Nylund Eric - Wrzawa smiertelnych
Szczegóły |
Tytuł |
Nylund Eric - Wrzawa smiertelnych |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Nylund Eric - Wrzawa smiertelnych PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Nylund Eric - Wrzawa smiertelnych PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Nylund Eric - Wrzawa smiertelnych - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Eric Nylund
Wrzawa
Śmiertelnych
Mortal Coils
Przełożyli Joanna i Adam Skalscy
1
Strona 2
Każdemu, kto ma rodzinę...
dzięki więzom krwi, małżeństwu
czy okolicznościom
2
Strona 3
PODZIĘKOWANIA
Syne, pisarze mogą stać się pustelnikami,
niedźwiedziami siedzącymi w jaskiniach i szczerzącymi
zęby na widok obcych. Kto, jeśli nie inny pisarz, miałby
wyciągnąć mnie z tej groty i swoją miłością uchronić od
szaleństwa czy zdziczenia? Jesteś moją idealną drugą
połową.
Kai, mój cudowny synu, miałeś trzy lata, kiedy
zacząłem pisać ten tekst. Twoja obecność pomogła mi
ożywić zarówno fikcyjnego syna, jak i ojca. Tatuś
obiecuje, że nie jest Księciem Ciemności.
Moja siostro, mamo, tato... i wielu innych, których
nazywam rodziną – wszyscy byliście dla mnie
nieustannym źródłem inspiracji. Jesteście zawsze bliscy
mojego sercu.
Dziękuję moim pierwszym czytelniczkom,
Elisabeth Devos i Jenny Gaynor, które pomogły mi na
nowo skoncentrować uwagę na bliźniętach.
U moich ostatnich czytelników, Johna Sutherlanda i
Alexis Ortegi, zaciągnąłem dług wdzięczności ze względu
na ich entuzjazm i miłe słowa.
Tomowi Doherty'emu i Richardowi Curtisowi
przekazuję wyrazy uznania za cierpliwość, wskazówki i
wsparcie.
Szczególne podziękowania dla Erica Raaba. Twoje
umiejętności redaktorskie i przyjaźń były bardzo ważne.
I dla wszystkich moich czytelników wielkie
dziękuję; szczególnie dla tych, którzy w ostatnich latach
przysłali mi list czy e-mail.
3
Strona 4
NOTA OD WYDAWCY
Z uwagi na kontrowersyjny charakter wszystkich
historii dotyczących rodziny Postów i ostatnio pojawiające
się informacje, że niektóre książki oparte na faktach nie do
końca wiernie opisują rzeczywistość, redakcja TOR Books
podjęła decyzję o zaklasyfikowaniu Wrzawy śmiertelnych
przynajmniej tymczasowo do działu powieści fikcyjnych.
Nie interesuje nas włączanie się do toczącej się w prasie
debaty nad autentycznością tej historii.
Aby jednak ułatwić entuzjastom i specjalistom od
współczesnej mitologii kontynuowanie badań i wyciąganie
własnych wniosków w sprawie najbardziej fascynującej
legendy naszych czasów, w całej książce dodano przypisy
odsyłające do odpowiednich tekstów źródłowych.
Eric Raab
redaktor TOR Books
Nowy Jork
4
Strona 5
Bowiem sny owe, które mogą nadejść
Pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy
Wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie,
Zmieniając życie nazbyt długie w klęskę.
Któż by zniósł bicze i szyderstwa czasu,
Krzywdy ciemiężców i zniewagi pysznych,
Boleść okrutną wzgardzonej miłości (... )
William Szekspir, Hamlet, akt III, scena I1
1 Wszystkie cytaty z dzieł Williama Szekspira w tłumaczeniu Macieja
Słomczyńskiego.
5
Strona 6
CZĘŚĆ I
URODZINY
6
Strona 7
1
DWOJE NIEISTOTNYCH DZIECI
Eliot Post i jego siostra Fiona mieli skończyć
piętnaście lat następnego dnia i do tej pory nigdy nie
przytrafiło im się nic interesującego. Mieszkali razem z
babcią i prababcią, które trzymały ich krótko – choć
dłońmi w aksamitnych rękawiczkach – i chroniły przed
wszystkim, co mogłoby być choćby odrobinę ciekawe.
