ktora byla owinieta, i powiedzial: -Wyglada pani ladnie i swiezo. -Wygladam jak odgrzebany nieboszczyk. -Co tez pani opowiada! -Tak, tak. -Tapioka wyglada jak odgrzebany nieboszczyk, ale pani wyglada ladnie i swiezo. Prosze pamietac, ze ja jestem lekarzem, a pani pacjentka. Pacjenci musza zawsze sluchac tego, co mowi lekarz. Nie zna pani swoich obowiazkow szpitalnych? Jesli mowie, ze wyglada pani ladnie i swiezo, to - do stu piorunow! - tak musi byc! 23 Susan usmiechnela sie i kontynuowala zabawe.-Rozumiem; jakze moglam byc taka niesforna! -Wyglada pani ladnie i swiezo, Susan. -Och, dziekuje, panie doktorze. -Juz lepiej... Susan miala wlosy umyte "na sucho", na twarzy delikatny makijaz, a usta pokryte szminka. Dzieki uzyciu kropel "Murine" jej oczy nie byly juz zaczerwienione, choc niezdrowej mglistosci pozbyc sie nie mogla. Przebrala sie takze w jedwabna pizame, ktora znalazla wsrod swych rzeczy, a oddala szpitalna koszule. Wiedziala, ze nie wyglada jeszcze najlepiej, ale przynajmniej nieco korzystniej niz poprzednio. Ten fakt powodowal, ze czula sie duzo lepiej, a wiec potwierdzily sie slowa pani Baker. W trakcie posilku rozmawiali o lukach w pamieci Susan. Starali sie je wypelnic. Wczoraj bylo ich ogromnie duzo, dzis juz zdecydowanie mniej. Zaraz po przebudzeniu stwierdzila, ze - bez wiekszego wysilku - potrafi sobie przypomniec duza czesc "brakujacych" faktow. Urodzila sie i wychowala na przedmiesciach Filadelfii. Jako dziecko mieszkala z rodzicami w ladnym, jednopietrowym domku o bialych scianach, ktory stal w rzedzie podobnych budynkow przy alei wysadzanej klonami. Pamietala do dzis zielone dywany trawnikow i hustawki zawieszone na gankach. Co roku wszyscy sasiedzi bawili sie razem w Dniu 4 Lipca*, a na Boze Narodzenie chodzili z koledami. Byla to okolica jakby zywcem przeniesiona z telewizyjnego show o Harriet i Ozziem** - Miala pani szczesliwe dziecinstwo - zauwazyl McGee. Susan przelknela lyzeczke kisielu o smaku cytrynowym i powiedziala: -Wszystko wygladalo na to, ze bede miala szczesliwe dziecinstwo, ale los chcial inaczej. Bylam bardzo samotnym dzieckiem. -Zaraz po przyjeciu pani do szpitala - rzekl McGee - probowalismy nawiazac kontakt z pani rodzina, ale okazalo sie, ze nie ma pani nikogo bliskiego. Susan opowiedziala lekarzowi historie swoich rodzicow. Czesciowo dlatego, by upewnic sie, ze juz absolutnie wszystko pamieta, a czesciowo dlatego, ze po dwudziestu dwoch dniach przebywania w swiecie ciemnosci i ciszy czula potrzebe rozmowy, a doktor McGee byl wymarzonym partnerem. Matka Susan, Regina ?orton, zginela w wypadku samochodowym, gdy dziewczynka miala siedem lat. Chevrolet jej mamy przejezdzal wlasnie skrzyzowanie, kiedy zostal staranowany przez ciezarowke z transportem piwa, ktorej kierowca dostal ataku serca. Nie pamietala mamy zbyt dokladnie, ale nie mialo to zadnego zwiazku z wypadkiem, ktoremu teraz ulegla, i chwilowa amnezja. W koncu miala tylko siedem lat, kiedy mama odeszla, i z uplywem czasu obraz robil sie coraz bardziej wyblakly, jak na starej fotografii. Smutny to fakt, ale prawdziwy. Znacznie lepiej pamietala swego ojca. Frank ?orton byl wysokim, tegawym mezczy*Swieto narodowe USA (przyp. tlum.) **Program amerykanskiej telewizji o typowych przedstawicielach klasy sredniej (przyp. tlum.) 25 zna, wlascicielem przecietnie prosperujacego sklepu z meska odzieza. Susan