Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie E.L. James - Pięćdziesiąt odcieni Graya 2.5 - Mroczniej PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
===aFloXmpaal5xQHVEfEp6SX9IelUYeQ1oHW4UNHYZawBvGGsAaQ==
Strona 3
Tytuł oryginału: DARKER
Copyright © 2011, 2017 by Fifty Shades Ltd.
Copyright © 2018 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Copyright © 2017 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga
Projekt okładki: © Sqicedragon i Meghan Wilson
Zdjęcia na okładce:
front © Petar Djordjevic / Penguin Random House;
tył © Shutterstock
Zdjęcie autorki: © Michael Lionstar
Redakcja: Jolanta Olejniczak-Kulan
Korekta: Iwona Wyrwisz, Marta Chmarzyńska
ISBN: 978-83-8110-398-5
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu
niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami
karnymi.
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw,
jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub
osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie
zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na
użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o. o.
ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28
e-mail:
[email protected]
www.soniadraga.pl
www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga
E-wydanie 2018
Skład wersji elektronicznej:
konwersja.virtualo.pl
Strona 4
===aFloXmpaal5xQHVEfEp6SX9IelUYeQ1oHW4UNHYZawBvGGsAaQ==
Strona 5
Spis treści
Dedykacja
Podziękowania
Czwartek, 9 czerwca 2011
Piątek, 10 czerwca 2011
Sobota, 11 czerwca 2011
Niedziela, 12 czerwca 2011
Poniedziałek, 13 czerwca 2011
Wtorek, 14 czerwca 2011
Środa, 15 czerwca 2011
Czwartek, 16 czerwca 2011
Piątek, 17 czerwca 2011
Sobota, 18 czerwca 2011
El James
===aFloXmpaal5xQHVEfEp6SX9IelUYeQ1oHW4UNHYZawBvGGsAaQ==
Strona 6
Moim Czytelnikom
Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście.
Ta książka jest dla Was.
===aFloXmpaal5xQHVEfEp6SX9IelUYeQ1oHW4UNHYZawBvGGsAaQ==
Strona 7
PODZIĘKOWANIA
Dziękuję:
Wszystkim z Vintage za Wasze oddanie i profesjonalizm. Wasza
wiedza, poczucie humoru i miłość do słowa pisanego nigdy nie przestaną
być dla mnie inspiracją.
Anne Messitte za wiarę we mnie. Na zawsze pozostanę Twoją
dłużniczką.
Tony’emu Chirico, Russellowi Perreault i Paulowi Bogaardsowi za
Wasze nieocenione wsparcie.
Wspaniałemu zespołowi technicznemu, redakcyjnemu i projektowemu,
że udało im się zrealizować ten projekt: Megan Wilson, Lydii Buechler,
Kathy Hourigan, Andy’emu Hughesowi, Chrisowi Zuckerowi i Amy
Brosey.
Niallowi Leonardowi za Twoją miłość, wsparcie i wskazówki, a także
za to, że nie byłeś już takim zrzędą.
Valerie Hoskins, mojej agentce – każdego dnia dziękuję Ci za wszystko.
Kathleen Blandino za to, że pierwsza wszystko przeczytałaś, i za pomoc
przy kwestiach, mających związek z Internetem.
Brianowi Brunettiemu, po raz kolejny, za Twoje nieocenione informacje
na temat wypadków helikopterowych.
Laurze Edmonston za podzielenie się ze mną swoją wiedzą o Wybrzeżu
Północno-Zachodnim.
Profesorowi Chrisowi Collinsowi za pouczające wykłady z nauki
o gleboznawstwie.
Ruth, Debrze, Helenie i Liv za zachętę i słowne wyzwania, a także za
to, że mi się udało.
Dawn i Daisy za Waszą przyjaźń i rady.
Andrei, BG, Becce, Britt, Catherine, Jadzie, Jill, Kellie, Leis, Norze,
Raizie, QT, Susi – ile to już lat? Stajemy się coraz silniejsze. Dziękuję Wam
za amerykanizmy.
Strona 8
I wreszcie wszystkim moim autorom i przyjaciołom ze świata książki –
wiecie, o kim mówię – za to, że inspirujecie mnie każdego dnia.
Na koniec dziękuję moim dzieciom. Kocham Was bezwarunkowo.
Zawsze będę dumna, że wyrośliście na takich wspaniałych mężczyzn.
