Jordan Robert - Koło Czasu 5a - Ognie Niebios

Szczegóły
Tytuł Jordan Robert - Koło Czasu 5a - Ognie Niebios
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Jordan Robert - Koło Czasu 5a - Ognie Niebios PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Jordan Robert - Koło Czasu 5a - Ognie Niebios PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Jordan Robert - Koło Czasu 5a - Ognie Niebios - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Robert Jordan Strona 3 OGNIE NIEBIOS (Przełożyła Katarzyna Karłowska) Dla Harriet Światło jej oczu jest moją Światłością A wraz z jego nadejściem przerażające ognie płoną znowu. Wzgórza gorzeją, a ziemię pokrywa popiół. Ludzkie fale przewalają się w ucieczce, godzin ubywa. Mur jest skruszony, kurtyna rozstania uniesiona. Burze łomoczą za horyzontem, a ognie niebios smagają ziemię. Nie ma zbawienia bez zniszczenia, żadnej nadziei po tej stronie śmierci. fragment z Proroctw Smoka tłumaczenie przypisywane N'Delii Basolaine Pierwsza Panna i Miecz Raidhen z Hol Cuchone około 400 PP Strona 4 PROLOG SYPIĄ SIĘ PIERWSZE SKRY Siedząca za szerokim stołem Elaida do Avriny a'Roihan nieobecnym ruchem musnęła palcami długą stułę z siedmioma pasami otaczającą jej ramiona, stułę Zasiadającej na Tronie Amyrlin. Wielu uznałoby ją za skończoną piękność, przynajmniej na pierwszy rzut oka, ale przy powtórnym spojrzeniu wychodziła na jaw pewna surowość rysów na pozbawionej śladów upływu lat twarzy. Dzisiaj gościło na niej coś jeszcze - odległy gniew w ciemnych oczach. Gdyby tylko ktoś był w stanie go dostrzec. Ledwie słuchała kobiet siedzących przed nią na stołkach. Ich suknie pyszniły się wszelkimi kolorami, od bieli po ciemną czerwień, uszyte z jedwabiu i wełny w zależności od tego, co każdej z nich dyktował własny smak, jednak wszystkie prócz jednej nosiły swe ceremonialne szale, zdobione Białym Płomieniem Tar Valon, umieszczonym centralnie na plecach; kolorowe frędzle znamionowały przynależność do ich Ajah, jakby to było oficjalne posiedzenie Komnaty Wieży. Omawiały raporty i plotki dotyczące wydarzeń dziejących się w dalekim świecie, starając się odsiać fakty od zmyśleń, usiłując podjąć decyzje określające przyszłe działania Wieży, ale rzadko obdarzały choćby przelotnym spojrzeniem kobietę siedzącą za stołem, kobietę, której przysięgały posłuszeństwo. Nie zwracały należytej uwagi na Elaidę. Nie docierało do nich, co jest naprawdę ważne. A może nawet docierało, ale obawiały się nawet o tym napomknąć. - Na pewno coś się dzieje w Shienarze. - To powiedziała Danelle, szczupła, chwilami jakby całkowicie pogrążona w marzeniach, jedyna Brązowa spośród Strona 5 obecnych sióstr. Żółte i Zielone również miały tu tylko po jednej przedstawicielce i wcale im się to specjalnie nie podobało. Brakowało Błękitnych. Wielkie niebieskie oczy Danelle przepełniało skupienie; nie zauważona smużka atramentu plamiła jej policzek, a ciemnoszara wełniana suknia była zmięta. - Doszły mnie słuchy o utarczkach zbrojnych. Nie z trollokami i nie z Aielami, chociaż częstotliwość rajdów dokonywanych zza Przełęczy Niamh jakby się nasiliła. Między samymi Shienaranami. To dość niezwykłe dla Ziem Granicznych. Oni rzadko walczą ze sobą. - Wybrali właściwy moment, jeżeli zamierzają rozpętać u siebie wojnę domową - chłodno zauważyła Alviarin. Smukła i wysoka, cała w białych jedwabiach, jedyna, która nie miała na sobie szala. Stuła Strażniczki otaczająca jej ramiona również była biała, wskazując, że wyniesiono ją do tej godności z Białych Ajah. Nie zaś z czerwonych, byłych Ajah Elaidy, jak nakazywała tradycja. Białe były zawsze chłodne. - Trolloki zachowują się, jakby wymarły. Cały Ugór zdaje się wystarczająco spokojny, aby strzec go mogli dwaj pasterze i nowicjuszka. Kościste palce Teslyn poprawiły dokumenty spoczywające na jej podołku, ale nie spojrzała nawet na