bardzo kochala ojca i wiedziala, ze on ja rowniez kocha, choc nigdy tego nie powiedzial. Pamieta go jako spokojnego, ostroznego i raczej niesmialego mezczyzne o lagodnym spojrzeniu i znizonym glosie. Najlepiej czul sie w domowym zaciszu z ksiazka w rece i nieodlaczna fajka w ustach. Moze gdyby mial syna, lepiej potrafilby nawiazac z nim kontakt. W towarzystwie mezczyzn czul sie bardziej rozluzniony niz w towarzystwie kobiet.Dorastajaca corka w domu na pewno stanowila dla niego ciezki orzech do zgryzienia. Umarl na raka dziesiec lat po swej zonie i w rok po ukonczeniu przez Susan szkoly sredniej. Tak wiec w dorosle zycie weszla jeszcze bardziej samotna, niz byla do tej pory. Doktor McGee skonczyl jesc kanapke z salatka, wytarl usta serwetka i spytal: -A jakies ciotki, jacys wujkowie...? -Mialam wujostwo, ale oboje byli mi zupelnie obcy. Dziadkowie juz dawno nie zyli. Ale... wie pan co? Samotne dziecinstwo ma takze i swoje dobre strony. Nauczylam sie polegac wylacznie na sobie i to procentuje przez cale moje zycie. A potem zaczela mowic o swoich studiach. Opowiadala, grzebiac widelczykiem w brzoskwini, a doktor sluchal jedzac jablecznik. Studia magisterskie ukonczyla w Pensylwanii w Briarstead College. Potem pojechala do Kalifornii na studia podyplomowe, a wreszcie zrobila doktorat na Uniwersytecie Stanowym w Los Angeles. Lata te pamieta z zadziwiajaca dokladnoscia, choc niektorych rzeczy, ktore wydarzyly sie w Briarstead, gdy byla na drugim roku, wolalaby zapomniec. -Czy zle sie pani poczula? - spytal McGee, cofajac od ust nadziany na widelec kawalek ciasta. Susan zamrugala oczami. -Slucham? -Przez chwile miala pani taka mine, jakby zobaczyla ducha - powiedzial lekarz, marszczac brwi. -Bo w pewnym sensie to prawda. Nagle minal jej apetyt. Przestala jesc i odsunela blacik. -Czy chce pani o tym porozmawiac? -To tylko niemile wspomnienia - odparla wymijajaco. - Zaluje, ze nie potrafie tego zapomniec. McGee zrezygnowal z dokonczenia deseru i odstawil na bok tacke z naczyniami. -Prosze mi o tym opowiedziec. -Och, tylko bym panu niepotrzebnie zawracala glowe... -Ja chce, zeby mi pani zawracala glowe. -To ponura historia. -Ale widze, ze nie daje pani spokoju. Wiec prosze mi ja opowiedziec. Bardzo lubie ponure historie. 25 McGee zapewne oczekiwal, ze pacjentka usmiechnie sie na te slowa. Ale nawet on nie mogl zmienic faktu, ze dla Susan ?orton Pieczara Gromow nigdy nie bedzie niczym zabawnym.-No dobrze... A wiec gdy bylam na drugim roku studiow w Briarstead, spotykalam sie z pewnym chlopakiem. Nazywal sie Jeny Stein. Byl bardzo mily. Lubilam go. Bardzo go lubilam. Nawet zaczelismy sie zastanawiac, czy po skonczeniu studiow nie wezmiemy slubu. A potem zostal zamordowany. -Bardzo mi przykro - powiedzial McGee. - Jak do tego doszlo? -Chcial byc pasowany na czlonka wspolnoty*... -O Boze! - jeknal McGee, uprzedzajac wypadki. - ...i w czasie slubowania wiernosci tak sie nad nim zaczeli znecac... -Coz za glupia, bezsensowna smierc! -Jerry byl takim zdolnym, wrazliwym i pracowitym chlopcem - ciagnela Susan zalamanym glosem. -Zdarzylo sie kiedys, gdy mialem ostry dyzur, ze przywieziono chlopca, ktory omal nie splonal zywcem w czasie odprawiania podobnego rytualu w tutejszym college'u. Koledzy zrobili mu "probe ognia". Idiotyczna zabawa; nie wiem, co chcieli sobie udowodnic, bo na pewno nie to, ze sa doroslymi