Nylund Eric - Wrzawa smiertelnych

Szczegóły
Tytuł Nylund Eric - Wrzawa smiertelnych
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Nylund Eric - Wrzawa smiertelnych PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Nylund Eric - Wrzawa smiertelnych PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Nylund Eric - Wrzawa smiertelnych - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Eric Nylund Wrzawa Śmiertelnych Mortal Coils Przełożyli Joanna i Adam Skalscy 1 Strona 2 Każdemu, kto ma rodzinę... dzięki więzom krwi, małżeństwu czy okolicznościom 2 Strona 3 PODZIĘKOWANIA Syne, pisarze mogą stać się pustelnikami, niedźwiedziami siedzącymi w jaskiniach i szczerzącymi zęby na widok obcych. Kto, jeśli nie inny pisarz, miałby wyciągnąć mnie z tej groty i swoją miłością uchronić od szaleństwa czy zdziczenia? Jesteś moją idealną drugą połową. Kai, mój cudowny synu, miałeś trzy lata, kiedy zacząłem pisać ten tekst. Twoja obecność pomogła mi ożywić zarówno fikcyjnego syna, jak i ojca. Tatuś obiecuje, że nie jest Księciem Ciemności. Moja siostro, mamo, tato... i wielu innych, których nazywam rodziną – wszyscy byliście dla mnie nieustannym źródłem inspiracji. Jesteście zawsze bliscy mojego sercu. Dziękuję moim pierwszym czytelniczkom, Elisabeth Devos i Jenny Gaynor, które pomogły mi na nowo skoncentrować uwagę na bliźniętach. U moich ostatnich czytelników, Johna Sutherlanda i Alexis Ortegi, zaciągnąłem dług wdzięczności ze względu na ich entuzjazm i miłe słowa. Tomowi Doherty'emu i Richardowi Curtisowi przekazuję wyrazy uznania za cierpliwość, wskazówki i wsparcie. Szczególne podziękowania dla Erica Raaba. Twoje umiejętności redaktorskie i przyjaźń były bardzo ważne. I dla wszystkich moich czytelników wielkie dziękuję; szczególnie dla tych, którzy w ostatnich latach przysłali mi list czy e-mail. 3 Strona 4 NOTA OD WYDAWCY Z uwagi na kontrowersyjny charakter wszystkich historii dotyczących rodziny Postów i ostatnio pojawiające się informacje, że niektóre książki oparte na faktach nie do końca wiernie opisują rzeczywistość, redakcja TOR Books podjęła decyzję o zaklasyfikowaniu Wrzawy śmiertelnych przynajmniej tymczasowo do działu powieści fikcyjnych. Nie interesuje nas włączanie się do toczącej się w prasie debaty nad autentycznością tej historii. Aby jednak ułatwić entuzjastom i specjalistom od współczesnej mitologii kontynuowanie badań i wyciąganie własnych wniosków w sprawie najbardziej fascynującej legendy naszych czasów, w całej książce dodano przypisy odsyłające do odpowiednich tekstów źródłowych. Eric Raab redaktor TOR Books Nowy Jork 4 Strona 5 Bowiem sny owe, które mogą nadejść Pośród snu śmierci, gdy już odrzucimy Wrzawę śmiertelnych, budzą w nas wahanie, Zmieniając życie nazbyt długie w klęskę. Któż by zniósł bicze i szyderstwa czasu, Krzywdy ciemiężców i zniewagi pysznych, Boleść okrutną wzgardzonej miłości (... ) William Szekspir, Hamlet, akt III, scena I1 1 Wszystkie cytaty z dzieł Williama Szekspira w tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego. 5 Strona 6 CZĘŚĆ I URODZINY 6 Strona 7 1 DWOJE NIEISTOTNYCH DZIECI Eliot Post i jego siostra Fiona mieli skończyć piętnaście lat następnego dnia i do tej pory nigdy nie przytrafiło im się nic interesującego. Mieszkali razem