2634

Szczegóły
Tytuł 2634
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2634 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2634 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2634 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ASAR EPPEL TRAWIASTA ULICA Prze�o�y� i pos�owiem opatrzy� Jerzy Czech CZYTELNIK Warszawa 1999 Redaktor serii Aleksandra Ambros Tytu� orygina�u rosyjskiego: Trawlanaja ulica Copyright (c) 1994 by Asar Eppel Opracowanie graficzne Zbigniew Czarnecki Redaktor Andrzej Gordziejewski Redaktor techniczny Maria Le�niak Korekta Iwona Rembiszewska (c) Copyright for the Polish translation & afterword "Nie urodzi�em si� w pa�acu..." by Jerzy Czech, Warszawa 1999 (c) Copyright for the Polish edition by Sp�dzielnia Wydawnicza "Czytelnik", Warszawa 1999 ISBN 83-07-02695-4 Moim rodzicom KANAPKI Z CZERWONYM KAWIOREM Kiedy, zbli�aj�c si� do parku w Ostankinie, zje�d�a�o si� od Mariinej Roszczy na pryncypaln� ulic� Nowomoskiewsk�, z prawej strony ukazywa�o si� oczom Puszkinowskie miasteczko studenckie - skupisko tynkowanych barak�w, kt�re zajmowa�y terytorium wprawdzie obszerne, ale mniejsze, ni� inne studenckie miasteczko - Aleksiejewskie, po�o�one bli�ej Rostokina. To w�a�nie Aleksiejewskie zawsze wszystkim przychodzi�o na my�l, kiedy poj�cie "miasteczko studenckie" zapominano u�ci�li� mianem "Puszkinowskie", ja natomiast wymieniam je dlatego, �e w tamtejszych barakach �y�o si� inaczej, a jak - tego nie podejmuj� si� precyzowa�. Barak tworzy si� w po�piechu i byle jak. No i zawsze jak przed bojem naszym ostatnim. Tak jak barykad�, jego bezpo�redni� poprzedniczk�. Ale barykada mo�e pa��, a wtedy zostanie rozebrana, a barak nie padnie nigdy, nigdy te� rozebrany nie zostanie, czego �wiadectwem Puszkinowskie miasteczko studenckie, spadkobierca barykad. Kiedy wype�ni�o swoj� paniczn� misj�, daj�c 7 w latach dwudziestych dach nad g�ow� nieznanym studentom uniwersytet�w robotniczych, kiedy wypchn�o potem dokszta�conych w �wiat osi�gni�� i pie�ni Dunajewskiego, nie pad�o i nie zosta�o rozebrane, ale zasiedlone: i przez tych, co si� nie dokszta�cili, i przez rozmait� swo�ocz, i przez porz�dnych ludzi. Przy tym zasiedlone niez�omnie i na wieki. Mia�em tam rozmaitych znajomk�w. I w pierwszym, i w drugim, i w trzecim kr�gu. Z tego ostatniego wymieni� cho�by zadziwiaj�cego Samsona Jesieicza! Ale o nim - w swoim czasie. Nie teraz. Za to opowiemy o cioci Dusi, kt�ra si� nim opiekowa�a. I nie tylko o niej. No, ale najpierw b�dziemy opiewa� barak. Z tym, �e nie barak na osiedlu Aleksiejewskim, tylko na Puszkinowskim. Barak to pod�u�na pi�trowa budowla z dwoma wej�ciami od frontu, dwiema parami schod�w na pi�tro, osadzona nisko przy gruncie. To kiepsko pobielony budynek pod czarn� os�on� z papy, w kt�rym si� chodzi, siedzi, le�y i z kt�rego wygl�daj� ludzie. D�ugo�� baraku nie�atwo dzisiaj by�oby ustali�, ale szeroko�� okre�li� mo�na zupe�nie prosto. Poniewa� �ciany pod tynkiem to, jak si� okazuje, najzwyklejsza w�g��wka, kr�tszy bok baraku nie m�g� by� szerszy ni� siedem czy osiem metr�w, �ci�le m�wi�c by� w�a�nie taki, bo tyle ma wymiarowa belka budowlana. To znaczy, �e do wzmiankowanych metr�w wliczy� trzeba d�ugie �ciany dw�ch pokoi plus szeroko�� korytarza. Na t� ostatni� przeznaczymy p�tora metra, a wtedy na 8 ka�dy z pokoi zostanie po dwa i p�l. Wszystko si� zgadza! Taka d�ugo�� wystarcza�a, �eby wstawi� kursantowi ��ko - dwa metry, a u wezg�owia, albo w nogach ��ka - szafk�, w kt�rej kursant mo�e przechowywa� swojego "Anty-Duhringa", albo zaczytan� doszcz�tnie ksi��eczk� pod wzruszaj�cym, cho� w�skonaturalistycznym tytu�em "Bez czeremchy". A zatem na ka�dej z dw�ch kondygnacji mamy p�torametrowej szeroko�ci korytarz, po obu jego stronach - wychodz�ce na ten korytarz, rozci�gni�te wzd�u� swoich ��ek pokoje, a w pokojach ludzi, dzieci i grat�w - ile si� zmie�ci. Korytarz, czyli zarazem kuchnia, jest absolutnie niesko�czony, poniewa� pod jego sufitem, kopc�c jak maszynki naftowe, pal� si� dwie jedne jedyne, dziesi�cio�wiecowe, ��te �ar�wki, koszmarne w zaduchu i oparach prania �wiat�ocienie wielu rozmaitych przedmiot�w tworz� nieprzeliczone kulisy i zakamarki, a wszystko rozp�ywa si� w cuchn�cym, m�tnym powietrzu o z�o�onym sk�adzie. Co tu gada� - brud i smr�d, a pod �cianami koryta, �achmany na gwo�dziach, wiklinowe kosze, dwur�czne pi�y, zawini�te w ��te, zakurzone i kruche, �ci�gni�te szpagatem gazety, na pod�odze - kufer na kufrze, malowane na bia�o stoliki z k��dkami, taborety, wilgotne i jakby namydlone, a na nich umywalki, czyli miednice pod zbiornikami z wod�. Ani tu �adu, ani sk�adu: wsz�dzie majacz� wiadra z wod�, wiadra ze �mieciami i z pomyjami dla prosiaka, kt�rego chrzest- 9 na tuczy gdzie� w Marfinie, sk�adane ��ka w dawnym ludowym stylu - p��tno na krzy�akach, sanki, kub�y, beczki, cebrzyki, �opaty z przyschni�t� do metalu ��t� glin�, wid�y, grabie, albowiem mieszka�cy parteru maj� pod oknami grz�dki, a czasem kr�liki albo kury. Stoj� tam jeszcze dzieci�ce narty, oblaz�e z farby i proste jak deski, z biedy jedna narta kr�tsza bywa od drugiej. Stoj� tam zwyczajne deski, te� r�nej d�ugo�ci, z przyklepanymi do ich tartacznej powierzchni krzywymi, brunatnymi gwo�dziami. Stoj� jakie� nale��ce dawniej do warstw panuj�cych pi�kne, ale w �yciu codziennym barakowych troglodyt�w nieprzydatne przedmioty: po�amane krzes�o z aksamitnym, obszytym sznurem, obiciem, stojak na laski, a czasem i stoj�ca twarz� do �ciany kanapka, kt�rej okr�g�e plecy do sp�ki ze �cian� tworz� znakomite pomieszczenie na kartofle. Straszny korytarz, paskudny korytarzyk, ko�ca, zatracony, nie ma! Jego niesko�czono�� nie jest jednak ca�kiem bez zarzutu, bo przecinaj� j� albo otwarte drzwi, albo rozmowa zawsze podobna do k��tni, albo umta-umta-umtarira na harmonii, a w jednym z pokoj�w osza�amiaj�cy g�os patefonu, zwyci�sko obracaj�cego pod t�p� ig��, kt�ra przetrwa�a ca�� wojn�, cudown� p�yt� "Jak pi�knie woko�o, jak si� dobrze �yje" (szkoda, �e teraz p�yta jest ju� bardzo p�kni�ta). Ciocia Dusia mieszka w pokoju naj�a�o�niejszym i najbardziej wci�ni�tym w k�t. Znane nam ju� dwa i p� metra bie��cego poprzez zwyk�e przemno�enie przez dwa zmienia si� w pi�� met- 10 r�w kwadratowych, a kto taki pok�j zamieszkiwa�, wie, �e