Harris Joanne - Błękitnooki chłopiec

Szczegóły
Tytuł Harris Joanne - Błękitnooki chłopiec
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Harris Joanne - Błękitnooki chłopiec PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Harris Joanne - Błękitnooki chłopiec PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Harris Joanne - Błękitnooki chłopiec - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 JOANNE HARRIS Błękitnooki chłopiec Przełożyła Anna Kłosiewicz Strona 4 Tytut oryginału BLUEEYEDBOY Copyright © Frogspawn Limited 2010 All rights reserved Projekt okładki Dark Crayon/ Piotr Cieśliński Redaktor prowadzący Katarzyna Rudzka Redakcja Ewa Witan Korekta Anna Sidor Grażyna Nawrocka Łamanie Ewa Wójcik ISBN 978-83-7648-462-4 Warszawa 2010 Wydawca Prószyński Media Sp, z o.o. 02-651 Warszawa, ul. Garażowa 7 www.proszynski.pl Druk i oprawa ABEDIK S.A. ul. Ługańska 1,61-311 Poznań Strona 5 Dla Kevina, który także ma błękitne oczy Strona 6 i chciałbym tylko wiedzieć Jak się panu podoba ten błękitnooki chłopiec Panie Śmierć* E.E. CUMMINGS, „BUFFALO BILL” * Przeł. Stanisław Barańczak (Edward Estlin Cummings, „150 wierszy”, wy- brał i przełożył Stanisław Barańczak, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław 1983). Strona 7 CZĘŚĆ PIERWSZA BŁĘKIT Pewnego razu żyła sobie wdowa, która miała trzech synów: Czarnego, Brązowego i Błękitnego. Najstarszy, Czarny, miał skłonność do zmien- nych nastrojów i agresji. Średni, Brązowy, był nieśmiały i nudny. Ale to Błękitny stał się ulubieńcem matki. Błękitny, który był mordercą. Strona 8 1. Autorem tego bloga jest blekitnookichlopiec, piszący na: Niegrzecznichlopcyrzadza Wpis zamieszczony o: 02:56 w poniedziałek, 28 stycznia Status: publiczny Nastrój: nostalgiczny Słucham: „Ice Cream For Crow” Captaina Beefhearta Jego zdaniem kolorem morderstwa jest błękit. Błękit lodu, błękit zasłony dymnej, błękit odmrożeń, martwego ciała i worków na zwłoki. To również jego kolor, na tyle rozmaitych sposobów, krążący w jego ciele niczym ładunek elektryczny i wrzeszczący, jakby kogoś mordowali. Błękit wszystko zabarwia. On dostrzega, wyczuwa obec- ność tego koloru wszędzie, od błękitu ekranu komputerowe- go po niebieską linię żył na grzbietach jego dłoni, wypukłych i poskręcanych niczym ślady insektów żyjących w piasku pla- ży koło Blackpool, dokąd jeździli co roku całą czwórką w dniu jego urodzin. Zjadał wtedy lody w rożku, brodził w morzu i wyszukiwał pod kępami wodorostów małe kraby, które wrzu- cone do wiaderka umierały potem w żarze palącego urodzi- nowego słońca. 11 Strona 9 Ma zaledwie cztery lata, więc te jego drobne zabójstwa kryją w sobie dziwną niewinność. Sam czyn jest wolny od złej intencji, stoi za nim jedynie zachłanna ciekawość poznania tego stworzenia, które próbuje uciec, krążąc po dnie niebie- skiego plastikowego wiaderka, żeby w końcu wiele godzin później umrzeć z rozrzuconymi szczypcami i jasnym pod- brzuszem wystawionym do góry w daremnym akcie kapitula- cji. Do tego czasu zawsze zdążył już stracić zainteresowanie obiektem swoich badań i wracał do pałaszowania lodów ka- wowych (wyrafinowany wybór jak na tak małego chłopca, ale te o smaku waniliowym nigdy nie należały do jego ulubio- nych), więc kiedy pod koniec dnia przychodziła pora, aby opróżnić wiaderko przed powrotem do domu, czuł lekkie zdziwienie na widok martwego żyjątka, zastanawiając się, jak coś takiego w ogóle mogło istnieć. Matka znajduje go na piasku, jak z szeroko otwartymi oczami szturcha nieżywego kraba czubkiem palca. Martwią ją