Harris Joanne - Błękitnooki chłopiec
Szczegóły |
Tytuł |
Harris Joanne - Błękitnooki chłopiec |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Harris Joanne - Błękitnooki chłopiec PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Harris Joanne - Błękitnooki chłopiec PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Harris Joanne - Błękitnooki chłopiec - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
JOANNE
HARRIS
Błękitnooki chłopiec
Przełożyła
Anna Kłosiewicz
Strona 4
Tytut oryginału BLUEEYEDBOY
Copyright © Frogspawn Limited 2010
All rights reserved
Projekt okładki
Dark Crayon/ Piotr Cieśliński
Redaktor prowadzący
Katarzyna Rudzka
Redakcja
Ewa Witan
Korekta
Anna Sidor
Grażyna Nawrocka
Łamanie
Ewa Wójcik
ISBN 978-83-7648-462-4
Warszawa 2010
Wydawca
Prószyński Media Sp, z o.o.
02-651 Warszawa, ul. Garażowa 7
www.proszynski.pl
Druk i oprawa
ABEDIK S.A.
ul. Ługańska 1,61-311 Poznań
Strona 5
Dla Kevina, który także ma błękitne oczy
Strona 6
i chciałbym tylko wiedzieć
Jak się panu podoba ten błękitnooki chłopiec
Panie Śmierć*
E.E. CUMMINGS, „BUFFALO BILL”
* Przeł. Stanisław Barańczak (Edward Estlin Cummings, „150 wierszy”, wy-
brał i przełożył Stanisław Barańczak, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław
1983).
Strona 7
CZĘŚĆ PIERWSZA
BŁĘKIT
Pewnego razu żyła sobie wdowa, która miała trzech synów: Czarnego,
Brązowego i Błękitnego. Najstarszy, Czarny, miał skłonność do zmien-
nych nastrojów i agresji. Średni, Brązowy, był nieśmiały i nudny. Ale to
Błękitny stał się ulubieńcem matki. Błękitny, który był mordercą.
Strona 8
1.
Autorem tego bloga jest blekitnookichlopiec, piszący na:
Niegrzecznichlopcyrzadza
Wpis zamieszczony o: 02:56 w poniedziałek, 28 stycznia
Status: publiczny
Nastrój: nostalgiczny
Słucham: „Ice Cream For Crow” Captaina Beefhearta
Jego zdaniem kolorem morderstwa jest błękit. Błękit lodu,
błękit zasłony dymnej, błękit odmrożeń, martwego ciała i
worków na zwłoki. To również jego kolor, na tyle rozmaitych
sposobów, krążący w jego ciele niczym ładunek elektryczny i
wrzeszczący, jakby kogoś mordowali.
Błękit wszystko zabarwia. On dostrzega, wyczuwa obec-
ność tego koloru wszędzie, od błękitu ekranu komputerowe-
go po niebieską linię żył na grzbietach jego dłoni, wypukłych
i poskręcanych niczym ślady insektów żyjących w piasku pla-
ży koło Blackpool, dokąd jeździli co roku całą czwórką w dniu
jego urodzin. Zjadał wtedy lody w rożku, brodził w morzu i
wyszukiwał pod kępami wodorostów małe kraby, które wrzu-
cone do wiaderka umierały potem w żarze palącego urodzi-
nowego słońca.
11
Strona 9
Ma zaledwie cztery lata, więc te jego drobne zabójstwa
kryją w sobie dziwną niewinność. Sam czyn jest wolny od złej
intencji, stoi za nim jedynie zachłanna ciekawość poznania
tego stworzenia, które próbuje uciec, krążąc po dnie niebie-
skiego plastikowego wiaderka, żeby w końcu wiele godzin
później umrzeć z rozrzuconymi szczypcami i jasnym pod-
brzuszem wystawionym do góry w daremnym akcie kapitula-
cji. Do tego czasu zawsze zdążył już stracić zainteresowanie
obiektem swoich badań i wracał do pałaszowania lodów ka-
wowych (wyrafinowany wybór jak na tak małego chłopca, ale
te o smaku waniliowym nigdy nie należały do jego ulubio-
nych), więc kiedy pod koniec dnia przychodziła pora, aby
opróżnić wiaderko przed powrotem do domu, czuł lekkie
zdziwienie na widok martwego żyjątka, zastanawiając się, jak
coś takiego w ogóle mogło istnieć.