mezczyznami. Nieszczesnik mial poparzenia trzeciego stopnia na prawie calym ciele i po dwoch dniach zmarl. -Jerry nie zginal w wypadku - oznajmila Susan. - Jerry padl ofiara nienawisci. Dreszcz przeszedl jej po ciele na wspomnienie tamtego wydarzenia. -Co pani chce przez to powiedziec? - spytal McGee. Przez chwile sie nie odzywala, bladzac myslami trzynascie lat wstecz. Chociaz w szpitalu bylo cieplo, nagle zrobilo jej sie tak zimno, jakby znalazla sie wlasnie w Pieczarze Gromow. McGee czekal cierpliwie, pochylajac sie lekko nad lozkiem. W koncu Susan potrzasnela glowa i powiedziala: -Nie. Nie chce wracac do tamtej sprawy ze wszystkimi szczegolami. To zbyt bolesne. -Stracila pani w ciagu tych trzydziestu dwoch lat zycia wiele bliskich osob. -Tak, czasami nawet zastanawiam sie, czy nie jestem naznaczona jakas klatwa. -Matka, ojciec, potem narzeczony... -Wlasciwie to nie bylismy jeszcze zareczeni. -Ale na to sie zanosilo... -Chyba jednak nie doszloby do malzenstwa. -No dobrze, jakkolwiek by bylo, musimy porozmawiac o tym nieszczesciu, zeby ulzyc pani duszy. *Oryg. "fraternity" ("sorority") - popularny na amerykanskich uniwersytetach i w college'ach rodzaj nieformalnych zrzeszen chlopcow (dziewczat), nazywanych zwykle kombinacjami liter alfabetu greckiego. Wspolnoty utrzymuja razem wlasne miejsce zakwaterowania, rywalizuja ze soba, a przynaleznosc do 27 -Nie - zaprotestowala stanowczo.-Niech pani bedzie rozsadna. Jesli trzynascie lat pozniej nadal mecza pania te koszmary... Susan mu przerwala. -Panie doktorze, ja wiem, ze w tej sprawie nic nie ulzy mojej duszy. Te rzeczy sa zbyt straszne, zeby mozna bylo o nich zapomniec. Poza tym sam pan mowil, ze dobre samopoczucie wplywa na przyspieszenie wyzdrowienia. Pamieta pan? McGee usmiechnal sie. -Pamietam. -Wiec prosze nie zmuszac mnie do opowiadania o rzeczach, ktore sa dla mnie bolesne. Przygladal jej sie przez dluzsza chwile. Mial intensywnie blekitne oczy i patrzyl na Susan z taka troska, ze nie miala zadnych watpliwosci co do jego intencji. Westchnal i powiedzial: -W porzadku, wrocmy wiec do sprawy zasadniczej, do pani amnezji. Wyglada na to, ze pamieta pani niemal wszystko. Ktore luki sa jeszcze nie wypelnione? Zanim cokolwiek odpowiedziala, nacisnela odpowiedni przycisk i podniosla oparcie lozka, by moc usiasc wygodniej. Bolaly ja plecy, ale przyczyna nie byly obrazenia odniesione w wypadku, tylko nieruchome lezenie w lozku przez ponad trzy tygodnie. Gdy usadowila sie juz wygodnie, odlozyla urzadzenie regulujace ustawienie oparcia i rzekla: -Nadal nie pamietam przebiegu wypadku. Wszystko, co moge sobie przypomniec, to boczna droga, okolo trzy kilometry na poludnie od skretu do "Viewtop Inn". Chcialam dojechac tam jak najpredzej i zjesc obiad. A potem nastala ciemnosc. Jakby ktos zgasil swiatlo. -Nie bedzie w tym nic niezwyklego, jesli juz nigdy nie przypomni pani sobie przebiegu wypadku - uspokoil ja McGee. - W takich sytuacjach nawet jesli pacjent pamieta wiekszosc faktow ze swego zycia, to jednak rzadko moze przywolac wydarzenie lub innego rodzaju wstrzas, ktory spowodowal amnezje. Taka dziura w pamieci czesto zostaje na cale zycie. -Tez tak podejrzewalam - oznajmila. - I przyznam sie, ze bardzo mnie to nie martwi. Ale jest jeszcze jedna rzecz, ktora zginela w niepamieci, i to juz przyprawia

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!