Dajecie mi tyle radości.
Zawsze tacy bądźcie. Obaj.
===aFloXmpaal5xQHVEfEp6SX9IelUYeQ1oHW4UNHYZawBvGGsAaQ==
Strona 9
CZWARTEK, 9 CZERWCA 2011
Siedzę. Czekam. Serce mi wali. Jest 5:36, a ja gapię się przez
przyciemniane szyby mojego audi na frontowe drzwi jej budynku. Wiem,
że przyjechałem za wcześnie, ale czekałem na ten moment przez cały dzień.
Zobaczę ją.
Poprawiam się na tylnym siedzeniu samochodu. Atmosfera jest duszna
i chociaż bardzo staram się zachować spokój, oczekiwanie i niecierpliwość
ściskają mi żołądek i przytłaczają klatkę piersiową. Taylor siedzi za
kierownicą wpatrzony przed siebie, milczący i jak zwykle opanowany,
podczas gdy ja ledwie mogę oddychać. To denerwujące.
Do licha. Gdzie ona jest?
Jest wewnątrz – w Seattle Independent Building. Budynek, który dzieli
od ulicy szeroki chodnik, jest obskurny i wymaga pilnej renowacji; nazwa
firmy została niechlujnie wyryta w szkle, a mat na szybach obłazi. Za tymi
drzwiami mogłaby się mieścić agencja ubezpieczeniowa albo biuro
rachunkowe; niczego nie zdradzają ani nie sugerują. Cóż, to się zmieni,
kiedy ja przejmę zarząd nad obiektem. SIP jest moje. Prawie. Podpisałem
już projekt umowy.
Taylor chrząka i zerka na mnie w lusterku wstecznym.
– Wysiądę, proszę pana – mówi, zaskakując mnie, i wychodzi
z samochodu, zanim zdążę go powstrzymać.
Może wyczuwa moje napięcie bardziej, niż mi się zdaje. Czy jest aż tak
widoczne? Może to on jest spięty? Ale dlaczego? Poza tym, że przez cały
ubiegły tydzień musiał znosić moje wiecznie zmieniające się nastroje, co –
zdaję sobie sprawę – nie było łatwe.
Ale dzisiaj jest inaczej. Odczuwam nadzieję. Po raz pierwszy, odkąd
mnie opuściła, nie zmarnowałem dnia, albo przynajmniej tak mi się wydaje.
Podczas wszystkich spotkań zachowywałem optymizm, jednak co chwilę
zerkałem na zegarek. Dziewięć, osiem, siedem… Z każdym tyknięciem
przybliżającym mnie do panny Anastasii Steele zegar wystawiał moją
cierpliwość na ciężką próbę.
Strona 10
A teraz tu siedzę, sam, i czekam, a determinacja i pewność siebie, jakie
odczuwałem przez cały dzień, powoli znikają.
Może zmieniła zdanie.
Czy znowu będziemy razem? A może chodzi jej tylko o darmową
podwózkę do Portland?
Sprawdzam godzinę.
5:38.
Cholera. Czemu ten czas tak wolno płynie?
Zastanawiam się, czy nie wysłać do niej maila z wiadomością, że
czekam na zewnątrz, ale kiedy wygrzebuję z kieszeni telefon, dociera do
mnie, że nie chcę spuścić z oczu frontowych drzwi. Odchylam się na
siedzeniu i w myślach przywołuję wszystkie jej ostatnie maile. Znam je na
pamięć; wszystkie przyjacielskie i zwięzłe, niczym nie sugerujące, że za
mną tęskni.
Może jednak jestem darmową podwózką.
Odpędzam od siebie tę myśl i wpatruję się w drzwi, zanosząc modły,
żeby się wreszcie w nich pojawiła.
Anastasio Steele, ja czekam.
Drzwi się otwierają i serce mało nie wyskoczy mi z piersi, ale bardzo
szybko zatrzaskują się z powrotem. Odczuwam zawód. To nie ona.
Do diabła.
Zawsze każe mi na siebie czekać. Niewesoły uśmiech błąka się na
moich ustach: czekanie w Claytonie, w Heathman po sesji zdjęciowej
i znowu, kiedy posłałem jej książki Thomasa Hardy’ego.
Tessa…
Ciekawe, czy wciąż jeszcze je ma. Chciała mi je zwrócić; pragnęła
oddać na cele dobroczynne.