Matka znajduje go na piasku, jak z szeroko otwartymi
oczami szturcha nieżywego kraba czubkiem palca. Martwią
ją nie tyle mordercze skłonności syna, ile raczej fakt, że jej
mały chłopiec jest tak podatny na sugestie, że wiele rzeczy
wyprowadza go z równowagi w sposób, którego ona nie ro-
zumie.
- Nie baw się tym - mówi mu teraz. - Zostaw to paskudz-
two.
- Dlaczego? - pyta synek.
Dobre pytanie. Wiaderko z morskimi stworzeniami stało
nieruszane cały dzień. Chłopiec zamyśla się na dłuższą chwi-
lę.
- Nie żyją - dochodzi wreszcie do wniosku. - Złapałem je
wszystkie, a teraz one nie żyją.
Matka bierze go w ramiona. Tego właśnie się obawiała.
Jakiegoś wybuchu, może potoków łez, sytuacji, która sprawi,
że inne matki będą patrzeć na nią z góry, drwiąco.
- To nie twoja wina - zaczyna uspokajać synka. - Po prostu
zdarzył się drobny wypadek, nie ma w tym twojej winy.
12
Strona 10
Wypadek, myśli sobie chłopiec. Nawet on wie, że to kłam-
stwo. Żaden wypadek, to rzeczywiście była jego wina, więc
fakt, że matka temu zaprzecza, wprowadza w jego głowie
jeszcze większe zamieszanie niż jej pełen napięcia głos i spo-
sób, w jaki gorączkowo ściska go w objęciach, znacząc jego
podkoszulek śladami olejku do opalania. Chłopiec próbuje
się wyrwać - nienawidzi brudu - a matka uważnie mierzy go
wzrokiem, pełna obaw, czyjej mały synek przypadkiem nie
zacznie płakać.
A on się zastanawia, czy nie powinien tak zrobić. Może
matka tego właśnie od niego oczekuje. Chłopiec wyczuwa jej
niepokój, próby chronienia go przed bólem. Jej lęk ma za-
pach kokosów, tak jak olejek do opalania, i posmak tropikal-
nych owoców. I nagle to do niego dociera - nie żyją, nie żyją!
- więc naprawdę wybucha płaczem.
Matka kilkoma kopnięciami zasypuje piaskiem resztę jego
połowu - ślimaka, krewetkę, maleńką płaszczkę, wszystkie
wyciągnięte z wody i chwytające powietrze małymi pyszcz-
kami wygiętymi dramatycznie w półksiężyc. Podśpiewuje
przy tym z uśmiechem: „Ojej! Już ich nie ma!”, próbując
przemienić to w zabawę. Przyciska go do siebie mocno, żeby
nawet cień poczucia winy nie zasnuł spojrzenia jej błękitno-
okiego chłopca.
Mały jest taki wrażliwy, myśli sobie. Ma tak zaskakująco
bujną wyobraźnię. Jego bracia należą do zupełnie innego
gatunku, mają kolana całe w strupach, rozczochrane włosy i
ciągle urządzają w łóżkach zapasy. Oni nie potrzebują jej
opieki. Mają siebie nawzajem. Mają swoich kolegów. Lubią
lody waniliowe, a kiedy bawią się w kowbojów (dwa palce
ułożone na kształt pistoletu), niezmiennie wcielają się w bo-
haterów pozytywnych, którzy sprawiają, że czarne charaktery
muszą ponieść karę.
Ale on zawsze był inny. Ciekawski. Podatny na wpływy.