nie. Jedna z czterech obecnych w komnacie Czerwonych sióstr - a było ich więcej niźli pozostałych Ajah - pod względem surowości ustępowała jedynie Elaidzie, choć nikt nigdy nie uznałby jej za piękność. - Byłoby lepiej może, gdyby nie panował tam tak przemożny spokój - powiedziała Teslyn z silnym illiańskim akcentem. - Otrzymałam wiadomość dzisiejszego ranka, że Marszałek-Generał Saldaei powiódł armię w pole. Nie w kie- runku Ugoru, ale w przeciwną stronę. Na południowy wschód. Nigdy by tak nie postąpił, gdyby Ugór nie zdawał się całkowicie uśpiony. - A więc wieści o Mazrimie Taimie zaczynają się rozchodzić. - Alviarin równie Strona 6 dobrze mogłaby dyskutować o pogodzie lub o cenie dywanów, zamiast o potencjalnej katastrofie. Wiele wysiłku włożono w pojmanie Taima, jeszcze więcej w zatajenie jego ucieczki. Nic dobrego nie wyniknie dla Wieży, jeśli świat dowie się, że nie potrafiły poradzić sobie z fałszywym Smokiem, i to po tym, jak go już schwytały. Wygląda na to, że królowa Tenobia albo Davram Bashere, ewentualnie oboje naraz, doszli do wniosku, iż nie można nam zaufać, że znowu sobie z nim poradzimy. Na wzmiankę o Taimie zapadła martwa cisza. Ten mężczyzna potrafił przenosić - prowadzono go już do Tar Valon, gdzie miał zostać poskromiony, odcięty na zawsze od Jedynej Mocy, kiedy udało mu się zbiec - choć nie to zasznurowało im usta. Niegdyś istnienie mężczyzny zdolnego do przenoszenia Jedynej Mocy objęte było najściślejszą tajemnicą; ściganie takich mężczyzn było głównym powodem istnienia Czerwonych Ajah, pozostałe zaś pomagały im w tym, jak tylko mogły. Jednak wszystkie prawie kobiety siedzące przy stole poruszyły się nerwowo na stołkach, unikając wzroku pozostałych, ponieważ wzmianka o Taimie doprowadziła je niebezpiecznie blisko tematu, o którym nie chciały mówić głośno. Nawet Elaida poczuła ściskanie żołądka. Alviarin najwyraźniej nie miała takich oporów. Kącik jej ust lekko zadrżał, wykrzywiając ich linię, co mogło oznaczać zarówno uśmiech, jak i grymas pogardy. - Podwoję nasze wysiłki mające na celu schwytanie Taima. I proponuję, aby oddelegować siostrę, która by doradzała Tenobii. Kogoś nawykłego do przezwyciężania tępego uporu, jakim charakteryzuje się ta młoda kobieta. Pozostałe pośpiesznie starały się wypełnić niewygodną ciszę, która zapadła przed chwilą. Joline poprawiła na szczupłych ramionach swój szal o zielonych frędzlach i uśmiechnęła się, chociaż był to uśmiech nieco wymuszony. Strona 7 - Tak. Ona potrzebuje Aes Sedai u swego boku. Kogoś, kto da sobie radę z Bashere. On ma zdecydowanie nadmierny wpływ na Tenobię. Trzeba skłonić go, by wycofał swoją armię, tam gdzie jest jej miejsce, na wypadek przebudzenia się Ugoru. Rozchylenie szala odsłoniło jakby za głęboki dekolt, bladozielona suknia była obcisła, trochę nazbyt ściśle przylegała do ciała. I uśmiechała się za często, jak na gust Elaidy. Szczególnie do mężczyzn. Zielone zawsze takie były. - Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebujemy, jest armia ruszająca w pole - powiedziała szybko Shemerin, Żółta siostra. Była kobietą pulchną, której nigdy nie udawało się zachować zewnętrznego opanowania Aes Sedai. Jej oczy zawsze otaczały zmarszczki znamionujące niepokój, ostatnimi czasy coraz głębsze. - I kogoś do Shienaru - dodała Javindhra, kolejna Czerwona. Pomimo gładkich policzków jej kwadratowa twarz sprawiała wrażenie dostatecznie twardej, by można było wbijać z jej pomocą gwoździe. W głosie pobrzmiewały ochrypłe tony. - Nie podobają mi się tego rodzaju kłopoty na Ziemiach Granicznych. Ostatnią rzeczą, jakiej nam potrzeba, jest osłabienie Shienaru do tego stopnia, by hordy trolloków mogły się wyrwać na świat. - Być może. - Alviarin pokiwała głową, zastanawiając się. - Ale przecież mamy swoje agentki w Shienarze... Mają je... bez wątpienia... Czerwone, a zapewne również i pozostałe?... - Cztery