„Nie chcę niczego, co będzie mi ciebie przypominać…”
Przed oczami pojawia mi się widok odchodzącej Any; jej smutna,
poszarzała twarz, zraniona i zmieszana. To niemiłe wspomnienie. Bolesne.
To ja ją tak unieszczęśliwiłem. Posunąłem się za daleko, za bardzo się
pośpieszyłem. Mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Odkąd odeszła, aż
nadto dobrze poznałem, czym jest rozpacz. Przymykając oczy, próbuję się
skupić, ale dopada mnie mój największy, najbardziej ponury strach: poznała
kogoś; dzieli się swoim małym białym łóżkiem i swoim pięknym ciałem
z jakimś pieprzonym obcym.
Do licha. Myśl pozytywnie, Grey.
Strona 11
Nie zadręczaj się tym. Jeszcze nie wszystko stracone. Masz plan.
Odzyskasz ją. Otwieram oczy i przez przyciemniane szyby audi, które
doskonale oddają mój nastrój, patrzę na drzwi. Coraz więcej ludzi wychodzi
z budynku, ale nie Ana.
Gdzie ona jest?
Taylor przechadza się po chodniku i też patrzy na drzwi wejściowe.
Chryste, denerwuje się tak samo jak ja. Co w niego, do cholery, wstąpiło?
Mój zegarek pokazuje 5:43. Lada moment wyjdzie. Biorę głęboki
wdech, poprawiam mankiety koszuli i sięgam do krawata, którego przecież
nie założyłem. Psiakrew. Przeczesując palcami włosy, próbuję się pozbyć
wątpliwości, ale one atakują mnie ze wszystkich stron. Czy jestem dla niej
tylko darmową podwózką? Czy zechce mnie z powrotem? Czy ma kogoś
innego? To gorsze od czekania na nią w Marble Bar. Dostrzegam kryjącą
się w tym ironię. Myślę, że to najważniejsza umowa, jaką kiedykolwiek
z nią zawarłem. Marszczę brwi – nie wyszło tak, jak się spodziewałem.
Z panną Anastasią Steele nic nigdy nie wychodzi tak, jak się spodziewam.
Ogarnia mnie panika i znowu ściska mnie w żołądku. Dzisiaj chcę zawrzeć
o wiele poważniejszą umowę.
Chcę ją odzyskać.
Powiedziała, że mnie kocha…
Moje serce przyśpiesza i czuję napływ adrenaliny.
Nie. Nie. Nie myśl tak. Na pewno nic takiego do ciebie nie czuje.
Uspokój się, Grey. Skoncentruj.
Jeszcze raz patrzę w stronę wejścia do Seattle Independent Publishing
i widzę ją, zmierzającą w moją stronę.
Kurwa.
Ana.
Zapiera mi dech, jakbym otrzymał cios w splot słoneczny. Pod czarnym
żakietem nosi jedną z moich ulubionych sukienek, tę fioletową, na nogach
ma czarne botki na wysokim obcasie. Włosy połyskujące
w popołudniowym słońcu falują, kiedy idzie. Jednak nie ubranie ani jej
włosy przykuwają moją uwagę. Jej twarz jest blada, niemal przezroczysta.
Pod oczami ma ciemne kręgi i jest chudsza.
Chudsza.
Przeszywa mnie ból i poczucie winy.
Chryste.
Ona też cierpiała.
Strona 12
Moja troska przeradza się w gniew.
Nie. W furię.
Nie jadła. Przez te kilka dni schudła ile? Dwa, trzy kilogramy? Zerka na
idącego za nią jakiegoś przypadkowego faceta, a on uśmiecha się do niej
szeroko. Przystojny drań, bardzo pewny siebie. Dupek. Ich beztroska
wymiana spojrzeń tylko potęguje moją wściekłość. Facet patrzy na nią
idącą w stronę samochodu z bezczelnym męskim zachwytem, a mój gniew
wzrasta z każdym jej kolejnym krokiem.
Taylor otwiera drzwi i pomaga jej wsiąść do środka. I nagle Ana siedzi
obok mnie.
– Kiedy ostatnio coś jadłaś? – pytam gniewnie, z trudem nad sobą
panując.
Patrzy na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami, demaskując,
odzierając ze wszystkiego, aż zostaję nagi i bezbronny jak wtedy, kiedy
ujrzeliśmy się po raz pierwszy.
– Dzień dobry, Christianie. Ja też się cieszę, że cię widzę – mówi.