nie tyle mordercze skłonności syna, ile raczej fakt, że jej mały chłopiec jest tak podatny na sugestie, że wiele rzeczy wyprowadza go z równowagi w sposób, którego ona nie ro- zumie. - Nie baw się tym - mówi mu teraz. - Zostaw to paskudz- two. - Dlaczego? - pyta synek. Dobre pytanie. Wiaderko z morskimi stworzeniami stało nieruszane cały dzień. Chłopiec zamyśla się na dłuższą chwi- lę. - Nie żyją - dochodzi wreszcie do wniosku. - Złapałem je wszystkie, a teraz one nie żyją. Matka bierze go w ramiona. Tego właśnie się obawiała. Jakiegoś wybuchu, może potoków łez, sytuacji, która sprawi, że inne matki będą patrzeć na nią z góry, drwiąco. - To nie twoja wina - zaczyna uspokajać synka. - Po prostu zdarzył się drobny wypadek, nie ma w tym twojej winy. 12 Strona 10 Wypadek, myśli sobie chłopiec. Nawet on wie, że to kłam- stwo. Żaden wypadek, to rzeczywiście była jego wina, więc fakt, że matka temu zaprzecza, wprowadza w jego głowie jeszcze większe zamieszanie niż jej pełen napięcia głos i spo- sób, w jaki gorączkowo ściska go w objęciach, znacząc jego podkoszulek śladami olejku do opalania. Chłopiec próbuje się wyrwać - nienawidzi brudu - a matka uważnie mierzy go wzrokiem, pełna obaw, czyjej mały synek przypadkiem nie zacznie płakać. A on się zastanawia, czy nie powinien tak zrobić. Może matka tego właśnie od niego oczekuje. Chłopiec wyczuwa jej niepokój, próby chronienia go przed bólem. Jej lęk ma za- pach kokosów, tak jak olejek do opalania, i posmak tropikal- nych owoców. I nagle to do niego dociera - nie żyją, nie żyją! - więc naprawdę wybucha płaczem. Matka kilkoma kopnięciami zasypuje piaskiem resztę jego połowu - ślimaka, krewetkę, maleńką płaszczkę, wszystkie wyciągnięte z wody i chwytające powietrze małymi pyszcz- kami wygiętymi dramatycznie w półksiężyc. Podśpiewuje przy tym z uśmiechem: „Ojej! Już ich nie ma!”, próbując przemienić to w zabawę. Przyciska go do siebie mocno, żeby nawet cień poczucia winy nie zasnuł spojrzenia jej błękitno- okiego chłopca. Mały jest taki wrażliwy, myśli sobie. Ma tak zaskakująco bujną wyobraźnię. Jego bracia należą do zupełnie innego gatunku, mają kolana całe w strupach, rozczochrane włosy i ciągle urządzają w łóżkach zapasy. Oni nie potrzebują jej opieki. Mają siebie nawzajem. Mają swoich kolegów. Lubią lody waniliowe, a kiedy bawią się w kowbojów (dwa palce ułożone na kształt pistoletu), niezmiennie wcielają się w bo- haterów pozytywnych, którzy sprawiają, że czarne charaktery muszą ponieść karę. Ale on zawsze był inny. Ciekawski. Podatny na wpływy. „Za dużo myślisz”, powtarza mu czasem z miną kobiety 13 Strona 11 zakochanej zbyt mocno, aby dostrzec jakąś skazę w obiekcie swojej miłości. Chłopiec już wie, że matka go uwielbia i chce chronić przed całym światem, osłaniać przed każdym cie- niem przemykającym po błękitnym niebie jego życia, przed wszelką krzywdą, nawet taką, którą mógłby zrobić sobie sam. Bo matczyna miłość jest bezkrytyczna, wolna od egoizmu i pełna poświęcenia; miłość matki potrafi wybaczyć wszystko: wybuchy złości, łzy, obojętność, niewdzięczność czy okru- cieństwo. Miłość matki to czarna dziura, która pochłania każdą krytykę, odpuszcza każdą winę, wybacza bluźnierstwo, kradzież i kłamstwo, przemienia nawet najohydniejszy czyn w coś, co nie jest jego winą. „Ojej! Już ich nie ma!” Nawet morderstwo. Dodaj komentarz Kapitanmordercakroliczkow: LOL, stary, naprawdę wymiatasz! ClairDeLune: Blekitnookichlopiec, to było świetne. Myślę, że powi- nieneś napisać coś więcej na temat swoich relacji z matką i tego, jak