690

Szczegóły
Tytuł 690
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

690 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 690 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

690 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: J�ZEF PI�SUDSKI Tytul: BIBU�A PODSTAWA TEKSTU: WALKA REWOLUCYJNA W ZABORZE ROSYJSKIM. FAKTY I WRA�ENIA Z OSTATNICH LAT DZIESI�CIU. CZʌ� I: BIBU�A, W: J. PI�SUDSKI, PISMA ZBIOROWE. WYDANIE PRAC DOTYCHCZAS DRUKIEM OG�OSZONYCH. TOM II. TOM NINIEJSZY ZREDAGOWA�, WST�PEM I PRZYPISAMI ZAOPATRZY� L. WASILEWSKI, WARSZAWA 1937, INSTYTUT J�ZEFA PI�SUDSKIEGO PO�WI�CONY BADANIU NAJNOWSZEJ HISTORII POLSKI, S. 54-213 +WST�P Kto� powiedzia� niegdy�, �e Polacy s� narodem konspiracji i rewolucji. Zdanie to tyczy si� epoki przedpowstaniowcj, zako�czonej epope� 1863 roku. W�tpi� jednak, by kiedykolwiek w przesz�o�ci - wy��czaj�c, naturalnie, kr�tkie okresy walki or�nej i bezpo�rednich przygotowa� do niej - by�o ono s�uszniejszym, ni� dzisiaj, przynajmniej dla zaboru rosyjskiego. W obecnym czasie ruch rewolucyjny, organizacje i k�ka konspiracyjne tak szeroko si� rozga��zi�y w zaborze rosyjskim, zyska�y tak powszechne prawo obywatelstwa, �e prawdopodobnie wi�ksza cz�� spo�ecze�stwa polskiego tak lub inaczej jest z nimi ustosunkowana. Jednych �ycic rewolucyjne poch�ania ca�kowicie, czyni�c z nich zawodowych konspirator�w; drugich wci�ga ono w sw�j wir cz�ciowo, modyfikuj�c i zastosowuj�c do swych wymaga� ich �ycie prywatne, pozarewolucyjne; trzecich zaczepia ono po�rednio, przez pierwszych i drugich, robi�c z nich chwilowych uczestnik�w tej czy owej funkcji rewolucyjnej, lub zwi�zuj�c ich tak czy inaczej z �yciem rewolucyjnym przez w�z�y pokrewie�stwa, mi�o�ci, przyja�ni i nawet zwyk�ej znajomo�ci z konspiratorami. Wreszcie do najszerszych k� dochodz� odg�osy boj�w, toczonych w zaborze rosyjskim przez wzrastaj�c� w si�y rewolucj� z przemoc� rz�dow�. Odg�osy te, w postaci druk�w nielegalnych, strejk�w, manifestacji, aresztowa� i rewizji, sta�y si� niejako chlebem powszednim, czym� og�lnie znanym, omawianym i rozstrz�sanym przez og� Polak�w pod ber�em carskim. Pomimo jednak szeroko�ci ruchu rewolucyjnego, pomimo, �e wtargn�� on nawet w dziedzin� �ycia prywatnego mn�stwa ludzi, dot�d jest on bardzo ma�o znany szerszemu og�owi. Pochodzi to po pierwsze st�d, �e najcz�stszym stykaniem si� z ruchem rewolucyjnym jest stykanie si� z jego efektami publicznymi, z natury rzeczy nie mog�cymi da� wyobra�enia o g��boko i rozmy�lnie ukrytych, ich spr�ynach. Nast�pnie musowe os�anianie tajemnic� szczeg��w �ycia rewolucyjnego nie pozwala na badanie go przez niedyskretne oczy. Wreszcie ogromna wi�kszo�� ludzi, bior�cych obecnie udzia� w ruchu rewolucyjnym, to ludzie p�uga i kielni, nie pi�ra, zatem trudno jest oczekiwa�, by przez nich �ycie rewolucyjne znalaz�o swe odbicie w literaturze. Wobec tego przy ocenach ruchu rewolucyjnego u nas sta�ym zjawiskiem jest przesada w t� lub inn� stron�. Gdy jedni tworz� przesadne, pe�ne fantazji legendy o rozmiarach, si�ach i kierunku organizacji rewolucyjnych w zaborze rosyjskim, inni nie doceniaj� ich znaczenia i pracy, widz�c w nich wybryki niedojrza�ej m�odzie�y, albo te� zapoznaj�c olbrzymie wysi�ki umys�u i energii ludzi, organizuj�cych i wprawiaj�cych w ruch maszyn� rewolucyjn�. Nale��c do stronnictwa rewolucyjnego, znaj�c wielu z jego przedstawicieli, bior�c niekiedy udzia� w jego pracach, .zebra�em mn�stwo spostrze�e� i danych, kt�re sam dla siebie stara�em si� nieraz zszeregowa� i zgrupowa� w jedn� ca�o��, by sobie dok�adniej przedstawi� stan rzeczy w Polsce. Od dawna te� nosi�em si� z zamiarem spisania tych wra�e�. �yczenie moje zbieg�o si� z ch�ci� redakcji "Naprzodu" zaznajomienia swych czytelnik�w z �yciem i walkami braci z za kordonu. Zgodnie z �yczeniem redakcji wybra�em dla swej pracy form� felietonow�. Wybra�em j� nie tylko dlatego, �e by�a ona naj�atwiejsz� w wykonaniu, lecz i dlatego, �e u�atwi�a mi ona uporanie si� z najwi�ksz� przeszkod� - wzgl�dem na bezpiecze�stwo towarzysz�w, pracuj�cych na niwie rewolucyjnej, maj�cych za plecami �andarma, a przed oczami cytadel�. W felietonie �atwiej, ni� w powa�niejszym dziele, unikn�� stawiania kropki nad "i", �atwiej pomin�� to lub owo, usun�� niepotrzebne szczeg�y lub ��czy� je w jedno dla uplastycznienia zjawisk typowych. Nie zaprzecz� jednak, �e to ustawiczne trzymanie pi�ra na uwi�zi musia�o wp�yn�� ujemnie, zmniejszaj�c �ywo�� i barwno�� opisu. Prac� sw� podzieli�em na trzy cz�ci. Pierwsza z nich, stanowi�ca obecne wydawnictwo, zawiera opis tej cz�ci �ycia rewolucyjnego, kt�ra ma styczno�� z rozwojem i rozpowszechnianiem druk�w nielegalnych - bibu��. Drug� cz�� po�wi�c� - ludziom - organizacyjnej i agitacyjnej stronie �ycia rewolucyjnego. Wreszcie trzeci� - efektom pracy rewolucyjnej i zmianom, jakie ona wywo�uje w stosunkach spo�ecznych u nas. Doda� jeszcze musz�, �e nale��c do stronnictwa socjalistycznego i maj�c lepsze dane tylko o nim, pomin��em w zupe�no�ci wszystko to, co si� tyczy innych, a raczej innego stronnictwa, pracuj�cego tajnie w zaborze rosyjskim. M�wi� o stronnictwie narodowo-demokratycznym. Wreszcie niech mi b�dzie wolno z�o�y� tu serdeczne podzi�kowanie tym znajomym i przyjacio�om, kt�rzy, nadsy�aj�c mi swoje wra�enia, uwagi i spostrze�enia, niechybnie si� przyczynili do zwi�kszenia warto�ci mej pracy. Krak�w, 3 listopada 1903 r. +TROCH� HISTORII Bibu�� w �argonie rewolucyjnym zowi� ka�dy druk nielegalny, nieopatrzony sakramentaln� formu��: "dozwolono cenzuroju". Ilo�� tej bibu�y z rokiem ka�dym wzrasta, wsi�kaj�c coraz g��biej w warstwy ludowe, zataczaj�c coraz szersze ko�a. Uzna� to sam rz�d. Ks. Imerety�ski w znanym swym memoriale stwierdza, �e ksi��ka nielegalna wdar�a si� nawet pod strzechy w�o�cia�skie i przyczyni�a si� do wywo�ania nastroju przeciwrz�dowego w�r�d ch�op�w. Nie trzeba jednak przypuszcza�, �e bibu�a w zaborze rosyjskim ma zawsze tre�� rewolucyjn�. Rz�d rosyjski kr�puje �ycie spo�eczne w tak r�norodnych kierunkach, �e bodaj nie ma stronnictwa, kt�re nie jest zmuszone obecnie wydawa� swe publikacje nielegalnie, bez cenzury. Nawet ugodowcy, zasadniczy przeciwnicy roboty nielegalnej, wydali kilka ksi��ek za granic�, by potem, niegorzej od rewolucjonist�w, przemyci� je przez kordon i