naprzeciwko drzwi jest okno, �e po lewej si� �pi i grzebie w kufrze, a po prawej siedzi przy stole, a w szafie hoduje mole. Przy oknie sta� mo�e maszyna do szycia z no�nym nap�dem, je�li kto� tak� ma, a je�li nie ma, to pod oknem mo�na postawi�, powiedzmy, taboret. Pos�anie na wyrku u cioci Dusi tworzy pag�rek, poniewa� pod materacem przechowywane s� rzeczy, na kt�re nie sezon, oraz wielkie wi�zki podartych, brunatnych po�czoch, kt�re s�u�� jako materia� wyj�ciowy do naprawy pi�t. Po�czochy z regu�y zachowuj� w sobie z�uszczon� epiderm� niegdysiejszej m�odej cioci Dusi; wszystkie s� grube, zwyczajne, ale trafiaj� si� eksponaty fildekosowe, a nawet fildepersowe. Pok�j ma wysoko�� dwa metry dziesi��, ale to nie przeszkadza w �yciu, bo ludzie w tamtych czasach byli niskiego wzrostu i kr�pi, tak jak ch�opi spod Or�a w wyobra�eniach Turgieniewa. Postawni turgieniewowcy z Ka�ugi tutaj si� nie osiedlali, spotyka�o si� ich nie bli�ej ni� za Zau�kiem Grocholskim, no a st�d tam to kawa� drogi. Na pos�aniu znajdowa�o si� wi�c wzg�rze, co przysparza�o nam - mnie, klej�cemu si� do przyjaci�ki, �eby umrze� i jej, przywieraj�cej, �eby przywr�ci� mnie do �ycia, jej, kt�ra w przeciwie�stwie do mnie zna�a �o�a szerokie i potrafi�a bardzo umiej�tnie z nich korzysta� - rozmaitych (mniejsza zreszt� o nie!) niewyg�d, m�c�cych starodawny i zaj�kliwy obrz�d ob�apiania. Barak, korytarz, ciocia Dusia... Moja ol�niewa- 11 j�ca przyjaci�ka, znaj�ca inne - o Bo�e, znowu zjecha�am! - obszerne �o�a, ja, znaj�cy miejsca do spania typu le�anka - o Bo�e, znowu zjecha�e�! - ale wiedz�cy tak�e, �e to do mnie przysz�a ol�niewaj�ca przyjaci�ka, znaj�ca inne, obszerne �o�a - czemu to wszystko razem? Dlaczego to wszystko si� zetkn�o, zesz�o, z��czy�o w jedno na parterze baraku, a dok�adnie w jego prawym tylnym rogu, patrz�c na barak od frontu? - o Bo�e, znowu�my zjechali! - Dlatego: Ciocia Dusia, malutka, zasapana staruszka, opiekowa�a si� moim starszym przyjacielem - nie�onatym nauczycielem fizyki Samsonem Jesieiczem, kt�ry mieszka� w przeciwleg�ym baraku. Ale o nim, jak ju� powiedzia�em, b�dzie w swoim czasie i przy innej okazji. No wi�c ciocia Dusia uwa�a�a, �e przyja�� ze mn� wychodzi na korzy�� genialnemu Samsonowi Jesieiczowi (o czym r�wnie� w swoim czasie i przy innej okazji), z szacunku zatem do mojej osoby za po�rednictwem tego� Samsona Jesieicza wyposa�y�a mnie w klucz od swojego pokoiku. Uprawia�a - za jak�kolwiek zach�t�, albo po prostu za B�g zap�a� - udost�pnianie klucza znajomym fizyka, czyni�c to prawdopodobnie dlatego, �e cudze �ycie cielesne budzi�o w niej przyjemne skojarzenia. Ludzie obdarzeni dobr� pami�ci� nie zapomnieli, jak beznadziejn� spraw� by�o w owych czasach znalezienie k�ta w celu uwie�czenia niezno�nych p�randek, urz�dzanych w krzakach, w bramach, na �awkach, b�d� w hotelach robotniczych, kiedy wsp�mieszkanki zasn� - zasn�, 12 zasn�, akurat! - dosta� si� wi�c na pag�rkowate �o�e cioci Dusi, gdy ona sama wyjdzie posprz�ta� u swego pracodawcy, albo po prostu dok�d� si� zmyje - to by�o szcz�cie rzadkie i upragnione. A teraz o tej, dla kt�rej wszed�em w posiadanie klucza cioci Dusi. ...Z trudem i ju� od d�u�szego czasu roze�leni, pi�li�my si� po zboczu, a to podej�cie po twardej, wyje�d�onej drodze, obfituj�cej w nadmorskie okr�glaki i otoczaki, na kt�rych cz�owiek co rusz skr�ca� sobie nog�, by�o z mojej strony fatalnym pomys�em, tote� zdawa�o mi si�, �e moja nowa znajoma, podobna do nimfy Kalipso pi�kno�� ze strachem w oczach, lada chwila podniesie bunt i za�yczy sobie wraca�, jako �e nawet pretekst, pod kt�rym si� tu wspinali�my, by� niejasny i niezbyt przekonuj�cy: popatrze� z g�ry na morze, czy te� zobaczy� jak wygl�daj� zawi�zki na mandarynkowych drzewach. Moja towarzyszka buntu jednak nie podnosi�a, cho� mog�aby zawr�ci�, a ja tylko czeka�em z przera�eniem, jak si� rozgniewa, tylko czeka�em, kiedy sko�czy si� jej zgoda; by�em wtedy bardzo m�ody i s�dzi�em, �e zgoda mo�e, i to nawet bardzo �atwo mo�e przerodzi� si� w gniew. Przecie� podejrzewa�a, to znaczy rozumia�a nasz ukryty, to znaczy m�j zamiar - wilgotn� i nieokie�znan� nadziej�. Naturalnie te� by�a uczestnikiem naszej obop�lnej i cichej zmowy. No, ale to okropne podej�cie! Zgodzi�a si� wi�c najpierw poogl�da� zawi�zki, a potem rozmy�li�a... Usiedli�my pod mandarynk� na suchej, z�o�o- 13 nej z suchych, gor�cych grudek, ziemi, a moja r�ka zacz�ta przeciska� si� pomi�dzy mi�kkawymi, troszeczk� ch�odnymi, ale i troszeczk� rozgor�czkowanymi udami. M�j pi�ciopalczasty dotyk dociera� do upragnionego �wiata, zamkni�tego w tych osza�amiaj�cych dotykalno�ciach; nadgarstek ni st�d, ni zow�d przesuwa� si� po suchych, gor�cych grudkach ziemi, skopanej wok� mandarynkowego odziomka, palce za� przedziera�y si� mi�dzy to rozchylaj�cymi, to zaciskaj�cymi si� udami, by jak szczeni�ta dopa�� wilgotnej - obszernej po zaci�ni�tych udach - pl�taniny zdobytych zaro�li. A moja przyjaci�ka od dotkni�cia wzdryga�a si� i jako� tak dygota�a, m�wi�c: "Nie mo�na, rozboli mnie g�owa i b�dzie potem bole� d�ugo i mocno!" - po czym sama �ciska�a w swoich d�ugich malowanych palcach to, co chcia�a. "No, od��my to - szepta�a - tutaj nie mo�na. Wszystko wida� i s�o�ce �wieci... Od��my to!" - a potem dygota�a, kolana maj�c nieodwracalnie rozchylone, cho� mia�a te� i racj�: suche zbocze pod przydro�n� mandarynk� ju� i tak omdlewa�o i umiera�o w s�o�cu... Od�o�ymy to do Moskwy? Kt�re z nas tego dnia wyjecha�o, ju� nie pami�tam... Od��my to do Moskwy!... Pod koniec ciep�ego letniego dnia szli�my do cioci Dusi wzd�u� barak�w i parszywych ogr�deczk�w, ogrodzonych, a raczej odgrodzonych od siebie nawzajem jakimi� �mieciami. W oknach niskich parter�w stali ludzie i wodniste ro�liny pokojowe, wyrastaj�ce z puszek po konserwach, 14 zardzewia�ych, lub te� jak gdyby z�oconych, a teraz odrapanych. Przypominam: rosyjska konserwa zawsze mia�a barw� cynow� i dopiero wojna jako dodatek do wszystkich swoich cud�w-niewid�w zaprezentowa�a z�ocone, czarnoliterowe puszki zbawczej �wi�skiej tuszonki. A chocia� wojna si� sko�czy�a, i to do tego stopnia, �e z bli�ej nieznanych powod�w zwracano Niemcom Galeri� Drezde�sk�, po uprzednim pokazaniu jej wszystkim ch�tnym, puszki te dogorywa�y w okienkach Puszkinowskiego