Co. Do. Jasnej. Cholery.
– Nie wymądrzaj się – warczę. – Odpowiedz na pytanie.
Wpatruje się w swoje złożone na kolanach ręce, więc nie mam pojęcia,
o czym myśli, wreszcie bąka coś o jakimś bananie i jogurcie.
To nie jest żadne jedzenie!
Staram się, naprawdę staram trzymać swój gniew na wodzy.
– Kiedy ostatnio zjadłaś prawdziwy posiłek? – naciskam, ale ona mnie
ignoruje i wygląda przez okno.
Taylor odjeżdża od krawężnika, a ona macha do tego kutasa, który szedł
za nią od drzwi.
– Kto to?
– Mój szef.
A więc to jest Jack Hyde. Przypominam sobie, co przeczytałem dzisiaj
w jego aktach: z Detroit, stypendium w Princeton, karierę zrobił w firmie
wydawniczej w Nowym Jorku, ale co kilka lat się przenosił, wędrując za
pracą po całym kraju. Żadna z jego asystentek nie pracowała dłużej niż trzy
miesiące. Muszę go mieć na oku, a Welch dowie się o nim więcej.
Skup się na tym, co teraz jest ważne, Grey.
– No? Ostatni posiłek?
– Christianie, to naprawdę nie twoja sprawa – szepcze.
Czuję, jak spadam.
Strona 13
Jestem tylko darmową podwózką.
– Wszystko, co ma związek z tobą, jest moją sprawą. Odpowiedz.
Nie skreślaj mnie, Anastasio. Proszę.
Wzdycha zrezygnowana i wznosi oczy ku niebu, żeby mnie wkurzyć.
I zauważam to – uśmieszek błąkający się w kącikach jej ust. Próbuje się nie
roześmiać. Po tych wszystkich katuszach jest to tak odświeżające, że mój
gniew zaczyna pękać. To takie w jej stylu. Idąc w jej ślady, ja też próbuję
zamaskować uśmiech.
– No więc? – pytam, już znacznie łagodniejszym tonem.
– Pasta alla vongole, w ubiegły piątek – odpowiada przytłumionym
głosem.
Jezu Chryste przenajświętszy, nic nie jadła od naszej ostatniej wspólnej
kolacji! Mam ochotę przełożyć ją przez kolano, tu i teraz, na tylnym
siedzeniu SUV-a – wiem jednak, że już nigdy nie wolno mi tknąć jej w ten
sposób.
Co ja mam z nią zrobić?
Spuszcza wzrok na swoje ręce, z twarzą jeszcze bledszą i smutniejszą
niż przed chwilą. A ja się nią napawam, starając się wymyślić, co robić.
Czuję, jak w piersiach narasta mi uczucie, którego nie chcę, ponieważ zaraz
ogarnie mnie całego. Lekceważąc je, patrzę na nią i z bólem zaczynam
rozumieć, że mój największy strach jest nieuzasadniony. Wiem, że się nie
upiła i nie poznała nikogo. Kiedy teraz na nią patrzę, mam pewność, że
sama leżała skulona w swoim łóżku, wypłakując oczy. Ta myśl przynosi
ukojenie, ale jednocześnie ból. Ponoszę odpowiedzialność za jej rozpacz.
Ja.
Jestem potworem. Ja jej to zrobiłem. Jak mogę ją kiedykolwiek
odzyskać?
– Rozumiem – bąkam, starając się zapanować nad uczuciami. –
Wyglądasz, jakbyś schudła przynajmniej dwa i pół kilograma, może nawet
więcej. Ano, proszę cię, jedz.
Jestem bezradny. Jak jeszcze mogę zachęcić tę cudowną, młodą kobietę
do jedzenia?
Nie patrzy na mnie, mogę więc przyglądać się jej profilowi. Jest
delikatny, uroczy i śliczny – taki, jakim go zapamiętałem. Pragnę pogładzić
ją po policzku. Poczuć miękkość jej skóry… przekonać się, że jest
prawdziwa. Zwracam się całym ciałem ku niej, drżąc z pragnienia, by jej
dotknąć.
Strona 14
– Jak się masz? – pytam, bo chcę usłyszeć jej głos.
– Skłamałabym, mówiąc, że dobrze.
Cholera. Mam rację. Cierpiała – i to z mojej winy. Jednak jej słowa
niosą w sobie cień nadziei. Może za mną tęskniła. Może? Chwytam się tej
myśli desperacko.