Eliot przysunął do szafki plastikową skrzynkę po
mleku, wszedł na nią i spojrzał w lustro. Skrzywił się na
widok swojej czarnej czupryny; po równym cięciu nie
zostało śladu. Przynajmniej włosy zakrywały odstające
uszy. Ale i tak wyglądał jak idiota.
Przesunął palcami po głowie i na chwilę wszystko
znalazło się na swoim miejscu... po czym ciemne kędziory
znów zaczęły odstawać.
Gdyby tylko miał żel do włosów... Ale nic z tego –
jedna z reguł zakazywała używania markowych
szamponów, mydeł i innych „luksusowych" kosmetyków.
Prababcia przygotowywała zamiast tego ich domowe
wersje. Można było się nimi umyć (czasami zrywając przy
okazji sporo naskórka), ale pozostawiały wiele do
życzenia, jeśli chodziło o nadążanie za aktualnymi
trendami w modzie.
Eliot zerknął na przyklejone do drzwi jego pokoju
kartki. Zapisano na nich 106 reguł babci, które rządziły
każdym jego oddechem. Brak żelu do włosów pojawiał się
7
Strona 8
w regule 89.
Reguła 89: Żadnych ekstrawaganckich
produktów kosmetycznych, w szczególności
kupowanych w sklepach mydeł, szamponów,
papierowych ręczników i innych towarów
ulegających zużyciu, które wcale nie są
nieodzowne (powyższa lista nie jest
wyczerpująca).
Na szczęście nie było tam mowy o papierze
toaletowym.
Zegarek na szafce wydał z siebie zachrypnięte
„bim". Minęła dziesiąta. Południowa zmiana w Pałacu
Amerykańskiej Pizzy „U Ringo" zaczynała się za
czterdzieści minut. Eliot na myśl o słodkim cieście i
tłuszczu z pepperoni, których zapachami znów przesiąknie
jego skóra, z trudem powstrzymał dreszcz. Zgarnął z
biurka pracę domową i poruszył kilka razy nadgarstkiem
zesztywniałym od pisania przez całą noc. Opłacało się –
był naprawdę dumny ze swojego wypracowania o wojnie
brytyjsko-amerykańskiej z 1812 roku. Babcia będzie
musiała postawić mu piątkę.
Ale rozważania o obronie zatoki Chesapeake i
gwieździstym sztandarze natychmiast uleciały mu z
głowy, gdy ulicą przejechał samochód. Dźwięk radia
wspiął się z łatwością na wysokość trzeciego piętra i
wpadł do pokoju chłopca, wypłukując z niego wszystkie
myśli o pracach domowych, pizzy i regułach. Na chwilę
Eliot stał się bohaterem jakiejś przygody i znalazł się gdzie
indziej, na otwartym morzu wśród huku armat i
łopoczących żagli.
8
Strona 9
Samochód się oddalił i muzyka ucichła.
Eliot oddałby wszystko za własne radio. Ale babcia
wciąż powtarzała: „Muzyka tylko rozprasza". I oczywiście
ten zakaz także stanowił jedną z reguł.
Reguła 34: Żadnej muzyki, włączając w to grę
na instrumentach (oryginalnych bądź
wykonanych własnym sumptem), śpiew, nucenie
i odtwarzanie rytmicznych form melodycznych
przy użyciu urządzeń elektronicznych czy
mechanicznych.
Do kitu. Tak jak wszystkie babcine reguły. Nie
mógł robić niczego, na co miałby ochotę... Oczywiście z
wyjątkiem czytania.
Trzy ściany jego pokoju całkowicie pokrywały
sięgające od podłogi do sufitu półki na książki,
zamontowane dawno temu, chyba jeszcze w erze
prekambryjskiej, przez prababcię. E)wa tysiące
pięćdziesiąt dziewięć tomów ustawionych jeden obok
drugiego w niewielkiej sypialni – z czerwonymi
grzbietami, płóciennymi oprawami, wyblakłymi
papierowymi obwolutami i błyszczącymi złotymi literami,
wszystkie pachnące pleśniejącym papierem i starzejącą się
skórą. Całość emanująca wiekiem i powagą2.