z babcią i prababcią, które trzymały ich krótko – choć dłońmi w aksamitnych rękawiczkach – i chroniły przed wszystkim, co mogłoby być choćby odrobinę ciekawe. Eliot przysunął do szafki plastikową skrzynkę po mleku, wszedł na nią i spojrzał w lustro. Skrzywił się na widok swojej czarnej czupryny; po równym cięciu nie zostało śladu. Przynajmniej włosy zakrywały odstające uszy. Ale i tak wyglądał jak idiota. Przesunął palcami po głowie i na chwilę wszystko znalazło się na swoim miejscu... po czym ciemne kędziory znów zaczęły odstawać. Gdyby tylko miał żel do włosów... Ale nic z tego – jedna z reguł zakazywała używania markowych szamponów, mydeł i innych „luksusowych" kosmetyków. Prababcia przygotowywała zamiast tego ich domowe wersje. Można było się nimi umyć (czasami zrywając przy okazji sporo naskórka), ale pozostawiały wiele do życzenia, jeśli chodziło o nadążanie za aktualnymi trendami w modzie. Eliot zerknął na przyklejone do drzwi jego pokoju kartki. Zapisano na nich 106 reguł babci, które rządziły każdym jego oddechem. Brak żelu do włosów pojawiał się 7 Strona 8 w regule 89. Reguła 89: Żadnych ekstrawaganckich produktów kosmetycznych, w szczególności kupowanych w sklepach mydeł, szamponów, papierowych ręczników i innych towarów ulegających zużyciu, które wcale nie są nieodzowne (powyższa lista nie jest wyczerpująca). Na szczęście nie było tam mowy o papierze toaletowym. Zegarek na szafce wydał z siebie zachrypnięte „bim". Minęła dziesiąta. Południowa zmiana w Pałacu Amerykańskiej Pizzy „U Ringo" zaczynała się za czterdzieści minut. Eliot na myśl o słodkim cieście i tłuszczu z pepperoni, których zapachami znów przesiąknie jego skóra, z trudem powstrzymał dreszcz. Zgarnął z biurka pracę domową i poruszył kilka razy nadgarstkiem zesztywniałym od pisania przez całą noc. Opłacało się – był naprawdę dumny ze swojego wypracowania o wojnie brytyjsko-amerykańskiej z 1812 roku. Babcia będzie musiała postawić mu piątkę. Ale rozważania o obronie zatoki Chesapeake i gwieździstym sztandarze natychmiast uleciały mu z głowy, gdy ulicą przejechał samochód. Dźwięk radia wspiął się z łatwością na wysokość trzeciego piętra i wpadł do pokoju chłopca, wypłukując z niego wszystkie myśli o pracach domowych, pizzy i regułach. Na chwilę Eliot stał się bohaterem jakiejś przygody i znalazł się gdzie indziej, na otwartym morzu wśród huku armat i łopoczących żagli. 8 Strona 9 Samochód się oddalił i muzyka ucichła. Eliot oddałby wszystko za własne radio. Ale babcia wciąż powtarzała: „Muzyka tylko rozprasza". I oczywiście ten zakaz także stanowił jedną z reguł. Reguła 34: Żadnej muzyki, włączając w to grę na instrumentach (oryginalnych bądź wykonanych własnym sumptem), śpiew, nucenie i odtwarzanie rytmicznych form melodycznych przy użyciu urządzeń elektronicznych czy mechanicznych. Do kitu. Tak jak wszystkie babcine reguły. Nie mógł robić niczego, na co miałby ochotę... Oczywiście z wyjątkiem czytania. Trzy ściany jego pokoju całkowicie pokrywały sięgające od podłogi do sufitu półki na książki, zamontowane dawno temu, chyba jeszcze w erze prekambryjskiej, przez prababcię. E)wa tysiące pięćdziesiąt dziewięć tomów ustawionych jeden obok drugiego w niewielkiej sypialni – z czerwonymi grzbietami, płóciennymi oprawami, wyblakłymi papierowymi obwolutami i błyszczącymi złotymi literami, wszystkie pachnące pleśniejącym papierem i starzejącą się skórą. Całość emanująca wiekiem i powagą2. 