miasteczka studenckiego, tu i �wdzie co prawda oklejone bia�ym papierem, sp�owia�ym teraz od s�o�ca na parapecie, od rdzy i wodnych zaciek�w. Szli�my do cioci Dusi wzd�u� budowli z oknami, w kt�rych stali ludzie niby to mnie nie znaj�cy, ale mogli tam sta� i znajomi. Sprytnie wybrana droga pozwoli�a mi unikn�� niepo��danych spotka�, poniewa� obok mnie sz�a po pierwsze kobieta, a po drugie kobieta, o jakiej w tych stronach nikomu si� nawet nie �ni�o. Pierwsz� i najs�uszniejsz� my�l� by�o, i� jest to kobieta-szpieg, ubrana bowiem i obwieszona b�yskotkami by�a tak, jak do tej pory ubiera�a si� i obwiesza�a jedynie bohaterka uwielbianego powszechnie filmu "Dziewczyna moich marze�". Nawet ja, przechowuj�cy w palcach wspomnienie jej zdumiewaj�cego w tamtych czasach kostiumu, ci�kiego w dotyku jak portiera i fosforyzuj�cego w blasku gwiazd naszej nocnej k�pieli, kiedy si� wszystko zaczyna�o, i kiedy obdarzy�a mnie niespotykanym w moim minionym i przysz�ym �y- 15 ciu poca�unkiem, nawet ja, �wiadomy jej odzie�owych mo�liwo�ci, os�upia�em na widok tego, co zobaczy�em. Jak m�wi�em, wojna sko�czy�a si� na tyle, �e robi�a wprawdzie wra�enie g�odu, ale z tuszonk�, w przeciwie�stwie do g�odu bez tuszonki, jaki po niej nast�pi�. Sko�czy�y si� wojenne mody, kt�re cechowa� polowy szyk, urozmaicony ameryka�skimi darami (je�li kto� takowy otrzyma�), sko�czy�y si� i podar�y trofiejne ciuchy, nies�ychane pod wzgl�dem elegancji, po�ysku podszewek, staranno�ci szw�w, bezwstydu damskiej bielizny oraz mo�no�ci noszenia tego wszystkiego nawet na lew� stron�, je�li kto mia� �yczenie. Sko�czy�y si� dla wszystkich, tote� wszyscy przywdziali i-szaty swojskie, nasze, miejsko-detaliczne. Wszyscy, tylko nie ona, nie moja znajoma. Przyby�a do mnie w postaci fantastycznej, a w jakiej, ju� nie pami�tam, przy czym taka jej powierzchowno�� mia�a szczeg�lne, zasadniczej natury podstawy. Do B�oka kobiety przychodzi�y owiane mg�� i perfumami. O tym dowiedzia�em si� p�niej. Ona za� przysz�a, migoc�c pier�cionkami, kolczykami, naszyjnikami. Temu wszystkiemu ludzie nadadz� potem nazw� bi�uterii i po latach przyzwyczaj� si� jednak, pokonuj�c wstyd i przes�dy, przyzwyczaj� do jej noszenia, przeobra�aj�c baby w, co by tu nie m�wi�, kobiety. Sk�d jednak to wszystko mog�o si� zjawi� wtedy, kiedy jeszcze nie mia�o prawa si� pojawia�? Sk�d wzi�a to wszystko: sukienk� z przedziwnego materia�u, pantofle, usiane z�otymi sprz�cz- 16 karni z b�yszcz�cymi szklanymi pacioreczkami? Sk�d? Wiadomo sk�d - stamt�d: pracowa�a w okupacyjnej armii w strefie wschodniej, przebywa�a d�ugo we Wschodnich Niemczech, przyjecha�a z nich niedawno, tam za� pracowa�a jako t�umaczka sztabowa i mieszka�a z m�em, pracownikiem informacji wojskowej. Tego swojego "uszatka" ba�a si� panicznie. Jego skryty spos�b bycia i wszechwiedza sprawia�y cierpienie jej duszy i cia�u, to ostatnie za� traktowa� uszatek ze szczeg�ln� osch�o�ci�. Nie wyhasa�o si� to cia�o ani nad ciep�ym morzem, ani pod pniem mandarynki z obawy przed zdemaskowaniem przez jakich� znajomych, a mo�e i przez niskich rang� podkomendnych uszatka. Schadzki nie mo�na by�o urz�dzi� nawet w Moskwie. D�ugo nie by�o mo�na. A tu ciocia Dusia da�a mi klucz, sama dok�d� pow�drowa�a, maszeruj� wi�c z przyjaci�k�, troszk� z boku i jak gdyby o krok z przodu, a mo�na rzec, �e i z ty�u, dr�kami i op�otkami Puszkinowskiego miasteczka do ciocinego baraku, stoj�cego przy g��wnej ulicy. Bardzo to hartuje i uszlachetnia krew - z b�yszcz�c� kobiet� podej�� do drzwi stoj�cego przy g��wnej ulicy baraku w taki spos�b, �eby nikt nas nie zauwa�y�. Chce cz�owiek, czy nie chce, we wszystkich okienkach stercz� zdumieni ludzie, babki na przyzbach g�stymi grzebieniami wyczesuj� siwe kud�y, mog� te� trafi� si� koledzy, a taki jeden ko�o szopy kt�ry� ju� rok z rz�du pracuje nad wynalezieniem roweru, 17 Ulica latem jest jasna i s�oneczna, a za nast�pn� szop� ch�opcy kojarz� kr�liki. Dziewczynki specjalnie zgromadzi�y si� w pewnej odleg�o�ci, mimo to jednak widz�, jak kr�lik, sumiennie skubi�cy trawk� obok kr�licy, w pewnym momencie wspina si� na towarzyszk�, kt�re� z k�apouchych zwierz�tek przenikliwie piszczy, po czym oba ruszaj� nosami i bior� si� do jedzenia. Ch�opcy co pewien czas konstatuj�, �e kr�liki si� pierdol�. Patrz�ce z daleka dziewczynki te� wiedz�, co robi� kr�liki, nie u�ywaj� jednak s�owa pierdoli�. Bezczelne ch�opaki, pragn�c zwr�ci� uwag� dziewczynek, robi� pier�cie� z dw�ch palc�w lewej r�ki, wsuwaj� w ten pier�cie� wskazuj�cy palec prawej, a nast�pnie poruszaj� nim tam i z powrotem. Dziewczynki odchodz�. W taki wi�c spos�b prowadz� przyjaci�k� przez swoje w�asne dzieci�stwo, ale ona go nie widzi, nie zauwa�a, tylko kroczy obok w milczeniu, my�l�c jedynie o gro��cej jej uszatkowej inwigilacji. Idzie niewiarygodnie opanowana. To strach po prostu sprawi�, �e zdr�twia�a i zaniewidzia�a. J e j strach. Mnie za to m � j strach uczyni� niesamowicie spostrzegawczym, tote� kiedy ze �wiat�a wkraczamy w nieprzenikniony korytarz baraku, potrafi� dostrzec n�dzarskie pranie na dalekim jego ko�cu i m�czyzn�, kt�ry sortuje bia�e robaczki w puszce po konserwach. Mord�ga z kluczem cioci Dusi - i ju� jeste�my w pokoju. Mam ze sob� kanapki. Z czerwonym kawiorem. Pi�� sztuk. Groszowa sprawa 18 w tamtych czasach. A ona wyci�ga wino! Wyci�ga - wino... Czego� takiego w �yciu si� nie spodziewa�em. Wyci�ga nieznane mi wino, a znane mi s�, i to ze s�yszenia, tylko "Cahors" i portwajn "Trzy si�demki", bardzo cenione przez otaczaj�cych mnie znawc�w wszystkiego, tylko nie tej dziedziny. - Czekaj - m�wi, kiedy po wypiciu odrobiny i zjedzeniu po�owy kanapki, zaczynam, dygocz�c, j� obejmowa�, bez przeszk�d dotykaj�c ci�kiej i ciep�ej tkaniny mi�kkiej sukienki, kt�re to uczucie samo w sobie jest s�odycz�. - Poczekaj! - m�wi. - Najpierw musz� wyj��! - Wyj��? - Koniecznie! Inaczej nie mog�... Zgin��em. Dok�d tu bowiem wyj�� na Puszkinowskim osiedlu: na wszystkich s� wszystkiego dwie szopy, wygl�daj�ce jak wiejskie stodo�y. Ka�da z szop jest wysoka i w miar� widna wskutek szpar i jednego okienka w rodzaju �wietlika pod dachem. Szopy pobielone s� wapnem k�adzionym bezpo�rednio na drewno, i to odpadaj�ce ze starych i kiepskich desek wapno tworzy niepowtarzalny koloryt niechlujstwa