2 Podczas wykopalisk prowadzonych na terenie uznawanym przez
ekspertów za lokalizację Oakwood Apartments (rzekomego miejsca
zamieszkania rodziny Postów) odkryto pozostałości ponad stu tysięcy
książek, przechowywanych na wszystkich piętrach - skórzane oprawy,
pojedyncze strony, dosłownie tony pergaminowego popiołu oraz nieliczne
zachowane w całości woluminy. To właśnie te książki stały się zaczątkiem
pożaru, który doprowadził do całkowitego spalenia miasta Del Sombra
(Bogowie pierwszego i dwudziestego pierwszego wieku, t. XI, Mitologia
rodziny Postów, wyd. 8, Zypheron Press Ltd.).
9
Strona 10
Eliot przesunął dłonią po grzbietach – Jane Austen,
Platon, Walt Whitman. Uwielbiał swoje książki. Ile razy
pozwoliły mu uciec do innych krajów, do dawno
minionych lat, do towarzystwa barwnych postaci? Gdyby
tylko jego życie mogło być takie interesujące.
Podszedł do drzwi, ale zatrzymał się przed kartkami
z babcinymi regułami. Wpatrywał się w nie zły, wiedząc,
że najważniejszej i tak nie zobaczy – reguła 0: „Od reguł
nie ma ucieczki".
Westchnął, przekręcił klamkę i otworzył drzwi.
Światło wylało się na ciemny korytarz w tej samej
chwili, gdy pojawił się na nim drugi jasny prostokąt – to
otworzyły się drzwi pokoju Fiony. Dziewczyna miała na
sobie zieloną kraciastą sukienkę, przetarty zamszowy
pasek i rzymianki.
Ludzie często mówili, że Fiona i Eliot są do siebie
podobni, ale ona miała metr sześćdziesiąt pięć
centymetrów wzrostu, a on zaledwie metr sześćdziesiąt.
Poza tym wcale go nie przypominała – garbiła się jak
miękka nitka makaronu, a kręcone włosy wpadały jej do
oczu, jeśli nie związała ich w koński ogon. Na dodatek
obgryzała paznokcie.
Wyszła ze swojego pokoju dokładnie w tej samej
sekundzie, co Eliot. I zapewne znowu zrobiła to, żeby go
zirytować. Zawsze udawała, że robią różne rzeczy
jednocześnie, chcąc udowodnić, iż bliźnięta są w zasadzie
niemal jedną osobą.
Na pewno nasłuchiwała pod drzwiami, czekając na
skrzypnięcie klamki w pokoju Eliota. Tak łatwo go nie
nabierze.
– Nie wyglądasz za dobrze. – Głos Fiony ociekał
10
Strona 11
fałszywą troską. – Naegleria fowleri?
– Ostatnio nigdzie nie pływałem – odpowiedział. –
Może to twój mózg zjadają ameby.
Też czytał trzeci tom Rzadkich nieuleczalnych
pasożytów. Zabawa w słownikowe obelgi należała do ich
ulubionych.
– Lochsmere – rzucił Eliot i spojrzał na Fionę z
pogardą.
Zmarszczyła brwi, usiłując się skoncentrować.
Zagadka była trudna – chodziło o postać z
trzynastowiecznych kronik Twixtbury spisanych przez
Vandena Du Bura, chorego na ospę złośliwego karła, który
nie zawahałby się przed utopieniem bezbronnych
szczeniąt. Tom zawierający te opowieści leżał pokryty
warstwą kurzu na jednej z najwyższych półek w korytarzu.
Fiona na pewno go nie czytała. Ale siostra zauważyła jego
spojrzenie, rzuciła okiem na regały i uśmiechnęła się.
– Pomyliłeś mnie ze szlachetnym G'meetello,
mistrzem Lochsmere'a... Lochsmere'a, którym bez
wątpienia sam jesteś.
A więc czytała. Trudno. Wciąż było zero do zera.
Fiona przymknęła oczy i zamruczała:
– Czasami, braciszku, myślę, że twój dowcip tak się
wyostrzył, że dla wszystkich byłoby lepiej, żebyś znalazł
się na Tristan da Cunha.
Tristan da Cunha? Tego nie znał.
– Ej, obcych języków nie używamy.
Fiona miała do nich talent, on wręcz przeciwnie.
