9985

Szczegóły
Tytuł 9985
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9985 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9985 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9985 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MAURYCY MOCHNACKI POWSTANIE NARODU POLSKIEGO W ROKU 1830 I 1831 2 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 KSI�GA II [Rozdzia� I] Noc 29 listopada. � Powstanie wojska i ludu w stolicy Nad wieczorem dnia 29 listopada 1830 r., gdy si� zbli�a�a um�wiona pora do dzia�ania, cywilni spiskowi, kt�rym poruczono rozpocz�cie ruchu napadem na Belweder, szli po dw�ch, po trzech r�nymi drogami do lasku �azienkowskiego, jedni z ukryt� kr�tk� broni� paln�, drudzy bez broni, poniewa� wszyscy spodziewali si� dosta� karabin�w ze Szko�y Podchor��ych. Niebo by�o pochmurne ten ca�y dzie�, tak �e zmierzch i noc prawie bez przedzia�u w jeden moment przypad�y. W �azienkach po prawej i lewej stronie pos�gu kr�la Jana zej�� si� mieli ci waleczni m�odzie�cy na p� godziny przed terminem; mia�o ich by� wszystkich czterdziestu; lecz r�ne okoliczno�ci, jak zaraz obaczymy, wi�cej ni�eli o po�ow� t� liczb� zmniejszy�y. W rozleg�ej stolicy Polski oddzia�y garnizonu by�y jedne od drugich bardzo oddalone. Za has�o do wsp�lnego, jednoczesnego dzia�ania, o czym wszyscy w wigili� zostali uprzedzeni, mia� s�u�y� po�ar browaru na Solcu; po tym dopiero znaku z po�udnia plan sprzysi�onych zaleca� podpalenie dw�ch drewnianych budowli w przeciwnej stronie: w blisko�ci koszar gwardii wo�y�skiej na Nowolipiu. T� podw�jn� �un� oddzia�y garnizonu polskiego ruszone ze wszystkich punkt�w, z koszar Aleksandryjskich czyli Miko�ajowskich, Sapie�y�skich i Ordynackich, tudzie� z kwater w mie�cie i g��wnych wart, mog�y z �atwo�ci� w jednej chwili rzuci� si� na nie przygotowanego nieprzyjaciela, b�d� w tych samych koszarach, b�d� gdzie indziej rozbroi� go i wzi�� w niewol�, a potem wskazane pozajmowa� stanowiska. Tak chcia� mie� plan przepisany dla dzia�a� tej nocy, plan dobrze pomy�lany, rozwa�ony gruntownie i s�dz�c z wy�szo�ci si� naszych, �atwy do wykonania. Wszak�e los psotny, kt�ry si� �mieje z ludzkiej przezorno�ci, tylko co wszystkiego na samym wst�pie wniwecz nie obr�ci�. Czy zegar �azienkowski szed� pr�dzej od miejskich zegar�w, czyli te� dwaj podchor��owie wyprawieni do wzniecenia po�aru na Solcu zbyt skwapliwie chcieli si� ui�ci� z tego obowi�zku: do��, �e has�o do wsp�lnego dzia�ania i za wcze�nie, i �le by�o dane, to jest chybi�o w porze um�wionej. Ogie� na Solcu b�ysn�� na p� godziny przed sz�st�, a zgas� o sz�stej. Browar, stary, na wp� zbutwia�y budynek, nasamprz�d wcale nie chcia� si� zapali�. Wysocki za p�no, bo dopiero dnia 28 listopada, ��da� palnych materia��w od Karola Stolzmana, porucznika artylerii, adiunkta w dyrekcji m�yna prochowego. ��da� tego w niedziel�, kiedy pracownia ogni�w wojennych by�a zamkni�ta, a powinien by�, jak obieca�, porozumie� si� w tej mierze ze Stolzmanem na kilka dni pierwej. W braku tedy palnych materia��w, mog�cych u�atwi� to przedsi�wzi�cie i skutek jego uczyni� niew�tpliwym, dwaj podchor��owie musieli u�y� s�omy. Ogie� wszczyna� si� z wielk� trudno�ci� i daleko pierwej, nim wszyscy z oddzia�u belwederskiego zd��yli przyby� do �azienek: co naturalnie zaraz ich zmiesza�o i na r�ne opaczne naprowadza�o domys�y. Nabielak z Goszczy�skim spieszyli wtedy od g��wnej alei ku miejscu zgromadzenia akademik�w. W drodze postrzegaj� ten przedwczesny ogie�, a w �azienkach zastaj� ledwo kilkunastu z tych, co mieli przyby�. W tej samej chwili uderzono na trwog� ogniow� w pobliskich koszarach. W mgnieniu oka powstaje niezmierny ruch na5 oko�o. Posy�ki konne i piesze przebiega�y lasek we wszystkich kierunkach, z Belwederu do koszar, z koszar do Belwederu; namno�y�o si� �wiate� mi�dzy drzewami, na odwachach dzwoniono i warty wyst�powa� zaczyna�y. Za czas�w carewicza s�u�ba ogniowa by�a dobrze urz�dzona. On sam mia� we zwyczaju doje�d�a� do ka�dego po�aru czy we dnie, czy w nocy; m�g� wi�c i t� ra�� wypa�� z Belwederu. Z kilkunastu przyby�ych akademik�w ledwo kilku zosta�o �r�d tego zamieszania; nareszcie i ci si� rozpr�szyli w r�ne strony, �eby nie wpa�� w r�ce �o�nierzy i policjant�w. Ten alarm trwa� w �azienkach przesz�o p� godziny. Za wczesny i s�aby ogie� w browarze zgaszono bez wielkiej trudno�ci. Ta okoliczno��, jakkolwiek drobna, stawia sprzysi�enie w najprzykrzejszym po�o�eniu i rodzi wszystkie z�e skutki, jakie koniecznie z braku jednoczesno�ci w dzia�aniu na tak obszernym teatrze wynikn�� musia�y. Od tej chwili wszystko idzie oporem: zwi�zkowi w po�udniowej cz�ci miasta, ko�o Belwederu i koszar jazdy moskiewskiej, nie mogli da� zna� o sobie zwi�zkowym na tylu innych punktach stolicy. Ci, nie postrzegaj�c sygna�u z po�udnia, rozumieli, �e tam si� jeszcze nic nie sta�o i nie zaczynali dzia�a�; po terminie up�ywa�o wi�c du�o czasu � i oto jedno nic, pochodz�ce z roztargnienia Wysockiego, nara�a ca�� spraw�, nara�a przysz�o�� powstania. Po chwili wszystko jednak znowu ucich�o w �azienkach. Rozsypany oddzia� zacz�� si� zgromadza�. Spiskowi wychodz�c zza drzew pytaj� jeden drugiego o nazwisko, ale co dalej pocz�� w tak szczup�ej liczbie, po obudzeniu czujno�ci nieprzyjaciela, nie wiedz�. Z kr�tkiej narady, kt�r� wtenczas odprawili mi�dzy sob�, wypad�o, aby Nabielak poszed� na zwiady do Szko�y Podchor��ych � o par�set krok�w od mostu Sobieskiego. Uda� si� on tam, ale z niczym powr�ci�. Wysocki bawi� jeszcze w mie�cie; nie nadeszli i ci dwaj podchor��owie, kt�rym browar zapali� polecono. Szko�a by�a r�wnie jak oddzia� belwederski zatrwo�ona; najbardziej l�kali si� podchor��owie, aby tych podpalacz�w nie schwytano. Nast�pi�a tedy druga pauza, przeci�g�a jak wiek, pauza nieczynno�ci i oczekiwania �r�d przyspieszonego krwi obiegu. Ju� godzina up�ywa�a od chwili naznaczonej do rozpocz�cia og�lnego ruchu! Chybiony sygna�, kt�ry mia� wzruszy� ca�e miasto, kt�ry mia� z miasta zapewni� pomoc podchor��ym, demoralizowa� szczeg�lnie m�odych akademik�w, do�� odwa�nych, �eby si� rzuci� pierwszym zap�dem i w najwi�ksze niebezpiecze�stwo, lecz przy zimnej refleksji, do czego tyle czasu mieli, zaczynaj�cych ju� mierzy� otch�a� bez gruntu, co si� przed nimi