i niedotykalno�ci. Stodo�a przegrodzona jest �ciank�, kt�ra si�ga�aby do sufitu, gdyby takowy istnia�, nad �ciank� jednak jest pusto, dalej za� wida� od �rodka szczyt dwuspadowego dachu. Po obu stronach �cianki - na po�owie m�skiej i damskiej - s� pomosty z gruba�nych desek z wyci�tymi rz�dami o�miu dziur. Efekt wsp�uczestnictwa jest gwarantowany. Po pierwsze 19 z powodu nisko�ci przegr�dki, po drugie dlatego, �e je�li si� stanie, nie dochodz�c do pomostu, to przez dziur� zobaczy si� ko�cowy rezultat tego, co dokonuje si� za przegrod�. Ci, kt�rym jeszcze by�o ma�o, wyd�ubali w �ciance bardzo du�e dziury na r�nych wysoko�ciach. Dziury s� gdzieniegdzie czym� tam zabite. Ale tylko gdzieniegdzie. Ja te� nie urodzi�em si� w pa�acu, te� chodzi�em do wychodk�w na podw�rkach i tego, �e na sedes si� siada, a nie wchodzi nogami, domy�li�em si� sam w wieku dwudziestu trzech lat, jednak�e do potwornych kibli osiedla studenckiego (Puszkinowskiego, nie Aleksiejewskiego) zagl�da�em tylko w skrajnych przypadkach, chocia� w upalne dni smr�d w ich rozgrzanym p�mroku wprawia� w stan rozkosznej ekscytacji, a przez wyrwy w przegrodzie mo�na by�o poobserwowa� energiczne przysiady i pos�ucha� ciekawych rozm�w kole�anek, kt�re tu wst�pi�y. Ale to tylko latem. Jak wiadomo, ludzie u nas maj� nad podziw flejtuchowaty i niedba�y stosunek do miejsc ustronnych. Lekcewa��c elementarne zasady celowania, za nic sobie ci nasi ludzie maj� zapaskudzenie brzeg�w otworu, zalanie pod�ogi, pozostawienie na �cianie odcisku palca. Deski wszystko ch�on�, wszystko do nich przysycha, niechlujstwo umy�lne powoduje niechlujstwo wymuszone, przeto umiejscowi� si� nad oczkiem jest coraz trudniej. W podej�ciu do pochy�ej siwej rynny te� przeszkadzaj� ka�u�e, szczeg�lnie je�li si� ma buty na sztucznej sk�rze albo kapcie. 20 A tutaj ch�ody za pasem. Wszystko, co by�o wch�aniane, zaczyna zamarza�, warstwa na warstwie. O tym, �eby po lodowej pokrywie podej�� do oczka, nie ma mowy ju� na pocz�tku stycznia. Pole manewru si� zmniejsza. Ludzie, wchodz�cy tutaj, wycofuj� si� ze swymi czynno�ciami w pobli�e drzwi wej�ciowych i paskudz� bez�adnie na pod�og�. Na �cianach (na razie tylko wewn�trznych) wysokie zlodowacenia koloru serwatki, porozdzielane burymi skamienia�ymi k�pkami, jak stalagmity wyrastaj� z pod�ogi, dosi�gaj�c p�torametrowej wysoko�ci. Na deskach - szron, ��te gazety wmarz�y w l�d, ju� nawet pod dachem tworz� si� ��te kryszta�y, ale ludzie s� nieub�agani, bo i dok�d mieliby p�j��? No i w po�owie lutego tylko stoj�c w drzwiach mo�na za�atwi� ma�� potrzeb� - prosto w mrok tego �wiata skamielin. Sytuacja ta zdecydowanie zmienia rytmy dobowe osiedla Puszkinowskiego. Teraz z odwiedzeniem przybytku czeka si� do zmierzchu lub do nocy. No i ju� �ciany ca�e w m�tnych lodowaciznach - od zewn�trz, i ju� przestrze� wok� �cian, je�li jej �nieg nie zasypie, robi si� wiecie jaka... Wtedy jednak przychodzi wiosna. Kto� tam klnie i usuwa to wszystko. Kto - nie wiem. Przez p� godziny stodo�a, obmyta wod� ze szlaucha, jest podobna do ludzi, a potem wszystko zaczyna si� od nowa, pod wiecz�r wchodzi do niej onanista Mitrochin i szybkimi ruchami rozd�ubuje d�utem dech� -zrzyn nad rokuj�c� najwi�ksze nadzieje dziurk�. Potem czeka ca�kiem nied�ugo i ju� w�a�- 21 nie wzdryga si� w k�cie, s�ysz�c szelest za przegr�dk�. Do tej to stodo�y nieugi�cie wybiera si� moja ukochana. Pospiesznie obja�niam jej skomplikowan� drog�, zupe�nie nie maj�c poj�cia, jak ona tam trafi, a je�li trafi, to jak, owiana mg�� i perfumami, przyjmie t� sromot�, jak uda jej si� przej�� w aksamitnych pantoflach po nap�cznia�ej pod�odze? Zaprowadzi� jej nie mog�, poniewa� w og�le nie wyobra�am sobie, jak mo�na prowadzi� kobiety w pewne miejsce i chc�c nie chc�c, zg��bia� tajniki tej absolutnie skrytej konieczno�ci, tej apoteozy niezr�czno�ci i sponiewieranej godno�ci. Wychodzi. Czekam na ni�. .Rozumiem! Przesz�a przez osiedle, poni�y�a j� droga do cioci Dusi, oszo�omi�a pi�ciometrowa nora - ja ju� przywyk�em, ale ona widzi j� pierwszy raz - zbutwia�e garbate pos�anie, na kt�rym b�dziemy, st� z kanapkami bia�o-czerwonymi i b�yszcz�cymi obok m�tnej, graniastej szklanki, w kt�rej rozmok�a i rozcapierzy�a si� brudna, opuchni�ta cebula, wystawiaj�c ze swego wn�trza wstr�tny, zielonkawy zarodek szczypiorka... - kiedy to wszystko zobaczy�a, rozmy�li�a si�. Posz�a! Po prostu zabra�a si� i posz�a! Przecie� torebk� te� zabra�a! Co prawda zostawi�a wino... Przynios�a wino... W �yciu bym nie pomy�la�, �e kto� specjalnie dla mnie przyniesie wino. Odesz�a! A je�li nie odesz�a, to zab��dzi�a, a je�li nie zab��dzi�a, to kto� si� do niej przyczepi� - tutej- 22 si mieszka�cy, jak wspomnia�em, najzwyczajniej mogli pomy�le�, �e to szpieg. Dopiero co w Mariinej Roszczy ludzie, kt�rym losy ojczyzny nie s� oboj�tne, z�apali szpiega, przypuszczalnie ameryka�skiego. A mo�e nawet dw�ch... - Czego� ty, Kalinycz, w mord� kopany, moje drwa rowerem zatarasowa�? Nie sko�czy�e� jeszcze? - s�ycha� za okienkiem dziarski pocz�tek dobros�siedzkiej rozmowy ko�o szopy. Nie spodziewa�em si� go, wi�c wzdrygam si�, zastygam, podkradam si� do okienka i zerkam przez szpar� mi�dzy zas�on� z gazy a obdrapan� ram�... Ko�o mojego oka, okr��aj�c skamienia�y guz olejnej farby na ciocinej ramie, pe�znie stru�ka drobnych mr�wek. Wype�zaj� z jednej szczelinki, �eby po trzech centymetrach znikn�� w nast�pnej... Co tam mr�wki! M�j wzrok dostrzeg�by teraz nawet ameb�... Ucho wy�owi�oby ultrad�wi�k... - Kalinycz, kurde... - rozleg� si� ko�o szopy d�wi�k s�yszalny, a moje serce zadudni�o i omdla�o, bo za plecami chwiej� si� i otwieraj� drzwi. Raptownie si� obracam i ze zdumieniem widz�, �e przez drzwi cicho w�lizguje si� moja ukochana. - Jestem - m�wi, a ja swoim wyostrzonym wzrokiem bezzw�ocznie i starannie wpijam si� w jej aksamitne pantofle, szczeg�lnie za� w cieniutk� lini� pi�knie zaczernionej podeszwy. - A umy� tu si� gdzie� mo�na? Matko jedyna! To si� nigdy nie sko�czy! Przecie� nie wiem, gdzie w korytarzu jest umywalka cioci Dusi, kt�ry kawa�ek myd�a na kt�rej� z trzy- 23 dziestu trzech p�eczek do niej nale�y i jakie to myd�o? - mo�e to marmurkowe na wag�, kt�re wyrabia mydlarz Ru�a�ski, a z czego je wyrabia, o tym b�dzie w swoim czasie. A je�li miednica