rozpowszechni� w spo�ecze�stwie. Jest wi�c bibu�a klerykalna, patriotyczna, socjalistyczna, nawet ugodowa. Znajdziemy w�r�d niej utwory artystyczne wysokiej warto�ci, jak dzie�a Wyspia�skiego lub Zycha, i lichoty patriotyczno-klerykalne; znajdziemy grube tomy bada� historycznych i drobne bruszurki rozmaitych stronnictw; znajdziemy wreszcie zwyczajne ksi��ki do nabo�e�stwa, pisma periodyczne, odezwy, obrazki, fotografie, korespondentki itp. rzeczy. Wszystko to przeciska si� przez granic� r�nymi drogami, rozchodzi si� wsz�dzie, gdzie ludzie umiej� czyta� po polsku i staje si� coraz bardziej potrzeba szerokiej, stale wzrastaj�cej warstwy ludzi. Nim jednak bibu�a sta�a si� tak poczytn�, przej�� musia�a przez mn�stwo etap�w i jej pierwsze kroki by�y bardzo skromne i niepewne. Gdy sobie przypomn� swe lata dziecinne, staje mi �ywo w pami�ci obraz mego pierwszego zetkni�cia si� z "bibu��". By�o to w dworku szlacheckim na Litwie jakie dziesi�� lat po powstaniu. Wra�enie wieszatielskich rz�d�w Murawjewa by�o jeszcze tak �wie�e, �e ludzie dr�eli na widok munduru czynowniczego, a twarze ich wyci�ga�y si�, gdy w powietrzu zabrzmia� dzwonek, zwiastuj�cy przybycie kt�rego� z przedstawicieli w�adzy moskiewskiej. W tym to czasie matka moja wyci�ga�a niekiedy z jakiej� kryj�wki, jej tylko wiadomej, kilka ksi��eczek, kt�re odczytywa�a, ucz�c nas, dzieci, pewnych ust�p�w na pami��. By�y to utwory naszych wieszcz�w. Tajemnica, kt�r� te chwile by�y otaczane, wzruszenie matki, udzielaj�ce si� ma�ym s�uchaczom, zmiana dekoracji, jaka nast�powa�a z chwil�, gdy niepo��dany jaki �wiadek trafia� wypadkowo na nasze rodzinne konspiracje - wszystko to zostawi�o niezatarte wra�enie w mym umy�le. Te w�a�nie ksi��ki wraz z kilku innymi - pie�niami historycznymi Niemcewicza, paru broszurkami z czas�w przedpowstaniowych - by�y bodaj jedynymi przedstawicielkami nieocenzurowanej literatury w tym czasie. Ocala�y one podczas burzy powstaniowej w niewielkiej ilo�ci, a chowane przez pietyzm, jak relikwie, niszczone za� przez tch�rzostwo przy ka�dym istotnym lub przypuszczalnym niebezpiecze�stwie, nie mog�y wywiera� szerokiego wp�ywu, ograniczaj�c si� najcz�ciej rodzinnym ko�em posiadaczy takiej ksi��ki. "Bibu�a" w tym czasie znajdowa�a przytu�ek u tych, kt�rzy uparcie stali przy przygaszonym krwi� bohater�w 1863 r. i ledwie tlej�cym zniczu narodowo-rewolucyjnym. By�y to jakby mogilne p�omyki, nie�mia�o i chwiejnie o�wietlaj�ce smutne twarze rozbitk�w, ocala�ych z og�lnej kieski. Ale na mogi�ach wyrasta trawa - z popio��w powstaje nowe �ycie, ��dne s�o�ca i swobody. I w Polsce, kt�ra w�wczas by�a jedn� wielk� mogi��, zazielenia�o; zjawi�o si� nowe �ycie, nowy ruch, kt�ry, zrobiwszy wy�om w modlitewno-rzewnym stosunku do przesz�o�ci, otworzy� nowy okres dla nielegalnej ksi��ki. M�wi� tu o ruchu socjalistycznym. Od 1875-76 r. od czasu do czasu zaczynaj� si� ukazywa� druki socjalistyczne. Grono ich czytelnik�w musia�o, naturalnie, na razie by� bardzo szczup�e, lecz zapa� zwolennik�w idei socjalistycznej oraz jej zara�liwo�� w�r�d ludu pracuj�cego rozszerza�y je szybko w tej w�a�nie warstwie narodu, do kt�rej dawniej cenzuralna nawet ksi��ka ma�y mia�a dost�p. Bibu�a socjalistyczna przez d�u�szy czas by�a jedyn�, jaka istnia�a w sterroryzowanym po powstaniu 1863 r. spo�ecze�stwie polskim. Z czasem jednak odr�twienie i przestrach min�y, tym bardziej, �e walka socjalist�w naocznie przekonywa�a ludzi, i� wy�amywanie si� spod barbarzy�skich praw caratu nie jest niemo�liwe. Opr�cz wi�c socjalistycznych ksi��ek i broszur, ju� w latach 80-tych spotka� mo�na wi�ksz� ilo�� niecenzuralnych ksi��ek - czy to zagranicznych wyda� naszych poet�w, czy to ksi��ek historycznych, czy wreszcie ulotnych broszur, w ten lub w inny spos�b o�wietlaj�cych stan rzeczy w zaborze rosyjskim. Lecz chocia� zast�p czytelnik�w i ilo�� bibu�y, kursuj�cej w kraju, stale wzrasta�y, nie�atwo by�o przezwyci�y� przeszkody, kt�re tego rodzaju robocie sta�y na drodze. Przeszkody te by�y dwojakiego rodzaju. Pierwsza z nich polega�a na braku w kraju jakiejkolwiek organizacji o tyle silnej i rozporz�dzaj�cej takimi �rodkami, by zapewni� bibule sta�y kurs i zadowoli� wymagania przynajmniej tej cz�ci odbiorc�w, kt�ra stanowi�a sta�y kontyngent czytelnik�w i rozpowszechnicieli bibu�y. Zakazane druki ukazywa�y si� zbyt sporadycznie, nieregularnie, dostarczaniem ich rz�dzi�a taka wypadkowo��, �e nikt nigdzie nie m�g� by� pewnym, �e ten lub �w druk otrzyma. Organizacje rewolucyjne nie by�y trwa�e, a ich �rodki techniczne zale�ne by�y od wypadk�w, tak, i� niekiedy bibu�y by�o du�o, natomiast mija�y miesi�ce ca�e bez �wie�ego dop�ywu. Nic dziwnego, �e bibu�a w oczach ludzi by�a czym� nadzwyczajnym, wpadaj�cym do kraju drog� jakiego� cudu, nagle i niespodzianie, czem� takim, co mo�na otrzyma�, lecz czego ��da� nie wypada. Opr�cz tej zewn�trznej niejako przeszkody istnia�y i wewn�trzne. Ludzie wprost bali si� roboty nielegalnej, kt�rej przejawem by�a bibu�a. Posiadanie ksi��ki nielegalnej w oczach otoczenia dawa�o jakby patent na dzia�acza rewolucyjnego, a strach przed represj� rz�dow� oraz dziecinna wiara w wszechpot�g� i wszechwiedz� policji carskiej by�y w�wczas jeszcze tak powszechne, �e w wi�kszo�ci wypadk�w uifikano ksi��ki nielegalnej. Trzeba by�o j� ludziom wpycha� w r�ce, namawia�, by j� przeczytano, przekonywa�, �e nie jest ona tak niebezpieczn� rzecz�. Jedni wi�c patrzyli na posiadanie ksi��ki nieocenzurowanej, jak na bohaterstwo, drudzy - jak na szale�stwo, trzeci - jak na zbrodni�, inni wreszcie - jak na �rodek agitacji i spos�b rozpowszechniania swych przekona�, rzadko jednak ksi��ka nielegalna by�a dla kogo wprost potrzeb�, konieczno�ci� w takich warunkach, jakie Polska pod caratem znosi� musi. W tym po�o�eniu epok� dla bibu�y sta�a si� dzia�alno�� Polskiej Partii Socjalistycznej, w skr�ceniu zwanej P.P.S. By�a to pierwsza z organizacji rewolucyjnych w Polsce popowstaniowej, kt�ra potrafi�a przetrwa� dziesi�tek lat bez przerwy i kt�ra zdoby�a si� na tak� organizacj� i tak� technik�, i� jej robota wydawnicza i kolporterska ani razu nie dozna�a powa�niejszej przerwy. Na razie sta�e ukazywanie si� w wi�kszej ilo�ci zagranicznych wydawnictw partii przyj�to z pewn� nieufno�ci�. Lecz gdy ilo�� ich coraz bardziej wzrasta�a, gdy w dodatku