roztwiera�a. Ta przew�ok�, nastrajaj�ca wysoko �yw�, m�odocian� fantazj�, by�a bolesna. Nabielak i Goszczy�ski id� powt�rnie do Szko�y Podchor��ych. Na pr�no � i t� raz� �adnej jeszcze znik�d wiadomo�ci. Dopiero wracaj�c spotykaj� Wysockiego przybywaj�cego z miasta w towarzystwie Szlegla, Dobrowolskiego, Paszkiewicza i Rottermunda.1 Wysocki z dwoma pierwszymi pobieg� zaraz do Szko�y; Paszkiewicz i Rottermund woleli po��czy� si� z wypraw� na carewicza. Od tej chwili inny duch wst�pi� we wszystkich. Wyniesiono karabiny podchor��ych Moskali, kt�rzy udawali, �e nie postrzegaj� tego, co si� oko�o nich dzia�o. Gdy si� Szko�a uzbraja�a, Nabielak i Goszczy�ski nabijali bro� i obliczali swe si�y: by�o wszystkich o�mnastu z Paszkiewiczem i Rottermundem tudzie� dwoma podchor��ymi Trzaskowskim i Kobyla�skim, kt�rzy oddzia� prowadzi� mogli jako dobrze znaj�cy Belweder we �rodku.4 Rozdzielili si� na dwie r�wne cz�ci. Jedna cz��, pod komend� Trzaskowskiego, uda�a si� w g�r� drog� ku rogatkom mokotowskim, �eby wpa�� do Belwederu od frontu przez g��wn� bram�. T�si, silniejsi z postawy sk�adali ten oddzia�, bo odwag� moraln� mieli wszyscy jednak�. Druga cz��, pod dow�dztwem Kobyla�skiego, ruszy�a do ogrodu belwederskiego, aby dzia�a� z ty�u pa�acu na przypadek, je�eliby p t a s z e k, jak si� wyra�ali spiskowi, wylecia� do ogrodu.2 1 Oko�o godz. 19. 2 W oddziale od frontu byli: Trzaskowski, Nabielak, Goszczy�ski, Zenon Niemojowski, Roch i Nikodem Rupniewscy, Orpiszewski, Jankowski i Nasiorowski; w oddziale od ogrodu: Kobyla�ski, Paszkiewicz, Poni�ski, Edward Trzci�ski, Edward Rottermund, �wi�tos�awski, Krosnowski, Rettel i Kosi�ski. (Przyp. aut.) 6 Oddzia� od frontu dochodz�c do bramy podwoi� kroku i nagle z przera�aj�cym okrzykiem: ��mier� tyranowi�, wlecia� na dziedziniec. Kilka os�b tam b�d�cych uciek�o natychmiast i przymkn�o za sob� drzwi �rodkowe. Jeden z oddzia�u uderzy� w te drzwi kolb� i przy pomocy innych wysadzi� je z zawias. Pot�uczono szyby w dolnych oknach, przy ci�g�ym wo�aniu: ��mier� tyranowi!� Ju� natenczas szed� ogie� od koszar z r�cznej broni, co domownik�w ksi�cia do reszty przerazi�o, a napadaj�cym doda�o ducha. Wt�oczyli si� do g��wnego korpusu oknem i drzwiami. G�uche naoko�o milczenie! �adnego oporu, �adnego ruchu w ca�ym pa�acu. Wpadaj� na g�r�, odmykaj�, a raczej wy�amuj� jedne drzwi po drugich, z jednego do drugiego przechodz� pokoju � nigdzie �ywej duszy. Czyni� niezmierny ha�as, wszystko wywracaj� w siedzibie tyrana, lecz jego samego nie znajduj�. W przysionku sali audiencjonalnej wysoki m�czyzna stoi przyczajony za drzwiami na p� otwartymi; zdawa� si� chcie� unikn�� niepochybnej zguby. Poznany i pchni�ty kilku bagnetami pada na posadzk�, lecz. nie umiera, bo go tylko niewprawne jeszcze r�ce dotkn�y. By� to wiceprezydent miasta Lubowidzki, kt�rego z�a gwiazda na chwil� przed tym napadem sprowadzi�a do Belwederu z pewn� ju� wiadomo�ci� o maj�cej wybuchn�� rewolucji. Powstanie zasta�o carewicza �pi�cego. Za pierwszym na dole okrzykiem kamerdyner Kochanowski budzi go, przecieraj�cego jeszcze oczy porywa gwa�tem z ��ka i wpycha do gabinetu, sk�d tajemne schody prowadzi�y do lewego pawilonu ksi�ny �owickiej; uczyni� to w sam� por�, gdy� zaraz potem kilku spiskowych wpad�o do tego� gabinetu. U ksi�ny mia�a miejsce malarska scena. Ledwo nie u st�p Polki, kt�rej tron po�wi�ci�, szuka� Konstanty ratunku przed Polakami. Ca�y dw�r niewie�ci by� tam ju� zebrany; gdy carewicz wbieg� do pokoju ksi�ny w nie�adzie nocnego odzienia, kaza�a ona pokl�ka� kobietom wko�o niego i na g�os odmawia� pacierze, pewna, �e �r�d zast�pu silnego modlitw� i p�ci� �adna go zemsta z r�k polskich nie dosi�gnie. W takiej postawie, z gestami okazuj�cymi boja�� najwi�ksz�, z wejrzeniem ob��kania, zostawa� w tym gronie przez kilka minut, nieprzytomny, blady i s�owa wyrzec nie mog�c. W godzin� jeszcze potem dr�a� jak li��, a wsiadaj�cemu na konia musiano nog� w strzemi� zak�ada�. Oddzia� zemsty narodowej spl�drowawszy ca�e g�rne i dolne pomieszkanie pr�cz pawilonu ksi�ny �owickiej, jak wlecia�, tak wylecia� z pa�acu p�dem wichru, lecz pierwej na dziedzi�cu jedn� jeszcze ofiar� swe odwiedziny uczyni� pami�tniejszymi. �Najnikczemniejszy z nikczemnych�, jak go sam w. ksi��� nazywa�, nieodst�pny towarzysz, koniuszy, pierwszy faktor carewicza, genera� Gendre, spiesz�cy do pobliskich stajen, wpad� wtedy w r�ce spiskowych. Krzycza� ze wszystkich si� swoich: �Je suis g�n�ral du jour�3; lecz to nic nie pomog�o: otrzyma� bagnetem w piersi raz g��boki, �miertelny. Ca�a wyprawa i kilkunastu minut nie trwa�a. M�odzie�, naznaczywszy krwi� podwoje carewicza, obr�ci�a si� z Belwederu w prawo i przez Ogr�d Botaniczny zmierza�a szybkim krokiem do mostu Sobieskiego. Tu nast�pi�o po��czenie ca�ego oddzia�u z podchor��ymi, gdy� i druga cz��, nie maj�c nic do czynienia w Ogrodzie, cofa�a si� ku tej stronie, po�o�ywszy trupem jednego z warty ogrodowej, kt�ry bieg� do pa�acu z wiadomo�ci� o przybyciu niespodziewanych go�ci. Tylko co Nabielak i jego towarzysze zd��yli uj�� par�set krok�w od pa�acu, gdy silny t�tent koni na drodze z �azienek do rogatek mokotowskich4 przekona� ich, jak szcz�liwie, jak cudownym prawie sposobem wielkiego unikn�li niebezpiecze�stwa; albowiem wtenczas w�a�nie jedna cz�� z rozbitych przez podchor��ych kirysjer�w przyby�a galopem pod Belweder, otaczaj�c pa�ac z przodu i z boku od Ogrodu Botanicznego. Jeszcze tedy kilka minut d�u�ej, a nikt nie by�by �ywy wyszed� z oddzia�u, kt�ry wpad� od frontu. Kiedy rewolucja w pierwszym poruszeniu swoim nawiedza�a Belweder i brata pot�nych car�w P�nocy sp�asza�a z po�cieli, podchor��owie wiedli b�j krwawszy, zaci�tszy z przemagaj�cymi si�ami. Wysocki, jako si� wy�ej rzek�o, wszed� do Szko�y, przerwa� lekcj� teorii, wyk�adan� jak zwykle o tej porze, i dobywaj�c szpady zawo�a� dono�nym g�osem: �Polacy! 3 Jestem genera�em dy�urnym. 4 Przy dzisiejszym placu Unii Lubelskiej. 7 Godzina zemsty wybi�a, dzisiaj zwyci�ymy albo polegniem � nadstawmy piersi nasze wrogom, aby by�y dla nich Termopilami!� Rozleg� si� w sali okrzyk: ,,Do broni, do broni!