Czerwone siostry pokiwały nieznacznie głowami, z niechęcią; poza nimi żadna nie wykonała najmniejszego gestu. - W razie czego one nas ostrzegą, jeśli te drobne utarczki zaczną przekształcać się w coś, czym powinnyśmy się przejmować. Było tajemnicą, znaną niemal powszechnie, że wszystkie Ajah, oprócz Białych, poświęcających się wyłącznie logice i filozofii, miały szpiegów infiltrujących w różnym Strona 8 stopniu wszystkie nacje, chociaż siatkę Żółtych uznawano za godną pożałowania. Po prostu nie było niczego w kwestii chorób i Uzdrawiania, czego mogłyby się nauczyć od tych, którzy nie potrafili przenosić. Poza tym niektóre siostry miały również swoich własnych agentów, choć przypuszczalnie strzegły ich jeszcze bardziej zazdrośnie aniżeli Ajah swoich szpiegów. Błękitne miały najszerzej rozbudowane siatki, zarówno osobiste, jak i będące w dyspozycji całej Ajah. - A zatem, jeśli chodzi o Tenobię i Davrama Bashere ciągnęła dalej Alviarin - zgadzamy się, że musi zająć się nimi któraś z sióstr? Prawie nie czekała na potakujące skinienia głów. - Dobrze. To mamy załatwione. Najlepsza będzie Memara; nie dopuści do żadnych nonsensownych działań ze strony Tenobii, a jednocześnie nigdy nie da jej poznać, że to ona trzyma smycz. Teraz kolejna kwestia. Czy któraś otrzymała może świeże wieści z Arad Doman lub Tarabonu? Jeżeli czegoś tam wkrótce nie zrobimy, może się okazać, że Pedron Niall oraz jego Białe Płaszcze zajęły cały teren od Bandar Eban po Wybrzeże Cienia. Evanellin, masz coś? Arad Doman i T'arahon rozdzierała wojna domowa, działy się tam rzeczy straszne. Jakikolwiek porządek na tych terenach przestał istnieć. Elaida była zaskoczona, że w ogóle poruszyły ten temat. - Tylko plotki - odrzekła Szara siostra. Jej jedwabna suknia, dostosowana odcieniem do koloru frędzli szala, była znakomicie skrojona, z głębokim wycięciem na plecach. Elaida często myślała, że ta kobieta powinna zostać Zieloną, tak absorbowały ją wygląd i stroje. - Na tych nieszczęsnych ziemiach niemalże wszyscy to uchodźcy, włączając w to tych, którzy mogliby przesyłać wieści. Panarch Amathera rzekomo gdzieś zniknęła i wydaje się, że jakaś Aes Sedai mogła być wmieszana... Strona 9 Dłonie Elaidy zacisnęły się na krawędziach stuły. Na jej twarzy nie odbiło się żadne z targających nią uczuć, choć w oczach zapłonął ogień. Kwestia armii saldaeańskiej została wyczerpana. Przynajmniej Memara należała do Czerwonych; to ją zaskoczyło. Ale one nigdy nie pytały jej o zdanie. Załatwione. Zaskakujące domniemanie, że za zniknięciem Panarch stała jakaś Aes Sedai - jeśli nie była to jeszcze jedna z nieprawdopodobnych opowieści, które spływały z zachodniego wybrzeża - nie chciało opuścić umysłu Elaidy: Aes Sedai rozproszyły się wszędzie, od Oceanu Aryth po Grzbiet Świata, a Błękitne przecież mogły się posunąć do wszystkiego. Nie minęły jeszcze dwa miesiące od czasu, gdy wszystkie uklękły, by złożyć hołd i przysiąc wierność - jej jako ucieleśnieniu Białej Wieży - a teraz podejmują decyzje, nawet nie spoglądając w jej stronę. Gabinet Amyrlin znajdował się jedynie kilka poziomów powyżej stóp Białej Wieży, a jednak to pomieszczenie stanowiło jej serce w takim samym sensie, jak sama Wieża, barwy pobielałej kości, była sercem Tar Valon, wielkiego miasta na wyspie, kołysanej wodami rzeki Erinin. Samo zaś Tar Valon było, a przynajmniej powinno być, sercem świata. Wnętrze komnaty opowiadało historię władzy dzierżonej kolejno przez wiele następujących po sobie kobiet, które ją zajmowały posadzka z polerowanego czerwonego kamienia z Gór Mgły, wysoki kominek ze złotego marmuru z Kandori, ściany wyłożone bladym, osobliwie pręgowanym drewnem, cudownie rzeźbionym w postacie nieznanych ptaków i zwierząt sprzed ponad tysiąca lat. Ozdobnym kamieniem lśniącym niczym perła obramowano wysokie sklepione łukami okna, wychodzące na