Umówili się więc, że ona nie będzie sięgać do obcych
wyrazów, a on w zamian powstrzyma się od wymyślania
nieistniejących słów, bo Eliot niemal na zawołanie potrafił
11
Strona 12
sypać barwnymi, ale bezsensownymi terminami, które nie
znalazły się w żadnym słowniku.
– To nie w obcym języku! – Aż biło od niej
zadowolenie.
Wierzył jej. Nigdy nie oszukiwali w tej grze.
Spróbował się domyślić, o co może jej chodzić. Tristan...
Tak jak rycerz z legendy? Może zamek? Fiona bez
przerwy czytała jakieś wspomnienia z podróży. To
musiało być to.
– Tak – powiedział, starając się nadać swoim
słowom ironiczny ton. – Za jego murami nie musiałbym
przynajmniej oglądać twojej twarzy.
Fiona mrugnęła.
– Dobry strzał, ale kompletnie niecelny. Tristan da
Cunha to wyspa na południowym Atlantyku, ponad dwa
tysiące kilometrów od najbliższego zamieszkanego lądu.
Populacja: dwieście osiemdziesiąt głów. Zdaje się, że
oficjalną walutą jest ziemniak.
Z Eliota uszło powietrze.
– OK, wygrałaś – burknął. – Wielkie rzeczy.
Zresztą pozwoliłem ci wygrać. Wszystkiego dobrego z
okazji urodzin, przed czasem.
– Nigdy nikomu nie dałeś wygrać – zaśmiała się. –
I nawzajem wszystkiego dobrego urodzinowo.
– Chodźmy.
Eliot przecisnął się obok siostry, a ta ruszyła za nim
wąskim korytarzem, którego obie ściany od parkietu po
pełen zacieków sufit zasłaniały półki z książkami.
Przejście z ciemnego korytarza do jadalni zmusiło
ich do zmrużenia oczu. Przez szerokie okno, tylko
częściowo zastawione regałami, widać było ceglany
12
Strona 13
budynek po drugiej stronie ulicy i blady pasek nieba
pociętego liniami wysokiego napięcia. Prababcia Cecilia
siedziała przy stole i pisała listy do swoich licznych
kuzynów. Jej cienką jak papier skórę pokrywała sieć
zmarszczek. Miała na sobie brązową sukienkę zapinaną
pod szyję i wyglądała, jakby przed chwilą zeszła z
dagerotypu.
Dała im znak, żeby podeszli bliżej. Uściskała
Fionę, potem Eliota i na koniec dała mu suchego buziaka.
Chłopiec bardzo ostrożnie odwzajemnił jej drżący
uścisk. Sto cztery lata to już wiek, z którym nie ma żartów.
Eliot kochał Cecilię. Zawsze miała dla niego czas i nigdy
nie pouczała go, jak powinien postępować. Po prostu była
przy nim, kiedy tego potrzebował.
– Dzień dobry, moi kochani – wyszeptała, a jej głos
brzmiał jak szelest liści.
– Dzień dobry, Cee – Fiona i Eliot odpowiedzieli
jednocześnie.
Chłopak spojrzał na siostrę spod oka. Znowu się w
to bawiła. Cecilia pogłaskała go po dłoni.
– Wczorajsza praca domowa – kiwnęła głową w
stronę papierów leżących na brzegu stołu.
Fiona stała trochę bliżej i sięgnęła po kartki
pierwsza. Przerzuciła kilka z wierzchu i zmarszczyła brwi.
Podała je bratu.
– Twoje – wymruczała, przyglądając się reszcie
papierów.
Eliot wziął swoją pracę zirytowany tym, że Fiona
zdążyła zobaczyć jego ocenę przed nim. Na samej górze
wypracowania o Jefferson Memorial widniało duże trzy z
plusem, a obok uwaga: „Ogólne założenia dobre.
13
Strona 14
Wykonanie kiepskie. Styl bliższy aborygeńskiemu niż.
angielskiemu". Eliot aż się skrzywił. Tak bardzo się starał.
W jego głowie wszystkie idee wydawały się bardzo jasne,
ale kiedy próbował przelać je na papier, wszystko mu się
mieszało. Zerknął na Fionę. Jej oliwkowa cera nieco
zbladła. Podszedł bliżej i zobaczył na jej pracy duże trzy z
minusem.