� Dzielni m�odzie�cy rozebrali ostre �adunki, kt�re Szlegiel przyni�s�, nabili karabiny i daleko pr�dzej, ni�elibym to opisa� zdo�a�, wzi�li szyk bojowy na dole. By�o ich wszystkich stu sze�ciudziesi�t i kilku; ka�dy z nich zna� komend� brygady i dywizji jak genera�, a robi� broni� jak szermierz. Zr�czniejszych tyralier�w, celniejszych strzelc�w pewnie �adne wojsko nie mia�o. Teraz szli si� odp�aca� Moskalowi za d�ug� nauk� na Saskim placu! Na czele tej kolumny uczonych atlet�w post�powa� Wysocki wprost do koszar trzech pu�k�w jazdy nieprzyjacielskiej. Koszary te, bronione przez piechot�, mog�yby by� niezdobyt� warowni�; ale dla jazdy cho�by kilkotysi�cznej, napadni�tej przez jeden tylko batalion piechoty, by�y stanowiskiem niedogodnym i niebezpiecznym. Zawiera�y wewn�trz kilkadziesi�t pod�u�nych stajen i mn�stwo mniejszych pomi�dzy nimi domk�w, gdzie �o�nierze mieli swe kwatery. Czerwone dachy, por�cze, chor�giewki woko�o stajen i d�ugie regularne ulice mi�dzy nimi u�ycza�y temu ogromowi pozoru oddzielnego przedmie�cia na Solcu. W �rodku mi�dzy budynkami by�o kilka dziedzi�c�w wysypanych piaskiem, tak obszernych, �e dwa i trzy szwadrony mog�y razem odbywa� swe obroty. Ca�� przestrze� opasywa� doko�a szeroki i g��boki kana�, nape�niony '77od�, dla konia nieprzeskoczny. Pr�cz tego jedne koszary od drugich oddziela�y cokolwiek mniejsze kana�y, na kt�rych by�o kilkana�cie drewnianych mostk�w. Podchor��owie zbli�aj�c si� do tego miejsca strzelili na wiatr, tak dla sprawienia pop�ochu w je�dzie moskiewskiej, jako te� dla uwiadomienia kompanij maj�cych przyby� z miasta, �e walka ju� si� zacz�a. Te to strza�y towarzyszy�y wpadaj�cym do Belwederu. Podchor��owie skoczyli zaraz potem w �rodek koszar u�an�w cesarzewicza; ju� ich trzechset zastali na koniach w szyku do szar�y. Nie czekaj�c ani chwili m��d� polska post�pi�a ku nim na p� strza�u karabinowego i z tej odleg�o�ci, gdy ka�dy je�d�ca albo konia na cel bierze, zaraz sp�dzi�a z miejsca ten oddzia� jazdy. U�ani sformowali si� za chwil� i k�usem ruszyli naprz�d; wtedy podchor��owie z mniejszej jeszcze odleg�o�ci, sypi�c ogie� na jedn� komend�, zsadzili z koni kilkunastu ludzi, reszta pierzch�a w najwi�kszym nie�adzie, kt�ry pomna�a�y kule g�sto padaj�ce mi�dzy t�ocz�cych si� w przeprawie przez mostki. Noc by�a ciemna; rozumieli przeto Moskale, �e najmniej par� tysi�cy piechoty maj� za sob�. W istocie, trwoga, zamieszanie by�y tam tak wielkie, �e najwi�cej dwie kompanie zachodz�c natenczas z przodu, od miasta, mog�y by�y �atwo rozbroi� t� ca�� jazd� i zabra� j� w niewol�. Lecz gdy Wysockiemu �adna znik�d pomoc nie przybywa�a, kirysjery i huzary mieli do�� czasu wsi��� na konie i w porz�dku wyj�� z swoich koszar, �eby naszych otoczy� i odci�� od miasta. Ta okoliczno��, po cz�ci i brak ostrych �adunk�w zmusi�y podchor��ych do cofnienia si� ze zdobytych, pustych koszar u�a�skich. Ten pierwszy czyn niezr�wnanego m�stwa przerazi�, potem i zadziwi� nieprzyjaciela, gdy ten�e na koniec postrzeg�, �e go taka garstka wyrzuci�a z koszar. Wysocki zaj�� stanowisko za mostem Sobieskiego. Tu przedsi�wzi�� oczekiwa� bratniej pomocy; tu nadstawia� ucha, rych�oli zagrzmi� z pag�rka pod koszarami Radziwi��owskimi cztery dzia�a Nieszokocia, jak mia�o by� wed�ug umowy. �eby o tych dzia�ach i o kompaniach wyborczych powzi�� jak�kolwiek wiadomo��, wysy�a nareszcie podchor��ego Kamila Mochnackiego z poleceniem przynaglenia tej pomocy, je�liby ju� nadci�ga�a. Lecz Mochnacki wr�ci� za chwil� i t� tylko przyni�s� wiadomo��, �e zamiast polskiej piechoty postrzeg� kirysjer�w, kt�rzy zewsz�d otaczaj� podchor��ych, dla przeci�cia im drogi do miasta. Wysocki post�pi� kilka krok�w naprz�d i sam si� o tym przekona�. Trzeba wi�c by�o zwie�� jeszcze krwaw� potyczk� dla wyratowania si� spo�r�d nieprzyjaci�. Dwie drogi prowadzi�y do miasta od mostu Sobieskiego: jedna wprost pod g�r�, a potem przez g��wn� alej�, druga zaraz w prawo poza gmachem ujazdowskim do �Wiejskiej Kawy�. Kirysjery zajmowali obiedwie w szyku do szar�y. Wysocki daje rozkaz natarcia z bagnetem na obadwa oddzia�y. Sam z kilkunastu podchor��ymi rzuca si� w prawo przeciwko konnicy, co zajmowa�a trakt boczny. Walka trwa�a tylko jeden 8 moment. Podchor��owie rozsypuj�c si� i gromadz�c, obyczajem tyralierskim, nacieraj�c i ust�puj�c, w miar� jak tego miejsce dopuszcza�o, strzelaj�c z row�w, spoza drzew, z przodu i z boku, rozp�dzili kirysjer�w, a potem zebrawszy si� post�powali drog� za Ujazdowem. Cz�� rozbitej jazdy polecia�a galopem do Belwederu wtedy w�a�nie, kiedy stamt�d spiskowi wychodzili, druga cz�� z ty�u niepokoi�a podchor��ych, kt�rzy maj�c woln� drog� przed sob� pomykali si� naprz�d �r�d ci�g�ych, zawsze odpieranych napad�w kawalerii. Dochodz�c do �Wiejskiej Kawy� m�odzie� nasza postrzeg�a przed sob� nowego nieprzyjaciela, szwadron huzar�w, kt�ry w tej samej chwili ruszy� k�usem od g��wnej alei na czo�o ma�ej kolumny Wysockiego. Po�o�enie podchor��ych by�o wtedy najkrytyczniejsze. Z ty�u parci przez kirysjer�w, z przodu zagro�eni od huzar�w (kt�rych ca�y pu�k sta� na odwodzie na polu za owym szwadronem), p� obrotem w lewo od �Wiejskiej Kawy� dopadli szcz�liwie koszar Radziwi��owskich, budynku nie doko�czonego, gdzie z okien i z bramy ubili Moskalom kilku jeszcze ludzi i koni. Tu Wysocki mia� my�l zatrudnienia sob� jak najd�u�ej jazdy nieprzyjacielskiej, �eby nie wpad�a do miasta, co by oczywi�cie zaszkodzi�o rozpoczynaj�cym si� tam ruchom i utrudzi�o opanowanie celniejszych punkt�w. Mniema� tak�e, i� si� przecie cho� w obl�eniu doczeka artylerii i kompanij wyborczych. Lecz na koniec, gdy zupe�nie zabrak�o �adunk�w prawie wszystkim podchor��ym, a przed bram� coraz g�stszy hufiec jazdy skupia� si� pocz��, zostawa�o mu tylko bagnetem otworzy� sobie drog� do miasta. �Oblegaj� nas�, krzykn�li podchor��owie, otworzyli przeto bram� i rzucili si� na huzar�w. Ale i ten trzeci oddzia� jazdy, jak dwa pierwsze, nie dotrzyma� placu ich natarczywo�ci. Nic odt�d nie utrudza�o zwyci�skiego pochodu podchor��ych. Ko�o ko�cio�a Aleksandra spotykaj� Stasia Potockiego; lecz nie wiedz�c, �e on by� g��wnym sprawc� niebezpiecze�stw, na kt�re ich narazi� brak pomocy w nier�wnej walce z ca�� prawie jazd� carewicza, nie wiedz�c, �e ten genera� najwi�cej przyczyni� si� do oddania w moc wielkiego ksi�cia sze�ciu kompanij wyborczych, kt�re przed chwil� Nowym �wiatem do �azienek zmierza�y, a zatem, �e nie by�o nade� wyst�pniejszego cz�owieka, a przynajmniej Polaka, otoczyli go doko�a, i pewni, szcz�liwi, pyszni niemal, �e po czynie godnym zas�yn�� w p�nej pami�ci mie� b�d� na swym czele jednego z towarzysz�w Ko�ciuszki, wzywali go uprzejmymi wyrazy: �Generale, prowad� nas dalej przez miasto!