balkon, pod którym rozpościerał się prywatny ogród Amyrlin; kamieniem, do którego podobny znaleziono jedynie w ruinach bezimiennego miasta, pochłoniętego przez Morze Sztormów podczas Pęknięcia Świata. Komnata Strona 10 ucieleśniająca potęgę samych Amyrlin, które sprawiały, że trony tańczyły na ich wezwanie od blisko trzech tysięcy lat. A one nawet nie spytały o jej opinię. Te uchybienia zdarzały się nazbyt często. Co gorsza a z pewnością było to najbardziej gorzkie ze wszystkiego uzurpowały sobie prawo do posiadania autorytetu, i to na dodatek zupełnie machinalnie. Wiedziały, w jaki sposób zdobyła stułę, rozumiały dobrze, że to dzięki ich pomocy mogła otoczyć nią swe ramiona. Sama o tym wiedziała aż za dobrze. Jednak posuwały się zbyt daleko. Wkrótce będzie musiała coś z tym zrobić. Ale jeszcze nie teraz. Ona też wycisnęła swoje piętno na tym pomieszczeniu, przynajmniej starała się o to, na ile tylko mogła; stół do pisania bogato rzeźbiony w potrójne pierścienie, masywne krzesło inkrustowane odrobionym w kości słoniowej Płomieniem Tar Valon, zawieszonym ponad jej ciemnymi włosami niczym wielka śnieżna łza. Trzy szkatułki z altarańskiej emalii rozstawione na stole w równych odległościach - jedna z nich mie- ściła najwspanialsze egzemplarze jej kolekcji miniatur. W białej wazie, na prostym postumencie stojącym pod ścianą, stały czerwone róże, wypełniając pomieszczenie słodką wonią. Od czasu jej wyniesienia nie spadła ani kropla deszczu, ale dysponując Mocą, można było w każdej chwili mieć świeże kwiaty; a ona zawsze uwielbiała kwiaty. Tak łatwo było je pielęgnować i wydobywać z nich piękno. Dwa obrazy wisiały na ścianie; lekko unosząc głowę, mogła je łatwo dojrzeć z miejsca, w którym zwykła siadać. Pozostałe unikały patrzenia w ich stronę; spośród kobiet odwiedzających jej gabinet jedynie Alviarin spoglądała na nie choćby przelotnie. - Czy są jakieś wieści o Elayne? - nieśmiało zapytała Andaya. Zwiewna, podobna do ptaka, niska kobieta, pozornie nieśmiała, druga z Szarych sióstr obecnych Strona 11 w towarzystwie, zdecydowanie nie wyglądała na zdolną mediatorkę, choć w istocie była jedną z najlepszych. W jej akcencie wciąż jeszcze się słyszało leciutkie ślady wymowy z Tarabonu. - Albo o Galadzie? Jeżeli Morgase dowie się, że gdzieś nam zginął jej pasierb, może znowu zacząć nas pytać o losy swej córki, tak? A jeśli dowie się, że nie upilnowałyśmy Dziedziczki Tronu, Andor może się okazać dla nas równie niedostępny jak Amadicia. Kilka kobiet potrząsnęło głowami - nie miały żadnych informacji, Javindha zaś powiedziała: - Czerwona siostra jest na miejscu w Królewskim Pałacu. Niedawno wyniesiona, tak więc trudno będzie rozpoznać w niej Aes Sedai. - Miała na myśli fakt, że twarz tamtej nie była jeszcze naznaczona piętnem braku upływu lat związanym z długim używaniem Mocy. Ktoś, kto próbowałby odgadnąć wiek kobiet zgromadzonych w gabinecie, mógłby mieć kłopoty ze zmieszczeniem się w dwudziestoletniej granicy błędu, a w wielu przypadkach zapewne pomyliłby się nawet dwukrotnie. - Jest dobrze wykształcona, zdecydowana, całkiem silna i nadto jest dobrą obserwatorką. Morgase zaś zajęta jest wysuwaniem swych roszczeń do tronu Cairhien. Kilka kobiet nerwowo poruszyło się na swych stołkach, a jakby zdając sobie sprawę, iż oto znalazła się niebezpiecznie blisko pewnych ryzykownych kwestii, Javindhra pośpiesznie ciągnęła dalej: - Ponadto jej uwagę wydaje się również absorbować jej nowy kochanek, lord Gaebril, choć w odmienny zupełnie sposób. - Jej cienkie usta zacisnęły się w prawie niewidoczną kreskę. - Ona całkowicie oszalała na punkcie tego mężczyzny. - To on ją nakłania do mieszania się w sprawy Cairhien - oznajmiła Alviarin. - Sytuacja tam jest prawie równie zła jak w Tarabonie i Arad Doman; niemalże Strona 12 wszystkie domy walczą o Tron Słońca, a głód nęka cały kraj. Morgase zaprowadzi