– Moje wnioski były „dyletanckie" – wyszeptała.
– Nie przejmuj się. Wieczorem pomożemy sobie
napisać to na nowo.
Fiona kiwnęła głową. Przeżywała złe oceny
bardziej niż brat, jakby chciała udowodnić coś babci. Eliot
zaś już dawno przestał próbować sprostać stawianym
przed nim wymaganiom. Nic nie było wystarczająco
dobre. Dlatego czasami po prostu chciał, żeby mu dano
święty spokój.
– Nieważne, czy razem, czy osobno – odezwała się
babcia. – Tak czy inaczej spodziewam się, że wieczorem
dostanę od was nowe wersje. Oczywiście razem z
dzisiejszą pracą domową.
Eliot podskoczył i obrócił się. Babcia stała w
korytarzu tuż za nimi z rękami założonymi na piersiach. W
jednej dłoni trzymała dwie równo zadrukowane kartki.
– Dzień dobry, babciu – przywitał się z nią Eliot.
Zawsze mówili do niej „babciu". Nigdy „Audrey"
czy „babuniu". Nie używali też żadnego zdrobnienia jak w
wypadku Cecilii. W tej kwestii nie istniał zakaz; po prostu
nie przyszłoby im do głowy inaczej ją nazwać. Tylko
określenie „babcia" niosło w sobie pełnię autorytetu
towarzyszącego jej osobie.
Ta szczupła, wyprostowana postać górowała nad
14
Strona 15
nimi, osiągnąwszy równe sto osiemdziesiąt centymetrów.
Miała krótkie siwe włosy przycięte z wojskową precyzją, a
jej skóry o oliwkowej karnacji nie znaczyły żadne
zmarszczki, chociaż skończyła już sześćdziesiąt dwa lata.
Zapięta pod szyję flanelowa koszula w kratę, dżinsy i buty
o stalowych noskach dopełniały jej niezwykłego obrazu. A
wyraz jej twarzy najlepiej opisywało określenie:
„ironiczna nieprzeniknioność".
Wręczyła im kartki z pracą domową na dzisiejszy
wieczór: siedem dowodów z geometrii i wypracowanie na
temat prywatnego życia Isaaca Newtona.
Eliot poruszył nadgarstkiem i zaczął się
zastanawiać, jak krótkie może być nowe wypracowanie,
żeby wciąż miało szansę na pozytywną ocenę. A
pozytywne oceny zdaniem babci zaczynały się od piątki z
minusem. Zawsze powtarzała im: „Oczekuję od was
przynajmniej doskonałości" – i zmuszała ich do pisania
wypracowań na nowo dopóty, dopóki nie były
wystarczająco dobre.
– Zjedli już śniadanie? – zapytała babcia Cecilię.
– O wpół do dziewiątej. – Cecilia zebrała listy i
koperty w równy stosik. – Owsiankę, sok, po jednym jajku
na twardo.
Zagotowanie wody stanowiło szczyt kulinarnych
umiejętności Cecilii. I choć Eliot zawsze proponował
prababci pomoc, ta nigdy się na nią nie zgadzała.
Babcia zebrała ich najnowsze wypracowania. Jej
szare oczy szybko i bez emocji przebiegły po pierwszych
zdaniach.
– Muszą już wyjść – powiedziała. – Spóźnianie się
do pracy nie wchodzi w grę.
15
Strona 16
– Czy nie mogliby... – Cecilia złapała się
wysuszoną ręką za gardło. – Chciałam powiedzieć, że
jutro mają urodziny. Naprawdę muszą robić pracę
domową na dzień przed...
Spojrzenie babci zamknęło usta Cecilii w pół
zdania. Prababcia opuściła wzrok na swoje listy.
– Oczywiście – wyszeptała. – Głupi pomysł.
Nawet Cecilia nie mogła nagiąć babcinych reguł.
Eliot jednak kochał ją za to, że próbowała.
Babcia spojrzała na wnuki i znacząco zastukała w
zegarek.
– Tik-tak – powiedziała i nachyliła się.
Fiona grzecznie pocałowała ją w policzek. Eliot
zrobił to samo, ale w jego geście było znacznie mnie
uczucia. Chodziło o formalność, zwykły poranny rytuał.