partia rozpocz�a stale wydawa� "Robotnika" w kraju samym, gdy przez d�u�szy czas usilne polowania �andarmerii za drukarni� partyjn� nie mia�y powodzenia, gdy wreszcie w samej kolporterce zapanowa�a pewna regularno�� i wydawnictwa zacz�y dochodzi� do wszystkich odbiorc�w bez wzgl�du na to, czy mieszkaj� w Warszawie, czy na prowincji - publiczno��, jak robotnicza, tak inteligentna, uwierzy�a w sta�o�� i trwa�o�� tego zjawiska. Wra�enie, jakie wywar�o powodzenie P.P.S. na ca�ej przestrzeni pa�stwa rosyjskiego, by�o ogromne. Wkr�tce zewsz�d zacz�y nap�ywa� propozycje sprowadzania z zagranicy takich lub innych wydawnictw. Do 1900 r. nie by�o bodaj �adnej organizacyjki rewolucyjnej w ca�ym pa�stwie, kt�ra takiej propozycji P.P.S. nie czyni�a. Ludzie przyje�d�ali z Petersburga, Moskwy, Samary, jako delegowani najrozmaitszych k�ek, ��daj�c sprowadzenia to druk�w nielegalnych, to drukarni. Przypominam sobie pod tym wzgl�dem zabawn� rozmow�, jak� mia�em w Londynie z jednym takim delegatem w r. 1897. Sk�d�, z g��bi Rosji, z odpowiednimi rekomendacjami przyby� powa�ny, ju� troch� szpakowaty, m�czyzna i zwr�ci� si� do mnie z pro�b� o po�rednictwo przy zawi�zaniu stosunk�w z P.P.S. - Jaki� ma pan interes do P.P.S.? - zapyta�em. .- Hml Interes jest bardzo skomplikowany. Widzi pan, my tam w Rosji zawi�zali�my stowarzyszenie w celu obalenia cenzury. - Cenzury? - zawo�a�em zdumiony. - Ale�, panie, czy nie praktyczniej by�oby zacz�� od obalenia cara, kt�ry t� cenzur� ustanawia? - Pan mnie nie rozumie, car swoj� drog�, cenzura swoj�, tamto niech robi� inni, my za� we�miemy si� do cenzury. Przy tym zacz�� mi szeroko dowodzi�, jako cenzura jest jedn� z najszkodliwszych instytucji. Zgodzi�em si� na to ch�tnie, lecz poprosi�em, by mi wyja�ni�, w jaki spos�b owo obalenie ma si� odbywa� i jak� rol� ma w tym odgrywa� P.P.S. M�j interlokutor znowu bardzo szeroko i wymownie mi dowi�d�, �e wszystkie partie rewolucyjne s� zainteresowane w zniesieniu cenzury. Zgodzi�em si� i na to. Wreszcie zacz�� rozwija� plan owego stowarzyszenia. Chodzi�o o to, by �ci�gn�� do Rosji i rozpowszechni� tak ogromn� ilo�� druk�w zakazanych wszelkiego gatunku i rodzaju, �e cenzura sta�aby si� nonsensem z powodu swej bezu�yteczno�ci. By�em coraz bardziej zbudowany ogromem pracy, kt�r� przedsi�bierze stowarzyszenie, wi�c raz jeszcze spyta�em, jak� rol� wyznacza stowarzyszenie dla P.P.S. w tej akcji. - Ale�, rzecz prosta! - zawo�a� powa�ny delegat. - My zobowi��emy si� dostarczy� P.P.S. potrzebn� ilo�� wydawnictw do jakiegokolwiek punktu Europy. P.P.S. za� odda je nam w tym punkcie pa�stwa rosyjskiego, kt�ry sama sobie wybierze. Wi�c, jak si� okaza�o, olbrzymi plan zniesienia cenzury oparty by� na zdolno�ci transportowej P.P.S. By�em nieco przej�ty wzruszeniem wobec tak wielkiego zaufania naiwnego delegata, lecz zacz��em go przekonywa�, �e P.P.S. ma nieco inne zadanie, ni� walk� z cenzur� i �e wobec tego trudnym by jej by�o zacie�ni� sw� prac� tylko do tego celu. Delegat odjecha� rozgoryczony "nietolerancj� P.P.S.". W Polsce, gdzie ludzie tak "szerokich natur nie maj�, nie istnia�y, co prawda, organizacje dla zniesienia cenzury, lecz raz po raz poszczeg�lne osoby albo k�ka tworzy�y plany wydawnicze, oparte na pomocy P.P.S. w przewiezieniu tych wydawnictw do kraju. Wydawnicza i kolporterska. dzia�alno�� P.P.S. wnios�a niejako do ponurego domu niewoli trochr Europy z jej swobod� druku i tym ogromnie o�mieli�a idzi. Bibu�a przesta�a by� czym� niezwyk�ym, ludzie przyzwyczajali si� mie� j� w r�ku, tak, i� po pewnym czasie w ko�ach, otrzymuj�cych wydawnictwa P.P.S.-owe, mo�na by�o wprowadzi� reform�, polegaj�c� na tem, �e cz�� przynajmniej by�a sprzedawan�. Zjawili si� nawet prenumerato rowie periodycznych wydawnictw partyjnych. Za przyk�adem P.P.S. wkr�tce posz�y inne organizacje nielegalne w Polsce - �ydowska socjalistyczna organizacja Bund i Narodowa Demokracja, kt�re to organizacje trafia�y do innych cz�ci narodu, gdzie nie si�ga� wp�yw P.P.S. i oswaja�y coraz szersze ko�a ludzi z nielegaln� robot� i niecenzuraln� literatur�. Obok partyjnych wydawnictw w coraz wi�kszej ilo�ci sprowadzano dzie�a naukowe, przewa�nie historyczne i utwory artystyczne, kt�re, o ile zajmuj� si� tak �ywotn� dla Polak�w spraw�, jak stosunek do najazdu, s� w Rosji zakazane. Ta ostatnia cz�� bibu�y dotar�a do najbardziej tch�rzliwych, najbardziej ugodowo usposobionych ludzi. Zreszt� sami ugodowcy, chc�c wypowiedzie� si� otwarcie, musieli si� uciec do wydawania rzeczy nielegalnych. Pierwszym takim wydawnictwom ugodowym, kt�re szerzej by�o rozpowszechnione, by�y Stosunki polsko-rosyjskie" Leliwy. Do otrzaskania si� z bibu�� najbardziej reakcyjnie usposobionych ludzi niema�o si� przyczyni� i znany memoria� ks. Imerety�skiego, wykradziony i wydany przez P.P.S. Ksi��ka ta rozesz�a si� w tysi�cach egzemplarzy i by�a czytana bodaj przez wszystkich inteligentnych Polak�w. Ilo�� bibu�y, kr���cej po kraju, nie daje si� �ci�le okre�li�. Pod tym wzgl�dem znam tylko cyfry, opublikowane przez P.P.S. w sprawozdaniu Centralnego Komitetu partii za czas do 1900 r. Za r. 1899 sprawozdanie podaje cyfr� 99.872, jako ilo�� egzemplarzy najrozmaitszych druk�w, puszczonych tego roku w obieg. Inne partie danych takich nie og�asza�y, lecz og�lne wra�enie wszystkich, znaj�cych stosunki, jest takie, �e ilo�� bibu�y nie P.P.S.-owej, kursuj�cej w kraju, jest w ka�dym razie nie mniejsz�. Podwoiwszy t� cyfr� i dodawszy do niej przypuszczaln� ilo�� bibu�y nie partyjnej, oraz wzi�wszy pod uwag�, �e od r. 1899 rozw�j pracy r�nych partii szed� crescendo, otrzymamy cyfr� 250-300 tysi�cy egzemplarzy druk�w nielegalnych, jako roczn� konsumpcj� czytaj�cej publiczno�ci polskiej w zaborze rosyjskim. Nie znam odpowiedniej statystyki wydawnictw legalnych, podlegaj�cych cenzurze, lecz w ka�dym razie �mia�o twierdzi� mo�na, �e druki nielegalne stanowi� obecnie powa�n� cz�� lektury polskiej pod caratem. Jak ka�dy �atwo zrozumie, taka olbrzymia ilo�� bibu�y wywiera� musi ogromny wp�yw na stosunek ludzi do wszystkiego, co nielegalne, a przede wszystkim na stosunek do samej ksi��ki niecenzurowanej. Druk nielegalny wobec swej powszednio�ci przestaje by� �wi�to�ci�, nie straszy ludzi i nie nasuwa my�li o prze�ladowaniach rz�dowych, lecz podrywa w umys�ach ludzkich