porządek, ale dużo czasu zabierze jej zdobycie tronu. Dopóki jednak to nie nastąpi, nie będzie miała dość sił, by kłopotać się pozostałymi sprawami, nawet losem Dziedziczki Tronu. A ja zleciłam jednej z urzędniczek, by wysyłała okazjonalne listy, nieźle bowiem potrafi naśladować charakter pisma Elayne. Morgase powinno to wystarczyć, dopóki ponownie nie odzyskamy nad nią odpowiedniej kontroli. - Przynajmniej jej syn wciąż pozostaje w naszych rękach. - Jolin uśmiechnęła się. - O Gawynie trudno powiedzieć, że pozostaje w czyichkolwiek rękach - ostro wtrąciła Teslyn. - Ci jego Młodzi wdają się w potyczki z Białymi Płaszczami po obu stronach rzeki. On w równym stopniu zachowuje się wedle własnego uznania, co słucha naszych wskazań. - Zostanie przywołany do porządku - powiedziała Alviarin. Elaida zaczynała powoli nienawidzić tego jej niewzruszonego, chłodnego opanowania. - Jeśli już mówimy o Białych Płaszczach - wtrąciła Danelle - wygląda na to, że Pedron Niall prowadzi potajemne negocjacje, starając się przekonać Altarę oraz Murandy do scedowania części swych ziem na rzecz Illian, aby tym samym powstrzymać Radę Dziewięciu od inwazji na nie. Uspokojone przebiegiem dotychczasowej rozmowy, kobiety siedzące po drugiej stronie stołu zaczęły trajkotać, starając się wydedukować, czy aby negocjacje Lorda Kapitana Komandora nie doprowadzą przypadkiem do nadmiernego zwiększenia wpływów Synów Światłości. Może należało przeszkodzić w rozmowach, aby na koniec Wieża mogła wkroczyć i sprawić, by przywódcę Synów zastąpiono bardziej spolegliwym kandydatem. Strona 13 Elaida zacisnęła usta. Wielokrotnie w przeszłości zdarzało się, że Wieża była zmuszona postępować niezwykle ostrożnie - zbyt wielu lękało się ich, zbyt wielu im nie ufało - ale one same nigdy nie bały się niczego i nikogo. A jednak teraz w ich sercach zagościł strach. Uniosła wzrok i spojrzała na wiszące na ścianie obrazy. Jeden składał się z trzech drewnianych paneli ilustrujących historię Bonwhin, ostatniej Czerwonej, która została tysiąc lat temu wyniesiona do godności Zasiadającej na Tronie Amyrlin i z powodu której od tego czasu żadna z Czerwonych nie nosiła stuły. Dopóki nie nastała Elaida. Bonwhin, wysoka i dumna, rozkazująca Aes Sedai w czasach, gdy próbowały manipulować Arturem Hawkwingiem; Bonwhin, wyzywająca, na białych murach Tar Valon, obleganego przez siły Hawkwinga; i Bonwhin na kolanach, poniżona przed Komnatą Wieży, kiedy zdarły z niej stułę i odebrały laskę Amyrlin za to, że o mało nie doprowadziła do zguby Wieży. Wiele zastanawiało się, dlaczego Elaida wydobyła ten tryptyk z magazynu, gdzie spoczywał, pokrywając się kurzem; wrażliwe ucho Elaidy potrafiło wyłapać poszeptywania, nawet jeśli żadna nie mówiła nic głośno. Nie rozumiały, że należy stale przypominać o cenie, jaką się płaci za porażkę. Drugi malunek, kopia rysunku jakiegoś ulicznego artysty z dalekiego zachodu, powstał współcześnie. To dzieło wywoływało jeszcze więcej niepokoju u patrzących na nie Aes Sedai. Dwaj mężczyźni, dzierżąc w dłoniach błyskawice, walczyli ze sobą pośród chmur, pozornie na niebie. Pierwszy o gorejącej twarzy, drugi - wysoki i młody, z czupryną rudawych włosów. To właśnie ów młodzieniec był przedmiotem wszystkich obaw, na jego widok nawet Elaida zaciskała zęby. Sama jednak nie była pewna, czy z gniewu, czy raczej po to, by powstrzymać ich szczękanie. Ale strach można i należy Strona 14 opanować. Najważniejsze to panować nad sobą. - Skończyłyśmy więc - oznajmiła Alviarin, unosząc się zgrabnie ze swego stołka. Pozostałe poszły za jej przykładem, poprawiając szale i suknie, przygotowywały się do opuszczenia komnaty. - W ciągu trzech dni spodziewam się... - Czy pozwoliłam wam odejść, moje córki? To były pierwsze słowa, jakie padły z ust Elaidy od czasu, gdy pozwoliła im usiąść. Spojrzały na nią zaskoczone. Zaskoczone! Niektóre