– To tak jak ja. Tęskniłem za tobą – wyznaję i sięgam po jej dłoń,
ponieważ nie wytrzymam ani chwili dłużej, żeby jej nie dotknąć. Jej ręka
wydaje się drobna i lodowata.
– Christianie, ja… – milknie, bo głos się jej załamuje, jednak ręki nie
cofa.
– Ano, proszę. Musimy porozmawiać.
– Christianie. Ja… Proszę. Tak bardzo płakałam – szepcze, a jej słowa
i to, jak próbuje zwalczyć łzy, ranią resztki mojego serca.
– Och, dziecinko, nie. – Przyciągam ją za rękę i zanim zdąży
zaprotestować, sadzam sobie na kolanach, obejmując ramionami.
Och, jak cudownie czuć ją przy sobie.
Jest za lekka, za krucha i aż chce mi się krzyczeć z rozpaczy, ale
wtulam nos w jej włosy i jej zapach mnie obezwładnia. Przypomina lepsze
czasy: sad w jesieni. Śmiech w domu. Błyszczące oczy, roześmiane
i psotne… i pełne pożądania. Moja słodka, cudna Ana.
Moja.
W pierwszej chwili opiera się, cała sztywna, szybko jednak się
rozluźnia i wspiera głowę na moim ramieniu. Postanawiam zaryzykować
i zamykając oczy, całuję ją we włosy. Co za ulga, że nie próbuje mi się
wyrwać. Ale muszę uważać. Nie mogę pozwolić, żeby znowu mi się
wymknęła. Tulę ją, rozkoszuję się jej dotykiem. To chwila pełnego spokoju.
Trwa jednak krótko – Taylor dociera do lądowiska helikopterów
w Seattle w rekordowym czasie.
– Chodź. – Z ociąganiem zsuwam ją z kolan. – Jesteśmy na miejscu.
Patrzy na mnie skonsternowana.
– Lądowisko. Na dachu – wyjaśniam.
Jak według niej mieliśmy się dostać do Portland? Jazda samochodem
trwałaby przynajmniej trzy godziny. Taylor otwiera drzwi i wysiadam ze
swojej strony.
– Powinnam ci oddać chusteczkę – mówi do Taylora z nieśmiałym
uśmiechem.
– Proszę ją zatrzymać, panno Steele, z najlepszymi życzeniami.
Strona 15
Co oni, do cholery, kombinują?
– O dziewiątej? – przerywam im, nie tylko żeby mu przypomnieć,
o której ma nas odebrać w Portland, ale też żeby przestał rozmawiać z Aną.
– Tak, proszę pana – odpowiada cicho.
I słusznie. To moja dziewczyna. Chusteczki to moja sprawa. Nie jego.
Przed oczami migają mi obrazy, jak wymiotuje na ziemię, a ja
podtrzymuję jej włosy. Dałem jej wtedy chusteczkę. A jakiś czas później tej
samej nocy patrzyłem, jak śpi obok mnie.
Przestań. Natychmiast, Grey.
Biorę ją za rękę – wciąż chłodną, ale już nie tak lodowatą, i idziemy do
budynku. Kiedy dochodzimy do windy, przypomina mi się nasze spotkanie
w Heathman. Ten pierwszy pocałunek.
Tak. Ten pierwszy pocałunek.
Pod wpływem tej myśli budzi się moje ciało.
Ale otwierające się drzwi windy rozpraszają mnie i niechętnie
puszczam jej dłoń, żeby mogła wejść do środka.
Winda jest mała, a my przestaliśmy się dotykać. Ale czuję ją. Całą.
Tutaj.
Teraz.
Cholera. Przełykam ślinę.
Czy to dlatego, że jest tak blisko? Pociemniałe oczy spoglądają na
mnie.
Och, Ano.
Jej bliskość jest podniecająca. Oddycha gwałtownie i patrzy w podłogę.
– Ja też to czuję – szepczę. Znowu sięgam po jej rękę i kciukiem
pieszczę zewnętrzną część dłoni. Podnosi na mnie wzrok, a jej przepastne
niebieskie oczy zasnuwa mgiełka pożądania.
Kurwa. Pragnę jej.
Zagryza wargę.
– Proszę, nie zagryzaj wargi, Anastasio. – Mój głos jest niski,
przepełniony tęsknotą.