„Za dużo myślisz”, powtarza mu czasem z miną kobiety
13
Strona 11
zakochanej zbyt mocno, aby dostrzec jakąś skazę w obiekcie
swojej miłości. Chłopiec już wie, że matka go uwielbia i chce
chronić przed całym światem, osłaniać przed każdym cie-
niem przemykającym po błękitnym niebie jego życia, przed
wszelką krzywdą, nawet taką, którą mógłby zrobić sobie sam.
Bo matczyna miłość jest bezkrytyczna, wolna od egoizmu i
pełna poświęcenia; miłość matki potrafi wybaczyć wszystko:
wybuchy złości, łzy, obojętność, niewdzięczność czy okru-
cieństwo. Miłość matki to czarna dziura, która pochłania
każdą krytykę, odpuszcza każdą winę, wybacza bluźnierstwo,
kradzież i kłamstwo, przemienia nawet najohydniejszy czyn
w coś, co nie jest jego winą.
„Ojej! Już ich nie ma!”
Nawet morderstwo.
Dodaj komentarz
Kapitanmordercakroliczkow: LOL, stary, naprawdę wymiatasz!
ClairDeLune: Blekitnookichlopiec, to było świetne. Myślę, że powi-
nieneś napisać coś więcej na temat swoich relacji z matką i tego, jak
na ciebie wpłynęły. Nie sądzę, żeby ktokolwiek rodził się zły. Po prostu
czasem dokonujemy niewłaściwych wyborów, to wszystko. Z niecier-
pliwością czekam na ciąg dalszy!
JennyTricks: (post usunięty)
JennyTricks: (post usunięty)
JennyTricks: (post usunięty)
blekitnookichlopiec: Rany, dziękuję bardzo...
Strona 12
2.
Autorem tego bloga jest blekitnookichlopiec.
Wpis zamieszczony o: 17:39 w poniedziałek, 28 stycznia
Status: prywatny
Nastrój: Cnotliwy
Słucham: „Brothers In Arms” Dire Straits
Mój brat nie żył zaledwie od jakiejś minuty, kiedy ta in-
formacja do mnie dotarła. Tyle to właśnie trwa: sześć do
siedmiu sekund na nagranie zdarzenia kamerą telefonu ko-
mórkowego, czterdzieści pięć na umieszczenie filmiku na
YouTube, dziesięć na poinformowanie o tym tweetem
wszystkich przyjaciół - 13:06; „Rany! Właśnie widziałem
straszny wypadek samochodowy” - a stąd już prosta droga do
istnej powodzi wiadomości na moim blogu: SMS-y, e-maile,
wszystkie te „o mój Boże!”.
No cóż, możecie sobie darować kondolencje. Nienawidzili-
śmy się z Nigelem od dnia moich narodzin i nic, co mój brat
kiedykolwiek zrobił - wliczając w to wyzionięcie ducha - nie
skłoniłoby mnie do zmiany zdania. Ostatecznie jednak to był
mój brat. Nie myślcie, że tak kompletnie brak mi wyczucia. A
mama na pewno mocno to przeżywa, chociaż Nigel nigdy nie
15
Strona 13
był jej ulubieńcem. W każdym razie z trzech synów pozostał
jej już tylko jeden. Wasz szczerze oddany błękitnookichłopiec
jest teraz niemal zupełnie sam na tym świecie.
Policja jak zwykle się nie spieszyła. Czterdzieści minut, ty-
le zajęło im dotarcie do nas. Mama akurat była na dole, zaję-
ta przygotowywaniem lunchu: kotletów z jagnięciny z karto-
flami purée plus na deser ciasto. Od miesięcy jadłem niewie-
le, ale nagle poczułem wilczy głód. Wygląda na to, że potrze-
ba śmierci któregoś z moich braci, żebym nabrał apetytu.