na ciebie wpłynęły. Nie sądzę, żeby ktokolwiek rodził się zły. Po prostu czasem dokonujemy niewłaściwych wyborów, to wszystko. Z niecier- pliwością czekam na ciąg dalszy! JennyTricks: (post usunięty) JennyTricks: (post usunięty) JennyTricks: (post usunięty) blekitnookichlopiec: Rany, dziękuję bardzo... Strona 12 2. Autorem tego bloga jest blekitnookichlopiec. Wpis zamieszczony o: 17:39 w poniedziałek, 28 stycznia Status: prywatny Nastrój: Cnotliwy Słucham: „Brothers In Arms” Dire Straits Mój brat nie żył zaledwie od jakiejś minuty, kiedy ta in- formacja do mnie dotarła. Tyle to właśnie trwa: sześć do siedmiu sekund na nagranie zdarzenia kamerą telefonu ko- mórkowego, czterdzieści pięć na umieszczenie filmiku na YouTube, dziesięć na poinformowanie o tym tweetem wszystkich przyjaciół - 13:06; „Rany! Właśnie widziałem straszny wypadek samochodowy” - a stąd już prosta droga do istnej powodzi wiadomości na moim blogu: SMS-y, e-maile, wszystkie te „o mój Boże!”. No cóż, możecie sobie darować kondolencje. Nienawidzili- śmy się z Nigelem od dnia moich narodzin i nic, co mój brat kiedykolwiek zrobił - wliczając w to wyzionięcie ducha - nie skłoniłoby mnie do zmiany zdania. Ostatecznie jednak to był mój brat. Nie myślcie, że tak kompletnie brak mi wyczucia. A mama na pewno mocno to przeżywa, chociaż Nigel nigdy nie 15 Strona 13 był jej ulubieńcem. W każdym razie z trzech synów pozostał jej już tylko jeden. Wasz szczerze oddany błękitnookichłopiec jest teraz niemal zupełnie sam na tym świecie. Policja jak zwykle się nie spieszyła. Czterdzieści minut, ty- le zajęło im dotarcie do nas. Mama akurat była na dole, zaję- ta przygotowywaniem lunchu: kotletów z jagnięciny z karto- flami purée plus na deser ciasto. Od miesięcy jadłem niewie- le, ale nagle poczułem wilczy głód. Wygląda na to, że potrze- ba śmierci któregoś z moich braci, żebym nabrał apetytu. Ze swojego pokoju śledziłem całą scenę. Radiowóz, dzwo- nek do drzwi, szmer rozmowy, w końcu krzyk. Stukot ude- rzającego o ścianę stolika z telefonem w holu, kiedy matka osunęła się na ziemię, podtrzymywana przez dwójkę funk- cjonariuszy, chwytając powietrze wyciągniętymi przed siebie rękami. A potem odór przypalającego się tłuszczu, pewnie tych kotletów, które zostawiła na ogniu, kiedy szła otworzyć drzwi. To był sygnał dla mnie. Pora się wylogować i wypić piwo, którego się nawarzyło. Przez chwilę wahałem się, czy mogę zostawić w uchu jedną ze słuchawek iPoda. Mama była tak przyzwyczajona do ich widoku, że pewnie nawet by nie za- uważyła, ale policjanci to zupełnie inna sprawa, a ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowałem, było wyjście na nieczułe- go dupka. - Och, B.B., stało się coś strasznego. Matka ma ciągoty do dramatyzmu. Wykrzywiona twarz, szeroko rozwarte oczy, usta jeszcze szerzej, niczym maska Meduzy. Wyciągnęła ręce, jakby chciała ściągnąć mnie w dół, wbijając mi palce w plecy i zawodząc do prawego ucha - bez- bronnego teraz bez słuchawki iPoda - a niebieskie od tuszu łzy kapały mi na kołnierzyk koszuli. 