Czy zawsze już tak z nią będzie? Chcę ją pocałować, przycisnąć do
ściany windy, jak zrobiłem to wtedy, za pierwszym razem. Chcę się z nią
pieprzyć, tutaj, i sprawić, żeby znowu była moja. Jej powieki trzepoczą,
usta ma lekko rozchylone, a ja tłumię jęk. Jak ona to robi? Jednym
spojrzeniem wyprowadza mnie z równowagi? Przywykłem mieć wszystko
Strona 16
pod kontrolą – a teraz prawie się ślinię tylko dlatego, że wbija zęby
w wargę.
– Wiesz, jak to na mnie działa – mruczę.
I teraz, zaraz pragnę cię w tej windzie posiąść, maleńka, ale nie sądzę,
żebyś mi na to pozwoliła.
Drzwi się rozsuwają i powiew zimnego powietrza pozwala mi odzyskać
przytomność umysłu. Chociaż dzień był ciepły, tutaj, na dachu, wiatr
przybrał na sile. Anastasia drży obok mnie. Wspiera się o mnie i czuję, że
jest za lekka, ale jej drobne ciało idealnie mieści się pod moim ramieniem.
Widzisz? Tak dobrze do siebie pasujemy, Ano.
Idziemy przez płytę lądowiska w stronę „Charlie Tango”. Rotory
obracają się łagodnie – maszyna jest gotowa do startu. Stephan, mój pilot,
biegnie w naszą stronę. Wymieniamy uścisk dłoni, a ja wciąż obejmuję Anę
ramieniem.
– Gotowi do startu, sir. Oddaję panu maszynę! – przekrzykuje huk
silników.
– Wszystko sprawdzone?
– Tak jest.
– Odbierzesz go około wpół do dziewiątej?
– Tak jest.
– Taylor czeka na ciebie przed budynkiem.
– Dziękuję, panie Grey. Bezpiecznego lotu do Portland, proszę pani.
Salutuje Anastasii i rusza w stronę czekającej windy. Z pochylonymi
głowami przechodzimy pod rotorami i kiedy otwieram drzwi, podaję jej
rękę, żeby pomóc jej wsiąść.
Gdy zapinam ją w pasy, wstrzymuje oddech. Ten dźwięk trafia prosto
w moje przyrodzenie.
Ignorując reakcję ciała, ciasno zaciągam pasy.
– Muszę przyznać, że podobasz mi się w tej uprzęży. Niczego nie
dotykaj.
Rumieni się. Wreszcie te blade policzki nabierają trochę koloru – i nie
mogę się powstrzymać. Wierzchem wskazującego palca muskam jej
policzek wzdłuż granicy rumieńca.
Boże. Ależ ja jej pragnę.
Denerwuje się, a ja wiem, że dlatego, iż nie może się poruszyć. Podaję
jej słuchawki, zajmuję swoje siedzenie i zapinam pasy.
Strona 17
Sprawdzam kontrolki. Wszystkie lampki palą się na zielono, nie
zgłaszając żadnej usterki. Ustawiam przepustnicę w pozycji „Fly”,
ustawiam kod transpondera i potwierdzam, że pali się lampka
antykolizyjna. Wszystko wygląda dobrze. Wkładam słuchawki, włączam
radio i sprawdzam obroty śmigła.
Kiedy odwracam się ku Anie, wpatruje się we mnie intensywnie.
– Gotowa, maleńka?
– Tak.
Oczy ma szeroko otwarte i jest podekscytowana. Z szerokim
uśmiechem upewniam się przez radio, że w wieży nie śpią i są czujni.
Dostaję pozwolenie na start i sprawdzam temperaturę oleju razem
z resztą przyrządów. Wszystkie działają normalnie, zwiększam więc ciąg
i elegancka sylwetka „Charliego Tango” unosi nas w powietrze.
Och, uwielbiam to.
Kiedy nabieramy wysokości, zaczynam czuć się pewniej i zerkam na
siedzącą obok pannę Steele.
Pora zrobić na niej wrażenie. Czas na show, Grey.
– Przedtem ścigaliśmy świt. A teraz zmierzch, Anastasio – uśmiecham
się do niej, a ona odpowiada nieśmiałym uśmiechem, który rozświetla jej
twarz.