� Rzecz pewna, �e Potocki na czele podchor��ych by�by od razu wysoko podni�s� spraw� rewolucyjn�. Wysocki i Szlegiel nie omieszkali po��czy� swych pr�b z prze�o�eniami podchor��ych. Zaklinali go uroczy�cie w imi� ojczyzny, przez pami�� na wi�zy Igielstroma, lecz nic nie mog�o zmi�kczy� umys�u zaci�tego w uporze zgubnym dla kraju. Potocki zdawa� si� walczy� z samym sob�: czy ma dalej gubi� spraw� ojczyst�, czy rzuci� si� w obj�cie m�odzie�y, kt�ra go powa�a�a, kt�ra by mu by�a przebaczy�a wszystko, cokolwiek zdzia�a� ju� przeciwko narodowi. Zapewne musia�a przem�c pierwsza rezolucja, gdy� odprawi� Wysockiego i podchor��ych bez odpowiedzi, a sam zosta� na punkcie komunikacji mi�dzy miastem i Belwederem, gdzie niejedn� jeszcze odda� us�ug� carewiczowi, nim go za t� nieposzlakowan� wierno�� z r�k braterskich krwawa spotka�a zap�ata.5 5 Wysocki by� uprzedzony przez Zaliwskiego, �e Potocki zobowi�za� si� s�owem honoru nie tylko przyst�pi�, lecz w pierwszej chwili stan�� na czele sprawy narodowej, gdyby innego nie by�o dow�dzcy: dlatego nie aresztowa� go pod ko�ci�kiem Aleksandra, jak powinien by� uczyni�. Wysocki mniema�, �e si� jeszcze namy�li. �e Potocki wiedzia� o rewolucji, zaprzeczeniu nie podpada; ale czy w rzeczy samej przed rewolucj� przyrzek� sw�j akces zwi�zkowi i jak dalece o�wiadcza� si� w tej mierze � trudno dzisiaj powiedzie� co� o tym pewnego, bo Zaliwskiemu wierzy� nie mo�na. Zaliwski dla nadania sobie wi�kszego kredytu w zwi�zku, dla sprawienia w opinii innych zwi�zkowych wy�szego wyobra�enia o swych wp�ywach, znajomo�ciach, koneksjach, zar�cza� nieraz za akces os�b, z kt�rymi nigdy nie m�wi�, kt�rych i nie zna� wcale. Temu b�ahemu urojeniu Zaliwskiego, jakoby cz�owiek ma�y sam przez si� m�g� ur�� w mniemaniu innych przez stosunki, np. z genera�ami i wysokimi urz�dnikami, przypisa� trzeba wszelkie bajki o porozumieniach z Potockim, �ymirskim, Krukowieckim itd., kt�re rozsiewa� pok�tnie w zwi�zku, a kt�re potem za granic� do�� bezczelnie powt�rzy� w ma�ym pisemku, gdzie nie masz ani jednego s�owa prawdy. 9 Post�puj�c przez Nowy �wiat, gdzie wy�si oficerowie i urz�dnicy moskiewscy mieszkali, oddzia� Wysockiego na pr�no usi�owa� wo�aniem: �Do broni!�, przerwa� milczenie, kt�re jeszcze panowa�o w tej cz�ci miasta. Lecz i dalej, na Krakowskim Przedmie�ciu, nie by�o ani ludu, ani weso�ych okrzyk�w, ani �wiate�, ani or�nego zgie�ku, cho� to wszystko powinno by�o mie� miejsce w pierwszych chwilach wyjarzmiaj�cej si� swobody. Jak by nic si� nie sta�o, jak by nic sta� si� nie mia�o, tak g�ucha, tak przera�aj�ca cicho�� ogarn�a te okolice. Miasto spa�o! C� mog�o bardziej zatrwa�a� i j�trzy� t� m�odzie�? Zdawa�o si� jej natenczas, �e sama jedna powsta�a. Temu uczuciu, tej potrzebie przebudzenia stolicy ze snu, po cz�ci i poprzedniemu uporowi Potockiego przypisa� trzeba wydatne �lady krwi, kt�rymi Szko�a Podchor��ych naznaczy�a dalszy sw�j poch�d do Arsena�u. Zamiast dzwon�w, �mier� mia�a tedy uderzy� na g�o�n� trwog� w Warszawie. Ofiara tego naturalnego usposobienia umys��w � genera� Tr�bicki, kt�remu Konstanty poruczy� by� od kilku dni szczeg�lny nadz�r nad Szko�� (nadz�r dope�niony z ca�ym rygorem s�u�by), zmierzaj�c wtedy w�a�nie ku Alejom, wpad� w r�ce podchor��ych. Wiedzieli, gdzie idzie, bo i sam tego nie ukrywa� przed nimi. Wszelako ceni�c w nim niepospolite zdolno�ci wojskowe i nie przypuszczaj�c, aby w tak stanowczej chwili trwa� w szkodliwych zamys�ach dla Polski, chcieli go nawr�ci�, pozyska� dla narodu, jakkolwiek pierwej ostro si� z nimi obchodzi�. �Generale � m�wili mu tymi samymi wyrazami co Potockiemu � prowad� nas dalej!� Gdy nie chcia�, przydano do pr�b surowsze napomnienie, na koniec wyrywaj�cego si� wzi�to w �rodek i kazano i�� ze sob� pod eskort�. Tr�bicki, duch podnios�y, hardy, szed� z przymusu, nie szcz�dz�c jednak po drodze odkaz�w, nawet pogr�ek, je�liby nie z�o�yli broni i nie zdali si� na �ask� carewicza za jego po�rednictwem. Wtem ko�o pa�acu Namiestnikowskiego zaje�d�a im z przodu drog� Hauke, minister wojny, w towarzystwie swego szefa sztabu Meciszewskiego; pierwszy ostro przem�wi� do podchor��ych, drugi, wi�cej jeszcze porywczy i wi�cej znienawidzony, doby� z olster pistoletu i strzeli�: obadwa polegli natychmiast. Rautenstrauch, kt�ry trzeci jecha� za nimi, na odg�os pierwszego wystrza�u poskoczy� w prawo na ulic� Tr�back� � i tym si� ocali�. Cokolwiek dalej nadjecha�a kareta. Na zapytanie podchor��ych: �Kto jedzie?�, odpowiedzia� stangret: �Genera� Nowicki�. Zaraz kilka kul przeszy�o pojazd. Ten nieszcz�liwy genera�, kt�remu by si� nic z�ego nie sta�o, zgin�� przez pomy�k�; przes�ysza�o si� bowiem podchor��ym, kt�rzy wzi�li Nowickiego za Lewickiego, Moskala, gubernatora. Po tych czynach rewolucyjnego terroryzmu orszak zbryzgany krwi� zatrzyma� si� na ulicy Wierzbowej. �Generale � przem�wili znowu podchor��owie do wi�nia swego Tr�bickiego, �wiadka tych scen okropnych � po��cz si�, zaklinamy ci�, po��cz si� ze spraw� narodu, sta� na naszym czele, widzia�e�, co spotka�o z d r a j c � w.� Tr�bicki odpowiedzia� z najzimniejsz� krwi�: �Nie stan� na waszym czele, wy jeste�cie n i k c z e m n i, wy jeste�cie m o r d e r c y!� I po tych wyrazach ponawiali jeszcze podchor��owie swe prze�o�enia: ,,Generale, dajemy ci czas do namys�u!