2 Podczas wykopalisk prowadzonych na terenie uznawanym przez ekspertów za lokalizację Oakwood Apartments (rzekomego miejsca zamieszkania rodziny Postów) odkryto pozostałości ponad stu tysięcy książek, przechowywanych na wszystkich piętrach - skórzane oprawy, pojedyncze strony, dosłownie tony pergaminowego popiołu oraz nieliczne zachowane w całości woluminy. To właśnie te książki stały się zaczątkiem pożaru, który doprowadził do całkowitego spalenia miasta Del Sombra (Bogowie pierwszego i dwudziestego pierwszego wieku, t. XI, Mitologia rodziny Postów, wyd. 8, Zypheron Press Ltd.). 9 Strona 10 Eliot przesunął dłonią po grzbietach – Jane Austen, Platon, Walt Whitman. Uwielbiał swoje książki. Ile razy pozwoliły mu uciec do innych krajów, do dawno minionych lat, do towarzystwa barwnych postaci? Gdyby tylko jego życie mogło być takie interesujące. Podszedł do drzwi, ale zatrzymał się przed kartkami z babcinymi regułami. Wpatrywał się w nie zły, wiedząc, że najważniejszej i tak nie zobaczy – reguła 0: „Od reguł nie ma ucieczki". Westchnął, przekręcił klamkę i otworzył drzwi. Światło wylało się na ciemny korytarz w tej samej chwili, gdy pojawił się na nim drugi jasny prostokąt – to otworzyły się drzwi pokoju Fiony. Dziewczyna miała na sobie zieloną kraciastą sukienkę, przetarty zamszowy pasek i rzymianki. Ludzie często mówili, że Fiona i Eliot są do siebie podobni, ale ona miała metr sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, a on zaledwie metr sześćdziesiąt. Poza tym wcale go nie przypominała – garbiła się jak miękka nitka makaronu, a kręcone włosy wpadały jej do oczu, jeśli nie związała ich w koński ogon. Na dodatek obgryzała paznokcie. Wyszła ze swojego pokoju dokładnie w tej samej sekundzie, co Eliot. I zapewne znowu zrobiła to, żeby go zirytować. Zawsze udawała, że robią różne rzeczy jednocześnie, chcąc udowodnić, iż bliźnięta są w zasadzie niemal jedną osobą. Na pewno nasłuchiwała pod drzwiami, czekając na skrzypnięcie klamki w pokoju Eliota. Tak łatwo go nie nabierze. – Nie wyglądasz za dobrze. – Głos Fiony ociekał 10 Strona 11 fałszywą troską. – Naegleria fowleri? – Ostatnio nigdzie nie pływałem – odpowiedział. – Może to twój mózg zjadają ameby. Też czytał trzeci tom Rzadkich nieuleczalnych pasożytów. Zabawa w słownikowe obelgi należała do ich ulubionych. – Lochsmere – rzucił Eliot i spojrzał na Fionę z pogardą. Zmarszczyła brwi, usiłując się skoncentrować. Zagadka była trudna – chodziło o postać z trzynastowiecznych kronik Twixtbury spisanych przez Vandena Du Bura, chorego na ospę złośliwego karła, który nie zawahałby się przed utopieniem bezbronnych szczeniąt. Tom zawierający te opowieści leżał pokryty warstwą kurzu na jednej z najwyższych półek w korytarzu. Fiona na pewno go nie czytała. Ale siostra zauważyła jego spojrzenie, rzuciła okiem na regały i uśmiechnęła się. – Pomyliłeś mnie ze szlachetnym G'meetello, mistrzem Lochsmere'a... Lochsmere'a, którym bez wątpienia sam jesteś. A więc czytała. Trudno. Wciąż było zero do zera. Fiona przymknęła oczy i zamruczała: – Czasami, braciszku, myślę, że twój dowcip tak się wyostrzył, że