Babcia lekko go uściskała. Chłopiec wiedział, że go
kochała – przynajmniej Cecilia zawsze tak twierdziła.
Wolałby jednak, żeby ta miłość objawiała się nie tylko
regułami i ograniczeniami. Żeby choć raz odwołała zadaną
pracę i zabrała ich wszystkich do kina. Czy to też nie
byłby dowód jej uczuć?
– Kanapki są na stole przy drzwiach – powiedziała
Cecilia. – Wczoraj nie dałam rady wyjść do sklepu....
Eliot i Fiona spojrzeli po sobie, rozumiejąc, co to
oznacza. Siostra rzuciła się w stronę drzwi pierwsza, brat
tuż za nią, ale zbyt późno, żeby mieć jakiekolwiek szanse.
Fiona chwyciła większą z papierowych toreb, do której
Cecilia wsunęła ostatnie jabłko, i wybiegła z mieszkania.
Eliot niechętnie sięgnął po drugi pakunek, wiedząc, że
znajdzie w nim tylko suchą kanapkę z chleba razowego z
tuńczykiem.
16
Strona 17
– Miłego dnia, kochani. – Cecilia uśmiechnęła się i
pomachała im na pożegnanie.
Babcia odwróciła się bez słowa.
Eliot pobiegł korytarzem za siostrą, przemknął
obok windy i rzucił się w dół po schodach. Fiona zawsze
próbowała go przegonić – nie przepuszczała żadnej okazji
do rywalizacji. Nie miał zamiaru pozwolić jej wygrać.
Zanim jednak dobiegł do półpiętra, miała już kilkanaście
stopni przewagi, gdyż dłuższe nogi niosły ją znacznie
szybciej.
Gonił ją przez trzy piętra, pokonując kolejne
zakręty schodów, aż dystans między nimi zmniejszył się
do kilku kroków. Przez wzmocnione stalowe drzwi
wybiegli już prawie jednocześnie.
W jasnym słońcu ceglana fasada ich domu rzucała
wąski cień. Zatrzymali się w nim, by chwilę odpocząć.
W donicach ustawionych wzdłuż Midway Avenue
rosły drzewka brzoskwiniowe. Wiatr kołysał ich gałęziami
i zrzucał nie do końca dojrzałe owoce, które kończyły pod
kołami samochodów turystów pędzących przez Del
Sombrę do Sonoma County.
– Wygrałam! – rzuciła Fiona, łapiąc oddech. –
Drugi raz tego samego dnia. – Potrząsnęła swoją torbą z
kanapkami. – Na dodatek mam jabłko. Musisz być
szybszy, Bradypusie.
Humor Eliota jeszcze się pogorszył, Bradypus
bowiem był łacińską nazwą leniwca trójpalczastego,
jednego z najwolniejszych ssaków na świecie. Ale nie dał
się już siostrze wciągnąć w kolejną rundę słownikowych
obelg. Zamiast tego rzucił jej tylko złe spojrzenie.
Z papierowej torby, którą przez całą gonitwę
17
Strona 18
ściskał mocno w dłoni, wydobył się teraz metaliczny
dźwięk. Chłopiec zajrzał do środka i zobaczył dwie
ćwierćdolarówki. Na pewno włożyła je tam Cecilia,
starając się w ten sposób zrekompensować brak jabłka.
Wyciągnął monety i przyjrzał im się pod słońce.
Błyszczały jak rtęć.
Fiona spróbowała mu je wyrwać, ale tym razem był
szybszy.
– Ha! – krzyknął, zaciskając je bezpiecznie w dłoni.
Już wiedział, że podczas przerwy kupi sobie za nie
w sklepie ze zdrową żywnością sok marchewkowy, o
wiele lepszy od wygazowanej wody mineralnej czy
zwykłej kranówy, które dostawali w „U Ringo". Wrzucił
pieniądze z powrotem do torby.
Fiona wzruszyła ramionami, jakby wcale jej nie
zależało, i energicznym krokiem zaczęła maszerować w
stronę restauracji. Ale Eliot dobrze znał siostrę i wiedział,
że jej zależało. Dogonił ją kolejny raz i zapytał:
– Myślisz, że jutro coś się wydarzy?