autorytet rz�du i wiar� w jego pot�g�. Ju� sama nazwa "bibu�a", �artobliwie poufa�a, �wiadczy o szerokim rozpowszechnieniu ksi��ki nielegalnej, o tym, �e znik� �w tajemniczy urok, kt�rym dawniej by�a otoczona. Zmiana, jaka pod tym wzgl�dem zasz�a, jest tak ra��ca, �e si� rzuca w oczy ka�demu, kto mo�e por�wnywa� stan obecny z dawniejszym. Niedawno spotka�em towarzysza, kt�ry by� aresztowany przed 1893 r. (rok rozpocz�cia dzia�alno�ci P.P.S.) i wr�ci� do roboty dopiero po 10 latach. Gdym go spyta�, co go najbardziej uderzy�o po powrocie, odpowiedzia� bez wahania, �e przede wszystkim by� zdumiony, widz�c, jak si� rozpowszechnia obecnie druk nielegalny. "My�my, rzek� mi �w towarzysz, musieli prosi� ludzi, by wzi�li ksi��k� do r�ki, musieli�my podrzuca� j�, wpycha� do kieszeni, a tu patrz�: ludzie sami bibu�y ��daj�, rozbijaj� si� o ni�, kupuj�. Ba, doda�, mo�liwymi ju� s� malwersacje z bibu�� i handel ksi��k� nielegaln�. W istocie, niekt�re z wydawnictw nielegalnych s� tak popularne, �e mo�na na nich robi� interesa. Tak np. "Zbiorki poezyj" wydania londy�skiego by�y tak rozchwytywane przez robotnik�w w Warszawie, �e pierwsze transporty, zawieraj�ce 500 egzemplarzy tej ksi��eczki, rozesz�y si� tam�e w przeci�gu miesi�ca i wreszcie ofiarowywano za nie po 25 kopiejek za egzemplarz. Wytworzy�a si� nawet specjalna nazwa "bibu�a dochodowa, tj. taka, kt�ra daje pewny doch�d sprzedaj�cym. Nawet w�r�d w�o�cian rozwija si� przyzwyczajenie do czytania nielegalnych ksi��ek. M�g�bym na dow�d tego przytoczy� mn�stwo fakt�w, lecz ogranicz� si� dwoma bardziej charakterystycznymi. W pewnej wsi nad Wis�� w�o�cianie otrzymywali stale bibu�� narodowo-demkratyczn�; opr�cz tej ostatniej niekiedy dochodzi�y ich r�k i wydawnictwa socjalistyczne. Nie wiem, jak� by�a przyczyna, lecz bibu�a przesta�a do nich dochodzi�, ch�opi postanowili w�wczas sami szuka� �r�de� bibu�y. Zebrali troch� pieni�dzy i wys�ali delegata, by wynalaz� kogokolwiek dla zawi�zania stosunk�w, przy tym uradzono szuka� nie tylko narodowych demokrat�w, lecz i socjalist�w. Nie znam szczeg��w tej odyssei delegata ch�opskiego, wiem tylko, �e odbywa� j� i pieszo, i furmankami i wreszcie o kilkana�cie mil od rodzinnej wioski wypadkiem natrafi� na jakiego� P.P.S.-owca, przez kt�rego zawi�za� stosunki z parti� i uspokojony wr�ci� do domu. Inny fakt tej samej kategorii mia� miejsce w g��bi Rosji, w koszarach wojskowych. Znan� jest rzecz�, �e rekruci Polacy nie odbywaj� s�u�by wojskowej w Polsce. Rz�d wysy�a ich w g��b Rosji lub na wschodnie granice pa�stwa, gdzie w wielu pu�kach polowa �o�nierzy sk�ada si� z Polak�w. Ot� paru towarzysz�w z m�odzie�y uniwersyteckiej zawi�za�o stosunki z �o�nierzami Polakami. Wkr�tce stosunki ogromnie si� rozszerzy�y i agitacja szybko si� rozwija�a. Puszczono do koszar moc bibu�y. Gdy si� o tym dowiedziano w Warszawie, wys�ano do tego miasta do�wiadcze�szego towarzysza z poleceniem uregulowania tej sprawy. �w towarzysz zwr�ci� uwag� zapalonych agitator�w na niebezpiecze�stwo, jakie grozi ca�ej robocie przy masowym rozpowszechnianiu bibu�y w�r�d �o�nierzy i poleci� wycofa� puszczon� ju� bibu�� z koszar. Gdy to postanowienie zakomunikowano �o�nierzom - a by�a to przewa�nie m�odzie� wiejska, �wie�o od p�uga i kosy oderwana - ci zebrali si� na narad� i odpowiedzieli agitatorom w spos�b nast�puj�cy: " Takich ksi��ek my sami dosta� nie mo�emy. Nie dacie nam ich panowie, to mie� ich nie b�dziemy. Ale wybaczcie, co ju� jest u nas, lego wam nie oddamy. To ju� niech b�dzie nasze." Ogromna ilo�� literatury nielegalnej, kr���cej po kraju, stanowi bez w�tpienia nowe i nieznane dot�d zjawisko w Polsce pod caratem, a przyzwyczajenie i nawet pewne przywi�zanie do bibu�y w�r�d ludu pracuj�cego w miastach i po wsi ziszcza owo marzenie Mickiewicza, kt�ry, b�d�c sam autorem �wczesnych druk�w zakazanych, wzdycha� do czasu, gdy ksi��ka jego zab��dzi pod strzechy w�o�cia�skie. Zjawisko to nie mog�o uj�� uwagi rz�du. Wspomina�em ju� wy�ej, �e ks. Imerety�ski nie tylko nie negowa� faktu czytania ksi��ek zakazanych przez w�o�cian, lecz nawet tym w�a�nie motywowa� konieczno�� pewnych ulepsze� w szkolnictwie oraz potrzeb� kontragitacji rz�dowej. Wp�yw tego "kulturtregerstwa carskiego okaza� si� minimalnym, powiedzmy raczej - r�wna si� zeru, natomiast nie ma w�tpliwo�ci, �e sam rz�d uleg� wp�ywowi "bibu�y" i musia� przed ni� si� cofn��. Rz�d ust�pi� nie w ten spos�b, jak mi obiecywa� delegowany rosyjskiego stowarzyszenia, o kt�rym wspomina�em wy�ej - cenzura nie zosta�a zniesiona, lecz zmiana post�powania rz�du z czytelnikami "bibu�y" nie da si� zaprzeczy�. Gdy bibu�y by�o w kraju ma�o, gdy jej wp�yw demoralizuj�cy by� niewielki, rz�d uwa�a� ka�dego posiadacza ksi��ki nielegalnej za rewolucjonist�, a fakt znalezienia u kogo bibu�y partyjnej s�u�y� jako powa�ny dow�d nale�enia do stowarzyszenia rewolucyjnego. Obecnie za�, gdy bibu�a rozpowszechnia si� w ogromnych ilo�ciach, gdy najniewinniejsi pod wzgl�dem politycznym ludzie czytaj� i maj� u siebie druki zakazane, niepodobie�stwem jest poci�ga� do odpowiedzialno�ci za to, co do niedawna by�o nieraz surowo karane. Przede wszystkim wi�c pewn� cz�� bibu�y uznano za p�legaln� niejako. Zagraniczne wydania naszych poet�w, grube ksi��ki naukowe, wreszcie nowsze utwory poetyczne lub powie�ciowe, wydane za kordonem, no i, naturalnie, wydawnictwa ugodowe nale�� do rz�du bibu�y tego rodzaju. Nieraz �andarmi przy rewizji nie wnosz� nawet do protok�u faktu znalezienia takiej ksi��ki i odk�adaj� j� na st� lub eta�erk�, mrucz�c: "nu, eto pustiaki" ("to bagatela"), niekiedy zabior� j� z sob�, lecz nigdy o taka, "bagatel�" nie wytocz� sprawy. U jednego z moich znajomych przy rewizji �andarm zabra� dwa tomy Limanowskiego "Ruch spo�eczny w XVIII i XIX wieku". Po sko�czeniu sprawy poszkodowany uda� si� do �andarma z ��daniem, by mu te ksi��ki zwr�ci�. �andarm u�miechn�� si� i odda� ksi��ki, daj�c przy tym rad�, by korzysta� z nich nie w swoim, lecz jakim innym mieszkaniu. "Widzi pan, u pana, jako podejrzanego, te ksi��ki s� jakim� dowodem, no, a u innych to rzecz zwyk�a, wszyscy przecie takie rzeczy czytaj�, ja sam z ciekawo�ci� przeczyta�em cz�� tej ksi��ki. Prawie to samo powiedzia� mi podpu�kownik Gnoi�ski, gdym po aresztowaniu w drukarni prosi� go o danie mi do celi dziel