� Prowadzili go przez ca�� prawie ulic� Biela�sk� � i znowu si� zatrzymali. Tu dopiero, gdy powiedzia�: �Mo�ecie mi �ycie odebra�, ale mnie nigdy nie przymusicie do z�amania wiary zaprzysi�onej monarsze�, poleg� � bez w�tpienia godzien lepszego losu, gdyby by� tak nieugi�tego charakteru, tak nieustraszonej odwagi nie chcia� koniecznie po�wi�ci� najnikczemniejszej sprawie. Ju� wtedy wojsko polskie by�o zebrane pod Arsena�em. Po��czy�a si� z nim i Szko�a Podchor��ych � straszna w owej porze, wielka. Pop�och bez stanowczego skutku rozpoczyna� tedy spraw� na po�udniu, w Belwederze i w koszarach nieprzyjacielskiej jazdy. Ze wszystkiego, co tu spiskowi zamierzali, nic, prawie nic, si� nie uda�o. Konstanty przebywszy chwil� wielkiego niebezpiecze�stwa, a wi�kszego jeszcze przestrachu po�r�d fraucymeru swej �ony, wsiad� na konia, znalaz� oddzia� kirysjer�w przed pa�acem i powoli w Alejach ca�� sw� jazd� zgromadza� pocz��. Wtedy dopiero nadci�ga�y z koszar Ordynackich kompanie wyborcze w pomoc Szkole Podchor��ych. By�o ich sze��: dwie karabinierskie pu�ku 1 strzelc�w pieszych, dwie karabinierskie pu�ku 3 strzelc�w pieszych i dwie grenadierskie pu�ku 6 � tysi�c z g�r� piechoty. Si�a ta, osobliwie przy pomo10 cy artylerii bombardier�w (czterech dzia� Nieszokocia), mog�a by�a odmieni� posta� rzeczy zachodz�c z przodu od miasta je�dzie moskiewskiej, napadni�tej z ty�u przez podchor��ych. Teraz przybywa�a cokolwiek za p�no. Spomi�dzy oficer�w pomienionych kompanij jedni wcale do zwi�zku nie nale�eli, drudzy, dopiero od kilku dni wprowadzeni, na pr�no usi�owali wesp� z kilk� dawniejszymi spiskowymi odj�� komend� starszym, kt�rzy nie czuli w sobie wielkiej ochoty do dzia�ania w duchu sprzysi�enia, bo w nie bezpo�rednio nie wp�ywali. Kompanie ruszy�y z koszar dobrze ju� po terminie. Sz�y cz�ciami, nie razem. Lu�ne te oddzia�y, w miar� jak zbli�a�y si� do ko�ci�ka Aleksandra, odmawia�, ba�amuci� Stanis�aw Potocki; demoralizowali je tak�e adiutanci carewicza; na koniec obst�pywa�a doko�a kawaleria. Tym sposobem jedna kompania po drugiej dostawa�a si� w moc wielkiego ksi�cia, podczas utarczek podchor��ych z kirysjerami za Ujazdowem, z huzarami przed gmachem Radziwi��owskim. Carewicz wyjecha� z Alej�w na spotkanie tej piechoty; zacz�� co� m�wi� do �o�nierzy. Natenczas jeden z oficer�w zwi�zkowych, Wo�oszy�ski, podporucznik z pu�ku 3 strzelc�w pieszych, porwa� za karabin od �o�nierza obok siebie stoj�cego i wzi�� na cel wielkiego ksi�cia. Konstanty to postrzega, spina konia ostrogami i odskakuje w bok krzycz�c: �Strzelaj, strzelaj!� Wo�oszy�ski chcia� dope�ni� tego rozkazu, lecz karabin za uciekaj�cym po trzykro� nie spali�. Oficer ten, korzystaj�c z zamieszania, kt�re st�d powsta�o, przedar� si� potem przez Moskali i przyby� pod Arsena� razem ze Stryje�skim i kilku innymi kolegami. Mniej skompromitowani zostali przy carewiczu. Wszystko to dzia�o si� mi�dzy godzin� 8 i 9. Konstanty porz�dkowa� sw� jazd� w Alejach; piechot� polsk� odprawi� w ty� ku Belwederowi; najwa�niejsza za�, �e m�g� co chwila pos�a� po dzia�a do G�ry i Skierniewic. Wtem przybywa mu niespodziewana pomoc. Jeden z adiutant�w jego, Tr�bicki (brat genera�a), jak si� tylko zrobi�o zamieszanie w mie�cie, kaza� uderzy� na alarm w koszarach Mierowskich i z ca�ym pu�kiem strzelc�w konnych gwardii (pr�cz rozjazdu odbywaj�cego w tym dniu s�u�b� na placu Saskim) ruszy� k�usem bocznymi ulicami do Alej�w. Niewypowiedziana by�a rado�� wielkiego ksi�cia, gdy postrzeg� szaser�w6; im si� on oddawa� niejako w opiek�; �na ich honorze, na ich wierno�ci polega�� � szcz�liwy, �e go przecie nie ca�e wojsko polskie w z�ej doli odst�pywa�o. Wyrazy �wdzi�czno�ci�, zapewnienie, �e o tym s z l a c h e t n y m post�pku cesarz uwiadomiony b�dzie, i inne ujmuj�ce o�wiadczenia, egzagerowane przez Kurnatowskiego, Krasi�skich Wincentego i Izydora, Zielonk�, Skar�y�skiego, zamieni�y ten pu�k nieszcz�liwy w powolne narz�dzie przeciwko insurekcji. Carewicz, pomimo przera�enia, z kt�rego jeszcze nie wyszed�, poj�� od razu, poj�� jasno, i� mu dalszego bezpiecze�stwa raczej w polskiej ni�eli w moskiewskiej broni szuka� nale�a�o. Pu�k ten obr�cony przeciwko powstaniu dawa� sprawie poz�r domowej k��tni mi�dzy Polakami, wykrzywia� rzecz w samym pocz�tku. Koledzy Krzy�anowskiego, ci najdawniejsi w wojsku spiskowi, czy przez �le zrozumiane uczucie honoru, czy te� ze wstr�tu do przedsi�wzi�cia, kt�re si� raz nie uda�o, byli wi�cej mo�e w owej chwili jak grodzie�skie huzary albo podolskie kirysjery usposobieni przelecie� galopem przez miasto i stratowa� to, co nazywali �jakim� buntem� � niewczesnym dlatego zapewne, �e nie przez nich wszcz�tym, n i e p o d o b n y m dlatego, �e w nim nie mieli, albo w�a�ciwiej nie chcieli mie�, �adnego udzia�u. Taki by� pierwszy akt 29 listopada. Zamiast rozbroi�, wyzwali�my tylko do walki nieprzyjaciela w po�udniowej cz�ci miasta. Ten sam skutek, jak zara� obaczymy, wzi�y poruszenia powsta�c�w w przeciwnej stronie, od rogatek marymonckich i pow�zkowskich. �eby to dzia�anie w �rodku miasta uczyni� wi�cej zrozumia�ym, oznacz� pierwej g��wne punkta, kt�re zajmowa�y r�ne oddzia�y garnizonu polskiego, i ruchy, kt�re wed�ug planu powinny by�y wykona�. W niezmiernych koszarach Aleksandryjskich, niegdy� koronnych, na drodze do rogatek marymonckich ku Zdrojom, sta� jeden pu�k pieszy moskiewski gwardii litewskiej. Z nim ra- 6 strzelc�w 11 zem mie�ci�y si� tam: grenadiery gwardii polskiej, blisko 2400 ludzi, dwie kompanie wyborcze 1-go liniowego, dwie 3-go i dwie 7-go liniowego. Wi�ksza cz�� tych dw�ch ostatnich kompanij zajmowa�a w dniu 29 listopada warty na Solcu i na ulicy Furma�skiej. Z pozosta�ych si�, wed�ug planu, grenadiery gwardii razem z dwoma kompaniami 3-go mieli wpa�� z broni� nabit� do sal gwardii moskiewskiej i wzi�� ten pu�k w niewol�, a dwie kompanie 1-go wyruszy� w tym samym czasie z koszar, zaj�� Prag� i opanowa� tam prochowni� i obadwa mosty na Wi�le. Rozbrojenie pu�ku litewskiego w koszarach by�o poruczone Urba�skiemu i innym zwi�zkowym; zaj�cie Pragi Kiekiernickiemu i Czarnomskiemu. Poni�ej koszar Aleksandryjskich na ulicy Zakroczymskiej sta� w pa�acu Sapie�y�skim pu�k 4 liniowy, kt�rego, pierwszy batalion i cz�� drugiego zajmowa�a g��wne warty w garnizonie. Jedni oficerowie tego pu�ku mieli polecenie pozosta� na tych wartach, drudzy zej��. Julian Zaj�czkowski i Stanis�aw G�recki powinni byli z odwachu na Krakowskim Przedmie�ciu wpa�� do teatru �Rozmaito�ci�, aresztowa� oficer�w moskiewskich, kt�rzy by si� tam znajdywali, a po dope�nieniu tego alarmowa� miasto przechodz�c ulice a� do Arsena�u. Miniszewski u Franciszkan�w, Grotowski w prochowni na ulicy Mostowej odebrali rozkaz utrzymywania wi�ni�w w porz�dku, gdyby albo sami na wolno�� wydoby� si� chcieli, albo za pomoc� posp�lstwa. Reszta 4 pu�ku powinna si� by�a zaraz uda� z