16 Strona 14 - Mamusiu, proszę. - Nienawidzę brudu. Policjantka (do takich spraw zawsze wysyłają kobietę) za- jęła się pocieszaniem matki. Jej partner, starszy mężczyzna, popatrzył na mnie ze znużeniem, po czym powiedział spo- kojnie: - Panie Winter, zdarzył się wypadek. - Nigel? - zapytałem. - Obawiam się, że tak. Zacząłem odliczać sekundy, odtwarzając w myślach gita- rowy wstęp Knopflera z „Brothers In Arms”. Wiedziałem, że policjant bacznie mnie obserwuje, i nie mogłem sobie pozwo- lić na żaden błąd. Ale muzyka wszystko ułatwia, ograniczając niewłaściwe emocjonalne reakcje i umożliwiając mi funkcjo- nowanie, jeśli już nie normalne, to przynajmniej tak, jak tego ode mnie oczekiwano. - Sam nie wiem, skąd mi się to wzięło - rzuciłem w końcu. - Miałem jakieś takie dziwne przeczucie. Funkcjonariusz pokiwał głową, zupełnie jakby wiedział, o czym mówię. Tymczasem matka nadal zawodziła i lamentowała. Prze- sadzasz, mamusiu, pomyślałem, w końcu nie byliście sobie z Nigelem specjalnie bliscy. Mój brat przypominał tykającą bombę, to się musiało kiedyś stać. A wypadki samochodowe są ostatnimi czasy tak powszechne, tak tragicznie nieunik- nione. Oblodzona nawierzchnia, duży ruch na drodze - zbrodnia niemal doskonała, można by powiedzieć, właściwie poza wszelkim podejrzeniem. Zastanawiałem się, czy powi- nienem się rozpłakać, ostatecznie postanowiłem jednak ro- zegrać to jak najprościej. Usiadłem więc tylko - lekko roz- trzęsiony - i oparłem głowę na dłoniach. To bolało. Zawsze miałem skłonność do migren, zwłaszcza w stresujących mo- mentach. Udawaj, że to tylko fikcja, błękitnookichłopcze. Po prostu kolejny filmik na twojej stronie. 17 Strona 15 Znowu szukałem pociechy w mojej wymyślonej liście przebojów, gdzie właśnie rozlegały się dźwięki perkusji od- mierzającej łagodny kontrapunkt dla leniwego gitarowego riffu, który wydawał się taki łatwy. Oczywiście wcale nie był łatwy. Nic równie precyzyjnego nie przychodzi bez wysiłku. Ale Knopfler ma długie palce o szerokich opuszkach, wręcz stworzone do gry na tym instrumencie, do tego gryfu, tych strun. Gdyby urodził się z innymi rękami, czy w ogóle się- gnąłby po gitarę? A może mimo wszystko by próbował, wie- dząc, że jego gra nigdy nie zbliży się do ideału? - Czy mój syn był sam w aucie? - Słucham? - zdziwił się starszy funkcjonariusz. - Czy jechała z nim... dziewczyna? - zapytała mama z tą specjalną pogardą w głosie, którą rezerwowała wyłącznie dla dziewczyny Nigela. Policjant potrząsnął głową. - Nie, proszę pani. Matka wbiła mi palce w ramię. - Mój syn nigdy nie postępował nierozważnie - wykrztusi- ła. - Był doskonałym kierowcą. No cóż, to tylko dowodzi, jak niewiele wiedziała. Nigel prowadził samochód z takim samym umiarem i delikatno- ścią, jakie cechowały jego związki. Już ja coś o tym wiedzia- łem. Nadal mam ślady. Ale Nigel nie żyje, więc stanowi teraz wzór wszelakich cnót. Niezbyt sprawiedliwe, prawda, po tym, co dla matki zrobiłem. - Zaparzę ci herbaty, mamusiu. - Wszystko, byle się stąd wydostać. Ruszyłem do kuchni, ale policjant zastąpił mi dro- gę. - Obawiam się, że będzie pan musiał pojechać z nami do komisariatu. Nagle poczułem suchość w ustach. - Do komisariatu? - powtórzyłem. 18 Strona 16 - Formalności, proszę pana. Przez chwilę widziałem już, jak opuszczam dom w kajdan- kach. Mama we łzach, sąsiedzi zaszokowani i ja, w pomarań- czowym kombinezonie aresztanta (to naprawdę nie jest mój kolor), zamknięty w pomieszczeniu bez okien. W fikcyjnym świecie pewnie rzuciłbym się do ucieczki; powalił tego funk- cjonariusza, ukradł radiowóz i przekroczył granicę, zanim policja zdąży rozesłać mój rysopis. Ale w życiu... - Jakie formalności? - Ktoś musi zidentyfikować zwłoki, proszę pana. - Och, to o to chodzi. - Przykro mi, proszę pana. Oczywiście mama kazała mi to zrobić. Czekała na ze- wnątrz, podczas gdy ja nadawałem imię temu, co zostało z Nigela. Próbowałem udawać, że to tylko fikcja, scena z filmu, ale i tak zemdlałem. Wróciłem do domu karetką. Mimo wszystko warto było. Sukinsyn nie żył, wreszcie uwolniłem