S�owackiego, znalezionych u mnie: "To bagatela, rozumiem dobrze, �e u ka�dego inteligentnego Polaka tak� rzecz znale�� mo�na, my za to nawet nie poci�gamy do odpowiedzialno�ci, ale do celi tego panu da� nie mog�, w ka�dym razie to wydawnictwo bez cenzury. Lecz ust�pstwo rz�dowe nie ograniczy�o si� jedynie t�, jak j� nazwa�em, p�legaln� bibu��. Wobec faktu rozpowszechniania wielkiej ilo�ci bibu�y partyjnej i rewolucyjnej bagatelizowanie przest�pstw musia�o p�j�� dalej w tym kierunku. W istocie tak si� te� sta�o, �andarmi si� przekonali, i� ilo�� czytelnik�w bibu�y partyjnej jest tak wielk� (przynajmniej w Warszawie), a otrzymanie jej sk�dkolwiek tak wzgl�dnie �atwym, �e si� nie op�aca z powodu ka�dej broszury lub egzemplarza pisma partyjnego robi� spraw�. Rotmistrz Konisski, kt�ry mi� bada� w Warszawie, m�wi� mi, �e nie przypuszcza, by w Warszawie by� robotnik, kt�ry kiedykolwiek nie mia� w r�ku "waszewo Kurjera", jak �artobliwie nazwa� "Robotnika". Zwykle, co prawda, ka�dego, u kogo znajd� takie wydawnictwo, aresztuj� lub co najmniej wo�aj� na badania, lecz w wielu wypadkach to nie poci�ga za sob� �adnej kary lub te� (a znam takich kilka wypadk�w) wyrok jest minimalny - dwa tygodnie aresztu. Tylko �wie�e wydawnictwa lub wi�ksza ich ilo�� same przez si�, bez �adnych innych dowod�w winy, zwracaj� uwag� �andarm�w, a to dlatego, �e fakt taki nasuwa my�l o bli�szym stosunku oskar�onego z organizacjami rewolucyjnymi. Jak widzimy, rz�d carski zmuszony jest cofa� si� przed wzrastaj�c� fal� bibu�y, kt�ra wymog�a na nim pewne rozszerzenie praw cz�owieka pod caratem. Jest to jeden z dosy� licznych dowod�w elastyczno�ci konstytucji rosyjskiej. Maj�c za zasad� nie prawo, lecz samowol� urz�dnicz�, rz�d carski musi te� godzi� si� z naturaln� tego konsekwencj� - wzgl�dn� chwiejno�ci� organ�w w�adzy oraz z cz�stymi odst�pieniami w poszczeg�lnych wypadkach od praw i przyj�tych zasad rz�dzenia. Ka�dy z urz�dnik�w, b�d�c obdarzony odrobin� carskiego samow�adztwa, prowadzi niejako polityk� na w�asn� r�k�, a �e zale�no�� jego od otoczenia jest znacznie wi�ksz�, ni� zale�no�� centralnego rz�du, wi�c jest on sk�onniejszym do zawierania ugody i patrzenia przez palce na najrozmaitsze przest�pstwa. Tak si� te� sta�o i z �andarmeri� w Polsce w stosunku do bibu�y. Nie zmieni�a ona w niczym praw i przepis�w w�adzy centralnej, lecz zawar�a milcz�c� ugod� z pewn� kategori� przest�pstw i nic chc�c sobie przysparza� uci��liwej i �mudnej pracy, zamkn�a oczy na nie. Druk nielegalny jest nielegalnym w zasadzie, za� w praktyce zosta� do pewnego stopnia ulegalizowany. Zaznaczy� jednak trzeba, �e taka legalizacja, jako nie maj�ca sankcji prawnej, nie fest czym� sta�ym lub powszechnym. W ka�dej danej chwili, w ka�dym wypadku zaple�nia�e od nieu�ywania prawo mo�e by� wyci�gni�te z k�ta zapomnienia i mo�e by� u�ytym dla ukarania winnego. Na prowincji np., szczeg�lniej na wsi w�r�d w�o�cian, gdzie administracja i �andarmeria mniej ma roboty, ka�dy druk nielegalny mo�e �ci�gn�� gromy na g�ow� jego czytelnika. Jestem jednak przekonany, �e dalszy, a nieuchronny wzrost czytelnictwa druk�w zakazanych w Polsce, zmusi w�adz� do zgodnego usposobienia wzgl�dem bibu�y nawet w najg�uchszych zak�tkach kraju. Bibu�a wi�c nie tylko jest potrzeb� wielkiej cz�ci czytaj�cej publiczno�ci polskiej, lecz zarazem i pewn� sil�, przed kt�r� pot�ny rz�d carski musi si� cofa�. Wobec tego nie bez znaczenia jest pytanie, kto t� si�� rozporz�dza i kto t� potrzeb� zaspokaja. Podane wy�ej cyfry daj� pewn� odpowied� na to zapytanie. Ogromna wi�kszo�� bibu�y - to bibu�a partyjna, sprowadzona i rozpowszechniona przez istniej�ce w kraju organizacje - P.P.S. i Narodow� Demokracj�. Bibu�a innych organizacyj nie stanowi powa�nej cyfry, bodaj tylko �ydowska bibu�a Bundu istnieje w wi�kszej ilo�ci. Bibu�a niepartyjna, stanowi�ca mniejsz� cz�� druk�w nielegalnych, kursuj�cych w kraju, trafia do r�k czytaj�cej publiczno�ci albo staraniem tych�e partii, albo te� przechodzi przez granic� pojedynczymi egzemplarzami, przewo�ona w kieszeniach przejezdnych. Przewaga ilo�ciowa bibu�y partyjnej nad niepartyjn� nie jest czym� przypadkowym. Dla czytelnik�w wszelkiej bibu�y jest ona czym� po��danym, czytanie jej sprawia� mo�e przyjemno��, w wielu wypadkach jest ona potrzeb�, dla zaspokojenia kt�rej ludzie nara�aj� si� nawet na niebezpiecze�stwo, lecz nie jest ona konieczno�ci�. Inaczej jest z organizacj� polityczn�. Sk�ada si� ona z ludzi i d��y do ci�g�ego rozszerzania si�, a �e prze�ladowania rz�dowe raz po raz wyrywaj� pojedyncze jej ogniwa, musi sztab dba� o zape�nienie luk w swych szeregach. Naturalnie, �e naj�atwiej sprosta� temu zadaniu wtedy, gdy organizacja wywiera szeroki wp�yw na ludzi, a pogl�dy jej s� mo�liwie spopularyzowane. W przeciwnym wypadku po pewnym przeci�gu czasu, wobec sta�ego ubywania cz�onk�w organizacji, mo�e wprost zabrakn�� materia�u ludzkiego do odbudowania jej. Jedynym za� �rodkiem, b�d�cym w rozporz�dzeniu organizacji politycznych pod caratem dla sta�ego urabiania opinii w po��danym kierunku, jest s�owo drukowane. Wszystkie inne, jak stowarzyszenia i zwi�zki, zgromadzenia i ustna propaganda, w warunkach politycznych Rosji s� tak ograniczone, �e wp�yw ich si�ga bardzo niedaleko i dzia�a na bardzo szczup�e grono ludzi. Ksi��ka wi�c lub' odezwa zast�pi� tu musi w wi�kszo�ci wypadk�w agitatora i m�wc�, poprzedzi� organizatora, utorowa� mu drog�, przygotowa� dla niego teren i usposobi� dla� przychylnie s�uchacza. A ksi��ka jako agitator ma w dodatku pod caratem nies�ychane zalety. W�dr�wka jej nie zostawia po sobie takich �lad�w, jak w�dr�wka cz�owieka, dzia�a ona cicho, bez ha�asu, mo�e by� w ka�dej chwili zniszczona, mo�e by� tylko niemym �wiadkiem przy badaniach, wreszcie nie wzbudza tyle podejrze� i nie �ci�ga takiej kary lub prze�ladowa�, jak cz�owiek. Jest wi�c wygodnym agitatorem zar�wno dla agituj�cych, jak agitowanych. W wielu za� wypadkach bibu�a jest wprost jedynym narz�dziem w r�ku agitatora partyjnego. Kiedy np. organizacja jest �wie�� i nieliczn�, nie ma w�r�d siebie ludzi, zdolnych do agitacji ustnej, w okresach wi�kszej baczno�ci policyjnej lub wreszcie przy potrzebie wywarcia jednorazowego i mo�liwie szerokiego wp�ywu - bibu�a, w postaci broszury, numeru pisma lub odezwy okoliczno�ciowej, jest