Ze swojego pokoju śledziłem całą scenę. Radiowóz, dzwo-
nek do drzwi, szmer rozmowy, w końcu krzyk. Stukot ude-
rzającego o ścianę stolika z telefonem w holu, kiedy matka
osunęła się na ziemię, podtrzymywana przez dwójkę funk-
cjonariuszy, chwytając powietrze wyciągniętymi przed siebie
rękami. A potem odór przypalającego się tłuszczu, pewnie
tych kotletów, które zostawiła na ogniu, kiedy szła otworzyć
drzwi.
To był sygnał dla mnie. Pora się wylogować i wypić piwo,
którego się nawarzyło. Przez chwilę wahałem się, czy mogę
zostawić w uchu jedną ze słuchawek iPoda. Mama była tak
przyzwyczajona do ich widoku, że pewnie nawet by nie za-
uważyła, ale policjanci to zupełnie inna sprawa, a ostatnią
rzeczą, jakiej teraz potrzebowałem, było wyjście na nieczułe-
go dupka.
- Och, B.B., stało się coś strasznego.
Matka ma ciągoty do dramatyzmu. Wykrzywiona twarz,
szeroko rozwarte oczy, usta jeszcze szerzej, niczym maska
Meduzy. Wyciągnęła ręce, jakby chciała ściągnąć mnie w dół,
wbijając mi palce w plecy i zawodząc do prawego ucha - bez-
bronnego teraz bez słuchawki iPoda - a niebieskie od tuszu
łzy kapały mi na kołnierzyk koszuli.
16
Strona 14
- Mamusiu, proszę. - Nienawidzę brudu.
Policjantka (do takich spraw zawsze wysyłają kobietę) za-
jęła się pocieszaniem matki. Jej partner, starszy mężczyzna,
popatrzył na mnie ze znużeniem, po czym powiedział spo-
kojnie:
- Panie Winter, zdarzył się wypadek.
- Nigel? - zapytałem.
- Obawiam się, że tak.
Zacząłem odliczać sekundy, odtwarzając w myślach gita-
rowy wstęp Knopflera z „Brothers In Arms”. Wiedziałem, że
policjant bacznie mnie obserwuje, i nie mogłem sobie pozwo-
lić na żaden błąd. Ale muzyka wszystko ułatwia, ograniczając
niewłaściwe emocjonalne reakcje i umożliwiając mi funkcjo-
nowanie, jeśli już nie normalne, to przynajmniej tak, jak tego
ode mnie oczekiwano.
- Sam nie wiem, skąd mi się to wzięło - rzuciłem w końcu.
- Miałem jakieś takie dziwne przeczucie.
Funkcjonariusz pokiwał głową, zupełnie jakby wiedział, o
czym mówię.
Tymczasem matka nadal zawodziła i lamentowała. Prze-
sadzasz, mamusiu, pomyślałem, w końcu nie byliście sobie z
Nigelem specjalnie bliscy. Mój brat przypominał tykającą
bombę, to się musiało kiedyś stać. A wypadki samochodowe
są ostatnimi czasy tak powszechne, tak tragicznie nieunik-
nione. Oblodzona nawierzchnia, duży ruch na drodze -
zbrodnia niemal doskonała, można by powiedzieć, właściwie
poza wszelkim podejrzeniem. Zastanawiałem się, czy powi-
nienem się rozpłakać, ostatecznie postanowiłem jednak ro-
zegrać to jak najprościej. Usiadłem więc tylko - lekko roz-
trzęsiony - i oparłem głowę na dłoniach. To bolało. Zawsze
miałem skłonność do migren, zwłaszcza w stresujących mo-
mentach. Udawaj, że to tylko fikcja, błękitnookichłopcze. Po
prostu kolejny filmik na twojej stronie.
17
Strona 15
Znowu szukałem pociechy w mojej wymyślonej liście
przebojów, gdzie właśnie rozlegały się dźwięki perkusji od-
mierzającej łagodny kontrapunkt dla leniwego gitarowego
riffu, który wydawał się taki łatwy. Oczywiście wcale nie był
łatwy. Nic równie precyzyjnego nie przychodzi bez wysiłku.