dla wszystkich byłoby lepiej, żebyś znalazł się na Tristan da Cunha. Tristan da Cunha? Tego nie znał. – Ej, obcych języków nie używamy. Fiona miała do nich talent, on wręcz przeciwnie. Umówili się więc, że ona nie będzie sięgać do obcych wyrazów, a on w zamian powstrzyma się od wymyślania nieistniejących słów, bo Eliot niemal na zawołanie potrafił 11 Strona 12 sypać barwnymi, ale bezsensownymi terminami, które nie znalazły się w żadnym słowniku. – To nie w obcym języku! – Aż biło od niej zadowolenie. Wierzył jej. Nigdy nie oszukiwali w tej grze. Spróbował się domyślić, o co może jej chodzić. Tristan... Tak jak rycerz z legendy? Może zamek? Fiona bez przerwy czytała jakieś wspomnienia z podróży. To musiało być to. – Tak – powiedział, starając się nadać swoim słowom ironiczny ton. – Za jego murami nie musiałbym przynajmniej oglądać twojej twarzy. Fiona mrugnęła. – Dobry strzał, ale kompletnie niecelny. Tristan da Cunha to wyspa na południowym Atlantyku, ponad dwa tysiące kilometrów od najbliższego zamieszkanego lądu. Populacja: dwieście osiemdziesiąt głów. Zdaje się, że oficjalną walutą jest ziemniak. Z Eliota uszło powietrze. – OK, wygrałaś – burknął. – Wielkie rzeczy. Zresztą pozwoliłem ci wygrać. Wszystkiego dobrego z okazji urodzin, przed czasem. – Nigdy nikomu nie dałeś wygrać – zaśmiała się. – I nawzajem wszystkiego dobrego urodzinowo. – Chodźmy. Eliot przecisnął się obok siostry, a ta ruszyła za nim wąskim korytarzem, którego obie ściany od parkietu po pełen zacieków sufit zasłaniały półki z książkami. Przejście z ciemnego korytarza do jadalni zmusiło ich do zmrużenia oczu. Przez szerokie okno, tylko częściowo zastawione regałami, widać było ceglany 12 Strona 13 budynek po drugiej stronie ulicy i blady pasek nieba pociętego liniami wysokiego napięcia. Prababcia Cecilia siedziała przy stole i pisała listy do swoich licznych kuzynów. Jej cienką jak papier skórę pokrywała sieć zmarszczek. Miała na sobie brązową sukienkę zapinaną pod szyję i wyglądała, jakby przed chwilą zeszła z dagerotypu. Dała im znak, żeby podeszli bliżej. Uściskała Fionę, potem Eliota i na koniec dała mu suchego buziaka. Chłopiec bardzo ostrożnie odwzajemnił jej drżący uścisk. Sto cztery lata to już wiek, z którym nie ma żartów. Eliot kochał Cecilię. Zawsze miała dla niego czas i nigdy nie pouczała go, jak powinien postępować. Po prostu była przy nim, kiedy tego potrzebował. – Dzień dobry, moi kochani – wyszeptała, a jej głos brzmiał jak szelest liści. – Dzień dobry, Cee – Fiona i Eliot odpowiedzieli jednocześnie. Chłopak spojrzał na siostrę spod oka. Znowu się w to bawiła. Cecilia pogłaskała go po dłoni. – Wczorajsza praca domowa – kiwnęła głową w stronę papierów leżących na brzegu stołu. Fiona stała trochę bliżej i sięgnęła po kartki pierwsza. Przerzuciła kilka z wierzchu i zmarszczyła brwi. Podała je bratu. – Twoje – wymruczała, przyglądając się reszcie papierów. Eliot wziął swoją pracę zirytowany tym, że Fiona zdążyła zobaczyć jego ocenę przed nim. Na samej górze wypracowania o Jefferson Memorial widniało duże trzy z plusem, a obok uwaga: „Ogólne założenia dobre. 