Na widok jej miny budzi się we mnie nadzieja. Mam ją tutaj, przy
sobie, a już myślałem, że ją straciłem. Chyba dobrze się bawi i wydaje się
o wiele szczęśliwsza niż wtedy, kiedy wychodziła z biura. Może i jestem
tylko darmową podwózką, ale zamierzam cieszyć się każdą cholerną minutą
lotu w jej towarzystwie.
Doktor Flynn byłby dumny.
Żyję chwilą. Jestem optymistą.
Dam radę to zrobić. Odzyskam ją.
Małymi kroczkami, Grey. Nie wyrywaj się do przodu.
– Poza zachodzącym słońcem możemy też podziwiać inne rzeczy –
mówię. – Tam jest Escala. Tam Boeing i widać Space Needle.
Wyciąga swoją smukłą szyję, żeby lepiej widzieć, jak zwykle ciekawa
wszystkiego.
– Nigdy tam nie byłam – mówi.
– Zabiorę cię. Możemy tam coś zjeść.
– Christianie, zerwaliśmy – odpowiada skonsternowana.
Nie to chciałem usłyszeć, ale staram się zachować spokój.
Strona 18
– Wiem. Ale przecież i tak mogę cię tam zabrać. I nakarmić. – Posyłam
jej znaczące spojrzenie, a ona pokrywa się cudownie lekkim rumieńcem.
– Tu w górze jest bardzo pięknie. Dziękuję – mówi, a ja zauważam, że
zmieniła temat.
– Robi wrażenie, prawda? – Ten widok chyba nigdy mi się nie znudzi.
– Robi wrażenie, że potrafisz latać.
Jej komplement mnie zaskakuje.
– Pani mi pochlebia, panno Steele? Ale przecież jestem człowiekiem
wielu talentów.
– Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, panie Grey – odpowiada
zgryźliwie, a ja chyba wiem, do czego pije. Powstrzymuję uśmiech. Tego
mi właśnie brakowało: jej impertynencji i tego, jak za każdym razem potrafi
mnie rozbroić.
Zachęć ją, żeby mówiła, Grey.
– Jak w nowej pracy?
– Dobrze, dziękuję. Jest ciekawa.
– A szef? Jaki jest?
– Och. W porządku. – Mówi o Jacku Hydzie bez zbytniego entuzjazmu,
a mnie przeszywa lęk. Czyżby się do niej dobierał?
– Co się stało? – pytam.
Muszę to wiedzieć – czy ten kutas zachował się niewłaściwie? Jeśli tak,
z miejsca go zwolnię.
– Poza tym, co oczywiste, to nic.
– Oczywiste?
– Och, Christianie, potrafisz być naprawdę ograniczony. – Patrzy na
mnie z rozbawieniem wyrażającym pogardę.
– Ograniczony? Ja? Panno Steele, nie jestem pewny, czy podoba mi się
pani ton.
– Cóż, trudno – żartuje sobie wielce z siebie zadowolona, i nie mogę się
nie uśmiechnąć.
Jedno jej spojrzenie albo uśmiech potrafią sprawić, że czuję się, jakbym
miał dwa metry wzrostu, a kiedy indziej co najwyżej pół – to takie ożywcze
i zupełnie mi nieznane uczucie.
– Brakowało mi twojej niewyparzonej buzi, Anastasio.
Przed oczami staje mi jej obraz klęczącej przede mną i muszę się
poprawić na siedzeniu.
Strona 19
Cholera. Skup się, Grey, na miłość boską. Odwraca wzrok i ukrywając
uśmiech, spogląda w dół na przedmieścia, nad którymi lecimy, ja zaś
sprawdzam, czy w dobrym kierunku – ale wszystko jest w porządku.
Zmierzamy w stronę Portland.
Milczy, a ja od czasu do czasu na nią zerkam. Na jej twarzy maluje się
ciekawość i niedowierzanie, kiedy patrzy na przesuwający się pod nami
krajobraz i opalizujące niebo. Wieczorne światło kładzie się na jej policzki
miękką poświatą. Pomimo bladości i podkrążonych oczu – dowodów
cierpienia, którego ja byłem sprawcą – wygląda olśniewająco. Jak mogłem
pozwolić, żeby odeszła z mojego życia?
Pędzimy naszą bańką ponad chmurami, wysoko, a mój optymizm
rośnie z każdą chwilą i powoli zapominam o napięciu, w jakim żyłem przez
ostatni tydzień. Z wolna zaczynam się rozluźniać i mając ją wreszcie przy
sobie, rozkoszuję się spokojem, jakiego nie zaznałem, odkąd mnie
zostawiła.