pod umywalni� jest pe�na i trzeba j� wynie��?... A jak pe�na, to czego?... - Unmoglich! - m�wi� po niemiecku, bo moja ukochana zna ten j�zyk znakomicie, a ja w tamtych czasach te� szprecha�em nie�le, co zreszt� w niema�ym stopniu wzbudzi�o jej sk�onno�� ku mnie tam, gdzie na mandarynkach tworz� si� zawi�zki. - Unmoglich, weil ich weiss nicht, wo ist die Umywalnia cioci Dusi und Seife - zaczynam udawa� g�upiego, a ona u�miecha si�, wyjmuje z torebki b�yszcz�cy flakonik, potem watk� i starannie wyciera palce z mn�stwem ol�niewaj�cych pier�cionk�w, po�r�d kt�rych jest i gruba obr�czka, przykuwaj�ca j� do uszatka - rzecz nie b�d�ca w�wczas w u�yciu i te� nieoczekiwana. Podesz�a do okna, spojrza�a przez szpar� z boku zas�ony, zasun�a zas�on�, potem si� odwr�ci�a, rozpi�a sukienk�, zdj�a j�, potem zdj�a jeszcze jak�� niepoj�t� cz�� garderoby, potem zdj�a ca�� reszt�, a ja po raz pierwszy ujrza�em kobiet�, kt�ra si� dla mnie rozbiera. - Ty te� wszystko zdejmij! - powiedzia�o to cudo, kiedy podszed�em, obj��em j� i z roztargnieniem wcisn��em si� w t� niezno�nie r�norodn� nago��, tak kontrastuj�c� z moj� monotoni�. - Poczekaj! Chwilk�! Metal przeszkadza w mi�o�ci! - po czym zacz�a zdejmowa� z szyi, 24 z nadgarstk�w, palc�w, wyci�ga� z uszu l�ni�ce drobia�d�ki, uk�adaj�c je na ceracie, gdzie wkr�tce utworzy�a si� kupka zegark�w, kolczyk�w, bransoletek, pier�cionk�w - jeden z nich nagle potoczy� si� pod ��ko, no wi�c tu� obok prze�licznych n�g, jak Akteon, kt�ry cudownym sposobem umkn�� wszystkim psom przedmie�cia, w�r�d pod��kowej ruiny znalaz�em leciusie�ki pier�cioneczek, a kiedy wyci�ga�em g�ow� spod ��ka, zobaczy�em, nie wstaj�c z kl�czek, �e prze�liczne nogi unios�y si� w g�r�, �eby mi nie przeszkadza�: to ona usiad�a na garbatym pos�aniu, a potem si� po�o�y�a. Cichutko z�o�y�em pier�cionek na ceracie, ten zaraz przylgn�� ufnie do pozosta�ych, a ja tak samo ufnie wst�pi�em do krainy, gdzie przybysz�w si� ca�uje, pie�ci, ba�amuci i w jednym z nimi b�d�c ciele, nie wiadomo czemu pochlipuje, do krainy mandarynkowych zawi�zk�w i suchej, gor�cej ziemi, do krainy dwojga, po kt�rej wilgotnych pla�ach Ulisses-tu�acz tward� stop� st�pa w stron� s�abn�cej w spl�tanych zaro�lach w�os�w Kalipso. To by�a wolna mi�o��. Wszystkie moje poprzednie osi�gni�cia, pospieszne, �apczywe, po��dliwe i �a�osne by�y niedomi�o�ci� w por�wnaniu z tym, co dzia�o si� w krainie mandarynkowego s�o�ca. Na ulicy si� �ciemnia�o, w pokoju zapada� zmierzch, a ciemno�� ta coraz bardziej wykrawa�a i wyodr�bnia�a z przestrzeni krain�, do kt�rej wst�powa�em ju� niejeden raz, za ka�dym s�ysz�c cichy �miech, ciche szlochanie, ciche s�owa, i w kt�rej ni st�d, ni zow�d napot- 25 ka�em nagle wilgotne usta, pokornie ca�uj�ce moj� w�adcz� d�o�... To by�o spotkanie dwojga ludzi bardzo sobie wtedy, z wielu powod�w, potrzebnych. By�o to spotkanie kobiety, kt�rej by�em potrzebny, i moje spotkanie jedynej, najpotrzebniejszej z kobiet. Spotkanie pozbawione wstydu, lepiej powiedzie�, poza wstydem, swoimi cichymi chlipni�ciami �wi�tuj�ce zwyci�stwo nad parszywymi peryferiami, i bohaterem tych op�otk�w - uszatkiem; ��cz�ce do�wiadczenia szerokich �� Meklemburgii z podmiejsk� erotyk� dla ciekawych, syc�ce niezno�n� t�sknot� Mitrochina i u�wi�caj�ce starodawny gest, kt�ry ch�opcy podczas kr�liczego wesela bezczelnie wykonywali w obecno�ci dziewczynek. Mandarynkowe s�o�ce opada�o ju� znu�one, kiedy za drzwiami da�o si� s�ysze� uprzejme pokas�ywanie. - Twoja babcia! My�l�, �e ju� dawno tam siedzi! Wyszli�my z pokoju, z wdzi�czno�ci pozostawiaj�c cioci Dusi dwie ca�e kanapki i jedn� prawie ca��, a tak�e p� butelki wina, a wtedy w pustym ju� korytarzu ujrzeli�my sam� cioci� Dusi�, siedz�c� pod drzwiami na worku z otr�bami. Ciocia drzema�a pochrz�kuj�c przez lekki sen. Dotkn��em jej kufajki, bo trzeba by�o odda� klucz. Poderwa�a si�, chytrze u�miechn�a i wypowiedzia�a zdumiewaj�c�, godn� niemal klasycznego poety fraz�: - Ludzie z natury do mi�o�ci pr�dkie! 26 Na ulicy pe�nej zmierzchu ja i ukochana od razu rozeszli�my si� w dwie przeciwne strony, poniewa� przy Ostankinowskiej p�tli tramwajowej mo�na trafi� na niepo��danych znajomych, o czym poinformowa�a mnie, zdrapuj�c z z�ba przylepione do� ziarenko kawioru. Ja za� wyszed�em z osiedla (Puszkinowskiego, nie Aleksiejewskiego) i przy ostatnim baraku spotka�em Nasibullina, skromnego i bardzo nie�mia�ego ch�opczyn�, kt�ry po szkole poszed� z ochot� na jakie� mundurowe studia. - Dobrego wieczoru! - powiedzia� uprzejmie, bo zawsze bardzo chcia� swoj� gorliwie zdobywan� dzi�ki staraniom spo�ecze�stwa kultur� dor�wna� mojej, wrodzonej, ci�gn�c za� dalej to r�wnanie, spyta� wstydliwie: - A Drezde�sk� ju� widzia�e�? - Nnnie! - To id�, nie przegap! - a �eby jeszcze mnie zach�ci�, rozejrza� si� na wszystkie �ciemniaj�ce si� strony, stropi� si� sumiennie i stwierdzi�: - Golizny tam du�o! SIEMION, SAMOTNA DUSZA Ju� po raz kt�ry� od czasu, kiedy zamieszka� w Moskwie, Siemion wybra� si� do tego fryzjera. Trzydziestka dziewi�tka od Placu Komsomolskiego z trzema dworcami szasta�a si� przez chwil� po porz�dnych ulicach, a za Mostem R�ewskim zadzwoni�a i wtoczy�a si� na zbutwia�e, drewniane, nie maj�ce ko�ca przedmie�cie. Na przystanku "NowoAleksiejewska" wsiad� do niej Siemion. Po drodze do fryzjera mimo wszystko trafi�y si� trzy du�e domy - dwa po prawej, jeden po lewej - a Siemion i tym razem uzna�, �e to zwiastuny nowego. Ko�o fryzjera, na lewo od rozp�dzonego tramwaju, pojawi�y si� puste przestrzenie, w�r�d kt�rych - na wzg�rzu czy nie na wzg�rzu - ros�a pi�kna sosna. Trzydziestka dziewi�tka, dudni�c, min�a samotne jak dusza Siemiona drzewo i przystan�a. Kiedy Siemion wysiad�, tramwaj potoczy� si� w stron� jakiego� tam Ostankina, a Siemionowi znowu, jak zesz�ym razem, zabi�o serce: na wprost niego sta�a g�ra z cerkwi� na szczycie, i ca�a ta g�ra, od podn�a do cerkwi, usiana by�a burymi domkami. W pomieszaniu Siemion ju� 28 ju� mia� pobiec do ostatniego domu od strony cerkwi, tego domu, gdzie si� na niego, Siemiona, naczekano, ale w por� si� pohamowa�. Cerkiew by�a niepodobna do tamtej, niedaleko kt�rej na niego czekano, a ca�a reszta, cho� nawet podobna, nie by�a jednak tamtym, a o tamtym pewnie nawet ju� nikt nie pami�ta�. Tamtego nie