koszar do Arsena�u. Dwom kompaniom wyborczym 2-go liniowego z koszar na Pociejowie wskazany by� do zaj�cia plac przed Gie�d�, a dwom kompaniom 8-go liniowego z koszar u Marcinkanek na ulicy Piwnej Rynek Starego Miasta. Tym wi�c sposobem po rozbrojeniu pu�ku gwardii litewskiej (o czym w�tpi� nie pozwala�a przewaga si� naszych w koszarach Aleksandryjskich) Praga, Nowe Miasto, Stare Miasto, g��wne stanowiska w �rodku, ca�a cz�� od Wis�y znalaz�yby si� bez wystrza�u w mocy powsta�c�w przez samo rozpocz�cie akcji. W drugim g��wnym tak�e punkcie, od rogatek pow�zkowskich, sta� inny pu�k pieszy moskiewski, gwardia wo�y�ska, w koszarach niegdy� artylerii, za Kr�lestwa nazwanych Wo�y�skimi, przy ulicy Dzikiej. Rozbrojenie nieprzyjaciela w tym miejscu ulega�o cokolwiek wi�kszym trudno�ciom ni�eli w koszarach Aleksandryjskich, gdy� tu sami tylko stali Moskale, pr�cz Szko�y Bombardier�w Polskich, nie wi�cej jak 30 ludzi. Na przypadek ataku mogli go odeprze�, mogli zamkn�� si� w koszarach lub wyj�� z dzia�ami, kt�rych mieli cztery. Zwi�zek, dla rozbrojenia lub w najgorszym razie niewypuszczenia tego pu�ku z koszar, obmy�li� takie �rodki. Przy placu Marsowym o kilkaset krok�w od gwardii wo�y�skiej sta� batalion saper�w w koszarach Miko�ajowskich. Temu wi�c batalionowi kazano uderzy� na gwardi� wo�y�sk� od pola, w razie je�eliby wyst�pi�a z koszar i zmierza�a na plac Broni; w tym samym czasie z przodu mia� j� atakowa� batalion pu�ku 4 zbywaj�cy od warty, a od Arsena�u dwie kompanie 5-go liniowego. Od zr�cznego wykonania tego ostatniego ruchu zale�a�o zupe�ne opanowanie stolicy. Lud, poruszony z gniazda swego, z Starego Miasta, przez cywilnych spiskowych, z innych punkt�w przez samo wyst�powanie oddzia��w garnizonu, mia� misj� zape�nia� otwarte place Warszawy, przenosi� si� w masach z miejsca na miejsce dla o�ywienia insurekcji wojskowej, dla udzielenia jej pozoru wi�cej obywatelskiego, rewolucyjnego. �o�nierze nie potrzebowali do walki jego pomocy, dlatego nie zamierzali mu nawet rozda� broni z Arsena�u; potrzebowali tylko jego asystencji jako powa�nego �wiadka przy pierwszym uroczystym akcie wskrzeszenia ojczyzny. Bank, gmachy rz�dowe, instytuta, sk�ady publiczne, wi�zienia kryminalne, wszelaka w�asno�� opatrzone zosta�y stra��, nie maj�c� mie� w boju �adnego udzia�u. Ca�a rzecz w mie�cie zasadza�a si� na tym: �eby nieprzyjaciela s�abszego zej�� niespodzianie, rozbroi� albo zetrze�, gdyby stawia� op�r. Do godziny drugiej po po�udniu przedsi�wzi�to potrzebne �rodki dotycz�ce egzekucji tego planu, podanego do wiadomo�ci ka�dego spiskowego. Insurekcja nie mia�a naczelnego dow�dzcy. Dowodzi� ka�dy niemal podporucznik, ka�dy spiskowy w swym stanowisku, i rzecz dziwna, wszystko sz�o najporz�dniej, jakby jedna niewidzialna r�ka kierowa�a t� tak ogromn�, skomplikowan� machin�. Brakowa�o �adunk�w. W dzie� jeszcze D�browski Florian z 7-go liniowego i J�zef Przyborowski z 1-go strzelc�w pie12 szych, wzi�wszy dwa furgony i dw�ch �o�nierzy, przybyli do obozu, uwi�zili podoficera od weteran�w, kt�ry mia� doz�r nad �adunkami w baraku genera�a Blumera, zmienili pierwej wart� niby z rozkazu gubernatora, a pytani na rogatkach, co wioz�, odpowiedzieli, ��e nowe mundury dla wojska�. Tym sposobem dostarczyli piechocie kilkadziesi�t tysi�cy ostrych naboj�w, kt�re w sam czas oficerowie roznosili w kieszeniach dla �o�nierzy swoich po koszarach. Przed og�lnym jeszcze ruchem, jak tylko zmrok zapad�, zgromadza� si� zacz�li za ogrodem Krasi�skich na ma�ym placu ko�o rajtszuli, o par�set krok�w od pa�acu komendanta miasta �owickiego, grenadiery 5-go liniowego wyprowadzeni przez porucznik�w Czarneckiego i Lipowskiego z kwater na ulicach Wroniej, �uckiej i Lesznie. Wykonali to bardzo zr�cznie i ostro�nie. W mie�cie panowa�a najwi�ksza jeszcze spokojno��. Grupy �o�nierzy, przech�d znaczniejszych nawet oddzia��w nikogo nie zastanawia�y, albo je�eli si� kto o to pyta� oficer�w, odpowiadali, ��e pu�ki wyst�puj� na patrol generalny z rozkazu komendanta miasta�. Szko�a Artylerii ju� by�a gotowa; batalion saper�w, kompanie wyborcze, warty na wszystkich punktach oczekiwa�y z niecierpliwo�ci� um�wionego znaku. W tej dopiero chwili oficerowie zwi�zkowi rozdaj�c �adunki w koszarach Sapie�y�skich i Aleksandryjskich os�dzili za rzecz przyzwoit� uwiadomi� �o�nierza, o co idzie, i przekonali si� z ochoty, jak� wsz�dzie okazywa� do wyp�dzenia wrog�w z kraju, �e go nie potrzeba by�o wcze�niej wci�ga� do spisku. Nareszcie wybi�a godzina sz�sta na miejskich zegarach i nagle wszystkich oczy obr�ci�y si� ku Solcowi! W pozornym nie�adzie, kt�ry zwykle towarzyszy pierwszym wstrz��nieniom politycznym, �adne mo�e z wielkich zdarze� na �wiecie nie mia�o w sobie tyle zgody, tyle jednomy�lno�ci, co rewolucja 29-go. �aden ruch z publicznego ducha wyprowadzony nie by� �atwiejszy do nak�onienia ku jednemu celowi. Pewien jestem, �e gdyby by�a za�wieci�a �una z Solca o tej porze, rozbrojenie nieprzyjaciela w mie�cie by�oby niepochybnie przysz�o do skutku pomimo brak naczelnika, i odt�d ca�a rewolucja musia�aby p�j�� inn� drog�; bo po wzi�ciu piechoty moskiewskiej c� innego zosta�oby carewiczowi jak bro� z�o�y�? Lecz zna� nie mieli�my tego w przeznaczeniu naszym, �eby sobie pocz�� od razu tak silnie i m�drze. �w po�ar na Solcu nie wszczyna� si� z przyczyn, o kt�rych wy�ej wspomnia�em. Niema�o wi�c czasu up�ywa�o w mie�cie na oczekiwaniu tego sygna�u, i ca�� rzecz tak dowcipnie ukartowan� popsu�a zw�oka. �Dzisiaj nic ju� z tego nie b�dzie� � m�wili na koniec spiskowi w wielu miejscach. Nat�one oczekiwanie nie postrzega�o przed sob� �adnego kresu, tylko pewn� zgub�. O si�dmej wszystko jeszcze zostawa�o na swoim miejscu. Ale i potem mniemano, �e Szko�a Podchor��ych dla jakich� nadzwyczajnych przeszk�d dzia�a� nie zacz�a. Dopiero o wp� do �smej, dopiero wi�c w dobre p�tory godziny po terminie, wie�� o poruszeniach ko�o Belwederu przebieg�a Warszaw� jak b�yskawica. Okrzyki: �Do broni�, rozleg�y si� wtedy na kilku ulicach i wir b�bn�w zaalarmowa� miasto. Z tego naturalnie wypad�o, �e razem z nami i nieprzyjaciel za bro� porywa�; a tak, co przed chwil� jeszcze mog�o by� zej�ciem, napadem, zaraz obr�ci�o si� w otwart� walk�. Jaki� wy�szy oficer moskiewski przyjecha� doro�k� przed koszary gwardii wo�y�skiej; kaza� uderzy� w b�bny i wo�a� co tylko mia� si�: �Prawornych ludiej do puszok!