Kiedy jednak cel naszej podróży jest coraz bliższy, czuję się coraz
mniej pewnie. Boże, spraw, żeby mój plan się powiódł. Muszę zabrać ją
w jakieś ustronne miejsce. Może na kolację. Niech to szlag. Powinienem
był coś zarezerwować.
Trzeba ją nakarmić. Jeśli uda mi się namówić ją na wspólną kolację,
wystarczy, że znajdę właściwe słowa. Te ostatnie dni uzmysłowiły mi, że
muszę mieć kogoś – muszę mieć ją. Pragnę jej, ale czy ona pragnie mnie?
Czy zdołam ją przekonać, żeby dała mi drugą szansę?
Czas pokaże, Grey – zachowaj tylko spokój. Nie wystrasz jej znowu.
Piętnaście minut później lądujemy na jedynym lądowisku dla helikopterów
w Portland. Wrzucam silniki „Charliego Tango” na luz i wyłączam
transponder, dopływ paliwa i radionadajniki. Wraca niepewność, którą
odczuwałem od chwili, gdy postanowiłem ją odzyskać. Muszę jej
powiedzieć, co czuję, a to będzie trudne – ponieważ sam nie pojmuję uczuć,
jakie wobec niej żywię. Wiem, że za nią tęskniłem, że bez niej byłem
nieszczęśliwy i że chcę spróbować z nią być na jej warunkach. Ale czy to
jej wystarczy? I czy wystarczy mnie?
Czas pokaże, Grey.
Rozpinam pasy i kiedy nachylam się, by to samo zrobić z jej pasami,
wyczuwam jej delikatny zapach. Pachnie tak ładnie. Zawsze pachniała
Strona 20
ładnie. Przez jedną ulotną chwilę patrzy mi w oczy, jakby miała jakieś
niecne myśli, a ja jak zwykle oddałbym wszystko, żeby je poznać.
– Podróż się podobała, panno Steele? – pytam, nie zwracając uwagi na
jej spojrzenie.
– Tak, dziękuję, panie Grey.
– Cóż, w takim razie chodźmy obejrzeć zdjęcia naszego chłopca.
Otwieram drzwi, wyskakuję i wyciągam do niej rękę.
Czeka na nas kierownik lądowiska, Joe. Pochodzi z innej epoki. To
weteran wojny koreańskiej, ale jak na swoje pięćdziesiąt lat wciąż jest
dziarski i bystry. Przed jego czujnym spojrzeniem nic się nie ukryje.
Z błyskiem w oku uśmiecha się do mnie znacząco.
– Joe, zajmij się nim, zanim nie zjawi się Stephen. Powinien być
między ósmą a dziewiątą.
– Jasna sprawa, panie Grey. Proszę pani. Państwa samochód czeka na
dole. Och, ale winda się zepsuła, więc muszą państwo zejść schodami.
– Dziękuję, Joe.
Kiedy idziemy do schodów pożarowych, przyglądam się wysokim
obcasom Anastasii i przypominam sobie, jak niezgrabnie przewróciła się
w moim gabinecie.
– Masz szczęście, że to tylko trzy piętra… W tych szpilkach. – Tłumię
uśmiech.
– Nie podobają ci się moje buty? – pyta, spoglądając na swoje stopy.
Przed oczami staje mi rozkoszny obraz, jak wspiera się nimi o moje
ramiona.
– Bardzo mi się podobają, Anastasio – mruczę w nadziei, że moja mina
nie zdradza moich kosmatych myśli. – Chodź. Pójdziemy powoli. Nie
chciałbym, żebyś spadła i skręciła sobie kark.
Obejmuję ją w pasie wdzięczny za zepsutą windę – dzięki temu mam
dobry pretekst, żeby ją przytulić. Przyciągam ją do siebie i zaczynamy
schodzić.
W samochodzie, którym jedziemy do galerii, mój niepokój się wzmaga;
mamy wziąć udział w imprezie jej tak zwanego przyjaciela. Faceta, który
kiedy widziałem go ostatnio, próbował wepchnąć jej do ust język. Może
przez te ostatnie dni ze sobą rozmawiali, a to spotkanie jest długo
wyczekiwaną randką.
Kurwa, że też nie pomyślałem o tym wcześniej. I mam naprawdę
cholerną nadzieję, że się mylę.