się od niego na zawsze. Wszystko to fikcja, rozumiecie. Nigdy nikogo nie zamor- dowałem. Wiem, że na kursach zawsze powtarzają, żeby pi- sać o tym, co się zna, jakby rzeczywiście można było to opi- sać, jakby wiedza stanowiła podstawę, podczas gdy tak na- prawdę najważniejsze jest pragnienie. Ale życzyć bratu śmierci to jeszcze nie to samo, co popełnić morderstwo. Nie moja wina, że wszechświat wzoruje się na moim blogu. I tym sposobem życie toczy się dalej - dla większości z nas - niemal bez zmian, właściwie tak samo jak dotąd, a błękitnookichło- piec śpi snem sprawiedliwego, jeśli nie do końca niewinnego. Strona 17 3. Autorem tego bloga jest blekitnookichlopiec. Wpis zamieszczony o: 18:04 w poniedziałek, 28 stycznia Status: prywatny Nastrój: do bani Słucham: „Nothing Ever Happens” Del Amitri To było zaledwie dwa dni temu. Od tamtej pory zdążyli- śmy już wrócić do normalnego życia. Do naszych wygodnych przyzwyczajeń, codziennych drobnych rytuałów. Dla mamy jest to odkurzanie kolekcji porcelanowych piesków. Dla mnie oczywiście Internet, mój blog, moje listy przebojów, moje morderstwa. Internet. Interesujące słowo. Niczym coś wyłowionego z głębin. Sieć na coś od dawna pogrzebanego albo dopiero ma- jącego trafić pod ziemię, składowisko wszystkich tych rzeczy, które w prawdziwym życiu wolelibyśmy zachować w tajemni- cy. A jednak lubimy patrzeć, nieprawdaż? „Jakby w zwiercia- dle, niejasno”*, obserwujemy toczące się wokół życie, świat * IKor: 13,12, za Biblią Tysiąclecia (Pismo Święte Starego i Nowego Testamen- tu, wyd. IV, Wydawnictwo Pallotinum, Poznań - Warszawa 1989, s. 1302). 20 Strona 18 pełen cieni i odbić, dostępny dzięki jednemu kliknięciu myszką. Jakiś mężczyzna popełnia samobójstwo - na żywo, przed kamerą. Odrażające, ale też dziwnie wciągające. Zasta- nawiamy się, czy to oszustwo. To może być kant, tak samo jak cała reszta. Ale na ekranie komputera wszystko wygląda o wiele bardziej realnie. W rezultacie nawet rzeczy, na które patrzymy każdego dnia - a może zwłaszcza one - widziane za pośrednictwem obiektywu nabierają znaczenia. Ta dziewczyna na przykład. Dziewczyna w jaskrawoczer- wonym płaszczu, która przechodzi co dzień koło mojego do- mu, niesiona wiatrem, nieświadoma obserwującego ją oka aparatu. Ma swoje przyzwyczajenia, zupełnie tak jak ja. Ona zna potęgę pragnienia. Wie, że siłą napędową tego świata nie jest miłość czy nawet forsa, tylko obsesja. Obsesja? Ależ oczywiście. Wszyscy jesteśmy owładnięci jakąś obsesją. Na punkcie telewizji, rozmiaru naszego wacka, pieniędzy, sławy albo życia uczuciowego innych. Ten wirtu- alny, daleki od doskonałego świat to cuchnąca kupa gnoju, wysypisko odpadków, mieszanina przypadków, to handel samochodami i viagra, muzyka, gry, plotki, kłamstwa i drob- ne ludzkie tragedie, które giną gdzieś po drodze w oczekiwa- niu na kogoś, kogo to obejdzie, choć ten jeden raz, kogoś, kto zechce nawiązać kontakt. I tu właśnie włącza się blog. Dla każdego coś miłego. Wpi- sy prywatne dla własnej przyjemności, publiczne - no cóż, dla całej reszty. Tutaj mogę napisać, co mi się żywnie podoba, wyznać wszystko bez lęku przed potępieniem, być sobą - albo kimś zupełnie innym - w świecie, gdzie nikt tak do końca nie jest tym, kim się wydaje, i gdzie każdy członek każdego ple- mienia może robić to, czego w głębi duszy pragnie. Plemienia? Oczywiście, tu każdy ma swoje plemię, z jego odłamami i podgrupami, z jego binarnymi żyłami i kapilarami 21 Strona 19 rozgałęziającymi się niemal w nieskończoność ciągłych przemian, coraz dalej od głównego