– Na przykład co? Pojawią się nowe reguły?
Zwolnił. W sumie było to całkiem prawdopodobne.
Lista babcinych reguł co roku stawała się coraz dłuższa.
Najnowsza pojawiła się niecałe pięć tygodni temu.
Reguła 106: Żadnych randek, spotkań we
dwoje czy we czworo w kinie, w barze, w
parku, w towarzystwie przyzwoitki lub bez,
ogólnie w żadnej sytuacji.
Jakby w ogóle mogło mu się to przytrafić! A może
chodziło o Fionę? Faceci w pracy czasami do niej
zagadywali.
18
Strona 19
– Po prostu pomyślałem... – znów musiał
podbiegać, żeby nadążyć za siostrą. – Nie wiem. Może
szkoła? Może pójdziemy do prawdziwej szkoły? Tak jak
wszyscy w naszym wieku? Chyba byłoby to lepsze niż
odrabianie codziennie wieczorem prac domowych
zadanych przez babcię?
Fiona milczeniem wyraziła swoje zdanie.
Rodzeństwo Postów miało czasem problemy z
towarzystwem swoich rówieśników. Eliot wiedział, co jest
stolicą Angoli (Luanda) i ile genów ma nicień
Caenorhabditis elegans (około dziewiętnastu tysięcy), ale
jeśli miał odbyć swobodną pogawędkę z jakąś
dziewczyną, jego współczynnik IQ. spadał o trzydzieści
punktów.
– Ta – westchnął. – Może to nie jest taki dobry
pomysł.
Ale coś nowego musiało się przecież zdarzyć. Mieli
już prawie piętnaście lat. Ich dni nie mogą wyglądać tak
samo już do końca życia: zmiana „U Ringo", odrabianie
lekcji, czytanie, sprzątanie, sen. A może babcia będzie ich
trzymać w domu do osiemnastego, a nawet dwudziestego
pierwszego roku życia? Do czterdziestego? Dopóki nie
zestarzeją się tak jak Cee?
Fiona odgarnęła włosy z czoła, zakładając kosmyk
za ucho.
– Chciałabym podróżować – powiedziała
nieobecnym głosem. – Pojechać do Aten, do Tybetu...
Zobaczyć choć jedno z tych miejsc, o których czytaliśmy.
Rozumiał ją doskonale. W jego głowie też
codziennie pojawiała się ta sama fantazja: uciec gdzieś
daleko. Ale dokąd by pojechali? I, co ważniejsze, jak
19
Strona 20
mieliby się sprzeciwić babci? Równie dobrze mogli być
zakorkowani w butelce i żeglować donikąd na małym
stateczku z balsy.
– Mogło być gorzej. – Fiona skinęła głową w
kierunku bocznej alejki. – Mogliśmy skończyć tak jak
twój kolega tam.
Z cienia zalegającego w alejce wystawały podarte
adidasy bez sznurówek. Przez dziury w podeszwach było
widać gołe stopy.
– To nie jest mój kolega – burknął Eliot. – Po
prostu jakiś gość.
Fiona przyspieszyła kroku.
Teraz widzieli już, że adidasy łączyły się z
obszarpanymi dżinsami i plątaniną szarych szmat, która
kiedyś mogła być prochowcem. Widzieli tego faceta
codziennie w drodze do pracy. Czasami kulił się na jakimś
rogu, czasami, tak jak dziś, siedział w cieniu.
Przemieszczał się z miejsca na miejsce, ale jego smród...
zawsze był taki sam – połączenie fetoru zepsutych
sardynek, spoconego ciała i spalonych zapałek.
Eliot się zatrzymał.
Facet zmrużył oczy, wpatrując się w chłopca. Jego
wysuszona skóra skręcała się w masie białych blizn i
głębokich zmarszczek. Przechylił się i wyciągnął w stronę
Eliota baseballówkę z napisem „Angels". Jego wargi
rozchyliły się w oślizgłym uśmiechu. Na kawałku tektury
wetkniętym w brzeg czapki znajdowało się słowo
„weteran". Eliot uniósł dłoń.
– Przykro mi, nie mam... – Nagle urwał,
zobaczywszy podłużny kształt leżący za mężczyzną.
Skrzypce.
20