Ale Knopfler ma długie palce o szerokich opuszkach, wręcz
stworzone do gry na tym instrumencie, do tego gryfu, tych
strun. Gdyby urodził się z innymi rękami, czy w ogóle się-
gnąłby po gitarę? A może mimo wszystko by próbował, wie-
dząc, że jego gra nigdy nie zbliży się do ideału?
- Czy mój syn był sam w aucie?
- Słucham? - zdziwił się starszy funkcjonariusz.
- Czy jechała z nim... dziewczyna? - zapytała mama z tą
specjalną pogardą w głosie, którą rezerwowała wyłącznie dla
dziewczyny Nigela.
Policjant potrząsnął głową.
- Nie, proszę pani.
Matka wbiła mi palce w ramię.
- Mój syn nigdy nie postępował nierozważnie - wykrztusi-
ła. - Był doskonałym kierowcą.
No cóż, to tylko dowodzi, jak niewiele wiedziała. Nigel
prowadził samochód z takim samym umiarem i delikatno-
ścią, jakie cechowały jego związki. Już ja coś o tym wiedzia-
łem. Nadal mam ślady. Ale Nigel nie żyje, więc stanowi teraz
wzór wszelakich cnót. Niezbyt sprawiedliwe, prawda, po tym,
co dla matki zrobiłem.
- Zaparzę ci herbaty, mamusiu. - Wszystko, byle się stąd
wydostać. Ruszyłem do kuchni, ale policjant zastąpił mi dro-
gę.
- Obawiam się, że będzie pan musiał pojechać z nami do
komisariatu.
Nagle poczułem suchość w ustach.
- Do komisariatu? - powtórzyłem.
18
Strona 16
- Formalności, proszę pana.
Przez chwilę widziałem już, jak opuszczam dom w kajdan-
kach. Mama we łzach, sąsiedzi zaszokowani i ja, w pomarań-
czowym kombinezonie aresztanta (to naprawdę nie jest mój
kolor), zamknięty w pomieszczeniu bez okien. W fikcyjnym
świecie pewnie rzuciłbym się do ucieczki; powalił tego funk-
cjonariusza, ukradł radiowóz i przekroczył granicę, zanim
policja zdąży rozesłać mój rysopis. Ale w życiu...
- Jakie formalności?
- Ktoś musi zidentyfikować zwłoki, proszę pana.
- Och, to o to chodzi.
- Przykro mi, proszę pana.
Oczywiście mama kazała mi to zrobić. Czekała na ze-
wnątrz, podczas gdy ja nadawałem imię temu, co zostało z
Nigela. Próbowałem udawać, że to tylko fikcja, scena z filmu,
ale i tak zemdlałem. Wróciłem do domu karetką. Mimo
wszystko warto było. Sukinsyn nie żył, wreszcie uwolniłem
się od niego na zawsze.
Wszystko to fikcja, rozumiecie. Nigdy nikogo nie zamor-
dowałem. Wiem, że na kursach zawsze powtarzają, żeby pi-
sać o tym, co się zna, jakby rzeczywiście można było to opi-
sać, jakby wiedza stanowiła podstawę, podczas gdy tak na-
prawdę najważniejsze jest pragnienie. Ale życzyć bratu
śmierci to jeszcze nie to samo, co popełnić morderstwo. Nie
moja wina, że wszechświat wzoruje się na moim blogu. I tym
sposobem życie toczy się dalej - dla większości z nas - niemal
bez zmian, właściwie tak samo jak dotąd, a błękitnookichło-
piec śpi snem sprawiedliwego, jeśli nie do końca niewinnego.
Strona 17
3.
Autorem tego bloga jest blekitnookichlopiec.
Wpis zamieszczony o: 18:04 w poniedziałek, 28 stycznia
Status: prywatny
Nastrój: do bani
Słucham: „Nothing Ever Happens” Del Amitri
To było zaledwie dwa dni temu. Od tamtej pory zdążyli-
śmy już wrócić do normalnego życia. Do naszych wygodnych
przyzwyczajeń, codziennych drobnych rytuałów. Dla mamy
jest to odkurzanie kolekcji porcelanowych piesków. Dla mnie
oczywiście Internet, mój blog, moje listy przebojów, moje
morderstwa.