�7 By� to goniec z Belwederu. Gwardia wo�y�ska pocz�a si� uzbraja�; lecz nie zaraz stan�a pod broni�. W tej chwili Czetwerty�ski wyprowadzi� spo�r�d Moskali Szko�� Polskich Bombardier�w. Rozkaz parolowy wydany przez w. ksi�cia jeszcze w pocz�tkach pa�dziernika, w skutku fermentacji, kt�ra opanowa�a stolic� po wypadkach lipcowych, wyznaczy� ka�demu oddzia�owi garnizonu polskiego i moskiewskiego wsp�lne miejsca alarmowe, gdzie si� pu�ki na przypadek rozruchu w mie�cie zbiera� mia�y, nie czekaj�c dalszego rozkazu. Punktami alarmu dla pu�ku wo�y�skiego by�y place przed Arsena�em i Gie�d�, tam przeto uda� si� zamierza�. 7 Zdolnych ludzi do armat! 13 W koszarach Aleksandryjskich to� samo si� sta�o co w Wo�y�skich. Gwardia litewska postrzega po godzinie si�dmej niezwyk�y ruch mi�dzy Polakami; wychodzi wi�c na dziedziniec i staje pod broni�, �eby st�d uda� si� na plac Marsowy, kt�ry by� jej miejscem alarmowym. Rewolucja ruszy�a z miejsca Polak�w, a �w rozkaz parolowy Moskali. Dow�dzcy litewskiego pu�ku, Engelmana, nie by�o; oficerowie polscy zwi�zkowi chcieli zatrzyma� Moskali przez wyprowadzenie swych kompanij na dziedziniec. By�oby przysz�o do rozlewu krwi, ale co op�nienie zwichn�o, a co by�o jeszcze �atwe do naprawienia, zgwa�ci�a z�a wola swoich. L�kiewicz, kapitan od s�u�by, udaj�c, jakoby o niczym nie wiedzia�, staje z dobyt� szpad� w bramie i �o�nierzom polskim wyj�� zabrania pod pozorem, ��e nie ma na to rozkazu�. Rozbrojenie gwardii litewskiej, w salach �atwe, na dziedzi�cu trudniejsze, by�o teraz wcale niepodobne. Nadbieg� Kolbersz, podpu�kownik grenadier�w, chcia� on tak�e jak kapitan od s�u�by oczekiwa� rozkazu wielkiego ksi�cia, a przynajmniej przybycia dow�dzcy, genera�a �ymirskiego. Gdy L�kiewicz i Kolbersz zatrzymuj� �o�nierzy polskich, Moskale tymczasem wymaszerowali z koszar w najwi�kszym porz�dku pod dow�dztwem gubernatora Lewickiego; ten bowiem, jak tylko powsta� ha�as w mie�cie, wsiad� na konia, polecia� do koszar Aleksandryjskich i gwardi� litewsk�, korzystaj�c z bezczynno�ci zwi�zkowych, zaprowadzi� na plac Marsowy. Grenadiery powinni byli ten pu�k dop�dzi�: mogli go byli na drodze przymusi� do z�o�enia broni, wszak�e sami zaledwie zdo�ali wyj�� na dziedziniec po d�ugich sporach z L�kiewiczem i Kolberszem. Jeden tylko Kiekiernicki �ci�le dope�ni� w tych koszarach zleconej sobie powinno�ci. Wyprowadzi� obiedwie kompanie 1-go bez oporu i zaraz uda� si� z nimi na Prag�. Urba�ski, chc�c naprawi� z�e, kt�re w znacznej cz�ci posz�o z jego winy (jemu bowiem wypada�o L�kiewicza albo pierwej wprowadzi� do zwi�zku, albo teraz surowo ukara�), o�wiadczy� oficerom zwi�zkowym, �e dot�d wszystko dzia�o si� pod�ug planu, �e ich obowi�zkiem jest i�� z grenadierami za gwardi� litewsk� i obserwowa� j� na placu Broni. W tym momencie przyje�d�a do koszar genera� �ymirski. Zastaje kompanie polskie pojedynczo zebrane na placu, �aje oficer�w, �e porozdawali �adunki, i pyta, z czyjego to si� sta�o rozkazu. �Kto kaza� nabija� bro�? � zawo�a� �ymirski. � Grenadiery, zsypa� proch z panewek!� Po czym zaraz ruszy� za gwardi� litewsk� w kolumnach batalionowych na plac Marsowy, kt�ry by� placem alarmowym i dla pu�ku grenadier�w. Spomi�dzy oficer�w zwi�zkowych jedni mniemali, �e genera� ten by� uwiadomiony o wszystkim (bo mia� by� uwiadomiony przez Paszkowicza), nie przedsi�brali zatem przeciwko niemu �adnych gwa�townych �rodk�w, rozumiej�c, �e idzie za rad� Urba�skiego, �e chce dzia�a� w duchu powstania, tak jednak, �eby si� przed czasem nie skompromitowa�. Drudzy odgadn�li jego zamiary nie najszczersze, postanowili oddzieli� si� z swymi kompaniami i uskutecznili to zaraz po wyj�ciu z koszar. Sze�� kompanij, 8, 9, 10, 11, 12 i 2 wolty�erska, pod dow�dztwem oficer�w Czechowskiego, �askiego, Klemensowskiego, Roguskiego, Bortnowskiego i Bortkiewicza, od�amawszy si� za bram� posz�y przez Fawory, Zdroje, ulic� Zakroczymsk� do Arsena�u; po drodze, nad Zdrojami, ju� oni spotkali pikiety Kiekiernickiego, kt�ry, zaj�wszy wojennie most wiod�cy od �oliborza na Prag�, przyst�p do niego a� w tej stronie czatami sobie o�wieca�. Reszta grenadier�w pod �ymirskim zaj�a stanowisko na placu Broni, �eby nasamprz�d przez czas niejaki obserwowa� gwardi� litewsk�, a potem z ni� razem p�j�� pod rozkazy w. ksi�cia. Taka sama scena, tylko z lepszym skutkiem dla rewolucji, mia�a miejsce w koszarach Sapie�y�skich. Konstanty okazywa� czwartemu pu�kowi szczeg�lne wzgl�dy; spiskowi przeto, �eby go tkn�� do �ywego, puszczali na kilka dni przed 29-ym paszkwile do�� obel�ywe, podaj�ce w w�tpliwo�� ducha �o�nierzy, charakter oficer�w, �jakoby �aska carewicza uczyni�a ich partyzantami Moskwy, nieprzyjaci�mi kraju itd.� Te przym�wki osi�gn�y cel zamierzony: nikt si� nie unosi� gor�tsz� ch�ci� zadania nieprawdy podobnym potwarzom jak pu�k czwarty. Gdy si� zbli�a�a pora dzia�ania, trudno by�o wstrzyma� zapa� �o�nierzy; Przeradzki i Kosicki rozdali �adunki; kompanie zbywaj�ce od warty sta�y pod broni� na dziedzi�cu; na koniec podporucznicy Wyszkowski, Lubowicki, �wi�cicki wyprowadzali je z koszar, gdy im 14 w bramie zachodzi drog� Bogus�awski, dow�dzca pu�ku. Nast�pi�a mi�dzy nim i wspomnionymi oficerami zapalczywa k��tnia; trzeba go by�o nawet przewr�ci� na ziemi�; tyle sobie wstr�tu czyni�a ca�a starszyzna w wojsku polskim od sprawy rewolucyjnej. Bogus�awski ust�pi� tylko przemocy spiskowych, o ma�o �yciem nie przyp�aciwszy swego uporu. Nad tym oddzia�em 4-go liniowego, spotkawszy go na drodze, obj�� zaraz dow�dztwo kapitan Roszlakowski; uda� si� on przez ulic� Franciszka�sk� na Nalewki i przyby� w sam czas pod Arsena�, gdzie w�a�nie rozpocz�a si� �ywa i krwawa akcja. Arsena�u strzeg�y dwie kompanie 5-go liniowego, jedna pod dow�dztwem Czarnockiego na ulicy Przejazd, mi�dzy pa�acem Mostowskich a koszarami gwardii artylerii konnej, druga z przeciwnej strony pod dow�dztwem Lipowskiego mi�dzy barierami rajtszuli artylerii a ma�ym placem przy ulicy Nalewki. Rozstawione ich poczty chwyta�y przebiegaj�cych t�dy oficer�w rosyjskich. Tu zostali wzi�ci i osadzeni na odwachu przy Arsenale jenera�owie Essakow i Engelman, dow�dzcy