cofnęły się do swoich miejsc, ale bez nadmiernego pośpiechu. I bez słowa przeprosin. Zbyt długo już na to pozwalała. - Ponieważ już stoicie, pozostaniecie w takiej pozycji, dopóki nie skończę. Przez moment te, które już siadały, zamarły skonsternowane, nie bardzo wiedząc, co uczynić, ona zaś poczekała. aż z ociąganiem podniosły się na powrót i mówiła dalej: - Nie usłyszałam najmniejszej wzmianki o poszukiwaniach tej kobiety i jej towarzyszek. Nie musiała wymieniać nazwiska tej kobiety, nazwiska jej poprzedniczki. Wiedziały, o kim mówi, a Elaidzie z każdym dniem coraz trudniej było nawet w myślach wspominać imię byłej Amyrlin. Wszystkie jej aktualne problemy - literalnie wszystkie! - były z przyczyny kobiety. - To niełatwa sprawa - oznajmiła Alviarin gładko same przecież rozsiewałyśmy pogłoski, że została stracona. Ta kobieta miała chyba lód w żyłach; Elaida twardo spoglądała jej w oczy, póki tamta nie dodała z ociąganiem: - Matko ale nazbyt spokojnie, wręcz niedbale. Spojrzenie Elaidy prześlizgnęło się po pozostałych, w tonie jej głosu Strona 15 zadźwięczała stal. - Joline, ty kierujesz poszukiwaniami oraz śledztwem dotyczącym okoliczności jej ucieczki. W obu kwestiach nie słyszałam dotąd nic prócz skarg na trudności. Być może całodniowa kara zwiększy twoją pilność, córko. Zapisz wszystko, co uznasz za stosowne, i prześlij do mojego gabinetu. Jeżeli okaże się to... mniej niż zadowalające, potroję karę. Z satysfakcją stwierdziła, że wiecznie obecny uśmiech Joline zniknął. Otworzyła usta, potem zamknęła je na powrót pod wpływem miażdżącego spojrzenia Elaidy. Na koniec skłoniła się nisko. - Jak rozkażesz, Matko. - Słowa były zdławione, skromność wymuszona, ale to musiało wystarczyć. Na razie. - A co ze staraniami, aby doprowadzić do powrotu tych, które uciekły? Jeśli to w ogóle możliwe, ton głosu Elaidy stał się jeszcze twardszy. Powrót tych Aes Sedai, które uciekły po usunięciu tamtej kobiety, oznaczał ponowną obecność Błękitnych w Wieży. Nigdy nie była pewna, czy może ufać Błękitnym. A teraz nie wiedziała nawet, czy kiedykolwiek potrafi zmusić się do zaufania tym, które uciekły, zamiast uczcić jej wyniesienie. Jednak Wieża musi na powrót stać się całością. Za rozwiązanie tego problemu odpowiedzialna była Javindhra. - Niestety, w tej sprawie również występują znaczne trudności. - Rysy jej twarzy były równie surowe jak zawsze, ale szybko oblizała wargi, widząc burzę, która przemknęła bezgłośnie przez twarz Elaidy. - Matko. Elaida potrząsnęła głową. - Nie chcę słyszeć o trudnościach, córko. Jutro przedstawisz mi listę wszystkich twoich osiągnięć, uwzględniającą środki, których użyłaś, aby świat nie dowiedział się Strona 16 o rozłamie w Wieży. - To była najważniejsza sprawa; Wieża miała nową Amyrlin, ale świat musiał ją nadal postrzegać jako zjednoczoną i silną jak zawsze. - Jeżeli brak ci czasu na wykonanie pracy, którą ci zleciłam, to być może powinnaś zrezygnować z funkcji przedstawicielki Czerwonych w Komnacie. Zastanowię się nad tym. - To nie będzie konieczne, Matko - pośpiesznie wyjaśniła kobieta o surowej twarzy. - Dostarczę na jutro żądany raport. Przekonana jestem, że wkrótce wiele zacznie wracać. Elaida nie była tego taka pewna, niezależnie od tego, jak bardzo jej na tym zależało - Wieża musi być silna, musi! - ale przynajmniej osiągnęła swój cel. W oczach wszystkich kobiet z wyjątkiem Alviarin odbijał się teraz pełen zatroskania namysł. Skoro Elaida potrafiła skarcić jedną ze swych byłych Ajah, a jeszcze bardziej zdecydowanie przywołać do porządku Zieloną, która była z nią od pierwszego dnia, to być może wszystkie popełniły błąd, traktując ją jako zwyczajną figurantkę. Prawda, to one wyniosły ją na Tron Amyrlin, ale przecież ona teraz już nią była. Parę dodatkowych przykładów w ciągu najbliższych kilku dni i sprawa zostanie załatwiona. Jeśli okaże się