Internet. Interesujące słowo. Niczym coś wyłowionego z
głębin. Sieć na coś od dawna pogrzebanego albo dopiero ma-
jącego trafić pod ziemię, składowisko wszystkich tych rzeczy,
które w prawdziwym życiu wolelibyśmy zachować w tajemni-
cy. A jednak lubimy patrzeć, nieprawdaż? „Jakby w zwiercia-
dle, niejasno”*, obserwujemy toczące się wokół życie, świat
* IKor: 13,12, za Biblią Tysiąclecia (Pismo Święte Starego i Nowego Testamen-
tu, wyd. IV, Wydawnictwo Pallotinum, Poznań - Warszawa 1989, s. 1302).
20
Strona 18
pełen cieni i odbić, dostępny dzięki jednemu kliknięciu
myszką. Jakiś mężczyzna popełnia samobójstwo - na żywo,
przed kamerą. Odrażające, ale też dziwnie wciągające. Zasta-
nawiamy się, czy to oszustwo. To może być kant, tak samo
jak cała reszta. Ale na ekranie komputera wszystko wygląda o
wiele bardziej realnie. W rezultacie nawet rzeczy, na które
patrzymy każdego dnia - a może zwłaszcza one - widziane za
pośrednictwem obiektywu nabierają znaczenia.
Ta dziewczyna na przykład. Dziewczyna w jaskrawoczer-
wonym płaszczu, która przechodzi co dzień koło mojego do-
mu, niesiona wiatrem, nieświadoma obserwującego ją oka
aparatu. Ma swoje przyzwyczajenia, zupełnie tak jak ja. Ona
zna potęgę pragnienia. Wie, że siłą napędową tego świata nie
jest miłość czy nawet forsa, tylko obsesja.
Obsesja? Ależ oczywiście. Wszyscy jesteśmy owładnięci
jakąś obsesją. Na punkcie telewizji, rozmiaru naszego wacka,
pieniędzy, sławy albo życia uczuciowego innych. Ten wirtu-
alny, daleki od doskonałego świat to cuchnąca kupa gnoju,
wysypisko odpadków, mieszanina przypadków, to handel
samochodami i viagra, muzyka, gry, plotki, kłamstwa i drob-
ne ludzkie tragedie, które giną gdzieś po drodze w oczekiwa-
niu na kogoś, kogo to obejdzie, choć ten jeden raz, kogoś, kto
zechce nawiązać kontakt.
I tu właśnie włącza się blog. Dla każdego coś miłego. Wpi-
sy prywatne dla własnej przyjemności, publiczne - no cóż, dla
całej reszty. Tutaj mogę napisać, co mi się żywnie podoba,
wyznać wszystko bez lęku przed potępieniem, być sobą - albo
kimś zupełnie innym - w świecie, gdzie nikt tak do końca nie
jest tym, kim się wydaje, i gdzie każdy członek każdego ple-
mienia może robić to, czego w głębi duszy pragnie.
Plemienia? Oczywiście, tu każdy ma swoje plemię, z jego
odłamami i podgrupami, z jego binarnymi żyłami i kapilarami
21
Strona 19
rozgałęziającymi się niemal w nieskończoność ciągłych
przemian, coraz dalej od głównego nurtu. Bogacz w swoim
zamku, nędzarz u jego bram, zboczeniec ze swoją kamerą
internetową - nikt nie musi polować w samotności, niezależ-
nie od tego, jak bardzo oddalił się od stada. Tutaj każdy jest u
siebie, każdy znajdzie bratnią duszę i odpowiedź na swoje
najskrytsze pragnienia.