13 Strona 14 Wykonanie kiepskie. Styl bliższy aborygeńskiemu niż. angielskiemu". Eliot aż się skrzywił. Tak bardzo się starał. W jego głowie wszystkie idee wydawały się bardzo jasne, ale kiedy próbował przelać je na papier, wszystko mu się mieszało. Zerknął na Fionę. Jej oliwkowa cera nieco zbladła. Podszedł bliżej i zobaczył na jej pracy duże trzy z minusem. – Moje wnioski były „dyletanckie" – wyszeptała. – Nie przejmuj się. Wieczorem pomożemy sobie napisać to na nowo. Fiona kiwnęła głową. Przeżywała złe oceny bardziej niż brat, jakby chciała udowodnić coś babci. Eliot zaś już dawno przestał próbować sprostać stawianym przed nim wymaganiom. Nic nie było wystarczająco dobre. Dlatego czasami po prostu chciał, żeby mu dano święty spokój. – Nieważne, czy razem, czy osobno – odezwała się babcia. – Tak czy inaczej spodziewam się, że wieczorem dostanę od was nowe wersje. Oczywiście razem z dzisiejszą pracą domową. Eliot podskoczył i obrócił się. Babcia stała w korytarzu tuż za nimi z rękami założonymi na piersiach. W jednej dłoni trzymała dwie równo zadrukowane kartki. – Dzień dobry, babciu – przywitał się z nią Eliot. Zawsze mówili do niej „babciu". Nigdy „Audrey" czy „babuniu". Nie używali też żadnego zdrobnienia jak w wypadku Cecilii. W tej kwestii nie istniał zakaz; po prostu nie przyszłoby im do głowy inaczej ją nazwać. Tylko określenie „babcia" niosło w sobie pełnię autorytetu towarzyszącego jej osobie. Ta szczupła, wyprostowana postać górowała nad 14 Strona 15 nimi, osiągnąwszy równe sto osiemdziesiąt centymetrów. Miała krótkie siwe włosy przycięte z wojskową precyzją, a jej skóry o oliwkowej karnacji nie znaczyły żadne zmarszczki, chociaż skończyła już sześćdziesiąt dwa lata. Zapięta pod szyję flanelowa koszula w kratę, dżinsy i buty o stalowych noskach dopełniały jej niezwykłego obrazu. A wyraz jej twarzy najlepiej opisywało określenie: „ironiczna nieprzeniknioność". Wręczyła im kartki z pracą domową na dzisiejszy wieczór: siedem dowodów z geometrii i wypracowanie na temat prywatnego życia Isaaca Newtona. Eliot poruszył nadgarstkiem i zaczął się zastanawiać, jak krótkie może być nowe wypracowanie, żeby wciąż miało szansę na pozytywną ocenę. A pozytywne oceny zdaniem babci zaczynały się od piątki z minusem. Zawsze powtarzała im: „Oczekuję od was przynajmniej doskonałości" – i zmuszała ich do pisania wypracowań na nowo dopóty, dopóki nie były wystarczająco dobre. – Zjedli już śniadanie? – zapytała babcia Cecilię. – O wpół do dziewiątej. – Cecilia zebrała listy i koperty w równy stosik. – Owsiankę, sok, po jednym jajku na twardo. Zagotowanie wody stanowiło szczyt kulinarnych umiejętności Cecilii. I choć Eliot zawsze proponował prababci pomoc, ta nigdy się na nią nie zgadzała. Babcia zebrała ich najnowsze wypracowania. Jej szare oczy szybko i bez emocji przebiegły po pierwszych zdaniach. – Muszą już wyjść – powiedziała. – Spóźnianie się do pracy nie wchodzi w grę. 15 Strona 16 – Czy nie mogliby... – Cecilia złapała się wysuszoną ręką za gardło. – Chciałam powiedzieć, że jutro mają urodziny. Naprawdę muszą robić pracę domową na dzień przed... Spojrzenie babci zamknęło usta Cecilii w pół zdania. Prababcia opuściła wzrok na swoje listy. – Oczywiście – wyszeptała. – Głupi pomysł. Nawet Cecilia nie mogła nagiąć babcinych reguł. Eliot jednak kochał ją za to, że próbowała. Babcia spojrzała na wnuki i znacząco zastukała w zegarek. – Tik-tak – powiedziała