nurtu. Bogacz w swoim zamku, nędzarz u jego bram, zboczeniec ze swoją kamerą internetową - nikt nie musi polować w samotności, niezależ- nie od tego, jak bardzo oddalił się od stada. Tutaj każdy jest u siebie, każdy znajdzie bratnią duszę i odpowiedź na swoje najskrytsze pragnienia. Większość ludzi podąża utartym szlakiem. Za każdym ra- zem wybierają lody waniliowe. Przeciętniacy to ci dobrzy, powszechni jak coca-cola, o sumieniach równie nieskazitel- nych jak ich idealnie białe zęby. Wysocy, z mocną opalenizną i świetną prezencją, jadają w McDonaldzie i wynoszą śmieci, mają znaczek „dozwolone od lat ośmiu” i nigdy nie strzelają przeciwnikowi w plecy. Za to niegrzeczni chłopcy mają milion najróżniejszych smaków. Niegrzeczni chłopcy kłamią, niegrzeczni chłopcy oszukują, niegrzeczni chłopcy sprawiają, że serce zaczyna bić człowiekowi szybciej - a czasem nieoczekiwanie staje. I wła- śnie dlatego stworzyłem stronę Niegrzecznichłopcyrządzą, początkowo dla ludzi piszących blogi, poświęconą złoczyń- com fikcyjnego świata, która z czasem zamieniła się w forum, gdzie czarne charaktery mogą do woli sławić zło, chlubić się swoimi zbrodniami, obnosić się przed światem ze swoją nik- czemnością. Każdy może do nas dołączyć, wkupując się jednym postem - urywkiem powieści, eseju czy choćby krótkiego opowiada- nia - choć jeśli macie ochotę coś wyznać, trafiliście we wła- ściwe miejsce. Tu nie ma żadnych imion, żadnych zasad, żadnych kolorów - poza jednym. Nie, nie czernią, jak moglibyście się spodziewać. Czerń jest zbyt ograniczająca. Zakłada brak głębi. Za to błękit jest twór- czy, pełen melancholii. Błękit to muzyka duszy. I barwa na- szego klanu, obejmująca wszelkie odcienie niegodziwości, wszystkie smaki grzesznego pragnienia. 22 Strona 20 Na razie to naprawdę niewielki klan, składający się z nie- całego tuzina stałych bywalców. Pierwszy jest Kapitanmordercakroliczkow, Andy Scott z Nowego Jorku. Blog Kapitana to mieszanina głupkowatego humoru, pornograficznych fantazji i wściekłych obelg - pod adresem czarnuchów, pedałów, pierdolonych głupoli, gruba- sów, chrześcijan, a ostatnio też Francuzów - chociaż wątpię, żeby kiedykolwiek kogoś zabił. Następnie mamy Porcelanowegomotyla, czyli Chryssie Ba- teman z Kalifornii. To z kolei prawdziwa maniaczka ciała - stosuje różne diety od dwunastego roku życia i waży ponad sto trzydzieści kilogramów. Ma słabość do niegrzecznych chłopców. Jak dotąd nie nabrała rozumu. I nigdy już nie na- bierze. Potem jest ClairDeLune, dla przyjaciół Clair Mitchell. Miejscowa, wykłada twórcze wyrażanie siebie w tutejszym college'u (co tłumaczy jej odrobinę podniosły ton i skłonność do nadużywania literackiego psychobełkotu), a poza tym prowadzi w sieci grupę pisarską oraz całkiem sporą stronę poświęconą pewnemu charakterystycznemu aktorowi w średnim wieku - nazwijmy go Anielskim Błękitem - w którym się podkochuje. To dosyć nietypowy wybór, bo facet specjali- zuje się w rolach ludzi okaleczonych, podejrzanych typów, seryjnych morderców oraz najróżniejszych czarnych charak- terów. Niekoniecznie pierwsza liga, ale poznalibyście tę twarz. Clair często zamieszcza tu jego zdjęcia. Co zabawne, gość jest trochę do mnie podobny. Następnie mamy Stuarta Dawsona z Leeds, pseudo Tok- syczny69, przykutego po wypadku do wózka inwalidzkiego motocyklistę, który wiedzie swoje gniewne życie w sieci, gdzie nikt nie musi się nad nim litować, oraz Purepwnage9 z Fife, maniaka „Warcraft” i „Second Life” niezdającego sobie sprawy, że jego własne życie szybko, acz nieubłaganie 23