dw�ch pu�k�w pieszych gwardii rosyjskiej, oraz kilkunastu innych m�odszych oficer�w. Wtem daj� zna�, �e id� Moskale. W rzeczy samej pu�k gwardii wo�y�skiej, jak powiedzia�em, ostrze�ony z Belwederu, wyst�pi� z koszar, podzieli� si� na dwie cz�ci i dwoma ulicami, maj�c dzia�a na przedzie, ruszy� ku arsena�owi. Zacz�� si� pali� wtedy dom drewniany na Nalewkach. Grenadiery Lipowskiego postrzegaj� z bliska nacieraj�cy batalion nieprzyjacielski i przyjmuj� go ogniem rotowym tak rz�sistym, i� zaraz pad�o kilkudziesi�t Moskali. W tej samej chwili nadesz�a kompania 4 pu�ku i rozwin�a si� za Arsena�em. Roszlakowski, wspieraj�c grenadier�w Lipowskiego, z r�wnym skutkiem rozpocz�� ogie� przeciwko drugiemu batalionowi moskiewskiemu, przybywaj�cemu przez plac za ogrodem Krasi�skich pod dow�dztwem pu�kownika Owandra. Strzelanie z obu stron trwa�o tylko kilka minut. Wo�y�cy uciekali w najwi�kszym nie�adzie; potem w odleg�o�ci kilkudziesi�t krok�w zatrzymali si� na miejscu przez chwil� i zabrawszy trup�w ze sob�, na komend� cichym g�osem wydan� uskutecznili w porz�dku dalszy odw�d. Arsena� zosta� ocalony. Kiedy kompania Lipowskiego odpiera�a nieprzyjaciela, grenadiery Czarneckiego rozstrzelali genera�a Blumera, kt�ry przybywszy pod Arsena� chcia� mie� mow� do nich, a potem, prowadzony na odwach, �o�nierzy rozbraja� usi�owa�. Poleg� on od dw�ch tylko kul, lecz wie�� zaraz roznios�a, �e go tyle strza��w trafi�o w g�ow� i w piersi, ile niesprawiedliwych wyrok�w podpisa� z rozkazu carewicza. Po odparciu nieprzyjaciela przyby�y pod Arsena� grenadiery gwardii i dwie kompanie pu�ku 3. Nadesz�a tak�e Szko�a Podchor��ych. Zgromadzon� mas� wojska w tych punktach trzeba by�o rozdzieli�, a�eby dzia�a� skuteczniej. Tu nast�pi�o udzielanie sobie wzajemnych wiadomo�ci o wszystkim, co zasz�o na tylu punktach stolicy. Stan rzeczy nie by� pomy�lny; nic si� nie uda�o; jednak�e spiskowi nie tracili ducha. Postanowili si� tu broni� do upad�ego, szczeg�lniej za� strzec or�a i pieni�dzy, Arsena�u i Banku. Aleksander �aski postawi� grenadier�w pod pa�acem Mostowskich, dla przerzedzenia cokolwiek wielkiego, wszelkie dalsze rozporz�dzenia utrudzaj�cego nat�oku pod Arsena�em. Grenadiery zrobili w tym miejscu barykad�, za kt�r� postawiono dzia�a obr�cone wylotem do ulicy Dzikiej. Gresser, adiutant w. ksi�cia, cudownym prawie sposobem unikn�� losu Blumera. Pu�ci� on cugle swemu koniowi chc�c si� przemkn�� do koszar wo�y�skich; zatrzymany przed pa�acem Mostowskich pyta� w imieniu wielkiego ksi�cia, kto tu dowodzi. Grenadiery dali kilkadziesi�t razy ognia do niego; �r�d tego gradu kul zgin�� tylko jad�cy za nim kozak; on sam spad� z konia, otrzyma� kilka ran ci�kich, ale nie �miertelnych. Odprowadzono go na odwach arsena�owy. Patrole wys�ane za nieprzyjacielem donios�y, �e gwardia wo�y�ska post�powa�a przez Muran�w na plac Broni. Pu�k ten niewielk� ju� mia� ochot� do boju. Na Muranowie czo�o kolumny Owandra zetkn�o si� z czo�em batalionu saper�w; niepodobna by�o omin�� si�; Moskale weszli z saperami w uk�ady ��daj�c wolnego przej�cia i ofiaruj�c je nawzajem. Gdy si� z naszej strony na to zgodzono, ruszy� dalej ten batalion wo�y�c�w i po��czy� si� na placu 15 Broni z pu�kiem litewskim, uwa�anym z bliska przez grenadier�w �ymirskiego, kt�ry ca�� noc przep�dzi� w tej w�tpliwej mediacyjnej postawie; druga cz�� gwardii wo�y�skiej osadzi�a swe koszary i przyleg�e domki. Ten batalion saper�w, wyszed�szy z koszar, musia� tak�e stoczy� sp�r zaci�ty z dow�dzc� swoim Majkowskim na placu Broni. Majkowski nadbieg� z miasta zadyszany, daj�c rozkaz batalionowi, �eby do koszar powr�ci�; oficerowie zwi�zkowi, Kar�nicki, Gawro�ski, Ko�tunowski, Malczewski, Cerner, przek�adali mu, ��e batalion musi si� po��czy� z narodem�, gdy to nie skutkowa�o, porucznik Malczewski strzeli� do niego z pistoletu, chybi� go, ale kula przebiegaj�c ko�o ucha dow�dzcy �szepn�a mu przyzwoitsz� rad�, jak si� wyra�ali sapery. Od tego czasu nie mo�na si� by�o skar�y� na Majkowskiego; ca�ym sercem przylgn�� do rewolucji. W czasie walki pod Arsena�em Feliks Nowosielski, podporucznik z batalionu saper�w, wyprowadzi� Szko�� Artylerii, do kt�rej by� przykomenderowany jako oficer inspekcji. Dwa dzia�a dane do mustry tej szkole sta�y na dole w gmachu przy ulicy Miodowej, gdzie uczniowie artylerii mieli swe kwatery; lecz nie by�o koni. Nowosielski kaza� zaprz�c konie od karety Sowi�skiego, komendanta Szko�y Aplikacyjnej; poniewa� za� op�niono si� z wykonaniem tego rozkazu, zatoczyli oficerowie w�asnymi r�kami dzia�a pod Arsena�. Podoficer Korzeniowski sprowadzi� �adunki z laboratorium. Oddzia� Nowosielskiego w drodze do Arsena�u strzeli� do przelatuj�cego na koniu Bezobrazowa, ze sztabu w. ksi�cia. �eby nie traci� daremnie czasu, artylerzy�ci za��dali potem siekier ze sklepu �elaznego na ulicy D�ugiej dla wybicia drzwi arsena�owych. Wed�ug planu, jak wspomnia�em, bro� mia�a pozosta� nietkni�ta w Arsenale; lecz teraz, przy tylu zawodach, przy wzrastaj�cej coraz liczbie nieprzyjaciela, kt�ry ju� by� od nas mocniejszy, wypada�o rozda� ten szacowny zapas ludowi. Wkr�tce przyby�o mn�stwo rzemie�lnik�w; silili si� oni grube drzwi d�bowe wysadzi� z zawias. Nowosielski, niecierpliwy, kaza� w oknach kraty wy�ama�. Z okien tedy wynoszono karabiny, pa�asze, pistolety. Na koniec brama wylecia�a, ale bro� palna nie mia�a ska�ek; Stolzman wskaza� sekretne miejsce, gdzie ska�ki by�y schowane, co bardzo u�atwi�o uzbrojenie z pocz�tku ma�ej, potem coraz wi�kszej liczby os�b przybywaj�cych po bro�, nareszcie w godzin� potem ca�ego ludu warszawskiego wysypuj�cego si� ze wszech stron niezmiernym gminem. Ze dw�ch szczeg�lniej punkt�w lud ten by� poruszony w jednej porze, na Krakowskim Przedmie�ciu i w Starym Mie�cie; tam przez wojskowych, tu przez cywilnych. Zaj�czkowski, komendant odwachu na Krakowskim Przedmie�ciu, wpad� z Dobrowolskim J�zefem, jak mia� sobie polecone, do teatru �Rozmaito�ci� z dobytym pa�aszem w r�ku i zawo�a�: �Panowie, w najlepsze si� bawicie, kiedy Moskale naszych w pie� wycinaj�!� Nadzwyczajna, okropna nowina dla wytwornego �wiata �miej�cego si� na komedii. Publiczno�� zebrana w teatrze wybieg�a na ulic� i roznios�a postrach; Zaj�czkowski i Dobrowolski pospieszyli d