i nachyliła się. Fiona grzecznie pocałowała ją w policzek. Eliot zrobił to samo, ale w jego geście było znacznie mnie uczucia. Chodziło o formalność, zwykły poranny rytuał. Babcia lekko go uściskała. Chłopiec wiedział, że go kochała – przynajmniej Cecilia zawsze tak twierdziła. Wolałby jednak, żeby ta miłość objawiała się nie tylko regułami i ograniczeniami. Żeby choć raz odwołała zadaną pracę i zabrała ich wszystkich do kina. Czy to też nie byłby dowód jej uczuć? – Kanapki są na stole przy drzwiach – powiedziała Cecilia. – Wczoraj nie dałam rady wyjść do sklepu.... Eliot i Fiona spojrzeli po sobie, rozumiejąc, co to oznacza. Siostra rzuciła się w stronę drzwi pierwsza, brat tuż za nią, ale zbyt późno, żeby mieć jakiekolwiek szanse. Fiona chwyciła większą z papierowych toreb, do której Cecilia wsunęła ostatnie jabłko, i wybiegła z mieszkania. Eliot niechętnie sięgnął po drugi pakunek, wiedząc, że znajdzie w nim tylko suchą kanapkę z chleba razowego z tuńczykiem. 16 Strona 17 – Miłego dnia, kochani. – Cecilia uśmiechnęła się i pomachała im na pożegnanie. Babcia odwróciła się bez słowa. Eliot pobiegł korytarzem za siostrą, przemknął obok windy i rzucił się w dół po schodach. Fiona zawsze próbowała go przegonić – nie przepuszczała żadnej okazji do rywalizacji. Nie miał zamiaru pozwolić jej wygrać. Zanim jednak dobiegł do półpiętra, miała już kilkanaście stopni przewagi, gdyż dłuższe nogi niosły ją znacznie szybciej. Gonił ją przez trzy piętra, pokonując kolejne zakręty schodów, aż dystans między nimi zmniejszył się do kilku kroków. Przez wzmocnione stalowe drzwi wybiegli już prawie jednocześnie. W jasnym słońcu ceglana fasada ich domu rzucała wąski cień. Zatrzymali się w nim, by chwilę odpocząć. W donicach ustawionych wzdłuż Midway Avenue rosły drzewka brzoskwiniowe. Wiatr kołysał ich gałęziami i zrzucał nie do końca dojrzałe owoce, które kończyły pod kołami samochodów turystów pędzących przez Del Sombrę do Sonoma County. – Wygrałam! – rzuciła Fiona, łapiąc oddech. – Drugi raz tego samego dnia. – Potrząsnęła swoją torbą z kanapkami. – Na dodatek mam jabłko. Musisz być szybszy, Bradypusie. Humor Eliota jeszcze się pogorszył, Bradypus bowiem był łacińską nazwą leniwca trójpalczastego, jednego z najwolniejszych ssaków na świecie. Ale nie dał się już siostrze wciągnąć w kolejną rundę słownikowych obelg. Zamiast tego rzucił jej tylko złe spojrzenie. Z papierowej torby, którą przez całą gonitwę 17 Strona 18 ściskał mocno w dłoni, wydobył się teraz metaliczny dźwięk. Chłopiec zajrzał do środka i zobaczył dwie ćwierćdolarówki. Na pewno włożyła je tam Cecilia, starając się w ten sposób zrekompensować brak jabłka. Wyciągnął monety i przyjrzał im się pod słońce. Błyszczały jak rtęć. Fiona spróbowała mu je wyrwać, ale tym razem był szybszy. – Ha! – krzyknął, zaciskając je bezpiecznie w dłoni. Już wiedział, że podczas przerwy kupi sobie za nie w sklepie ze zdrową żywnością sok marchewkowy, o wiele lepszy od wygazowanej wody mineralnej czy zwykłej kranówy, które dostawali w „U Ringo". Wrzucił pieniądze z powrotem do torby. Fiona wzruszyła ramionami, jakby wcale jej nie zależało, i energicznym krokiem zaczęła maszerować w stronę restauracji. Ale Eliot dobrze znał siostrę i wiedział, że jej zależało. Dogonił ją