Większość ludzi podąża utartym szlakiem. Za każdym ra-
zem wybierają lody waniliowe. Przeciętniacy to ci dobrzy,
powszechni jak coca-cola, o sumieniach równie nieskazitel-
nych jak ich idealnie białe zęby. Wysocy, z mocną opalenizną
i świetną prezencją, jadają w McDonaldzie i wynoszą śmieci,
mają znaczek „dozwolone od lat ośmiu” i nigdy nie strzelają
przeciwnikowi w plecy.
Za to niegrzeczni chłopcy mają milion najróżniejszych
smaków. Niegrzeczni chłopcy kłamią, niegrzeczni chłopcy
oszukują, niegrzeczni chłopcy sprawiają, że serce zaczyna bić
człowiekowi szybciej - a czasem nieoczekiwanie staje. I wła-
śnie dlatego stworzyłem stronę Niegrzecznichłopcyrządzą,
początkowo dla ludzi piszących blogi, poświęconą złoczyń-
com fikcyjnego świata, która z czasem zamieniła się w forum,
gdzie czarne charaktery mogą do woli sławić zło, chlubić się
swoimi zbrodniami, obnosić się przed światem ze swoją nik-
czemnością.
Każdy może do nas dołączyć, wkupując się jednym postem
- urywkiem powieści, eseju czy choćby krótkiego opowiada-
nia - choć jeśli macie ochotę coś wyznać, trafiliście we wła-
ściwe miejsce. Tu nie ma żadnych imion, żadnych zasad,
żadnych kolorów - poza jednym.
Nie, nie czernią, jak moglibyście się spodziewać. Czerń jest
zbyt ograniczająca. Zakłada brak głębi. Za to błękit jest twór-
czy, pełen melancholii. Błękit to muzyka duszy. I barwa na-
szego klanu, obejmująca wszelkie odcienie niegodziwości,
wszystkie smaki grzesznego pragnienia.
22
Strona 20
Na razie to naprawdę niewielki klan, składający się z nie-
całego tuzina stałych bywalców.
Pierwszy jest Kapitanmordercakroliczkow, Andy Scott z
Nowego Jorku. Blog Kapitana to mieszanina głupkowatego
humoru, pornograficznych fantazji i wściekłych obelg - pod
adresem czarnuchów, pedałów, pierdolonych głupoli, gruba-
sów, chrześcijan, a ostatnio też Francuzów - chociaż wątpię,
żeby kiedykolwiek kogoś zabił.
Następnie mamy Porcelanowegomotyla, czyli Chryssie Ba-
teman z Kalifornii. To z kolei prawdziwa maniaczka ciała -
stosuje różne diety od dwunastego roku życia i waży ponad
sto trzydzieści kilogramów. Ma słabość do niegrzecznych
chłopców. Jak dotąd nie nabrała rozumu. I nigdy już nie na-
bierze.
Potem jest ClairDeLune, dla przyjaciół Clair Mitchell.
Miejscowa, wykłada twórcze wyrażanie siebie w tutejszym
college'u (co tłumaczy jej odrobinę podniosły ton i skłonność
do nadużywania literackiego psychobełkotu), a poza tym
prowadzi w sieci grupę pisarską oraz całkiem sporą stronę
poświęconą pewnemu charakterystycznemu aktorowi w
średnim wieku - nazwijmy go Anielskim Błękitem - w którym
się podkochuje. To dosyć nietypowy wybór, bo facet specjali-
zuje się w rolach ludzi okaleczonych, podejrzanych typów,
seryjnych morderców oraz najróżniejszych czarnych charak-
terów. Niekoniecznie pierwsza liga, ale poznalibyście tę
twarz. Clair często zamieszcza tu jego zdjęcia. Co zabawne,
gość jest trochę do mnie podobny.
Następnie mamy Stuarta Dawsona z Leeds, pseudo Tok-
syczny69, przykutego po wypadku do wózka inwalidzkiego
motocyklistę, który wiedzie swoje gniewne życie w sieci,
gdzie nikt nie musi się nad nim litować, oraz Purepwnage9 z
Fife, maniaka „Warcraft” i „Second Life” niezdającego sobie
sprawy, że jego własne życie szybko, acz nieubłaganie
23