wprost nie do zast�pienia. Dodajmy do tego, �e gdy czytanie bibu�y ju� jest potrzeb� wielkiej ilo�ci ludzi, to ten, kto potrzeb� t� zaspakaja, zyskuje na wp�ywie; dodajmy do tego, �e bibu�a partyjna dla wielu ludzi, nie stoj�cych bli�ej organizacji, jest jedynym dowodem istnienia partii, a zrozumiemy, jakie ma znaczenie bibu�a dla organizacji rewolucyjnych pod caratem. Je�li por�wna� je mo�na do organizmu, to bibu�a b�dzie w nich krwi�, kt�ra organizm przy �yciu utrzymuje. Por�wnanie to, w innych nieco s�owach, s�ysza�em z ust jednego ze zdolnych agitator�w P.P.S. na prowincji. B�d�c u niego przejazdem, mia�em od niego otrzyma� korespondencje do "Robotnika oraz pewn� sum� pieni�dzy. By�em nieco oburzony, gdy mi wyliczy� zaledwie po�ow� tego, na com rachowa�. Spyta�em go, czemu to mam przypisa�? - Eh! prosz� was, towarzyszu, dawno�my nie mieli bibu�y! Powiedzcie tam w Warszawie, �eby raz nareszcie nam j� przys�ali. - Aha! - zawo�a�em - wi�c to tak du�o tu sprzedajecie bibu�y?! S�dzi�em bowiem, �e brak pieni�dzy by� wywo�any przez brak towaru, daj�cego si� spieni�y�. M�j towarzysz za�mia� si� i wyj�� z kieszeni kajecik z rachunkami partyjnymi. - Sp�jrzcie! Za bibu�� otrzymujemy bardzo ma�o. Wi�kszo�� jej idzie na agitacj� w�r�d ludzi �wie�ych, kt�rzy niezbyt s� ch�tni do p�acenia. Ale bez bibu�y i w�r�d naszych towarzysz�w trudno zebra� cokolwiek na parti�. My, prosz� was, �yjemy tylko w�wczas, gdy mamy bibu��! My, towarzyszu, �pi�cy tu jeste�my, bibu�a nas budzi! Brak bibu�y dla organizacji politycznej pod caratem, to brak krwi, anemia, skazuj�ca organizacj� na suchotniczy �ywot, na niemo�liwo�� wywierania szerszego wp�ywu na ludzi, na powolne wymieranie. Naturalnie, �e wobec tak wielkiego znaczenia s�owa drukowanego, jednym z najpowa�niejszych zada� ka�dej organizacji nielegalnej jest dostarczenie bibu�y swym cz�onkom, uzbrojenie ich w ten nieodzowny w obecnych czasach or�. Jak ka�dy to rozumie, w domu niewoli - w pa�stwie rosyjskim - nie�atwo to przychodzi i poch�ania� musi sporo energii i si� ka�dej organizacji. Przede wszystkim bibu�a musi by� wyprodukowan�. Pod tym wzgl�dem bibu�a dzieli si� na krajow� i zagraniczn�. Ostatnia stanowi olbrzymi� wi�kszo�� wprost dlatego, �e produkcja za granic� jest znacznie �atwiejsza, ni� pod okiem carskiej policji. Lecz zagraniczna, nim dojdzie do r�k odbiorc�w, ma do przebycia powa�n� przeszkod�, jak� jest granica pa�stwa rosyjskiego, strze�ona pilnie przez rz�d, kt�ry chcia�by z niej zrobi� mur nieprzebyty dla tego rodzaju importu. Siad wyp�ywa konieczno�� dla ka�dej organizacji rewolucyjnej wyszukania dla swych wydawnictw drogi przez granic� i transportowania ich tajnie wewn�trz kraju a� do r�k odbiorc�w. Na tej drodze bibu�� czeka tysi�ce niebezpiecze�stw i przeszk�d, kt�re prze�ama� musi, a pierwsz� z nich jest przej�cie pasu pogranicznego. +GRANICA I ZIELONI Granice we wszystkich pa�stwach s� bardziej strze�one, ni� jakiekolwiek punkty wewn�trz pa�stw, lecz nigdzie baczno�� nie dochodzi do tak potwornych rozmiar�w, jak w Rosji, nigdzie k�opoty graniczne ka�dego maj�cego z tym styczno�� nie s� tak uci��liwe i przykre, jak w pa�stwie cara. Azjatycka tradycja oddzielania si� murem chi�skim od wszelkiej cudzoziemszczyzny, a co za tym idzie, utrudnianie wej�cia wszystkiemu, co przekl�t� Europ� i cywilizacj� tr�ci, nie�atwo daje si� wypleni�, tym bardziej, �e post�p w spo�ecze�stwie, trzymanym w �elaznych kleszczach caratu, idzie wolno ��wim krokiem. Pilnowanie granicy poruczonc jest w Rosji "zielonej" dykasterii agent�w i s�ug carskich. Zielonymi zowiemy ich dlatego, �e ci mandaryni oraz ich s�udzy maj� wypustki zielone na czapkach oraz ramionach i r�kawach swych mundur�w. Poza zielonymi wielk� rol� na granicach odgrywaj� i b��kitni anio�owie-str�e caratu - �andarmi oraz r�ni akcy�nicy i policjanci, ale strze�enie granic carskiego imperium jest specjalno�ci� zielonych. Dziel� si� oni na wojskowych i cywilnych - tzw. stra� pograniczn� i komorowych czyli celnik�w. I jedni, i drudzy s� pod rozkazami ministra finans�w carskich, kt�ry nosi godno�� szefa stra�y pogranicznej, a g��wn� ich siedzib� i terenem dzia�alno�ci jest pas pograniczny pa�stwa. Ten pas pograniczny jest podzielony na trzy linie. Pierwsza - tu� nad granic�, druga, tzw. linia kordon�w, - w oddaleniu l-2 km. od granicy i wreszcie trzecia - rzecz zupe�nie nies�ychana w �adnym pa�stwie - nie ma ju� nic wsp�lnego z poj�ciem linii, bo obejmuje sob� stukilkudziesi�ciokilometrowy pas ziemi wewn�trz kraju. Jak szerok� jest ta trzecia linia, mo�na s�dzi� z tego, �e w Kr�lestwie jedynie gubernia siedlecka jest woln� od baczno�ci zielonych, a potowa Litwy wchodzi w zakres ich dzia�ania. Wobec szeroko�ci lej trzeciej linii musz� j� uwzgl�dni� i zaj�� si� ni� osobno. Natomiast obecnie zatrzymam si� jedynie na pierwszych dw�ch, stanowi�cych w�a�ciwy pas pograniczny i b�d�cy pierwsz� przeszkoda dla wszystkiego, co wbrew prawu carskiemu wkracza na terytorium knutow�adnego pana, a wi�c i dla bibu�y. Pierwsza linia zielonych spe�nia swe obowi�zki W spos�b nast�puj�cy: tu� przy granicy, zastosowuj�c si� do wszystkich jej za�om�w i zakr�t�w, s� rozstawieni �o�nierze z karabinami mniej wi�cej w odleg�o�ci 200 do 600 krok�w jeden od drugiego. Naturalnie, w miejscowo�ci r�wnej, gdzie oko daleko si�ga, posterunki s� rzadsze, tam za�, gdzie granic� upi�kszaj� pag�rki, lasy i gaje, a jeszcze bardziej, gdzie do granicy zbli�aj� si� zabudowania, �o�nierze s� rozrzuceni g�sto. Przechadzaj� si� oni nad granic�, siedz�, ogl�daj� widoki, stanowi�c niezb�dn�, charakterystyczn� plamk� na pejza�u granicznym. Zadaniem ich jest pilnowa�, by �adna �ywa istota, naturalnie, opr�cz ptak�w, nie przesz�a przez granic� ani w jedn�, ani w drug� stron�. Ca�y ruch tych istot jest przez to skierowywany do okre�lenia punkt�w, gdzie doz�r graniczny jest niejako zg�szczony i gdzie wszystko: ludzie i ich pakunki, towary i ich opakowanie podlega odpowiedniej rewizji oraz mo�e otrzyma�, pozwolenie na przekroczenie granicy. S� to komory i przykom�rki. Te punkty ze zg�szczonym dozorem granicznym pracuj� tylko we dnie, noc� za�, z wyj�tkiem miejsc, gdzie granic� przecina kolej, dzia�alno�� zielonych ustaje i granica na ca�ej przestrzeni jest zamkni�ta ca�kowicie. Na noc �ci�gaj� r�wnie� �o�nierzy