to konieczne, zmusi wszystkie obecne tutaj kobiety do od- prawiania pokuty, dopóki nie będą błagać o łaskę. - Taireniańscy żołnierze są w Cairhien, andorańscy zresztą również - ciągnęła dalej, ignorując spuszczone oczy tamtych. - Żołnierzy taireniańskich wysłał człowiek, który zajął Kamień Łzy. Shemerin załamała swe pulchne dłonie, Teslyn zaś aż zesztywniała. Jedynie twarz Alviarin pozostała nieporuszona niczym powierzchnia zamarzniętego stawu. Elaida wyrzuciła naprzód dłoń i wskazała wizerunek dwu mężczyzn walczących błyskawicami. Strona 17 - Spójrzcie na to. Spójrzcie! Albo zmuszę was wszystkie, co do jednej, byście na łokciach i kolanach szorowały posadzki! Jeżeli nie macie na tyle nawet zimnej krwi, by patrzeć na obrazek, na jaką będzie was stać odwagę, gdy przyjdzie stawić czoło temu, co nadchodzi? Tchórze są bezużyteczni dla Wieży! Powoli uniosły spojrzenia, przestępując nerwowo z nogi na nogę niczym nieśmiałe dziewczęta, nie zaś pełne Aes Sedai. Tylko Alviarin zwyczajnie patrzyła w stronę, którą wskazała Elaida, i tylko ona wyglądała na spokojną. Shemerin wykręcała sobie palce, w jej oczach naprawdę zakręciły się łzy. Koniecznie coś trzeba zrobić z Shemerin. - Rand al'Thor. Mężczyzna, który potrafi przenosić. - Słowa te padły z ust Elaidy niczym trzaśnięcie bicza. Na ich dźwięk ona również poczuła wielką kulę rosnącą w jej żołądku, aż zaczęła się obawiać, że zwymiotuje. W jakiś sposób udało jej się jednak zachować kamienną twarz i ciągnęła dalej, wypluwając słowa niczym kamienie z procy. - Człowiek skazany na to, by oszaleć i siać spustoszenie dzikimi eksplozjami Mocy, zanim wreszcie umrze. I to jeszcze nie wszystko. Z jego powodu Arad Doman oraz Tarabon, a także wszystkie ziemie położone między nimi, pogrążyły się w pożodze rebelii. Jeżeli nawet wojna i głód w Cairhien nie obciążają z całą pewnością jego, to bez wątpienia on właśnie rozpętał wielką wojnę miedzy Łzą a Andorem, podczas gdy Wieży potrzebny jest pokój! W Ghealdan jakiś szalony Shienaranin głosi jego imię wobec tłumów tak wielkich, że nawet armia Alliandre nie jest w stanie ich rozproszyć. Oto największe niebezpieczeństwo, przed jakim dotąd stanęła Wieża, oto największa groźba, jaka kiedykolwiek zawisła naci światem, a wy nie potraficie się zmusić, by o nim rozmawiać? Nie możecie nawet spojrzeć na jego wizerunek? Odpowiedziało jej milczenie. Wszystkie z wyjątkiem Alviarin spoglądały na nią Strona 18 w taki sposób, jakby języki przymarzły im do podniebień. Kiedy zaś przeniosły wzrok na młodego mężczyznę przedstawionego na obrazie, wyglądały niczym ptaki zahipnotyzowane spojrzeniem węża. - Rand al'Thor. Imię to skaziło wargi Elaidy goryczą. Miała już kiedyś tego młodzieńca wyglądającego tak niewinnie, miała go w swych rękach. I nie zrozumiała, kim jest. Jej poprzedniczka wiedziała - wiedziała, Światłość chyba tylko jedna ma pojęcie, od jak dawna, i wypuściła go na wolność. Ta kobieta przed ucieczką przyznała się do wielu rzeczy; poddana wytężonemu śledztwu powiedziała jej o sprawach, w które Elaida wręcz nie potrafiła uwierzyć - jeżeli Przeklęci naprawdę wyrwali się na wolność, wszystko mogło już być stracone - ale jednak w jakiś sposób udało jej się zataić niektóre odpowiedzi. A potem uciekła, zanim zdążyły ją poddać powtórnemu przesłuchaniu. Ta kobieta i Moiraine. Ta kobieta, a także Błękitne wiedziały przez cały czas. Elaida zapragnęła mieć je obie z powrotem w Wieży. Zdradziłyby wówczas wszystko, co wiedziały, do końca. Błagałyby na kolanach o śmierć, zanim by z nimi nie skończyła. Zmusiła się, by kontynuować, chociaż słowa zamierały jej w gardle. - Rand al'Thor jest Smokiem Odrodzonym, córki. - Pod Shemerin ugięły się kolana, ciężko opadła na posadzkę. Niektóre z pozostałych zdawały się również tego bliskie. Wzrok Elaidy smagał je biczem pogardy. - Nie może być w tej kwestii najmniejszych