kolejny raz i zapytał: – Myślisz, że jutro coś się wydarzy? – Na przykład co? Pojawią się nowe reguły? Zwolnił. W sumie było to całkiem prawdopodobne. Lista babcinych reguł co roku stawała się coraz dłuższa. Najnowsza pojawiła się niecałe pięć tygodni temu. Reguła 106: Żadnych randek, spotkań we dwoje czy we czworo w kinie, w barze, w parku, w towarzystwie przyzwoitki lub bez, ogólnie w żadnej sytuacji. Jakby w ogóle mogło mu się to przytrafić! A może chodziło o Fionę? Faceci w pracy czasami do niej zagadywali. 18 Strona 19 – Po prostu pomyślałem... – znów musiał podbiegać, żeby nadążyć za siostrą. – Nie wiem. Może szkoła? Może pójdziemy do prawdziwej szkoły? Tak jak wszyscy w naszym wieku? Chyba byłoby to lepsze niż odrabianie codziennie wieczorem prac domowych zadanych przez babcię? Fiona milczeniem wyraziła swoje zdanie. Rodzeństwo Postów miało czasem problemy z towarzystwem swoich rówieśników. Eliot wiedział, co jest stolicą Angoli (Luanda) i ile genów ma nicień Caenorhabditis elegans (około dziewiętnastu tysięcy), ale jeśli miał odbyć swobodną pogawędkę z jakąś dziewczyną, jego współczynnik IQ. spadał o trzydzieści punktów. – Ta – westchnął. – Może to nie jest taki dobry pomysł. Ale coś nowego musiało się przecież zdarzyć. Mieli już prawie piętnaście lat. Ich dni nie mogą wyglądać tak samo już do końca życia: zmiana „U Ringo", odrabianie lekcji, czytanie, sprzątanie, sen. A może babcia będzie ich trzymać w domu do osiemnastego, a nawet dwudziestego pierwszego roku życia? Do czterdziestego? Dopóki nie zestarzeją się tak jak Cee? Fiona odgarnęła włosy z czoła, zakładając kosmyk za ucho. – Chciałabym podróżować – powiedziała nieobecnym głosem. – Pojechać do Aten, do Tybetu... Zobaczyć choć jedno z tych miejsc, o których czytaliśmy. Rozumiał ją doskonale. W jego głowie też codziennie pojawiała się ta sama fantazja: uciec gdzieś daleko. Ale dokąd by pojechali? I, co ważniejsze, jak 19 Strona 20 mieliby się sprzeciwić babci? Równie dobrze mogli być zakorkowani w butelce i żeglować donikąd na małym stateczku z balsy. – Mogło być gorzej. – Fiona skinęła głową w kierunku bocznej alejki. – Mogliśmy skończyć tak jak twój kolega tam. Z cienia zalegającego w alejce wystawały podarte adidasy bez sznurówek. Przez dziury w podeszwach było widać gołe stopy. – To nie jest mój kolega – burknął Eliot. – Po prostu jakiś gość. Fiona przyspieszyła kroku. Teraz widzieli już, że adidasy łączyły się z obszarpanymi dżinsami i plątaniną szarych szmat, która kiedyś mogła być prochowcem. Widzieli tego faceta codziennie w drodze do pracy. Czasami kulił się na jakimś rogu, czasami, tak jak dziś, siedział w cieniu. Przemieszczał się z miejsca na miejsce, ale jego smród... zawsze był taki sam – połączenie fetoru zepsutych sardynek, spoconego ciała i spalonych zapałek. Eliot się zatrzymał. Facet zmrużył oczy, wpatrując się w chłopca. Jego wysuszona skóra skręcała się w masie białych blizn i głębokich zmarszczek. Przechylił się i wyciągnął w stronę Eliota baseballówkę z napisem „Angels". Jego wargi rozchyliły się w oślizgłym uśmiechu. Na kawałku tektury wetkniętym w brzeg czapki znajdowało się słowo „weteran". Eliot uniósł dłoń. – Przykro mi, nie mam... – Nagle urwał, zobaczywszy podłużny kształt leżący za mężczyzną. Skrzypce. 20