z posterunk�w nadgranicznych. Naturalnie, robi si� to nie z ufno�ci, �e tacy lub inni przest�pcy praw carskich noc sp�dzaj� spokojnie w ��ku, lecz dlatego jedynie, �e do ciemno�ci nocnej pierwsza linia stosuje inny system obrony granicy. Rozsypuje si� ona po tzw. w j�zyku "zielonych" - sekretach. Sekret polega na tym, �e laki drab z karabinem, zamiast jako bohater sta� na widoku, zaczaja si�, jak kot, gdziekolwiek na przypuszczalnej drodze przekraczaj�cych nielegalnie granic�. Druga linia, czyli tzw. linia kordon�w, r�wnie� nic pr�nuje. Przecina ona, jak powiedzia�em wy�ej, wszystkie drogi, id�ce od granicy, w oddaleniu jednego, dw�ch, bardzo rzadko wi�cej kilometr�w. Wysy�a ona przede wszystkim konne patrole w r�ne strony, a opr�cz tego ma za zadanie rewidowanie wszystkiego, co si� przewija przez drog�, o ile to nie jest zaopatrzone legitymacj� z pierwszej linii. Tutaj te� na przeci�ciu jakiejkolwiek drogi stoj� koszary dla oddzia�k�w zielonych, zwane kordonami. Cywilni "zieloni" operuj� w komorach i przykom�rkach. Zadaniem ich jest, jak wspomnia�em wy�ej, rewidowanie rzeczy podr�nych, nak�adanie i odbieranie c�a od towar�w importowanych oraz wizowanie paszport�w przejezdnych. W wi�kszych jednak punktach, gdzie si� przewija powa�niejsza ilo�� os�b, kontrola nad lud�mi, przekraczaj�cymi granic�, jest oddana w r�ce �andarm�w. Tych komorowych urz�dnik�w, wobec formalistyki biurokracji rosyjskiej i jej niedo��stwa, jest ca�e mn�stwo. W ka�dym miasteczku nadgranicznym mo�na spotka� kilku, w wi�kszych za� miasteczkach kilkunastu i kilkudziesi�ciu zielonych cywilus�w, ugwia�d�onych i umundurowanych, stanowi�cych w okolicach nadgranicznych razem z oficerami stra�y pogranicznej pijacz� i hulaszcz� kompani�. Z tego opisu wnosi� mo�na, ile si�, �rodk�w i energii zu�ywa pa�stwo rosyjskie na ochron� swej granicy! Granica, upstrzona komorami, naje�ona bagnetami i urozmaicona patrolami konnymi wygl�da nadzwyczaj okazale i musi przejmowa� strachem ka�dego �mia�ka, kt�ry odwa�y si� wbrew zakazom carskim przekracza� j� sam lub z zabronionym towarem. W istocie wywiera ona silne wra�enie! Pami�tam �ywo swoje pierwsze zetkni�cie si� z granic�, gdym po powrocie z wygnania jecha� odwiedzi� ojca i rodze�stwo, mieszkaj�cych w owe czasy w maj�tku na pograniczu pruskim. Cz�� drogi, kt�r� mia�em do zrobienia, le�a�a tak blisko granicy, �e do s�up�w granicznych od drogi by�o zaledwie kilka krok�w. Droga idzie w tym miejscu lasem i musia�em j� przebywa� p�nym wieczorem. Gdy�my si� wlekli wolnym krokiem po piaszczystej drodze, z daleka z lasu dobieg�o do nas echo wystrza�u karabinowego. Po chwili na drodze zadudnia�o i kilka uzbrojonych konnych postaci min�o nas w galopie. Nast�pnie spotka�em znowu kilku konnych, kt�rzy czego� szukali na drodze, o�wietlaj�c j� latark�. Jeden z nich podjecha� do nas i nieco grubia�skim tonem zapyta�: - Otkuda? (sk�d). - Z Jurborgu jad� do Taurog�w - odpowiedzia�em. - W Tawrogi! - I, spojrzawszy na konie i zaprz�g, doda�: - Pomieszczyk - co w j�zyku rosyjskim oznacza pozycj� socjaln�, nazywan� w Galicji "obszarnik". - Tak - rzek�em - czego chcecie? - Niczawo! Kontrabanda �owim, pojez�ajtie! Wo�nica m�j, t�gi, barczysty �mudzin, splun�� pogardliwie i zaci�� konie. Po chwili rozleg�y si� znowu strza�y. Trafi�em widocznie na niespokojn� chwil�, lecz przyznam si�: te strza�y nocne w lesie, te p�dz�ce patrole i uwijanie si� po drodze uzbrojonych ludzi sprawi�y na mnie silne wra�enie. Wygl�da�o to na ma�� wojn�. Tym czasem spotkali�my raz jeszcze konnych z latarkami, szukaj�cych czego� na drodze, i m�j �mudzin raz jeszcze splun�� energicznie i odwr�ciwszy si� do mnie, flegmatycznie m�wi�: - Psy, �lad�w szukaj�! Psy, czyste psy! - �lad�w? - pyta�em zdumiony. - Ale� na drodze tych �lad�w jest mn�stwo! �mudzin nie m�g� mi tego wyt�umaczy�, zbyt �le m�wi� po polsku, a ja znowu nie umia�em po litewsku. Wkr�tce jednak wyt�umaczy� mi to jeden z �o�nierzy tej samej stra�y pogranicznej. Spotka�em si� z nim w karczmie, przy kt�rej zatrzymali�my si�, by da� koniom odetchn��. Pocz�stowany papierosem i kieliszkiem w�dki, zacz�� mi opowiada� o swoim �yciu. - Ci�ka s�u�ba, psia, ani dniem, ani noc� spoczynku nie ma! We dnie na linii, a w nocy w sekretach. I dobrze, kiedy �adna pogoda, a w deszcz i wiatr w lesie straszno i ha�as taki od szumu drzew, �e nic poza tym nie s�ycha�, no, i przespa� te� si� chce. A tu pilnuj i pilnuj, jak �lad jaki na ciebie, a nie z�apa�e�, to ci� nie pog�adz�, albo jak pog�adz�, to z�bom nie bardzo zdrowo od tego g�askania, - doda�, �miej�c si� z w�asnego dowcipu. - Jakie �lady w lesie? - pyta�em. - Nie w lesie, a na drodze, a droga na noc zabronowana, wi�c kto wpoprzek drogi od granicy przejdzie, �lad zostawi. A tam starsi z latark� po drodze biegaj�, gdzie �lad jest, zaraz do najbli�szego sekretu: �lad na ciebie by�, gdzie kontrabanda? Czorty! - skar�y� si� m�j �o�nierz. W istocie, gdy si� przypatrzy�em potem, dostrzeg�em, �e czorty drog� zabronowali tak, �e ka�dy przechodzie� zostawia� na piasku wyra�ny odcisk swej stopy. - C� ty robisz - indagowa�em dalej �o�nierza, - gdy na ciebie wyjdzie kontrabandzista? - Wiadomo co. Strzelam. Musz� niby przed tym krzykn�� "st�j", ale gdzie tam krzycze�, on ucieknie, on ten las zna, jak kiesze� w�asn�. Teraz to lepiej, - dawniej, jak ciebie taki diabe� ju� min��, to lepiej nie strzela�. Jak trafisz w plecy. to ci� karali, bo karabin by� niby do tego, �eby si� broni� albo da� sygna�. A teraz nie �artuj, w plecy czy w �eb - to jedno. Prawo takie jest! - m�wi� z dum� i zadowoleniem. - Oli dzisiaj, s�ysza� pan? - m�wi� dalej - pewnie kt�rego diab�a na tamten �wiat wyprawili. Wachmistrz nasz chodzi� na tamte stron� dniem, przebrany by�. Kaza� dzi� czeka� kontrabandy, s�ysz� - du�o mieli przenosi� noc�. Pewno z�apali, zarobi� dobrze, szcz�cie maj�. Trzeba bowiem wiedzie�, �e rz�d zach�ca swych agent�w do t�pania kontrabandy w ten spos�b, �e ka�dy, kto, wska�e lub z�apie przeszwarcowany towar, otrzymuje trzeci� cze�� sumy, otrzymanej ze sprzeda�y tego towaru. Drug� trzeci� cz�� sk�ada si� do banku pa�stwa i w ko�cu roku sum� ca��, otrzyman� z ca�ego okr�gu celnego, dzieli si� pomi�dzy urz�dnik�w komorowych i oficer�w stra�y pogranicznej. Wreszcie reszta idzie do skarbu. Naturalnie, za