by�o zupe�nie - tamtego ju� nie by�o! - ale z powodu swej m�odo�ci Siemion na razie jeszcze nie zdo�a� si� przekona�, �e co� mo�e raptem znikn��, i cho� w og�le Siemion my�la� trze�wo, to w tym wypadku �udzi� si� nadziej�, aczkolwiek trwaj�c w nadziei te� mia� swoj� racj�. Dop�ki tamto istnia�o w nim, dop�ki Siemion nie zmieni� si� w nieboszczyka, tamto nie mog�o znikn��, tyle �e Siemion w swej prostocie nie wiedzia�, co z tym pocz��. Siemion nie wiedzia�, za to pewien cz�owiek wiedzia�. Ale Siemion nie zna� tego cz�owieka i nigdy o nim nie s�ysza�. A i nie us�yszy. Siemion ostrzyg� si� "na polk�", ale nie chcia� si� skrapia� wod� kolo�sk�, �eby nie robi� sobie wstydu i ludzi nie �mieszy�. Potem przeszed� po chrz�szcz�cych pod podeszwami czarnych k�aczkach swoich w�os�w, �eby zdj�� z wieszaka cyklist�wk� i napotka� bardzo uwa�ne spojrzenie, rzucone przez niespokojne, ale wszystkowidz�ce oczy niziutkiego szatniarza, kt�ry zagadn�� bardzo dociekliwie: - To m�odemu cz�owieku nie natrafi�a si� jeszcze �ona? A co to jego przeszkadza? Ju� dosy�, pan musisz sko�czy� z przypadkowe schadzki! 29 Sk�d szatniarz wiedzia�, �e Siemion mia� przypadkow� schadzk� - nie wiadomo! ...Idzie sobie Siemion przez kartoflisko, zaszed� ju� daleko, idzie za� do parowu, �eby nakopa� gliny do remontu pieca w suszarni, kt�ry zawalony jest ceg�ami z komina i ju� od roku nie grzeje. Idzie Siemion d�ugo, zm�czy� si� nawet. Okolica jest pusta, ludzi si� tu nie spotyka. Widzi, �e na miedzy siedz� dwie dziewczyny; s� bez eskorty, a przywie�li je, �eby do wieczora okopywa�y ziemniaki. A kiedy Siemion podchodzi do nich, jedna m�wi: - Poczekaj, frajerku! Siadaj z nami! A kiedy siada, zaczynaj� si� �mia�, nabija� si� z niego i tr�ca� go w bok. On te� si� �mieje i baraszkuje z nimi, ale dziewuchy przestaj� si� �mia�, zaczynaj� sapa�, szczypa� go i przyciska� do swoich bluz. - No, co� ty! No dalej! Szybciej, dawaj buca! - sapi�c, mamroc� niezrozumiale s�owa - no, we� nas na hebel - suczysynku! No! Potem jedna co� zrozumia�a i ochryple chichocz�c, przewraca go, ci�ko zwala si� na� z boku i wsysa w jego usta, a druga obmacuje portki Siemiona. - Poczekaj, czarnulku, poczekaj, nie kr�� si�! - dyszy pierwsza, �lini�c Siemiona mokrymi ustami, a druga, nie znajduj�c guzik�w, rozrywa sparcia�� gumk�, na kt�rej trzymaj� si� jego szarawary, po czym sadowi si� jakby na oklep. - Trzymaj go teraz, Ba�ka, trzymaj! - zd�awionym g�osem sapie i zaczyna si� mocno wierci�, a Ba�ka 30 trzyma, jak odwa�nik naciska na pier� Siemiona i te� sapie: - Potem mnie! Potem mnie, frajerku, te�... po kumpelce! - I wciska sw�j gruby j�zyk w rozwarte usta Siemiona... - Ju� czas, m�ody cz�owieku! Co to pana przeszkadza? - m�wi szatniarz konfidencjonalnie i konfidencjonalnie opowiada, �e on sam nie ma �o��dek, bo mu jego wyci�� jeden profesor, i �e takie trawienie to on �yczy swojemu wrogu, ale �y� mo�na, no i Pana Boga za to dzi�kowa�. Stosownie do pro�by cz�owieka bez �o��dka Siemion te� co� tam opowiada o sobie, a tamten z dezaprobat� obracaj�c w r�kach zszyt� z o�miu klin�w cyklist�wk� Siemiona, wys�uchuje wszystkiego uwa�nie, jednakowo� informacj� o tym, �e na zak�adzie u Siemiona pracuje s�ynny mistrz, towarzysz Rosyjski, z czego Siemion s�usznie jest dumny, nie wiadomo czemu puszcza mimo uszu. - Jaki te� oni dali pana etat? S�ysz�c, �e Siemion jest tokarzem-modelarzem, nowy znajomy m�wi: - A Faina Tokarz, co mieszka ko�o poczta, to ona nie jest pa�ska krewna? Nie? Ja si� pana dziwi�, ale niech jest, jak b�dzie! A �eby mnie tak oddali z powrotem m�j �o��dek, to ja znalaz� pana narzeczona! Potem wyci�ga gruby zeszyt w kratk�, o jakich tam, gdzie kszta�ci� si� Siemion, mo�na by�o tylko marzy�, zagl�da do niego i zaczyna mrucze�: - Widzisz pan, ja do ten czas. Pana Boga dzi�kowa�, patrz� bez �adne okulary... Ale co my 31 tutaj mamy?... Dwa instytuty, on ma sklep... to nie dla panu... A tutaj? Oni daj� pianino... to te� nie dla panu, oni by potrzebowali dosta� Misza Fichtenholz... Para oczy... siostra mieszka do nich razem, bez gwarancja wzi�cie do sw�j dom... ...Ha! A to co? Dziewczyna porz�dna, matka nauczycielka od niemiecki j�zyk... Ja tutaj wiem, kogo powiedzie�... Ona jest lekarka, jej m�� zabity... to ja potrzebuj� pomy�le�... Tutaj pana nie dadz� marny grosz... Na Pierwomajka matka jest piszczyd�o, a na co pana matka piszczyd�o, jak pan jeste� sierota?... O! Ja my�l�, �e to co� dla panu!... Pan m�wi�e� - tokarz? Tam oni b�d� radzi dosta� tokarz!... Cz�owiek bez �o��dka zna� sw�j fach, tote� Siemion przeni�s� si� do Ostankina, troch� w lewo od tych okolic, dok�d po fryzjerze toczy�a si� trzydziestka dziewi�tka. Siemiona o�eniono z Ew�, toporn� i przejrza��. Dziwne nawet na trawiastej ulicy imi� jeszcze we wczesnym Ewinym panie�stwie zrodzi�o powiedzonko: "Ewa zjad�a jab�ko z drzewa, niech si� m�a nie spodziewa", co z czasem jakby si� sprawdzi�o. R�ne okoliczno�ci zapracowa�y na o�enek Siemiona, a mi�dzy innymi raka, zdawa�oby si� drugorz�dna, �e rodzina narzeczonej pochodzi�a z tej samej okolicy, kt�ra rozwia�a si� z dymem, stamt�d, dok�d ju� ju� mia� pobiec Siemion, kiedy wysiad� na przystanku ko�o fryzjera. Ta rodzina by�a wielce nieurodziwa. Mama, Sozi Lw�wna, z zakatarzonym g�osem i w szalu 33 pluskwianego koloru, nie robi�a dobrego wra�enia. M�odsza siostra. Pola, by�a wprawdzie niezupe�nie garbata, taki jednak mia�a wygl�d - brak szyi, niedu�y wzrost, kr�tki tu��w przy d�ugich nogach, pr�ca do przodu, du�a, ju� kobieca pier�, mocno odchyla�y ja od zwyczajnych proporcji. Win� ponosi� oczywi�cie ojciec. To on pierwszy by� niski, z bardzo kr�tkim tu�owiem i d�ugimi nogami w granatowych bryczesach, wpuszczonych w w�skie chromowe buty z kaloszami. Pracowa� w myd�ami. Rozlewa� czerpakiem naft� i sprzedawa� towary chemiczne: knoty, �wiece stearynowe, je�li by�y, a nie by�o ich prawie nigdy, szuwaks, naftalin�, proszek perski, sznury, je�li by�y, dratw�, zawiasy do szop i gwo�dzie. Ca�a rodzina mia�a dziwn� sk�r�: troszeczk� t�ust�, jakby pokrywa�a cieniutk� warstw� bagiennej wody, kt�ra prze�wieca�a pod cieniutk� b�on� i to wytwarza�o przezroczysty br�zowy po�ysk, przechodz�cy w blask, kiedy kto� z rodziny si� spoci�. A pocili si� �atwo. Ponadto w myd�ami sprzedawano kit, a