wątpliwości. Jest tym, którego zapowiedziano w Proroctwach. Czarny wyswobadza się ze. swego więzienia, nadchodzi Ostatnia Bitwa, a Smok Odrodzony musi wziąć w niej udział i stawić mu czoło, albo świat jest skazany na pożogę i rozpad, po kres obrotów Koła. A on znajduje się poza czyjąkolwiek kontrolą, córki. Nie wiemy, Strona 19 gdzie jest. Znamy tylko miejsca, gdzie go nie ma. Nie ma go w Łzie. Nie ma go tutaj, w Wieży, gdzie byłby bezpiecznie osłonięty przed kontaktem ze Źródłem, jak to być powinno. On sprowadzi na świat tajfun zniszczenia, trzeba go przed tym powstrzymać, jeśli mamy mieć choćby cień nadziei, że przeżyje do czasu nadejścia Tarmon Gai'don. Musimy go schwytać i dopilnować, by stanął do Ostatniej Bitwy. A może któraś z was wierzy, że z własnej woli pójdzie na swą przepowiedzianą śmierć, aby zbawić świat? Mężczyzna, który w chwili obecnej stoi zapewne już na krawędzi szaleństwa? Musimy mieć nad nim kontrolę! - Matko - zaczęła Alviarin tym swoim irytującym, wypranym z emocji tonem, ale Elaida przerwała jej gniewnym spojrzeniem. - Pochwycenie Randa al'Thora jest kwestią nieporównywalnie ważniejszą niż jakieś potyczki w Shienarze albo przyczyny spokoju w Ugorze, znacznie ważniejszą niźli odnalezienie Elayne i Galada, ważniejszą nawet niż Mazrim Taim. Znajdźcie go. Znajdźcie! Kiedy następnym razem się spotkamy, każda z was będzie gotowa ze szczegółami opowiedzieć mi, czego dokonała, aby tak się stało. Teraz możecie już odejść, moje córki. Kolejne niepewne ukłony, ciche mamrotania: - Jak rozkażesz, Matko - i wyszły, nieomal biegnąc; Joline pomogła wstać słaniającej się Shemerin. Przykład Żółtej siostry będzie stanowił znakomitą nauczkę dla pozostałych; nie ma innego wyjścia, trzeba z nimi tak postępować, by potem żadna nie załamała się w krytycznej chwili; sama zaś Shemerin okazała się zbyt słaba, by ją dopuszczać do posiedzeń tej rady. A tej radzie nie będzie już oczywiście wolno się zbierać, Komnata Wieży usłyszy jej słowa i wszystkie siostry osłupieją. Wszystkie oprócz Alviarin wyszły. Strona 20 Kiedy drzwi zamknęły się za ostatnią, dwie kobiety przez dłuższą chwilę w całkowitym milczeniu mierzyły się wzrokiem. Atviarin była tą pierwszą, tą najpierwszą, która poznała i zaakceptowała zarzuty przeciwko poprzedniczce Elaidy. I zdawała sobie doskonale sprawę, dlaczego nosi stułę Opiekunki, która należała się jednej z Czerwonych. Czerwone Ajah jednogłośnie poparły Elaidę, ale Białe nie, a bez szczerego poparcia Białych wiele innych również, mogłoby nie pójść za nimi, i wówczas Elaida nie zasiadałaby na Tronie Amyrlin, ale znajdowała się w celi. Oczywiście tylko w tym przypadku, gdyby pozostałości jej głowy wieńczącej ostrze piki nie stały się zabawką kruków. Alviarin nie dawała się onieśmielić równie łatwo jak pozostałe. Jeśli w ogóle dawała się onieśmielić. W tej niezachwianej pewności, z jaką Alviarin patrzyła jej w oczy, można było wyczytać nieprzyjemną prawdę, że spotykają się jak równa z równą. Rozległo się pukanie do drzwi, bardzo głośne na tle tej ciszy. - Wejść! - warknęła Elaida. Jedna z Przyjętych, blada szczupła dziewczyna, weszła z wahaniem do pomieszczenia i natychmiast wykonała ukłon tak głęboki, że jej biała suknia obrzeżona lamówką w siedmiu kolorach rozlała się na posadzce niczym kałuża. Rozszerzone błękitne oczy i sposób, w jaki wbijała spojrzenie w podłogę, świadczyły, że wyczuła nastroje panujące w komnacie kobiet. W miejscu, z którego Aes Sedai wychodziły roztrzęsione, na Przyjętą czekało naprawdę wielkie niebezpieczeństwo. - M-Matko, Pan F-Fain jest tutaj. Powiedział, że chciałaś się spotkać z nim o tej porze. - Dziewczyna zachwiała się i omal nie upadła od przejmującego ją strachu. - A więc każ mu wejść, zamiast trzymać za drzwiami warknęła Elaida, mimo iż obdarłaby ją żywcem ze skóry, gdyby wpuściła go bez prośby o pozwolenie. Gniew,