rzeczy, kt�re nie mog� by� sprzedane, w rodzaju np. bibu�y, rz�d wydaje osobn� nagrod�. Z tego ma�ego opisu wnosi� mo�na, �e pogranicze rosyjskie jest stale na stopie wojennej. Wi�cej, tam stale wojna si� toczy, rzeczywista wojna - ze szcz�kiem broni, z wystrza�ami, zasadzkami, fortelami wojennymi i, co najsmutniejsza, z ofiarami w ludziach. Z jednej strony walczy rz�d, z drugiej wszystko, co w Rosji jest kontraband�. Nie trzeba my�le�, �e ta kontraband� s� tylko towary, �e je tak nazw�, polityczne. Przeciwnie, przede wszystkim s� to najzwyklejsze warto�ci u�ytkowe - spirytus, cygara, koronki, zegarki, chemikalia itd., s�owem rzeczy, produkowane za granic� i ob�o�one przez rz�d wysokim c�em. Kontrabanda polityczna stanowi w tej powodzi zwyczajnego szwarcownictwa znikomo ma�� cze�� i dopiero w ostatnich czasach rz�d zwr�ci� na ni� baczniejsz� uwag�, nie stosuj�c zreszt� wzgl�dem niej �adnych nowych �rodk�w obrony, a walcz�c z bibu�� tak samo, jak walczy z cygarem lub p��cienkiem. Kto jednak jest zwyci�zc� w tej wojnie? Cyfry, przytoczone w poprzednim rozdziale, dowodz�, �e w tym wypadku zwyci�a nie silniejszy. Lecz w jaki spos�b to si� odbywa? Przypuszczam, �e ka�dy z nieznaj�cych dobrze stosunk�w pogranicznych przedstawia to sobie tak, jak ja to sobie wyobra�a�em na razie po owej nocy, sp�dzonej w nadgranicznej drodze. Gdym my�la� o transportach bibu�y, �ni�y mi si� przekradania si� przez lasy, tajemnicze szmery bor�w, niespodziane spotkania ze stra�� pograniczn� itp. rzeczy, przypominaj�ce nieco opowiadania Coopera lub Mayne-Reida. Lecz dosy� jest przemieszka� na pograniczu czas pewien, by si� pozby� tej romantyki. Co do mnie, zacz��em si� jej pozbywa� bardzo pr�dko. W kilka dni po opisanej drodze w m�ocarni u ojca co� si� zepsu�o. Okaza�o si�, �e jest to drobnostka, jakie� �rubki, kt�re si� po�ama�y przy robocie. Wiejski kowal nie m�g� tego naprawi�, do miasta by�o daleko, natomiast granica, i pruskie miasteczko by�y blisko. By�em przy tym, jak ojciec otrzyma� od kowala odpowied�, �e naprawa przechodzi jego uzdolnienie fachowe, i jak ojciec rzeki: - Trzeba pos�a� do Prus. S�dzi�em, �e ojciec po�le konie za granic� i zaproponowa�em, �e mu to za�atwi�, byle mi wystara� si� o p�pasek. - Eh, nie warto, mnie to potrzebne jak najpr�dzej, po�l� Bart�ukajtisa szwarcowa�, ten mi jutro przyniesie. Wi�c on te �rubki b�dzie szwarcowa�? - Naturalnie! - odpowiedzia� ojciec, - i tyby� je szwarcowa�, bo przecie z tymi g�upimi �rubkami nie p�jdziesz do urz�du celnego. Oho! zaczep ich tylko, zapisz� stosy papieru z powodu tych paru �rubek - i ja, i oni stracimy na to mn�stwo czasu. Po co to komu potrzebne! A Bart�ukajtis i tak chodzi nieledwie codzie� do Prus po spirytus. Przy okazji za�atwi i m�j interes ze �rubkami. Tak si� te� sta�o. Bart�ukajtis nazajutrz ju� dostarczy� nowe �rubki, zrobione przez porz�dnego pruskiego rzemie�lnika. Wkr�tce przekona�em si�, �e g�upie �rubki nie s� wyj�tkiem. Czy we dworach, czy w chatach w�o�cia�skich wszystkie przedmioty, b�d�ce produktami fabryk i warsztat�w, pochodz� z Prus i dosz�y r�k swych w�a�cicieli bez po�rednictwa urz�d�w celnych. Opr�cz tego raz po raz spotyka�em takich Bart�ukajtis�w, chodz�cych codzie� do Prus i za�atwiaj�cych te lub owe interesy swych wsp�obywateli. Prusy - to obce pa�stwo, oddzielone od imperium cara podw�jn� lini� stra�y pogranicznej - wciska�o si� najwyra�niej w posiad�o�ci rosyjskie, m�c�c czysto�� idei �ci�le odgraniczonego pa�stwa. By�a to Rosja, lecz pod wielu wzgl�dami i Prusy. Ba, gdyby tylko Prusy! Rozpytuj�c okolicznych ch�op�w, dowiedzia�em si�, �e znaj� oni Ameryk� daleko lepiej, ni� sw�j kraj rodzinny. Wielu ch�op�w �mudzkich nie wiedzia�o nic o Wilnie i Kownie, nawet o swym powiatowym miasteczku Rosieniach. Natomiast od niejednego us�ysza�em opis Nowego Jorku lub Chicago, podr�y po morzu i warunk�w pracy w fabrykach i kopalniach ameryka�skich. Za ka�dym razem pyta�em ch�opa, czy bra� paszport na wyjazd z kraju i najregularniej, zamiast odpowiedzi, widzia�em pogardliwe wzruszenie ramion, maj�ce oznacza�: "Ktoby si� tym g�upstwem zajmowa�! I w tym wi�c wypadku granica z jej paszportami, c�ami i k�opotami nie istnia�a dla tych ludzi. P�niej w swoich w�dr�wkach zwiedzi�em pogranicze w r�nych miejscach. Bywa�em na granicy pruskiej i austriackiej, i tam, gdzie granica jest mokr�, tj. gdzie granic� stanowi rzeka lub strumie�, i tam, gdzie na granicy s� miasta lub miasteczka, czy te�, przeciwnie, stanowi� j� ma�o zaludnione bory - wsz�dzie spostrzega�em ten zanik granicy dla mieszka�c�w pogranicznych, t� poufa�o�� i maltretuj�cy stosunek wzgl�dem surowych, nieledwie wojennych przepis�w granicznych. Powszechne chodzenie �cie�kami nieprawnymi, przest�pstwa, chocia� drobne, lecz epidemiczne i stale si� powtarzaj�ce, wyrobi�y pewnego rodzaju solidarno�� w mieszka�cach pogranicza. Istnieje tam nieustanny spisek, chocia� niezorganizowany i milcz�cy, lecz pomimo to obowi�zuj�cy do solidarno�ci wszystkich przeciw prawu i przeciw tym, co pilnuj� granicy. Naturalnie, taka solidarno�� ogromnie u�atwia wojn� z zielonymi. Jeden z towarzysz�w, kt�ry d�u�szy czas prowadzi� na pograniczu interes partyjny, opowiada� mi o faktach, dowodz�cych poczucia tej solidarno�ci. - Razu pewnego - m�wi� mi - naj��em konie, by odwie�� kilka paczek bibu�y do miasteczka, nieco od granicy oddalonego, sk�d inni towarzysze mieli je zabra�. Nie lubi� w��czy� si� po drogach nadgranicznych p�nym wieczorem lub w nocy - nieraz stra�nicy, nie widz�c, z kim maj� do czynienia, przypadkowo mog� zatrzyma� tych, kogoby we dnie nie ruszyli. A tu sp�ni�em si� nieco z opakowaniem bibu�y, wi�c �pieszy�em. Jak na nieszcz�cie, trafi� mi si� wo�nica pijany. Na wszelkie moje perswazje, by jecha� pr�dzej, mrucza� co� niezrozumia�ego, a wreszcie, gdy bryczka zawadzi�a o jaki� kamie� na drodze, wypad� z wozu. By� dobrze str�biony, wi�c, podnosz�c si� z ziemi, co chwil� przewraca� si� znowu. Zirytowa�em si� wreszcie. - No, s�uchajcie! - rzek�em. - Le�cie sobie tutaj i �pijcie, ja pojad� do N., a wracaj�c, zabior� was. Ch�op si� oburzy� na tak� propozycj�. - Nie zostawi mnie pan tu, kiej psa. I ja katolik i pan katolik, i ja kontrabanda i pan kontrabanda. Mrowie mi� przesz�o po sk�rze na takie dictum. Ch�op wiedzia�, �e si� zajmuj� przemyc