kit to ci�ki towar, trzeba umie� dobrze go rozwa�y�. Z korzy�ci� i dla innych, i dla siebie. Dlatego ojciec Ewy nie przewidywa� trudno�ci finansowych przy wydawaniu c�rek za m��. Byleby ch�tni byli. Z tego� powodu Siemion po �lubie z Ew� od razu przeni�s� si� z ni� do kupionego dla m�odych za niema�e pieni�dze pokoju. Rodzina Ewy mieszka�a na mansardzie u w�a�cicielki domu Darii Iwan�wny. Po prawdzie to - Trawiasta ulica 33 ani Ewa, ani jej bliscy, ani wreszcie pozostali mieszka�cy trawiastej ulicy nie mieli poj�cia, �e g�rne pomieszczenie w obszernym domu Darii Iwan�wny nazywa si� mansard� i u�ywali dla niego okre�lenia "na g�rze"; a gdyby nawet wiedzieli, to nie przydaliby temu ani sensu, ani znaczenia i z pewno�ci� zapomnieliby tego nieprzydatnego w �yciu s�owa. Chocia� tato Ewy mial pieni�dze, to wiele z tych pieni�dzy wycisn�� si� nie da�o - ot, tremo, ot, szaf� z lustrem, par� kupon�w materia�u! Kupno drugiego mieszkania dla rodziny nie mia�o sensu - "na g�rze" by�o ciep�o, nawet je�eli na dole u Darii Iwan�wny by�o zimno. Jej komin przebiega� wzd�u� ich �ciany. Na podw�rze za� - czy si� mieszka na g�rze, czy na dole - w du�y mr�z, albo noc� si� nie chodzi�o, od tego jest nocnik. Za to "na g�rze" nie okradn� cz�owieka, bo ca�a ulica by widzia�a... Dziewczynki ros�y, a� wyros�y. Obu potrzebni byli m�owie. Ewa by�a po prostu mocno przero�ni�ta. Wydawa� j� trzeba by�o na gwa�t - na trawiastej ulicy innych dziewczynek i dziewcz�t by�o, ile dusza zapragnie. Co prawda, ulica zawsze wiedzia�a, �e ziemistosk�r� Ew� - kto j� tam we�mie, a i kapita� taty nie zalicza� si� nawet do pierwszej dwudziestki w okolicy. Jest jednak B�g na niebie, no i jest cz�owiek bez �o��dka. Pierwszemu si� spodoba�o, a drugi chwalebnie do�o�y� stara�, za co wynagrodzony zosta� sze��dziesi�cioma rublami w przeliczeniu na nowe pieni�dze. 34 W domu naprzeciwko, gdzie m�odym kupiono pok�j u Smykow�w, mocno podupad�ych po rewolucji, przedtem za� maj�tnych mieszczan, pozosta�e pomieszczenia by�y ju� dawno rozsprzedane. Na przyk�ad na g�rze - tu te� mieli swoje "na g�rze" - mieszka�a Tatiana Turkin z ma�ym synkiem, ale bez m�a. By� to ptak egzotyczny. Ubiera�a si� szczeg�lnie, nie obawia�a si� chodzi� w futrze i nawet usta malowa�a, ale nie by�a p�atna, tylko pracowa�a w komisariacie ludowym. Mieszka�a tam jeszcze z mam� i z babci� delikatna dziewczyna-podlotek. Wystarczy�o, �eby wysz�a na trawiast� ulic� i skierowa�a si� dok�dkolwiek, a ju� z pi�knego domu po drugiej stronie ulicy wy�ania� si� ch�opiec z b��kitnym akordeonem, siada� na �awce i co� gra�, nie zwracaj�c na dziewczyn� uwagi. Lew� - tyln� - cz�� domu zajmowa�a milkliwa matka z milkliw� c�rk� nazwiskiem Bogdan�w. Nale�a�a do nich tylna cz�� podw�rza oraz niedu�y sad wi�niowy. ...Na ga��zkach wi�ni bywaj� takie gardzielowate rozszczepy - maj� wywr�cone brzegi, tak jak, powiedzmy, muszle, wida� wi�c ��tawy, intymny pasek wewn�trznej strony. Na tych p�kni�ciach pojawiaj� si� wyp�ywy, ciemnawe i przezroczyste, podobne do �ywicy - co� w rodzaju wi�niowej gumy �luzowej. Kiedy natrafi si� na taki wyp�yw, przyjemnie go odlepi� od niebieskawo-czarnej kory wi�niowej. Mo�na i nale�y go �u�. Szczeg�lnie w dzieci�stwie, bo s�aby i dziw- 35 ny smak tej drzewnej kropli wydaje si� wyra�ny i bogaty jedynie we wczesnych latach �ycia. Siemion pami�ta� ten smak i pewnego razu przyni�s� Ewie m�tn� wi�niow� marmoladk�, ale Ewa powiedzia�a: - Ja nie wk�adam do ust nie wiadomo czego! Siemion nie oczekiwa�, by z jakiego� powodu na tej ulicy zadzierzgn�a si� rozerwana wi� czasu. Co prawda nie zna� w og�le takiej kategorii, to my j� znamy, my, kt�rzy opowiadamy o samotnej Siemionowej duszy, a jednak w�a�nie na tej trawiastej ulicy poczu� si� jak w domu. M�wi�c �ci�lej, prawie jak w domu. Wyja�nijmy: harmonii Siemionowego �wiata bynajmniej nie obra�a�a koza, uwi�zana do palika w ko�cu ulicy, to by�o normalne - na trawiastej ulicy powinna by� koza, no ale dwie krowy ze swoimi gospodyniami, albo ch�opaczkowie polewaj�cy si� nawzajem wod� z hydronetek, kt�re zosta�y po "studebackerach" - to ju� dla instynktu Siemiona okaza�o si� czym� niepokoj�cym. W�a�nie temu podobne drobiazgi, kt�rych percepcja Siemiona absolutnie nie wyodr�bnia�a, samowolnie sk�ania�y go do pozostawania w samotno�ci. Jakim sposobem w og�le Siemion zosta� Siemionem? Trudno powiedzie�. To by� nader rzadki egzemplarz m�odego cz�owieka. Nie tylko nie umia� odr�ni� dobra od z�a, ale po prostu nie wiedzia� o ich istnieniu, poniewa� nie przejawia� najmniejszej sk�onno�ci do analizowania wydarze� lub te� czyichkolwiek (swoich w�asnych nie 36 wy��czaj�c) post�pk�w. Mia� szcz�cie - nikt nigdy go powa�nie nie skrzywdzi�, a te niedu�e krzywdy, kt�rych mia� okazj� dozna�, nie przyczyni�y si� do nabrania do�wiadczenia, ostro�no�ci ani rozwagi. Nie mo�na powiedzie�, �eby Siemion �atwo nawi�zywa� przyja�nie, albo �e z niefrasobliwego zrobi� si� dobroduszny. By� taki sam przez si�. Ale nie ze z�o�ci, nie z ch�ci ustrze�enia si� przed czym�, nie z powodu z�ego charakteru. By� samotny genetycznie, a do tego tak�e skazany na samotno��, kiedy okoliczno�ci sprawi�y, �e znalaz� si� w opuszczonym klasztorze pod Penz�, w kt�rym mie�ci�a si� szko�a rzemios�a z dziesi�cioma raptem uczniami i czterema doros�ymi. Klasztorek po�o�ony by� z dala od samej Penzy - ani nami�tno�ci, ani wp�ywy tej mie�ciny jako� do ch�opc�w, dziwnie jednakowych pod wzgl�dem ospa�ego temperamentu, nie dochodzi�y; rzemios�a za� uczyli ich ludzie cisi i dobrzy. Dlatego w�a�nie Siemion prze�y� dzieci�stwo i m�odo�� wprawdzie biednie, wprawdzie odludnie, ale za to w zupe�nym spokoju. Marne jedzenie, nauka, samodzielne remonty przedpotopowych pomieszcze�, ogr�d, zapewniaj�cy �ywno�ciow� samowystarczalno��, szykowanie drew na d�ug� zim� - wszystko to przyhamowa�o nawet dojrzewanie ch�opc�w, tote� diabe� w rzemie�lniczej szkole, czyli w klasztornych �cianach, nie mia� nic do roboty, a lubie�no�ci i po��dania nie by�o wr�cz od kogo si� nauczy�. Mia�y miejsce, co prawda, jakie� tam rozmowy: na przyk�ad, �e 37 jak dziewczyna pozwoli si� poca�owa� w zegarek na r�ku, to znaczy, �e zgadza si�, �eby j� obj�� i w og�le. Co� tam si� wyrostkom �ni�o, ale to wszystko by�o takie normalne, jak oddychanie. A zatem Siemiona, kt�ry nie nauczy� si� prawie �adnych nami�tno�ci, popychaj�cych spo�ecze�stwo czy to naprz�d, czy te� wstecz, tego jeszcze dok�adnie nie wiadomo. B�g czego� jednak nauczy�. Siemion mia� sk�onno�� do tego, co pi�kne. Nie znaczy to, �e rozpoznawa� pi�kno przez kontrast, z tym, co brzydkie. Nie nauczony tego, by co� przedk�ada� nad co�, nie przedk�ada� pierwszego nad drugie, chocia� wszystkie jego pi�� zmys��w wybiera�o z otaczaj�cego �wiata przede wszystkim to, co pi�kniejsze. Dlatego w�a�nie nie zrozumia�, �e zosta� kupiony na m�a, dlatego w�a�nie powierzchowno�� Ewy wcale go nie stropi�a, dlatego nie uszcz�liwi�y go wy�cie�ane krzes�a, tremo i kanapa z p�k�, kt�re posiad� w dodatku do Ewy. Dlatego w�a�nie nie wyczu� zdumienia i dezaprobaty, wywo�anych tak interesownym nawet z punktu widzenia trawiastej ulicy ma��e�stwem, i nie dos�ysza�, jak pewnego razu Rebeka Mark�wna powiedzia�a: "Kupili parobka w dziurawym kapeluszu!". Za to Ewa dos�ysza�a. No, ale cokolwiek by�my m�wili, o�eni� si� i, cokolwiek powiemy, zacz�� �y� z kobiet�, kt�ra ka�dego miesi�ca przez ca�y tydzie� m�wi�a: "Nie mo�na si� teraz do mnie zbli�a�!" - tote� Siemion si� nie zbli�a�. Za to za pierwszym razem, 38 kiedy po weselu zosta� z Ew� sam na sam, poca�owa� Ew� w zegarek ZIF i to poskutkowa�o - mo�na si� by�o zbli�y�. O�eni� si� i zacz�� �y� w jednym pokoju z innym cz�owiekiem. Wcale mu to nie przeszkadza�o, poniewa� od urodzenia, jak to by�o przyj�te w internatach i hotelach robotniczych, mieszka� w pokojach z innymi lud�mi, kiedy wi�c zacz�� mieszka� z Ew�, nie zauwa�y� specjalnej r�nicy, tak jak nie zauwa�y� braku dziewictwa Ewy, bo po prostu by� nieu�wiadomiony co do tej bardzo wa�nej dla ludzkiego samopoczucia sprawy, a je�li co� s�ysza�, to pu�ci� mimo uszu, albo nic z tego nie zrozumia�. Nie zauwa�y� tak�e z�o�ci Ewy, cho� ta by�a w rozpaczy, nie wiedz�c, jak oszuka� Siemiona. Co� tam wymy�li�a, co� tak starodawnego, jak jej imi�, i tak naiwnego, jak naiwno�� Siemiona, nie zwracaj�cego uwagi na delikatne szczeg�y, a to jeszcze bardziej rozw�cieczy�o Ew�, kt�ra ow� postaw� oceni�a jako oboj�tno�� wobec jej, niechby i udawanej, ale zawsze cnoty. Co si� za� tyczy utraty cnoty rzeczywistej, o tym stara�a si� nie pami�ta�. Dlatego w�a�nie takie szcz�cie jak kupno pokoju rozdra�nia i podkr�ca Ew� - przecie� pok�j kupiono u Smykow�w! - dlatego troskliwe rady matki przed o�tarzem ofiarnym ma��e�stwa oraz brak wyra�nych dozna� u Siemiona podczas spe�nienia aktu w�ciekaj� j� i czyni� jeszcze bardziej ponur�, tym bardziej, �e wyczuwa i dostrzega wyczekuj�ce a z�o�liwe zachowanie si� trawiastej ulicy. Tote� �ycie z m�em, kt�ry jest od niej i m�od- 39 szy, i w jej mniemaniu g�upszy, a mniemanie to podzielaj� nawet matka i siostra, zaczyna si� w og�le ponuro. Trawiasta ulica mog�aby co prawda przywykn�� do tego ma��e�stwa, gdyby Ewa zasz�a w ci��� i urodzi�a dziecko, ale Ewa na domiar z�ego nie zachodzi�a, a to ju� zupe�ne skaranie boskie. A jej m��, kt�ry cz�ciowo odzyska� utracon� ci�g�o�� epok, przez swoj� prostoduszno�� nie widzi Ewinej udr�ki, zauwa�a za to, �e kiedy Ewa pojawia si� w pokoju, powietrze bez powodu nagle czu� amoniakiem, a i sam� Ew� nim czu�, kiedy za� Ewa idzie do �a�ni, dok�d wybiera si� z miednic� raz na miesi�c, to amoniakiem czu� s�abiej, chocia� dla odmiany zaczyna zaje�d�a� �aziebn� myjk�. Siemion �yje spokojnie. Chodzi na zak�ad. Nosi wod� z hydrantu, do siebie i Ewy oraz "na g�r�". Nosi drwa i do siebie, i na g�r�, a w piecu pali tylko u siebie i Ewy. Wieczorami wyczytuje Ewie ze �ciennego kalendarza rozmaite wa�ne rzeczy, a z dw�ch oderwanych ju� kartek, dw�ch dni swego �ycia, kt�re up�yn�y, wycina ma�ymi no�yczkami portrety W�odzimierza Iljicza Lenina i J�zefa Wissarionowicza Stalina, potem bierze dwa spodki, k�adzie na dno jednego spodka jeden portret, na dno drugiego drugi, oba skierowane twarz� w d�, i zalewa spodki gipsem, kt�ry przyni�s� z zak�adu. A w gipsie umieszcza jeszcze p�telki, splecione z nitek numer czterdzie�ci. Kiedy gips twardnieje, Siemion przewraca spodki i najpierw stuka w denko, a potem podnosi spo- 40 dek. Wychodzi rzecz bardzo �adna - z bia�ych wypuk�ych kr��k�w �askawie spogl�daj� przyw�dcy i w dodatku od razu maj� ju� p�telki. Ewie te� si� to podoba, tote� pozwala Siemionowi powiesi� �adne rzeczy ko�o trema. A kto tylko wejdzie do domu, od razu si� dziwi. Siemion czyta jeszcze Ewie wycinek z gazety o pewnym wielkim aktorze, kt�ry ��da� od innych aktor�w, �eby na przedstawieniu wszystko by�o jak naprawd�; nawet je�li potrzebne b�dzie, �eby buty by�y chromowe, to niech szyj� chromowe! Nawet je�li trzeba, �eby na niebie �wieci� ksi�yc - to si� go przywiezie z planetarium. Ponadto Siemion namawia Ew�, �eby popatrzy�a na sosn�, samotnie stoj�c� na wzg�rzu, obok kt�rego kilka razy jecha� kiedy� do fryzjera. Ewa posz�a, ale przez ca�� drog� by�a niezadowolona, bo nowe cz�enka otar�y jej "kawa�ek nogi", a i c� takiego sosna - drzewo, jak drzewo. Siemion, kt�ry lubi� swoj� sosn�, nie zasmuci� si�, tak jak si� nie smuci� z �adnego powodu. Do smucenia dopiero b�dzie musia� si� przyzwyczaja�. Do sosny poszli z Ew�, jak ju� prawie by�o lato, a w zimie chodzili tylko w go�ci, a tak�e bywali "na g�rze" u rodzic�w. Za ka�dym razem, kiedy wybierali si� w go�ci, Ewa czeka�a, a� si� �ciemni, bo nie warto, �eby ca�a ulica widzia�a jej foki, a po ciemku mog�a przej�� niepostrze�enie. Tak robi�o wielu na tej ulicy - w drogich futrach przemykali si� w go�ci wieczorami, �eby nie dra�ni� tych, kt�rzy drogich futer nie mieli. Rzecz jasna zim�. 41 Dobrze by�o p�j�� do rodzic�w. Siemion za ka�dym razem w pop�ochu traci� g�ow�, kiedy przest�powai pr�g pokoju, w kt�rym siedzieli ludzie, a na stole stal� pon�tna strawa. Tak jak wtedy z cerkwi� na wzg�rzu, przez chwil� s�dzi�, �e w ko�cu trafi� do ostatniego domu od strony cerkwi, domu, gdzie si� na niego naczekali, ale od razu si� miarkowa�, chocia� w trakcie wieczoru co� znowu zaczyna�o mu dokucza�, pojawiaj�c si� to w bursztynowych oczkach roso�u z gotowan� fasol�, to w srebrnej, pochylonej czarce, pachn�cej, kiedy si� z niej pi�o, tak jak zawsze pachn� kieliszki z pociemnia�ego srebra, zawsze czyli tak�e tam, tam - od strony cerkwi... Chocia� Siemio